B

sobota, 28 grudnia 2013

Miniaturka XIV 'Ja, Ty i Ona'

Od trzech lat byli małżeństwem. Niespełna rok po ślubie przyszedł na świat Tymek. Została z nim osiem miesięcy. Później wróciła do pracy. Chciała wrócić. Syn był ważny, ale brakowało jej ludzi, zajęcia, cyferek. Przez okres macierzyńskiego pomagała Markowi z wyliczeniami przed zarządem, ale to było za mało. Zawsze była w ruchu, lubiła swoją pracę i chciała wrócić na swoje dawne stanowisko. Mąż nie robił trudności. W firmie była mu bardzo potrzebna a i dla ich syna znalazła się odpowiednia niania. Jego matka poleciła im panią Janinę. Bardzo żywotną, sześćdziesięciopięcioletnią kobietę, która od kilku lat udzielała się dla podopiecznych fundacji. Tymoteusz bardzo polubił swoją nową ‘babcię’. Wszystko biegło swoim rytmem i układało tak, jak powinno. Znów tworzyli świetny duet w pracy. Od zawsze rozumieli się bez słów i uzupełniali. Zaczęli planować drugie dziecko. Marek początkowo naciskał, chciał od razu rozpocząć starania. Ula wolała jeszcze chwilę poczekać. Chciała nacieszyć się pracą i nieco odchować Tymka. Uległ żonie. Postanowili, że najlepszym momentem na początek ciąży będzie koniec jesieni, tuż po trzecich urodzinach ich pierworodnego.

Byli szczęśliwi. Kochali się, cieszyli swoją rodziną. Firma świetnie prosperowała. Marek pospłacał dawne zobowiązania i teraz skupiali się wyłącznie na liczeniu zysków. Nowe kontrakty przynosiły krocie. I wtedy zapadła decyzja o przyjęciu specjalisty od PR. Ich marka była coraz bardziej znana, umacniała się jej pozycja na rynku i potrzebny był specjalista, który wszystkim się zajmie i który odciąży prezesa. Spłynęło wiele ofert. Wspólnie z Ulą i Sebastianem wybrał pięcioro kandydatów, których zaprosili na rozmowy kwalifikacyjne. Najlepiej wypadły dwie osoby o podobnych kompetencjach i doświadczeniu. Mikołaj Piątkowski i Monika Kamińska. Oboje w okolicach trzydziestki. Z tej dwójki mieli wybrać PR’owca Febo&Dobrzański. Sebastian od samego początku zachwycony był Moniką. Długonoga blondynka z dużym biustem zrobiła na nim piorunujące wrażenie. Ula wolała Mikołaja. Może to było zachowanie asekuracyje? Gdy patrzyła na Kamińską i obserwowała sposób jej bycia, towarzyszył jej dziwny niepokój. Próbowała przekonać chłopaków, iż mężczyzna będzie lepszy na tym stanowisku i dłużej będą mogli na nim polegać. Zwykle była zwolenniczką równouprawnienia, zawsze twierdziła, że kobiety bywają niedoceniane i dyskryminowane, ale teraz bardzo starała się przeforsować swoje racje, iż młoda blondynka szybko zajdzie w ciąże i porzuci ich na długie miesiące. Marek się wahał. Doceniał profesjonalizm obojga. Decyzja należała do niego. Uległ podszeptom Olszańskiego, który twierdził, że nie tylko piękna, ale i mądra pani od PR z pewnością da sobie radę, a jak będzie trzeba śmiało będzie mogła wystąpić przed kamerami i pełnić rolę rzecznika prasowego.

