B

sobota, 29 marca 2014

Miniaturka XVI 'Przyjaźń damsko-męska' II ost.

Lekko podniosła powieki. Miała wrażenie, że ważą tonę. Gdy tylko do jej siatkówki dotarło ostre światło, momentalnie zamknęła oczy. Czuła, że za chwilę rozsadzi jej głowę. Z trudem przekręciła się i położyła się na wznak. Leniwie przeczesała włosy i podjęła kolejną próbę otwarcia oczu. Nie wiedziała, która jest godzina. Do jej świadomości docierało, że wczoraj najwyraźniej przesadziła z alkoholem. W jej głowie pojawiały się kolejne myśli. Piotr, zdrada, Marek, spotkania. Właśnie. Spotkania. Skupiła się na swoim życiu prywatnym kompletnie zapominając o pracy. Nie mogła zawalić. Nigdy nie zawalała. Powoli jej wzrok przyzwyczajał się to jasnych promieni słonecznych wpadających przez okna zasłonięte firanką w kolorze kości słoniowej. Podciągnęła się nieco do pozycji półleżącej. Dopiero teraz go dostrzegła. Siedział w fotelu po drugiej stronie pokoju ubrany w czarne, garniturowe spodnie i białą, rozpiętą koszulę. Przyglądał jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Powoli zaczynała się budzić. Czekał na ten moment od godziny, a gdy wreszcie nadszedł poczuł niepokój. Nie wiedział ile pamięta z poprzedniego wieczoru. Czekał na tą rozmowę bardzo długo, ale im bardziej się zbliżała, tym bardziej się jej bał. Uśmiechnęła się do niego niewyraźnie.
- Która godzina? – szepnęła cicho, masując delikatnie skronie
- Dziesiąta – odparł chyba zbyt głośno, bo skrzywiła się nieznacznie – Wypij to – wskazał ręką w kierunku nocnej szafki, na której znajdowała się szklanka wody i dwie tabletki musujące – powinno choć trochę pomóc – nie bardzo wiedział, jak się zachować. Co powiedzieć. Czekał na jej ruch. Spojrzała na niego z wdzięcznością i wypiła duszkiem. Zrobiło jej się zimno. Zwróciła uwagę, że była w samej bieliźnie. Podciągnęła wyżej kołdrę i wtuliła się w miękki materiał. Szczerze, nie pamiętała by się wczoraj rozbierała z luźnej, beżowej sukienki, która wisiała teraz na oparciu krzesła. Westchnęła. Niewiele pamiętała z minionej nocy. Ale nie to było teraz ważne. Wiedziała, że musi się wziąć w garść i przygotować do spotkania.
- Daj mi pół godziny i zamów mi proszę kawę. Wezmę prysznic, to mnie to postawi na nogi. Pierwsze spotkanie mamy o jedenastej, prawda?
- Pojadę sam – odparł natychmiast - Zostań i odpocznij. Prześpij się – powiedział z troską
- Ale – chciała zaprotestować
- Żadnego ale. I tak byłby z ciebie niewielki pożytek. A ja mam mocniejszą głowę i czuję się świetnie – puścił jej oczko
- Dziękuję. I dziękuję za wczoraj – zmarszczył brwi – bardzo potrzebowałam twojego wsparcia. Jesteś wspaniałym przyjacielem – kiwnął głowę i z trudem hamował zawód malujący się w jego oczach. Wstał i skierował się w stronę drzwi. Zatrzymał się jednak w pół kroku słysząc, jak wypowiada jego imię – Marek, ja nie bardzo pamiętam wczorajszy wieczór – zaczęła cicho. Westchnął – Czy ja zrobiłam coś, za co powinnam się wstydzić lub czego powinnam żałować? – bała się usłyszeć prawdę. Miała nadzieję, że w przypływie alkoholowego upojenia nie wpadło jej do głowy by np. dzwonić do Piotra i błagać go, żeby go niej wrócić, składać deklaracje miłości i zapewniać, że wybacza. ‘Czyli nic nie pamięta.’
- Nie – szepnął i otworzył drzwi – śpij

