B

sobota, 25 października 2014

'Marzenie' II

Kolejne dni mijały bardzo szybko. Praca pochłaniała ją z każdym dniem coraz bardziej. Cieszyło ją to. ‘Jak człowiek ma dużo obowiązków, to mu głupoty do głowy nie przychodzą’. Czasami tylko wpadał na chwilę Piotr. Wychodzili na małą kawę lub na szybki lunch. Nic znaczącego, aczkolwiek obecność lekarza sprawiała jej przyjemność. Przyjaciółki namawiały ją ja częstsze kontakty z Piotrem, ale ona chyba nie była jeszcze gotowa na nowy związek. Przyjaźń jej wystarczała. Nad dalszym kształtem znajomości z lekarzem miała pomyśleć później. Najlepiej po pokazie, który miał się odbyć już za dwa miesiące. Jutro czekało ją jednak wielkie wyzwanie - zebranie zarządu i kolejne spotkanie z Markiem. Nie widzieli się do momentu, gdy Dobrzański oddał jej swój fotel.  Trochę się bała, ale postanowiła zachowywać wobec niego chłodny dystans. ‘Czysty profesjonalizm. Traktuj go tak, jak Aleksa, czy Krzysztofa. Traktuj go, jak zwykłego członka zarządu’

Pojawił się w firmie wcześniej. Liczył na to, że uda mu się jeszcze przed posiedzeniem porozmawiać z Cieplak. Niestety w gabinecie jej nie zastał, a gdy mijali się na korytarzu i próbował ją zatrzymać usłyszał ‘Marek nie teraz, muszę jeszcze coś załatwić. Porozmawiamy na zarządzie.’  Ale on wcale nie chciał z nią rozmawiać na zarządzie. Nie pozostawało mu nic innego, jak bezczynnie czekać na zebranie się reszty współwłaścicieli.

Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Radziła sobie doskonale. Potrafiła odpowiedzieć nawet na najbardziej zaskakujące pytania Aleksa, który za wszelką cenę starał się pokazać Krzysztofowi, że Ula na prezesa się nie nadaje. Marek nie odezwał się nawet słowem. Siedział tylko ze wzrokiem wlepionym w tę niezwykłą kobietę, którą przez swoją głupotę stracił.
- Dobrze, pani Urszulo. Myślę, że nie ma więcej pytań, także bardzo pani dziękuję -  powiedział Krzysztof z uprzejmym uśmiechem - a my przystępujemy do głosowania - Cieplak w tym czasie zabrała wszystkie swoje dokumenty i wyszła
- Tato, możemy zrobić kwadrans przerwy - zerwał się z miejsca, gdy tylko zamknęły się za nią drzwi
- Ale Marek, chciałem… - nie dał mu dokończyć
- Tato proszę, piętnaście minut - krzyknął i wybiegł z sali konferencyjnej

Zastał ją w jej gabinecie. Zatrzasnął drzwi i stanął na wprost jej biurka
- Czy wy teraz nie powinniście głosować?- zapytała zdziwiona jego nagłą obecnością
- Czy ty już zawsze będziesz się tak zachowywała? – odpowiedział z nutą pretensji
- Czyli jak? Możesz jaśniej? - zaczynał ją lekko wyprowadzać z równowagi. Starała się go unikać, jednak on nie dawał za wygraną. Zaczynała być bezsilna, a na bezsilność zwykle ludzie reagują agresją.  
- Przez całe życie będziesz mnie unikać i udawać, że między nami nic nie ma?- podniósł głos
- A co niby między nami jest? – odważnie spojrzała mu w oczy - Kłamstwa, oszustwa? To masz na myśli?- wstała i zaczęła nerwowo chodzić po gabinecie. Wodził za nią wzrokiem.  
- Nie wierzę, że ten wyjazd do Spa nic dla ciebie nie znaczył? - chciał do niej podejść, ale odsunęła się
- Na pewno znaczył więcej niż dla ciebie… - syknęła
- Ula, dla mnie… - chciał powiedzieć jej wreszcie o swoich uczuciach, ale znów mu przerwała. Tak było za każdym razem.
- Marek proszę Cię, nie pogrążaj się – zaśmiała się pod nosem z bólem - To nie ma sensu. Zniknij raz na zawsze z mojego życia!- mówiąc to wyszła zostawiając go samego. Postanowił więcej jej nie ranić i spełnić jej prośbę.