Monika od samego początku nie wywarła dobrego wrażenia na Ulce. Te napięte między nimi relacje dało się wyczuć. Ula stosowała wobec Kamińskiej zasadę ograniczonego zaufania. Widziała, jak blondynka patrzy na jej męża. Marek początkowo tego nie dostrzegał. Zachowywał w stosunku do niej należny dystans, starał się zachowywać profesjonalnie. Blisko ze sobą współpracowali. Monika bardzo starała się przypodobać Markowi i zyskać jak największe zaufanie prezesa. Doceniał jej profesjonalizm. Polubili się. Ula z niepokojem obserwowała tą rodzącą się między nimi zażyłość. Nie mogła wiele zrobić. Marek bagatelizował jej uwagi składając to na karb zazdrości. Gdy ilekroć robiła mu wymówki, że dużo pracuje z Moniką powtarzał 'Jesteś zazdrosna? Uważam, że przesadzasz, choć nie ukrywam, że schlebia mi to'. Imponowała mu zazdrosna postawa żony. Tak samo, jak imponowało mu zachowanie Moniki. Czuł, że się jej podoba. Musiał przyznać, że to było miłe, ale mimo to starał się jasno wyznaczać granice. Miał żonę, dziecko i nie szukał przygód. Kamińska bardzo się starała. Starała się przypodobać, ale robić to w taki sposób, by nikt nie mógł zarzucić jej nachalności, a jej postępowanie można będzie interpretować dwojako. Granica, którą kiedyś wyznaczył Marek stopniowo zaczęła się przesuwać. Z czasem zyskała coraz mocniejszą pozycję w firmie i coraz lepsze relacje łączyły ją z Markiem. Jej trafne decyzje i posunięcia bardzo podobały się prezesowi. W pewnym momencie zaczął traktować ją jak wyrocznię. Zdanie i sugestie innych, również Uli, przestały się liczyć. Monika stała się niemal strategiem firmy. Uli było przykro, że mąż nie liczy się z jej zdaniem, a realizuje wszystkie propozycje kogoś, kto ledwie kilka miesięcy pracuje w FD. Ich życie się zmieniło. Zarówno to zawodowe, jak i prywatne. Już nie byli nierozłącznym duetem. Teraz u boku Marka na oficjalnych spotkaniach pojawiała się Monika. Dobrzański twierdził, iż lepiej będzie, jak jedno z nich stale będzie obecne w firmie w razie jakiś problemów, niezapowiedzianych wizyt kontrahentów. Ona pilnowała wszystkiego na miejscu, on chodził w towarzystwie Kamińskiej na lunche, śniadania i biznesowe kolacje. Za każdym razem, kiedy mijała ich na korytarzu, gdy wychodzili na spotkanie, a ona zostawała na miejscu, widziała to triumfujące spojrzenie blondynki. Wielokrotnie zastanawiała się, czy te służbowe kolacje nie są wyłącznie przykrywką, pretekstem. Zaczęła go sprawdzać, ale ilekroć próbowała potwierdzić swoje podejrzenia, przekonywała się, że kontrahenci są prawdziwi, a wyjścia rzeczywiście służbowe. W ich życiu domowym też wiele się zmieniło. Przez to, że pracowali oddzielnie, również osobno wracali do domu. O różnych porach. Zwykle ona tuż po siedemnastej. Spieszyła się do dziecka. Marek później. Niewiele rozmawiali o pracy, a pozostałe tematy ograniczały się wyłącznie do Tymka. Gdzieś zagubili po drodze ‘ich’. Wspólne sprawy, problemy, marzenia. Ula stała z boku. Starała się trzymać rękę na pulsie, ale znalazła się w trudnej sytuacji. Nie chciała odgrywać roli zaborczej i zazdrosnej żony, zwłaszcza, że nic nie mogła tak naprawdę zarzucić ani Markowi ani Monice. Jej obawy jednak rosły z każdym dniem. Marek wszystko bagatelizował.
Nerwy puściły jej po raz pierwszy, gdy zmuszeni byli zabrać Tymka do firmy. Pani Janina złapała jakiegoś wirusa i przez tydzień nie mogła zajmować się małym. Rodzice Marka byli w Szwajcarii, a dziadek Józef tego dnia miał kontrolne badania w szpitalu. Nie było wyjścia. Mały Dobrzański musiał przyjechać z rodzicami do firmy i zostać pod opieką Ani i Violetty. Marek z dumą krążył po firmie nosząc na rękach syna. Chełpił się nim. Ula obserwowała tę scenę z uśmiechem. Było tak, jak kilkanaście tygodni po porodzie. Wtedy też urządził sobie wycieczkę, chwaląc się przed pracownikami noworodkiem. Gdy jej dziecko trafiło w ręce Moniki, która stwierdziła, że Tymek jest równie uroczy i czarujący, jak jego tata, nie wytrzymała. Ostentacyjnie zabrała syna z rąk Kamińskiej i ku zaskoczeniu swojego męża zamknęła się z małym w swoim gabinecie na cały dzień. Marek nie potrafił zrozumieć jej zachowania i miał jej za złe dąsy, które w jego mniemaniu okazywała Monice. Nie chciała o tym rozmawiać. Wiedziała, że nie ma sensu. Ilekroć rozpoczynała temat nowej ulubienicy męża, ten ją zbywał i wszystko zrzucał na karb zazdrości. Od momentu pojawienia się Tymoteusza w firmie Marek zaczął przekazywać Uli wskazówki wychowawcze autorstwa Moniki. Jego żonę trafił szlak. Zaczęli się regularnie kłócić. Czarę goryczy przelał tydzień, w którym obchodzili swoją czwartą rocznicę ślubu. Dobrzański zabrał żonę na romantyczną kolację. Było bardzo miło. Po raz pierwszy od miesięcy. Podczas tego wieczoru zapomniała o pani dyrektor, jej zażyłości z mężem i swoich obawach. Widziała, że Marek skupiony jest wyłącznie na niej i ich sprawach. Przez te kilka godzin znów było tak, jak dawniej. Znów było cudownie. Podarował jej piękny naszyjnik. Trochę nie w jej stylu, trochę zbyt wystawny, ale bardzo ładny. Następnego dnia pojawiła się w nim w firmie. Specjalistka od PR’u nie omieszkała skomentować nowej biżuterii, gdy przyszła do Dobrzańskiej z dokumentami do podpisania. ‘Piękny naszyjnik. Sama bym lepszego nie wybrała’ – rzuciła z ironicznym uśmieszkiem i spojrzała na Ulę wymownie. To dało Dobrzańskiej do myślenia. Marek wiedział, że lubi nieco skromniejsze błyskotki, że taki przepych nie jest w jej stylu. W jej myślach zaczęło pojawiać się wiele pytań. Postanowiła, że porozmawia o tym z mężem wieczorem. Nie może i nie potrafi tak dłużej żyć. Idąc na lunch mijała gabinet męża. Była zaskoczona, gdy zobaczyła, że Kamińska siedzi na biurku prezesa rozkosznie wymachując nogami. Oboje byli bardzo rozbawieni. A Markowi najwyraźniej podobało się, że blondynka bawi się jego krawatem. Intencje Moniki były bardzo czytelne. Marek był jej celem. Potwierdziły się jej obawy z początków współpracy. Poczuła ukłucie w sercu. Miała jasny dowód na to, że jej mąż lepiej czuje się w towarzystwie blondynki, niż swojej własnej żony. Słona kropla spłynęła po jej policzku. Poza tym nie sądziła, że Dobrzański pozawala Monice na takie zachowanie. W jej głowie pojawiło się jeszcze więcej wątpliwości. ‘A może coś przegapiłam?’ Wyszła wcześniej do domu nie informując nawet Marka. Zresztą miała niemal pewność, że nawet nie zauważy jej nieobecności. Zawiozła Tymka do Rysiowa. Przez całą drogę intensywnie myślała o swoim małżeństwie i kierunku, w którym ten związek zmierza.
Marek jak zwykle wrócił później. Z kieliszkiem białego wina czekała na niego w salonie.
- Gdzie Tymek? – zapytał rozwiązując krawat.
- W Rysiowie - odparła spokojnie - Musimy porozmawiać.
- O czym? - zainteresował się, przeczesując palcami włosy
- O nas
- A musimy rozmawiać dzisiaj? Jestem padnięty - przetarł lekko zaczerwienione oczy i ruszył w kierunku barku. Nalał sobie kieliszek koniaku. Przez chwilę obserwowała go w milczeniu.  Postanowiła zagrać w otwarte karty.
- Od jak dawna masz romans z Moniką? – jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Zdążyła się już wypłakać, gdy była sama. Teraz była nad wyraz spokojna.
- Słucham? – roześmiał się licząc na to, że się przesłyszał
- Pytam, od jak dawna zdradzasz mnie z Moniką – wyraz twarzy Uli świadczył o tym, że nie żartuje. Zmarszczył brwi.
- Ty mnie chyba nie podejrzewasz… - urwał i wlepił w żonę zaskoczone spojrzenie. W milczeniu i skupieniu czekała na jego odpowiedź – Jak mogłaś coś takiego pomyśleć? – pretensja w jego głosie była ewidentna
- Widzę, co się z tobą dzieje w ostatnich miesiącach – odparła spokojnie – Więc… - ponagliła go
- Nigdy ciebie nie zdradziłem – powiedział poważnie, patrząc jej prosto w oczy. Dosiadł się obok niej – Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza
- No chyba nie do końca – odparła natychmiast - Marek, ja widzę, co się dzieje. Ty w ciągu ostatnich kilku miesięcy kompletnie straciłeś głowę. Nie ma nas! Nie ma naszej rodziny. Jest tylko Monika, Monika i Monika! Twój świat kręci się wokół Moniki! Jej imię pada w każdej naszej rozmowie! Stała się dla ciebie autorytetem nie tylko w pracy. Wydaje mi się, że jest dla ciebie ideałem żony i matki! – już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale nie dała mu szans – Może ty powinieneś zamienić mnie na Monikę, co? Przecież zna cię lepiej ode mnie. Tak świetnie się dogadujecie. I tak fantastycznie wychowałaby Tymka! Bo przecież ja się nie znam na wychowaniu własnego syna! Monika to, Monika tamto! Ciągle to powtarzasz. Monika powiedziała, że Tymek powinien chodzić już na angielski, bo jest zdolnym dzieckiem. Monika powiedziała, że powinniśmy ubierać go bardziej elegancko, bo kolor jego oczu, tak jak i mój będzie idealnie komponował się z błękitną koszulą! – w złości cytowała jego wypowiedzi sprzed kilku tygodni – Pamiętasz? Mam wymieniać dalej?! – krzyknęła i gwałtownie wstała z sofy. Marek był zdumiony zachowaniem żony i emocjami, jakie przez nią przemawiały.
- Chciałaś rozmawiać, a teraz się kłócisz. Nie mam na to ochoty. Idę pod prysznic - jak gdyby nigdy nic wstał.
- No oczywiście, najłatwiej jest uciec. Zawsze mnie zbywasz! - powiedziała oskarżycielsko 
- Dobrze, porozmawiajmy.... - westchnął - Odnoszę wrażenie, że trochę przesadzasz – próbował bagatelizować.
- Ty masz takie wrażenie? A ja mam wrażenie, że od pewnego czasu żyjemy w jakimś pieprzonym trójkącie! Ja, ty i Monika! Opamiętaj się Marek! Naprawdę tego nie widzisz, że ona stoi między nami? Naprawdę tego nie widzisz, co się z nami dzieje? Jak się od siebie ostatnio odsunęliśmy! Jak masz więcej tematów z nią, niż ze mną! Ile czasu spędzasz z nią, a ile ze mną i swoim własnym synem! Zastanów się nad sobą i tym co robisz! Zastanów się nad swoim życiem, naszym małżeństwem i swoją relacją z Moniczką, bo w pewnym momencie może  być za późno i już nie będzie czego ratować! – pospiesznie ruszyła w kierunku drzwi, ale zatrzymała się w pół kroku
- Ula – zerwał się z miejsca i ruszył w jej kierunku – Poczekaj…
- A możesz mi jeszcze łaskawie powiedzieć – weszła mu w słowo – czy twoja ulubienica ma z tym coś wspólnego? – wskazała na naszyjnik. Spuścił wzrok. Wiedział, że kręcenie nic nie pomoże. Westchnął i spojrzał jej w oczy.
- Pomagała mi wybierać
- Od kiedy dyrektor PR pomaga prezesowi wybrać prezent dla żony na rocznicę ślubu!? – W jej głosie było tyle bólu i rozczarowania. Jej teoria się potwierdziła. Czuła, że to nie był wybór Marka. ‘Jak mógł?’ Przecież zawsze kupował jej prezenty sam, poświęcając wyborowi wiele uwagi. Idealnie potrafił trafić w jej gust. Szybkim ruchem zerwała błyskotkę z szyi i rzuciła nią prosto w Marka – Daj go Moniczce. Będzie zachwycona. W końcu jest w jej stylu, a nie w moim – powiedziała przez łzy i wyszła z domu trzaskając drzwiami. Został na środku salonu ze świadomością, że jego rodzina się sypie. Powoli zaczynało do niego docierać, że Ula ma rację. Monika stopniowo odgrywała coraz ważniejszą rolę w jego życiu. Początkowo była zwykłym pracownikiem firmy, ale z czasem starała się coraz bardziej do niego zbliżyć i zacieśnić ich relacje. ‘Czyżby to była jej świadoma strategia?’ Wiedział, że pozwolił Kamińskiej na zbyt wiele. Teraz rozumiał, jak to mogło wyglądać z perspektywy Uli i jak ona się czuła. Zaniedbał ją i ich syna. Popełnił multum błędów, które mogą go kosztować wiele, bardzo wiele.
Nie wróciła na noc. Próbował się do niej dodzwonić, ale szybko się zorientował, że telefon został w jej torebce, w przedpokoju. Nie wzięła ze sobą nic. Telefonu, dokumentów, kluczyków do samochodu. Całą noc nie spał. Szalał z niepokoju. Wiedział, że jeśli coś jej się stanie nigdy sobie tego nie wybaczy. Ta wczorajsza rozmowa, a w zasadzie kłótnia wiele mu uświadomiła. Przede wszystkim to, jak ważna jest dla niego jego żona i jak wiele bólu jej zadał swoim zachowaniem. Miał świadomość, że musi wszystko naprawić, bo inaczej straci ją bezpowrotnie. Nigdy nie miał zamiaru zdradzić Uli. Nawet mu to przez myśl nie przeszło. Wiedział, że jego zachowanie w stosunku do Kamińskiej bardzo boli Ulę. Tak samo, jak boli ją podejście Moniki do ich relacji, jej wtrącanie się, chełpienie się ich zażyłością. Wiedział również, że ostatnio był zbyt obojętny w stosunku do Ulki. Wszystko to sprawiało, że cierpiała równie mocno, jak gdyby przeleciał panią dyrektor. Musi bardziej uważać i pilnować wyznaczonej granicy. Jeśli Monika się nie dostosuje, zwolni ją. I nawet się nie będzie zastanawiał.
Przed dziewiątą usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Momentalnie znalazł się tuż przy niej i potrwał ją w swoje ramiona. Nie zastanawiał się, czy będzie protestować, czy go odepchnie. Musiał ją przytulić. Nie wyrwała się. Wtuliła się w niego.
- Tak bardzo się o ciebie martwiłem – wyszeptał wprost w jej włosy.  W jego głosie słychać było ulgę.  
- Byłam u Ali. Musiałam wszystko przemyśleć – powiedziała, gdy wyswobodziła się już z tego uścisku.
- Rozumiem. Chodź – chwycił ją za rękę prowadząc do salonu – Musimy porozmawiać
- A ty nie powinieneś być już w firmie
- Firma nie jest w tej chwili najważniejsza. A nasza rodzina tak. Nasz związek jest ważniejszy od firmy. Ty jesteś ważniejsza od firmy – zapewnił, gdy usiadła już tuż obok niego – Przemyślałem wszystko bardzo dokładnie. Miałem jedenaście godzin na rozmyślania i teraz widzę, jak wiele błędów popełniłem. Wiedziałem, że jesteśmy małżeństwem, że mamy dziecko, że osiągnąłem pewien constans i przestałem się starać. Co nie znaczy, że przestało mi na tobie zależeć. Wiem, że przestałem ci to ostatnio okazywać, że cię zaniedbałem. Skupiłem się na firmie. Faktycznie, masz rację, że pozwoliłem Monice za bardzo się zbliżyć. Nasze relacje powinny zostać wyłącznie w sferze szef-podwładny. Popełniłem błąd. Nigdy nie przyszło mi przez myśl, że mógłby łączyć mnie z nią romans, ale pozwoliłem na to, by nasze relacje były zbyt zażyłe. Przepraszam – szepnął i pocałował wewnętrzna stronę jej dłoni – Przepraszam, że cię tak traktowałem. Przepraszam za to, że przestałem liczyć się z twoim zdaniem. Przepraszam, że przestałem cię słuchać i bagatelizowałem wszystkie sygnały, które mi wysyłałaś. Teraz wiem, że to nie była czysta zazdrość. Kocham cię – po jej policzku spłynęła łza. Tak dawno tego od niego nie słyszała. Szybko starł kciukiem słoną kroplę – Ty i Tymek jesteście całym moim światem. Wybacz mi, że przez chwilę zapomniałem jak bardzo jesteście dla mnie ważni.
- Tak bardzo się bałam, że się rozpadniemy. I byłam taka bezsilna, bo nie mogłam nic zrobić. Bagatelizowałeś moje obawy, a ja mogłam jedynie przyglądać się, jak ona wkrada się coraz bardziej do twojego życia.
- Jej kontrakt wygasa za cztery miesiące. Obiecuję ci, że go nie przedłużę. A jeśli to tego czasu będzie starała się ingerować w nasze życie rozwiążę go przed czasem – znów pocałował jej dłoń - Wziąłem tydzień wolnego. Ty też masz urlop.
- A co z firmą? – obrzuciła go pytającym spojrzeniem
- Sebastian się wszystkim zajmie. Mój ojciec też będzie wpadał. Już z nim rozmawiałem. Zaraz jadę po Tymka. Chcę, żebyśmy się jeszcze dzisiaj spakowali i pojechali do domku na Mazury. Pani Marysia już go dla nas przygotowuje. Pomyślałem, że dobrze będzie, jak spędzimy trochę czasu razem, z dala od firmy i tego zgiełku.
- Tak bardzo mi ciebie brakowało – szepnęła i pocałowała go namiętnie. W jego oczach malowała się miłość i radość, że jej nie stracił. Widziała, że intensywnie się nad czymś zastanawia  - No mów śmiało – zachęciła go
- Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o rodzeństwie dla Tymka – z tajemniczym uśmiechem kiwnęła głową – Zdaje sobie sprawę, że dziecko to nie plaster na problemy w związku, ale wiem, że będziemy stopniowo zacieśniać nasze relacje i znów będzie tak, jak dawniej. A ja bardzo pragnę mieć z tobą jeszcze jedno dziecko – zatonęła w jego oczach. W napięciu oczekiwał jej reakcji.
- Myślę, że ten wyjazd będzie świetną okazją, by postarać się o dziewczynkę – uśmiechnęła się i wtuliła w jego tors – Kocham cię Marek
- Ja ciebie też – pogłaskał ją po plecach – i dziękuję ci, że nie pozwoliłaś mi ciebie stracić - szepnął wprost do jej ucha.


piątek, 20 grudnia 2013

Miniaturka XIII 'PS. Kocham Cię'

Wszedł do ich mieszkania głośno zatrzaskując drzwi. Nie potrafił inaczej myśleć o tych czterech ścianach, jak o ich wspólnych. To prawda kupił je zanim jeszcze byli razem, ale ten stu metrowy apartament zaczął traktować w kategoriach domu, dopiero gdy się do niego wprowadziła. Miał nadzieję doczekać się tutaj dzieci. Tak bardzo pragnął mieć z nią dziecko. Rozwiązał krawat, który kiedyś od niej dostał i rzucił na stół w salonie. Marynarka zaczęła ciążyć mu na ramionach. Szybko się jej pozbył i rozpiął kilka początkowych guzików białej koszuli. Nalał sobie whisky i wypił duszkiem. Palący płyn nie przyniósł ukojenia. Miał tyle planów. Chciał w tyle miejsc ją zabrać, tyle rzeczy pokazać, tyle chwil z nią przeżyć. A jej tak po prostu przy nim nie ma. Spojrzał na swoją dłoń, na której błyszczała platynowa obrączka. Doskonale pamiętał moment, w którym ją kupił. Wrócił do domu podekscytowany. Od razu popędził do niej, by pochwalić się swoją zdobyczą. Wciąż w uszach dudniło mu  jej niedowierzanie i nuta pretensji w głosie, gdy oglądając swój krążek niemal krzyknęła ‘kupiłeś obrączki za siedemnaście tysięcy?’. Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy na te wspomnienia. Jego była zwykła, prosta, ale i tak najpiękniejsza na świecie, bo włożona na jego palec przez nią. Jej była wysadzana trzema malutkimi brylancikami. Zaczął okręcać przedmiot. ‘Powinienem ją zdjąć’ przemknęło mu przez głowę. Nie potrafił tego zrobić. Było za wcześnie. Jeszcze nie pogodził się z obecnym stanem rzeczy i wiedział, że długo się jeszcze nie pogodzi. Miał świadomość, że powinien zrobić coś więcej, cokolwiek. Powinien był się domyślić. Przecież widział jej dziwne zachowanie. Zbagatelizował. Wierzył w jej zapewnienia, że nic się nie dzieje. Przegapił ten ważny moment. Był z nią taki szczęśliwy. Najszczęśliwszy. Jego rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Niechętnie wstał z kawowej sofy i ruszył do przedpokoju. W drzwiach stała Alicja, jej najlepsza przyjaciółka. Spojrzała na Dobrzańskiego z troską i przejęciem. Wiedziała, jak wiele go kosztuje ta sytuacja, jak bardzo ją przeżywa. Miała świadomość, że ten ból spowodowany jest ogromną miłością, jaką darzy Cieplakównę. Wspierała swoją przyjaciółkę cały czas, choć nie do końca rozumiała i popierała jej decyzje i wybory. Wielokrotnie próbowała uświadomić swojej młodej przyjaciółce, że rani swojego męża, że on nie zasłużył na takie traktowanie. Nie chciała jej słuchać. Miała również świadomość, że Dobrzański ma do niej żal. Miał prawo. W końcu to ona miesiąc temu wywiozła jego żonę na drugi koniec kraju i to ją Ula poprosiła o przekazanie mu wszelkich informacji, bo jej zabrakło odwagi. Wciąż przed oczami miała wyraz jego twarzy, sposób w jaki na nią patrzył, gdy powiedziała mu, gdy była posłańcem tych najgorszych dla niego wiadomości. Stanęła wtedy przed jego biurkiem i nie wiedziała jakich słów użyć. On miał nadzieję, że wreszcie wróciły, że Ula czeka na niego w domu. Nie czekała.
- Wybacz, ale wolałbym zostać sam – powiedział słabym głosem. Spojrzała w jego przekrwione oczy. Tak bardzo mu współczuła. Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Wiem, że masz do mnie żal. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale chcę żebyś wiedział, że do samego końca próbowałam ją odwieźć od jej planu. Wiem, że to powinno inaczej wyglądać i ona też miała tego świadomość. Ale taka była jej decyzja, a my musimy ją uszanować. Bardzo ci współczuję.
- Mam gdzieś twoje współczucie – powiedział ostro - Jedyne co możesz dla mnie zrobić, to spraw, by moja żona do mnie wróciła! - Chciał zamknąć jej drzwi przed nosem, ale w ostatniej chwili wyciągnęła w jego kierunku rękę z białą kopertą.
- Prosiła, bym ci to dała właśnie dzisiaj – niepewnym ruchem chwycił papier i zatrzasnął drzwi. Ruszył do salonu i położył kopertę na stole. Nerwowo przemierzał pomieszczenie w tę i z powrotem nie spuszczając wzroku z białego przedmiotu. Nalał sobie kolejnego drinka. Chciał dodać sobie odwagi, czy uśmierzyć ból? To było w tej chwili nieistotne. Zebrał się w końcu w sobie i szybkim ruchem rozerwał kopertę wyciągając z niej błękitną kartkę papieru starannie zapełnioną jej pismem. Nim jeszcze zaczął czytać samotna łza spłynęła po jego policzku. Jej śladem poszły kolejne z każdym następnym czytanym przez niego słowem.


