B

czwartek, 26 stycznia 2017

'Wbrew całemu światu' XVIII



- Dzień dobry – gorącymi wargami musnął jej kark, gdy kończyła kroić pomidory. Bezceremonialnie przytulił się do jej pleców. Szybko wyswobodziła się z tego uścisku i poprawiła szlafrok.
- Proszę cię – rzekła karcącym tonem
- Wczoraj byłaś milsza – zauważył splatając ręce na wysokości torsu. Podświadomie bał się, że ich wczorajsza rozmowa jest nieaktualna, że ona znów zacznie się wycofywać.
- Wczoraj byliśmy zamknięci w łazience, a dzieciaki smacznie spały. A za momenty wpadną tutaj dwie małe torpedy. Wszystko powoli, stopniowo, w swoim czasie. Nie zniechęć ich do siebie – poprosiła gładząc delikatnie kciukiem jego policzek. Chwycił jej dłoń i złożył na jej wnętrzu krótki pocałunek.
- Masz rację. Chcę porozmawiać dziś z Damianem. Może odwiozę go do szkoły?
- Jeśli tylko się zgodzi – uśmiechnęła się ciepło i spojrzała w stronę korytarza – O wilku mowa. Marek chce cię zawieźć do szkoły. Co ty na to?
- Pojedziemy twoim autem? – spojrzał na Dobrzańskiego, przecierając jeszcze zaspane powieki
- Pewnie
- Super! Kumple będą mi zazdrościć! – rzucił uradowany i ruszył w stronę swojego pokoju – Idę się ubrać
- Obudź siostrę – zawołała za nim. Dobrzański uśmiechnięty puścił w stronę kobiety oczko. Stosunek Damiana do niego wskazywał, że mały nie będzie się buntował przed jego przeprowadzką. Mimo to czuł niepokój. Nigdy nie przeprowadzał takich rozmów.

Zatrzymał auto przed bramą jednej z warszawskich podstawówek. Chłopiec już chciał otwierać drzwi, gdy zatrzymał go głos bruneta
- Poczekaj chwilę, chciałem z tobą porozmawiać – zaczął niepewnym tonem. Odwlekał tę rozmowę do ostatniej chwili. Zresztą droga z osiedla Uli do szkoły do zbyt długich nie należała – Twoja mama jest bardzo dla mnie ważna – chłopiec wlepił swoje spojrzenie w Dobrzańskiego – Zależy mi na jej szczęściu, ale również zależy mi byście ty i twoja siostra byli szczęśliwi. Dlatego też nie chcę robić nic wbrew tobie i Mai. Chciałbym z wami mieszkać, ale jeśli się nie zgodzisz, zrozumiem.
- Możesz mieszkać – odparł po chwili zastanowienia – Lubię cię. Masz fajny samochód i umiesz sklejać modele – Marek miał ochotę się roześmiać, ale wiedział, że nie wypada, więc starał się zachować powagę – Tylko nie chcę, byś zabrał nam mamę tak, jak ciocia Kasia tatę.
- Ty i Maja jesteście dla mamy najważniejsi. Ja i wasza mama będziemy wam poświęcać tyle czasu, ile będziecie potrzebować, obiecuję – zapewnił – A i będąc na miejscu będziemy mogli częściej kleić modele. Dzięki – wyciągnął do małego rękę, którą ten uścisnął – Zmykaj do szkoły. Pani Halina przyjdzie po ciebie z Mają. Zobaczymy się wieczorem
Odetchnął. Wiedział, że po pracy może jechać do domu pakować swoje rzeczy. Zaczynał nowy rozdział w swoim życiu. Stały przed nim wyzwania, którym miał nadzieję podołać. Niemal z dnia na dzień miał się stać ojczymem dwójki dość małych dzieci.

