B

poniedziałek, 18 grudnia 2017

'Umowa' XXIII


Życzę Wam udanych Świąt! Spędźcie je tak, jak lubicie! ;) 

- Tak w ogóle to chciałem ci podziękować – zaczął rozmowę, gdy o zachodzie słońca siedzieli w prywatnym jacuzzi, usytuowanym na tarasie ich domku. Drugi dzień spędzili niemal cały na plaży. Dopiero wieczorem zdecydowali się na krótki spacer po kurorcie – za ślub, ale przede wszystkim za to, jak fajnie dogadujesz się z moją rodziną. Dziękuję ci, że z wielka klasą i cierpliwością znosisz wszystkie dziwaczne pomysły mojej babki – wywrócił oczami na wspomnienie staruszki – I że mimo różnych niesnasek między nami jesteś bardzo wiarygodna. Wiem, że odgrywanie roli mojej żony nie jest dla ciebie łatwe. I chciałem cię przeprosić. Zdaję sobie sprawę, że w pewnym momencie zacząłem traktować cię instrumentalnie. Kompletnie na to nie zasługujesz – pokiwała głową, nie bardzo wiedząc, co mogłabym mu w tej sytuacji odpowiedzieć. Nie zamierzała zaprzeczać i mówić czegoś wbrew sobie tylko po to, by poprawić mu samopoczucie. Nie chciała również rozpoczynać dyskusji, która z pewnością zakończyłaby się wzajemnymi docinkami. Dziś znów było między nimi całkiem miło i zależało jej, żeby ta atmosfera utrzymała się jak najdłużej, a już na pewno do ich powrotu do Polski. Dziś znów zaczęli prowadzić pewnego rodzaju grę, której motywem przewodnim było ekscytujące napięcie – Nie mówię tego, żeby zyskać w twoich oczach. Po prostu zdałem sobie sprawę, że rzeczywiście masz rację. Zachowywałem się jak palant.

- Cóż za samokrytyka – nie potrafiła pozbyć się tej odrobiny złośliwości

- Szczera i przemyślana – upił łyk szampana, dając sobie tym samym chwilę na pozbieranie myśli. Przyglądała mu się uważnie, zastanawiając się, czy to kolejna maska. Jeszcze kilka godzin temu to on nie spuszczał z niej wzroku na plaży, teraz to ona świdrowała go wzrokiem – Nie ukrywam, że chciałabym się jeszcze kiedyś z tobą kochać, ale skoro ty nie chcesz, to nie zamierzam cię do niczego zmuszać – oświadczył. Sprawdzał ją? Prowokował? Czy postanowił dać jej przestrzeń i nie wymuszać na niej decyzji? A może wyczuł, że to ona znów zaczęła prowokować jego, wysyłać sygnały? To zaproszenie do jacuzzi było chytrym planem, czy spontanicznym pomysłem?

- Kto ci powiedział, że nie chcę? – zapytała ze stoickim spokojem, wpatrując się w jego oczy, w których malowało się zaskoczenie.

- Przecież uciekasz przede mną, przywołujesz do porządku za każdym razem, gdy chcę się do ciebie zbliżyć. Miałem wrażenie, że żałujesz tamtej nocy

- Trzymałam cię na dystans, bo mnie wkurzałeś – oświadczyła poważnym tonem

- A teraz też cię wkurzam? –zapytał z tajemniczym uśmieszkiem

- Nie. Od kilku dni jesteś całkiem znośny – mówiła z udawaną niechęcią i lekceważeniem – Aż jestem zadziwiona

- A coś byś zrobiła, gdybym cię teraz pocałował? – zapytał uwodzicielskim głosem. Jacuzzi było z pewnością miejscem, które sprzyjało bliskości.

- Nie wiem. Spróbuj – prowokująco spojrzała mu w oczy. Drugiej zachęty nie potrzebował. Przysunął się bliżej niej i zaatakował wargi. Nie był to pocałunek czuły, delikatny niczym muśnięcie motyla. Był głęboki, zachłanny, przepełniony pożądaniem. Zwinnym ruchem posadził ją sobie na kolanach i łapczywie pieścił jej usta.

- Nasz układ nigdy nie będzie elementem umowy – mówiła, gdy zeszedł z pocałunkami na jej szyję i dekolt. Nim się spostrzegła, sprytnie pozbył się górnej części jej bikini.

- Yhym – mruknął, kontynuując pieszczoty. Pod powierzchnią wody jego dłonie sunęły po biodrach i pośladkach, ugniatając je lekko.

- Nigdy nie będę dziewczyną na każde twoje skinienie, spełniającą twoje zachcianki. Nie będę twoją zabawką. Rozumiesz? – starała się ustalić te kwestie, nim do czegokolwiek dojdzie. Dobrzański wymruczał coś na kształt zgody, potwierdzenia, że jej słowa do niego dotarły. Tak naprawdę doskonale zdawała sobie sprawę, że w tym momencie skupiony na rosnącym pożądaniu, zgodziłby się na wszystko. Gdyby mu podsunęła umowę, w której zobowiązuje się do sprzedaży swojej firmy za symboliczne pięć złotych, podpisałby bez mrugnięcia okiem. Zdecydowanie miał ochotę na kontynuację tych miłosnych igraszek w wannie wypełnionej bąbelkami. Poddawała się jego pieszczotom do momentu, aż poczuła, że próbuje pozbyć się jej majtek. Wtedy nastąpiło otrzeźwienie i brutalne zakończenie tej gry wstępnej. Momentalnie zeskoczyła z jego kolan, wywołując kompletną dezorientację bruneta. Oddychał krótkim, urywanym oddechem, próbując skupić rozbiegany wzrok na niej i najwyraźniej włączyć myślenie.

- My już zdaje się rozmawialiśmy na temat zabezpieczenia – spojrzała na niego wymownie i nie czekając na odpowiedź zniknęła we wnętrzu domku. W głębi duszy miała przyznać, że miała niebywałą ochotę na kontynuację tej miłosnej gry, ale mimo wszystko musiała zachować resztki rozsądku. Umowa dobiegnie końca za kilka miesięcy, a tym samym ich układ, a konsekwencje w postaci małego człowieka tylko komplikowałyby i tak już pogmatwaną relację. Wiedziała jednak, że tylko rozbudziła w Marku apetyt i szybko będzie dążył do kolejnego zbliżenia. Nie myliła się.



Miażdżąc co chwilę jej wargi i dysząc wprost do ucha, intensywnie pracował biodrami. Powoli dochodzili, oznajmiając światu orgazm numer dwa przeciągłym jękiem. Tak w zasadzie tego wieczoru osiągnęła szczyt trzykrotnie. Pierwszy raz, nim Marek zdążył się pozbyć jeszcze swoich bokserek. Pieścił ją ustami i opuszkami palców tak intensywnie i umiejętnie, iż sama była zaskoczona, że potrafi dojść tak szybko i mocno. Obserwując jej szczytowanie był z siebie wyraźnie zadowolony.

Ciężko dysząc opadł na poduszkę obok. Patrzył na nią, szczerząc się szeroko, ukazując przy tym swoje dołeczki w pełnej krasie.

- Mam nadzieję, że tym razem nie jesteś zawiedziona – stwierdził, podpierając głowę na ramieniu – Spełniłem twoje oczekiwania? – posłał jej cwaniacki uśmiech.

- Uuuu, widzę, że strasznie cię to ubodło – zaśmiała się złośliwie – Moje słowa śnią ci się po nocach? Jeszcze będziesz miał traumę – udała przerażenie

- Tym razem nie dasz rady skłamać, że nie było ci ze mną dobrze

- Zaraz wybiegniesz przed domek i zaczniesz krzyczeć ‘ktoś widział moje ego’?. Ja widziałam, jechało na rowerze – przypomniała sobie zasłyszany cytat, który świetnie pasował do tego przekonanego o swojej wyjątkowości faceta. Wywrócił oczami.

- Potrafimy się świetnie dopasować nie tylko na herbatce u mojej matki, ale również w łóżku – mruknął, układając się wygodniej i przygotowując do snu

- Uważaj, bo jeszcze się zakochasz - zadrwiła

- Chciałabyś – sama nie wiedziała, czy brzmiało to jak stwierdzenie, czy bardziej jak pytanie

- Absolutnie – zaśmiała się – Owszem, od kilku dni mniej mnie denerwujesz, ale wciąż uważam, że masz paskudny charakter – oświadczyła – Jesteś ogromnym egoistą, egocentrykiem, zakochanym w sobie paniczem – wyliczała i z pewnością ciągnęłaby dalej, gdyby jej nie przerwał

- No bez przesady! – obruszył się

- Już dzisiaj była odrobina samokrytyki, ale warto byłoby podążać tą drogą – rzekła lekko rozbawiona, starając się zachowywać poważny ton – Musisz dostrzegać potrzeby kobiety. Mówię to w trosce o twoją przyszłość.

- Dziś bardzo skupiłem się na twoich potrzebach – spojrzał na nią wymownie.

- Nie mówię tylko o seksie – wywróciła oczami – Ale o całokształcie. Może kiedyś spotkasz taką, z którą będziesz chciał być naprawdę, a nie tylko na niby, żeby zgarnąć pieniądze babci – przysłuchiwał jej się z uwagą - Może spotkasz taką, w której się wreszcie zakochasz i wtedy musisz robić wszystko, żeby jej nie stracić. To taka darmowa lekcja na przyszłość. Może kiedyś twoja przyszła żona będzie mi za to wdzięczna.

- Powiem jej, że to dzięki mojej byłej żonie – szepnął

- Tylko błagam, nie każ mi się z nią przyjaźnić – oboje się głośno zaśmiali.