Drogi Marku,

Tak wiele chcę Ci powiedzieć, tak wiele wyjaśnić, a tak naprawdę nie wiem od czego zacząć. Mam świadomość, jak bardzo Cię skrzywdziłam. Przepraszam. Mam nadzieję, że pewnego dnia będziesz potrafił mi wybaczyć… W przeciwieństwie do mnie… Zawsze uważałeś mnie za osobę najlepszą na świecie. Wielu ludzi tak o mnie myślało. Ale ja nie jestem idealna, skoro nie potrafiłam Ci wybaczyć, mimo tego, że z Tobą byłam, że Cię poślubiłam.

Tak, zrobiłam to z premedytacją. Z premedytacją Cię wykorzystałam. Pamiętasz, jak tamtego wieczora przyszłam do Twojego mieszkania… gdy powiedziałam, że chcę spróbować, że chcę z Tobą być, że wybaczyłam? Kłamałam. Nie wybaczyłam. Nie potrafiłam wybaczyć i zapomnieć. A mimo to chciałam z Tobą być. Już wtedy wiedziałam. Tydzień wcześniej dowiedziałam się o chorobie i stopniu jej zaawansowania. ‘Rok, może półtora’ brzmiało jak wyrok. Chciałam przez te kilkanaście miesięcy zaznać szczęścia. Szczęścia, które tylko Ty potrafiłeś mi dać. I byłam szczęśliwa, jak nigdy wcześniej. Stąd moje naciski na szybki ślub. Mimo, że nie wybaczyłam, to nigdy nie żałowałam swojej decyzji i tego, że pozwoliłam w końcu byśmy byli razem. To, że nie potrafiłam Ci wybaczyć, to nie do końca Twoja wina. Widziałam jak się starasz, jak bardzo żałujesz tego, co zrobiłeś, jak bardzo Ci zależy. Problem tkwił we mnie. I w żaden sposób nie mogłam sobie z nim poradzić. Pewnie się zastanawiasz, czy gdybym nie wiedziała, że umrę, że zostało mi niewiele, czy spróbowałabym z Tobą być. Szczerze muszę powiedzieć, że nie. Nie spróbowałabym. I teraz wiem, że popełniłabym błąd. Mimo tego, co było kiedyś, byłeś jedynym mężczyzną, z którym mogłabym być. Pokochałam Cię całym sercem i całą duszą. Tak, jak wiem, że Ty kochałeś mnie.

Umieram ze świadomością, że Cię skrzywdziłam. Wiem, że bardzo ciężko będzie Ci się z tego podźwignąć. Przepraszam. Mam nadzieję, że pewnego dnia będziesz w stanie wybaczyć mi mój egoizm. Bo to był egoizm najbardziej wyrafinowany i perfidny.

Przepraszam Cię również za to, że Ci nie powiedziałam, że nie potrafiłam być z Tobą szczera. Uznałam, że tak będzie lepiej. Lepiej dla Ciebie. Nie chciałam, żebyś przez to wszystko przechodził, byś się zadręczał. Chciałam, byś czerpał maksymalnie najwięcej radości z tego, że jesteśmy razem. Wystarczy, że ja łzy szczęścia mieszałam ze łzami rozpaczy. Płakałam tak, byś tego nie widział. Każdego dnia w łazience podczas prysznica, kąpieli. Ból był nie do zniesienia. Nie potrafiłam znieść myśli, że już niedługo będziemy musieli się rozstać. Rozstać na zawsze. Że już nigdy nie usłyszę tego, jak wypowiadasz moje imię, jak śmiejesz się, jak mruczysz przez sen, że nie poczuję, jak smakują Twoje pocałunki i nie poczuję dotyku Twoich dłoni, które po obłędnym seksie gładzą moje rozpalone ciało.

Proszę Cię, żebyś nie miał żalu do Alicji. Ona nie jest niczemu winna. Próbowała mnie przekonać, że powinieneś wiedzieć, że to Ty powinieneś przy mnie być. Ale ja tego nie chciałam. Stąd pod pretekstem babskiego urlopu wyjechałam do kliniki w Gdyni. Nie chciałam byś patrzył na to, jak gasnę, jak śmierć coraz bardziej jest widoczna w moich oczach. Chciałam, żebyś zapamiętał mnie pełną sił i radości z życia. Nie chciałam, by obrazek mnie w szpitalnej pościeli, z podkrążonymi oczami, prześladował Cię do końca życia. Nie chciałam umierać w Twoich ramionach. Chciałam byśmy oboje ciepło ramion tej ukochanej osoby kojarzyli z momentem miłosnego uniesienia, a nie agonii. Wielokrotnie chciałam chwycić za telefon i błagać byś przyjechał, bym mogła po raz ostatni zatonąć w Twoich oczach, bym mogła po raz ostatni powiedzieć, że Cię kocham. Ale nie zrobiłam tego i uwierz, że tak jest lepiej.

Dziękuję Ci za te cudowne trzynaście miesięcy, które razem spędziliśmy. Dziękuję za to, że mogłam być Twoją żoną, że uszczęśliwiałeś mnie każdego dnia. Dziękuję za romantyczne kolacje, namiętne poranki, za Twój uśmiech i Twoją miłość.

Przepraszam za wszystko. Za to, że nie potrafiłam wybaczyć, powiedzieć Ci prawdy i za to, że Cię wykorzystałam.

Bądź szczęśliwy! Wierzę, że będziesz jeszcze w stanie ułożyć sobie życie.


Twoja na zawsze, Ula


PS. Kocham Cię!

czwartek, 12 grudnia 2013

'Co by było gdyby...' V 'Teraz albo nigdy'

Wszystko ułożyło się nie tak. Przecież po zarządzie miało być lepiej. Wszystko wreszcie miało wyjść na prostą. Miał wyplątać się z kłamstw i wreszcie zacząć żyć normalnie. Wiedział, że na dłuższą metę nie dałoby się tego ciągnąć. Już teraz musiał się nieźle głowić, by nic nie wypłynęło w nieodpowiednim czasie. ‘Kłamstwo ma to do siebie, że prędzej, czy później wyjdzie na jaw’ – przypomniał sobie słowa swojej nieżyjącej babci. Już myślał, że się udało, a jednak mylił się. Niby zarząd przyjął udoskonalony raport, ale wypłynęła kwestia tajemniczej inwestorki. Ula chciała dobrze, pomagała mu, robiła to, co chciał. Ratowała firmę, ryzykowała dla niego. A na koniec została uznana za oszustkę, która próbowała wyłudzić od FD pieniądze. Nie mógł na to pozwolić. Bronił jej przed atakami Aleksa, ale na nic się to zdało. Ojciec też był przeciwny. Wierzył, że gdy opowie wszystko na spokojnie seniorowi ten zmieni zdanie. Jednak póki co i Krzysztof Dobrzański miał Ulę za złodziejkę działającą na szkodę firmy. Ale tak naprawdę zarząd w tej chwili był mało istotny. Głowę zaprzątała mu Ula. W dość niefortunnych okolicznościach dowiedziała się o prezentach od Sebastiana. Dotarło do niej, że z jego strony była to tylko gra. Miała prawo oskarżać go, że w jego oczach ona się nie liczy, że robił wszystko ze względu na raport. Poznała prawdę, jego wcześniejsze intencje i motywacje, a jednak przedstawiła ratującą go wersję raportu. Sądził, że po wczorajszej rozmowie w jej domu, zrozumiała, że mu uwierzyła. Trzymał się tej myśli kurczowo, ale tuż po zarządzie odarła go ze złudzeń. Ona nie zrobiła tego dla niego, a dla swoich przyjaciół, którym gorzej by się żyło pod panowaniem Aleksa. Gdy wszedł do jej gabinetu widział w jej oczach ból i żal. Miała prawo mu nie wierzyć. Robił wszystko, by ją nieco do siebie przekonać, by chociaż chciała z nim rozmawiać. Obiecywał, że to ostatnie kłamstwo na jego rzecz, że on żałuje, że mu zależy, że chce z nią być. A ona wciąż sądziła, że chodzi mu tylko o te pieprzone weksle. W tej chwili był gotów oddać tą firmę w diabły by tylko mu uwierzyła i chciała słuchać. Przecież tak naprawdę, gdyby dała mu szansę, wszystko udałoby się w miarę logicznie wytłumaczyć. Nie chciała rozmawiać, nie chciała słuchać. I wtedy z rozdzierającym bólem serca w oczach powiedziała mu, że żałuje. Żałuje wszystkiego, co z nim związane. Wezwali go na zarząd. Nie miał więcej czasu, nie mógł w tej chwili nic zrobić, ale wiedział, że tak tego nie zostawi. Postanowił, że zmusi ją do tego, by go wysłuchała. Choćby siłą.
Wrócił po zebraniu do swojego gabinetu. Odruchowo wyjrzał przez okno. Zawsze tak robił, gdy nie wiedział co dalej. Przestrzeń dawała mu nadzieję, poczucie wolności. Spojrzał w dół. Zauważył ją. Wychodziła z firmy w towarzystwie Szymczyka. Niczym błyskawica wypadł z gabinetu i pędem ruszył w kierunku schodów. Nie miał czasu czekać na windę. Liczyła się każda sekunda. Za plecami na piątym piętrze usłyszał jeszcze wołanie swojego ojca. Nie zatrzymał się. Wybiegł z firmy już nieco zasapany. Wreszcie ją dogonił. Ledwo hamowała łzy, widział to bardzo dobrze.
- Ula, co ty robisz? – zapytał bez sensu, chociaż doskonale wiedział. Widział ten karton, który niósł Maciek
- Odchodzi – odezwał się jej przyjaciel. Poczuł, że zaczyna brakować mu tchu.
- To prawda? – odpowiedziała mu cisza – Ula, proszę cię nie wygłupiaj się. Porozmawiajmy i wszystko będzie tak, jak dawniej
- Nic już nie będzie tak, jak dawniej – szepnęła cicho, nawet na niego nie spoglądając – Wymówienie zostawiłam na biurku
- Błagam cię, daj mi dziesięć minut – gdyby kazała mu teraz paść na kolana, zrobiłby to. Wszystko by zrobił, by tylko zechciała go wysłuchać – Ula, proszę. Dziesięć minut rozmowy.
- Marek! – usłyszeli głos dobiegający od strony wejścia do firmy. Na schodach stał senior Dobrzański w towarzystwie Pauliny.
- Idź, czekają na ciebie – rzuciła beznamiętnym tonem, otwierając drzwi Volvo przyjaciela
- Niech czekają. Proszę cię, porozmawiajmy – błagał niemal płaczliwym tonem. Nie słuchała go. Czuła się oszukana, skrzywdzona. Nawet nie miała ochoty na niego patrzeć. Wsiadła do samochodu głośno zatrzaskując drzwi. Widział, że jest zdenerwowana. Nerwowymi ruchami szarpała pas bezpieczeństwa.
- Marek! – ojciec z jego narzeczoną podeszli bliżej. Oboje nie rozumieli co się dzieje. Marek kompletnie nie zwracał na nich uwagi. Wciąż stał nad samochodem. Auto ruszyło. Odsunął się lekko. Wiedział, że przegrał. Wiedział, że jeśli ona teraz odjedzie, to być może już nigdy nie będzie im dane się spotkać. Będzie go unikać, może nawet gdzieś wyjedzie. Wiedział, że jeśli teraz nie porozmawiają, żal i ból będę w niej narastać, skutecznie odgradzając ją od niego. Musiał coś zrobić. Musiał ją zatrzymać. Miał niewiele czasu. Ułamki sekundy były na wagę złota. Jak w zwolnionym tempie widział, jak samochód wyjeżdża z miejsca postojowego na parkingową alejkę. Musi działać teraz. Musi wytoczyć najsilniejsze działa. ‘Teraz, albo nigdy!’ przebiegło mu przez głowę. W ostatniej chwili wybiegł wprost przed samochód. Szymczyk gwałtownie zahamował. Stanął przed autem, rozpościerając szeroko ręce na jego masce. Przez przednią szybę intensywnie wpatrywał się w jej oczy.
- Kocham cię! – krzyknął na tyle głośno, by usłyszała mimo warkotu silnika, mimo zamkniętych okien. Miała wrażenie, że było go słychać na całym parkingu. Zamarła. Na moment zapomniała o oddychaniu.  Powiedział to. Wreszcie to powiedział. Czy teraz też kłamał? Jaki miałby w tym interes?
- Marek! – Febo wrzasnęła wściekła. Cieplakówna spojrzała w tamtą stroną. Na twarzy Włoszki malowała się furia. Senior Dobrzański stał w szoku. Czy prezes kłamałby? Czy gdyby nie była to prawda, wyznawałby jej miłość w obecności Maćka, ale przede wszystkim swojego ojca i narzeczonej.
- Kocham cię – powtórzył już nieco ciszej, wciąż ingresywnie wpatrując się w jej twarz. Wyczytała te słowa z ruchów jego warg. Wreszcie odsunął się nieco od samochodu i spojrzał w kierunku swojej przyszłej żony – Wybacz mi – rzekł – Ślubu nie będzie.
Wzrok Febo ciskał piorunami. Ojciec milczał, obrzucając go jedynie złowrogim spojrzeniem. Miał to gdzieś. Liczyła się teraz tylko Ula. Miał nadzieję, że teraz wreszcie mu uwierzy i pozwoli wyjaśnić. Powinien jej wyznać miłość  w inny sposób, ale gdyby nie zrobił tego teraz, być może już nigdy nie miałby na to szans. Samochód wciąż stał pośrodku alejki. I Szymczyk nie przypuszczał, że prezes zachowa się w ten sposób. Ta chwila ciszy, bezczynności, przeciągała się w nieskończoność. Czekał na jej ruch, ale ona wciąż siedziała wbita w fotel. Każda sekunda zdawała się być wiecznością. Podszedł to tylnych drzwi samochodu i otworzył je szeroko wsiadając do środka.
- Zawieź nas nad Wisłę – niemal rozkazał Szymczykowi – pod most kolejowy – dodał po chwili, nieco już łagodniejszym tonem. Miał nadzieję, że pozwoli mu wyjaśnić i uwierzy. Bardzo tego pragnął. Tak, jak bardzo pragnął być z nią. Postawił wszystko na jedną kartę i w głębi serca wierzył, że wygra tą walkę o jej serce. Auto ruszyło ku jego nowej, lepszej przyszłości.

