B

wtorek, 31 marca 2015

'Przyjaźń z bonusem' I

W koprodukcji z K.!




Był już prawie ranek. Na tarasie swojego mokotowskiego apartamentu palił papierosa. Rzadko palił. Praktycznie w ogóle. Jedynie w wyjątkowych sytuacjach sięgał po awaryjną paczkę, której miejsce było na dnie szuflady jego biurka. Czuł, że wczorajszy dzień wiele zmienił w jego życiu. Że coś się skończyło, choć uparcie twierdzili, że to nic nie zmienia i nie zmieni. ‘Koniec jest początkiem czegoś nowego’ rzekł gasząc papierosa o rant metalowej popielniczki. Teraz było lepiej i miał nadzieję, że ona jest podobnego zdania. Noc była ciepła, a on ubrany jedynie w bokserki, zapatrzony w dal próbował poukładać sobie w głowie wydarzenia dzisiejszego dnia i historię ich znajomości.

On, przystojny, trzydziestoletni prezes rodzinnego domu mody. W czasach studenckich prawdziwa dusza towarzystwa, stały bywalec każdej imprezy i wszystkich stołecznych klubów. Z upływem lat jednak dorósł, spoważniał i zmienił priorytety. Zawodowo - prezes skupiony na wypracowywaniu dla swojej firmy jak największych zysków, który marzy, by wreszcie usłyszeć od ojca słowa ‘jestem z ciebie dumny’. Prywatnie - singiel od roku. Na swoim koncie ma trzy krótsze lub dłuższe związki zaliczane do kategorii tych poważnych. Niestety na dłuższą metę każda kolejna partnerka okazywała się gorsza od poprzedniej. Najgorzej było z ostatnią, Gabrielą, która na każdym kroku węszyła zdradę, a każdą kobietę zbliżającą się do niego na wyciągnięcie ramion dosłownie zabijała wzrokiem. Zdecydowanie przebiła Paulinę. Miał dość fanatyczki i życia na smyczy. Potrzebował związku partnerskiego. Potrzebował związku, w którym będąc razem nie ograniczamy wolności drugiej osoby. Nie, nie chodziło mu o skoki w bok i tak modny w ostatnim czasie ‘otwarty związek’. Po prostu potrzebował od czasu do czasu odciąć się od świata. Spakować w małą walizkę i wyjechać na dwa dni, gdziekolwiek. Byle sam. Byle mógł pobyć w ciszy ze swoimi myślami, z dala od pracy, przyjaciół i życia codziennego. Nie wszystkie kobiety to rozumiały. A zwłaszcza Gabriela. Była tylko jedna kobieta, która to akceptowała, a co więcej również rozumiała.

Ona, piękna, trzydziestoletnia dyrektor oddziału jednego ze stołecznych banków. Określana przez znajomych mianem ‘cudownego dziecka’. Rzeczywiście jej kariera była imponująca. Swoje pierwsze kroki stawiała w firmie Febo&Dobrzański początkowo jako asystentka dyrektora finansów, by już po roku zająć jego fotel. Przepracowała tam ponad trzy lata, by stwierdzić, że potrzebuje zmiany i nowych wyzwań. Zamieniła dom mody na bank. I była z tej zmiany bardzo zadowolona. Wreszcie czuła, że jest na swoim miejscu, że jest w swoim żywiole.
Co łączy Urszulę Cieplak i Marka Dobrzańskiego? Przyjaźń, która zrodziła się jeszcze w czasach studenckich. Skończyli tę samą uczelnię. Ona ekonomię, on zarządzanie. Razem rozpoczęli pracę w firmie jego rodziców.

Łączy ich przyjaźń. Taka prawdziwa. Taka, której się zazdrości i której się szuka całe życie. Tak na dobre i na złe. Taka, że ma się pewność, że przyjaciel przyjedzie o północy wypić z nami herbatę, gdy wyślemy mu sms’a, że jest nam źle. Przyjaciel będzie zawsze wtedy, gdy go potrzebujemy. Będzie wspierał, ocierał łzy, motywował do działania, trzymał kciuki. Będzie powiernikiem sekretów i doradcą. I będzie milczał, wtedy gdy nie będziemy mieć ochoty na rozmowę, ale będzie obok, byśmy mogli oprzeć głowę na jego ramieniu. Oni byli właśnie takimi przyjaciółmi. Zawsze była obok niego, gdy po podjęciu niekorzystnej decyzji dla firmy usłyszał kilka gorzkich słów od ojca. Gdy wreszcie zebrał się w sobie, by zerwać zaręczyny z Pauliną Febo, kobietą mu przeznaczoną, której nie kochał nawet przez chwilę. To ona trzymała dłoń na jego ramieniu, gdy Krzysztof Dobrzański miał zawał, a on drżąc o życie ojca wyczekiwał wieści na szpitalnym korytarzu. On również starał się być dobrym przyjacielem. Jeszcze w czasach studenckich pokrył częściowo koszty operacji jej ojca, który również chorował na serce. Cieplaki byli zdecydowanie mniej zamożni, a dla niego te kilka tysięcy nie stanowiło problemu. Zresztą nie mógł pozwolić, by jego przyjaciółka straciła ojca. Ale nie starał się tej relacji opierać wyłącznie na zasobnym portfelu. Starał się dawać jej również siebie, okazywać jej troskę, zainteresowanie i wsparcie. I gdy kolejny mężczyzna okazał się jej nie wart, przyjechał w środku nocy ją przytulić, a rano obić Pawłowi gębę. Potrafili rozmawiać ze sobą o wszystkim, a ich relacja była naprawdę wyjątkowa. Oboje nie wyobrażali sobie, że przyjaciel pewnego dnia może zniknąć z ich życia i już się nie pojawić.

Oprócz rozmów na sto procent, pocieszania i dodawania otuchy, wspierali się również na innym polu. Często towarzyszyła mu podczas różnych okazji, gdzie nie wypadało pokazać się samemu lub gdy po prostu chciał mieć bratnią duszę obok siebie. Gala ludzi biznesu, spotkanie opłatkowe fundacji, bal organizowany przez hrabinę Potocką, wielką fankę kreacji Pshemko. Gdy nie był w oficjalnym związku wszędzie tam zabierał swoją przyjaciółkę. On odwdzięczał się jej tym samym, będąc jej partnerem podczas Balu Bankowców. Jej pojawienie się u jego boku na rodzinnym przyjęciu nie było sensacją. Dobrzańscy ją uwielbiali i wiedzieli, że tych dwoje łączy wyjątkowa więź. Cieszyli się, że ich syn potrafił stworzyć relację, która nie jest oparta na seksie, jak miał w zwyczaju, a na prawdziwej sympatii. Cieszyli się, że Ula pojawiła się w jego życiu, wciąż w nim jest i potrafi wskazać mu odpowiedni kierunek, gdy trochę się pogubi. Cenili ją jako fachowca, ale przede wszystkim jako człowieka. Helena chyba trochę w głębi duszy żałowała, że jej syna i pannę Cieplak łączy tylko przyjaźń. Kilka lat temu w dość luźnej rozmowie nawet rzucił uwagę na ten temat. Usłyszała wówczas od syna, że nie chce tego zepsuć, i że Ula jest dla niego zbyt ważna, by mógł ją skrzywdzić. Krytycznie zauważył, że on się chyba do związków nie nadaje, a przyjaźń wychodzi mu zdecydowanie lepiej.

Tego wieczoru wybrał się z nią do posiadłości Dobrzańskich. Helena i Krzysztof wydawali przyjęcie z okazji swojej trzydziestej trzeciej rocznicy ślubu. Zaprosili rodzinę i przyjaciół. Nie znosił takich uroczystości, gdzie dalekie ciotki obserwowały każdy jego ruch i obgadywały pokątnie. Nie wypadało odmówić. W końcu to jego rodzice. Zacisnął zęby i biorąc ze sobą Ulkę pojechał tam na dwie godziny.
- Boże, nareszcie – odetchnął z ulgą, gdy drzwi Dobrzańskich się za nimi zamknęły – Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę tego cyrku –uniósł głowę do góry wpatrując się w usłane gwiazdami niebo. Ulka śmiała się serdecznie – Dzięki, że tu ze mną przyszłaś
- Nie przesadzaj, nie było to źle – próbowała się uspokoić
- Nie było źle? – zapytał z pretensją – Przecież myślałem, że przez to obgadywanie mnie przez ciotkę Felicję uszy mi zapłoną żywym ogniem – oparł się o maskę Lexusa i skrzyżował ręce na piersi – Chociaż nie gorzej by było, gdyby pojawiła się babcia Aniela
- Przecież ona jest urocza! – uwielbiała starszą panią, która potrafiła za każdym razem raczyła ją ciekawymi anegdotami ze swojego życia, a przede wszystkim z dzieciństwa Marka. Dobrzański słysząc te słowa wywrócił oczami
- Do momentu, w którym kompletnie nie zwracając uwagi na pozostałych gości, zapyta mnie ‘Mareczku, kiedy ty się wreszcie ożenisz? Chciałabym dożyć tego momentu’, a wówczas trzydzieści par oczu skupionych jest na mnie – wyszczerzył się nienaturalnie wywołując jej kolejny, niekontrolowany wybuch śmiechu – Wsiadaj – otworzył jej drzwi i sam po chwili zajął miejsce za kierownicą i ciągnął dalej ich rozmowę – Ty wiesz, że ona kiedyś wyskoczyła z takim tekstem przy Gabrysi? – Ulka z trudem się hamowała – Ja nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. I żeby było śmieszniej nie babci. Gabriela patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakbym za chwilę miał paść przed nią na kolana. Ona już po prostu miała wypisane na twarzy ‘tak’ – Cieplakówna pokręciła głową
- No może ślub z panną Śliwecką, to akurat nie byłby najlepszy pomysł, ale z drugiej strony panie Dobrzański – poklepała go po kolanie – kiedyś będzie musiał nastąpić ten dzień – spojrzała na niego z udawaną powagą
- Tylko, że ja nie mam odpowiedniej kandydatki – bronił się - Renata, Paulina, Gabriela – wyliczał – im dalej w las, tym… - wymownie chrząknął
- Taaa
- Chyba jedynie z tobą mógłbym się ożenić z marszu – przyznał, kiwając śmiesznie głową i nie odrywając wzroku od drogi
- Ze mną? – najpierw popukała się w czoło, by po chwili po raz enty wnętrze auta wypełnił jej śmiech – Sorry, ale ja się na to nie piszę – podniosła ręce w obronnym geście – My się kochamy dopóki żyjemy w odosobnieniu. Na co dzień chyba by wszystko fruwało. Bywasz cholernie irytujący
- Ja? Ja bywam irytujący? No chyba żartujesz – udał oburzenie
- Tak, panie Dobrzański. Więc szukaj żony gdzieś indziej
- No bardzo cię przepraszam, ale ty też powinnaś w końcu wyjść za mąż – spojrzał na nią wymownie
- Bardzo ci dziękuję za dobrą radę – rzekła z lekką ironią - Po ostatnim Casanovie mam dość facetów. Nie zamierzam gotować obiadków i prać brudnych skarpet, gdy on w tym czasie będzie posuwał w biurze sprzątaczkę– skrzywiła się na wspomnienie czarnych skarpetek, rozmiar czterdzieści trzy, które jeszcze długo po rozstaniu z ostatnim partnerem, znajdowała w różnych dziwnych miejscach swojego domu.
- W sumie racja – cmoknął, zatrzymując auto na czerwonym świetle – Ale nie wierzę, że nie brakuje ci faceta – spojrzał na nią z prowokacyjnym uśmieszkiem. Uciekała wzrokiem przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią
- No dobra. Brakuje mi seksu – przyznała
- Wiedziałem! –nieukrywana satysfakcja pobrzmiewała w jego głosie – Pocieszę cię, że mnie też – posłał jej uroczy uśmiech i jak zwykle ruszył pierwszy ze skrzyżowania z piskiem opon.
- Ale to, że mi brakuje seksu, nie oznacza, że zamierzam się pakować z przypadkowym facetem w związek bez przyszłości. Będę mu prasowała koszule i składała w kostkę gacie, tylko po to, by mi zafundował orgazm dwa razy w tygodniu. I będę w to brnęła i brnęła, a za dwa lata okaże się, że nie łączy nas nic oprócz kredytu we frankach i depresji. Dziękuję, wibrator wystarczy – prychnęła lekko feministycznym tonem
- Nikt nie mówi o związku – zaczął nakreślać jej plan, który chwilę wcześniej zrodził się w jego głowie. Przecież czytał o tym niedawno na jednym z mało opiniotwórczych portali – Bardziej o układzie. Ty żyjesz swoim życiem, ja swoim. Nie ma skarpet, obiadków, kredytu. Za to są od czasu do czasu spotkania dla przyjemności – wyjaśniał
- Przepraszam bardzo, ty mówisz o sobie? – zapytała wlepiając w niego zdziwione spojrzenie
- No przyjaźnimy się. Chodzimy razem do kina, do teatru i na przyjęcia do mojej mamusi. To możemy chodzić także do łóżka. Tobie brakuje seksu, mnie też. Dlaczego mamy sobie nie pomóc? – wzruszył ramionami
- Nie, nie, nie – pokręciła głową – Nie uważasz, że to by było trochę dziwne? – skrzywiła się, wciąż intensywnie myśląc o jego propozycji – Jesteś moim przyjacielem, a nie facetem!
- Ty nie kochasz mnie, ja ciebie. Ja ci nie proponuję małżeństwa tylko rozszerzenie naszej przyjaźni o kilka namiętnych chwil w sypialni i jeszcze kilku innych, mniej typowych miejscach. Mamy do siebie zaufanie. Taki układ do lepsza opcja, niż jakieś przygodne znajomości, nie uważasz? – przekonywał – Ja nie mówię, że mamy to ciągnąć do emerytury… Ale kilka spotkań od czasu do czasu…. Wszystko zależy od zasad, jakie ustalimy na początku. Na przykład wyłączność – spojrzała na niego marszcząc brwi – To znaczy, jesteśmy wobec siebie uczciwi i nie sypiamy z nikim innym. Gdy w naszym życiu pojawia się ktoś, na kim zaczyna nam zależeć, rezygnujemy z bonusa i zostajemy na etapie czystej przyjaźni. Proste? Proste! – auto zatrzymało się wreszcie pod jej blokiem. Odpiął pas i spojrzał jej prosto w oczy.

