B

środa, 27 kwietnia 2016

'Przeszłość' X

- Chcę rozwodu z orzeczeniem o winie – zadeklarowała, gdy tylko pojawił się w kawiarni.
- Czyli wyszło na moje – westchnął z nutą rezygnacji. Jej postawa wskazywała na to, że rozwód będzie się ciągnął miesiącami – Nigdy mnie nie kochałaś. Chodziło ci tylko o moje pieniądze, nazwisko, kontakty.
- Upokorzyłeś mnie – wycedziła – Sądzisz, że nad twoją zdradą przejdę do porządku dziennego? To ty rozwaliłeś nasze małżeństwo
- Nasze małżeństwo nigdy nie miało racji bytu. Nasz związek powinien zostać na etapie romansu, konkubinatu, ale upierałaś się przy urzędowych dowodach miłości. Naciągnęłaś mnie na ten ślub, a teraz jeszcze robisz trudności z rozwodem. Nie masz za grosz klasy w przeciwieństwie do Uli. Ona potrafiła się ze mną rozstać w pokojowej atmosferze, mimo że ją skrzywdziłem dużo bardziej. Ją i dzieci. Ty z tego związku wychodzisz tylko z urażoną dumą, a nie złamanym sercem. Chciałem ci zostawić mieszkanie i połowę oszczędności, ale jeśli chcesz, proszę bardzo, możemy się handryczyć w sądzie. Możemy wyciągać wszystkie brudy. Mogę opowiadać o tych wybuchach zazdrości, awanturach o kontakty z dziećmi. Żaden normalny facet by tego nie zniósł. Nie omieszkam wspomnieć o powodach dla których za mnie wyszłaś i jak sprytnie rozwaliłaś moje wcześniejsze małżeństwo. Ja też nie jestem bez winy, ale to ty najpierw dążyłaś do seksu, a później do zaobrączkowania mnie. Dzięki bogu, że nie dałem się wmanipulować w dzieci – nie czekając na jej reakcję wstał od stolika i wyszedł z lokalu.

Podjechała pod blok z numerem osiemnaście na warszawskiej Ochocie. Nie znała numeru mieszkania, więc musiała czekać aż Dobrzańska pojawi się w jej polu widzenia. Całe szczęście, że wzięła tydzień urlopu. Była tak wściekła i rozczarowana, że i tak nie potrafiłaby się skupić na pracy. Po trzech kwadransach wreszcie zobaczyła wychodzącą z klatki Ulę w towarzystwie Kuby. Wsiedli do auta i ruszyli w stronę Centrum. Pojechała ich śladem. Dobrzańska odwiozła syna do klubu sportowego, a sama udała się do centrum handlowego.
- Zadowolona z siebie jesteś? – zapytała idąc za Ulą w stronę wejścia. Dobrzańska wydawała się szczerze zaskoczona widokiem żony swojego byłego – Odbiłam ci męża, więc postanowiłaś się odegrać?
- Masz nauczkę, że nie buduje się szczęścia na cudzym nieszczęściu – uśmiechnęła się bezczelnie i ruszyła dalej
- Za parę miesięcy znowu wymieni cię na nowszy model – zawołała za nią. Ula zatrzymała się w pół kroku i zaśmiała się kpiąco.
- Póki co to ciebie wymienia na starszy model, bo najwidoczniej jest lepszy. Miłego dnia ci życzę – pomachała jej wciąż się śmiejąc z satysfakcją i zniknęła za rozsuwanymi, szklanymi drzwiami. Tylko Ula wiedziała ile ją ten spokój kosztował. Postanowiła, że nie da się sprowokować do ostrej wymiany zdań i udało jej się kilkoma trafnymi ripostami zamknąć usta Sandrze. Z satysfakcją pomyślała, że punkt dla niej.

- Cześć stary, co tam słychać? – Sebastian rozsiadł się na eleganckiej sofie w gabinecie prezesa
- Za nieco ponad tydzień przylatuje Zosia. Organizujemy małe przyjęcie z okazji rozpoczęcia wakacji, ale przede wszystkim dlatego, że mamy tak ambitną córkę, która będzie studiować na prestiżowej uczelni. Oczywiście jesteście z Violką i chłopakami zaproszeni
- Dzięki, chętnie wpadniemy. U was na Ochocie?
- Nie. Ula znalazła fajną knajpkę z ogrodem nad Wisłą. Przy Wale koło Mostu Łazienkowskiego. Niezbyt duża impreza. Tylko dla rodziny i najbliższych przyjaciół – wyjaśniał
- I zamierzasz przyjść z Sandrą? – zaciekawił się Olszański
- Nie – odparł szybko – rozwodzimy się
- Czas najwyższy. Już myślałem, że nie doczekam tego momentu – przyjaciel Dobrzańskiego był wyraźnie usatysfakcjonowany słysząc te rewelacje.
- No wiem, że nigdy za nią nie przepadałeś – zaśmiał się pod nosem – I żałuję, że cię kilka lat temu nie posłuchałem, gdy mówiłeś, że to nie jest kobieta dla mnie, że powinienem próbować ratować związek z Ulką
- A co się stało, że doszedłeś nagle do takich wniosków? – Sebastian był szczerze zainteresowany
- Zrozumiałem, że tak naprawdę kochałem i kocham tylko Ulkę. Chcę ją odzyskać – rzekł zdeterminowany
- I myślisz, że masz jeszcze u niej jakieś szanse? – Dobrzański obrzucił go smutnym spojrzeniem – Oczywiście mocno wam kibicuje, ale przyznasz, że bardzo ją wtedy zraniłeś
- Wiem – westchnął wstając z prezesowskiego fotela – Ale ten rok jej nieobecności z dzieciakami uświadomił mi, ile dla mnie znaczy. I że Sandra nigdy mi jej nie zastąpi. I wiem, że wciąż coś do mnie czuje, ale boi się zaufać. W sumie jej się nie dziwię – wzruszył ramionami – ale będę próbował do skutku
- W takim razie trzymam kciuki – poklepał przyjaciela po plecach – Byłoby fajnie, gdybyście się zeszli

Od dobrych dwóch minut natarczywie pukał do drzwi, które wreszcie ustąpiły. Bez chwili zawahania wparował do środka i krótko musnął usta żony, by po chwili zamknąć ją w swoich ramionach
- Już się bałem, że cię nie ma w domu – szepnął napawając się zapachem jej włosów. Delikatnie wyswobodziła się z tego uścisku i odsunęła dwa kroki
- Wybacz, nie mam ochoty – rzekła wprost. Zaśmiał się pod nosem, obrzucając ją lekko rozbawionym spojrzeniem
- Spokojnie, nie przyszedłem tutaj, by zaciągnąć cię do łóżka – wyjaśnił ściągając marynarkę – Od rana próbuję się do ciebie dodzwonić. Martwiłem się – z troską pogładził kciukiem jej policzek – Poza tym nie wiedzieliśmy się trzy dni. Pomyślałem, że fajnie byłoby wypić razem kawę. A może masz ochotę na lunch? Pójdziemy do tej gruzińskiej knajpki po drugiej stronie ulicy?
- Nie. Nie mam ochoty wychodzić z domu. Kawy zaraz ci zrobię – mruknęła smętnie i ruszyła w kierunku kuchni
- Ej, ej – zatrzymał ją splatając palce ich dłoni – Co się dzieje? Jesteś jakaś niewyraźna – czule pogładził jej policzek
- Nie wiem. Może coś mnie rozbiera. Zanim przyszedłeś ucięłam sobie małą drzemkę
- Poczekaj na mnie w salonie. Zrobię nam kawy – zaczął podwijać rękawy koszuli – Jeszcze pamiętam gdzie, co jest, a później pójdę do tej restauracji i wezmę coś na wynos. Zjemy w domu
- A ty nie powinieneś wracać do firmy?
- Chcę trochę czasu spędzić z tobą. Tęskniłem – szybko musnął jej usta i udał się w kierunku ekspresu

Siedzieli na sofie przytuleni, sącząc kofeinowy napój zabielony odrobiną mleka
- Wczoraj pod Klifem spotkałam twoją żonę. Chyba mnie śledziła – mruknęła
- Co? – bąknął zaskoczony. Wszystkiego się po Sandrze spodziewał, ale nie zabawy w detektywa Rutkowskiego – Czego chciała?
- Miała pretensję, że jej ciebie zabrałam
- Przepraszam cię za nią – musnął ustami jej skroń i mocniej przytuli do siebie – Nie może się pogodzić z naszym rozstaniem. W sumie tu nawet nie chodzi o nią. Bardziej o wstyd, co powie rodzicom, przyjaciółkom. W niedzielę wyprowadziłem się z domu. To przez nią masz taki podły humor, prawda?
- Nie – skłamała,  a on doskonale o tym wiedział – Od rana boli mnie głowa
- To może prześpij się jeszcze chwilę, a ja skoczę po obiad – szczelnie otulił ją kocem i zabierając z półki jej klucze wyszedł z mieszkania.

sobota, 23 kwietnia 2016

'Przeszłość' IX

- Kochanie, co ty na to, żebyśmy spędzili weekend z dala od Warszawy? Tylko ty i ja w jakimś spokojnym miejscu. Może mają jeszcze wolne pokoje w tym kompleksie SPA, w którym byłam z Grażyną – zaczęła podczas czwartkowej kolacji – Zaraz zadzwonię i zapytam, czy jest szansa coś zarezerwować

- Ale ja jutro wyjeżdżam i wracam dopiero w sobotę wieczorem – odparł całą swoją uwagę skupiając na zielonym groszku, który ganiał widelcem po talerzu

- Jak to wyjeżdżasz? – nie kryła swojego zdziwienia – Dokąd?

- Do szwalni. Mówiłem ci w ubiegłym tygodniu

- Gdybyś mówił, to bym pamiętała – syknęła poirytowana, że jej plany spaliły na panewce. Wzięła głęboki oddech i kontynuowała – Kompletnie nie mamy dla siebie czasu ostatnio. Albo jesteś z dziećmi, albo jesteś w pracy. Nie możemy nigdzie razem wyjechać, ba coraz rzadziej ze sobą rozmawiamy, jadamy posiłki. Marek, oddalamy się od siebie – przysunęła się bliżej i przykryła jego dłoń swoją

- Zauważyłem – spojrzał na żonę i dodał – Pozwolisz jednak, że o naszym małżeństwie porozmawiamy po moim powrocie. Muszę się jeszcze spakować – wytarł usta serwetką i udał się w kierunku garderoby. Wrzucając kolejne rzeczy do walizki wysłał jeszcze sms’a Uli – ‘jeszcze 18h i wreszcie Cię zobaczę’

Pod pretekstem spotkania na mieście urwał się z firmy już w południe. Violka przyglądała mu się dziwnie, ale postanowił tego nie komentować i nie drążyć tematu. Doskonale wiedział, że jego sekretarka jest specyficzna. Zaparkował pod swoim starym mieszkaniem i przeskakując po dwa stopnie ruszył na górę. Szkoda mu było czasu na windę.

