B

niedziela, 27 listopada 2016

'Zakazany owoc' IX



Weszła do kuchni i podała mu fartuszek. Zawiązał go starannie i z łobuzerskim uśmiechem spojrzał na nią.
- Zajmiesz się kremem – powiedziała podając mu miskę i wystawiając potrzebne produkty na blat
- Prezes Marek Dobrzański ubijający śmietanę? – zrobił wielkie oczy, by szybko się roześmiać – Z największą przyjemnością
- A jeśli będziesz się obijał i wyjadał wyrzucę cię z kuchni – pogroziła palcem i zajęła się przesiewaniem mąki przez sito
- Do sypialni? – zapytał prowokacyjnie. Pokręciła głową z pobłażaniem
- Najpierw praca, potem przyjemność. Tylko ma nie być ani jednej grudki – zastrzegła. Sumiennie wziął się do pracy zgodnie z jej wskazówkami. Wspólne pieczenie sprawiało im dużą radość. Gdy biszkopt siedział już w piekarniku Dobrzański skrzyżował ręce na torsie i z wymowną miną spojrzał na nią
- No co? – udawała, że nie wie, o co chodzi. Doskonale wiedziała. Miał to wymalowane na twarzy
- Jakiś czas temu usłyszałem coś w stylu najpierw praca, potem przyjemność. Bardzo się przykładałem, czekam na nagrodę – uśmiechnęła się wywracając oczami. Podeszła do niego dwa kroki i złożyła na ustach czuły pocałunek. Gdy tylko chciała się odsunąć, poczuła jego silne dłonie na pośladach. Chwycił ją mocno i posadził na blacie, uniemożliwiając drogę ucieczki. Nim zdążyła zaprotestować ich fartuszki leżały już gdzieś w okolicach lodówki. Całował jej usta, policzki i szyję
- Ale, że tutaj? – mruknęła, wplatając palce w jego włosy
- A czemu nie? – wychrypiał tym swoim uwodzicielskim głosem – W kuchni się jeszcze nie kochaliśmy – pomógł jej pozbyć się bluzki.

