B

wtorek, 16 sierpnia 2016

Miniaturka XXXVI 'Nie mamy innego wyjścia'

Od dwóch lat byli szczęśliwym małżeństwem. Owszem, zdarzały się małe sprzeczki o głupoty, ale bardzo szybko dochodzili do porozumienia i zapominali o sprawie. Marek wreszcie mógł się przekonać, co to znaczy szczęśliwy i spokojny związek. Ula w przeciwieństwie do Pauliny nie robiła mu awantur o późniejszy powrót do domu, nie węszyła zdrady. Ufała mu, a on w zamian nigdy tego zaufania nie zwiódł. Mówił o wszystkim swojej żonie, nawet wtedy, gdy jedna z kontrahentek ewidentnie śliniła się na jego widok, by nie doprowadzać do sytuacji, w której Ula mogłaby się poczuć zagrożona. Sebastian dogryzał mu nawet z tego powodu, twierdząc, że Dobrzański jest połączony z Ulą pępowiną.
Jako, że ślub nastąpił ledwie cztery miesiące po ich zejściu się, postanowili decyzję o powiększeniu rodziny odłożyć nieco w czasie. Dali sobie półtora roku swobody, półtora roku na nacieszenie się sobą. Oboje bardzo chcieli zostać rodzicami i oboje zdawali sobie sprawę, że ich życie zmieni się diametralnie, gdy na świecie pojawi się małe Dobrzańskie. Gdy cztery miesiące po rozpoczęciu starań Ula pokazała mężowi pozytywny test ciążowy, oboje byli wyraźnie wzruszeni. Spełniło się ich marzenie. Postanowili jednak nie dzielić się swoim szczęściem z rodziną i najbliższymi przyjaciółmi, dopóki lekarz nie stwierdzi, że ciąża rozwija się prawidłowo.

Wyraźnie spięci siedzieli przed biurkiem mężczyzny w średnim wieku z sumiastym wąsem, który w ciszy analizował wyniki morfologii. Marek, gdy tylko dowiedział się, że jego żona jest w ciąży poświęcił dwa wieczory na poszukiwania najlepszego ginekologa w stolicy. W jego mniemaniu ciąży nie mogła prowadzić młoda lekarka, z kilkuletnim doświadczeniem, do której Ula chodziła do tej pory. Przekopał się przez dziesiątki forów internetowy, przeczytał kilka artykułów i wywiadów. Pośród kilkudziesięciu nazwisk zachwalanych przez pacjentki, dziś szczęśliwe mamy, dominowało jedno – Dębowski. Dobrzańskiemu tylko dzięki znajomościom Heleny udało się umówić im konsultację u profesora Waldemara Dębowskiego w tak krótkim czasie.
Mężczyzna obrzucił ich spojrzeniem i uśmiechnął się serdecznie
- Pierwsze dziecko? – zgodnie kiwnęli głowami – Tak właśnie myślałem. Jesteście państwo bardzo spanikowani. Zupełnie niepotrzebnie. Ma pani co prawda lekką anemię, ale to się zdarza bardzo często. Przepiszę odpowiednie środki, które szybko wpłynął na poprawę wyników. Reszta parametrów wzorowa. Ma pani poranne mdłości?
- Nie
- No to jest pani w tej uprzywilejowanej grupie. Jakieś niepokojące objawy? Bóle, plamienie? – Dobrzańska przecząco pokręciła głową – Świetnie. Czas na pierwsze USG – wskazał jej na leżankę
- Będzie można już określić płeć? – dopytywał Marek, który usadowił się na krześle obok małżonki
- Na to jest zdecydowanie za wcześnie – pod sumiastymi wąsami pojawił się uśmiech – Ze stuprocentową pewnością będę mógł ją państwu zdradzić w szesnastym tygodniu. Także proszę jeszcze o odrobinę cierpliwości. Teraz sprawdzimy, czy wszystko jest w porządku – z uwagą przyjrzał się monitorowi – Zarodek rozwija się prawidłowo. Umiejscowiony jest w odpowiednim miejscu. Nie ma powodów do niepokoju – uśmiechnął się przyjaźnie i podał Dobrzańskiemu zwój papierowych ręczników, by wytarł małżonce brzuch – Tak, jak powiedziałem, wszystko przebiega prawidłowo. Wyznaczymy teraz termin kolejnej wizyty – spojrzał w kalendarz – Czy będę państwo chcieli wykonać badania prenatalne?
- Czy to konieczne? – Marek zmarszczył brwi
- To są badania dobrowolne. Pani ma dwadzieścia dziewięć lat, więc jest stosunkowo młodą mamą. Ryzyko wad genetycznych gwałtownie wzrasta po trzydziestym piątym roku życia, niemniej ja swoim pacjentkom takie badania rekomenduję.
- To jakieś inwazyjne badania? – dopytywał z wyraźną troską
- Nie wszystkie. Zaczynamy od zupełnie niegroźnych dla mamy i płodu i bezbolesnych, jak test PAPP-A, czy USG genetyczne, dzięki czemu możemy wyeliminować choćby zespół Downa. To nie są jakieś ogromne koszty, a dają stuprocentową pewność, czy dziecko nie jest obarczone jakąś wadą genetyczną. W przypadku nieprawidłowości i niejasności oczywiście prowadzimy dalszą diagnostykę
- W takim razie jak najbardziej jesteśmy zainteresowani – odparła Ula
- Dobrze. W tej sytuacji zgłosi się pani piętnastego lipca na czczo na badania krwi, a dwudziestego wykonamy USG. I jeszcze recepta wraz z rozpiską, aby wyprowadzić panią z anemii – podał jej plik karteczek – A na koniec pierwsze zdjęcie potomka – w ręku Dobrzańskiego wylądował wydruk USG - Miłego dnia państwu życzę