sobota, 7 grudnia 2013

Miniaturka XII 'Lubię kiedy kobieta...'

Do tej mini polecam włączyć sobie jeden z bardzo przyzwoitych utworów. Piękny wiersz K. Przerwy-Tetmajera, genialna aranżacja i hipnotyzujący głos człowieka, który uwodzi recytowaną poezją...

http://www.youtube.com/watch?v=TuFNxF1bywA





Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Zaatakował jej wargi pocałunkiem pełnym pasji, rozpoczynając tym samym namiętną grę dwojga spragnionych siebie ciał. Niczego innego teraz nie pragnął, jak całować tę kobietę do utraty tchu. Nie pozostawała mu dłużna. Oddawała tę pieszczotę z równie wielkim zaangażowaniem. Nawet na chwilę nie zaprzestając tańca ich języków, szybko pozbył się marynarki. Przyciągnął ją bliżej siebie. Przez cienki materiał koszuli lepiej czuł jej ciepło, jej ciało, jej obecność. Jednym ruchem rozpiął zamek jej sukienki, która niemal bezszelestnie opadła na zimne płytki posadzki. Czuł na swoim torsie jej piersi, okryte jedynie koronowym stanikiem. Wplotła palce w jego włosy. Opuszkami zaczęła masować skórę głowy. Ta drobna, z pozoru niewiele znacząca pieszczota, stopniowo doprowadzała go do obłędu. Mocno chwytając w dłonie pośladki, uniósł ją do góry. Instynktownie oplotła jego biodra swoimi nogami. Podczas tej krótkiej podróży do sypialni, jej drobne palce rozpoczęły masaż jego karku. Wydarzenia ostatnich dni sprawiały, że był niezwykle spięty. Ale to nie miało teraz znaczenia. Wiedział, że potrzebuje jeszcze chwili, a rozluźni się totalnie. Wpadnie wreszcie w ten stan, za którym tęsknił od dawna. Stan absolutnej błogości. Postawił ją na miękkim, puchatym dywaniku, tuż obok łóżka. Jej drobne dłonie szybko rozpinały kolejne guziki lawendowej koszuli. Energicznym ruchem rzuciła ją w kąt pokoju. Uwodził ją swoim przenikliwym i rozpalonym do granic możliwości spojrzeniem. Klęknął, by pomóc jej pozbyć się szpilek. Gdy ponownie jego twarz znalazła się naprzeciw jej, dostrzegł w jej oczach bezbrzeżne pokłady miłości, czułości, szczęści i ku jego ogromnemu zadowoleniu, również pożądania. I znów łapczywie wpił się w jej usta. Tak bardzo za nimi tęsknił. Poczuł, że rozpoczęła walkę z klamrą jego paska. Nie miała jeszcze wielkiego doświadczenia w pozbywaniu się męskich spodni i nie ukrywał, że bardzo go to cieszyło. Pomógł jej i szybko pozbył się zbędnej części garderoby. Jej dłonie wsunęły się pod bokserki. Nieznacznie odsunął biodra i chwycił jej nadgarstki w dłonie. Przecząco kiwając głową spojrzał w jej zdziwione błękitne tęczówki. Nie chciał, by tej nocy coś działo się szybko. Chciał powoli ją rozpalać, stopniować rozkosz. Chciał delektować się tym zbliżeniem.

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,

kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,

gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie

i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.

Gwałtownym ruchem obrócił ją placami do siebie i w takiej pozycji, lekko pchnął na łóżko. Zawisł tuż nad nią, opierając się na jednym ręku. Jego dłoń zaczęła masować jej pośladki, otulone prześwitującym materiałem. Usta rozpoczęły wędrówkę po jej plecach. Schodził od karku, aż po krzyż, znacząc linię wzdłuż kręgosłupa. Ciepły oddech przyjemnie drażnił jej skórę. Zapięcie stanika puściło. Wreszcie przekręcił ją na plecy. Wariowała, gdy nie mogła patrzeć na niego, gdy ich spojrzenia nie mogły się spotkać, gdy nie wiedziała jego figlarnego uśmiechu. Przywarł do jej piersi. Językiem zataczał kółka wokół brodawek, delikatnie je przygryzając od czasu do czasu. Jego ręka powędrowała w stronę koronkowych majtek. Przez cienki materiał dotknął jej kobiecości. Wskazującym palcem zaczął delikatnie drażnić to najwrażliwsze miejsce. Podciągnęła jego głowę do góry. Pożerał ją wzrokiem. Znów pieścił jej wargi, drażniąc językiem podniebienie. Przygryzała jego dolną wargę. Gdy choć na chwilę schodził z pocałunkami na jej szyję, szalała, łapczywie szukając jego ust. Powoli stawała się wilgotna. Oddychała coraz ciężej. Jego czarne z pożądania oczy patrzyły na nią z satysfakcją. Odsunął się od niej na chwilę, by uwolnić ich ciała z ostatnich części garderoby. Uniosła lekko biodra, by ułatwić mu zadanie. Złożył na jej łonie krótki pocałunek. Uważnie obserwowała każdy jego ruch, gdy pozbywał się granatowych bokserek, pod którymi rysowała się wyraźnie pobudzona męskość. Zapach jego rozgrzanej skóry, połączony z ulubionymi perfumami, odurzał ją. Zawisł nad nią, opierając się na przedramieniu. Drugą ręką wodził po skórze jej szyi, policzków, pieszcząc z atencją wrażliwe miejsce za uchem, obrysowując kontur jej warg. Znów zawładnął jej ustami. Jej dłoń powędrowała w kierunku jego przyrodzenia. Gdy jej zgrabne palce zaczęły wodzić po nim w górę i w dół zamknął oczy i głośno wciągnął powietrze do płuc. Po chwili dołączyła druga dłoń, która  intensywnie zaczęła masować jego pośladki. Jęknął. Niemal szalał z rozkoszy, ale miał dość. Pragnął połączyć się z nią wreszcie w jedno ciało. Na moment klęknął między jej nogami rozkładając jej ręce na wysokości głowy. Wiedziała, że za chwilę poczuje go w sobie. Ten moment ekscytacji odejmował jej jasność myślenia. Tonąc w jej błękitnym spojrzeniu wsunął się do środka. Splótł palce ich dłoni w intymnym geście i zaczął poruszać się w jej wnętrzu. Powoli, acz zdecydowanie. Serce przyspieszyło. Oddychała krótkim, urywanym oddechem wprost w jego rozchylone usta, które co chwila łapały jej wargi w swoje. Poczuł jej pierwsze skurcze zaciskające się na nim. Uwielbiał ten moment, gdy jej oczy zachodziły mgłą. Znieruchomiał, dając jej tym samym krótką chwilę wytchnienia. Z zamkniętymi oczami szukała jego ust, dając mu znak, że jest gotowa na ich dalszą podróż po meandrach rozkoszy. Oplotła jego biodra nogami, mocniej przyciskając go do siebie. Chciała poczuć go głębiej, jeszcze intensywniej. Kontynuowali swoją podróż, ponownie odnajdując wspólny rytm. Gardłowym głosem wypowiadała jego imię. Ciepły oddech drażnił skórę jej ucha, gdy błagał, by szeptała do niego, by jego imię nie schodziło z jej ust. Oddychał coraz głośniej, ciężej. Czuł, że za chwilę nadejdzie spełnienie. Przyspieszył, masując miejsce ich zespolenia kciukiem. Paznokciami przyjechała po skórze jego pleców, kreśląc na nich czerwone ślady. Doszedł. Chwilę później i jej mięśnie spięły się gorączkowo. Pomieszczenie wypełniły tłumione pocałunkami krzyki rozkoszy. Scałowywał to miłosne upojenie z jej ust, powiek, linii żuchwy.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania

przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania

zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,

gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Wyczerpani opadli na satynową pościel ciasno spleceni. Długo leżeli obok siebie bez ruchu, najbliżej, jak było to możliwe. Delikatne uśmiechy błądziły po ich twarzach. Zawstydzona nieco tym przeżytym uniesieniem, spuściła wzrok. Podniósł kciukiem jej podbródek tak, by mógł zatonąć w jej spojrzeniu. W jego oczach widziała miłość. W jej malowało się bezkresne oddanie i szczęście.
Miał wiele kobiet w swoim życiu. Bardzo wiele. Imion większości z nich nawet nie pamiętał. Ale wiedział jedno. To, co przeżywał z tamtymi było tylko namiastką. Namiastką prawdziwej rozkoszy. Szybki seks w celu zaspokojenia podstawowych potrzeb. Działanie niemal instynktowne. Przy niej czuł się zupełnie inaczej. Przy niej nawet najmniejszy gest jego ciało odbierało ze zdwojoną siłą. Jeszcze nigdy zbliżenie nie dawało mu tak wiele przyjemności i satysfakcji. To przy niej zrozumiał, jaka piękna może być gra dwóch nagich ciał. Teraz już wiedział, że urodził się po to, by zasypiać tuląc ją w swoich ramionach. By budzić się o poranku, a dzień rozpoczynać od wyznania miłości. By co noc tonąć w bezkresnych falach rozkoszy. By słyszeć, jak w chwilach absolutnej ekstazy, gardłowym głosem wypowiada jego imię. By to miłosne upojenie, które zaznał dopiero przy niej, towarzyszyło mu do końca jego dni.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Miniaturka XI 'Wywiad'


Marek Dobrzański. Kiedyś typ niepokorny. Dziś mąż, ojciec i biznesman. 
'Mężczyźni dorastają przed czterdziestką'



Na samym wstępie chciałam Ci podziękować, że w ogóle zgodziłeś się na ten wywiad.
Proszę bardzo. (śmiech) Chociaż oboje dobrze wiemy, że to transakcja wiązana. 

Właśnie. Porozmawiajmy o tym, co Cię skłoniło do tego, by wreszcie powiedzieć ‘tak’. Od kilku lat konsekwentnie unikasz dziennikarzy.
Dobrze, zacznijmy może od początku. Powiem wprost. Zrobiłem to dla pieniędzy. Przyjaciółka mojej żony, wieloletni pracownik ‘Dobrzański Fashion’ kilka miesięcy temu została matką chłopca. Chłopca obarczonego wadą genetyczną, który wymaga specjalistycznej i bardzo kosztownej rehabilitacji. Jeśli teraz otrzyma odpowiednią pomoc, to jest szansa, że za kilka lat będzie w miarę sprawnym, szczęśliwym dzieckiem. Będzie po prostu samodzielny. To są ogromne koszta. Prowadziliśmy zbiórkę wśród pracowników, naszych przyjaciół, ale to wciąż za mało. Koszt rocznej rehabilitacji przekracza nawet możliwości naszej firmy. Stąd pomysł na zarobek właśnie tą drogą. Całe honorarium za ten wywiad przekazujemy na małego Karola. 