- Stary co się z tobą dzieje? – rzekł do słuchawki z pretensją - Próbuje się do ciebie dobić do dwóch dni – Sebastian był lekko zaniepokojony zachowaniem przyjaciela
- Nic się nie dzieje – burknął - A co ma się dziać?- w głosie Marka dało się słyszeć ironię
- Nic, ale od kilku tygodni zachowujesz się, delikatnie mówiąc dziwnie.
- Dzwonisz w jakiejś konkretnej sprawie, czy po prostu się za mną stęskniłeś? – bezsensowna dyskusja z Olszańskim zaczynała mu działać na nerwy
- Mam nadzieję, że będziesz na zebraniu zarządu – rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu
- Nie, nie wybieram się
- Słucham? – wrzasnął do aparatu - Stary, czyś ty zwariował? Czy ty wiesz, że jeśli ciebie nie będzie to Aleks.. – Dobrzański nie dał mu dokończyć
- Daj mi spokój. Cześć- i się rozłączył

Ulę zdziwiła lekko nieobecność Marka, ale senior Dobrzański, wyjaśnił, że ma wszystkie pełnomocnictwa do występowania w imieniu syna. Zebranie zarządu przebiegło bez większych komplikacji. Wszystkie irracjonalne decyzje rodzeństwa Febo było skutecznie blokowane przez Krzysztofa, który wspierał Ulę we wszystkich decyzjach. Na kolejnym zebraniu tuż przed pokazem Marek również się nie pojawił. Ula sądziła, że zgodnie z zapowiedziami wyjechał. Od ich ostatniej rozmowy nie pojawił się w firmie nawet na chwilę. Postanowiła zapytać starego Dobrzańskiego czy Marek ma zamiar pojawić się na pokazie, w odpowiedzi usłyszała tylko. ‘Bardzo bym chciał, ale nie umiem pani teraz odpowiedzieć. Od kilku tygodni nie rozumiem postępowania tego chłopaka’. Zdziwiła ja taka odpowiedź, ale postanowiła nie wnikać w szczegóły. Podświadomie jednak martwiła się o niego.

- Viola, mogę cię na chwilę prosić do gabinetu? - powiedziała Cieplak wchodząc do swojego biura
- Już lecę pani prezes, na złamanie szyi - odparła i poderwała się z miejsca
- Viola, czy może ostatnio kontaktował się z tobą Marek?- zapytała wprost
- A miał się kontaktować? – zrobiła głupią minę - Wiesz, ja taka zalatana jestem ostatnio jak pszczoła robotnica, to tu, to tam - zaczęła machać rękami
- Viola skup się – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Roztrzepana sekretarka dziś wybitnie działała jej na nerwy - Czy Marek się ostatnio z tobą kontaktował?
- Oj no, kontaktował się, nie kontaktował się… Zaczynasz jak Marek po Twoim odejściu – wywróciła oczami
- Co? – zdziwiła się
- On też każdego dnia jak przychodził do pracy to się pytał, czy byłaś, czy dzwoniłaś, czy masz być. No dasz wiarę? Zwariował kompletnie. Później dał mi spokój, bo już myślałam, że będę musiała zostać twoją detektywną - paplała jak najęta
- Kim? – próbowała zebrać myśli po tym, co przed chwilą usłyszała - Zresztą nie ważne – ocknęła się z zamyślenia - Martwi mnie to, że nie pojawia się na zebraniach zarządu i dlatego myślałam, że może kontaktował się z tobą - wyjaśniła
- Nie, ale Sebulek też się o niego martwi. Może powinnaś z nim porozmawiać. Odkąd Marek zerwał zaręczyny z Pauliną to Sebulek spędzał z nim więcej czasu, także powinien wiedzieć coś więcej - Viola starała się pomóc. Odkąd nastąpiła przemiana Brzyduli, polubiła ją.
- Zaraz moment! – wzdrygnęła się Cieplakówna - To Marek zerwał zaręczyny, a nie Paulina?- zapytała nie dowierzając temu, co wcześniej usłyszała. Przecież sądziła, że było odwrotnie. Ba! Była tego pewna. Jej przyjaciółki były tego pewne.  
- No Marek, Marek – przyznała - Paulina twierdziła, że to ona, bo było jej wstyd, że to on ją zostawił. Ale to on wszystko odwołał. Wszyscy byli zaskoczeni, dasz wiarę. Ale Ula, gdzie ty idziesz?- powiedziała widząc jak Ula szybkim krokiem zmierza w kierunku wyjścia.
- Zaraz wracam - krzyknęła i ruszyła w kierunku łazienki. Musiała wszystko przemyśleć i sobie poukładać.   Musiała ochłonąć.
Nie widziała jak ma postąpić i czy może wierzyć słowom Violi. W końcu jej sekretarka znana była z tego, że plecie to, co akurat jest dla niej wygodne. Ale w drugiej strony wszystko zaczynało układać się w logiczną całość. Postanowiła teraz skupić się wyłącznie na pokazie, a później wyjaśnić sobie wszystko z Markiem. Chciała znać całą prawdę, wszystko od początku do końca.