- Jak myślisz? – odezwał się Marek w drodze do domu – To będzie chłopiec czy dziewczynka?
- Mam nadzieję, że będzie zdrowe – odparła
- Ja też – zapewnił – Ale co byś wolała najpierw? Bo oczywiście nie poprzestaniemy na jednym. Jestem jedynakiem i brakowało mi brata lub siostry, zwłaszcza jak rodzice nie mieli dla mnie czasu – mruknął
- Kochany, ale ja wcale nie mam zamiaru urodzić ci drużyny siatkarskiej – roześmiała się
- Nikt nie mówi o drużynie. Ale dwójka, w porywach trójka to rozsądna liczba.
- W takim razie jak ma być trójka, to niech pierwszy będzie chłopiec. Dziewczynki lubią starszych braci. Zobacz u mnie… Beatka jest zachwycona Jaśkiem. Jasiek to, Jasiek tamto
- Z ciebie też jest dumna. Nikt nie robi takich pysznych naleśniczków jak Ulcia – naśladował małą Cieplakównę, czym rozbawił swoją żonę
- Niby tak.
- To może Juliusz? – obrzucił żonę pytającym spojrzeniem – Julek, hmm? – widząc jej skrzywienie postanowił przedstawić inną propozycję – A może Fabian albo Maks?
- Ooo, Maks mi się podoba. Maksymilian Dobrzański – pokiwała głową – Muszę przyznać kochanie, że twoja propozycja jest świetna.
- A jak będzie dziewczynka?
- Ola?
- O nie! Mowy nie ma – zaprotestował gwałtownie – Mam uraz z dzieciństwa. Miałem w podstawówce nauczycielkę Aleksandrę. Matematyczka! Gnębiła mnie do ósmej klasy – aż się wzdrygnął na wspomnienie korpulentnej rudej, która groziła mu linijką gdy nie potrafił rozwiązać zadania z funkcjami trygonometrycznymi - Cały czas czekam, aż w dorosłym życiu przyda mi się tangens i cotangens – wyszczerzył się w stronę ukochanej
- Antosia?
- Noooo – pokiwał głową z uznaniem  - I to jest przyzwoite imię dla naszej córeczki. Kiedy powiemy rodzicom?
- Może zaprośmy ich w weekend na grilla? – kiwnął głową - Takie spotkanie dla rodziny i najbliższych przyjaciół? Oprócz rodziców i mojego rodzeństwa mógłby wpaść Sebastian z Violką i Maciek z Anią. No i oczywiście Pshemko. Reszcie dziewczyn powiem w pracy, ale zaznaczę, żeby nie robiły szumu. Nie chcę na razie zamieszania w firmie
- No ja się swoją radością nie zamierzam dzielić z Aleksem – zaśmiał się pod nosem - Sam się zorientuje jak już będzie coś widać – pogładził dłonią jej brzuch

