- Dzień dobry – gorącymi wargami musnął jej kark, gdy kończyła kroić pomidory. Bezceremonialnie przytulił się
do jej pleców. Szybko wyswobodziła się z tego uścisku i poprawiła szlafrok.
- Proszę cię – rzekła karcącym
tonem
- Wczoraj byłaś milsza – zauważył
splatając ręce na wysokości torsu. Podświadomie bał się, że ich wczorajsza
rozmowa jest nieaktualna, że ona znów zacznie się wycofywać.
- Wczoraj byliśmy zamknięci w
łazience, a dzieciaki smacznie spały. A za momenty wpadną tutaj dwie małe
torpedy. Wszystko powoli, stopniowo, w swoim czasie. Nie zniechęć ich do siebie
– poprosiła gładząc delikatnie kciukiem jego policzek. Chwycił jej dłoń i
złożył na jej wnętrzu krótki pocałunek.
- Masz rację. Chcę porozmawiać
dziś z Damianem. Może odwiozę go do szkoły?
- Jeśli tylko się zgodzi –
uśmiechnęła się ciepło i spojrzała w stronę korytarza – O wilku mowa. Marek
chce cię zawieźć do szkoły. Co ty na to?
- Pojedziemy twoim autem? –
spojrzał na Dobrzańskiego, przecierając jeszcze zaspane powieki
- Pewnie
- Super! Kumple będą mi
zazdrościć! – rzucił uradowany i ruszył w stronę swojego pokoju – Idę się ubrać
- Obudź siostrę – zawołała za
nim. Dobrzański uśmiechnięty puścił w stronę kobiety oczko. Stosunek Damiana do
niego wskazywał, że mały nie będzie się buntował przed jego przeprowadzką. Mimo
to czuł niepokój. Nigdy nie przeprowadzał takich rozmów.
Zatrzymał auto przed bramą jednej
z warszawskich podstawówek. Chłopiec już chciał otwierać drzwi, gdy zatrzymał
go głos bruneta
- Poczekaj chwilę, chciałem z
tobą porozmawiać – zaczął niepewnym tonem. Odwlekał tę rozmowę do ostatniej
chwili. Zresztą droga z osiedla Uli do szkoły do zbyt długich nie należała
– Twoja mama jest bardzo dla mnie ważna – chłopiec wlepił swoje spojrzenie w
Dobrzańskiego – Zależy mi na jej szczęściu, ale również zależy mi byście ty i
twoja siostra byli szczęśliwi. Dlatego też nie chcę robić nic wbrew tobie i
Mai. Chciałbym z wami mieszkać, ale jeśli się nie zgodzisz, zrozumiem.
- Możesz mieszkać – odparł po
chwili zastanowienia – Lubię cię. Masz fajny samochód i umiesz sklejać modele –
Marek miał ochotę się roześmiać, ale wiedział, że nie wypada, więc starał się
zachować powagę – Tylko nie chcę, byś zabrał nam mamę tak, jak ciocia Kasia
tatę.
- Ty i Maja jesteście dla mamy
najważniejsi. Ja i wasza mama będziemy wam poświęcać tyle czasu, ile będziecie
potrzebować, obiecuję – zapewnił – A i będąc na miejscu będziemy mogli częściej
kleić modele. Dzięki – wyciągnął do małego rękę, którą ten uścisnął – Zmykaj do
szkoły. Pani Halina przyjdzie po ciebie z Mają. Zobaczymy się wieczorem
Odetchnął. Wiedział, że po pracy
może jechać do domu pakować swoje rzeczy. Zaczynał nowy rozdział w swoim życiu.
Stały przed nim wyzwania, którym miał nadzieję podołać. Niemal z dnia na dzień
miał się stać ojczymem dwójki dość małych dzieci.
Od pewnego czasu jego stosunki z
Sebą znacznie się ochłodziły. Przyjaciel nie potrafił zrozumieć decyzji
Dobrzańskiego o związku z panią dyrektor. Olszański wciąż miał w głowie
hulanki, łatwe panienki i beztroskie życie. Stabilizacja była dla niego
abstrakcją i poniekąd miał żal do kumpla, że nie towarzyszy mu już podczas
nocnych imprez. Prezes prowadził teraz stateczne życie. Po pracy grzecznie
wracał ze swoją kobietą do domu, poświęcał czas opiece nad dziećmi, a na korty
jeździł z ‘dzieciakiem’, jak zwykł określać go Seba. Jednak obaj panowie
tęsknili za wspólnymi rozmowami, wygłupami i po prostu swoją obecnością.