Tort wyszedł im naprawdę imponujący, a Dobrzański na każdym kroku podkreślał, że to głównie dzięki niemu. Śmiała się wówczas z niego, że do Pawła Małeckiego jeszcze mu trochę brakuje. W sobotnie południe zamówiona taksówka zawiozła ją do Rysiowa. Przed wyjściem obiecała mu, że postara się wrócić możliwie szybko. Tak w istocie było. Dźwięk przekręcanego w zamku klucza usłyszał kilka minut przed szesnastą.
- Cieszę się, że już jesteś – powitał ją w przedpokoju. Ściągnęła płaszcz i buty i wyciskając na jego ustach słodkiego buziaka podała mu plastikowy pojemnik.
- To dla ciebie. Tyle się napracowałeś, że powinieneś spróbować – puściła mu oczko. Odpowiedział jej uśmiechem
- Dziękuję – zabrał się za pałaszowanie słodkości prosto z pudełka – I dziękuję, że zrezygnowałaś z kolacji z rodziną żeby spędzić ten wieczór ze mną – doskonale wiedział, że w Rysiowie potrafiła spędzać całe dnie, a niekiedy nawet weekendy. Odkąd się wyprowadziła Beacie bardzo brakowało obecności starszej siostry.
- Wykręciłam się bólem głowy i obietnicą, że w czwartek po szkole zabiorę ją do kina – rozsiadła się na kanapie. Prawda była taka, że szybki powrót do Dobrzańskiego był jej na rękę. Wśród zaproszonych na urodziny małej Cieplakówny był również Maciej. Gdy tylko zostali sami zaczął zasypywać ją gradem pytań. Wiedziała, że się o nią martwi, ale nie mogła być z nim szczera. Najlepszym wyjściem było więc ucięcie tematu. Miała jednak świadomość, że Szymczyk dalej będzie drążył – Napijemy się wina? – po kilku chwilach podał jej kieliszek z bordową cieczą i siadając obok przygarnął ją do siebie.
- Uwielbiam takie popołudnia – szepnął, muskając jej czoło swoimi wargami. Ona też uwielbiała. Spędzali razem drugi, normalny dzień. Niby zwyczajny, a przez to tak wyjątkowy. Nigdzie nie musiał się spieszyć, nie musiał wracać do żony ani do biura. Mogli bezkarnie delektować się tym wieczorem i swoją obecnością – Swoją drogą, gdy cię nie było trochę myślałem o PRO-S – ku jej wyraźnemu niezadowoleniu rozpoczął temat pracy. Jednak widząc jej skrzywioną minę nie zniechęcał się -Jakie zyski generuje firma? - nieoczekiwanie zapytał. Odsunęła się nieco obrzucając go badawczym spojrzeniem
- A po co ci te informacje? - zapytała lekko zaskoczona
- Po prostu chciałbym wiedzieć - odparł wzruszając ramionami - Jestem ciekawy ile na tym można zarobić
- Całkiem przyzwoicie. Nie narzekam. Maciek też nie – mruknęła chcąc zakończyć tę dyskusję i ponownie wtuliła się w niego. Miała nadzieję, że odpuści rozmowy o interesach, ale nie odpuszczał
- Ale w granicach pięciu czy dziesięciu tysięcy? – drążył dalej. Odsunął się, siadając po drugiej stronie kanapy i z wyraźnie poirytowaną miną przyjrzała mu się uważnie
- Do czego zmierzasz?
- Zastanawiam się jakie dochody generujecie. Niby utrzymujecie się z tego oboje, ty i Maciek, ale chyba nie zarabiasz na tyle dużo, żebyś nie musiała robić nic więcej. W końcu nie bez powodu te tłumaczenia – wyjaśniał niby to obojętnym tonem – A może warto byłoby zarabiać więcej. W ostatnim czasie na rynku powstało kilka firm idących waszym przykładem. Wspominałem zresztą o tym Szymczykowi. Dobrze by było gdybyś zabezpieczyła się na przyszłość. Nie wiadomo, czy za rok, dwa wciąż będziecie zarabiać tyle samo. Konkurencja jest spora, a koszty rosną. Prowadzę firmę, więc wiem, o czym mówię. Dlatego pomyślałem sobie, że mógłbym ci pomóc wypłynąć na szerokie wody. Szczerze mówiąc nie bardzo znajduję wytłumaczenie, dlaczego nie wpadłem na to na samym początku naszej współpracy. Znam kilku prezesów podobnych firm. Jeśli się oczywiście zgodzisz, podeślę im twoją wizytówkę. Z pewnością będą zainteresowani współpracą, o ile jeszcze nie podpisali umów z twoją konkurencją. Każdy ma problem z magazynowaniem i chętnie by się chcieli tych staroci pozbyć. Trzeba wykorzystać taką szansę. Powinniście spróbować rozpocząć współprace z innymi markami. Przecież nie mamy w umowie klauzuli, że będziecie sprzedawać ubrania sygnowane wyłącznie przez Pshemko. Myślę że Maciek byłby zainteresowany. Nie wspominałem mu o tym, bo uznałem, że najpierw lepiej porozmawiać z tobą. W końcu ty jesteś właścicielką.
- Dlaczego akurat teraz? – zmarszczyła brwi
- A dlaczego nie? Lepiej późno, niż wcale. Tak, jak wspominałem Maciejowi, chcę się wam w pewien sposób odwdzięczyć  za to, że wyciągnęliście do mnie rękę. A precyzyjniej, że ty wyciągnęłaś. Gdyby nie ty, Febo Dobrzański już dawno poszłoby na dno. Radzimy sobie świetnie, czas byście i wy zaczęli zarabiać poważne pieniądze. Poza tym nie możecie opierać swojego być albo nie być tylko na współpracy z nami. Tak naprawdę nie wiadomo ile nasza firma utrzyma się jeszcze na szczycie. Pshemko jest coraz starszy, Wojtek niby sobie radzi, ale nie wiem czy bez pomocy ojca będzie potrafił osiągać tak wielkie sukcesy. A wy jesteście skazani tylko na nas – pokiwała głową przyznając mu rację - Co będzie jeśli nasze ubrania zaczną się sprzedawać gorzej? Ty jeszcze masz alternatywę w postaci tłumaczeń, a Maciek? On zostaje na lodzie i warto by było pomyśleć o tym. Poświęca się tej firmie, angażuje. A jeśli pozostałe domy mody przejmie wasza konkurencja już teraz, to później ciężko będzie ich przebić. Będziecie musieli bardzo zejść z prowizji by ich zachęcić.
- Może masz rację – westchnęła – Prawdę mówiąc już jakiś czas temu Maciek chciał się rozwijać. Nawet szukał większego magazynu. Chciał przedstawiać naszą ofertę firmie Walczyka, ale ja byłam skupiona na Londynie.
- Sama widzisz – był wyraźnie z siebie zadowolony, że przyznała mu rację
- Szepnij im słówko, a ja zgłoszę się do nich z propozycją współpracy – kiwnął głową na znak zgody i uniósł w górę kieliszek. Już miała wypić, ale skrzywiła się i pospiesznie odstawiła szkło na stolik kawowy.
- Co się dzie…. – nie zdążył dokończyć, gdy zerwała się z miejsca i pobiegła do toalety. Ruszył jej śladem. Stojąc w progu łazienki przyglądał jej się ze zmartwioną miną. Blado zielona stanęła przed lustrem i przepłukała usta wodą – Wszystko w porządku? – pogładził ją po plecach
- Mój żołądek przechodzi chyba jakąś rewolucję – skrzywiła się, czując napływ kolejnych mdłości – Musiałam się czymś zatruć. Może to wczorajsze chili con carne… - przypomniała sobie o wczorajszym obiedzie, który zamówili w meksykańskiej knajpce, która otworzyła się po drugiej stronie parku w ubiegłym miesiącu.
- Wątpię. Jadłem to samo i czuję się doskonale. 
- To nie wiem – wzruszyła ramionami – Może coś na tych urodzinach. Pani Szymczykowa przyniosła jakąś sałatkę z majonezem. Oby to nie była salmonella. Daj mi chwilę – ciężko oparła się o umywalkę – Muszę umyć zęby
- Może ci zrobić herbaty. Powinnaś dużo pić, żeby się nie odwodnić
- Ale bez cukru