piątek, 17 października 2014

'Marzenie' I

Była w kropce. Zupełnie nie wiedziała jak ma postąpić. Z jednej strony chciała ratować firmę, do której już zdążyła się przyzwyczaić, chciała uchronić przyjaciół przed zwolnieniem. Ale jak zawsze była jeszcze druga strona. Perspektywa pracy z Markiem jakoś ją przerażała. Nie chciała przerabiać wszystkiego od początku. A na dodatek była jeszcze Paulina, która za wszelką cenę starała się ją zniszczyć i upokorzyć. Ale czy aby na pewno w głębi serca chciała unikać Marka? Sama nie wiedziała. Była pewna, że będzie cierpiała, ale przecież przez ostatnie tygodnie tak bardzo brakowało jej jego spojrzenia, uśmiechu, głosu. W samotni Pshemko miała się z niego wyleczyć, ale kochała go nadal. Teraz może nawet bardziej niż przedtem.

Pojawiła się w siedzibie FD tuż przed dziesiątą. W zasadzie i tak nie miała gotowej odpowiedzi dla Dobrzańskiego. Przyszła, bo chciała pogadać z dziewczynami, poradzić się ich, jak ma postąpić. Idąc w kierunku bufetu minęła gabinet Marka, gdy nagle usłyszała za plecami jego głos
- O Ula, jak dobrze, że jesteś. Możemy zamienić dwa słowa?- zapytał nie kryjąc faktu, iż był oszołomiony jej dzisiejszym wyglądem. Ona tylko kiwnęła głową na znak zgody – To zapraszam do mnie - wskazał ręką swój gabinet. Zajęła miejsce na fotelu. Doskonale odczytał jej zachowanie. Starała się jak najbardziej ograniczyć jego pole manewru i zabezpieczyć się przed ewentualną bliskością.
- Pięknie wyglądasz- powiedział nie odrywając do niej wzroku
- Chyba nie o tym chciałeś ze mną rozmawiać - od razu sprowadziła go na ziemię. Postanowiła, że nie da ponieść się emocjom i będzie zimną, bezduszną istotą w stosunku do młodego Dobrzańskiego.
- Tak to prawda. Rozmawiałem wczoraj z ojcem. Wiem, że się wahasz w kwestii powrotu do firmy i wiem również, czym to jest spowodowane. Nie chcesz ze mną pracować i nie ukrywam, że cię rozumiem. Ale zrozum, że mnie i mojemu ojcu bardzo zależy na twojej pomocy. Tylko ty możesz uratować firmę przed Włochami, a w efekcie przed upadkiem. Dlatego jeśli się zgodzisz wrócić, ja odejdę.
- Chyba nie sądzisz, że wyciągnięcie FD z kłopotów będzie możliwe jeśli na fotelu prezesa zasiądzie Aleks.
- Aleks nie będzie prezesem. Ty mnie zastąpisz - Ula spojrzała na niego zszokowana - I nie patrz tak na mnie. Jestem przekonany, że będziesz sto razy lepiej radziła sobie na tym stanowisku niż ja. Zresztą ja tu dzisiaj jestem tylko dzięki twojej pomocy. Proszę cię przemyśl to na spokojnie – spojrzał na nią, a w jego oczach malowała się nadzieja
- Zdajesz sobie sprawę, że mój plan może nie wypalić?
- Zawsze jest jakieś ryzyko, ale jeżeli tobie się nie uda, to tym bardziej nie ma szans, że ktoś inny postawi firmę na nogi. Zastanów się proszę. Takie wyzwania procentują – zachęcał ją
- Dobrze – westchnęła - przemyśle to na spokojnie i dam Ci odpowiedź jutro- wstała kierując się do wyjścia, gdy nagle wparowała Viola
- O Uleńko nasza kochana. Już wychodzisz? Bo wiesz, może jako przyjaciółki wyskoczymy na kawkę czy jakiś lunch. Pomidorki, sałatki te sprawy. Wszystko co zielone jest zdrowe. Przynajmniej krowy tak mówią – nawijała jak najęta
-Przyjaciółki? – zdziwił się Marek, obrzucając Ulę rozbawionym spojrzeniem
- No oczywiście! My piękne kobiety sukcesu, dwudziestego drugiego wieku musimy trzymać się razem! – uniosła pięść do góry, jakby zagrzewała drużynę do boju
- Wiesz, może innym razem - Ula była nie mniej zaskoczona jak Marek słowami Violi
- Violetcie przez ‘v’ i dwa ‘t’ Kubasińskiej się nie odmawia!- nagabywała ją
- Viola daj spokój. Ula ma za chwilę ważne spotkanie. Lepiej zadzwoń do Terleckiego i odwołaj mój dzisiejszy lunch z nim - powiedział Marek chcąc pozbyć się sekretarki
- No trudno. Może innym razem. Widzisz Ula, jak Ciebie nie ma, to wszystko na moim krzyżu. Normalnie beze mnie firma chyba zapadłaby się pod ziemię – wrzeszczała gestykulując i wyszła. Tuż za nią ruszyła Ula.
- Ula, poczekaj proszę- podszedł w jej kierunku
- Coś jeszcze?- zapytała unikając jego wzroku
- Tak. Korzystając z okazji, że już tu jesteś, chciałbym porozmawiać o tym wszystkim, co się stało. Ula, chcę żebyś wiedziała, że odwołałem ślub, bo…- przerwała mu
- Nie Marek, ja nie chcę tego słuchać!- powiedziała ostro i wyszła trzaskając drzwiami
- Bo Cię kocham- rzekł cicho

