B

środa, 30 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' X

- Widzę, że wyjazd świetnie się udał – burknął pod nosem Tomek – Cały czas nosił cię na rękach? – spojrzał na nią wściekły
- Nie. Nie nosił, bo go tam ze mną nie było – odparła, starając się za wszelką cenę zachować spokój – Pomógł mi. W przeciwieństwie do ciebie potrafi wykazać odrobinę troski
- Doprawdy?
- Przez trzy dni się do mnie nie odezwałeś. Nie zadzwoniłeś. Ba, nawet nie napisałeś głupiego sms’a, czy doleciałam – mówiła spokojnie, przepełnionym żalem głosem – Wiesz, że nienawidzę latać, ale najwyraźniej niewiele cię to obchodzi. Najważniejszy jesteś ty i twoje historyjki, które tworzysz na mój i Marka temat – przez dłuższą chwilę milczał, by w końcu ponownie się odezwać
- Widzę, jak na ciebie patrzy – kpiąco zaśmiała się pod nosem
- Proszę cię, przestań – naprawdę nie miała ochotę w tym momencie na tą dyskusję
- Nie jestem ślepy – powiedział z zaciętą miną – Przysięgnij mi, że między wami nigdy do niczego nie doszło, że nigdy nie wysłał ci najmniejszego sygnału – westchnęła i lekko zmarszczyła brwi. Milczała, a on przyglądał się jej wyczekująco. Dosiadł się do niej na kanapę i patrzył prosto w jej oczy. Podjęła decyzję
- Dobrze – głośno wypuściła powietrze – Całowaliśmy się – zamarł. Wściekłość w nim buzowała
- Przeleciał cię? – w jej oczach pojawiły się łzy – Odpowiedz! Pieprzyłaś się z nim? – krzyknął jej prosto w oczy. Wymierzyła mu siarczysty policzek. Gwałtownie wstał i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.

Nie wrócił na noc. Jakoś specjalnie ją to nie ruszało. Bardzo ją zranił. Zauważyła, że coraz trudniej jest im się porozumieć. Jego wybuchy zazdrości miała po dziurki w nosie. Nie było tak, jak na początku. Nie spała całą noc. Wciąż zastanawiała się, czy Tomek jest tym właściwym mężczyzną. Tym, z którym chce być. Spędzili razem cztery lata, ale miała wrażenie, że coś zaczęło się wypalać, a ona była już tym zmęczona.
Wrócił następnego dnia przed wieczorem. Postanowiła szczerze z nim porozmawiać. Nie było sensu dłużej tego ciągnąć. Przyjął to spokojnie. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu w pewnych kwestiach nawet się z nią zgodził. Spakował dwie walizki. Miał zamiar jechać na tydzień do brata do Szczecina. Resztę rzeczy miał spakować po powrocie. Po jego powrocie mieli się zająć również kwestią mieszkania, które dwa lata temu kupili wspólnie. Gdy zamknęły się za nim drzwi z jednej strony było jej cholernie smutno. Spędziła w końcu z tym człowiekiem kilka długich lat swojego życia, momentami była przy nim bardzo szczęśliwa. Ale z drugiej ulżyło jej. Poczuła się wolna. Znów mogła oddychać pełną piersią.

Wróciła do pracy. Co prawda noga jeszcze pobolewała, ale nie sprawiało jej to trudności w chodzeniu. Wariowała w domu. W głębi duszy zastanawiała się, czy tęskni za cyferkami, czy za towarzystwem prezesa. Nie wiedziała, co ma myśleć o ich relacji. Podczas jej tygodniowej nieobecności wymienili dziesiątki sms’ów. Pytał się, jak się czuje, w kilku zdaniach streszczał co dzieje się w firmie, momentami flirtował. W pamięci najbardziej zapadły jej wiadomości, które wymienili na dzień przed jej powrotem. ‘Wracaj szybko. Tęsknimy tu za tobą’ pisał Dobrzański. Z uśmiechem wystukała ‘Z pewnością najbardziej tęskni Adam’. Chciała go sprowokować? Chyba tak. I udało jej się. W odpowiedzi otrzymała ‘Nie. Najbardziej ja’.
Z uśmiechem wjechała na piąte piętro. Natknęła się na niego w sekretariacie. Spojrzał na nią przelotnie. Nie zapytał o samopoczucie, nie nawiązał do ich sms’owej konwersacji, którą prowadzili  przez ostatnie kilka dni. Nawet się nie uśmiechnął. Podał jej jedynie segregator informując obojętnym tonem, że te dokumenty za godzinę mają wrócić do niego z jej podpisem. I tak po prostu zniknął w swoim biurze. Stała zaskoczona na środku i nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Ania widząc jej minę postanowiła o nic nie pytać i nie komentować. Całe szczęście, że w pobliżu nie było Violetty. Posłała koleżance niewyraźny uśmiech i ruszyła do swojego gabinetu. Nie pierwszy raz ją tak potraktował. Po ich wspólnej pracy i kolacji w jego domu zachowywał się identycznie. Zawsze, gdy wydawało jej się, że coś się między nimi zmienia, on wylewał jej kubeł zimnej wody na głowę.
‘Dureń! Skończony idiota!’ – wciąż ochrzaniał siebie w myślach. Czekał cały tydzień na jej powrót, a gdy pojawiła się w firmie, potraktował ją w tak chłodny sposób. Jego zachowanie było kompletnie irracjonalne. Sam siebie nie rozumiał. Przecież mu jej brakowało. Przecież była dla niego ważna, a zachował się w stosunku do niej gorzej, niż do obcego. Postanowił iść do niej pod pretekstem odbioru dokumentów. Przeprosi, porozmawiają, może nawet obdarzy go swoim cudownym uśmiechem.
Zapukał i nie czekając na jej reakcję wszedł do środka. Stała obok biurka, wpatrując się w panoramę miasta. Wtedy w sekretariacie, nawet nie zwrócił uwagi, jak pięknie dzisiaj wygląda. Granatowa sukienka idealnie podkreślała wszystkie jej atuty, a szpilki wydłużały jej nogi. ‘Szpilki!’ przemknęło przez jego głowę.
- Nie powinnaś nosić szpilek. Ledwie zdążyłaś wyleczyć wcześniejszą kontuzję. Masz nosić buty z nieco niższym obcasem – odezwał się wyrywając ją z zamyślenia. Dopiero teraz zauważyła, że stoi tuż przy drzwiach. Obrzuciła go spojrzeniem pełnym żalu i zdenerwowania.
- Zrób to i tamto. Nie powinnaś tego i owego! – spojrzała na niego z wściekłością – Nie jesteś moim ojcem, żeby mi mówić, co mam robić! – prychnęła. Stał zdumiony. Nie chciał jej zirytować. Po prostu się martwił. Fakt, może źle to zabrzmiało… Poza tym miała prawo tak reagować, po jego porannym ‘przywitaniu’ jej. Chciał się odezwać, ale nie pozwoliła mu. Szybko wyciągnęła w jego kierunku czarny segregator – Wszystko podpisane panie prezesie! A teraz wybaczy pan, ale jestem zajęta – wymownie spojrzała mu w oczy. Bez słowa odebrał od niej papiery i opuścił gabinet.
Miała go dość. Denerwował ją, prowokował, drażnił. Nie rozumiała jego zachowania i nawet nie próbowała zrozumieć. Od dawna wiedziała, że ciężko jest trafić za Dobrzańskim. Opadła ciężko na fotel. ‘Najpierw Tomek, teraz szanowny pan prezes’ zaśmiała się gorzko. W ciągu ostatnich kilkunastu dni relacje z mężczyznami doprowadzały ją do wrzenia. Obu miała dość. Ledwie zdążyła się uwolnić od Tomasza, musiał się trafić Marek, który zachowuje się dziwnie. Gdyby miała ich znajomość narysować na wykresie byłaby to sinusoida. Nie wiedziała czego Dobrzański chce, jak ma interpretować jego zachowanie, a przede wszystkim czemu ją tak traktuje. Usłyszała pukanie. W drzwiach pojawił się dobrze jej znany kurier. Zamiast sterty paczek i listów miał bukiet czerwonych róż. Wyjęła liścik, na którym widniała tylko jedna litera. ‘M’. ‘Szykuje nam się powtórka z rozrywki? O nie! Tak się bawić nie będziemy!’ Ruszyła wprost do jego gabinetu.
- Jest u siebie? – zapytała Violkę, która całą swoją uwagę skupiała na malowaniu paznokci wściekle różowym kolorem.
- Pojechał do domu jakąś godzinę temu – Cieplak spojrzała na swój zegarek, który wskazywał trzynastą - Fajny ten lakier, nie? – zapytała, wyciągając w kierunku pani dyrektor swoją dłoń.
- Boski – rzuciła od niechcenia i szybkim krokiem opuściła sekretariat.
Taksówka zatrzymała się pod posesją z numerem siedemnaście. Jego samochód stał na podjeździe. Zdecydowanym ruchem wcisnęła guzik domofonu. Po chwili furtka ustąpiła. Stanął w drzwiach zaskoczony jej wizytą. Wyglądał inaczej. Błękitne jeansy i biała koszula z podwiniętymi rękawami odejmowały mu kilka lat. Postanowiła odgonić od siebie te myśli i załatwić to, po co tu przyjechała. Całą drogę układała sobie w głowie wszystko, co mu powie. Gestem dłoni zaprosił ją do środka, a gdy tylko zamknął drzwi, rzuciła w niego bukietem, który otrzymała dwie godziny wcześniej. Kwiaty rozsypały się. Czerwone płatki zdobiły teraz jego błyszczący parkiet.
- Co ty sobie wyobrażasz!? – krzyknęła – Zaczynasz mnie wciągać w jakąś swoją chorą grę? Jakieś podchody? – jej oczy ciskały piorunami
- Ula… - zaczął miękko, ale nie pozwoliła mu nic powiedzieć. Kiedyś to on, naskakiwał na nią. Teraz role się odwróciły.
- Milcz! – rozkazała – Za kogo ty się uważasz?! Myślisz, że będziemy się bawić w ‘ciepło, zimno’? Nie, nie będziemy! Raz jesteś cudowny, opiekuńczy, adorujesz mnie, a po chwili stajesz się zimny, jak lód. Najpierw mnie gnoisz, starasz się pokazać, że nie jestem nic warta, a później powtarzasz, że jestem najlepsza, wyjątkowa. Szybko zmieniasz zdanie! Jednego dnia flirtujesz ze mną, by następnego kompletnie mnie ignorować! Bawi cię to? – wykrzyczała mu prosto w twarz. Intensywnie wpatrywał się w jej oczy – Ja się nie pozwolę tak traktować, rozumiesz? – ulżyło jej. Minęła go i skierowała się w stronę drzwi.
- Kocham cię – usłyszała za plecami. Gwałtownie się odwróciła. Wciąż była wściekła. Kompletnie nie wiedziała, czy jego wyznanie ma traktować poważnie, czy to kolejna zagrywka z jego strony. Maska, którą jutro zdejmie, by w kilku brutalnych słowach sprowadzić ją na ziemię.
- Słucham? – obrzuciła go pytającym spojrzeniem
- Wiem, że nie powinienem… - rzekł przygryzając nerwowo wargę – Nawet dobrze się nie znamy, jesteś w związku… - wyliczał – jestem twoim szefem… jestem na Boga starszy do ciebie o dziesięć lat, ale się zakochałem! Próbowałem to zignorować, próbowałem przed tym uciec, ale nie potrafię i nie chcę – nie tak to sobie wyobrażał. Nigdy nie przypuszczał, że wyzna kobiecie miłość w czasie kłótni, a jednak. Czekał na jej ruch, na jej reakcję, na choćby jedno słowo - Powiedz coś - bezskutecznie próbował wyczytać coś z jej miny. Odwróciła się i wyszła, zostawiając go w bezruchu na środku hollu.

poniedziałek, 28 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' IX

- Adam! – krzyknął, gdy zobaczył księgowego po drugiej stronie korytarza – Zapraszam – nerwowym ruchem otworzył drzwi gabinetu. Turek ze strachem w oczach wszedł do pomieszczenia. Drzwi się zatrzasnęły z hukiem. Ula obserwowała tą sytuację stojąc obok windy. Dopiero przyjechała i pierwsze swoje kroki chciała skierować do Dobrzańskiego. Zrezygnowała jednak widząc, że prezes nie jest w najlepszym nastroju. Mijając jego gabinet widziała, jak Turek pokornie siedzi ze spuszczoną głową, a szef stoi przed nim ze splecionymi na klatce rękami. Przemknęła niezauważona do swojego gabinetu.

