B

czwartek, 29 sierpnia 2013

'Po drugiej stronie nieba' IX ost.

Towarzyszył jej za każdym razem. Kolejne wizyty, badania. Nie broniła się przed jego obecnością. Wiedziała, że ma do tego prawo, a nawet tego chciała. Czuła, że nie jest z tym wszystkim sama. Nie, nie bała się. Perspektywa matki samotnie wychowującej dwójkę dzieci nie była jej straszna. Zresztą wiedziała, że nie będzie taką do końca samotną matką. Marek bardzo się angażował, jeszcze za czasów, gdy był tylko Szymon. Poza tym nie mogła zapomnieć o Alicji, swoich przyjaciołach i teściowej. Perspektywa posiadania kolejnego dziecka sprawiała Dobrzańskiemu ewidentną radość. Znów bywał częstym gościem w swoim dawnym domu. Zabrał się za przemeblowywanie pokoju tuż koło sypialni. Kiedyś, zajmował go Szymon, teraz miał mieć nowego lokatora. Z wielkim zapałem i entuzjazmem pewnego popołudnia zabrał się za skręcanie łóżeczka, która od kilku lat obrastało kurzem w garażu.
Wiele razy zastanawiała się, jak będzie wyglądała jej przyszłość. Jak będzie wyglądało jej życie za pięć, dziesięć lat. Czy wciąż będę sama? Wielokrotnie zastanawiała się, czy będzie potrafiła stworzyć normalny związek. Normalny związek z innym mężczyzną. Wiedziała, że Marek jest jej wielką miłością. Jedyną miłością. Taką na całe życie. I wiedziała również, że żaden mężczyzna nie będzie w stanie go zastąpić. To prawda, bardzo ją skrzywdził, ale dał jej wszystko to, czego oczekiwała od idealnego mężczyzny. Spełniał jej wszystkie wyobrażania o księciu na białym koniu. Miał swoje wady, ale ona widziała głównie zalety. Wiedziała, że potencjalny kandydat na jej partnera nie wytrzymałby porównania z Dobrzańskim. Skrzywdził, zdradził, ale musiała przyznać, że była z nim niewyobrażalnie szczęśliwa.

Wszedł do domu. W ostatnich tygodniach nie zapowiadał się. Po prostu przyjeżdżał i wchodził. Było to naturalne, że wpadał do domu tuż po pracy. Zajmował się Szymonem, by odciążyć ją, gdy pani Halinka szła do domu. Zaawansowana ciąża nie pozwalała jej na normalne funkcjonowanie.
- Dzień dobry – rzucił od progu
- O pan Marek, dzień dobry – w drzwiach kuchni pojawiła się starsza kobieta
- Co tu tak cicho?
- Pani Ula położyła się. Od rana narzeka na silny ból głowy. A Szymona na lody zabrała pańska matka. Powinni być za jakieś czterdzieści minut. Zrobiłam mu naleśniki zgodnie z obietnicą. Wystarczy odgrzać.
- Dziękuję – uśmiechnął się – proszę się zbierać do domu, już po siedemnastej – odprowadził opiekunkę i ruszył schodami na górę. Cicho pukając wszedł do sypialni
- Hej – rzucił siadając na brzegu łóżka. Nie spała. Rzeczywiście nie wyglądała najlepiej. Okna były zasłonięte.  
- Cześć – odpowiedziała cicho
- Jak się czujesz? – zapytał z troską
- Głowa za chwilę mi pęknie. Że też nie mogę się truć żadnymi tabletkami.
- Zaraz wracam. Zrobię ci chłodny kompres, może coś pomoże – po chwili wrócił, kładąc wilgotną gazę na jej czole. Kciukiem odgarnął kosmyki włosów opadające na czoło. Tak bardzo pragnął jej dotyku. Ostatnio miał okazję czuć pod palcami jej skórę siedem miesięcy temu, gdy się kochali – A jak małe Dobrzańskie? Daje ci popalić?
- Nie. Dziś jest wyjątkowo spokojne. Chyba czuje mój nienajlepszy nastrój i postanowiło mi nie dokładać – uśmiechnęła się delikatnie. Określali swoje dziecko mianem nieokreślonym. Marek bardzo chciał dziewczynkę, ale zgodnie stwierdzili, że tak jak w przypadku Szymona chcą mieć niespodziankę i wcześniejsze poznawanie płci nie wchodzi w grę.
- Spróbuj zasnąć. Poczekam na Szymona, dam mu kolację i położę spać – okrył ją kocem i wyszedł z sypialni. Wciąż był obok, a jej, mimo wszystko, sprawiało to przyjemność.

Wbiegł do szpitala. Była tam już jego matka i Maciek, który przywiózł Ulkę.
- Co się dzieje? – zapytał zdyszany
- Zaczęła rodzić – odparła mocno przejęta Helena
- Jak to? Przecież jeszcze trzy tygodnie – zaczął panikować
- Nic nie chcą nam powiedzieć – rzucił milczący dotąd Szymczyk – o idzie lekarz, który ją przyjmował – wskazał na mężczyznę w białym kitlu, który wyszedł z jednej z sal
- Dzień dobry, Marek Dobrzański. Co się dzieje z moją żoną?
- Pani Urszula jest na porodówce. Rozpoczęła się akcja porodowa – wyjaśniał ginekolog, niewiele młodszy od Marka
- Ale termin był dopiero za trzy tygodnie
- Tak czasami bywa – odparł i ruszył przed siebie
- Chcę do niej wejść – powiedział zdecydowanie
- Tłumaczę panu, że rozpoczął się poród. Proszę tu usiąść i spokojnie czekać na wieści
- Jak mogę być spokojny, skoro moja żona rodzi trzy tygodnie przed czasem! – wściekł się. Jak lekarz może nie rozumieć tak podstawowych rzeczy, jak strach, obawa, zdenerwowanie – Obiecałem jej, że będę z nią cały czas! Chcę do niej wejść
- To nie jest najlepszy pomysł. Powiadomię państwa – próbował zbyć prezesa. Marka szlak trafił. Ten konował nawet nie potrafił podać racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego nie może być teraz razem z Ulką. Po prostu tak sobie ubzdurał i koniec. Wyobrażał sobie, jaka musi być przerażona. Tak się bała, czy wszystko będzie dobrze. Obiecał jej, że będzie przy niej. Nie mógł zostawić jej samej. Był przy porodzie Szymona. Miał być i teraz.
- Posłuchaj mnie – powiedział przez zaciśnięte zęby, jednocześnie chwytając medyka za biały kitel – muszę być teraz razem z żoną! Obiecałem jej to i jej teraz nie zostawię. Rozumiesz? – widząc, co się dzieje, Maciek podbiegł do Dobrzańskiego i odciągnął go od lekarza
- Uspokój się! – próbował nieco ostudzić porywcze zapędy prezesa
- Przepraszam – rzucił spoglądając na lekarza. Nerwowo przeczesał włosy – Byliśmy umówieni na poród rodzinny. To wszystko miało wyglądać inaczej. Ona jest tam teraz sama. Przerażona. Stres nie pomoże wcześniakowi, prawda? 
- Dobrze, już dobrze. Proszę za mną – poddał się i zaprowadził Marka do właściwej sali.
Wyraźnie odetchnęła, gdy znalazł się tuż obok jej głowy. Widział w jej oczach przerażenie. Splótł ich dłonie. Chciał choć trochę ją uspokoić i dać choć niewielkie poczucie bezpieczeństwa. Sam również się bał. O nią i o dziecko. Zaczął szeptać jej uspokajające słowa. Wreszcie powitali na świecie nowe pokolenie Dobrzańskich. Spełniło się marzenia Marka. Miał córkę. Dziękując Uli za ten mały cud z czarnymi włoskami, pozwolił sobie złożyć pocałunek na jej skroni. Uśmiechnęła się do niego Była zmęczona, ale szczęśliwa. Dziecko to największy skarb. Życiowy skarb. Mała była zdrowa, ale z uwagi na przedwczesny poród musiała zostać przez jakiś czas w inkubatorze. Dobrzański z miłością i nieukrywanym wzruszeniem obserwował, jak jego mała córeczka wierci się w szpitalnym łóżeczku. Dla takich chwil warto żyć.