Tak, dzisiaj był ten dzień, gdy przyjaźń Marka Dobrzańskiego i Urszuli Cieplak wkroczyła w nową, nieznaną dotąd fazę. Dzisiaj dwójka przyjaciół uprawiała seks po raz pierwszy.

sobota, 28 marca 2015

Miniaturka XXV 'Kusicielka'

Była świetnie wykształcona. Zajmowała kierowniczą posadę w jednym z największych banków w Warszawie. W wieku dwudziestu ośmiu lat stać ją było na porządne auto i apartament na Powiślu, na który zaciągnęła naprawdę niewielki kredyt. Była niezależna finansowo. Od kilku lat była sama, choć jak podkreślała nie była samotna. Urszula Cieplak z całą pewnością była piękną i atrakcyjną kobietą. Zjawiskowa uroda w połączeniu ze świetnym stylem i drogimi ubraniami powodowały, że każdy napotkany mężczyzna obrzucał ją zachwyconym spojrzeniem. Uwielbiała się podobać. Te pożądliwe spojrzenia były jej potrzebne, jak tlen. Za każdym razem, gdy mężczyzna tracił dla niej głowę dawało jej to dziką satysfakcję. Kilka namiętnych spotkań i koniec znajomości. Twierdziła, że nie jest stworzona do stałych związków, że się do tego nie nadaje, że ją nudzą, że potrzebuje nowych wyzwań i adrenaliny. Bo każdy kolejny mężczyzna na jej drodze był wyzwaniem. Ci, którzy przychodzili sami, którzy zostawiali swój numer telefonu, nie byli dla niej tak atrakcyjni, jak ci z pozoru nieodstępni. Mężczyzna niedostępny nie dawał się skusić chwilowym zatrzepotaniem rzęsami i uroczym uśmiechem. Niekiedy musiała pójść na lunch, później jedną, drugą kawę, wysłuchać jego żali i frustracji, by ostatecznie skończyć w sypialni. A najbardziej podniecająca w tym wszystkim była tajemnica. 

Kolejny nudny bankiet zorganizowany przez jej bank. I to na dodatek w jakiejś dziurze pod Warszawą. Dziesiątki śliniących się na jej widok mężczyzn. Mężczyzn w zdecydowanej większości zupełnie ją nieinteresujących. Urszula Cieplak wbrew pozorom miała pewne zasady. Na przykład – nie rozpoczynać romansu z kolegą z pracy. Nie chciała kłopotów, plotek i zamieszania w miejscu zatrudnienia. Było jednak kilku kontrahentów, najważniejszych klientów i zaproszonych gości. Wybrała na ten wieczór czerwoną suknię odsłaniającą niezbyt wiele, a jednak działającą na wyobraźnię. Lubiła ten kolor. Był wyzywający i przyciągający uwagę każdego mężczyzny. Urszula Cieplak doskonale zdawała sobie sprawę, że czerwona sukienka działa na mężczyznę, jak płachta na byka. Tak samo, jak czerwone usta i czerwone paznokcie. Zwróciła uwagę na stojącego przy barze mężczyznę. Przystojny brunet lekko po trzydziestce, o czym świadczyły szpakowate włosy na skroniach. Dwudniowy zarost, hipnotyzujące spojrzenie i zniewalający uśmiech. Tak, to właśnie ten brunet był jej dzisiejszym wyzwaniem. Wyzwaniem niezwykle łatwym. Z delikatnym uśmiechem obserwowała, jak od kilkunastu minut wodzi za nią wzrokiem sącząc drinka. Szybko dowiedziała się, że to prezes Marek Dobrzański, którego dom mody jest klientem ich banku od momentu powstania. Dzięki jej małemu podstępowi po chwili zostali sobie przedstawieni. Zamienili kilka krótkich zdań, właściwie o niczym. Zresztą słowa nie były ważne. Widziała, jak pożera ją wzrokiem. Marek Dobrzański był jej od pierwszej chwili. Rosnące między nimi napięcie przerwał prezes, który porwał ją w kierunku przybyłego właśnie prezesa Związku Banków Polskich. Po niespełna trzech godzinach miała dość tych sztucznych uśmieszków i wymuszonej serdeczności. Dopiła szampana, wyciągnęła swoją wizytówkę i na odwrocie dopisała ‘pokój 134’. Odstawiając kieliszek na bar podsunęła kartonik w kierunku Dobrzańskiego i nawet nie zaszczycając go spojrzeniem ruszyła na górę. Nie musiała długo czekać. Gdy po kwadransie usłyszała pukanie do drzwi miała pewność, że po drugiej stronie stoi właśnie on. Otworzyła drzwi, tym samym pozwalając na wybuch namiętności.

Przytulając ją do torsu wodził dłonią po jej nagich plecach. Wyraźnie czuła chłód złotej obrączki znajdującej się na jego palcu.
- Spotkamy się jeszcze? – zapytał wpatrując się w jej błękitne tęczówki. Kusząco przygryzając wargę kiwnęła głową potakująco. Zachłannie wpił się w jej usta.

Ich romans trwał w najlepsze od dwóch miesięcy. Spotykali się regularnie, trzy razy w tygodniu w wynajętym pokoju hotelowym lub w jej mieszkaniu  Ta relacja diametralnie różniła się od pozostałych. Przede wszystkim swoją długością. Zwykle płomienny romans kończył się po kilku spotkaniach. Nie chciała kończyć z Dobrzańskim. Może dlatego, że było jej z nim dobrze. Bardzo dobrze. Kompletnie zwariował na jej punkcie. Gdyby mógł, nosiłby ją na rękach, a jej to imponowało. Zaspakajał ją w łóżku, ale też potrafił ją rozbawić i po prostu dobrze im się rozmawiało. 
Z pewnością ciągnęłaby ten układ dalej, gdyby nie jego niezapowiedziana wizyta w sobotnie popołudnie. Stanął w jej progu z walizką. Obrzuciła go zdumionym spojrzeniem.
- Kocham cię – wyznał stojąc w holu jej mieszkania – Wczoraj złożyłem pozew o rozwód, dziś rozmawiałem z Pauliną i wyprowadziłem się z domu. Jestem wolny, możemy być w końcu razem tak na sto procent – jej oczy były wielkości pięciozłotówki. Chrząknęła nieznacznie czując jak wzbiera w niej złość. Choć z drugiej strony miała ochotę roześmiać mu się w twarz.
- A czy ja powiedziałam, że chcę z tobą być? – splotła ręce na piersiach i bezczelnie spojrzała mu prosto w oczy. Zmieszał się i rozbieganym wzrokiem wodził teraz po lśniącej podłodze w kolorze piasku pustyni.
- Mówiłaś, że jest ci ze mną dobrze – szepnął czując, że traci grunt pod nogami – Ja…. Ja sądziłem, że nie mówisz tego głośno, by do niczego mnie nie zmuszać, ale nie chcesz się mną dzielić… że nie chcesz być kochanką – w jego głosie wyraźne było zdenerwowanie
- Nigdy od ciebie nie wymagałam wyłączności. Zresztą ty też nie byłeś jedyny – spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby właśnie poraził go prąd
- Ale…. – gwałtownie łapał powietrze
- Wiesz, co najbardziej mnie w tobie kręciło? Obrączka – zaskoczony spojrzał na nią nie rozumiejąc sensu jej słów – Owszem, było nam razem dobrze, ale najbardziej pociągające było to, że ryzykujesz dla mnie swoje małżeństwo, że jesteśmy razem w ukryciu, a ty każdego dnia boisz się, czy nasz romans się nie wyda, czy twoja żona się nie dowie, a ty stracisz dom, firmę i szacunek rodziców. Uwodzę mając świadomość, że tacy jak ty porzucają dla mnie swoje zasady, łamią obietnice i przysięgi małżeńskie, a ja jednym skinieniem palca jestem lepsza od waszych żon, które czekają na was w domu. Zakazany owoc smakuje najlepiej – rzekła zmysłowym głosem - Nigdy nie deklarowałam ci miłości i nigdy ci jej nie zadeklaruję, bo ja się nie nadaję do stałego związku. Nie chcę go. Marku Dobrzański, byłeś jedną z wielu przygód w moim życiu, ale wracaj do żony. Może uda ci się jeszcze uratować wasze małżeństwo – wpatrywał się w nią przez chwilę nieprzytomnym spojrzeniem. Bez skrupułów podeszła do drzwi i otworzyła je szeroko dając mu tym samym znać, że jego wizyta dobiegła końca. Wyszedł z jej domu bez słowa czując gorycz porażki i potężną szpilę wbitą wprost w jego serce.
Urszula Cieplak była kusicielką żonatych mężczyzn, a Marek Dobrzański jej kolejną zdobyczą.

niedziela, 22 marca 2015

Miniaturka XXIV 'Kłótnia'

W gabinecie prezesa firmy Febo&Dobrzański, który wciąż zajmowała, trwała zaciekła dyskusja.
- Ale kochanie, my naprawdę nie mamy czasu na szukanie nowej agencji – westchnął Marek, który w głębi duszy miał już serdecznie dość marudzenia Uli. Jej zachowanie było co najmniej dziwne, a przedstawiane stanowisko nie było podparte sensownymi argumentami. Po prostu uważał, że się uparła i za wszelką cenę chce przeforsować swoje stanowisko. ‘Kobiety czasem tak mają’ powtarzał w myślach.
- Zlecę to Ani. Jest na tyle bystra, że szybko znajdzie coś odpowiedniego – rzekła stanowczym głosem i wróciła do analizowania ostatniego raportu. Wolała skończyć tę dyskusję jak najszybciej, gdyż czuła, że zmierzona ona w niewłaściwym kierunku.
- Z pewnością nic lepszego i tańszego – przekonywał lekko zirytowanym głosem. Znała ten ton – Ja się znam na tym troszeczkę lepiej
- Ooo, w to nie wątpię – czyżby wyczuł nutę ironii? Za wszelką cenę próbowała nie wybuchnąć i nie wygarnąć mu, co o nim myśli w tej chwili.
- Powiedz mi, o co ci chodzi tak naprawdę? – stanął nad jej biurkiem i wlepił w nią wyczekujące spojrzenie – Twarz kolekcji mamy wybraną, pokaz za niecały miesiąc, a ty zamierzasz dokonywać rewolucji? - kompletnie jej nie rozumiał. Po co sobie utrudniać, skoro ten etap przygotowywania pokazu mieli zamknięty
- Nie mamy wybraną, tylko ty ją wybrałeś – zauważyła przytomnie nie odrywając wzroku od kartki papieru
- Bo jest najlepsza. Była już twarzą ‘FD Summer’. Ludzie ją znają, lubią, kojarzą z naszą firmą – wyliczał
- Czasami dobre są zmiany – spojrzała na niego w taki sposób, by dać mu do zrozumienia, że chce zakończyć tę dyskusję. Bez efektów.  
- Możemy z nią negocjować dobre warunki. Ma świetne nogi, ładny uśmiech – rzekł obojętnym tonem, a mimo to w niej wzmagała agresja. ‘Koneser’ – przemknęło jej przez głowę, a przed oczami stanęły jej obrazy, których nie chciała pamiętać. On i ona podczas przygotowywania kolekcji. To były pierwsze miesiące jej pracy w FD. Sesja, wybór modelki i jego wzrok znawcy i łowcy, który dosłownie pożerał te puste kukły - jest blondynką, co będzie się dobrze komponować z kolorystyką kolekcji – coraz trudniej było jej panować nad sobą
- Taaa, rozumiem, że osobiście zamierzasz negocjować – rzekła z wyczuwalną kpiną - Teraz jest Sara, wcześniej była Domi, którą też wybrałeś osobiście po bardzo kameralnym castingu – słysząc te słowa roześmiał się nerwowo i podrapał się w tył głowy.  
- Ty mnie o coś podejrzewasz? – pierwsze zdenerwowanie ustąpiło miejsca zdumieniu
- A powinnam? – spojrzała mu prosto w oczy. Zaśmiał się gorzko. Jej wciąż przed oczami stał obrazek sprzed godziny. Wracała właśnie z bufetu. Mijając konferencyjną odruchowo spojrzała w bok, zastanawiając się, czy Dobrzański skończył już spotkanie z kontrahentem. Z Makulskim skończył, ale najwyraźniej teraz wziął się za negocjacje z Pati Hyć. Długonoga brunetka opierała się o kant blatu i stojąc zdecydowanie za blisko jej partnera, bawiła się jego krawatem. Marek nie był tym specjalnie przejęty. Wydawało się, że wręcz przeciwnie. W pierwszej chwili miała ochotę tam wejść, ale stwierdziła, że nie może i nie chce pilnować go na każdym kroku. Niezauważona wróciła do swojego gabinetu.
- Rozumiem, że za dawne błędy będę na cenzurowanym do końca życia – był rozgoryczony. Nie miała prawa. Nie dał jej powodu – Zamierzasz teraz kwestionować każdą moją decyzję odnośnie współpracujących z nami modelek, wyboru twarzy kolekcji? – zmarszczył brwi i splatając ręce na torsie spojrzał na nią wyczekująco
- Te, przy których będziesz tak gorliwie obstawał, tak – rzekła zdecydowanie i obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. Nie mogła pojąć dlaczego on nie potrafi i nie chce postawić się na jej miejscu. Dlaczego nie stara się jej zrozumieć – Ty się nawet przez chwilę nie zastanowiłeś, co ja czuję – rzekła oskarżycielsko – Co będę czuła, gdy będę współpracowała z tym tabunem twoich kochanek
- Byłych kochanek – wtrącił się ostrzej, niż zamierzał, ale zignorowała jego słowa
- Gdy przez korytarz będą przewijać się te same twarze, które wielokrotnie widziałam w twoim gabinecie, a co gorsza na twoich kolanach – rzekła patrząc na niego z bólem – Przecież były dziesiątki takich sytuacji, gdy cię nakrywałam na zdradzie. Zapomniałeś już? Wiem o wielu i domyślam się, o jak wielu nie wiem. I chyba nie chcę się dowiedzieć, dlatego zamierzam rozpocząć współpracę z agencją, która do tej pory nie miała styczności z FD, z którą ty nie miałeś styczności – rzekła dobitnie - bo ja po prostu sobie nie potrafię z tym poradzić – zakończyła swój monolog. Stał niewzruszony próbując przetrawić jej słowa. W końcu się odezwał
- Wydaje mi się, że troszeczkę przesadzasz, a ja nie zamierzam cię całe życie przekonywać, że nie jestem wielbłądem. Jesteś gorsza, niż Paulina, ale ona chociaż miała powody – rzucił pod nosem na odchodne i szybko opuścił jej gabinet. Zabolało, oj zabolało. ‘Ja chyba też mam’ szepnęła cicho. Wypuściła głośno powietrze i ukryła twarz w dłoniach. Może i nie powinna tak na niego naskakiwać. W zasadzie mogła się zapytać, o tę sytuację z konferencyjnej. Zobaczyć co ma do powiedzenia. Bardzo szybko wydała na niego wyrok. Z drugiej strony on nie miał powodu porównywać jej do panny Febo. Dzielił je rów mariacki, jakby to ujęła Violetta. Postanowiła, że tego dnia musi odpocząć i się zresetować. Ostatnie miesiące były dla niej mordercze. Praca, praca i jeszcze raz praca. Była przemęczona, a przez to rozdrażniona. Mało sypiała. Spędzała nad dokumentami po dwanaście godzin dziennie, przez pięć dni w tygodniu. Jeśli nawet nie w firmie, to zabierała robotę do domu. Co prawda FD Gusto okazało się hitem, ale firma nadal nie wyszła w pełni z kryzysu, a ona szukała najkorzystniejszych rozwiązań, by pomnożyć zyski. Weekendy poświęcała rodzinie lub Markowi, który kategorycznie domagał się jej obecności chociaż w te dwa dni. Te ciągłe podróże między firmą, Rysiowem, a mieszkaniem Marka zaczynały ją wykańczać. Wreszcie sześć tygodni temu przeniosła się do Dobrzańskiego na stałe. Przeprowadzka również dała jej się we znaki, chociaż z rodzinnego domu zabrała jedynie dwa kartony i dwie walizki. Uporządkowanie rzeczy, zorganizowanie życia na Siennej, to wszystko wysysało energię. Potrzebowała relaksu, chwili tylko dla siebie. Postanowiła, że oderwie się od rzeczywistości właśnie dzisiaj. Zresztą i tak nie chciała po pracy wracać do domu, by nie nastąpił ciąg dalszy awantury. Nie miała na to siły i ochoty. Podniosła słuchawkę telefonu i wybrała trzycyfrowy numer – Viola, wpadnij do mnie na chwilę.