- Możesz mi wyjaśnić, co to jest? – wrzucił gniewnie, wskazując palcem na leżący na stoliku plik dokumentów
- Raport – wydukał Turek
- Raport? – ironicznie powtórzył prezes – To nawet nie jest imitacja raportu. To po prostu jeden wielki humbug! Czy ty to w ogóle czytałeś?  Nie musisz odpowiadać, bo tego się nie da czytać.
- Ja nie wiem…. Starałem się. Marek, wiesz przecież… - zaczął się tłumaczyć
- Starałeś się chyba zabawiać swoje koleżanki z działu! Adam, ja ci nie płacę, za spotkania towarzyskie, ale za rzetelną pracę. Jutro rano na moim biurku ma się znaleźć raport. Podkreślam, raport! A nie jakiś chaotyczny zapis, oparty na wyssanych z palca tabelkach! I zapomnij o premii kwartalnej!
Turek posłusznie opuścił jego gabinet. Wreszcie mógł wziąć głęboki oddech. ‘Boże, pracuję z bandą idiotów’. Nerwowo spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Pospiesznie zerwał się z miejsca i ruszył w kierunku recepcji.
- Nie wiesz, czy Ula już przyszła? – zapytał Daniela
- Kwadrans temu wzięła klucz
Darując sobie podziękowanie szybkim krokiem udał się w kierunku jej gabinetu. Przez te kilkanaście sekund, podczas których pokonywał dystans dzielący go od korytarza działu finansowego, zastanawiał się, czy bardziej interesował go rezultat jej wyjazdu, czy po porostu chciał ją zobaczyć. Nie wiedział jej pięć długich dni i ze zdziwieniem stwierdzał, że brakowało mu tej pięknej, a zarazem cholernie irytującej go kobiety. Kobiety, która z jednej strony cierpiała na przerost ambicji, by po chwili być słabą istotką, która potrzebowała wsparcia i życzliwości.
- Cześć. Czekam na ciebie od rana – rzucił od progu, sadowiąc się przed jej biurkiem
- Przyjechałam niedawno prosto z lotniska. Miałam do ciebie zajrzeć, ale akurat był u ciebie Adam- odparła, bacznie mu się przyglądając. Patrzył na nią inaczej, niż przed wyjazdem. Skłamałby, gdyby miała powiedzieć, że nie bała się spotkania z nim. Bała się. Bała się, jak będą wyglądały ich relacje, po tej dziwnej rozmowie podczas jej pobytu w Brukseli.
- Daj spokój. Adam zawalił na całej linii. Ale teraz to mało istotne…. Jak konferencja? – obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
Milczała przez chwilę zastanawiając się nad swoją odpowiedzią.
- Zawaliłam, podobnie jak Adam – rzekła, uważnie obserwując uczucia malujące się na jego twarzy. Ku swojemu zdziwieniu stwierdziła, że przez jego twarz nie przemknął nawet cień złości, irytacji, ani pogardy. Dostrzegła wyrozumiałość i ciepły, pocieszający uśmiech.
- Nie zawaliłaś. Prosiłem, żebyś nie podchodziła do tego w takich kategoriach – rzekł spokojnym głosem – Doceniam to, że nie spanikowałaś i mimo wszystko pojechałaś tam. Wiem, ile cię to kosztowało nerwów – zaskoczył ją po raz kolejny. Uśmiechnęła się pod nosem. Wyjęła z szuflady granatową teczkę i położyła przed nim
- Co to jest?- obrzucił ją pytającym spojrzeniem
- Sprawdź – rzuciła z tajemniczym uśmiechem. Zdumiony przeglądał zawartość papierowej obwoluty.
- Ty diablico! – rozbawienie malowało się na jego twarzy – chciałaś mnie sprawdzić?
- Ty sprawdzałeś mnie wielokrotnie – odparła, spoglądając na niego wymownie
- Wiedziałem, że dasz sobie radę – powiedział z uznaniem, przeglądając umowy z dwoma zagranicznymi firmami, które opiewały na dwa miliony złotych.
- Miałam trochę szczęścia
- Dobra, dobra – spojrzał na nią pobłażliwie - Jesteś po prostu odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu – zatonął w jej oczach, by po krótkiej chwili milczenia złożyć jej propozycję – W ramach świętowania twojego brukselskiego sukcesu zapraszam cię na obiad po pracy – już chciała coś powiedzieć, gdy dodał – I nie przyjmuję odmowy. Porywam cię prosto po pracy –wstał i skierował się w stronę drzwi.
- Chciałam tylko powiedzieć, że bardzo chętnie zjem z tobą ten późno obiad – odwrócił się i posłał jej szeroki uśmiech
- Do siedemnastej

Zabrał ją do jednego z najlepszych lokali w mieście. Uwielbiał miejsca drogie, wystawne, z wyszukanym menu. Stolik dla dwóch osób położony w dyskretnym miejscu sali, cicha, klasyczna muzyka i przytłumione światło, nadawały tej wczesnej kolacji intymny charakter. Rozmawiali o sytuacji firmy, opowiadała mu o przebiegu forum, zdradzała szczegóły prowadzonych negocjacji. Wymieniali się opiniami o poznanych przez nią kontrahentach i przedstawicielach innych firm modowych. Dla oprócz spraw zawodowych, poruszali także tematy prywatne. Poznawali się. Podczas tego wieczoru dowiedział się, że jest ogromną fanką dramatów psychologicznych. On opowiadał jej o swojej pasji, jaką była muzyka klasyczna. Kwadrans przed dwudziestą po wybornym posiłku i lampce szampana za jej sukces, opuścili restaurację. Ruszyli schodami w dół, gdy nagle straciła równowagę i w ostatniej chwili złapała się ramienia Marka.
- Nic ci nie jest? – zapytał z przejęciem obserwując jej spanikowany wyraz twarzy, na którym malował się ból. Mocno trzymał ją w pasie, by nie spadła z kolejnych stopni schodów.  
- Kostka mnie boli – syknęła z bólu spoglądając w dół. Złamany obcas leżał kilka centymetrów od jej obolałej stopy.
- Obawiam się moja droga, że skręciłaś sobie nogę – rzucił i niewiele myśląc wziął ją na ręce.
- Co ty robisz? – zapytała zaskoczona, gdy nagle straciła grunt pod nogami
- Zabieram cię do lekarza
Ostrożnie ulokował ją na przednim siedzeniu i wolno ruszył z parkingu. Niespełna dwadzieścia minut później zaparkował pod kliniką ortopedyczną. Zamiast wołać sanitariusza z wózkiem ponownie wziął ją na ręce. Zaśmiała się oplatając jego szyję rękami.
- Do czego to dochodzi, że sam prezes Dobrzański nosi mnie na rękach – jej radosny śmiech wywołał delikatny uśmiech na jego twarzy. Spojrzał jej w oczy i rzekł
- Mogę cię nosić tak długo, jak będziesz chciała – oboje na chwilę wstrzymali oddech. Widziała, jak swój wzrok z jej oczu kieruje na usta. Z jednej strony chciała tego. Chciała znów poczuć smak jego pocałunków. Ale z drugiej bała się. Bała się siebie, swoich pragnień i tego, w jakim kierunku zmierza ich relacja. Z tyłu głowy wciąż pojawiał się Tomek, z którym wciąż była w związku. Nielojalność była ostatnią rzeczą na którą chciała sobie teraz pozwolić… Ale jego usta były tak zachęcające… Musiała jakoś zareagować. Najlepszym wyjściem wydawała jej się teraz konwersacja.
- Nie mogliśmy jechać do jakiegoś zwykłego szpitala? – jej głos wyrwał go z zamyślenia. Za wszelką cenę starał się skupić na wypowiedzianych przez nią słowach. Jego rozbiegany wzrok sprowokował ją do dalszej dywagacji – Obawiam się, że nawet moja dyrektorska pensja nie wystarczy na opłacenie opieki medycznej w tym miejscu
- Bez obaw. Mam tu złotą kartę – puścił jej oczko
- Czyżbyś wykupił ubezpieczenie Premium dla wszystkich swoich pracowników? – zmarszczyła brwi
- Nie. FD aż tak zamożne nie jest – zaśmiał się – Rodzice załatwili dodatkowe ubezpieczenie dla całej rodziny. Na NFZ wolimy nie liczyć – wyjaśnił, podążając w kierunku izby przyjęć
- Ale ja nie należę do rodziny – odparła szybko przyglądając się jego twarzy
- Jesteś moją narzeczoną, zapomniałaś? Wersja dla Pawła bardzo dobrze sprawdzi się tutaj.
Podszedł do recepcji wciąż trzymając ją na rękach.
- Dobry wieczór, Marek Dobrzański – powiedział z młodej blondynki w granatowej garsonce – Narzeczona najprawdopodobniej skręciła nogę. Musi ją obejrzeć jakiś ortopeda.
- Naturalnie. Na izbie kilka osób czeka w kolejce, jakaś seria wypadków dzisiaj – z wielkim zainteresowaniem wpatrywała się w Dobrzańskiego – Ale proszę mi dać minutę, ściągnę lekarza z oddziału. Tam są wózki – wskazała na miejsce pod ścianą – proszę posadzić narzeczoną i udać się pod gabinet trzydzieści, na końcu korytarza. Lekarz zaraz zejdzie. Ortopeda pojawił się bardzo szybko. Po wstępnej konsultacji zabrali ją na prześwietlenie. Diagnoza była prosta. Skręcenie pierwszego stopnia. Wystawiono jej tygodniowe zwolnienie. Zalecono usztywnienie stawu w stabilizatorze i leki przeciwbólowe i przeciwzakrzepowe. Marek z wielkim zainteresowaniem przysłuchiwał się zaleceniom. Ula chciała zrezygnować ze zwolnienia twierdząc, że da radę przyjeżdżać do firmy. Kategorycznie się sprzeciwił. Ponownie niósł ją na rękach do samochodu. Spoglądał na nią raz po raz z wielką troską. Cieszył się, że skręcenie nie wiązało się z żadnym krwiakiem.
- Dziękuję – szepnęła po chwili, delikatnie gładząc dłonią jego kark – Dziękuję, że tak troskliwie się mną zająłeś – znów tonął w jej oczach, a ona nie zastanawiając się nad tym co robi krótko musnęła jego usta swoimi wargami. Obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem. Speszona spuściła wzrok. Delikatnie uśmiechnął się pod nosem.
Zawiózł ją do domu. Wjechał na piąte piętro bloku, w którym zamieszkiwała razem z Tomkiem. Po chwili w drzwiach stanął Kasprzak. Na jego twarzy malowało się zdumienie, ale i złość.
- Może się przesuniesz – bezceremonialnie rzucił Dobrzański, który na rękach trzymał jego dziewczynę. Stanął z boku i umożliwił mu przejście. Prezes posadził ją wygodnie na kanapie i posyłając jej ciepłe spojrzenie rzekł –
- Jutro kierowca przywiezie z firmy twoją walizkę. Jesteśmy w kontakcie. Dbaj o siebie – ruszył w kierunku wyjścia. Gdy mijał Tomka, który stał u wejścia do salonu z wciśniętymi w kieszenie spodni rękami i gniewnym spojrzeniem, odezwał się nawet na niego nie spoglądając -
- Radziłbym kupić kule – i bez słowa opuścił ich mieszkanie.

czwartek, 24 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' VIII

W czwartek rano Sebastian wparował z impetem do gabinetu prezesa.
- Pamiętasz? – machnął mu przed oczami plikiem kartek. Dobrzański swój lekko rozbiegany wzrok za wszelką cenę starał się skupić na przyjacielu i papierach. Średnio udało mu się odzyskać jasność umysłu.
- O czym? – zapytał marszcząc brwi. Fakt, w ostatnich dniach bardziej się skupiał na rozmyślaniach o pani dyrektor, niż o własnej firmie, ale starał się, by nic mu nie umknęło.
- No jak to o czym? Stary, w niedzielę lecisz do Brukseli. Wszystkie papiery już mam, potwierdziłem wszystko u organizatorów, pozostaje tylko kwestia lotu. I właśnie nie wiem, czy chcesz lecieć rano, czy wieczorem?
- Ustal to z Ulą – rzucił od niechcenia i wrócił do przeglądania maili na laptopie. Seba parsknął śmiechem.
- Z Ulą? A od kiedy ona organizuje ci życie?
- Nie organizuje, po prostu leci tam za mnie.
- Słucham? – Olszański nie krył swojego zaskoczenia – Ty sobie żartujesz?
- Dlaczego?
- Jeszcze kilka tygodni temu miałeś ochotę wywalić ją z firmy i udusić gołymi rękami. Już zapomniałeś, jakie kwiatki nawypisywała w raporcie na zarząd? Marek, ogarnij się, to ważna konferencja. Nie możemy pozwolić sobie na żadną wtopę – nakręcił się kadrowy
- Nie będzie żadnej, jak to określiłeś, wtopy – odparł znudzony tą bezproduktywną dyskusją - Ja muszę dopiąć kontrakt z Millerem. Poleci Ula. Zmień wszystko u organizatorów i przygotuj dla niej wszelkie pełnomocnictwa.
- Ale sprawa z Niemcami jest prawie dograna. Ja się mogę tym zająć. Ty powinieneś lecieć do Brukseli – Marka ta rozmowa zaczęła irytować
- Poleci Ula! – powiedział ostrzej niż zamierzał – I koniec dyskusji – obrzucił przyjaciela gniewnym spojrzeniem – za dwie godziny mam mieć na biurku wszystkie dokumenty na jej nazwisko.
- Jak chcesz – wzruszył ramionami i pospiesznie opuścił biuro.

