B

poniedziałek, 30 sierpnia 2021

'Niebezpieczna gra' XVII

Pod rękę z Mikołajem przemierzała salę bankietową odbierając gratulacje od znajomych i zaproszonych gości. Pokaz okazał się wielkim sukcesem, a kolekcja została przyjęta niezwykle entuzjastycznie. Pshemko z wielkim zaangażowaniem i ekscytacją udzielał wywiadów, a oni mogli rozpocząć świętowanie sukcesu. W połowie bankietu podszedł do nich Marek prosząc do tańca. Miała ogromną ochotę znaleźć się w jego ramionach, a jednocześnie bała się, że zdradzą się czymś przed Mikołajem. Wolno poruszali się w takt muzyki. Bardzo kontrowała swoje ruchy i przytomnie pilnowała Marka, by nie wzbudzać sensacji wśród pracowników, prasy, a przede nie wzbudzać podejrzeń jej męża, który bacznie ich obserwował.

- Gratuluję – szepnął tuż nad jej uchem – Mówiłem, że będzie sukces.

- Mówiłeś – przyznała uczciwie – Ale nie byłoby go, gdyby nie ty

- Daj spokój. To twoja praca i determinacja. Ja tylko byłem obok. Lubię być obok – powiedział patrząc prosto w jej oczy

- Lubię gdy jesteś obok – szepnęła na zakończenie utworu i leniwie podążyła w stronę stolika, który zajmowała wraz z mężem. 

Pod koniec bankietu Marek miał okazję zamienić jeszcze kilka zdań z Rybakowem. Wymienili się uwagami odnośnie przyszłej sprzedaży i sukcesu całego przedsięwzięcia.

 

Od trzech dni zamówienia spływały lawinowo. Licznik internetowej sprzedaży szalał. Klienci najwyraźniej nie mogli doczekać się powrotu Pshemko. Projektant po dwudniowej przerwie powrócił do pracy i na fali endorfin wywołanej ostatnim pokazem planował już nową kolekcję. Zespół odpowiedzialny za sprzedaż był w ferworze pracy. W czasach największej świetności firmy sprzedaż nie była na takim poziomie jak obecnie. Zamówienia można było liczyć w tysiącach a nie setkach. Z całą pewnością na wzrost sprzedaży wpłynęło również uruchomienie kanału internetowego. Ewidentnie musieli usprawnić proces pakowania i wysyłki by klienci nie czekali na swoje paczki dłużej niż tydzień. Należało również zwiększyć moce przerobowe w szwalni lub podpisać umowę z nową, która mogłaby nieco odciążyć tę pod Łodzią. Musiała naradzić się z Markiem i Maćkiem, które rozwiązanie będzie najkorzystniejsze. Niemniej od wczorajszego popołudnia nie mogła dodzwonić się do Dobrzańskiego. Wpadł w poniedziałkowy ranek z prasówką i zestawieniem pochlebnych opinii , a gdy wyszedł z biura w porze lunchu, przepadł. Trzykrotnie próbowała się do niego dodzwonić, ale jego telefon nie odpowiadał. Uznała, że pewnie zajęty jest swoim biznesem, więc pod koniec dnia wysłała mu sms’a z prośbą o kontakt. Nie odpisał i nie oddzwonił. Dziś również podjęła dwie próby połączenia, ale wciąż cisza. Dochodziła piętnasta, a jej wciąż nie udało się z nim skontaktować i prawdę mówiąc miała coraz większe obawy, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Postanowiła, że jeśli nie odezwie się po wieczora obdzwoni stołeczne szpitale. Może wczoraj w drodze z firmy do domu miał wypadek. Cała ta sytuacja była co najmniej dziwna, bo nigdy nie znikał bez słowa. Kwadrans po trzeciej jej telefon zawibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się imię Dobrzańskiego.