- Cześć – rzucił wchodząc do środka – Kuba w szkole? – upewniał się, czy są sami. Zagryzając kokieteryjnie wargę potakująco kiwnęła głową.

- Ma jechać prosto do twoich rodziców i będzie u nich nocował – wyjaśniła. Przyciągnął ją do siebie, łapczywie wpijając się w jej wargi. Jej drobne palce szybko odnalazły guziki jego koszuli. Odsunął się lekko, zaskoczony, a jednocześnie szczęśliwy

- Mieliśmy jechać – przypomniał jej, wodząc niecierpliwie dłońmi po jej biodrach i pośladach

- Pół godziny nas nie zbawi – odparła i wróciła do przerwanej czynności. Nie ukrywał, że jej pomysł bardzo mu się podobał. Całując się namiętnie ruszyli w kierunku sofy.



- Jest tak, jak wtedy – szepnął jej do ucha, gdy z butelką wina siedzieli przytuleni na drewnianym pomoście. Wpatrzeni w gładką taflę jeziora oboje powracali pamięcią do swojego pierwszego wypadu w to miejsce. Siedemnaście lat temu, w zaciszu tego kompleksu SPA rodził się ich związek. To tutaj zrozumiał, że ją kocha.

- Wtedy było trochę cieplej – zaśmiała się, widząc zaskoczone spojrzenia mijających ich nastolatków. Młodzież najwyraźniej uważała, że w ich wieku nie wypada już tak ostentacyjnie okazywać sobie uczuć. Nie zwracali na to uwagi.

- Fakt. Wtedy była połowa czerwca. Ale i tak nie dałaś się namówić na wspólną kąpiel w jeziorze.

- Bo chciałeś się kąpać nago – odparła z nutą pretensji w głosie, na co roześmiał się serdecznie i mocniej przytulił się do jej pleców.

- Kocham cię – szepnął, licząc, że usłyszy to samo. Uparcie milczała w tej kwestii – Dobrze mi tu z tobą

- Mnie z tobą też – splotła palce ich dłoni

- Mój prawnik przygotowuje już pozew. Mam nadzieję, że w grudniu kwestie formalne będą już uregulowane – urwał na chwilę, by wrócić do tematu, który nie dawał mu spokoju. Nie znosił tej niewiedzy, na czym stoi, ale jednocześnie doskonale rozumiał swoją byłą żonę – Myślałaś o nas? Pozwolisz mi do siebie wrócić?

- Nie wiem – szepnęła po dłuższej chwili milczenia – Potrzebuję więcej czasu

- Ok. Nie będę naciskał – musnął ustami jej skroń – Wiem, że ta sytuacja jest dla ciebie trudna. Przejdziemy się kawałek?



- No witam w domu – rzekła kpiąco, gdy w niedzielny wieczór przekroczył próg ich mieszkania. Było im z Ulą tak dobrze, że postanowili ukraść jeszcze jeden dzień dla siebie. Walizkę od razu zostawił w aucie. Noszenie jej w tę i z powrotem nie miało sensu – Cieszę się, że wreszcie raczyłeś wrócić i mam nadzieję, że wyjaśnisz mi, czym byłeś tak zajęty, że przez całe trzy dni miałaś wyłączony telefon!

- Wejdźmy do salonu, musimy porozmawiać – rzekł poważnym tonem

- Odchodziłam od zmysłów! Miałeś być wczoraj i nawet nie dałeś mi znaku życia! – mówiła wzburzona, idąc za nim w kierunku sofy – I nie wmówisz mi, że szwalnie otwarte są również w niedziele, a ty miałeś spotkania biznesowe w dzień wolny!

- Nawet nie będę próbował, bo ja nie byłem w szwalni – chciała coś powiedzieć, ale ubiegł ją – Posłuchaj, między nami od dawna się nie układa…

- Od momentu powrotu twojej byłej żony – wtrąciła

- Proszę cię, nie zwalaj winy na Ulę. Wypaliło się to, co było na początku i…

- Zaraz, zaraz – zmarszczyła brwi – Co ty mi chcesz powiedzieć?

- Jutro składam pozew o rozwód. Nie chcę i nie potrafię dłużej z tobą być. Nie pasujemy do siebie

- Chyba sobie ze mnie żartujesz! Na żaden rozwód się nie zgadzam! – krzyknęła wściekła - Nie pasujemy do siebie? – prychnęła – I mówisz mi to po trzech latach małżeństwa? Każde małżeństwo przechodzi kryzys – nieco spuściła z tonu – Ale to nie powód, żeby się od razu rozwodzić.

- To jest powód. Pamiętasz, co mi mówiłaś, gdy byłem jeszcze z Ulą? Że tego się nie da uratować, że będzie coraz gorzej. U nas jest dokładnie tak samo. Skończyła się fascynacja, wygasła namiętność. A nasz związek tylko na tym był zbudowany. Chyba przede wszystkim zabrakło w nim miłości. Dwoje ludzi potrafi być ze sobą latami, gdy jest między nimi uczucie. Gdy go nie ma, związek nie ma przed sobą przyszłości.

- Chyba naczytałeś się za dużo poradników dla perfekcyjnych pań domu! Brakuje ci miłości, ale cały czas mnie odtrącasz! Jak mam do ciebie dotrzeć? – próbowała ratować sytuację. Nie spodziewała się, że ta ich dzisiejsza rozmowa będzie miała taki przebieg. Od dawna nie było między nimi dobrze, ale nie spodziewała się, że będzie chciał rozwodu

- Sandra, posłuchaj… To już nie ma sensu. Nie chcę już z tobą być

- Ale ja cię kocham – bąknęła nieco zaskoczona tym, co przed chwilą usłyszała.

- Chyba nie – pokręcił głową – A ja ciebie na pewno nie kocham. Przykro mi, że nasz związek ma taki finał, ale nie potrafię inaczej. Chcę wreszcie żyć w zgodzie sam ze sobą. Chcę być znowu szczęśliwy

- I kto ci niby da to szczęście, co? Wymieniasz kolejną żonę? – pytała oskarżycielsko. Milczał czekając, aż nieco ochłonie - To powiesz mi, gdzie byłeś przez te trzy dni? A w zasadzie nie gdzie, a z kim?

- Z Ulą – odpowiedział patrząc jej prosto w oczy. Roześmiała się nerwowo.

- Chcesz mi powiedzieć, że zostawiasz mnie dla byłej żony? Przecież to jest jakaś farsa!

- Zrozumiałem, że tylko ją kochałem naprawdę. I wciąż ją kocham.

- Nie, nie, nie – kręciła głową jak w amoku – To jakiś zły sen, z którego zaraz się obudzę

- Przepraszam – rzekł i po chwili wstał

- Przepraszasz mnie? Dobre sobie – zatrzymała go w połowie drogi – Miałam rację, to przez nią to wszystko. Ta dziwka wpieprzyła się w nasze życie z buciorami!

- Nigdy więcej nie waż się tak o niej mówić! – ostatnie zdanie podziałało na niego, jak płachta na byka.

- I co, zamierza się na mnie odegrać? – również wstała i nerwowo zaczęła krążyć po salonie – Na tobie chyba też! Chce cię ukarać! Pobawi się tobą i cię zostawi. Zostaniesz sam, jak palec, bo kobiety nie wybaczają zdrady! Jeszcze będziesz skomlał u moich drzwi, jak pies – rzuciła z pogardą

- Spakuje swoje rzeczy – zniknął w drzwiach sypialni darując sobie komentarz. Gdy znalazł się na dole, ze spakowanymi walizkami, wreszcie mógł odetchnąć z ulgą.

Wreszcie twoje życie wraca na właściwe tory – pomyślał jadąc w kierunku hotelu.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