Egzotyczny urlop szybko minął i nim się spostrzegli siedzieli w samolocie lecącym w kierunku Warszawy. Ula przeglądała kalendarz, przypominając sobie o wszystkich zobowiązaniach, które czekały na nią w najbliższym czasie. Do pracy wracała ledwie na dwa dni, by znów wyjechać na króciutki urlop. Jeszcze podczas pobytu na Dominikanie zadzwoniła do Marka Genia, informując ich, że z pewnością mieli okazję się sobą nacieszyć, więc zamierza im towarzyszyć podczas weekendu na Mazurach. Najwyraźniej zżerała ją ciekawość i nie wyobrażała sobie, żeby miała czekać na relację z ich podróży poślubnej kolejny tydzień. Oboje byli niezadowoleni i żałowali, że nie wybrali się tam przed ślubem.

- Wychodzi na to, że w marcu będziesz mógł złożyć pozew o rozwód – powiedziała, analizując kalendarz w swoim smartphonie

-Chyba tak – mruknął zaskoczony tematem, który rozpoczęła – A czemu pytasz?

- Gdy Jasiek był w Polsce ustaliliśmy, że polecę do niego wiosną na krótki urlop. Nigdy jeszcze nie byłam w Kanadzie. Zastanawiam się, jak to wszystko zaplanować, żeby mój wyjazd nie pokrył się ze sprawą rozwodową. W grę wchodzi kwiecień, ewentualnie początek maja. Nie chcę siedzieć mu na głowie tuż przed sesją – wyjaśniła.  

- Pieniądze zgodnie z umową powinny wpłynąć w połowie marca. Wtedy mój prawnik złoży pozew. Nie chcę robić tego wcześniej, na wypadek gdyby coś się dostało do mediów. Pójdzie plotka i babka się dowie. Dopiero by było, jakby się wycofała w ostatniej chwili – zaśmiał się pod nosem – Myślę, że pod koniec kwietnia będziesz już rozwódką – spojrzał na nią

- Z tego umownego pół roku zrobił się rok

- Chyba nie jest tak do końca stracony – mruknął

- Zawsze mogło być gorzej – puściła mu oczko i znów skupiła całą swoją uwagę na wirtualnym planie zbliżających się tygodni - Trzeba będzie po weekendzie zrobić bilans zysków za serię imprez integracyjnych dla Majewskiego - kiwnął porozumiewawczo głową

piątek, 10 listopada 2017

'Umowa' XXII

Witajcie, 
dziękuję za cierpliwość w oczekiwaniu na XXII rozdział. Na początku krótkie ogłoszenie. 
Bliscy w ostatnim czasie potrzebują mojego zaangażowania i jeszcze więcej mojego czasu. To niestety nie sprzyja ani publikacjom, ani tym bardziej pisaniu nowych rozdziałów. Dlatego też rozdziały pojawiają się nieregularnie. Będą momenty, gdy uda mi się opublikować dwa rozdziały w jednym tygodniu, by później milczeć przez kolejne dwa/trzy. Trudno mi powiedzieć, jak długo to jeszcze potrwa. Miesiąc, dwa, może trochę dłużej. Liczę na Waszą wyrozumiałość! Mam nadzieję, że gdy będę tu wracać, Wy wciąż tu będziecie!
Miłego weekendu! :)

Obserwując kołujące na płycie warszawskiego Okęcia samoloty, oczekiwała w hali odlotów. Dziś wylatywali w podróż poślubną, która była prezentem od Geni. Przesadny luksus i wszechobecni celebryci jakoś nigdy jej nie pociągli, w przeciwieństwie do Marka. Od kilku dni przeżywał wyjazd na egzotyczną wyspę, zastanawiając się, które kąpielówki powinien kupić, by wyglądać modnie i które będą najlepiej współgrały z najnowszym modelem okularów przeciwsłonecznych. Ulka patrzyła na te przygotowania z pobłażaniem i lekkim niesmakiem, starając się nie komentować, by przed samym wylotem nie wybuchła awantura. Dobrzański był stworzony do przepychu i najwyższych standardów. Babka idealnie trafiła w jego gust. Powtarzała mu kilkakrotnie, że wolałaby ten czas spędzić w Europie, zwłaszcza, że wrzesień na południu kontynentu był jeszcze dość ciepły. I bynajmniej nie miała na myśli ani Mykonos ani Lefkady, gdzie roiło się od zamożnych ludzi, dla których krótki wypoczynek był świetną okazją do lansu i manifestowania ‘bo nas stać!’. Gdyby mogła decydować z pewnością wylądowaliby w jakimś niewielkim miasteczku na południu Włoch albo Hiszpanii w skromnym hoteliku, a nie w modnym kurorcie. Mimo, że cel podróży nie był wymarzony, to postanowiła za wszelką cenę dobrze się bawić. Z Markiem, albo bez niego. Niechętnie spojrzała na zegarek, zdając sobie sprawę, że do wylotu do Frankfurtu, w którym mieli przesiadkę, zostało jeszcze ponad godzinę. Dobrzański zniknął w jednym ze sklepów bezcłowych, poszukując swoich ulubionych perfum, a ona pamięcią wróciła do wydarzeń sprzed dwóch tygodni, kiedy to na jej palcu pojawiła się obrączka.

Mimo, że wesele było w kameralnym gronie, to z pewnością można je było zaliczyć do udanych imprez. Niechętnie przyznała to nawet pani Cieplak, która ku wyraźnemu rozczarowaniu rodziny męża, została przy swoim nazwisku. Tłumaczyła, że wyrobiła sobie na rynku pewną markę i nie chce wprowadzać zamieszania. Brzeska była tak zachwycona ożenkiem wnuka, że macnęła na tę drobną kwestię ręką. Na zdecydowanej większości wesel jest taki ktoś, kto jest niekwestionowanym królem parkietu i niemal wodzirejem. W przypadku wesela Dobrzańskiego, tę rolę, ku zaskoczeniu zaproszonych gości, pełniła Genowefa Brzeska. Nikt nie odmawiał jej wspólnego tańca, a trzeba przyznać, że radość z ożenku wnuka i kilka kieliszków szampana wpompowało w nią nową energię. Pląsała po parkiecie w ramionach wnuka, zięcia i pozostałych weselników, jak czterdziestolatka. Nie było po niej widać ani wieku, ani zadyszki, ani nawet niedawnych problemów z kręgosłupem. Ula z wyraźnym rozbawieniem obserwowała, jak Marek wywija z babcią, przy głośnym aplauzie weselników.

-Nawet nie zaczynaj – warknęła, kiedy poczuła, że rozpina suwak jej sukni. W apartamencie dla nowożeńców znaleźli się krótko po trzeciej, a Dobrzański od samego progu przeszedł do konkretów. Doskonale zdawała sobie sprawę, że na coś liczy. Uważał, że skoro świetnie bawili się na dole, przytulali i wymieniali żarliwe pocałunki, to miła atmosfera przeniesie się również do sypialni – Nie zamierzam się z tobą kochać, gdy działasz mi na nerwy – oświadczyła i ku rozczarowaniu małżonka, zamknęła się w łazience.



Z zamyślenia wyrwał ją głos Dobrzańskiego, który nieoczekiwanie dosiadł się na metalowe krzesełko, tuż obok niej.

- Kupiłem ci perfumy – wyciągnął w jej kierunku niewielkie kartonowe pudełeczko z pokaźnej wielkości logiem znanej marki na wieczku. Obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem.

- Zupełnie niepotrzebnie – wzruszyła ramionami – Nie bardzo wiem, jak mam to interpretować – wciąż nie spuszczała z niego wzroku, jakby próbując wyczytać w oczach jego intencje. Dobrzański niewiele rzeczy robił bezinteresownie. Tyczyło się to zarówno niej, jak i babci, rodziców, części znajomych, u których bywał tylko po to, by te kontakty zaowocowały w późniejszym okresie jakimś biznesem. Uśmiechnął się pod nosem

- Wiem, co sobie teraz myślisz, że chcę cię do siebie przekonać jakimś flakonem – umiejętnie nawiązał to faktu, iż po wspólnej nocy ich relacje znacznie się ochłodziły. Było niemal tak, jak na początku umowy, a przecież od momentu zaręczyn było dobrze. Można się było nawet pokusić o stwierdzenie, że się zaprzyjaźnili – Po prostu chciałem sprawić ci przyjemność. Nie doszukuj się w tym drugiego dna

- Dziękuję – odebrała prezent i psiknęła niewielką ilość na nadgarstek, zaciągając się zapachem jaśminu, kwiatu pomarańczy i jeszcze kilku innych nut, których nie potrafiła rozróżnić – Bardzo ładne.

- Miałem nadzieję, że ci się spodobają – posłał jej delikatny uśmiech. Miała wrażenie, że chciał dodać coś jeszcze, ale ostatecznie zrezygnował zmieniając temat – Idziemy na kawę? – skinęła głową i ruszyła jego śladem



Do hotelu dotarli stosunkowo późno. Wielogodzinna podróż oboje pozbawiła energii i pozwolili sobie jedynie na krótki rekonesans po terenie ekskluzywnego hotelu. Zwiedzanie okolicy zostawili na kolejne dni i po kolacji składającej się z lokalnych specjałów udali się do pokoju. Jego skóra była jeszcze wilgotna po prysznicu, gdy wsunął się pod prześcieradło, pełniące zapewne w tej szerokości geograficznej rolę kołdry. Przytulił się do jej pleców, a jego dłoń wylądowała na jej talii. Odsunęła się nieznacznie, obrzucając pytającym spojrzeniem.

- Spokojnie – wyszeptał, niemal wprost do jej ucha – Na nic nie liczę. Po prostu chcę się do ciebie przytulić. Każdy chyba tak ma, że potrzebuje odrobinę ciepła drugiej osoby –

- Powiedziałabym, że jesteś ostatnią osobą, która od kobiety oczekuje przytulenia – rzekła z lekkim sarkazmem, ale nie odsunęła się – Ale ok. Mogę utulić cię do snu – zasnęła, czując jego ciepły oddech na swojej szyi.