W takim wypadku może warto było zażądać więcej…
Myślisz, że Twoja redakcja by się zgodziła? (śmiech) Nie sądziłem, że jestem w cenie. 

Jesteś. To pierwszy wywiad od sześciu, czy siedmiu lat, który udzielasz. Moi koledzy daliby się za niego pokroić.
I tu się dziwię. Bo ja nie jestem hollywoodzką gwiazdą, ani człowiekiem, który ma coś super ciekawego do powiedzenia. Jestem zwykłym biznesmenem. 

Biznesmenem, który jeszcze kilka lat temu był najgorętszą partią w tym mieście. Mężczyzną, z którym pół Polski chciało iść na randkę. A druga połowa naszego kraju z zapartym tchem śledziła rewelacje o twoim związku z Pauliną Febo, odwołanym ślubie, kolejnych podbojach miłosnych i mogę tak jeszcze wymieniać długo. Prawdziwy Playboy.
A pod tym mogę się podpisać. Ostatnio gdzieś przeczytałem, że prawdziwy Playboy żyje trzydzieści lat z jedną kobietą. Faktycznie możesz mnie nazywać Playboyem.

No dobrze, to porozmawiajmy o twojej kobiecie…
Nie, nie, nie. Nie dam się wciągnąć w szczegóły. W nawiązaniu do tego, o co zapytałaś na początku, ja między innymi dlatego unikam wywiadów. Ja bardzo cenię sobie swoją prywatność. Dwa czynniki mają na to wpływ. Po pierwsze wy dziennikarze. Będę tu teraz trochę generalizował, ale przestało mi się podobać to, co robią twoi koledzy po fachu. Dziesiątki razy miałem taką sytuację, że powiedziałem coś w innym kontekście, o kimś innym, miałem coś zupełnie innego na myśli, a dzień później, a czasami po kilku tygodniach zlepek różnych moich wypowiedzi tworzył aktualny komentarz, a moje zdjęcie było na pierwszych stronach gazet. To powodowało zamęt w moim życiu, napięcia w relacjach z przyjaciółmi… Stąd też we mnie wiele żalu i takiego zachowania obronnego. Unikam teraz takich sytuacji. Na wywiad z tobą się zgodziłem, tylko dlatego, że jesteśmy znajomymi ładnych parę lat i wierzę, że nie wykręcisz mi żadnego numeru. 

Oh, dziękuję Ci za zaufanie.  
Ja się sparzyłem wiele razy, więc rzeczywiście bywam nieufny. Kilka takich wywiadów sporo mnie kosztowało. Ale to już jest temat na głębszą dyskusję o etyce zawodu dziennikarza. Także jednym z powodów moich uników jest postawa przedstawicieli mediów. Drugi czynnik to moja żona. Ona nauczyła mnie chronić naszą prywatność. I jej postawa zaczęła mi się podobać. To, co w moim domu, nie jest na sprzedaż. 

Ale kiedyś chętnie opowiadałeś o swoim życiu.
Owszem, bo byłem głupi, niedojrzały. Później, gdy zakładasz rodzinę, gdy otaczasz się ludźmi naprawdę ważnymi, których chcesz chronić przed przykrościami, atakami, plotkami, zaczynasz się izolować od tego bezwzględnego świata. Ja się absolutnie za nikogo ważnego nie uważam, więc dziwi mnie zainteresowanie moim życiem. Ale mówiąc ogólnie, jak patrzę na niektórych, a raczej na większość polskich celebrytów, to zaczynam się zastanawiać ‘o co chodzi?’. Chodzą, opowiadają na prawo i lewo jakieś szczegóły ze swojego życia, a później są zdziwieni, że ktoś ich śledzi, że pojawiają się plotki, że wybuchają afery. Co gorsza nasze społeczeństwo chętnie to czyta. Ja się nie interesuję tym, co robi Jan Kowalski z ulicy Puławskiej, gdy wraca z pracy, więc dlaczego kogoś obchodzi, co ja robię, co robią moje dzieci? Ludzie są wścibscy. My mieliśmy kilka takich nieprzyjemnych sytuacji, gdy przez kilka tygodni paparazzi śledzili każdy nasz krok. Wystawali pod przedszkolem moich córek, by tylko zdobyć zdjęcie, jak moja żona zawozi je na zajęcia, chodzili za nami po centrum handlowym, by wiedzieć jaki proszek do prania kupuję. Teraz to jest dla mnie śmieszne i żałosne, ale wówczas było dość nieprzyjemne. 

Ale przecież pojawiasz się na imprezach, pozujesz do zdjęć…
To prawda, ale pojawiam się tylko na tych imprezach, na których naprawdę muszę. Kiedyś chodziłem na wszystko, na co mnie zapraszali. Teraz dokonujemy z Ulą ostrej selekcji. Głównie pojawiamy się na pokazach mody, ale taka praca. Są eventy, których nie da się uniknąć. Nie idę na otwarcie nowej restauracji, bo mnie nie kręci taka impreza. Większość ludzi chodzi tam po to, by o nich nie zapomniano, by zrobiono im parę fotek, by Kowalski nie zapomniał kim jest X, o którym ostatnio słuch zaginął. A no i jeszcze po to, że jest darmowe jedzenie, czasami dają prezenty. Żałosne. Owszem, pozuję do zdjęć, ale tylko z żoną. Dzieciaki zostają w domu. Poza tym to jest oficjalna gala. Nigdy nie zgodzę się na to, by zdjęcia z prywatnych momentów życia mojego i mojej rodziny pojawiły się w prasie. Dziwią mnie te poporodowe sesje, fotki z uroczystości rodzinnych, wakacji i świąt. Ja tak nie chcę. Tak samo, jak nie będę opowiadał jak lubię spędzać czas z dzieciakami, czy moja najstarsza córka lubi lody czekoladowe, czy waniliowe, czy moja żona chodzi po domu w kapciach, czy w szpilkach i w jakiej pozycji lubię uprawiać seks. To jest moja prywatność, która nie ujrzy światła dziennego, a raczej publicznego. 

To o czym będziemy rozmawiać?
Możemy rozmawiać o mojej firmie, mojej pracy. O moim życiu, ale na takie luźne, ogólne, egzystencjalne tematy. 

Może jednak uda mi się ciebie namówić na jakieś wynurzenia, ale zacznimy od tego, czy jest coś, czego żałujesz?
Jest wiele takich rzeczy. Nie chcę się wdawać w szczegóły, opisywać konkretnych sytuacji, ale w moim życiu zdarzyło się wiele momentów, które nie powinny były się zdarzyć. Do których sam doprowadziłem, które sam inicjowałem. Padło z mojej strony wiele słów, których dzisiaj się wstydzę. Wiele razy zachowałem się tak, jak zdecydowanie nie powinienem był się zachować. Dzisiaj mogę powiedzieć, że wstyd mi za to, jak żyłem. Żałuję tego i przepraszam wszystkich tych, których skrzywdziłem w bardziej lub mniej dotkliwy sposób. Ale jak to mówią człowiek uczy się na błędach i wiem, że to co się wydarzyło, ukształtowało mnie takim, jakim jestem dzisiaj. A jestem innym człowiekiem. 

Jesteś zwolennikiem tezy, że ludzie się zmieniają?
Jestem tego najlepszym przykładem. Można się zmienić i ludzie potrafią to robić, tylko trzeba mieć odpowiednią motywację, odpowiedni powód do zmiany i chęci. Dziś wiem, że mężczyzna potrafi się zmienić, jeśli ma u swojego boku kobietę, którą bardzo kocha. 

Ty masz…
Mam to szczęście, że Ula ze mną wytrzymuje.

Sądziłam, że mężczyźni wstydzą się miłości. A może nie wstydzą. Po prostu wolą nie nazywać rzeczy po imieniu. Mówią o związkach ogólnie. Unikają publicznych deklaracji i wolą określenia 'moja partnerka', 'moja kobieta'. A ty mówisz wprost. 
Bo ja się swojej miłości nie wstydzę. Ba. Jestem dumny z tego, że mogę jej doświadczać. I chełpię się tym, że kobieta, która zmieniła mnie na lepsze jest nieodłącznym elementem mojego życia.

Kim jest tak naprawdę Marek Dobrzański?
Mężem i ojcem. To moje dwie najważniejsze życiowe role. Inne schodzą na dalszy plan. A dzięki tym dwóm wreszcie jestem kimś. 

Kimś?
Tak. Jakiś czas temu usłyszałem w radiu komentarz dziennikarza, iż jeden z celebrytów założył koszulkę z napisem ‘jestem tatą’. Radiowiec powiedział ‘został ojcem i wreszcie stał się kimś’. Ja też stałem się ważny, przede wszystkim w swoich oczach, gdy zostałem ojcem. 

Mam wrażenie, że siedzi przede mną ktoś zupełnie inny, niż Marek Dobrzański, którego znam od nastu lat.
Bo tak jest. Dorosłem i wiele zrozumiałem. Z jednej strony szkoda, że dopiero po trzydziestce, ale z drugiej strony lepiej późno niż wcale. My faceci tak mamy, że dorastamy przed czterdziestką. Wy kobiety, jesteście pod tym względem od nas o wiele lepsze. Zresztą jesteście lepsze pod wieloma względami, ale o tym może następnym razem.

Niezbyt często słyszy się takie słowa wypowiadane przez mężczyznę.
A to źle. My uciekamy. Boimy się do wielu rzeczy przyznać. Miewamy wybujałe ego. Ale są takie chwile, gdy trzeba powiedzieć jasno i otwarcie, że Ewa jest doskonalsza od Adama.

Wracając do tematu, kiedyś byłeś zupełnie inny. Hulaka zamienił się w statecznego człowieka. 
To prawda. Kiedyś sądziłem, że satysfakcję i spełnienie może mi dawać tylko kolejna udana impreza, sportowy samochód i jeszcze kilka innych czynników, których pozwolisz, że nie wymienię. I później poznałem inne życie. Satysfakcję i spełnienie zaczęła mi dawać rodzina. To było to, czego podświadomie szukałem, za czym goniłem, choć początkowo tego nie rozumiałem. Wielu mężczyzn nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę swoje szczęście mogą odnaleźć w zwykłym, spokojnym życiu rodzinnym. Choć nie ukrywam, że i nutka szaleństwa przyda się od czasu do czasu. Wszystko zależy od ludzi, jakimi się otaczamy.

Przedstawiasz mi tutaj szereg mądrości życiowych... Jestem pod wrażeniem.
Wiesz, jakby nie patrzeć z każdym dniem zbliżam się do kresu swojej drogi. To powoduje refleksje. 

Ledwie przekroczyłeś czterdziestkę, jesteś ojcem trójki małych dzieci, a myślisz już o śmierci…
Czwórki  

Czy ja o czymś nie wiem?
Spodziewamy się czwartego dziecka. Wolę powiedzieć to teraz, oficjalnie i uniknąć plotek. To już prawie piąty miesiąc. Coraz trudniej będzie to ukryć. I na tym poprzestańmy. A wracając do śmierci… Umierają także młodzi. Gdy byłem na studiach mój kolega wyjechał w góry i zginął na stoku. To mną wówczas wstrząsnęło, ale nie wywołało jakiś głębszych refleksji. Gdy masz trzydzieści, czterdzieści lat, zmieniasz sposób patrzenia na pewne sprawy. Dziś do tematu śmierci podchodzę zupełnie inaczej. 

Boisz się jej?
Ta rozmowa robi się coraz ciekawsza. Zaraz spytasz, czy wybrałem już model nagrobka. Lubię mieć wszystko zaplanowane, ale bez przesady. (śmiech) Tak poważnie, to nie boję się śmierci. Bałem się jej kiedyś, gdy wiedziałem, że nie żyłem tak, jak powinienem. Tak, bym nie musiał się tego wstydzić. Teraz wiem, że ona i tak kiedyś nadejdzie, więc staram się być przyzwoitym człowiekiem. By moje dzieci stojąc nad moim grobem nie żałowały, że mają takie samo nazwisko. Miałem w swoim życiu taki moment przełomowy, gdy dotarło do mnie, że mogę nie zdążyć czegoś zrobić, czegoś przeżyć, gdy faktycznie miałem taką myśl, że nie chcę jeszcze umierać, że to za wcześnie. Kilka lat temu leciałem samolotem do Hamburga na negocjacje. Pojechałem na lotnisko prosto z firmy. To było ledwie kilka tygodni po tym, gdy dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami. To był jakiś początek czwartego miesiąca. Nie wiedziałem, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka. Jakieś pół godziny po starcie samolot wpadł w koszmarne turbulencje. Wiele latam w swoim życiu, ale czegoś takiego nigdy wcześniej nie przeżyłem. Jakaś starsza kobieta siedząca obok mnie zaczęła się modlić. Obsługa biegała przerażona. Dzieci zaczęły płakać. Bałem się. Zaczynało do mnie docierać, że możemy nie dolecieć. I będąc tam w górze żałowałem dwóch rzeczy. Że tak naprawdę, jak głupi, pojechałem prosto na to lotnisko, nie żegnając się z żoną, że tego dnia nie powiedziałem, że ją kocham i ona już nigdy tego ode mnie nie usłyszy. I żałowałem również tego, że nie wezmę swojego dziecka na ręce, że nigdy nie zobaczę swojego syna, czy córki. Dzięki tamtej podróży nauczyłem się doceniać każdy kolejny dzień, zacząłem cieszyć się życiem i tym, co mam. 

