B

niedziela, 30 listopada 2014

'Marzenie' VI ost.

- Zaprosiłeś rodziców? – dopytywała, gdy dojeżdżali do siedziby FD
- Tak – kiwnął głową – Po południu zadzwonię do Sebastiana. Po pokazie lekko się posprzeczaliśmy, ale to w końcu mój przyjaciel
- Ok – uśmiechnęła się szeroko, patrząc na swojego towarzysza z miłością – Mam nadzieję, że wszystko szybko załatwisz – przejechała opuszkami palców po jego prawej dłoni, która spokojnie spoczywała na skrzyni biegów.
- O jedenastej podpisuję dokumenty, więc zanim skończysz pracę zdążę jeszcze pojechać na małe zakupy. Chciałbym, żebyśmy jeszcze w tym tygodniu się prowadzili. Cholernie wczoraj tęskniłem – rzekł splatając ich palce
- Ja też – szepnęła – Przyzwyczaiłam się już, że zasypiam wtulona w twoje ramiona. Czułam się nieswojo, gdy rankiem nie było cię obok – zatrzymał auto na kopercie i nachylił się, by czule musnąć jej usta 
- Już niedługo. Zmykaj. Miłego dnia – na krótką chwilę przylgnęła ponownie do jego warg i wysiadła nakładając przeciwsłoneczne okulary. Warszawa od samego rana skąpana była w słońcu. Zapowiadał się wspaniały dzień. Z uśmiechem na ustach weszła do budynku przy Lwowskiej. To był wyjątkowy poniedziałek. Pierwszy, który z całą pewnością nie pasował do zasady ‘nie lubię poniedziałku’. Ona ten poniedziałek kochała. Tak, jak kochała Dobrzańskiego.
Letnia, kremowa sukienka idealnie podkreślająca jej opaleniznę. Jasne szpilki, kopertówka w podobnym odcieniu, markowe okulary słoneczne trzymane w dłoni i szeroki uśmiech. Tego poranka chyba nie było pracownika, który nie obdarzyłby ją zachwyconym spojrzeniem. Pani prezes kwitła i było to widać na kilometr. Każdy widział szczęście wymalowane na jej twarzy i sądził, że jest ono efektem dłuższego urlopu. Jednak pod pojęciem jej szczęścia kryły się dwa wyrazy na literę ‘m’. Marek i miłość. Witając Daniela promiennym uśmiechem ruszyła w kierunku swojego gabinetu.
- Ula – pisnęła Violetta – wyglądasz jak milion dolarów!
- Dzięki Viola. Miło cię widzieć – cmoknęła ją w policzek – Jest do mnie jakaś korespondencja?
- Zostawiłam na biurku – wskazała na gabinet – Widzę, że urlop się udał. Czyżbyś wyjechała gdzieś z doktorkiem? – Ula zmarszczyła na chwilę brwi, by szybko sobie przypomnieć, że przecież tuż przed pokazem prowadzała się z Sosnowskim
- Z Piotrem się już nie widuję – odparła szybko i by uciąć tę dyskusję spojrzała na drugie biuro – Ani nie ma?
- Poszła do Sebastiana po jakieś zestawienie
- Jak wróci, niech do mniej zajrzy – rzuciła i szybko zniknęła w gabinecie.
Rozsiadła się wygodnie w fotelu i poprawiając długi srebrny łańcuszek, który swoje zakończenie miał gdzieś pomiędzy jej piersiami, zaczęła przeglądać kolorowe koperty. Szybko posegregowała je na dwie kupki – ‘do przejrzenia’ i ‘do wyrzucenia’ i skupiła swoją uwagę na tej pierwszej.
- Cześć Ula – usłyszała od progu głos swojej asystentki
- Witaj Aniu – rozpromieniła się na widok brunetki – Siadaj i opowiadaj, jak sytuacja w firmie. Co nieco wiem, bo rozmawiałam wczoraj wieczorem przez telefon z Krzysztofem, ale chcę znać szczegóły.
- Podpisaliśmy kilka ważnych kontraktów, które przyniosą spore zyski. Przygotowałam ci małe zestawienie, masz w zielonej teczce – sugestywnie spojrzała na biurko
- Jesteś nieoceniona – chwyciła do ręki tekturę
- Pshemko jest w formie. Już zaczął planować swoje nowe ‘dziecko’, jak raczy określać swoje kolekcje od tygodnia. Nie wiem czy to wpływ Wojtka, czy jego nowe dziwactwo, w każdym razie jest tworzy. Od Izy wiem, że projektów jest już kilka. Dziś rano przyszło faksem zaproszenie na targi w Paryżu. Mają się odbyć w październiku. Moim zdaniem warto się zastanowić nad tą propozycją, ale oczywiście decyzja należy do ciebie. A i mam jedno zlecenie do podpisania – wstała podając szefowej zadrukowaną kartkę
- Promieniejesz – uśmiechnęła się spoglądając Cieplak w oczy – ten urlop chyba naprawdę był ci potrzebny
- Może, może – rzekła robiąc śmieszną minę. Już od progu Banaszyk widziała, że pani prezes jest dziś w wyśmienitym humorze. Skierowała swój wzrok w stronę długopisu, którym właśnie kreślony był zamaszysty podpis i uśmiechnęła się pod nosem
- Aha – zaśmiała się – Już rozumiem, że twój wyśmienity nastrój nie jest spowodowany jedynie urlopem
- Nie – odparła szybko - Tylko bardzo cię proszę zachowaj te rewelacje dla siebie przynajmniej do jutra.
- Spokojnie. Bardzo się cieszę i gratuluję – uśmiechnęła się szczerze – Będziecie świetną parą – Ula zagryzła wargę rozpromieniona i lekko skrępowana spuściła wzrok. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do zmian, jakie zaszyły w jej życiu w ciągu ostatnich dwóch tygodni. I pomyśleć, że piętnaście dni wcześniej siedziała w tym gabniecie przekonana, że szczęście nigdy już w jej życiu nie zagości, a miłość to pojęcie, o którym powinna zapomnieć. Asystentka zniknęła za drzwiami, a ona uśmiechnęła się do swoich myśli.  