‘Prezes prosi do siebie’ – tylko tyle usłyszała, gdy odebrała telefon. Najwyraźniej Violetta nie była dzisiaj w najlepszym humorze. Niechętnie podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę jego gabinetu.
- Dziękuję, że przyszłaś tak szybko – odparł, gdy tylko pojawiła się w jego drzwiach – Siadaj proszę – wskazał na sofę. Chwycił dokumenty w dłoń i usiadł w fotelu. Sam się zastanawiał, czemu nie wybrał miejsca tuż obok niej… Chyba poniedziałkowa sprawa wciąż nie dawała mu spokoju. Czyżby się asekurował? Uważnie go obserwowała. Coś się w jego zachowaniu zmieniło, ale jeszcze nie bardzo wiedziała co. W każdym razie był inny. Spoglądał na nią, ale nie patrzył już tak bezczelnie w oczy, prowadząc z nią dziwną grę, kto pierwszy odpuści – Będziesz reprezentowała Febo&Dobrzański podczas Forum Firm Modowych w Brukseli w przyszłym tygodniu – rzekł spokojnym tonem, co chwilę zerkając na plik trzymanych kartek
- Ja? – wydukała, gdy pierwszy szok minął. Zaśmiał się lekko.
- Tak, ty.
- Nie ma mowy – pokiwała przecząco głową – Mogę tam jechać razem z tobą, mogę być  numerem dwa, ale na pewno nie pojadę sama – zaczęła wpadać w panikę
- Pojedziesz – odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu, co jeszcze bardziej pogłębiło jej strach  - Ja ciebie nie proszę o zgodę. To jest polecenie służbowe. Wylatujesz w niedzielę. Forum będzie trwało od poniedziałku do środy włącznie. Tu są wszelkie pełnomocnictwa na oficjalne występowanie w imieniu firmy, a tu plan konferencji – wyciągnął w jej kierunku kartki, ale ich nie wzięła. Obrzucił ją pytającym spojrzeniem i położył plik tuż przed nią na stoliku.
- Robisz to specjalnie? – rzuciła z pretensją w głosie.
- Co? – zapytał z błyskiem w oku. Zastanawiała się czy naprawdę nie wie, czy po prostu chce ją wkurzyć jeszcze bardziej.
- Rzucasz mnie na pożarcie rekinom –niemal krzyknęła - Chcesz, żebym się  przejechała na tym forum, żebym zaliczyła kolejną wpadkę, a ty będziesz miał mocny argument, by mnie wywalić z pracy - przyjrzał się jej uważnie. Naprawdę była przerażona. Zrozumiał, że swoją stanowczością niewiele zdziała. Wydawanie oficjalnych poleceń i nieustępliwość mogą tylko pogorszyć sytuację. Postanowił zmienić taktykę
- Pozbycie się ciebie z tej firmy jest ostatnią rzeczą, której teraz chcę – posłał jej ciepłe spojrzenie
- To dlaczego? Wiesz, że nie mam doświadczenia. Nigdy nie byłam na takiej konferencji. Nie mam pojęcia jak wygląda takie forum, jak nawiązać korzystne umowy. Jestem ekonomistką – podkreśliła – Mój świat to cyferki, a nie uśmiechanie się i robienie dobrego wrażenia. Sam powiedziałeś, że nie znam branży. Nie wiem z kim wchodzić w układy, a kogo unikać. Marek, obawiam się, że rzucasz mnie na zbyt głęboką wodę.
- Dasz sobie radę – zapewnił ją wpatrując się jej głęboko w oczy. Musiał zrobić wszystko, by uwierzyła w siebie i uwierzyła, że on mocno wierzy w nią. Westchnęła.
- Do tej pory ci towarzyszyłam, ale to ty reprezentowałeś firmę. Ja zawsze byłam z boku. Sam wiesz, że firma ma teraz problemy. Co będzie, jak jakiś intratny kontrakt przejdzie nam koło nosa? Nie stać nas na takie błędy.
- Uwierz mi, że gdybym wiedział, że sobie nie poradzisz, nigdy bym cię tam nie wysłał samej. Jesteś mądra i piękna – spojrzała wprost w jego oczy. Jeszcze nigdy nie zdobył się na takie słowa pod jej adresem - Twój urok osobisty może wiele zdziałać i jestem przekonany, że przywieziesz dla firmy lepsze wieści, niż mógłbym przywieźć ja. Byłaś ze mną na wielu spotkaniach. Czas się odważyć. Jeszcze dwa miesiące temu nie wahałabyś się. Byłaś pewniejsza siebie, odważniejsza.
- I nie zawsze dobrze na tym wychodziłam – szepnęła cicho
- Gdyby nie twój upór i odwaga nigdy nie zaszłabyś tak daleko – odparł z uśmiechem – dasz sobie radę. A w razie jakichkolwiek pytań, ja cały czas jestem pod telefonem i chętnie służę radą i wskazówką – uśmiechnęła się blado – wrócisz z tarczą. Jestem o tym przekonany.

Coraz mniej go rozumiała. Były takie momenty, że opieprzał ją bez powodu, za wszelką cenę starał się ustawić ją do pionu, pokazywał swoją wyższość i bezwzględność. A były też takie, gdy był po prostu fajnym, ciepłym i miłym facetem. Zaczynała się w tym gubić. Z jednej strony intrygowała ją ta jego niejednoznaczność, ale z drugiej, po prostu męczyła. Praca z nim, obcowanie z nim, to nieustanne zastanawianie się, czym jeszcze ją zaskoczy. Miał wiele twarzy. ‘Może właśnie w tym tkwi jego urok?’. Odgoniła od siebie te myśli i postanowiła skupić się na pracy. Musi jak najszybciej i jak najlepiej przygotować się do tego wyjazdu. Nie może po raz kolejny zawieźć jego zaufania.

W piątek około czternastej pojawiła się w bufecie. Unikała ścisłej pory lunchu. Wolała ciszę, spokój i mniejsze kolejki. Oprócz kilku informatyków, księgowej i Daniela z recepcji, przy jednym ze stolików dostrzegła Anię. Dosiadła się do niej z uśmiechem. Mimo, że wpracowała w FD dość krótko zdążyła się zaprzyjaźnić z asystentką Marka. Bardzo ją ceniła. Była sumienna, kompetentna, a co najważniejsze w przeciwieństwie do Violki nie była plotkarą. Zaczęły rozmowę na luźne tematy. Niebawem zbliżał się ślub brata Banaszyk, a ona pilnie poszukiwała odpowiedniej sukienki. Ula poleciła jej kilka sklepów z eleganckimi, ale niezbyt drogimi ciuchami. Dyskutowały w najlepsze, śmiejąc się co chwila wesoło, aż wreszcie temat zszedł na pracę i Marka. Ula postanowiła wykorzystać okazję i zaspokoić swoją ciekawość. Miała pewność, że Ania, w przeciwieństwie do Violki, nie uraczy jej żadnymi niesprawdzonymi plotkami, czy pomówieniami. Poza tym była najbliżej Marka. Lepiej orientowała się w jego życiu niż Alicja, która niegdyś broniła go, tłumacząc, że jest świetnym managerem.
- Nie wiesz dlaczego jest sam? – zapytała wprost. Banszyk obrzuciła ją uważnym spojrzeniem
- A co ty się tak o niego dopytujesz, co? – zaśmiała się lekko
- Kobieca ciekawość.
- Tak naprawdę nie wiem. Nie jesteśmy aż tak zaprzyjaźnieni, by rozmawiać na takie tematy. Pracuję w tej firmie łącznie pięć lat. Od dwóch jestem jego asystentką. Przez ten czas nie był z nikim związany na stałe. Zdarzały mu się krótkie przygody z kilkoma modelkami. Niejedna twarz kolekcji miała na niego chrapkę, ale z żadną nie pokazywał się oficjalnie. Zresztą te znajomości szybciej się kończyły, niż zaczynały. Z plotek wiem, że na początku swojej pracy w FD ostro imprezował, ale odkąd ja tu jestem jest maksymalnie skupiony na firmie.
- Trochę się dziwię, że taki facet, jak on, jest sam. Jest przystojny, inteligentny, jest prezesem jednej z najlepszych firm modowych w tym kraju – zaczęła wyliczać, odpływając na chwilę myślami – przyciąga uwagę kobiet. Fakt, bywa wkurzający, ale… - Ania obserwując ją szczerze się roześmiała i weszła jej w słowo
- Ula, on ci się coraz bardziej podoba – te słowa automatycznie sprowadziły Cieplak na ziemię
- Daj spokój. Chyba coraz bardziej mnie irytuje. Kompletnie nie potrafię go rozgryźć.
- Ponoć to dobry początek
- O czym ty mówisz? – pokiwała głową z dezaprobatą – Zdecydowanie za dużo kofeiny. Idę, bo twoje historie zaczynają mnie przerażać – rzuciła puszczając koleżance oko i po chwili zniknęła za drzwiami.
Znów pokłóciła się z Tomkiem. Jego zazdrość zaczynała wyprowadzać ją z równowagi. Sądziła, że po ostatniej sprzeczce z bukietem odpuści. Ale on po raz kolejny zaczął dopatrywać się spisku w jej wyjeździe do Brukseli. Nie docierało do niego, że jedzie tam sama, do pracy. Ubzdurał sobie, że leci na trzy dni razem z Dobrzańskim. Bardzo się zmienił, a jej bardzo się to nie podobało. Była zestresowana tą delegacją, a on zamiast ją wspierać i dodawać otuchy, jeszcze jej dokładał. Kiedyś odnajdywała w nim wsparcie, dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Ostatnio denerwował ją niepotrzebnie i wzmagał jej irytację.

W niedzielny wieczór, tuż po przylocie, z lampką wina stanęła na balkonie hotelowego pokoju. Obserwowała panoramę miasta. Nagle jej telefon zawibrował, informując o otrzymanej wiadomości. Uśmiechnęła się do siebie, widząc na ekranie imię ‘Marek’.
‘Jak lot? Mam nadzieję, że hotel przyzwoity i nie spotkała cię powtórka z krakowskiej rozrywki’.
‘Na szczęście bardzo krótki. Nie znoszę latać. Hotel świetny. Polecam ;)’
‘Całe szczęście. Nie będę musiał interweniować. Dobrej nocy Pani Dyrektor :)’
Miło zaskoczyły ją te wiadomości. Tomek nawet nie zapytał, czy dotarła na miejsce. Postanowiła nie odpuszczać i nie odzywać się jako pierwsza. On uparcie milczał.

Pierwszy dzień minął bez problemu. Panele dyskusyjne, prezentacja lokalnych firm i wspólna kolacja. Najważniejszym dniem miał być wtorek. Wtedy miały nastąpić negocjacje i nawiązywanie współpracy. Nie spała od piątej. Denerwowała się. Nie chciała zawalić. Nie mogła sobie pozwolić na wpadkę. Z uwagi na siebie, ale również ze względu na Marka. O siódmej rano postanowiła wysłać mu sma’a. Chciała zadzwonić, chciała po raz kolejny usłyszeć, że da sobie radę, ale bała się go obudzić. Napisała krótko ‘Czuję się, jak nastolatka przed maturą. Trzymaj kciuki’.
Nie minęły dwie minuty, a jej telefon zaczął wibrować
- Dlaczego nie śpisz? Jest siódma rano – usłyszała do drugiej stronie
- Nie śpię już od dwóch godzin. Mam tak od dziecka. Zawsze przed klasówką z historii budziłam się w środku nocy i nie spałam do rana. A później dochodził uścisk w żołądku – zaczęła opowiadać. Na chwilę się rozluźniła
- Po raz trzeci powtarzam ci, że dasz sobie radę – usłyszała jego ciepłe zapewnienie, którego teraz tak bardzo potrzebowała – I przestań tak się tym przejmować. Od tego dnia nie zależy przyszłość świata. Nic się nie stanie, jeśli nie przywieziesz żadnego kontraktu.
- Wiem, ale… Lubię wygrywać – szepnęła
- Gdybym wiedział, że tak to będziesz przeżywać, to byśmy odpuścili to forum
- Dobrze wiesz, że firma potrzebuje kontrahentów, a każda taka okazja jest ważna
- Niby tak – przyznał jej rację – ale nie za wszelką cenę.
- Wezmę się w garść i stawię temu czoła – rzekła – Choć nie ukrywam, że czułabym się pewniej, gdybyś był obok – dodała po chwili milczenia. Szybko ugryzła się w język. Nie powinna była tego mówić.
- Następnym razem będę – odparł miękko – Będę obok, żebyś się tak nie stresowała i będę obok podczas lotów, żebyś przestała się bać – deklarował – Obiecuję – szepnął. Oboje zamilkli zastanawiając się nad słowami, które padły z ich ust chwilę wcześniej. Nie wiedziała, jak wybrnąć z tej sytuacji, co powiedzieć. Zdobyła się jedynie na krótkie –
- Trzymaj kciuki. Miłego dnia. 
 Wieczorem nie odezwała się już. Miała napisać mu sms'a o wynikach pertraktacji, ale bała się kolejnej rozmowy i tego, co mogłaby powiedzieć, a przede wszystkim tego, co mogłaby usłyszeć. On także milczał. Środę przeznaczyła na zwiedzanie miasta. Postanowiła porozmawiać z nim po powrocie i zdać szczegółową relację z konferencji. Miała jeszcze kilkanaście godzin na analizowanie ich relacji, tego, jak ona się zmienia i do czego zmierza. Jej relacja z Markiem Dobrzańskim była coraz większą niewiadomą. To już nie było zwykłe dyrektor-prezes i czuła to coraz bardziej.

niedziela, 20 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' VII

Zabrała kwiaty do domu. I to był błąd. Od progu Tomek obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
- Od Dobrzańskiego, w ramach przeprosin – wyjaśniła pośpiesznie – Pierwszy raz w życiu mnie przeprosił. Jak to mówi jego sekretarka – dasz wiarę? – zaśmiała się nieco nerwowo, widząc złowrogie spojrzenie swojego chłopaka. Nie powiedział nic. Bez słowa ruszył w kierunku salonu – Tomek.. – zaczęła, ale urwała natychmiast. ‘W sumie dlaczego mam się tłumaczyć? Winny się tłumaczy, a ja nie zrobiłam nic złego’. Wstawiła kwiaty do wazonu i usiadła z laptopem na kolanach obok partnera. Zajęła się odbieraniem poczty. Wreszcie się odezwał.
- Przestaje mi się to podobać – rzekł, nawet na nią nie spoglądając.
- To, że dostaję kwiaty?  - zapytała zdziwiona
- Wasza relacja – wciąż sprawiał wrażenie obrażonego na cały świat – Pracujesz z nim po godzinach, wracasz w środku nocy, później przychodzisz z kwiatami – zaczął wyliczać z pretensją – Co ja mam sobie pomyśleć? – podniósł głos
- Nie bardzo rozumiem…. – zmarszczyła brwi
- Ja też nie rozumiem… - rzucił ironicznie
- Tomek, co ty mi zarzucasz? – odpowiedział jej milczeniem - Dobrze wiedzieć, że masz o  mnie takie zdanie. I dziękuję za odrobinę zaufania, którego nigdy, podkreślam, przenigdy nie zawiodłam- wysyczała przez zaciśnięte zęby – Przestań zachowywać się jak dzieciak!
- No oczywiście! Mareczek jest starszy, bardziej doświadczony! – rzucił wściekły. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie tego się po nim spodziewała. Byli ze sobą tyle lat, a on teraz… Przecież nie dawała mu powodów… Nie powinien był się tak zachowywać.
- Najlepiej będzie, jak prześpisz się dzisiaj na kanapie! – z impetem odłożyła notebooka na stolik i szybkim krokiem ruszyła w stronę sypialni, zatrzaskując drzwi.
Nie dość, że mieli problemy w pracy, to jeszcze Tomek jej dokładał. Te jego insynuacje, bezpodstawne oskarżenia. ‘Czy bukiet kwiatów jest wystarczającym powodem, by podejrzewać ją o zdradę? I to jeszcze z kim… Z Markiem, którego do niedawna szczerze nie znosiła, a ich relacja wciąż nie były idealne?’ Miała nadzieję, że Tomek przemyśli swoje zachowanie i wyciągnie wnioski. ‘Nie miał prawa się tak zachowywać!’.
Gdy wstała jego już nie było. Nawet się ucieszyła. Nie miała ochoty na kolejną sprzeczkę z nim, a dalsza rozmowa nie miała sensu dopóki on nie wyciągnie wniosków i nie zrozumie swoich błędów. Miała nadzieję, że w porę się opamięta. W przeciwnym razie zbliżający się weekend nie będzie należał do najłatwiejszych. Dzień w firmie minął jej spokojnie. Od Ani dowiedziała się, że Marek niespodziewanie poleciał do Monachium. Miała nadzieję, że firma szybko wyjdzie z kryzysu i nowe rozwiązanie pozwoli uratować sprzedaż kolekcji. Ona dokonując kolejnych obliczeń wciąż zastanawiała się nad jakimś sensowym rozwiązaniem. Coś zaczęło świtać jej w głowie. Miała weekend na skrystalizowanie pomysłu. Miała nadzieję, że jej koncepcja spodoba się Markowi i choć w niewielkim stopniu uratuje ich przed klęską. Jej pracowity weekend mógł przynieść same korzyści. I firmie i jej. Liczyła na to, że gdy będzie zajęta uniknie kolejnych spięć z Tomkiem. Ale o to nie musiała się martwić. Gdy wróciła do domu czekała na nią torba ulubionych krówek i Tomek, który przeprosił i żałował za grzechy. Odetchnęła. Skupiła się na pracy.

