B

poniedziałek, 22 marca 2021

'Niebezpieczna gra' VII

 - No i co? – zapytał z wyraźną dumą, trzymając głowę maksymalnie w górze. Wyglądało to trochę tak, jakby obserwując jarzeniówki próbował dodać sobie kilka centymów wzrostu.

- Jak dla mnie rewelacja – odparła i niecierpliwie oczekiwała reakcji Dobrzańskiego. Miał większe doświadczenie i bardzo liczyła na jego ocenę. Wiedział co się sprzeda, co nie zyska aprobaty klientów.  

- Jestem absolutnie zakochany w tej granatowej. To będzie hit hitów – rzekł z pełnym przekonaniem - Co prawda to dopiero element kolekcji i nie wiem, czym nas jeszcze zaskoczysz, ale zastanawiałbym się, czy tej nie zostawić na finał. Zmieniłbym jednak modelkę, bo ta kreacja by jeszcze zyskała, gdyby prezentowała ją blondynka

-  Ależ ja się domagam blondynki – obruszył się projektant – Ale widzisz, przyszło co przyszło – rozłożył ręce w geście bezradności - przecież im nie przefarbuję włosów w sekundę

- To moja wina – zaczęła tłumaczyć się Rybakow - Dzisiejsza prezentacja jest taką roboczą, ściągnęliśmy tylko dwie dziewczyny. Od przyszłego tygodnia rozpoczynamy poszukiwania konkretnych modelek, z którymi w tym sezonie będziemy współpracować na stałe – Marek kiwnął głową na znak zrozumienia

- Ja je będę wybierał! – podkreślił dobitnie autor kolekcji

- Ależ oczywiście. Twoje zdanie będzie decydujące.

- Natomiast jeśli mógłbym o tej fuksji – Pshemko wyraźnie się zainteresował, co były prezes ma jeszcze do powiedzenia – Nie myślałeś o tym, by dół zrobić nieco lżejszy? – rozmówca zmarszczył brwi, najwyraźniej intensywnie analizując jego słowa – Suknia ma bardzo ciekawy krój – próbował nieco łagodzić sytuację – Myślę, że zachwyci rzeszę kobiet, jednak w mojej ocenie można by spróbować zmienić tkaninę dołu na bardziej zwiewną – Wieńczysław przyglądał się mu z nieodgadnionym wyrazem twarzy – Pamiętasz kolekcję Emmy&Mill z targów w Berlinie w dwa tysiące dwunastym? Oni tam wtedy pokazali taką koralową z czarnymi wstawkami. Powiedziałeś, że krój oryginalny, ale…

- Przytłaczający dół – dokończył projektant przypominając sobie o kreacji, którą omawiał z Markiem podczas lotu Berlin-Warszawa.

- Właśnie. W Twoim projekcie nie uważam, żeby dół mocno przytłaczał, ale mam takie przeczucie, że ta suknia zyska jeszcze więcej jeśli zmienicie materiał. Spróbujcie – zachęcał – To ty jesteś fachowcem. Zobaczysz jak to będzie wyglądać. Może ja się kompletnie nie znam – wzruszył ramionami, posyłając Pshemko przepraszający uśmiech

- Znasz się, znasz – pogroził mu palcem – Może batyst? – powiedział do siebie – Tak! Izabello? – bez słowa porzucił swoich rozmówców i pobiegł do garderoby w poszukiwaniu krawcowej

- No brawo, nie zabił cię, ani nie połamał wieszaków – zaśmiał się Szymczyk – To wielka umiejętność. Ja bym się bał mu powiedzieć, że modelka zapomniała zapiąć guzika, a co dopiero sugerować, że coś trzeba zmienić w projekcie

- Lata znajomości – wzruszył ramionami robiąc przy tym minę niewiniątka

- Podejdziecie do mnie? – zapytał, gdy po zakończonej prezentacji całą trójką ruszyli do wyjścia – Dokonałem już wstępnych podsumowań. Ciekawa sprawa z tą firmą Tessuto, bo o ile na półtora roku znalazłem oficjalnych zamówień na coś koło ośmiuset pięćdziesięciu tysięcy, to faktur jest prawie na milion, a podsumowując przelewy wychodzi już kwota milion dwieście – Ula kątem oka zerknęła na Dobrzańskiego, który intensywnie analizował te informacje 