Gdy tylko pojawiła się na plaży w skąpym bikini obserwował ją pożądliwym wzrokiem. Początkowo udawał, że wcale nie zerka w jej kierunku i nawet gdy nasunął na nos przeciwsłoneczne okulary i tak wiedziała, że wodzi za nią wzrokiem. Później przestał się z tym kryć i bezczelnie obserwował kropelki wody spływające po jej bladej skórze. Odnosiła wrażenie, że tylko na nią tak spoglądał, że wszystkie inne półnagie kobiety nie były w kręgu jego zainteresowań. Przez moment przeszło jej przez myśl, że tak jest w istocie, ale szybko doszła do wniosku, że to jego przemyślana taktyka, by zyskać jej przychylność i ugrać jak najwięcej podczas tego wyjazdu. Ta jego ochocza propozycja, że wmasuje jej w plecy olejek z wysokim filtrem bynajmniej nie wydawała jej się efektem troski. Zdecydowanie przedłużał tę czynność, wodząc dłońmi po jej rozgrzanej skórze i gdyby nie byli w miejscu publicznym śmiało mogłaby stwierdzić, że to początek gry wstępnej. Nie uciekała i nie komentowała. Postanowiła przyjmować jego zabiegi z obojętnością, choć od ich wspólnej nocy wciąż prowadziła ze sobą wewnętrzną walkę. Zastanawiała się, jak powinna się wobec niego zachowywać. Nie wiedziała, którą taktykę obrać. Sprowadzić go do parteru i wyznaczyć linię, której już nigdy nie pozwoli mu przekroczyć, czy jednak wejść w ten układ, akceptując warunki, które proponował. Ucieczki, nerwy i atakowanie tylko zwiększało przewagę Dobrzańskiego, a tego nie chciała. Musiała mieć absolutną kontrolę nad tą sytuacją, w którą dała się wplątać na własne życzenie. Nie pozwoli sobie, by była jego zachcianką, bezwiednie poddającą się jego woli. To ona musi świadomie decydować.

Może i seks do końca trwania umowy wcale nie był takim złym pomysłem. Kalkulowała. Rozważała wszystkie za i przeciw. Przecież gdyby za każdym razem do seksu potrzebna była miłość, ludzie chodziliby po tym świecie samotni i sfrustrowani. Czasem wystarczy pociąg fizyczny, sympatia, potrzeba bliskości. Nie próbowała się oszukiwać, przecież udane życie intymne potrafiło niezwykle podnieść samoocenę. Najlepszym tego przykładem był Marek. Ale przecież ona też czuła się fantastycznie, gdy widziała pożądanie w jego oczach. Widząc jego spojrzenie, przez chwilę potrafiła uwierzyć, że jest gwiazdą filmową hollywoodzkiego formatu, okrzykniętą ikoną piękna. Wielokrotnie wracała pamięcią do rozmowy z dziewczynami z biura, jeszcze przed swoim rzekomym związkiem z Dobrzańskim.

- Nie można wartości kobiety mierzyć poprzez posiadanie faceta – oburzyła się Patrycja – Nie jesteś prawdziwą kobietą, bo nikt cię w tym tygodniu nie przeleciał – prychnęła – weź się puknij w głowę

- Oj ja tego nie powiedziałam – obruszyła się Daria – Ale kilka orgazmów jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Powiem więcej, endorfiny szybują na Maksa. A zawsze to przyjemniej, gdy do tego szczytu doprowadzi cię jakiś przystojny, dobrze zbudowany facet, który patrzy na ciebie tak, że miękną ci kolana.

- Patrzy na ciebie, jak lew na swoją ofiarę. Fajnie w tych oczach czasem oprócz dzikiego pożądania dostrzec również odrobinę miłości – Patrycja nie rezygnowała ze swoich poglądów

- A czy ktoś ci każe wychodzić za mąż, że ci miłość potrzebna? – Daria spojrzała na koleżankę rozbawiona – Jesteś młoda, korzystaj z życia. Kiedy będziesz uprawiać seks? Na emeryturze? – zaśmiała się pobłażliwie – Kilka intensywnych spotkań jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Wówczas jedynie przysłuchiwała się rozmowie koleżanek. Sprawa w gruncie rzeczy jej nie dotyczyła. Dziś w jej życiu był szpakowaty brunet. Marek Dobrzański nie wzbudzał w niej aż tak ciepłych uczuć, by nie mogła później gładko tego zakończyć. Przecież się w nim nie zakocha, bo oprócz cudownych oczu i przystojnej twarzy, wciąż posiadał paskudny charakter. Decyzja zapadła. Sztuka polegała na tym, by odpowiednio to teraz poprowadzić.

niedziela, 22 października 2017

'Umowa' XXI


Owszem, przygotował obiad, który zjedli razem, ale Ulka wybitnie unikała interesującego go tematu. Postanowił nie naciskać i dać jej dzień, dwa na przemyślenie kwestii ich układu. Stwierdził, że naciskanie przyniesie efekt odwrotny do zamierzonego. Zresztą Cieplakówna przezornie, tuż po obiadokolacji zaszyła się w gabinecie tłumacząc się zaległościami w papierach, a do sypialni dotarła, gdy Dobrzański już cicho pochrapywał. Kolejnego dnia miał event, więc blisko trzynaście godzin spędził poza domem. Ula nie kryła swojego zaskoczenia, gdy weszła do sypialni kilka minut po dziewiątej, a on jak gdyby nigdy nic czytał książkę.

- A ty przypadkiem nie miałeś być w pracy? – zdjęła żakiet i powiesiła go w szafie

- Byłem. Jestem szefem, nie muszę być od początku do końca, od tego mam ludzi – odłożył najnowszą powieść duńskiego pisarza na nocną szafkę – Swoją drogą potwierdziłem rezerwację na najbliższy weekend. Najrozsądniej będzie wyjechać w piątek przed wieczorem – w pozycji półleżącej splótł ręce pod głową

- Gdzie potwierdziłeś rezerwację? – zmarszczyła brwi. Przecież ślub miał się odbyć dopiero w następny weekend

- No w hotelu na Mazurach – spojrzał na nią, jak na kosmitkę. Przecież ten wyjazd przekładali już od dobrych pięciu tygodni

- Ja nie jadę – zadeklarowała i jak gdyby nigdy nic zaczęła przygotowywać się do wieczornego prysznica

- Jak to nie jedziesz? – wyraźnie się zdenerwował, siadając gwałtownie na łóżku – Przecież od dwóch tygodni mówiliśmy, że będzie to nasz wyjazd przedślubny

- Jadę do Rysiowa – wzruszyła ramionami

- A świetnie – cmoknął, nie kryjąc irytacji i niezadowolenia. Najwyraźniej postanowiła grać mu teraz na nosie i robić po złości.

- Nie zachowuj się, jak obrażony trzylatek – westchnęła wywracając oczami – Sam chciałeś, żeby na ślub przyleciał mój brat, że będzie wyglądać to bardziej wiarygodnie. Jasiek będzie w Polsce jedenaście dni. Nie widziałam go od dziesięciu miesięcy, więc chciałabym z nim spędzić jeden weekend. Chyba nie tak trudno to zrozumieć

- Nie wiedziałem – jego ton złagodniał – Jasne, to zrozumiałe. Przepraszam. Po prostu myślałem, że nie chcesz jechać przez to, co wydarzyło się między nami.

- Wszystko odnosisz do siebie. Nie jesteś pępkiem świata – spojrzała mu znacząco prosto w oczy. Zignorował tę uwagę

- Nie chciałem, żeby babcia była zawiedziona. Bardzo cieszyła się na ten nasz wyjazd

- Z pewnością zrozumie

- Masz rację – chrząknął, chyba chciał dodać coś jeszcze, ale wyszła z pokoju. Gdy wróciła Dobrzański wciąż czytał. Krążąc po sypialni w skąpej koszulce nocnej przygotowywała sobie zestaw ubrań na kolejny dzień. Jeden z jej stałych klientów, który miał zamiar założyć nowy biznes, zażyczył sobie spotkania o siódmej trzydzieści. Znad książki bacznie ją obserwował. Każdy jej ruch, krok. Miał wrażenie, że znów go prowokuje. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak na niego działa. Gdy tylko położyła się na boku, tyłem do niego, poczuła jego dłoń sunąca po biodrze w stronę pośladka, a później ciepły oddech tuż przy szyi. Gwałtownie się odsunęła i obrzuciła go karcącym spojrzeniem

- Jesteś na najlepszej drodze do tego, bym wróciła do swojej sypialni – zacisnął zęby i gwałtownie wypuścił powietrze

- O co ci chodzi, co? – zdenerwował się – Najpierw mnie prowokujesz, a później uciekasz

- Ja cię prowokuję? – zapytała udając zaskoczenie. Doskonale widziała, jak wodził za nią wzorkiem, odkąd tylko wyszła z łazienki – Rozumiem, że od teraz mam spać w worku na ziemniaki, bo koszulka nocna wywołuje u ciebie wzwód – rzekła z wyraźną ironią i trudnym do ukrycia rozbawieniem. Najwyraźniej świetnie bawiła się jego kosztem.

- Przecież było nam razem fajnie – mruknął – Możemy sobie dać nawzajem wiele rozkoszy

- Ale przecież ja powiedziałam, że się zastanowię.