Zamiast do bufetu postanowiła jechać do domu. Musiała przemyśleć kwestię powrotu do FD. Perspektywa prowadzenia tak dużej firmy była dla niej kusząca. Ale większą uwagę poświęcała jednak obecnemu prezesowie i temu, co chciał jej powiedzieć Marek. Sądziła jednak, że znów usłyszałaby z jego ust kłamstwo, które z czasem raniłoby jej serce coraz bardziej. 

Tak, to dziś jest ten dzień, gdy Ula Cieplak ma objąć fotel prezesa firmy ‘FD’. Kilka minut po dziewiątej zapukała do gabinetu Marka.
- O już jesteś – wyraźnie ucieszył się na jej widok - Cześć. Wejdź proszę- dość niepewnie wsunęła się do środka - Od razu może przejdę do części oficjalnej - wręczył jej nominację - W imieniu ‘ Febo-Dobrzański’ ponownie witam na pokładzie i gratuluję objęcia funkcji prezesa - miał ochotę ją przytulić, ale postanowił tylko uścisnąć jej dłoń. Była to dla niego wyjątkowa chwila. Tak dawno nie czuł bijącego do niej ciepła. Jeszcze tak niedawno te dłonie błądziły po jego plecach, twarzy, przeczesywały włosy. A teraz ograniczali się do zwykłego, oficjalnego uścisku - Usiądź. Daj mi jeszcze kwadrans i zwolnię Ci biuro - kończył pakować swoje rzeczy do niewielkiego pudełka
- Nie ma takiej potrzeby. Nie spieszy mi się. Jakoś nadal nie mogę się przyzwyczaić, że to teraz ja będę tu urzędować- „W zasadzie to sobie nie wyobrażam, że ja tu będę sama, bez Ciebie”- pomyślała. On lekko się zaśmiał
- Kwestia przyzwyczajenia.
- A jak wygląda sytuacja w firmie?
- Pshemko szaleje. Paulina nagadała mu głupot, ale pracujemy z ojcem nad nim – starał się jej nie wystraszyć - Uprzedzam, że będziesz miała przeciwko sobie oboje Febo- rzekł z goryczą
- Jakoś sobie będę musiała poradzić – westchnęła - Marek, chciałabym, żebyś zapoznał się z moim szczegółowym planem strategicznym – pospiesznie zaczęła szukać dokumentów
- Ale nie musisz mi się tłumaczyć z podjętych kroków- powiedział biorąc do niej teczkę i siadając po drugiej stronie sofy
- Chyba powinnam, w końcu jesteś współwłaścicielem – rzekła z dozą nieśmiałości.
- Ufam ci i w pełni popieram każdą twoją decyzję- spojrzał jej prosto w oczy – Ale gdybyś potrzebowała mojej pomocy, to jestem do twojej dyspozycji - „Błagam, pozwól mi zostać
- Myślę, że to nie będzie konieczne - zdecydowanie chwyciła dokumenty i wyszła.
To już koniec panie Dobrzański. Wszystko spieprzyłeś! Nie ma już dla ciebie nadziei”- pomyślał kończąc pakować swoje rzeczy i opuścił gabinet Uli.