- Cześć Aniu, Marek już jest? – zapytała, gdy po dziewiątej wkroczyła do jego sekretariatu
- Jest – westchnęła, przerzucając kolejne dokumenty w opasłych segregatorach – Od rana mam urwanie głowy – westchnęła – Ale wyszedł – rzuciła, gdy zdała sobie sprawę, że Cieplak ruszyła w stronę drzwi prezesa – Poszedł na spotkanie, a w zasadzie na biznesowe śniadanie – posłała jej przepraszające spojrzenie – powinien wrócić za jakąś godzinę. Władek powiedział, że przyjechał chwilę po szóstej. Dobrze, że nas nie ściągnął tak wcześnie – zaśmiała się – Zadzwonię do ciebie, jak wróci.
- Dzięki – uśmiechnęła się – Może ci pomóc? – wskazała na walające wokół teczki
- Dam sobie radę. Ty masz swoją pracę. Mam nadzieję, że jak najszybciej ugasimy ten pożar. Marek jest całkiem dobrej myśli po powrocie z Niemiec.
Półtorej godziny później odebrała telefon z sekretariatu prezesa, że Dobrzański właśnie się pojawił. Chwytając w dłoń kilka zadrukowanych kartek ruszyła w kierunku jego gabinetu.
- Mogę – zapytała wsuwając się do środka
- Jasne. Cześć – uśmiechnął się lekko i stanął przed biurkiem, opierając się o nie – jeszcze raz chciałem cię przeprosić. Niepotrzebnie wtedy…. – przerwała mu stając obok niego, ramię w ramię
- Nie ma o czym mówić. Miałeś prawo być zdenerwowany  - posłała mu ciepłe spojrzenie – Co z tym kontraktem?
- Małecki do końca miesiąca ma przelać nam odszkodowanie – westchnął, by po chwili jego głos przybrał nieco weselszą barwę - Byłem w Monachium. Rozmawiałem z Martinem Millerem. On ma kilkanaście sklepów w największych centrach handlowych w Polsce. W porównaniu z Małeckim to niewiele, ale dobre i to. Niestety zażądał większych pieniędzy, ale nie mamy wyjścia. Musimy gdzieś sprzedawać nasze kolekcje. Nowa tuż tuż, a my zostaliśmy na lodzie. Do końca tygodnia ma nam dać odpowiedź, czy wchodzi w to, czy nie. Ale w sumie on niewiele ryzykuje. Wciąż szukam innych rozwiązań
- Może to ci w czymś pomoże – wyciągnęła w jego kierunku plik kartek. Stanął naprzeciw niej i z zaciekawieniem zaczął analizować wydrukowane informacje – Dokonałam analizy rynku. Sporządziłam zestawienie największych polskich właścicieli butików. Co prawda wszyscy razem wzięci nie mają sklepów w takich lokalizacjach i o takiej powierzchni jak Maciej Małecki, ale z kilkoma może udałoby się nawiązać współpracę – spojrzał na nią znad wydruków z lekkim rozbawieniem w oczach
- Jesteś nieznośna, wiesz? – zaśmiał się
- Dlaczego? – wlepiła w niego swoje błękitne tęczówki.
- Już kiedyś cię prosiłem byś się nie zabierała za rzeczy, które nie leżą w twoich kompetencjach
- Ale chciałam pomóc – broniła się
- Wiem – odparł szybko – i doceniam to – skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie zaskoczyły ją jego słowa. Znów zagłębił się w analizie
- A tutaj masz wstępne symulacje odnośnie nowego projektu, z którym moglibyśmy wystartować niemal od razu. Sprzedaż w Internecie – energia aż od niej tryskała. W tym momencie zazdrościł jej nieco tego optymizmu – Ja wiem, że to jest w sumie szalony pomysł i nie wiem, czy zgodny z polityką firmy – kontynuowała
- Ula – próbował wejść jej w słowo. Bezskutecznie.
- Ale warto byłoby spróbować. Wiem, że FD jest nastawione na wyrafinowanego klienta, z najwyższej półki, a przyjęło się, że w Internecie handluje się głównie chińskim i indonezyjskim badziewiem, ale z drugiej strony – niema wyrwała mu z ręki kartki z tabelkami, które pośpiesznie zaczęła tasować w poszukiwaniu odpowiedniej symulacji – ułatwienie dostępu, a także obniżenie kosztów, wpłynęłoby z pewnością na pozyskanie nowych klientów, którzy do tej pory nie mogli sobie pozwolić na kreacje Pshemko. Domyślam się, że on może stawiać opór, ale…
- Ula – spróbował po raz kolejny. Z nieskłamaną przyjemnością obserwował, jak bardzo zaangażowała się w ten projekt, jak nim żyje. Emocje, które w niej buzowały powodowały, że jej tęczówki stały się jeszcze większe, a oczy intensywniej błękitne.
- Ale wierzę, że uda ci się go przekonać. Ze wstępnych wyliczeń wynika, że w sieci uda nam się sprzedać połowę premierowej kolekcji. A co ciekawe można by wystawić także ubrania z poprzednich sezonów o obniżonej cenie. Opróżnimy magazyny, a firma dostanie zastrzyk gotówki. Ja oczywiście jeszcze to dopracuję, żeby projekt ten można było jak najszybciej przedstawić na posiedzeniu… - urwała nagle, zaskoczona jego zachowaniem. A on niewiele myśląc chwycił jej twarz w dłonie i przyciągnął do siebie, całując gwałtownie. W jednej chwili wszystkie papiery wypadły jej z rąk, rozsypując się wokół biurka. Nie zwrócili nawet na to uwagi. Oboje byli zbyt skupieni na tym, z jaką delikatnością, a zarazem stanowczością jego usta pieszczą jej wargi, jaką przyjemność daje obojgu ta niewinna pieszczota.
 

Wciąż się zastanawiał, co mu strzeliło do głowy. Z jednej strony wmawiał sobie, że chciał ją tylko uciszyć, bo nie pozwalała sobie przerwać, ale z drugiej… Tak, zapragnął wtedy jej ust i musiał to przyznać, choćby przed samym sobą. A gdy już je musnął, nie potrafił się od nich oderwać. Pieścił je, nim przyszło opamiętanie… A co najważniejsze, ona nie protestowała. Odsunął się w końcu od niej szepcząc ciche ‘przepraszam’. Spojrzała na jego twarz. Był autentycznie zakłopotany. Musiała przyznać, że to dla niej widok niecodzienny. Nie powiedziała nic. Nie zwracając uwagi na porozrzucane dokumenty pośpiesznie opuściła jego gabinet. Była już środa, a on wciąż analizował ten poniedziałkowy ‘incydent’, jak zwykł o tym myśleć. Od tamtego czasu unikali się.

piątek, 18 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' VI

Zmierzała właśnie w stronę windy, gdy wpadła na niego na korytarzu.
- O Ula, jak dobrze, że jeszcze jesteś. Musimy porozmawiać – gestem dłoni wskazał jej swój gabinet. Gdy drzwi się już zamknęły, zaczął z dość niewyraźną miną – Mamy problem i potrzebuję twojego wsparcia – obrzuciła go pytającym spojrzeniem – Zdążyłaś się już zorientować jakim szefem jestem. Niezbyt łatwo jest mi się ugiąć, ale jest w tej firmie jedna osoba, która stoi ponad mną i z którą nawet nie próbuję dyskutować. Pshemko – nerwowo przeczesał włosy – Od kilku dni wariuje. Stwierdził, że nie przygotuje kolekcji z materiałów zakontraktowanych. Zażądał zmian i to niestety dość kosztownych. Musimy całkowicie przerobić budżet – tłumaczył skrupulatnie – a czasu do pokazu zostało niewiele – spojrzał na nią z niemą prośbą
- W takiej sytuacji oczywiście zostanę ile będzie trzeba. Zadzwonię tylko do Tomka i możemy zabierać się do pracy
- Super – posłał jej szczery uśmiech – tylko problem w tym, że stare zestawienia mam w domu. Także, chyba pojedziemy do mnie, żeby nie tracić czasu
- Jasne. Ja jestem gotowa. Wezmę tylko segregator z budżetem na ten kwartał i możemy jechać.
Po drodze opowiadał jej, jakim histerykiem potrafi być projektant i że to nie pierwszy raz, gdy w ostatniej chwili żąda zmian. Zapewniał, że i tak tym razem skończyło się na kilku złamanych wieszakach, rozgniecionym manekinie i zmianach w kosztorysie. Kiedyś domagał się wymiany wszystkich krawcowych i natychmiastowego sprawdzenia jedwabiu, na który zwykle czeka się pół roku. Dojechali wreszcie do podwarszawskiej Lesznowoli i jej oczom ukazała się sporej wielkości willa w nowoczesnym stylu. W sumie ten dom, jak i jego wnętrze nie zaskoczyły jej. Zdążyła poznać go już na tyle, iż wiedziała, że ceni sobie elegancję i towary z najwyższej półki. Jego dom idealnie do niego pasował. Przestronny salon zachwycał jasnymi barwami i ogromnym oknem, wychodzącym na świetnie utrzymany ogród. Jednym elementem, którego się nie spodziewała, był fortepian Steinway’a ustawiony tuż przy kominku.
-Grasz? – zapytała zaciekawiona.
- Słowa gram to za dużo powiedziane. Coś tam czasami brzdąkam, gdy chcę się zrelaksować – odparł z lekkim uśmiechem i zaprowadził ją do gabinetu. Posadził za biurkiem, na wygodnym, skórzanym fotelu i wyciągnął ze stojącej komody kilka segregatorów.
- Zapoznaj się z tym. Zobacz, na czym uda się zaoszczędzić trochę, co można uciąć, co przesunąć w czasie na późniejsze terminy spłaty. Pshemko potrzebuje na już dodatkowo jakieś sześćdziesiąt tysięcy. Musimy je jakoś wykroić. Ja w tym czasie pójdę przygotować coś do jedzenia. Nie byłem na lunchu, a trochę chyba nam się z tym zejdzie. Co powiesz na penne z suszonymi pomidorami i szpinakiem?
- Zjem wszystko, co nie jest rybą i owocami morza – zmarszczył brwi, więc pospieszyła z wyjaśnieniem – jestem na nie uczulona
- Ach tak – ruszył w kierunku drzwi – daj mi pół godziny.
Skupiła się na pracy, ale po kilkunastu minutach zapach roznoszący się po domu zaciągnął ją do kuchni. Z nieskłamaną przyjemnością obserwowała, jak sprawnie przygotowuje ich posiłek. Kroił pomidory perfekcyjnie, niczym zawodowy kucharz. Gotując był w innym świecie i widziała to doskonale. Ktoś jej kiedyś powiedział, ‘pokaż mi, jak trzymasz nóż, a powiem ci jakim jesteś kucharzem’. Tytanowy nóż idealnie leżał w jego dłoni, a on bardzo pewnie się nim posługiwał. Wreszcie ją dostrzegł. Z pasją zaczął opowiadać o ziołach, których uwielbiał używać i o winie, które dobrał do dzisiejszej kolacji. To proste z pozoru danie w jego wykonaniu było mistrzostwem świata. Jeszcze nigdy nie jadła tak idealnie ugotowanego makaronu i doprawionego sosu. Z kieliszkami wina wrócili do gabinetu. Ich duet świetnie się sprawdzał. Nieco ponad dwie godziny zajęły im korekty w budżecie, ale koniec końców wygospodarowali środki niezbędne dla Pshemko. Miło spędzili ten czas. Marek z niemałym zdziwieniem uświadomił sobie, że świetnie czuje się w jej towarzystwie. Ten kolejny wspólny wieczór pozwolił im się lepiej poznać i zrozumieć, że niekiedy pozory mylą, a pierwsze wrażenie nie zawsze jest tym właściwym. Przed dwudziestą trzecią zamówił jej taksówkę. Oboje mieli poczucie, że to był bardzo udany wieczór.

