B

piątek, 30 września 2016

'Umowa' IV

- Świetnie, że już jesteś – przepuszczając ją w drzwiach cmoknął w policzek. Była trochę zaskoczona tą bezpośredniością, ale postanowiła tego nie komentować. Po prostu musiała się do tego przyzwyczaić. Przecież mają grać zakochaną parę, nie może uciekać przed jego dotykiem i bliskością. Na kilka miesięcy musiała stać się aktorką. Przecież aktorzy stojąc pośrodku sceny też się całują, przed kamerą grywają naprawdę intymne sceny. Ta bliskość nie jest naprawdę, nie ma w niej uczuć. Z pewnością trudniejszy to fach, niż bycie księgową, ale da sobie radę. Zawsze ze wszystkiego była najlepsza. Wiedziała, na co się godzi. Musiała podołać zdaniu – Kawy, wina? – zaproponował prowadząc w stronę salonu z aneksem kuchennym
- Najchętniej zieloną herbatę. Jeśli nie masz, może być szklanka niegazowanej wody – rozglądała się po wnętrzu zaciekawiona. Mieszkanie urządzone było minimalistycznie z dominacją bieli i szarości
- Znajdziesz wspólny język z moją mamą – uśmiechnął się pod nosem, stojąc nad płytą indukcyjną - Jest fanką zielonej herbaty. Zerknij na laptopa. Wybrałem trzy interesujące propozycje.
- Mieszkanie? – zdziwiła się, przeglądając zdjęcia
- No oczywiście. Zapomniałem ostatnio wspomnieć? – skrzywił się - Muszę coś wynająć na najbliższy rok. To jest zdecydowanie za małe dla dwóch osób. No chyba, że jednak chcesz żebyśmy mieli wspólną sypialnię – spiorunowała go wzrokiem – Tak właśnie myślałem – wyszczerzył się - Jakieś osiemdziesiąt do stu metrów. Salon, dwie, trzy sypialnie, dwie łazienki, żebyśmy sobie rano nie przeszkadzali. Podoba mi się to dwupoziomowe na Służewcu. Co prawda jest dość  klasyczne, ja bardziej gustuję w loftach – postawił przed nią parującą filiżankę – ale ma fajny rozkład i miałbym blisko od firmy
- Wydaje mi się, że to by wystarczyło na dwie osoby – wskazała na osiemdziesięciometrowe mieszkanie urządzone w stylu skandynawskim
- No mogłoby by być, ale jakoś mnie nie przekonują te Kabaty. Minie wieczność nim się dostanę autem do Centrum.
- Jest coś takiego, jak metro – ironiczny ton był aż nadto słyszalny - I to niemal pod samymi drzwiami.
- No proszę cię – lekceważąco spojrzał na nią - Nie po to kupiłem sobie najnowszy, upragniony model, żeby jeździć komunikacją miejską, która śmierdzi potem, a wszyscy współpasażerowie mają rano takie miny, jakby mieli ochotę się nawzajem pozabijać. Poza tym to metro…. To jest pierwsze piętro. Czy ktoś mi da gwarancję, że jak będzie jechało, to ja tego nie będę słyszał we własnym salonie? Już nie wspominając o tym, że na świecie już kilka razy były w metrze zamachy. Będziemy sobie jeść śniadanie, a sąsiedni blok wyleci w powietrze. Kabaty odpadają. Ja w ogóle nie wiem, czemu zostawiłem tę ofertę – zamknął jedno z okien przeglądarki – Zostaje Służewiec i Wola. Decyzje zostawiam tobie – w milczeniu przeglądała zdjęcia obu lokalizacji
- Dobrze, niech będzie to dwupoziomowe. W sumie różnica w cenie jest niewielka, a przynajmniej nie będziemy sobie przeszkadzać na tak wielkiej powierzchni.
- Panno Cieplak, cóż za zgodność – uśmiechnął się z sympatią – Ok, na jutro umówię się z pośrednikiem by je obejrzeć. Mam nadzieję, że te fotki nie były podrasowane przez jakiegoś zdolnego grafika. Chcesz jechać ze mną? Od dwunastej jestem wolny – zerknął do kalendarza w komórce
- Nie bardzo dam radę się wyrwać nawet na godzinę. Najbliższe dwa dni to zamknięcie miesiąca. Będę zawalona robotą.
- Ok. Sam to załatwię – machnął ręką
- Swoją drogą brakuje mi faktury za ostatnią imprezę dla tego salonu samochodowego
- Nie było jej w teczce? – pokręciła głową – Pewnie mi się gdzieś zawieruszyła między papierami. Poszukam – obiecał – Dobra, teraz trzeba ustalić historię naszego poznania dla mojej rodziny. Musi niezbyt odbiegać od prawdy, bo jak moja matka zacznie na ślubie dyskusję z kimś z firmy, to sprawa się rypnie.
- Jak to z kimś z pracy? Ja miałam nadzieję, że nikt nie będzie wiedział – jęknęła wyraźnie niezadowolona
- Niby jak ty to sobie wyobrażasz? – roześmiał się pod nosem skonsternowany. Popełnił błąd. Pojawiło się coraz więcej problemów i niewiadomych. Powinien był więcej czasu poświęcić na szukanie odpowiedniej kandydatki na żonę, a nie rozpaczliwie chwytać się myśli, że nie musi się wysilać, bo przecież jest Ula. Inna nie tylko nie stwarzałaby problemów z seksem, ba może sama zgodziłaby się pójść na układ, a co najważniejsze uniknąłby pytań wśród współpracowników, a rodzinie mógłby wcisnąć jakąkolwiek bajeczkę o wielkiej miłości, która trafiła w niego, jak grom z jasnego nieba.  