- Dzień dobry panie profesorze – weszli do gabinetu z uśmiechami. Od pierwszej wizyty Dębowski wzbudził ich sympatię – Jesteśmy zgodnie z umową
- Cieszę się – odparł poważnym tonem, zerkając na ekran monitora
- Są już wyniki testu?
- Zacznijmy może od USG, a później omówimy wszystkie wyniki razem, dobrze? – posłał im niewyraźny uśmiech i zaprowadził do sąsiedniego pokoju, w którym stało specjalne urządzenie od USG genetycznego – Dobrzańscy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Ta powaga lekarza nie wróżyła nic dobrego. Kurczowo trzymali się myśli, że właściciel sumiastego wąsa ma po prostu zły dzień. Lekarz w skupieniu przyglądał się obrazowi na monitorze.
- Panie profesorze, czy coś jest nie w porządku? – niecierpliwił się Marek
- Jeszcze chwileczkę – mruknął – przesuwając głowicą po minimalnie zaokrąglonym brzuchu pacjentki – Dobrze, dziękuję bardzo – podał im ręczniki – Proszę się wytrzeć i zapraszam państwa do siebie
- Marek, coś jest nie tak – jęknęła Ula, wyraźnie przestraszona, gdy lekarz zniknął za drzwiami drugiego gabinetu
- Błagam cię, nie pisz czarnego scenariusza. Facet ewidentnie jest dziś nie w humorze. Może się nie wyspał, albo pokłócił się z żoną. Zaraz wszystkiego się dowiemy. Z tego wszystkiego zapomniałem dopytać o płeć – przepuścił żonę w drzwiach i już po chwili siedzieli przed biurkiem medyka
- Bardzo się cieszę, że zdecydowaliście się państwo na badania prenatalne. Test PAPP-A wskazywał na pewne nieprawidłowości. Ma pani obniżone stężenie PAPP-A i beta hCG, co automatycznie wyklucza nam Downa, ale jednocześnie stawia przypuszczenie, że dziecko może cierpieć na zespół Edwardsa albo Patau – na twarzy obojga malował się szok i przerażenie – Ryzyko wystąpienia choroby Patau u państwa potomka jest bardzo wysokie. Zdecydowanie wyższe, niż u statystycznej matki w pani wieku. Po USG mogę stwierdzić, że są pewnie nieprawidłowości w budowie państwa córki – po twarzy Uli zaczęły kapać łzy. Marek dla dodania jej otuchy zaczął gładzić ją po dłoni – Nie należy jeszcze wpadać w panikę i zakładać najgorszego. Te badania nie dają nam stuprocentowej pewności. Bardzo chciałbym, żeby dziecko było zdrowe. Ale to będę mógł stwierdzić dopiero po zrobieniu amniopunkcji. Badanie to będziemy mogli wykonać za jakieś dwa tygodnie, a na jego wynik będziemy czekać kolejne piętnaście dni.
- Co to jest ta amniopunkcja? – ze ściśniętym gardłem odezwał się Marek
- To jest pobranie płynu owodniowego, w którym znajduje się dziecko. Nakłuwamy brzuch matki i za pomocną specjalnej strzykawki pobieramy ten płyn. Poddajemy go analizie laboratoryjnej pod kątem wad genetycznych. Jednak muszę państwa uprzedzić, że o ile test i USG to badania obojętne dla matki i płodu, tak amniopunkcja niesie ze sobą pewne ryzyko. Powikłania spotykane są stosunkowo rzadko, jednak zdarzają się. Dam państwu specjalną broszurę, z którą musicie się zapoznać przed podjęciem decyzji. Jest jeszcze inna opcja – zastanowił się chwilę – nowość. Test NIFTY. Daje dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności. Na wyniki czeka się nieco krócej, jest bezpieczne dla matki i dziecka i można je wykonać już teraz. Jedna wyda, że jest dość drogie. Jego koszt to trzy tysiące złotych.
- Pieniądze nie mają żadnego znaczenia
- W takim razie pobierzemy pani krew jeszcze dzisiaj – uśmiechnął się i chwytając za telefon poprosił do siebie pielęgniarkę
- Na czym polega ten zespół? – szepnęła Ula
- Aberracja trzynastej pary chromosomów. Mówiąc językiem bardziej przystępnym, każdy z nas ma parę chromosomów. Państwa córka na trzynastym odcinku tych chromosomów najprawdopodobniej ma trzy. Zresztą to jest choroba dużo częściej spotykana u dziewczynek. Ale o szczegółach będziemy rozmawiać, gdy będziemy mieć stuprocentową pewność i ostateczne wyniki badań. Szczerze mówiąc jestem trochę zaskoczony tymi wynikami, zwłaszcza, że jest pani młoda, a w państwa rodzinach nie zdarzały się choroby genetyczne. Wypiszę państwu jeszcze skierowanie do mojego kolegi, profesora Kruka, bardzo dobrego genetyka. Radziłbym zrobić badania pod kątem obciążeń genetycznych. Być może jedno z państwa jest nosicielem wadliwego chromosomu, być może jest to duplikacja spontaniczna, która nie ma prawa się zdarzyć podczas kolejnej ciąży. Absolutnie nie są to badania w celu szukania winnego. Jestem daleki od tego by wykonywać to badanie po to by obarczać się winą. Po prostu z pewnością przyda się to w przyszłości – rozległo się pukanie i w drzwiach pojawiła się młoda pielęgniarka – Pani Basiu proszę zabrać pacjentkę do zabiegowego i pobrać próbkę do NIFTY. Dziękuję bardzo – Ula niemrawo podniosła się z miejsca i obrzuciła Marka pytającym spojrzeniem
- Kochanie, idź sama. Ja jeszcze porozmawiam chwilę z profesorem – wysilił się na ciepły uśmiech i poczekał, aż małżonka opuści pomieszczenie - A co będzie z naszą córką jeśli okaże się chora? Jakie są objawy tego zespołu? – Marek chciał mieć pełny obraz sytuacji, by psychicznie przygotować się na przyjście chorego dziecka. O ile miał jakiekolwiek pojęcie o zespole Downa, bo czasami takie dzieci widywał, tak zespół Patau nic mu nie mówił. Medyk westchnął ciężko spoglądając na mężczyznę siedzącego w jego gabinecie. Takie rozmowy były jednym z najgorszych elementów pracy lekarza. Gorsze były tylko wtedy, gdy spotykał się ze śmiercią dziecka.
- Ja nie chcę za bardzo państwa przestraszyć, zwłaszcza jeśli nie mamy jeszcze stuprocentowej pewności.
- Dobrze panie doktorze, ja wiem… Ale o ile wiem cokolwiek o zespole Downa, tak nie wiem, czego mam się spodziewać w naszym przypadku
- Zespół Downa jest dużo łagodniejszy i można z nim przeżyć długie lata przy odpowiedniej opiece. Patau wiąże się z niedorozwojem mózgu i ciężkimi wadami narządów wewnętrznych. Są to zmiany nieodwracalne, niemożliwe do leczenia operacyjnego. Jest duży procent poronień, a dzieci, które się rodzą, przeżywają kilka tygodni, czasem miesięcy – Marek ukrył twarz w dłoniach, próbując się nie rozpłakać. Nie takich wiadomości spodziewał się podczas tej wizyty – Proszę być dobrej myśli. Musi pan być teraz dużym wsparciem dla żony.