- Myśmy rzeczywiście część rzeczy kupowali bez oficjalnego zamówienia, więc kwoty tych faktur w istocie mogą się nie pokrywać z udokumentowanym zapotrzebowaniem. Pshemko w ostatniej chwili zmieniał koncepcję, potrzebował jakiejś ekstra beli, więc zamawialiśmy to przez telefon. Zwłaszcza, gdy miał już do nas wychodzić transport, a on sobie coś wymyślił – wywrócił oczami - Oficjalne zamówienie wiązałoby się nie tylko z dodatkowymi kosztami dostawy ale przede wszystkim z dodatkowym, minimum tygodniowym czasem oczekiwania. Nie wiem natomiast skąd brak tych dwustu tysięcy. Wszystko co kupowaliśmy zawsze było na fakturę. Mnie nigdy nie przyszło do głowy kupować nic pod stołem. Zresztą zawsze ojciec mnie przestrzegał. Jakaś kontrola, jakieś niezgodności i się później tłumaczysz przez pół roku – dotarli do gabinetu Szymczyka, który podał mu świeżo zadrukowane kartki

- Ja jeszcze to będę sprawdzał. Zresztą zostało mi jeszcze kilka miesięcy do prześledzenia. To w sumie są symboliczne kwoty i na większość przelewów chociaż są faktury. Nie potrafię jednak rozgryźć Ernesto Rosso i tego Esposito. Czekajcie, tu gdzieś miałam pełne dane – intensywnie przerzucał papiery na biurku

- Antonio Esposito – odparł Marek, czym skupił na sobie pytający wzrok dwójki swoich towarzyszy 

- Znasz go? – wtrąciła się Ula

- Nie – odparł krótko – I co z nimi? – zwrócił się do Maćka

- Tym pierwszym to się dopiero zajmę w przyszłym tygodniu, pani prezes zrzuciła na mnie kupę roboty – spojrzał na Ulkę z wyrzutem – natomiast jeśli chodzi o Esposito, to nie ma żadnych faktur, nie ma żadnych umów, a póki co doliczyłem się przelewów na kwotę sześćset tysięcy – na twarzy Marka wymalowane były zaskoczenie

- No – chrząknął próbując sprawić, by jego głos brzmiał normalnie – Nie jest to mała kwota

- Euro – Maciek, niczym zawodowy bokser tą informacją zadał mu ostateczny cios, który powalił go na deski

- Euro – Dobrzański powtórzył pod nosem, wciąż nie mogąc uwierzyć, że pod jego nosem dokonano wałka na ponad dwa i pół miliona złotych. Przez tyle miesięcy wyprowadzano z firmy pieniądze workami, a on się nawet nie zorientował. Wypuścił głośno powietrze

- Przepraszam was, ale chyba muszę się przejść. Trochę mi chyba brakuje świeżego powietrza – jego wzrok stał się rozbiegany – Odezwę się za parę dni, bo jestem ciekawy tych rewelacji w związku z tym drugim milionerem, który się dorobił na mojej firmie – prychnął pod nosem – Dzięki Maciek – uścisnął dłoń Szymczyka i spoglądając na Ulę rzucił – Cześć

- Poczekaj, odprowadzę cię – brunetka ruszyła jego śladem – Ty znasz tego Esposito, prawda? – przyjrzała mu się uważnie, gdy wciskał guzik przywołujący windę

- Nie, ja nie. W życiu go na oczy nie widziałem – mruknął wchodząc do windy, nieoczekiwanie wsiadła razem z nim

- Przejdziemy się razem – oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Wiesz, ja muszę chwilę ochłonąć – w nerwowym geście potarł dłonią czoło

- Dobrze – kiwnęła głową na znak zgody - Wiem, że to nazwisko nie jest ci obce. Znałeś imię nim Maciek zdążył cokolwiek powiedzieć, ale nie musisz mi się tłumaczyć. To twoja przeszłość i twoje byłe problemy. Mnie to nie dotyczy. Ale jesteś zdenerwowany i nie powinieneś być teraz sam – wyjaśniła, gdy znaleźli się przed budynkiem i ruszyli w stronę bramy parku, znajdującego się dwieście metrów dalej. Z zaparkowanego pod firmą auta wysiadł kierowca i momentalnie znalazł się trzy kroki za nimi. Rybakow dała mu znać gestem dłoni, by zostawił im większą przestrzeń. Wolnym krokiem podążał ich śladem, jednak teraz trzymał znacznie większy dystans.