'Przeszłość' VIII

Czuła się podle. Była suką i jak suka się czuła. Kiedyś inna suka zabrała jej męża, dziś ona zabierała go tamtej. Nie wiedziała, czy jest w stanie to dalej ciągnąć i co przyniesie przyszłość. Może nawet trochę bała się tego, co czeka na nią, na nich. Póki co cieszyła się, że przez najbliższe cztery dni nie spotka się z Markiem i być może przez ten czas podejmie decyzję odnośnie dalszych kroków. Nie ułatwiał również Marek, który kolejnego wieczora wysłał jej krótkiego, ale wiele mówiącego sma’a o treści ‘Tęsknię’. Teraz to ona stała się jego kochanką, której zadaniem było urozmaicić mu to nudne życie małżeńskie.
Weekend majowy rozpoczął się piękną, słoneczną pogodą. Wynajęła dla siebie i dzieciaków pokój w bardzo fajnym hotelu, który posiadał prywatny pomost i sprzęt pływający. Na miejsce dotarli chwilę przed jedenastą, a tuż po obiedzie wypłynęli na rowerku wodnym na zalew. Wieczorem Kuba z Zośką rozgrywali zaciekłą partyjkę w badmintona w hotelowym ogrodzie, a ona siedziała w cieniu altany czytając najnowszą powieść swojej ulubionej pisarki. Kolejnego dnia postanowili udać się na niewielką plażę przynależną do hotelu. Cała trójka wstawała dość wcześnie, więc nie mieli problemu z rozłożeniem leżaków w wybranym przez siebie miejscu.
- Tata pytał, w którym hotelu się zatrzymaliśmy – rzekł jej syn, gdy zbierali się na obiad. Na dźwięk słowa ‘tata’ lekko zesztywniała, ale starała się by jej wyraz twarzy pozostał obojętny.
- A po co mu ta informacja? – zapytała lekko zdziwiona
- Odpisał, że wpadnie do nas przed wieczorem – wyjaśnił – Gdyby przyjechał przed zmrokiem, może udałoby się wypożyczyć motorówkę. Byłoby super, nie? Tylko tata ma odpowiednie uprawnienia – posłała synowi niewyraźny uśmiech i zaklęła w duchu. Ta wizyta wcale jej się nie podobała. 
Dobrzański pod hotel zajechał chwilę po szesnastej. W sportowych spodniach, kraciastej koszuli, gładkim, zielonym swetrze w serek i okularach przeciwsłonecznych przyciągał wzrok niemal każdej, mijanej go kobiety, bez względu na wiek. Jednak sprawiał wrażenie, że kompletnie nie zwraca na to uwagi. On skupiony był tylko na jednej kobiecie, a w zasadzie na dwóch.
- Stęskniłem się za moją córeczką. Nie mogłem się doczekać naszego niedzielnego spotkania – rzekł tuląc Zosię w ramionach, uważnie przy tym obserwując Ulę – Za tobą synu mniej, bo częściej się widujemy – obaj się roześmieli przybijając piątkę – Witaj – cmoknął byłą żonę w policzek
- Tato masz kartę? Popływamy motorówką? – Kuba był wyraźnie podekscytowany
- No pewnie! Wybierz, która ci się podoba, a ty Zosiu zapytaj w recepcji o koszty i pracownika, z którym możemy wszystko załatwić. Maj ma chłodne wieczory, więc nie wypłyniemy na dłużej, niż godzinę. Macie jakieś kurtki? To weźcie ze sobą i przynieście dla mamy. My tu na was poczekamy – zgrabnie pozbył się dzieci, by móc przez chwilę porozmawiać z Ulą sam na sam – Przepraszam, że przyjechałem – rzekł, gdy dzieciaki zniknęły im z pola widzenia – Ale musiałem cię zobaczyć. Nie mogłem już wysiedzieć w domu – chwycił ją za dłoń
- Przestań – spojrzała na niego karcąco, zabierając rękę z uścisku – Kuba nas obserwuje. Nie mieszajmy im w głowie
- Mam ukrywać to, że cię kocham?
- A co tam u Sandry? – tym krótkim pytaniem przypomniała mu, że wciąż jest żonaty. Nie zdążył odpowiedzieć, bo przybiegł Kuba.
- Weźmiemy Spidera. To ta ostatnia. Mega wypasiona jest
- To postanowione. Czekamy tylko na Zośkę i płyniemy. Pokaż, które to cacko? – ruszył z synem na pomost.

To był bardzo udany dzień. Kolejny udany, bo spędzony z Ulą i dziećmi. Masz wrażenie, że twoje życie powoli wraca na właściwe tory. Dopiero teraz, z pełną mocą, dociera do ciebie, jak bardzo tęskniłeś za rodziną, dziećmi, jak bardzo tęskniłeś za Ulą. Już wiesz, że potrzeba niewiele, by twoja przeszłość stała się przyszłością. To cudowne uczucie, gdy powili spełniają się twoje marzenia. Ciebie i Sandrę od dawna nic nie łączy. Chyba tak naprawdę nigdy nie łączyło. Dałeś się omamić, omotać. Trafiła na niezbyt dobry okres w twoim życiu. Poznaliście się przypadkiem. Zafascynowała cię. Była taka inna od Uli. Wtedy cię to pociągało, ale szybko zaczęło męczyć. Nalegała na szybki ślub. Zgodziłeś się, chociaż tobie papierek nie był do niczego potrzebny. Pamiętasz dzień swojego rozwodu z Ulą. To nie był dzień wielkiego triumfu. Widziałeś wielki ból w jej oczach, chociaż starała się pokazać, że nie cierpi tak bardzo. Chciała znieść to z godnością. Ale doskonale zdawałeś sobie sprawę, jak ją zraniłeś. Czy ci to wybaczyła? Wiedziałeś, że z pewnością nie zapomni. Ten obraz z sądowego korytarza powracał do ciebie przez wiele nocy. Po rozwodzenie nie pojechałeś do Sandry, chociaż chciała z tobą świętować zakończenie twojego małżeństwa i rozpoczęcie nowego etapu w waszym życiu. Mimo, że chciałeś ten nowy etap rozpocząć z Sandrą, to jednak koniec małżeństwa traktowałeś w kategoriach porażki. Prosto z sądu pojechałeś do wynajętego mieszkania i piłeś. To nie był twój szczęśliwy dzień, a przecież powinien być. Czy to przypadkiem nie tak, że wydawało ci się, że kochasz dwie kobiety, tylko ta nowa pociągała cię bardziej? Teraz wiesz, że to była tylko fascynacja, a nie miłość. Teraz wiesz, że Sandra była pomyłką. Jak dobrze, że udało cię się ją nakłonić na kilka dni tylko dla siebie, że wyjechała z przyjaciółką do SPA. Teraz mogłeś całe noce siedzieć na parapecie i nikt ci nie zrzędził nad uchem, że to takie głupie. Rozumiałeś, że nie ma sensu ciągnąć dłużej tej farsy. Bez względu na to, czy Ula pozwoli ci wrócić, czy nie, postanowiłeś się rozwieźć.

‘Kocham i tęsknię’, z samego rana Marek wysłał kolejnego sms’a do byłej żony. O telefonie do Sandry nawet nie pomyślał. Całą niedzielę spędził tylko z dzieciakami. Zaplanował ten dzień w najdrobniejszych szczegółach. Miał nadzieję, że Ula da się namówić i będzie im towarzyszyć, ale Zośka poinformowała go, że mama z samego rana pojechała do Rysiowa. Rozumiał, że nie chciała, by się z czymś zdradzili przy dzieciach. We wtorkowy poranek odwiózł córkę na Okęcie, jednak zamiast do biura, wrócił do mieszkania na Ochocie. Ula nie wydawała się zaskoczona jego wizytą. Ba, sprawiała nawet wrażenie, że na nią czekała.
- Dobrze, że wpadłeś. Powinniśmy porozmawiać – przywitała go w progu
- Później – szepnął i biorąc ją na ręce skierował się w stronę schodów.
Leżała przytulona do jego torsu, a on delektował się jej zapachem, ciepłem. Wodził opuszkami palców po nagich plecach.
- Jesteś jej mężem, sypiasz ze mną. Coś mi to przypomina – mruknęła, chcąc sprowokować tę rozmowę, której nie mogli odkładać w nieskończoność
- Zrozumiałem, że byłaś i jesteś kobietą mojego życia – odsunął Ulę lekko, by wypowiadając te słowa mógł patrzeć w jej oczy – Kocham cię
- Wiesz, co najgorszego może usłyszeć żona od swojego męża po piętnastu latach małżeństwa – zaczęła poważnym tonem. Uodporniła się i pogodziła z tym, co stało się trzy lata temu. Dzięki temu teraz potrafiła panować nad emocjami. W przeciwnym przypadku zapewne by już płakała – Nie to, że ma romans, że sypia z inną. Najgorsze jest usłyszeć, że inną kocha.
- Ula – westchnął, gładząc jej policzek
- Powiedziałeś wtedy stojąc pośrodku salonu ‘Ula, ja się zakochałem’.
- Wybacz mi. Pomyliłem fascynację, zauroczenie z miłością. Wiem, że to tandetne wytłumaczenie, ale prawdziwe. Bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę kochałem i kocham tylko ciebie, ale było już za późno. Byliśmy po rozwodzie i wiedziałem, że jestem dla ciebie skreślony. Ula, czy ty mnie jeszcze kochasz? – spytał patrząc w jej oczy. Znał odpowiedź, jednak chciał to usłyszeć od niej. Przecież gdyby go nie kochała, nie uprawiałby z nim seksu. Znał swoją żonę. Nie należała do kobiet, które chodzą z facetem do łóżka z sentymentu. Jej milczenie się przedłużało. Zrozumiał, że nie jest jeszcze gotowa przyznać się do tego głośno. Postanowił nie naciskać – Pozwolisz mi do siebie wrócić?
- A co z Sandrą?
- Podjąłem decyzję o rozwodzie. Zresztą nigdy nie powinno dojść do ślubu. To ona naciskała na tę uroczystość z uwagi na swoją rodzinę. Chcę być tylko z tobą.
- A jaką ja mam gwarancję, że za rok, dwa, trzy, nie pojawi się kolejna Sandra, Monika, czy Renata?
- Drugi raz nie popełnię tego samego błędu. Dopiero, gdy z ciebie zrezygnowałem, zrozumiałem, jak wiele dla mnie znaczysz, i że nikt nie jest mi w stanie ciebie zastąpić. Wynagrodzę ci wszystkie krzywdy, obiecuję – złożył pocałunek na wewnętrznej stronie jej dłoni – I dzieciaki się ucieszą – uśmiechnął się szeroko
- Nie powinniśmy wracać do siebie ze względu na dzieci, tylko dlatego, że tego chcemy
- Ja tego chcę. Zostawiam cię z pytaniem, czy ty chcesz tego równie mocno – rozdzwoniła się jego komórka – Oho, rzeczywistość wzywa. Tak Aniu? Zamówicie mu czekoladę. Będę za pół godziny – rozłączył się i spojrzał na nią smutnym wzrokiem – Muszę jechać. Pshemko wyrzucił wszystkie krawcowe i asystenta. Pomyśl o nas proszę, pomyśl, czy jesteś w stanie znów ze mną być – ostatni raz musnął jej usta i zaczął się zbierać do wyjścia.

- No i jak tam? – blondynka od samego wejścia do kawiarni zasypywała ją pytaniami
- Romans kwitnie – odparła z delikatnym uśmiechem
- I co dalej?
- Nie wiem. Powiedział mi dzisiaj, że rozwodzi się z Sandrą – spojrzała na Kubasińską z satysfakcją
- No, no – rzekła z uznaniem – Czyli dopięłaś swego. Wystarczyło go wpuścić do łóżka i od razu podjął decyzję. Faceci są jednak prości w obsłudze – zaśmiała się pod nosem - To kiedy mu powiesz, żeby spadał na rododendron?
- Nie wiem, czy w ogóle mu powiem – mruknęła spuszczając wzrok, jakby bojąc się potępienia ze strony przyjaciółki
- Tylko mi nie mów, że wciąż go kochasz? – zapytała z nutą zaskoczenia, ale i rezygnacji – Nie pozwól się drugi raz skrzywdzić – z troską pogładziła Dobrzańską po ramieniu
- On chyba naprawdę zrozumiał czego w życiu chce – w tym momencie zabrzęczał jej telefon sygnalizując nadejście sms’a. ‘Kochanie, co powiesz na piątek i sobotę w urokliwym hoteliku za miastem?’. Z uśmiechem wystukała na ekranie krótkie ‘ok :) ’.

sobota, 16 kwietnia 2016

'Przeszłość' VII

Spotkali się w drugi dzień Świąt Wielkanocnych w wilii Dobrzańskich. Zosia przyleciała tylko na trzy dni. Ula tym razem przygotowania świąteczne miała z głowy. Pierwszego dnia gościła u Cieplaków. Marek święta rozpoczął od wizyty u teściów, a drugiego dnia po południu, zostawiając żonę w domu, przyjechał do rodziców.