O poranku mdłości pojawiły się ponownie. Dobrzański z niepokojem oczekiwał, aż ukochana wyjdzie z łazienki. Na myśl przychodziło mu tylko jedno. Perspektywa ojcostwa wcale go nie przerażała. Prawda była taka, że taki scenariusz byłby mu nawet na rękę. Ula na dziecko nie chciała się zgodzić, a teraz  być może zostaną postawieni przed faktem dokonanym.
- Lepiej? – zapytał, gdy z niewyraźną miną pojawiła się w salonie. Pokiwała głową, nalewając sobie szklankę wody – Myślisz, że to może być…
- Zwariowałeś? – naskoczyła na niego, nie pozwalając dokończyć – Cały czas biorę tabletki – rzekła dobitnie
- Może kiedyś zapomniałaś, może z jakiś powodów były mniej skuteczne. Nie możemy mieć stuprocentowej pewności
- Dopiero co miałam okres – mruknęła, ale i w jej głowie zaczęły pojawiać się myśli, że jej kochanek może mieć rację
- Sprawdźmy to – poprosił
- Dobrze – westchnęła wyraźnie zdenerwowana – Jeśli do jutra mi nie przejdzie, umówię się na wizytę do ginekologa. Zadowolony? – znów się skrzywiła i czując napływającą falę mdłości ruszyła do łazienki. Gdy wróciła po kwadransie, Dobrzański zakładał w przedpokoju buty – Dokądś się wybierasz? – nie kryła swojego zaskoczenia. Obiecywał, że zostanie do późnego wieczora
- Owszem – wcisnął do kieszeni portfel – Idę do apteki po test ciążowy. Ta po drugiej stronie parku jest czynna dwadzieścia cztery na dobę, również w niedziele  
- Zwariowałeś?! Zapomniałeś, że w pobliżu mieszka koleżanka twojej żony? – przypomniała mu
- Trudno. Chcę wiedzieć – pokręciła głową z rezygnacją
- To kup najlepiej dwa różne. Do tego jakieś elektrolity i dwie butelki pepsi. Jeśli to nie ciąża to jakoś muszę sobie radzić z tym zatruciem

Wszystko wskazywało na to, że rodzicami jednak nie zostaną. Ku widocznemu rozczarowaniu Marka, oba testy wyszły negatywnie. A dietetyczne jedzenie i pół litra coli wpłynęły na ustąpienie objawów. Zresztą rozmawiając przed wieczorem z ojcem dowiedziała się, że Jasiek też przechodził sensacje żołądkowe. Winowajcą całego zamieszania okazało się urodzinowe jedzenie. Widząc lepsze samopoczucie Uli Dobrzański z czystym sumieniem mógł wieczorem wrócić do domu. Nie wyobrażał sobie, żeby miał ją zostawić samą w kiepskim stanie. Musiał się jednak przygotować na poniedziałkowe spotkanie z Korzyńskim. Gdy o dwudziestej pierwszej podjechał pod dom zobaczył, że w sypialni pali się światło. Wyglądało na to, że jego małżonka wróciła dwa dni wcześniej, niż zapowiadała. Wyraźnie niezadowolony z tego faktu wszedł do środka, próbując znaleźć wiarygodne wytłumaczenie swojego późnego powrotu. Paulina z kieliszkiem wina czekała na niego w salonie
- Cześć – uśmiechnął się niewyraźnie – Wcześniej wróciłaś
- Chciałam ci zrobić niespodziankę. I widzę, że mi się udało – rzekła, przyglądając mu się uważnie

wtorek, 22 listopada 2016

'Zakazany owoc' VIII



Następnego dnia po powrocie z Berlina, jeszcze w drodze do pracy, wysłał jej bukiet kwiatów z kolejnymi przeprosinami. Miał zamiar urwać się na godzinę w porze lunchu by spotkać się z nią na kawę, ale kompletnie zapomniał, że na dwunastą umówiony był z Szymczykiem, a godzinę później w firmie miał się pojawić ojciec. Jego plany szybko zweryfikowała sekretarka, przedstawiając mu plan dnia. Ich rozmowa musiała zostać przełożona na popołudnie, z czego nie był specjalnie zadowolony.

- Cześć Maciej – podał mężczyźnie dłoń i wskazał na kanapę – Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. Jadąc do ciebie wypiłem kawę – odparł dość uprzejmie, uśmiechając się lekko
- Adam przygotował faktury za ostatnią partię – podał mu plik kartek – A pod spodem masz nową umowę. Jeśli nie będziesz miał zastrzeżeń możemy zaraz podpisać
- Ale przecież obecna kończy się dopiero za cztery miesiące – zauważył przytomnie i skupił się na przeglądaniu dokumentów
- To prawda. Ale nasza współpraca układa się na tyle dobrze, że postanowiłem zaproponować wam nowe warunki. Nie ma obiektywnych powodów, dla których nowa umowa nie może zacząć obowiązywać już od przyszłego miesiąca.
- Na pięć lat? – zdziwił się
- Swego czasu Ula bardzo mi pomogła. Teraz ja chcę pomóc wam i dać pewien rodzaj stabilizacji – odparł krótko
- Jeśli się wycofacie przed czasem płacicie nam odszkodowanie? – nie wierzył w to, co widział - Proponujesz mi zapisy, które są dla was kompletnie niekorzystne. To jakiś żart? – Dobrzański przecząco pokręcił głową - Czy ty się przypadkiem nie pomyliłeś tu o jedno zero? – wskazał na kwotę, którą FD musiałoby zapłacić, gdyby chciało zerwać umowę
- Dałem wam tak korzystne warunki, jakie mogłem dać. To odszkodowanie na wypadek gdyby nasz dyrektor finansowy chciał podpisać umowę z waszą konkurencją. Na twoim miejscu bym się nie zastanawiał, tylko to podpisywał – podał mu długopis.
- Dlaczego to robisz? – Szymczyk przyjrzał się uważnie rozmówcy
- Tak, jak mówiłem, chce się zrewanżować. Febo&Dobrzański prosperuje coraz lepiej, między innymi dzięki PRO-S. Czas żebyście wy mogli się rozwijać. Widziałem w Internecie, że sprzedaż idzie bardzo dobrze. Chcę dać wam gwarancję, że jeszcze przez długie lata będziemy sprzedawać wam nasze ubrania, a tym samym będziemy pozwalać wam zarabiać i uzyskiwać lepszą pozycję na rynku. Jesteście firmą, która ma wyłączność na nasze ciuchy i niech tak zostanie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w ostatnich kilku miesiącach na polskim ryku pojawiły się dwie podobne firmy. I być może nawet mogliby płacić trochę więcej za nasze kreacje, ale… - urwał na chwilę, próbując odpowiednio ubrać swoje myśli w słowa – Oni zajmuję się też sprzedażą końcówek Bossa, Kleina, Dolce&Gabbana. Współpracując z wami dbam o dobre samopoczucie mistrza. Obawiam się, że w zestawieniu z takimi markami, ubrania sygnowane przez Pshemko byłyby traktowane po macoszemu, jako te drugiej kategorii.
- Zachowałeś się nie fair wobec Ulki, ale biznesowo nic nie mogę ci zarzucić – chwycił długopis i złożył swój podpis – Zawsze byłeś w porządku w stosunku do nas – podał mu dokumenty, które Dobrzański opatrzył swoim podpisem i oddał Szymczykowi jedną z kopii
- A co u Uli? – padło pytanie, które było tradycyjnym elementem ich spotkań
- Sam nie wiem – mruknął, wyraźnie zamyślony – Zaczynam się o nią martwić.
- A możesz jaśniej? – w napięciu oczekiwał konkretów
- Sinusoida. Odkąd rozstała się z tym Robertem raz jest szczęśliwa, a innym wygląda na początek stanu depresyjnego. A jak pytam, co się dzieje, ucina temat. Nie wiem jeszcze jak, ale muszę do niej jakoś dotrzeć. No nic, nie ważne – wstał i wyciągnął do Dobrzańskiego dłoń – dzięki za umowę. Trzymaj się