Po dwóch tygodniach wreszcie mogli zabrać do domu swoje maleństwo. Rodzina i przyjaciele przez kolejne dni tłumnie ściągali do podwarszawskiej willi, by poznać Anetę Dobrzańską. Odziedziczyła po rodzicach to, co najlepsze. Po matce oczy, po ojcu włosy i dołeczki w policzkach. Była zachwycająca. A najbardziej zachwycony siostrą był Szymek.
W ciągu ostatnich dni niemal mieszkał w Magdalence. Wracał do siebie późną nocą tylko po to, by się przespać. Kilka pierwszych dni spędził na urlopie. Później krążył między swoim mieszkaniem w Piasecznie, firmą, a domem. Chciał jak najwięcej czasu spędzić z dzieciakami, chciał jak najbardziej odciążyć Ulę. Wiedział, że Aneta jest strasznie marudna i nie daje mamie spać w nocy. Przyjeżdżał po pracy i przejmował wszystkie obowiązki, by Ula mogła choć trochę się zdrzemnąć.
Wstała po dwudziestej. Na dworze była już szarówka. Weszła do pokoiku dziecięcego, ale nikogo tam nie było. Pokój Szymona również był pusty. Zeszła schodami na dół. Powitała ją cisza. To nie było normalne. Zwykle było słychać kwilenie małej, śmiech Szymona lub rozmowy obu Dobrzańskich. Weszła do salonu, a widok, który zastała sprawił, że ni mogła zapanować nad emocjami. Łzy same zaczęły płynąć po jej twarzy. Nie sądziła, że potrafi aż tak łatwo się wzruszać, a jednak. Na kanapie leżał Marek cicho pochrapując. Na jego torsie smacznie spała Aneta. Z główką wtuloną w pierś ojca wyglądała jak aniołek. Na krańcu sofy, z głową na nogach Marka drzemał Szymon. Wyglądali tak… tak.. brakowało jej słów. Patrzyła na nich i wiedziała, że tuż przed nią leżą trzy najważniejsze osoby w jej życiu. Osoby, które kocha ponad wszystko. Jej rodzina, która jest dla niej całym światem.
 Zabrała małą z brzucha Dobrzańskiego, tym samym budząc go. Przyłożyła palec do ust, tym samym dając mu znak, by nie obudził dzieciaków. Wyswobodził swoje nogi i chwytając wciąż śpiącego Szymona na ręce ruszył na górę. Położył go w łóżku i szczelnie otulił kołdrą. Miał już wychodzić, ale postanowił zajrzeć jeszcze do Anety. Chciał pożegnać się z Ulą. Zastał ją wpatrzoną w uśpioną twarz ich córki. Stanął dwa kroki za nią.
- Wygląda jak aniołek. Szkoda, że zamienia się w słodkiego diabełka w ciągu dnia – szepnął. Uśmiechnęła się, ale nie odwróciła w jego stronę – Tak bardzo żałuję, że wszystko spieprzyłem. Tak bardzo bym chciał być obecny w jej życiu. W waszym życiu. Tak wiele mnie ominie. Pierwszy ząbek, pierwszy krok, pierwsze słowo. Pamiętasz, jak Szymon zamiast ‘mama’ czy ‘tata’ powiedział najpierw ‘nie’ – zaśmiał się cicho – Tak bardzo żałuję, że was straciłem – zastanawiał się, dlaczego akurat teraz naszło go na takie refleksje. Tak wiele chciał jej powiedzieć - Gdym mógł cofnąć czas…
- Ale nie możesz – weszła mu w słowo
- Tak. Nie mogę – odparł gorzko – Pójdę już – szepnął i odwracając się skierował się do wyjścia. Poczuł, jak chwyciła go za dłoń. Odwrócił się i obrzucił ją pytającym spojrzeniem. Nic nie mówiła. Przez chwilę wpatrywali się w swoje oczy.
- Zostań – zastanawiał się, czy naprawdę to powiedziała, czy się przesłyszał – Zostań z nami. Zostań ze mną – dodała, widząc jego zdezorientowane spojrzenie. Wciąż nie mógł uwierzyć. Miał ochotę na głośny wybuch radości, ale musiał się powstrzymać ze względu na śpiące dzieci.
- Jesteś tego pewna? – był szczęśliwy, ale wolał się upewnić. Nie chciał, żeby czegokolwiek żałowała.
- Tak – odparła wpatrując się w jego oczy. Po jego policzku spłynęła łza. Nie przejmował się tym.
- Tak długo na to czekałem – szepnął i mocno przytulił ją do siebie. Znów miał szansę upajać się jej zapachem, ciepłem – Czy to znaczy, że mi wybaczyłaś? – zapytał opierając swoje czoło o jej
- Jeśli się kogoś kocha, nie ma takiej rzeczy, której nie można wybaczyć. Ja potrzebowałam trochę czasu… Kocham cię. A zaufanie? Na to potrzeba lat. Wolę niepewność z tobą, niż pewność z kimkolwiek innym.
- Kocham cię Ula – krótko musnął jej usta – Dziękuję. Dziękuję, że dałaś mi kolejną szansę. Dziękuję, że znowu was mam. Ula, obiecuję ci, że - nie pozwoliła mu dokończyć... 
- Nie obiecuj. Po prostu z nami bądź i nie zepsuj tego - znów przyciągnął ją do siebie. Ufnie wtuliła się w jego ciało. To przy nim czuła się najlepiej.
Gdyby ktoś go zapytał o najszczęśliwszy dzień w jego życiu, to nie wymieniłby tego, w którym poznał Ulę. Nie wymieniłby tego, gdy na świat przyszedł jego pierwszy syn, ani tego, gdy powitali córkę. Nie wspomniałby też o dniu ślubu. Najszczęśliwszym dniem jego życia był ten, w którym odzyskał rodzinę. W którym odzyskał ukochaną kobietę i w którym znów na co dzień miał dwójkę wspaniałych dzieci. Bo najlepiej smakuje odzyskanie czegoś, czego utrata jest najbardziej bolesna i dotkliwa. Odzyskanie czegoś, co jest najważniejsze w życiu jest największym sukcesem. On odzyskał rodzinę.
 

niedziela, 25 sierpnia 2013

'Po drugiej stronie nieba' VIII

Niewątpliwie od ich ostatniej rozmowy znów się między nimi ochłodziło. Wzajemnie się unikali. Marek nie szukał już z nią kontaktu, nie próbował nawiązać rozmowy nawet na nic nieznaczący temat. Najwyraźniej postanowił się nie narzucać. Za wszelką cenę chciał uszanować jej decyzję. Zdecydowanie wcześniej niż przed wypadkiem odwiedzał Szymona, ale skupiał się wyłącznie na dziecku. Gdy tylko kończyli zabawę, posłusznie opuszczał jej dom. Sądził, że tak będzie najlepiej, łatwiej. Od kilku tygodni pracowała już normalnie. W firmie również mało rozmawiali. Praktycznie w ogóle, a już z pewnością nie na tematy rodzinno-prywatne. Odpuścił, a jej ewidentnie było przykro. Czego ty chcesz? Przecież właśnie tego chciałaś! Szymon czuł się świetnie. O niedawnym wypadku przypominał mu jedynie gips na ręku, którego za dwa tygodnie miał się pozbyć doktor Tymicki. Chętnie spędzał czas z panią Halinką na przemian z babcią Heleną. Ona wróciła do pracy. Wszystko wracało do normy. No prawie wszystko.
Zapukała cicho do jego gabinetu i niepewnym krokiem wsunęła się do środka. Przyjrzał jej się uważnie. Była trochę zagubiona. Dawno jej takiej nie widział.
- Możemy porozmawiać?
- Jasne – poderwał się z miejsca i wskazał ręką na sofę
- Nie. Wolałabym poza firmą. Pójdziemy do parku? – uniósł brwi w geście zdziwienia. Tego się nie spodziewał.
- Chodźmy – ruszył pierwszy, by otworzyć jej drzwi
Szli już kilka minut w milczeniu. Cierpliwie czekał, aż wypłynie od niej temat ich rozmowy. Ona wciąż nie mogła zebrać się w sobie. Spoglądał na nią ukradkiem. W końcu nie wytrzymał
- To o czym chciałaś rozmawiać? – zapytał, gdy stanęli nad stawem. Nad stawem, który był niemym świadkiem wielu ich trudnych rozmów
- Jestem w ciąży – powiedziała wprost. W pierwszym momencie na jego twarzy malował się szok, by po krótkiej chwili ustąpić miejsca prawdziwej radości. Ten szeroki uśmiech i roześmiane oczy wprost pokazywały, jak bardzo się cieszy. W końcu roześmiał się głośno. Ona nie podzielała jego optymizmu. Przyglądała się mu w milczeniu i skupieniu. Cieszył się. Cholernie się cieszył. Miał ochotę ją przytulić, ale wciąż w pamięci miał ich ostatnią rozmowę.
- Nie sądzisz, że jest to znak? – zaczął tajemniczo, gdy nieco wyciszył wybuch radości
- Znak? – zapytała zdziwiona
- Być może to komunikat z góry, że… - nie dane mu było dokończyć, bo weszła mu w słowo
- Dopatrujesz się w tym znaku? Seks bez zabezpieczenia może zaowocować ciążą. Nie ma w tym nic niezwykłego. Nie słyszałeś o tym? – lekko ją zirytował
- Może, ale nie musi. Nasza noc zaowocowała nowym życiem. Los tak chciał. Być może to znak, byś dała nam jeszcze jedną szansę – nie dawał za wygraną. To dziecko dało mu nową nadzieję, że może uda im się jeszcze coś odbudować.
- Marek… - spojrzała mu w oczy. Tym razem to on jej przerwał
- Ula, zależy mi na tobie. Zależy mi na naszej rodzinie. Wiem, że wyrządziłem ci okropną krzywdę, zresztą nie po raz pierwszy, ale kocham cię. Wiele bym dał, żeby cię odzyskać – przybliżył się do niej tak, że trawie stykali się nosami. Czuła jego ciepło. – Ty naprawdę już nic do mnie nie czujesz? – zapytał i wyczekująco wpatrywał się w jej oczy. Milczała. Zastanawiała się, czy lepiej powiedzieć prawdę i cierpieć, czy oszukać i cierpieć. Oszukując jeszcze bardziej zraniłaby jego. Zawsze ponad wszystko ceniłam szczerość.
- Kocham cię. Nie będę zaprzeczać. – poczuł ulgę – Bardzo chciałam przestać po tym, jak mnie zraniłeś, ale nie potrafię – westchnęła – Kocham cię, ale jednocześnie nie potrafię też z tobą być. Nie potrafię ci już ufać. Każdy twój późniejszy powrót z pracy, wyjście na siłownię, wyjazd służbowy… Ja wciąż siedziałabym w domu zastanawiając się, czy przypadkiem jakaś kobieta nie zastąpiła mnie w twoich ramionach.
- Wiesz przecież, że…
- Wiem, ale czuję też strach i w żaden sposób nie potrafię się go pozbyć. Zwariowałabym. Nie można żyć w ciągłym strachu. Nie można być razem, jeśli nie ufa się drugiej stronie. Rozumiesz? – bardzo chciała, żeby chociaż spróbował ją zrozumieć.
- Tak. Rozumiem – kiwnął głową i gwałtownie wypuścił powietrze. Zbyt mocno ją zranił, zbyt mocno zawiódł. Wiedział, że nigdy sobie tego nie wybaczy – Nie wybaczyłaś mi, prawda? – niby nie miało to już żadnego znaczenia, ale chciał wiedzieć
- Nie. Jeszcze nie… – szepnęła – Nie wiem – plątała się. Sama nie była pewna, co czuje.
Usiadł na pobliskiej ławce. Po chwili dołączyła ona. Milczeli. Potrzebowali chwili ciszy, by choć trochę to wszystko poukładać sobie w głowie.
- Zawsze marzyłaś o drugim dziecku – odezwał się wreszcie – zresztą ja też.
- Owszem. Ale myślałam, że nasze życie będzie wyglądało trochę inaczej – patrzyła przed siebie. Czuła na sobie jego wzrok
- Wiem. Przeze mnie nasze dzieci nie będą się wychowywać w pełnej rodzinie. Ale za wszelką cenę będę się starał być dobrym ojcem
- Jesteś dobrym ojcem – spojrzała mu prosto w oczy i położyła dłoń na jego ramieniu – Szymon jest w ciebie zapatrzony jak w obrazek. Nawet nie pomyślałam, że będziesz się w tej roli tak dobrze sprawdzać. Ty, jedynak. Wiecznie rozkapryszony egoista – nie, to nie była złośliwość z jej strony i on doskonale o tym wiedział. Uśmiechnął się na jej słowa.
- Byłaś już u lekarza?
- Nie. Jeszcze nie. Robiłam tylko test. W zasadzie trzy – zaśmiała się nieco nerwowo – Pojutrze mam pierwszą wizytę
- Mogę iść z tobą? Chciałbym w tym wszystkim uczestniczyć, tak jak to było z Szymonem.
- Tego nie mogę ci odmówić. W końcu jesteś jego ojcem – uśmiechnęła się nieznacznie. Od razu wyłapał jej słowa
- Myślisz, że to będzie chłopiec? – zapytał nieśmiało
- Nie wiem. Tak mi się jakoś powiedziało – wzruszyła ramionami
- Wolałbym dziewczynkę – zaśmiał się i puścił jej oczko – Chodź, wracamy do firmy – podając jej rękę pomógł jej wstać – będę musiał powiedzieć rodzicom. Matka wpadnie w euforię – oboje zaśmiali się na te słowa. Widzieli jak bardzo Helena żałowała, że mają tylko jedno dziecko. Uwielbiała Szymka, ale brakowało jej domu pełnego dzieci. Paulina ich nie miała. Aleks także. Nie miała okazji być babcią dużej gromadki.