Marek był przerażony, podobnie jak Ula. Nie tak wyobrażali sobie ten czas oczekiwania na dziecko. Nie tak wyobrażali sobie przebieg ciąży. Mieli doczekać się zdrowego, ślicznego bobasa, podobnego do mamy lub taty. Przez kolejne dni przekopywali się przez Internet i fachową literaturę. Każdy kolejny artykuł potęgował ich złość i żal. Wiele wieczorów Ula przepłakała tuląc do siebie kolorowe śpioszki, które zdążyli już kupić. Pytała Marka czemu to ich spotkało. Nie potrafił odpowiedzieć.

Podłamani, a jednak chwytając się myśli, że może będzie wszystko dobrze, stawili się w klinice z samego rana. Kwadrans przed nimi kurier zdążył przywieźć wyniki. Biała koperta miała dać im szczęście lub brutalnie odebrać marzenia.
- Bardzo mi przykro – Dębowski nawet nie próbował kryć, że przekazywanie takich informacji jest dla niego proste
- Nie, nie – Ula ze łzami w oczach kręciła głową – Pan się musi mylić. Może pomylili próbki w laboratorium. To nie może być prawda – nerwowo gładziła się po brzuchu
- Nie mam już wątpliwości.
- Pan się myli. Nasza Antosia jest zdrowa – próbowała zaklinać rzeczywistość – Znajdziemy innego lekarza. Lepszego. Nie, nie, pan się myli – powtarzała jak w amoku
- Oczywiście macie państwo do tego prawo. Mogę państwu wydać całą dokumentację medyczną, jednak zapewniam, że żaden z moich kolegów nie postawi innej diagnozy. Wyniki nie pozostawiają złudzeń.
- Chce mi pan powiedzieć, że moje dziecko przeżyje tydzień, dwa, miesiąc? – krzyknęła z żalem. Marek przytulił ją, starając się uspokoić. Dla niego to również nie było łatwe, choć starał się trzymać.
- W naszej klinice praktykujemy zwyczaj, że w takich przypadkach rodzina zostaje objęta opieką psychologa. Jeśli zechcenie państwo z tego skorzystać, pani psycholog jest do państwa dyspozycji – Marek kiwnął głową z wdzięcznością – Ja wiem, że to nie jest odpowiedni moment, ale na to nie ma odpowiedniej pory – urwał na chwilę – W państwa sytuacji sugerowałbym rozważyć zabieg
- Każe mi pan zabić własne dziecko?! – jej ciałem wstrząsnął szloch
- Ja nie mogę nic kazać. Mogę tylko podpowiedzieć i zaproponować dostępne możliwości. Jest jeszcze czas. Decyzja należy do państwa.
Spotkanie z psychologiem niewiele dało. Ula nie chciała rozmawiać. Marek miał wrażenie, że jego żona jest w innym świecie. Przez kolejne dwa dni nie poruszali tematu. Każde z nich musiało oswoić się z tym, poukładać wszystko w głowie. Nie było mowy o pogodzeniu się ze stanem rzeczy. Po prostu musiało do nich dotrzeć to, w jakiej punkcie się znaleźli i że nie ma tu dobrego i szczęśliwego rozwiązania.