Olszański powoli zaczynał rozumieć, że nie powinien był tak krytycznie oceniać
wyborów kolegi i powinien był uszanować jego decyzję o zmianie życia.
- Cześć – zapukał w jeden ze
styczniowych dni do gabinetu prezesa – Mogę na chwilę?
- Jasne – obrzucił przyjaciela
uważnym spojrzeniem – Coś nie tak z tymi umowami dla modelek?
- Nie, nie. Ja w bardziej
prywatnej sprawie – zaczął tłumaczyć siadając na sofie
- Jeśli chcesz mnie namówić na
jakąś – Olszański nie dał mu dokończyć
- Nie. Spokojnie. Nie zamierzam
cię wyciągać na wódkę. Ale nie ukrywam, że trochę mi brakuje tych naszych
wypadów po pracy. I nie mówię wyłącznie o pannach i procentach – Marek
uśmiechnął się pod nosem
- Mnie też – przyznał
- Co powiesz na piwo i mecz
jutro? Albo siłownię w sobotę?
- Jutro nie mogę, bo obiecałem
już, że obejrzę to spotkanie razem z Damianem. Ale w środę jest Liga Mistrzów i
chętnie wpadnę do ciebie. Siłownia jak najbardziej tak. O ósmej? – blondyn
kiwnął głową – No to jesteśmy umówieni – klepnął kumpla w ramię
- Marek, chciałem cię przeprosić.
Powinienem uszanować twój wybór.
- Było, minęło – Dobrzański
wyciągnął dłoń w kierunku przyjaciela.
- Witaj synku – w drzwiach
stanęła Helena. ‘Czy to jakiś dzień pielgrzymek do mnie?’ pytał sam siebie.
- Cześć mamo – przywitał się z
nią i podejrzliwie spojrzał na matkę – Co cię sprowadza?
- Przed świętami rozmawialiśmy o
spotkaniu ze czwórkę. Będziemy mieć z tatą wolny weekend, może wpadniesz z
panią Sosnowską na obiad w sobotę? – zapytała pozornie uprzejmym tonem. Marek
zmarszczył brwi.
- Przecież wiem, że nie lubisz
Uli i jej nie akceptujesz, więc po co ta farsa?
- Może gdy ją lepiej poznam… -
zaczęła. Sądziła, że syn będzie pozytywnie nastawiony do pomysłu, a dla niej ta
kolacja będzie dobrą okazją do udowodnienia tej kobiecie, że nie pasuje do ich
rodziny
- Oboje wiemy, że problem nie
tkwi w tym, że jej nie znasz. Problemem jest to, że jest starsza i ma dzieci. A
to się nie zmieni. Dopóki nie zaakceptujesz faktu, że jesteśmy razem sądzę, że
wspólne spotkanie nie ma większego sensu – powiedział zdecydowanie.
- Jak uważasz – prychnęła i
szybkim krokiem opuściła pomieszczenie.
Dochodziła osiemnasta, gdy
parkował auto przed blokiem Uli. Był wykończony. Miał spotkanie za spotkaniem.
W międzyczasie odbierał telefony i sms’y od znajomych z życzeniami. Dzwoniła
też jego matka, ale brzmiała mało przekonująco życząc mu szczęścia. Jego
szczęście w jej mniemaniu powinno mieć dwadzieścia lat, IQ na poziomie
szympansa, za to rozległe koneksje i długie blond włosy. Nie miał ochoty na kolację z rodzicami. Wolał
posiedzieć w domu z Ulą i dzieciakami. Jego dwudzieste siódme urodziny
natchnęły go refleksją, że zaczyna mieć zachcianki emeryta. Śmiał się pod
nosem, gdy uświadomił sobie, że woli kapcie i lampkę wina w domu, niż imprezę
do białego rana w klubie. Wjechał na górę i otworzył kluczem górny zamek.
- Jestem – zawołał z przedpokoju,
ściągając zimowy płaszcz. Zdziwił się trochę tą panującą ciszą. Zwykle było
słychać od progu dyskusję dzieciaków, bajkę, którą uwielbiała oglądać Maja,
albo odgłosy dochodzące z konsoli Damiana. Wszedł do pogrążonego w półmroku salonu
i stanął w pół kroku. Elegancko nakryty stół, świece, jego ulubiona sałatka z
grillowaną dynią, łosoś, butelka szampana i ona. Ubrana w seksowną, granatową
sukienkę z wiązaniem na szyi i krwisto czerwonymi, kusząco rozchylonymi ustami.