- I jeszcze się nie zastanowiłaś? – po tym pytaniu roześmiała się na całe gardło

- Wiesz, na czym polega twój problem? Myślisz tylko o sobie i nie widzisz nic poza czubkiem własnego nosa. Zresztą już ci to dziś powiedziałam. Rozpieszczony panicz. Ja na przykład mam mniejsze potrzeby – spojrzała mu z wyższością w oczy – I lepiej sobie z nimi radzę. Mam być na twoje zawołanie w kwestii rodzinnych obiadków, scenek odgrywanych przed babcią, a teraz co? Mam być na twoje klaśnięcie, gdy najdzie cię ochota na seks? Jak taka dmuchana lala, którą wyjmujesz z szafy, kiedy ci stanie… – spuścił wzrok. Faktycznie miała rację, traktował ją dość instrumentalnie – A swoją drogą na przyszłość pamiętaj o prezerwatywie. Chyba oboje nie mamy ochoty na konsekwencje tej dziwacznej umowy – tym krótkim zdaniem dała mu nadzieję, że ich wspólna noc prawdopodobnie nie była ostatnią

- Nie lubię gumek – rzekł szczerze – Nigdy ich nie stosuję ze stałymi partnerkami. Zdecydowanie praktyczniejsze są tabletki

- Co ty nie powiesz? – zapytała z kpiną – To może sam zaczniesz brać tabletki? Ciekawa jestem dlaczego jeszcze nie wprowadzili na rynek doustnej antykoncepcji dla mężczyzn. A tak… - prychnęła zdenerwowana – ma za dużo skutków ubocznych. Po co faceci mają się narażać na nowotwory. Przecież wy przechodząc grypę walczycie o życie – zaśmiała się złośliwie - Do twojej wiadomości nie zamierzam łykać hormonów tylko po to, byś był usatysfakcjonowany! – prychnęła i naciągając na głowę kołdrę wtuliła się w poduszkę. Postanowił, że najbezpieczniej będzie zakończyć na dziś ten temat. Przez kolejne trzy dni sytuacja była między nimi napięta. Rozmawiali na neutralne tematy, wolał jej nie drażnić, gdy do ślubu można było odliczać godziny.

 

W sobotnie przedpołudnie zajechali pod hotel ‘Sielsko, anielsko’. Krajobraz rozpościerający się wokół był zgodny z nazwą. Cudowny widok na Zlew Zegrzyński rozpościerający się z ogrodu i okien sali, w które miało odbywać się wesele i piękna pogoda, jak na zamówienie, tworzyły wyjątkową scenerię. Dobrzański ustalił, iż jeśli będzie ciepło i słonecznie uroczystość odbędzie się w ogrodzie. Wszystko było już gotowe, a natura im sprzyjała. Udali się do zamówionych pokoi w celu przygotowania do uroczystości. Nim przyjechała jej świadkowa, Violetta, Ula udała się  na krótki spacer, wzdłuż Zalewu. Podczas tej krótkiej przechadzki próbowała przekonać samą siebie, że dobrze robi. W zasadzie nie miała już wyjścia. Kilka miesięcy temu podpisała umowę, która zobowiązywała ją do zawarcia małżeństwa z Dobrzańskim. Za pół roku miała odzyskać wolność i możliwość ułożenia sobie życia z facetem, który pokocha ją szczerze i przy którym będzie chciała się zestarzeć. Póki co musiała się wywiązać z zobowiązań. Musiała za kilka godzin założyć maskę zakochanej narzeczonej, a później żony. Wiedziała, że to nie będzie łatwe, zwłaszcza, że będzie pod baczną obserwacją ojca i Maćka, który odkąd poznał prawdziwe powody ich związku, wyraźnie manifestował, że Cieplakówna popełnia największą głupotę swojego życia. I jeszcze Marek… Co jej strzeliło do głowy, żeby się z nim przespać? Zwłaszcza przed ślubem… To wszystko skomplikowało. Fakt, było im razem dobrze, ale to nie powód, by pozwoliła się traktować instrumentalnie. Doskonale wiedziała, jaki jest Dobrzański i jakie ma podejście do życia. Faktycznie, mogli miło spędzić te kilka miesięcy. Mogła to potraktować jako ciekawą przygodę swojego życia, o której będzie za kilka lat opowiadać przyjaciółkom przy winie, ale z pewnością nie pozwoli z siebie zrobić maszynki do rozładowywania jego popędu. Na początku się zarzekała, że nie pójdzie z nim do łóżka z uwagi na jego podły charakter, że będzie się czuła, jakby się sprzedała. Później na chwilę uśpił jej czujność. Zapragnęła bliskości, czułości, zainteresowania. Wydawało jej się, że gdzieś tam w środku jest całkiem fajnym facetem, z którym potrafiła się nawet zaprzyjaźnić, ale wszystko wskazywało na to, że się myliła.


W sukni ślubnej, finezyjnie upiętych włosach i delikatnym makijażu wyglądała jakby była na Oskarach. Dziś był ten dzień, w którym mogła powiedzieć, że u boku Marka prezentuje się jak milion dolarów. Genowefa Brzeska widząc ją u boku swego wnuka była wyraźnie wzruszona, podobnie jak Helena. Jeszcze przed uroczystością słyszała, jak jej ojcu zachwalała swego wnuka jako wymarzonego kandydata na męża. Słysząc te pieśni pochwalne, których nie powstydziłaby się rasowa przekupka z pobliskiego bazaru, przyznawała Dobrzańskiemu rację, że jego babka uwielbiała koloryzować i go idealizować przed obcymi. Krocząc czerwonym dywanem usłanym kwiatami tworzyli piękną, zakochaną parę. Uroczystość przebiegła sprawnie i po kwadransie przyjmowali już życzenia od garstki osób, które zaprosili. Józef złożył im obojgu życzenia, by po chwili całując córkę w policzek szepnąć jej na ucho ‘życzę ci byś była prawdziwie szczęśliwa. Mam nadzieję, że podjęłaś właściwą decyzję’. Dobrzańscy byli wyraźnie szczęśliwi, że syn wreszcie się ustatkował i znalazł odpowiednią kobietę. Tuż po nich podeszła do nich babcia Genia, która składała im życzenia zdecydowanie najdłużej. Wciąż rozpływała się nad swoją nową wnuczką i przestrzegała Marka, by docenił skarb, jaki ma. Wręczyła im również voucher na podróż poślubną na Dominikanę

- Ale my już dostaliśmy od ciebie prezent – rzekł Dobrzański, oglądając zawartość koperty. Tym krótki zdaniem chciał się upewnić, że babka nie wycofała się z wcześniejszych zobowiązań i darowizna jest wciąż aktualna

- To jest zupełnie inna kwestia, już wcześniej zapowiedziana. Dziś chcę wam dać coś wyjątkowego z okazji ślubu. Mieliście sporo formalności związanych z uroczystością, poza tym oboje sporo pracujecie i nie macie czasu dla siebie

- Spokojnie mogliśmy pojechać na Mazury. W końcu odłożyliśmy to na podróż poślubną – wtrąciła Ula

- Dziecko, człowiek regeneruje się wyłącznie w promieniach słońca. Ten tydzień z dala od obowiązków dobrze wam zrobi. A na weekend na Mazury możecie pojechać nawet pod koniec jesieni, albo i w przyszłym roku. To jest mój prezent dla was i nie przyjmuję odmowy – roześmiała się. Marek absolutnie nie przewidywał odmowy. Pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu na egzotycznej wyspie był dla spełnieniem jego marzeń. Najbardziej powściągliwy ze wszystkich był Szymczyk, który oficjalnie życzył im szczęścia, by przyjaciółce szepnąć na ucho ‘obyś wiedziała, co robisz i nigdy nie żałowała’.

piątek, 13 października 2017

'Umowa' XX

Witajcie po długiej przerwie. :) Dziękuję Wam za cierpliwość. Czasem nasze plany weryfikuje życie. Część XXI prawdopodobnie za tydzień. Dziś wypadł rozdział krótki i bez babci, ale.... Brzeska powróci już za moment! ;)



Przebudziła się później, niż zwykle. Wskazówki zegara przesuwały się leniwie, wskazując kwadrans przed ósmą. Dziś czuła się inaczej. Dziwnie. Nie było radosnego podekscytowania nowym dniem, ani nawet irytacji spowodowanej kolejnym nudnym spotkaniem z upierdliwym klientem, który wymagał od niej cudów w maksymalizacji zysków i minimalizacji kosztów. Nie było nawet napięcia, że za chwilę spotka na dole Brzeską, która będzie w mało taktowny sposób dopytywać o szczegóły ich pożycia, czy plany powiększenia rodziny na najbliższe pięć lat. Od samego rana czuła coś na kształt żalu do samej siebie pomieszanego z radosną satysfakcją. To, że nie była z facetem prawie od roku i że brakowało jej czułości, absolutnie nie było powodem, by iść z pierwszym, lepszym do łóżka. Zwłaszcza, jeśli tym facetem był Marek Dobrzański! Wczoraj wyłączyła rozum i zaczęła żyć chwilą, ale doskonale wiedziała, że takie ‘carpe diem’ w relacjach damsko-męskich zazwyczaj kończy się tragicznie. Sztuka polegała na tym, by do tego ‘korzystania z życia’ za wszelką cenę nie dopuścić serca, bo znów będzie cierpieć. I żeby nie dać zbyt dużego pola manewru Markowi. Doskonale zdawała sobie sprawę, że przez ostatnie tygodnie miała nad nim przewagę. W zasadzie tę przewagę miała od samego początku, gdy tylko zgodziła się na tę umowę, gdy polubiła ją jego rodzina, gdy wymusiła na nim wierność. A teraz przez jedną chwilę zaćmienia umysłu mogła ją stracić. Nie mogła sobie na to pozwolić. Musiała odbudować swoją pozycję. Już sobie wyobrażała, jaki będzie zadowolony z siebie Marek po przebudzeniu. Tyle czasu się broniła, udawała niedostępną, ale przecież on jest tak wspaniały, że nie potrafiła mu się oprzeć. Już teraz podkreślał swój posesywny stosunek śpiąc z ręką na jej biodrze, niemal przytulając się kroczem do jej pośladków, a nie jak zazwyczaj, po drugiej stronie łóżka. Co jej strzeliło do głowy, żeby odwzajemniać pocałunki i żeby dobierać się do guzików jego koszuli? Zawsze mogła wszystko zrzucić na niego, że ją upił. Nie, nie była pijana. Generalnie trudno się upić czterema lampkami wina, ale przecież zdarzają się i tacy, którzy mają kaca po butelce słabej jakości cydru. Fakt, była na lekkim rauszu. Rozluźniona, ale i świadoma swoich czynów. Zwali winę na niego. Niech mu się nie wydaje, że wygrał, i że wszystko będzie teraz miał podane na tacy. Niech nie sądzi, że wystarczy by tylko skinął palcem, a ona już będzie leżała z rozłożonymi nogami. Doskonale wiedziała, że dając się ponieść namiętności nawarzyła sobie piwa, które będzie pić przez najbliższe tygodnie. Niemniej z drugiej strony było warto.