Szczęśliwi i roześmiani weszli do wynajętej sali restauracji Książęca. Dobrzańscy już czekali nie ukrywając swojego zaciekawienia. Nie mieli pojęcia z jakiej okazji Marek z Ulą zorganizowali ten obiad, chociaż patrząc na ilość przygotowanych nakryć w ich głowach pojawiały się pewne przypuszczania. Sącząc wino i czekając na pozostałych gości opowiadali o swoim urlopie. Alicja, która dołączyła do Józefa, Sebastian z Violettą i Maciek nie kryli swojego zaskoczenia widząc Marka i Ulę razem. Ich brzoskwiniowa opalenizna zdradzała, że ten dwutygodniowy urlop spędzili razem. Jedynie towarzysząca Maćkowi Ania, z którą Szymczyk związany był od kilku tygodni, uśmiechała się pod nosem patrząc na organizatorów spotkania z sympatią.
- Kochani, zaprosiliśmy was tutaj, gdyż chcieliśmy wam coś ogłosić – zaczął Dobrzański, u boku którego stała Ula, gdy byli już w komplecie
- Zaręczyliście się – bardziej stwierdził, niż zapytał Olszański, który obserwował swojego wyraźnie uszczęśliwionego kumpla. Wszystko wskazywało na to, że Dobrzański dopiął swego i odzyskał serce panny Cieplak. Oboje z Ulą zaśmiali się zerkając na siebie ewidentnie z siebie zadowoleni, że niespodzianka im się udała.
- Pudło! – rzekł z satysfakcją brunet
- Wzięliśmy ślub – odezwała się Ula wprawiając zgromadzonych w konsternację
- W konsulacie w Salonikach – dodał Dobrzański wciąż  nie mogąc uwierzyć, że się udało. Pamięcią wrócił do wydarzeń sprzed kilkunastu dni. Doskonale pamiętał, jak przed wyjazdem przyjechał do firmy modląc się w duchu, by w firmowych aktach był akt urodzenia Uli. Swój zabrał z domu i skrzętnie wsadził to zasuwanej kieszonki w swojej walizce. Nie miał zamiaru naciskać, ale liczył, że być może uda mi się przekonać Ulę do swojego pomysłu. Podczas jednego z pierwszych wieczorów na greckiej wyspie oświadczył się, a ona bez wahania powiedziała ‘tak’. Powiedział, że chce, by pobrali się jak najszybciej. Początkowo się z niego śmiała, ale gdy pokazał jej dokumenty, które ze sobą zabrał zrozumiała, jak bardzo mu na tym zależy. Ona nie miała wątpliwości, że chce być jego żoną. Z jednej strony żałowała, że nie usłyszy marsza Mendelsona, że nie założył białej sukni, ale z drugiej kto nie chce mieć takich pięknych wspomnień ze ślubu w tym cudownym kraju. Dobrzański stwierdził, że jeśli tylko będzie chciała będą mogli po powrocie wziąć ślub kościelny. Ich szybki i cichy ślub był szalonym pomysłem, ale oboje byli zgodni, że stracili już zbyt wiele czasu. Ona w przewiewnej, białej, lnianej sukience na ramiączka. On w białej koszuli, zielonej muszce i luźnych, lnianych, beżowych spodniach. Pobrali się trzy dni przed przylotem do Warszawy. Ich świadkami była para Polaków, małżeństwo z piętnastoletnim stażem, którzy spędzali urlop w tym samym ośrodku, co oni.
Na twarzy ich gości początkowe niedowierzanie zamieniało się w radość i szczery uśmiech. Na potwierdzenie swoich słów wyciągnęli zawieszone na srebrnych łańcuszkach złote obrączki. Od momentu powrotu do kraju nosili je na szyjach, by utrzymać swój ślub w tajemnicy. Pierwszą osobą, która wiedziała była Ania, gdyż na dokumencie zobaczyła podpis pani prezes. ‘Urszula Dobrzańska’ pasowało do siebie idealnie. Posypały się gratulacje i łzy wzruszenia ich rodziców.


Od pokazu ich życie bardzo się zmieniło. Nie żałowali swojego kroku. Byli szczęśliwi. Cieszyli się sobą, swoją miłością i nowym, lepszym etapem w życiu, który rozpoczęli na pięknej wyspie Thassos.  
Leżeli przytuleni w swoim pierwszym, wspólnym mieszkaniu.
- Kocham cię – szepnął, czule gładząc jej plecy
- Ja ciebie też – odpowiedziała mocniej przylegając do jego torsu
- Wiesz, że byłaś i wciąż jesteś moim marzeniem – rzekł cicho, nie chcąc burzyć tej wyjątkowej i intymnej atmosfery
- Co? – zaśmiała się radośnie, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi
- Jeden marzy o nowym samochodzie, egzotycznych wakacjach… - wyjaśniał – A dla mnie to wszystko jest bez znaczenia, gdy ciebie nie ma obok. Ja od naszego wieczoru nad Wisłą marzyłem o tobie. I wciąż marzę, byś zawsze była obok – spojrzała w jego oczy z wyraźnym wzruszeniem
- A ja marzę, żeby mieć z tobą dziecko – rzekła poważnym tonem. Przybliżył swoją twarz do jej, ale nim ją pocałował stwierdził
- Kochanie, marzenia trzeba spełniać – wpił się w jej usta. Czuł, że podczas tego pocałunku się uśmiecha.