Dochodziła siedemnasta, gdy zaczęła zbierać swoje rzeczy. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów miała wyjść z biura o czasie. Normą stało się, że wychodziła wraz z Markiem ostatnia, ale nie dzisiaj. Na dzisiaj miała plany. Kubasińska zareagowała z takim entuzjazmem na jej propozycję, że o mało nie rzuciła się jej na szyję. Trochę się obawiała pozostawienie wyboru lokalu Violce, ale ostatecznie stwierdziła, że raz na jakiś czas może pozwolić sobie na szaleństwo. Wyłączała właśnie komputer, gdy usłyszała ciche pukanie, a w drzwiach pojawił się Dobrzański. Był ostatnią osobą, z którą chciała rozmawiać przed wyjściem.
- Możemy porozmawiać? – zaczął, siadając na fotelu
- Nie bardzo, trochę się spieszę – odparła, chowając do torebki telefon
- Ula, chciałem cię przeprosić, za to, co powiedziałem wychodząc – splótł nerwowo palce i chrząknął – Ale może faktycznie masz rację. Porozmawiamy o tym w domu. Daj mi pięć minut, spakuję się tylko – już chciał wychodzić, gdy zatrzymały go jej słowa
- Ale ja nie wracam z tobą – spojrzał na nią przerażony. ‘No chyba nie zamierza wrócić do Rysiowa przez pierwszą, lepszą sprzeczkę’ – Jestem umówiona – ulga, wielka ulga, choć i zaskoczenie
- A z kim, jeśli mogę zapytać oczywiście – chrząknął zirytowany. Nawet nie próbował maskować zazdrości
- Z Violettą. Idziemy razem do klubu – powiedziała to tak, jakby właśnie mu komunikowała, że woli dżem malinowy, a nie wiśniowy, jakby to wyjście do klubu było oczywistą oczywistością
- Aha – kiwnął głową potakująco, nim przyswoił treść jej słów – Dokąd? – chciał się upewnić, czy aby na pewno się nie przesłyszał
- Do klubu – spojrzała na niego z satysfakcją – potańczymy, poplotkujemy, powygłupiamy się. Ty masz swojego squasha, siłownię, Sebastiana, mecze i piwo, a ja cały czas albo siedzę w pracy, albo nad papierami w domu. Też mi się należy chwila wolnego, także nie czekaj na mnie z kolacją – jak gdyby nigdy nic wyminęła go i skierowała się jeszcze na chwilę do bufetu. W sekretariacie natknął się jeszcze na Violettę, która pośpiewując pod nosem kończyła malować paznokcie na wściekły róż
- Słyszałem, że idziecie do klubu – zagadnął
- Ano! – opowiedziała mało inteligentnie cała podekscytowana – Uleńka zaproponowała. Będzie mega zabawa. Wybrałam najlepszą miejscówkę w mieście – paplała
- Proszę cię uważaj na nią – rzekł z wyraźną troską – Ona ma bardzo słabą głowę.
- Spoko Mareczku, ze mną  nie zginie – puściła mu oczko i dmuchając na paznokcie pospiesznie złapała torebkę – Ciao!

Violetta zaplanowała ten wieczór bardzo starannie. Najpierw fryzjer i wizyta u kosmetyczki, później szybka sałatka lub inne danie fit i wreszcie wizyta w klubie ‘Fame’. Kilka razy była z Sebastianem w 69, ale jakoś to miejsce ją nie przekonywało. Wolała znaleźć coś innego i znalazła. Z opinii na forum dowiedziała się, że to świetna miejscówka z pysznymi drinkami i fajną muzyką. Co prawda chciała jeszcze w międzyczasie podjechać do domu by się przebrać, ale Ula kategorycznie zaprotestowała stwierdzając, że sukienki, w które były ubrane mogą się nadawać również do tańca. Pani Cieplak za wszelką cenę starała się uniknąć wizyty w domu i kolejnej konfrontacji z Dobrzańskim. Owszem przeprosił, może i widziała w jego oczach skruchę, ale mimo to nie zamierzała rezygnować ze swoich planów. Może tym wieczorem chciała się trochę na nim odegrać? Gdy ona będzie się świetnie bawić, on będzie siedział w domu, zagryzając zęby z zazdrości. Przynajmniej miała nadzieję, że tak będzie. Nigdy nie przepadała za strumieniami alkoholu i głośną muzyką, ale stwierdziła, że niczego teraz tak nie potrzebuje jak beztroski i tańca. A alkohol? ‘Nikt nie powiedział, że od razu muszę się upijać’

- Ula – spojrzała na przyjaciółkę zaniepokojona Kubasińska, gdy ta zamawiała kolejnego drinka z palemką – chyba ci już wystarczy
- No nie przesadzaj – roześmiała się – zabawa się dopiero rozkręca – upiła kilka łyków i ruszyła na parkiet – no chodź! – wyciągnęła przyjaciółkę na parkiet. Violetta starała się zachować resztki zdrowego rozsądku. Początkowo miały zamówić tylko po jednym drinku i skupić się na zabawie, ale z upływającym czasem Ula stawała się coraz bardziej beztroska i odważniejsza w swoich poczynaniach. Dotąd spokojna pani prezes pod wpływem procentów zamieniła się w duszę towarzystwa. Blondynka mając w pamięci słowa Marka starała się hamować zapędy Cieplakówny, ale ostatecznie machnęła ręką i ruszyła do tańca.

Dobrzański nie mógł sobie znaleźć w domu miejsca. Próbował oglądać jakiś mecz, ale po kwadransie stwierdził, że i tak bez sensu gapi się w ekran, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jakie drużyny grają. Był wściekły na siebie, ale i na Ulkę za tę poranną kłótnię. Był też wściekły na Sebastiana, że pojechał odwieźć matkę do sanatorium. ‘Gdyby był na miejscu Violka siedziałaby z nim w domu, a nie latała z Ulką po klubach!’ prychnął pod nosem. Dochodziła dwudziesta trzecia, a jego ukochana najwyraźniej nie miała zamiaru wrócić do domu przed północą. Niespełna pół godziny później rozdzwoniła się jego komórka. Miał nadzieję, że to Ula z prośbą, by po nie przyjechał, z informacją, że chce już wracać do domu, do niego. Na ekranie ujrzał imię swojej byłej sekretarki.
- Cześć Viola – odebrał zaskoczony jej telefonem – Wracacie już?
- Nie bardzo. Chyba Ulka mi się zgubiła – próbowała przekrzyczeć głośną muzykę. W pierwszej chwili roześmiał się, myśląc, że Kubasińska znów zaczęła wymyślać swoje niestworzone historie. ‘Najwyraźniej jej też odrobina alkoholu szkodzi’.
- Violetta, ja bardzo cię proszę, nie wygłupiaj się – z trudem się uspokoił – Jedziecie już? – dociekał
- Ale ja mówię poważnie. Tańczyłyśmy. Jest sporo ludzi. Mnie wyciągnął do tańca jakiś koleś. Ulka tańczyła z innym no i teraz nigdzie jej nie widzę – darła się do aparatu. Marek zerwał się na równe nogi.
- Który to klub? – zapytał pospiesznie szukając kluczyków od auta
- Co?? Strasznie słabo cię słyszę. Coś przerywa… Marek?
- Gdzie jesteście? – warknął będąc już na klatce, kompletnie nie zwracając uwagi, czy obudzi sąsiadów
- W Fame – odpowiedziała. Rozłączył się bez słowa.

Nie zważając na palącą przed klubem grupkę osób i ewentualnych ochroniarzy zaparkował przy samym wejściu i niemal wpadł do środka. Dobrze, że uniknął dyskusji w bramkarzami. Kubasińska czekała na niego przy szatni.
- Szukałaś jej? – spojrzał na nią wściekły, a jednocześnie przerażony. Czuł, że ten ich wypad do klubu nienajlepiej się skończy.
- Próbowałam znaleźć ją w tym tłumie, ale nigdzie jej nie widzę – stres spowodował, że procenty szybciej się niwelowały. Wyminął blondynkę i ruszył w stronę głównej sali. Stanął przy barierce i obrzucił uważnym wzrokiem tańczące kilka metrów niżej dziesiątki osób.
- W łazience sprawdzałaś?
- Byłam w damskiej przed telefonem do ciebie – nerwowym ruchem zaczesała włosy do tyłu. Zbiegł na dół i przeciskając się przez zgraję bawiących się ludzi zaczął dotarł do ciemnych i wąskich korytarzy oświetlonych jedynie słabym, niebieskim światłem. Jeden, prowadzący najpewniej na zaplecze był pusty, kolejny również. Z następnego, prowadzącego, jak wskazywała strzałka do damskiej toalety, wpadły wprost na niego trzy wstawione dziewczyny, który na jego oko nie były jeszcze pełnoletnie. Jedna z nich nawet coś do niego powiedziała, trzepocząc rzęsami, ale szybko je wyminął, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. Dotarł do kolejnego, oddalonego najbardziej od sali głównej. ‘Pieprzone labirynty’ przeklinał w myślach podziemia klubu. 69 był pod tym względem dużo mniej skomplikowany. W połowie jego długości dostrzegł całującą się parę. Podszedł do nich szybkim krokiem. I stanął niemal tuż obok, dopiero teraz dostrzegając, że dziewczyna jest ruda. Odetchnął z ulgą. Jej partner odrywając się od jej ust posłał Dobrzańskiemu wściekłe spojrzenie. ‘Zgubiłeś coś frajerze? Wypad stąd!’. Rzucając krótkie ‘sorry’ oddalił się. Pospiesznie analizował, gdzie ona może być. Był pewny, że nie wyszłaby stąd zostawiając Violkę bez słowa. Patrząc na lekko zawianą Kubasińską miał niemal pewność, że Ulka jest w podobnym, jak nie gorszym stanie. Już miał wracać do czekającej na niego na górze Violetty, gdy na końcu wąskiego przejścia dostrzegł schody prowadzące w dół. Podbiegł w tamtym kierunku i stanął jak wryty. Jego dziewczyna namiętnie całowała się z jakimś przypakowanym kolesiem, którego dłonie znajdowały się na jej pośladkach.  Dobrzańskiego trafił szlag!
- Zostaw ją! – krzyknął podchodząc bliżej i odepchnął mężczyznę.
- Odwal się koleś – burknął postawny blondyn, o twarzy, której nie powstydziłby się niejeden kryminalista – Poszukaj sobie innej panny
- Powiedziałem zostaw moją żonę w spokoju –  dopiero, gdy Dobrzański pociągnął ją za rękę w swoją stronę dostrzegła go
- Maaaareczek? Faajnie, że jesteś. Zatańczymy? – jak gdyby nigdy nic rzuciła mu się na szyję.
- A to sorry – blondyn podniósł ręce w obronnym geście i szybko się zmył. Spojrzał na Cieplak wściekły, a jednocześnie zdumiony stanem, do jakiego się doprowadziła. Ledwie trzymała się na nogach. Niewiele myśląc wziął ją na ręce i ruszył w kierunku wyjścia. Ufnie wtuliła się w niego.