Szymon od dawna już spał. Ona siedziała z podkulonymi nogami na kanapie w salonie i przypatrywała się podłużnemu przedmiotowi. Na ławie leżał test ciążowy. Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Ta wiadomość spadła na nią dość niespodziewanie. Marek był szczęśliwy, a ona… Ona aż tak optymistycznie nie potrafiła do tego podchodzić. Owszem, chciała tego dziecka. Zawsze marzyła o dwójce. Już dawno namawiała Marka na kolejne dziecko. Twierdził, że powinni poczekać, aż Szymon trochę podrośnie, aż w firmie się ustabilizuje. A teraz ni stąd ni zowąd spadło to na nich. Właśnie teraz, gdy są po rozwodzie, gdy nie mieszkają razem, gdy nie potrafi mu ufać. Zastanawiała się jak to będzie. Jak będzie wyglądać ich życie. Jak na razie nie potrafiła stworzyć sobie obrazu, jak będzie wyglądał dzień, tydzień, rok po porodzie. Ta chwila bliskości, której tak potrzebowała po wypadku Szymona zaowocowała nowym życiem. Wtedy nawet jej przez myśl nie przeszło, jakie mogą być konsekwencje tej nocy. Nie myślała o tym, że powinni się zabezpieczyć. Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie reakcji ich syna. Postanowili nie czekać i tuż po pracy powiedzieć Szymkowi, że będzie miał brata lub siostrę. Po pisku radości padło pytanie, które rozłożyło ich na łopatki ‘super! Kiedy będę mógł się z nią bawić?’ Postanowiła nie martwić się o przyszłość. Postanowiła żyć tu i teraz. Nosi pod sercem kolejne dziecko, które będzie kochała równie mocno, jak swojego pierworodnego. Jest i będzie spełnioną matką. Wszystko się jakoś ułoży, gdy to dziecko będzie kochane. Wiedziała, że będzie. Oboje z Markiem przeleją na nie całą swoją miłość.

Zgodnie z ustaleniami Marek towarzyszył jej podczas badań, wizyty u lekarza. Tak, jak za pierwszym razem bardzo się przejął jej ciążą. Wręcz jej narzucił, że już od pierwszych miesięcy musi się oszczędzać. W jego mniemaniu oznaczało to pracę na pół etatu. Postanowiła się podporządkować. Dostrzegała w tym pozytywne strony. Mogła więcej czasu spędzać z synem i przygotowywać go na to, że teraz uwaga rodziców będzie się skupiać również na drugim dziecku. 

Dobrzańscy rzeczywiście zareagowali niezwykle pozytywnie. Helena w dalszym ciągu się nie wtrącała. Nie narzucała im swojego zdania, nie próbowała ponownie swatać. W głębi duszy bardzo pragnęła, by do siebie wrócili, by tworzyli pełną, czteroosobową rodzinę, ale to nie była kwestia jej woli i decyzji. Rozumiała obawy swojej synowej i nie próbowała złączyć ich przy pomocy tego nienarodzonego jeszcze dziecka. Z większym dystansem do powiększenia rodziny podszedł Cieplak wraz z Alicją. Niby się ciszyli, Józef uwielbiał dzieci, ale z drugiej byli zdania, że zajście w ciąże i to w dodatku z byłym mężem to nie najlepsze posunięcie najstarszej Cieplakówny. Nie potępiali jej, ale też nie okazywali przesadnego optymizmu i akceptacji. Rozumiała ich.

Jej powoli uwydatniający się brzuch wywołał falę plotek w firmie. Ci bardziej wścibscy pracownicy zastanawiali się, czy rzeczywiście jest w ciąży, a jeśli tak to z kim. Dopiero kilka miesięcy wcześniej rozwiodła się z prezesem. Jeszcze większe zamieszanie zrobiło się, gdy ktoś podsłuchał jej rozmowę z przyjaciółkami i puścił dalej rewelacje, że ojcem jej dziecka jest Dobrzański. Szeptano na korytarzach, obgadywano. Oboje mieli to gdzieś. Postanowili przeczekać.

piątek, 16 sierpnia 2013

'Po drugiej stronie nieba' VII

Obudził się pierwszy. Leżała obok niego wciąż pogrążona we śnie. Oddychała tak spokojnie. Jesteś dla mnie najważniejsza. Tylko u jej boku czuł się naprawdę szczęśliwy. Leżąc obok niej, w ich sypialni, wiedział, że tu jest jego miejsce. Tak długo błądził, miał już trzydzieści lat, gdy wreszcie stanęła na jego drodze i dopiero wtedy się odnalazł. Później znów zabłądził. Chwilowa głupota, krótkotrwałe zaćmienie umysłu i stracił to, na co czekał całe życie. Stracił miłość najbardziej wyjątkową. Taką, o której kiedyś mógł jedynie marzyć, taką, która w jego mniemaniu zdarzała się tylko w łzawych filmach i tandetnych romansidłach. Tak wiele bym dał, by móc cofnąć czas, by nigdy nie pojechać do Krakowa, by nigdy nie spotkać Anki. Gdyby wtedy choć przez chwilę zastanowił się, jaka wiele ryzykuje, nawet nie zacząłby rozmawiać z Urbańską. Przez tą chwilę zapomnienia, najcudowniejsza kobieta jaką spotkał, kobieta, którą udało mu się poślubić, była teraz jego byłą żoną. Była, nienawidzę tego słowa. To wczorajsze popołudnie uświadomiło mu, jak bardzo siebie potrzebują, jak bardzo wciąż siebie pragną. Ich wspólna noc, to najlepsze, co zdarzyło się w jego życiu od pół roku. Wczorajszej nocy rozpaliła w nim nadzieję, że znów będzie tak, jak dawniej. Mam tylko dwa marzenia – żeby Szymon był zdrowy i żeby znów było tak, jak kiedyś. Ostrożnie wstał, by jej nie obudzić. Miała prawo być zmęczona, musiała odpocząć. Ruszył na dół w poszukiwaniu swoich rzeczy.
Poczuła zapach świeżo parzonej kawy. Zaczęła się przebudzać. Poczuła ciepło jego warg na swoim policzku. Niepewnie rozchyliła powieki. Siedział na skraju łóżka w spodniach od garnituru i wczorajszej koszuli z lekko podwiniętymi rękawami.
- Dzień dobry, kochanie – przyglądał jej się uważnie, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Z jej twarzy nie mógł wyczytać żadnych emocji.
- Która godzina? – zapytała rzeczowo
- Dwadzieścia po ósmej – odparł spokojnie
- Podaj mi szlafrok – wskazała na kawałek satynowego materiału leżącego na stojącym przed toaletką krześle. Zarzuciła na ramiona chłodną tkaninę, pośpiesznie wygramoliła się z pościeli i omijając go ruszyła w stronę łazienki.
- Może najpierw zjesz śniadanie – wskazał na stojącą na nocnej szafce tacę
- Nie jestem głodna – spojrzała na tosty i kubek z kawą – Daj mi dwadzieścia minut. Chcę jak najszybciej jechać do Szymona – zniknęła za drzwiami łazienki, zostawiając go na środku sypialni. Westchnął. Na co ja głupi liczyłem…  Ruszył ze swoim kubkiem kawy do ogrodu.
Jechali już dobre pół godziny i nawet nie pokonali połowy trasy. Oboje mieli serdecznie dość tych porannych korków. Milczeli. Siedziała wpatrzona w boczną szybę. On zerkał na nią raz po raz. Wiedział, że będą musieli porozmawiać. Nie wiedział, czy lepiej odkładać to na później, czy od razu wyjaśnić wszystko grając w otwarte karty. Postanowił nic nie odkładać na później. Przeważnie gdy zwlekał wychodziło jeszcze gorzej.
- Nie sądzisz, że powinniśmy porozmawiać? – zapytał cicho, przerywając tą krępującą nieco ciszę
- O czym? – spytała wyrwana z zamyślenia. Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem.
- O nas – wypowiedział to słowo w taki sposób, iż do obojga powróciły obrazy ich wcześniejszych, szczęśliwych, wspólnych lat
- Teraz? – zapytała zdziwiona. Chciał rozmawiać teraz. Ona nie była jeszcze gotowa na tą rozmowę.
- Tak, teraz – odparł zdecydowanie - Nie możesz wiecznie przede mną uciekać. Od dawna nie rozmawialiśmy ze sobą szczerze, a mamy o czym. Nasza dzisiejsza noc wiele dla mnie znaczyła. Wciąż bardzo cię kocham. Ula…
- Teraz nie jest czas, ani miejsce – przerwała mu gwałtownie – Teraz najważniejszy jest nasz syn i na nim musimy całkowicie się skupić.
- Tak, wiem. Ale oprócz Szymona jesteśmy jeszcze my – próbował jej wytłumaczyć, że nie mogą odkładać w nieskończoność rozmów, które już dawno powinni odbyć
- Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Muszę na spokojnie wszystko przemyśleć. Potrzebuję czasu – powiedziała unikając jego wzroku
- Dobrze. Dostaniesz go tyle, ile będziesz chciała – odparł i zaparkował pod budynkiem szpitala.

Stan Szymona znacznie się poprawił. Lekarze postanowili po południu wybudzić go. Siedzieli przy nim w milczeniu. Ona wciąż unikała rozmowy. On nie chciał naciskać. W międzyczasie odbyli spotkanie z policjantami, wyjaśniającymi okoliczności wypadku. Okazało się, że pani Halinka miała rację. Wypadek spowodował piętnastolatek, który po kilku piwach wsiadł na motor brata. Rzeczywiście to był wypadek, którego nie dało się uniknąć. Ula poczuła się strasznie. Miała świadomość, że będzie musiała przeprosić opiekunkę swojego syna. Nawet gdyby to ona była z Szymkiem na placu zabaw nic by nie mogła zrobić.
- Powinieneś jechać do firmy – odezwała się do niego, po szóstym z kolei  telefonie z DF
- Radzą sobie. Sebastian się wszystkim zajmuje – odparł spokojnie
- Nie ma sensu, żebyśmy siedzieli tu razem. Miałeś dzisiaj podpisywać kontrakt z tą firmą z Bydgoszczy.
- Ania przełożyła ich na przyszły tydzień. Chcę tu być – podszedł bliżej – Firma jest ważna, ale są rzeczy ważniejsze, na przykład rodzina – powiedział akcentując ostatnie słowo i patrząc jej głęboko w oczy. Nie wytrzymała jego spojrzenia. Spuściła wzrok i stanęła naprzeciw okna.