czwartek, 20 listopada 2014

'Marzenie' V

Zatrzymał swoje terenowe BMW w kolorze dojrzałej wiśni kilkadziesiąt metrów przed kawiarnią ‘Słodka pokusa’. Chwyciła za klamkę i już miała wysiadać, gdy usłyszała, że rozpiął pas. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Marek, proszę – jęknęła – ja muszę porozmawiać z nim sama
- Przecież wiem – stwierdził w pierwszej chwili nie rozumiejąc, o co jej chodzi. Po chwili przyszło olśnienie – Spokojnie. Nigdzie się nie wybieram. Po prostu poczekam na ciebie i byłoby mi trochę niewygodnie czytając gazetę. Zmykaj. Pewnie już na ciebie czeka – uśmiechem starał się dodać jej otuchy. Widział, że jest zdenerwowana. Niepewnym krokiem wysiadła i ruszyła do przodu. Niespełna pół godziny później dostrzegł swoją ukochaną w objęciach Sosnowskiego przed wejściem do kawiarni. Pewnie gdyby okoliczności były inne wezbrała by w nim wściekłość widząc kardiologa przytulającego Cieplak. Jednak on wiedział, że nie musi być zazdrosny. Nie o Sosnowskiego. Jadąc tu z domu rodziców Ula trochę mu opowiadała o swojej relacji z lekarzem. Miał świadomość, że z jej strony to nigdy nie było nic poważnego. Poczuł ulgę. A to dzisiejsze spotkanie pani prezes traktowała w kategoriach jasnego postawienia sprawy i swoistego rodzaju pożegnania z przyjacielem. Po kilku chwilach siedziała już obok niego.
- Możemy jechać do firmy – rzuciła zapinając pas
- Wszystko w porządku? – zapytał widząc jej nienajlepszy nastrój
- Tak – westchnęła – Po prostu nie cierpię pożegnań – czule musnął ustami jej dłoń i ruszył w stronę wylotówki z Warszawy
- Ale zaraz – zaprotestowała, gdy zamiast skręcić do Centrum zmierzał w stronę Ursynowa – mieliśmy jechać do firmy
- No ty chyba żartujesz – zaśmiał się wesoło – Jedziemy cię spakować. Jutro lecimy na urlop. Od dziś sprawami firmy zajmuje się ojciec – wyjaśnił, zgrabnie zmieniając bieg
- Fantastycznie, ale ja tam chciałam podjechać tylko na godzinę. Sprawdzić co się dzieje, spotkać się z Pshemko
- Kochanie – spojrzał na nią z politowaniem – czy ty wyobrażasz sobie co by się działo, gdybyśmy przyjechali do firmy razem? Plotki, szepty, ukradkowe spojrzenia. Bylibyśmy tematem numer jeden i gwarantuje ci, że po ostatnich rewelacjach, za które jestem niezmiernie wdzięczny Pauli – rzucił z przekąsem – ktoś życzliwy doniósłby mediom i mielibyśmy paparazzi na lotnisku. Ja się chcę nacieszyć tobą, poukładać do końca relacje między nami, a dopiero później zajmować się plotkami i komentarzami otoczenia. Wolę wyjechać w ukryciu, niż zastanawiać się, jak przejść odprawę niezauważonym, by po powrocie nie widzieć nagłówków ‘kolejna miłość Dobrzańskiego’ – słuchała go uważnie i musiała przyznać, że miał rację. Od momentu, gdy odwołał ślub często bywał gwiazdą pierwszych stron gazet, gdyż Paula chętnie dzieliła się z prasą swoją wersją ich związku i rozstania.
- Dobrze, jedźmy do Rysiowa.
- Świetnie – czule pogładził kciukiem wnętrze jej dłoni – Pojedziemy, spakujesz się. Ja w tym czasie porozmawiam z twoim ojcem. Później wrócimy do rodziców. Ja się spakuję, zjemy wcześniej kolację i położymy się. Taksówka podjedzie o trzeciej, by zawieźć nas na lotnisko. A później krótki lot i będziemy wreszcie sami w raju – przedstawił jej plan na najbliższe dwadzieścia cztery godziny.
Zaparkował pod bramą z numerem ósmym i z duszą na ramieniu wysiadł z auta i ruszył za Ulą do środka. Bał się spotkania z jej ojcem. Cieplak miał prawo pochodzić do niego z dystansem, a wręcz z  niechęcią. Zasłużył sobie na takie zachowanie, zawiódł zaufanie jej ojca. Jednak jego czarne wizje nie sprawdziły się w stu procentach. Cieplak może nie przywitał się z nim przesadnie wylewnie, ale nie wyczuł niechęci. Raczej stonowaną uprzejmość i ostrożność. Ula w kilku zdaniach poinformowała ojca, że jadą na wakacje, że nie będzie ich dwa tygodnie, że wrócili do siebie i chcą być razem. Cieplak nie komentował, nie starał się też oceniać, za co byli mu oboje wdzięczni.
- Możemy porozmawiać na zewnątrz? – zapytał Dobrzański, gdy ukochana zniknęła już w swoim pokoju, by w średniej wielkości szarej walizce zmieścić ubrania potrzebne jej na najbliższe kilkanaście dni.
- Oczywiście – rzekł i ruszył w kierunku stojącej w ogrodzie ławki
- Panie Józefie, ja wiem, że skrzywdziłem Ulę, że zawiodłem pana zaufanie.  Bardzo żałuję tego, co się stało. Czasu nie cofnę, ale mogę obiecać, że zrobię wszystko, by Uli nie skrzywdzić. Bardzo ją kocham, a problem w tym, że zrozumiałem to trochę za późno – westchnął i obrzucił Cieplaka niepewnym spojrzeniem
- Każdy popełnia błędy. Ważne, żeby je dostrzegać, żałować ich popełnienia i starać się je naprawić. Ula bardzo pana kocha. Nie zniosłaby kolejnego ciosu – rzekł z wyraźną troską
- Wiem – odparł zdecydowanie – Chcę, żeby była szczęśliwa u mojego boku. Ja wiem, że pan mi nie ufa, ale obiecuję, że pana nie zawiodę – zadeklarował – Chcę stworzyć z Ulą rodzinę. Nie wiem, czy za miesiąc, czy za rok. Nie chcę na nią naciskać. Jeśli będzie potrzebowała więcej czasu, będę cierpliwie czekał – urwał na chwilę zbierając się w sobie - Ale chcę być jej mężem, chcę być ojcem jej dzieci. I chciałbym… Chciałbym… - Cieplak doskonale odczytał jego intencje i z sympatią poklepał go po ramieniu
- Jeśli chcesz jej się oświadczyć, to nie musisz mnie pytać o zgodę. To Ula decyduje, a ja zaakceptuję każdą jej decyzję – spojrzał Dobrzańskiemu w oczy i dodał – ale nie mam nic przeciwko – Marek uśmiechnął się z ulgą
- Dziękuję

- Kochanie, jak ci idzie? – zapytał wchodząc do jej pokoju.
- Powoli – wskazała ręką na swój tapczanik zawalony stertami sukienek, bluzek na ramiączka i szortów. Zaśmiał się wesoło i zaczął przeglądać ciuszki. Z dna wyciągnął seksowną koszulkę nocną z koronkowymi wstawkami.
- No to zabierzemy na pewno – pomachał skrawkiem materiału. Zagryzła wargę. Kupiła to i kilka innych kompletów bielizny chwilę po ich powrocie ze SPA. Nigdy nie miała okazji jeszcze tego założyć. ‘Doczekałam się’ z radością stwierdziła w duchu.
- Mamy jeden problem. Nie mam bikini – skrzywiła się
- To akurat nie jest problem. Jeśli zdążymy podjedziemy do sklepu jeszcze dziś. Jeśli nie, kupimy na miejscu. Jak dla mnie mogłabyś opalać się topless, ale chyba bym nie wytrzymał widząc te stada śliniących się na twój widok samców – mówiąc to przyciągnął ją bliżej siebie i czule pocałował jej usta
- Dobrzański – zaczęła żartobliwie – Jeśli będziesz przeszkadzał nie spakuję się do północy
- Już nie przeszkadzam – podniósł ręce do góry w geście poddania się – To ty się pakuj, a ja podjadę na chwilę po Centrum. Wrócę za jakieś półtorej godzinki, zgoda? – kiwnęła jedynie głową i zaczęła przekopywać górę spódnic. Uśmiechnął się pod nosem. Na rękę było mu, że nie dopytywała dokąd się wybiera.
Pół godziny później parkował pod siedzibą firmy. Wzbudził spore zainteresowanie wśród pracowników, którzy obrzucali go zaskoczonym spojrzeniem. ‘No tak, nie było mnie tu kawał czasu’.
- Marek, a co ty tu robisz? – zdziwił się Krzysztof, gdy mijał syna na korytarzu piątego piętra
- Wpadłem po coś na chwilę, tylko błagam, nie wygadaj się przed Ulą – senior zmarszczył brwi.
- Marek, Marek – westchnął – Znowu coś kombinujesz – pokręcił głową
- Nic złego – uśmiechnął się – Pędzę do Sebastiana – wskazał ręką na dalszą część korytarza
- Nie ma go. Jest na spotkaniu. Będzie za godzinę – stwierdził
- A to może nawet lepiej – bąknął pod nosem, by po chwili dodać głośniej – Wybacz tato, nie mam zbyt wiele czasu. Za chwilę muszę jechać do Rysiowa po Ulę. Zobaczymy się wieczorem – uścisnął dłoń ojca i ruszył przed siebie modląc się w duchu by znalazł to, po co przyjechał. 