Czekała na niego w gabinecie. Miała dla niego nowe wyliczenia, nad którymi pracowała przez ostatnie dwa dni. Już dawno powinien był wrócić ze spotkania z właścicielem sieci butików, ale najwyraźniej albo stał w korkach, albo lunch się przeciągał. W końcu drzwi gabinetu się otworzyły z impetem i usłyszała jego ‘nie ma mnie dla nikogo’, które rzucił w stronę Ani. Nawet nie zwrócił uwagi, że siedzi w fotelu. Wszedł szybkim krokiem, zatrzaskując za sobą drzwi i z impetem rzucił wszystkie papiery na biurko. Część kartek rozsypała się po podłodze. Miał to gdzieś. Oparł się dłońmi o biurko i spuszczając głowę zaczął ciężko oddychać. ‘To jakiś koszmar’ przeszło mu przez myśl.
- Stało się coś? – usłyszał za sobą jej zatroskany głos. Odwrócił się i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie jest w pomieszczeniu sam. W zamyśleniu pokiwał głową i stanął naprzeciw okna.
- Małecki właśnie zerwał kontrakt – rzucił, nawet na nią nie spoglądając.
- Co? – zapytała zaskoczona i błyskawicznie znalazła się tuż obok niego
- Czy ja mówię niewyraźnie? – był poirytowany – Małecki zerwał kontrakt! – powtórzył głośniej i dobitniej, wpatrując się jej prosto w oczy
- Tak nagle? Podał jakąś przyczynę? – dociekała
- Nie. Ale ja i tak wiem, że to Aleks maczał w tym palce. Kilka dni temu Sebastian widział ich w Książęcej. Mój przyszywany braciszek ma ogromny dar przekonywania i widocznie nagadał mu jakiś głupot.
- Trzeba było my wyjaśnić, że to nieporozumienie – rzekła, a on obrzucił ją złowrogim spojrzeniem. Nie znosił, gdy ktoś go pouczał, zwłaszcza jeśli ta osoba nie miała o niczym pojęcia.
- Trzeba było – rzucił śmiejąc jej się prosto w twarz sarkastycznie – Mogłaś iść tam ze mną i spróbować. Ze mną nawet nie chciał rozmawiać.
- A jaka była umowa? Dostaniemy jakieś odszkodowanie?
- I co z tego, że dostaniemy te kilkaset tysięcy? Co mi po tych pieniądzach, jak nie będziemy mieli gdzie sprzedawać nowej kolekcji!
- Znajdziemy nowego partnera – wybuchnął śmiechem
- Dziewczyno, ty nie wiesz o czym mówisz! Gdzie go znajdziesz, na ulicy? O czym ty w ogóle mówisz? Co ty myślisz, że FD może sprzedawać swoje ciuszki na bazarze? Pod Halą Banacha, czy w Raszynie! – stara retoryka wracała – Nam potrzebny jest poważny partner z siecią butików w całej Polsce. Znasz drugiego takiego jak Małecki?
- To może otworzymy swoje sklepy… - rzuciła nieśmiało
- Kpisz sobie? Nie stać nas na to! Genialna pani dyrektor, a nie ma pojęcia o podstawowych kosztach – rzucił szyderczo. Był zdenerwowany. Dalsza rozmowa nie miała sensu. Postanowiła się wycofać. Na odchodne wyciągnęła w jego kierunku wyliczenia.
- Zestawienia, o które prosiłeś – spojrzał wściekły na teczkę
- Teraz, to je sobie możesz wyrzucić do kosza – obrzuciła go smutnym spojrzeniem i darując sobie ciętą ripostę opuściła gabinet. Wiedziała, że jest poirytowany, że szlak trafił wszystkie plany na najbliższą przyszłość, ale to nie powód, żeby po raz kolejny traktował ją w ten sposób. Po wyjeździe do Krakowa, dalszej współpracy i środowym wieczorze w jego domu nie było śladu. Znów zaczynało iskrzyć i musiała przyznać, że zupełnie jej się to nie podobało.
Niewiele myśląc zebrał pośpiesznie dokumenty i pojechał do domu. Przebywanie w firmie tylko potęgowało jego złość. Musiał coś wymyślić, musiał ratować swoją firmę, swoje stanowisko i plany, które przedstawił na początku swojej kadencji. Szukając alternatywy przypomniał sobie o rozmowie z Cieplak. Trochę za ostro ją potraktował. ‘Przecież to nie jej wina. Chciała dobrze. Kompletny kretyn ze mnie’. Chwycił za telefon. Godzinę później odebrała bukiet herbacianych róż. Na liściku widniało ‘Przepraszam. M.’

niedziela, 13 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' V

Zyskał w jej oczach podczas tego wyjazdu. Zaimponował jej nie jeden raz. Musiała przyznać, że zyskiwał przy bliższym poznaniu. Już podczas podróży do Krakowa dużo rozmawiali. Również na tematy prywatne. Dopytywał o jej siostrę, której zbliżały się urodziny, o ojca. Ku jej ogromnemu zdziwieniu okazało się, że potrafi być całkiem zabawnym facetem. W jednej chwili potrafił rozbawić ją niemal do łez. Obawiała się, czy przypadkiem ten wyjazd nie będzie męczący dla obojga, a na dodatek, czy znów nie zaczną prowadzić wojny na słowa. Nic z tych rzeczy. Było całkiem miło. No może nie do końca, ale to akurat nie wina Marka, a ich potencjalnego kontrahenta. Problemy zaczęły się od samego wjazdu do Krakowa. Wciąż jej się wierzyć nie chciało, że świat biznesu może być tak bezwzględny, że trzeba być czujnym na każdym kroku, a ludziom nie można ufać. Sądziła, że wszyscy są dorosłymi ludźmi i poważnie podchodzą do sprawy. Myliła się. Pamięcią wróciła do momentu ich przyjazdu.
Zaparkował pod niewielkim budynkiem. Obrzucił hotel sceptycznym spojrzeniem i niechętnie wysiadł. Otwierając jej drzwi rzucił jedynie
- Ja mam nadzieję, że albo mój GPS kłamie, albo im się coś pomyliło – rzekł zniechęcony. Niestety GSP się nie mylił. Przed budynkiem pojawił się przedstawiciel ‘Best Moda’.
- Dobry wieczór, Michał Wielicki – przywitał się z nimi uprzejmie – Mam nadzieję, że mieli państwo udaną podróż – uśmiechnął się życzliwie – Zapraszam – wskazał na budynek o wątpliwym standardzie
- To jest jakiś żart? – odezwał się chłodno Dobrzański
- Nie rozumiem… - zdziwił się mężczyzna
- Państwo naprawdę zarezerwowali nam nocleg w tej ruderze? – z niedowierzaniem pokręcił głową – To jest jakiś skandal! Nie przywykłem do zatrzymywania się w hotelu, który nie ma przynajmniej trzech gwiazdek – powiedział z pogardą – A tym bardziej nie pozwolę, by w takich warunkach przyszło nocować damie, która mi towarzyszy – spojrzał na Ulę – Pani dyrektor, zbieramy się stąd – otworzył jej drzwi auta
- Ale… - usłyszeli za plecami przeciągły jęk zaskoczonego pracownika ‘Best Moda’ – Co z jutrzejszym spotkaniem?
- Pojawimy się w siedzibie firmy, choć nie ukrywam, że ta dzisiejsza pomyłka – ironicznie zaakcentował ostatnie słowo – niezbyt dobrze rokuje naszej współpracy. Kto by pomyślał, że jesteście państwo firmą na światowym poziomie. Żegnam – rzucił i z piskiem opon ruszył z parkingu.
- Matoł! – mruknął wściekły, gdy zmierzał już w kierunku Hotelu Starego, mieszczącego się nieopodal krakowskiego rynku.  
Z jednej strony mogłaby powiedzieć, że zachował się jak rozkapryszony panicz, ale z drugiej… Fakt, wtedy w bufecie zachował się nieelegancko, ich utarczki słowne też były charakterystyczne, ale… Już dawno to zauważyła, że miał w sobie coś z dżentelmena z dawnych czasów. W swoim zachowaniu, sposobie bycia i traktowaniu wszystkich kobiet w firmie, niezależnie od zajmowanego stanowiska, różnił się od większości współczesnych mężczyzn. Musiała przyznać, że jej się to podobało. Maniery z poprzedniego wieku w połączeniu z jego elegancją i dostojnością idealnie współgrały. Był inny, a przez to ciekawy.
Później było tylko gorzej. Następnego dnia była kolejna niemiła sytuacja, podczas której, pozytywnie ją zaskoczył. Potrafił panować nad emocjami. To, co działo się w jego środku, nie ujawniał w nieodpowiednich momentach. Potrafił zachować kamienną twarz, nawet jeśli coś wyprowadzało go z równowagi. Posiadał też umiejętność, która chyba swoje zakorzenienie miała w inteligencji. Potrafił powiedzieć coś dosadnie, tak żeby poszło w piąty, ale nikt nie mógł zarzucić mu chamstwa. Pojechali na te negocjacje. Wszystko przebiegało bez zarzutu. Z nieukrywanym zachwytem obserwowała, jak umiejętnie prowadził negocjacje, by dla FD zyskać jak najkorzystniejsze warunki. Był świetnym negocjatorem i musiała przyznać, że wiele mogła się od niego nauczyć. Miał wtedy rację mówiąc, że siedzi w tej branży bardzo długo i zna się na swojej pracy. Rzeczywiście tak było. Nawet się trochę dziwiła, że krakowski właściciel senior przystał na propozycje Dobrzańskiego, przecież Marek nie miał o nim najlepszego zdania. I gdy przyszło podpisywać umowę, okazało się, że to wszystko to tylko gra. Chciano ich oszukać. Tuż przed podpisaniem umowy Marek wnikliwie ją przeglądał. I dopatrzył się nieścisłości. Nieścisłości, które wiele by ich kosztowały. Zrozumiała, że niekiedy przecinek w niewłaściwym miejscu lub jedno zero mogą przesądzić o przyszłości ogromnej firmy. Gdyby nie jego ostrożność, wnikliwość i ograniczone zaufanie, podczas tego wyjazdu, doprowadziliby FD do bankructwa. Dobrzański się wściekł i miał rację. W dość dosadnych słowach powiedział krakowskiemu biznesmenowi co o nim sądzi i wyprowadził ją z firmy. Te wyjazd nie przyniósł korzyści ich firmie, ale z pewnością przyniósł wiele dobrego dla samej dyrektor Cieplak. To była dla niej cenna lekcja. Teraz wiedziała, że w biznesie trzeba być czujnym. Mówią jedno, robią drugie i tylko od twojego zaangażowania i skupienia zależy czy dasz się nabić w butelkę, czy nie. Czasem jedno słowo przesądza o przyszłości. W tej sytuacji przesądzałoby o przyszłości FD. Na szczęście wyszli z tej próby obronną ręką.

- I jak? – zapytał Tomek od progu
- Dobrze – odparła, odkładając książkę na stolik – Co prawda kontrakt okazał się jednym wielkim oszustwem, który miał pogrążyć firmę, ale za to Marek w drodze powrotnej cierpliwie wysłuchał kilku moich propozycji – uśmiechnęła się szczęśliwa
- Marek? – blondyn zmarszczył brwi
- Przeszliśmy na ‘ty’,  a to milowy krok w naszych relacjach. Chyba doszedł do wniosku, że nie jestem największym przekleństwem jego firmy. Oczywiście kilka pomysłów od razu spiorunował, że niby w FD to nie przejdzie, ale dwie postanowił od razu wdrożyć w życie. Dzięki nim jeszcze do czasu pokazu zaoszczędzimy jakieś pięćdziesiąt, może siedemdziesiąt tysięcy.
- Widzisz, mówiłem ci, że się na tobie pozna. Moja ty zdolna pani dyrektor – musnął jej usta i zmęczony zniknął za drzwiami łazienki. Uśmiechnęła się pod nosem.

Zaczął ją zabierać na wszystkie spotkania. Chciał, by jak najlepiej i jak najszybciej poznała biznesowe realia i wdrożyła się w ten negocjacyjny klimat. Powoli zaczynała się odnajdywać. Wciąż śmiał się pod nosem na wspomnienie spotkania w konferencyjnej z Pawłem Kierpińskim z firmy ‘Świat tkanin’, który miał dla FD sprowadzać najwyższej jakości materiały z Bliskiego Wschodu.
Od początku zauważył, że Ula wpadła Pawłowi w oko. Znał go doskonale. Wiedział jaki jest i wiedział, że zrobi wszystko, by się z nią umówić i by ją zdobyć. Ona najwyraźniej nie była zainteresowana. Widział jej zdegustowaną minę, gdy tylko dołączył do nich w konferencyjnej. Posłała mu wdzięczne spojrzenie, że wreszcie się pojawił. Najwyraźniej miała dość zalotów i jednoznacznych aluzji Kierpińskiego. Ustalili szczegóły współpracy, terminy przelewów i dostaw. Spotkanie powoli dobiegało końca. Mężczyzna wciąż bacznie obserwował każdy ruch Cieplakówny, gdy zaczęła zbierać swoje dokumenty niespokojnie poruszył się na miejscu.
- Pani Urszulo, może jednak zgodzi się pani – zaczął brunet po trzydziestce, ale Marek nie pozwolił mu dokończyć i gwałtownie wszedł mu w słowo spoglądając wymownie na Ulę
- Kochanie – obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem i przez chwilę zapomniała o oddychaniu – Dorota prosiła, bym ci przypomniał, że o trzynastej masz spotkanie w banku – posłał jej uroczy uśmiech. Kierpińskiego zamurowało i nieco speszony spuścił wzrok. Ula uśmiechnęła się pod nosem obserwując reakcję nowo poznanego mężczyzny
- Na śmierć zapomniałam – odparła nieco teatralnie – Uciekam w takim razie. Do widzenia panie Pawle – rzuciła i skierowała się w stronę drzwi. Nim wyszła Dobrzański zdążył jeszcze zapytać kolegę
- Na co niby miała się zgodzić moja narzeczona, co? – obrzucił go złowrogim spojrzeniem. Kierpiński zakrztusił się własną śliną
- Nie wiedziałem, że jesteście razem – odparł unikając wzroku Marka
- To teraz już wiesz i dobrze ci radzę, żebyś nieco pohamował swoje zapędy. Ciebie i Ulę będą łączyć wyłącznie sprawy zawodowe, jasne?
- Jasne – mruknął
- Cieszę się – uśmiechnął się złośliwie. Uścisnął jego dłoń i wyszedł, kierując się do gabinetu pani dyrektor.
Zapukał i wolnym krokiem wszedł do środka.
- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe – zaczął
- Nie – odparła – w zasadzie to powinnam ci podziękować. Nie znoszę takich namolnych facetów, którzy nie rozumieją słowa ‘nie’ – odpadła na fotel
- Paweł niestety taki jest. Byłby gotowy wystawać całymi dniami pod firmą, byś tylko zgodziła się z nim umówić. A ja wiem, że przecież jesteś w związku – dodał mrużąc lekko prawe oko i uważnie ją obserwując
- Właśnie – szepnęła – tym bardziej dziękuję – uśmiechnęła się uroczo
- Ale dzięki temu, że ma do ciebie słabość udało nam się uzgodnić korzystniejsze dla nas terminy wypłat – spojrzał na nią rozbawiony
- Jeszcze się okaże, że będę twoją tajną bronią
- Już nią jesteś – oboje się roześmieli