- A ty jak? Zamierzasz przyjść jutro do biura i powiedzieć ‘kochanie znalazłem tę fakturę’? A za miesiąc podczas zebrania pracowników ogłosisz, że się pobieramy? Przecież to niedorzeczne i nikt w to nie uwierzy – w duchu przyznawał jej rację, chociaż nie powiedział tego głośno
- Dobrze, to co proponujesz? – przyjrzał jej się uważnie
- Będziemy udawać sielankę przed twoją rodziną, a w pracy zachowywać dystans.
- Wchodząc do biura mam zdejmować obrączkę? A jak ktoś nas spotka na mieście, albo pojawią się jakieś wspólne zdjęcia w brukowcu, to co wtedy?
- Wtedy powiemy, że nie chcieliśmy plotek i gadania. Poza tym ja w twojej firmie bywam raptem kilka dni w miesiącu, nie będzie aż tak trudno zachowywać pozory.
- Może i masz rację – nalał lampkę wina – Hmmm? – wyciągnął w jej kierunku kieliszek, ale przecząco pokręciła głową – Poznaliśmy się dzięki temu, że zajęłaś się księgowością mojej firmy. Od początku chciałem się z tobą umówić, ale kompletnie nie zwracałaś na mnie uwagi, bo byłaś w związku z…. – urwał na chwilę – Jak on miał na imię?
- Bartek –niemal wycedziła przez zęby, przypominając sobie o byłym chłopaku
- A dlaczego się rozstaliście? – dociekał
- A ty przepraszam prowadzisz dochodzenie? – zirytował ją
- Mnie to tam wszystko jedno, ale gwarantuje ci, że moja babka o to zapyta – spojrzał na nią wymownie
- Widzę, że jest równie taktowna, jak wnuk – mruknęła pod nosem – Oszukiwał mnie i wykorzystywał. Był ze mną, bo byłam łatwym źródłem dochodu i sponsorem kolejnych nieudanych biznesów. Chcesz znać jeszcze jakieś szczegóły? – podniósł ręce w obronnym geście
- Masz brata, tak?
- Ma dwadzieścia trzy lata, od dwóch mieszka i studiuje informatykę w Kanadzie. Mama nie żyje, ojciec mieszka w Rysiowie
- To ta mieścina za Pruszkowem? – dopytywał. Przytaknęła – Ok. Zanim się spotkamy z moimi rodzicami proponuję żebyśmy wyjechali razem na weekend – zrobiła wielkie oczy, ale on przeglądając kalendarz nie zwrócił na to uwagi - Najlepszy byłby ten za dwa tygodnie, tuż przed spotkaniem z nimi. Masz jakieś plany?
- Wspólny weekend? A niby po co?
- Po to, żebyśmy się do siebie przyzwyczaili i nauczyli. Pójdziemy na kolację do mnie do domu, wyjdziesz do toalety, a gosposia będzie chciała w tym czasie podać kawę. A ja nie wiem jaką pijesz. Nie uważasz, że będzie to trochę dziwne? Jestem zakochany, spędzamy razem mnóstwo czasu, a ja nie wiem podstawowych rzeczy?
- Macie w domu gosposię?
- Tak. I pana, który dwa razy w miesiącu zajmuje się zielenią - wywrócił oczami - Moja rodzina jest dość zamożna, nie wiedziałaś? Te szmatławce chętnie się o tym rozpisują.
- Aż tak dokładnie nigdy nie śledziłam wzmianek o tobie. Zawsze najwięcej szumu było przy okazji hulanek.
- Przez miesiąc nie dawali mi spokoju, jak pijany wpadłem do fontanny – pokręcił głową z powątpiewaniem – Trzeba przyznać, że trochę wydoroślałem. A wracając do mojej rodziny, mama prowadzi galerię sztuki na Starówce, a ojciec jest właścicielem sieci cukierni ‘Słodka chwila’.
- Jest cukiernikiem? – wyraźnie się ożywiła. Miała ogromną słabość do ich babeczek z bitą śmietaną z truskawkami i tarty cytrynowej.
- Nie – roześmiał się – Po prostu piętnaście lat temu trafiła się okazja i przejął ten biznes. Wcześniej przez lata był prezesem w firmie produkującej meble. Wszedł w konflikt z właścicielami, którzy mieli odmienną wizję rozwoju, a że zarobił spore pieniądze, to postanowił zacząć pracować na własny rachunek. Miał trochę szczęścia, dobrał sobie świetnych współpracowników i szybko z trzech cukierni zrobiło się osiem. A teraz jest trzydzieści pięć, głównie w centralnej i północnej Polsce.
- A ty nigdy  nie myślałeś, żeby pracować w rodzinnej firmie?
- Na samym początku tak, gdy ojciec zakładał firmę, a ja szedłem na studia. Jego warunkiem było to, że mam skończyć zarządzanie i przejść przez kilka szczebli, od przysłowiowego zmywaka. A ja chciałem mieć od razu swój gabinet. Szybko rzuciłem uczelnię. Rodzice się wściekli, oczywiście za namową babki i przestali mnie sponsorować. Wtedy postanowiłem rozkręcić z Sebą swój biznes. I tak to już trwa dziesięć lat. Każdy zajmuje się swoją działką.