Kilka minut po piętnastej zapukał do jej drzwi. Miał szczęście, wychodząca na spacer babcia z dzieckiem wpuściła go na klatkę. Nie musiał długo czekać, by zobaczyć ją w progu wyraźnie zaskoczoną. Już chciał wchodzić, ale nim zdążył choćby się odezwać, usłyszał jej głos.
- Co ty tutaj robisz? – syknęła, wypychając go na środek korytarza i szczelnie zamknęła drzwi za sobą
- Chciałem pogadać – odparł zdezorientowany – Wiem, że masz żal o ten Berlin, ale… - nie dała mu dokończyć, wchodząc w słowo
- Maciek jest w środku – skinęła głową na drzwi – Miałeś nie przychodzić bez zapowiedzi
- Myślałem, że…
- To nie myśl tyle! – syknęła przez zaciśnięte zęby - Muszę wracać – odwróciła się na pięcie i zamknęła mu drzwi przed nosem. Prawda była taka, że nawet nie mógł zadzwonić po raz drugi. Na samym początku umówili się, że nic nie powiedzą swoim przyjaciołom. Sebastian nie miał pojęcia, że w życiu kumpla znów jest Ula. Z Maćkiem było podobnie.
- Kto to był? – zapytał Szymczyk, gdy tylko pojawiła się w salonie
- Świadkowie Jehowy. Chcieli rozmawiać o stworzeniu świata – odparła niby to naturalnym tonem, machając przy tym ręką – To na czym skończyliśmy? – zręcznie zmieniła temat

Jeszcze przed końcem pracy udało mu się dopiąć kolejny kontrakt z Duńczykami. Miał lecieć za trzy dni do Kopenhagi na podpisanie dokumentów. Wysłał jej jeszcze przed wieczorem maila z nowym terminem i nazwą hotelu. Było pewne, że tym razem Paulina nie będzie się ciskać. W Berlinie ostatecznie uśpił jej czujność. Poza tym była w ferworze przygotowań do trzydziestych piątych urodzin Aleksa. Nie mogło być mowy o wycieczkach na drugi koniec Europy. Od Uli dostał krótką odpowiedź ‘nigdzie nie lecę’.

- Co się dzieje? – zaczął od progu. Z samego rana, znów bez zapowiedzi, pojawił się w jej mieszkaniu – Obraziłaś się? Chodzi o ten Berlin? Przepraszałem cię wiele razy. Tym razem Paula z pewnością nie poleci
- Nie chodzi o twoją żonę – odparła ze skrzyżowanymi na piersiach rękami – Beatka ma w sobotę urodziny. Obiecałam, że upiekę tort. Nie mogę się teraz z tego wycofać.
- Aaaaa - pokiwał głową ze zrozumieniem, wzdychając z ulgą - Myślałem, że między nami się coś popsuło – wskazał na nich palcem – Naprawdę żałuję, że nie spędziliśmy tego weekendu w Berlinie razem.
- Daj spokój – mruknęła, robiąc im kawę
- Przepraszam – złożył pocałunek na jej szyi, wsuwając dłonie pod jej szlafrok
- Proszę cię – odsunęła się – Ma okres. Nie mam ochoty na amory – skrzywiła się, stawiając przed nim filiżankę czarnej kawy. 
- Co to za dziwne kombinacje z tą umową dla PRO-S? - przyjrzała mu się badawczo 
- Żadne kombinacje - wzruszył ramionami, siadając na sofie - Niebawem kończy się umowa. Postanowiłem ją przedłużyć na moich warunkach, korzystając z obecności Aleksa na jakiejś konferencji. Powinniście być zadowoleni z warunków 
- Jesteśmy. Ale nie są one korzystne dla FD  
- Martw się o siebie i swoją firmę, a nie o majątek Febo - prawy kącik ust powędrował w górę - Pyszna kawa 