piątek, 11 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' IV

- Nie no, nie wierzę – zaśmiał się Tomek – Proszę cię, powiedz, że żartujesz – śmiał się dalej
- Ciebie to bawi? – zapytała zaskoczona, z nad wyraz poważną miną
- Ty jednak nie żartujesz – powiedział bardziej do siebie, niż do niej i momentalnie stał się poważny – Po porostu wierzyć mi się nie chce, że moja mądra dziewczyna mogła wykazać się taką ignorancją i brakiem wyczucia.
- Słucham? – zapytała oburzona – Ten zadufany w sobie typ mnie lekceważy, podcina skrzydła i gnoi na każdym kroku, a ty go jeszcze bronisz? – z niedowierzaniem pokręciła głową
- Ten zadufany w sobie typ jest twoim szefem, a ty zagrałaś nieczysto – odparł dokładając sobie sałatki – Ulka, tak nie można. Facet cię nie zna, tak naprawdę pracujecie ze sobą ledwie kilka tygodni, a ty zaliczasz wpadkę za wpadką. Musisz odpuścić.
- Ja? To chyba on powinien dać sobie spokój, nie atakować mnie na każdym kroku i pozwolić mi się wykazać
- Jak na razie, to najdotkliwiej ty zaatakowałaś jego – rzucił, wpatrując się jej znacząco w oczy – Ta akcja na zarządzie była niedopuszczalna. Gdybym ja zachował się tak u siebie, Stefan od razu wywaliłby mnie na psyk. Facet i tak zachował się w porządku, że cię nie zwolnił – spojrzała na niego z niedowierzaniem – Tak moja droga. Zachowałaś się nielojalnie. Pamiętaj, że pracujesz dla niego, bezpośrednio pod nim i to on zatrudnił cię i ci płaci. Podejrzewam, że odpuścił i postanowił ci dać szansę, bo tak naprawdę mu nie zagrażasz – tłumaczył spokojnie – jest u siebie. Jest właścicielem, a ty nie możesz go wygryźć. Gdyby był mianowany przez właścicieli, wyleciałabyś z hukiem, bo bałby się, że zarząd zastąpi go tobą – przez chwilę w milczeniu przetrawiała jego słowa
- Ok, może faktycznie powinnam przedstawić ten plan cięć najpierw jemu, ale on mi nie daje szansy – żal i pretensja znów dominowały
- Nie dawał ci szansy, bo wtykałaś nos w nieswoje sprawy. On cię nie zna. Nie wie, na co cię stać. Od początku źle to rozegrałaś. Najpierw powinnaś skupić się wyłącznie na swojej działce. Pokazać mu, że zatrudnienie ciebie było najlepszą decyzją w jego życiu, że zasługujesz na to stanowisko – chciała mu przerwać, ale jej nie pozwolił – wiem. Ja to wiem, ale on nie – uśmiechnął się łagodnie - Później, gdy stopniowo zyskałabyś jego zaufanie, gdybyś zdążyła mu pokazać na co się stać, mogłabyś zaproponować swoje rozwiązania. Być może wtedy by cię wysłuchał, zainteresowałby się tym. Ja wiem, że jesteś bardzo ambitna, wiem, że chciałaś dobrze. Ale trochę się pospieszyłaś – wstał i podszedł do niej od tyłu, przytulając jej głowę do swojej klatki – Ja wiem, że jesteś bardzo mądra i zdolna, że spokojnie mogłabyś zostać prezesem tego całego domu mody, ale jesteś wyłącznie dyrektorem finansowym. To i tak dużo. I tak osiągnęłaś bardzo dużo już na początku swojej kariery. Doceń to. A przede wszystkim naucz się z nim współpracować. Jeśli ty odpuścisz, sądzę, że on też – musnął jej usta i zaczął sprzątać ze stołu.
Z kieliszkiem białego wina usiadła na kanapie. Zaczęła się zastanawiać nad słowami Tomka. ‘Może rzeczywiście ma rację? Może powinnam trochę odpuścić? Ale z drugiej strony co on może wiedzieć? Jest informatykiem. W jego firmie panuje zupełnie inna atmosfera. Ale fakt, w FD jestem nowa. Powinnam się podporządkować zasadom tam panującym. Co nie zmienia faktu, że Dobrzański cholernie działa mi na nerwy! Szczerze go nie znoszę! Jest cholernie wkurzający… Ale to duża firma, mogę się wiele nauczyć, nabrać doświadczenia. Dobra, zacisnę zęby i jakoś to przetrwam. Oby Tomek miał rację i oby prezesik mi odpuścił. Może się nawet dogadamy…’
Trzy dni później kwadrans przed dziewiątą pojawiła się w jego sekretariacie. Ania poinformowała ją, że Dobrzańskiego jeszcze nie ma, ale poleciła jej usiąść i poczekać na niego w jego gabinecie. Niespełna pięć minut później, za uchylonymi drzwiami usłyszała ten charakterystyczny głos
- Cześć Aniu
- Cześć. Mam dla ciebie wyniki sprzedaży. Z samego rana przyszedł faks ze Szwecji. A i przygotowałam to zestawienie, o której wczoraj prosiłeś. 
- Jesteś nieoceniona
- Daj spokój
- O nie. Jesteś nieoceniona, niezastąpiona i muszę ci to częściej powtarzać – rzekł ujmującym tonem
- Ula Cieplak czeka na ciebie w gabinecie
- Dzięki.
Wreszcie pojawił się w drzwiach. Obrzucił ją badawczym spojrzeniem 
- Dzień dobry – rzucił, nawet nie siląc się na uśmiech
- Dzień dobry. Dzisiaj skończył się mój przymusowy urlop, więc jestem – nim zdążyła ugryźć się w język, zdążyła już to powiedzieć. Na dodatek niezbyt odpowiednim tonem. Spojrzał na nią z ukosa i rzucił wzrokiem na otrzymane od Ani tabelki. Uśmiechnął się z satysfakcją. Wyniki były rewelacyjne. Znów triumfował, a jego intuicja go nie zawiodła. Odkładając papiery na biurko ponownie spojrzał na Cieplak.
- I co ja mam z panią zrobić, co? – zapytał, siadając w fotelu i składając dłonie w piramidkę
- Dać mi jeszcze jedną szansę. Ja chciałam jeszcze raz przeprosić pana za tamten incydent na zarządzie, a w zasadzie za oba incydenty. Wiem, że faktycznie nie powinnam prezentować tych wyliczeń, z pominięciem pana – powiedziała wpatrując się w szklany stolik, tylko od czasu do czasu na niego zerkając. Pokiwał głową ze lekkim zrozumieniem. Miała wrażenie, że cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy.
- Czyli mam rozumieć, że gramy w jednej drużynie? – czyżby chciał się upewnić? Chyba tak. Tak przynajmniej to odebrała. Uśmiechnęła się lekko.
- Tak.
- Cieszę się – wstał i chwycił z biurka granatową teczkę – Pozwoliłem sobie przygotować szczegółowy zakres pani obowiązków. Liczę, że będzie się pani go trzymała. Proszę pamiętać, że nie wymagam od pani więcej, oprócz tego, co jest na liście.
- Oczywiście – rzuciła wzrokiem na kartkę, której jej podał. ‘Tomek miał rację. Metoda małych kroków. Najpierw pokażę mu, że znam się na swojej pracy’. Przyjrzał jej się uważnie. Dwa dni temu podjął pewną decyzję. Wahał się, czy teraz powinien się jej trzymać. Po tym urlopie wydawała się nico mniej butna, ale z drugiej strony, niech to będzie rodzaj testu.
- Mam nadzieję, że pani zrozumie, iż po tym nieszczęsnym zarządzie, nieco bardziej kieruję się wobec pani zasadą ograniczonego zaufania. Stąd też moja prośba, aby wszystkie dokumenty z pani podpisem, przed wyjściem na zewnątrz, lub puszczeniem ich dalej w obieg, trafiały do mnie na biurko – powiedział spokojnie. Zrezygnował nawet z drobnej złośliwości, którą pierwotnie miał zamiar zawrzeć.  
- Zamierza pan kontrolować każdy mój krok? – zapytała z niedowierzaniem
- Pani Urszulo, nie będę ukrywał, że wyznaję zasadę ‘kontrola najwyższym stopniem zaufania’. Sama pani rozumie – uśmiechnął się serdecznie. Jej wpadka mogła go wtedy wiele kosztować. Nie może więcej doprowadzić do podobnej sytuacji. Wolał dmuchać na zimne, a i ją może to coś nauczy.
- Rozumiem, że ten raport powinien wtedy trafić do pana – zaczęła w miarę spokojnie – rozumiem, że chce pan znać wszystkie wyliczenia, nad którymi pracuję, ale podsyłanie do pana wszystkich faktur, które podpisuje, łącznie z tymi na kawę do socjalnego i wodę do dystrybutorów, to już lekka przesada – teraz pretensja w głosie była ewidentna
- Będę zobowiązany – oparł, wpatrując się w jej oczy. Zacisnęła zęby. Niespokojnie poruszył się na fotelu i w dość ostentacyjny sposób poprawił sobie krawat, wysyłając jej tym samym sygnał, że rozmowa skończona. Wstała, on również – Liczę na owocną współpracę – rzucił, gdy była już przy drzwiach. Posłała mu mordercze spojrzenie. Westchnął.
Była na niego wściekła. Milewska obserwowała jej zachowanie ze szczerym zainteresowaniem. Tarcia na linii prezes-dyrektor finansowy nie były dla niej nowością. Ale kiedyś były one bardzo zrozumiałe. Aleks nie znosił Marka i na każdym kroku rzucał mu kłody pod nogi. Teraz nie bardzo rozumiała co się dzieje. Marek był zwykle bardzo miły i uprzejmy. Owszem, był wymagający, ale również ludzki. Gdy tylko chciał, potrafił w pięć minut oczarować kobietę. A z Ulą jego relacje były napięte. Słuchając relacji Cieplakówny z ich rozmowy, dochodziła do wniosku, że trafiły się dwie, bardzo silne jednostki i dlatego iskrzy. Marek w pracy wymagał podporządkowania, a pani dyrektor była zbyt dumna, by tak po prostu, bez szemrania się podporządkować. Ulka zaczynała go szczerze nienawidzić za to, jak podkreślała, iż na każdym kroku chce pokazać swoją wyższość. Na nic zdały się tłumaczenia Alicji, że on z pewnością nie chce źle, że chodzi mu o dobro firmy. Cieplak była na niego wściekła. Przez kolejne dni starała się ograniczyć ich kontakty do minimum. Wszystkie dokumenty przekazywała mu za pośrednictwem Doroty. Starała się stosować do rad Tomka. Było jej łatwiej, gdy na horyzoncie nie pojawiał się Dobrzański.

Siedziała na parapecie i wpatrywała się w skąpaną w deszczu Warszawę. Tomek, mimo później pory, został ściągnięty do pracy. Awaria serwera. Zaczęła wspominać dwie ich ostatnie rozmowy. Trzeba przyznać, że Marek Dobrzański wzbudzał w niej ambiwalentne uczucia. Pierwsza z ich rozmów po raz kolejny potwierdziła jej zdanie o nim. Przemądrzała kanalia. Ale dziś ją zaskoczył, bardzo pozytywnie zaskoczył. Nie spodziewała się, że to właśnie on wyciągnie do niej rękę. ‘Pani widzi świat w biało czarną kratkę. Albo coś jest złe, albo nie. Albo ktoś jest diabłem, albo aniołem. Albo zarabiamy na tym kontrakcie, albo nie. A niestety pani Urszulo, świat bardzo często jest szary. Ma wszystkie odcienie szarości. Tak jak nie ma ludzi skrajnie złych i dobrych, bo każdy popełnia błędy i myli się, tak samo jest w kwestiach zawodowych. Ta umowa może i nie pozwoli nam zbić kokosów, wręcz może będziemy musieli do niej dołożyć, ale to będzie świetna okazja do wejścia na nowe rynki. Czasami warto zaryzykować’. W głowie wciąż dudniły jej jego słowa, które padły podczas ich zażartej dyskusji o nowym partnerze biznesowym. Miał rację. Wciąż, niczym mała dziewczynka, dzieliła świat na dobro i zło. Na białe i czarne. A nie zawsze wszystko jest tak oczywiste i da się sklasyfikować. Tak samo było z nim. Jemu od początku przypisała kolor czarny, ale dzisiaj… Zaskoczył ją. Bardzo pozytywnie ją zaskoczył. Pamięcią wróciła do dzisiejszej rozmowy.
Wkroczył do jej gabinetu jak zwykle w idealnie skrojonym garniturze. Błękitna koszula perfekcyjnie podkreślała jego szare oczy.

- Mam coś dla pani – uniósł do góry kilka kolorowych teczek - pośpiesznie starła spływającą po policzku łzę. Nie chciała okazywać swojej słabości. Nie przy nim. Uśmiech momentalnie zszedł z jego twarzy i zmarszczył brwi bacznie ją obserwując. - Coś się stało? – zapytał stając przed jej biurkiem

- Nie – rzekła, siląc się na normalny ton. Jej zaszklone oczy mówiły jednak co innego.