- Nie zgodzę się na aborcję – oświadczyła pewnego wieczoru, kilka dni po dramatycznej diagnozie
- Kochanie, ja wiem, że to jest trudne… Oddałbym wszystko, co mam żeby nasze dziecko miało urodzić się zdrowe, ale tak się nie stanie. Gdyby miało się urodzić bez dłoni albo bez nogi nie zastanawiałbym się. Znaleźlibyśmy najlepszych rehabilitantów, załatwili najlepszą protezę i żyłaby normalnie – mówił ze łzami w oczach – Zaczęłaby chodzić, powiedziałaby mama i tata. Ale nie mamy tyle szczęścia. Gdyby chodziło o wadę serca poradzilibyśmy sobie z tym. Jeśli nie tutaj, to za granicą znaleźlibyśmy kogoś, kto podjąłby się leczenia. Ale nic nie możemy zrobić. Wiem, że chcesz tego dziecka. Ja też bardzo na nie czekałem, ale…. – urwał na chwilę, przełykając gulę, która dusiła go od środka
- Ale? – ponagliła go Ula. Płakali oboje.
- Ale uważam, że powinnaś zgodzić się na zabieg. Będziesz w stanie wziąć ją na ręce i się pożegnać? Bo ja nie będę w stanie. Nie będę w stanie patrzeć, jak odchodzi. Nie będę potrafił trzymać jej na rękach, gdy będzie umierać – ostatnie słowo wyszeptał – Nie poradzę sobie z tym. I ty też sobie z tym nie poradzisz. Nie będziemy potrafili patrzeć na jej cierpienie. Wiem, że to cholernie trudna decyzja – tulił ją do swojego torsu – Ale nie mamy innego wyjścia.

W klinice towarzyszył jej cały czas. Przychodziła również pani psycholog, który próbowała podpowiadać, jak mają sobie poradzić z tą stratą. Starał się być silny, starał się być dla niej oparciem, choć sam ledwo radził sobie z emocjami. Z bezsilności walił pięścią w ścianę, gdy zabrali ją na salę operacyjną. Wszystkie ich plany, marzenia, nadzieje legły w gruzach. W jednej chwili ich świat się zawalił. Jeden chromosom więcej spowodował, że nigdy nie będą cieszyć się z sukcesów swojej Tosi, nigdy z nią nie porozmawiają, nie usłyszą jej śmiechu. Zespół Patau występuje raz na tysiąc urodzeń. Mieli pecha. Dlaczego właśnie oni? Nie potrafili znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
Profesor miał operować ją osobiście. Mieli tylko jeden warunek. Chcieli pochować swoje dziecko. Ksiądz z lokalnej parafii odmówił. Z pomocą przyszła Helena i kapłan, który współpracował z jej fundacją. Pochował ich córeczkę z należytym szacunkiem. W ostatnim pożegnaniu towarzyszyła im tylko najbliższa rodzina. Nie chcieli współczucia. Nie potrzebowali go. Musieli sami poradzić sobie z tą tragedią.
Każdego roku, dwudziestego sierpnia odwiedzali grób Antosi Dobrzańskiej, przynosząc ze sobą wianek zrobiony z białych kwiatów. Tego roku również przyszli złożyć kwiaty i zapalić znicz w kształcie serca. Po raz pierwszy towarzyszył im dziesięciomiesięczny Maks. Urodził się zdrowy dzięki wykwalifikowanemu personelowi klinki in vitro i profesorowi Dębowskiemu.

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Miniaturka XXXV 'Zarząd'

Odkąd pojechali do SPA była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. I nie chodzi tu tylko o rozkosz, jaką jej dał. Po prostu po raz pierwszy, tak na sto procent uwierzyła, że jest naprawdę dla niego ważna. Nad brzegiem jeziora patrzył na nią w taki sposób…. Aż trudno było znaleźć odpowiednie słowa. Czuła się najpiękniejszą kobietą na świecie. Ten wyjazd pozwolił jej w pełni zrozumieć, że to się może udać, że ktoś taki, jak Marek Dobrzański może chcieć z nią być. Czuła, że z nią będzie. Nie tylko tam, nad jeziorem, z dala od rzeczywistości, ale w ogóle. Teraz i na zawsze. Wreszcie miała pewność, że on naprawdę odwoła dla niej ślub. Przez te kilkadziesiąt godzin żyła jak w bajce. W innej czasoprzestrzeni, w innej rzeczywistości.

Pierwsze opamiętanie przyszło, gdy tylko przekroczyła próg firmy. Paulina szalała posądzając Anię o romans z Markiem. A on zamiast to przerwać, uciąć raz na zawsze, brnął dalej. Wybronił Anię, ale jednocześnie próbował wybielić siebie. Szedł w zaparte zapewniając pannę Febo o swojej miłości i wierności. Miała do niego żal i nawet nie próbowała tego kryć. Tłumaczył, że to nie był odpowiedni moment, że musi poczekać do zarządu. Uwierzyła. Bardzo chciała mu wierzyć.