Od pewnego czasu jego stosunki z Sebą znacznie się ochłodziły. Przyjaciel nie potrafił zrozumieć decyzji Dobrzańskiego o związku z panią dyrektor. Olszański wciąż miał w głowie hulanki, łatwe panienki i beztroskie życie. Stabilizacja była dla niego abstrakcją i poniekąd miał żal do kumpla, że nie towarzyszy mu już podczas nocnych imprez. Prezes prowadził teraz stateczne życie. Po pracy grzecznie wracał ze swoją kobietą do domu, poświęcał czas opiece nad dziećmi, a na korty jeździł z ‘dzieciakiem’, jak zwykł określać go Seba. Jednak obaj panowie tęsknili za wspólnymi rozmowami, wygłupami i po prostu swoją obecnością. Olszański powoli zaczynał rozumieć, że nie powinien był tak krytycznie oceniać wyborów kolegi i powinien był uszanować jego decyzję o zmianie życia.
- Cześć – zapukał w jeden ze styczniowych dni do gabinetu prezesa – Mogę na chwilę?
- Jasne – obrzucił przyjaciela uważnym spojrzeniem – Coś nie tak z tymi umowami dla modelek?
- Nie, nie. Ja w bardziej prywatnej sprawie – zaczął tłumaczyć siadając na sofie
- Jeśli chcesz mnie namówić na jakąś – Olszański nie dał mu dokończyć
- Nie. Spokojnie. Nie zamierzam cię wyciągać na wódkę. Ale nie ukrywam, że trochę mi brakuje tych naszych wypadów po pracy. I nie mówię wyłącznie o pannach i procentach – Marek uśmiechnął się pod nosem
- Mnie też – przyznał
- Co powiesz na piwo i mecz jutro? Albo siłownię w sobotę?
- Jutro nie mogę, bo obiecałem już, że obejrzę to spotkanie razem z Damianem. Ale w środę jest Liga Mistrzów i chętnie wpadnę do ciebie. Siłownia jak najbardziej tak. O ósmej? – blondyn kiwnął głową – No to jesteśmy umówieni – klepnął kumpla w ramię
- Marek, chciałem cię przeprosić. Powinienem uszanować twój wybór.
- Było, minęło – Dobrzański wyciągnął dłoń w kierunku przyjaciela.

- Witaj synku – w drzwiach stanęła Helena. ‘Czy to jakiś dzień pielgrzymek do mnie?’ pytał sam siebie.
- Cześć mamo – przywitał się z nią i podejrzliwie spojrzał na matkę – Co cię sprowadza?
- Przed świętami rozmawialiśmy o spotkaniu ze czwórkę. Będziemy mieć z tatą wolny weekend, może wpadniesz z panią Sosnowską na obiad w sobotę? – zapytała pozornie uprzejmym tonem. Marek zmarszczył brwi.
- Przecież wiem, że nie lubisz Uli i jej nie akceptujesz, więc po co ta farsa?
- Może gdy ją lepiej poznam… - zaczęła. Sądziła, że syn będzie pozytywnie nastawiony do pomysłu, a dla niej ta kolacja będzie dobrą okazją do udowodnienia tej kobiecie, że nie pasuje do ich rodziny
- Oboje wiemy, że problem nie tkwi w tym, że jej nie znasz. Problemem jest to, że jest starsza i ma dzieci. A to się nie zmieni. Dopóki nie zaakceptujesz faktu, że jesteśmy razem sądzę, że wspólne spotkanie nie ma większego sensu – powiedział zdecydowanie.
- Jak uważasz – prychnęła i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie.