- Czy twoja matka musi tak ostentacyjnie mnie ignorować? – pytała, nim opuścił ich wspólne mieszkanie – Czy nie stać ją na gest, by dwa razy w roku spotkać się ze mną przy świątecznym stole?

- Nie sądzisz, że byłoby trochę dziwnie, gdybyśmy wszyscy razem spotkali się u moich rodziców? Mnie się wydaje, że niezbyt komfortowo czułybyście się nie tylko ty z Ulą, ale również moi rodzice i dzieci.

- No oczywiście, bo ona jak zwykle woli gościć swoją byłą synową. Twoja matka mnie nie akceptuje i nawet nie próbuje robić dobrej miny do złej gry – rzekła z wyraźnym żalem. Powoli zaczynało do niej docierać, że robienie awantur nie przynosi oczekiwanych skutków. Zamierzała więc Dobrzańskiego brać na litość, swoim słodkim głosikiem i udawanymi dobrymi intencjami

- Woli gościć swoje wnuki i nie możesz mieć o to do niej pretensji – stwierdził poprawiając węzeł krawata – Jeśli tak bardzo zależy ci na spotkaniu z moją matką, to mogę umówić się z rodzicami na wspólną kolację na przykład w przyszłym tygodniu – widząc, że Sandra jedynie wywróciła oczami postanowił nie wcielać w życie tego pomysłu - Postaram się wrócić przed ósmą, to zjemy razem kolację – dodał dla załagodzenia sytuacji i cmokając ją krótko w usta wyszedł szybkim krokiem.


Rzeczywiście wrócił na kolację. Prawda była taka, że wcale się do domu nie spieszył. Po prostu Ula z dzieciakami chwilę po osiemnastej opuścili posiadłość Dobrzańskich.

- Chciałam cię przeprosić – rzekła podczas wieczornego posiłku – Wiem, że przez ostatnie miesiące byłam nie do zniesienia – przyznała – Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że byłam o nią po prostu zazdrosna – Marek przyjrzał jej się uważnie, jakby badając, czy to, co mówi jest szczere

- Jesteś po prostu przewrażliwiona na jej punkcie. Ula nigdy, nawet w najmniejszym stopniu, nie próbowała ingerować między nas – wskazał palcem na nią i na siebie

- Wiem, ale w pewnym momencie częściej spędzałeś wieczory u niej, niż w domu

- Wiesz doskonale, że jeździłem tam do Kuby. I wciąż będę tam jeździł. Chłopak dorasta, potrzebuje kontaktu z ojcem. A skoro nie jestem z nim na co dzień, to staram się chociaż bywać dobrym tatą. Brakowało mi go przez tamten rok ich pobytu w Londynie. Nie możesz mieć o to do mnie pretensji.

- I nie mam. Obiecuję, że będę bardziej wyrozumiała, jeśli chodzi o twoje kontakty z synem i byłą żoną – w ostatnim zadaniu celowo podkreśliła słówko ‘byłą’ .Podeszła do męża i zaczęła masować jego kark – Jesteś strasznie spięty – szepnęła zalotnym głosem do jego ucha – Pomogę ci się rozluźnić – Dobrzański spiął się jeszcze bardziej. Kompletnie nie miał ochoty na seks z żoną

- Za masaż dziękuję – odsunął się lekko i wstał – Mam jeszcze trochę papierkowej roboty – posłał jej przepraszający uśmiech i zaniósł swój talerz do zlewu

- Ale przecież są święta – odparła zaskoczona jego zachowaniem

- Dzisiaj jeszcze tak, ale jutro jest normalny dzień pracy, a ja mam ważne spotkanie z kontrahentem z Łotwy. Nie czekaj na mnie – musnął ustami jej skroń – późno się położę.

Praca była tylko pretekstem, choć rzeczywiście miał jutro ważne spotkanie. Jednak dokumenty od Wielkiego Czwartku leżały już przygotowane na dnie jego teczki. Po raz kolejny chciał mieć czas tylko dla siebie, by móc pomyśleć. W nocy żyło mu się szybciej i łatwiej. W nocy mógł żyć przeszłością i marzeniami. Wspomnieniami i wizją przyszłości. Taką wizją, którą chciał urzeczywistnić. Nie wiedział tylko, czy mu się uda.

Ula zawsze była bardzo dumna. I miała wielką klasę. Czy to nie zabawne, że twoja pierwsza narzeczona uważała się za kobietę z klasą, a Ulę za zwykłą, wiejską prostaczkę? Jednak to właśnie ta niepozorna dziewczyna z Rysiowa pokazała ogromny takt i wysoką kulturę osobistą, gdy przyszedł czas najcięższej próby. Paula z pewnością rzucałaby talerzami, by później oznajmić, że ci wybaczy, gdy tylko do niej wrócisz. Ula nigdy nie próbowała cię zatrzymać na siłę, upokarzając się do ostatka.  Czy to nie dumę właśnie w jej ceniłeś? W ostatnich miesiącach wyraźnie się do siebie zbliżyliście. Czy ona to robi tylko dla dzieci, czy wciąż coś do ciebie czuje? Nie wiesz, możesz mieć tylko nadzieję. To, że wasze relacje są dobre, a nawet bardzo dobre, wcale nie oznacza, że Ula chciałaby wracać do przeszłości, znów nią żyć. Przecież dla niej, związek z tobą, był dużo gorszy w skutkach. Po blisko piętnastu latach małżeństwa zostawiłeś ją samą, ze złamanym sercem, bo zaczęła cię męczyć rutyna dnia codziennego. Jaki ty wtedy byłeś głupi! Mimo czterdziestki na karku wciąż byłeś niedojrzałym gówniarzem, któremu się wydawało, że nowy związek będzie usłany różami, a ty będziesz żył jak pączek w maśle. Nowe związki, nowe partnerki zwykle bywają pociągające tylko na początku. Tobie Sandra szybko zaczęła się nudzić, szybko zaczęła cię męczyć. O wiele za szybko. W ciągu pierwszego roku małżeństwa zdałeś sobie sprawę, że to nie to, ale było już za późno. A teraz, gdy Ula wróciła z Londynu pojawiła się nikła nadzieja, że może udałoby się wszystko odbudować, że mogłoby być tak, jak dawniej. Przecież właśnie o niej marzysz. Marzysz, by to z nią iść przez życie, tak, jak szliście jeszcze kilkadziesiąt miesięcy temu. Coraz częściej śnisz o niej. O niej i waszej wspólnej przeszłości. Przed oczami stają ci obrazy waszych wakacji, namiętnych wieczorów, rozmów przy kominku i wspólnego picia herbaty na parapecie. To twoja wina. To ty wszystko zniszczyłeś. Gdybyś bardziej się starał, gdybyś częściej bywał w domu, gdybyś próbował na nowo rozpalić ten płomień namiętności, wciąż bylibyście szczęśliwym małżeństwem. Bo przecież w gruncie rzeczy byliście szczęśliwi. Kryzysy zdarzają się nawet w najlepszych małżeństwach. Ale nie. Ty jak zwykle poszedłeś na łatwiznę. Zawsze byłeś wygodny. Zamiast ratować to, co miałeś w życiu najcenniejsze, uciekłeś w ramiona innej kobiety, rozpocząłeś ten bezsensowny romans, a ona szybko cię omotała, sprzedając ci bajki, w które wierzyłeś. Powtarzała, że z żoną będzie ci coraz gorzej, że po prostu ten związek się wypalił i powinieneś zacząć budować coś nowego. Co za bzdury! Byłeś głupim fiutem Dobrzański. Nie ma się co oszukiwać. A teraz tęsknisz do wszystkiego, co ponad trzy lata temu zaczęło cię nudzić. Wciąż tęsknisz do Uli. Wciąż jej pragniesz. I póki co możesz ją mieć tylko we śnie.



Zamieszkać we śnie chcę,

Chcę zapamiętać każdy moment.

Gdy noc zabiera mnie,

Chcę znaleźć się po drugiej stronie.

Wyk. M. Zalewska



- Jesteś w domu? – usłyszała, gdy tylko odebrała połączenie – Mogę podjechać? – kolejne pytanie jeszcze bardziej ją zaskoczyło

- Jestem na zakupach przed majówkowym wypadem. Później jadę po Kubę do szkoły. Będziemy w domu koło szesnastej

- A jutro? Chcę porozmawiać tylko z tobą – nie słysząc reakcji z jej strony szybko dodał – O wakacyjnym obozie dla Kuby. Powinniśmy coś ustalić razem, zanim poinformujemy jego

- Rano jadę do banku. Koło dziesiątej powinnam być już w domu

- Ok. To wpadnę koło południa. Do zobaczenia – wiedziała, że wyraźnie się uśmiecha wypowiadając te słowa. Znała go, jak mało kto.

Violettę poinformował, że wychodzi na lunch z kontrahentem, na wypadek, gdyby w firmie nieoczekiwanie pojawiła się jego żona. Chwytając kolorowe foldery prezentujące ofertę kilku sportowych ośrodków w kraju i za granicą, z delikatnym uśmiechem na twarzy ruszył w stronę swojego dawnego mieszkania na Ochocie.

- Hej – cmoknął jej policzek, gdy tylko wpuściła go do środka – Pięknie wyglądasz – z nieukrywanym zachwytem obrzucił jej sylwetkę. Granatowa sukienka idealnie podkreślała jej wdzięki. Miała czterdzieści pięć lat, ale  figury mogła jej zazdrościć niejedna dwudziestolatka – Już prawie maj i to ostatni dzwonek, żeby załatwić miejsce na jakimś porządnym obozie sportowym. Mam oferty dwóch miejsc – położył przed nią kolorowe foldery – Jeden będzie się odbywał w lipcu w Międzyzdrojach. Mają tam nowy Orlik. Bardzo ciekawy plan. Dzieciaki mają mieszkać w czteroosobowych domkach przy samej plaży. Trzy tygodnie, treningi każdego dnia. Dwukrotnie mają rozegrać mecz z lokalną drużyną sportową. Raz ma odwiedzić ich trójka piłkarzy z reprezentacji Polski. A drugi obóz będzie w sierpniu, w Portugalii. Dzieciaki z całej Europy. Też trzy tygodnie. I nie ukrywam, że ten bardziej mi się podoba. Przynajmniej będzie szlifował angielski, bo ta jego klasa w szkole, tylko go cofa w tym względzie. Co myślisz?