- No wreszcie! – w jej głosie nie pobrzmiewała pretensja, bardziej ulga – Od wczoraj nie mogę się do ciebie dobić. Wieczorem miałam dzwonić na policję, żeby zgłosić twoje zaginięcie.

- Cześć Ula. Przepraszam. Miałem… - urwał na chwilę - drobne problemy – mówił wolno, jakby z trudem. Od razu wyczuła, że coś jest nie tak – Przepraszam, ale do końca tygodnia nie dam rady przyjechać do firmy

- Marek, co się dzieje? – niepokój w niej rósł. Aż zaczęła przemierzać gabinet w tę i z powrotem

- Nic. Potrzebuję kilku dni wolnego – mruknął

- Jeśli myślisz, że mnie uspokoiłeś, to jesteś w błędzie. Daj mi swój adres.

- To nie jest najlepszy pomysł – mruknął – Za kilka dni przyjadę do firmy i wszystko ci wyjaśnię

- Adres – powtórzyła tonem nieznoszącym sprzeciwu

- Ula – westchnął i chciał coś dodać, ale nie pozwoliła mu

- Nie dam ci spokoju dopóki nie upewnię się, że wszystko jest w porządku

- Sokratesa siedem mieszkania czterdzieści jeden, druga klatka – momentalnie zaczęła zbierać swoje rzeczy, a tuż po zakończeniu połączenia z Markiem za pomocą aplikacji zamówiła taksówkę. Miała złe przeczucia, a z każdym kolejnym kilometrem przemierzanym w kierunku Bielan ten niepokój rósł.

 

Z walącym sercem czekała, aż otworzy jej drzwi. Wreszcie zamek zazgrzytał, w progu pojawił się brunet, a w jej oczach momentalnie stanęły łzy. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Z opatrunkiem na łuku brwiowym, rozciętą wargą, podbitym okiem.

- Boże drogi jak ty wyglądasz - weszła do środka. Szczelnie zamykając drzwi na zasuwę miała kilka sekund by złapać głęboki oddech i nieco się uspokoić. Płacz nic nie da. Musi myśleć zadaniowo i się nim zająć. W spodniach dresowych i czarnym podkoszulku podpierał ścianę w przedpokoju. Podeszła dwa kroki i czule pogładziła kciukiem jego policzek – Ktoś cię napadł?

- Można tak powiedzieć – mruknął

- Zgłosiłeś to na policję? – dociekała, dotykając opuszkami palców jego opatrunek.

- Daj spokój – skrzywił się z bólu, gdy przytuliła się do niego

- Bardzo się o ciebie bałam, nie mogłam się do ciebie dodzwonić – podniosła głowę do góry i zorientowała się, że sprawia mu ból – Przepraszam – delikatnie pogładziła jego tors – Byłeś w szpitalu? Oglądał cię lekarz – pokręcił głową – No to jedziemy

- Ula, proszę cię – westchnął – Do wesela się zagoi – z trudem zaśmiał się pod nosem - Jestem trochę poobijany. Za dwa, trzy dni mi przejdzie.

- Masz pęknięte żebro – powiedziała z przejęciem – inaczej byś się tak nie krzywił, gdy się do ciebie przytuliłam

- Zrośnie się. Wziąłem tabletkę przeciwbólową, zaraz będzie lepiej. Żeber się nie wkłada w gips – zauważył i miał szczerą nadzieję, że da sobie spokój ze szpitalem i lekarzem. Nie miał ochoty ruszać się teraz z domu. A nade wszystko nie miał na to siły. Ledwie dał radę po powrocie wziąć prysznic i przebrać się w czyste ubranie.