Wreszcie stało się to, na co czekali przez ostatnie dwa dni.
- Gdzie ja jestem? – usłyszeli jego słaby, jeszcze mocno zaspany głos
- W szpitalu – odezwał się Marek, siadając po drugiej stronie łóżka – miałeś wypadek
- Boli mnie głowa – poskarżył się
- Wiem, kochanie – odparła Ula, ledwo hamując łzy. Znów emocje wzięły górę. Bardzo przeżywała tą sytuację – To minie. Musisz być dzielny. Za kilka dni nic cię już nie będzie bolało – powiedziała gładząc jego czoło
- A co to? – zapytał wskazując na swoją rękę
- Miałeś złamaną rękę. Pan doktor wsadził ją w gips, by znów była zdrowa. Popatrz – popukał palcem – jaką masz fajną skorupę na ręku. Będziesz z nią chodził przez kilka tygodni – uśmiechnął się do syna. Jemu też spadł kamień z serca, gdy Szymon się wybudził i miał się całkiem nieźle, jak na taki groźny wypadek – Ja już poczujesz się lepiej, to będziesz mógł po tym gipsie malować.
- Naprawdę? – ucieszył się – A kiedy wrócimy do domu? – spojrzeli na siebie. Zastanawiali się, czy to możliwe, by taki mały chłopiec, celowo używał liczby mnogiej. Nie, niemożliwe. Tak mu się po prostu powiedziało – przekonywała siebie w myślach
- Pan doktor powiedział, że musisz zostać tutaj jeszcze dwa dni.
- Zostaniesz ze mną mamo? – zapytał z przejęciem
- Zostanę, zostanę. Bardzo cię z tatą kochamy – powiedziała wpatrując się w jego szare oczy
- Popatrz, co dla ciebie mam – odparł Dobrzański wyciągając z kieszeni marynarki małą maskotkę – Twój ulubiony pan Gary – małemu aż zaścieliły się oczy, gdy wziął do ręki ukochaną przytulankę, Garfielda. Ula posłała Markowi spojrzenie pełne wdzięczności. Ona nawet nie pomyślała, żeby zabrać zabawkę, bez której ich syn nie mógł zasnąć. W odpowiedzi uśmiechnął się lekko, puszczając jej oczko.
Została z Szymonem na noc. On wrócił do siebie. Rano miał jechać do firmy. Ustalili, że przez najbliższy tydzień po wyjściu ich pierworodnego ze szpitala, zostanie z nim w domu. Mały Dobrzański musiał nauczyć się funkcjonować z usztywnioną ręką i nogą. Nie był zadowolony, gdy dowiedział się, że przez najbliższe tygodnie nie będzie mógł jeździć na rowerku, ani pod okiem taty pływać w basenie.
Dwa dni temu wreszcie go wypisali. Spędzała z nim czas w domu. Praca odeszła na boczny tor. Na kilka godzin codziennie wpadała też pani Halinka. Gdy spełniała jego kulinarne zachcianki, Ula miała czas dla siebie. Dużo myślała o wydarzeniach ostatnich dni. O swoim strachu, gdy w pierwszych godzinach po wypadku myślała, że go straci i o nocy spędzonej z Markiem. Cały czas uciekała od niego i od rozmowy, którą powinni przeprowadzić. Wiedziała, że to ich zbliżenie było efektem jej chwili słabości. Potrzebowała kogoś. Kogoś, kto jest jej bliski. On wciąż był, mimo wszystko. Była wtedy rozbita, roztrzęsiona, samotna. Od dawna była samotna. Tęsknię za nim. Nie wypieram się tego. Ale z drugiej strony nie potrafiła z nim już być. Chciałaby, ale nie potrafiła. Po odkryciu intrygi potrafiła ponownie otworzyć się na miłość. Teraz już nie było tak łatwo. Widziała, że Marek się stara, ale jego dobre chęci to za mało. Był obok, gdy najbardziej go potrzebowała. Wspierał i dawał poczucie bezpieczeństwa. Czy żałuję tej nocy? Nie. Gdy trzymał ją w ramionach, gdy całował, nie zastanawiała się nad tym, że wcześniej jej miejsce zajęła inna kobieta. Że to z tamtą u boku zasnął i obudził się. Podczas ich wspólnej nocy żyła chwilą, ale dłużej tak nie potrafiła. Gdy teraz myślała o ich seksie, wciąż do głowy powracał obraz jego i innej kobiety. Nawet nie wiedziała, jak tamta wygląda. To było akurat najmniej istotne, czy była blondynką, czy brunetką. Ważne, że nie była nią, jego żoną. Przed oczami miała obraz swojego męża tulącego do piersi inną kobietę. Mimo, że minęło już kilka miesięcy ta zdrada wciąż ją bolała. Siedziała w niej jak zadra. Był moją jedyną, wielką miłością. Miała pewność, że nikt nigdy nie będzie w stanie go zastąpić. Ale… nie potrafiła.

Znów siedziała z podkulonymi nogami na parapecie w sypialni. Znów wyglądała przez okno. Znów padał deszcz. Płakała. Po raz kolejny płakała. Tym razem powodem jej łez było to, co powiedziała mu ledwie godzinę temu.
Jak co dzień od wypadku przyjechał odwiedzić Szymona. Od tego feralnego dnia był częstym gościem w ich domu. Układał z Szymkiem puzzle, czytał mu bajki. Starał się, by chłopiec mimo, że unieruchomiony, nie nudził się. Położył Szymona spać. Kierował się już do wyjścia, gdy zauważył, że siedzi zamyślona w salonie. Dosiadł się. Zaczęli rozmawiać o firmie, wizycie kontrolnej syna, próbowali ustalić, jak zorganizują małemu weekend. Marek sprowokował ją do rozmowy o nich. Chciał porozmawiać z nią o zdradzie. Chciał jej przynajmniej spróbować wyjaśnić, że to nic nieznacząca chwila. Nie chciała słuchać. Pozwoliła mu mówić o swoich pragnieniach, uczuciach.
- Bardzo bym chciał, by było tak, jak dawniej – spojrzał na nią z malującą się w oczach nadzieją
- Już nigdy nie będzie tak, jak dawniej i ty doskonale zdajesz sobie z tego sprawę – postanowiła wyrazić się jasno, by nie robił sobie niepotrzebnie nadziei
- Wiem, że wszystko zniszczyłem. Uwierz mi, żałuję tego każdego dnia. Każdej minuty, gdy nie ma was obok mnie, czuję pustkę. Chciałbym, byś dała mi szansę. Bym miał okazję, odbudować choć w niewielkiej części to, co było między nami. Bardzo mi na was zależy. Bardzo mi zależy na tobie – w jego szarych oczach dostrzegła tyle miłości, że długo nie mogła wytrzymać tego przeszywającego ją spojrzenia. Spuściła głowę i zaciskając powieki powiedziała
- Ja nie potrafię już z tobą być – poczuła, że wstał. Usłyszała jego kroki. Podniosła głowę. Wychodził. Spojrzał na nią po raz ostatni. Miał zaszklone oczy. Rozpacz, pustka? Tak, widziała je doskonale. Miał to niemal wymalowane drukowanymi literami na twarzy. Wyszedł. Znów została sama.

