B

sobota, 16 października 2021

informacja

Drodzy,

Na samym wstępie bardzo Was przepraszam za moją przeciągającą się nieobecność. Problemy zdrowotne wyeliminowały mnie z bloga na dłuższy czas.

Dziś wstawiłam dwa rozdziały ‘Niebezpiecznej gry’, tym samym kończąc tę opowieść.

A teraz krótkie ogłoszenie parafialne, które przeczytajcie proszę w całości…

Bardzo wierzyłam w to, że te nieprzyjemne przepychanki, hejterskie komentarze, bezczelne wiadomości prywatne mam już za sobą. Bardzo wierzyłam w to, że ta spirala niechęci, nieprawdy a czasami wręcz nienawiści, która dotknęła mnie kilka lat temu już więcej się nie powtórzy. Bardzo chciałam od tego uciec i zamknąć ten rozdział definitywnie. Bardzo wierzyłam w to, że nawet jeśli się ze sobą nie współpracuje, to można obok siebie funkcjonować. Naiwnie łudziłam się, że sieć to tak pojemne miejsce by pomieścić wszystkich, że obok siebie mogą funkcjonować dwie autorki prezentujące różne pomysły i różne style. Nie rywalizujące ze sobą, nie szkodzące sobie nawzajem, tylko wzajemnie się akceptujące. Bardzo chciałam wierzyć w to, że osoba stawiająca się w roli ofiary rzeczywiście dostała rykoszetem, a cała sytuacja jest nakręcona przez jedną czy dwie anonimowe hejterki, które tak naprawdę nawet naszych blogów nie czytają. Dziś wiem, że bardzo się myliłam, a wszystko to, zostało zręcznie wykreowane by stawiając się w roli ofiary zyskać sympatię, zbić kapitał i wyeliminować konkurencję, która w istocie nigdy konkurencją nie była i być nie powinna.

W przeszłości wiele razy czytałam ‘zazdroszczę ci pomysłów / kreatywności’. Nie odbierałam tego negatywnie. Byłam przekonana, że to taka zdrowa i potrzebna zazdrość, która pozytywnie wpływa na proces twórczy. Ot, taka kokieteria, które nie jest destrukcyjna, a motywująca do zdrowej rywalizacji i działania. Bardzo długo łudziłam się, że ludzie są dobrzy z natury i naprawdę mogą się akceptować nie konkurując ze sobą za wszelką cenę. Z perspektywy czasu wiem, że bardzo długo nie chciałam słuchać tych, którzy mówili ‘to nie jest przypadek’.

Dziś po raz kolejny zastanawiam się nad tym, że wpis, który pojawił się kilkanaście dni temu na moim blogu nie był przypadkowy. Zawierał słuszną uwagę, że nie publikuję regularnie, ale nie sądzę, by był autorstwa osoby, która czyta moje opowiadania i rzeczywiście się niecierpliwi. Była to chęć wbicia mi szpili i rozpoczęcia kolejnej kampanii hejtu. To prawda, że czasami brakuje mi czasu na bloga, że mocno ograniczyłam ilość publikowanych wpisów. Ale niestety mój czas jest mocno ograniczony. Nie jestem na emeryturze, od dawna nie jestem nastolatką, która po ‘odbębnieniu’ lekcji od popołudnia ma czas wolny by pisać i realizować swoje pasje. Ponad pisaniem zawsze stoją obowiązki i to jest naturalne, gdy jest się dorosłą i odpowiedzialną osobą. Mam wrażenie, że ten wpis miał na celu zestawić mnie, osobę mającą rzeczywiście problem z regularnością, z tymi którzy dysponują większą ilością czasu, by pokazać, że mniej mi zleży. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Choć rzeczywiście nie mogę dyskutować z argumentem, że brakuje mi regularności i czasami nie udaje mi się dotrzymać zadeklarowanych terminów.

Ale to nie jedyny problem, który najbardziej mnie dotknął i uderzył. Najbardziej niesprawiedliwe jest stwierdzenie, które padło kilka dni temu, że ‘podłapałam pomysł’ na opowiadanie, a raczej na pewien wątek tego opowiadania. Zamiast uciąć temat stwierdzeniem ‘to po prostu przypadek’, nakręcana jest kolejna fala… Zarzuca mi się podkradanie pomysłu, choć wszelkie fakty świadczą na moją korzyść. Doprawdy nie wiem, jak miałabym wykorzystać cudzy pomysł, skopiować go, skoro pojawia się on na innym blogu we wrześniu, a moje opowiadanie bazuje na tym pomyśle od przełomu grudnia i stycznia. Naprawdę mogłam podłapać ten pomysł? Nawet jeśli opowiadanie publikowane od września zostało napisane rok czy dwa lata wcześniej…  Za chwilę przeczytam, że włamałam się do komputera i stamtąd zaczerpnęłam pomysł, albo użyłam tajemnych mocy by czytać w cudzych myślach. To bym bardziej przykre, że cios ten zadaje osoba, która kilka lat temu, przez wiele miesięcy kreowała się na koleżankę, nawiązywała prywatną znajomość. I podczas tej prywatnej korespondencji pozyskiwała informacje z mojego życia, które później pojawiały się w perfidnych mailach, które otrzymywałam. Ja bardzo długo łudziłam się, a w zasadzie bardzo chciałam się łudzić, że to przypadek. Ale naprawdę za dużo już tych przypadków, za dużo zbiegów okoliczności. Już dawno przestałam wierzyć w niewinność i zrozumiałam, że osoba chcąca być odbierana jako ofiara nagonki i hejtu de facto jest jej kreatorem bezpośrednio lub posługując się przy tym osobami trzecimi. Trudno z tym walczyć i dyskutować, skoro problem niczym bumerang powraca co jakiś czas.

Mnie szkoda już na to wszystko zdrowia, czasu i sił. Jestem tym zmęczona i nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki. Porzuciłam naiwne myślenie, że to się kiedyś skończy, wyciszy i zapanuje trwały spokój. Jeśli nie można funkcjonować obok siebie czas powiedzieć pas. Mam już dość brzydulowych opowieści, które przestały przynosić frajdę, a zaczęły nieść ze sobą cały pakiet negatywnych emocji.

Wierzę, że moją decyzję zrozumiecie i uszanujecie. Proszę Was, żebyście nie protestowali i nie nakłaniali mnie do powrotu. To bardzo mocno przemyślana decyzja, choć w istocie podjęta niedawno. Proszę Was również, żebyście nie stawali w mojej obronie, nie atakowali i włączali się w tą nieprzyjemną retorykę. Nie idźcie tą drogą, bądźcie ponad to.

‘Niebezpieczna gra’ jest ostatnim opowiadaniem, które tutaj opublikowałam. Lubię pisać i będę to robić dalej. W bliższej lub dalszej przyszłości będzie to już inne miejsce i inna tematyka.

Dziękuję Wam za każde dobre słowo i za ten entuzjazm, z jakim przyjmowaliście moje historie. Dziękuję za te wszystkie wspólnie spędzone lata. Nie mówię żegnajcie. Mówię Wam do zobaczenia. Zapewne prędzej czy później spotkamy się gdzieś w sieci!

Amicus

'Niebezpieczna gra' XX ost.

- Ja się chyba przesłyszałem – zmarszczył brwi przyglądając jej się wymownie

- Chcę rozwodu – powtórzyła pewnie - Już od pewnego czasu żyliśmy bardziej obok siebie niż razem.

- Odkąd zachciało ci się prowadzić własny biznes

- Nie – pokręciła głową – Teraz siedzę w biurze, a wcześniej siedziałam w domu sana, gdy ty latałeś w interesach. I jeszcze do niedawna miałam ochotę ratować nasz związek. Ograniczyć kontakty towarzyskie i skupić się na pracy i naszym małżeństwie. Ale już nie chcę.

- Nie chcesz, bo pojawił się ten fircyk, który cię pieprzy – zaczął nerwowo pocierać dłońmi i oddychać coraz ciężej

- Nie chcę być z kimś, kto potrafi działać bez skrupułów – uwagę o jej romansie z Markiem puściła mimo uszu. Nie było sensu teraz się wypierać, ale nie chciała również tego tematu wałkować - najpierw to pobicie Marka, teraz kulisy przejęcia firmy, a jeszcze wcześniej bez mrugnięcia okiem mnie okłamywałeś. Nie powiedziałeś, że przejąłeś firmę z powodu długów Febo, tylko wmawiałeś mi, że to okazja podesłana przez doradcę finansowego. Domyślam się o jak wielu twoich ciemnych stronach jeszcze nie wiem i chyba wolę nie wiedzieć – sięgnęła po teczkę – To kopia pozwu, który pojutrze zostanie złożony w sądzie przez mojego pełnomocnika. A to propozycja podziału majątku

- Widzę, że nie tracisz czasu – prychnął, niechętnie odbierając od niej dokumenty. Przejrzał pobieżnie, skupiając swoją uwagę na kilku najbardziej interesujących go punktach i zaśmiał się pod nosem – Wasz romans jednak nie był wymysłem mojej wyobraźni. Inaczej podział majątku wyglądałby zupełnie inaczej

- Nigdy nie byłam z tobą dla pieniędzy i nie są mi one potrzebne do szczęścia – oświadczyła – A firma to taki drobiazg, żeby sprawiedliwości stało się zadość. Ta marka i zespół, cała historia tej firmy została zniszczona przez nieuprawnioną osobę. Cieszę się, że udało mi się wskrzesić to przedsiębiorstwo i przywrócić go do czołówki.

- A co jeśli nie zgodzę się na rozwód? – spojrzał na nią wymownie

- W Polsce nie można się nie zgodzić na rozwód. Prędzej czy później i tak go dostanę. Ale bardzo bym chciała, żebyśmy nie szli na wojnę. A ty masz niestety bardzo dużo do stracenia – pewnie patrzyła mu w oczy. Mierzyli się wzrokiem niczym dwóch wytrawnych pokerzystów.

 

Czekał na nią od kwadransa. Wysłała mu wiadomość, że się spóźni, bo przez remont jednej z głównych ulic w Centrum są potworne korki. W zasadzie nie wiedział czego oczekuje od tego dzisiejszego spotkania. Nic z tego wszystkiego nie rozumiał. Miał jej dać czas, a jednocześnie miał wrażenie, że nic się nie dzieje i szybko nic się nie zmieni. Ona za wszelką cenę chciała przejąć firmę z rąk męża, a on chciał jej. Podczas jej wyjazdu do Rosji doszedł do wniosku, że jeśli nie będzie żadnych przesłanek, iż Ula w najbliższych dniach odejdzie od męża, to postawi jej ultimatum. Rozwód albo znika z jej życia. Miał dość tego zawieszenia. Miał do niej trochę żalu, że nie wtajemniczyła go w swoje plany, że prowadziła z Maciejem jakąś grę, a wszystko to działo się jakby poza nim. Czyżby nie miała do niego zaufania? Te rozmyślania przerwał dotyk jej dłoni, który poczuł na swoim ramieniu

- Nie wstawaj – poprosiła i nim się spostrzegł siedziała przed nim z delikatnym uśmiechem na twarzy. Śmiały się nie tylko usta, ale i oczy – Rozstałam się wczoraj z Mikołajem – oświadczyła, a on poczuł jakby z jego barków zdjęto wielki kamień – Spakowałam już część rzeczy. Jeśli przyjmiesz mnie pod swój dach to po pracy pojadę po pierwszą walizkę – z wyraźnym rozczuleniem obserwowała te jego maślane oczy i ulgę malująca się na twarzy

- Nie mogłem się doczekać, aż wreszcie pojawisz się w moim domu. A z walizkami ci oczywiście pomogę

- Nie – zaprotestowała gwałtownie – Ustaliłam z Mikołajem, że nie będziemy na razie afiszować się z naszą relacją

- Ustaliłaś z Mikołajem – prychnął oburzony – Wy zdaje się bierzecie rozwód, więc nie masz obowiązku ustalać z nim takich spraw - zirytował się

- Posłuchaj – westchnęła ciężko – Wypracowałam najlepsze możliwe rozwiązanie. To jest dumny Rosjanin. Na dodatek posiadający licznych znajomych w Warszawie i dbający o swoją reputację i interesy. Nie chce plotek i zamieszania, więc ustaliliśmy, że do czasu otrzymania rozwodu nie będę publicznie się z tobą pokazywać. Chyba to, że nie będziemy chodzić za rękę po parku i wracać jednym autem z biura to niewielka cena za to, że będziemy razem mieszkać, sypiać i jadać wspólnie śniadania. Chodzi o jakąś typową dla samców manifestację posiadania? Bo serio nie rozumiem? Będziemy razem mieszkać i będziemy razem żyć, ale póki co, cały świat nie musi o tym wiedzieć.

- A jaką masz gwarancję, że on się będzie trzymał tego, na co się z tobą umówił? Jest zdolny do wszystkiego. A jak cię porwie? – znów zaczynał pisać czarny scenariusz. Podobnie było z jej wyjazdem na Wschód.