Tak w ogóle, to gratuluję. Zakładacie mieszaną drużynę siatkarską – Dobrzański Team?
Trochę się dziwię takiemu podejściu. Część naszych znajomych też tak reaguje. Pojawiają się opinie, że zwariowaliśmy, że trójka dzieci to i tak dużo… Dziecko jest pięknym ukoronowaniem miłości. Wychodzimy  z założenia, że jeśli para jest zgodna, jest jej ze sobą dobrze, to pojawiają się dzieci. Nas stać na to, by mieć ich większą gromadkę. Lepiej się chowają w grupie. Ja jestem jedynakiem i nigdy nie chciałem, by moje dziecko wychowywało się samo. 

Masz jeszcze jakieś marzenia?
O marzeniach zwykle się nie mówi, bo się nie spełnią… 

Dobrze, to zapytam inaczej. Jak będzie wyglądało Twoje życie za pięć, dziesięć lat? W którym miejscu będzie wtedy Marek Dobrzański?
Przede wszystkim wciąż będę u boku mojej wspaniałej żony. Chcę, żeby nasze dzieci wyrosły na mądrych, przyzwoitych ludzi. I chcę wciąż utrzymywać firmę na szczycie. 

Trzeba przyznać, że Wam się udało. Ze średniej wielkości firmy staliście się najpotężniejszym domem mody w tym kraju.
To zasługa kilku czynników. Przede wszystkim Uli, która wykazała się świetną intuicją i świetnie swego czasu zarządzała firmą. Poza tym mieliśmy trochę szczęścia. Udało się podpisać kilka intratnych kontraktów z partnerami z Zachodu, które przyniosły ogromne zyski i które pozwoliły nam wejść na zagraniczne rynki. Mój ojciec zakładając tą firmę nawet nie marzył, że ubrania z logo Dobrzański Fashion będą nosiły kobiety we Francji, w Portugalii czy Kanadzie. A tak naprawdę nic byśmy nie osiągnęli, gdyby nie genialni projektanci. Pshemko i jego syn Wojtek potrafią z kawałka bawełny stworzyć prawdziwe dzieła sztuki. 

Czego Ci życzyć na koniec?
By nic się w moim życiu nie zmieniło. By wciąż było tak, jak teraz, bo jest cudownie.

piątek, 29 listopada 2013

'Za późno' V 'ekstra'

Z wielką miłością pogłaskała swój ciążowy brzuch. Gdyby w tym momencie zobaczyła ją Violetta z pewnością rzuciłaby komentarz w stylu ‘wyglądasz jak wieloryb’. Ona nie myślała o tym, jak w tej chwili wygląda. Najważniejsze było to, że rozwijają się w niej dwa nowe życia. Jej skarby. Nie mogła się doczekać momentu porodu. Wiedziała, że tym razem będzie inaczej. Zupełnie inaczej. Że tym razem z nią będzie. Będzie trzymał za rękę, uspokajał, szeptał jaka jest dzielna. Nie będzie sama na tej ogromnej, pustej i surowej sali porodowej.
Do pokoju wsunęła się męska postać. Uśmiechnęła się do niego promiennie. Stał przed nią człowiek, który dawał jej szczęście, który był jej oparciem, który był jej uzupełnieniem.
- Jadę na zakupy. Po drodze zabiorę naszą małą księżniczkę. Jakieś specjalne życzenia? – spytał i z czułością zaczął gładzić brzuch, w którym rozwijali się jego synowie
- Yhymm – mruknęła – Lody czekoladowe – zaśmiał się - W ogromnych ilościach – kiwnął głową, dając jej znak, że przyjął jej polecenie do wykonania – Kocham cię – rzuciła za nim, gdy mijał drzwi ich sypialni
- Wiem – odparł z błyskiem w oku i posłał jej powietrznego buziaka. Po chwili usłyszała dźwięk zamykanych drzwi.
Ostatnio coraz częściej powracała pamięcią do wydarzeń sprzed dwóch lat. Miała wiele czasu na przemyślenia. Teraz, z perspektywy czasu, miała świadomość, że popełniła wiele błędów, że zraniła wiele ważnych dla niej osób, że wtedy powinna załatwić to inaczej, lepiej. Jeśli w ogóle można wyjść z tak patowej sytuacji w mniej bolesny sposób. Trójkąty są trudne. Doświadczyła tego na własnej skórze. Ale nie żałowała. Mimo wszystko nie żałowała.  

Od dwóch dni nie wychodziła z sypialni. Płakała. Brakowało jej łez i tchu, a jednak nie potrafiła przestać. Nad czym płakała? Nad swoim życiem, nad decyzją, którą podęła, nad przyszłością? Nie wiedziała, czy to, co postanowiła jest słuszne. Niełatwo było to ocenić. W tym momencie wydawało jej się, że tak trzeba, że nie ma prawa postępować inaczej. Miała jednak świadomość, że wraz z tamtą rozmową w parku, zamknął się pewien etap jej życia. Zamknęła drzwi, których już nigdy nie otworzy. I chyba właśnie nad tym najbardziej płakała. Słowami ‘to koniec’ przekreśliła ich związek, który tak naprawdę na dobre jeszcze się nie zaczął. Przecież wtedy, tam w Amsterdamie, była pewna, że chce z nim być. Tylko z nim, pomimo wszystko. Wiedziała, że zrani Piotra, nie miała pewności czy z Markiem jej się uda, a jednak chciała zaryzykować. Ale było już za późno. Była w ciąży, a ojcem jej dziecka był Piotr. Nachodziły ją myśli, że gdyby to dziecko się nie pojawiło, gdyby jednak Marek był jego ojcem, jej życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Karciła się w myślach. Przecież ta mała istotka nie jest niczemu winna. To, co się teraz z nią działo, to efekt jej błędnych decyzji. Tylko jej. To jej wina! Musi się wziąć w garść, bo inaczej nie będzie potrafiła być dobrą matką, upatrując w tym dziecku, powodów swojego nieszczęścia. Nieszczęścia? Przecież kocha męża! Owszem. Ale nie tak, jak Marka. Znów zalała się łzami. To jej decyzja. Tylko jej. To ona zadecydowała za ich trójkę, a w zasadzie czwórkę.

Piotr oszalał z radości. Chciał rozmawiać z nią o powiększeniu rodziny. To były tylko takie nieśmiałe plany, które zrealizowały się szybciej, niż przypuszczał. Był szczęśliwy. Sam unosił się kilka centymetrów nad ziemią. A ona ciągle płakała. Nie potrafił tego zrozumieć. Próbował rozmawiać, ale uparcie milczała lub zbywała go w dość agresywny sposób. Początkowo jej zachowanie zrzucał na karb szalejących hormonów, ale później zaczęło do niego docierać, że coś jest nie tak. Dziwił się również, że zdecydowała się odejść z pracy. Przecież nie było takiej potrzeby. Było jeszcze za wcześnie. Sam by ją namawiał, ale w jakimś szóstym, czy siódmym miesiącu. Nie rozumiał jej. Twierdziła, że praca jest dla niej ważna, że realizuje się w FD, że bycie prezesem tak dużej firmy daje jej satysfakcję. Nie odeszła nawet, gdy wrócił Marek… A teraz z dnia na dzień złożyła rezygnację, bo jest w ciąży. Zwolniła się po to, by zamknąć się w domu i płakać. Nic z tego nie rozumiał.

Nie potrafił już tego znieść. Jej ciągłego łkania, mokrej poduszki i tej apatii. Nie chciała jeść, nie chciała rozmawiać, nocami nie spała.

- Kochanie, co się dzieje? – zapytał pewnego wieczora, gdy zwinięta w kłębek wpatrywała się w sufit, a po jej policzkach ciekły łzy. Delikatnie dotknął jej ramienia, sprowadzając ją tym samym na ziemię. Uważnie mu się przyjrzała. Podjęła decyzję. Wybrała rodzinę. Ale wciąż zastanawiała się, czy można zbudować szczęśliwą rodzinę na kłamstwie. Im częściej zadawała sobie to pytanie, dochodziła do wniosku, że musi mu powiedzieć. Jeśli tego nie zrobi, zwariuje. Przecież ją kocha. Wybaczy jej.

- Zdradziłam cię – padło z jej ust. Zamarł. Osłupiały wpatrywał się w jej błękitne oczy. Nawet nie musiał pytać z kim. Doskonale wiedział. Miał tą cholerną świadomość, że jego żona nigdy nie zdradziłaby go z byle kim. Nie mogło być mowy o nowo poznanym kontrahencie, koledze z pracy, czy atrakcyjnym sąsiedzie, który podczas ulewy niejednokrotnie pomagał jej wnieść zakupy z bagażnika, podwoził do pracy, gdy zapomniała zatankować. Był pewny, że może przegrać tylko z Dobrzańskim. I właśnie przegrał. Tego najbardziej obawiał się, gdy spotkał go wtedy w firmie, gdy dowiedział się, że wrócił. Chciał wierzyć w to, że tamten rozdział jest dla Ulki zamknięty. Teraz miał pewność, że nie jest.

- To jego dziecko? – zapytał po chwili.

- Nie – wyszeptała cicho. Od momentu, w którym mu powiedziała, w którym się przyznała, poczuła, jakby wielki głaz spadł z jej serca. Nie potrafiłaby żyć w kłamstwie. Nie na dłuższą metę.

- Gdyby było jego nie płakałabyś od trzech dni, nie zamknęłabyś się w sypialni, nie zrezygnowałabyś z pracy – wyliczał wypranym z emocji głosem. Teraz już rozumiał jej zachowanie. Wiedział, skąd ten jej paskudny nastrój.

- Jak możesz tak mówić? – oburzyła się – Wybrałam rodzinę. Naszą rodzinę. Piotr – westchnęła przysuwając się do niego nieco i pozwalając sobie dotknąć dłonią jego policzka – Kocham cię – wyszeptała wpatrując się w jego oczy.

- Ale nie tak, jak jego – powiedział na głos słowa, które od kilku dni krążyły non stop po jej głowie – Ja nigdy nie będę w stanie ci go zastąpić – w tym momencie zrozumiała, że tak rzeczywiście jest. Sosnowski był jej bliski, bardzo bliski. Był dla niej ważny. Kochała go. Ale to Marek zajmował najważniejsze miejsce w jej sercu. Rozmowa z mężem dobitnie jej to uświadomiła – On już zawsze będzie stał pomiędzy nami – wiedziała, że jej mąż ma rację – Ja nie chcę tak żyć. Nie chcę być ciągle zdradzany – odparł z bólem. Pierwszy raz widziała w jego oczach łzy. Chciała coś powiedzieć, ale nie dał jej szansy – Nawet jeśli nie fizycznie… - szepnął ledwie słyszalnie – Wciąż będziesz za nim tęsknić i o nim marzyć. Ja nie dam rady… – płakała razem z nim.

- Przepraszam – powiedziała niemal bezgłośnie

- Za uczucia się nie przeprasza – powiedział filozoficznie, ale obojga zabolały te słowa. Poczuła ukłucie w sercu. Kilka dni temu zraniła Marka. Teraz rani Piotra. Zadała niewyobrażalny ból dwóm mężczyznom, którzy są dla niej ważni, którzy są jej bliscy. Piotr wstał z łóżka i ruszył w kierunku drzwi. Stojąc do niej tyłem, powiedział słabym głosem – W przyszłym tygodniu zajmę się rozwodem. Nie będę tego odwlekał. Chcę mieć możliwie jak najlepszy i najczęstszy kontakt z dzieckiem, mam nadzieję, że to rozumiesz – wyszedł. Miała świadomość, jak mocno go skrzywdziła. Teraz wiedziała, że decyzja, którą podjęła kilka dni temu nie była słuszna. Gdyby rozegrała to inaczej, gdyby od początku kierowała się sercem, a nie rozumem, zminimalizowałaby to cierpienie. Oszczędziłaby Marka, a i szczera rozmowa z Piotrem, może zadałaby mu mniej bólu. Zraniła ich obu. I siebie. A mimo to czuła lekką ulgę. Wiedziała, że powoli wychodzi na prostą. Pierwszy raz od kilku dni spokojnie przespała całą noc.

Z samego rana pojechała do firmy. Bała się tego spotkania. Miał prawo ją znienawidzić po tym, co powiedziała mu ostatnio, po tym, jak go potraktowała. Zdeptała jego uczucia, w ogóle się z nim nie liczyła, a teraz jedzie skomleć o jego miłość. Wiedziała, że warto o nią zawalczyć.

Zapukała cicho i szybko uchyliła drzwi. Nawet nie zwrócił uwagi, że ktoś wszedł. Siedział, wpatrując się w okno. Gęsta broda świadczyła o tym, że od kilku dni się nie golił. Przypuszczała, że od ich ostatniego spotkania.