- No dobrze – odparła z rezygnacją, jednocześnie ściągając żakiet – ale umawiamy się, że jeśli jutro będziesz się czuł gorzej, bez gadania jedziemy do szpitala – kiwnął głową na znak zgody – A teraz idź się połóż. Powinieneś odpoczywać jak najwięcej. Pewnie nic nie jadłeś. Rozejrzę się w twojej kuchni, może wyjdę na małe zakupy i ugotuję coś dobrego

- Bez przesady. Dam sobie radę. Powinnaś już wracać

- Wyrzucasz mnie? – zapytała zdumiona

- Nie – odparł szybko – Po prostu lepiej będzie, jak już pójdziesz. Martwię się o ciebie – spojrzał na nią z troską, a ona marszcząc brwi zaczęła intensywnie się zastanawiać

- Czy ciebie pobił Mikołaj? – świdrowała go wzrokiem

- On nie, ale jakiś dwóch karków, którzy próbowali mnie przekonać, że powinienem trzymać się od ciebie z daleka

- Nie, no w głowie się nie mieści – pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie mogła pojąć jak jej mąż mógł się posunąć do czegoś takiego – Uduszę go, jak go tylko spotkam. Opowiedz mi wszystko dokładnie, po kolei – poprosiła prowadząc go w stronę sofy

- Nie ma o czym gadać. W sumie to trochę mi się należało – chwycił ją za rękę i splótł ich palce – Martwię się tylko, żeby nie odgrywał się na tobie i żebyś była bezpieczna

- Spokojnie, nie jest damskim bokserem – zapewniła – Muszę wiedzieć jak było

 

Zmieniła mu opatrunek na skroni, zdezynfekowała rozciętą wargę, podała kolejne leki przeciwbólowe, ugotowała rosół, który zjadł z apetytem, a na kolację przygotowała ziemniaczaną zapiekankę, która miała mu zostać również na następny dzień. Ogarnęła brudne naczynia i zajrzała do sypialni. Stojąc w progu pomieszczenia z lekkim rozczuleniem obserwowała, jak Dobrzański cicho pochrapuje. Wyjęła z szafy jego białą koszulę i ruszyła w stronę łazienki. Gorący prysznic dobrze jej zrobił. Rozluźnił nieco mięśnie karku, w których siedział stres z ostatnich godzin. Wciąż nie mogła pojąć do czego posunął się jej mąż. Postanowiła jutro z samego rana się z nim rozmówić. Gdy na bosaka ponownie weszła do sypialni usłyszała lekko zachrypnięty głos

- Myślałem, że już wyszłaś

- Nigdzie się nie wybieram – zadeklarowała, wsuwając się pod kołdrę – Muszę o ciebie dbać

- Naprawdę zostajesz? – podciągnął się do pozycji półleżącej

- Yhym – mruknęła, przeczesując palcami jego sterczące włosy

- Chciałbym, żebyś została na zawsze – nachylił się nad nią i czule musnął jej wargi. Bardzo szybko pogłębił pocałunek i sięgnął do guzików koszuli, którą miała na sobie

- Przecież jesteś cały obolały – zauważyła przytomnie, ale pomogła mu pozbyć się tego skrawka bawełny, który okrywał jej ciało

- Trudno. Musisz być delikatna – spojrzał na nią z szelmowskim uśmiechem i opierając się o wezgłowie łóżka posadził ją sobie na biodrach. Nim ponownie połączył ich wargi w namiętnym pocałunku wprost w jej usta szepnął – Kocham cię

środa, 4 sierpnia 2021

'Niebezpieczna gra' XVI

 - Ty tutaj?– Mikołaj ubrany w spodnie dresowe i sportową, mokrą od potu koszulkę zajrzał do ich domowego gabinetu chwilę przed dziesiątą

- Jak widzisz – odparła, nie odrywając wzroku od komputera.

- Nie jedziesz dzisiaj do firmy? – zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Zresztą trudno było wyciągnąć inne wioski, gdy siedziała za biurkiem w jeansach i bordowym polo. Do pracy wybierała zdecydowanie bardziej eleganckie stroje.

- Nie – mruknęła

- Coś się stało? – drążył, przyglądając jej się bacznie. Gdyby nie był cały mokry z pewnością rozsiadłby się wygodnie na stojącym obok biblioteczki szezlongu.