- Zabezpieczyłam nas. Zresztą rozwiązanie naszego małżeństwa również nie przebiegałoby tak łagodnie gdyby nie pomoc Maćka, jego zaprzyjaźnionego informatyka i jeszcze kilku szczęśliwych zbiegów okoliczności. Zresztą miałam farta, że się nie zorientował. Mój wyjazd też nie był przypadkowy. Pozyskałam ciekawe informacje na temat mojego męża. Między innymi to, że fałszuje dokumenty skarbowe i nie płaci podatków. Zarówno polskie jak i rosyjskie służby chętnie by się tym zainteresowały. Jeśli Mikołaj znów wpadłby na pomysł, by próbować przekonać cię do swoich racji siłowo, albo w jakikolwiek sposób nam zaszkodził, mój prawnik stosowne dokumenty wyśle do prokuratury. Za te oszustwa grozi mu kilka lat więzienia, więc zapewniam cię, że nie będzie ryzykował.

- To stąd byłby te wszystkie tajemnicze teczki, tabelki – mruknął pod nosem

- Nie tylko. Dotarliśmy również z Maćkiem do ciekawych informacji na temat powiązań Mikołaja z Aleksem. Febo wyprowadzał z firmy pieniądze, bo był u Mikołaja zadłużony. Przegrał ogromne pieniądze w kasynie. Teraz ja przejmuję firmę w procesie podziału majątku. Chcę jednak by finalnie wróciła w twoje ręce

- Nie – zaprotestował gwałtownie – Świetnie sobie radzisz, dobrze zarządzasz. To jest twoja firma. Ja ostatecznie zamknąłem ten rozdział kilka lat temu

- Nie ostatecznie – zauważyła słusznie – Gdyby nie udało mi się ciebie ściągnąć nie miałabym okazji cię lepiej poznać i pokochać

- Wiesz, że pierwszy raz powiedziałaś to na głos – uśmiechnął się delikatnie

- To, że cię kocham? – pokiwał głową wciąż lekko wzruszony. Wiedział, że go kocha, czuł to, ale nigdy wcześniej tego nie usłyszał

- Ja jestem jeszcze mężatką, nie mogę publicznie deklarować miłości innemu mężczyźnie – zrobiła przy tym śmieszną minę

- Jeszcze – podkreślił

- Mój prawnik mówi, że to kwestia siedmiu, może ośmiu miesięcy. Więc oficjalnie będziesz musiał na mnie jeszcze trochę poczekać. Nieoficjalnie zaczniemy wspólne życie już dziś - uśmiechnęła się szeroko - Po pracy pojadę po część rzeczy, a ty ugotujesz nam coś pysznego – zarządziła - I koniecznie kup szampana, bo zamierzam wznieść dziś toast za nas i za Dobrzański Fashion 

'Niebezpieczna gra' XIX

 Szalał z niepokoju. Dwa dni temu wyleciała do Rosji, a on tak naprawdę nie miał pewności kiedy wróci i czy w ogóle. Niby zapowiadała, że leci sama, że Mikołaj w tym czasie będzie w Warszawie i Paryżu, ale mąż zawsze mógł nieoczekiwanie do niej dołączyć. Wyobraźnia podpowiadała mu głównie czarne scenariusze. Powinien był jej nie puszczać. Powinien był za wszelką ceną zatrzymać ją w Warszawie. Przecież ma dochodowy biznes. Może rzeczywiście nie miałaby drogiego auta z szoferem, ale przecież on też potrafiłby jej zapewnić życie na odpowiednim poziomie. A rozwód? Poprosiłby o pomoc zaprzyjaźnionego prawnika, który od lat zajmował się sprawami rodziny Dobrzańskich. Może nie poszłoby jak po maśle, ale prędzej czy później przecież uwolniłaby się od pana Rybakowa. Wysłał jej sms’a z pytaniem, czy wszystko w porządku. W odpowiedzi otrzymał krótką wiadomość ‘nie martw się, niedługo wracam ;)’


Niestety szybko się okazało, że jej wyjazd się przedłuża. Z kilku dni zrobił się tydzień. Z dnia na dzień przekładała powrót tłumacząc, że ma na Wschodzie jeszcze kilka spraw do załatwienia. Jakoś pod koniec tygodnia zadzwoniła do niego na pół minuty prosząc by zajął się wszelkimi sprawami firmy i próbując zapewniać, że wszystko układa się po jej myśli. Nie chciała wchodzić w szczegóły i szybko zakończyła połączenie. Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Gdyby wszystko było dobrze, już dawno byłaby w Warszawie. Nie wierzył jej zapewnieniom i miał coraz gorsze przeczucia.


Wreszcie otrzymał sms’a, że wraca i popołudniu będzie w firmie. Do biura przyjechał z samego rana, niecierpliwie oczekując jej przyjazdu. Chciał odebrać ją z lotniska, ale kategorycznie odmówiła. Wreszcie kilkanaście minut po dwunastej pojawiła się w progu gabinetu w towarzystwie dwóch dość pokaźnych rozmiarów walizek. Gdy tylko zamknęła drzwi, automatycznie wylądowała w objęciach Dobrzańskiego.

- Tęskniłem – wyszeptał wprost w  jej szyję, oplatając jej smukłą sylwetkę ramionami i wodząc dłonią po plecach

- Ja też – usłyszał w odpowiedzi

- Już się nie mogłem doczekać – odsunął się nieznacznie by spojrzeć wprost w te błękitne oczy, za widokiem których tęsknił setki godzin

- Bałeś się, że nie wrócę – bardziej stwierdziła niż zapytała, śmiejąc się pod nosem i gładząc kciukiem jego policzek

- Troszeczkę – musnął ustami jej wargi. Kontynuacja pocałunku nie wchodziła w grę, bo ku rozczarowaniu obojga usłyszeli pukanie, a gdy tylko zdążyli od siebie odskoczyć w drzwiach pojawił się Maciej

- Przeszkadzam? – zerkał to na Ulę to na Marka

- Nie – odparli niemal równocześnie

- Dokumenty o które prosiłaś – wręczył jej teczkę – Wiesz, co robisz? – zapytał z troską - Może powinienem z tobą jechać? – zapytał wyraźnie zmartwiony

- Dam sobie radę – posłała mu uspokajający uśmiech – Dzięki – wskazała na teczkę

- Mam stertę papierów do podpisania, ale to może poczekać do jutra, bo pewnie dziś już nie wrócisz

- Nie. Jadę za chwilę do domu. Taksówka ma być o trzynastej – Marek zmarszczył brwi totalnie rozczarowany. Najwyraźniej miał jeszcze kwadrans by się nią nacieszyć zanim pojedzie do męża. Ta sytuacja coraz bardziej go uwierała.

- Dobra, jakby co dzwoń. Do jutra – Szymczyk pożegnał się i szybko ulotnił

- Czyli mam jeszcze kilkanaście minut, tak? – nerwowo krążył po gabinecie – Długo jeszcze będę na ciebie czekał?

- Marek – westchnęła – miało być na moich zasadach

- Tyle, że stoimy cały czas w punkcie wyjścia – odparł z pretensją

- Wiele się zmieniło, ale porozmawiamy o tym jutro. Najpierw muszę pomówić z Mikołajem. Ja i mój mąż mamy sobie wiele do wyjaśnienia – wymownie wskazała na teczkę, którą chwilę wcześniej przyniósł jej przyjaciel – Mikołaj zna Aleksa. A ty nigdy nie powinieneś był stracić tej firmy – rzekła bardziej do siebie niż do niego, ale usłyszał

- Ale ja mam firmę w dupie – prychnął zdecydowanie głośniej niż powinien - Nie obchodzi mnie ona. Chcę ciebie – oświadczył już nieco ciszej by nie wzbudzać zainteresowania pracowników – w pełnym tego słowa znaczeniu. Mam dość tych ukradkowych spojrzeń i seksu w pośpiechu i tajemnicy – podeszła do niego i kładąc dłoń na jego torsie spojrzała mu prosto w oczy

- Porozmawiamy jutro. Zjemy razem śniadanie o dziewiątej w Europejskim. A teraz muszę już iść – musnęła ustami jego policzek i zabierając torebkę i teczkę z dokumentami pospiesznie opuściła pomieszczenie. Głośno wypuścił powietrze, a wzrok utkwił w walizkach, które stały nieopodal biurka. Nie zabrała ich ze sobą i chciał to odczytywać nie jako zaniedbanie z roztargnienia, a jako dobry znak.

 

 

Gdy dojechała do apartamentu Mikołaja nie było w środku. Próbowała się dodzwonić do męża, ale nie odbierał. Wysłał jej tylko sms’a, że ma spotkanie i będzie w domu za dwie godziny. Postanowiła wykorzystać ten czas na relaksującą kąpiel i zmianę eleganckiego kompletu na nieco mniej formalny strój. Z kieliszkiem wina zapoznawała się z wyliczeniami, które przygotował dla niej dyrektor finansowy i niecierpliwie oczekiwała męża. Pojawił się przed szesnastą i chciał ją pocałować na przywitanie. Gestem dłoni powstrzymała jego zapędy i wskazała na stojący naprzeciw niej fotel

- Siadaj, musimy porozmawiać – Rosjanin obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem, ale ściągnął marynarkę i spełnił jej prośbę – Skąd znasz Aleksa Febo i jak długo trwa wasza znajomość?

- Nie znam go. Spotkaliśmy się raz, przed kupnem firmy – wzruszył ramionami i by odwrócić wzrok skupił się na podwijaniu rękawów błękitnej koszuli.  

- Dobrze – westchnęła. Prawdę mówiąc była przekonana, że Rybakow nie będzie z nią szczery. Od dawna nie był… Może nawet od początku – Dlaczego Aleks był ci winny pieniądze? – na ułamek sekundy jego źrenice się rozszerzyły

- Skąd wiesz?

- To nie jest w tej chwili istotne. Ważne, że wiem. I ważne, że wiem nie od ciebie. Więc – ponagliła go – Skąd ta ogromna kwota?

- Przegrał ją w kasynie – rozsiadł się w dumnej pozie i spojrzał jej prosto w oczy – Jeśli się gra, to trzeba mieć świadomość, że raz się wygrywa, a raz przegrywa. I trzeba znać umiar, a kto go nie zna, musi za to płacić – bezczelny uśmiech pojawił się na jego twarzy

- Jak mogliście okraść niewinnego człowieka? – zapytała z nutą pretensji, choć bardzo nie chciała włączać emocji do tej rozmowy. Nie mogła teraz pokazać, że jej zależy

- Mówisz o Dobrzańskim? – nazwisko to wypowiedział z wyraźną niechęcią – Ale ja nikogo nie okradłem – zaakcentował ostatnie dwa słowa – To Aleks nie potrafił sobie poradzić ze swoimi zobowiązaniami.

- Wyprowadzanie pieniędzy z firmowego konta to był twój pomysł – bardziej stwierdziła, niż zapytała. Od początku miała takie przeczucie, które teraz się potwierdzało

- Posłuchaj – zirytował się – Poznałem Aleksa w kasynie w Monako. Pożyczyłem mu milion euro, którego później nie potrafił spłacić. To nie było dziesięć tysięcy tylko milion. Ja nie jestem organizacją charytatywną wspierającą hazardzistów.

- I dlatego kazałeś mu okraść wspólnika. Brawo – rzuciła z kpiną

- To był tylko jeden z pomysłów na pozyskanie dodatkowego źródła gotówki. To Aleks podjął decyzję. Gdyby je pożyczył, wygrał, znalazł na ulicy – rozłożył ręce śmiejąc się przy tym – mnie to naprawdę nie interesuje. A to, że pan Dobrzański się nie dopatrzył nieprawidłowości i braków w kasie to już nie moja wina. Najwidoczniej był kiepskim prezesem, który nie kontrolował swoich finansów. Ja jestem poważnym biznesmenem, a nie przedszkolanką, żeby wszystkich prowadzić za rączkę i naprawiać ich błędy – przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu by wypowiedzieć słowa, których kompletnie się nie spodziewał

- Jesteś moim największym życiowym rozczarowaniem – widziała w jego oczach zdumienie wymieszane ze wściekłością – Gdy byłeś młody, gdy się poznaliśmy… - urwała na chwilę – gdy pomogłeś mojemu ojcu, gdy byłeś przy mnie… Rozkochałeś mnie swoim dobrym sercem. Tamtego Mikołaja już nie ma. Siedzi przede mną teraz cyniczny i bezwzględny człowiek, który jest w stanie doprowadzić innego człowieka na krawędź przepaści tylko po to, by osiągnąć swój cel i wykładać sobie mieszkanie sztabkami złota. Kasa pod wszystko – wywróciła oczami i kręcąc głową rozczarowana

- Ty nigdy o tę kasę się nie martwiłaś, więc ktoś musiał – odgryzł się – Ciebie nie interesowało skąd ją biorę

- Nigdy jej od ciebie nie wymagałam. Osobista ochrona, eleganckie rauty od zawsze mnie krępowały i źle się z tym czułam. Nie potrzebowałam apartamentu na Majorce i Bentleya. To było twoje pomysły i twój scenariusz, w który ja musiałam się wpasować. Więc nie zarzucaj mi teraz materializmu i chciwości. Albo tak bardzo się zmieniłeś, albo nigdy tak naprawdę cię nie znałam. Chcę rozwodu

niedziela, 26 września 2021

Info

 Drodzy, 

niestety z powodu zdrowotnych zawirowań niestety nie dam rady do końca miesiąca wstawić kolejnego rozdziału. Przepraszam! Kolejna część 'niebezpiecznej gry' pojawi się w pierwszym tygodniu października. Chwila cierpliwości - zbliżamy się już do końca tej historii ;) 