wtorek, 27 września 2016

'Umowa' III

Kilka dni później oznajmiła mu, że wchodzi w to. Postanowiła potraktować to jako ciekawą przygodę i drogę do zarobienia przyzwoitych pieniędzy. Zwykle nie chadzała na skróty, do wszystkiego dochodziła sama, swoją pracą i zaangażowaniem. Tym razem stwierdziła, że łatwy zarobek nikogo nie skrzywdzi. No może nie bezpośrednio…. W końcu babcia pogrywała z wnukiem nie do końca fair. A nawet jeśli ona by się nie zgodziła, Marek z pewnością zrealizowałby swój plan przy pomocy innej dziewczyny.

- Wszystko super, niemniej wolałabym, żeby znalazł się tu zapis, że nie będziesz prowadził podwójnego życia – odłożyła dokumenty na biurko i uśmiechnęła się po siedzących po drugiej stronie mężczyzn. Marek na chwilę się zapowietrzył. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie gładko. Widząc jego minę zaprzyjaźniony notariusz stwierdził, że da im chwilkę, a sam sprawdzi dokumenty potrzebne na kolejne spotkanie. Zostali w gabinecie sami.
- A czy ty będziesz ze mną sypiać, że wymagasz wierności? – zrobiła wielkie oczy – Może zmieńmy tę umowę. Ja nie będę zdradzać, a w zamian ty będziesz wywiązywać się ze wszystkich obowiązków małżeńskich – spojrzał na nią z wyższością
- Na to się nie umawialiśmy – bąknęła nieco zawstydzona – Ty natomiast podczas ostatniej rozmowy zgodziłeś się na moje warunki  
- Na nic takiego się nie godziłem! – wycedził – Jestem trzydziestoletnim, zdrowym facetem. Mam przez rok nie uprawiać seksu? Chyba sobie kpisz! – prychnął i obrzucił karcącym spojrzeniem -  Nie zamierzam przez dwanaście miesięcy robić sobie dobrze podczas wieczornego prysznica! To jest jakiś absurd! Jedyne, na co się zgodziłem to, że nie będę robił z ciebie pośmiewiska i obnosił się ze swoimi partnerkami. Moje życie intymne będzie bardzo dyskretne. Tyle ci mogę zagwarantować. Ja również nie oczekuję od ciebie wierności. Jeśli będziesz się chciała z kimś umawiać w tym czasie, proszę bardzo, pod warunkiem, że będziesz ostrożna.
- To może niech jedna z tych, z którymi sypiasz, zostanie twoją żoną – splotła ramiona na wysokości piersi i bezczelnie spojrzała mu w oczy. Na zewnątrz starał się być spokojny, ale widziała, że w środku cały się trzęsie. W myślach kalkulował, ile czasu potrzebuje na znalezienie nowej kandydatki. Nawet gdyby skorzystał z pomocy wyspecjalizowanego biura matrymonialnego, proces rekrutacji odpowiedniej dziewczyny trwałby kilka tygodni. Wzięcie ślubu z pierwszą, którą podsunęłoby mu biuro byłoby kompletnym szaleństwem. Większym, niż warunki Ulki. Zresztą, przemknęło mu przez głowę stare powiedzenie ‘czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal’. Ulka nie będzie się z nim prowadzać za rękę. Przy dużej ostrożności nie będzie miała pojęcia, że się z kimś widuje od czasu do czasu. Dziwił się, że tak bardzo upiera się przy takiej głupocie. Rozumiałby, gdyby próbowała negocjować lepsze warunki finansowe, ale to? Przecież nie łączy ich nic więcej oprócz umowy, zwykłego papierka.
- Wygrałaś – mruknął. Podpisując dokumenty zastanawiał się, kiedy będzie najodpowiedniejszy moment, by przedstawić Cieplak rodzinie tak, by babcia niczego się nie domyśliła.