- Co ty tutaj robisz? – zapytała, gdy w piątkowe przedpołudnie zobaczyła go w progu z niewielką torbą – Miałeś być w Kopenhadze
- Ale nie jestem – rzekł wyraźnie z siebie zadowolony – Mogę?
- Miałeś dzwonić – odparła z pretensją w głosie – Nie lubiła, gdy stawiał ją w niezręcznych sytuacjach. Całe szczęście, że Maciek wyszedł godzinę wcześniej
- Chciałem ci zrobić niespodziankę – zrobił minę niewiniątka – Wiem, że masz urodziny Beaty. Jeśli chcesz pomogę w produkcji tortu – zdjął marynarkę, podwijając rękawy
- Brałeś coś? Jakieś dopalacze? – przyglądała mu się uważnie
- Zwariowałaś? – zaśmiał się pod nosem – Przełożyłem wylot do Kopenhagi na połowę przyszłego tygodnia. A teraz jeśli pozwolisz, spędzimy razem cały weekend – oczy Uli przypominały wielkością monetę pięciozłotową. Owszem, do tej pory zostawał u niej na godzinę, jak dobrze zaplanował swój dzień, czasem na trzy, ale nigdy na weekend. Widząc jej pytające spojrzenie szybko wyjaśnił – Paula wyleciała na trzy dni do Mediolanu. Matka chrzestna Aleksa trafiła do szpitala – posłał jej cwaniacki uśmiech – Jestem przez najbliższe dwa i pół dnia tylko do twojej dyspozycji. Zrobisz ze mną, co zechcesz – w charakterystycznym geście poruszył brwiami w górę i w dół

sobota, 12 listopada 2016

'Zakazany owoc' VII



 Kolejny rozdział za tydzień ;)


Budapeszt. Pokój 329.
Gdy tylko uchyliła drzwi pchnął je zdecydowanym ruchem, odstawił w kąt walizkę i zamknął ją w swoich ramionach. Wpił się gwałtownie w jej usta i napierając na jej ciało, poprowadził w głąb pokoju. Był wyjątkowo stęskniony. Nie widzieli się prawie dwa tygodnie. Najpierw ona przez kilka dni przebywała w Rysiowie, bo jej ojciec skręcił kostkę i orteza uniemożliwiała mu normalne funkcjonowanie, później on jechał służbowo na trzy dni do Sztokholmu. Nie mogła mu towarzyszyć, bo podpisywał kontrakt wart wiele milionów i zmuszony był zabrać ze sobą Aleksa.

Miał rację przewidując, że pokaz który odbył się już miesiąc temu będzie strzałem w dziesiątkę. Kolekcja w kraju rozchodziła się jak świeże bułeczki, kreacje Pshemko zaczęły pojawiać się na coraz rynkach kilku europejskich stolic, a szum medialny wokół ich sukcesu przyciągnął zainteresowanie zagranicznych firm, które pragnęły rozpocząć z nimi współpracę. Dobrzańskiemu udało się podpisać już kilka ciekawych kontraktów, a przy tym miał okazję do częstych podróży. W ciągu pierwszych dwóch tygodni udało mu się z Ulą odwiedzić Wiedeń, Bratysławę i Londyn.

Schemat był taki sam. Wysyłał jej maila z terminem, miejscem i wybranym hotelem. Rezerwowała dwuosobowy pokój na swoje nazwisko. Przylatywała na miejsce zwykle w godzinach popołudniowych dzień wcześniej. Dołączał do niej zwykle na dwa dni i jedną noc. Wyjątkiem stanowił Londyn, gdzie spędzili trzy dni. Wracał zwykle porannym rejsem, by zdążyć jeszcze jechać do firmy i nadrobić zaległości. Ona wracała wieczorem lub rankiem kolejnego dnia. Za granicą nie musieli tak bardzo się pilnować. Nie było takiego zagrożenia. Mogli wyjść razem na spacer czy na kolację do hotelowej restauracji. Ta swoboda obojgu była bardzo potrzebna. Owszem, gdy się udawało wpadał do niej na Żoliborz, ale starali się te wizyty ograniczyć do minimum z uwagi na przyjaciółkę Pauli, która mieszkała w pobliżu. Sprawiali wrażenie, że obecny układ im prasuje. Oboje chcieli więcej, choć nie mówili o tym głośno.

Przytulony do jej pleców poruszał biodrami w przód i w tył. Całował ją po karku, ramionach, oddychał ciężko wprost do jej ucha. Oparta o wielkie okno, za którym rozpościerał się przepiękny widok na Dunaj i zachodzące słońce, kompletnie nie zwracała uwagi na krajobraz i wyjątkowe położenie hotelu. Była całkowicie skupiona na rozkoszy jaką jej dawał. Wyszedł z niej na krótką chwilę wywołując w niej rozczarowanie i dezorientację. Nim się zorientowała wziął ją na ręce i poprowadził w kierunku krzesła ustawionego przy drewnianej, stylowej toaletce. Posadził ją sobie na biodrach i pozwolił jej nadawać tempo. Jak urzeczony wpatrywał się w jej falujący biust, by raz po raz łapać te dwie cudowne półkule w usta.