Co Waszym zdaniem powinno zostać opublikowane jako następne - przygoda, miłość czy jakaś inna historia? 


niedziela, 19 września 2021

'Niebezpieczna gra' XVIII

Weszła do apartamentu chwilę po dziewiątej. Scenariusze były dwa. Albo Mikołaja nie będzie w domu i wtedy ona szybko się przebiera i jedzie do biura, a rozmowa z mężem poczeka do wieczora, albo Rybakow będzie na nią czekał i wówczas od razu wyłoży karty na stół. Po przekroczeniu progu miała pewność, że porozmawiają szybciej niż później. Mikołaj w pozycji półleżącej zajmował kanapę w salonie sącząc kawę i przeglądając dokumenty. Nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem, gdy tylko usłyszał zbliżające się kroki rzekł mało przyjemnym tonem

- No proszę, raczyłaś wreszcie pojawić się w domu

- Ty jeszcze zamierzasz mi robić jakieś wyrzuty? – zapytała zdziwiona, a jednocześnie wściekłość w niej rosła z minuty na minutę – Przeszedłeś wczoraj samego siebie. Co ty sobie wyobrażasz? – jej wzrok ciskał piorunami – Ja naprawdę przez tyle lat żyłam w nieświadomości – krążyła po salonie - Szanowany biznesmen, przedsiębiorca, a ja po prostu jestem żoną zwykłego bandziora – ostatnie słowo niemal wycedziła i dopiero wtedy zdecydował się na nią spojrzeć

- Bandziora? – zapytał śmiejąc się pod nosem i kręcąc głową  

- Teraz się będziesz wypierał? – zapytała oskarżycielsko, wlepiając w niego wściekłe spojrzenie

- Gdybym był bandziorem, to gwarantuję ci, że już byś go nie zobaczyła – spojrzał na nią z wyższością

- Nie, no jasne. Ty masz czyste ręce. Za to twoi ulubieńcy wywieźli go pod miasto, skatowali i zostawili pośrodku lasu. To jest dla mnie bandyterka! – wycedziła – Niezależnie od tego, czy ty go biłeś, czy po prostu to zleciłeś. Rozumiesz?

- Ja naprawdę delikatnie starałem się przekonać pana Dobrzańskiego, że posuwanie cudzej żony to nie jest najlepszy sposób na życie – bezczelnie patrzył jej prosto w oczy

- Słucham?! – huknęła – Chyba się zapominasz! Ty mnie o coś oskarżasz? Teraz w każdym moim współpracowniku widzisz mojego kochanka? Będziesz teraz tłukł Maćka, Krzyśka, Wojtka, to może jeszcze Pshemko? – zaśmiała się – No to cię informuję, że Pshemko jest gejem. Wiesz co? – westchnęła ciężko - Ta twoja zazdrość na początku była nawet ujmująca, ale teraz stała się chorobliwa i niebezpieczna. I musisz coś z tym zrobić, bo ja nie będę tych twoich wybryków dłużej tolerować

- Moich wybryków? – wstał, stając z nią twarzą w twarz – A gdzie ty byłaś całą noc? – zapytał oskarżycielsko

- U Marka – odparła pewnie – Po tym jak twoi ulubieńcy go skatowali musiałam mu pomóc. I masz duże szczęście, że nie zgłosił tego na policję.

- Nie zgłosił bo doskonale wie, że zasłużył

- A ty masz przepraszam jakieś dowody? – splotła ręce na piersiach oczekując jego reakcji

- Mam przeczucie – zaśmiała mu się w twarz

- Przeczucie? – zapytała z kpiną - A ja mam przeczucie, że od dziś będziemy mieć osobne sypialnie – oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu - I mam przeczucie, że powinieneś coś zrobić z tą zazdrością, bo ja nie zamierzam jej dłużej tolerować – nie czekając na jego reakcję zamknęła się w sypialni by przygotować się do wyjścia do pracy.

 

 

- Jak to lecisz do Rosji? – zapytał zaskoczony, gdy po kilku dniach wreszcie doszedł do siebie i mógł swobodnie pokazać się w biurze, bez konieczności wyjaśniania wszystkim skąd się wzięły siniaki na jego twarzy.

- Normalnie. Kupiłam bilet, wylatuję za dwa dni, wracam w przyszłym tygodniu – wyjaśniła, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa

- Czemu tak nagle? – dociekał, splatając ręce na wysokości torsu

- Nagle? – zdziwiła się, obrzucając go przelotnym spojrzeniem

- Nic nie mówiłaś wcześniej – zmarszczył brwi, intensywnie analizując te rewelacje, które przed chwilą od niej usłyszał – Jesteśmy chwilę po pokazie, a ty oświadczasz mi, że wyjeżdżasz na kilka dni bez wyraźniej przyczyny.

- Mam przyczynę – wciąż była bardziej skupiona na analizowaniu otrzymanych mailem dokumentów, niż na tym przesłuchaniu, które urządzał jej Marek

- Doprawdy? On cię zmusza do wyjazdu? – zerknęła na niego wyraźnie zdumiona – Mikołaj w sensie – był coraz bardziej zdenerwowany

- Niee – pokręciła głową

- Ja wiem, że mi nie mówisz wszystkiego – nerwowo krążył po jej gabinecie – On cię tam wywiezie i już tutaj nie wrócisz - pisał swój scenariusz – Chce cię ode mnie odciąć. Nie zgadzaj się, nigdzie nie leć. Zabierze ci dokumenty i – chciał coś jeszcze dodać, ale przerwała mu gwałtownie, wstając zza biurka i siadając na jego kancie

- Ale Mikołaj ze mną nie leci – przyjrzała mu się uważnie – Ja wiem, że solidnie oberwałeś, ale już ci mówiłam, że on nie jest damskim bokserem. Dokumenty, zamknięcie mnie… no nie. To nie wchodzi w grę. On doskonale zdaje sobie sprawę, że ja nie jestem jego własnością. Muszę na chwilę tam pojechać, wyjaśnić pewne sprawy. Wrócę szybciej niż myślisz – podrapał się nerwowo po głowie

- Sam nie wiem… - mruknął – Nie wiem na czym stoję. Wyznałem ci miłość

- A ja – chciała coś powiedzieć, ale nie dał jej dojść do głosu

- Tak, wiem, że masz męża – odparł z wyraźną niechęcią – Prosiłem cię, żebyś od niego odeszła

- To nie jest takie proste – rzekła spokojnie. Szczerze nie miała ochoty po raz dwudziesty piąty wałkować tego tematu, ale najwyraźniej Marek wciąż nie rozumiał

- Ale co nie jest proste? – wyraźnie się zirytował – Albo chcesz ze mną być, albo nie. Ja ci nie zdaję pytania z fizyki kwantowej tylko pytam o twoje uczucia. A póki co mam wrażenie, że się świetnie bawisz moim kosztem – rzucił z żalem

- Jesteś niesprawiedliwy

- Jestem szczery. Jeśli ci na mnie zależy czemu się nie spakujesz i nie odejdziesz?

- Bo to nie jest takie proste – wycedziła przez zęby, ostatkiem sił powstrzymując się, żeby się z nim nie pokłócić

- Czemu? Nie macie przecież dzieci. Co cię przy nim trzyma?

- Firma – odparła szczerze

- Firma – powtórzył jak echo – Ja też mam firmę. Mam pieniądze. Jeśli będziesz chciała, otworzymy za parę miesięcy coś nowego

- Ale to nie o to chodzi – kręciła głową w geście rezygnacji – Ta firma mu się nie należy.

- Aha – kompletnie jej nie rozumiał i powoli tracił energię i wiarę, że kiedyś będzie dla niej najważniejszy – Czyli kasa jest ważniejsza od tego, co jest między nami – mruknął wyraźnie zawiedziony

- Nie – zaprotestowała zdecydowanie – Ale muszę rozegrać to po mojemu. Ty naprawdę myślisz, że gdy poinformuję go o rozwodzie on się ucieszy i będzie nam życzył wszystkiego dobrego na nowej drodze życia? Proszę cię, bądź poważny. Prędzej wywiezie cię pod Żyrardów i zostawi w lesie na pożarcie wilkom niż bez utrudnień da mi rozwód. A ja naprawdę nie mam ochoty handryczyć się z nim w sądzie przez siedem lat. Daj mi parę tygodni, trochę więcej zaufania i wiary, ok? 

 

- Jak to lecisz do Rosji? – po raz drugi tego dnia usłyszała to samo pytanie

- Normalnie. Kupiłam bilet i lecę – wzruszyła ramionami

- Ale ja nie mogę teraz wyjechać. Podpisuję w sobotę ważny kontrakt, mam masę spotkań

- A czy ja powiedziałam, że potrzebuję twojego towarzystwa? – spojrzała na niego teatralnie udając zdziwienie – A tym bardziej nie potrzebuję twojej zgody

- To dlaczego… - nie bardzo rozumiał, o co chodzi

- Tatiana jest w ciąży. To moja przyjaciółka, więc chcę jej osobiście pogratulować. Poza tym Irina rozstała się z Igorem. Wygadanie się na whatsapp to nie jest to samo. Lecę na kilka dni towarzysko. Ty masz swoje kontrakty, a ja mam swoich znajomych. Każde niech się zajmie swoim życiem 

poniedziałek, 30 sierpnia 2021

'Niebezpieczna gra' XVII

Pod rękę z Mikołajem przemierzała salę bankietową odbierając gratulacje od znajomych i zaproszonych gości. Pokaz okazał się wielkim sukcesem, a kolekcja została przyjęta niezwykle entuzjastycznie. Pshemko z wielkim zaangażowaniem i ekscytacją udzielał wywiadów, a oni mogli rozpocząć świętowanie sukcesu. W połowie bankietu podszedł do nich Marek prosząc do tańca. Miała ogromną ochotę znaleźć się w jego ramionach, a jednocześnie bała się, że zdradzą się czymś przed Mikołajem. Wolno poruszali się w takt muzyki. Bardzo kontrowała swoje ruchy i przytomnie pilnowała Marka, by nie wzbudzać sensacji wśród pracowników, prasy, a przede nie wzbudzać podejrzeń jej męża, który bacznie ich obserwował.

- Gratuluję – szepnął tuż nad jej uchem – Mówiłem, że będzie sukces.

- Mówiłeś – przyznała uczciwie – Ale nie byłoby go, gdyby nie ty

- Daj spokój. To twoja praca i determinacja. Ja tylko byłem obok. Lubię być obok – powiedział patrząc prosto w jej oczy

- Lubię gdy jesteś obok – szepnęła na zakończenie utworu i leniwie podążyła w stronę stolika, który zajmowała wraz z mężem. 

Pod koniec bankietu Marek miał okazję zamienić jeszcze kilka zdań z Rybakowem. Wymienili się uwagami odnośnie przyszłej sprzedaży i sukcesu całego przedsięwzięcia.

 

Od trzech dni zamówienia spływały lawinowo. Licznik internetowej sprzedaży szalał. Klienci najwyraźniej nie mogli doczekać się powrotu Pshemko. Projektant po dwudniowej przerwie powrócił do pracy i na fali endorfin wywołanej ostatnim pokazem planował już nową kolekcję. Zespół odpowiedzialny za sprzedaż był w ferworze pracy. W czasach największej świetności firmy sprzedaż nie była na takim poziomie jak obecnie. Zamówienia można było liczyć w tysiącach a nie setkach. Z całą pewnością na wzrost sprzedaży wpłynęło również uruchomienie kanału internetowego. Ewidentnie musieli usprawnić proces pakowania i wysyłki by klienci nie czekali na swoje paczki dłużej niż tydzień. Należało również zwiększyć moce przerobowe w szwalni lub podpisać umowę z nową, która mogłaby nieco odciążyć tę pod Łodzią. Musiała naradzić się z Markiem i Maćkiem, które rozwiązanie będzie najkorzystniejsze. Niemniej od wczorajszego popołudnia nie mogła dodzwonić się do Dobrzańskiego. Wpadł w poniedziałkowy ranek z prasówką i zestawieniem pochlebnych opinii , a gdy wyszedł z biura w porze lunchu, przepadł. Trzykrotnie próbowała się do niego dodzwonić, ale jego telefon nie odpowiadał. Uznała, że pewnie zajęty jest swoim biznesem, więc pod koniec dnia wysłała mu sms’a z prośbą o kontakt. Nie odpisał i nie oddzwonił. Dziś również podjęła dwie próby połączenia, ale wciąż cisza. Dochodziła piętnasta, a jej wciąż nie udało się z nim skontaktować i prawdę mówiąc miała coraz większe obawy, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Postanowiła, że jeśli nie odezwie się po wieczora obdzwoni stołeczne szpitale. Może wczoraj w drodze z firmy do domu miał wypadek. Cała ta sytuacja była co najmniej dziwna, bo nigdy nie znikał bez słowa. Kwadrans po trzeciej jej telefon zawibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się imię Dobrzańskiego.