Nigdy nie przywiązywała zbyt dużej wagi do tego, co nosi. Miało być jej przede wszystkim wygodnie. Stąd na pierwsze miejsce w okresie zimowym wysunęły się wełniane swetry i kardigany typu oversize, a latem dzianinowe sukienki, czy koszule typu boyfriend, w których czuła się swobodnie. Jej styl z pewnością nie wynikał z kompleksów. Nie miała czego tuszować, ani ukrywać. Z pewnością nie była typem dziewczyny, jakie chodzą po wybiegach, ale była zgrabna, o normalnych proporcjach. Rozmiar trzydzieści osiem. Ubierała się tak głównie z wygody i lenistwa. Łatwo się prało, nie trzeba było prasować. Nie znosiła prasować. Zdecydowanie była typem, który z prac domowych wybiera gotowanie lub ścieranie kurzy. Robiło jej się słabo na myśl, ile trwa uprasowanie jedwabnej bluzki z żabotem. Poza tym nie przepadała za zakupami. Łażenie po sklepach w poszukiwaniu tak zwanych must have było dla niej stratą czasu. Jej szafa nie była zbyt rozbudowana, ale nie spędzało jej to snu z powiek. Prawdę mówiąc to bawiły ją te wszystkie dziewczyny stojące po kilka godzin pod sieciówką, bo znany projektant miał tam rzucić kilka swoich ciuszków.
Niemniej od rozmowy z Markiem zaczęła zwracać większą uwagę na to, co zakłada. Absolutnie nie zamierzała teraz biegać w poszukiwaniu sandałów z frędzlami, złotych sneakersów, czy okularów z lustrzanymi szkłami, najlepiej Michaela Korsa, pod hasłem ‘wszyscy takie mają, mam i ja’. Po prostu postanowiła wybierać ze swojej szafy ubrania, które nie tylko nie będą dodawać jej lat, co przede wszystkim kilogramów. Postanowiła również w najbliższym czasie odwiedzić również fryzjera, by pozbyć się końskiego ogona, którego nosiła od czasów liceum i zdecydowanie zbyt długiej grzywki zaczesywanej na bok.

- Ta będzie w sam raz na obiad u moich rodziców – usłyszała za kotarą, a po chwili jej oczom ukazała się granatowa sukienka. Ku jej niezadowoleniu w sobotnie popołudnie Marek zarządził zakupy. Zdecydowanie bardziej wolałaby kawę w przytulnej kafejce lub spacer po parku, by ustalić plan na najbliższy czas, albo wspólnie stworzyć historię ich poznania, na potrzeby rodziny. Marek był jednak nieustępliwy, twierdząc, że potrzebuje parę drobiazgów. Te parę drobiazgów, to były już trzy pokaźnych rozmiarów papierowe torby, a zakupy zdawało się, że nie będą mieć końca – i od razu sprawdzimy z tymi butami – do przymierzalni wsunęła się ręka Dobrzańskiego, w której trzymał parę granatowych, lakierowanych szpilek.
- Nie jestem przekonana – mruknęła, ukazując się brunetowi w wybranym przez niego zestawie
- Ale jest świetnie. Do tego jakaś delikatna biżuteria i powalisz moją rodzinę na kolana – przypatrywał jej się z uznaniem. Rzeczywiście w tym stroju i nowej fryzurze prezentowała się bardzo korzystnie.  
- Tak, tylko te buty mają prawie dziesięciocentymetrowy obcas. Boję się zrobić nawet kroku, by nie wybić sobie zębów. Całe życie nosiłam trampki albo baleriny
- No i to był błąd – spojrzał na nią wymownie – Ale ok. Nie będę się upierał. Szczerbata żona może nie spodobać się babci – zaśmiał się pod nosem – Buty dobierzemy w kolejnym sklepie. Ale sukienkę weźmiemy. Jest dla ciebie idealna
- W kolejnym sklepie? – spytała z rezygnacją – Mam już wszystko, czego mi potrzeba.
- No ty chyba żartujesz? – zapytał z oburzeniem – Jako moja narzeczona będziesz mi towarzyszyć podczas różnych wyjść. Poza tym jeszcze potrzebujesz coś eleganckiego na kolację, którą wydamy dla rodziny z okazji zaręczyn – wywróciła oczami – Wiem. Zdążyłem się zorientować, że nie przepadasz za zakupami, więc wolę to załatwić za jednym zamachem i nie ciągać cię po sklepach co dwa tygodnie.
- Po co ja się na to zgodziłam? – westchnęła pod nosem, zakładając jeansy
- Bo zależy ci na pieniądzach, podobnie jak mi – usłyszała po drugiej stronie. Najwyraźniej słyszał jej narzekania. Wywróciła oczami i wyszła z przymierzalni. Nie miała wyjścia. Klamka zapadła. Musiała to przetrwać. Później będzie jeszcze gorzej. Na przykład zapoznawczy obiad u jego rodziców za trzy tygodnie.