- Mamo – westchnął – rozmawialiśmy już na ten temat. Wydawało mi się, że na samym początku wyjaśniłem się w tej kwestii dość jasno – zapatrzony w oświetlone licznymi latarniami miasto prowadził rozmowę z Dobrzańską. Nawet nie zauważył, że jego towarzyszka skończyła brać prysznic i otulona frotowym szlafrokiem wyszła z łazienki – Mamo, nie wydaje mi się, żeby rozmowa o moim potomku była najwłaściwsza przez telefon. Zresztą za pół godziny jem biznesową kolację z Węgrami i muszę się przygotować…… Dobrze. Do zobaczenia – zakończył połączenie i odwrócił się, napotykając jej pytające spojrzenie.
- Jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć? – wytarła ociekającą wodę z końcówek włosów i odrzuciła ręcznik na łóżko
- Moi rodzice bardzo naciskają, żebyśmy mieli z Paulą dziecko. Potrzebny im dziedzic – pokiwała głową za zrozumieniem. Tego można było się spodziewać. Nie wydawała się zła, ani zawiedziona – Jeszcze przed ślubem zapowiedziałem Paulinie, że o dzieciach nie może być mowy i zdania nie zmieniłem. Matka nie bardzo potrafi się z tym pogodzić
- Nie chciałbyś być ojcem? – podeszła do niego, opierając się bokiem o zimną taflę szkła i przypatrując mu się z uwagą
- Chciałbym  - odparł zgodnie z prawdą – Tylko, że matką mojego dziecka mogłabyś być tylko ty, a nie Paula – wpatrywał jej się prosto w oczy. Pod wpływem tego spojrzenia spuściła na moment wzrok.
- Wiesz, że się nie zgodzę na dziecko
- Wiem – czyżby w jego głosie można było się doszukać noty rozczarowania?
- Jeśli twoim rodzicom bardzo na tym zależy i twoja żona będzie zdecydowana, to… - urwała na chwilę próbując ubrać swoje przypuszczenia w odpowiednie słowa. Doskonale odgadł jej myśli
- Myślisz, że będą chcieli mnie postawić przed faktem dokonanym? – zaśmiał się pod nosem – Paulina niby cały czas bierze tabletki. Ale to tylko słowa, więc wole się zabezpieczać
- Ja też twierdzę, że biorę tabletki i się nie zabezpieczasz – spojrzała mu w oczy
- Tobie ufam, jej nie. Musiałby być idiotą, żeby tak ważną kwestię zostawić w rękach mojej żony, która szantażem doprowadziła mnie przed ołtarz. Zresztą doskonale wiesz, że chciałbym mieć z tobą dziecko. Ale szanuję to, że w obecnej sytuacji mówisz nie.

Berlin. Pokój 641.
Oczekiwała go niecierpliwie Nerwowo spoglądała na zegarek. Sprawdziła w Internecie, że samolot z Okęcia wylądował planowo. Przed jej oczami zaczęły przewijać się czarne scenariusze. Miała nadzieję, że taksówka, którą jechał z lotniska nie uczestniczyła w żadnym wypadku. Postanowiła wyjść z pokoju i poczekać na niego w holu. Przy okazji będzie miała okazję sprawdzić jak wygląda sytuacja na głównej drodze przed hotelem. Być może całą winę za jego przedłużająca się nieobecność ponoszą wieczorne korki. Wychodziła właśnie z windy, gdy dostrzegła go w drzwiach wejściowych. Dostrzegł ją i z oddali posłał przepraszające spojrzenie. Tuż za nim dumnym krokiem weszła roześmiana Febo. Sytuacja była jasna. Nie spoglądając już w ich kierunku, by nie wzbudzić podejrzeń Włoszki, skierowała się ponownie w stronę widny. Godzinę później usłyszała pukanie. Sądziła, że to kelner z kolacją, którą zamówiła dwa kwadranse wcześniej. W drzwiach stał jednak Dobrzański z miną zbitego psa. Spojrzała na niego ze smutkiem i wpuściła do środka.
- Przepraszam – szepnął siadając na skraju łóżka – Zaskoczyła mnie. Bez zapowiedzi pojawiła się na lotnisku twierdząc, że zarezerwowała bilet na ten sam lot, że chce jechać ze mną…. – tłumaczył się lekko zdenerwowany – Że spędzimy trochę czasu razem. Sprawdza mnie. Nie miałem jak się z tego wykręcić. Nawet nie miałem jak cię powiadomić. Na lotnisku nie odstępowała mnie na krok, a w toalecie nie było zasięgu. Tak strasznie mi przykro. I tak bardzo cię przepraszam.
- Mówi się trudno – wzruszyła ramionami i posłała mu blady uśmiech. Starała się robić dobrą minę do złej gry. Prawda była taka, że to Febo miała prawo być tu z nim, nie ona. Poza raz kolejny rozległo się pukanie. Odebrała tacę i postawiła ją na stoliku – Zamówiłam kolację. Nie chciałam was spotkać na dole – spuścił głowę, czując się jeszcze gorzej – O której masz jutro to spotkanie?
- O dziesiątej – mruknął
- Postaram się przebukować bilet i wyjechać przed południem. Ona się pewnie wybierze na zakupy, gdy ciebie nie będzie. Koło jedenastej opuszczę hotel. Zresztą nawet jeśli się miniemy nie sądzę, żeby mnie poznała - wzruszyła ramionami
- Jest mi tak cholernie głupio – wstał i zbliżył się do niej dwa kroki
- Zupełnie niepotrzebnie. Powinniśmy byli przewidzieć, że taka sytuacja może mieć miejsce.
- Przepraszam – chciał ją objąć, ale się odsunęła
- Daj spokój, jeszcze poczuje od ciebie moje perfumy – zrezygnowany wyszedł z jej pokoju. Nawet nie wiedział, co mógłby jej więcej powiedzieć. Że jest dla niego najważniejsza? W tej sytuacji słowa kompletnie nie mogły iść w parze z czynami. 

czwartek, 10 listopada 2016

'Zakazany owoc' VI



 Kolejny rozdział sobota/niedziela! :)
Dobrego i spokojnego weekendu! Obyście nie spotkali jutro na swojej drodze 'prawdziwych Polaków' walczących z Żydami, gejami, cyklistami i wegetarianami!