Gdy wróciła jego już nie było. To biuro wydawało jej się teraz takie puste. Zawsze był tu on. Gdziekolwiek nie spojrzała widziała jego twarz. Z tym miejscem wiązało się tak wiele wspomnień. Mało brakowało, a kochałaby się z nim na tym biurku. Sofa też kryła wiele tajemnic. To na niej rozmawiali, ustalali strategię firmy, spali. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi.
- Ja tylko na moment – posłał jej przepraszające spojrzenie - Zapomniałem komórki - podszedł do biurka i chwycił telefon - To życzę powodzenia – rzekł ze szczerym uśmiechem i już miał wychodzić, gdy usłyszał swoje imię „Dzięki ci Boże”. A ona? Sama była zdziwiona swoją reakcją. „ Co ja robię, czy już zupełnie zgłupiałam?” Wypowiedziała jego imię automatycznie. Chyba podświadomie nie chciała się z nim jeszcze rozstawać.
- Tak?- zamknął drzwi, stanął przed nią i spojrzał w jej oczy z nadzieją
- Co ty teraz będziesz robił? - palnęła, bo nic innego nie przychodziło jej do głowy
- Dużego pola manewru nie mam, póki co – wzruszył ramionami - Wypocznę. Pamiętaj, zawsze możesz liczyć na…
- Wiem - przerwała mu
- Na pomoc mojego ojca – dokończył zdanie i po chwili dodał z goryczą - Wiem, że ze mną nie chcesz mieć nic wspólnego
- Marek- westchnęła - ja po prostu- nie pozwolił jej dokończyć. Chwycił jej podbródek i pocałował. Po tak długiej przerwie znów poczuła jego gorące wargi na swoich ustach. Całował ją delikatnie, aczkolwiek zachłannie. Odwzajemniła jego pocałunek, ale już po chwili rozum zwyciężył nad sercem i odsunęła się do niego. On z nadzieją w oczach wyczekiwał jej reakcji.
- Nigdy więcej tego nie rób - poprosiła cicho. W jej głosie nie dało się usłyszeć złości. Raczej żal i smutek - Powinieneś już iść - odparła czując cały czas jego wzrok na sobie
- Jeszcze jedno, coś bardzo ważnego - ponownie podszedł i ją pocałował. Tym razem bardziej namiętnie, zdecydowanie. Przyparł ją do ściany, aby nie miała pola manewru. Jedną ręką gładził jej policzek, drugą obejmował biodro. Zaczęła się poddawać jego pieszczotom. Znów było jej tak dobrze. Lecz po kilku chwilach przyszło opamiętanie i wymierzyła mu siarczysty policzek, przerywając w ten sposób tę chwilę zapomnienia. Spojrzał ja nią zaskoczony
- Ostrzegałam! – krzyknęła zdenerwowana
- Warto było – odpowiedział z błyskiem w oku i opuścił gabinet. Została sama.  Wzięła kilka głębszych oddechów.