- No wreszcie! – w jej głosie nie pobrzmiewała pretensja, bardziej ulga – Od wczoraj nie mogę się do ciebie dobić. Wieczorem miałam dzwonić na policję, żeby zgłosić twoje zaginięcie.

- Cześć Ula. Przepraszam. Miałem… - urwał na chwilę - drobne problemy – mówił wolno, jakby z trudem. Od razu wyczuła, że coś jest nie tak – Przepraszam, ale do końca tygodnia nie dam rady przyjechać do firmy

- Marek, co się dzieje? – niepokój w niej rósł. Aż zaczęła przemierzać gabinet w tę i z powrotem

- Nic. Potrzebuję kilku dni wolnego – mruknął

- Jeśli myślisz, że mnie uspokoiłeś, to jesteś w błędzie. Daj mi swój adres.

- To nie jest najlepszy pomysł – mruknął – Za kilka dni przyjadę do firmy i wszystko ci wyjaśnię

- Adres – powtórzyła tonem nieznoszącym sprzeciwu

- Ula – westchnął i chciał coś dodać, ale nie pozwoliła mu

- Nie dam ci spokoju dopóki nie upewnię się, że wszystko jest w porządku

- Sokratesa siedem mieszkania czterdzieści jeden, druga klatka – momentalnie zaczęła zbierać swoje rzeczy, a tuż po zakończeniu połączenia z Markiem za pomocą aplikacji zamówiła taksówkę. Miała złe przeczucia, a z każdym kolejnym kilometrem przemierzanym w kierunku Bielan ten niepokój rósł.

 

Z walącym sercem czekała, aż otworzy jej drzwi. Wreszcie zamek zazgrzytał, w progu pojawił się brunet, a w jej oczach momentalnie stanęły łzy. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Z opatrunkiem na łuku brwiowym, rozciętą wargą, podbitym okiem.

- Boże drogi jak ty wyglądasz - weszła do środka. Szczelnie zamykając drzwi na zasuwę miała kilka sekund by złapać głęboki oddech i nieco się uspokoić. Płacz nic nie da. Musi myśleć zadaniowo i się nim zająć. W spodniach dresowych i czarnym podkoszulku podpierał ścianę w przedpokoju. Podeszła dwa kroki i czule pogładziła kciukiem jego policzek – Ktoś cię napadł?

- Można tak powiedzieć – mruknął

- Zgłosiłeś to na policję? – dociekała, dotykając opuszkami palców jego opatrunek.

- Daj spokój – skrzywił się z bólu, gdy przytuliła się do niego

- Bardzo się o ciebie bałam, nie mogłam się do ciebie dodzwonić – podniosła głowę do góry i zorientowała się, że sprawia mu ból – Przepraszam – delikatnie pogładziła jego tors – Byłeś w szpitalu? Oglądał cię lekarz – pokręcił głową – No to jedziemy

- Ula, proszę cię – westchnął – Do wesela się zagoi – z trudem zaśmiał się pod nosem - Jestem trochę poobijany. Za dwa, trzy dni mi przejdzie.

- Masz pęknięte żebro – powiedziała z przejęciem – inaczej byś się tak nie krzywił, gdy się do ciebie przytuliłam

- Zrośnie się. Wziąłem tabletkę przeciwbólową, zaraz będzie lepiej. Żeber się nie wkłada w gips – zauważył i miał szczerą nadzieję, że da sobie spokój ze szpitalem i lekarzem. Nie miał ochoty ruszać się teraz z domu. A nade wszystko nie miał na to siły. Ledwie dał radę po powrocie wziąć prysznic i przebrać się w czyste ubranie.

- No dobrze – odparła z rezygnacją, jednocześnie ściągając żakiet – ale umawiamy się, że jeśli jutro będziesz się czuł gorzej, bez gadania jedziemy do szpitala – kiwnął głową na znak zgody – A teraz idź się połóż. Powinieneś odpoczywać jak najwięcej. Pewnie nic nie jadłeś. Rozejrzę się w twojej kuchni, może wyjdę na małe zakupy i ugotuję coś dobrego

- Bez przesady. Dam sobie radę. Powinnaś już wracać

- Wyrzucasz mnie? – zapytała zdumiona

- Nie – odparł szybko – Po prostu lepiej będzie, jak już pójdziesz. Martwię się o ciebie – spojrzał na nią z troską, a ona marszcząc brwi zaczęła intensywnie się zastanawiać

- Czy ciebie pobił Mikołaj? – świdrowała go wzrokiem

- On nie, ale jakiś dwóch karków, którzy próbowali mnie przekonać, że powinienem trzymać się od ciebie z daleka

- Nie, no w głowie się nie mieści – pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie mogła pojąć jak jej mąż mógł się posunąć do czegoś takiego – Uduszę go, jak go tylko spotkam. Opowiedz mi wszystko dokładnie, po kolei – poprosiła prowadząc go w stronę sofy

- Nie ma o czym gadać. W sumie to trochę mi się należało – chwycił ją za rękę i splótł ich palce – Martwię się tylko, żeby nie odgrywał się na tobie i żebyś była bezpieczna

- Spokojnie, nie jest damskim bokserem – zapewniła – Muszę wiedzieć jak było

 

Zmieniła mu opatrunek na skroni, zdezynfekowała rozciętą wargę, podała kolejne leki przeciwbólowe, ugotowała rosół, który zjadł z apetytem, a na kolację przygotowała ziemniaczaną zapiekankę, która miała mu zostać również na następny dzień. Ogarnęła brudne naczynia i zajrzała do sypialni. Stojąc w progu pomieszczenia z lekkim rozczuleniem obserwowała, jak Dobrzański cicho pochrapuje. Wyjęła z szafy jego białą koszulę i ruszyła w stronę łazienki. Gorący prysznic dobrze jej zrobił. Rozluźnił nieco mięśnie karku, w których siedział stres z ostatnich godzin. Wciąż nie mogła pojąć do czego posunął się jej mąż. Postanowiła jutro z samego rana się z nim rozmówić. Gdy na bosaka ponownie weszła do sypialni usłyszała lekko zachrypnięty głos

- Myślałem, że już wyszłaś

- Nigdzie się nie wybieram – zadeklarowała, wsuwając się pod kołdrę – Muszę o ciebie dbać

- Naprawdę zostajesz? – podciągnął się do pozycji półleżącej

- Yhym – mruknęła, przeczesując palcami jego sterczące włosy

- Chciałbym, żebyś została na zawsze – nachylił się nad nią i czule musnął jej wargi. Bardzo szybko pogłębił pocałunek i sięgnął do guzików koszuli, którą miała na sobie

- Przecież jesteś cały obolały – zauważyła przytomnie, ale pomogła mu pozbyć się tego skrawka bawełny, który okrywał jej ciało

- Trudno. Musisz być delikatna – spojrzał na nią z szelmowskim uśmiechem i opierając się o wezgłowie łóżka posadził ją sobie na biodrach. Nim ponownie połączył ich wargi w namiętnym pocałunku wprost w jej usta szepnął – Kocham cię

środa, 4 sierpnia 2021

'Niebezpieczna gra' XVI

 - Ty tutaj?– Mikołaj ubrany w spodnie dresowe i sportową, mokrą od potu koszulkę zajrzał do ich domowego gabinetu chwilę przed dziesiątą

- Jak widzisz – odparła, nie odrywając wzroku od komputera.

- Nie jedziesz dzisiaj do firmy? – zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Zresztą trudno było wyciągnąć inne wioski, gdy siedziała za biurkiem w jeansach i bordowym polo. Do pracy wybierała zdecydowanie bardziej eleganckie stroje.

- Nie – mruknęła

- Coś się stało? – drążył, przyglądając jej się bacznie. Gdyby nie był cały mokry z pewnością rozsiadłby się wygodnie na stojącym obok biblioteczki szezlongu.

- Nic się nie stało – wzruszyła ramionami – W biurze jest mega zamieszanie i rozgardiasz. Cztery tygodnie do premiery kolekcji więc Pshemko szaleje. A ja potrzebuję w spokoju przejrzeć te zestawienia, Maciek ma mi dziś przesłać jeszcze raport finansowy, z którym chciałabym się zapoznać w spokoju a nie pomiędzy uspokajaniem projektanta a podpisywaniem faktury za papier do kibla – mruknęła – A poza tym o piętnastej mam kosmetyczkę, stąd mam bliżej. Zresztą myślałam, że się ucieszysz – przyjrzała mu się uważnie – Ostatnio mi zarzucałeś, że trzy czwarte doby spędzam poza domem. Jak chcesz to wieczorem możemy iść gdzieś razem na kolację.

- Super. Zarezerwuję stolik w Bristolu – kiwnęła głową na znak zgody, chociaż szczerze tego miejsca nie znosiła. Niestety Mikołaj je uwielbiał.

 


Złożył mokry pocałunek na jej barku. Wysunął się z niej i chwytając na ręce zaniósł w kierunku fotela. Całe szczęście, że jego silne ramiona otulały jej ciało, bo od przebytej chwilę temu rozkoszy nie była w stanie ustać na nogach. Miała wrażenie, że są one jak z waty i gdy tylko ją puści, ona osunie się na ziemię. Posadził ją sobie na kolanach i nieco okrył ich nagie ciała swoją marynarką, która do tej pory zwisała z oparcia sofy. Wtuliła się w niego niczym kotka próbując odzyskać jasność myślenia i nabrać nieco sił po tym namiętnym maratonie.

- Uwielbiam cię – wymruczał po chwili wprost do jej ucha. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ten ton powoduje, że miękną jej kolana – Nawet nie wiesz, jaką mam ochotę spędzić z tobą jesienny weekend nad morzem – musnęła wargami jego zarośnięty policzek i ześlizgnęła się z jego kolan w poszukiwaniu sukienki.

- Już o tym rozmawialiśmy – westchnęła, odnajdując ubranie na lampie w rogu pokoju. Ich dzisiejsze zbliżenie było pełne pasji i szaleństwa. Szczerze musiała przyznać, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyła. W ogóle przy Marku odkrywała nowe oblicza seksu i swoje pragnienia, choć musieli ograniczać się wyłącznie do zacisza jej biura.

- Wiem – przyglądał jej się z nieskłamanym zachwytem – Ale na taką kobietę jak ty czekałem całe życie i chciałbym więcej i więcej – oświadczył, co spowodowało, że na chwilę zamarła. Posłał jej niemrawy uśmiech

- Doskonale wiesz, jaka jest sytuacja. Nie stawiaj mnie pod ścianą – rzekła poważnym tonem. Pokiwał głową z rezygnacją i pospiesznie się ubrał

- Wyjdź proszę z budynku tylnymi drzwiami – poprosiła wracając do pracy. Opuścił jej gabinet bez słowa

 

 

Z korytarza zaczęły dochodzić charakterystyczne dźwięki. Błyskawicznie się od niej odsunął i zajął miejsce po drugiej stronie biurka, rozkładając swój kalendarz. Minutę później w drzwiach stanął pan Rybakow.

- Pokaz jest w czwartek, natomiast uruchomienie sklepu tego samego wieczora sprawi, że strona nam stanie, zwłaszcza w przypadku transmisji online z pokazu – oświadczył. Przez pierwsze sekundy udawała, iż nie zauważyła, że nie są sami – Ze sprzedażą dobrze wystartować w poniedziałek albo w niedzielę. To już do twojej decyzji

- Niedziela. Musimy wykorzystać efekt świeżości i fakt, że w weekend ludzie mają więcej czasu na przeglądanie Internetu. Mikołaj? – uniosła głowę ponad laptopa, napotykając przeszywający wzrok męża. Jej towarzysz odwrócił się gwałtownie

- Dzień dobry – odparł, ale nie spotkał się z odpowiedzią Rosjanina, który był ewidentnie rozdrażniony sytuacją

- Miałeś być jutro – zmarszczyła brwi. Jeszcze wczoraj zapewniał ją, że przyleci na Okęcie samolotem rejsowym w czwartkowe południe

- Ale stęskniłem się za żoną i przyspieszyłem lot. Nie będę państwu przeszkadzał – rzekł z lekkim przekąsem – Idę pod prysznic

 - Będę się zbierał – pucołowaty blondyn wrzucił kalendarz i pendrive do plecaka

- Dziękuję ci bardzo. Jesteśmy w kontakcie – uśmiechnęła się do niego szczerze i odetchnęła głęboko.