Opaleni, zrelaksowani siedzieli na tarasie wsłuchując się w szum morza i ciesząc się chłodniejszym wiaterkiem, który zwykle pojawiał się wieczorem. W ciągu dnia temperatura w słońcu sięgała czterdziestu pięciu stopni. Dla nich było idealnie. Byli z dala od pracy, problemów, plotek. Byli tylko oni i lazurowa woda.

- Kochanie – zwołał Marek, gdy Cieplak zniknęła w środku chcąc dorzucić sobie kilka kostek lodu do drinka
- Jestem – dosiadła się podając mu nowy napój
- A to? Zobacz – podsunął jej przed nos tablet – Górny Mokotów, więc będzie blisko do firmy. Spokojna ulica. Wschodnio-południowe – opowiadał przerzucając kolejne zdjęcia sześćdziesięciometrowego mieszkania
- Będzie idealne – odparła
- O wcześniejszych trzech mówiłaś tak samo – zauważył ze zdezorientowaną miną
- Bo tak naprawdę jest mi to obojętne – wzruszyła ramionami - Mogę mieszkać gdziekolwiek, byle z tobą – uśmiechnął się szeroko i musnął jej usta
- Masz racje. Gdziekolwiek – szepnął między kolejnymi pocałunkami – Zresztą i tak za chwilę będziemy się przeprowadzać do czegoś własnego, większego – zamyślił się – Może dom? – zapytał dumny ze swojego pomysłu – Na początek będzie w sam raz. Napiszę maila do pośrednika. Mam nadzieję, że jest dostępne od razu. Z całym szacunkiem, twoją rodzinę uwielbiam, ale nie wyobrażam sobie, żebym miał po powrocie mieszkać w Rysiowie. Ty nie chcesz u moich rodziców, więc musimy działać szybko
- Bardzo szybko – rzekła zabierając mu z rąk urządzenie. Siadając na jego kolanach, namiętnie wpiła się w jego wargi.
 