Po kilku minutach ochłonęła i wyszła z gabinetu. Musiała zebrać myśli, a raczej odciągnąć je od Dobrzańskiego. Gdy tylko Viola ją zobaczyła od razu poderwała się z miejsca
- Uleńko moja kochana, mam do Ciebie sprawę wagi kosmicznej – podbiegła łapiąc szefową za ramiona
- Słucham - odpowiedziała lekko zrezygnowana ciągłymi problemami sekretarki.
- No bo Marek był prezesem, teraz ty jesteś prezesem. Jakoś tak automatycznie zamieniliście się miejscami. Nie to, że ja coś mówię. Ja się bardzo cieszę, że to właśnie Ty zajęłaś jego miejsce. Wiesz, gdyby nie Ty, to pewnie zająłby ten gabinet Aleks, a on zrobiłby wszystko, że mnie własna córka nie poznała – emocjonowała się
- Przecież ty nie masz dzieci – pokręciła głową z powątpiewaniem
- Ale mogłabym mieć! – zadeklarowała - Ja to taka Matka Polka z krwi i kości bez grama celulitu! Ale słuchaj mnie, to jak wy się już tak zamieniliście to może ja nadal bym sobie tutaj siedziała – popatrzyła na Cieplak maślanymi oczami - Już się przyzwyczaiłam do tego miejsca, mogę tu oddychać pełnymi skrzelami.
- Możesz jaśniej? – bąknęła, opierając się ciężko o blat biurka, które do niedawna sama zajmowała
- Tak właściwie to ja ci chcę zaoferować swoją pomoc i mam nadzieję że pozwolisz mi zostać swoją asystentką, tak jak byłam lewą ręką Marka – rzekła dumnie
- Możesz być spokojna. Nie zamierzałam nic zmieniać w tej kwestii – uśmiechnęła się serdecznie i już chciała iść, gdy Kubasińska rzuciła się jej na szyję
- Dzięki. Jesteś kochana! – krzyknęła uradowana – Także wiesz, jak coś to wal do mnie jak we mgłę!
- Chyba jak w dym - odparła lekko rozbawiona
- Co?
- Nie ważne – machnęła ręką - Teraz wychodzę, ale chciałabym żebyś jeszcze dzisiaj przygotowała raport za ostatni miesiąc.
- Jasne, zaraz się będzie produkował – zasalutowała

Właśnie zmierzała w kierunku biura Ali, gdy usłyszała dochodzącą zza rogu rozmowę Marka z ojcem
- Co to za prośba?- dociekał stary Dobrzański
- Chciałbym cię prosić, abyś pomógł Uli. Jestem pewien, że na tym stanowisku poradzi sobie znakomicie, ale….
- Jakie ale?- zaniepokoił się senior
- Ale boje się, że przynajmniej na początku może sobie nie poradzić bez pomocy z naszej strony. Wiesz doskonale, że Paula i Aleks będę robili wszystko, aby jej utrudnić pracę. A jeszcze teraz ten konflikt z Pshemko – westchnął - Paulina nastawiła go przeciwko Uli i odmawia współpracy. Próbowałem z nim rozmawiać, ale póki co nie przynosi to efektów. Jeżeli Pshemko nie będzie chciał z nią współpracować to ten plan na pewno nie wypali. Dlatego musisz jej pomóc. Proszę.
- Zależy ci na niej- wtrącił. Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie.
- To nie ma w tej chwili znaczenia - odparł zrezygnowany
- Z tego co się orientuję, to ty teraz będziesz miał dużo wolnego czasu – zauważył - może ty jej pomożesz, przynajmniej na początku?
- Ona nie chce mojej pomocy - w jego głosie dało się słyszeć smutek
- Synu, coś ty jej zrobił, że cię teraz unika jak ognia?- Dobrzański znów się lekko zdenerwował
- Skrzywdziłem ją - spuścił głowę, a po chwili dodał - dlatego proszę ciebie, żebyś ty jej pomógł
- To mądra dziewczyna, na pewno sobie poradzi, ale dobrze, możesz na mnie liczyć – poklepał go po ramieniu i ruszył w stronę windy. Gdy tylko Dobrzańscy zamilkli Ula szybko ruszyła w przeciwnym kierunku, aby nie spotkać któregoś z nich. Zastanawiała się nad tym, co usłyszała z ust Marka.  „Kurde blaszka, o co mu chodzi? Zależy mu na mnie, czy po prostu martwi się o firmę? Ulka, musisz przestać o nim myśleć i zająć się firmą! Dobrzański nie jest dla Ciebie!”

Marek natomiast opuścił firmę i pojechał nad Wisłę. W ‘ich’ miejsce. Doskonale pamiętał każdy szczegół tamtego wieczoru. Każdy jej gest, uśmiech, każde słowo. Pamiętał, jak była ubrana i że pachniała perfumami, które dostała do niego w prezencie. Usiadł na tym samym konarze, na którym siedział razem z Ulą. „Pełno jest tutaj jej. Tak wiele bym dał, by była tu teraz ze mną….. Co jeszcze mogę zrobić? Zachowałem się jak ostatnia świnia, dlatego nie chce teraz ze mną rozmawiać. Jak mam jej udowodnić swoją miłość skoro list i odwołany ślub jej nie przekonały? A może po prostu powinienem się usunąć i więcej jej nie ranić?” 

poniedziałek, 6 października 2014

Wybrańcy Bogów umierają młodo

Popełniłam ten krótki tekst chwilę temu pod wpływem impulsu. Zwykle śmierć osoby mi nieznanej nie wywiera na mnie takiego wpływu, ale tym razem było inaczej. 