Z samego rana wysłał jej bukiet dwudziestu pięciu, czerwonych róż z bilecikiem zawierającym tylko jedno słowo, ‘tęsknię’. Tęsknił przez ostatni rok. Wariował nie wiedząc co się z nią dzieje, czy jest szczęśliwa, jak sobie radzi. Te szczątkowe informacje, które dozował mu Szymczyk tylko bardziej wzmagały jego apetyt na wieści od niej. Tęsknił za nią, za jej głosem, ciałem. Starał się zagłuszać tę tęsknotę, ale ona wciąż w nim tkwiła. Wczorajszy dzień wreszcie ją wyciszył, by wybuchała z podwójną mocą, gdy tylko zamknął za sobą drzwi jej mieszkania. Teraz tęsknił jeszcze bardziej, wiedząc, że niby ma ją na wyciągnięcie ręki, a jednak nie może jej mieć w pełni. Nie należała do niego i ta myśl doprowadzała go do furii. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie może jej mieć dlatego, że nie jest wolny. To obrączka na jego palcu stanowiła przeszkodę.

Od wczoraj nie mógł przestać o niej myśleć. Nie przypuszczał, że jeszcze kiedykolwiek się spotkają, że po tym, co zrobił będzie chciała z nim rozmawiać. W życiu nie pomyślał, że jeszcze kiedykolwiek będą się kochać. Uległ jej wczoraj jak małolat. Nie żałował. Choć w głębi duszy czuł strach. Bynajmniej nie przed tym, że ich romans ujrzy światło dzienne, że Paulina się dowie, a jego relacja z Ulą zniszczy jego małżeństwo. Febo była kompletnie nieważna. Bał się, że znów skrzywdzi Cieplakównę. Niby jasno przedstawiła swoje oczekiwania, wydawało się, że była świadoma sytuacji w jaką się wikła, ale… Nie zasługiwała na to, by być na bocznym torze. A zobowiązania wobec żony nie pozwolą mu na to, by mógł być z Ulą  w pełni. Nie mógł być zawsze i wszędzie. Czy była na to gotowa? Jak długo uda im się tak żyć? W końcu zapragnie mieć go przy sobie na stałe, zechce być matką…

Kilka minut po dwunastej nie wytrzymał i wystukał na ekranie smartfona jej numer
- Dzień dobry panie prezesie – odebrała radosna
- Co ty ze mną robisz? – wychrypiał do słuchawki – kompletnie nie mogę skupić się na pracy
- To przyjedź do mnie
- Nie mogę – westchnął - Za godzinę mam spotkanie. Chociaż zupełnie nie mam głowy do negocjacji – zaśmiał się pod nosem
- Musisz uważać, bo puścisz firmę z torbami
- Jak będziesz mi tak zaprzątać głowę, to nawet na torby nie starczy – roześmiał się. Gdy tylko słyszał jej głos, uśmiech automatycznie pojawiał się na jego twarzy, a humor go nie opuszczał
- Dziękuję za kwiaty
- Zasługujesz na tuziny takich bukietów.
- Co robisz jutro? – zerknął w swój kalendarz
- Maciek ma wpaść po południu i podrzucić mi faktury za ostatni miesiąc. Musimy posiedzieć trochę nad zestawieniami. Chcemy zainwestować w nowy magazyn
- A skończycie do piętnastej? – zapytał z nadzieją
- Pozbędę się go po drugiej
- W takim razie do jutra skarbie
- Pa

Ich romans trwał w najlepsze od kilku tygodni. Marek dość zręcznie lawirował między firmą, domem, a mieszkaniem Uli na Żoliborzu. Wykradał dla nich krótsze lub dłuższe chwile zazwyczaj w środku dnia pracy. Starał się tak ustawiać kalendarz, by mieć kilka wolnych okienek. Robił wszystko, by się z nią widywać trzy razy w tygodniu. Wpadał na kawę, przywoził lunch z pobliskiej tajskiej knajpki albo wprost z przedpokoju porywał ją do sypialni stęskniony jej ciała i pieszczot. Pokusił się nawet o to, by wykupić karnet na żoliborskiej pływalni. Dzięki temu miał wytłumaczenie przed Paulą, dlaczego znika na kilka godzin w sobotnie przedpołudnia. Ten skrawek weekendu był przeznaczony tylko dla Uli. W prowadzeniu podwójnego życie powoli osiągał mistrzostwo do tego stopnia, że swoją rocznicę ślubu z Pauliną spędził w łóżku Uli. Pod pozorem wizyty w łódzkiej szwalni opuścił biuro z samego rana, a do żony wrócił krótko przed północą tłumacząc się korkiem na drodze wjazdowej do Warszawy. Niczego nieświadoma Paulina nie robiła Dobrzańskiemu wyrzutów, wręcz z uśmiechem poinformowała go, że świętowanie przełożą na sobotni wieczór, kiedy to zarezerwowała stolik w Bacarro. Właśnie w takich chwilach w brunecie odzywały się resztki przyzwoitości i pojawiały się wyrzuty sumienia. Wolał, żeby Paulina robiła mu awantury z powodu późniejszego powrotu do domu. Nic takiego nie miało miejsca. Febo ewidentnie się wyciszyła, zdawała się mu ufać i niczego nie dostrzegać. A on starając się poprawić swoje samopoczucie przypominał sobie, że to właśnie Włoszka nalegała na ślub i gdyby nie ona i jego rodzice, nie musiałby jej teraz oszukiwać.