sobota, 17 września 2016

'Umowa' II

- No to pochwal się przyjacielowi, jak tam twoje poszukiwania żony? – Olszański ewidentnie się z niego naśmiewał
- Nijak – bąknął, upijając łyk wódki z colą
- To może idź do programu ‘Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie’
- Bardzo śmieszne! Naprawdę, ubaw po pachy! – odgryzł się – A czasu coraz mniej – mruknął bardziej do siebie – Obliczyłem, że do moich urodzin zostało siedem i pół miesiąca. Muszę ogarnąć jakąś dziewczynę, przedstawić rodzinie, oświadczyć się i dopiero wziąć ślub. Jak wytrzasnę jakąś pannę i się z nią hajtnę po miesiącu, to babka w życiu nie kupi tej historyjki – skrzywił się – Potrzebuje minimum pół roku.
- No nie zazdroszczę. A nie masz na oku żadnej kandydatki?
- No nie bardzo. W ubiegłym tygodniu odnowiłem nawet znajomość z Judytą
- Jaką Judytą? – zastanawiał się
- Wysoka blondynka, poznaliśmy ją wtedy w Sopocie. Była z tą swoją koleżanką, Martą, czy tam Mariką…
- Ta co reklamowała te rajstopy?
- Nie – jęknął – Tamta to była Jowita! Judyta maluje te wszystkie gwiazdy w tym serialu o tym zakonniku i psie. Byłem z nią na twoich urodzinach w ubiegłym roku
- Aaaa, no to trzeba było tak od razu. Ta z miseczką E
- W rzeczywistości to co najwyżej C – wywrócił oczami – No nie ważne. Umówiłem się z nią i stary… myślałem, że nie wytrzymam od tego jej trajkotania – pokręcił głową z powątpiewaniem - Aż mi się odechciało jechać z nią do hotelu.
- A może trzeba poszukać bliżej. Zresztą sam mówiłeś, że babcia nie popierała twoich dotychczasowych wyborów, więc przydałby się ktoś nowy – zastanawiał się - Ktoś, kto ma trochę oleju w głowie, a nie tylko nogi i cycki
- Kogo masz na myśli? – zaciekawił się
- Choćby którąś z naszej firmy – spojrzał na niego wymownie
- No proszę cię – skrzywił się – Niby kogo? Aśka jest mężatką, Patrycja jest zaręczona, Daria jest rozwódką z nastoletnią córką – wyliczał na palcach - ta stażystka Baśka jest zdecydowanie za młoda. Ledwie skończyła dwadzieścia lat. Z Natalią próbowałem na początku, ale jakoś nie grało.
- A Marta?
- Marta chyba jest lesbijką – Olszański zrobił wielkie oczy – Rzadko bywasz w firmie, to nie wiesz
- No a ta, co robi nam grafikę?
- Sonia? Kompletnie nie jest w moim guście – pokręcił głową z dezaprobatą - W końcu będę musiał się z nią męczyć przez rok, więc powinny być jakieś pozytywne wibracje. Żebyśmy się nie pozabijali po miesiącu. No jest jeszcze Ulka… – zamyślił się
- Ta księgowa? – Dobrzański pokiwał głową, intensywnie się nad czymś zastanawiając – No nie jest zbyt urodziwa
- Może i jest trochę zaniedbana, ale nad tym można popracować. Wystarczyłaby modna fryzura i zamiana tych rozciągniętych swetrów i za dużych spodni na kilka seksownych sukienek. W gruncie rzeczy nie jest taka brzydka. Ma piękne oczy i całkiem niezłą figurę. Chociaż wątpię, żeby się zgodziła – skrzywił się – Niby czasem żartujemy, dobrze nam się rozmawia, ale ewidentnie traktuje mnie z dystansem.
- Pewnie ma cię za podrywacza – roześmiał się na całe gardło, a brunet spiorunował go wzrokiem – Ale co ci szkodzi spróbować
- Porozmawiam z nią. Chociaż nie wiem, czy ona przypadkiem nie jest w związku. Kiedyś słyszałem, jak rozmawiała z Aśką o jakimś Bartku.
- Kto pyta, ten pije szampana – uniósł szklankę w górę – Pani księgowa, inteligentna, rozgarnięta, babcia byłaby zachwycona.