Możecie to potraktować jako miniaturkę tyczącą się Uli i Marka. Możecie to potraktować, jako historię osoby z Waszego otoczenia, rodziny, która umarła młodo. Możecie to interpretować jak chcecie. 

Dla mnie jest to rodzaj oddania hołdu Annie Przybylskiej. Świetnej aktorce, którą ostatnio mogłam oglądać w filmie 'Sęp', pięknej kobiecie, ale nade wszystko osobie, która odeszła zdecydowanie przedwcześnie.




Mieli przed sobą całe życie. Całe szczęśliwe życie. Nie musieli się spieszyć. Długo na siebie czekali. Szukali odpowiednich partnerów przez długie lata angażując się w krótkie związki lub przelotne romanse. Ale wciąż czuli, że to nie to. Aż wreszcie, któregoś zwykłego, szarego dnia spotkali się przypadkiem. Kolejne bzdurne przyjęcie, których oboje nie znosili. Przychodzili bo tak wypada, tak trzeba, ‘nie możesz nie przyjść’. Ktoś ich sobie przedstawił. Jedno spojrzenie w oczy i oboje wiedzieli, że to jest to. Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? Każde z nich odpowiedziałoby ‘zdecydowanie tak’. Każda kolejna wspólnie spędzona chwila, rozmowa, sms tylko ich utwierdzały w przekonaniu, że nie muszą już szukać szczęścia, bo właśnie spotkali tę właściwą osobę na swojej drodze. Zamieszkali razem po trzech miesiącach znajomości. Niektórzy powiedzą bardzo szybko. Dla nich nie miało to znaczenia. Nie chcieli się już rozstawać. Byli dla siebie całym światem. Każdego dnia budowali swój szczęśliwy związek. Pytani o receptę odpowiadali ‘miłość i zaufanie’. Byli sobie całkowici oddani, a szczęście drugiego było ważniejsze niż własne. Uzupełniali się idealnie i idealnie potrafili odczytać swoje potrzeby. Nie starali się również ograniczać wzajemnie. Wolność była im potrzebna, ale zawsze pamiętali co, a raczej kto jest dla nich najważniejszy. On bardzo ją szanował, ona odwdzięczała się mu troską i wsparciem w trudnych momentach życia zawodowego. Uchodzili za idealną parę i choć wszyscy z niecierpliwością czekali na ich ślubne plany one nie nadchodziły. ‘Czy żeby być szczęśliwym trzeba zakładać obrączkę? Czy szczęśliwy związek można tworzyć dopiero wtedy, gdy podpisze się deklarację na papierze? Bzdury. Bez papierka, bez obrączki każdy bardziej się stara, każdemu bardziej zależy. Miłość ważniejsza jest niż Marsz Mendelsona’. Byli nieprzyzwoicie szczęśliwi i zakochani mimo upływu lat, a owocem tej miłości były dzieci. Cudowne, roześmiane. Gdy patrzył na córkę widział żonę, syn był taki, jak ojciec. Tworzyli fajną rodzinę, która uchodziła za przykład. Każdy był dla każdego ważny, każdy się każdym opiekował. I sielanka z pewnością trwałaby nadal, gdyby nie rutynowe badania, a po nich diagnoza, która ścięła ich z nóg. Nowotwór. Tego się nie spodziewali. Czy to kara za to, że każdego dnia chodzili pijani szczęściem? Ich życie całkowicie zostało podporządkowane walce z jej chorobą. Dziesiątki wizyt u lekarzy, godziny spędzone na badaniach. Rokowania nie były najlepsze, ale oni mieli nadzieję. ‘Przecież głupi rak nie może zniszczyć naszej miłości, rodziny.’ On starał się być silny przy niej, dla niej, dla dzieci. Tylko ukradkiem, gdy nikt nie widział przeżywał chwilę słabości i kierując głowę w stronę nieba pytał ‘dlaczego właśnie my?’