- Marek – szepnęła, stając przed jego biurkiem. Obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem. Oczy miał podkrążone. Wiedziała, że też nie spał od kilku dni.

- Co tu robisz? – zapytał lodowatym tonem

- Wybacz mi – powiedziała szczerze, tonąc w jego oczach – Nie powinnam rezygnować z naszej miłości – w jego oczach stanęły słone krople – nie powinnam rezygnować z ciebie – westchnęła – Wiem, że to głupio zabrzmi, ale dopiero rozmowa z Piotrem uświadomiła mi, jak wielką rolę odgrywasz w moim życiu – wyszeptała przez łzy – Mój mąż pomógł mi zrozumieć, że byłeś, jesteś i będziesz dla mnie najważniejszy. Kocham cię jak nikogo innego – znów płakali oboje. Poderwał się z fotela i błyskawicznie znalazł się przy niej, zamykając jej drobną sylwetkę w swoich ramionach. We wnętrzu obojga rozlało się szczęście. 

Starła dłonią łzę, która stoczyła się po jej policzku. Ilekroć przypominała sobie wydarzenia tamtych dni, nie potrafiła zapanować nad emocjami. Była szczęściarą. Kobietą, która kocha i jest kochana. Która u swego boku ma mężczyznę wyjątkowego, którego z całą pewnością może nazwać miłością swojego życia. Była kobietą, która miała szczęście być żoną wspaniałego człowieka, który ją kochał, który dał jej prześliczną córeczkę i który był bardzo mądrym facetem z ogromną klasą. Zaśmiała się w duchu na myśl o tym, że jest chyba jedyną osobą, która tak ciepło myśli i wypowiada się o swoim byłym. Ale zasługiwał na to, jak mało kto. Zasługiwał również na szczęście, które odnalazł u boku pięknej pani chirurg. Cieszyła się, że nie jest samotny. Mimo wielu błędów przeszłości, złych chwil i negatywnych emocji, z całą pewnością mogła powiedzieć, że teraz jest dobrze. Bardzo dobrze. Miała wspaniałego partnera i cudowną córkę. Oczekiwała narodzin dwójki kolejnych dzieci. Już za miesiąc mieli powitać na świecie małych Dobrzańskich. Nie mogła się już doczekać, aż ich dom ponownie wypełni się gaworzeniem maluchów. Tworzyli prawdziwą, szczęśliwą rodzinę.
Dopiero teraz rozumiała, że na prawdziwą miłość nigdy nie jest za późno. 

DEFINITYWNY KONIEC! ;)

środa, 27 listopada 2013

'Za późno?' IV

Piotr rozentuzjazmowany opowiadał jej przy kolacji o swoim pierwszym, samodzielnym przeszczepie. Nie potrafiła się skupić na jego słowach. Od czasu do czasu posyłała mu niewyraźny uśmiech, kiwała głową ze zrozumieniem, ale kompletnie nie wiedziała, o czym jej teraz dokładnie opowiadał. Jej myśli były dużo dalej. Miała dość. Wykręcając się bólem głowy zaszyła się w sypialni. Jej nocna koszulka wciąż pachniała Dobrzańskim. Ktoś postronny nie zwróciłby nawet uwagi na ten niezbyt intensywny zapach. Ona go czuła. To ta woń, za którą tęskniła tyle miesięcy. Zaczynała wariować.

Niechętnie pojechała do firmy. Miała ochotę jeszcze przez kilka dni zostać w domu, ale wiedziała, że Piotr zacząłby pytać. Chciała uniknąć odpowiedzi i kłamania prosto w oczy. I tak było jej wystarczająco ciężko.
Cicho wsunął się do jej gabinetu. Stała tyłem do drzwi segregując dokumenty na biurku. Podszedł niezauważony i złożył delikatny pocałunek na jej szyi. Wzdrygnęła się i gwałtownie od niego odskoczyła.
- Nigdy więcej tego nie rób – niemal wysyczała przez zaciśnięte zęby, wpatrując się w szybę wychodzącą na korytarz. Na szczęście było pusto. Spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Przepraszam – powiedział spokojnie – Tęskniłem – rzekł z ujmującym uśmiechem
- Głośniej! Głośniej! Niech usłyszy cię cała firma! – nerwy zaczęły jej puszczać. Do tej pory potrafiła się opanować, ale gdy znalazł się przy niej, znów wywołał w jej wnętrzu burzę, której nie potrafiła wyciszyć.
- Co się dzieje? – wpatrywał się w nią intensywnie
- Nic. Oprócz tego, że zdradziłam męża – powiedziała stłumionym głosem – to nic się nie dzieje – nerwowym gestem poporawiła włosy
- Ja poniekąd w tej sprawie – dodał zbliżając się do niej – chciałbym porozmawiać. O przeszłości i przyszłości – celowo zaakcentował ostatnie słowo.
- Nie będę prowadzić z tobą takich dyskusji w biurze. Nikt nie może się dowiedzieć, rozumiesz?
- Dobrze. To pójdź ze mną na kawę, lunch, spacer. Gdziekolwiek – naciskał
- Nie. Na razie nie jestem gotowa na taką rozmowę. Muszę dojść do ładu sama ze sobą – przyjrzał j się badawczo i zrozumiał, że siłą nic nie ugra.
- Dobrze. Poczekam tyle, ile będziesz chciała – szepnął zrezygnowany i posłusznie wyszedł z jej gabinetu. Głośno wypuściła powietrze z płuc.

Kiedyś to jemu zarzucała, że jest obłudny, że kłamie na każdym kroku, że zdradza. Teraz robiła dokładnie tak samo. Kłamała. Tak naprawdę nie była uczciwa ani w stosunku do Piotra, ani w stosunku do Marka. Zdradziła męża i co gorsze, wcale tej zdrady nie żałowała. Nie bardzo wiedziała, co ma zrobić. Ten pocałunek wtedy w gabinecie. Sama nie wiedziała, co ją do niego pchnęło. Tęsknota, sentymenty czy miłość? Marek wciąż był dla niej ważny, bardzo ważny, ale nie mogła zapominać o Piotrze. On w tej całej sprawie był najmniej winny, a najwięcej go dotyczyło. Potrzebowała czasu. Najbliższe dni postanowiła poświęcić na pracę i ślub Sebastiana i Violetty. Później będzie zastanawiać się nad swoim życiem.
Trzymając Piotra za rękę wkroczyła do Urzędu Stanu Cywilnego na Ursynowie. Musiała przyznać, że Kubasińska wyglądała zjawiskowo. Promieniała. Sebastian również był szczęśliwy. Goście powoli zaczęli się gromadzić. Kilka osób z firmy, przyjaciele i najbliższa rodzina. Jakieś czterdzieści osób. Wreszcie go dostrzegła. Stał z boku i bacznie ją obserwował. W idealnie skrojonym, czarnym garniturze wyglądał jak marzenie. Posłał jej tęskne spojrzenie. Odwróciła głowę w stronę Piotra i zaczęła o czymś mu opowiadać. Zaczęło się. Dobrzański, wraz z przyjaciółką Violki Gośką, był świadkiem. Stał bokiem do zebranych gości. Ta pozycja dawała mu okazję do zerkania od czasu do czasu na Ulę. Skupił na niej całą swoją uwagę podczas składania przez młodych przysięgi. Zastanawiał się, czy jemu kiedykolwiek będzie dane ślubować ukochanej miłość, wierność i że jej nie opuści aż do śmierci. Czuła na sobie jego wzrok, ale pozostawała niewzruszona. Uparcie wpatrywała się w plecy Olszańskiej. Pojechali na przyjęcie weselne do pobliskiej restauracji. Zajęła się prowadzeniem dyskusji z Anią i Pshemko, z którymi siedzieli obok. Na chwilę zapomniała o Dobrzańskim. Tylko na chwilę. Tuż po posiłku rozpoczęła się zabawa. Wirowała na parkiecie w ramionach Piotra. Wciąż czuła wlepione w nią spojrzenie Dobrzańskiego. Zmęczona opadła na krzesło, by po ledwie kilku minutach usłyszeć za sobą jego głos
- Zatańczysz ze mną?- zapytał intensywnie się w nią wpatrując. Obrzuciła go przerażonym spojrzeniem. Pozostał niewzruszony – No chyba się mnie nie boisz? - Stał z wyciągniętą dłonią i bezczelnie wpatrywał się w jej oczy. Zerknęła na Piotra, który posłał jej niewyraźny uśmiech. Całując męża w policzek wstała i podążyła z Markiem na środek sali.
- Co ty wyprawiasz? – zapytała z pretensją w głosie, gdy zaczęli wirować. Był świetnym tancerzem.
- Tańczę z tobą – odparł najnormalniej w świecie, wolno sunąc dłonią po jej odsłoniętych plecach.
- Marek, proszę cię przestań się zgrywać.
- Ja się nie zgrywam – odparł poważnie – Wariuję bez ciebie – szepnął jej do ucha. Przeszedł ją dreszcz. Rzuciła wzrokiem w kierunku stolików. Piotr bacznie ich obserwował. Nieznacznie odsunęła się od Dobrzańskiego. Doskonale potrafiła udawać obojętność. Marek zerknął na nią i z bólem zaśmiał się pod nosem
- Jesteś świetną aktorką. Lepszą niż ja – spojrzał jej w oczy
- Uspokój się. Piotr nas obserwuje – wyszeptała przez zaciśnięte zęby.
- Co będzie dalej?
- Dalej? – odpowiedziała zdziwiona pytaniem na pytanie
- Z nami… - szepnął wprost do jej ucha
- Jeszcze nic nie postanowiłam - Zamilkł. Usłyszeli ostatnie takty piosenki. Bez słowa odprowadził ją do stolika i ruszył w kierunku przyjaciela. Miał ochotę się napić. Alkohol był najlepszym wyjściem w tej sytuacji.