piątek, 14 listopada 2014

'Marzenie' IV

Położyła lewą rękę na klamce. Już miała naciskać, ale zawahała się przez moment. Wykorzystał te chwilowe wątpliwości i zamknął jej prawą w dłoń w mocnym uścisku. Chciał zrobić jeszcze jeden krok do przodu, by niemal stykać się z nią ciałem, ale uznał, że próba osaczenia jej na nic się zda. Trzymał jej dłoń i czekał na reakcję, która nie nadchodziła. Stała odwrócona tyłem i jakby zamarła analizując jak ma postąpić.
- Proszę cię, zostań – szepnął cicho – Tęsknię za tobą... I tak bardzo się boję… Boję się, że jeśli teraz wyjdziesz już nigdy cię nie odzyskam – rzekł, a ona nawet nie drgnęła. Z bólem puścił jej dłoń. ‘Kochać czasami oznacza pozwolić odejść’ powtórzył w myślach i odsunął się w głąb sypialni. Powiedział jej prawdę, powiedział co czuje, nic więcej nie mógł zrobić. Odwrócił się plecami do drzwi. Nie chciał patrzeć, jak wychodzi.
- Marek – usłyszał cichy szept tuż przy swoim uchu. Była tam obok niego. Nie wyszła. Odwrócił się gwałtownie, a ona wtuliła się w niego ufnie. Zamknął ją w swoich ramionach i poczuł wszechogarniające szczęście. Tak wiele tygodni tęsknił za jej ciepłem, dotykiem, zapachem. Po prostu za nią.
- Kocham cię – rzekł cicho, by nie niszczyć tej wyjątkowej chwili i pocałował ją w czubek głowy.
- Ja też cię kocham – usłyszał w odpowiedzi jej urywany od płaczu głos. Dała upust nagromadzonym od wielu tygodni emocjom i po prostu się rozpłakała. Scałowywał słone krople z jej twarzy, by po chwili złożyć najbardziej czuły pocałunek, na jaki było go teraz stać. Pocałunek pełen miłości, tęsknoty, pragnienia. Oddawała te pieszczoty czując się w jego ramionach bezpiecznie. Pociągnął ją w stronę łóżka i posadził na swoich kolanach. Całował ją niespiesznie, leniwie błądząc dłońmi po placach i pośladkach. Wplotła palce w jego włosy i cieszyła się chwilą. Pozwolił sobie na śmielszy krok i sięgnął do zapięcia jej sukienki. Pragnął jej, tak bardzo jej pragnął.
- Nie – szepnęła wprost w jego rozchylone usta – Nie mogę – ostatni raz musnęła jego usta i usiadła obok próbując uspokoić zmysły. Spojrzał na nią zawiedziony. Czule pogładziła jego zarośnięty policzek i dodała – Kochanie, jesteśmy w domu twoich rodziców. Oni za chwilę wrócą. Po prostu nie potrafię – pokiwał głową ze zrozumieniem, zaczesując włosy do tyłu
- Przepraszam. Wiem, że nie powinienem naciskać… po prostu od tak dawna nie byłem z kobietą – musnął ustami jej dłoń.  
Jakby w odpowiedzi na jej obaw z korytarza zaczęły dochodzić do nich odgłosy kroków i strzępki rozmów. Najwyraźniej Dobrzańscy wrócili z bankietu. Złożyła krótki pocałunek na jego ustach i chwyciła torebkę. Obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem
- Późno się zrobiło. Muszę wracać do domu. Zobaczymy się jutro?
- Zostań proszę – spojrzał na nią z nadzieją – Zostań ze mną – rzekł spoglądając na nią w taki sposób, że nie potrafiła powiedzieć nie – Tak bardzo pragnę zasnąć, tuląc cię wreszcie w swoich ramionach – ona też tego pragnęła, ale…
- Marek – westchnęła - ja nawet nie mam nic na przebranie. Wyszłam prostu z pokazu. Maciek mnie przywiózł
- Muszę mu podziękować – uśmiechnął się z satysfakcją i przygarnął do siebie – Szczoteczka do zębów się znajdzie, a o jakieś dresy zaraz poproszę mamę, hmmm – puścił jej oczko i szybkim krokiem skierował się do wyjścia, by przypadkiem nie zdążyła się rozmyślić i zacząć protestować
- Marek – usłyszał, gdy był już jedną nogą na korytarzu
- Nawet nie chcę słyszeć słowa ‘nie’. Zostajesz tu! Koniec i kropka! – rzekł zdecydowanie, na co zareagowała serdecznym śmiechem
- Chciałam cię tylko prosić, byś zahaczył po drodze o łazienkę – przygryzła lekko dolną wargę – Twój zarost wygląda cholernie seksownie, ale trochę drapiesz – uśmiechnął się i zamknął za sobą drzwi. Jadąc tutaj chciała po prostu poznać prawdę. Nie sądziła, że tego wieczora uda jej się odzyskać brakujący element życia, że odzyska Marka, którego nigdy wcześniej de facto nie miała. Ale teraz wiedziała, miała pewność, że będzie tylko jej, że będą razem szczęśliwi. Odstawiła swoją torebkę na nocną szafkę i usiadła na skraju łóżka uświadamiając sobie, że powinna sprawdzić komórkę. Przed pokazem wyciszyła dzwonki i nie miała pewności, czy od tego czasu nikt jej nie poszukiwał. Ekran informował o trzech nieodebranych połączeniach z Rysiowa i o jednym od kardiologa.
- Cześć Piotr – wybrała jego numer i już po dwóch sygnałach usłyszała jego głos – Przepraszam, że oddzwaniam dopiero teraz…. Tak wyszłam, musiałam coś załatwić. Coś bardzo ważnego. Przepraszam, że cię nie uprzedziłam… Nie, nie jestem w hali, nie musisz mnie odwozić… Piotr, chciałabym się jutro z tobą spotkać. Musimy porozmawiać. To dla mnie bardzo ważne… O dwunastej?... Dobrze. Niech będzie. Do zobaczenia – głośno wypuściła powietrze z płuc. Musiała mu powiedzieć, wyjaśnić. Była mu to winna.
W drugiej kolejności wybrała numer od ojca.
- Cześć tatku – zaczęła nieco weselszym tonem – Nie, nie jestem z Piotrem na bankiecie. Jestem u rodziców Marka w Konstancinie – wyjaśniła – Musiałam tu przyjechać. Musieliśmy sobie wiele wyjaśnić. Chciałam cię uprzedzić, że nie wrócę na noc…. – zajęta rozmową nie usłyszała, że drzwi się uchyliły i do środka wszedł Dobrzański dzierżąc w dłoni komplet cienkich, granatowych dresów – Tato nie musisz się martwić. Wiem, co robię…. Pamiętam o tym, jak mnie skrzywdził i pewnie już zawsze będę o tym pamiętać – Dobrzański spuścił wzrok - ale go kocham i chcę z nim być. On się zmienił, a ja mu wybaczyłam. Bardzo bym chciała, żebyś ty też dał mu jeszcze jedną szansę…. Umówiłam się z nim na jutro. Jestem mu chyba winna wyjaśnienia…. Pewnie prosto stąd pojadę do firmy, więc w domu będę wieczorem. Dobranoc – rozłączyła się i dopiero teraz odwróciła w stronę drzwi. Wpatrywał się w nią ze strapioną miną
- Chyba czeka mnie poważna rozmowa – westchnął
- Tata jest ostrożny. Będzie się na początku martwił, ale nie będzie się wtrącał – uśmiechnęła się do niego chcąc dodać mu otuchy i podeszła składając słodki całus na jego policzku – Od razu lepiej – mruknęła, gładząc jego gładką skórę
- Proszę – wyciągnął w jej kierunku ubranie – Mama ma nadzieję, że będą pasować. Jesteście podobnej postury. Tata prosił, bym jeszcze raz podziękował ci za dzisiejszy pokaz. Już się kładą, ale jutro liczą na wspólne śniadanie
- Śniadanie – bąknęła niepewnie. Uśmiechnął się rozczulony
- Nie denerwuj się. Są bardzo szczęśliwi, że jesteś tu ze mną – musnął jej skroń – Zmykaj do łazienki. Musisz wypocząć – pokiwała głową i chwyciła do ręki spodnie Dobrzańskiej.
- Potrzebna mi jeszcze twoja koszula – spojrzała na bruneta
- Szafa jest do twojej dyspozycji – wskazał na stojący w rogu mebel. Podeszła do niego z tajemniczym uśmiechem i zaczęła powoli rozpinać błękitne guziki
- Ale ja wolę tą, którą masz na sobie – zatonęła w jego spojrzeniu. Kładąc ręce na talii przyciągnął ją bliżej
- Doprawdy? – wychrypiał, a w jego oczach tańczyły wesołe ogniki.
- Yhhhymmm Ta pachnie tobą – musnęła jego usta i ściągając mu z ramion materiał szybko ruszyła w stronę drzwi
- I co? I teraz mnie tak zostawisz? – rzekł z udawaną pretensję - Pobudzonego, do połowy nagiego? Kobieta bez serca – prychnął ukrywając rozbawienie. Posłała mu powietrznego buziaka i zniknęła za drzwiami. Po kilkunastu minutach ubrany w kraciaste bokserki i biały t-shirt wsunął się pod kołdrę. Przygarnął ją do siebie. Zasnęła otulona jego zapachem z twarzą ukrytą w zagłębieniu jego szyi. On nie spał. Nie chciał spać. Chciał cieszyć się faktem, że wreszcie ma ją blisko, że wreszcie ją odzyskał.
Przeciągnęła się rozkosznie i przetarła zaspana powieki. Leżał obok, na pościeli w swoich ulubionych, szarych dresach, podtarty na łokciu, wpatrując się w nią z zachwytem.
- Dzień dobry – złożył krótki pocałunek na jej ustach
- A czemu ty już nie śpisz? – odgarnęła dłonią grzywkę – Zdążyłam się zorientować, że jesteś raczej typem śpiocha – nawiązała do ich wspólnego pobytu w SPA. Uśmiechnął się na wspomnienie tych dwóch nocy, które spędzili razem
- Spałem może godzinę, dwie – czule pogładził jej policzek – Nie mogłem spać przez emocje. Zresztą nie chciałem spać. Wolałem cieszyć się twoją obecnością, planować naszą przyszłość – spojrzał jej w oczy
- Taaak – zaciekawiała się  - I jakie masz te plany?
- Na początek wspólne wakacje. Chcę się nacieszyć twoją bliskością, a i tobie przyda się trochę wolnego. Wiem ile pracy i zdrowia kosztował cię ten pokaz – obrzucił ją zatroskanym spojrzeniem
- Wspólne wakacje to kusząca propozycja. Możemy jechać za jakieś trzy, cztery tygodnie, po zebraniu zarządu i podsumowaniu kwartału
- yymm – pokiwał przecząco palcem i uśmiechnął się tajemniczo, na co zmarszczyła brwi – Jedziemy jutro – rzekła  z satysfakcją. Zaśmiała się głośno i w żartobliwym geście popukała się w czoło – Ja naprawdę nie żartuję – odparł poważnym tonem i wstał kierując się w stronę drzwi. Usiadła gwałtownie.
- Marek – zatrzymała go – jesteśmy dzień po pokazie. Nie możemy zamknąć firmy na patyk i wyjechać sobie na wakacje. Będą spływały zamówienia, umowy, nie możemy zostawić ich samych. Nie dadzą sobie rady bez kontroli i pomocy
- Mój ojciec cię zastąpi. Już z nim o tym rozmawiałem. Łazienka jest twoja. Za kwadrans śniadanie – zostawił ją samą. Z jednej strony perspektywa urlopu i kilku dni spędzonych tylko z Dobrzańskim wprawiała ją w świetny nastrój, ale z drugiej była na niego wściekła, że zadecydował za nią, że postawił ją przed faktem dokonanym.
Ubrana w dresy swojej potencjalnej teściowej zeszła z Markiem na dół. Dobrzańscy czekali już w jadali sącząc sok pomarańczowy i gawędząc wesoło.
- Dzień dobry – rzekła spięta. Była skrępowana i ich obecnością i swoim strojem i okolicznościami w jakich się spotykają. Po raz pierwszy występowała w charakterze partnerki ich syna.
- Witaj Uleńko – ciepło uśmiechnął się Krzysztof – wybacz mi tę bezpośrednią formę
- Nie, nie. Bardzo dobrze. Będzie mi bardzo miło, jeśli Państwo oboje będą mi mówili po imieniu – usiadła naprzeciw Heleny i nerwowo splotła palce
- Widzę, że nosimy ten sam rozmiar – obdarzyła Cieplakównę serdecznym spojrzeniem
- Tak. Bardzo dziękuję. Moja wczorajsza wizyta była dość niespodziewana, tak, jak mój nocleg był nieplanowany
- Pamiętaj, że jesteś zawsze mile widziana w tym domu – trochę ją zaskoczyły słowa Dobrzańskiej. Sądziła, że z uwagi na jej zażyłość z Pauliną będzie miała jej za złe de facto rozbicie ich związku. Ku swojemu zdziwieniu i radości nie spotkała się z niechęcią, ani nawet nieszczerością. Posiłek upłynął im w dość miłej i coraz luźniejszej atmosferze. Dobrzańscy wciąż rozpływali się nad wczorajszym pokazem. Krzysztof nawet pokusił się o stwierdzenie, że Cieplak jest najlepszym prezesem, jakiego miała firma.
- Przewiduję jakiś dziesięcioprocentowy wzrost zamówień w stosunku do poprzedniej kolekcji – rzekła z nieskłamaną satysfakcją – Będzie dużo pracy, a Marek wymyślił sobie tygodniowy urlop – w zabawnym geście wywróciła oczami
- Dwutygodniowy – chrząknął i jak gdyby nigdy nic nalał sobie kolejną filiżankę kawy
- Słucham? – spojrzała na niego zdziwiona – No już jest lekka przesada. Marek, my sobie nie możemy na to pozwolić. Nie teraz – zaczęła tłumaczyć –. Kochanie, mogę ci obiecać, że pojedziemy nawet na trzy tygodnie, ale we wrześniu, a nie chwilę po premierze kolekcji
- Uleńko – wtrącił się rozbawiony całą sytuacją Krzysztof – nic się nie martw. Ja się wszystkim zajmę. Zasłużyłaś na chwilę wytchnienia. Z przyjemnością wrócę do firmy na te kilkanaście dni. Dobrze się czuję, więc odrobina pracy mi nie zaszkodzi. Poza tym jest Sebastian, Ania, Adam. Damy sobie radę. A po waszym powrocie zwołamy zebranie zarządu i powołamy cię na kolejną kadencję
- Na to również nie mogę się zgodzić. Moim zdaniem miało być wyprowadzanie firmy z kryzysu i doprowadzenie pokazu do szczęśliwego finału. Uważam, że stery w FD powinien przejąć Marek.
- Skarbie, w roli prezesa sprawdzasz się idealnie. Ja będę twoim zastępcą i ponownie zajmę się tym, na czym się znam, czyli PR’em. Zresztą my już wszystko z ojcem ustaliliśmy – spojrzał na nią wymownie z delikatnym uśmiechem
- Funkcja prezesa, wakacje, to dla mnie zbyt wiele rewelacji jak na jeden poranek – westchnęła teatralnie
- Bardzo dziękujemy za śniadanie, ale musimy się zbierać. Trzeba się spakować i przygotować do wyjazdu – rzekł pomagając jej wstać
- To my dziękujemy, że mogliśmy cię lepiej poznać Ula – Krzysztof obrzucił syna i jego wybrankę przyjaznym spojrzeniem
- Ula – gdy Cieplak mijała Helenę usłyszała swoje imię – dziękuję ci – szepnęła. Ula zmarszczyła brwi robiąc zdezorientowaną minę – Dzięki tobie mój syn jest szczęśliwy – zaczerwieniła się i skinęła jedynie głową na do widzenia. Dobrzańska przez cały poranek obserwowała syna i Cieplak bardzo uważnie. Widziała te czułe gesty, spojrzenia, roześmiane oczy swojego jedynaka. Marek nigdy nie zachowywał się w ten sposób w towarzystwie Pauliny. ‘Nie miałam racji mówiąc mu wtedy, że pomylił romans z miłością. Dobrze, że wreszcie znalazł odpowiednią kobietę’ przemknęło jej przez myśl.