niedziela, 11 sierpnia 2013

'Po drugiej stronie nieba' VI

Pierwsza myśl, jaka przebiegła przez jej głowę nosiła imię jej byłego męża. Nie wiedziała, skąd wzięła w sobie taką siłę, by ledwie w kilka sekund znaleźć się po drugiej stronie korytarza. Nie pamiętała, jakim cudem udało im się tak szybko dojechać do Piaseczna. Tuż przy wejściu czekała na nich pani Halinka.
- Gdzie on jest? – krzyknęła Dobrzańska
- Zabrali go na tomografię – powiedziała przez łzy starsza kobieta. Widać było, że jest roztrzęsiona. Ula biegiem ruszyła w kierunku oddziału dziecięcego. Marek został nieco z tyłu, dotrzymując kobiecie kroku.
- Proszę mi spokojnie opowiedzieć, co się stało
- Poszliśmy na spacer. Szymek tak bardzo lubi chodzić na ten plac zabaw koło hali sportowej – mówiła dygocząc z nerwów – Bawił się spokojnie na huśtawkach. Ja usiadłam na ławce po drugiej stronie. Usłyszałam warkot motoru. Jakiś nastolatek pędził przed siebie. Pan wie, że tam jest taki niewysoki, drewniany płotek. Rozwalił go doszczętnie. Zatrzymał się dopiero na huśtawkach. Szymek spadł, a na niego część huśtawki – rozszlochała się na dobre - Ten dzieciak chciał uciec. Rodzice innych dzieci go zatrzymali. Podobno czuć było od niego alkohol. Ja tak bardzo państwa przepraszam. Powinnam bardziej na niego uważać – wyrzucała sobie kobieta. Marek niewiele myśląc objął ją ramieniem.
- Proszę się uspokoić. Bo był wypadek. Nic pani nie mogła zrobić.
Dobrzańska krążyła po korytarzu w tą i z powrotem. Marka ten maraton doprowadzał do szału. Sam był mocno zdenerwowany.
- Usiądź wreszcie – poprosił najłagodniejszym tonem, na jaki było go teraz stać
- Nie mów mi, co mam robić! – krzyknęła
- Pani Urszulo – odezwała się kobieta
- Pani – weszła jej w słowo – niech się nawet nie odzywa! Jest pani kompletnie nieodpowiedzialna! – wrzasnęła wściekła. Kobieta aż się skupiła – Mój syn walczy tam o życie! Jak pani mogła dopuścić do…
- Dość! – Dobrzański wstał i stanął z żoną twarzą w twarz – Uspokój się! – gwałtownie złapał ją za ramiona i powiedział ostro, mając nadzieję, że choć trochę doprowadzi żonę do pionu. Miała prawo być zdenerwowana, ale wyżywanie się na opiekunce nie miało sensu – Jeszcze nie wiemy, co mu jest! To był wypadek! – Ula spojrzała na niego, później na skuloną panią Halinkę, która łkała cichutko. Westchnęła głęboko.
- Przepraszam – odparła ledwie słyszalnie – Przepraszam – potworzyła siadając obok kobiety. Ukryła twarz w dłoniach.
Wreszcie pojawił się mężczyzna w białym kitlu
- Państwo są rodzicami Szymona Dobrzańskiego? – zgodnie kiwnęli głowami, zrywając się z krzeseł – Wojciech Tymicki, chirurg dziecięcy. Wykonaliśmy CT. Syn po upadku ma wstrząśnienie mózgu, złamaną prawą rękę i skręconą kostkę u lewej nogi. Jest dość mocno poobijany. Postanowiliśmy na dwie, może trzy najbliższe doby wprowadzić go w stan śpiączki farmakologicznej
- Czy to konieczne? – odezwał się Marek, który ze wszystkich zebranych starał się myśleć najbardziej racjonalnie
- Owszem. Wstrząśnienie jest co prawda lekkie, ale żeby wszystko skończyło się dobrze, potrzebny jest spokój, żadnych gwałtownych ruchów. W przypadku dzieci taka metoda leczenia stosowana jest bardzo często. Maluchom trudno wytłumaczyć, żeby leżały nieruchomo przez kilka dni, a zwłaszcza, gdy są poobijane, wszystko je boli i generalnie nie jest to wygodne. Przez ten czas jego mózg powinien choć trochę dojść do siebie, a my na spokojnie złożymy mu rękę i usztywnimy kostkę. Generalnie syn miał dużo szczęścia. – uśmiechnął się pocieszająco - Przewieziemy go zaraz do piątki. Będą państwo mogli na chwilę do niego wejść. Za pół godziny będziemy składać mu rękę. Gdybyście chcieli jeszcze o coś dopytać, to do osiemnastej mam dyżur. Będę w lekarskim na końcu korytarza.
Nieco odetchnęli. Naprawdę mogło być dużo gorzej. Kobiety wciąż nie mogły pohamować płynących łez, ale obie miały nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Po kilkunastu minutach wwieźli go do odpowiedniej sali. Dla Uli był to ciężki widok. Szymon miał obandażowaną główkę i rączkę. Spał. Mój mały, biedny synek. Pielęgniarka podłączyła go do aparatury i wyszła. Stali we trójkę nad jego łóżeczkiem w milczeniu.
- Powinna pani jechać do domu i odpocząć – odezwał się prezes
- Ja… - ledwie słyszalnie odezwała się starsza pani
- Jest pani zmęczona i zdenerwowana. Proszę jechać do domu i spróbować się uspokoić. Zamówię pani taksówkę. Gdy go wybudzą, zadzwonię. Jeżeli będzie pani chciała, będzie go pani mogła odwiedzić. Na pewno bardzo się ucieszy. Jest z panią bardzo zżyty. Nie ma sensu, byśmy siedzieli tu we trójkę – nieznaczenie się do niej uśmiechnął. Kiwnęła twierdząco głową. Razem wyszli na korytarz.
Gdy wrócił na oddział zobaczył żonę siedzącą na korytarzu. Dosiadł się obok.
- Zabrali go na zabieg? – zapytał cicho, wyrywając ją tym samym z zamyślenia
- Tak – szepnęła. Chciał coś powiedzieć, ale stwierdził, że słowa w tym momencie nie mają żadnego znaczenia. Wiedział, jak Ula bardzo się boi o ich jedyne dziecko. On też się bał, ale nie chciał dać tego po sobie znać. Głęboko wierzył, że wszystko skończy się dobrze. I tak mieli szczęście. Przecież ten gówniarz mógł zabić Szymka.
Znów znaleźli się przy nim. Dobrzańska nachyliła się nad nim i zaczęła głaskać jego obandażowaną główkę. Gdy spał wyglądał tak spokojnie.
- Mój mały synek – szeptała cichutko, by po chwili wybuchnąć płaczem. Widok dziecka po wypadku i skumulowany w niej stres dał o sobie znać. Dobrzański widząc, jak drżą jej ramiona podszedł i delikatnie położył dłoń na jej plecach. Chciał jej tym gestem pokazać, że jest obok, że nie jest sama. Odwróciła się gwałtownie i ku jego ogromnemu zaskoczeniu wtuliła się w jego ramiona. Znów mogę poczuć twoje ciepło – przebiegło przez głowy obojga. Mocno przytuliła się do jego torsu, a on uspokajająco gładził ją po plecach. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa.
- Wszystko będzie dobrze – szeptał jej do ucha. Chciała mu wierzyć. Wierzyła w jego słowa.
Tą pierwszą od tak dawna chwilę bliskości przerwało wejście Tymickiego.
- Państwo jeszcze tutaj? – zapytał, jednocześnie spisując w kartę jakieś parametry – jedźcie do domu. Odpocznijcie. Nie ma sensu, byście siedzieli tutaj całą noc. Mały jest pod dobrą opieką. Zresztą przez te kilka godzin jest znacząca poprawa i nie wykluczone, że wybudzimy go już jutro. I lepiej, żeby już przytomny miał rodziców w dobrej formie. Wtedy będzie najbardziej potrzebował państwa obecności. A jakby się działo coś niepokojącego, niezwłocznie państwa poinformujemy – skierował się do drzwi – Naprawdę jest w dobrych rękach – odparł i wyszedł. Dobrzański wyczekująco spojrzał na żonę. Dała mu znak, że już wychodzą.
Całą drogę milczeli. Zatrzymał auto pod, jeszcze do niedawna wspólnym, domem. Wciąż była roztrzęsiona. Ten wypadek kosztował ją wiele nerwów.
- Przyjadę po ciebie jutro koło dziewiątej i razem pojedziemy do szpitala – przerwał tą ciszę – zresztą i tak twój samochód został pod firmą – spojrzał na nią. Siedziała skulona, zapatrzona w jakiś nieokreślony punkt.
- Wejdziesz na chwilę? – zapytała cicho.
Nawet nie odpowiadał. Czekał na tą propozycję. Szybko wysiadł z samochodu i już po chwili znalazł się po drugiej stronie Lexusa, by otworzyć jej drzwi. Weszli do środka. Razem. Oboje poczuli jakby nic się nie zmieniło. Jakby było tak, jak dawniej. Przecież nie raz ramię w ramię wkraczali do domu po skończonej pracy, a od progu witał ich radosny Szymon. Tym razem ich nie witał. A i sytuacja była inna. Już nie było ich. Teraz byli Ula i Marek – każde z osobna.
- Idź się połóż. Powinnaś się zdrzemnąć. Zrobię coś do jedzenia. Od rana nic nie jadłaś – rzucił i nie czekając na jej reakcję skierował swe kroki w stronę kuchni.
Obudził ją godzinę później, stawiając na stole talerz po brzegi wypełniony spaghetti. Prawie ze sobą nie rozmawiali, choć tak naprawdę mieli sobie tak wiele do powiedzenia.  Każde pogrążone było we własnych myślach. Tak niewiele brakowało i mogliśmy go stracić.
Usiadła w salonie. Po chwili dołączył do niej niosąc dwa kubki z jej ulubioną herbatą z czarnej porzeczki.
- Obiecaj mi, że on z tego wyjdzie – poprosiła intensywnie wpatrując się w jego oczy.
- Obiecuję – odparł. Wiedział, że ta obietnica wiele znaczy. Miał nadzieję, że nie zawiedzie jej po raz kolejny. Zresztą sam nie dopuszczał do siebie myśli, że Szymon nie wróci do pełnego zdrowia. – To silny chłopak. Za kilka lat wszyscy zapomnimy o tym cholernym wypadku.
Znów ufnie się do niego przytuliła. Co ja robię? – pytała samą siebie. Potrzebowała jego bliskości, jego obecności. Tylko przy nim czuła się bezpieczna. A tego właśnie teraz potrzebowała. Ostatnie pół roku emocjonalnie ją wykończyło.
- Zostaniesz dzisiaj ze mną? – to pytanie kompletnie go zaskoczyło. Nawet bardziej niż jej wcześniejsza potrzeba przytulenia się do niego. Posłał jej przenikliwe spojrzenie. W jej oczach dostrzegł coś dziwnego. Coś, czego nie potrafił określić słowami.
- Zostanę – wyszeptał niemal wprost do jej ucha. Odsunął się lekko i zatonął w jej błękitnym spojrzeniu – Zostanę dzisiaj… Zostanę tak długo, jak zechcesz – wyszeptał tym swoim uwodzicielskim tonem. Postanowił zaryzykować. Tak bardzo jej pragnął. Jego ciepły oddech owiał jej szyję. Poczuła tuż obok ucha ciepło jego warg. Przyciągnęła go bliżej siebie, by już po chwili zatracić się z nim w namiętnym pocałunku. Pocałunku przepełnionym ogromną tęsknotą. Znów każdy jego dotyk przyprawiał ją o dreszcz. Ciepło jego dłoni sunęło od szyi przez plecy, na pośladkach kończąc. Znów miała go blisko. Znów miał ją na wyciągnięcie ręki. Tak bardzo za nią tęsknił. Uwielbiał oddychać jej zapachem. Ściągnął jej bluzkę, która znalazła się gdzieś po drugiej stronie salonu. Nieco nerwowymi ruchami zaczęła rozpisać guziki jego koszuli. Błyskawicznie pozbyli się reszty garderoby. Ustami pieścił jej piersi. Tak dobrze znali swoje ciała. Usiadła na nim okrakiem. To ona chciała dominować. To ona chciała prowadzić ich do krainy szczęścia i rozkoszy. Poddał się. Całkowicie się jej poddał. Oboje czerpali ogromną radość z tego zespolenia. W takich chwilach jak ta, wiedział, że są dla siebie stworzeni. Wariował ze szczęścia, gdy przed oczami miał jej piękne, nagie ciało, gdy widział falujące piersi. Jej ciche pojękiwanie było dla niego najpiękniejszą muzyką. Czuł, że nadchodzi spełnienie. Przyciągnął ją bliżej siebie, opierając swoje czoło o jej. W kulminacyjnym momencie spojrzał jej głęboko w oczy szepcząc kocham cię. Opadła na niego dysząc ciężko. Odgarnął niesforny kosmyk z jej spoconego czoła. W milczeniu tonęli w swoich spojrzeniach. Nie wychodząc z niej, uniósł ją do góry. Instynktownie oplotła jego biodra nogami. Łącząc ich usta w kolejnym szaleńczym pocałunku ruszył na górę, do sypialni. Do ich sypialni.

piątek, 9 sierpnia 2013

'Po drugiej stronie nieba' V

Z kieliszkiem czerwonego wina siedziała na parapecie w ich sypialni. Mimo tego, że w ostatnich tygodniach stało się tak wiele złego, wciąż nie potrafiła myśleć inaczej o tym miejscu, jak o ‘ich sypialni’. Przecież wasze byli tu razem. Sprowadzili się do tego domu ledwie miesiąc po zaręczynach i od tego momentu zawsze byli w tym budynku we dwoje. ‘Nasz dom’, ‘nasza sypialnia’, ‘nasze życie’. Wiedziała, że już niebawem będzie to jej dom, jej sypialnia i jej życie, bez niego. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że ta perspektywa jej nie przeraża. Owszem, przerażała ją. Nigdy nie przypuszczałam, że będę musiała wyobrażać sobie swoje życie bez niego. A jednak. Życie lubi zaskakiwać i to nie tylko w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Była wdzięczna za ten swoistego rodzaju zbieg okoliczności, że właśnie dzisiaj Marek zabrał Szymona na noc do Konstancina. Chwilę po wyjściu tego urwisa z domu zadzwonił Chrzanowski. Poinformował ją, że pierwsza i być może jedyna rozprawa odbędzie się już za dwa tygodnie. Nie była pewna, czy jest na nią gotowa. Cieszyła się, że jest dzisiaj w domu sama. Potrzebowała samotności. Potrzebowała w ciszy i spokoju wszystko przemyśleć. Za czternaście dni miał zapaść wyrok sądu, od którego już nie będzie odwrotu.