- To, że jestem od pani starszy, nie znaczy, że mam już problemy ze wzrokiem – odparł, posyłając jej ciepły uśmiech. Spojrzała na niego. Rzeczywiście na jego twarzy malowała się troska i zainteresowanie.  

- Problemy rodzinne – szepnęła. Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. Jest w pracy, sprawy prywatne muszą iść na bok.

- Może mógłbym jakoś pomóc? – obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem. Tego się po nim nie spodziewała

- Mogłabym wyjść dzisiaj wcześniej z biura? – zapytała niepewnie – Mojego ojca przed chwilą zabrało pogotowie, zasłabł w domu. Zresztą nie po raz pierwszy. Muszę mu wreszcie znaleźć jakiegoś dobrego specjalistę, który wdroży odpowiednie leczenie – zastanawiała się, czy mówi mu o tym, bo chce się z kimś tym podzielić, czy dlatego, że chce niejako uargumentować swoją prośbę

- Problemy z sercem? – zapytał. Kiwnęła głową twierdząco – Mój ojciec też choruje. Proszę jechać – uśmiechnął się i ruszył w kierunku drzwi

- Miał pan coś dla mnie – spojrzała na dokumenty. On zrobił to samo.

- To w tej chwili nieistotne – zamyślił się na moment i dodał – Jak będzie pani wychodziła, proszę jeszcze na moment do mniej zajrzeć.

Pospiesznie zaczęła pakować swoje rzeczy. Zadzwoniła jeszcze do Jaśka z informacją, że niebawem pojawi się na Wołoskiej. Dziesięć minut później pukała do drzwi jego gabinetu.

- Proszę – podał jej niewielki kartonik – To wizytówka najlepszego kardiologa w mieście. Mój ojciec się u niego leczy. Rozmawiałem z nim, jeśli będzie taka potrzeba, przyjmie pani tatę jeszcze dzisiaj. Proszę się powołać na mnie – skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie była zaskoczona. Była i to bardzo. Nie dość, że pozwolił jej wyjść wcześniej, to jeszcze załatwił jej ojcu konsultację u profesora. Widząc jej reakcję uśmiechnął się, a w jego oczach mogła dostrzec lekkie rozbawienie.

- Dziękuję – posłała mu wdzięczne spojrzenie – Bardzo panu dziękuję – szepnęła i skierowała się do wyjścia. Gdy miała już otwierać drzwi usłyszała za plecami jego głos

- Oprócz tego, że w pracy jestem wymagającą kanalią, to jestem także człowiekiem – spojrzała na niego po raz ostatni i wyszła bez słowa. Takiej postawy się po nim nie spodziewała. Był ostatnią osobą, która mogłaby jej pomóc w kwestiach nie tylko zawodowych, ale przede wszystkim prywatnych. A jednak….

We wtorkowe przedpołudnie zapukała do jej gabinetu.
- Mogę? 
- Oczywiście – wstał z fotela i gestem dłoni wskazał jej sofę – Jak ojciec?
- Dziękuję, lepiej. Ten kardiolog, do którego trafił dzięki panu, to świetny specjalista. Mam wrażenie, że wcześniejsi lekarze taty nie mieli pojęcia o leczeniu jego choroby. Bardzo panu dziękuję.
- Cieszę się, że mogłem pomóc – uśmiechnął się serdecznie
- Miał pan dla mnie jakieś dokumenty – przeszła do konkretów
- A tak – odchrząknął i podał jej plik zadrukowanych kartek -  Firma Best Moda przesłała nam całkiem interesującą propozycję współpracy. Jakby pani zechciała zapoznać się z tymi wyliczeniami – uniósł do góry prawy kącik ust w czymś na kształt delikatnego uśmiechu - W czwartek jadę na wstępne negocjacje do Krakowa. Oczywiście będzie mi pani towarzyszyć- rzekł zdecydowanie.
- Mam z panem jechać do Krakowa? – zapytała lekko zdziwiona
- Oczywiście. Jest pani odpowiedzialna za finanse tej firmy, a tam będziemy ustalać głównie kwestie finansowe. Pani obecność jest tam naturalna – zamyśliła się na chwilę
- Mam nadzieję, że to nie będzie wyjazd zbyt długi – westchnęła – w sobotę moja siostra ma urodziny, obiecałam, że upiekę jej tort
- Pani dyrektor – zaśmiał się lekko – my tam naprawdę nie jedziemy na zwiedzanie. Nie zostaniemy dłużej, niż to będzie konieczne. Wyjeżdżamy w czwartek po pracy, bo nie zamierzam pokonywać sześciuset kilometrów jednego dnia. Wracamy w piątek. Sądzę, że późnym popołudniem będziemy już w Warszawie. Zdąży panie jeszcze upiec ten tort – spojrzał na nią serdecznie
- Dobrze – westchnęła po raz kolejny. Ten wyjazd był jej wybitnie nie na rękę, ale trudno – Zapoznam się z tym u siebie
‘Świetnie!’ sarkastycznie rzuciła w myślach. Zabrała się za analizowanie dokumentów, które jej zostawił. Faktycznie, oferta wydawała się bardzo korzystna. Mogli zarobić na tym kontrakcie kilkaset tysięcy, a także w miarę małym nakładem pracy i środków rozpromować markę na południu Polski, co z pewnością wpłynęłoby na większe zainteresowania również klientów z Czech i Słowacji.



Wrzucił jej walizkę do bagażnika. Towarzyszyła im Ania, która notowała jeszcze jego ostatnie polecenia. Otworzył jej drzwi swojego czarnego, terenowego Infiniti. 'Samochód równie elegancki i perfekcyjny, jak jego właściciel.' Odurzył ją zapach jego perfum, który unosił się wewnątrz auta.
- Jutro ma dzwonić Barcikowski, umów go na przyszły tydzień. Zadzwoń jeszcze do tej szwalni w Pszczynie, niech przyślą zestawienia faksem. Wszystkie papiery zostaw mi na biurku, jak zwykle. Powinniśmy wrócić przed siedemnastą, ale gdyby były korki, w końcu to piątek. Ja będę albo wieczorem, albo wpadnę w sobotę, to sobie to przejrzę – Banaszyk kiwała głową – Jakby się coś działo, jestem cały czas pod telefon. Trzymaj kciuki – puścił jej oczko i wsiadł do auta.
- Szerokiej drogi – rzuciła i pomachała im.
Obrzuciła go lekko zdziwionym spojrzeniem. Marynarka wraz z krawatem wylądowała na tylnym siedzeniu. W szarej, lekko rozpiętej u góry koszuli wyglądał dziwnie. Zawsze widywała go w drogich garniturach i perfekcyjnie dobranych krawatach. Musiała przyznać, że w tej luźniejszej nieco wersji prezentował się jeszcze lepiej. Skierował się na wylotówkę Warszawy.
- W schowku jest teczka, proszę się zapoznać z jej zawartością. Przygotowałem trzy możliwe warianty. Pierwszy, dla nas najkorzystniejszy, drugi optymalny i trzeci, na który absolutnie nie możemy się zgodzić. Mogą chcieć nas naciągnąć. To firma w miarę prężnie działająca, ale słyszałem o nich różne opinie. Ponoć wszystko zależy od tego z kim podpisuje się umowę. Ojciec to cwany lis, syn dużo rozsądniej podchodzi do swoich biznesowych partnerów – pośpiesznie przeanalizowała wszystkie dane
- Myśli pan, że można będzie ugrać aż tyle? – wskazała na pierwszą kartkę. Westchnął
- Ja wiem, że to w sumie kobieta powinna proponować, ale z drugiej strony… - urwał - Wszyscy w firmie mówią mi po imieniu. Ja wciąż się zastanawiam, dlaczego my jeszcze nie przeszliśmy na ‘ty’ – powiedział, zerkając na nią co chwila. W końcu wyciągnął prawą dłoń w jej kierunku – Marek – uścisnęła ją i odparła
- Ula – uśmiechnął się serdecznie.
- No, to teraz możemy dyskutować.

poniedziałek, 7 października 2013

'Dwa oblicza tego samego' III

Był wściekły. Autentycznie był wściekły. Na nią, ale i na siebie. Gdyby kazał jej oddać sobie raport wcześniej, gdyby go przeanalizował osobiście, uniknęliby wpadki. Myślał, że poradzi sobie z tym prostym zadaniem, że nie musi jej kontrolować, dlatego dał jej wolną rękę. Zaufał jej. A ona to zaufanie zawiodła. Nie cierpiał ludzi, którzy go zawodzili. Miał ją za profesjonalistkę. Lekko zarozumiałą, niekiedy zbyt ambitną, ale profesjonalistkę, która nie pozwoli sobie na tak prymitywne błędy. Mylił się. Sądził, że jest na tyle inteligentna i pracowita, że sobie poradzi. Nie zlecił jej nic arcytrudnego, ani nowego. Poprzednie raporty, posegregowane w odpowiednie teczki, leżały na półce w jej gabinecie. Mogła z nich korzystać. Zresztą był przekonany, że pisała takie raporty wielokrotnie w swoim życiu. Powinni ją tego nauczyć na studiach, powinna mieć z nimi styczność w firmach, w których odbywała staże, praktyki. Była młoda i sądził, że bardzo zdolna. Teraz zastanawiał się, czy wybór jej na to stanowisko był słuszny. Owszem, niby każdy miał prawo do pomyłki, ale on nie znosił ludzi, którzy się mylą, zwłaszcza, że każdy błąd może wiele kosztować jego firmę. Jego firmę i jego samego. Wygrała ten konkurs, bo miała najlepsze papiery. Ale czy papiery, liczne kursy, praktyki, wystarczą? Zdecydowanie brakowało jej obycia w tak dużej firmie i doświadczenia. Dał jej wolną rękę, miał nadzieję, że się wykaże. To był jej debiut. Mimo wszystkich złośliwości, które kierował pod jej adresem, sądził, że będzie bardzo udany. Wierzył w nią, mimo, że nigdy jej tego nie powiedział. Oblała ten pierwszy, ważny egzamin. I zamiast przyjąć jego reprymendę z pokorą zaczęła się rzucać. Zamiast przyznać się do błędu i w ciszy zabrać się do dalszej pracy, ona za wszelką cenę starała się zbagatelizować swoją pomyłkę. Bezczelnie jeszcze z nim dyskutowała i zarzucała, że celowo stara się złamać jej wiarę w siebie. Musiał przyznać, że nieprzeciętnie działała mu na nerwy.
Początkowo miał z tego świetną zabawę. Gdy Sebastian powiedział mu, że finansami będzie zajmować młoda, zdolna, ale przemądrzała kobieta, był jej strasznie ciekawy. Potrzebował w swoim zespole ludzi pracowitych i dobrze wykształconych. Sądził, że gdy trochę utrze ten zadarty do góry nosek, będą z niej ludzie, będzie z niej świetny dyrektor finansowy jego firmy. Skłamałby, gdyby powiedział, że moment ich poznania nie zrobił na nim wrażenia. Ta sytuacja w bufecie tylko go utwierdziła w przekonaniu, że nie będzie się z nią nudził. Była inteligentna i bardzo bystra, a każda ich utarczka słowna, każda bitwa na inteligentne docinki sprawiała mu przyjemność. Traktował to w kategoriach sportu. Sportu, który poprawiał mu humor. Wiedział, że jest bardzo pewna siebie i silna, że nie tak łatwo jest ją złamać. Dzięki tym cechom jej charakteru mógł sobie pozwolić na więcej. Mógł balansować na granicy pomiędzy ciętą ripostą, inteligentnym, acz złośliwym dowcipem, a bezczelną odzywką. W innym przypadku, w stosunku do innej kobiety, nigdy by sobie na takie zachowanie nie pozwolił. Ale ona była inna. Nie należała do grona kobiet, które słysząc złośliwość biegną do łazienki ze łzami w oczach. Była inna i podobało mu się to. Liczył na owocną współpracę urozmaiconą złośliwymi komentarzami i małymi wojenkami. Lubił i cenił ludzi zdolnych, pracowitych, z poczuciem humoru, a przede wszystkim z dystansem do siebie. Ona była bardzo dumna, a wszystkie jego złośliwości traktowała jako sprawy honorowe. Początkowo myślał, że podchwyci jego grę, że będą dobrze razem współpracować, gdy nieco spokornieje, a w wolnych chwilach będą się świetnie bawić uruchamiając swój niecodzienny sposób bycia i poczucie humoru. Teraz miał pewność, że tak kolorowo nie będzie. Nie mógł zmienić jej podejścia nawet o jotę. Była bezczelna i zbyt pewna siebie. Nie potrafiła wyciągnąć wniosków ze swoich błędów. Jako przełożony miał prawo zwrócić jej uwagę. Zrobił to. Może nazbyt ostro, ale emocje wzięły górę. A ona zamiast przyjąć krytykę z pewnym rodzajem potulności, zaczęła się bronić i to zdecydowanie zbyt gwałtownie, atakując przy tym jego. Nie podobało mu się to. Żaden szef nie zgodzi się na takie zachowanie podwładnego. Wiedział, że jest bardzo wymagający, że lubi, gdy pracownicy chodzą jak w zegarku. Jego sposób pracy przynosił jednak efekty. Wzbudził w swoim zespole poczucie odpowiedzialności za firmę. Wciąż im powtarzał, że ich sukces, to sukces całej firmy, a sukces firmy, to ich większe zarobki. Był diabelnie skuteczny w swoich działaniach. Był szanowany i lubiany. Miał swoje zasady, miał określony model, do którego pracownik musiał się przyzwyczaić. Z nikim wcześniej nie miał jeszcze takich problemów. Ona się buntowała. I zamiast powoli uczyć się zwyczajów i systemu pracy, panujących w tej firmie, to tworzyła nowe problemy. Sytuacja się zaogniała. Zamiast potulnieć, pokazywała pazurki. Brakowało jej korporacyjnej ogłady. Wierzył, że jednak się opamięta i zrozumie gdzie jest jej miejsce w szeregu.