- Słucham? – szatynka zakrztusiła się owocową lemoniadą – Ty sobie ze mnie żartujesz? Jestem w ukrytej kamerze? – zaśmiała się. Nie sądziła, że podczas tego lunchu usłyszy taką propozycję. W ogóle to wszystko było dziwne. Już samo wyjście na wspólny posiłek było niecodzienne, nigdy razem nie jadali.
- Nie, nie żartuję – jej reakcja go zirytowała. Słysząc te słowa nagle spoważniała. Wreszcie dotarło do niej, że on rzeczywiście proponuje jej małżeństwo
- Moment. Ja muszę sobie to poukładać, bo chyba dobrze nie zrozumiałam. Mam wciąć z tobą ślub, żebyś ty mógł zgarnąć pieniądze babci, tak? – przyjrzała mu się uważnie
- Tak! Zresztą to nie są moje fanaberie, tylko mojej babki
- Jasne. Ale może warto byłoby pomyśleć o tym choć ciut na poważnie. Może powinieneś znaleźć kandydatkę na prawdziwą żonę, a nie bawić się w małżeństwo na papierze tylko po to, by zyskać trochę pieniędzy
- To nie jest trochę pieniędzy, ale nie będę się zagłębiać w szczegóły. Poza tym na małżeństwo jestem zdecydowanie za młody
- Za młody? – zrobiła wielkie oczy – No nie powiedziałabym – popatrzyła na niego dziwnie – Poza tym latka lecą. Nim się obejrzysz, czterdziestka na karku – ewidentnie się z niego podśmiewała
- Dobrze, skończ! – uciął rozgniewany - Wchodzi w to, czy nie?
- Przecież to jest jakiś chory pomysł! Mam przed twoją rodziną, przyjaciółmi udawać twoją dziewczynę, narzeczoną, a później żonę. Mamy wziąć ślub, później się elegancko rozwiedziemy i każdy pójdzie w swoją stronę.
- Nie jesteś teraz w związku, to co ci szkodzi? Dostaniesz swoją część. Kupisz sobie mieszkanie bez konieczności brania jakiegoś horrendalnego kredytu. Zamierzasz do emerytury wynajmować jakąś kawalerkę na obrzeżach miasta? Poza tym tak, jak mówiłem, jako twój narzeczony i mąż będę cię utrzymywał. To, co będziesz w tym czasie zarabiać, odłożysz, pomożesz bratu. Kiedyś mówiłaś, że studiuje i pracuje w Kanadzie, tak? – potwierdziła skinieniem głowy – No właśnie. Poza tym pomogę ci nawiązać ciekawe kontakty. Przedstawię kilku osobom. Rozwiniesz działalność, może nawet zatrudnisz kogoś, otworzysz duże biuro rachunkowe. Same korzyści.
- Ale ja nie do końca to miałam na myśli. Przecież nikt nam w to nie uwierzy. Nie pasuję do obrazu twoich poprzednich partnerek – umiejętnie nawiązała do swojego wyglądu.
- Moich poprzednich partnerek babcia kompletnie nie akceptowała. Jeszcze by zeszła na zawał, gdyby dowiedziała się, że zamierzam ożenić się z jedną z nich – zaśmiał się pod nosem. Tą uwagą rozładował nieco atmosferę – A poza tym wydaje mi się, że jesteś zbyt krytyczna w stosunku do siebie – uwagę o kompleksach postanowił sobie darować - Mówiąc wprost, gdybyś podcięła włosy i zmieniła te luźne bluzki i dresowe sukienki na rzeczy bardziej podkreślające twoją urodę, bez problemu przyćmiłabyś je wszystkie - jego słowa ją zaskoczyły. Miło zaskoczyły.Nigdy nie myślała o sobie, że mogłaby się równać z tymi wszystkimi modelkami, celebrytkami z pierwszych stron gazet.
- Dobrze – westchnęła
- Zgadzasz się? – zapytał z lekkim niedowierzaniem, ale i satysfakcją
- Nie, jeszcze nie – odparła szybko - Nie wiem – zamyśliła się na chwilę - A jakby to wyglądało, gdybym się zdecydowała?
- Zacząłbym przebąkiwać w gronie rodziny, że w moim życiu pojawił się wreszcie ktoś warty uwagi. Przedstawiłbym cię rodzicom i babci. Za jakiś miesiąc byś się do mnie przeprowadziła. Jeszcze przed świętami ogłosilibyśmy zaręczyny. Później szybki ślub. Tyle.
- I wiesz o tym, że musiałbyś zmienić swoje życie – rzekła poważnie. Zmarszczył brwi nie bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi – Wiem, jaki tryb prowadziłeś do tej pory. Przeglądam czasami kolorowe gazety. Byłabym twoją narzeczoną, żoną…. Nie pozwoliłabym się zdradzać. Nie chciałabym być pośmiewiskiem całego miasta – przez chwile przyglądał jej się bez słowa, by wreszcie rzucić krótkie
- Ok