Wkładała właśnie kubek po kawie do zmywarki, gdy poczuła dłonie przyciągające jej biodra do jego.

- Dzień dobry. Cóż za piękny poranek – wymruczał wprost do jej ucha, gdy tylko się wyprostowała. Odwróciła się do niego przodem i obrzuciła zdziwionym spojrzeniem

- A ty się chyba zapominasz – odsunęła się dwa kroki, czym wprawiła go w trudne do ukrycia zaskoczenie

- Nie rozumiem – zmarszczył brwi

- Twoja babcia już z nami nie mieszka, więc możemy się zachowywać normalnie

- Wczoraj też już jej nie było – zauważył przytomnie, posyłając cwaniacki uśmieszek. Reakcja zgodna z jej przewidywaniami.  

- Ale wczoraj, to było wczoraj – rozłożyła ręce w zabawnym geście, gratulując sobie w duchu, że doprowadziła do kompletnej dezorientacji – Już nie wspominając o tym, że mnie upiłeś – spojrzała na niego znacząco. Doskonale odczytał jej aluzję

- Nie muszę upijać kobiety, żeby chciała się ze mną kochać. Zresztą ty na pijaną nie wyglądałaś. Sądziłem, że wreszcie dotarłaś do właściwych wniosków, że warto rozszerzyć naszą umowę i wspólnie możemy umilać sobie czas

- Przemyślę to – szturchnęła go wskazującym palcem w tors – Niemniej musiałbyś się bardziej starać

- Aaaa – roześmiał się – Rozumiem, że mam zasłużyć. W porządku – uśmiechnęła się w duchu z satysfakcją. Czyżby Marek Dobrzański był gotowy na poświęcenia by dała się przelecieć dwa razy w tygodniu? – Mam zrobić ci masaż, ugotować obiad?

- Chodziło mi raczej o łóżko – rzekła, klepiąc go w pośladek.  Z premedytacją wbiła mu szpilę – Ale z tym obiadem też jest świetny pomysł

- Twierdzisz, że mam jakieś braki? – zapytał z pretensją.

- Lecę, bo już jestem spóźniona. Będę koło czwartej – posłała mu powietrznego buziaka i wyszła z kuchni, ignorując pytanie. Uwielbiała grać mu na nerwach.


Mieszkali razem od kilkunastu tygodni, a on wciąż nie potrafił jej rozgryźć. Z pewnością ten czas był dla niego ciekawym doświadczeniem. Bo choć Ula niejednokrotnie doprowadzała go do szewskiej pasji, to ten cięty języczek sprawiał mu frajdę. A dzisiejszej nocy mógł się przekonać, że świetnie ze sobą współgrają nie tylko podczas słownych przepychanek. Do tego była ładna i inteligentna, czym wzbudzała podziw wśród rodziny i znajomych. I już mu się wydawało, że osiągnął wszystko, co potrzebne – zachwyt babki, gwarancję znacznej sumy pieniędzy i wreszcie namiętną kochankę. Ale jego przekonanie zweryfikowała poranna rozmowa. Nie wiedział, o co chodzi, nie wiedział na czym stoi. Żałowała, czy po prostu znów się z nim droczyła? Przecież wczoraj nawet nie musiał jej specjalnie namawiać. Ba, od tygodni go prowokowała, prowadząc z nim dziwaczną grę! I jeszcze ta złośliwa aluzja, że jest kiepski w łóżku. Żadna nie narzekała, a jej wczorajszy orgazm z całą pewnością nie był udawany. Czyżby próbowała go wkurzyć i zniechęcić? Wczoraj zrobiła krok do przodu, a on nie pozwoli się jej teraz wycofać. A może po prostu prowokowała go, by ich sypialniane zabawy były jeszcze bardziej wyrafinowane? Gubił się w tym wszystkim, ale postanowił nie odpuszczać. I nawet jeśli w sypialni będzie grać niedostępną, to z pewnością podczas pobytu na Mazurach atmosfera będzie sprzyjać.

czwartek, 14 września 2017

'Umowa' XIX


W sobotnie popołudnie po powrocie z cmentarza, wysłuchaniu podczas spaceru, po raz kolejny, opowieści o wszystkich mężach Genowefy Brzeskiej i obiedzie na mieście Marek poszedł biegać a kobiety piły kawę w salonie. Ula starała się zachowywać pozory, ale w głębi duszy odliczała godziny do powrotu Dobrzańskich z urlopu.

- Powiedz mi moje dziecko, czy masz już suknię ślubną? W końcu wasz ślub już za cztery tygodnie – rzekła wyraźnie podekscytowana. Prawdę mówiąc Cieplakówna nawet nie zauważyła, jak szybko mija dzień za dniem i że do uroczystości zostało tak mało czasu.

- Nie jeszcze. Jeszcze nie – powtórzyła bardziej do siebie, uświadamiając sobie, że jest w lesie w przygotowaniami. Nie to żeby zamierzała jakoś wyjątkowo celebrować ten dzień, ale skoro mieli odegrać przekonującą scenę nie mogła sobie pozwolić na występ w koktajlowej sukience z popularnej sieciówki - Ale zajmę się tym w najbliższym tygodniu.

- To może razem pojedziemy coś wybrać? – zaproponowała z pozorną nieśmiałością

- Dziękuję bardzo za propozycję, ale jestem umówiona na środę z koleżanką. Mamy jechać do kilku salonów i wybrać coś odpowiedniego – taktownie próbowała się wykręcić. Prawdę mówiąc z nikim nie była umówiona. Prawdziwej przyjaciółki też nie miała. Z początku skupiona na studiach i Bartku, później poświęcająca się pracy nie miała czasu na prawdziwą przyjaźń. Właściwej kandydatki też nie miała. Utrzymywała nieco bliższe relacje z kilkoma dziewczynami z biura Marka, ale to wciąż były tylko znajome, ewentualnie koleżanki. Postanowiła o pomoc w wyborze sukni poprosić Violę. W końcu sama niebawem będzie wybierać kreację, więc będzie miała okazję się rozejrzeć. Jeśli odmówi zawsze może poprosić żonę Szymczyka, chociaż nie wiedziała jakie ma nastawienie to jej związku z Dobrzańskim. Miała nadzieję, że Maciej zgodnie z obietnicą się nie wygadał przed żoną, niemniej była pewna, że przyjaciel niezbyt pochlebnie wypowiada się w domu o Marku.  

- Ale to naprawdę będzie dla mnie wielka przyjemność – delikatnie próbowała naciskać - Nie mogę wam pomóc w organizacji przyjęcia, ślubu, to chociaż w tym małym akcentem chciałabym pomóc.  Musisz wyglądać, jak milion dolarów! – wyraźnie się pobudziła - To twój jeden z najważniejszych dni w życiu. Kobieta powinna czuć się wyjątkowo, a odpowiednia suknia powinna twoją urodę podkreślać. I wydobywać wszystko, co najlepsze z twojej figury. A nie oszukujmy się, masz się czym chwalić. Więc nie daj boże nie można tego tuszować! – strofowała ją - A wiesz, jak to jest w tych sklepach. Chcą naciągnąć na coś, co nie idzie, a co niekoniecznie wygląda. Ważny jest materiał,  odpowiedni krój i koniecznie falbanki! – aż klasnęła w dłonie. Ula przyglądała jej się z pozornym uśmiechem i wyraźnym dystansem         

- Co do falbanek, to, to – zaczęła się jąkać czując, że to, co powie nie spodoba się Geni - Nie jestem przekonana – skrzywiła się - Chciałbym bardziej coś prostego, skromnego. Jakiś lejący materiał, zwiewny

- Ale absolutnie! Kochanie, koronki! Tylko koronki i falbany! Ja byłam na kilku ślubach w tym roku,  wiesz wnuki moich przyjaciółek brały śluby i najwięksi projektanci stawiają tylko na koronki.

- Ale to będzie tylko ślub cywilny. Falbany i koronki to bardziej do kościoła.

- To bez znaczenia. Ślub to ślub – stwierdziła kategorycznie

- Ale chyba też powinno się dobrze czuć – próbowała bronić swojego stanowiska – Więc jeśli ja będę się w tym dobrze czuć, będę się bardziej podobać innym. Będę bardziej pewna siebie. Chyba przede wszystkim to mój ślub i ja muszę się czuć komfortowo.

- No dobrze – westchnęła, wyraźnie niepocieszona – Widzę, że cię nie przekonam. Nie będę na ciebie naciskać, ale obiecaj mi, że jeżeli nie kupicie nic w tym tygodniu, to będę mogła pomóc i wspólnie wybierzemy coś odpowiedniego. Dobrze?

- Tak się umówmy - przyznała dla załagodzenia sytuacji i zamknięcia tematu. W duchu modliła się by faktycznie udało jej się kupić suknię, w której będzie wyglądała przyzwoicie a tym samym nie będzie musiała korzystać z pomocy Brzeskiej. Już sobie wyobrażała jaką kreację mogłaby dla niej wybrać kobieta i z całą pewnością nie miała ochoty wyglądać, w dniu, bądź co bądź, swojego ślubu, jak beza.  Nigdy nie była fanką przykuwających uwagę sukni, sterty fiszbin, falbanek, koronek, kryształków i innych udziwnień, w których kobiety wyglądały śmiesznie zamiast atrakcyjnie. Zdecydowanie była fanką skromnych sukienek, które podkreślały urodę. Doskonale wiedziała, że jej figura jest całkiem dobra. I choć na co dzień do tej pory preferował dość luźne stroje, to podczas ślubu nie zamierzała prezentować się w falbanach. Nie miała czego tuszować.