- Masz rację, że znam to nazwisko – mruknął pod nosem, wlepiając wzrok w czubki swoich butów. Przez kilka minut spacerowali po pustym o tej porze parku, aż wreszcie zdecydował się odezwać – Albo inaczej… Poznałem je kilka godzin temu. Zapytałem mamę o tego człowieka. Gdy tylko zadzwoniłaś to wydawało mi się, że gdzieś już kiedyś słyszałem to nazwisko. Antonio Esposito to wuj Aleksa – jej przypuszczenia się potwierdziły – Mama widziała go raptem raz w życiu na pogrzebie Febo. Nawet go dobrze nie pamięta. Ale jest pewna, że Antonio był bratem matki Aleksa – kątem oka dostrzegł, że splotła ręce na wysokości piersi i próbowała dłońmi okryć odkryte ramiona. Była końcówka września i nawet jeśli zdarzały się jeszcze upalne dni, to nocą temperatura osiągała maksymalnie dwanaście stopni. Zanim zdążyła się zorientować, okrył ją swoją marynarką. Uśmiechnęła się pod nosem, posyłając mu wdzięczne spojrzenie. Wyjście o tej porze do parku w cienkiej sukience na grube ramiączka nie był najlepszym pomysłem

- To drugie nazwisko pewnie też nie jest przypadkowe

- Pewnie nie – westchnął – Pojadę jutro do mamy, porozmawiam. Może coś jeszcze skojarzy – wzruszył ramionami - Jakim trzeba być człowiekiem, by okradać własną firmę i dziedzictwo rodziców doprowadzić do kompletnego upadku? – zacisnął mocno pięść – Jakim ja byłem durniem, że przez tyle miesięcy nic nie zauważyłem – dodał gorzko

- To był sprytny plan. Febo bardzo się starał byś nie dotarł do tych danych. Maciek mówi, że te przelewy były na małe kwoty. Po kilka, maksymalnie kilkanaście tysięcy, za to systematycznie. Prowadząc działalność obraca się dużą gotówką. Gdyby w jednym miesiącu z konta firmy zniknęło pół miliona z całą pewnością byś się zorientował. Jeśli jednak to było trzydzieści tysięcy mogło ci to umknąć. Zwłaszcza, jeśli zaufaniem darzyłeś dyrektora finansowego.

- To i tak teraz nic nie zmienia. Szarpię się z tym, męczy mnie to, a przecież czasu nie cofnę, nie odbuduję reputacji, nie cofnę życia mojemu ojcu, który do samego końca bardzo to wszystko przeżywał

- Ale przynajmniej masz świadomość, że go nie zawiodłeś. A co do załogi, to mówiłam ci już, że masz bardzo dobrą reputację. Oni od początku za całą tę sytuację obwiniali Febo, o tobie wypowiadając się naprawdę bardzo dobrze. Chodź, wracamy – ruchem głowy wskazała wyjście z parku – Sprawa jest rozwojowa. Dajmy Maćkowi jeszcze kilka dni.


Była już osiemnasta, gdy przemierzał puste korytarze firmy. To była jego druga wizyta w ciągu dwóch tygodni. Ponownie oswoił się  z tym budynkiem, jednak wciąż nie był gotowy na spotkanie z byłymi pracownikami. Dlatego też odwiedzał firmę poza oficjalnymi godzinami pracy. Minął pusty sekretariat i cicho zapukał do drzwi. Zanim usłyszał zaproszenie pociągnął za klamkę, a do jego uszu dobiegł strzępek rozmowy toczącej się w środku

- Niby czemu mam to zrobić?