Ostatecznie ze złudzeń odarł ją wczorajszy dzień. Okłamał ją po raz pierwszy. A może robił to już wcześniej, tylko zaślepiona miłością nic nie widziała? Powiedział, że idzie na lunch służbowy, że ważny kontrahent, poważne spotkanie. Od Violetty dowiedziała się, że poszedł z Pauliną na romantyczny obiad, by ją udobruchać po aferze z Anią. Nie miał powodów, żeby ją okłamywać. Przecież wiedziała, że do zarządu musi mieć Paulinę po swojej stronie. Rozumiałaby. A jednak ją oszukał. Czarę goryczy przelały prezenty i kartka od Sebastiana. ‘Powodzenia z Brzydulą’. Zabolało. Czuła, jakby ktoś wbił jej nóż prosto w serce. Dla niego wciąż była tylko brzydulą. Zaczynała rozumieć te jego starania, nadskakiwanie. Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość. Serce próbowało przekonać rozum, że być może to tylko tak wygląda, że to zbieg okoliczności, że się myli… Serce przegrywało jednak z rozumem. Wszystko wskazywało na to, że jednak chodziło mu tylko o to, by została dyrektorem finansowym, by sfałszowała raport. Próbował ratować własny tyłek. Nigdy nie zależało mu na niej. Nigdy nic do niej nie czuł. Czyżby naprawdę był tak wyrachowanym sukinsynem? Tliła się jeszcze resztka nadziei, że może jednak źle go ocenia. Postanowiła go wybadać. I wszystko wskazywało na to, że jednak się myli co do niego, że w zestawieniu Ula kontra raport, to ona jest dla niego ważniejsza. Była o tym przekonana do czasu, aż kwadrans temu podarował jej bransoletkę z tej cholernej szuflady. A jednak grał. Uwodził, mamił, wykorzystywał. Za wszelką cenę starała się nie rozpłakać pośrodku jego gabinetu. Straciła nadzieję. Zdeptał jej serce. Bransoletkę oddała Violce. Nie mogła patrzeć na tę błyskotkę, na ten symbol utraconych nadziei. Wybiegła z firmy z trudem hamując łzy. Zranił, zawiódł, złamał serce.

Szła szybkim krokiem, próbując się uspokoić. Nie mogła sobie podarować, że była taka głupia, że przez tyle miesięcy dawała się wodzić za nos. Marek z Sebastianem musieli mieć z niej niezły ubaw. Głupia, zakochana brzydula, która za kilka uroczych uśmiechów i słodkich całusów była zdolna zrobić wszystko, czego Dobrzański tylko zapragnął. Nawina idiotka, która uwierzyła, że książę pokocha kopciuszka. Grab nigdy nie będzie rósł koło brzozy i powinna zrozumieć to już dawno. Najwyraźniej wciąż była mentalną smarkulą, która wierzyła w bajki z happy endem. Życie to nie bajka, a ona przekonując się o tym teraz, czuła ogromny ból. Z zamyślenia wyrwał ją głos wypowiadający jej imię. Tak, to był jego głos. Głos osoby, którą w tym momencie kochała i nienawidziła jednocześnie.
- Ula – dogonił ją – Ale się zasapałem – dodał ze śmiechem – Mieliśmy iść razem na lunch, nie zaczekałaś na mnie
- Nie jestem głodna. Chce się przejść – odparła chłodno i ruszyła w dalszą drogę
- No dobrze, to możemy się przespacerować. Może podjedziemy do Łazienek? Hmmm? Masz ochotę? Może znów znajdziemy butelkę jakiegoś wybornego szampana pośród palm – spoglądał na nią z uśmiechem, starając się dotrzymać kroku – Jesteś dziś nie w sosie, a nic tak nie poprawia humoru jak kieliszek wyśmienitego szampana
- Chce się przejść sama – wycedziła przez zęby. Czy ona prawdę dała się przez tyle czasu nabierać na te wszystkie palmiarnie, owoce drzewa szampanowego i te tanie teksty? Naprawdę nie widziała, że on gra?
- Jesteś na mnie zła? – zmarszczył brwi, zastanawiając się, o co może jej chodzić. Od wczoraj zachowywała się dziwnie i powoli się gubił w tych zmiennych nastrojach – Zrobiłem coś źle? Czymś cię uraziłem?
- A to ty sam powinieneś wiedzieć najlepiej – rzekła oskarżycielsko
- Nie bardzo wiem, o co ci chodzi – wydawał się być szczerze zdezorientowany
- Jeśli nie masz sobie nic do zarzucenia, to naprawdę gratuluję – prychnęła - Wiesz, powinieneś dostać Oskara. Jesteś świetnym aktorem.
- O czym ty mówisz? Masz do mnie o coś pretensję. Ja nie wiem, o co chodzi. Nawet nie mogę się wytłumaczyć. Ktoś ci coś nagadał, usłyszałaś jakąś plotkę? Violka znów rozpowiada jakieś brednie na mój temat?
- Violka nie ma z tym nic wspólnego. Ja sama wreszcie zaczęłam dostrzegać jaki jesteś naprawdę
- Jaki?
- Przyłapałam cię dziś na kłamstwie – spojrzała mu prosto w oczy – Nie byłeś na lunchu biznesowym. Poszedłeś z Pauliną
- To prawda. Potrzebuję jej głosu na zarządzie. Nie chciałem, żeby ci było przykro - przekonywał
- Jasne! Musisz się starać, w końcu za tydzień bierzecie ślub
- Ula – westchnął – Już o tym rozmawialiśmy
- Pamiętam. I wtedy też minąłeś się z prawdą. Ty wcale nie masz zamiaru odwołać tego ślubu
- Ula – zaczął, ale ostro weszła mu w słowo
- Błagam cię, nie pogrążaj się – pokręciła głową – A ta dzisiejsza bransoletka? – świdrowała go wzrokiem
- Pomyślałem, że – urwał na chwilę, chcąc znaleźć najlepsze wytłumaczenie. Ułatwiła mu zadanie
- Znalazłam prezenty od Sebastiana i kartkę – spuścił głowę. Najwyraźniej było mu wstyd – Nie musisz się już trudzić. Znam całą prawdę.
- Ula – podjął ostatnią próbę
- Proszę cię, to już nic nie da. Zostaw mnie w spokoju
- Poczekaj, porozmawiajmy – jęknął
- Nie – rzekła stanowczo – Nie będziemy już rozmawiać. Wracaj do firmy, narzeczona na ciebie czeka – szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Nie poszedł za nią.