. Szybka operacja dawała nadzieję. ‘Operacja się udała, ale rokowania nie są najlepsze’ usłyszał za którymś razem, gdy dopytywał dlaczego jego żona wciąż leży w szpitalu i słabnie. I pewnego dnia nastąpił przełom. Znów zaczęła nabierać sił i częściej się uśmiechać. Tak bardzo kochał jej uśmiech. Tak bardzo kochał jej oczy, w których mógł tonąć godzinami. Tak bardzko kochał ją. Wreszcie wróciła do domu. Sprawy zawodowe, kontakty towarzyskie zeszły na boczny tor. Każdą chwilę chcieli przeżywać tylko w gronie najbliższej rodziny. Ona już wiedziała, że zostało jej niewiele czasu. ‘Chcę cieszyć się z każdej chwili, która mi pozostała’ mówiła, gdy tulił ją nocą. Dobrze, że było ciemno. Nie widziała jego łez, przynamniej chciał tak myśleć. Wciąż walczyli, ale z każdym dniem uświadamiali sobie, że to przegrana walka. Jednak chcieli wynegocjować ze Śmiercią jak najwięcej czasu. Czasu, którego było coraz mniej. Zaczynała przygotowywać ich na swoje odejście. ‘Ale czy można przygotować ukochane osoby na swoją śmierć?’ pytała samą siebie biorąc gorącą kąpiel. Starał się być przy niej silny i nie płakać, tak jak ona nie płakała tłumacząc dzieciom jak bardzo je kocha, ale niedługo jej zabraknie i nie będzie już mogła ich tulić i czytać bajek na dobranoc. One były jeszcze małe i niewiele rozumiały z tych słów. ‘Może mama wyjedzie na trochę, a później znów do nas wróci?’ pytało młodsze. Widziały, że mama już nie jest taka piękna, jak kilka miesięcy wcześniej, że jest zmęczona i nie ma siły się z nimi bawić i że nie uśmiecha się tak często. Nie przeczuwały najgorszego. Jego również starała się przygotować na swoje odejście. Prosiła, by nie rozpaczał, by spróbował sobie ułożyć życie, by znalazł kobietę dla siebie, ale i matkę dla ich dzieci. Nie chciał tego słuchać. Zamykał jej wtedy usta pocałunkiem. Traciła siły, słabła. Widzieli, że nadchodzące święta, tak bardzo przez nich celebrowane w rodzinnym gronie, nie będą tymi wspólnymi. ‘Proszę się przygotować i pożegnać z żoną’ usłyszał któregoś dnia od lekarza, który spojrzał na niego ze współczuciem. Nie oczekiwał współczucia! Chciał jednie, by ktoś uratował jego żonę, by ją uzdrowił! Nie odstępował jej łóżka na krok. Zasnęła i wiedział, że już się nie obudzi. Za wszelką cenę starał się nie rozpłakać. Nachylił się i musnął jej usta po raz ostatni, a słona kropla spłynęła po jego policzku. Szybko ją starł. To było ich pożegnanie. Spokojnym krokiem wyszedł ze szpitala i ruszył samochodem w kierunku domu. Jadąc szosą przez las zjechał na jeden z leśnych parkingów. Zgasił auto i wył z rozpaczy. Tak bardzo nie mógł się z tym pogodzić, że przegrali tę walkę. Tak bardzo nie mógł się pogodzić, że Śmierć zabrała mu ukochaną kobietę. Przecież mieli tyle planów, marzeń, których nie zrealizowali i już nie zrealizują. Zastanawiał się jak powie dzieciom, że już nigdy nie zobaczą mamy, nie przytulą się do niej i nie powiedzą jej, jak bardzo ją kochają. Na kilka dni zamknął się z dziećmi w domu, odgradzając od świata zewnętrznego. Nie miał siły odbierać telefonów i ściskać rąk znajomych, przyjaciół, którzy składaliby mu wyrazy współczucia. Nie potrzebował współczucia. Musiał sam poradzić sobie z bólem. Oswoić go, bo wiedział, że nie da się go uśmierzyć. Zabrakło tej, która jako jedyna mogła tego dokonać. Każdego wieczora patrzył na jej zdjęcie stojące na nocnej szafce w ich sypialni i powtarzał: ‘Byłaś najwspanialszą kobietą jaką w życiu spotkałem. Jestem dumny, że kochałaś właśnie mnie’.