Dobrzański wrócił do domu i po szybkim prysznicu zszedł na dół. Odetchnął z ulgą, że po raz kolejny nie prowadzą dyskusji na jego temat. Babka czytała książkę, a Ula jakiś kolorowy magazyn.  

- Co tam skarbie? - dosiadł się do niej na sofę, wtulając głowę w zagłębienie jej szyi.  

- A wiesz fascynujący artykuł tutaj jest – niechętnie oderwała wzrok od tekstu – O tym, że mężczyzna spotyka w ciągu jednego dnia na swojej drodze pięć kobiet, z którymi chciał poprawiać seks – momentalnie się wyprostował, zerkając na nią z ukosa - Niezwykle wciągające lektura -  wyszczerzyła się w jego kierunku. Znowu miała okazję zagrać mu na nosie. Mogła powiedzieć, że czyta o deszczach w Południowej Ameryce, uprawie ryżu w chińskiej prowincji, albo o sytuacji ekonomicznej ludności w Afryce Północnej, ale z premedytacją zaczęła temat, który zgodnie z przewidywaniami szybko podchwyciła Brzeska i który był drażliwy dla Marka. Tak, oczywiście, zrobiła to celowo – To takie uśrednione wyniki, bo doskonale sama znam jednostki, które każdą napotkaną kobieta chciałaby zaciągnąć do łóżka - posłałam mu krótkie, znaczące spojrzenie, które miała nadzieję Brzeska nie wychwyci, za to Dobrzański doskonale zdał sobie sprawę, kogo w tym momencie ma na myśli.

- Ta – prychnął – Kolejna chybiona teoria amerykańskich naukowców. Że też oni biorą ciężką kasę za produkcję takiego gówna – pokręcił głową z powątpiewaniem

- I tu się kochanie mylisz, bo to akurat polskie badania przeprowadzone przez zespół polskiego psychologa miłości we współpracy z wybitnym seksuologiem – wskazała palcem na odpowiedni fragment artykułu – Dlaczego uważasz, że teoria chybiona? – zaciekawiła się – Czy nie jest tak, że facet mijając kobietę na ulicy od razu ocenia ją przez pryzmat tego, jaką być może jest kochanką? Ponoć na przykład rude odbierane są jako bardzo temperamentne w łóżku – prowokująco spojrzała mu prosto w oczy. Doskonale odczytał jej aluzję.

- Przecież może być farbowana – sprytnie zauważył. Ich dyskusji ze szczerym zainteresowaniem przyglądała się Genowefa – Poza tym jeśli założyć, że każdą napotkaną kobietę wrzucamy do worka ‘dobra’ i ‘zła’ kochanka – wykonał palcami w powietrzu cudzysłów – to wychodziłoby na to, że cały czas myślimy tylko o seksie – roześmiał się

- Według innych badań mężczyzna myśli o seksie średnio co trzy minuty. A jak to jest z tobą kochanie? – z prowokacyjnym uśmieszkiem zaczęła go gładzić po karku

- Jak mnie dotykasz, to myślę coraz częściej – mruknął, obserwując kątem oka, że babka ich wymianę zdań śledzi uważnie

- Tak? - szepnęła – A gdyby teraz przed twoim nosem przeszła ponętna, skąpo ubrana, atrakcyjna kobieta o rudych włosach, to co byś zrobił? Miałbyś ochotę zatrzymać ją w swoim łóżku? – kontynuowała cicho, ale nie na tyle, by Brzeska jej nie słyszała

- Miałbym ochotę zatrzymać ciebie – wyszeptał, a w duchu dziękował, że wybrał czarne jeansy, które dość skutecznie tuszowały jego podniecenie.

- Bo to jest tak, że jak mężczyzna ma u boku odpowiednią kobietę, to nie zwraca wielkiej uwagi na pozostałe – wtrąciła się babka, skupiając uwagę ich obojga. Dobrzański niezauważalnie odetchnął, bo jeszcze chwila tej gry słownej i siedziałby przed swoją rzekomą narzeczoną i babką z potężną erekcją. Chyba by się, zapadł pod ziemię – Ja w te badania wierzę, o ile mężczyzna nie jest zakochany. Mówi się, że jak się kocha, to świata się poza sobą nie widzi. I to się nie tyczy tylko kobiet. Mój świętej pamięci mąż Gerard taki był we mnie wpatrzony, że nawet na sąsiadkę nie zwracał uwagi. A taka była bezczelna, że z cyckami na wierzchu biegała po ogródku, śpiewając ‘motylem jestem’, gdy malował płot. Na ciasteczka go zapraszała, a to jej drzwi piszczały, a to zamek się zepsuł, tak go próbowała ściągnąć do mieszkania. A on był uprzejmy, miły, uczynny, ale wierny i zawsze się w głowę pukał, jak próbowała z nim flirtować – zakończyła swoją opowieść małżeńską, ale kontynuowała życiowe rady – Cały czas trzeba się starać. Nawet bardziej po kilku latach małżeństwa, niż na początku. Zawsze zaczyna się od nowości, fascynacji, namiętności, pożądania. A później człowiek zna się jak łyse konie, w sypialni jest rutyna i człowiek zaczyna się rozglądać za czymś nowym. I tyczy się to nie tylko mężczyzn, ale i kobiet. Przecież nie tylko mężczyźni zdradzają. Z kimś muszą zdradzać – zaśmiała się pod nosem – Kalekami życiowymi są ci faceci, którzy uważają, że im się skok w bok należy, a żona pokornie siedzi w domu. Jeśli on zaniedbuje żonę szukając nowej rozrywki, to i nie powinien się dziwić, że jest rogaczem. W związku się trzeba starać. Zawsze – pokreśliła – Pamiętajcie o tym, dzieci.



W poniedziałkowy wieczór weszła do mieszkania, ciągnąć za sobą walizeczkę z dokumentami. Spędziła trzy godziny w Urzędzie Skarbowym i chętnie by go podpaliła, albo podłożyła bombę. Nie rozumiała, jak urzędnicy z premedytacją mogą marnować czas innych. Sami się nie spieszyli, ale gdyby ona nie złożyła stosownych dokumentów w terminie, pojawiłby się wielki problem. Szczerze miała nadzieję, że Genowefa przygotowała im kolację. Była potwornie głodna i na tyle zmęczona, że z chęcią zjadłaby nawet pieczoną golonkę, której nigdy nie odważyła się tknąć. Jednak w kuchni zamiast staruszki zastała Dobrzańskiego, który przepasany fartuszkiem kuchennym krojąc pomidory nucił coś pod nosem.

- Cześć – dopiero teraz ją zauważył – Gdzie babcia? – zainteresowała się

- Nie ma – rzekł z wyraźną satysfakcją i zajrzał do piekarnika, z którego dochodziły zapachy pobudzające soki żołądkowe – Moi rodzice wylądowali o dwunastej na Okęciu. Po trzeciej zawiozłem babkę do nich. Faszerowana cukinia – wyjął naczynie żaroodporne – Masz ochotę? Pozbyliśmy się jej. Mamy, co świętować – wyszczerzył się

- Jestem głodna, jak wilk. Ale to tak sama z siebie chciała do nich jechać? Nie protestowała? – chciała nakryć do stołu, ale dopiero teraz zauważyła, że dwa talerze i butelka wina już czeka.

- Nie. Nawet nie. Wymieszaj sałatkę – zarządził – Powiedziałem jej, że będziemy się czuli swobodniej, jak się przeniesie i że za kilka dni znów się zobaczymy, bo rodzice będą chcieli podzielić się wrażeniami z wyjazdu. Zresztą już nas umówiłem na kolację w czwartek. Mam nadzieję, że nie masz planów – obrzucił ją krótkim, pytającym spojrzeniem, nakładając zielone warzywa z mięsnym farszem na talerze – Sorry, że z tobą nie ustaliłem, ale byłem tak szczęśliwy, gdy ją tam zawiozłem, że godziłem się na wszystko, co zaproponowała mama – roześmiał się.

- W porządku. Mam nadzieję, że do czwartku uda mi się kupić suknię – wywróciła oczami i biorąc kęs mruknęła z zadowoleniem – Muszę przyznać, że coraz bardziej rozwijasz się kulinarnie

- No właśnie, czasu coraz mniej. Ale dlaczego akurat do czwartku? – zaciekawił się upijając łyk wina

- Bo twoja babka proponowała mi pomoc w wyborze. Wykręciłam się, ale postawiła mi ultimatum, że jeśli do końca tygodnia nie kupię sukni, to się w to zaangażuje – skrzywiła się – A jeśli tak się stanie będziesz brał ślub z bezą. Ona jest fanką przepychu, koronek, falbanek. Także będzie mnie trzy razy więcej. Mogę zginąć gdzieś tam pośród ton tego białego materiału – zaśmiali się oboje

- Trzymam kciuki, żebyś coś znalazła. Zresztą mogę ci pomóc. Możemy jechać jutro – zaoferował

- Wiesz, lepiej nie. Jakby się twoja rodzina o tym dowiedziała jeszcze by kazali przesunąć uroczystość. Generalnie w polskiej tradycji pan młody nie powinien wiedzieć panny młodej w sukni przed ślubem, bo to przynosi pecha

- No chyba nie wierzysz w te zabobony – zaśmiał się

- Ja nie powiedziałam, że wierzę, ale nie wiadomo w co ona wierzy. Jeszcze się przypadkiem dowie i będzie afera

- Wiedzę, że zaczynasz mieć do niej podobny stosunek, jak ja – spojrzał na nią wzrokiem ‘a nie mówiłem?’

- Bez przesady. Ale jeszcze jakiś pismak zrobi nam zdjęcie, jak wybieramy suknię i znów będzie szum. Wolę to załatwić sama przy pomocy Violki.

- W porządku. Ja w zeszłym tygodniu byłem rozejrzeć się za garniturem i sam nie wiem, czy lepszy granat, czy jednak czarny.

- Zdecydowanie lepiej będziesz wyglądał w granacie.