Miała wrażenie, że za chwilę rozsadzi jej skronie. Potarła dłonią czoło i niechętnie podniosła głowę do góry. Niewiele pamiętała z wczorajszego wieczoru. Nawet nie pamiętała jakim cudem znalazła się w swojej sypialni. Zatrzymała się na etapie kolejnego drinka i szalonych tańców z Violką. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nigdzie nie zanotowała obecności Marka. Przez szczelnie zasłonięte roletami okna do środka próbowały wedrzeć się promienie słońca. Niechętnie spojrzała w stronę nocnej szafki. Ku jej zaskoczeniu znalazła tam szklankę wody i jakiś proszek. Najwyraźniej Marek postanowił jej ulżyć w cierpieniach. Szybko połknęła pigułkę i ugasiła pragnienie. Sięgnęła po leżący na blacie telefon i z przerażeniem stwierdziła, że dochodzi dziesiąta. Próbowała gwałtownie wstać, ale natychmiast stwierdziła, że to nie jest najlepszy pomysł. Wolnymi ruchami ściągnęła się z łóżka i ruszyła w stronę łazienki.
Wysiadła z taksówki i naciągając na nos przeciwsłoneczne okulary przemierzała parking.
- Ula – usłyszała za sobą głos przyjaciółki, która kilka sekund wcześniej zaparkowała swoją Corsę – Pani prezes spóźniona – roześmiała się Milewska, całując jej policzek
- No spóźniona, spóźniona – bąknęła niemrawo i ściągnęła okulary mrużąc oczy przed słońcem. Dzięki bogu tabletki, które zostawił jej Dobrzański zaczynały powoli działać
- Coś marnie wyglądasz – kadrowa przyjrzała się jej uważnie i zmarszczyła brwi – Jakbyś nie spała całą noc
- Bo tak w istocie chyba było. W gruncie rzeczy nie pamiętam. Poszłyśmy z Violką do klubu i teraz wiem, że to nie był najlepszy pomysł – skrzywiła się
- Do klubu? – zdziwiła się – No o to bym cię nie podejrzewała – roześmiała się radośnie
- Posprzeczałam się trochę wczoraj z Markiem. Zirytował mnie. Na dodatek przyłapałam go z Pati w konferencyjnej i chciałam się trochę na nim odegrać. Jednak tą małą zemstę moja głowa teraz bardzo przeżywa
- Jak to go przyłapałaś? – zaciekawiła się
- Przechodziłam akurat koło konferencyjnej, gdy trzepocząc rzęsami bawiła się jego krawatem, a on wydawał się być z tego powodu niezwykle zadowolony. Nie chciałam patrzeć na to, co będzie później. Zresztą nie zamierzam go pilnować na każdym kroku. Jak będzie chciał zdradzić, to i tak zdradzi – rzekła gorzko – Ale zamierzam mu to dzisiaj wygarnąć. Wczoraj nie miałam ochoty na kolejną awanturę – westchnęła
- Junior Dobrzański jest niewinny – odparła Milewska zatrzymując się przed wejściem do budynku
- Słucham? – wlepiła w przyjaciółkę wyczekujące spojrzenie
- Ja…- zawahała się przez chwilę - można powiedzieć byłam wczoraj świadkiem tej rozmowy. Byłam akurat w socjalnym. Tylne drzwi od konferencyjnej były uchylone. Też widziałam, że klei się do niego za bardzo. Nie chciałam podsłuchiwać, ale – westchnęła próbując wybrnąć z tej dość niezręcznej sytuacji – jesteś moją przyjaciółką. Ja musiałam mieć pewność, że on jest uczciwy w stosunku do ciebie. Pati próbowała go przekonać, by zrobił z niej twarz kolekcji. Konsekwentnie odmawiał, mówił, że to ty teraz podejmujesz decyzje. Zaczęła powracać do przeszłości. Mówiła, że za nim tęskni, że chciałaby odnowić ich znajomość, że jego związek z tobą nie bardzo jej przeszkadza. Przekonywała go, że przecież było im razem dobrze. A wiesz, co on odpowiedział? ‘Masz rację. Było nam razem dobrze. Ale z Ulą jest mi najlepiej. I tylko z nią chcę być i tylko ona może zostać kiedyś moją żoną. A romans nie wchodzi w grę. Jesteś piękną i mądrą dziewczyną. Znajdź sobie jakiegoś fajnego faceta’ – skończyła cytować, a Ulka stała z szeroko otwartymi oczami – Powiem ci, że mi wczoraj zaimponował – przyznała Milewska
- Znów w niego zwątpiłam – rzekła z wyrzutem – Dziękuję ci, że mi o tym powiedziałaś – u boku starszej koleżanki ruszyła w stronę wind z przekonaniem, że powinna go przeprosić za swój wczorajszy wybuch. Swoją niechęć do Sary i dotychczasowych modelek mogła mu przedstawić w inny sposób, a nie bezpośrednio sugerować mu załatwianie kontraktów przez łóżko. Poza tym musiała z nim porozmawiać o wczorajszym wieczorze. Choć akurat przy tej kwestii doszła do wniosku, że najpierw powinna dopytać Violki jak znalazła się w domu. Dobrzański z pewnością nie był zachwycony stanem, w jakim wróciła do domu. Postanowiła wyciągnąć Kubasińską na kawę, by dowiedzieć się o szczegóły wczorajszego wieczoru. Wjechała na piąte piętro i skierowała się w stronę swojego gabinetu. Sekretariat był pusty. Zdziwiło ją trochę, że nie ma na posterunku ani jej asystentki, ani sekretarki. Jak się szybko przekonała Kubasińska jednak była. W jej gabinecie, z jej partnerem. Podeszła bliżej niedomkniętych drzwi.
- Prosiłem, tak? – mówił podniesionym głosem – Prosiłem, żebyś ją pilnowała, że nie może dużo pić, że ma słabą głowę. Ale ty jak zwykle okazałaś się nieodpowiedzialna! – syknął - Co to w ogóle był za pomysł, żeby iść z nią do tego klubu!
- To ona chciała tam iść – broniła się blondynka
- To trzeba było odmówić! - wrzasnął tak, że aż się wyprostowała - Sama z pewnością by nie poszła! Ty masz świadomość, co mogło się stać, gdybym jej nie znalazł? – zapytał wzburzony – Albo gdybym przyjechał dziesięć minut później?
- Marek, ja.. – chciała coś powiedzieć, ale ostro jej przerwał
- Wiesz co, nic już nie mów – rzucił i niemal wypadł z biura omal nie wpadając na oniemiałą Cieplak. Wyminął ją bez słowa, nawet nie zaszczycając spojrzeniem i skierował się w stronę schodów. Wchodząc do gabinetu zastała Kubasińską siedzącą na fotelu. Przyjaciółka wyglądała od niej znacznie lepiej. Najwidoczniej pani prezes zdecydowanie bardziej przesadziła wczoraj z alkoholem.
- Cześć – przywitała się z sekretarką, która pogrążona w myślach nie usłyszała jej wejścia.
- Cześć. Jak się czujesz? – zapytała przyglądając się jej uważnie
- Trochę boli mnie jeszcze głowa, ale przeżyję – posłała jej blady uśmiech – Słyszałam twoją rozmowę z Markiem Powiesz mi, co się wczoraj stało – poprosiła siadając na kancie sofy – Ja przyznam, że niewiele pamiętam. Chyba trochę przesadziłam. Pamiętam, że tańczyłyśmy, piłyśmy drinki i na tym film mi się urywa – rzekła niepewnie, a w uszach wciąż dźwięczały jej słowa Dobrzańskiego
- Tak, piłyśmy – przyznała – W pewnym momencie widziałam, że masz dość. Marek mnie prosił, bym nie pozwoliła ci dużo pić. Sugerowałam, że masz dość, ale ty nie chciałaś słuchać. W końcu machnęłam ręką i uznałam, że jeszcze kilka kieliszków nikomu nie zaszkodziło. Tańczyłyśmy. Po pewnym czasie zniknęłaś mi z oczu. Nie mogłam cię znaleźć – opowiadała wciąż zestresowana rozmową z byłym szefem – zadzwoniłam do Marka. Przyjechał prawie natychmiast. Znalazł cię w podziemiach klubu. Nie chciał mi dokładnie powiedzieć, o co chodzi, ale wiem, że znalazł cię tam z jakimś facetem. Podobno się do ciebie dobierał – Ula przeklinając w duchu swoją głupotę wpuściła głowę - Wyniósł cię pijaną i zabrał do domu. Ula – westchnęła – przepraszam cię. Ja powinna być bardziej stanowcza. Powinnam dużo wcześniej zadzwonić po taksówkę i dostarczyć się do domu – jęknęła
- Violka, daj spokój – spojrzała na przyjaciółkę – To ja okazałam się kompletną idiotką, która nie zna umiaru. To ja powinnam ciebie przeprosić. Za swoje zachowanie i za Marka. On nie powinien mieć do ciebie pretensji. Ja jestem temu winna. I dziękuję ci, że zareagowałaś wczoraj przytomnie i po niego zadzwoniłaś. Pewnie kiepsko spałaś, tak jak ja  - uśmiechnęła się niemrawo – jeśli nie masz nic ważnego do zrobienia, to idź do domu i odpocznij.
- Chyba masz rację. Nie mogłam długo zasnąć… - przeczesała dłonią włosy – Dzięki Ula. Do jutra.

Gdy tylko przyjaciółka opuściła gabinet nalała sobie szklankę wody i wypiła duszkiem. Nie sądziła, że kilka drinków spowoduje, że straci kompletnie rozum. Zachowanie Marka jednoznacznie wskazywało na to, że jest na nią wściekły. Doskonale wiedziała, co musiał czuć widząc ją wczoraj z innym. Ona czuła się tak wielokrotnie, ale chciała się na nim odgrywać w ten sposób. Poza tym on wówczas nie był jej, a teraz przecież byli w związku. Chciała odreagować, chciała by był zazdrosny, że jest gdzieś bez niego, ale nie chciała go ranić. Zresztą teraz miała świadomość, że nawet nie miała powodu by być na niego wściekłą. Owszem wybrał Sarę, ale wszystko wskazywało na to, że kierował się dobrem firmy, a nie osobistymi pobudkami. A jego spotkanie z Pati nie przebiegło tak, jak sobie wyobrażała. Miała świadomość, że czeka ją trudna rozmowa, że musi go przeprosić. Z jednej strony nie chciała ich prywatnych spraw załatwiać w firmie, ale z drugiej wolała mieć to jak najszybciej za sobą. Jednak tego dnia nie spotkała go już na firmowych korytarzach. Najpierw od Ani dowiedziała się, że wyszedł z Czarkiem na lunch, a godzinę później od Daniela, że zabrał już swoje rzeczy i wyszedł z biura. Wyszła z firmy pół godziny wcześniej i taksówką dojechała do mieszkania Dobrzańskiego. Po porannym słońcu nie było już śladu. Niebo zasnute ciemnymi chmurami zapowiadało ulewę. Wjechała na górę i niepewnym ruchem przekręciła klucz  w zamku. Stojąca w rogu teczka wskazywała, że jej chłopak już jest. Nie zdążyła nawet powiesić żakietu na wieszak, gdy pojawił się w przedpokoju ubrany w granatowy dres. Nawet na nią nie spojrzał. Traktując ją jak powietrze usiadł na metalowej ławeczce stojącej pod lustrem i zaczął wiązać adidasy.
- Chciałam z tobą porozmawiać – rzekła niemal szeptem. W głębi duszy bała się spojrzeć mu w oczy. Bała się, że dostrzeże tam rozczarowanie, może nawet ból.
- Ja chciałem rozmawiać wczoraj, ale maiłaś lepszy pomysł na spędzenie wieczoru – prychnął z nutą złośliwości i skupił się na sznurówkach drugiego buta. Tego się spodziewała. Przecież wczoraj potraktowała go podobnie
- Chciałam cię przeprosić – rzekła zdecydowanie – za naszą wczorajszą rozmowę, ale przede wszystkim za moją wizytę w klubie, ja… - zaczęła, ale zbił ją z tropu swoim głośnym, lekceważącym śmiechem
- Ale ja nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Święta Ula Cieplak. Wzór cnót i uczciwości – pokręcił głową z niedowierzaniem – Zarzucasz mi romanse i prowadzenie haremu. Masz mnie za ostatniego łajdaka, który w przerwie na lunch posuwa na twoim biurku wszystkie dziewczyny z firmy, a wyszło na to, że to ja ciebie przyłapałem na zdradzie! – spojrzał jej prowokująco prosto w oczy. Chłód bił z nich na kilometr – Bo to dla mnie była zdrada! Zresztą – miotał się po przedpokoju jak zranione zwierzę – gdybym tego nie przerwał… - nerwowo podrapał się po głowie, gdy nawiedziły go obrazy poprzedniego wieczoru. Spuściła wzrok by się nie rozpłakać - Temu facetowi niewiele brakowało, żeby stać tam ze spuszczonymi spodniami – urywanym oddechem nabierał powietrza do płuc
- Wybacz mi – szepnęła cicho, ale zignorował to
- Odkąd jesteśmy razem nie pozwoliłem sobie na głupi flirt z żadną kobietą! – mówił podniesionym głosem - Ba, na żadną nawet nie spojrzałem, jak na potencjalną zdobycz, a ty co? Chciałaś się na mnie odegrać? Za przeszłość? Brawo! Udało ci się! – syknął i ruszył w kierunku drzwi
- Proszę cię, nie wychodź teraz – złapała go za rękę, ale wyrwał ją obrzucając ją pogardliwym spojrzeniem – usiądźmy i porozmawiajmy. Marek, proszę – błagała ledwie hamując łzy
- Ja już skończyłem. Idę biegać – naciągnął na głowę kaptur od bluzy i nacisnął klamkę
- Daj spokój. Zaraz będzie padać – próbowała go zatrzymać ostatnim sensownym argumentem
- Nie jestem z cukru! – zakpił i wyszedł ostentacyjnie trzaskając drzwiami. Oparła czoło o wejściowe drzwi. Po jej policzku spłynęła łza. Czuła, że coś między nimi pękło i coraz poważniej zaczęła się obawiać, że nie uda jej się tego szybko naprawić. Wiedziała, że nie może odpuścić. Bo jeśli teraz przestaną rozmawiać, to oboje się okopią, stworzą mur, który trudno będzie rozbić. On będzie czuł się skrzywdzony, ona urażona, że nie chce jej wysłuchać. To zawsze on był winny, to zawsze on był nie fair, to zawsze on błagał o szansę i dążył do zgody. Teraz role się odwróciły. Musiała wziąć się w garść i walczyć o ich związek. Ruszyła do kuchni, by przygotować jego ulubioną zapiekankę. Postanowiła przygotować kolację, podczas której miała nadzieję z nim porozmawiać, wyjaśnić i przeprosić.