- Nic się nie stało – wzruszyła ramionami – W biurze jest mega zamieszanie i rozgardiasz. Cztery tygodnie do premiery kolekcji więc Pshemko szaleje. A ja potrzebuję w spokoju przejrzeć te zestawienia, Maciek ma mi dziś przesłać jeszcze raport finansowy, z którym chciałabym się zapoznać w spokoju a nie pomiędzy uspokajaniem projektanta a podpisywaniem faktury za papier do kibla – mruknęła – A poza tym o piętnastej mam kosmetyczkę, stąd mam bliżej. Zresztą myślałam, że się ucieszysz – przyjrzała mu się uważnie – Ostatnio mi zarzucałeś, że trzy czwarte doby spędzam poza domem. Jak chcesz to wieczorem możemy iść gdzieś razem na kolację.

- Super. Zarezerwuję stolik w Bristolu – kiwnęła głową na znak zgody, chociaż szczerze tego miejsca nie znosiła. Niestety Mikołaj je uwielbiał.

 


Złożył mokry pocałunek na jej barku. Wysunął się z niej i chwytając na ręce zaniósł w kierunku fotela. Całe szczęście, że jego silne ramiona otulały jej ciało, bo od przebytej chwilę temu rozkoszy nie była w stanie ustać na nogach. Miała wrażenie, że są one jak z waty i gdy tylko ją puści, ona osunie się na ziemię. Posadził ją sobie na kolanach i nieco okrył ich nagie ciała swoją marynarką, która do tej pory zwisała z oparcia sofy. Wtuliła się w niego niczym kotka próbując odzyskać jasność myślenia i nabrać nieco sił po tym namiętnym maratonie.

- Uwielbiam cię – wymruczał po chwili wprost do jej ucha. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ten ton powoduje, że miękną jej kolana – Nawet nie wiesz, jaką mam ochotę spędzić z tobą jesienny weekend nad morzem – musnęła wargami jego zarośnięty policzek i ześlizgnęła się z jego kolan w poszukiwaniu sukienki.

- Już o tym rozmawialiśmy – westchnęła, odnajdując ubranie na lampie w rogu pokoju. Ich dzisiejsze zbliżenie było pełne pasji i szaleństwa. Szczerze musiała przyznać, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyła. W ogóle przy Marku odkrywała nowe oblicza seksu i swoje pragnienia, choć musieli ograniczać się wyłącznie do zacisza jej biura.

- Wiem – przyglądał jej się z nieskłamanym zachwytem – Ale na taką kobietę jak ty czekałem całe życie i chciałbym więcej i więcej – oświadczył, co spowodowało, że na chwilę zamarła. Posłał jej niemrawy uśmiech

- Doskonale wiesz, jaka jest sytuacja. Nie stawiaj mnie pod ścianą – rzekła poważnym tonem. Pokiwał głową z rezygnacją i pospiesznie się ubrał

- Wyjdź proszę z budynku tylnymi drzwiami – poprosiła wracając do pracy. Opuścił jej gabinet bez słowa

 

 

Z korytarza zaczęły dochodzić charakterystyczne dźwięki. Błyskawicznie się od niej odsunął i zajął miejsce po drugiej stronie biurka, rozkładając swój kalendarz. Minutę później w drzwiach stanął pan Rybakow.

- Pokaz jest w czwartek, natomiast uruchomienie sklepu tego samego wieczora sprawi, że strona nam stanie, zwłaszcza w przypadku transmisji online z pokazu – oświadczył. Przez pierwsze sekundy udawała, iż nie zauważyła, że nie są sami – Ze sprzedażą dobrze wystartować w poniedziałek albo w niedzielę. To już do twojej decyzji

- Niedziela. Musimy wykorzystać efekt świeżości i fakt, że w weekend ludzie mają więcej czasu na przeglądanie Internetu. Mikołaj? – uniosła głowę ponad laptopa, napotykając przeszywający wzrok męża. Jej towarzysz odwrócił się gwałtownie