‘Jednak pamiętała’ uśmiechnął się w duchu. Cały dzień był przekonany, że
zapomniała o jego święcie.
- Wszystkiego najlepszego
kochanie – szepnęła zmysłowym głosem i czule pocałowała jego usta – Głodny? –
zapytała prowadząc go za rękę do stołu. Pilotem włączyła nastrojową muzykę.
- Mówisz o sobie, czy kolacji? –
spojrzał na jej twarz roziskrzonym wzrokiem. Roześmiała się uroczo.
- Wszystko w swoim czasie –
szepnęła, zahaczając językiem o poduszeczkę ucha. Poluzował krawat. Zaczynało
mu się robić gorąco. Powiesił marynarkę na oparciu krzesła.
- Gdzie dzieci? – zapytał, gdy
upił łyk chłodnego trunku
- Udało mi się je przekupić i
poszły na noc do pani Haliny – spojrzała na niego figlarnie – Mamy całą noc na
świętowanie, ale niestety nie za darmo. Damianowi obiecałam, że zabierzesz go w
sobotę na kort, a później na gokarty. Ja z Mają jestem umówiona do centrum
zabaw.
- Uczciwa transakcja – zaśmiał
się. Co ta kobieta z nim robiła, że nie potrafił zebrać przy niej myśli.
- Twoje zdrowie kochanie –
uniosła kieliszek z szampanem. Napawał się jej widokiem. Wyglądała dziś
wyjątkowo pociągająco. Miał ochotę zedrzeć z niej tę sukienkę i kochać się z
nią choćby na tym stole. Próbował uspokoić szalejące zmysły. ‘Wszystko w swoim
czasie’ powtarzał w myślach jej słowa.
- Pyszna kolacja – rzekł z
uznaniem, gdy odsunął pusty talerz – Dziękuj- oboje czuli to rosnące
między nimi napięcie.
- Możemy zatem przejść do
prezentów – ruszyła w stronę komody i wyciągnęła z niej niewielkie, podłużne
pudełko w kolorze butelkowej zieleni - Szczęścia i miłości – szepnęła wręczając
mu prezent
- Jednym słowem życzysz mi, byś
zawsze była obok mnie – zatonął w jej spojrzeniu. Oblała się delikatnym
rumieńcem. Byli razem tyle czasu, a ona wciąż reagowała w ten krępujący ją
sposób na wszystkie komplementy i wyznania. Otworzył wieczko i spojrzał na
jedwabny krawat
- Jest w kolorze twoich oczu –
musnęła jego wargi. Odkładając pudełko na stół mocno przyciągnął ją do siebie.
Nie chciał już czekać. Zachłannie wpił się w jej usta, a prawą dłoń skierował w
kierunku wiązania jej sukienki. Położyła dłonie na jego torsie i delikatnie go
odsunęła. Spojrzał na nią przymglonym, zaskoczonym wzrokiem – Nie tak szybko –
na te słowa jęknął zawiedziony – Druga część prezentu za pięć minut w sypialni
– przygryzła dolną wargę i ruszyła w kierunku korytarza. Odprowadził ją
roziskrzonym wzrokiem i haustem wypił zawartość kieliszka. Pozbył się krawata.
Rozpiął dwa górne guziki, podwinął rękawy do wysokości łokci i nerwowo
przeczesał włosy. Spojrzał na zegarek. Minęło dopiero jakieś siedemdziesiąt
sekund. Ściągnął zegarek i położył go na stole. Zdmuchnął świece. Niespokojnym
krokiem przemierzył kilka razy długość salonu. Miał dość. Ruszył w kierunku ich
sypialni. Całe pomieszczenie oświetlone było kilkudziesięcioma porozstawianymi
w różnych miejscach świecami. Na środku łóżka leżała ona jedynie w czarnych,
koronkowych stringach i czerwonej kokardzie przewiązanej na wysokości piersi.
Przełknął głośno ślinę i patrząc na nią czuł rosnące podniecenie.