Dochodziła osiemnasta, gdy parkował auto przed blokiem Uli. Był wykończony. Miał spotkanie za spotkaniem. W międzyczasie odbierał telefony i sms’y od znajomych z życzeniami. Dzwoniła też jego matka, ale brzmiała mało przekonująco życząc mu szczęścia. Jego szczęście w jej mniemaniu powinno mieć dwadzieścia lat, IQ na poziomie szympansa, za to rozległe koneksje i długie blond włosy. Nie miał ochoty na kolację z rodzicami. Wolał posiedzieć w domu z Ulą i dzieciakami. Jego dwudzieste siódme urodziny natchnęły go refleksją, że zaczyna mieć zachcianki emeryta. Śmiał się pod nosem, gdy uświadomił sobie, że woli kapcie i lampkę wina w domu, niż imprezę do białego rana w klubie. Wjechał na górę i otworzył kluczem górny zamek.
- Jestem – zawołał z przedpokoju, ściągając zimowy płaszcz. Zdziwił się trochę tą panującą ciszą. Zwykle było słychać od progu dyskusję dzieciaków, bajkę, którą uwielbiała oglądać Maja, albo odgłosy dochodzące z konsoli Damiana. Wszedł do pogrążonego w półmroku salonu i stanął w pół kroku. Elegancko nakryty stół, świece, jego ulubiona sałatka z grillowaną dynią, łosoś, butelka szampana i ona. Ubrana w seksowną, granatową sukienkę z wiązaniem na szyi i krwisto czerwonymi, kusząco rozchylonymi ustami. ‘Jednak pamiętała’ uśmiechnął się w duchu. Cały dzień był przekonany, że zapomniała o jego święcie.
- Wszystkiego najlepszego kochanie – szepnęła zmysłowym głosem i czule pocałowała jego usta – Głodny? – zapytała prowadząc go za rękę do stołu. Pilotem włączyła nastrojową muzykę.
- Mówisz o sobie, czy kolacji? – spojrzał na jej twarz roziskrzonym wzrokiem. Roześmiała się uroczo.
- Wszystko w swoim czasie – szepnęła, zahaczając językiem o poduszeczkę ucha. Poluzował krawat. Zaczynało mu się robić gorąco. Powiesił marynarkę na oparciu krzesła.
- Gdzie dzieci? – zapytał, gdy upił łyk chłodnego trunku
- Udało mi się je przekupić i poszły na noc do pani Haliny – spojrzała na niego figlarnie – Mamy całą noc na świętowanie, ale niestety nie za darmo. Damianowi obiecałam, że zabierzesz go w sobotę na kort, a później na gokarty. Ja z Mają jestem umówiona do centrum zabaw.
- Uczciwa transakcja – zaśmiał się. Co ta kobieta z nim robiła, że nie potrafił zebrać przy niej myśli.
- Twoje zdrowie kochanie – uniosła kieliszek z szampanem. Napawał się jej widokiem. Wyglądała dziś wyjątkowo pociągająco. Miał ochotę zedrzeć z niej tę sukienkę i kochać się z nią choćby na tym stole. Próbował uspokoić szalejące zmysły. ‘Wszystko w swoim czasie’ powtarzał w myślach jej słowa.
- Pyszna kolacja – rzekł z uznaniem, gdy odsunął pusty talerz – Dziękuj- oboje czuli to rosnące między nimi napięcie.
- Możemy zatem przejść do prezentów – ruszyła w stronę komody i wyciągnęła z niej niewielkie, podłużne pudełko w kolorze butelkowej zieleni - Szczęścia i miłości – szepnęła wręczając mu prezent
- Jednym słowem życzysz mi, byś zawsze była obok mnie – zatonął w jej spojrzeniu. Oblała się delikatnym rumieńcem. Byli razem tyle czasu, a ona wciąż reagowała w ten krępujący ją sposób na wszystkie komplementy i wyznania. Otworzył wieczko i spojrzał na jedwabny krawat
- Jest w kolorze twoich oczu – musnęła jego wargi. Odkładając pudełko na stół mocno przyciągnął ją do siebie. Nie chciał już czekać. Zachłannie wpił się w jej usta, a prawą dłoń skierował w kierunku wiązania jej sukienki. Położyła dłonie na jego torsie i delikatnie go odsunęła. Spojrzał na nią przymglonym, zaskoczonym wzrokiem – Nie tak szybko – na te słowa jęknął zawiedziony – Druga część prezentu za pięć minut w sypialni – przygryzła dolną wargę i ruszyła w kierunku korytarza. Odprowadził ją roziskrzonym wzrokiem i haustem wypił zawartość kieliszka. Pozbył się krawata. Rozpiął dwa górne guziki, podwinął rękawy do wysokości łokci i nerwowo przeczesał włosy. Spojrzał na zegarek. Minęło dopiero jakieś siedemdziesiąt sekund. Ściągnął zegarek i położył go na stole. Zdmuchnął świece. Niespokojnym krokiem przemierzył kilka razy długość salonu. Miał dość. Ruszył w kierunku ich sypialni. Całe pomieszczenie oświetlone było kilkudziesięcioma porozstawianymi w różnych miejscach świecami. Na środku łóżka leżała ona jedynie w czarnych, koronkowych stringach i czerwonej kokardzie przewiązanej na wysokości piersi. Przełknął głośno ślinę i patrząc na nią czuł rosnące podniecenie.
- Dobry boże – wychrypiał urzeczony. Aż do tego momentu zastanawiała się, czy się nie wygłupi. Prawie czterdziestoletnia kobieta ze wstążką zamiast stanika. W jej mniemaniu takie zabawy były dla napalonych nastolatków. Jednak teraz obserwując jego reakcję widziała, że jej szalony pomysł był strzałem w dziesiątkę. Dobrzański był zachwycony. Spragniony pieszczot niemal rzucił się na nią.