 

Nie minął kwadrans, gdy Rosjanin ubrany w miodowe chinosy i błękitną koszulę ponownie zajrzał do gabinetu

- Zasłużyłem na małego buziaka? – usiadł na kancie biurka – Stęskniony wróciłem do ukochanej żony – uśmiechnęła się pod nosem i krótko musnęła jego usta – Przez twojego gościa nie miałem szansy się z tobą przywitać – dodał i ponownie złączył ich wargi w pocałunku bardziej żarliwym

- Nie spodziewałam się ciebie dzisiaj. Nic nie mówiłeś

- Chciałem ci zrobić niespodziankę i powitać cię kolacją po powrocie z biura. Już nawet zamówiłem catering ze Staromiejskiej. Nawet gdybym chciał moje umiejętności kulinarne nie są wystarczające by przygotować twojego ulubionego indyka – uśmiechnęła się

- Sos do tego indyka jest wyjątkowy, ale twoją zapiekankę makaronową zjadam równie chętnie

- A czemu ty znów pracujesz z domu? – przyjrzał jej się badawczo, obrzucając biurko uważnym spojrzeniem

- Tak jakoś wyszło – wzruszyła ramionami – To o której ta kolacja? – próbowała zmienić temat, ale nie odpuszczał

- Coś kręcisz… - zmarszczył brwi – Co się dzieje? Jest tydzień do pokazu, a ty siedzisz tutaj zamiast w firmie

- Jest Maciek, Ania i Marek – jego wzrok mówił, że nie odpuści dopóki nie pozna powodu jej dziwnego zachowania. Fakt, że przez ostatnie miesiące spędzała w firmie trzy czwarte doby. Westchnęła – Ok, przyznaję…  Lekko się posprzeczałam z Dobrzańskim.  Od tygodnia trochę się licytowaliśmy o koncepcję sprzedaży. On jedno, ja drugie. I wczoraj Maciek zrobił symulacje i wyszło, że Marek miał rację – teatralnie wywróciła oczami – A ja nie mam ochoty go przepraszać, a tym bardziej przyznawać, że jego pomysł był lepszy i że przez mój upór straciliśmy kilka dni na przygotowania – wzruszyła ramionami – Dlatego na najbliższe dwa dni zaszyłam się tutaj. Niech we trójkę ogarniają sprawy na Lwowskiej – Mikołaj zaśmiał się, patrząc na nią z pobłażaniem.

- A ten człowiek? – wskazał na krzesło, które jeszcze kilkanaście minut temu zajmował blondyn – Prosiłem, byś nie wpuszczała do domu obcych ludzi.

- Nie jest obcy, Przemek jest u nas informatykiem. Nie mogłam ściągnąć danych z firmowego systemu, więc podjechał w drodze do pracy, a przy okazji ustalaliśmy koncepcję sklepu online. Przemek właśnie skończył go projektować i pokazał mi wersję testową. Ustaliliśmy, że musi dodać jeszcze dwie zakładki z rozmiarówką i poradami Pshemko.  

- No dobrze – westchnął – Ale nie zapraszaj tutaj nikogo więcej, dobrze? – niechętnie kiwnęła głową.

sobota, 31 lipca 2021

'Niebezpieczna gra' XV

 Cały czas dźwięczały jej w głowie słowa Mikołaja. ‘Nie po to przejmowałem firmę od Febo’. Najwyraźniej mąż od dawna nie był z nią szczery i nie powiedział jej prawdy. Wersja oficjalna była taka, że firmę odkupił za jakieś śmieszne pieniądze dzięki doradcy inwestycyjnemu, który znalazł okazję w zaprzyjaźnionym biurze nieruchomości. Febo chciał sprzedać firmę szybko i tanio. A w zasadzie nie firmę, a to, co z niej pozostało, czyli głównie budynek. Wszystko wskazywało na to, że stan faktyczny był zupełnie inny, a jej mąż znał Aleksa Febo od którego tę firmę odkupił. Zastanawiające było to, że już na samym początku ten fakt zataił. Chcąc lepiej zorientować się w sytuacji dwukrotnie próbowała dopytać go o szczegóły tej znajomości i transakcji, ale za każdym razem szybko zmieniał temat. Liczyła, że próbując nieco załagodzić sprawę podsłuchów będzie bardziej skory do szczerej rozmowy, ale najwidoczniej sądził, że uda mu się ją udobruchać bukietem kwiatów i nadskakiwaniem ze śniadankami, bagatelizując kwestie swojej kooperacji z Włochem.

 


Ku jej ogromnej uldze w poniedziałkowy poranek w firmie pojawił się Pshemko. Od Władka dowiedziała się, że mistrz przyjechał chwilę po szóstej w doskonałym nastroju i od razu udał się do pracowni. Niepewnie weszła do jego gabinetu i zastała go w szale tworzenia.

- O, Urszula – uśmiechnął się szeroko, nie przestając szkicować – Dobrze, że Urszula jest.

- Cieszę się, że wróciłeś – oświadczyła od progu

- Nie jest tak łatwo zniszczyć Pshemko. Mam nową wizję – porzucając ołówek gestykulował energicznie - Koronki. Stawiamy na koronki

- A co z kreacjami z Paryża? Zostały ciepło przyjęte – zaniepokoiła się, że projektant zamierza wywrócić wszystko do góry nogami i zaprezentować zupełnie odmienną wizję. Część materiałów promocyjnych była już gotowa. Klientom też ciężko byłoby wytłumaczyć, że to, co pokazali we Francji odchodzi w niebyt i nie będzie można tego nabyć, albo trzeba będzie czekać do następnego sezonu.

- Zostają, ale będą jedną gałęzią. Drugą będą koronki. Mam już trzy projekty – zaprezentował jej wstępne rysunki – Dwa kolejne przedstawię ci jutro. Trzeba być uniwersalnym. Zyskamy większą rzeszę klientów. Jeśli tylko uda się ściągnąć wybrane przeze mnie materiały, do końca miesiąca zaprezentuję prototypy – kiwnęła głową – Wiem, że terminy nas gonią, ale zdążymy. Pshemko będzie triumfował – spojrzał na nią wymownie znad okularów

- Trzymam kciuki i nie przeszkadzam. Gdybyś czegoś potrzebował jestem do dyspozycji.

- Marek już o wszystko zadbał, dziękuję – skinął lekko głową i wrócił do rysunku

 

 

‘Pshemo wrócił. Dzięki, że się wszystkim zająłeś’ – taką krótką wiadomość wysyłała mu chwilę przed szesnastą. Dobrzańskiego cały dzień nie było w biurze. Od rana załatwiał urzędowo-księgowe sprawy swojej firmy. Nim się spostrzegła, drzwi jej gabinetu się otworzyły i stanął w nich brunet.

- Nic nie mówił, że dziś wróci – odparł, trzymając w dłoni telefon

- Może chciał nam zrobić niespodziankę – uśmiechnęła się – Myślałam, że cię dziś już nie będzie

- Miałem po drodze z urzędu skarbowego. Postanowiłem zajrzeć w nadziei, że może mnie potrzebujesz – wzruszył ramionami i rozsiadł się na sofie, odpinając dwa górne guzki koszuli – Jestem wykończony i uważam, że skarbówkę należy albo rozwiązać albo spalić.

- Aż tak ciężki dzień? – spojrzała na niego ze współczuciem, nalewając na dno szklanki odrobinę whiskey

- Jestem autem – westchnął. Zaśmiała się

- A ja człowiekiem. Jeden drink na rozluźnienie po ciężkim dniu. Wrócisz taksówką, a samochód odbierzesz jutro. Władek przypilnuje – skinął głową na znak zgody i odebrał od niej trunek

- Ilekroć muszę załatwić coś w skarbówce czuję się jak złodziej. Jestem małym przedsiębiorcą. Od lat płacę mniejsze lub większe składki, podatki, wszelkie daniny. Ja na dobrą sprawę nigdy nie byłem na L4. Nie biorę żadnych dotacji i nawet w najcięższych czasach ratowałem się kredytami bankowymi a nie wsparciem państwa. A mimo to oni za każdym razem traktują się mnie jak przestępcę. Nawet gdy jakaś niezgodność na formularzu jest wynikiem ludzkiej pomyłki lub klasycznym czeskim błędem, mam wrażenie, że za chwilę zakują mnie w kajdanki za okradanie państwa polskiego. To jest chore – przetarł dłonią zmęczoną twarz i upił łyk alkoholu – A co tam u Pshemko?  W jakim jest nastroju?

- Rewelacyjnym – dosiadła się do niego i oparła głowę na dłoni, przyglądając mu się ciepło – Rozpływa się nad tobą. Kolejna kolekcja ma być ponoć dedykowana w osiemdziesięciu procentach mężczyznom. To chyba na twoją cześć – spojrzała na niego wymownie. Zrobił wielkie oczy, wzruszając ramionami.

- Jezus Maria, jeszcze się we mnie zakocha – zaśmiał się

- Jakie to szczęście, że jesteś heteroseksualny – wyciągnęła dłoń, by przez krótką chwilę przeczesać jego włosy, ale szybko ją cofnęła, jakby zdając sobie sprawę, że takie zachowanie można uznać za niestosowne – Na tapetę wjechały koronki. Ma na punkcie nich fioła. Jutro ma mieć komplet projektów, prototypy do końca miesiąca. Obiecał, że się wyrobi. Ta kradzież podziałała na niego motywująco. Miałeś rację.

- Ja zawsze mam rację – spojrzał na nią z udawaną wyższością – A tak poważnie, to zgrywałem pewniaka, żeby cię uspokoić. Ale cieszę się, że moje przeczucie jednak okazało się słuszne. Reakcje Pshemko potrafią być nieprzewidywalne. Mógł rzucić to wszystko i zaszyć się gdzieś na miesiące. A jego dłuższa absencja byłaby twoim gwoździem do trumny – pokiwała twierdząco głową. Tym razem to on wyciągnął dłoń, by opadający kosmyk włosów założyć jej za ucho

- Mam ogromną ochotę się do ciebie przytulić – mruknął, kombinując jak ułożyć się wygodnie na sofie, najlepiej z głową na jej udach

- No to nie najlepszą porę wybrałeś. W firmie jest jeszcze kupa ludzi

- Nie widziałem Ani. Sekretariat świeci pustkami

- Rzeczywiście wyszła godzinę temu do dentysty, ale – nie zdążyła dokończyć zdania, gdy po krótkim puknięciu w drzwi pojawiał się w gabinecie Szymczyk

- Super, że jeszcze jesteś. Rzuć okiem w wolnej chwili – podał jej kilka kartek, spoglądając jej wymownie prosto w oczy

- Pshemko znów coś namieszał w budżecie? – podskórnie przeczuwała problemy.

- Nie, nie. To w związku z twoim porannym poleceniem służbowym – puścił jej oczko i odkładając papiery na blat biurka spojrzał na Dobrzańskiego – Arek cię pozdrawia. Prosił bym dał ci jego numer telefonu. Ma jakieś sprawy do ogarnięcia w związku ze sprzedażą ziemi po babci jego żony. Ma przylecieć na tydzień w przyszłym miesiącu. Mówił, że chętnie wyskoczy z tobą na piwo powspominać dawne czasy.

- Super. Bardzo chętnie się z nim spotkam – odebrał od dyrektora finansowego karteczkę z ciągiem cyfr – dzięki.

- Ja wychodzę. Jutro będę koło dziesiątej bo z rana mam spotkanie z tym gościem od butików – kiwnęła głową – Trzymajcie się

- Budżet się nie spina? – zapytał, gdy tylko zostali sami – Może coś mogę pomóc

- Nie. To zupełnie nie o to chodzi – machnęła ręką i podeszła do biurka. Rzuciła okiem na pierwszą stronę i schowała dokumenty do torebki – Takie tam zestawienie naszych wydatków od początku istnienia firmy. Musimy je obgadać z Mikołajem – zamknęła drzwi od środka i stanęła nad Dobrzańskim – teraz to ja mam ochotę przytulić się do ciebie – uśmiechnął się triumfalnie

środa, 14 lipca 2021

'Niebezpieczna gra' XIV

 - Cześć, przepraszam, że nie porozmawialiśmy – usłyszał w słuchawce, gdy tylko odebrał połączenie

- W porządku. Jak to mówią co się odwlecze – cicho zaśmiał się pod nosem

- Będziesz jutro w firmie? Nie chcę tego odkładać. Wiem, że musimy sobie wiele wyjaśnić - oświadczyła

- Niestety nie. Muszę jechać z samego rana do Łodzi, zakontraktować kilka dostaw na zimę. Pewnie wrócę przed wieczorem

- To jak dojedziesz do Warszawy to daj znać. Pewnie będę siedziała w biurze do wieczora. A jeśli jutro się nie uda to może następnego dnia zjemy razem śniadanie

- Jasne. Bardzo chętnie. Wszystko w porządku? – chciał się upewnić. Słyszał w jej głosie, że rozmowa z mężem nie wprawiła jej w dobry nastrój 

- Powiedzmy – mruknęła lekko zamyślona – Chociaż bywało lepiej

- Może… - zawahał się – może przyjadę dzisiaj – zaproponował

- Nie – zaprotestowała gwałtownie – Właśnie jadę do domu. Jutro porozmawiamy, ale pojutrze, dobrze?

- Jasne. Uważaj na siebie.

- Do zobaczenia, Marku – i nie czekając na jego reakcję rozłączyła się.

 

Gdy weszła do mieszkania jej mąż prowadził w gabinecie jakąś burzliwą rozmowę w języku rosyjskim. Usłyszała jedynie coś o tym, że komuś czegoś nie daruje. Postanowiła nie przysłuchiwać się dalszej konwersacji i zrzucając z nóg czółenka udała się w kierunku salonu. Nalała kieliszek wina i usiadła na sofie w oczekiwaniu na męża. Wszedł po kilku minutach. Doskonale widziała, że był nakręcony.