Deszcz padał coraz silniejszy a on biegł, kompletnie nie zwracając uwagi na przemoczony dres, na ściekające po twarzy krople wody. Nie mógł sobie poradzić z tym, że inny mężczyzna dotykał ją, całował. Kolacja czekała w piekarniku. Elegancko nakryty stół, jego ulubione wino. Siedziała na kanapie czekając na niego. Nerwowo spojrzała na zegarek. Dochodziła dwudziesta, a jego wciąż nie było. Nigdy nie biegał tak długo. Zaczęła się niepokoić. Wybrała jego numer, ale włączyła się automatyczna sekretarka. Najwyraźniej wyłączył telefon. Cierpliwie czekała na jego powrót.
O dwudziestej pierwszej wszedł do domu. Wysiłek fizyczny pomógł mu poukładać sobie wiele spraw w głowie. Był zmęczony, przemoczony, zziębnięty i nieco spokojniejszy. Wszedł do salonu i zobaczył ją. Spała zwinięta w kłębek na sofie. Ostrożnie, by jej nie zbudzić okrył ją kocem i wyłączając po drodze piekarnik udał się do łazienki pod ciepły prysznic.
Obudziła się, gdy w pomieszczeniu było już jasno. Brak snu wcześniejszej nocy i stres dnia kolejnego sprawił, że spała mocno i długo. Roztarła sztywny kark i usiadła napotykając wzrok Marka. Siedział w samych bokserkach i czarnym podkoszulku, kubkiem kawy i patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Przepraszam – usłyszała zdumiona – że nie wracałem tak długo i nie dawałem znaku życia. Wiem, że się martwiłaś.
- To ja przepraszam – westchnęła spoglądając na jego spokojne oblicze. W głębi duszy odetchnęła. Przynajmniej zaczynali rozmawiać - Miałeś prawo być na mnie wściekły. Gdyby nie alkohol i zazdrość nigdy bym tego nie zrobiła. Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy – zapewniła spoglądając na niego z miłością
- Wiem – szepnął
- Jesteś atrakcyjnym mężczyzną, pożądanym przez kobiety. Boję się, że pewnego dnia… - westchnęła – jestem cholernie zazdrosna o twoje byłe kobiety, stąd ten mój upór przy zamianie Sary – pokiwał głową ze zrozumieniem i odstawiając kubek przesiadł się obok niej
- Nie masz powodów do zazdrości. Jestem twój, tylko twój – chwycił jej dłoń w swoją - Inne się nie liczą i myślałem, że o tym wiesz. Poprosiłem już Anię o znalezienie nowej agencji. Masz rację, nie pomyślałem w jak niezręcznej sytuacji cię stawiam – przyznał - Ty też jesteś piękną kobietą. Szalałem w domu, gdy byłaś  w klubie. A gdy zobaczyłem cię z tym facetem – zacisnął pięść – Ja nie mogę cię stracić – spojrzał jej prosto w oczy
- Nie stracisz – szepnęła mu do ucha, wtulając się w niego.
- Wyjdź za mnie – poprosił
- O niczym innym nie marzę – uśmiechnęła się szeroko, by po chwili czule pocałować jego usta, gdy na chwilę się od niego oderwała wskazał na stół
- W rewanżu za kolację zrobiłem śniadanie – roześmiała się radośnie.

środa, 11 marca 2015

Miniaturka XXIII 'Oszukany'

Siedział w ciemnym pokoju, sącząc już drugą szklaneczkę szkockiej. Pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę, na której wpadające przez niezasłonięte okno światło księżyca tworzyło magiczną poświatę. Czuł się… dziwnie. Choć słowo dziwnie z pewnością nie jest adekwatne. Nie bardzo potrafił określić, jak czuje się w tej chwili. Zdradzony? Nie. Oszukany? Może tak. Chociaż nie raz był oszukiwany, a jednak dopiero tym razem uderzyło to w niego z taką mocą. Może dlatego, że kochał. Zawsze to on oszukiwał. Uwodził i kłamał, zaliczał i porzucał. Zwykle nie były zaskakująco piękne. Ot, takie przecietę, ale potrafiły zaspokoić jego pragnienia. Wykorzystywał ich miłość, oddanie, zaślepienie. Przeważnie były w niego wpatrzone, jak w obrazek i były w stanie zrobić dla niego wszystko. A on bez skrupułów mówił im prosto w twarz, że nic do nich nie czuje, że dobrze się bawił, ale to koniec, żeby zniknęły z jego życia. Odchodziły ze łzami w oczach i złamanym sercem. Te piękne były bardzo interesowne i wykorzystywały jego. Uwodziły, mamiły, oddawały się mu, by tylko załatwić sobie jakiś kontrakt, dostać od niego kosztowne prezenty, by przedstawił je swoim wpływowym znajomym. Łasiły się do niego jak pieski, by sprezentował im futro, kolię, by załatwił im umowę na najbliższe dwa lata  w prestiżowej agencji modelek w Mediolanie, Paryżu, Berlinie. I gdy dostały to, co chciały, z przesłodzoną minką zamykały mu drzwi przed nosem. Łudził się, że może wreszcie dla którejś z nich jest ważny, że któraś z nich wreszcie dostrzeże w nim mężczyznę, który pragnie ciepła, uczucia, bezinteresownej troski. Łudził się, że któraś z nich wreszcie dostrzeże w nim mężczyznę, a nie tylko bogatego panicza ze znanym nazwiskiem i szerokimi znajomościami. Nic z tego. Choć bardzo chciał, nie potrafił być w związku. Kiedyś był. Tuż po studiach związał się z córką współwłaścicieli. Jak się okazało dla niej również nic nie znaczył. Była z nim, bo był przystojny. Była z nim, by zaimponować koleżankom, by wzbudzić w nich zazdrość, że udało jej się zdobyć ‘tego Dobrzańskiego’. Kolejne oszustwo, którego doświadczył. I wreszcie na jego drodze stanęła ona. Całkiem przypadkowo, jak sądził, choć teraz wiedział, że to kolejne kłamstwo. Znów czuł się oszukany. Z tym, że teraz bolało nie do zniesienia. Bolało, że go oszukała. Bolało, że stracił miłość.

Poznali się w pewien kwietniowy wieczór w jego ulubionej knajpie. Dobijał trzydziestki i od pewnego czasu huczne zabawy w klubie zamienił na piątkowe kolacje w jednej ze stołecznych knajp. Przychodził sam, albo z przyjacielem. Siadał zawsze przy tym samym stoliku, zamawiał jedzenie i wsłuchiwał się w grę pana Gustawa na pianinie, któremu towarzyszyła czasami młoda dziewczyna o imieniu Klara, studentka wydziału wokalistyki estradowej. Relaksowały go te piątkowe wypady. Odkąd zasiadł w fotelu prezesa i nie chciał zawieść ojca, pracował na pełnych obrotach pięć dni w tygodniu. Gdy wychodził już do domu wpadł na nią. Oblała mu koszulę czerwonym winem. W pierwszym momencie był wściekły. To była jego ulubiona, liliowa koszula. Ale gdy spojrzał jej w oczy, odpłynął, a złość odeszła w siną dal. Stała przed nim prześliczna brunetka z nienaturalnie niebieskimi oczami i lekko zakłopotaną miną. Zaczęła go żarliwie przepraszać, a on nie tracąc ani chwili stwierdził, że to była jego ulubiona koszula i może puścić ten incydent w niepamięć pod jednym warunkiem – zgodzi się pójść z nim na kolację następnego dnia. Zgodziła się i nawet nie musiał jej specjalnie namawiać. Być może nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Trudno mu to było jednoznacznie stwierdzić. Na pewno było to silne zauroczenie, które z każdym kolejnym spotkaniem zaczęło przeradzać się w miłość. Podczas tego sobotniego wieczoru, który spędzili razem w przytulnej restauracji na obrzeżach Warszawy dostrzegł, że jest nie tylko piękna, ale również inteligentna i zabawna. Na jego drodze stanął ideał. Ideał kobiety, której szukał latami.  Śmiał się w duchu, że to takie trywialne być zakochanym na wiosnę. Ku jego ogromnej radości zgodziła się na kolejne spotkanie. W piątek, w knajpie, w której się poznali. Nie chciał niczego przyspieszać, nie chciał niczego zniszczyć i jej wystraszyć. Ale to ona, ku jego radości ale i dozie zaskoczenia, poprosiła by pokazał jej swoje mieszkanie. Wiedział, co to oznacza. Finał tego wieczoru miał miejsce w sypialni. Zwariował na jej punkcie. Cudownie było im nie tylko w łóżku. Potrafili rozmawiać godzinami, a przyjemność sprawiało im także wspólne milczenie. Była jego rówieśniczką, ekonomistką, analitykiem w jednym z funduszy inwestycyjnych. Wiedział, czuł, że spotkał wreszcie właściwą kobietę. Szczerą, otwartą i zakochaną w nim tak po prostu. Byli razem ledwie trzy miesiące, a on już zaczął planować zaręczyny. W pierwszy weekend sierpnia miał ją zabrać nad morze. Apartament przy plaży, świece, szampan i pierścionek, który od dwóch tygodni leżał w szufladzie jego biurka. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Ten weekend spędzali w jej mieszkaniu. Namiętny poranek, śniadanie do łóżka. Wydostali się z pościeli dopiero przed południem. Właśnie wybierała sukienkę, którą miała założyć w ten upalny dzień, gdy zapiszczał jego telefon. Odczytał wiadomość od przyjaciela, który informował go, że jeśli nie dokona przelewu za hotel, to organizatorzy konferencji wykreślą go z listy uczestników. Poprosił ją o udostępnienie laptopa. Bez namysłu podała mu urządzenie i zniknęła pod prysznicem. Przelał sześćset euro na właściwy rachunek i już miał zamknąć klapę komputera, gdy na pulpicie dostrzegł folder oznaczony jego imieniem. Z zaciekawieniem kliknął sądząc, że znajdzie tam kilka z ich nielicznych, wspólnych zdjęć, które już zdążyli sobie zrobić. Nic z tych rzeczy. Były tam wyłącznie jego zdjęcia. Kilkadziesiąt, z różnych okresów jego życia. Ku jego zdziwieniu również zdjęcia z czasów studenckich, które z pewnością nie krążyły nigdzie po sieci, ani żadna plotkarska gazeta ich nie publikowała. W jego głowie pojawiły się tysiące myśli. Zastanawiał się kim jest kobieta, z którą kochał się dziś rano, z którą był od kilku miesięcy, której planował się oświadczyć. Pospiesznie naciągnął spodnie i założył szary t-shirt, w którym przyjechał do niej wczorajszego wieczora. Nerwowo przemierzał salon w oczekiwaniu na jej powrót z łazienki. Był zamyślony i zdenerwowany. Oszukała go! Perfidnie go oszukała. Nawet nie spostrzegł, gdy znalazła się koło niego. Do rzeczywistości przywrócił go dotyk jej dłoni oplatających go w pasie.
- To co robimy z tak pięknie rozpoczętym dniem? – zapytała chcąc przytulić się do jego pleców. Odskoczył, jak oparzony i wlepił w nią przeszywające spojrzenie. Zmarszczyła brwi nie bardzo rozumiejąc czemu zachowuje się tak dziwnie.
- Kim ty jesteś? – zapytał odchodząc kilka kroków – Kim ty jesteś? – powtórzył przez zaciśnięte zęby – Psychofanką ‘tego Dobrzańskiego’ – celowo użył określenia, które stosowano nagminnie w prasie – Siostrą, przyjaciółką, współlokatorką którejś z moich byłych dziewczyn, która teraz chce się na mnie zemścić? – na język cisnęły mu się wszystkie scenariusze, które przyszły mu do głowy przez ostatni kwadrans – Szpiegiem konkurencji? No kim? – wzbierał w niej niepokój, ale postanowiła za wszelką cenę zachować pozory
- Nie bardzo rozumiem… - zaczęła powoli, ale przerwał jej
- Skąd to masz? – wskazał na otwarty folder na ekranie laptopa – Oszukałaś mnie! – rzekł oskarżycielskim tonem – Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?- westchnęła próbując zebrać myśli. Nie było już odwrotu.
- Rocznik osiemdziesiąty trzeci. Studia na SGH – zaczęła siadając na fotelu. On stał po drugiej stronie pokoju ze skrzyżowanymi na piersi rękami – Oprócz ekonomii studiowałam równocześnie zarządzanie. Grupa czwarta. Ty byłeś w pierwszej. Mieliśmy razem niewiele zajęć. Ledwie kilka wykładów i parę egzaminów - zmarszczył brwi próbując sobie ją przypomnieć. Może ją wtedy uwiódł i porzucił? Nie pamiętał jej - W auli c, w której spotykał się cały nasz rok na zajęciach u profesora Mączyka, w kolejnych latach Tybowskiego i Kaczora zawsze siadałeś na górze, w przedostatnim rzędzie, z grupą swoich znajomych – opowiadała wypranym z emocji głosem. Tylko ona wiedziała, ile ją to kosztuje – Ale na każdym egzaminie przesiadałeś się trzy rzędy niżej i siadałeś obok mnie. Uśmiechałeś się wtedy uroczo i ze swoim uwodzicielskim spojrzeniem pytałeś czy ci pomogę – zmarszczył brwi przysłuchując się tej opowieści - Zawsze się zgadzałam, mimo tego, że do następnego egzaminu mijając mnie na korytarzu nie mówiłeś mi nawet cześć. Traktowałeś mnie, jak powietrze. Żeby tego było mało naśmiewałeś się ze mnie razem ze swoimi kolegami, Remkiem i Marcinem. Pamiętasz? Okularnica w niemodnych ciuchach i aparacie ortodontycznym – przełknął głośno ślinę i ciężko opadł na sofę – Zakochana w tobie od pierwszego wejrzenia. A ty traktowałeś mnie jak śmiecia, który można użyć, a później się go pozbyć, gdy jest nieużyteczny. Chyba dzięki mnie skończyłeś studia. Na egzaminie z zarządzania ryzykiem na rynkach kapitałowych byłeś tak skacowany, że ledwo byłeś w stanie tam wysiedzieć. Napisałam najpierw odpowiedzi na twoje pytania, a dopiero później wzięłam się za swoją kartkę. Nawet nie oczekiwałam od ciebie słowa dziękuję, które przez te wszystkie lata padło raptem cztery razy. Mnie wystarczyło twoje spojrzenie, twój uśmiech, gdy podsuwałeś mi swój test. Przez całe pięć lat wierzyłam, że gdy będę ci pomagać wreszcie dostrzeżesz we mnie nie tylko paszczura – szepnęła cicho – ale normalną dziewczynę, która zrobi dla ciebie wszystko. Na koniec studiów był bal absolwenta, pamiętasz? Tańczyłeś po kolei ze wszystkimi dziewczynami z roku. Ze wszystkimi – podkreśliła z bólem – tylko nie ze mną. Brzydula. Tak na mnie mówiliście. Nawet nie pamiętałeś mojego imienia. Pewnie dlatego, gdy przedstawiłam ci się po latach nie skojarzyłeś faktów. Zresztą byłam o tym przekonana. Tam wtedy, na tym balu zrozumiałam, że dopóki nie zmienię się, nie mam co liczyć na twoje przychylne spojrzenie. Byłeś koneserem kobiecego piękna, a ja nie mieściłam się w tych ramach. Przez te wszystkie lata nie potrafiłam o tobie zapomnieć. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile razy śniły mi się te roześmiane oczy w kolorze górskiego lodowca, które widziałam zawsze wtedy, gdy oddawałam ci wypełniony test. Przez te wszystkie lata nie potrafiłam przestać cię kochać mimo tych wszystkich przykrości. I gdy już zdjęłam aparat, okulary zamieniłam na szkła kontaktowe i zarobiłam na modne ubrania postanowiłam cię odnaleźć – spojrzała mu prosto w oczy – Od początku wiedziałam, że będziemy tworzyć świetną parę, a ty w głębi duszy potrafisz być wspaniałym facetem. Czułym, torskliwym i dobrym. Pewnie masz mnie za wariatkę – wzruszyła ramionami, przecierając nerowowo czoło dłonią, za wszelką cenę starając się nie rozpłakać – ale ja po prostu chciałam zaznać odrobiny szczęścia u twojego boku – zakończyła swój monolog, a on przez chwilę siedział, jak skamieniały.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej? – zapytał już nieco łagodniejszym tonem. Jej wyznanie wywarło na nim piorunujące wrażenie. Wściekłość zastąpiło rozczarowanie – Dlaczego mnie oszukiwałaś? Chciałaś zbudować związek na kłamstwie? Sądziłaś, że to się nigdy nie wyda, że znaliśmy się wcześniej?
- Nie wiem – szepnęła, a po jej policzku spłynęła łza, którą szybko otarła – Przepraszam
- Oszukałaś mnie, a tyle razy ci powtarzałem, że najbardziej w tobie cenię tą prawdomówność, szczerość i otwartość. Wiesz, ile razy mnie oszukano, a ty z premedytacją zrobiłaś to samo! – rzekł z pretensją i nie czekając na jej dalsze wyjaśniania szybkim krokiem wyszedł z jej mieszkania, solidnie przy tym trzaskając drzwiami.
Prosto z jej domu pojechał nad Wisłę. Musiał się przejść. Musiał ochłonąć. Próbowała się do niego dodzwonić. Wyłączył telefon i ze złością wcisnął go do kieszeni. Nie potrafił zrozumieć, jak mogła go oszukać, skoro tak go kochała. Przed wieczorem wrócił do domu. Nie czuł głodu. Nalał sobie szklankę szkockiej. 