W tym samym składzie ponownie zebrali się w sali konferencyjnej. Tym razem wszystko przebiegło pomyślnie. Musiał przyznać, że nawet był z niej dumny, gdy perfekcyjnie odpierała wszelkie ataki Aleksa, gdy potrafiła odpowiedzieć na każde, nawet najbardziej podchwytliwe pytanie. Febo najwyraźniej chciał złapać ją na czymś, pogrążyć i pokazać, że wczorajsza wpadka nie była przypadkowa. Nie udało mu się. W końcu odpuścił i bez szemrania zagłosował za przyjęciem raportu finansowego. Już miał jej podziękować i przejść do kolejnego punktu obrad, którym było jego wystąpienie o koncepcji rozwoju, gdy Cieplak niemal weszła mu w słowo.
- Ja jeszcze raz chciałam państwa bardzo przeprosić za tą wczorajszą sytuację. Przez mój błąd straciliście państwo czas wczoraj, musieliście pojawić się tutaj dzisiaj. Dlatego, żeby choć trochę poprawić to nie najlepsze pierwsze wrażenie, chciałam państwu przedstawić coś jeszcze – Marek obrzucił ją zdumionym spojrzeniem – przygotowałam projekt oszczędności, który mam nadzieję w niedalekiej przyszłości uda się wdrożyć – aż otworzył usta w wrażenia. Ojciec wyglądał na zaskoczonego, a Aleks złośliwie śmiał się tylko pod nosem. On nie wiedział, co ma robić. To zabawne, ale pierwszy raz w życiu zabrakło mu pomysłu, jak wyjść z tej niezręcznej sytuacji. Na zewnątrz był spokojny, jednak w środku cały się trząsł z nerwów. Musiał ratować sytuację. Nie wiedział co ma w tej teczce, jakie dane chce przedstawiać, ani na jakiej podstawie je przygotowała. Musiał uchronić i ją i siebie przed kompromitacją. Nim zdążyła wyciągnąć papiery z teczki gwałtownie zabrał głos
- Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli przełożymy tą prezentację na kolejne posiedzenie zarządu – mówiąc to spiorunował ją wzrokiem. Aż się w nim gotowało. Jej ręka zastygła w bezruchu. Aleks widząc tą sytuację odezwał się, obdarzając ją nieszczerym uśmiechem
- Ale dlaczego Marku mamy to odkładać. Dajmy się wypowiedzieć pani Cieplak
- To są dopiero wstępne wyliczenia, Pani dyrektor dopiero zaczęła nad nimi pracę. Pani Urszula z pewnością chętnie przedstawi je na kolejnym posiedzeniu, gdy będą one na tyle skrystalizowane, iż będzie wiadomo jakiego rządu przyniosą oszczędności. Wstępny zarys nic ci nie da – mimo zdenerwowania, spojrzał na Febo z ogromną pewnością siebie. Krzysztof obserwował ich w milczeniu.
- Ale mimo to ja chętnie posłucham – naciskał Febo licząc na to, że nadarzy się kolejna okazja do wyłapania błędu
- Prezes ma rację – odezwała się wreszcie. Nie było sensu, by działała wbrew niemu – to szkic projektu. Dokładne wyliczenia przedstawię za dwa miesiące. Nie ma sensu zawracać państwu głowy wstępnymi koncepcjami – pospiesznie zaczęła zbierać swoje rzeczy – Dziękuję państwu.
- Dziękujemy pani dyrektor – rzucił Dobrzański, spoglądając na nią spode łba. Całe szczęście, że się wycofała. Nie zdawała sobie sprawy, co czyni. Szybkim krokiem opuściła gabinet. Znów mu podpadła przez swoją nadgorliwość i chęć pokazania swoich umiejętności. Nie pomyślała. Stworzyła ten projekt wczorajszej nocy, chciała się wykazać. Wyszło jak zwykle. Zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie powinna od czasu do czasu ugryźć się w język i zajmować się tylko podstawowymi wyliczeniami, a co do reszty, to jakoś to będzie. Zadzwoniła jej komórka. Na wyświetlaczu zobaczyła ‘Tomek’.
- Cześć kochanie – rzuciła, siląc się na radosny ton
-….
- Tak, skończyłam już.
-….
- Dobrze - westchnęła - powiedzmy, że dobrze mi poszło.
- …
- Opowiem ci w domu.
-…
- Co?
- …..
- No dobra. To przyjedź po mnie za pół godziny. Jak chcesz, to możesz wejść. Zobaczysz moje biuro. Zgłoszę ochronie, że będziesz. Wjedź na piąte piętro i zadzwoń, to po ciebie wyjdę. Pa

Po dwóch kwadransach winda wwiozła na piąte piętro przystojnego blondyna. Trzydziestolatek przyciągnął spojrzenia wszystkich kobiet znajdujących się na piątym piętrze. Lekko zdezorientowany rozejrzał się po holu i podszedł do młodego chłopaka za ladą.
- Szukam Uli Cieplak
- Gabinet pani dyrektor znajduje się na końcu korytarza. Prosto, ostatnie drzwi po lewej – uprzejmie udzielił mu informacji Daniel
- Dzięki – uśmiechnął się i ruszył we wskazanym kierunku. Cicho zapukał. Spięła się. Sądziła, że to Dobrzański, który zapewne skończył już swoją prezentację.
-Nieźle się tu urządziłaś, pani dyrektor – celowo podkreślił ostatnie słowo. Wiedział, że nie znosi, gdy ją tak nazywa.
- Jesteś – odparła jakby z ulgą i wtuliła się w jego ramię – Chodźmy na ten lunch. Muszę odsapnąć – chwyciła torebkę i skierowała się w kierunku drzwi
- A jak tam zarząd? – dopytywał
- Lepiej nie pytaj. Chyba znów podpadłam szefowi – uśmiechnęła się blado. ‘O wilku mowa’ pomyślała, gdy dostrzegła go na korytarzu. Stał przed konferencyjną, zażarcie o czymś dyskutując z ojcem. Miała nadzieję, że wyminą go niezauważeni. Wiedziała, że znowu ją opieprzy, a naprawdę nie miała na to ochoty. Chciała dobrze, chciała zaoszczędzić kilkadziesiąt tysięcy, a on jak zwykle nawet nie pozwolił jej się odezwać. Jak na zawołanie odwrócił się w ich kierunku.
- Pani się dokądś wybiera? – obrzucił ją pytającym spojrzeniem
- Tak. Idę na lunch – spojrzała na Tomka – A tak właściwie, to poznajcie się panowie. To mój chłopak, a to prezes Febo&Dobrzański.
- Tomasz Kasprzak – blondyn wyciągnął dłoń
- Marek Dobrzański – uścisnął mu rękę i obrzucił sceptycznym spojrzeniem – Bardzo mi przykro, ale będzie musiała pani zmienić plany – wymownie spojrzał jej w oczy – Chyba mamy pewną kwestię do omówienia. Zapraszam – wskazał ręką na swój gabinet.
- Przepraszam. Porozmawiamy w domu – rzuciła w stronę chłopaka i posłusznie udała się za Dobrzańskim w stronę jego biura.
Dość niedbale rzucił dokumenty na biurko i spojrzał na nią gniewnie.  
- To już jest jakiś skandal! Co ty sobie wyobrażasz? – nawet nie zwrócił uwagi na fakt, iż pominął formę ‘pani’ – Co to miało być? Solo niedocenianej i tłamszonej przez szefa niewinnej duszyczki?
- Ja chciałam tylko… - przerwał jej
- Mnie nie interesuje to, co pani chciała. Mnie interesuje to, co z tego wyszło. Pani się chyba zapomina! – był wściekły. Na korytarzu jeszcze jakoś się hamował, ale teraz nerwy mu puściły - Chciałem puścić w niepamięć ten wczorajszy incydent. Ale to, co zaprezentowała pani dzisiaj, to już przechodzi ludzkie pojęcie!
- Przygotowałam projekt oszczędności, który…
- Chciałam państwu przedstawić – zacytował ją przedrzeźniając jednocześnie – Jakie chciałam przedstawić, co? – wrzasnął – Co to miało być? Machanie szabelką?!
- Chciałam przedstawić koncepcję oszczędności, dzięki którym firma w ciągu roku może zyskać jakieś dziesięć procent – próbowała się usprawiedliwiać
- Świetnie – rzucił ironicznie – Tylko, że tu nie chodzi o to, co chciałaś przedstawić, tylko w jaki sposób chciałaś to zrobić! Przygotwała pani projekt, bardzo dobrze.... Pogratulować! Tylko trzeba było najpierw przyjść z tym do mnie!
- Do pana? Pan nawet nie chce słuchać moich pomysłów, nie daje mi pan szansy – odparła bezradnie
- Owszem, nie słuchałem pani pomysłów dotyczących spraw, które nie leżą w pani kompetencjach. Pani mi podsuwała rozwiązania odnośnie współpracy z konkretnymi firmami… Pani mi proponowała umowy, o których tak naprawdę nie ma pani pojęcia! Ile pani pracuje w branży modowej? Miesiąc? Pół roku? – zapytał, nawet nie czekając na jej odpowiedź – Ja siedzę w tym środowisku już dwadzieścia lat. Znam wszystkich. Od kierownika szwalni w Pcimiu Dolnym do prezesa Fox Fashion. Wiem bardzo dobrze, którą firmę na co stać i z kim warto wchodzić w układy, a kogo unikać jako biznesowego partnera. Więc pani pozycje były dla mnie stratą cennego czasu. Ale w tym wypadku nie rozumiem dlaczego działała pani poza mną!?
- Bo pan cały czas neguje moje umiejętności, podważa moje kompetencje… 
- Ja nie umniejszam pani talentu, ani osiągnięć. Ja tylko próbuję pani pokazać, że trzeba znać swoje miejsce w szeregu i nie wychodzić przed orkiestrę. Ja jestem prezesem- podkreślił - Pani dyrektorem finansowym, który stoi pół kroku za mną. Zanim zaproponuje pani cokolwiek zarządowi, ma pani obowiązek skonsultować ze mną. Chyba nie wymagam zbyt wiele? Szef ma prawo wiedzieć o wszystkim, a pracownik musi go informować. Pani zaczyna działać za moimi plecami.. a to mi się nie podoba i nie spodobałoby się nikomu na moim miejscu. Pani chyba nie zdaje sobie sprawy, że gdyby w tej chwili pracowała w innej firmie i zdarzyłaby się taka sytuacja, jak przed chwilą, z mety zostałaby pani zwolniona. Ma pani tego świadomość? – świdrował ją wzrokiem - W ciągu pięciu minut wyleciałaby pani i to z naganą w papierach! – urwał na chwilę bacznie ją obserwując. Siedziała na sofie, zerkając na niego co chwilę. Dzisiaj przynajmniej nie dyskutowała tak zażarcie. Nie patrzyła tak bezczelnie i przestała atakować - Pani się chyba przecenia! Pani największy problem to brak pokory! Ten brak pokory zdecydowanie wyprzedza talent. Im szybciej to pani zrozumie, tym lepiej dla pani! - jego zimny głos obniżył temperaturę w pokoju o kilka dobrych stopni. Zadrżała – Wczorajszy błąd miałem potraktować w kategoriach głupiej pomyłki. Jesteśmy tylko ludźmi. Miałem nadzieję, że wyciągnie pani wnioski. A pani zamiast wyciągnąć wnioski, próbuje mi pani wbić nóż w plecy. A w zasadzie nie tylko mnie. Sobie też i całej firmie. Nie ma pani prawa prezentować czegokolwiek zarządowi bez mojej zgody! Jasne? – siedziała pokornie. Miała ochotę wykrzyczeć co leży jej na wątrobie, że nie pozwala się jej wykazać, że podcina skrzydła, że ona chce pomóc mu wypłynąć…
- Jak słońce – rzuciła pod nosem, wywracając przy tym oczami. Znów dawała o sobie znać jej charakterek. Zgromił ją wzrokiem.
- Proszę pamiętać, że każde pani potknięcie, to także moje potknięcie! A na to nie mogę sobie pozwolić. Mój ojciec nie znosi takich sytuacji, a Aleks tylko czeka na mój błąd. A w tym wypadku pani błąd, to także mój błąd! Rozumiemy się? Gdy ja stąd odejdę, pani wyleci jeszcze szybciej, niż została pani zatrudniona. Moje miejsce zajmie Aleks i proszę mi wierzyć, nawet nie będzie chciał z panią rozmawiać o pogodzie, a co dopiero o finansach. Zastąpi cię twój ulubiony kolega Adam, który tak chętnie podrzuca ci średnio sprawdzone wyliczenia, z którymi tak chętnie do mnie pani przybiega, budując na ich podstawie koncepcje podboju modowego rynku. – westchnął. Nieco się już uspokoił. Starał się myśleć o tym incydencie na chłodno. Powoli mu się udawało - Szanuję pani ambicję i determinację, ale proszę się zastanowić, co jest dla pani dobre i do której bramki pani gra.  To stanowisko to dla pani wielka szansa i proszę jej nie zmarnować – usiadł naprzeciw niej. Milczała. On również. Intensywnie się nad czymś zastanawiał. Wreszcie się odezwał - Myślę, że najlepiej będzie, jak weźmie pani trzy, może cztery dni wolnego, a później szczegółowo ustalimy zakres naszej współpracy – nie zabrzmiało to w kategoriach propozycji. To było polecenie do wykonania. Bez słowa wstała i opuściła jego gabinet.

Czarno widział ich dalszą współpracę. Wiedział, że jeśli jej podejście się nie zmieni, nie dadzą rady tego ciągnąć. Był zmęczony. Pracowała raptem od miesiąca, a on miał dość. Zespół powinien być tak zbudowany, by praca w nim była miła i przyjemna. Z nią to było bardzo trudne. Zwłaszcza, jeśli nie zrozumie kilku podstawowych zasad. 'Przemądrzała, butna smarkula'.