– Kiedy ty zdążyłeś to wszystko zaplanować? – zaczęła rozmowę jeszcze na schodach prowadzących do jego sypialni
- Wyjazd w nocy, sprawy firmowe rano. Ojciec wstaje dość wcześnie – musnął ustami jej policzek
- A czy ja chociaż mogę wiedzieć dokąd jedziemy? – spojrzała na bruneta z miłością
- Na greckie Thassos. Wynająłem nam domek tuż przy plaży – uniósł brwi do góry robiąc przy tym zabawną minę. Roześmiana pokręciła głową z lekką dezaprobatą
- Jesteś niemożliwy, ale i tak cię kocham – chciał ją pocałować, gdy dostrzegła wiszący na ścianie zegar. Wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści – Pięknie. Muszę zadzwonić do Ani, że biorę od jutra urlop. O dwunastej trzydzieści umówiłam się na kawę z Piotrem
- Zawiozę cię – zadeklarował tonem nieznoszącym sprzeciwu. Uśmiechnęła się pod nosem. Ta nuta zazdrości nawet jej imponowała – A później pojedziemy do Rysiowa. Musisz się spakować. Wylot mamy o piątej rano

poniedziałek, 3 listopada 2014

'Marzenie' II

Nastał najważniejszy dzień w jej zawodowej karierze. Dziś miała się dobyć premiera nowej kolekcji stworzonej przez Dom Mody ‘Febo&Dobrzański’. W jednym z warszawskich klubów zbierali się powoli zaproszeni goście – ludzie ze świata mody, media, pracownicy i zarząd firmy. Ku zaskoczeniu Uli, która starała się wraz z Pshemko dopilnować wszystkiego za kulisami, pojawiło się nawet rodzeństwo Febo – wielcy przeciwnicy tej kolekcji i jej ‘rządów’. Ula wierzyła, że chcą wspierać firmę w tym ważnym dniu, natomiast oni pojawili się tu w celu obejrzenia jej klęski i wielkiej porażki. Z jej przyjaciółkami stał Piotr. Zaprosiła go, aby wspierał ją w tych trudnych chwilach. Jego obecność na sali dodawała Cieplakównie otuchy. Wybiła godzina rozpoczęcia pokazu, jednak wśród zgromadzonych nadal nie było Marka. Była pewna, że potraktował bardzo poważnie jej ostatnią prośbę, ale miała nadzieję, że na pokazie się jednak pojawi.