Prosto z parku pojechała do domu. Nie chciała wracać do firmy. Wiedziała, że Marek nie da jej spokoju, że będzie przekonywał i próbował łagodzić sytuację. W końcu jutro zarząd, a od jej raportu zależy jego być albo nie być.
Siedziała z rodziną w kuchni sącząc malinową herbatę i debatując o zbliżającym się wyjeździe Beatki na zieloną szkołę w Bieszczady, gdy ktoś zaczął pukać do drzwi. Jasiek niechętnie wstał z miejsca, przygotowując się na starcie z Dąbrowską. Z pewnością po drugiej stronie drzwi nie stał Maciek, który w południe pojechał do Krakowa. Ula krytycznym spojrzeniem obrzuciła zegar, który wskazywał kilka minut po dwudziestej drugiej. Za młodym Cieplakiem w drzwiach stanął przystojny brunet.
- Dobry wieczór – z niepewną minął uśmiechnął się do seniora – Możemy porozmawiać? – wlepił swój wzrok w Ulę. Dziewczyna przez chwilę mierzyła go wzrokiem, by ostatecznie wstać z miejsca i ruszyć w kierunku swojego pokoju.
- Przepraszam, że o tak później porze, ale musiałem przyjechać – zaczął, gdy tylko zamknął za sobą drzwi – Nie odbierałaś moich telefonów i.. –
- I to powinien być dla ciebie wyraźny znak, że nie chcę z tobą rozmawiać – wtrąciła
- Proszę cię, wysłuchaj mnie – rzekł z desperacją w głosie
- Siadaj – wskazała mu swoje łóżko, sama przezornie zajęła miejsce na krześle.
- To jest zagmatwane, poplątane nieporozumienie – zaczął
- W przeciwieństwie do prawdy
- Słucham? – jej słowa wyrwały go z zamyślenia
- Powiedziałeś, że to jest zagmatwane, poplątane…. W przeciwieństwie do prawdy. Prawda zawsze jest prosta. Jeśli kogoś kochasz to jest to prawda. Dopiero jak zaczynasz kręcić robi się poplątane nieporozumienie
- Może tak – mruknął
- Na pewno tak. Ta rozmowa nie ma sensu – wstała z miejsca chcąc mu otworzyć drzwi
- Moment – zerwał się z miejsca – Daj mi wytłumaczyć. Dostawałem te prezenty od Sebastiana, to prawda. Ta bransoletka też była od Sebastiana. Dałem się ponieść jego głupim podszeptom. Ale to nie ma nic wspólnego z nami. To, co jest między nami jest naprawdę. Zrozumiałem to dość późno, ale najważniejsze, że wreszcie to do mnie dotarło. To, co jest między nami, to coś wyjątkowego i nie możemy tego zniszczyć – dotknął jej policzka – Wiem, że cię skrzywdziłem. Przepraszam. Mam nadzieję, że potrafisz mi wybaczyć. Jesteś dla mnie bardzo ważna
- Daj spokój – jęknęła
- Nie wierzysz mi? – pokręciła głową – Dobrze, to jak mam ciebie przekonać
- Ty już mnie nie możesz przekonać. Nawet jakbyś mówił prawdę, całą prawdę i tylko prawdę to dla mnie to już zawsze będzie kłamstwo. Od miesięcy karmiłeś mnie kłamstwami. Od początku nie byłeś ze mną szczery. Jesteś gorszy od Bartka. Nigdy nie chodziło ci o mnie, tylko o firmę.
- Nieprawda! A to, że tu jestem nic dla ciebie nie znaczy? – przypatrywał się jej uważnie
- Tylko tyle, że boisz się, które wyniki przedstawię na jutrzejszym posiedzeniu zarządu. Posada prezesa jest najważniejsza. Nikt i nic się nie liczy, tylko to, żeby utrzeć nosa Aleksowi i udowodnić mu, że jesteś lepszy. Od samego początku byłam marionetką w twoich rękach – rzekła z żalem
- Na początku tak było, a później zrozumiałem, że mi na tobie zależy.
- Na mnie? – zironizowała – A nie na raporcie? Na zarządzie?
- Naprawdę masz o mnie aż tak złe zdanie?
- Pracowałeś na nie długie tygodnie. Tylko, że dopiero teraz przejrzałam na oczy i dostrzegłam jaki jesteś naprawdę. Wyjdź – zażądała stanowczo
- Udowodnię ci, że się mylisz – rzekł na odchodne