- Zdaje się na ciebie w takim razie. Musimy jeszcze kwiaty wybrać. Dobrze, że oni większość kwestii wzięli na siebie, ale dzień za dniem mija, a my mamy jeszcze kilka szczegółów do załatwienia. A teraz – uzupełnił kieliszki winem – wypijmy za to, że przetrwaliśmy nalot tej czarownicy – ze śmiechem stuknęli się szkłem i wypili po łyku – I za to, że już sobie pojechała

W towarzystwie butelki przenieśli się na sofę. Dyskutowali o szczegółach ślubu, o planach zawodowych na najbliższy czas i o konieczności przesunięcia wyjazdu na Mazury o kolejny tydzień. Doszli do wniosku, że Brzeska z pewnością im wybaczy późniejszy wyjazd, jeśli powiedzą jej, że potraktują to jako podróż przedślubną. Wreszcie napięcie związane z jej wizyta opadło. Już nie musieli kontrolować każdego swojego spojrzenia, gestu, słowa. I nawzajem sobie gratulowali, że przedstawienie wypadło bardzo przekonująco, bo babka wciąż jest ich związkiem zachwycona.

- Przyniosę drugą butelkę – ruszył do kuchni w poszukiwaniu wina

- Chcesz mnie upić – zaśmiała się

- A skąd – zaprotestował wykręcając korek – Chcę się zrelaksować po tym pieprzonym bigbrotherze, który nam urządziła – pokręcił głową. Wciąż nie mógł uwierzyć, że babka złożyła im niezapowiedzianą wizytę. I że przyjechała w takim momencie, że nie miał jak się jej pozbyć – Ja się zastanawiałem, czy rozmawiając wieczorem w sypialni nie usłyszymy zza drzwi ‘rozmowa kontrolowana’ – oboje parsknęli śmiechem.

- Daj spokój – machnęła ręką, gdy nieco się uspokoiła – Oprócz tych dziwacznych rozmów nie było aż tak tragicznie. Nie zaglądała o poranku do sypialni i nie sprawdzała, czy jesteśmy w bieliźnie

- A skąd wiesz? Masz mocny sen

- No bez przesady!

- Ja ci nic nie chciałem mówić, ale jak wróciłem w piątek, to ją przyłapałem, jak wychodziła z naszej sypialni – Ulka spojrzała na niego zaskoczona – No tak. Tłumaczyła, że niby chciała podlać kwiaty, ale konewki w ręku to ona nie miała. Mówiłem ci, że będzie inwigilacja na poziomie służb specjalnych

- Może rzeczywiście chciała je podlać – rzekła takim tonem, jakby sama próbowała się do tego pomysłu przekonać

- Jasne – zaśmiał się z nutą lekceważenia – A świstak siedzi, bo sreberka były z przemytu. Prowadziła z tobą dyskusję o tym, jak się kochamy, to zapewne poszła powęszyć w sypialni. Mam nadzieję, że nie szukała w śmieciach zużytych gumek, ale po niej to już się można wszystkiego spodziewać – mruknął – I mam nadzieję, że to była jednorazowa kontrola i nie wpadnie na pomysł, żeby znów złożyć nam wizytę na przykład kilka tygodni po ślubie. Jeszcze ze dwa dni z nią pod jednym dachem i zawał murowany – połączenie kilka kieliszków wina i jego tekstów sprawiło, że śmiała się perliście – Już nie wspominając o tym, ile mi siwych włosów przez nią przybyło. A później będzie ‘Mareczku, posunąłeś się’ – próbował naśladować staruszkę, a hamując śmiech miał utrudnione zadanie

- Skoro już nie przyjedzie, to mogę wrócić do swojej sypialni – stwierdziła patrząc mu w oczy. Czyżby znów miała ochotę go sprowokować? 

- Nie znamy dnia, ani godziny, kiedy znów przyjedzie – odparł szybko – Poza tym, chyba nie było tak źle. Nie rozkopuję się w nocy, nie chrapię, nie ściągam z ciebie kołdry – zaczął wyliczankę, wciąż utrzymując jej spojrzenie – Idzie zima, będzie ci chłodno. A tak, to zawsze będziesz się mogła przytulić – znacząco podniósł brew do góry.

czwartek, 7 września 2017

'Umowa' XVIII


Zerwała się z łóżka z samego rana. Marek jeszcze smacznie chrapał, gdy zeszła na dół. Po kolacji szybko poszła na górę tłumacząc się zmęczeniem i ciężkimi dniem, a Dobrzański został z babcią wysłuchującej opowieści o przyjaciółkach. Nawet nie zauważyła, o której się położył. Ku swojemu zaskoczeniu kilka minut po siódmej zastała na dole Brzeską krzątającą co się po kuchni.
- O, Uleńka! Co tak wcześnie? – uśmiechnęła się uroczo - Ja właśnie szykuję dla was śniadanko.
- Ale zupełnie nie ma takiej potrzeby. Pani jest naszym gościem – wskazała jej na krzesło przy stole, a sama zajęła się wystawieniem talerzy i filiżanek.
- Już ci powtarzałam kilka razy, żebyś mówiła mi babciu. A poza tym to żaden problem. Chociaż tak naprawdę nie bardzo wiedziałam, co mam przygotować – bezradnie rozłożyła ręce - Nie wiem, czy Marek woli jajecznicę, czy sadzone. I co ty jadasz na śniadania. Masz taką świetną figurę – Ula roześmiała się słysząc ten komplement – Pewnie tylko jogurt albo owsiankę.
- Na szczęście mam dobre geny. Po owsiance nie miałabym siły zliczać tych wszystkich tabelek i przerzucać sterty papierów – puściła w kierunku Brzeskiej oczko.
- Przez te kilka dni poznam cię lepiej niż wnuka przez trzydzieści lat jego życia – zrobiła smutną minę. Cieplakównie zrobiło się żal kobiety. Być może Marek się mylił, był uprzedzony do babki.
- Wnukowie zwykle mają lepsze relacje z dziadkami. Wnuczki uwielbiają babcie – uśmiechnęła się pocieszająco - Marek zdecydowanie woli jajecznicę - całe szczęście mieszkali już razem od kilkunastu tygodni i zdążyła zauważyć, co Dobrzański je - Ale to ja przygotuję śniadanie dla wszystkich. Proszę sobie siadać, nalać herbatki – postawiła przed nią dzbanek  
- Maruś jeszcze śpi?
- Tak. Chyba długo wczoraj siedzieliście – była trochę zaskoczona, że brunet znalazł tematy do rozmowy z babką i cierpliwie to znosił. Może zaczął ją lepiej poznawać i się do niej przekonywać? Doskonale zdawała sobie sprawę, że ta wizyta nie była wynikiem sklerozy, a zręcznym planem, ale może staruszka naprawdę nie była taka straszna i nie miała złych intencji. Może chciała poznać wnuka, a nie wtrącać się w jego życie? Wszystko na to wskazywało.
- Nie po dziesiątej poszedł na górę. Ja się kładę zwykle przed północą. Generalnie z wiekiem gorzej sypiam – mruknęła - Ale to dobrze, że jeszcze śpi.  Będę miała okazję porozmawiać z tobą porozmawiać. W ciągu dnia jesteś bardzo zajęta. Teraz mamy chwilę. Powiedz mi moje dziecko,  jak wam się układa? - Ula spojrzała na kobietę niepewnie i zajmując ręce krojeniem zielonego ogórka, odparła
- Bardzo dobrze.
- Dużo pracujecie. Marka często nie ma w domu. Nie macie dla siebie wystarczająco czasu – rzekła z wyraźnym zmartwieniem
- Bez przesady. Dajemy radę. Nie w każdy weekend są imprezy, więc Marek często bywa w domu. Poza tym ma przecież duży zespół i nie za każdym razem uczestniczy w przygotowaniach. Nie możemy narzekać. Współczesne pary mają dużo mniej czasu. Poza tym ja sporo pracuje w domu, Marek też nie zawsze jeździ do biura, więc możemy pobyć się ze sobą. Jak się chce, to zawsze można wygospodarować trochę czasu – tłumaczyła starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.
- To dobrze – rzekła z wyraźną ulgą - Ważne żeby jak najwięcej czasu spędzać razem żeby się dobrze poznać i żeby zbudować silną więź. Bardzo się martwiłam, że nigdy się nie ustatkuje. Aż wreszcie pojawiłeś się ty i chyba zrozumiał, co jest w życiu ważne – Ula w duchu przyznała Dobrzańskiemu statuetkę Oskara dla najlepszego aktora w kategorii ‘mężczyzna idealny’. Potrafił tak wykreować swój wizerunek, że najwidoczniej Genowefa uwierzyła, że jej wnuk się zmienił, spoważniał i zaczął doceniać to, co do tej pory uważał za zupełnie nieistotne - A tak w ogóle to bardzo cię przepraszam, że pokrzyżowała wam plany. Ten mój przyjazd, taki niezapowiedziany, nie miałam pojęcia, że jeszcze nie byliście na tych Mazurach.
- Tak się złożyło – wzruszyła ramionami stojąc tyłem do kobiety. Zajęta była przygotowywaniem owocowej sałatki, która miała być idealnym uzupełnieniem śniadania - Byłam zajęta, później Marek miał zobowiązania i tak wstępnie wytypowaliśmy ten weekend, ale nic się nie dzieje. Ten prezent od babci nie jest jakoś ograniczony czasowo, więc pojedziemy nawet jesienią, może pogoda będzie sprzyjać. Zresztą możemy to potraktować jako taki weekend poślubny
- O nie, moja droga – zareagowała gwałtownie - Podróż poślubna rzecz święta i to wcale nie będzie Pojezierze. Już ja o to zadbam
- Ale naprawdę to nie jest konieczne – próbowała protestować
- Jest, jest. Sama wiem, co powinniście dostać w prezencie ślubnym – rzekła tonem, który jednoznacznie sugerował, że nie ma dyskusji i nawet mimo sprzeciwu Uli, ona i tak zrobi to, co uważa za stosowne. Cieplakówna postanowiła odpuścić. Wszystko wskazywało na to, że czeka ją tydzień z Markiem, w jakimś ciepłym miejscu, a ilość półnagich kobiet tylko będzie potęgowała frustrację Dobrzańskiego. Zaśmiała się w duchu. Z prowokowania go miała niezłą rozrywkę, a pożądanie w jego oczach dawało jej satysfakcję. Po rozstaniu z Bartkiem jej wiara we własną atrakcyjność podupadła. Zaniedbała się i skupiła głownie na pracy. Dzięki tej umowie z Markiem stała się atrakcyjną kobietą, która zwracała uwagę, nie tylko wiecznego Casanovy, ale również innych mężczyzn, którzy przypatrywali jej się z nieskłamaną przyjemnością. Niejednokrotnie zastanawiała się, czy Marek chce ją zaciągnąć do łóżka, bo rzeczywiście mu się podoba, czy patrzy na nią w kategoriach dziewczyny poznanej w klubie, dzięki której mógł osiągnąć orgazm i udowodnić sobie jakim jest macho. Z rozmyślań wyrwał ją głos staruszki - A powiedz mi moje dziecko jak tam… no wiesz, nie chcę być za bardzo bezpośrednia - była lekko zakłopotana ale brnęła w ten temat dalej – ale trudno. Porozmawiamy, jak kobieta z kobietą – chwilowe zakłopotanie minęło - Jak tam układa się wam w sypialni - stała odwrócona tyłem, krojąc pomidory, gdy padło to pytanie. Zatkało ją, a nóż zawisł nad krwistoczerwony warzywem i całe szczęście nie wylądował na jej palcu. Nie wiedziała, czy ma się roześmiać i potraktować to jako żart, czy wpaść histerię, że przyszło jej rozmawiać z babką swojego rzekomego partnera o tak delikatnych kwestiach. Dobrzański miał rację mówiąc że babka będzie wypytywać i interesować się każdą dziedziną ich życia. Sądziła że przesadzam, ale wychodziło na to, że jednak doskonale zna swoją babkę i wie, na co ją stać. Odwróciła się powoli, mając nadzieję, że to był tylko żart ze strony Genowefy, że tylko ją podpuszcza. Miała nadzieję odwrócić się, usłyszeć szerzy śmiech i szybką zmianę tematu. Ale nic takiego nie miało miejsca. Staruszka z wyczekiwanym wpatrywała się w nią.
- Dobrze – odparła, posyłając jednocześnie niemrawy uśmiech. Szczerze miała nadzieję, że ta lakoniczna odpowiedź będzie jasnym sygnałem, że rozmowa na intymne tematy jej nie pasuje i okaże się jednocześnie zakończeniem tego wątku - Może zrobię jeszcze sałatkę z tuńczyka. Hmm? - chciała zmienić temat, ale Brzeska się nie poddawała i ignorując jej pytanie brnęła dalej
- Wiesz kochanie, tak zaczęłam ten temat, bo Marek nigdy żadnej relacji nie potrafił utrzymać na dłużej. Obie wiemy, jak Marek  żył wcześniej. Ilość kobiet, które przewijały się w jego życiu świadczy o tym, że skupiał się wyłącznie na sobie i swojej satysfakcji. Mój wnuk jest egoistą, a w zasadzie był, bo dzięki tobie zaczął się zmieniać – rzekła z wyraźną sympatią – Mimo tego, że zaczął dostrzegać kogoś poza czubkiem własnego nosa, to wciąż mężczyzna. Oni zazwyczaj dążą tylko do własnej satysfakcji i nie skupiają się na kobiecie. A my też mamy swoje potrzeby i musimy być zadowolone. W łóżku nie tylko mężczyźnie ma być dobrze – dziewczyna była wyraźnie zmieszana, ale starała się przetrwać to godnie. Nie bardzo wiedziała, jak wybrnąć z tej rozmowy i jak zmienić temat . Z konieczności czynnego udziału w dyskusji wybawiła ją Genowefa, kontynuując swoje wywody - Wiesz dziecko, miałam trzech mężów, więc doskonale wiemy, jak ważny w związku jest seks dla obu stron. Mój pierwszy mąż był fantastycznym kochankiem, a drugim okazał się kompletną porażką i gdyby nie zmarł nagle, to pewnie bym się z nim rozwiodła – zaśmiała się pod nosem - Mam nadzieję że mój wnuk się stara i zwraca uwagę również na twoje potrzeby.