Wszystko przebiegało idealnie. Kolekcja została przyjęta bardzo entuzjastycznie. Ku zaskoczeniu Aleksa okazała się spektakularnym sukcesem. Gdy wśród modelek Pshemko zbierał oklaski za swoją pracę została wywołana na scenę jako – ‘osoba, bez której ta kolekcja na pewno by nie powstała’. Stojąc na środku wybiegu dostrzegła go. Stał z Sebą tuż obok drzwi. Kilkudniowy zarost i nieco dłuższe włosy dodawały mu uroku, jednak w jego spojrzeniu dostrzegała smutek. Bił brawa, cieszył się wielkim sukcesem firmy, ale to nie był ten sam Marek – pełen radości życia i pewności siebie. Posłała mu ciepły uśmiech, chciała już teraz zeskoczyć z wybiegu i podejść, porozmawiać z nim. Na drodze do Marka stanął jej jednak Piotr. Pomógł jej zejść ze sceny i zaczął gratulować. W tym czasie Dobrzański zniknął jej z pola widzenia. Gdy przyjmowała wyrazy wdzięczności za pracę na rzecz firmy od państwa jego rodziców dowiedziała się, że Marek właśnie pojechał do domu, bo ostatnio nie jest w najlepszej formie. Nie zwracając na nic uwagi wybiegła przed budynek. Miała nadzieję, że złapie go jeszcze na parkingu. Dostrzegła go, stał przy samochodzie razem z jedną z modelek. Wiedziała, że nie powinna tak postępować, ale postanowiła podsłuchać ich rozmowę. Podeszła bliżej, na tyle, że słyszała wszystko, co działo się obok BMW młodego Dobrzańskiego, jednak oni nie mogli jej zauważyć.
- Mareczku, nie zostaniesz?- zapytała słodkim głosem Sara
- Nie jestem w nastroju do zabawy. Ale ty powinnaś wrócić do środka, zapowiada się całkiem dobra impreza. Świętowanie sukcesu jest zawsze bardzo przyjemne – rzekł bez przekonania, chcąc jak najszybciej pozbyć się blondynki
- A może ja wole jechać z tobą i sprawić, żeby powrócił ci humor – powiedziała i zaczęła bawić się jego krawatem
- To nie jest najlepszy pomysł – odsunął się do niej i poprawił jedwabny kawałek materiału
- Ja myślę zupełnie coś innego. Kiedyś potrafiłam wprowadzić cię w dobry nastrój – rzekła przesłodzonym głosem - Może pojedziemy do ciebie – dalej się mu narzucała. W Uli powoli zaczynała wzbierać zazdrość, mimo iż wmawiała sobie, że do Marku już nic nie czuje. 
- Jesteś bardzo atrakcyjną kobietą, ale wybacz, nie jestem zainteresowany - powiedział zdecydowanie i wsiadł do samochodu.
Ula już miała podejść do jego auta, gdy zobaczyła biegnącego w kierunku BMW Sebastiana
- Marek! Jedziesz już? Umówiłeś się na wieczór z Sarą? – zapytał z błyskiem w oku kadrowiec
- A wyglądam jakbym miał ochotę się z nią spotkać? – zapytał z wyczuwalną ironią i zdenerwowaniem
- Stary ja ciebie nie poznaję! Chodź wracamy na imprezę, zabawimy się, od razu ci się humor poprawi - Sebastian chciał wyciągnąć przyjaciela z samochodu
- A może ja nie mam na to ochoty. Nie chce się bawić! – podniósł głos - Nie pomyślałeś o tym? I humor mi się nie poprawi, bo nie mogę patrzeć na tego frajera, który się cały czas około niej kręci!- wydarł się Dobrzański
- Boże, jeszcze ci nie przeszło? – Sebastian z rezygnacją pokiwał głową, irytując się uporem kolegi
- Nie! A może ja nie chce, żeby mi przeszło! Zresztą, co Ty możesz o tym wiedzieć! – burknął i zapiął pas
- Tobie kompletnie odbiło! – popukał się palcem w czoło
- Odpieprz się! – krzyknął Dobrzański i odjechał spod klubu
- Kretyn!- krzyknął za nim Sebastian i wrócił do budynku

Ula była zaskoczona tym co usłyszała. Wiedziała, że Marek mówił o niej. Musiała koniecznie z nim porozmawiać. Nawet przez moment nie pomyślała o Piotrze, który cały czas czekał na nią w klubie. Sprzed budynku zadzwoniła do Maćka. Musiała wyciągnąć go ze środka i poprosić aby zawiózł ją do domu Dobrzańskich.
Kilka minut później oboje zmierzali już w stronę Konstancina.
- Ula możesz mi powiedzieć, co się dzieje?- przyjaciel był zdziwiony zachowaniem Cieplakówny
- Muszę z nim porozmawiać. Przed chwilą, przed klubem, usłyszałam jego rozmowę z Sebastianem, z modelką. Muszę znać prawdę. Muszę ją usłyszeć do niego. Jeśli tego nie zrobię, będzie mnie to męczyło całe życie – lekko nieobecnym wzrokiem patrzyła przed siebie. Wciąż analizowała wydarzenia sprzed kilku minut.
- Otwórz schowek i wyjmij z niego taką białą kartkę, która tam jest – rzekł nawet na nią nie spoglądając
- Maciek, ja nie mam teraz głowy zajmować się jakimiś kartkami – syknęła zdenerwowana
- Radziłbym Ci to przeczytać. To list, który Marek do ciebie napisał, jak pojechałaś do tej swojej samotni – dziewczyna w pośpiechu wyciągnęła kawałek papieru
- Wozisz go cały czas w samochodzie? Przecież kazałam Ci go wyrzucić? – w duchu dziękowała Szymczykowi, że jej nie posłuchał
- To źle, że nie wyrzuciłem? Wiedziałem, że kiedyś będziesz chciała to przeczytać - Maciek posłał jej ciepły uśmiech – Czytaj- zachęcił