- Zatrudniłem tego durnia, płaciłem krocie żeby cię chronił – nerwowo krążył po pomieszczeniu z rękami wbitymi w kieszenie kraciastych spodni – wyciągnąłem go z jakiejś zabitej dechami wiochy pod Wołogardem, a ten cymbał tak mi się odwdzięcza – kręcił głową z niedowierzaniem. Ula przyglądała się mężowi z zainteresowaniem, sącząc wino

- Nie uważasz, że nie byłoby kradzieży Siergieja, gdyby nie twoje chore pomysły? – przyjrzała mu się uważnie

- Ja mu nie kazałem wykradać projektu z pracowni tego całego Pszemka – wycedził. Zastanawiała się czy bardziej jest wściekły, że ochroniarz sprzedał ich projekt, czy dlatego, że jego tajemnica wyszła na jaw.

- Pshemko – poprawiła go, za wszelką cenę próbując zachować spokój – Ale kazałeś mu zamontować podsłuch w moim gabinecie – wstała z zajmowanego miejsca – Mikołaj, przeszedłeś samego siebie! Jak mogłeś? – zapytała oskarżycielsko

- Nie podoba mi się, że sprowadziłaś Dobrzańskiego do naszej firmy i że tak ściśle z nim współpracujesz!

- Jak dotąd nigdy, przenigdy nie dałam ci powodu do tego byś był zazdrosny! – szturchnęła go wskazującym palcem w klatkę piersiową okrytą cienką, białą koszulą – Nigdy też nie robiłam ci wyrzutów o podróże służbowe, kolacje z różnymi kobietami, o twoje przyjacielskie relacje z Tamarą = parsknął śmiechem

- Błagam cię. Tamara jest o dekadę starsza ode mnie – rzekł z kpiną - i łączą nas wyłącznie relacje biznesowe

- Podczas przyjęcia u Nataszy i Olega sugerowała coś innego – bezczelnie spojrzała mu w oczy, przypominając sobie sytuację sprzed roku

- Kłamała – odparł zdecydowanie – Nie mam sobie nic do zarzucenia. Nie mam czasu na romanse. A jeśli już bym jakiegoś szukał, to zapewniam cię, że zacząłbym się uganiać z jakąś studentką, a nie kobietą niewiele młodszą od mojej matki

- A skąd ja mam to wiedzieć? – przyjrzała mu się wymownie – Nie wiem tego, ale ci ufam. Ty natomiast za grosz nie ufasz mnie. Za to montujesz pluskwy w moim gabinecie, przy okazji sprowadzając problemy na mnie i na firmę.

-  Nie po to przejmowałem firmę do Febo, żeby teraz ją pogrążać – oświadczył szczerze

- Powiedziałeś, że kupiłeś ją z licytacji, że biuro nieruchomości ci poleciło? – przyjrzała mu się uważnie

- To w tej chwili nie ważne – machnął ręką

- Ależ ważne! – podkreśliła dobitnie – Kupiłeś ją od Aleksa Febo? – drążyła nie dając za wygraną

- Nie rozmawiamy teraz o poprzednim właścicielu ale o Siergieju i tym co zrobił – podkreślił dobitnie

- Teraz możesz sobie pogratulować. Bo te miliony, które zainwestowałeś w firmę wiszą na włosku. Odkąd pomogłeś mojemu ojcu byłam wobec ciebie lojalna, szczera i oddana. Szkoda, że nie odpłaciłeś mi się tym samym. Przesadziłeś. Nigdy ci tego nie zapomnę. I bardzo cię proszę, przenieś się do pokoju gościnnego. Jeśli tego nie zrobisz, sama się tam przeniosę.

- Posłuchaj… - próbował łagodzić sytuację

- Proszę cię. Ja już skończyłam rozmowę. Nie mam nic więcej do dodania i nie mam ochoty słuchać twoich usprawiedliwień – odparła stanowczo i ruszyła w stronę sypialni. Zaklął po rosyjsku pod nosem.  

 

Niestety wypadek na autostradzie i kilkukilometrowy korek sprawił, że dojechał do stolicy grubo po dwudziestej pierwszej. Ulka zdążyła już wyjść z biura, więc ostateczną opcją było wspólne śniadanie.

- Cześć – gdy weszła do restauracji on już czekał. Chciał na powitanie musnąć ustami jej policzek, ale dochodząc do stolika upomniała go, żeby tego nie robił

- Cześć. Pamiętaj, że ten szpicel nas obserwuje – mruknęła i delikatnym ruchem głowy wskazała na okno, tuż obok którego zaparkował jej kierowca. Dobrzański skinął głową na znak zgody i poczekał, aż zajmie swoje miejsce.

- Przepraszam, w Łodzi mi się przeciągnęło, później ten koszmarny powrót – sam nie wiedział dlaczego zaczął od tłumaczenia się

- Daj spokój – spojrzała na niego ciepło – Przecież wiem, że masz swój biznes. Kilka godzin już nie robi różnicy. Marek posłuchaj, ja… - urwała na chwilę, najwyraźniej nie wiedząc od czego zacząć i jak najlepiej ubrać swoje odczucia w słowa

- Kochasz go? – wypalił. Jej rozszerzone na ułamek sekundy oczy świetnie oddawały zaskoczenie tym bezpośrednim pytaniem. On sam chwilę po zadaniu go zreflektował się, że może nie powinien go zdawać, a na pewno powinien być bardziej subtelny

- Marek… - westchnęła

- Przepraszam, nie powinienem – zaczął się wycofywać, zdając sobie sprawę, że się zagalopował.

- Chcę żebyś wiedział, że to nie była jakaś moja chwila słabości, chęć odreagowania… – oświadczyła, przyglądając mu się bacznie –  Od początku czułam jakąś dobrą energię między nami, ale…

- Ja też – wtrącił. Kącik jej ust uniósł się w niemrawym uśmiechu

- Ale na tę chwilę nie mogę ci zaoferować nic więcej. Nie odejdę od męża – pokiwał głową ze zrozumieniem, choć musiał przyznać sam przed sobą, że był lekko rozczarowany. Czyżby sądził, że roztacza taki urok, że Ula oszaleje na jego punkcie? – Jeśli pytasz, czy kocham Mikołaja, to jeszcze pół roku temu odpowiedziałabym, że tak. Dziś szczerze muszę przyznać, że nie wiem. Było mi z tobą cudownie, czuję się przy tobie bezpiecznie, ale rozwód to ostatnia rzecz jakiej teraz chcę.

- Rozumiem – mruknął, nie bardzo wiedząc jak powinien się teraz zachować

- Nie chcę żebyś poczuł się wykorzystany

- Nie czuję się – odparł zdecydowanie – Spędziłem z tobą wspaniały wieczór. Choć nie ukrywam, że chciałbym spędzić jeszcze wiele takich wieczorów – oświadczył, uważnie obserwując jej reakcję. Milczała dłuższą chwilę  

- Jeśli proponujesz mi romans, to musi być to romans biurowy. Jak widzisz poza firmą zawsze jestem w towarzystwie – spojrzała przez okno w kierunku zaparkowanego Bentleya.

niedziela, 27 czerwca 2021

'Niebezpieczna gra' XIII

Po paryskim sukcesie dziś dostała kubeł zimnej wody na głowę. Może popełniła błąd chcąc wystartować z firmą tak szybko? Może powinna podejść do wszystkiego na chłodno, powoli, z rozpisanym planem, który realizowałaby punkt po punkcie? Była głodna sukcesu. Była nastawiona by jak najszybciej pokazać wszystkich niedowiarkom, że sobie poradzi, że da radę. Może trzeba było jednak trochę więcej pokory? Przecież gdyby Marek nie zgodził się ją wesprzeć i podjąć współpracy, byłaby w czarnej… dziurze. Wszystkiego się spodziewała – strajku pracowników chcących podwyżek, bo wiedzieli, że ma zamożnego męża z Rosji, humorów modelek, depresji Pshemko, nawet pożaru szwalni, która dla nich szyła, czy czarnego PR’u ze strony konkurencji… Ale kompletnie się nie spodziewała, że ktoś wykradnie ich projekt, że w tak idiotyczny sposób będzie próbował z nimi rywalizować i torpedować ich kolekcję. Dwoiła się i troiła, a jeden wieczór postawił sukces kolekcji pod wielkim znakiem zapytania. Te jej wieczorne rozmyślania przerwało wtargnięcie Marka bez pukania

- Sorry, myślałem, że już cię nie ma. Czemu siedzisz po ciemku? – wyraźnie się zdziwił, zapalając stojącą w rogu pomieszczenia lampę

- Zamyśliłam się. Która godzina? – roztarła dłonią sztywny kark

- Dochodzi dwudziesta. Wpadłem zostawić ci projekt umowy z Romańskim. Chciałem żebyś rano zerknęła, a ja będę jutro dopiero popołudniu bo muszę podjechać na kilka godzin do swojego sklepu.

- Jasne. I tak mam wyrzuty sumienia, że przeze mnie zaniedbujesz swój biznes – odebrała od niego dokumenty, nawet nie zerkając na nie

- Mój biznes ma się nieźle. Po raz osiemdziesiąty piąty proszę cię byś mnie nie przepraszała i nie dziękowała – przyjrzał jej się uważnie – Co się dzieje?

- Nie wiem czy jest sens podpisywać cokolwiek z Romańskim skoro cała kolekcja jest niepewna

- Jak to niepewna? – wyraźnie się zdziwił, siadając na drugim krańcu sofy

- Pshemko miał stworzyć jeszcze dwie kreacje. Nie licząc tej skradzionej. Poza tym bez niego przymiarki stoją w miejscu. A nawet jeśli ogarnęłaby to Iza z Gabrielą to bez głównego projektanta nie zorganizujemy pokazu. Zresztą nie chcę wkraczać z nim na wojenną ścieżkę. Jeszcze nas pozwie o bezprawne wykorzystanie jego prac. Nie wiem kiedy Pshemko wróci i czy w ogóle – wzruszyła ramionami – Nie odbiera ode mnie telefonu

- Wiem. Wspominał, że wyłącza ten służbowy. Prosił byś nie brała tego do siebie. Potrzebuje chwili ciszy, a krawcowe z pewnością chciałby się z nim kontaktować w sprawie każdej głupoty z kolorem nitki na prototypy wyłącznie. Rozmawiałem z nim ze dwie godziny temu. Mam jego tajny numer. Taki dla najbliższych przyjaciół.

- Rozumiem – odparła z lekką ulgą. W głębi duszy cieszyła się, że jest z nim jakikolwiek kontakt i będzie wiedziała na czym stoją

- Jest już w lepszym nastroju. Najpóźniej po weekendzie wróci do Warszawy. Szczerze mówiąc jest coraz bardziej zmotywowany, żeby pokazać tym cymbałom, że jest lepszy i zaskoczy ich czymś nowym. Jak to zakończył rozmowę ‘Pshemko się nie poddaje i nie powiedział jeszcze ostatniego słowa’ – w zabawny sposób próbował naśladować projektanta by nieco się rozchmurzyła

- Ale serio, czy próbujesz mnie pocieszyć?

- Nie zauważyłaś, że ja zawsze mówię prawdę?

- Zauważyłam, że jesteś moim aniołem stróżem – zatonęła w jego spojrzeniu - Cieszę się, że Pshemko niedługo wraca. Wszyscy zdążą do tego czasu ochłonąć po tym niemiłym incydencie. To był cholernie trudny dzień. Mam ochotę na lampkę wina. Przyłączysz się? – zapytała wstając

- Chętnie. Zapraszam się zatem do winiarni. Otworzyli fajne miejsce niedaleko Łazienek

- Nie mam ochoty nigdzie chodzić. Zresztą Igor czeka na dole – wyjrzała na ulicę, gdzie w zaparkowanym przed wejściem aucie czekał na nią kierowca – Mam butelkę i kieliszki w starym gabinecie. Wino miało być na świętowanie, ale przyda się dziś

- Usiądź, ja przyniosę – kiwnęła głową z wdzięcznością i ściągając z nóg buty na słupku ponownie zajęła miejsce na sofie, podkulając nogi. Trochę żałowała, że nie założyła dziś spodni, bo zdecydowanie łatwiej byłoby jej przybrać wygodną pozycję. Dobrzański po chwili wrócił stawiając przed nią kieliszek wina, a sam pozbywając się uprzednio marynarki zajął miejsce po drugiej stronie

- Zamierzasz zgłosić to na policję?

- A co to da? Ty zgłosiłeś, że Febo się okradł?

- No nie – mruknął

- No widzisz. A ty przynajmniej masz jakieś faktury i przelewy. Ja mam nagranie, że jakiś ruski bysio wchodzi z teczką na górę, a później wychodzi. Nikt nie złapał go za rękę, a na górze nie ma monitoringu. Z punktu widzenia policji nawet nie ma pewności, że on był w pracowni Pshemko a nie w moim gabinecie albo w łazience. A u ciebie zarówno Febo jak również jego wuj i ten drugi powinni ponieść konsekwencje. Nie chcesz podejmować tej walki bo wiesz jak długa i stresująca byłaby to droga. Ja mam podobnie

- Nie ma tego drugiego – bąknął. Obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem – Już dawno miałem ci powiedzieć, ale to i tak nic nie zmienia. Nie ma kogoś takiego, jak Ernesto Rosso.