- Dobry boże – wychrypiał
urzeczony. Aż do tego momentu zastanawiała się, czy się nie wygłupi. Prawie
czterdziestoletnia kobieta ze wstążką zamiast stanika. W jej mniemaniu takie
zabawy były dla napalonych nastolatków. Jednak teraz obserwując jego reakcję
widziała, że jej szalony pomysł był strzałem w dziesiątkę. Dobrzański był
zachwycony. Spragniony pieszczot niemal rzucił się na nią.
Wysunął się z niej delikatnie,
gdy uspokoili oddechy po kolejnym tej nocy orgazmie.
- To najcudowniejsze urodziny w
moim życiu – szepnął składając na jej piersiach krótkie pocałunki – Chciałbym
spędzać w podobny sposób najbliższe dwadzieścia siedem rocznic
- Tylko dwadzieścia siedem? –
zaśmiała się przeczesując palcami jest głosy
- Wiesz, obawiam się, że później
będziemy musieli nieco zwolnić tempo. Oboje nie damy rady kondycyjnie – spojrzał
na nią z miłością.
Obudziła się wtulona w jego tors.
Nie spał już. Czule gładził kciukiem jej niczym nieosłonięte plecy.
- Chciałabym, żeby tak było już
zawsze – mruknęła, jeszcze lekko zaspana.
- Może tak być, jeśli zgodzisz
się zostać moją żoną – wypalił. W sekundę się obudziła, a jej umysł zaczął
pracować na najwyższych obrotach. Zamarła, lecz po chwili radośnie się
roześmiała. Był skonsternowany – Oświadczam ci się jeśli nie zauważyłaś –
zaśmiał się chcąc rozluźnić nieco atmosferę
- Nie wygłupiaj się – znów
roześmiała się serdecznie – Ale powiem ci, że w sekundę mnie rozbudziłeś –
szybko zmieniła temat – Proponuję wspólny prysznic, śniadanko, a później praca
czeka prezesie – musnęła jego usta i ruszyła w kierunku łazienki. Przyglądał
się jej uważnie – No panie Dobrzański, nie ociągamy się, spragniona kobieta
czeka – westchnął i ruszył w jej stronę z uśmiechem.
Było sobotnie popołudnie, gdy
siedzieli w salonie sącząc wino przy dźwiękach francuskich piosenek z lat
sześćdziesiątych. Ona przeglądała właśnie najnowsze wydanie miesięcznika o
modzie, on sprawdzał na tablecie notowania giełdowe, gdy do pokoju wszedł
Damian.
- Co tam synku? – zapytała
zauważając, że jej syn przysiadł na fotelu nieco zamyślony
- Mam sprawę do Marka – prezes
słysząc te słowa odłożył urządzenie i spojrzał na chłopca uważnie
- Śmiało – zachęcił go
- Bo w przyszłą sobotę mamy w
szkole turniej – zaczął wyjaśniać – będą różne konkurencje, nagrody. Będą
wszyscy moi kumple. Tylko, że to jest turniej ojców i synów. Rozmawiałem z tatą
i wiem, że nie będzie mógł przyjechać – Ula uśmiechnęła się do syna
pocieszająco. Postawa Piotra wobec dzieci coraz bardziej zaczynała ją irytować.
Po raz kolejny zawodził, po raz kolejny nie dotrzymywał obietnic – Iiii
pomyślałem, czy nie chciałbyś pójść tam ze mną – spojrzał na Marka z nadzieją
- Będę zaszczycony – odparł z
uśmiechem
- Super! – wrócił do swojego
pokoju dumnym krokiem. Ula uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, lecz po
chwili zmarszczyła brwi
- Chyba zgodziłeś się zbyt pochopnie.
Przecież w piątek miałeś lecieć do Budapesztu na cztery dni.
- Pamiętam – odparł – Ale prośba
Damiana… Nie mogłem go zawieźć. Widziałaś, jak bardzo mu zależało
- Marek, od tych negocjacji wiele
zależy. To duży kontrakt. Nie możemy się teraz wycofać.
- A kto mówi o wycofaniu? Ty polecisz za mnie. Przygotuję ci stosowne
pełnomocnictwa.
Marek odpowiedzialnym tatusiem, dążącym do stabilizacji i małżeństwa partnerem. Trochę ciężko mi to sobie wyobrazić ale taki Marek mi się podoba. Mam nadzieję że Helenie nie uda się go zniechęcić do związku z Ulą
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mistrzostwo świata zdecydowanie trzyma poziom ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne ;) Widać że Markowi naprawdę zależy na Uli i dzieciach ;) Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*