W poniedziałkowy ranek ostentacyjnie wpadł do jej biura. Bez zbędnej zwłoki i nawet słowa przywitania stanął przed jej biurkiem z kartką papieru
- Moje podanie o dwa tygodnie urlopu – obrzuciła do zaskoczonym spojrzeniem i niemal mechanicznie złożyła swój podpis – Może przez ten czas podejmiesz decyzję, czy wolisz być z mężem, którego nie kochasz, czy ze mną.
- Skąd wiesz, że go nie kocham? – zapytała podirytowana. Zaśmiał się pod nosem
- Bo bardzo dobrze cię znam.
- Jesteś bardzo pewny siebie. Zbyt pewny – dodała po chwili. Zmarszczył brwi.
- To się jeszcze okaże – powiedział i ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się w pół kroku i ponownie stanął przed nią. Spojrzał na kartki trzymane w ręku – Aaa, i tu masz jeszcze zaproszenie na trzydniową konferencję w Amsterdamie. Przez przypadek znalazło się wśród mojej korespondencji. Radziłbym jechać. Ojciec zwykle wracał z takich eventów z kilkoma nowymi partnerami biznesowymi – podał jej kopertę i wyszedł.
Odetchnęła. Liczyła, że przez te czternaście dni jego nieobecności jakoś poukłada swoje życie. Nie dawała tego po sobie poznać, ale była w totalnej rozsypce. Pierwszy raz w życiu, tak naprawdę nie wiedziała, co ma robić, jaką decyzję podjąć i czego w życiu pragnie.  
W czwartek z ulgą spakowała walizkę.
- Zawiozę cię na lotnisko w drodze do szpitala – w drzwiach sypialni stanął Sosnowski
- Zamówiłam już taksówkę. Powinna być za kwadrans. Nie chcę byś spóźnił się na dyżur. Wiesz, że o tej porze są straszne korki.
- Jak uważasz – wzruszył ramionami. Widział, że od kilkunastu dni coś się z nią dzieje, ale nie chciała nic mu powiedzieć. Nie naciskał. Wychodził z założenia, że gdy będzie gotowa sama mu powie – Nie lubię, gdy wyjeżdżasz – posłała mu ciepłe spojrzenie
- Taka praca. Trzy dni szybko zlecą – przytuliła się do niego
- A Marek nie mógł jechać za ciebie? – na dźwięk imienia swojego… ‘no właśnie kogo? Kochanka?’ pytała samą siebie. Spięła wszystkie mięśnie.
- Marek jest na urlopie – szepnęła. Pogładził ją po plecach.
- Chciałbym z tobą porozmawiać, jak już wrócisz z tej Holandii
- O czym?
- O nas – odparł. ‘Czyżby się czegoś domyślał?’ przemknęło jej przez głowę. Odsunęła się lekko i wyczekująco wpatrywała się w jego oczy – No dobrze – westchnął – Chce porozmawiać o przyszłości – ‘Co oni do cholery wszyscy z tą przyszłością?’ – Chciałbym, żebyśmy mieli dziecko – jego słowa ją zamurowały. Co prawda jeszcze przed ślubem planowali dwójkę, ale Piotr podkreślał, że chce jeszcze poczekać nim skończy doktorat. Odchrząknęła nerwowo i zrozumiała, że jedynym wyjściem w tej sytuacji jest jak najszybsze wyjście z domu.
- O wszystkim porozmawiamy, jak wrócę – krótko musnęła jego usta i chwyciła walizkę – chyba taksówka już podjechała.
Nie znosiła latać. Ale dzisiejsza podróż jakoś jej nie przeszkadzała. Spojrzała na swoją obrączkę. Jeszcze kilka tygodni temu wszystko wydawało się proste. Była żoną Piotra. Była szczęśliwa. A później wrócił Marek i wszystko się zmieniło. Po raz kolejny wywrócił jej życie do góry nogami. Myślała, że uda im się utrzymać dystans. Myślała, że uda im się żyć tak, by łączyła ich tylko praca. Myliła się. Wciąż był dla niej ważny. Zbyt ważny. Kiedyś, gdy przeczytała w jednym z czasopism o kobiecie, która kochała dwóch mężczyzn jednocześnie, głośno się roześmiała. Chyba los się na niej zemścił. Była teraz w takiej samej sytuacji. Wciąż kochała Dobrzańskiego. Ale nie mogła zaprzeczyć i powiedzieć, że Piotr nic dla niej nie znaczy. Kochała swojego męża. Nim wyjechał do Bostonu nie czuła do niego nic oprócz sympatii. Później wrócił i zaczęli od nowa. Był inny niż Marek. Wielokrotnie łapała się na tym, że ich porównywała. Wiedziała, że to do niczego nie prowadzi. Teraz zastanawiała się, która miłość jest ważniejsza. ‘Czy to w ogóle można jakoś zmierzyć?’
Zameldowała się w eleganckim hotelu i ruszyła na górę. Przeciągnęła kartę i usłyszała brzdęk otwieranego zamka. Pchnęła drzwi i wpadła wprost w jego ramiona. Przylgnął do niej całym ciałem, mocno tuląc ją do siebie.
- Boże, już myślałem, że się nie doczekam – znieruchomiała. Dała się podejść.
- Co to ma znaczyć? – wlepiła w niego swoje błękitne tęczówki, które wciąż były wielkości pięciozłotówki
- Unikasz mnie – zaczął, wprowadzając ją za rękę w głąb pokoju – A ja bardzo za tobą tęsknię. Wiedziałem, że tu będę cię mógł mieć tylko dla siebie – zbliżył się i stanął z nią twarzą w twarz – Poza tym – zaczął szeptać wprost w jej usta – masz podjąć decyzję. Przez te trzy dni zamierzam pomóc ci ją podjąć – jego usta zaczęły gwałtownie miażdżyć jej wargi. Poddała się tej pieszczocie i już po chwili z równie wielką pasją odpłacała mu się tym samym. Spragnieni siebie runęli na łóżko.
Z niemałym trudem próbowali wyrównać oddechy. Delikatnie się uśmiechała. Musiała przyznać, że Piotr nigdy nie potrafił zadowolić jej w łóżku, tak, jak Marek. Mimo, że kochali się dopiero po raz trzeci, on doskonale znał jej ciało. Potrafił jednym ruchem, jednym pocałunkiem doprowadzić ją do szaleństwa. Seks z nim był niemal mistycznym przeżyciem. Położył się na boku i opierając głowę na ramieniu intensywnie jej się przyglądał.
- Jesteś dla mnie najważniejsza – spojrzała w jego oczy. Wiedziała, że mówi prawdę. Zaczął wskazującym palcem kreślić kółka na jej piersi – Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko – nic nie powiedziała. Nie musiała. On wiedział. Wiedział, że jest dla niej równie ważny. Czytał w jej oczach, jak w otwartej księdze. Tą magiczną chwilę przerwał dzwonek jej telefonu. Owinęła się prześcieradłem i odszukała aparat. Stanęła naprzeciw okna.
- Halo
-….
- Tak, już doleciałam. Przepraszam, że od razu nie zadzwoniłam, ale trochę trwała droga do hotelu i formalności w hotelu – spuściła głowę.
- ….
- Zadzwonię jutro po południu. Cały dzień będę jakieś szalenie interesujące wystąpienia. Będę zajęta.
- …
- Pa.
Zakończyła połączenie i stała nieruchomo, wpatrzona w bliżej nieokreślony punkt za oknem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co przeżywa. Wysunął się spod kołdry i stanął tuż za nią. Objął ją ramionami i przyciągnął ją bliżej siebie.
- Przepraszam – szepnął – to moja wina. Gdybym wtedy nie wyjechał, gdybym nie uciekł jak tchórz… nie musiałabyś teraz kłamać – odwróciła się do niego. Dostrzegł w jej oczach łzy
- To nie tylko twoja wina. Gdybym pozwoliła ci wtedy wyjaśnić, gdybym chciała słuchać. A teraz z premedytacją zdradzam męża, któremu ślubowałam wierność – szloch wstrząsnął jej ciałem. Przytulił ją. Wiedział, że dla niego łamie wszystkie swoje zasady.
- Ciiii, wszystko się jakoś ułoży – scałowywał słone krople z jej twarzy.
- Kocham cię – padło wreszcie z jej ust. Uśmiechnął się do niej, ukazując w pełnej krasie swoje dołeczki. Straciła grunt pod nogami, a prześcieradło swobodnie opadło na podłogę. Zaniósł ją do łóżka.
Te trzy dni były niczym bajka. Niczym sen, z którego nie chciała się budzić. Tak właśnie wyobrażała sobie przyszłość u jego boku, gdy tylko wrócili ze SPA. Wtedy, to były tylko marzenia brzydkiej kochanki prezesa, dziś – rzeczywistość. Wiele sobie wyjaśnili, starali się zrozumieć swoje postępowanie. Ich miłość naprawdę była wyjątkowa. Teraz to wiedziała. Ale wiedziała również, że jest jeszcze Piotr. Człowiek jej bardzo bliski, którego nie miała prawa krzywdzić w tak okrutny sposób. Nie chciała go zranić, ale miała świadomość, że prowadzenie podwójnego życia będzie bolesne dla całej trójki. Jej będzie coraz trudniej, Marek nigdy się z tym nie pogodzi, że nie ma jej na wyłączność, a i Piotr w końcu się zorientuje, że coś się zmieniło. Podjęła decyzję.
- Wracasz ze mną?
- Nie – pokiwał przecząco głową – zostaje do jutra. Zresztą pewnie Piotr odbierze cię z lotniska, mam rację? – przytaknęła – No właśnie. Nie chcę utrudniać… Wiem, że to nie będzie łatwa dla ciebie rozmowa.
- Marek, ja nie mogę ci obiecać, że powiem mu już dzisiaj. Muszę poczekać na odpowiedni moment.
- Wiem kochanie – odparł i mocno ją przytulił.

- Powiedziałaś mu? – to było pierwsze pytanie, jakie jej zadał, gdy tylko przekroczył próg jej biura
- To nie jest takie proste – powiedziała obrzucając go krótkim spojrzeniem i jak gdyby nigdy nic wróciła do odpisywania na maile
- Wiem, ale nie możesz tego odkładać w nieskończoność – starał się być spokojny. Od jej powrotu do Polski minęły już cztery dni.
- I kto to mówi? Człowiek, który niemal do samego ślubu czekał na odpowiedni moment, by go odwołać – powiedziała ostro. Spojrzał na nią ze smutkiem. To był cios poniżej pasa – Jakbyś zapomniał, ja już jestem po ślubie i sprawa jest nieco bardziej skomplikowana – wyżywała się na nim, bo nie potrafiła poradzić sobie z wyrzutami sumienia i świadomością, że tak bardzo skrzywdzi człowieka, przez ostatnie półtora roku, najbliższego.
- Dobrze – westchnął – Nie będę naciskał. Wiem, że potrzebujesz czasu – posłał jej blady uśmiech i wyszedł z gabinetu.
Miał rację. Nie mogła odkładać tego w nieskończoność. Gra na zwłokę nic nie da. Zawsze ceniła sobie szczerość. Była mu to winna. Miała nadzieję, że podczas zbliżającego się weekendu zbierze się na odwagę. W sobotę Piotr miał dyżur, ale niedziela będzie najodpowiedniejszym dniem na szczerą rozmowę.

- Marek, możemy porozmawiać? – zapytała, gdy tylko dostrzegła go na korytarzu piątego piętra
- Jasne. U mnie, czy u ciebie?
- Wolałabym przejść się do parku – obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem marszcząc przy tym brwi. Szykowała się poważna rozmowa. Czuł to po tonie jej głosu. Zresztą miała to wymalowane na twarzy. Miał nadzieję, że wreszcie powiedziała Sosnowskiemu.
- Czemu cię wczoraj nie było? – dopytywał, gdy tylko wyszli przed budynek firmy
- Musiałam załatwić kilka ważnych spraw. Upewnić się odnośnie jednej kwestii. Bardzo ważnej kwestii – powiedziała zamyślona – Jestem w ciąży – szepnęła. Dobrzański w pierwszej chwili spojrzał na nią z niedowierzaniem. Jej wyraz twarzy nie pozostawił złudzeń. To nie żart. Naprawdę jest w ciąży. Roześmiał się radośnie. Miał ochotę skakać ze szczęścia.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę – odparł, wodząc po jej sylwetce rozbieganym wzrokiem. Jakoś nigdy nie zastanawiał się, jak to będzie, gdy zostanie ojcem, czy kiedykolwiek nim zostanie. A teraz, był szczęśliwy. Perspektywa ojcostwa dawała mu wielką satysfakcję – Posłuchaj, jeszcze dzisiaj musisz się od niego wyprowadzić. Na razie zamieszkamy na Czerniakowskiej, ale szybko postaram się znaleźć jakiś dom pod miastem. Moje dziecko nie będzie się wychowywało w tym hałasie i zanieczyszczeniach – snuł plany. Rozczulił ją. Tego się po nim nie spodziewała.
- Marek.. – próbowała wejść mu w słowo, ale ciężko było przerwać ten jego entuzjastyczny słowotok
- Jutro zadzwonię do mecenasa Soboty. Trzeba jak najszybciej załatwić rozwód. Potem nasz ślub. Jeśli zechcesz oczywiście – spojrzał na nią z czułością – bardzo bym chciał, ale papierek to nie wszystko. Dla mnie najważniejsze jest to, że już zawsze będę się przy tobie budził i zasypiał – rozpłakała się. Ukryła twarz w dłoniach – Kochanie, co się dzieje? – zapytał z przejęciem
- To dziecko Piotra – wyszeptała przez łzy – Jestem w siódmym tygodniu ciąży – powiedziała ledwie słyszalnie. Jaka była głupia. Przez ten powrót Marka nawet nie zdała sobie sprawy, że jej ostatni okres nie był taki, jak zwykle, że jej organizm zachowywał się inaczej. Co za ironia losu. Musiała zajść w ciążę tuż przed powrotem Marka do kraju. Dobrzański stał jak sparaliżowany. Wreszcie odzyskał jasność umysłu
- Ula, to nic nie zmienia. Będę je kochał jak swoje, obiecuje. Będę się starał być najlepszym ojcem, jakim potrafię – coraz bardziej zanosiła się płaczem – Błagam cię, nie płacz.
- Ty nic nie rozumiesz. Ja nie mogę teraz od niego odejść. Nie mogę go zostawić…. – czuł, że traci grunt pod nogami. Zaczęło brakować mu tchu. Nerwowym ruchem poluzował krawat.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Błagam cię, nie utrudniaj. Widocznie dla nas jest już za późno – nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Obiecała sobie, że będzie twarda, ale nie potrafiła. Gdy w weekend zaczęły ją męczyć nudności, gdy zaczęła łączyć fakty jakaś mała lampeczka zapaliła się w jej głowie. Jeszcze do wczorajszej wizyty u lekarza miała nadzieję, że nosi pod sercem dziecko Dobrzańskiego. Ale wczoraj wszystko się zmieniło. Była w ciąży, a ojcem jej dziecka, był jej mąż. Człowiek, który nie zasłużył na takie traktowanie. Człowiek, któremu przez swoje błędne decyzje z przeszłości, nie mogła zniszczyć całego świata. Kochała go i nie potrafiła zranić. Tak samo jak nie mogła zranić swojego nienarodzonego dziecka, pozbawiając go pełnoetatowego ojca. Tego właściwego ojca. Musiała wybrać. Teraz nie decydowała tylko o sobie. Wiedziała, że będzie bolało, ale nie wiedziała innego rozwiązania. Z czasem się przyzwyczai, z czasem zapomni, z czasem zacznie żyć tak, jak jeszcze kilka miesięcy temu.
- Za późno? – krzyknął Dobrzański przez łzy – Przecież ja ciebie kocham! I ty też mnie kochasz! – łapczywie wpił się w jej usta. Zatraciła się w tym pocałunku. Wiedziała, że to ich ostatni. Oderwała się od niego i po raz ostatni zatonęła w jego szarym spojrzeniu. Teraz pełnym bólu i rozpaczy.
- Złożyłam rezygnację. Twój ojciec już wie. Nie potrafilibyśmy pracować razem. To by się nie udało - wyszeptała gładząc jego policzek
- Co ty pierzysz?! – odskoczył do niej. Nerwy mu puszczały. Nie potrafił jej zrozumieć - Ja nie pozwolę ci odejść, rozumiesz!
- To koniec – wyszeptała i wybiegła z parku. Nie pobiegł za nią. Zrozumiał, że to nie ma sensu. Ona już zdecydowała. Zdecydowała za nich oboje.

KONIEC!