Nie powiedziała mu, że się znali, że razem studiowali, że to ona pomagała mu na studiach. Czuł się rozczarowany. Sądził, że znalazł wreszcie ideał. Ale czy tak w istocie nie było? Przecież byli razem tacy szczęśliwi. Myślał o założeniu z nią rodziny, o ślubie, dzieciach, domu na przedmieściach. Naprawdę ją kochał. Kochał całym sobą, jak jeszcze nigdy. W pewnym momencie zaczął dostrzegać również swoje błędy. Bo przecież też je popełnił. Może nie teraz, ale w przeszłości. Przecież nie oszukiwałaby go, gdyby te pięć lat temu nie potraktował jej w tak bezczelny sposób. Gdyby nie liczyło się wówczas dla niego opakowanie, gdyby by ulegał presji kolegów. Ona nie była w stosunku do niego uczciwa, ale on kiedyś również nie był fair. Zaczął się zastanawiać, czy teraz zwróciłby na nią uwagę, gdyby w dalszym ciągu wyglądała jak Brzydula. I szybko doszedł do wniosku, że nie. Że pewnie nawrzeszczałby na nią w tej knajpie, oskarżył o zniszczenie koszuli i nie chciał nawet na nią patrzeć. Wciąż był powierzchowny, a mimo to była z nim, kochała go, troszczyła się o niego. Dała mu wszystko to, czego szukał przez ostatnie lata i do czego dążył. Czy warto przez jeden błąd przekreślić miłość? Przecież była jego ideałem. Ideałem, na którym co prawda pojawiła się rysa, ale zaufanie można z czasem odbudować. Zmieniła się dla niego i chciała  z nim być pomimo przeszłości. Przecież Ula, niegdyś Brzydula, była jego miłością. Miłością, której nie może stracić, której nie chce stracić. Zamówił taksówkę. Chwycił portfel i klucze i szybko wyszedł z domu. Otworzyła mu zapłakana, z podpuchniętymi oczami. Nie kryła zaskoczenia, gdy ujrzała go na klatce. Niewiele myśląc wszedł do środka i mocno do siebie przytulił.

piątek, 6 marca 2015

Miniaturka XXII 'Gala'


Kolekcja przygotowana pod presją czasu i z ograniczonym budżetem okazała się strzałem w dziesiątkę. Pshemko przez wiele tygodni zbierał gratulacje, unosząc się niemal kilka centymetrów nad ziemią. Febo wyjechali nie mogąc znieść sukcesu firmy pod rządami ‘tej Cieplak’, a samo Febo&Dobrzański kwitło odbierając coraz to nowe propozycje współpracy i licząc zyski płynące z zamówień. Ula odniosła spektakularny sukces. Młody Dobrzański w pewnym sensie również. Dzień po pokazie ojciec pogratulował mu trafnej decyzji o wyborze Uli na prezesa i oddaniu jej stanowiska. Cieszył się ze słów ojca, ale nade wszystko cieszył się, że Ula została, że dalej pracuje w FD mimo tego, co było. Sosnowski namawiał ją na odejście. Chciał nawet wyjechać z nią do Berlina. Zaproponowano mu stanowisko zastępcy ordynatora. Namawiała go do wyjazdu, namawiała go, by nie rezygnował z tej propozycji. Ona wiedziała, że zostanie. Musi zostać. Dla rodziny, dla stanowiska, dla siebie. ‘Dla Marka?’ – pytała nieraz samą siebie. ‘Nie, nie dla Marka. Zostaję dla rodziny i przyjaciół’ powtarzała uparcie. Dwa tygodnie po pokazie zwołała zebranie zarządu. Chciała odejść, chciała oddać fotel Markowi. Dobrzańscy zaproponowali jej trzyletnią kadencję i atrakcyjne wynagrodzenie. Zgodziła się. Dla pieniędzy, dla prestiżu, ale przede wszystkim dla siebie. Tak, Urszula Cieplak wciąż podświadomie chciała być blisko Marka. Odpychała go od siebie, odtrącała wyraźnie dając do zrozumienia, że nie chce go w swoim życiu, ale tak naprawdę nie potrafiła odejść i odciąć się od niego.

- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie mogę tam pójść z tobą – emocjonował się Piotr, gdy poinformowała go, że najbliższy piątek spędzi w Hotelu Double Tree by Hilton na obrzeżach Warszawy. Dostała zaproszenie na Galę Biznesu.
- Piotr – westchnęła zmęczona tą bezsensowną dyskusją – Tłumaczyłam ci już, że jako firma dostaliśmy jedno podwójne zaproszenie – starała się, by jej głos brzmiał spokojnie, ale powoli wpadała we wściekłość. Miała serdecznie dość nakładania mu do głowy, jak pięciolatkowi, wszystkich argumentów. Miała po dziurki w nosie to manifestowanie zazdrości - Wypadałoby, żebym tam była z racji tego, że jestem nominowana do nagrody ‘Menedżer Roku’. Firma nominowana jest w kategorii ‘Najlepsze Średnie Przedsiębiorstwo’. Nie jest przesądzone, ale być może dostaniemy tę nagrodę. Trzeba być przygotowanym na taką ewentualność, a ja nie zamierzam jej odbierać. Z bardzo prostej przyczyny – zawiesiła na chwilę głos – nie jestem właścicielem. Tę nagrodę powinien obierać Febo albo Dobrzański, a nie Cieplak, to chyba naturalne. Tak, jak naturalne jest to, że w tej sytuacji muszę iść tam z Markiem. Ja również nie jestem z tego powodu zadowolona, ale nic na to nie poradzę – pogodziła się z tym. Dobrzański musiał jej towarzyszyć i nie można było tego uniknąć. Zresztą nie była w stu procentach pewna, czy ten pomysł jej się nie podoba. Sosnowski zachowywał się jednak tak, jakby zamiast na oficjalną galę jechała z Dobrzańskim na miesięczną wyprawę na bezludną wyspę.
- On ma takie znajomości – wciąż nie ustawał w szukaniu rozwiązania, by pójść tam ze swoją dziewczyną – Nie może załatwić sobie dodatkowego zaproszenia? Mógłby wtedy pójść z Pauliną albo jakąś modelką – stwierdził, uważnie obserwując twarz pani prezes. Na dźwięk słowa ‘modelka’ skrzywiła się nieznacznie.
- Taka propozycja z mojej strony byłaby nie na miejscu – odparła, siadając za biurkiem. Zajęła ręce segregowaniem poczty, by mieć chwilę na zebranie myśli. Piotr irytował ją niemiłosiernie i chciała jak najszybciej zakończyć ten dialog – Piotr, posłuchaj. Ja nie mogę mu tego zaproponować. To byłoby nie w porządku. To dzięki Dobrzańskim nie mając trzydziestki piastuję stanowisko prezesa. Wiesz, jak wiele drzwi mi to otworzy, gdy stąd odejdę? Poza tym zarabiam kwoty, o jakich w życiu nie śniłam. W ciągu roku zarobiłam tyle, ile mogłabym przez trzy lata, gdybym została w banku, w którym odbywałam staż. Mojej rodzinie żyje się lepiej, a mój ojciec nie musi wreszcie dorabiać, tylko może skupić się na swoim zdrowiu. Poza tym odkąd zamieniliśmy się rolami nie mogę nic Markowi zarzucić. Pracuje rzetelnie, nie nawala, nie narzuca mi się. To jest tylko biznesowa gala – ostatnie zdanie wypowiedziała oddzielając każde słowo dłuższą pauzą – Idę tam z Markiem, czy ci się to podoba czy nie. I tę dyskusję uważam za zakończoną i proszę cię, byśmy nie wracali do tego tematu – powiedziała stanowczym tonem. Aż się sama sobie dziwiła, że było ją na to stać. Piotr wyraźnie zaskoczony pokiwał głową dając tym samym znak, że odpuszcza. ‘Po co ja z nim jestem?’ wciąż krążyło jej po głowie. Ostatnio coraz trudniej było jej się z nim dogadać, a sama obecność kariologa irytowała ją niemiłosiernie. Ten pseudozwiązek uwierał ją coraz bardziej i postanowiła w najbliższym czasie dokonać dogłębnej analizy, czy chce go dalej ciągnąć.
Godzina rozpoczęcia gali zbliżała się wielkimi krokami. Kreacja projektu Pshemko w kolorze karmazynowym wisiała w pokrowcu czekając na ‘godzinę zero’ jak mawiał mistrz. Odpowiednio dobrane dodatki tworzyły spójną całość. Zmierzała w kierunku windy, gdy usłyszała za plecami jego głos
- Idziesz już do domu? – zaciekawił się. Tak naprawdę polował na to z pozoru przypadkowe spotkanie od rana. Chciał się z nią umówić, a zarazem nie narzucać
- Tak. Muszę się przygotować – posłała mu serdeczny uśmiech – Pshemko by mi nie wybaczył, gdybym wyglądała nie tak, jak sobie wymyślił – wywróciła oczami
- Cały mistrz – zaśmiał się pod nosem – Przyjadę po ciebie o osiemnastej trzydzieści – zmarszczyła brwi zdziwiona – O tej porze mogą być jeszcze korki, a my się musimy przebić przez całą Warszawę – wciąż przyglądała mu się uważnie  - No nie patrz tak na mnie. I tak mamy jedno zaproszenie i bez sensu, żebyśmy przyjechali oddzielnie – wyjaśnił i ruszył przed siebie rzucając krótkie – Do zobaczenia
Pokręciła głową z lekkim niedowierzaniem, ale mimowolnie się uśmiechnęła.