piątek, 9 września 2016

'Umowa' I

Przystojny brunet siedział w eleganckim barze, sącząc szkocką z lodem. Miał ciężki orzech do zgryzienia. Dzięki komu? Oczywiście dzięki swojej ‘ukochanej’ babci, którą w latach młodzieńczych zwykł nazywać czarownicą. Nigdy za nią nie przepadał, tak, jak ona za nim. Gdy był smarkaczem, w krótkich spodenkach, ewidentnie się jej bał i dlatego wzbraniał się rękami i nogami przed spędzaniem u babuszki wakacji. Na szczęście rodzice mu ulegali i nie zmuszali do wyjazdów. Zresztą, babcia Genowefa Brzeska też jakoś specjalnie, ochoczo wnuka do siebie nie zapraszała. Ot tak, zwykła kurtuazja i stwarzanie pozorów kochającej się rodzinki. Genia udawała, że swojego wnuka bardzo kocha, Marek udawał, że babcię uwielbia. Pech chciał, że Marek był jedynakiem, a jego matka Helena również nie miała żadnego rodzeństwa. Babcia zwykła nazywać go Marusiem, a on szczerze tego nie znosił. Uwielbiała chwalić się swoim pięknym wnukiem przed koleżankami, opowiadając, jaki to grzeczny i zdolny chłopiec. Niestety nie było to prawdą, ale prawda nie wzbudzałaby zachwytu jej koleżanek, pudernic. Marek w szkole był największym łobuzem. Później na szczęście z tego wyrósł, jednak problemy z nauką miał zawsze. Studiów też nie skończył. Wyrzucili go na drugim roku i już nie próbował, ani na innym kierunku, ani na innej uczelni. Wolał skupiać się na hulankach z przyjacielem. Babci ewidentnie taki tryb życia się nie podobał. I odkąd skończył dwadzieścia cztery lata przy każdej możliwej okazji dopytywała się, kiedy się ustatkuje, znajdzie porządną dziewczynę, założy rodzinę i zajmie się czymś pożytecznym. Marek Dobrzański ewidentnie nie wpisywał się w jej obraz idealnego wnuka - młodego męża i ojca dwójki ślicznych dzieci, szanowanego stomatologa, prawnika, albo chociaż doradcy podatkowego. To ciągłe zrzędzenie Geni, jaki to jest nieodpowiedzialny i niesamodzielny spowodowało, że rodzice w wieku dwudziestu pięciu lat odcięli pępowinę i przestali przelewać pokaźne sumki na jego konto. Wtedy właśnie postanowił zająć się wraz z przyjacielem tym, na czym się zna najlepiej, imprezami. Otworzył agencję eventową, na co babcia wywracała tylko oczami, grzmiąc, że szerzy rozpustę, sodomę i gomorę. I choć Marek od momentu uzyskania pełnoletniości starał się maksymalnie ograniczać kontakty z mieszkającą w Berlinie babcią, dzięki czemu widywali się tylko dwa razy w roku przy okazji świąt, to Brzeska wciąż starała się trzymać rękę na pulsie i ingerować w życie wnuka. Miała nadzieję, że w końcu wyjdzie na ludzi. Bacznie śledziła pojawiające się o nim wzmianki w kolorowych pismach, susząc Helenie głowę, że jej syn obraca się w niewłaściwym towarzystwie pijaków, ćpunów i nosicieli chorób wenerycznych. Nie pozostawiała suchej nitki na kolejnych dziewczynach Marka. Każda była dla niej głupią Lolą blond z zza dużym, sztucznym biustem. I tutaj jedyną osobą, którą zdania babci nie podzielała, był Marek. Jemu taki typ dziewczyn ewidentnie odpowiadał, bo były proste w obsłudze i nie potrzebowały do szczęścia nic więcej, oprócz jego portfela.