- Jak to nie ma? – szczerze się zdziwiła – A te przelewy? Maciek wszystko dokładnie sprawdził

- No przelewy poszły. Ale Ernesto Rosso to Aleksander Febo

- Słucham? – nie potrafiła się w tym połapać

- Aleks wykorzystał swojego wuja do wyprowadzania pieniędzy z firmowego konta. Ale jest na tyle chciwy, że było mu mało. Stworzył zatem fikcyjną postać. Musiał na podrobione dokumenty założyć konto w banku. Aleksander Ernesto Febo. A nazwisko Rosso to panieńskie nazwisko jego babki ze strony ojca. Aleks podobno mieszka teraz gdzieś na Dominikanie. Kupił dom tuż przy plaży i korzysta z uroków życia – ku zaskoczeniu Marka Rybakow po usłyszeniu tej historii wybuchła śmiechem

- Bardzo cię przepraszam – wydukała, próbując się szybko uspokoić – Czasem tak reaguję w sytuacjach stresowych – chrząknęła, wyraźnie zawstydzona tym swoim niecodziennym zachowaniem – To nie jest śmieszne i jest mi naprawdę bardzo przykro, ale muszę przyznać jedno, że Aleks jest bardzo kreatywny. Takiej historii z pewnością nie wymyśliłby hollywoodzki scenarzysta

- Dobrego planowania nie mogę mu odmówić od dziecka

- Możemy sobie przybić piątkę – wyciągnęła w jego kierunku kieliszek w który delikatnie stuknął swoim szkłem – Dwie osoby z naszego bliskiego otoczenia zrobiły nam świństwo

- Trzy – zauważył przytomnie, ale zmarszczyła brwi nie bardzo wiedząc, co ma na myśli – Jeszcze twój mąż cię nagrywa

- Dlaczego mnie wtedy pocałowałeś? – nieoczekiwanie zmieniła temat. Zaskoczyła go. Kompletnie się nie spodziewał, że z tematów czysto zawodowych w jednej chwili wróci do prywatnych

- Bo jesteś cudowną kobietą – odparł szczerze – I bardzo żałuję, że jest w twoim życiu pan Rybakow – pierwszy raz przyznał się przed nią ale i przed sobą, że miałby ochotę na coś więcej niż zawodowa znajomość, może nawet przyjaźń. Ale jednak neutralna, pozbawiona seksualnego aspektu

- Chcę się z tobą kochać – padło z jej ust, co wprawiło go w kompletne osłupienie. Marzył o tym wiele nocy, ale nigdy nie sądził, że jego sen, o tym, że ją całuje, pieści, że się w niej zanurza, kiedykolwiek się spełni.

 

Był kwadrans popołudniu, gdy przekroczył próg firmy. Przyjechał do biura, gdy tylko załatwił najważniejsze sprawy związane z jego sklepami. Nie chciał tracić czasu. Chciał jak najszybciej porozmawiać z nią o tym, co się wczoraj stało. Ich zbliżenie było bardzo czułe a jednocześnie bardzo intensywne. Chłonęli siebie zatracając się w tym stosunku bez reszty. A później żegnając się namiętnym pocałunkiem każde poszło w swoją stronę. Wbiegł na górę schodami i do razu skierował się do jej gabinetu. Zapukał energicznie i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka

- Cześć – rzekł, choć po przekroczeniu progu jego pewność siebie nieco uleciała. Nie miał pomysłu na tę rozmowę. Sam do końca nie wiedział co chce jej powiedzieć, co by chciał usłyszeć.

- O hej – wyraźnie się ucieszyła na jego widok – Myślałam, że będziesz później – nim zdążył zrobić krok w przód rozdzwonił się jej telefon. Na wyświetlaczu dostrzegł numer szefa ochrony

- Przepraszam, muszę odebrać – posłała mu przepraszające spojrzenie – siadaj. Zaraz do ciebie dołączę. No co tam panie Władku – jej mina świadczyła o tym, że informacja, którą przekazał jej ochroniarz bardzo ją zdziwiła  – Proszę wpuścić na przepustkę jednorazową – rozłączyła rozmowę i ze smutkiem spojrzała na Marka – przepraszam cię, musimy to przełożyć na później. Mikołaj przyjechał

- Mówiłaś, że będzie dopiero za kilka dni

- Też jestem zaskoczona – mruknęła, zastanawiając się, co skłoniło męża do wcześniejszego, a co najważniejsze niezapowiedzianego przyjazdu. Zanim Dobrzański zdążył opuścić jej gabinet, w drzwiach pojawił się Rosjanin

- Ooo, pan Dobrzański – Mikołaj od progu zgromił go spojrzeniem

- Właśnie wychodziłem – odparł, chcąc uniknąć niepotrzebnej dyskusji – Jadę do domu. Gdybyś czegoś potrzebowała, to dzwoń – zwrócił się do Uli i nie żegnając się opuścił gabinet

- On tutaj mieszka? – rzucił od progu i w bojowej pozie zaplótł ręce na torsie 

- Proszę cię, przestań. Przyszedł pięć minut przed tobą. Nawet nie zdążyliśmy porozmawiać. Nie mówiłeś, że będziesz wcześniej

- Chciałem ci zrobić niespodziankę. Twój telefon mnie zmartwił. Miałaś problemy, więc odwołałem to, co się dało odwołać i jestem.

- Możesz mi wyjaśnić co to ma znaczyć? – pokazał jej wejściówkę, którą otrzymał do ochroniarza

- Z powodu zaistniałych okoliczności musiałam podjąć radykalne decyzje. Nie jesteś pracownikiem firmy, który bywa tu codziennie, więc nie masz stałej karty. Ale oczywiście zawsze będziesz miał moją zgodę żeby wejść na teren firmy

- Jestem jej współwłaścicielem

- To prawda. Ale tak, jak powiedziałam, nie jesteś stałym pracownikiem. A ja nie mogę ryzykować, że ktoś wykradnie twoją kartę na przykład podczas twojej podróży do Rosji i będzie sobie tutaj wchodził, kiedy będzie chciał. Twój pupil Siergiej pod nieobecność pracowników, w nocy wszedł na teren firmy, wykradł nasz projekt i zaniósł go do konkurencji – Rybakow wydawał się szczerze zdziwiony Przy okazji pewnie zarobił parę tysięcy. Przyznasz, że po takiej akcji można stracić resztki zaufania do ludzi

- Jesteś pewna, że to on?

- Mam na monitoringu jak wchodzi wieczorem z teczkę, a później z niej wychodzi. Mniej więcej w tym czasie zaginął nasz projekt, który kilka dni później zaprezentowała konkurencja. Nie wiem, czy wykradł przypadkiem, czy na zlecenie konkurencji, ale fakt jest faktem.

- Ukatrupię go – zacisnął szczęki, wyraźnie wściekły. Uznała, że nie będzie już zachowywać pozorów i wyłoży karty na stół

- Może wpadł na ten pomysł, gdy zakładał podsłuch w moim gabinecie – bezczelnie patrzyła mu prosto w oczy

- Podsłuch? – wymamrotał

- Sądziłeś, że się nie zorientuję? Aż tak nie masz do mnie zaufania? - spojrzała na niego z politowaniem 

- Nie mam zaufania do Dobrzańskiego – wysyczał przez zaciśnięte zęby

- A co ma do tego Marek? – wrzasnęła, ale bardzo szybko zdała sobie sprawę, że agresja jest najgorszym wyjściem w tym momencie – przez te twoje irracjonalne akty zazdrości na teren firmy wszedł złodziej, który moją kolekcję postawił pod znakiem zapytania

- Obiecuję ci, że dopilnuję, by przyniósł ci ten projekt z przeprosinami i bukietem kwiatów – przystojny brunet próbował łagodzić sytuację

- Teraz to już za późno – wzruszyła ramionami - Konkurencja już ogłosiła, jak będzie wyglądać ich nowa kreacja. Teraz to możesz tylko trzymać tych swoich pupilków z dala ode mnie i się modlić by nasz projektant szybko zapomniał o tej kradzieży. W przeciwnym razie kolekcja nie wystartuje i wszystkie zainwestowane środki pójdą w błoto. A teraz bardzo cię przepraszam, ale mam dużo pracy. Zaraz mam spotkanie – wyraźnie dała mu do zrozumienia, żeby wyszedł. Posłuchał jej bez słowa.

wtorek, 15 czerwca 2021

'Niebezpieczna gra' XII

Gdy zainstalowała się już w nowym gabinecie wraz z Markiem i Maćkiem niecierpliwie oczekiwali przyjścia Władka.

- Już na studiach był zazdrosny, pamiętam jak na wszystkich imprezach gromił wzrokiem każdego faceta, który się koło ciebie kręcił – mruknął Maciek

- Zazdrością można wytłumaczyć ten podsłuch, ale kradzież projektu – Dobrzański nerwowo drapał się po brodzie

- Nigdy go nie lubiłem, ale przyznaję, że tego się po nim nie spodziewałem

- Weźcie przestańcie – Ulka zerwała się z miejsca i zaczęła nerwowo przemierzać gabinet w tę i z powrotem – Chyba nie sądzicie, że Mikołaj ukradł projekt Pshemko

- Kradzież i podsłuch w jednym czasie. Przypadek? Nie sądzę – Szymczyk spojrzał na nią wymownie

- Nie, nie – pani prezes kręciła głową – w to nie uwierzę.

- Ulka ja wiem, że to twój mąż, ale… - ekonomista nie dokończył, bo przyjaciółka weszła mu w słowo

- Ale to nie ma znaczenia, czy to mój mąż czy nie. To jest biznesmen. Ja ci przypominam, że on w tę firmę zainwestował kupę kasy. Miałby teraz wspierać konkurencję żeby co? Żeby mi udowodnić, że sobie nie poradzę? Żeby zamknąć ten biznes i żebyśmy wrócili do Rosji? On tu planuje kolejne interesy. Zresztą doskonale wie, że prowadząc firmę czy nie i tak tu będę przyjeżdżać na dłużej. Nie ma powodu, żeby celowo doprowadzać dom mody do upadku.

- Sama mówiłaś, że nie do końca cię wspiera – wspomniał Marek

- Ale w Paryżu był naprawdę dumny. Uwierzył w to, co robię. Poza tym Mikołaj nie lubi przegrywać. To, że firma posługuje się logiem ‘Dobrzański’ nie znaczy, że środowisko nie wie, kto jest właścicielem. Moja porażka to strata Mikołaja. A on bardzo dobrze analizuje biznesy i nie lubi na nich tracić. Zresztą z wyciąganiem wniosków poczekajmy na Władka

- O wilku mowa – Dobrzański jako pierwszy słyszał ciche pukanie do drzwi – zapraszamy

-Znalazłem podsłuch. Taki malutki nadajnik – pokazał jej zdjęcie na ekranie telefonu – na półce z książkami. Zostawiłem go na miejscu żeby nie robić zamieszania

- Bardzo słusznie. Monitoring  pan sprawdził? Kto i kiedy to podłożył?

- Nie ma kamery bezpośrednio na pani gabinet, ale z analizy wejść i wyjść wszystko wskazuje na to, że podsłuch podłożył ten pani kierowca

- Siergiej, no wiedziałam – mruknęła pod nosem. Od początku go nie lubiła, ale Mikołaj się uparł

- Wchodził na górę sam siedemnastego – Ula automatycznie sięgnęła po kalendarz, próbując ustalić co tego dnia robiła

- O czternastej? – gdy ochroniarz skinieniem głowy potwierdził tę informację miała pewność, że Rosjanin najpierw zawiózł ją na lunch do restauracji, który jadła z mężem, a chwilę potem wrócił do firmy, by zainstalować podsłuch – Świetnie - prychnęła

- Dwa dni później znów wchodził, z tym, że chwilę po dwudziestej drugiej. Wpuścił go Arek. Z nagrania widać, że byli umówieni, albo są zaprzyjaźnieni. Podali sobie ręce, chwilę pogadali i ten cały Siergiej wszedł na górę z jakąś aktówką. Wyszedł po około trzydziestu minutach – mężczyźni tylko patrzyli po sobie, Ula głośno wypuściła powietrze.

- Pan Arkadiusz właśnie został zwolniony. Mam o tyle dobry humor, że nie będzie to zwolnienie dyscyplinarne. Od dzisiaj na teren firmy nie wejdzie nikt bez identyfikatora. Żadne przepustki gościnne, żadne jednorazówki na zaproszenia. Nawet nie chcę słyszeć, że ktoś obcy kręci się po budynku. Jeśli już kogoś wpuszczamy to włącznie za moją zgodą. Moją i tylko moją. Koniec z zapraszaniem gości, wpuszczaniem kurierów i dostawców. Wszelkie paczki i przesyłki zostają u pana na portierni, recepcjonista będzie po nie schodził dwa, trzy razy dziennie. Od dziś zostaje pan szefem ochrony. Jeśli chodzi o tych dwóch pana zmienników może też ich pan zwolnić, jeśli ma pan do nich zaufanie, to zostają. Za tego Arka trzeba kogoś znaleźć. Pan razem z Olszańskim jesteście odpowiedzialni za zatrudnienie kogoś na jego miejsce. Może ma pan jakiegoś kuzyna, sąsiada, kolegę. Wszystko mi jedno, byle można na nim polegać. To wszystko, dziękuję – Władek skinął głową i posłusznie opuścił gabinet. Szymczyk również podniósł się z miejsca.  