- Wyglądasz jak księżniczka – zachwycała się Beatka oglądając siostrę, która poprawiała makijaż. Rzeczywiście, pani prezes Cieplak prezentowała się tego dnia wyjątkowo.
- Ty kiedyś też założysz taką wyjątkową suknię – pogłaskała siostrzyczkę po głowie i spoglądając na zegarek zdała sobie sprawę, że Marek zaraz będzie. Użyła swoich ulubionych perfum z nutą drzewa sandałowego i ruszyła w stronę swojej sypialni po torebkę, w której udało jej się zmieścić jedynie telefon komórkowy, dwie chusteczki higieniczne, szminkę i paczkę miętówek. Punktualnie o osiemnastej trzydzieści rozległ się dzwonek, a już po chwili na środku przedpokoju stał elegancki Dobrzański. Czarny smoking i mucha w kolorze jej sukienki sugerowała celową ingerencję Pshemko. Wyglądał jak marzenie. Swoim uwodzicielskim spojrzeniem i lekko tajemniczym uśmiechem spowodował, że zmiękły jej kolana, gdy tylko go ujrzała. On również wydawał się porażony jej dzisiejszym wyglądem. Głośno przełknął ślinę, czując, że zasycha mu w gardle i nie mogąc oderwać od niej wzroku szepnął jedynie
- Przepięknie wyglądasz – zarumieniła się, choć zarówno Beatka, jak i Jasiek z ojcem powtarzali jej ten komplement od godziny. Nawet Maciek, który wpadł na chwilę stwierdził, że wygląda szałowo.
- Ty też świetnie się prezentujesz – posłała mu delikatny uśmiech i chwytając ramię, które jej podał ruszyła z nim w kierunku wyjścia. Na podwórku spotkali jeszcze Józefa, który ten wieczór postanowił spędzić na odrestaurowanie zabytkowego roweru.
- Bawcie się dobrze – rzekł uprzejmie, choć do Dobrzańskiego wciąż podchodził z należnym dystansem.
Gdy tylko znaleźli się na czerwonym dywanie, po obu stronach którego kłębił się tłum fotoreporterów, Marek chwycił jej dłoń ściśle splatając ich palce. Nie protestowała. Była bardzo zestresowana, a ten z pozoru nic nieznaczący gest odebrała w kategoriach próby dodania jej otuchy. Nie znosiła tego przepychu, sztucznych uśmiechów i kurtuazyjnych konwersacji. Dziennikarze z pism branżowych, ale i plotkarskich prześcigali się w zadawaniu pytań. ‘Czy dostaniecie dziś nagrodę? Marek, czy rozstanie z Pauliną jest ostateczne? Czy jesteście parą? Jak długo ukrywacie swój związek?’ Ten gwar ją przytłaczał. Konsekwentnie milczeli posyłając dziennikarzom jedynie wymuszone uśmiechy numer jeden i cztery. Szybko przemknęli przez ten tłum medialnych hien i znaleźli się w środku. Tam również panował gwar i tłok, ale nikt na nich nie napadał, nie atakował pytaniami. Wybrani fotoreporterzy krążyli po przestronnym hollu, w którym witano gości i prowadzono grzecznościowe rozmowy. Dobrzański wyjątkowo chętnie pozował do zdjęć z panią prezes. Sypał anegdotami, jak z rękawa, chcąc ją nieco rozluźnić. Wreszcie otwarto drzwi sali, w której odbywała się gala. Wymieniając uprzejmości z zarządem konkurencji ruszyli do przodu, by pośród setek krzeseł zająć miejsce w drugim rzędzie. Już samo usadzenie sugerowało, że któreś z nich będzie odbierać nagrodę. Eleganccy goście, ociekający przepychem wystrój sali, kwartet smyczkowy i para prowadzących, którzy każdego ranka są gospodarzami w telewizji śniadaniowej. Czuła się niepewnie. Na szczęście obecność Dobrzańskiego dodawała jej otuchy. Po krótkich przemowach prezesa Rady Biznesu i kilku sponsorów nastąpiła ceremonia wręczenia nagród. Kolejni zwycięzcy odbierali swoje statuetki, wygłaszając krótkie podziękowania. Przyszedł czas na kategorię ‘menedżer roku’. Spięła się jeszcze bardziej. Dobrzański posłał jej ciepły uśmiech i czule pogładził po dłoni. ‘Uśmiechnij się’ poprosił szeptem. W tym czasie na scenę wyszedł niski, łysiejący pan w eleganckim garniturze.
- Szanowni państwo, w tym roku jest mi niezmiernie miło wręczać tę oto statuetkę dla najlepszego menedżera. Z pośród kilkunastu nominowanych osób jury wybrało tę najlepszą. I okazało się, że laureat lub laureatka będzie najmłodszym posiadaczem tego wyróżnienia. To wielka sztuka osiągnąć tak wiele, w tak młodym wieku. Jeszcze kilka lat temu na tej takich galach statuetki otrzymywali wyłącznie mężczyźni. Z roku na rok w naszym gronie pojawia się coraz więcej kobiet i drodzy panowie, nie ma się co oszukiwać, coraz częściej panie są od nas lepsze – przyznał z uśmiechem pucołowaty mężczyzna, a po Sali rozległ się cichy śmiech – lepiej zarządzają, lepiej planują i generują większe zyski. Szanowni państwo, w tym roku nagrodę w kategorii menedżer roku otrzymuje Urszula Cieplak, prezes Febo&Dobrzański – rozległy się gromkie brawa, a ona oszołomiona spojrzała na Marka. Uśmiechał się szeroko i patrzył na nią z satysfakcją. Nim wstała zdążył jeszcze szepnąć jej na ucho ‘a nie mówiłem, że jesteś najlepsza. Gratuluję’. Ruszając z zajmowanego miejsca w stronę sceny skupiła na sobie uwagę wszystkich zgromadzonych. Starała się o tym nie myśleć. Nie znosiła takich wystąpień, ale nie miała wyjścia. Odebrała szklaną statuetkę i gratulacje i stanęła przed mikrofonem, przełykając nerwowo ślinę. Czuła, że zasycha jej w gardle.
- Kompletnie się nie spodziewałam, że dane mi będzie stać tutaj przed Państwem – zaczęła niepewnym głosem, starają cię podczas je krótkiej chwili zebrać myśli, by zbudować kilka sensownych zdań – Chciałabym bardzo serdecznie podziękować jury za to wyróżnienie. To wielki zaszczyt otrzymać tę nagrodę de facto na samym początku zawodowej kariery – błądząc wzrokiem po sali dostrzegła wpatrzonego w nią Dobrzańskiego, który całą swoją postawą, sposobem siedzenia i wyrazem twarzy manifestował, że jest dumny, jak paw. Uśmiechnęła się w duchu – Z pewnością nie byłoby mnie tutaj dzisiaj, gdyby nie ludzie, którzy dali mi szansę. Chcę bardzo podziękować Markowi i Krzysztofowi Dobrzańskim za to, że uwierzyli we mnie i moją koncepcję rozwoju firmy, że pozwolili mi rozwinąć skrzydła, że doradzali i wspierali. Dziękuję bardzo – posłała widowni uroczy uśmiech i zeszła ze sceny. Gdy ponownie znalazła się obok Dobrzańskiego chwycił jej dłoń i z czcią pocałował
- To ja dziękuję tobie, że zgodziłaś się zostać – utonęli na chwilę w swoich oczach. Mieli wrażenie, że świat zewnętrzny nie istnieje, że są tylko oni. Ceremonia trwała dalej, a oni ocknęli się dopiero, gdy ponownie usłyszeli nazwę swojej firmy
- Nagrodę odbierze współwłaściciel firmy, pan Marek Dobrzański – padło ze sceny. Spojrzeli na siebie zaskoczeni. O ile jej nagrody był niemal pewien, tak wyróżnienia dla FD jako najlepszej firmy przerosło najśmielsze oczekiwania. Poderwał się z miejsca i sprężystym krokiem ruszył przed siebie, wzbudzając zachwyt damskiej części publiczności.
- Dobry wieczór państwu – rzekł uśmiechając się czarująco. On w przeciwieństwie do niej na scenie czuł się jak ryba w wodzie. Nie było po nim widać grama zdenerwowania – Bardzo dziękuję za przyznanie firmie Febo&Dobrzański tytułu najlepszej firmy średniej wielkości. Ja mam przyjemność reprezentować firmę i odbierać tę nagrodę, ale jest to nagroda wszystkich naszych pracowników, którzy tworzą zgrany zespół, którzy każdego dnia pracują na sukces FD. Naszej firmy by nie było, gdyby nie nasz genialny projektant Pshemko, który od piętnastu lat tworzy dla naszych klientów prawdziwe działa sztuki. Tej nagrody by nie było, gdyby nie właściwa osoba, na właściwym miejscu. I mówię tu oczywiście o naszej pani prezes. Nawet mój ojciec podkreśla, że ta młoda dama jest najlepszym menedżerem w historii firmy, a nagroda, którą przed chwilą odebrała jest tylko potwierdzeniem tej tezy. Ula – zwrócił się do siedzącej naprzeciw niego Cieplakówny – dziękuję ci. Dzięki tobie moja firma jest na szczycie. I dziękuję za to, że pokazałaś mi jak należy zarządzać firmą – spojrzał jej prosto w oczy - ale przede wszystkim, jak należy żyć – na moment zapomniała o oddychaniu. Pospiesznie analizowała jego słowa i zastanawiała się, jak je interpretować – Życzę państwu udanego wieczoru - gdy usiadł obok niej nawet nie niego nie zerknęła. Bała się tego, co mogłaby zobaczyć w jego oczach. Zerknął na nią ukradkiem i uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Ceremonia się skończyła, a goście zostali zaproszeni na uroczystą kolację. Kosztując wybornych dań i wesoło dyskutując z czterema innymi parami, z którymi dzielili stolik, znów nieco się rozluźniła. Kolacja dobiegała końca, a na scenę wyszedł znany zespół przygrywając taneczne kawałki. Po chwili Marek wyciągnął do niej rękę z malującą się na twarzy prośbą. Ruszyła z nim na parkiet. Pewnym ruchem przyciągnął ją do siebie. Prowadził, co rusz zmniejszając dzielący ich dystans. Poddała się. Uwielbiała z nim tańczyć. Uwielbiała od pierwszego razu, gdy miała okazję sunąć z nim w takt muzyki podczas bankietu po pokazie. Przytulił policzek do jej skroni i szepnął to, co chciał powiedzieć jej od dawna. ‘Kocham cię’. Czuł, że właśnie teraz musi jej to powiedzieć, czuł, że teraz jest właściwy moment, że tym razem nie ucieknie. Zatrzymała się na chwilę i odsunęła lekko głowę, by spojrzeć w jego oczy. Dostrzegła w nich szczerość i prawdziwe uczucie. Bez słowa wtuliła się w niego ponownie i kontynuowała taniec, jakby się nic nie stało. Musiał przyznać, że był zaskoczony. Spodziewał się, że albo na niego naskoczy, albo odpowie podobnym wyznaniem. Nic takiego nie miało miejsca. Utwór się skończy a ona pod pretekstem wizyty w toalecie się ulotniła. Znalazł ją po kwadransie na hotelowym patio. Stała z kieliszkiem wina wpatrzona w usłane gwiazdami niebo. Stanął za nią i milczał przez chwilę próbując ułożyć sobie to, co chce jej powiedzieć.
- Spróbuj mi wybaczyć i wróć do mnie – wykonała niewielki ruch głową, ale się nie odwróciła – Wiem, że cię skrzywdziłem, bardzo tego żałuję, że przeze mnie cierpiałaś, ale… - zawahał się – gdybym miał teraz wybierać, postąpiłbym tak samo. Dałbym się skusić na tę intrygę – wreszcie się odwróciła, wpatrując się w niego swoimi wielkimi, błękitnymi oczami - Bo dzięki niej cię lepiej poznałem i pokochałem. Gdyby nie nasze spotkania, początkowo tylko dla weksli, zapewnie nigdy bym nie dostrzegł jak wspaniałą kobietą jesteś – podszedł jeszcze krok bliżej – Wiem, że nie kochasz Piotra. Daj mi jeszcze jedną szansę, a obiecuję ci, że jej nie zmarnuję – zapewnił. Wciąż milczała. Jej jedyną reakcją był czuły pocałunek, który złożyła na jego ustach.