- Bardzo fajnie, tylko ten zagraniczny jest trzykrotnie droższy – przeglądała broszury

- Ale mają lepsze warunki zakwaterowania i nie ukrywajmy, pogoda też jest lepsza – uśmiechnął się – Poza tym ja pokrywam koszty. Po prostu chciałem z tobą skonsultować, czy mnie w tej kwestii popierasz i czy zgodzisz się go puścić prawie na miesiąc na drugi koniec Europy – westchnęła

- Po tym turnieju w Białymstoku nie mam najlepszych wspomnień, ale nie mogę cały czas go trzymać pod kloszem. W Międzyzdrojach też może się coś stać. Myślę, że Kuba będzie bardziej zadowolony z Portugalii. Zajęcia w Londynie też bardzo sobie chwalił

- No i super – był wyraźnie z siebie dumny, że wpadła na pomysł zorganizowania synowi piłkarskich wakacji – Czyli sierpień Kuba ma zajęty. A wy jedziecie gdzieś? Masz jakieś plany?

- Moje plany póki co tyczą się jedynie wyjazdu nad Zalew za dwa dni. Jutro odbieram Zośkę z lotniska o jedenastej. Może tam porozmawiam z nią o wakacjach. Nie wiem, czy będzie je chciała spędzić ze starą matką – zaśmiała się pod nosem – Ostatnio ciągle mi coś przebąkuje o jakimś Wiliamie

- Dlaczego ja nic o tym nie wiem? – obruszył się – Mnie nawet słowem nie pisnęła

- Bo może boi się twojej reakcji. Córeczka tatusia dorasta i wiadomo, że w pewnym momencie w jej życiu pojawi się jakiś chłopiec.

- Wy wracacie w sobotę, prawda? – brunetka kiwnęła głową – Rezerwuję sobie całą niedzielę na spotkanie z dzieciakami. Już ja ją wypytam o tego Wiliama, czy to porządny facet jest – śmiać jej się chciało obserwując jego reakcję na te newsy – Swoją drogą pomyślałem sobie, że moglibyśmy wynająć na któryś z czerwcowych weekendów knajpę nad Wisłą. Zorganizowalibyśmy dla rodziny i przyjaciół przyjęcie na cześć Zośki. Jestem przekonany, że dostanie się na te wymarzone studia na Oxfordzie.

- Dobry pomysł. Poszukam czegoś w Internecie i wyślę ci propozycje. Chcesz jeszcze kawy? – zapytała wstając i kierując się w stronę ekspresu

- Chętnie – podążył jej śladem i przez dłuższą chwilę obserwował ją uważnie - Żałuję, że od ciebie odszedłem – powiedział nagle. Spojrzała na niego zaskoczona. Utonął w jej oczach.  

- I doszedłeś to takich wniosków trzy lata po naszym rozwodzie? – zapytała zdziwiona

- Doszedłem do takich wniosków już dawno, tylko bałem się do tego przyznać. Bałem się przyznać do błędu. Byłem zbyt wielkim tchórzem, by patrząc na swoje odbicie w lustrze powiedzieć ‘stary, pomyliłeś romans z miłością’.

- Szkoda, że nie żałujesz, że w ogóle się w ten romans wplątałeś – rzekła z nutą goryczy i kpiny

- Żałuję, ale czy to coś zmieni? Nie potrafię cofnąć czasu – podszedł kilka kroków w jej stronę. Czuła jego ciepły oddech na policzku – Żałuję, że nie próbowałem wszystkiego naprawić, tylko wolałem to zniszczyć – zacisnął mocniej pięść. Ewidentnie był na siebie wściekły - Wiesz, ze najpierw zakochałem się w twoim błękitnym spojrzeniu – podniosła na niego wzrok, aż wreszcie spojrzała mu prosto w oczy – Tych dwóch błękitów brakuje mi każdego poranka – przyznał i po chwili delikatnie musnął jej wargi, jakby badając, na ile może sobie pozwolić. Nie był pewny, czy go nie odepchnie, spoliczkuje. Ale nic takiego nie miało miejsca. Oddała pocałunek. Przyciągnął ją bliżej siebie i zachłanniej zaatakował jej wargi. Ściągnęła mu z ramion marynarkę. Podniósł ją do góry. Oplotła jego biodra nogami, a ręce zarzuciła na szyję. Ruszył w kierunku schodów prowadzących do sypialni. Znów było tak, ja na początku ich związku. Znów było wspaniale.



- Mam romans z własnym mężem – rzekła do słuchawki, gdy usłyszała wesoły głos Olszańskiej

- Ale przecież ty nie masz męża – blondynka najwyraźniej nie załapała, o co jej chodzi

- Z byłym mężem – poprawiła się

- Żartujesz? – Violka aż pisnęła do słuchawki

- Nie, nie żartuję. Przed chwilą wyszedł z mojej sypialni – wyżej podciągnęła kołdrę, którą była okryta – Poza tym sama mnie do tego namawiałaś – przypomniała

- W glebie rzeczy, to ja ci nie kazałam od razu się z nim bzykać, tylko go trochę pobajerować

- Chyba w gruncie rzeczy – poprawiła ją

- W gruncie, w glebie, jedna ziemia – mruknęła - I co teraz zamierzasz? – wyraźnie się zaciekawiła - Będziesz to ciągnąć, aż Sandrę puści kantem, a później kopniesz go w tyłek?

- Nie wiem – przeczesała dłonią włosy – Kompletnie nie wiem, co mam robić. Całe szczęście, że jutro przylatuje Zośka i wyjeżdżamy do Zegrza. Będę miała kilka dni, by spokojnie wszystko przemyśleć. Z Markiem też nie chciałam teraz rozmawiać, bo nie wiem, co miałabym mu powiedzieć. Cholernie to skomplikowane - jęknęła  

niedziela, 10 kwietnia 2016

'Przeszłość' VI

Ze snu wyrwał go dzwonek telefonu. Spojrzał na zegarek stojący na nocnej szafce. Wskazywał za kwadrans dziewiąta. Był typem śpiocha. W dni wolne nie można go było wcześniej wyciągnąć z łóżka, jak o w pół do dziesiątej. Pod tym względem dobrali się z Sandrą idealnie.
- Ula? – zapytał widząc na ekranie imię swojej byłej żony. Sandra zgromiła go wzrokiem
- Chyba coś się stało z Kubą – rzekła roztrzęsionym głosem. Gwałtownie zerwał się na równe nogi – Czekam pod klubem z resztą rodziców, a busa wciąż nie ma. Powinni być już kilkanaście minut temu. Dzwoniłam do niego, ale nie odpowiada. Pozostali chłopcy także – powoli stawała się płaczliwa – Trener ma wyłączony telefon
- Nie denerwuj się. Już jadę. Będę za dwadzieścia minut – rzucił do telefonu i ignorując pytające spojrzenie małżonki zaczął pospiesznie się ubierać
- Czy ja mogę wiedzieć, dokąd ty idziesz? – ziewnęła
- Jadę pod klub Kuby. Rano mieli wrócić z Białegostoku, ale jeszcze nie dojechali. Nie można się do nich dodzwonić – wyjaśniał kotłując w szafie z ubraniami w poszukiwaniu swetra. Wybiegł z mieszkania. Na miejsce dotarł w kwadrans. Ula w tę i z powrotem przemierzała drogę od swojej Astry do drzwi klubu. Inni rodzice żywo dyskutowali, albo próbowali dodzwonić się do swoich dzieci. Podbiegł do niej.
- I co, wiadomo coś? - wyszeptał tuląc ją do swojego torsu. Przecząco pokręciła głową i mocno go objęła. Rozpłakała się jak małe dziecko – Ćśśśśś. Wszystko będzie dobrze. Gdyby się coś stało poinformowaliby nas. Może zaspali i wyjechali później
- Marek – gwałtownie od niego odskoczyła – On nie odbiera. Staś, Janek, Robert i Eryk także. A co najgorsze nie odbiera Koterbski. Więc nie wmawiaj mi, że to tylko korek na wylotówce pod Warszawą. Mamy sobotę rano. Drogi są puste – miała wrażenie, że jeszcze chwila i zacznie sobie rwać włosy z głowy. Pod klub zajechało czarne Volvo, z którego wysiadł młody mężczyzna. Ula przywożąc Kubę na treningi widziała go kilka razy.
- Tak myślałem, że państwa tu zastanę. Jestem ojcem Norberta Kwaśnego. Syn dzwonił do mnie przed chwilą. Jako jeden z nielicznych miał komórkę w kieszeni spodni. Bus miał wypadek – zakryła dłonią usta, by stłumić szloch. Marek przyciągnął ją do swego boku. Reszta rodziców zaczęła się przekrzykiwać i zadawać pytania – Z tego, co mówił Norbert to nikomu nic poważnego się nie stało. Bus się zapalił podczas jazdy i spłonął w kilka minut. Zdążyli uciec. Czekają teraz aż podstawią nowe auto
- Jedziemy po niego – zadecydował Marek – Nie wie pan, gdzie są teraz?
- Pod Wyszkowem. Ja też jadę po swojego syna. Dzieciaki są podobno nieźle wystraszone.
Wszyscy pospiesznie rozeszli się do samochodów i ruszyli w drogę. Marek zaproponował, że pojadą jego autem, a samochód Uli zostanie pod klubem. Ona wciąż była roztrzęsiona
- Spokojnie – nakrył jej dłoń swoją. W duchu dziękował, że kupił BMW z automatyczną skrzynią biegów – Ten facet mówił, że są wszyscy cali i zdrowi. Szczęście w nieszczęściu. Niecała godzinka i go przytulisz.
- Dziękuję ci, że przyjechałeś – szepnęła splatając palce ich dłoni. Delikatnie uśmiechnął się pod nosem na ten drobny gest.
- To mój syn. Nasz syn – podkreślił – Poza tym kilka dni temu ci przypominałem, że zawsze możesz na mnie liczyć. To ja dziękuję, że do mnie zadzwoniłaś
Godzinę później dojechali na miejsce. Z daleka było widać niebieskie światła samochód policyjnych i strażackich. Widok spalonego busa był przerażający. Aż cud, że nikomu nic się nie stało. Jednak oprócz resztek auta, służb i kilku miejscowych gapiów, którzy od rana byli lekko zawiani, nie dostrzegli nigdzie dzieci. Od policjanta dowiedzieli się, że dzieciaki zostały przewiezione przez straż pożarną do pobliskiej szkoły, by tam mogły się ogrzać i uspokoić. W końcu był koniec marca, a temperatura nad ranem spadała poniżej zera.
- Mama, tata – wyraźnie wystraszony Kuba padł im w ramiona
- Tak bardzo się o ciebie martwiliśmy z tatą – szeptała ledwo hamując łzy
- Nie płacz mamo – pocieszał młody Dobrzański – nic mi się nie stało.
- Najadłeś się strachu – poklepał syna po plecach – Dobrze, że tylko tak to się skończyło. Zamienię tylko kilka słów z twoim trenerem i zbieramy się stąd. Po drodze widziałem jakiś zajazd. Wstąpimy na śniadanie. Gdzie masz kurtkę? – obrzucił bluzę syna krytycznym spojrzeniem
- Spaliła się. Nie zdążyłem nic zabrać – rozłożył ręce w geście bezradności - W busie się rozebraliśmy, bo było ciepło – Dobrzański ściągnął swoją sportową kurtkę i narzucił na plecy syna
- Trochę za duża, ale przynajmniej będzie ci ciepło – puścił mu oczko i podszedł do Koterbskiego. Ula nie wypuszczała syna z ramion.
Pod Warszawą Marek zajechał do staropolskiej karczmy na śniadanie. Powoli zaczynało mu burczeć w brzuchu. Dochodziło południe, a on wybiegł z domu nawet bez kawy. Gawędzili wesoło, by choć na chwilę odciągnąć uwagę syna od tych dramatycznych wydarzeń poranka. Kuba opowiadał właśnie, jak w piątkowym turnieju strzelił trzy gole w drugiej połowie, gdy rozdzwoniła się komórka Dobrzańskiego. Z wyraźnym grymasem na twarzy, obrzucił wzrokiem ekran, odrzucił połączenie i wyłączając aparat schował go do kieszeni.
- Nie odbierasz? – zdziwił się syn
- To nic ważnego – machnął ręką. Podczas podróży do Wyszkowa Sandra próbowała się dodzwonić do niego dwukrotnie. Podobnie jak teraz, ignorował te telefony – Trzeba będzie pomyśleć o nowym smartfonie dla ciebie – szybko zmienił temat - W poniedziałek podjadę do salonu i zapytam się, czy można jakoś załatwić kartę na ten sam numer. A w niedzielę wieczorem możemy podjechać do sklepu to sobie coś wybierzesz.
- W ramach prezentu urodzinowego? – wyszczerzył się.
- Prezent już na ciebie czeka. Dzisiaj ma być u ciebie dziadek Józef z ciocią Beatą, a ja wpadnę jutro. I zapewniam cię, że telefon to nic w porównaniu z tym, co dostaniesz ode mnie i mamy. Aż ci zazdroszczę – uśmiechnął się. Ula przyglądała im się z lekkim rozczuleniem. Byli do siebie obaj bardzo podobni.