- Bo cię o to proszę – stwierdziła Ula i dopiero teraz zorientowała się, że w drzwi się uchyliły – Marek? – była ewidentnie zaskoczona tą niezapowiedzianą wizytą. Dobrzański przyjrzał jej się przelotnie by całą uwagę skupić na siedzącym na sofie mężczyźnie. Z założoną nogą na nodze przeglądał segregator z dokumentami by w jednej chwili przenieść wzrok na nieoczekiwanego gościa i zmierzyć go od stóp do głów.

- Przepraszam, że wparowałem, nie wiedziałem, że masz spotkanie – chrząknął lekko zakłopotany – I przepraszam, że tak bez zapowiedzi. Szukam Maćka. Sądziłem, że go u ciebie znajdę, bo jego gabinet jest zamknięty.

- Tak. Wyszedł wcześniej. Jego synek się źle poczuł i o piętnastej musiał zabrać go z przedszkola. Pewnie zapomniał, że byliście umówieni. Powiem mu, że byłeś to się do ciebie jutro odezwie.

- Dzięki. Nie przeszkadzam – posłał jej przepraszający uśmiech i zrobił już krok w tył, gdy odezwał się siedzący w gabinecie mężczyzna

- Nie przedstawisz nas? – zapytał z lekkim wschodnim akcentem, wstając z zajmowanego miejsca i stanął tuż obok niej

- Przepraszam, zagapiłam się. Mój mąż, Mikołaj – spojrzała na przystojnego bruneta z kilkudniowym zarostem – Marek Dobrzański – wskazała na swojego gościa. Panowie uścisnęli sobie dłonie, przyglądając się sobie bacznie i wymieniając zdawkowe uprzejmości.

- Uciekam, nie zawracam już głowy. Miłego wieczoru – skinął głową na pożegnanie i szybko zniknął z gabinetu.  

- Pan Dobrzański ma tutaj jakieś sprawy? – przyjrzał się żonie zaciekawiony

- Jak widzisz przyszedł do Maćka, więc jego powinieneś pytać. Wracając do naszej rozmowy niewielka darowizna nie będzie wielkim uszczerbkiem dla firmy – szybko zmieniła temat

- Ale ja nie jestem organizacją charytatywną by ciągle przekazywać jakieś datki – wywrócił oczami

- Przecież ja od ciebie nie oczekuję jakiś oszałamiających sum. Takie organizacje mogą pomagać tylko dzięki datkom. Te dwadzieścia pięć tysięcy raz na kwartał może uratować kilkoro dzieci. Chcesz się rozwijać na polskim rynku. Z pewnością PR’owo będzie to dobrze wyglądać – puściła mu oczko

- Niech ci będzie, ale robię to tylko dla ciebie – posłała mu powietrznego buziaka  




PS. Specjalnie dla Was - Nikołaj Rybakow ;) 



poniedziałek, 1 marca 2021

'Niebezpieczna gra' VI

‘Znasz firmę Tessuto albo kogoś o nazwisku Esposito i Rosso?’ sms’a o takie treści przeczytał we wtorkowe przedpołudnie. Zamiast odpisywać pospiesznie wybrał jej numer.

- Cześć Marek – odebrała już po pierwszym sygnale

- Hej. Tessuto to firma z okolic Neapolu, od której kupowaliśmy część materiałów. Potrzebujesz namiary na sprawdzonych dostawców? – nie czekając na jej odpowiedź ciągnął dalej – Kilka lat temu to był przyzwoita firma, ale zdaje się, że natłok zamówień spowodował, że przestali dotrzymywać terminów a i cenowo można było znaleźć coraz więcej konkurencyjnych ofert.

- A te dwa nazwiska? – dopytywała

- O ile mnie pamięć nie myli, to nie znam nikogo o nazwisku Rosso, to drugie gdzieś chyba słyszałem, ale nie pamiętam. Mogę dopytać mamę, może ona coś kojarzy – wyraźnie się zastanawiał – Może to jacyś znajomi ojca. A o co chodzi?

- To nie jest rozmowa na telefon. Za pół godziny w Procesie Kawki. Do zobaczenia - i nim się zorientował rozłączyła się. Jej zachowanie totalnie go zdziwiło, ale postanowił pójść.