- Jak się spało? – zapytał, całując jej obojczyk, gdy wciąż zaspana zaczęła otwierać oczy
- Strasznie wygodne to łóżko - przeciągnęła się
-  W końcu to Hilton - pogładził ją po policzku
- Ale co tam łóżko. Towarzystwo jeszcze lepsze – z miłością przeczesała jego ciemną czuprynę. Podparł głowę na łokciu i wpatrywał się w nią. W czarnej, koronkowej bieliźnie wyglądała jak marzenie, ale postanowił na nią nie naciskać - Będziemy trochę dziwnie wyglądać wracając przed południem w wieczorowych ciuchach – zaśmiała się
- To najlepsza gala, na jakiej byłem – zapewnił
- Tak? – udała zdziwienie – Bo dostałeś statuetkę? – zapytała zaczepnie, spoglądając w jego oczy prowokująco
- Nie. Bo odzyskałem miłość swojego życia – rzekł szczerze, muskając ustami czubek jej nosa
- Kocham cię – wreszcie to usłyszał. Przyciągnął ją do siebie, pozwalając by wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi.

niedziela, 1 marca 2015

'Kto, jak nie Ty' XIII ost.

Kończył się właśnie jego ulubiony program publicystyczny, gdy dosiadła się na sofę, okrywając sobie nogi kocem. Jesień w tym roku rozpoczynała się deszczowymi i dość chłodnymi dniami. Wieczorami słupki rtęci nie wskazywały więcej, jak jedenaście stopni.Nie znosiła tej pory roku.
- Możesz przełączyć na osiemnasty – wskazała na pilota – zaraz ma się zacząć dramat psychologiczny z Kutcherem.
- Efekt motyla? – spojrzał na nią zmieniając kanał. Kiwnęła potakująco głową – Chcesz herbaty?
- Chętnie. Malinową, jeśli możesz – uśmiechnął się do niej serdecznie i po kilku minutach wrócił z dwoma parującymi kubkami. Leżała rozłożona na połowie sofy. Przysiadł z boku nie chcąc jej spychać, ani krępować swoją zbytnią bliskością – Chłopcy już śpią? – zapytał, rzucając okiem na ostatnie reklamy, które przez dobre piętnaście minut nudziły Ulkę
-Leon śpi jak kamień po tym waszym wieczornym spacerze. Roch pakował tornister na jutrzejsze zajęcia i miał się położyć - Widziałeś już kiedyś ten film? – zagadnęła, gdy na ekranie pojawiły się pierwsze napisy
- Tak – przyznał poprawiając koc na jej podkulonych nogach, tym samym nieco zmniejszając dzielący ich dystans – Ciekawe ujęcie zdarzeń przyczynowo-skutkowych. Dobry do refleksji nad własnym życiem. Choć uważam, że teraz powinnaś oglądać jakieś komedie. Na przykład ‘głupi i głupszy’ – roześmiała się, obserwując jego śmieszną minę
- Daj spokój. Wiesz, że nie znoszę komedii! – zaprotestowała
- Ale przyznasz, że ‘Listy do Julii’ ci się podobał – spojrzał na nią prowokująco, przypominając sobie jedno z ich pierwszych wyjść do kina tuż po zaręczynach
- No może troszkę – wywróciła oczami
- Taaa – rzucił zaczepnie – Troszkę. Płakałaś pod koniec – spojrzała na niego z udawanym politowaniem – Widziałem – ku jego zaskoczeniu położyła mu głowę na ramieniu
- Dobra – głośno wypuściła powietrze – No może trochę płakałam – delikatny uśmiech zagościł na jego twarzy. Ostrożnie wyswobodził rękę i objął ją delikatnie pozwalając, by wtuliła głowę w zagłębienie jego szyi - A teraz cicho bądź, bo oglądam! – rzekła kategorycznie, hamując się od śmiechu. Oboje delektowali się swoim dotykiem, bliskością, zapachem. Do obojga dopiero teraz z pełną mocą docierało, jak bardzo za tym tęsknili.
Gdy film się skończył smacznie spała. Wykonując milimetrowe ruchy, tak by jej nie obudzić, wstał i ułożył jej głowę na puchatym jaśku. Mruknęła coś przez sen, ale się nie zbudziła. Szczelnie okrył ją kocem i przez chwilę przyglądał się z rozczuleniem. Nachylił się i musnął ustami jej skroń. Zostawiając włączoną niewielką lampkę w rogu pokoju, ruszył na górę.

Nie uciekała przed jego dotykiem, ale i on nie starał się być nachalny. Ot, zwykłe przytulenie, całus na powitanie w policzek, trzymanie za rękę, by dodać otuchy podczas wizyty kontrolnej u profesora. Po prostu był obok. Na szczęście wyniki były w porządku, a oni mogli wreszcie odetchnąć z ulgą.

- Wróciliście do siebie? – zapytała Milewska, gdy w jedno z październikowych popołudni piła kawę w salonie pani Dobrzańskiej
- No co ty! – roześmiała się – Skąd taki pomysł?
- Z obserwacji – przyjrzała się przyjaciółce uważnie - Prowadzicie normalne życie rodzinne.
- Przesadzasz. Marek mi tylko pomaga przy chłopcach. Nie powinnam się jeszcze forsować – tłumaczyła próbując przekonać i Alicję i siebie.
- Kogo ty chcesz oszukać? – spojrzała na nią z politowaniem – Od trzech miesięcy żyjecie w zawieszeniu i udajecie, że tak jest dobrze. Ale to wpływa źle zarówno na was, jak i na chłopców. Powinnaś coś zdecydować. Albo w prawo, albo w lewo. Albo jesteście razem, albo nie. Widzę, jak on się stara, jak ewidentnie liczy na to, że do niego wrócisz, jak chodzi radosny po firmie. Od lat go takiego nie widziałam. A i ty wydajesz się ostatnio jakby szczęśliwsza.
- Proszę cię, daj spokój – westchnęła upijając łyk zielonej herbaty – Dopiero co się podźwignęłam po związku z Arturem. A poza tym nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – machnęła ręką
- Doprawdy? - spojrzała na nią wymownie - Rzeka nigdy nie jest taka sama. Wy nie jesteście tacy sami – spojrzała na swoją pasierbicę z troską – Przyzwyczaiłaś się do tego, że on jest obok. Chłopcy również. Będzie płacz, krzyk i histeria. Im później tym gorzej. Zastanów się, czego chcesz i rozwiąż tę sytuację. Sami siebie oszukujecie, bo jest wam tak wygodnie, nie patrząc na konsekwencje i na to, co będzie za pół roku. Piłka jest po twojej stronie – cmoknęła jej policzek i ruszyła do wyjścia

Rzeczywiście Alicja miała rację. Od kilku miesięcy żyli jak normalna rodzina. No prawie. O ile na początku Marek był niezbędny do pomocy przy Leonie i odciążeniu jej z domowych obowiązków, o tyle teraz radziła sobie świetnie sama. Owszem, wciąż bardzo ją wspierał, albo robił to dlatego, że chciał, a nie dlatego, że takie były wskazania lekarskie. Blizny po operacji się zagoiły, a ona od tygodni funkcjonowała normalnie. Udawali taką ‘pararodzinę’. Jak parabank. Gotowali razem obiadki, chodzili na spacery, układali puzzle. Rano robiła im śniadanie, pracowała kilka godzin nad dokumentami, które przysyłał jej Maciek, przygotowywała obiad i bawiła się z Leonem, gdy Elwira szła już do domu. Marek rano odwoził Rocha do szkoły, wracając z pracy robił zakupy, czytał Leo bajkę i kładł go spać, pomagał pierworodnemu w odrobieniu pracy domowej. Wieczorami, gdy zostawali sami dużo rozmawiali, albo nadrabiali zaległości kinowe. Prawdziwy związek partnerski. I jedynym elementem różniącym ich od klasycznej, normalnej rodziny, normalnego małżeństwa, były dwie, osobne sypialnie. Marek był świetnym ojcem, mogłaby powiedzieć, że również dobrym przyjacielem… Ale nie chciała używać w stosunku do niego tego określenia. Wciąż w głowie dudniły jej zasłyszane słowa znanego reżysera, że ‘gdy dwoje ludzi potrafi się przyjaźnić po rozstaniu, to znaczy, że nigdy się nie kochali’. A ona i Marek przecież naprawdę się kochali. Wciąż był jej bardzo bliski. Ale nie potrafiła jednoznacznie określić, czy mógłby znów być jej partnerem. Nie potrafiła lub nie chciała tego powiedzieć głośno. Owszem, brakowało jej bliskości. Brakowało jej mężczyzny. Marek wciąż powtarzał, że jest piękna, cudowna… i wiedziała, że mówi to szczerze, a nie tylko po to, by podbudować jej wiarę w siebie. Jego oczy wyrażały wszystko. On naprawdę patrzył na nią z zachwytem i…. Miłością? Czy ona potrafiła jeszcze tak na niego patrzeć? Tęskniła za pocałunkami, dotykiem… Mężczyzny. Pytanie, którego? Artura, a może właśnie Marka? Wiele razy analizowała ich rozmowę z sypialni. Jego deklarację, że jest dumny i wściekły... On w gruncie rzeczy postawił sprawę jasno. Alicja miała rację. Nie mogą dalej tak żyć.

- Jestem – krzyknął do progu licząc na to, że w przedpokoju za chwilę pojawi się dwóch urwisów. Przywitała go jednak cisza. Wszedł do salonu i zastał tam Ulę – Cześć – musnął ustami jej policzek – Gdzie chłopcy?
- Maciek zabrał ich do Rysiowa – wyjaśniła przyglądają mu się uważnie.
- To ja po nich pojadę – już się chciał odwrócić, gdy w ostatniej chwili złapała go za rękę
- Poczekaj. Specjalnie się ich pozbyłam na te kilka godzin. Chciałam z tobą porozmawiać – rzekła spokojnie. Zmarszczył brwi i spojrzał na nią niepewnie. Miał złe przeczucia - Kilka dni temu ktoś mi uświadomił, że nie możemy dłużej tak żyć, że muszę zdecydować, że to zawieszenie, w którym tkwimy od kilkunastu tygodni nie jest dobre dla nikogo – nerwowo podrapał się po głowie i przełknął ślinę, czując w gardle rosnącą gulę – Przede wszystkim chciałam ci bardzo podziękować za ostatnie miesiące. Za opiekę nade mną i chłopcami, za troskę i wsparcie. Widzę, jak się starasz i… – jej wywód przerwał jego nerwowy śmiech
- Wiesz co, darujmy sobie tę akademię. Czuję, jakbym miał za chwilę dostać dyplom wzorowego ucznia. Więc omijając kurtuazję grajmy w otwarte karty – spojrzał na nią z wyraźnym zawodem malującym się na twarzy – Chyba tyle jesteśmy sobie winni. Mam się spakować, tak? – spojrzał na nią tak, jakby czekał na wyrok
- Tak – ten krótki wyraz, składający się z trzech liter, niczym ostrze sztyletu wbiło się prosto w jego serce. Spuścił głowę próbując ukryć swój ból i jak z procy wystrzelił na górę. Wbiegając po schodach do sypialni rzucił pod nosem ‘na co ja głupi liczyłem’. Słyszała. Wolnym krokiem ruszyła za nim. Stanęła w progu obserwując, jak zamaszystymi ruchami wrzuca koszule do swojej walizki.
- Narwany, jak zawsze – z uśmiechem pokręciła głową. Spojrzał na nią, jak na wariatkę. On właśnie w tej chwili przeżywa swój dramat, a ona ze śmiechem przygląda się jego kolejnej porażce – Powoli, bo się pogniotą i będziesz musiał na nowo prasować – chciała zabrać mu z ręki materiał, ale odsunął się
- Będę musiał – wzruszył ramionami – I tak nie będę miał nic lepszego do roboty
- Marek – zaczęła spokojnie, ale ten jej ton doprowadzał go w tym momencie do szału
- Co, przygotowałaś dla mnie pożegnalną kolacyjkę? – wycedził
- Musiałaby, to być kolacja pożegnalno-powitalna – zatrzymał się w pół kroku i kilkakrotnie zamrugał oczami, jakby układając sobie w głowie, podczas tej krótkiej chwili, sens jej słów – Nie dałeś mi dokończyć…. – posłała mu tajemniczy uśmiech – Chciałam, żebyś spakował swoje rzeczy i przeniósł je do mojej sypialni – niedowierzanie mieszało się ze szczęściem. Z każdą sekundą coraz szerszy uśmiech pojawiał się na jego twarzy. Ona również śmiała się do niego – Nie obiecuję, że od razu będzie normalnie, że będę potrafiła z tobą być w pełnym tego słowa znaczeniu – spuściła wzrok – Nie do końca jeszcze się akceptuję – szepnęła – Ale chcę, byśmy znów byli normalną rodziną
- Niczego innego nie pragnę – rzekł wyraźnie wzruszony
- Pocałuj mnie – nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Zachłannie wpił się w jej wargi. Tak bardzo tęsknił za jej ustami. Jej również brakowało jego czułych muśnięć i namiętnego tańca języków.
- Wciąż tak bardzo cię kocham – szepnął i oparł swoje czoło o jej. Ona nie potrafiła odpowiedzieć mu równie mocnym wyznaniem.
- Ja nigdy do końca nie pozbyłam się tej miłości do ciebie – stwierdziła zgodnie z prawdą – A tak szczerze, to czuję, jakbym zakochiwała się w tobie od nowa – pogładziła kciukiem jego gładki policzek. Muskał palcami jej kark, włosy, jakby chciał sobie przypomnieć ich fakturę, zapach.  
- Mam nadzieję, że będę potrafił dać ci szczęście, na które zasługujesz- wymruczał
- Kto, jak nie ty? – spytała i mocno wtuliła się w jego ramiona.

 https://www.youtube.com/watch?v=FxLzdkglwj0