Ula zaprosiła Marka na obiad, na którym mieli być jego rodzice. Oczywiście to zaproszenie było dla Sandry kolejnym pretekstem do awantury. Dobrzański spędził z rodziną bardzo fajne popołudnie. Kuba był zachwycony nartami i od razu wymusił na ojcu obietnicę wyjazdu na stok w najbliższe ferie. Nie wypuścił go do domu, dopóki nie zakończyli dwóch wirtualnych meczy. Wieczorem Kuba zniknął w swoim pokoju testując na komputerze nową grę, którą dostał do dziadków Dobrzańskich. Marek po raz kolejny nie garnął się do wyjścia, szukając tylko pretekstu, by zostać jeszcze trochę. Perspektywa kolejnej awantury z Sandrą jakoś nie pchała go w kierunku domu. A wiedział, że takowa będzie miała miejsce, bo małżonka z pewnością nie omieszka mu wypomnieć, że urodzinowy obiad przeciągnął się aż do wieczora.
- Nie pogniewasz się, jeśli jeszcze trochę zostanę? – chrząknął jakby to pytanie lekko go krępowało. Postanowiła nie komentować faktu, że nie spieszy się do domu. W głębi serca poczuła lekką satysfakcję, że jego nowy związek nie jest tak idealny.
- No coś ty. To także twoje mieszkanie – stwierdziła, przypominając sobie, że po rozwodzie Marek zostawił jej apartament na Ochocie i znaczą część oszczędności.
- Nie chcę cię drażnić swoją obecnością – chrząknął
- Już dawno mi przeszło – delikatnie uśmiechnęła się pod nosem – Nie jedziecie po ten telefon?
- Umówiłem się z Kubą, że jutro odbiorę go ze szkoły i pojedziemy prosto do centrum handlowego. Od razu załatwię ten numer. Po co mu dziś komórka, skoro i tak nie będzie się można do niego dodzwonić. Bardzo się o niego bałem – przyznał po chwili milczenia. Ula wracając pamięcią do wydarzeń z wczorajszego poranka znów była na granicy płaczu. Nerwowo splotła ramiona, jakby to miało zapobiec wybuchowi płaczu
- Mogłam go tam zawieźć sama i odebrać – pierwsze łzy pociekły po policzku
- To był wypadek – znów ją do siebie przytulił – To samo mogło spotkać twoje lub moje auto. Nie uchronimy go przed wszystkimi niebezpieczeństwami. Tak samo, jak nie możemy zakazać mu wyjazdów na turnieje. Przecież wiesz, że piłka, to całe jego życie. Nie płacz już – odsunął ją lekko i kciukiem starł jej łzy. Przy tym geście zatonął w jej błękitnych oczach. Od zawsze uważał, że to jej największy atut. Przysunął lekko twarz przymierzając się do pocałunku. Odskoczyła gwałtownie
- Chyba powinieneś już iść – rzekła chłodno. Momentalnie go otrzeźwiła.
- Tak, masz rację. Późno się zrobiło – podrapał się po głowie – Wpadnę jutro wieczorem z Kubą. Dobranoc

- Marek od pewnego czasu zachowuje się dziwnie – mruknęła, mieszając od kilku minut swoją kawę – Wysyła mi jakieś sygnały, że nie układa mu się z Sandrą
- Kłopoty w raju? – zaśmiała się Violetta – Sebastian wspominał, że po każdej jej wizycie w firmie Marek jest poirytowany
- No jego problemy małżeńskie akurat nie są moim problemem – wzruszyła ramionami
- Ale przyznaj, że są powodem do satysfakcji – blondynka uśmiechnęła się z nutą triumfu. Ula odpowiedziała jej tym samym
- Na dodatek mam wrażenie, że próbuje się do mnie zbliżyć. Po tym wypadku Kuby mało brakowało, aby mnie pocałował. Nie wiem, czy to była chwila zapomnienia, czy próbował wykorzystać sytuację, niemniej nie wiem, co o tym wszystkim myśleć – przeczesała włosy – Od powrotu z Londynu nasze relacje były bardzo dobre i nie chcę tego psuć. Im lepiej się dogadujemy, tym pozytywniej wpływa to na dzieci
- A może po prostu powinnaś wykorzystać sytuację – w oczach Olszańskiej pojawił się tajemniczy błysk
- Co masz na myśli? – nie bardzo rozumiała, o co przyjaciółce chodzi
- Taka maciupka zemsta. Wiesz, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom. Skoro Marek jest chętny, a im się nie układa – spojrzała na nią wymownie
- Nie, nie – pokręciła głową – Nie zamierzam robić drugiej kobiecie tego, co mnie niemiłe
- Nie drugiej kobiecie, tylko zdzirze, która rozbiła twoje małżeństwo. To jest zupełnie inna kategoria!

czwartek, 7 kwietnia 2016

'Przeszłość' V

Znów siedzisz na parapecie i wpatrujesz się w noc. O czym marzysz? O przeszłości. A w zasadzie o przyszłości, która powinna wyglądać jak przeszłość. Skomplikowane? Jak całe twoje życie, które na dodatek uwielbiasz sobie gmatwać. Na co ci było to wszystko? Coraz mocniej sobie uświadamiasz, że związek z Sandrą był błędem. Coraz częściej żałujesz. Oprócz łóżka nie łączy was już nic. Coraz bardziej utwierdzasz się w przekonaniu, że jeśli czegoś nie zrobicie, nie zaczniecie tego naprawiać, to jeszcze miesiąc, dwa, pół roku i nastąpi kolejny rozwód. Czy tego chcesz? Czy jesteś gotowy rozwalić swój trzeci związek. Jesteś mistrzem burzenia tego, co kiedyś udało ci się zbudować. Zastanawiasz się, co na to wszystko Sandra. Ostatnio nie potraficie ze sobą rozmawiać. A przecież powinniście. O waszym związku, przyszłości. Czy aby na pewno chcesz tę przyszłość budować z nią u boku? Coraz częściej tęsknisz do Uli. Dzięki ich powrotowi, dzięki Kubie spotykacie się od czasu do czasu. I cieszysz się na każde spotkanie, nie możesz się doczekać kolejnego. Co jakiś czas wracasz pamięcią do waszych wspólnych, szczęśliwych lat. Nie tak dawno przypominałeś sobie moment narodzin Kuby. Byłeś przy porodzie, przecinałeś pępowinę. Nie chcieliście znać płci, chcieliście mieć niespodziankę. Po cichu jednak marzyłeś o synu, o małym Dobrzańskim, dzięki któremu twoje nazwisko przetrwa. I przyszedł na świat wyczekany syn, chociaż gdyby to była córka kochałbyś ją tak samo. Przecież na punkcie Zośki też oszalałeś. Ula bała się, że za bardzo ją rozpuścisz, spełniając każdą jej zachciankę.
- Marek? – usłyszał za sobą głos żony – Znowu siedzisz po nocy? Co to za głupi zwyczaj – prychnęła – siedzenie na parapecie i wpatrywanie się w puste ulice
- Lubię to – odparł nawet na nią nie spoglądając. Ula mnie rozumiała. Też to lubiła. Setki razy siedzieliśmy razem
- Książkę byś poczytał, albo kup sobie po prostu jakieś ziołowe tabletki nasenne – nalała sobie szklankę wody - Spać się nie da, jak nocą kręcisz się po mieszkaniu
- Nie kręcę, tylko siedzę na parapecie - mruknął
- No właśnie. Jeszcze się przeziębisz. Trzeba było chociaż założyć skarpetki. Jest marzec, a nie środek lata – rzuciła na odchodne