Zwykle czuła się dziwnie, gdy pakowała swojego jedynaka i wiedziała, że nie wróci na noc, spędzając czas z ojcem i babcią. Czym innym były dla niej jego wyjazdu do Rysiowa, czym innym jego wyjazdy do Konstancina. Nie lubiła się z nim rozstawać. Nie, raczej nie lubię się nim dzielić. Zaśmiała się w duchu. Jasne! Jestem po prostu zazdrosna, że on spędza czas z Markiem, a ja nie. Kretynka zazdrosna o własne dziecko. Wciąż czuła się pogubiona. Wiedziała, że Szymek też jest. Pamięcią wróciła do ich rozmowy kilka dni po jego pierwszym spotkaniu z Markiem.

Wróciła wcześniej z pracy, by zwolnić panią Halinkę, która miała wizytę u lekarza. Ze szklanką wody usiadła w salonie obok syna. Mały oglądał właśnie swoją ulubioną bajkę, gdy zadzwonił jej telefon.
- Tak Dorotko? – zapytała naciskając zieloną słuchawkę
- ….
- Ale kto?
- ….
- A tak, tak. Musiałam popełnić błąd – na te słowa Szymek oderwał wzrok od plazmy i przyjrzał się jej uważnie
- ….
- Nie ma potrzeby byś konsultowała się z Markiem. Po prostu wstrzymaj ten przelew. Jutro się tym zajmę.
- ….
- Dobrze. Dzięki. Do jutra.
Zakończyła połączenie, a Szymon wciąż wpatrywał się w nią zamiast w swojego ulubionego Garfielda.
- Mamo, ale ty się nie wyprowadzisz, prawda? – zapytał z przejęciem w głosie, wlepiając w nią swoje szare oczy
- Co ty opowiadasz za głupstwa? – zapytała zaskoczona
- No bo popełniłaś błąd – tłumaczył poważnie
- Nie bardzo rozumiem o co ci chodzi – przysnęła się do niego i zaczęła gładzić dłonią jego sterczące włosy
- Tata mi powiedział, że się wyprowadził, bo popełnił błąd. Powiedział, że ten błąd sprawił ci wielką przykrość i dlatego nie możemy już mieszkać razem – patrzyła z uwagą na swojego czterolatka, który z przejęciem tłumaczył jej swoje obawy, swoją teorię – A ty powiedziałaś teraz, że też popełniłaś błąd. I ja się boję, że też się wyprowadzisz tak, jak tata.
Po tych słowach syna czuła, jakby jakaś niewidzialna obręcz zaciskała się na jej piersi. Ten strach w oczach jej syna ją przeraził.
- Kochanie – powiedziała przytulając go do siebie – Bardzo cię kocham i nigdy cię nie zostawię. Tata też bardzo cię kocha. To, że się wyprowadził to sprawa między mną, a nim. Tata wyprowadził się z mojego powodu. Musisz wiedzieć, że dorośli czasami nie potrafią się porozumieć i czasami się rozstają. Tak jak ja i tata. Ale to, że już nie mieszkamy we trójkę wcale nie znaczy, że mniej cię kochamy. Pamiętaj, że dla mnie i dla taty zawsze będziesz najważniejszy – Szymon pokiwał ze zrozumiem głową
- Kocham cię mamo
- Ja ciebie też – powiedziała ze łzami w oczach tuląc do piersi swoje jedyne dziecko.
Ona nie radziła sobie z tą sytuacją. Szymon również. Do tej pory myślała tylko o sobie i swoim bólu. W ostatnich dniach coraz częściej myślała o tym, co będzie dobre dla ich syna. Między nimi wszystko się rozsypało, ale jest przecież ten mały chłopiec, o którym nie mają prawa zapominać. To jeszcze małe dziecko, które nie rozumie, które się boi, które jest zagubione. Zawsze był z Markiem bardzo związany. Z niecierpliwością czekał na powrót taty z pracy. Wtedy też czekał – przypomniała sobie ten cholerny dzień, od którego wszystko się zmieniło. Uwielbiał z ojcem wspólne zabawy. Nawet najlepiej spędzony czas z panią Halinką nie mógł równać się z tymi chwilami spędzonymi z ojcem. Od jej decyzji zależało, czy jej syn będzie miał ojca na pełen etat. Zafunduję Szymonowi weekendowego tatusia. Obwiniała się w myślach. Ale czy tak do końca to tylko jej wina. Gdyby nie Marek, wszystko byłoby jak dawniej. Znów chodziliby razem na spacery, a każdy weekend rozpoczynaliby od porannej wizyty Szymka w ich sypialni. Mały Dobrzański uwielbiał soboty i niedziele, kiedy wiedział, że rodzice nie spieszą się do pracy, a on może bezkarnie budzić ich skacząc o świcie na ich łóżko. Jak teraz będzie wyglądało nasze życie? Będzie spędzał miesiąc wakacji z ojcem, miesiąc ze mną? Jeden weekend będzie spał tu, drugi u Marka? Czy on jest gotowy na takie zmiany? Przyszłość jej syna zależała od jej decyzji. Przyszłość jej syna zależała od tego, czy potrafi mężowi wybaczyć. Nie potrafię! – powtarzała w myślach. Ilekroć się nad tym zastanawiała, utwierdzała się w przekonaniu, że nie potrafi wybaczyć Dobrzańskiemu. Zbyt mocno mnie zranił. Nade wszystko i w życiu i w związku ceniła szczerość i zaufanie. Sądziła, że po tym, gdy już raz dla niego nagięła wszystkie swoje zasady, gdy już raz wybaczyła, on wyciągnął wnioski i już nigdy nie skaże jej na podobną sytuację. A jednak. Bardzo dobrze pamiętała tamtą sytuację, gdy posądzała go o romans, a on budował dom. Pamięta ten obezwładniający strach, to przerażenie, tą niepewność. Wiedziała, że znów by tego nie zniosła, a tak wyglądałoby jej życie, gdyby pozwoliła mu wrócić. Nie umiem się poświęcić dla dobra dziecka! Tak, to był wyrzut z jej strony. Być może powinna pozwolić mu się wprowadzić, być może z czasem udałoby im się cokolwiek odbudować, być może znów byłoby tak jak dawniej. Już nigdy nie będzie tak jak dawniej! Nawet gdyby wrócił nie potrafiłabym… Łzy płynęły po jej policzku. Spojrzała za okno. Niebo płakało razem z nią. Duże krople spływały po szybie. Widziała je bardzo dobrze, mimo iż na zewnętrz była już noc. Nie czuła kiedy minęły ostatnie godziny. Westchnęła. Myślami znów wróciła do mężczyzny, dla którego kilka lat temu straciła głowę, który wywrócił jej życie do góry nogami. Wróciłby i co?  Pytała samą siebie. Wiedziała, że nie potrafiłaby nawet stwarzać pozorów. Nie potrafiłaby być z nim, nawet spać z nim w jednym łóżku. Wciąż myślałabym o tym, jak jego dłonie pieszczą ciało tej dziwki! Jak ją całuje, jak obok niej zasypia. Nie poradziłabym sobie z tym. Szloch wstrząsnął jej ciałem. Szymon znów zadawałby pytania. Dlaczego nie śpimy w jednym łóżku, dlaczego ze sobą nie rozmawiamy, dlaczego nie jest tak jak dawniej. Miała świadomość, że taki ‘układ’ dla dobra dziecka, by miał pełną rodzinę i tak by się nie udał. Ona nie potrafiłaby tak grać. Po jakimś czasie ta sytuacja byłaby nie do zniesienia również dla Szymona. Nie chciała by jej syn wychowywał się w domu pełnym kłamstwa i obłudy. Prędzej, czy później i tak skończyłoby się to rozwodem. Zaczęła się zastanawiać, jak radziła sobie Paulina. Jak mogła się z nim kochać wiedząc, że jeszcze kilkanaście godzin wcześniej tulił w ramionach inną kobietę? Z jednej strony nie potrafiła zrozumieć Febo. Z drugiej, zazdrościła jej takiego podejścia. Gdybym była taka, jak ona, może byłoby prościej… Przeżyliśmy razem pięć ociekających szczęściem lat. Jest świetnym ojcem, był dobrym partnerem. Czy jeden czyn może przekreślić wszystkie dobre chwile? Może! Utwierdziła się w przekonaniu, że decyzja, którą podjęła, jest jedyną słuszną w obecnej sytuacji. Nie potrafię już z nim być.

Miał nadzieję odebrać telefon i dowiedzieć się, że wszystko nieaktualne. Nic się takiego nie stało. Postanowił nie jechać na Lwowską, tylko od razu do sądu. Miał nadzieję, że jego żona również będzie wcześniej i może uda im się jeszcze porozmawiać. Na korytarzu dostrzegł Chrzanowskiego. Przywitał się z nim uściskiem dłoni.
- Moja żona już przyjechała? – zapytał z nadzieją, iż usłyszy odpowiedź twierdzącą
- Nie – mecenas przecząco pokiwał głową – Pani Urszuli nie będzie na rozprawie. Przekazała mi wszystkie pełnomocnictwa. Zależało jej, by w rozprawie nie uczestniczyć. Sąd przychylił się do naszego wniosku – wytłumaczył prawnik. Dobrzański w tym momencie zrozumiał, że nie ma już żadnej brzytwy, której mógłby się chwycić. Stracił nadzieję. To koniec.
Nie potrafiła skupić się na pracy. W zasadzie nie wiedziała dlaczego przyjechała do biura. Chyba tylko po to, by nie zwariować w domu. Miała nadzieję zająć choć trochę swoją uwagę wykresami i tabelkami. Nic z tego. Wiedziała, że powinna była jechać do sądu. Wiedziała, że powinna była stanąć z nim twarzą w twarz. Wiedziała, że nie powinna chować głowy w piasek, ale tak po prostu było jej łatwiej. Miała świadomość, że nie zniosłaby widoku jego zrozpaczonej twarzy, jego niemej prośby, by zrezygnowała. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu dostrzegła napis ‘Mec. Chrzanowski’.
- Dzień dobry Pani Urszulo – usłyszała ciepły głos swojego prawnika
- Dzień dobry – powiedziała gardłowym głosem. Czuła, że brakuje jej tchu.
- Mam dobre wieści. Wszystko przebiegło zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami.
- Cieszę się – wyszeptała zaciskając mocniej powieki. Czyli już po wszystkim. 
- Przyjadę do pani jutro ze wszystkimi dokumentami. Miłego dnia
Samotna łza spłynęła po jej policzku. Usiadła na skórzanej sofie. Musiała napić się wody. Sądziła, że ten zimny płyn będzie w stanie ugasić jej emocje. Nie jesteś już mój.

Pojechał do domu. Zamknął się w swoim pokoju i pił. Wiedział, że teraz będzie musiał jakoś zorganizować swoje życie bez niej. Rano byłem jeszcze Markiem Dobrzańskim – mężem. Teraz jestem Markiem Dobrzańskim – skończonym nieudacznikiem. Przecież wiedziałem, że Ula to nie Paulina. Wiedziałem, że ona nie wybaczy. Pieprzony ze mnie egoista! Przez jedną chwilę zapomnienia przekreśliłem całe swoje życie. Doigrałeś się Dobrzański!
Helena z niepokojem obserwowała swojego syna, który od trzech dni przy pomocy alkoholu odreagowywał rozwód. Gdy zaczynał trzeźwieć otwierał kolejną butelkę. Alkoholem chciał zagłuszyć wyrzuty sumienia i wyciszyć ból. Całe szczęście, że nie ma tu Krzysztofa.