- Dzień dobry – odparł, ale nie spotkał się z odpowiedzią Rosjanina, który był ewidentnie rozdrażniony sytuacją

- Miałeś być jutro – zmarszczyła brwi. Jeszcze wczoraj zapewniał ją, że przyleci na Okęcie samolotem rejsowym w czwartkowe południe

- Ale stęskniłem się za żoną i przyspieszyłem lot. Nie będę państwu przeszkadzał – rzekł z lekkim przekąsem – Idę pod prysznic

 - Będę się zbierał – pucołowaty blondyn wrzucił kalendarz i pendrive do plecaka

- Dziękuję ci bardzo. Jesteśmy w kontakcie – uśmiechnęła się do niego szczerze i odetchnęła głęboko.

 

Nie minął kwadrans, gdy Rosjanin ubrany w miodowe chinosy i błękitną koszulę ponownie zajrzał do gabinetu

- Zasłużyłem na małego buziaka? – usiadł na kancie biurka – Stęskniony wróciłem do ukochanej żony – uśmiechnęła się pod nosem i krótko musnęła jego usta – Przez twojego gościa nie miałem szansy się z tobą przywitać – dodał i ponownie złączył ich wargi w pocałunku bardziej żarliwym

- Nie spodziewałam się ciebie dzisiaj. Nic nie mówiłeś

- Chciałem ci zrobić niespodziankę i powitać cię kolacją po powrocie z biura. Już nawet zamówiłem catering ze Staromiejskiej. Nawet gdybym chciał moje umiejętności kulinarne nie są wystarczające by przygotować twojego ulubionego indyka – uśmiechnęła się

- Sos do tego indyka jest wyjątkowy, ale twoją zapiekankę makaronową zjadam równie chętnie

- A czemu ty znów pracujesz z domu? – przyjrzał jej się badawczo, obrzucając biurko uważnym spojrzeniem

- Tak jakoś wyszło – wzruszyła ramionami – To o której ta kolacja? – próbowała zmienić temat, ale nie odpuszczał

- Coś kręcisz… - zmarszczył brwi – Co się dzieje? Jest tydzień do pokazu, a ty siedzisz tutaj zamiast w firmie

- Jest Maciek, Ania i Marek – jego wzrok mówił, że nie odpuści dopóki nie pozna powodu jej dziwnego zachowania. Fakt, że przez ostatnie miesiące spędzała w firmie trzy czwarte doby. Westchnęła – Ok, przyznaję…  Lekko się posprzeczałam z Dobrzańskim.  Od tygodnia trochę się licytowaliśmy o koncepcję sprzedaży. On jedno, ja drugie. I wczoraj Maciek zrobił symulacje i wyszło, że Marek miał rację – teatralnie wywróciła oczami – A ja nie mam ochoty go przepraszać, a tym bardziej przyznawać, że jego pomysł był lepszy i że przez mój upór straciliśmy kilka dni na przygotowania – wzruszyła ramionami – Dlatego na najbliższe dwa dni zaszyłam się tutaj. Niech we trójkę ogarniają sprawy na Lwowskiej – Mikołaj zaśmiał się, patrząc na nią z pobłażaniem.

- A ten człowiek? – wskazał na krzesło, które jeszcze kilkanaście minut temu zajmował blondyn – Prosiłem, byś nie wpuszczała do domu obcych ludzi.

- Nie jest obcy, Przemek jest u nas informatykiem. Nie mogłam ściągnąć danych z firmowego systemu, więc podjechał w drodze do pracy, a przy okazji ustalaliśmy koncepcję sklepu online. Przemek właśnie skończył go projektować i pokazał mi wersję testową. Ustaliliśmy, że musi dodać jeszcze dwie zakładki z rozmiarówką i poradami Pshemko.  

- No dobrze – westchnął – Ale nie zapraszaj tutaj nikogo więcej, dobrze? – niechętnie kiwnęła głową.