 

- Przyznam, że trochę nie rozumiem, o co chodzi – przyjrzał się jej uważnie, gdy kelnerka postawiła przed nimi dwie filiżanki z aromatycznym espresso – Twój poranny telefon był co najmniej dziwny. O co chodzi z tymi nazwiskami?

- Przepraszam, może działam trochę zbyt pospiesznie – zaczęła wyjaśniać – Po prostu uznałam, że może będziesz chciał wiedzieć, albo inaczej, że powinieneś wiedzieć. Co prawda nie mam jeszcze pewności, ale wszystko wskazuje na to, że nasze przypuszczenia potwierdzą się w dokumentach

- Jakie nasze? Nie mam pojęcia do czego zmierzasz – był coraz bardziej zdezorientowany

- Rozmawiałeś z mamą o tym nazwisku? Esposito?

- Moment – słyszała w jego głosie wyraźną irytację. Tę, jaka bardzo często pojawiała się na początku ich znajomości – Odpowiadasz pytaniem na pytanie. Albo mówisz mi o co chodzi, albo wracam do swojej roboty. Mnie zabawy w zgaduj zgadula zupełnie nie interesują. Zachowujesz się od rana co najmniej dziwnie i ja nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Wypytujesz o dziwne rzeczy.

- Przepraszam, masz rację, jestem dziś trochę chaotyczna – wzięła głęboki oddech - Mam małe zamieszanie w firmie, a jednocześnie chciałam od razu z tobą porozmawiać. Już mówię, o co chodzi. Byliśmy wcześniej zajęci uruchamianiem firmy, bieżącymi sprawami. Kilka dni temu zaczęliśmy porządkować pomieszczenia w podziemiach, które będą potrzebne do magazynowania materiałów i dodatków, których Pshemko nie będzie używał w najbliższych dniach – słuchał jej z uwagą, licząc na to, że wreszcie dowie się jakiś konkretów – Tam pomiędzy jakimiś rupieciami była teczka. Nic szczególnego, kilka starych faktur, potwierdzeń z banku, jakieś zestawienia finansowe sprzed kilku lat. Mój dyrektor finansowy jest bardzo skrupulatny, zaczął to analizować z czystej ciekawości i na podstawie tego, co znalazł, zaczął przyglądać się finansom. Jego uwagę przykuła właśnie firma Tessuto i nazwiska Rosso i Esposito. Dokładne dane będzie miał jutro, może pojutrze, ale przelewy na te trzy konta opiewały na znaczne kwoty. O ile wspominałeś, że od Tessuto kupowaliście materiały, o tyle te dwa nazwiska nie są powiązane w dokumentach z Febo&Dobrzański – brunet przez dłuższą chwilę milczał, próbując poukładać te rewelacje

- A mówisz mi o tym bo? – chrząknął wymownie

- Bo wstępnie wszystko wskazuje na to, że sytuacja finansowa firmy nie była efektem twojego złego zarządzania tylko wyprowadzania z firmy pieniędzy. Skoro nie kojarzysz tych dwóch nazwisk, to znaczy, że oficjalnie nie mieliście wobec tych osób żadnych zobowiązań. Działanie na szkodę firmy – chciała ciągnąć dalej, ale wszedł jej w słowo

- To tak naprawdę nie ma teraz wielkiego znaczenia. Firma jest w twoich rękach, ja swoje udziały sprzedałem – mruknął, z uwagą obserwując jej kierowcę, który wysiadł z auta i zaczął przechadzać się wzdłuż ogrodzenia kawiarni – Z Aleksem nie mam kontaktu. Bóg jeden raczy wiedzieć, gdzie on teraz jest. Zresztą gdybym wiedział, jedyne co mógłbym zrobić to obić mu gębę, a tak naprawdę taką kreaturą szkoda sobie brudzić ręce.