Słysząc głębokie westchnięcia i czując jej mięśnie zaciskające się na penisie jęknął przeciągle mając świadomość, że nadchodzi spełnienie. Wykonał ostanie pchnięcia, zlewając jej wnętrze gorącym nasieniem i wyraźnie zmęczony opadł tuż obok niej, oddychając krótkim, urywanym oddechem.
- Nigdy się tobą nie nasycę – mruknął, przyglądając się jej z miłością. Odpowiedziała mu szerokim uśmiechem, wciąż z zaróżowionymi od przeżytej rozkoszy policzkami – Jesteś moim dopełnieniem – szepnął układając się na boku, podpierając głowę ręką
- Miałeś być w Gdyni – zauważyła przytomnie. Jego pojawienie się w jej mieszkaniu przed południem kompletnie ją zaskoczyło. Od kilku dni komunikował jej, że musi wyjechać na Wybrzeże
- Miałem. I zaraz tam jadę. Ale miałem jeszcze większą ochotę cię zobaczyć. Gdybym dziś nie przyjechał nie widzielibyśmy się przez cały tydzień. Zwariowałbym z tęsknoty – pocałował jej sutek, kreśląc językiem kółka wokół brodawki. Zamknęła na chwilę oczy, rozkoszując się tą pieszczotą – Mam ochotę wyjść z tobą na spacer, na kolację – mruknął, kręcąc głową z powątpiewaniem – A prawda jest taka, że musimy być bardziej ostrożni. Paula chyba zaczyna się czegoś domyślać – spojrzała na niego uważnie. Rzeczywiście od kilku dni Paulina zaczęła być bardziej podejrzliwa. Miał wrażenie, że niby przypadkiem kontroluje, o której przychodzi i wychodzi z firmy, z kim się spotyka. Dwa dni temu zastał ją w swoim biurze, gdy niby pod pozorem zostawienia mu na kartce wiadomości studiowała jego kalendarz. Kilka dni wcześniej przebudził się w nocy, gdy akurat sprawdzała jego komórkę. Co prawda był bardzo ostrożny, wszystkie połączenia do Uli od razu kasował z pamięci telefonu, a na samym początku umówili się, że nie będą do siebie wysyłać sms’ów. Zdecydowali, że dla bezpieczeństwa zostaną przy mailach, a jego prywatna skrzynka była chroniona skomplikowanym hasłem. Niemniej ta wzmożona czujność ze strony Pauli wydawała mu się podejrzliwa i jej powody poznał wczorajszego wieczora. Podczas kolacji niby od niechcenia zaczęła rozmowę o jego basenie. Dopytywała czemu akurat wybrał pływalnię po drugiej stronie miasta. Ściemniał, że kolega poznany kiedyś na korcie polecał mu żoliborski ośrodek sportu z uwagi na dużą przestrzeń i umiarkowane zainteresowanie ze strony Warszawiaków. Jak się okazało koleżanka Pauli, z którą chodziła do kosmetyczki mieszkała w sąsiedztwie Ulki – Jej koleżanka mieszka gdzieś w okolicy. Ponoć często mnie tu widuje i zaczęła dopytywać Paulinę, co tutaj robię. Nieźle się musiałem naściemniać, żeby trochę ją uspokoić, ale nie możemy tak ryzykować. Zresztą przyda nam się odrobina swobody – rzucił z uśmiechem, a ona coraz mniej z tego wszystkiego rozumiała. W ciągu pół minuty przedstawił jej dwie kompletnie sprzeczne informacje – Dobrze się składa, bo jak wiesz za tydzień mamy premierę. Pshemko wspiął się na wyżyny, zainteresowanie będzie z pewnością duże. Często będę wyjeżdżał. A ty mi będziesz towarzyszyć – spojrzał na nią wyraźnie dumny ze swojego pomysłu i sięgnął w kierunku swoich spodni leżących obok łóżka. Ona przyglądała mu się wyraźnie skonsternowana.
- Przecież my się nie możemy oficjalnie pokazywać razem – stwierdziła – Mam lecieć z tobą na negocjacje jako kto? A później przedstawiciel firmy przyjedzie do Febo&Dobrzański, zorientuje się, że nie byłam Pauliną i nasza tajemnica wyjdzie na jaw – uśmiechnął się cwaniacko i podał jej kartę kredytową z przyklejoną karteczką zawierającą czterocyfrowy numer
- To karta do konta. Może nie zawiera powalającej kwoty, ale te kilkadziesiąt tysięcy jest do twojej dyspozycji. Będziesz z niego opłacać przeloty i hotele. Ja to wszystko bardzo dobrze przemyślałem - dodał widząc jej pytające spojrzenie – Postaram się latać możliwie często. Będę się tłumaczył, że chcę wykorzystać każdą szansę na podpisanie intratnego kontaktu i podbicie nowych rynków. Ojciec i Aleks będą zachwyceni – zaśmiał się, odgarniając jej włosy - Febo do wyjazdów i negocjacji się nie pali. Doskonale wiesz, że jest aspołeczny. Będę cię informował o terminie i miejscu do którego lecimy. De facto masz pracę zdalną. Możesz tłumaczyć z każdego miejsca na świecie, więc nasze wyjazdy nie będą paraliżować twojej pracy. Zachowując środki ostrożności będziesz latać dzień wcześniej, wracać dzień później. Będę jeździł na krótkie rozmowy a pozostały czas, dzień, dwa będziemy spędzać tylko we dwójkę – był wyraźnie podekscytowany tą perspektywą. Na znak aprobaty musnęła jego usta swoimi wargami.