- Wracam do swojej roboty. Jakby co, to dzwoń – Ula spojrzała na niego porozumiewawczo i przeczesała dłonią włosy, odgarniając opadającą grzywkę z czoła. Marek też zaczął się zbierać do wyjścia

- Poczekaj – zatrzymała go – Jak myślisz, co powinnam zrobić z Pshemko?

- Porozmawiam z nim. Podbuduję, że stworzy coś lepszego, bardziej spektakularnego. Będzie urażony, ale za kilka dni podejdzie do tego zadaniowo. Podejmie wyzwanie. Wbrew pozorom porażki i wszelkie potknięcia działają na niego bardzo motywująco

- Dzięki. Obiecywałam mu prawnika, walkę o prawa autorskie, ale teraz to nie ma sensu – wzruszyła ramionami - A kradzieży tak łatwo im nie udowodnimy. Później do niego pójdę, ale najpierw muszę ostatecznie zamknąć sprawę Siergieja.

- Dobra. Idę do niego. Pójdziemy później coś zjeść? Przyda ci się chwila oderwania od tego wszystkiego – spojrzał na nią z troską

- Chętnie. Dzięki

- Przestań mi ciągle dziękować – wypuścił powietrze wywracając oczami. Miał nadzieję, że choć trochę ją to rozbawi. Cień uśmiechu pojawił się na twarzy

 

Pshemko był tak rozchwiany emocjonalnie, iż Marek już po kilkunastu minutach w jego pracowni zrozumiał, że pożytku z niego nie będzie. Zaproponował projektantowi by wziął kilka dni urlopu i wyjechał do jednej ze swoich pracowni wyciszyć emocje, złapać dystans, ukoić nerwy a nade wszystko poszukać inspiracji. Odprowadził Pshemko do auta, a wracając postanowił zajrzeć do Uli. Widząc uchylone drzwi już miał wchodzić bez pukania, gdy usłyszał dochodzącą ze środka rozmowę, którą Ula prowadziła przez telefon

- Chciałam porozmawiać o tym z tobą wieczorem. Uznałam, że to nie jest sprawa niecierpiąca zwłoki, zwłaszcza, że ponoć miałeś mieć dziś przez cały dzień spotkania. Ale jak widzę już zdążył ci się poskarżyć… Tak i zdania nie zmienię. Nie chcę nawet na niego patrzeć. Ma zniknąć z mojego otoczenia. Co ty sobie z nim zrobisz to jest twoja sprawa. Ale sądzę, że jak się dowiesz co nawywijał to również nie będziesz chciał z nim dalej pracować. Niemniej nie jest to rozmowa na telefon. Przylecisz do Warszawy, to porozmawiamy… Nie Mikołaj. Mam prawo jazdy mogę jeździć sama… Błagam cię. Żyję w stolicy europejskiego kraju, a nie w Kolumbii. Tu się nie porywa ludzi z ulicy w biały dzień… Naprawdę trochę przesadzasz… Dobrze, ale będzie mnie woził ale tylko na moją prośbę. Koniec z chodzeniem za mną i towarzyszeniem mi przez pół dnia. Więcej z tego szkody niż pożytku. O reszcie porozmawiamy wieczorem.

poniedziałek, 31 maja 2021

'Niebezpieczna gra' XI

- Cześć – wparował do jej gabinetu kilka minut po dziewiątej. Od wyjazdu do Paryża zaczął dość regularnie pojawiać się w firmie również w godzinach porannych. Oswoił się już z myślą, że ponownie tu pracuje i spotyka ludzi z którymi współpracował kilka lat temu.

- Cześć – odpowiedziała, jednocześnie wyciągając w jego kierunku karteczkę z napisem ‘tu jest podsłuch’. Jego oczy przypominały wielkością monetę pięciozłotową – To jest dla ciebie do przejrzenia – wcisnęła mu w rękę pokaźnej wielkości teczkę – A za piętnaście minut widzimy się u Pshemko. Prosił żebyśmy przyszli – spojrzała na niego wymownie.

- Ok – wydukał wciąż będąc w szoku i posłusznie wyszedł.

Dzisiejszy poranek tylko utwierdził ją w przekonaniu, że Mikołaj zamontował w jej gabinecie mikrofon. Dwukrotnie wcześniej łapała się na tym, że coś jest nie tak. Raz podjechał po nią pod firmę dokładnie o godzinie siedemnastej mimo, że się nie umawiali. Nie mógł wiedzieć, że wyjdzie wcześniej. Zwykle opuszczała biuro po osiemnastej, a dwa razy w tygodniu wychodziła nawet koło dwudziestej. Podczas porannej rozmowy telefonicznej wspomniała jednak ojcu, że wyjdzie o piątej by pojechać do galerii po prezent dla brata. To pojawienie się Mikołaja uznała za totalny przypadek w sumie nawet go o to nie zapytała. Ale teraz wszystko zaczynało się składać w całość. Drugi raz, który dał jej do myślenia to rozmowa z Maćkiem. Mąż dwa dni później nieoczekiwanie poruszył wątek z konwersacji z Szymczykiem, stwierdzając przy okazji, że ekonomista go nie lubi. Fakt, że przyjaciel nie przepadał za Rosjaninem, ale nigdy nie dał temu bezpośredniego wyrazu, a w stosunku do Mikołaja zawsze był miły i taktowny. Jednak wtedy po raz pierwszy padło z jego ust stwierdzenie ‘wiesz, że od zawsze za nim nie przepadam’. To również uznała za przypadek, choć zaświeciła jej się lampeczka, że coś jest nie tak i od tej pory była bardzo uważna. A dziś przy śniadaniu Rosjanin zapytał o której skończy spotkanie z kontrahentem z Niemiec by mogli razem zjeść lunch przed jego wylotem do Moskwy. Robiła wszystko, by nie dać po sobie poznać, że wie. A po tym pytaniu miała pewność niemal na dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Nie wspominała Mikołajowi o spotkaniu z Schulzem. Tak naprawdę o tym, że będą się widzieć i rozmawiać o ewentualnej współpracy wiedział tylko Marek i Ania. I z całą pewnością żadne z nich nie powiedziało o tym Rybakowowi. Zastanawiała się co skłoniło Mikołaja do takiego kroku. Zazdrość? Rzeczywiście zaczął być bardziej dociekliwy odkąd rozpoczęła współpracę z Dobrzańskim. Zaczął ją kontrolować w obawie o łączącą ich relację? Przecież nigdy nie dała mu powodu by myślał, że ją i Marka łączy coś więcej poza układem biznesowym. Analizowała kiedy mikrofon mógł pojawić się w jej biurze, gdzie mógł być ukryty i kto go podrzucił. Mikołaj odpadał. Nie wychodził nigdzie gdy ona była w domu. Najpewniej musiał zlecić to Siergiejowi. Zastanawiała się, jak powinna postąpić. Zrobić mężowi awanturę, czy czekać i obserwować? Na początek postanowiła odwołać wspólny lunch, wykręcając się pracą. Rybakow miał samolot popołudniu, więc było jasne, że spotkają się dopiero za dwa tygodnie. Te kilkanaście dni było teraz zbawienne. Będzie miała czas na wyciszenie emocji i przygotowanie się na spotkanie z mężem.

 

- Jak to masz podsłuch? – na korytarzu przed pracownią Pshemko dopadł ją Dobrzański – Znalazłaś pluskwę?

- Nie, ale tak mi się wydaje. Zresztą nie szukałam. Mam niemal stuprocentową pewność, że gdzieś jest

- Ale kto? Konkurencja? – dociekał

- Nie – pokręciła głową – Mikołaj

- Mąż cię podsłuchuje? No chyba żartujesz – zaśmiał się

- Nie jest mi do śmiechu – spojrzeniem przywołała go do porządku. Rzeczywiście od rana była w podłym nastroju. Ta cała sytuacja źle na nią wpływała. Od zawsze kierowała się w życiu dużą wiarą w drugiego człowieka – Ten cały Władek… Pracował jeszcze dla ciebie. Znasz go dobrze?

- Mój ojciec go zatrudniał

- Można mu ufać? Nie jest przekupny?

- Spokój i lojalność to jego dwie główne cechy – zapewnił ją

- Porozmawiasz z nim? Ja muszę iść uprzedzić Maćka. Wybadaj go, czy nikt z otoczenia mojego męża nie oferował mu interesu życia. Niech się zastanowi, czy do któregoś ze zmienników nie ma zaufania i czy miałby kogoś znajomego w zastępstwie.

- Dobra. A co z gabinetem? Przeszukamy go?

- Jak znajdziemy i wyrzucimy to od razu się zorientuje, prawda? – Dobrzański kiwnął tylko głową – Zostanę tam jeszcze ze dwa dni. Muszę się tylko pilnować z kim i o czym tam rozmawiam. Później przeniosę się gdzieś indziej.

 

- Urszulo, nieszczęście! – nie zdążyła nawet rozpakować torebki, gdy do jej gabinetu niczym błyskawica wbiegł projektant – O Bogowie, wróg na każdym kroku! Nim się człowiek zorientuje, nóż w plecy. Złodzieje, oszuści, szubrawcy

- Stop! Pshemko, powiedz mi na spokojnie co się stało – próbowała nieco wyciszyć jego emocje – Usiądź. Wody?

- Nie chcę wody! Chcę policji! Okradziono mnie! Mój geniusz został zdeptany – zaczął skakać niczym trzylatek w sklepie z zabawkami, próbujący wymusić na matce kupno najdroższego zestawu klocków

- Ja w dalszym ciągu nie wiem o co chodzi i myślę, że łatwiej będzie tobie pomóc, jeśli będę wiedziała krok po kroku co się wydarzyło

- To jest Pshemko nie Antonio – wyciągnął w jej kierunku wydruk ze strony internetowej konkurencyjnej firmy podtykając jej pod sam nos. Odebrała kartkę i przyjrzała jej się uważanie. Pod zapowiedzią nowej kolekcji domu mody Schot&Scott widniały dwa projekty sukien.

- To są twoje projekty? – dociekała, próbując poukładać sobie, co siwowłosy chce jej przekazać

- Ten nie, ten tak – wskazał poszczególne sukienki – Tylko tu jest burgund, a moja była purpura antyczna

- Ale jesteś pewny? Może to coś podobnego? Może mieliście podobne inspiracje

- Słucham?! – aż poczerwieniał ze złości – Urszula mi nie wierzy! O Dio, nawet Urszula przeciwko mnie! Koniec świata! Odchodzę, zwalniam się, jadę do samotni.

- Poczekaj, przepraszam – próbowała posadzić go na sofie – porozmawiajmy

- Nie widzę sensu dalszej współpracy jeśli Urszula mi nie wierzy.

- Ależ wierzę. Ja się po prostu do końca nie znam. Czasem na kartce projekty są do siebie podobne, a finalnie wychodzą dwie zupełnie różne kreacje. Wierzę ci, że ktoś przywłaszczył sobie twój projekt. Plagiat – bardziej stwierdziła niż zapytała – Zadzwonię zaraz do Marka. On ma jakiegoś dobrego mecenasa od praw autorskich. Pozwiemy ich. Jeszcze cię będą przepraszać. Wyślemy to – wskazała na kartkę – Wyślemy twój projekt z pismem z kancelarii i – nie zdążyła do kończyć, bo projektant wszedł jej w słowo

- Ale nie ma mojego projektu. Zniknął – był na granicy histerii

- Jak to zniknął?

- Jak tylko mój asystent mi to pokazał to zaczęliśmy szukać mojego rysunku. Nie ma

- Może się gdzieś zawieruszył. Na pewno się znajdzie

- Ktoś go z mojej pracowni ukradł! Żeby tworzyć trzeba mieć porządek. Nigdy nic dobrego nie wynika z chaosu. Wszystkie projekty do realizacji leżą w jednym miejscu. Na półce pod oknem. Nie ma – te dwa słowa niemal przeliterował – Cztery razy szukaliśmy. Mój najlepszy projekt. Moje dzieło. Sens mojego życia – niewiele brakowało, a rwał by włosy z głowy

- Pshemko, spokojnie. Zaraz będzie tutaj Marek i ustalimy plan działania. A teraz idź do pracowni. Zaraz przywiozą ci gorącą czekoladę. Niedługo do ciebie przyjdę, dobrze? Spokojnie – pogładziła go po plecach i odprowadzając do drzwi wzięła głęboki oddech.

- Aniu – poprosiła asystentkę – Zadzwoń proszę do Marka, niech jak najszybciej przyjedzie. Zamów dla Pshemko gorącą czekoladę. Dużo. Z dostawą na już. I zadzwoń proszę do chłopaków z technicznego i IT. Niech przyjdą za godzinę. Przygotuję wszystkie rzeczy do przeniesienia. Na kilka dni przeniosę się do tego pokoju  vis a vis pracowni Pshemko. Muszę mieć go na oku – wydając polecenia Banaszek jednocześnie wysłała sms’a do Władka ‘Zapraszam na górę. Proszę sprawdzić mój gabinet’