- Będę dziś w okolicy firmy koło południa. Pójdziemy razem na lunch – zadecydowała
- Przykro mi, jestem już umówiony – wytarł usta serwetką i wstał od stołu
- Sebastian zrozumie. Prawie każdego dnia chodzicie jeść razem, nic się nie stanie, jak raz zamienisz przyjaciela na żonę
- Ale ja nie jestem umówiony z Sebastianem, tylko z Ulą – widział, że się w niej zagotowało. Nie miał zamiaru jednak niczego ukrywać. Nie robił nic złego
- Coraz lepiej – warknęła – Nie wiedziałam, że chodzicie sobie razem na obiadki. Ona nie ma innego zajęcia?
- Nie chodzimy – odparł znudzonym tonem – Idziemy dzisiaj
- Świetnie! Czy ona nie może sobie poszukać innego faceta? Kiedy w końcu do niej dotrze, że wybrałeś mnie? Jej zachowanie jest żałosne!
- Dotarło do niej już dawno. To tylko twoje chore urojenia – wzruszył ramionami  
- Chyba się zapominasz!
- Przestań upatrywać w niej przyczynę naszych problemów – nerwowymi ruchami zaczął wiązać krawat
- Kochanie nie ma się co oszukiwać, nie mieliśmy problemów, dopóki była w Anglii. Kłócimy się o głupoty odkąd wróciła – starała się by jej głos brzmiał nieco lagodniej
- Kłócimy się, bo wymyślasz jakieś brednie. Co nie zmienia faktu, że nie przestanę się z nią kontaktować bo masz taki kaprys. Doskonale wiedziałaś, że zawsze będzie obecna w moim życiu, bo mamy dwójkę dzieci i jakoś ci to nie przeszkadzało.
- No oczywiście – prychnęła – Ze mną  nie chciałeś mieć dzieci
- Nie zamierzam po raz setny wracać do tego tematu – uciął - A spotykam się dzisiaj z Ulą, bo za dziesięć dni Kuba ma urodziny i wspólnie chcemy się zastanowić nad prezentem.
- Zdaje się, że ze mną powinieneś ustalać takie rzeczy.
- A ty jesteś jego matką? – zakpił – Będę koło szóstej – chwycił teczkę i nie całując jej na dowidzenia wyszedł z mieszkania.  

- Co myślisz o tych? – podsunął jej pod nos katalog ze sprzętem narciarskim, gdy skończyli jeść. Cały lunch przebiegł w miłej atmosferze. Trzeba przyznać, że w ostatnich miesiącach dogadywali się dość dobrze i w kwestiach dotyczących dzieci byli zgodni.  
- Wiesz, że się na tym kompletnie nie znam. Mogę ocenić walory estetyczne – wzruszyła ramionami – Ciekawy wzór, sądzę, że będą mu się podobać. I nie zapomnij o kasku
- Trochę żałuję, że nie pomyślałem o nartach na Gwiazdkę. Mogliśmy wyskoczyć we dwóch na kilka dni w Tatry, a tak teraz trzeba będzie czekać do następnej zimy – mruknął skrzywiony - A może jednak ten nowy strój piłkarski?
- Piłkę ma na co dzień. Zresztą, gdy byliśmy wtedy w górach podobało mu się – rzekła z nutą goryczy. To nie był najszczęśliwszy rok jej życia - Później nie miał okazji jeździć, bo ja wciąż nie jestem przekonana do tego rodzaju aktywności, ale kilka lekcji dla przypomnienia z tobą i będzie śmigał po stoku. Poza tym dorasta, sądzę, że takie męskie wypady dobrze na niego wpłynął. Brakuje mu ojca – rzuciła. Spuścił głowę. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, jak to zabrzmiało – Przepraszam.
- Nie – chrząknął – Masz rację. Pewnie mi nie uwierzysz, ale żałuję tego, co się stało i…. – chciał kontynuować, ale ostro weszła mu w słowo
- Proszę cię, nie wracajmy do tego – nerwowo splotła dłonie – To kwestię prezentów mamy ustaloną – zaczęła obrać pusty kieliszek po winie, by zająć czymś ręce - Zamówię tort w Słodkim Zakątku. Moja rodzina zapowiedziała się już na sobotę, twoi rodzice na niedzielę.
- To ja bym wpadł w piątek po pracy, jeśli nie masz innych planów.
- W piątek Kuby nie będzie. Przyjeżdża dopiero w sobotę rano z tego turnieju w Białymstoku
- No tak.  Całkiem mi to wyleciało z głowy. Zosia w końcu nie przyleci? – zaciekawił się – Gdy rozmawiałem z nią w ubiegłym tygodniu mówiła, że może uda jej się urwać w piątek wcześniej i przyleci na weekend
- Nie. Ma jakiś ważny egzamin w środę i musi powtarzać materiał. Ma przylecieć na naszą majówkę. Będzie już wtedy po części egzaminów i jak opuści kilka dni nic się nie stanie. Chcę ją zabrać nad Zalew Zegrzyński.
- Fajnie – mruknął – to pewnie się z nią nie zobaczę, jak wyjedziecie
- Ma być w Polsce pięć lub sześć dni. My zapewne pojedziemy na trzy. W pozostałe pewnie chętnie zobaczy się z tobą
- Super! – nie krył entuzjazmu – Bardzo tęsknię za dzieciakami – przyznał szczerze – I za tobą też – przykrył jej dłoń swoją. Zaskoczył ją tym gestem. Gwałtownie zabrała dłoń
- Przepraszam cię, ale muszę już  jechać do domu. Niedługo przyjdzie laweta i nie mogę się spóźnić.
- Zepsuł ci się samochód?
- Wczoraj nie mogłam go uruchomić. Albo akumulator, albo coś się zepsuło. Był zatankowany – unikała jego wzroku
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? – zapytał z nutą pretensji w głosie
- Bo nie chciałam ci zawracać głowy. Masz swoje życie
- Zawsze możesz na mnie liczyć – powiedział zdecydowanie – Podwiozę cię.
- Powinieneś wracać do firmy
- Firma nie zając. O której mają przyjechać po ten samochód?
- Powinni być za czterdzieści minut – spojrzała na zegarek
- To chodź, pojedziemy razem. Poczekam na nich – rzucił na stół dwa banknoty i wyszli z lokalu.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

'Przeszłość' IV

Wreszcie możesz odetchnąć z ulgą. Wsiadasz w samochód i pędzisz w stronę Warszawy. Gdy byłeś młodszy nienawidziłeś świąt. Nie lubiłeś tych sztucznych uśmiechów, nieszczerych życzeń i wymuszonej uprzejmości. I tak co roku, odkąd związałeś się z Pauliną Febo, a z jej bratem Aleksem miałeś na pieńku. Paula również uwielbiała pozory, uwielbiała grać i udawać, że razem tworzycie jedną, wielką rodzinę idealną. I teraz też tak było. Coraz częściej zaczynasz dostrzegać wspólne cechy między Paulą a Sandrą. Teraz wreszcie na kilka godzin odciąłeś się od swojej żony i teściów, których nie znosiłeś od samego początku. Teściowa była przesadnie przesłodka, a jej męża nie interesowało nic innego oprócz wielkości twojego konta, powodzenia w interesach i koneksji, jakie miałeś. Ale w twoim życiu był pewien etap, kiedy lubiłeś święta, kiedy nie mogłeś się ich doczekać. Był to okres związku z Ulą. Wreszcie przestaliście spędzać ten magiczny czas z Febo. Spędzaliście go wyłącznie z Dobrzańskimi lub Cieplakami i było tak, jak być powinno, jak przedstawiają wyidealizowane filmy w tv. Zawsze od początku listopada zaczynałeś rozglądać się za prezentami dla najbliższych. To nie było byleco, kupione na szybko w jednym markecie. Zawsze dużą wagę przykładałeś do tego, by każdy obdarowany czuł się wyjątkowo, by wiedział, że zastanowiłeś się, co kupić, że chciałeś mu zrobić przyjemność. Gdy na świecie pojawiła się Zosia, zawsze dzień przed Wigilią zabierałeś ją do pobliskiego sklepu ogrodniczego po jodłę. W Wigilię obsadzałeś drzewko, zakładałeś lampki, a zadaniem twoich dziewczyn było przystrojenie go w bombki. Lubiliście ten czas spędzany razem. Lubiłeś też pomagać Uli w przygotowywaniu potraw. Lepiłeś pierogi, marynowałeś mięso do pieczenia, kupowałeś ciasto w najlepszej cukierni w mieście, żeby chociaż słodkie wypieki nie były na głowie twojej żony. A później ucztowaliście, cieszyliście się świętami i czasem spędzonym razem. Nie było nic piękniejszego, niż zachwyt w oczach twoich dzieci, gdy odpakowywały kolejne prezenty. 