Pojawił się wreszcie w firmie. Ktoś życzliwy już rozniósł plotki, że kryzys, który niedawno wybuchł w ich związku, zakończył się rozwodem. Widział te złowrogie spojrzenia pracowników. Mają rację. Udał się prosto do jej gabinetu. Zamarła, gdy stanął w jej drzwiach. Przez chwilę bez słowa mierzyli się wzrokiem. Podszedł bliżej jej biurka. Spojrzał jej w oczy tak, jakby chciał zajrzeć w zakamarki jej duszy. Wreszcie się odezwał.
- Zgodziłem się na ten rozwód, bo tego właśnie chciałaś – mówił powoli, pewnym głosem – Ale ten świstek papieru nic dla mnie nie znaczy. Kocham cię – jego oczy potwierdzały to uczucie - Nigdy nie przestanę cię kochać – po raz ostatni zatonął w jej chabrowych tęczówkach i opuścił jej biuro. 

Od rozwodu minęły cztery miesiące. Ich stosunki można było nazwać poprawnymi. Nie utrudniała jego kontaktów z Szymonem. Wiedziała jak wiele ojciec znaczy dla małego i jak są sobie potrzebni. Dlatego podczas pierwszego spotkania z Chrzanowskim zgodziła się na nieograniczone kontakty Dobrzańskiego z synem. Przestała na niego reagować alergicznie i agresywnie. Wyciszyła emocje. Tęskniła, ale nie potrafiła się przełamać. Wiedziała, że tak jest lepiej. Gdy niekiedy spotykali się we trójkę dla dobra ich syna, potrafili nawet normalnie rozmawiać na niezobowiązujące tematy. Wspólnie ustalali kiedy Szymon będzie spędzał czas w mieszkaniu Dobrzańskiego, które kupił w Piasecznie. W pracy też całkiem nieźle się dogadywali. Ula przestała się wysługiwać Dorotą i gdy trzeba było nie miała oporów, by ustalić coś z byłym mężem. Ona nazywała go byłym mężem. On wciąż określał ją mianem swojej żony. Na jego palcu wciąż błyszczała obrączka z białego złota.

Pewnego dnia odebrała telefon. Słowa, które padły po drugiej stronie zmroziły ją. Poczuła, że robi jej się słabo. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Była przerażona.

piątek, 2 sierpnia 2013

'Po drugiej stronie nieba' IV

Ten wyjazd bardzo jej pomógł. Wyciszyła się. Nabrała pewnego dystansu do wydarzeń sprzed kilkunastu dni. O ile można nabrać jakiegokolwiek dystansu do zdrady męża. Podjęła ważne decyzje. Była wdzięczna teściowej. Nie pytała, nie zmuszała do rozmów, nie prawiła jej kazań, nie podsuwała gotowych rozwiązań. Po prostu była obok. Powtarzała, że cokolwiek postanowi, może na nią liczyć. Przytulała, gdy płakała, troszczyła się nią i o Szymona. Podczas tych kilku dni nad morzem była takim dobrym duchem, który zabierał jej synka, gdy tylko pragnęła zostać sama. Szymon spędzał czas z babcią, a ona miała ciszę, spokój i czas na przemyślenia. Nigdy nie spodziewała się po Helenie tyle serdeczności, wsparcia i ciepła. Zawsze sądziła, że teściowa za nią nie przepada, że wolałaby na jej miejscu widzieć Paulinę. Owszem, zachowywała się poprawnie, zawsze była miła, nie dawała jej odczuć swojej niechęci, antypatii, ale Ula i tak wiedziała, że nie jest jej wymarzoną synową. Teraz jej zdanie diametralnie się zmieniło. Dostrzegła, że wyciągnęła błędne wnioski. Helena po prostu nie była zbyt wylewne, raczej zdystansowana, ale w obecnej sytuacji sprawdzała się na medal. W ciągu tych dwóch tygodni okazała Uli więcej wsparcia, niż jej najwierniejsza przyjaciółka Alicja. Okazała jej więcej sympatii, niż przed sześć lat związku z Markiem. Dobrzańska musiała przyznać, że tak świetnie radziła sobie głównie dzięki wsparciu rodziny i przyjaciół. Stanęli na wysokości zadania. Począwszy od teściowej, na Maćku i Sebastianie kończąc. W ogóle po tym ostatnim nie spodziewała się takiej postawy. Kilka dni temu przysłał jej krótkiego sms’a. Ta kilkuzdaniowa wiadomość mówiła jasno, że stoi po jej stronie i jeśli tylko będzie czegoś potrzebować, może liczyć na oboje Olszańskich. To wsparcie wiele dla niej znaczyło.
Szymon coraz częściej dopytywał się o ojca. Nie mam siły i ochoty dłużej go okłamywać, że tata wyjechał za granicę. Ona również nie może uciekać. Nie może wiecznie uciekać przed Markiem, ich spotkaniem. Musi żyć normalnie. Musi swoje życie wprowadzić na normalne tory. Postanowiła jechać do firmy.
Bez pukania weszła do gabinetu męża. Siedział pochylony nad laptopem. Zmizerniałeś. Nie widziała go kilkanaście dni, a jego widok wywołał w jej wnętrzu prawdziwą burzę. Mieszały się z niej wszystkie uczucia. Od miłości i tęsknoty, na nienawiści, pogardzie i złości kończąc. Próbowała się uspokoić. Tylko powaga i opanowanie mogły jej pomóc przejść przez to spotkanie tak, by jak najmniej ucierpieć.
Podniósł wzrok znad laptopa i zorientował się, że nie jest sam. Stała w drzwiach i przyglądała mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Tak długo czekałem na to spotkanie. Gwałtownie zerwał się z miejsca. Prezesowski fotel pod wpływem jego nerwowego ruchu odjechał, a on o mały włos nie wylądował pod biurkiem. W ostatniej chwili złapał równowagę.
- Ula – wyszeptał jej imię w tak charakterystyczny dla siebie sposób.  
Pewnym krokiem podeszła do stojącego nieopodal fotela i usiadła na nim zakładając nogę na nogę.
- Cieszę się, że wreszcie mamy okazję porozmawiać – zaczął niepewnie siadając na sofie. O ironio, pierwszy raz widzę wielkiego Marka Dobrzańskiego, którego pewność siebie to drugie imię, tak zakłopotanego – przeleciało jej przez głowę – Wiem, że potrzebowałaś czasu, dlatego… - nie pozwoliła mu dokończyć, zdecydowanie wchodząc w słowo
- Nie przyszłam tutaj, żeby z tobą rozmawiać. – jej chłodny ton brutalnie sprowadził go na ziemię i odarł ze wszystkich złudzeń – Przyszłam cię poinformować, że skracam swój urlop i od poniedziałku wracam do pracy – mówiła zdecydowanie, świdrując go wzrokiem. On nie potrafił patrzeć jej prosto w oczy. Spoglądał na nią co chwilę, rzucał jej krótkie spojrzenia, ale nie potrafił wytrzymać tego napięcia, gdy ich wzrok spotykał się.
- Oczywiście – wydukał – Uważam jednak, że czas, byśmy porozmawiali o tym, co się stało. Byś pozwoliła mi cokolwiek powiedzieć – powiedział z bólem
- Nie mam ochoty na rozmowy z tobą i mam nadzieję, że to uszanujesz – zmroziło go. Wolałby, żeby zrobiła mu awanturę, żeby go spoliczkowała. Ten jej pozorny spokój wykańczał go – Wracam do pracy i chciałabym, abyś potrafił rozdzielić sprawy prywatne od zawodowych. Nasze relacje nie będą wykraczać poza granice dyrektor finansowy – prezes – powiedziała stanowczo – Od dzisiaj łączy nas tylko i wyłącznie praca – zabrakło mu tchu. Złapał gwałtownie powietrze.
- Jest jeszcze Szymon – wyszeptał mocno zaciskając powieki. Czuł gromadzące się łzy. Spojrzała na niego z politowaniem.
- Nooo proszę, przypomniałeś sobie o dziecku – powiedziała szyderczo - Szkoda, że o nim nie pamiętałeś, gdy posuwałeś jakąś naiwną pannę – w jej głosie słyszał wściekłość. Tego się po niej nie spodziewał. Wiedział, że zaczynają puszczać jej nerwy. Nie powinnam była – zganiła się w myślach. Przede wszystkim obiecała sobie spokój. Spokój i jasny, rzeczowy komunikat. Wzięła głęboki oddech i udało jej się wyciszyć emocje. Wytrzymaj jeszcze chwilę – powtarzała w myślach – A właśnie, skoro już zacząłeś temat naszego syna – celowo zaakcentowała dwa ostatnie słowa – Dziecko się o ciebie dopytuje. Nie zamierzam ograniczać waszych kontaktów. To, że kompletnie nie sprawdziłeś się w roli wiernego męża – powiedziała złośliwie – nie oznacza, że zwalnia cię to z roli ojca. Wiem, że tymczasowo mieszkasz w Konstancinie. Przywiozę go jutro po południu. Chciałabym, byś wytłumaczył Szymonowi dlaczego już z nami nie mieszkasz. To jeszcze małe dziecko i czuje się trochę zdezorientowane, a ja nie zamierzam we wszystkim cię wyręczać – mówiąc to wstała i skierowała się w stronę drzwi. Rzuciła mu ostatnie spojrzenie. Siedział ze spuszczoną głową. Nie potrafił się podnieść z zajmowanego miejsca. Czuł, jakby jego ciało było sparaliżowane. Zdążyła już położyć rękę na klamce, gdy usłyszała za plecami
- A co będzie z nami? – zapytał ledwie słyszalnie. Wzięła głęboki oddech. Wiedziała, że po raz ostatni tego dnia musi się trzymać. Odwróciła się i wlepiła w niego swoje spojrzenie. To, co zobaczył w jej oczach przeraziło go.
- Z nami? – powtórzyła dziwnym tonem jego dwa ostatnie słowa – Nas już nie ma od twojego pamiętnego wyjazdu do Krakowa – nacisnęła klamkę i na odchodne rzuciła – Mam nadzieję, że było warto.
Został sam. Ukrył twarz w dłoniach. Czuł jak po jego skórze spływają słone krople. Stracił ich. Był nikim. Do czasu ich spotkania miał jeszcze nadzieję, że może jeszcze uda mu się ją odzyskać. Wiedział, że nie będzie łatwo. Wiedział, że całkowicie zawiódł jej zaufanie, ale tliła się niewielka iskierka, że jeszcze kiedyś uda mu się ją do siebie przekonać, że znów będzie dobrze. Teraz wiedział, że nie będzie. Gdy słuchał jej pozbawionego emocji głosu, gdy patrzył w jej oczy, który wyrażały tyle bólu i żalu wiedział, że wszystko stracił. Miał świadomość, że wszystko zniszczył. Zdradzając zabił ich miłość. Tą krótką nocą przekreślił wszystkie ich plany, marzenia, przyszłość. Zabił to cudowne uczucie, które od pięciu lat towarzyszyło mu każdego dnia, które powodowało, że jego życie miało sens, że cieszył się z każdego kolejnego dnia. Zabił jej marzenia o drugim dziecku, zabił ich marzenia o wspólnej starości. Tak bardzo pragnął zabrać w te wakacje ich do swojej ukochanej Toskanii. Planował ten wyjazd od dawna. Chciał pokazać synowi te wszystkie miejsca, które tak bardzo zachwyciły go, gdy był od Szymka niewiele starszy. Chciał ponownie spacerować wąskimi uliczkami miast, tym razem trzymając za rękę ukochaną żonę. Tak bardzo pragnął zabrać do swojego ukochanego miejsca dwie najważniejsze osoby w swoim życiu. Przegrałem swoje życie. Ona mi nigdy tego nie wybaczy.
Starała się jak najszybciej opuścić budynek firmy, by nikt nie wiedział jej łez. Wreszcie znalazła się w samochodzie i już nie musiała się pilnować. Wreszcie mogła krzyczeć z rozpaczy i swobodnie płakać. To spotkanie wiele ją kosztowało. Zbyt wiele. Jadąc tutaj sądziła, że będzie łatwiej. Była z siebie dumna, że potrafiła przy nim zachować pozory obojętności. Tylko ona wiedziała co działo się w jej środku, gdy siedziała obok niego, gdy na niego patrzyła, gdy słuchała jego głosu. Nie zamierzała przez jego błędy rezygnować z ulubionej pracy, która dawała jej satysfakcję. Nie zamierzała rezygnować ze spotkań z przyjaciółmi i pozbawiać się środków do życia. Chciała wrócić do firmy, z którą związała całe swoje życie, której była współwłaścicielem. Chciała wrócić, ale nie miała pewności czy da radę. Czy zniesie jego widok i obecność. Wiedziała, że każde kolejne spotkanie będzie ją bolało. Wiedziała, że każde kolejne spotkanie będzie wywoływało nieprzyjemne ukłucie żalu w jej sercu. Musiała być silna. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć ludzi, którzy twierdzili, że od miłości do nienawiści jest tylko krok. Teraz już wiem, że mieli rację. Jednego dnia się kocha, drugiego nienawidzi. Dwa skraje uczucia tak odległe, a jednak tak bliskie. Nawet wtedy, gdy ją oszukał, gdy wydała się intryga, nie potrafiła go znienawidzić, mimo, że bardzo chciała. Teraz przyszło jej to z łatwością. Można by nawet rzec, że wbrew jej woli. Był najważniejszym mężczyzną w jej życiu. Był jedynym mężczyzną, który tak bardzo ją zranił.