Marek Dobrzański musiał przyznać, że babcia Genowefa była dobrym strategiem. Skoro prośby, groźny, podburzanie Heleny i Krzysztofa nie przynosiło efektów, postanowiła wcielić w życie nowy plan. I była przekonana, że wreszcie dopnie swego. Plan rychłego ożenku powodował nieprzyjemne dreszcze na jego plecach. Z jednej strony nie zamierzał się żenić tylko dlatego, że babcia Brzeska ubzdurała sobie, że każdy mężczyzna w wieku trzydziestu pięciu lat musi mieć żonę. Nie negował tego, że kiedyś się ożeni. Jednak dla niego była to jeszcze zbyt odległa perspektywa. Chciał się bawić, korzystać z życia, a nie być prowadzonym przez żonę na smyczy. Ale z drugiej strony….. Trudno pozwolić, by taka fortuna przeszła koło nosa. Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie zrezygnowałby z prezentu w postaci pół miliona euro. Zachodził w głowę, jakim cudem babcia odłożyła aż tyle. Owszem, była majętna, była również oszczędna, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że staruszka nie pozbywa się wszystkich oszczędności, a prezent dla niego, ma być tylko częścią jej majątku. Najwyraźniej te niewinne partyjki w pokera z koleżankami z Klubu Miłośniczek Malarstwa, wcale nie były takie niewinne.

Pełnomocnik babci sprawę postawił jasno – Marek otrzyma darowiznę w postaci pół miliona euro, jeśli do momentu ukończenia trzydziestu pięciu lat ożeni się, a małżeństwo przetrwa minimum pół roku. Natomiast w swoim testamencie resztę oszczędności zapisała Helenie i Krzysztofowi, a posiadłość na przedmieściach Berlina wnukom, które miały się urodzić ze związku Marka i jego wybranki. Jeśli takowe by się nie pojawiły w ciągu dziesięciu lat od jej śmierci, willa wraz z działką miała zostać sprzedana, a pieniądze przekazane na cale charytatywne.
Z jednej strony nie chciał ulegać babce, ale z drugiej pieniądze z darowizny bardzo by mu się przydały. Wreszcie swoje pięćdziesięciometrowe mieszkanie na Bemowie mógłby zamienić na wymarzony loft z widokiem na Wisłę, bez konieczności zaciągania milionowego kredytu, który spłacałby do emerytury. Mógłby również zainwestować w rozwój firmy. Same plusy, gdyby nie ten krążek na palcu. Przy trzecim drinku wpadł mu do głowy świetny plan. Postanowił dać babci pozorną satysfakcję i zabrać co swoje. Postanowił Genowefę przechytrzyć.

- I zamierzasz się ożenić? – dopytywał Olszański, patrząc na przyjaciela z lekkim niedowierzaniem
- Oczywiście! – uśmiechnął się cwaniacko – A po sześciu miesiącach z powodu niezgodności charakterów wezmę rozwód. Pieniądze zostaną mi w kieszeni, małżonki się pozbędę. Czyż to nie genialny plan?! Przy okazji utrę nosa mojej ukochanej babci
- Może i genialny, tylko przypominam ci stary, że nie masz aktualnie dziewczyny
- No właśnie. I tu pojawiają się schody – skrzywił się – Bo przeanalizowałem swoje związki – przy ostatnim słowie wykonał powietrzny cudzysłów - z ostatniego roku – chrząknął ostentacyjnie – I Kaśka, Naomi, a tym bardziej Tamara się nie nadają – skrzywił się
- Nie, no Kaśka nie była taka straszna
- Może i nie była. Tylko nie ukrywajmy, że gdyby poznała powody mojego ożenku już bym się od niej nie uwolnił. Zagospodarowałaby każdą złotówkę z konta babki
- Przecież nie musisz jej się zwierzać
- Stary, ewidentnie leciała na moją kasę. Sądzisz, że zgodziłaby się na intercyzę – spojrzał na przyjaciela z politowaniem – No proszę cię
- Fakt
- Poza tym moja rodzina nigdy by jej nie zaakceptowała. Babka jeszcze gotowa zmienić tę umowę. Jak zobaczyła Kaśkę na zdjęciu w ‘Życiu stolicy’ to zapytała się mojej matki, co to za ruda lala w za krótkiej sukience.
- No to sam już nie wiem – podrapał się po głowie
- Coś wymyślę