Gdy schodził na dół, do jego uszu docierały strzępki prowadzonej w kuchni dyskusji. Uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją. Wybór Uli na żonę okazał się strzałem w dziesiątkę. Doskonale wyczuł gust babki. Słuchanie jej narzekań przez długie lata, przekazywanych z pośrednictwem Heleny, się opłaciło. Znalazł partnerkę, która w każdym calu spełniała wyobrażenia jego rodziny o żonie idealnej. 
- Czemu mnie nie obudziłaś? - zapytał od progu z udawaną pretensją. Kobiety jak na komendę przerwały dyskusję i spojrzały w jego kierunku -  A tak w ogóle to dzień dobry - przelotnie spojrzał na babkę i siadając obok narzeczonej musnął ustami jej szyję – Pięknie pachniesz – wymruczał do jej ucha na tyle cicho, by Brzeska nie miała szansy tego słyszeć 
 - Wiedziałam, że do firmy jedziesz dopiero na dziesiątą, więc możesz sobie pospać - posłał jej wdzięczny uśmiech 
- A o czym tak dyskutujecie od rana? - zapytał upijając łyk aromatycznej kawy 
- O tym, że przestaniesz mnie zadowalać w łóżku to mogę się z tobą rozwieść - oświadczyła z uwagą przyglądając się jego reakcji i ewidentnie z trudem hamując śmiech. Mało brakowało a zachłysnął by się kofeinowy napojem. Gwałtownie złapał powietrze próbując odkaszlnąć ciecz, która niebezpiecznie znalazła się w drogach oddechowych. Gdy złapał tchu obrzucił spojrzeniem najpierw babkę, a później narzeczoną i roześmiał się nerwowo 
- Nie macie lepszych tematów o ósmej rano? – próbował brzmieć wesoło 
- Ale to jest bardzo dobry temat kochanie - wyszczerzyła się i poklepała po udzie. Na swoje usprawiedliwienie miała tylko to, że najwyraźniej lekko mu dokuczając próbowała odreagować poranne rozmowy. Był przekonany, że to nie księgowa była prowodyrką rozmów o ich pożyciu.  
 - Mareczku, po prostu chcę żeby twój związek był szczęśliwy i trwały, dlatego tak sobie z Ulą dyskutujemy. Może jestem stara, ale coś tam jeszcze pamiętam i wiem że bardzo dużo zależy od starań mężczyzny 
- Fantastycznie - wywrócił oczami – Ustaliłyście już, ile średnio musi być orgazmów, żeby związek można było uznać za szczęśliwy? - zapytał z przekąsem nakładając sobie plasterek szynki na talerzyk. 
- Nie bądź złośliwy – upomniała go babka – To są bardzo ważne kwestie i powinno się o tym rozmawiać
- Super - mruknął pod nosem – Tylko, że o tym, to chyba powinniśmy porozmawiać z Ulą sami. A z tobą chciałbym rozmawiać, co chcesz robić w weekend, skoro już przyjechałaś – tym razem doskonale dało się wyczuć, że ta wizyta nie jest tą wymarzoną i nawet specjalnie się z tym nie krył – Zastanów się, gdzie chcesz jechać

 -Czy możesz nie rozmawiać się z moją babcią na takie tematy - huknął na nią, gdy tylko dotarła wieczorem do sypialni. Cały dzień nie mieli okazji porozmawiać. A gdy późnym popołudniem niemal równocześnie zjechali się na Sadybę, to Brzeska zajęła ich jakąś durną opowieścią o ciotce kuzyna szwagra wujka Staśka, czy innej wody po kisielu, serwując im jednocześnie zupę warzywną z brukselką, której od dziecka szczerze nienawidził. Poszedł pod prysznic pierwszy, ona jeszcze blisko półtorej godziny siedziała nad wyliczeniami, ale czytając książkę nieznudzony czekał na nią - Robisz ze mnie kozła ofiarnego – wycedził - Bo jak się nie będziesz Mareczku starał, to Ula się z tobą rozwiedzie – starał się naśladować babkę - Zabezpieczasz się już przed rozwodem? Żeby moja rodzina nie miała do ciebie pretensji, żeby ci współczuła? – nawet nie dał jej dojść do słowa - Dlaczego jej powiedziałaś, że problemem nie jest to, że się nie staram łóżku, tylko że ty nawet nie pozwalasz mi się starać! – wciąż był wściekły przez tą poranną gadkę, ale starał się tłumić głos, żeby ich przypadkiem nie usłyszała Genowefa.                                                
- To ona zaczęła dyskusję i próbowała mnie ciągnąć za język. Ja jej tylko powiedziałam, że układa nam się bardzo dobrze. A ona zaczęła te swoje wywody. Daj mi spokój, to nie moja wina. Nawet jakbyśmy razem sypialni i miałabym co opowiadać, to tego typu rozmowy z babką czy matką mojego partnera są dla mnie żenujące, rozumiesz? – chwyciła w rękę atłasową koszulkę nocną, w której spała i zmierzała w kierunku łazienki 
- Czy tu musisz w tym spać? – zapytał z pretensją. Zmarszczyła brwi nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi. I wtedy ją olśniło. Przypomniała sobie ten jego wzrok, gdy zastał ją w samym ręczniku w kuchni. A ta koszulka podkreślała jej atuty. Na cienkich ramiączkach, uwypuklającą piersi, tuż za pośladki. 
- A co, masz erekcję? – zaśmiała się złośliwie – Twoim zdaniem powinnam spać w worku pokutnym? Widzę, że cała rodzina ma bzika na punkcie seksu – rzuciła pod nosem, na tyle głośno, żeby słyszał i wyszła pod prysznic.