Wysunął się z niej delikatnie, gdy uspokoili oddechy po kolejnym tej nocy orgazmie.
- To najcudowniejsze urodziny w moim życiu – szepnął składając na jej piersiach krótkie pocałunki – Chciałbym spędzać w podobny sposób najbliższe dwadzieścia siedem rocznic
- Tylko dwadzieścia siedem? – zaśmiała się przeczesując palcami jest głosy
- Wiesz, obawiam się, że później będziemy musieli nieco zwolnić tempo. Oboje nie damy rady kondycyjnie – spojrzał na nią z miłością. 

Obudziła się wtulona w jego tors. Nie spał już. Czule gładził kciukiem jej niczym nieosłonięte plecy.
- Chciałabym, żeby tak było już zawsze – mruknęła, jeszcze lekko zaspana.
- Może tak być, jeśli zgodzisz się zostać moją żoną – wypalił. W sekundę się obudziła, a jej umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach. Zamarła, lecz po chwili radośnie się roześmiała. Był skonsternowany – Oświadczam ci się jeśli nie zauważyłaś – zaśmiał się chcąc rozluźnić nieco atmosferę
- Nie wygłupiaj się – znów roześmiała się serdecznie – Ale powiem ci, że w sekundę mnie rozbudziłeś – szybko zmieniła temat – Proponuję wspólny prysznic, śniadanko, a później praca czeka prezesie – musnęła jego usta i ruszyła w kierunku łazienki. Przyglądał się jej uważnie – No panie Dobrzański, nie ociągamy się, spragniona kobieta czeka – westchnął i ruszył w jej stronę z uśmiechem.

Było sobotnie popołudnie, gdy siedzieli w salonie sącząc wino przy dźwiękach francuskich piosenek z lat sześćdziesiątych. Ona przeglądała właśnie najnowsze wydanie miesięcznika o modzie, on sprawdzał na tablecie notowania giełdowe, gdy do pokoju wszedł Damian.
- Co tam synku? – zapytała zauważając, że jej syn przysiadł na fotelu nieco zamyślony
- Mam sprawę do Marka – prezes słysząc te słowa odłożył urządzenie i spojrzał na chłopca uważnie
- Śmiało – zachęcił go
- Bo w przyszłą sobotę mamy w szkole turniej – zaczął wyjaśniać – będą różne konkurencje, nagrody. Będą wszyscy moi kumple. Tylko, że to jest turniej ojców i synów. Rozmawiałem z tatą i wiem, że nie będzie mógł przyjechać – Ula uśmiechnęła się do syna pocieszająco. Postawa Piotra wobec dzieci coraz bardziej zaczynała ją irytować. Po raz kolejny zawodził, po raz kolejny nie dotrzymywał obietnic – Iiii pomyślałem, czy nie chciałbyś pójść tam ze mną – spojrzał na Marka z nadzieją
- Będę zaszczycony – odparł z uśmiechem
- Super! – wrócił do swojego pokoju dumnym krokiem. Ula uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, lecz po chwili zmarszczyła brwi
- Chyba zgodziłeś się zbyt pochopnie. Przecież w piątek miałeś lecieć do Budapesztu na cztery dni.
- Pamiętam – odparł – Ale prośba Damiana… Nie mogłem go zawieźć. Widziałaś, jak bardzo mu zależało
- Marek, od tych negocjacji wiele zależy. To duży kontrakt. Nie możemy się teraz wycofać.
- A kto mówi o wycofaniu?  Ty polecisz za mnie. Przygotuję ci stosowne pełnomocnictwa.

3 komentarze:

  1. Marek odpowiedzialnym tatusiem, dążącym do stabilizacji i małżeństwa partnerem. Trochę ciężko mi to sobie wyobrazić ale taki Marek mi się podoba. Mam nadzieję że Helenie nie uda się go zniechęcić do związku z Ulą
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mistrzostwo świata zdecydowanie trzyma poziom ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne ;) Widać że Markowi naprawdę zależy na Uli i dzieciach ;) Czekam na ciąg dalszy :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń