B

niedziela, 29 listopada 2015

'W chmurach' XII

W koprodukcji z K.!


Wyjątkowo późna godzina szybko wykończyła Marysię i już po kilkunastu minutach od powrotu taty i otrzymaniu od niego czarnego, pluszowego byczka, któremu nadała mało hiszpańskie imię ‘Fredek’ zasnęła tuląc do siebie maskotkę. Cichutko wyszli na korytarz i gdy tylko Ula zamknęła za sobą drzwi, Dobrzański przypadł ją do ściany i zachłannie wpił się w jej usta.
- Wreszcie się mogę z tobą normalnie przywitać – wydyszał próbując wyrównać oddech – Dla ciebie też mam prezent - w samych skarpetkach, żeby nie robić hałasu zbiegł na dół i wrócił po chwili z niewielkich rozmiarów torebeczką – Mam nadzieję, że trafiłem z rozmiarem – rzekł z szelmowskim uśmiechem, gdy wyjęła ze środka komplet seksownej bielizny – Liczę, że za chwilę przymierzysz i że będę mógł jeszcze dzisiaj ją z ciebie zdjąć – uniósł do góry lewy kącik ust w czymś na kształt cwaniackiego uśmiechu. Roześmiała się cicho i pokręciła głową z pobłażaniem
- Przypominam ci, że za tymi drzwiami śpi twoja córka
- No właśnie – chrząknął – Moja córka jest baaardzo do mnie podobna – delikatnie przygryzł skórę jej szyi - Mamy równie mocny sen – rzekł prowadząc ją w stronę pokoju, który od kilku dni zajmowała – A ja wróciłem bardzo spragniony swojej cudownej kobiety
- A co będzie rano, gdy zobaczy, że wychodzimy z jednej sypialni? – upewniała się
- Nastawię sobie budzik w komórce na wpół do szóstej i wrócę do siebie. Marysia najwcześniej wstaje koło siódmej – postanowiła się poddać i pociągnęła go za krawat w stronę łóżka.

Marysia czuła się na tyle dobrze, że Marek opatulając ją uprzednio w ciepły szlafrok i frotowe skarpetki pozwolił zejść na dół na śniadanie. Zjedli je wspólnie żartując i relacjonując sobie przebieg ostatnich trzech dni.
- Ula, zrobisz mi tej pysznej herbatki z sokiem malinowym? – zapytała dziewczynka kierując się w stronę schodów
- Oczywiście kochanie, zaraz ci przyniosę – uśmiechnęła się do niej ciepło i wróciła do kuchni, w której Marek wkładał brudne naczynia do zmywarki
- Daj – zabrał jej kubek – ja jej zaniosę. I tak muszę z nią porozmawiać – chrząknął lekko zdenerwowany – A ty poczekaj na mnie proszę w salonie – niepewnym krokiem ruszył na górę. Obserwując jego dziwne zachowanie już miała zapytać, czy coś się stało, ale postanowiła poczekać do jego powrotu. Obrzuciła spojrzeniem wiszący na ścianie czarny zegar, który wskazywał dziesiątą trzydzieści. Postanowiła, że zostanie do obiadu, a później wróci do siebie. Kolację u Dobrzańskich i tak trzeba było przełożyć, bo mała była wciąż osłabiona i pokasływała, a pogoda na zewnątrz była wyjątkowo paskudna. Ewidentnie zbierało się na pierwsze w tym roku opady śniegu. Wsunął się do pokoju i postawił kubek na nocnej szafce. Ułożył się w nogach jej łóżka i uśmiechnął się niewyraźnie.
- Jak się czujesz myszko?
- Lepiej. Gardło mnie już nie boli. Tylko chce mi się jeszcze trochę kasłać – skrzywiła się
- Musisz jeszcze pobrać syrop kilka dni. I jak będziesz się czuć coraz lepiej, to w poniedziałek zawiozę cię do szkoły, zgoda? – dziewczynka kiwnęła głową. Lubiła się uczyć i lubiła swoje koleżanki, dlatego z chodzeniem do szkoły nie było większego problemu, od kiedy Patryk przestał jej dokuczać – A jak było przez te trzy dni mojej nieobecności? Dogadywałyście się z Ulą?
- Tak. Jest bardzo fajna. Opiekowała się mną, siedziała ze mną, czytała mi książki. Ugotowała pyszny rosołek – dziewczynka rozpromieniła się na wspomnienie swojej ulubionej zupy
- Cieszę się, że ją polubiłaś i zaakceptowałaś. Fajnie, że Ula zgodziła się z tobą zostać, gdy ja musiałem jechać do pracy – chrząknął cicho, jakby podczas tej krótkiej chwili próbował poukładać sobie dalszą część rozmowy – Wiesz, że cię kocham, prawda? Najmocniej na świecie.
- Ja też cię kocham tatusiu – zmarszczyła nosek szczerząc się
- I musisz wiedzieć, że zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. Ale Ula też jest dla mnie bardzo ważna. Ją też kocham – Marysia przypatrywała mu się uważnie – Co prawda inaczej, niż ciebie. Bardziej tak, jak mężczyzna kocha kobietę. I chciałbym mieć was obie blisko siebie. Mówiąc wprost chciałbym, że Ula już z nami została, żeby z nami zamieszkała, o ile oczywiście ty się zgodzisz – dziewczynka milczała dłuższą chwilę najwyraźniej przyswajając, to co usłyszała od ojca. A dla niego te sekundy były godzinami męki i niepewności
- Ula będzie twoją żoną?
- Na pewno nie teraz, za jakiś czas pewnie tak. Bardzo bym tego chciał – szepnął z błąkającym się na twarzy delikatnym uśmiechem na myśl, że będzie mógł się kiedyś nazywać mężem Uli
- Będzie twoją żoną tak, jak mama? – zmarszczyła brwi intensywnie myśląc o tym, jakie zmiany szykują się w jej życiu
- Wiesz, że ja i mama rozstaliśmy się wiele lat temu. Jesteśmy po rozwodzie, mama ma nowego męża i nigdy już nie będziemy razem. Mam wspaniałą córkę, którą kocham ponad wszystko, ale chciałbym mieć również przy sobie kobietę, która jest dla mnie ważna. Chciałbym byś ty, ja i Ula byli normalną rodziną. A pierwszym krokiem do rodziny jest wspólne mieszkanie.
- I Ula będzie spała z tobą w pokoju?
- Mama też spała ze mną w tym samym łóżku – zauważył
- Ale wciąż będziesz miał dla mnie czas? Będziesz mnie odbierał ze szkoły i będziemy chodzić do kina i na ślizgawkę? – upewniała się
- Obiecuję ci, że nic się w tej kwestii nie zmieni
- Zgadzam się – przysunął się bliżej i mocno do siebie przytulił
- Dziękuję skarbie – cmoknął ją w czubek głowy
Niemal zbiegł po schodach z szerokim uśmiechem na twarzy, co jakby kłóciło się z jego postawą, gdy wchodził na górę. Stojąca przy wyjściu na taras Ula obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem. Momentalnie znalazł się przy niej i chwytając w ramiona obrócił się dwukrotnie wokół własnej osi. Zaskoczona objęła go mocno za szyję, tłumiąc pisk
- Matko kochana, co ci się stało? – zapytała, gdy wylądowała już na ziemi
- Mam wspaniałą córkę – rzekł z nieskłamaną dumą – Bardzo mądrą. Ona już dała się namówić, teraz tylko ty musisz się zgodzić, ale myślę, że z tobą będzie mniejszy problem – wyszczerzył się
- O czym ty mówisz? – była zdezorientowana, nie miała pojęcia o czym on mówi
- Szczerze mówiąc, gdyby nie Marysia zaproponowałbym ci to już dawno, ale musiałem liczyć się również z jej uczuciami. Teraz dała nam zielone światło. Zostań z nami już na zawsze – poprosił – Wprowadź się do nas, wprowadź się do mojej sypialni.
- Naprawdę się zgodziła? – zapytała z delikatnym uśmiechem. Od dawna miała ochotę z nim zamieszkać, jednak wiedziała, że tę decyzję będą musieli odłożyć w czasie z uwagi na jego córkę. Nie sądziła, że jeszcze przed świętami zyska jej pełną akceptację
- I nawet nie musiałem jej specjalnie namawiać. Wystarczy, że zapewniłem, że między nią a mną nic się nie zmieni, krótko mówiąc, że wprowadzając się tutaj nie zabierzesz jej mnie – krótko musnął jej usta – Swoją drogą zgodziła się nawet na to, żebyś została moją żoną – uśmiechnął się z satysfakcją
- Co ty nie powiesz – cmoknęła go w policzek i szczęśliwa wtuliła się w jego ramiona

piątek, 20 listopada 2015

'W chmurach' XI

w koprodukcji z K.!  




Ich wspólne soboty zostały na stałe wpisane do harmonogramu tygodnia. Zaczęło się od naleśników, później było wesołe miasteczko, wycieczka za miasto, kręgle, grill na zamknięcie sezonu i zabawa na trampolinie w ogrodzie, wspólne gotowanie, gokarty. Ula wpadała często również w tygodniu na wspólną kolację. Kilka razy zdarzyło się nawet, że pomagała Marysi w pracach plastycznych. Dziewczynka chętnie spędzała z nią czas, dyskutowała na przeróżne tematy, dzieliła się swoimi problemami i rozterkami, których dostarczali jej szkolni koledzy. Można powiedzieć, że obie panie zaczęły się powoli przyjaźnić, a ich kontakt z pewnością był ułatwiony dzięki propozycji Uli, by mała mówiła do niej po imieniu. Marysia stała się dzięki temu śmielsza w kontaktach z nią. Nie wydawała się również zazdrosna, gdy ojciec w jej obecności krótko przytulał Cieplak, szedł z nią z rękę, czy witał się cmoknięciem w policzek. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Ula całkiem przypadkiem podczas jednego z wyjść do kina poznała jego przyjaciół, Violettę i Sebastiana, którzy korzystając z chwili wolnego od dzieci wybrali się na wieczorny seans. Obie pary miło spędziły czas w pobliskiej restauracji.

Plan na początek listopada był prosty. Marek w środę miał lecieć na trzy dni do Barcelony na negocjacje, a w sobotę po raz pierwszy udać się wraz z Ulą i córką na kolację do swoich rodziców. Czas najwyższy, by ukochana poznała Dobrzańskich. Bardzo mu zależało, by to spotkanie odbyło się jak najszybciej, skoro Marysia akceptowała już Ulę jako jego przyjaciółkę. W pewnym momencie mała brunetka zdobyła się nawet na wyznanie, że bardzo ją lubi i fajnie jest, gdy spędzają czas we trójkę. Chciał by jak najszybciej jego rodzice poznali Cieplak, zwłaszcza w kontekście zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, które miał nadzieję, że spędzą wszyscy razem. On rodziców ukochanej poznał już kilka tygodni temu, gdy w drodze z sanatorium w Kołobrzegu zatrzymali się na kilka godzin w Warszawie. Państwo Cieplak mieszkali na przedmieściach Kielc i bardzo ciepło powitali Marka. Najwyraźniej nie przeszkadzał im fakt, że miał całkiem sporą już córkę.

Każdy plan, ma jedną wadę, może się nie udać. I niestety plan Marka stanął pod znakiem zapytania, gdy w poniedziałkowy wieczór podczas kolacji, którą jedli we trójkę, mała oświadczyła, że źle się czuje.
- Tatusiu, boli mnie gardło – przełknęła łyk gorącej herbaty i odstawiła swój kubek na stół
- Teraz to tatusiu, a jak ci powtarzam, żebyś zakładała szalik przed wyjściem ze szkoły, to mnie nie słuchasz – oświadczył lekko zdenerwowany samym faktem, że szykuje się kolejna infekcja. Gdy Marysia była mała potrafiła dwukrotnie chorować w ciągu jednego miesiąca, a w okresie jesienno-zimowym kilkanaście razy przyjmowała antybiotyk. Od marca wszystko się uspokoiło i miał nadzieję, że córka zaczyna coraz bardziej się uodparniać i wyrastać z ciągłych infekcji. Najwyraźniej szykowała się powtórka z corocznej rozrywki – Pokaż czoło – przyłożył dłoń do dość chłodnej głowy dziewczynki – Na wszelki wypadek zmierzymy temperaturę – wstał od stołu i z jednej z kuchennych szafek wyjął koszyczek z lekarstwami. Podał córce elektroniczny termometr i ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy spojrzał na Ulę – Dziś jest ból gardła, jutro dojdzie katar i tylko czekać, kiedy pojawi się kaszel. Tydzień w porywach dziesięć dni wyjętych z życia – mruknął – I wszystko byłoby dobrze, gdybym nie musiał pojutrze lecieć do Hiszpanii – myślał intensywnie, co ma zrobić – W tej sytuacji Renata z tobą nie zostanie. Do czternastej zajmuje się bliźniakami sąsiadki, a dziadkowie wracają dopiero w piątek - dziewczynka wyjęła spod pachy termometr i podała ojcu – Trzydzieści siedem i jeden – skrzywił się – No nic, będziemy musieli wcześniej ściągnąć babcie. Może uda jej się przylecieć jutro – nerwowo przeczesał włosy i cmoknął zmartwioną córeczkę w czubek głowy – No nic, leć na górę pod ciepły prysznic i wskakuj do łóżka. Zaraz przyniosę ci jakieś tabletki na to gardło, więc nie myj jeszcze zębów – polecił i wciąż zamyślony odprowadził córkę wzrokiem.
- Może ja z nią zostanę – odezwała się milcząca dotąd Ula – wezmę kilka dni urlopu. Mam jeszcze zaległy. Jeśli oczywiście będzie chciała – spojrzał na nią z wdzięcznością
- Porozmawiam z nią. To byłoby lepsze rozwiązanie – przeczesał włosy - Mama mi pewnie nie odmówi, ale wolałbym, że ojciec sam nie wracał samolotem. Ponoć po tej kuracji czuje się dobrze, ale różnie to bywa. Zdenerwuje się jakimiś turbulencjami, czy coś i nieszczęście gotowe. Ja jutro z nią zostanę, ale naprawdę muszę lecieć w środę. To ważny kontakt, wart kilka milionów. Renata miała ją odbierać ze szkoły i nocować u nas, ale od ósmej do czternastej zajmuje się kilkumiesięcznymi dziećmi sąsiadki, która pracuje na pół etatu. A nie zostawię siedmiolatki samej w domu na pół dnia. W dodatku z temperaturą, bo jutro pewnie będzie miała ze trzydzieści osiem. No nic – potarł czoło – Zobaczymy. Idę do niej – wyszukał w koszyczku owocowe pastylki - Poczekaj na mnie proszę – szybko musnął jej usta i ruszył na górę
Gdy wszedł na górę kończyła czesać włosy. Otulił ją kołdrą i rozłożył w nogach łóżka koc.
- Nie jest ci zimno? – pokręciła przecząco głową – No dobrze. Może nie będziesz mieć wysokiej gorączki jak ostatnio. Spróbujemy najpierw sami poradzić sobie z tą infekcją. Może obejdzie się bez antybiotyku – westchnął – Jutro nie pójdziesz do szkoły. Musisz poleżeć parę dni. Zostanę z tobą, ale w środę muszę wyjechać. Albo ściągniemy babcię, co będzie dosyć trudne, bo będzie musiała do nas przyjechać z Austrii w ciągu kilku godzin, albo zostanie z tobą Ula. Chciałabyś, żeby z tobą została przez te trzy dni? – spojrzał na nią niepewny jej reakcji. Lubiła Ulę, dogadywały się coraz lepiej, ale to nie oznaczało, że będzie chciała z nią zostać sam na sam na trzy dni.
- Tak, zostanę z Ulą. Nie będziemy martwić babci – posłał jej ciepły uśmiech i czule pogłaskał po policzku, pstrykając delikatnie w nosek 
- Mądrą mam córkę – rzekł z dumą – Twoje ulubione tabletki cytrynowe. Tylko nie ssij na leżąco, bo jeszcze się zachłyśniesz. Usiądź sobie. Jak skończysz ssać, to umyj zęby. Ja zajrzę do ciebie za jakieś pół godziny. Zmierzymy jeszcze temperaturę. Idę ustalić wszystko z Ulą. Będzie musiała się do nas przenieść na te kilka dni.
Paradoksalnie w chorobie Marysi upatrywał szansy, by obie dziewczyny jeszcze lepiej się poznały i bardziej się ze sobą zżyły.
- Zgodziła się – rzekł z wyraźną ulgą i radością – Ale to naprawdę nie będzie dla ciebie kłopot? – upewnił się. Nie chciał, by miała przez niego nieprzyjemności w pracy
- Najmniejszy. Biorę dni wolne od wielkiego dzwonu. Nie mamy w planach żadnego posiedzenia zarządu, konferencji, ważnych negocjacji. Sama sekretarka da sobie radę przez kilka dni. Jutro przekażę jej wszystkie sprawy, którymi będzie musiała się zająć. Marysia będzie pod dobrą opieką, a ty spokojnie polecisz do Barcelony i zajmiesz się pracą
- Dziękuję ci – ucałował jej dłoń
- Przestań mi dziękować. To chyba normalne w związku, że się sobie pomaga, prawda? – posłał jej delikatny uśmiech – A poza tym będziemy miały okazję jeszcze lepiej się poznać
- O tym samym pomyślałem – zrobił śmieszną minę – To zapraszam jutro wieczorem. Przygotuję ci pokój gościnny. Ja lecę w środę o dziesiątej z Modlina, wracam w piątek o dwudziestej drugiej z minutami, więc koło północy będę w domu. Jutro jak przyjdzie Renata zrobię zakupy, kupię wszystkie potrzebne leki, żebyś nie musiała jej zostawiać samej.
- Ok, ale w pozostałe dni możesz dać jej wolne. Chyba sobie z Marysią damy radę same – ruchem głowy zgodził się.  

Następnego dnia wieczorem pojawiła się w progu jego domu z walizką. Pomógł jej się rozpakować, a następnie zapoznał z domową apteczką. Marysia na szczęście czuła się w miarę dobrze. Ból gardła co prawda nie ustępował, ale za to utrzymywał się tylko lekki stan podgorączkowy. Marek był dobrej myśli, że po kilku dniach w domowych pieleszach córka dojdzie do siebie. Rankiem pożegnał się z nimi, zapewniając, że będzie dzwonił, gdy tylko znajdzie chwilę i pojechał prosto na lotnisko. Ula troskliwie opiekowała się Marysią. Z samego rana nastawiła aromatyczny rosół, który miał postawić dziewczynkę na nogi. Co chwila poiła ją małymi porcjami herbaty z naturalnym sokiem z malin, gdyż powtarzała, że odpowiednie nawodnienie zbije gorączkę. Mała chętnie stosowała się do jej zaleceń i przyjmowała wszystkie podawane leki. Poczytała jej też książkę, a po południu utuliła do snu, gdy dziewczynka ucięła sobie drzemkę. Następnego dnia nie nastąpiła jednak poprawa. Pojawił się kaszel i już o dziesiątej rano dziewczynka miała prawie trzydzieści osiem stopni gorączki. Ula w obawie nasilenia się temperatury postanowiła skonsultować z Markiem kwestię wizyty lekarskiej. Zadzwonił godzinę po wysłanym mu sms’ie z prośbą o kontakt.
- No co tam kochanie?
- Chyba musisz mi niestety podać numer do lekarza małej. Ten kaszel mi się nie podoba i zaczyna gorączkować – oznajmiła spokojnie
- Suchy czy mokry ten kaszel? I ile ma gorączki? – nerwowo zasypywał ją pytaniami – A karat ma? Zaglądałaś jej do gardła? Może to angina? A tak w ogóle, to może ja przyjadę. W końcu negocjacje negocjacjami, ale zdrowie dziecka jest ważniejsze. W gruncie rzeczy w ogóle nie powinienem wyjeżdżać, gdy jest chora – usta mu się nie zamykały. Aż wywróciła oczami.
- Uspokój się! – postanowiła przywrócić go do pionu – Nie ma powodów do paniki. Po prostu wolę dmuchać na zimne i lepiej, żeby ktoś ją osłuchał, czy nie ma przypadkiem czegoś w oskrzelach. Mnie to wygląda na silne zapalenie gardła, ale wolę zasięgnąć rady lekarza. Nie ma powodu, żebyś wszystko rzucał i wracał. Radzę sobie. Gorączkę też będę zbijać zawiesiną i chłodnymi kompresami. Poza tym nie ma czterdziestu stopni tylko ledwie trzydzieści osiem. Zaufaj mi – poprosiła spokojnie. Wziął głęboki oddech i starał się myśleć racjonalnie
- Wiesz, że ci ufam. Po prostu się martwię – mruknął – Zaraz zadzwonię do doktora Hermana.
- Tylko nie stawiaj go tam na baczność – cicho zaśmiała się pod nosem - Wystarczy jak przyjedzie wieczorem
- Ok. Wyślę ci sms’em o której będzie. Powiedz Marysi, że bardzo ją kocham. Ciebie zresztą też, ale tego na razie nie musisz jej mówić – szepnął, na co się roześmiała – Zadzwonię później.

Lekarz pojawił się chwilę po szesnastej. Dokładnie zbadał dziewczynkę i stwierdził, że nic niepokojącego w płucach ani oskrzelach nie słyszy. Zalecił leki przeciwgorączkowe, które mała już przyjmowała, zwiększył tylko nieco ich dawkę i syrop, który Marek kupił przed swoim wyjazdem. Przepisał również receptę na antybiotyk, jeśli poprawa zdrowia nie nastąpi w ciągu dwóch kolejnych dni.

Około dziewiętnastej w domu Dobrzańskich rozległ się dzwonek. Ula zdziwiła się nieco, bo Marek nie zapowiadał jej niczyjej wizyty. W drzwiach pojawiła się starsza kobieta, którą widziała już wcześniej na zdjęciach.
- Dzień dobry, Helena Dobrzańska, czy zastałam może Marka? – zapytała uprzejmie, gdy pierwsze zaskoczenie minęło. Nie spodziewała się, że drzwi otworzy jej ktoś inny, niż jej własny syn. Co nie zmieniało faktu, że bardzo się cieszyła z tego spotkania.
- Marka nie ma – chrząknęła lekko zakłopotana. Sądziła, że poznanie jego matki nastąpi w nieco innych okolicznościach – poleciał w środę służbowo do Barcelony. Wraca jutro. Ale zapraszam. I proszę wybaczyć, że się nie przedstawiłam. Ula Cieplak – Helena wyciągnęła do niej dłoń
- Bardzo się cieszę, że mogę cię wreszcie poznać. Marek wiele mi o tobie opowiadał. Nie mogłam się już doczekać naszego sobotniego spotkania – uśmiechnęła się przyjaźnie – Pozwolisz, że będę ci mówić po imieniu
- Oczywiście – uśmiechnęła się niemrawo, będąc lekko zaskoczoną tym entuzjazmem ze strony Dobrzańskiej. Jednak to zaskoczenie było miłe – Napije się pani kawy albo herbaty?
- Herbaty jeśli można. Skoro już tu jestem chętnie bliżej cię poznam – uśmiechnęła się ciepło i pogładziła ją lekko po ramieniu. Ulę stres jakby zaczął opuszczać. Jego matka zdawała się być zachwycona faktem, że w domu jej syna pojawiła się wreszcie kobieta – A gdzie jest moja wnuczka? – zainteresowała się
- Śpi na górze. Jest chora. Od wtorku leży w łóżku. Dzisiaj był lekarz. Zapalenie gardła – opowiadała zmierzając w stronę kuchni
- A już mieliśmy nadzieję, że nie będzie tak w tym roku chorować. Niech śpi, zajrzę do niej później. Cieszę się, że to ty się nią zajmujesz. Będziecie miały okazję się zbliżyć
- I tak w istocie jest – uśmiechnęła się – Nie mieliśmy wyjścia. Marek nie mógł zrezygnować z tego wyjazdu, a Marysia nie mogła być w domu sama w oczekiwaniu na opiekunkę. Państwa nie było – zauważyła – A jak się udał pobyt w Austrii? – tutaj Helena zaczęła swoją opowieść o cudownych zabiegach upiększających w austriackim ośrodku rehabilitacyjnym i kuracji, którą przechodził jej mąż pod okiem wykwalifikowanych lekarzy. To pierwszy spotkanie przebiegło w zdecydowanie miłej atmosferze, a Helena okazała się bardzo ciepłą i otwartą osobą. Szybko złapały z Ulą dobry kontakt. Helena na odchodne powtórzyła swoje zaproszenia na sobotę, o ile Marysia poczuje się lepiej, a jeśli nie zaproponowała, że koniecznie muszą się spotkać w przyszły weekend. Ula późnym wieczorem relacjonowała tę niezapowiedzianą wizytę swojemu partnerowi, który był najwyraźniej zadowolony z faktu, że jego ukochana polubiła jego matkę.

Kilka minut po północy, najciszej jak potrafił wszedł do domu, zostawiając swoją czarną walizkę w przedpokoju. Zdjął buty oraz płaszcz i na palcach ruszył na górę z zamiarem zajrzenia do pokoju córki. Pogaszone w domu światła świadczyły o tym, że obie jego kobiety albo już śpią, albo urzędują na górze. Dostrzegł uchylone lekko drzwi, przez których szparę dochodziło słabe światło z nocnej lampki w kształcie kucyka Pony. Ula siedziała na skraju łóżka czytając dziewczynce książkę o Ani z Zielonego Wzgórza. W pewnym momencie usłyszał cichy głos córki
- Mogę się do ciebie przytulić? – zapytała mała pokasłując. Ula odłożyła książkę i rozpostarła szeroko ręce, przygarniając Marysię do swojego brzucha i z delikatnym uśmiechem na ustach zaczęła głaskać małą po głowie. Obserwował ten obrazek z nieskłamaną przyjemnością i lekkim wzruszeniem. Po chwili postanowił się ujawnić wkraczając do pokoju z szerokim uśmiechem
- Cześć dziewczyny, dlaczego jeszcze nie śpicie?
- Tatuś – mała wyskoczyła z łóżka wpadając w ramiona ojca – Czekałyśmy z Ulą na ciebie – ucałował oba policzki córki, by po chwili przywitać się buziakiem ze swoją ukochaną
- Cieszę się, że już z wami jestem – obrzucił pełnym miłości spojrzeniem Marysię i Ulę

niedziela, 15 listopada 2015

'W chmurach' X

w koprodukcji z K.!  



Klasyczna randka – kino, kolacja i spacer. Oni mieli swój przepis na udany wieczór – spacer, teatr, hotel. I choć Dobrzański kompletnie nie mógł skupić się na spektaklu, co chwila zerkając na swoją towarzyszkę, to Ula wydawała się wyjątkowo zaabsorbowana tym, co działo się na scenie. W kwestii teatru byli zgodni, oboje nie znosili dramatów. Wybór sztuki był więc oczywisty i padł na komedię, którą kilka tygodni wcześniej oglądali jego przyjaciele. Teatr znajdował się w Śródmieściu, więc z dość obiektywnych przyczyn na dalszą część wieczoru wybrali Novotel Centrum. Jadąc windą na jedenaste piętro miał ochotę rzucić się na nią, ale ostatkiem sił powstrzymywał się, gdyż nie byli sami. Na pierwszym poziomie dosiadła się do nich para niemieckich turystów, wciskając przycisk z numerem dwunastym. Nie pozostało im nic innego, jak stojąc po przeciwległych stronach windy, mierzyć się spojrzeniem pełnym pożądania i zniecierpliwienia. Gdy drzwi się zamknęły, a karta znalazła się w odpowiednim miejscu, uruchamiając oświetlenie, dopadł do jej warg, łapczywie się w nie wpijając. Pomogła mu pozbyć się marynarki i sprawnie poradziła sobie z guziczkami jego koszuli. Ściągnął pantofle i skarpety, a klękając przed nią pozbawił szpilek. Rozpiął zamek jej spodni, a następnie pomógł je zdjąć. Wstał i zajął się jej bluzką. Gdy została już w samej bieliźnie, delikatnie pchnął partnerkę na łóżko. Zawisł nad nią, obsypując skórę twarzy, dekoltu i ramion deszczem pocałunków. Zębami zsunął ramiączko stanika, najpierw jedno, później drugie, by po chwili włożyć rękę pod jej plecy i jednym ruchem go rozpiąć. Gdy tylko uwolnił z koronki jej piersi przyssał się do twardniejącego sutka. Całował, przygryzał, ugniatał. Uwielbiał jej piersi i temu uwielbieniu dawał teraz wyraz. Jej przyspieszony oddech i krótkie pomrukiwania były dowodem tego, że jest jej dobrze. Chciał, żeby to właśnie z nim było jej najlepiej. Ustami rozpoczął dalszą wędrówkę po jej ciele, aż wreszcie dotarł do kwiatu kobiecości. Zsunął ostatni element bielizny i rozchylił jej nogi. Przyssał się do jej płatków, raz po raz wsuwając do wnętrza swój wilgotny język. Mocno zacisnęła dłonie na śnieżnobiałej pościeli i pojękiwała z rozkoszy, jaką jej dawał. Gdy po dłuższej chwili, powrócił do penetrowania jej ust, zdała sobie sprawę z niesprawiedliwości, jaka miała miejsce. Ona była naga, rozpalona, on wciąż miał na sobie spodnie. Z jego drobną pomocą ściągnęła je, by ślad za nimi poszły bokserki, uwalniając nabrzmiałą z podniecenia męskość. Znów całowała jego usta, łącząc ich języki w namiętnym tańcu, a dłonią zjechała do jego krocza, delikatnie je masując. Nie przerywając kontaktu wzrokowego musnęła ustami jego podbródek, tors pokryty ciemnymi, krótkimi włoskami, brzuch, pod skórą którego rysowały się mięśnie, aż wreszcie dotarła do celu swojej podróży. Gdy jej słodkie usta znalazły się na jego przyrodzeniu gwałtownie wciągnął powietrze przez nos i odrzucił głowę do tyłu. Ustami i dłonią wykonywała kolejne ruchy, a on czuł, że jeszcze chwila i nie wytrzyma. Podniósł się więc do pozycji siedzącej i przyciągnął do siebie. Chciał zamienić ich miejscami, chciał, by znów znalazła się pod nim. Nie pozwoliła mu. Dziś to ona chciała dominować. Dziś to ona chciała nadawać im rytm. Założył zabezpieczenie i zgodnie z jej życzeniem położył się, a ona usiadła na nim okrakiem, łącząc ich w cudownym zespoleniu. Gdy wypełnił ją całą, oboje, jakby na moment zachłysnęli się tą chwilą. Zaczęła się poruszać w górę i w dół, w górę i w dół nadając im swoje tempo. Patrzył na jej falujące piersi, patrzył w jej cudownie błękitne oczy i czuł, że rozpiera go szczęście. Objął jej biodra rękami, pomagając jej przyspieszyć. Po chwili oparła się na przedramionach, na wysokości jego głowy. Przyciągnął ją jeszcze bliżej i po raz enty miażdżył wargami jej usta. Z trudem łapali powietrze. Zaczął poruszać biodrami, zwiększając ich tempo. Czuł, że jeszcze trochę i nadejdzie wreszcie upragniony orgazm. Nie wychodząc z niej, podciągnął ich do góry, do pozycji siedzącej. Oparł się o wezgłowie łóżka sadzając ją sobie na biodrach i mocno chwycił za pośladki. Teraz to on ustalał ich tempo. Unosiła się i opadała, kiedy chciał. Objęła go za szyję, przytulając do siebie. Oboje uwielbiali tę bliskość, oboje uwielbiali podczas zbliżenia patrzeć sobie w oczy. Jej jęki stały się bardziej intensywne. Najwyraźniej dochodziła. I on czuł, że jest już blisko. Jeszcze kilka ruchów i znaleźli się w raju spełnienia. Ciężko dyszał trzymając ją w ramionach. Gdy wyrównał nieco oddech znów sięgnął jej ust, składając na nich czuły pocałunek.
- Jest mi z tobą najlepiej – rzekł opierając swoje wilgotne od potu czoło o jej policzek
- Mnie z tobą też – pogładziła jego kark – Całe życie czekałam właśnie na ciebie – szepnęła mu do ucha.
- Tak bardzo nie chcę się już z tobą rozstawać – oboje mieli świadomość, że to życzenie będzie musiało jeszcze trochę poczekać. Musnął ustami czubek jej nosa i wypuścił ją ze swoich objęć pozwalając ułożyć się wygodnie pod cienką kołdrą. Ściągnął prezerwatywę i odrzucając ją obok łóżka, położył się na lewym boku, opierając głowę na przedramieniu i patrzył na nią. Naga, z zaróżowionymi od przebytej rozkoszy policzkami i włosami w lekkim nieładzie była dla niego najpiękniejsza.
- Opowiesz mi o swoim małżeństwie – poprosiła wodząc opuszkami palców po jego ramieniu. Roześmiał się pod nosem
- Zawsze po seksie wracasz do przeszłości swojego partnera?
- Nie, ale ta kwestia od dawna nie daje mi spokoju – szepnęła – Odkąd zobaczyłam jej zdjęcie w pokoju Marysi. Ale jeśli nie chcesz, nie musisz opowiadać. Może masz rację, że nie powinnam do tego wracać – rzekła lekko zmieszana
- Tego nie powiedziałem. Po prostu trochę dziwnie będę się czuć opowiadając o mojej byłej żonie, leżąc w łóżku z kobietą, którą kocham i czując jeszcze smak twoich pocałunków, ale ok, rozmawiajmy. Co chcesz wiedzieć? – czule pogładził ją po policzku, celowo zahaczająco o usta
- Wszystko, co chcesz mi powiedzieć – pokiwał głową i nabrał powietrza do płuc, zastanawiając się od czego zacząć
- Poznaliśmy się jakoś na początku liceum. Paula jest w moim wieku. Przeprowadziła się wraz z bratem i rodzicami do Warszawy z Mediolanu. Jej ojciec był Włochem. Nie wypalił mu jakiś biznes. Matka Polka zaproponowała by przenieśli się tutaj i zaczęli budować coś od zera. Nasze matki znały się z czasów młodości i kiedyś przypadkowo spotkały się w sklepie. Febo mieszkali raptem kilka przecznic dalej – wpatrzona w niego uważnie go słuchała – Kiedyś mieszkaliśmy na Grójeckiej. Nasi ojcowie postanowili zacząć wspólnie jakiś biznes i dość przypadkowo powstało Febo&Dobrzański. Febo często bywali gośćmi w naszym domu. Z Aleksem nigdy się nie lubiliśmy, za to z Paulą złapałem świetny kontakt. Była beztroska, potrafiła cieszyć się życiem, nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Szybko zaczęliśmy ze sobą chodzić. To była moja pierwsza, młodzieńcza miłość – na moment spuściła wzrok. Poczuła ukłucie zazdrości, ale doskonale wiedziała, że zazdrość o przeszłość jest bez sensu – Rozstaliśmy się po trzech latach. Związek na odległość nie miał sensu, a ona wyjeżdżała na pięć lat do Mediolanu na studia. Wróciła po trzech, gdy jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Byli już pełnoletni, ale moi rodzice zobowiązali się do pomocy. Ja w tym czasie byłem w mało poważnym związku z koleżanką ze studiów, a gdy Paula wróciła odniosłem wrażenie, że powinienem się nią zaopiekować. Zmieniła się. Już nie była tą beztroską dziewczyną, którą poznałem kilka lat wcześniej. Stała się chłodna i zdystansowana. Po roku wróciliśmy do siebie, choć to już nie było to samo. Tłumaczyłem to sobie tragedią, jaką przeżyła. Oświadczyłem się rok po skończeniu studiów. Po ośmiu, albo dziewięciu miesiącach wzięliśmy ślub. Teraz, z perspektywy czasu wydaje mi się, że mnie zawsze zależało bardziej. Ona chyba była ze mną z wygody, niż z wielkiej miłości. Zapewniałem jej stabilne i dostatnie życie, a ona mogła zajmować się sobą. Chciałem normalnej rodziny, ciepłego domu, którego ona chyba nie potrafiła stworzyć. Ale zgodziła się na dziecko. Coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy. Miałem wrażenie, że kompletnie nie jestem dla niej ważny, a co gorsza, że coraz mniej znaczy dla niej również Marysia. Pilniejsza była wizyta u kosmetyczki, niż wyjście z córką na spacer – westchnął – Chciałem to ratować, chociaż już wtedy moje uczucie słabło widząc, że nie jest odwzajemnione. Ona już dawno przekreśliła naszą rodzinę. Chyba od samego początku. Resztę już znasz. Dzisiaj wydaje mi się, że od początku do siebie kompletnie nie pasowaliśmy, bo nasze wyobrażenie o szczęśliwym związku było zupełnie inne. Mnie zależało na rodzinie, jej na wygodnym życiu z bogatym partnerem, byciu celebrytką. Tyle – pocałował wnętrze jej dłoni
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś
- W związku nie powinno mieć się przed sobą tajemnic. Dość gadania o mojej byłej. Co powiesz na wesołe miasteczko w sobotę? – zrobił śmieszną minę, by nieco rozładować atmosferę
- Dla mnie bomba! – puściła mu oczko
- Marysia też się ucieszy. Uwielbia kolejki górskie, chociaż całą przejażdżkę zakrywa sobie oczy – roześmieli się oboje
- Jutro nie zjem z tobą lunchu – zakomunikowała, a gdy zmarszczył brwi, odebrała to jako sygnał do wyjaśnień – Mamy posiedzenie zarządu w południe, nie wyrobię się
- Szkoda. Ja cały piątek będę w szwalni w Łodzi
- Trudno – posmutniała – będę czekać i tęsknić. Która godzina?
- Dochodzi dwudziesta druga. Muszę się powoli zbierać – skrzywił się – Umówiłem się z Renatą, że zwolnię ją o jedenastej. To co, szybki – chrząknął wymownie – prysznic na koniec? – parsknęła śmiechem, kręcąc głową z pobłażaniem, by po chwili spoważnieć
- Swoją drogą muszę poważnie z tobą porozmawiać o Renacie. Zadbana, całkiem ładna trzydziestolatka w domu samotnego ojca – posłał jej szelmowski uśmiech
- Nie jestem już samotny – zauważył – Poza tym nie interesowała mnie wcześniej, więc tym bardziej nie interesuje mnie teraz, kiedy mam tak namiętną kobietę – pochylił się nad nią i musnął ustami jej szyję – Kochanie, żadna kobieta nie jest dla ciebie zagrożeniem. Jesteś bezkonkurencyjna! – wstał i wziął ją na ręce, kierując się w stronę łazienki
- No ja myślę – namiętnie wpiła się w jego wargi

czwartek, 12 listopada 2015

'W chmurach' IX

W koprodukcji z K.!


Z niewielką torbą zakupów wkroczyła w sobotnie popołudnie do domu Dobrzańskich. Została powitana rozognionym spojrzeniem właściciela i niecierpliwością jego córki
- Witaj Marysiu
- Dzień dobry – na małe twarzyczce pojawił się cień uśmiechu - To co, zrobi mi pani te naleśniki?
- Oczywiście, przecież obiecałam – posłała jej ciepły uśmiech i ruszyła w dobrze sobie znanym kierunku – Mam nadzieję, że masz mąkę i jajka – rzuciła jeszcze w stronę ukochanego
- No ba – rzekł dumny z siebie, że do tej wizyty jest wyjątkowo dobrze przygotowany – Nawet udało mi się kupić truskawki – wraz z Marysią ruszyli za nią, ale szybko ich ostudziła
- O nie, nie. Moje naleśniki, to mój sekret. Dopóki nie rozrobię ciasta macie zakaz wstępu do kuchni – na błagalną minę obojga tylko przecząco pokręciła głową – Idę teraz umyć ręce i zabieram się do pracy. Będziecie mogli przyjść, jak was zawołam – jak na komendę ojciec i córka wzruszyli ramionami i udali się w stronę sofy, na której przed przyjściem Cieplak grali w Chińczyka. Wyjątkowo szybko odmazała się w tej kuchni. Rozkład kuchennych przyborów poznała nieco podczas ubiegłego weekendu i to z pewnością ułatwiło jej pracę. Niespełna dwadzieścia minut później zaprosiła ich do siebie mając już rozrobione ciasto, rozgrzaną patelnię i przygotowane na miseczkach dodatki.
- Wspominałaś, że najbardziej lubisz z truskawkami i bitą śmietaną, prawda? – zapytała zdejmując z patelni specjalnie do naleśników przystosowanej, gorący placek. Dziewczynka kiwnęła głową wdrapując się na barowy stołek i wpatrując się w swoje ulubione danie niemal z cieknącą śliną. Ula podsunęła w jej kierunku talerz z naleśnikiem po brzegi wypełnionym truskawkami i przyozdobionym dwoma kleksami bitej śmietany, które posypała wiórkami czekolady. Dziewczynka niemal rzuciła się na swoją porcję
- Są pyszne – stwierdziła z pełną buzią, gdy Marek wraz z Ulą z niecierpliwością oczekiwali jej reakcji. Dobrzański spojrzał na ukochaną z mieszaniną miłości i wdzięczności. Odpowiedziała mu uśmiechem pełnym satysfakcji.
- A ja zasłużyłem na naleśnika?
- No nie wiem, nie wiem. Marysiu, podzielimy się z tatą?
- No pewnie! – rzekła entuzjastycznie, gdy jej talerz świecił już pustkami – Ale dostanę jeszcze dwa?
- Dla wszystkich starczy. Zrobiłam tyle, że będziecie mieli dość. To damy tacie jednego gorącego, a później usmażę resztę
- Tatuś najbardziej lubi z serkiem waniliowym i borówkami – zeskoczyła ze stołka i pognała w kierunku lodówki po serek garwoliński
- No skoro tatuś lubi – szepnęła w jego kierunku z błyskiem w oku
- Tatuś nie tylko serek lubi – odpowiedział jej w podobnym tonie unosząc lewą brew do góry i spoglądając jednoznacznie
- Zdążyłam zauważyć – Marysia z pewnym zdezorientowaniem przysłuchiwała się tej wymianie zdań, co skutecznie ich sprowadziło na ziemię – To co, ja smażę, a ty zajmiesz się dodatkami, zgoda? – mała uśmiechnęła się tylko rozpromieniona. Z nutą rozczulenia i radości obserwował, jak dwie najważniejsze kobiety w jego życiu przygotowują mu słodką przekąskę.
Reszta wieczoru upłynęła im w miłej atmosferze. Po skończonym posiłku, gdy we trójkę czuli się, jak bąki, Ula została zaproszona przez Dobrzańską do wspólnej gry w Chińczyka.
- Ale przyjdzie pani jeszcze do nas? – upewniała się, gdy Ula zbierała się już do wyjścia chwilę przed dwudziestą pierwszą
- Bardzo chętnie – pogłaskała ją po głowie i rozpromieniona spojrzała na swojego partnera. Wychodziło na to, że Marysia coraz bardziej zaczyna przyzwyczajać się do jej obecności w życiu rodziny Dobrzańskich
- I zrobi mi pani naleśniki?
- Zrobię. Ale tym razem na słono. Co ty na to? – kucnęła koło dziewczynki - Obiecuję, że będą równie dobre
- Zgoda. To kiedy pani przyjdzie?
- A co ty na to, żebyśmy spędzali czas z panią Ulą w każdą sobotę? – Marek postanowił kuć żelazo póki gorące i wdrażać w życie zalecenia pani psycholog
- Pewnie. Będzie pysznie – rzekła z rozbrajającą szczerością, na co oboje się roześmiali – Tatusiu, idę się myć. Dobranoc – pomachała Uli i ruszyła schodami na górę. Dobrzański wraz z Ulą wyszedł przed dom, odprowadzając ją do samochodu
- Mam taką cholerną ochotę cię pocałować, że ledwo nad tym panuję – rzucił przez zaciśnięte zęby. Całe popołudnie ledwo się hamował, żeby się na nią nie rzucić. I nawet najmniejszy dotyk podczas przekazywania sobie kostki do gry wywoływał w jego ciele prawdziwą burzę
- To czemu tego nie zrobisz? – spojrzała mu prosto w oczy
- Bo boję się, że moja ciekawska córka obserwuje nas przez okno w swoim pokoju – westchnął spuszczając głowę
- Szkoda, że okna nie są na stronę ogrodu – szepnęła. I ona miała ochotę na tę krótką chwilę bliskości
- Szkoda – mruknął – Masz jakieś plany na wtorek?
- Moje plany w ostatnich miesiącach tyczą się tylko ciebie – uśmiechnął się
- To zabieram cię po pracy do teatru, a później do hotelu
- A Marysia?
- Gdy mam ważne spotkania, Marysia zostaje z nianią. A to jest bardzo ważne spotkanie.
- Kocham cię – szepnęła tonąc w jego spojrzeniu
- Ja ciebie też kocham. I dziękuję za dzisiaj – mimo obawy o to, że jego córka uważnie im się przygląda, przez krótką chwilę ją do ciebie przytulił – Jedź ostrożnie i daj mi znać, jak już będziesz w domu – z wnętrza samochodu posłała mu jeszcze powietrznego buziaka i odjechała z jego posesji. Zamknął pilotem bramę i uprzednio składając do pudełka grę, ruszył do pokoju córki. Dopiero wychodziła z łazienki, więc tak, jak przypuszczał, musiała ich podglądać. Okrył ją szczelnie kołdrą i dał słodkiego buziaka. Gdy zgasił światło, zatrzymał go jej głos
- Tatusiu, a ty lubisz panią Ulę?
- Wiesz, że tak. Bardzo ją lubię.
- Ja chyba też ją trochę lubię – szepnęła i mocniej wtuliła się w poduszkę. Z ulgą uśmiechnął się pod nosem.

poniedziałek, 9 listopada 2015

'W chmurach' VIII

W koprodukcji z K.!

Przygotował piżamkę w fioletowe słonie, szczoteczkę i pastę do zębów o smaku truskawkowym, szczotkę do włosów, bluzeczkę i spodnie na przebranie, cienką kurteczkę na wypadek, gdyby pogoda nico się popsuła i nieprzemakalne buty. Dorzucił do tego jeszcze kilka drobiazgów, jak majteczki i skarpetki, paczkę chusteczek higienicznych i owocowy żel pod prysznic. Wszystko spakował do kolorowego plecaczka córki, który to plecak postawił na szafce w przedpokoju. Wszystko na jutrzejszą wyprawę było gotowe. Pozostało mu tylko porozmawiać z córką, żeby słuchała dziadków i była ostrożna w kontaktach z końmi. Wiedział, że matka nie pozwoli Marysi wsiąść na nic większego, oprócz kucyka, ale wolał dmuchać na zimne. Nie wyobrażał sobie, co by począł, gdyby jego małej córeczce się coś stało.
Pożegnał Marysię dwoma całusami
- Wyślij mi proszę sms’a, gdy tylko dojedziecie – zwrócił się do matki, obserwując, jak jego córka gramoli się na przeznaczone do jazdy siedzisko, w samochodzie jego ojca
- Zadzwonię
- Wolałbym nie – rzekł lekko zmieszany, a widząc pytające spojrzenie matki, musiał zdobyć się na wyjaśniania – Czekam na Ulę. Ma wpaść za godzinę – spojrzał na zegarek odliczając kolejne minuty do spotkania z ukochaną. Matka uśmiechnęła się szeroko
- Rozumiem. Cieszę się, że jesteś szczęśliwy – pogładziła do po plecach
- Jestem. Chociaż do pełni szczęścia brakuje całkowitej akceptacji ze strony Marysi – z rozczuleniem spojrzał w stronę córki, która żywo dyskutowała o czymś z dziadkiem
- Ale chyba jest lepiej
- Jest. Na szczęście jest – odparł z ulgą
- Kiedy w końcu ją poznamy? – Helena nie kryła radości z faktu, że Marek znalazł sobie wreszcie kobietę. Nigdy nie przypuszczała, że Paulina, osoba, którą traktowała jak własną córkę, porzuci Marka, a co gorsza odtrąci własne dziecko
- Jeszcze nie teraz. Najpierw chcę poukładać relacje z Marysią. Jak ona ją zaakceptuje, zacznę wprowadzać ją do rodziny i pojawiać się z nią oficjalnie
- Nie mogę się doczekać – puściła synowi oczko i ruszyła w kierunku samochodu
- Powiedz Marysi, że zadzwonię do niej wieczorem
- Możesz być zajęty – rzuciła śmiejąc się pod nosem
- Zadzwonię – rzekł zdecydowanie. Pomachał w stronę odjeżdżającego samochodu ojca i zniknął we wnętrzu domu. Ula miała przyjechać o dziesiątej.


- Cześć prezesie – przywitała go w progu radosnym uśmiechem. Wciągnął ją za rękę do środka i zamknął w swoich ramionach
- Już nie mogłem się doczekać kochanie – krótko musnął jej szyję, by swoje usta przenieść na jej wargi. Zatracili się w żarliwym pocałunku – Pozwolisz, że zwiedzanie domu rozpoczniemy od mojej sypialni – ciasno splatając ich palce ruszył w stronę schodów. Pokręciła głową z lekkim pobłażaniem
- Od razu przechodzisz do konkretów – posłał jej cwaniacki uśmiech
- Nie moja wina, że mam tylko dwadzieścia cztery godziny by się tobą nacieszyć

- Dziękuję ci – szepnął przyjemnie zmęczony
- Teraz za każdym razem będziesz mi dziękował, kiedy będziemy się kochać? – zaśmiała się pod nosem, delikatnie drapiąc paznokciami skórę na jego klatce piersiowej
- Nie – prawy kącik ust powędrował w górę – To znaczy za cudowny seks też dziękuję. Przede wszystkim dziękuję za wyrozumiałość. Wiem, że chciałabyś więcej – przekręcił się na bok i podpierając głowę na przedramieniu, spojrzał prosto w jej chabrowe oczy - Uwierz mi, ja też. Wiem, że nasz związek póki co jest daleki od normalnego. Krótkie spotkania, wspólne lunche i wieczorne sms'y to za mało. Ja wiem - musnął ustami wnętrze jej dłoni - Nie poświęcam ci tyle czasu, ile powinienem.  A ty jesteś wspaniała, że to rozumiesz. Obiecuję ci to wygrodzić. Ale nade wszystko dziękuję ci za cierpliwość w stosunku do Marysi.
- Kocham cię – wyznała mu w końcu. On odkrył się z uczuciami już dawno. Ona była bardziej wstrzemięźliwa i mimo tego, że czuł się ważny, nie mógł doczekać się tych dwóch magicznych słów – I bardzo bym chciała, żeby mnie zaakceptowała.
- Wszystko jest na dobrej drodze, mówiłem ci – z czułością przeczesał jej włosy, odgarniając niesforny kosmyk z jej oczu – Teraz tylko się musisz postarać, żeby ci wyszły pyszne naleśniki – zachichotali oboje
- Przez żołądek do serca – mruknęła
- A propos żołądka. Co byś chciała zjeść na obiad?
- Zdaje się na ciebie
- Mądrze – musnął jej usta – Przygotuję coś pysznego
- Będziesz gotował? – zapytała zaskoczona. Sądziła, że zaserwuje jej coś z cateringu. Twierdząco kiwnął głową i podniósł się w poszukiwaniu bokserek i spodni
- Nie dość, że jesteś fantastycznym ojcem, równie dobrym kochankiem, to jeszcze okażesz się świetnym szefem kuchni. Ile masz jeszcze talentów, Marku Dobrzański? – przyjrzała mu się uważnie, zagryzając lekko dolną wargę
- Niezliczoną ilość – ponownie wdrapał się na łóżko i znów całował jej wargi – Poleż sobie jeszcze. Później zapraszam na rekonesans domu, a ja będę na ciebie czekał za trzy kwadranse w jadalni.
Ubrała bieliznę, a z garderoby wyciągnęła jedną z jego koszul. Wiedziała, że nie będzie zły. Był niezwykle ułożony. Nie tylko w życiu i poglądach, ale nawet w sposobie segregowania czystych skarpet i koszul, które ku jej wielkiemu zdziwieniu były pogrupowane kolorami. Wolnym krokiem przemierzała korytarz dzielący sypialnię Marka od kolejnego pokoju. Szare ściany przyozdobione były niezliczoną ilością fotografii. Na zdecydowanej większości zdjęć była sama Marysia. W różnym wieku, od niemowlaka, na fotce z pasowania na ucznia kończąc. Na kilku zdjęciach pojawiła się w towarzystwie Marka, pucołowatego blondyna z atrakcyjną blondynką w dość ekstrawaganckich ubraniach. Na jednym zdjęciu rozpoznała nawet Pshemko. Marek jej kiedyś dokładnie opisywał ekscentrycznego projektanta. Wreszcie dotarła do zdjęcia przedstawiającego jego rodziców. Miała stuprocentową pewność, że to oni. Marek odziedziczył po ojcu to figlarne spojrzenie i zniewalający uśmiech. Uchyliła drzwi kolejnego pomieszczenia, którym okazał się pokój Marysi. W nim, podobnie, jak w całym mieszkaniu, panował porządek. Książki równo ustawione na półce, pluszaki poustawiane na komodzie i nocnej szafce. I właśnie na komodzie dostrzegła fotografię pięknej kobiety o włoskiej urodzie. To było jedyne zdjęcie w całym domu prezentujące jego byłą żonę. Przyjrzała jej się uważnie i szybko stwierdziła, że jej oczy kompletnie pozbawione są ciepła, a twarz przyozdobiona była sztucznym uśmiechem. Zastanawiała się, co urzekło Marka w matce jego córki. Wydawało jej się, że jest typem mężczyzny, który oprócz urody, ceni sobie również wnętrze człowieka.

piątek, 6 listopada 2015

'W chmurach' VII

W koprodukcji z K.!


Był piękny, słoneczny, wrześniowy dzień z przyjemną temperaturą. Dobrzański w garniturowych spodniach i białej koszuli zmierzał na spotkanie ze swoją partnerką. Śmiał się w duchu, że jest już w takim wieku, że nie wypada o Uli mówić i myśleć ‘moja dziewczyna’. Dobrze, że przed wejściem do parku jakaś starowinka sprzedawała bukieciki polnych kwiatków, bo niestety był spóźniony.
- Witaj kochanie – zaszedł ją od tyłu i szepnął wprost do jej ucha. Wzdrygnęła się, przestraszył ją. Zwykle przychodził alejką od południowej bramy. Cmoknął ustami jej kark i sekundę później siedział już obok niej – Wybacz, że musiałaś czekać
- Daj spokój. To tylko dziesięć minut – przyjęła od niego niewielki bukiecik – Poza tym przecież wysłałeś mi sms’a
- Mimo wszystko to niedopuszczalne, żeby kobieta czekała na mężczyznę. Powinno być zdecydowanie odwrotnie – roześmiała się i czule pogładziła jego włosy
- Ty i te twoje staroświeckie zasady – cmoknęła jego policzek i powąchała kwiatki. Pachniały łąką. Uśmiechnęła się pod nosem przywołując wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to dziadek zabierał ją na spacery na polanki – Jedziemy do mnie? – zapytała z figlarnym uśmiechem. Momentalnie mina mu zrzedła.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał – przytulił ją do swego boku – ale dziś nie dam rady. Umówiłem się z Marysią za godzinę – pokiwała głową ze zrozumieniem. Nie miała żalu. Doskonale wiedziała, że córka jest i zawsze będzie dla niego na pierwszym miejscu – Ale za to mam wolną sobotę. Moi rodzice zabierają małą do stadniny swoich znajomych gdzieś pod Olsztyn. Wyjeżdżają z samego rana, wracają w niedzielę przed południem – musnął ustami jej szyję - W niedzielę będę musiał do nich jechać, ale całą sobotę i niedzielny poranek mam wolny.
- Kusząca propozycja – zagryzła wargę, jednocześnie wplatając palce w jego włosy
- Zapraszam więc do siebie. Zobaczysz, jak mieszkamy, a przy okazji obiecuję ci wynagrodzić moją dzisiejszą niedyspozycję – nie zwracając uwagi na mijających ich ludzi delikatnie przygryzł poduszeczkę jej ucha – Mam baaardzo wygodne łóżko – wymruczał
- Co ty nie powiesz – zaśmiała się radośnie
- A na jutro mam inną propozycję – rzekł poważniejszym tonem – Wybieramy się z Manią do ZOO i chciałbym, żebyś poszła z nami
- Pytanie, czy ona tego chce – spojrzała uważnie w jego oczy
- Rozmawiałem z nią. Powiedziałem, że bardzo bym chciał byśmy wybrali się tam we trójkę. Nie protestowała.
- Ale też nie wyraziła entuzjastycznej zgody – mruknęła
- Powiedziała, że możemy iść razem z tobą. Daj jej jeszcze trochę czasu. Powoli, małymi krokami się do ciebie przekonuje – zapewnił. Westchnęła
- To o której to ZOO?
- Przyjedziemy po ciebie o piątej. Wyrobisz się? – potakująco kiwnęła głową


Zerwała się wcześniej z pracy, żeby dojechać do domu bez korków i mieć jeszcze czas na przebranie się. Korporacyjny strój i szpilki nie były odpowiednie na spacer po ogrodzie zoologicznym. Kilka minut po siedemnastej Marek wysłał jej sms’a, że czekają już na dole. Tym razem Marysia przywitała się z nią uprzejmie, ale wciąż z wyczuwalnym dystansem. Mimo wszystko zrobili krok do przodu. Już jej nie ignorowała i ostentacyjnie nie manifestowała swojej niechęci.
- Księżniczko, opowiesz nam jak ci minął dzień – zapytał, gdy tylko wyjechali na zakorkowany Wał Miedzeszyński
- Strasznie nudno było dzisiaj na plastyce. A na dodatek pani Mariola posadziła mnie w ławce z Patrykiem. Cały dzień mi dokuczał
- Jak to ci dokuczał? – zainteresował się Dobrzański
- Mówił, że jestem głupia
- Musisz mu powiedzieć, że prawdziwy mężczyzna nie mówi takich rzeczy do kobiety – wtrąciła się Ula
- Powiedziałam, a on mi odpowiedział, że mówię bzdury, bo jego tata tak właśnie mówi do mamy
- Patologia – mruknął pod nosem Marek – Porozmawiam jutro z panią Mariolą, żeby już nigdy nie sadzała was razem i żeby miała na oku tego całego Patryka – przez wsteczne lusterko spojrzał na córkę z troską – A mówiłem matce, żeby zapisać ją do prywatnej szkoły – rzekł nieco ciszej – To nie, uparła się, że lepsza będzie szkoła publiczna. W prywatnej placówce przynajmniej nie byłoby takiego elementu.
Gdy dojechali na miejsce dziewczynka euforycznie wyskoczyła z samochodu. Nie mogła się doczekać, gdyż tata wizytę w ZOO obiecywał jej od dawna. Chwyciła ojca za rękę i energicznie pociągnęła w stronę bramy wejściowej. Spacerowali wolnym rokiem dyskutując o mijanych zwierzętach, ich zwyczajach żywieniowych i miejscach naturalnego występowania. Marysia chętnie słuchała uwag Cieplak, zadawała jej pytania, a nawet śmiała się z jej żartów. Marek obserwując ten obrazek powoli zyskiwał pewność, że wszystko skończy się dobrze. Od dawna nie wyobrażał sobie, żeby musiał wybierać między ukochaną kobietą, a córką.
- A najbardziej lubię naleśniki – rzekła w pewnym momencie mała brunetka
- Naprawdę? Ja też – uśmiechnęła się do niej
- Ale tata nie umie ich robić – skrzywiła się ze smutną miną
- O przepraszam – włączył się Marek, chcąc się bronić – wychodzą mi całkiem niezłe. W każdym razie bardzo się staram
- Ale nie tak dobre, jak babci. Nawet babcia Helena mówi, że wychodzą ci gumiaste – spojrzała na niego z miną Ważniaka ze Smerfów. Roześmiał się
- Jeśli już to gumowate
- Widzę mój drogi, że muszę cię podszkolić - zaśmiała się pod nosem
- W sobotę? – spojrzał jej w oczy prowokująco. Spuściła wzrok nie chcąc wdawać się z nim w tę dyskusję w obecności dziecka. Z opresji wybawiła ją Mania
- A pani umie robić naleśniki? – wlepiła w Cieplak swoje brązowe oczy
- Oczywiście. Mam nadzieję, że równie dobre, jak twojej babci – w tym prostym daniu upatrywała szansę na zbudowanie nici porozumienia z dziewczynką – W wielu wersjach. A ty jakie najbardziej lubisz?
 - Z truskawkami i bitą śmietaną albo z malinami i czekoladą – aż się oblizała na wspomnienia słodkości
- A jadłaś kiedyś na słono? Na przykład z kurczakiem i pieczarkami albo z szynką i serem – mała przecząco pokręciła głową – To koniecznie musisz kiedyś spróbować
- A zrobi mi pani? – Marek swoje zaskoczone spojrzenie przeniósł z córki na Ulę, posyłając jej nikły uśmiech
- Oczywiście, jeśli tylko masz ochotę – zdecydowała się na dość odważny gest i czule pogładziła ją po głowie
- Tato, to kiedy pani Ula będzie mogła do nas przyjść?
- To kiedy pani Ula będzie mogła do nas przyjść? – powtórzył za córką z miną wyrażającą satysfakcję
- Może w przyszłą sobotę? – dziewczynka kiwnęła głową
- No to umówieni – rzekł z szerokim uśmiechem ukazując rząd białych zębów -  Cudowne dwa weekendy nam się szykują – szepnął wprost do jej ucha, gdy Marysia nieco ich wyprzedziła, biegnąc w stronę wybiegu na słoni

środa, 4 listopada 2015

'W chmurach' VI

W koprodukcji z K!



W pierwszej kolejności postanowił zasięgnąć rady specjalisty. Ze splecionymi w uścisku dłońmi siedzieli przed biurkiem pięćdziesięcioletniej kobiety, psychologa dziecięcego. Marek streszczał jej przebieg niedawnego spotkania, opisywał przygotowania do niego i reakcję córki. Kobieta słuchała uważnie, obserwując siedzącą naprzeciw parę.
- Takie sytuacje zdarzają się bardzo często. I nie ma się tutaj co dziwić dziewczynce. Sytuacja jest o tyle trudniejsza, że dziecko już doświadczyło odrzucenia. Matka wybierając nowego partnera i nowe życie, pozbyła się jej z życia. Mamy tutaj klasyczny przykład reakcji obronnej i obawy przed podobną sytuacją – zasępiła się na moment – Wprowadzając panią – ciepło uśmiechnęła się do Uli – do życia tej dwójki musimy być bardzo ostrożni. Dziewczynka nie może czuć w pani zagrożenia. A z pewnością na początku będzie w pani upatrywać – w tym momencie wykonała palcami w powietrzu znak cudzysłowia – ‘upiornej kobiety’, która próbuje zabrać jej ojca. Pan za to musi umiejętnie rozdzielać uwagę na obie kobiety. To świeży związek, ja zdaję sobie sprawę, że to wzajemne zainteresowanie jest ogromne, choćby dlatego, że państwo się dopiero poznajecie, ale Marysia nie może odczuć, że poświęca pan jej mniej czasu. Nie może odnosić wrażenia, że brakuje panu czasu dla niej, bo na przykład wychodzi pan z partnerką do kina. Państwa wzajemne zainteresowanie, z pominięciem dziecka, skutkować będzie agresją, niechęcią i wrogością w początkowej fazie do pani, by później ta nienawiść dotknęła również pana, jako ‘tatusia, który przestał kochać’. Tu nic nie będzie na zawołanie. Etap oswajania się z pani obecnością może trwać dwa tygodnie, miesiąc, a nawet pół roku. Potrzebna jest duża rozwaga, cierpliwość i zrozumienie.
- Jak ją przygotować na kolejne spotkanie? Marysia jest niechętna, a mnie zależy, by poznała moją partnerkę.
- Przede wszystkim powinien pan częściej i dłużej rozmawiać z córką. To stosunkowo duża dziewczynka, więc w końcu zrozumie. Musi pan jej uzmysłowić, że zawsze będzie dla pana ważna, że może zawsze na pana liczyć, że zawsze znajdzie pan dla niej czas – wyraźnie akcentowała każde słowo – Ale że w pana życiu pojawiła się kobieta, z którą chciałby się pan związać. Że bardzo panu zależy, by obie się polubiły, zaakceptowały. Musi pan dać jej do zrozumienia, że nigdy jej pan nie odtrąci z powodu nowej kobiety w pana życiu. A jednocześnie należy dużo rozmawiać o tym, że nie udało się panu z jej matką, co nie oznacza, że musi być pan do końca życia sam, że każdy człowiek dąży do tego, by być w związku. Związek z drugą osobą nie musi oznaczać pogorszenia relacji z dzieckiem. Proszę powtarzać, że będzie pan szczęśliwy, gdy córka zaakceptuje pański wybór. Najpierw musi być etap rozmów, przygotowywania. Dobrze, że pańska matka jest pozytywnie do tego związku nastawiona. To bardzo ważne. Zdarza się, że dzieci szukają poparcia swojej niechęci u dziadków. Jeśli babcia będzie popierać pana postępowanie, córka zrozumie, że to naturalne, że tak powinno być, że nie robi pan nic złego wbrew niej. Jeśli będzie opór ze strony córki, oczywiście ja będę mogła pomóc i zaprosić Marysię na kilka spotkań, jednak zwykle lepiej jest, jeśli rodzice radzą sobie sami. A po etapie rozmów musicie się państwo zacząć spotykać we trójkę. Przy czym ważne, żeby zachowywać odpowiedni rytm – Dobrzański zmarszczył brwi – Już tłumaczę, o co chodzi. Czy ma pan z córką jakiś rytuał, ustalony porządek dnia, tygodnia, coś co zawsze robicie wspólnie?
- Tak. Kiedyś czytałem jej bajki przed snem, teraz czyta sama, ale zawsze przychodzę wieczorem dać jej buziaka, no chyba, że jestem w delegacji lub na spotkaniu. Wtedy do snu tuli ją niania lub babcia. W czwartki zwykle gdzieś wychodzimy po szkole. Na lody, pizze, do kina, latem do zoo albo parku, a zimą na łyżwy, bitwy śnieżne – zaczął wyliczać – A w niedzielę przed południem jeździmy do moich rodziców i zostajemy tam aż do kolacji.
- I taki rytm musi pozostać. Marysia nie może odczuć, że coś się zmieniło, że spotyka się pan z partnerką jej kosztem. Nawet jeśli relacje się zacieśnią nie powinno być tak, że wywracacie wasze plany do góry nogami i we wszystkim uczestniczy teraz pani Ula. Mam na myśli choćby obiad u pańskich rodziców. Jeśli mają ochotę gościć państwa we trójkę, niech to będzie w tygodniu lub w sobotę. A w niedzielę, bez partnerki, jedzie pan z córką do rodziców i tak powinno być do momentu, aż Marysia na tyle zżyje się z panią, aż sama zaproponuje, żeby pani dołączyła. To ona musi panią zaprosić do swojego świata. Z czasem musicie sobie wyrobić wspólny rytuał ze trójkę. Nie wiem, cokolwiek…. Sobotnie wycieczki rowerowe, wyjście na basen, wspólne gotowanie. Nie może być też sytuacji, że partnerka będzie pana zastępować.
- Nie rozumiem – pokręcił głową
- Na przykład, że umawiał się pan z dzieckiem, że odbierze ją pan ze szkoły, a nagle pod budynkiem pojawia się pani Ula – spojrzała na Cieplak – Pani natomiast musi okazywać małej zainteresowanie, podejmować próby, ale jeśli będzie niechętna, nie robić nic na siłę. Wszystko przyjdzie z czasem – uśmiechnęła się pokrzepiająco.

Wyszli z gabinetu psychologa lekko podbudowani, ale także z przekonaniem, że czeka ich ciężka praca. Od tej chwili jeszcze większą uwagę przykładał do kontaktów z córką i poruszanych tematów. Delikatnie dawał do zrozumienia, że Ula jest dla niego ważna, że nie chce być całe życie sam, że szczęście daje mu obecność w jego świecie i córki i partnerki. W pewne sobotnie popołudnie całkiem przypadkiem spotkali się w jednym z centrów handlowych. Marek z Marysią szukali prezentu dla dziadka Krzysztofa na sześćdziesiąte drugie urodziny. Ula za to myszkowała po sklepach w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji na firmowy bankiet, na którym po raz pierwszy oficjalnie miała pojawić się z nowym partnerem.
- Może skoczymy razem na lody? Hmm? – spojrzał na córkę – Na dole jest twoja ulubiona lodziarnia – zachęcał by po chwili obrzucić ukochaną pytającym spojrzeniem.
- Ja chętnie. Nie spieszę się do domu
- Możemy iść – rzekła dziewczynka po dłuższej chwili wahania i intensywnego wpatrywania się w Ulę
- No i świetnie – rzekł z wyraźną ulgą i radością. Złożyli zamówienie na lodowe pucharki i owocowe soki i Dobrzański z lekką obawą próbował zacząć rozmowę, w której mogłaby uczestniczyć cała trójka. Nie miał pewności, czy córka zgodziła się na pobyt w kawiarni ze względu na to, że powoli zaczęła akceptować Ulę, czy tylko dlatego, że uwielbia słodkości.
- Za godzinę odwożę Marysię na zajęcia taneczne – spojrzał na córkę z dumą
- Taniec nowoczesny, towarzyski, czy klasyczny? – zainteresowała się
- Zdecydowanie towarzyski. O baletkach Mania nie chciała nawet słyszeć – czule pogłaskał córkę po głowie
- Nie będę łabędziem – mruknęła na co oboje się roześmiali
- Widzisz, moja księżniczka nie chce być łabędziem, ja nie wyobrażam sobie, żeby miała się kręcić na głowie, jak ci wszyscy od breakdance, więc padło na walce, rumby i samby – zrobił śmieszną minę
- Tata obiecał, że kupi mi kolorową sukienkę z cekinami – spojrzała w stronę Uli
- Skoro obiecał, to z pewnością kupi – uśmiechnęła się do niej – Musisz się teraz postarać – zwróciła się do Dobrzańskiego
- Wujek Pshemko ci uszyje. Już z nim rozmawiałem – puścił małej oczko
- Wujek Pshemko jest projektantem w firmie taty – wyjaśniła – A pani tańczy?
- Trochę tak – roześmiała się – Ale w swoim stylu, którego nikt nie rozumie. Za moich czasów szkoły tańca nie były tak popularne
- Za moich czasów – rzucił z przekąsem – Ale to zabrzmiało… Jakbyś miała już osiemdziesiąt lat – wywrócił oczami
- Pani Ula wygląda dużo młodziej – rzekła patrząc na ojca zdezorientowana dziewczynka. Wybuchnęli śmiechem
- Dziękuję ci bardzo – powiedziała, gdy uspokoiła się nieco