- Uznałam, że powinieneś wiedzieć. Widzę, jak bardzo wciąż to przeżywasz, jak obwiniasz się o to, że zawiodłeś rodzinę i pracowników – rzekła z troską – a tobie ktoś bardzo pomógł w tych kłopotach finansowych firmy

- On tak zawsze wszędzie z tobą jeździ? – nieoczekiwania zmienił temat, wskazując ruchem głowy na postawnego mężczyznę w eleganckim garniturze, który aktualnie polerował białą ściereczką lewy reflektor auta

- Wymysł mojego męża – odparła z wyraźnym niezadowoleniem – Mimo tego, że mam prawo jazdy od studiów. Stwierdził, że tak będzie bezpieczniej. Plus jest taki, że nie muszę się martwić o miejsca postojowe i nosi za mną siatki podczas zakupów  - zaśmiała się pod nosem

- A mąż nie woli cię sam odwieźć?

- Jest w Rosji. Ja mam biznes tu, on ma interesy tam – wyjaśniła - Będę bardzo bezczelna, jeśli zapytam, czy zgodzisz się przyjść na prezentację naszych pierwszych kreacji? – spojrzała na niego niepewnie. Westchnął ciężko

- Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie – obrzucił ją wymownym spojrzeniem, ale postanowiła się nie poddawać

- To prawda. Ale nie ukrywam, że zarówno mnie, jak i Pshemko zależy na twojej ocenie. Mini pokaz. Pół godzinki – złożyła ręce w geście prośby

- Ula – westchnął - Nie jestem gotowy na wizytę w firmie, na spotkanie z pracownikami – wypowiadając te słowa kręcił głową w geście rezygnacji - na te powitania, spojrzenia, pytania. Nie jestem gotowy stanąć twarzą w twarz z tymi dziesiątkami ludzi, których zaufanie zawiodłem.  

- Nie będziesz musiał. Ta prezentacja będzie po godzinach pracy. Dzisiaj o dwudziestej. Będzie Pshemko, jego asystent, dwie krawcowe i fotograf. Nikt więcej. No i ja jeszcze będę – uśmiechnęła się szeroko – Bardzo mi zależy na twojej opinii. Przemyśl to proszę – wstała zbierając się do wyjścia - Liczę na to, że spotkamy się dzisiaj wieczorem na Lwowskiej – wypowiadając ostatnie zdanie położyła mu dłoń na ramieniu.


Od kwadransa siedział w aucie zaparkowanym vis a vis firmy. Wskazówki zegarka ustawiły się na godzinie dziewiętnastej pięćdziesiąt pięć. Zarzucał sobie w myślach, że wobec tej kobiety jest zdecydowanie zbyt uległy. W ciągu ostatnich kilku miesięcy złamał wiele swoich postanowień wyłącznie na jej prośbę i z powodu tych niezwykle błękitnych oczu. Najgorsze, że czuł w kościach, iż prędzej czy później będzie tego żałował. Energicznie wysiadł z auta i stanął naprzeciw budynku z którym wiązało się tak wiele wspomnień. Dobrych i złych. Ile on by dał, żeby można było za pomocą gumki myszki wymazać te złe i bolesne. Wszedł do holu i pierwsze co zobaczył to okazały szyld ‘Dobrzański Fashion’ z użyciem identycznej czcionki, jaką wybrał jego ojciec.

- Dobrrry wieczór panie pre, pre, prezesie – usłyszał za plecami. Nawet nie musiał się odwracać. Tego jąkającego się, acz poczciwego człowieka poznałby na końcu świata.

- Dobry wieczór panie Władku – uścisnął dłoń ochroniarza – I już nie prezesie. Teraz prezeską jest pani Rybakow. Mów mi Marek. Pshemko u siebie?

- Właa, Władek – kiwnął głową – Taa, tak. Na trzecim piętrze – oznajmił. Trochę się zdziwił, bo zawsze pracownia mistrza znajdowała się na pierwszym piętrze, bo projektant nie znosił wind i chadzał schodami. Najwyraźniej wraz ze zmianą właściciela, zmieniło się rozlokowanie pomieszczeń. Wjechał widną na właściwe piętro i skierował się w stronę sali, która niegdyś była konferencyjną. Wszedł Została przerobiona na pracownię z mini wybiegiem i pojedynczą garderobą dla modelek. Wszedł niepostrzeżenie, rozglądając się z uwagą. Jakiś młodziutki chłopaczek biegał od światła do światła, ustawiając je właściwie i sprawdzając podłączenie sprzętu. Dwie modelki trajkotały o najnowszym kolorze lakieru do paznokci promowanym przez znaną instagramerkę.