‘Ula. Wiem, że kartka do Ciebie zapisana w pośpiechu przy Twoim biurku niczego nie załatwi. Ale wiem, wierzę, że jeśli pozwolisz mi powiedzieć Ci coś prosto w oczy, to powiem Ci, że dzięki Tobie zrozumiałem co to jest miłość. I że wiem na pewno, że nie to łączy mnie z Pauliną i że na pewno jej nie poślubię. I jeszcze jedno na pewno wiem… że Cię kocham. 
Marek
PS. Czekam o 15.00 nad Wisłą, w miejscy gdzie zaczynałem to wszystko rozumieć’

Po jej policzku spłynęła łza. Szybko ją otarła. ‘A jednak’ westchnęła. Pożegnała się z Maćkiem i ruszyła w kierunku posiadłości Dobrzańskich. Drzwi otworzyła pani Marysia.  
- Dobry wieczór. Urszula Cieplak. Mogłabym porozmawiać z Markiem. Widziałam, że jego samochód stoi na podjeździe – wyjaśniła
- Pan Marek prosił, żeby mu nikt nie przeszkadzał – kobieta posłała jej przepraszające spojrzenie i już chciała zamknąć drzwi, gdy Ula gwałtownie je przytrzymała
- Ale proszę pani, to naprawdę bardzo ważne – była zdeterminowana - Na pewno się ucieszy, gdy dowie się, że przyszłam. Ja muszę z nim porozmawiać. Bardzo panią proszę – spojrzała na gosposię błagalnie
- Dobrze, proszę – odsunęła się z przejścia - Pierwsze drzwi po prawej na piętrze. Trafi pani sama?
- Tak, dziękuję. Poradzę sobie.

Zapukała, ale nie było odzewu. Otworzyła drzwi, ale Marka nie było w środku. Wślizgnęła się do środka i ogarnęła wzrokiem sypialnię. Na nocnej szafce leżało jej zdjęcie, które Marek zrobił podczas ich wyjazdu nad Zalew. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Stanął przed nią Dobrzański. W wytartych jeansach i pogniecionej, błękitnej koszuli, w której był na pokazie. 
- Ula? – Marek był wyraźnie zaskoczony - Co ty tutaj robisz? – szepnął podchodząc do niej kilka kroków
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała poważnie
- Stało się coś? – wyraźnie się zaniepokoił
- Tak, stało się. Już dawno temu – spuściła wzrok - Marek… ja muszę znać prawdę – powiedziała, niepewnie patrząc mu w oczy
- Dobrze. Siadaj – wskazał na krzesło. Sam zajął miejsce naprzeciw niej, na materacu łóżka -  Co chcesz wiedzieć? – obrzucił ją pytającym spojrzeniem
- Wszystko – rzekła zdecydowanie. Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Chyba w takich sytuacjach zaczyna się do początku – westchnął i nerwowo podrapał się po głowie – Gdy zaczęłaś pracę w „FD” nie przypuszczałem, że nasze relacje z czasem zmienią się do tego stopnia. Byłaś zwykłą asystentką, jakich miałem przed tobą kilka. Tyle, że na ciebie zawsze mogłem liczyć, ratowałaś mnie z różnych sytuacji. To tobie zawdzięczam fotel prezesa, podpisanie umowy z Terleckim i jeszcze wiele innych. Od samego początku wiedziałem, co do mnie czujesz. I bardzo mi to pasowało – przyznał wpatrując się w jej błękitne oczy - Wiedziałem, że zrobisz dla mnie wszystko i bezczelnie to wykorzystywałem. Gdy firma zaczęła mieć problemy razem z Sebą wpadłem na pomysł, żeby namówić Cię na zaciągnięcie kredytu. Te wszystkie kolacje, prezenty, to był pomysł Seby, żeby skłonić cię do określonych działań - po jej policzkach zaczęły płynąć łzy - Nie płacz proszę! Chciałaś znać całą prawdę, więc ja muszę ci to powiedzieć – spojrzał na nią w taki sposób, jakby chciał ją przeprosić
- To Sebastian kazał ci się ze mną przespać?- zapytała, nerwowym ruchem wycierając mokre od łez policzki
- Poczekaj, po kolei – zastopował ją - Zaczynałem spędzać z tobą coraz więcej czasu i zacząłem cię poznawać. Byłaś inna niż wszystkie moje dotychczasowe kobiety. Te wszystkie puste kukły nie dorastały ci do pięt. Pamiętasz nasz wieczór nad Wisłą? To właśnie wtedy zacząłem rozumieć, że to, co do ciebie czuję to nie tylko sympatia i wdzięczność. Wcześniej nie znałem tego uczucia. Niby byłem z Pauliną, ale dopiero przy tobie zrozumiałem czym jest miłość – w jego oczach nie dostrzegła nuty fałszu - I… odpowiadając na twoje pytanie – na moment zawiesił głos - to nie Sebastian kazał mi spędzić z tobą noc. Czy ty naprawdę myślisz, że mógłbym być na tyle podły? – spytał z lekką pretensją - Gdybym cię nie kochał, nigdy nie pozwoliłbym sobie na taki krok – przyznał szczerze, w duchu gratulując sobie, że wreszcie udało mu się wyznać jej uczucia - Za bardzo cię szanuję, żeby tak po prostu cię wykorzystać i zostawić. Wtedy w SPA przeżyłem najpiękniejszy weekend w swoim życiu. Żałuje, że od razu po powrocie nie zerwałem z Pulą, ale bałem się jej reakcji, reakcji mojej rodziny… - spuścił wzrok zawstydzony swoim tchórzostwem - A później ty odeszłaś i nie potrafiłem cię zatrzymać.
- A Klaudia? – szepnęła ledwie słyszalnie
- Myślisz, że po tym jak kochałem się z tobą potrafiłbym być z jakąkolwiek inną kobietą? – spojrzał na nią z czułością - Ja nie potrafię i nie chce być z nikim innym, tylko z tobą. Spróbuj wybaczyć mi to, że byłem idiotą i daj mi… daj nam jeszcze jedną szansę. Proszę… - jęknął, a w jego oczach ujrzała błaganie. Gdyby chciała, był gotowy paść przed nią teraz na kolana. Był w stanie zrobić wszystko, by tylko nie odtrącała jego miłości i spróbowała wybaczyć. Przez chwilę siedzieli w ciszy. Marek zastanawiał się, co jeszcze mógłby powiedzieć, jak ją przekonać. Ona potrzebowała chwili, by poukładać sobie w głowie to, co przed chwilą padło z jego ust. Głośno wciągnęła powietrze, próbując uspokoić się nieco i odezwała się cicho -
- Musisz mi dać trochę czasu. Muszę to wszystko przemyśleć – otarła łzy i ruszyła w stronę drzwi.