- O Marek – Ula lekko zaskoczona otworzyła drzwi – Jednak jesteś – rzuciła, gdy wchodził do środka 
- Przecież byliśmy umówieni – wydawał się lekko zbity z tropu. Przecież sama go zaprosiła kilka dni temu.
- No tak, ale twoi rodzice wspominali, że święta spędzasz w Toruniu – wzruszyła ramionami
- Tylko Wigilię. Nie mogłem sobie odmówić spotkania z dziećmi, zwłaszcza, że byłaś tak miła i mnie zaprosiłaś. Proszę to dla ciebie – podał jej niewielką torebeczkę w świąteczne wzory
- Dziękuję, ale to nie było konieczne. Zresztą ja nie mam nic dla ciebie. Prezenty się daje w Wigilię – zauważyła wyciągające ze środka flakonik swoich ulubionych perfum
- Tak, wiem, ale chciałem wam sprawić przyjemność. Poza tym w Wigilię nie mieliśmy okazji się widzieć. A co do prezentu dla mnie, to uwierz mi, nie spodziewałem się go. Nie zasłużyłem – posłał jej niewyraźny uśmiech – Gdzie wszyscy?
-  U Zośki w pokoju. Pokazuje twoim rodzicom zdjęcia z wycieczki na południe kraju. Zapraszam – wskazała na salon – Dzieciaki, tata przyjechał – zawołała. Po chwili po schodach zbiegła roześmiana Zosia i wpadła w ramiona ojca
- Cześć córeczko. Dobrze cię widzieć – musnął ustami jej czoło – Bardzo za tobą tęskniłem.
- Ja za tobą też – odparła zgodnie z prawdą
- Jak tam sobie radzisz? – zapytał z autentyczną troską
- Oprócz tego, że za wami tęsknię, to dobrze – przytuliła się do jego boku.
- Cześć tato – w towarzystwie jego rodziców z góry zszedł Kuba i przybił z nim piątkę
- Małe drobiazgi dla was – podał im prezenty
- Ja też mam coś dla ciebie. Prosto z Londynu – uśmiechnęła się szczupła szatynka i ruszyła na górę
- Cieszę się, że przyjechałeś – rzekła Helena całując syna w policzek. Rozsiedli się w salonie w oczekiwaniu na obiad, który właśnie dochodził. Kuba z zapałem asystował matce w kuchni.
- To opowiadaj – Marek wlepił wyczekujące spojrzenie w córkę, gdy wróciła już z kolorowym pakunkiem. Obiad przebiegł w bardzo miłej atmosferze. Pierwsze skrzypce zdecydowanie grała Zośka, ale nikt nie miał o to do niej pretensji. Wszyscy z wielką uwagą słuchali jej opowieści z Londynu. Dziadkowie Dobrzańscy byli bardzo dumni z wnuczki, podobnie jak rodzice.
- To kto ma ochotę na sernik? – Ula wniosła paterę z apetycznie wyglądającym ciastem
- Upiekłaś swój popisowy sernik z białą czekoladą? – jej były mąż uniósł brwi z charakterystycznym geście
- Ala mnie odciążyła w wielu rzeczach w kwestii Wigilii, więc mogłam sobie pozwolić na zajęcie się wypiekami – uśmiechnęła się w duchu. Dopiero teraz przypomniała sobie, jak wielkim fanem tego sernika był Marek
- To ja zamawiam od razu dwa kawałki – posłał jej szeroki uśmiech
- Jeśli dasz radę, to dostaniesz nawet trzy. Mam w kuchni jeszcze pół blachy – również odpowiedziała uśmiechem
Dobrzańscy po deserze pożegnali się tłumacząc się zmęczeniem Krzysztofa. Zaprosili również Ulę z dzieciakami na obiad noworoczny. Chcieli się jeszcze zobaczyć z wnuczką tuż przed jej odlotem. Marek zrelaksowany siedział na kanapie i nie wyglądało na to, że zbiera się do wyjścia.

Znów było tak, jak dawniej. Znów było dobrze. Ty, Ula, dzieci i twoi rodzice. Całe szczęście, że nie było Cieplaków. Nie to, że byś za nimi nie przepadał. Lubiłeś swojego byłego teścia zdecydowanie bardziej niż obecnego. Z Jaśkiem zawsze potrafiliście znaleźć wspólny język, a mała Beti od samego początku cię ubóstwiała. To raczej oni od pewnego czasu nie przepadali za tobą. Wiele się zmieniło. Zasłużyłeś sobie na ten chłód i dystans. Nie miałeś żalu. To była twoja decyzja. Siedząc teraz w mieszkaniu, które kilkanaście lat temu wspólnie wybraliście rozkoszowałeś się tą rodzinną atmosferą. Atmosferą, za którą tęskniłeś od miesięcy. Która w pewnym momencie zaczęła cię nudzić, a jednak teraz ci jej brakuje.

- Marek – z zamyślenia wyrwał go głos żony
- Tak? – potrząsnął głową wracając do realu – Przepraszam, zamyśliłem się – posłałał jej przepraszające spojrzenie
- Pytałam czy chcesz jeszcze kawy
- Chętnie – odparł, chociaż czuł się pełny. Próbował jednak znaleźć wymówkę, by zostać choć pół godziny dłużej – I za chwile zjem jeszcze jeden kawałek mojego ulubionego sernika. Od lat mi go brakowało – przyznał szczerze
- Mam tylko nadzieję, że Sandra nie będzie miała do mnie pretensji, że cię przetrzymuję w święta – mruknęła pod nosem
- Nie. Sandra została w Toruniu. Zresztą, czy możemy o niej nie mówić? – Ula spojrzała na niego zaskoczona, ale nie skomentowała tego – Nie spieszę się do domu. Chętnie spędzę z wami jeszcze trochę czasu. Stęskniłem się za dziećmi i za rodzinną atmosferą również – rzekł cicho, jakby wstydząc się swoich uczuć – Nigdy nie sądziłem, że będę tęsknił za ciepłym domem, rodzinnymi obiadami i gwarem rozmów, przekomarzaniem się dzieciaków – westchnął – Na własne życzenia zafundowałem sobie znów to, od czego kiedyś uciekłem. Uciekłem do ciebie- spojrzał jej głęboko w oczy. Spuściła wzrok. Zaczynał wracać do bolesnego etapu jej życia. Nie wiedziała, czy jest na to gotowa. Chyba nie była. Dlatego najlepszym rozwiązaniem była zmiana tematu
- Napijesz się wina? – ruszyła w kierunku barku
- Przyjechałem samochodem – odparł szybko, ale po chwili zastanowienia oddał – Chętnie. Pojadę taksówką, a jutro wrócę po auto. Daj – zabrał jej z ręki butelkę – Otworzę. Korkociąg jest…
- Tam gdzie zwykle – szepnęła i szybko wyszła z jadalni – Kuba, Zośka, obejrzymy jakiś film? – zawołała idąc na górę, w kierunku pokojów dzieci
- To ja wybiorę! – zadeklarował chłopak – Tato, zostaniesz na kolacji? – spojrzał na ojca który wygodnie rozsiadł się na kanapie z kieliszkiem czerwonego wina
- Tego jeszcze z mamą nie ustaliłem. Póki co, zostaję na film i wino.
- A po filmie zagramy w pokera? – zapytał przeglądając kolejne propozycje na ekranie telewizora
- A ty nie jesteś za młody na hazard? – zapytał ze śmiechem – Jeszcze z rok i zamiast na pizze zaproponujesz mi wypad do kasyna – pokręcił głową
- Ale ja ci nie proponuję pokera na pieniądze – wyszczerzył się
- No jeszcze by tego brakowało – udał oburzenie - Możemy zagrać w scrabble, jak się dołączy mama z twoją siostrą – i po amerykańskiej komedii przyszedł czas na druga butelkę wina i grę słowną. Ich nastoletnie dzieci były wyraźnie zadowolone z tego dnia spędzonego z obojgiem rodziców. Wizyta Marka przeciągnęła się aż do kolacji, a w zasadzie jeszcze trochę dłużej. Po wspólnym posiłku jeszcze długo siedzieli we dwójkę w jadalni nad filiżankami herbaty i dyskutowali o obecnej sytuacji na giełdzie. Marek radził się jej w kwestiach firmy. Ku jego wielkiemu rozczarowaniu odeszła z firmy po ich rozstaniu. Stwierdziła, że po pierwsze nie będzie w stanie z nim współpracować, a poza tym nie zniesie tych pytających spojrzeń pracowników, plotek i domysłów. Usunęła się w cień i choć Marek nie był z tego zadowolony, to rozumiał i nie protestował.
- Późno się zrobiło – westchnął spoglądając na zegarek, który wskazywał kwadrans przed dwudziestą trzecią – Będę się zbierał – zaczął oklepywać się po kieszeniach w poszukiwaniu telefonu, za pośrednictwem którego chciał zamówić taksówkę – Chyba zostawiłem telefon w aucie – skrzywił się – Pożyczysz mi swój. Zamówię taksówkę. Nie chce mi się teraz schodzić na dół. Zabiorę go czekając kierowcę
- Możesz przespać się na kanapie, jeśli chcesz – spojrzała na niego obojętnym wzorkiem. Pierwsza złość i żal już dawno minęły, a wiedziała, że dzieciaki ucieszą się z dodatkowe dnia spędzonego z ojcem. W końcu były święta.
- Chętnie – był wyraźnie zadowolony z tej propozycji – Ale pod jednym warunkiem – posłał jej tajemniczy uśmiech – Będę mógł rano przygotować dla was śniadanie
- Nie mam nic przeciwko. Z wielką ochotą pośpię dłużej. Przyniosę ci zaraz pościel i ręcznik. Nowe szczoteczki są w szufladzie pod umywalką
- Posprzątam ze stołu – wstał z miejsca, gdy Ula kierowała się już w stronę swojej sypialni, bo kołdrę i poduszkę odezwał się – Ula, dziękuję – posłała mu blady uśmiech

Sandra przywitała się z nim wylewnie, choć widział w jej oczach furię. Westchnął uświadamiając sobie, że po raz kolejny gra przed swoimi rodzicami. Gdy tylko ruszyli w kierunku domu odezwała się pretensjonalnym tonem
- Czy ja mogę wiedzieć, gdzie byłeś? – nabrał w płuca powietrza psychicznie nastawiając się na awanturę
- Doskonale wiesz, że spędziłem cały dzień z dziećmi
- Aha i dlatego nie odebrałeś ani jednego z moich dwunastu telefonów! – syknęła
- Jadąc do Uli wyciszyłem smartfona. Później zapomniałem włączyć dzwonki. Zresztą telefon jest chyba cały czas w schowku - wyciągnął urządzenie obrzucając je przelotnym spojrzeniem. Rzeczywiście miał kilkanaście nieodebranych połączeń
- A gdzie spałeś? I nie kłam, że w domu! Dzwoniłam na domowy kilka razy między dwudziestą a pierwszą w nocy. Nie było cię tam.
- Zostałem u Uli – wzruszył ramionami
- No co ty nie powiesz!
- Na kanapie, w salonie – dodał, ale nic to nie dało. Przez kolejne pięćdziesiąt kilometrów wysłuchiwał jaki to jest nielojalny, jak to Ula próbuje go podstępem odzyskać manipulując dziećmi. Do Włocławka awantura trwała w najlepsze. Przed Płockiem obraziła się i ostentacyjnie milczała. Do samego domu miał już spokój.