- Dlaczego są jeszcze niegotowe? – projektant o marnym wzroście, za to wielkim ego, aż tupał ze wściekłości – Na co czekają? Na oklaski? Przebierać mi się i to już. Zaraz zaczynamy. Ja nie mam zamiaru siedzieć tu do rana. Tik tak, tik tak. Mają dwie minuty! Oszaleję! – Dobrzański zaśmiał się pod nosem. Wieńczysław Wycior zawsze był irytujący, ale darzył go szczerą sympatią – Marco! – wyraźnie się ucieszył widząc bruneta stojącego przy drzwiach i zawisł na jego szyi – Jak dobrze, że jesteś! Wreszcie jakaś normalna osoba wśród tej bandy nieudaczników! Dla tych dwóch jakieś malowidło na paznokcie jest ważniejsze niż moje działa, wyobrażasz sobie?

- To jest skandal! – udał oburzenie, co rozbawiło projektanta – Za to ja przyszedłem tutaj tylko dla twoich kreacji.

- Oh Marku, nawet nie wiesz, jak się cieszę. Urszula zrobiła mi ogromną niespodziankę. Minutka i zaczynamy. Gabriela – zawołał krawcową, która niemal przybiegła z garderoby – Czy osoby są już gotowe?

- Potrzebuję jeszcze dwie minuty. W tej granatowej zaciął się suwak – wyszeptała, nie chcąc ściągnąć na siebie gniewu autora kolekcji

- Jak to się zaciął? Toż to żart! Izabela! Gdzie jest Izabela?! – darł się i w tej właśnie chwili w drzwiach pracowni pojawiła się prezes Rybakow w towarzystwie Izabeli i mężczyzny po trzydziestce w koszuli w kratę i gładkim krawacie. Z całą pewnością nie był to jednak mąż Uli, który na zdjęciach w Internecie wyglądał zupełnie inaczej- Izabelo, ratunku!

- Cześć – uśmiechnął się niepewnie do przybyłych. Iza podeszła pierwsza, przytulając Dobrzańskiego na powitanie

- Marek, jak miło cię widzieć. Świetnie wyglądasz – krawcowa była wyraźnie miło zaskoczona tym spotkaniem

- Ciebie również – posłał jej ciepły uśmiech. Od zawsze lubił Gajdę i podziwiał ją za to, że potrafiła wytrzymać z tym histerykiem osiem godzin dziennie - Jak Wojtuś? – zapytał ze szczerym zainteresowaniem

- A dziękuję, bardzo dobrze. Chodzi już do drugiej klasy. I doczekał się wreszcie siostry. Amelka skończyła w lipcu dwa lata

- Gratuluję. Pozdrów Leszka

- Dzięki. A ty panią Helenkę – pokiwał głową z geście podziękowania

- Jednak przyszedłeś – rzekła z wyraźną ulgą i radością – Dziękuję – wypowiedziała te słowa niemal bezgłośnie, patrząc mu prosto w oczy – Poznajcie się. Maciek – wskazała na swojego towarzysza – mój przyjaciel od czasów dzieciństwa a obecnie dyrektor finansowy

- Marek Dobrzański – wyciągnął do niego dłoń

- Maciej Szymczyk. Miło poznać

- Szymczyk? – brunet zmarszczył brwi, przyglądając mu się z uwagą – Arek Szymczyk to może jakaś twoja rodzina?

- Kuzyn – oznajmił, na co Dobrzański zaśmiał się pod nosem

- Ten świat jest jednak mały. Studiowałem z Arkiem na jednym roku – Ula tej wymianie zdań przysłuchiwała się z wyraźnym zaciekawieniem

- Serio? Muszę mu koniecznie powiedzieć, że cię poznałem

- A co u niego? Pracuje gdzieś w Warszawie?

- Wyjechał parę lat temu. Osiadł w Norwegii. Przylatuje raz w roku w wakacje albo święta. Ale gadamy czasem przez Messengera.

- To pozdrów go ode mnie

- Attenzione! – na niewysoki podest wmaszerował Pshemko – Może ja państwu przeszkadzam?! Możemy wreszcie zacząć?!