- Możesz się nie wtrącać w moje życie! – krzyknął od progu
- O co ci chodzi? – Helena nie kryła swojego zaskoczenia
- Po co pojechałaś z Ulą nad morze? – zapytał z nieukrywaną pretensją w głosie – Namawiałaś ją żeby całkowicie mnie przekreśliła?
- Jak możesz tak mówić? Staram się jej pomóc. Potrzebuje wsparcia – próbowała mu na spokojnie wytłumaczyć w czym rzecz.
- A ty jej tego wsparcia oczywiście udzielasz! Przecież nigdy jej nie lubiłaś!
- Nie ma znaczenia czy ją lubiłam, czy nie. Współczuję jej. A przede wszystkim żal mi mojego wnuka, któremu ty rozbijasz rodzinę! – rzuciła oskarżycielskim tonem
- Jasne! Bo to tylko moja wina! Nawet nie pozwoliła mi wytłumaczyć! Może to ma jakiś związek z waszym wyjazdem i twoimi cudownymi radami, żeby zostawiła tego łajdaka Mareczka, co? – jeszcze nigdy nie widziała go takiego wściekłego.
- Nie bądź bezczelny! – starała się nieco ustawić go do pionu. Rozumiała, że jest rozżalony, ale oskarżenia pod jej adresem były bezpodstawne – Powinieneś ją zrozumieć. Ona czuje się zraniona.
- Ona mnie po prostu nienawidzi! - wrzasnął
- Marek – matka stanęła naprzeciw niego i spojrzała prosto w oczy – skrzywdziłeś ją, dlatego ma prawo cię nienawidzić. Ale to wcale nie oznacza, że już cię nie kocha. To zbyt potężne uczucie, by odkochać się w ciągu kilkunastu dni – westchnął – Ją na razie to wszystko bardzo boli, ale z czasem być może pozwoli ci wytłumaczyć i znów się do siebie zbliżyć
- Nie sądzę – odparł przecząco kiwając głową – Za bardzo ją to dotknęło. Zbyt mocno ją zraniłem – po wcześniejszej furii nie było już śladu. Teraz był tylko ból – Myślę, że będzie chciała rozwodu – szepnął ledwie słyszalnie
- Zrób wszystko, by do tego nie dopuścić – powiedziała zdecydowanie. Ona nie miała prawa się wtrącać, ani do niczego namawiać Uli. Ona mogła tylko stać z boku i wspierać, ale jej syn mógł tutaj zdziałać najwięcej
- Jeśli zażąda rozwodu, dam jej go. Może jeszcze znajdzie człowieka, który będzie potrafił dochować jej wierności, bo jak mało kto na nią zasługuje – odparł zrezygnowany i wolnym krokiem ruszył w kierunku schodów
- Marek! Nie możesz się poddać – krzyknęła za nim
- Mogę. Nie zmuszę jej do tego, by mi wybaczyła i do mnie wróciła – ruszył w kierunku swojego pokoju.

Bardzo dobrze znał swoją żonę. Dziś był jej pierwszy dzień po urlopie. Ograniczała ich kontakty do minimum. Kiedyś sama przychodziła do jego biura po dokumenty, lubiła gdy on odwiedzał jej gabinet w wolnych chwilach. Teraz wszystko co mogła załatwiała za pośrednictwem Doroty. Unikała go na korytarzach. Już po kilku godzinach zaczęły się plotki. Oboje się nimi nie przejmowali. Opinia ich pracowników była teraz najmniej ważna. W poniedziałkowe popołudnie usłyszał pukanie, a zaraz po nim w drzwiach stanęła Ania
- Marek, masz gościa – spiął się. Ostatnim razem takie niezapowiedziane spotkanie nie było dla niego przyjemne. Bał się, że za chwilę w drzwiach ponownie zobaczy Urbańską. Na szczęście za jego asystentką wszedł elegancki mężczyzna około pięćdziesiątki.
- Dzień dobry panie Marku– podszedł do prezesa z wyciągniętą dłonią – Nazywam się Waldemar Chrzanowski, reprezentuję pańską żonę – poczuł, że robi mu się duszno. Nogi miał jak z waty. Jego najgorsze przypuszczania właśnie się sprawdzały.
Usłyszał trzask zamykanych drzwi. Ocknął się lekko. Nie pamiętał, kiedy uścisnął dłoń mężczyzny, jakim cudem przemieścił się na fotel, jak wyglądała ich rozmowa. W głowie kołatały mu się tylko pojedyncze słowa rozwód, mojej klientce zależy na czasie, dom, bez orzekania o winie, państwa syn, podział majątku, prawo do kontaktów z małoletnim Szymonem, firma, alimenty. Oddychał ciężko. Wszystko w nim buzowało. Zaczął krążyć po gabinecie niczym rozwścieczone zwierze. Jednym ruchem dłoni zrzucił wszystko, co znajdowało się na jego biurku. Spojrzał przez szybę na korytarz. Stała po drugiej stronie. Przyglądała mu się. Gdy ich spojrzenia się spotkały szybkim krokiem ruszyła w kierunku swojego gabinetu.


Był wściekły na siebie, ale na nią trochę też. Miał do swojej żony żal, że nie było jej stać na przyjście tutaj i powiedzenie mu prosto w twarz, że chce rozwodu. Po chwili stał już na środku jej biura. Obrzuciła go obojętnym spojrzeniem i wróciła do pisania raportu. Spojrzał na jej dłonie. Na prawej brakowało obrączki. Poczuł jakby ktoś wbił nóż w jego serce. Zacisnął zęby.
- Był u mnie twój prawnik – zaczął niemrawo. Cała jego pewność siebie gdzieś ulatywała, gdy stawał przed nią. Zawsze to on ją onieśmielał. Każde jego spojrzenie, gest, słowo powodowało, że to ona niekiedy zapominała języka w gębie. Teraz było zupełnie odwrotnie. Poczuł na sobie jej wzrok. Przenikliwy, uważny.
- Cieszę się. Prosiłam go o dość sprawne działanie – spotkania z nim nie należały do najłatwiejszych. Po każdym była psychicznie wykończona. Te konfrontacje wiele ją kosztowały. Cały czas musiała się pilnować.
- Ula – podszedł bliżej – proszę cię, wstrzymaj się jeszcze z tym pozwem – w jego szarych tęczówkach malowała się rozpacz - Daj nam – automatycznie się poprawił – daj mi trochę więcej czasu.
- Czasu na co? Na to, żebyś mógł mnie zdradzić po raz kolejny? – zapytała z bólem
- To był jeden, cholerny błąd! Kocham cię! – powiedział zdecydowanie
- Kochasz mnie? – zapytała z przekąsem – Ktoś mi kiedyś powiedział, że jak się kogoś kocha, to wierność nie jest żadnym wyczynem – Nie powinnam była dać się wciągnąć w tą dyskusję! – Ty dawałeś radę, przed pięć lat… mam nadzieję – dodała, podkreślając ostatnie słowa – I teraz nagle to, więc albo nigdy mnie nie kochałeś… - gwałtownie jej przerwał
- Dobrze wiesz, że to nie prawda! Jesteś pierwszą kobietą, którą pokochałem tak naprawdę! – zapewniał ją gorliwie
- Jeśli tak, to masz dziwny sposób udowadniania tej miłości – odparła ze smutkiem, by już po chwili ponownie na twarz założyć maskę obojętności – Przez tyle lat nie wiedziałam, że ty tak pojmujesz związek, miłość. Gdybym miała tego świadomość, ja też zapewniałabym cię o swoim uczuciu w podobny sposób. W imię naszej miłości pozwoliłabym się przelecieć Kondrackiemu z Fox Fashion, naszemu informatykowi, Arkowi ze szwalni w Poznaniu. Jak bardzo chcesz, to możemy pójść na taki układ – każde jej słowo ociekało niepohamowanym gniewem. Wiedział, że ta rana, którą jej zadał wciąż krwawi. Bez słowa opuścił jej gabinet.