Jadąc do siedziby firmy wciąż się zastanawiała, który raport przedstawić. Uratować Marka kłamiąc, czy powiedzieć prawdę i pozwolić, by stery w firmie przejął Aleks. Postanowiła wybrać mniejsze zło. Marek był gwarancją stabilizacji w firmie. Można było powiedzieć o nim wiele złego, ale było pewne, że nie posunie się do zwolnień, a wszystkich pracowników traktował z należytym szacunkiem. W przeciwieństwie do Febo potrafił pokazać ludzką twarz. Postanowiła, że przed swoim odejściem uratuje swoich przyjaciół i zapewni im stabilizację. Ona w tej firmie nie zamierzała spędzić nawet jednego dnia dłużej. Trudno, prędzej, czy później znajdzie inną pracę. Najwyżej zacisnął pasa na kilka miesięcy. Nie potrafiła przypatrywać się przygotowaniom do ślubu. Zresztą Marek z Pauliną zamierzali wydać przyjęcie dla pracowników firmy z okazji swojego ślubu. Nie zamierzała w nim uczestniczyć. To byłoby zbyt trudne.
Dotarła do firmy później, niż zwykle. Celowo pojechała innym autobusem. Zamierzała dotrzeć do firmy tuż przed posiedzeniem zarządu, by nie musieć rozmawiać z Markiem. Nie miała na to sił. Musiała odegrać swoją ostatnią rolę i zejść ze sceny. Gdy tylko wyszła z windy dopadła ją Alicja
- Ulka, możesz mi wyjaśnić… - zaczęła Milewska, ale dyrektor finansowa nie pozwoliła jej dokończyć wypowiedzi
- Przepraszam cię Ala, ale spieszę się. Porozmawiamy później. Za dziesięć minut muszę być w konferencyjnej.
- To ty nic nie wiesz? – kadrowa była wyraźnie zaskoczona
- O czym nie wiem? – zdziwiła się – Wiem, że mam za chwilę posiedzenie zarządu
- Zarząd był o ósmej trzydzieści – odparła, przypatrując się przyjaciółce uważnie – Marek podał się do dymisji. Myślałam, że wiesz…..
- Nie – pokręciła głową – Nie wiem – szepnęła, zastanawiając się, dlaczego tak postąpił. Czy aż tak bardzo w nią wątpił? Sądził, że z zemsty będzie zdolna go pogrążyć?
- Tymczasowo stery w firmie przejął Krzysztof. Kolejne posiedzenie w przyszły czwartek. Prawdopodobnie prezesem zostanie Aleks – tłumaczyła Milewska. Ula posłała jej tylko blady uśmiech – Nie wiesz czemu Marek zrezygnował?
- Nie tłumaczy mi się z każdego kroku. To duży chłopiec – mruknęła i ruszyła w stronę swojego gabinetu. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Dobrzański przez cały dzień nie pojawił się w firmie. Podobnie, jak Paulina i Krzysztof. Tylko Aleks przemierzał korytarze dumny, z tym swoim cynicznym uśmieszkiem.

Dochodziła właśnie do swojego parkanu, gdy dostrzegła pod furtką samochód Marka. Szybko wyskoczył z wnętrza
- Cześć – uśmiechnął się delikatnie, wyciągając w jej kierunku bukiet róż – Wiem, że kwiaty to mało, ale jeszcze raz chciałem cię przeprosić
- Naprawdę sądziłeś, że będę zdolna cię pogrążyć przed zarządem i pokazać w jakie długi wpakowałeś firmę? – zapytała, wpatrując się w niego
- Nie – odparł – Po prostu nie chciałem, żebyś dla mnie kłamała. Byłem prezesem do dupy i czas się do tego przyznać i ponieść konsekwencje swoich czynów. Poza tym chciałem, byś dostrzegła, że zmieniły mi się priorytety. To nie firma jest ważna, ale ty – rzekł wpatrując się w jej oczy – Oprócz tego, że zrezygnowałem ze stanowiska prezesa, to odwołałem ślub. Chcę być z tobą. Tylko z tobą – czekał na jej reakcję, ale ona nie nadchodziła – Wiem, że cię skrzywdziłem. Pozwól mi to naprawić – poprosił – Kocham cię – z jego ust padły słowa, na które czekała tyle miesięcy. Ufnie wtuliła się w jego ramiona. Stracił dziś wszystko, o co walczył przez ostatnie miesiące. Zyskał miłość. Miłość na całe życie. Jednak grab i brzoza potrafią koło siebie rosnąć, gdy bardzo tego chcą.