Obudziła się. Ból głowy znacznie się zmniejszył. Zastanawiała się czy to dzięki dużej dawki snu, czy tabletkom przygotowanym przez Marka. Sięgnęła po zegarek leżący na nocnej szafce. Dochodziła siedemnasta. Postanowiła wstać, wziąć prysznic i sprawdzić, czy wrócił Marek. Ciepła woda obmywała jej ciało. Czuła ulgę. Spięte mięśnie zaczęły puszczać. Wczorajszy dzień okazał się koszmarem. W ciągu kilki minut zostało przekreślone całe jej dotychczasowe życie, wszystkie plany na przyszłość. W głębi duszy dziękowała Bogu, że zadzwoniła do Sosnowskiego, że poznała prawdę. Już od jakiegoś czasu im się nie układało, ale nie miała pojęcia, że Piotr był zdolny do romansu na boku. A jednak. Czasami można wiele lat żyć z człowiekiem pod jednym dachem i wcale go nie znać. ‘Faceci to jednak świnie! No może z paroma wyjątkami… ‘ Pomyślała o Marku i Maćku. Na nich zawsze mogła liczyć. Nigdy jej nie zawiedli. Nigdy jej nie zdradzili. ‘Takiej kobiety, jak ty się nie zdradza’ w głowie dźwięczały jej słowa wypowiedziane wczoraj przez Dobrzańskiego. Zaczęły do niej powracać obrazy sprzed kilkunastu godzin. ‘Chcę się z tobą kochać’. Wstrzymała oddech. Pocałunek. Nie pamiętała, co było dalej. ‘Przecież obudziłam się w bieliźnie…’ przekonywała samą siebie. ‘Nie, Marek… on nie mógłby’. Wiedziała, że musi z nim o tym porozmawiać. Miała świadomość, że tamten wieczór najprawdopodobniej przekreślił ich przyjaźń. Ona ją przekreśliła. Teraz rozumiała to dziwne zachowanie Marka rano, ten jego wyraz twarzy. Gwałtownym ruchem zakręciła kurek i uprzednio osuszając ciało ubrała luźną bluzkę i jeansy. Weszła do saloniku łączącego ich sypialnie. Nie było go jeszcze. Nerwowo spojrzała na zegarek. Było już po osiemnastej. Już dawno powinien być. Ostatnie spotkanie miał zaplanowane na piętnastą. Co prawda czterdzieści kilometrów za Poznaniem, ale mimo wszystko powinien już wrócić. Zaczęła się niepokoić. Martwiła się o niego, a jednocześnie bała się rozmowy, która lada moment miała się odbyć. Nawet zapomniała o głodzie. Ze szklanką wody usiadła w fotelu i nerwowo odliczała każdą minutę. Kilka minut przed dwudziestą usłyszała dźwięk karty magnetycznej przeciąganej w czytniku i odblokowanie zamka.
- Cześć – powiedział słabym głosem i uśmiechnął się blado. Był wykończony. Dyrektor jednej ze szwalni doprowadzał go do szewskiej pasji i na dodatek te cholerne korki. Do tej pory myślał, że w największych korkach można utknąć tylko w Warszawie. Mylił się. Ostawił teczkę w kąt i poluzował krawat – Jadłaś coś? Szczerze mówiąc mam ochotę na mule w białym winie. Zamówimy do pokoju?
- Może później – odchrząknęła – wolałabym najpierw z tobą porozmawiać – odparła poważnie.
- Ale naprawdę nie ma o czym. Chyba będziemy zmuszeni rozwiązać umowę z Gajewskim. To oszust, który nas okrada. Mam do dość – odpadł ciężko na drugi fotel i nalał sobie wody
- Ale nie o pracy. 
- Aha – odparł. ‘Czyli sobie przypomniała’
- Marek, czy my wczoraj… - nie bardzo wiedziała jak wybrnąć, jak zadać to pytanie. Wiedziała, że to głupie, ale musiała mieć pewność.
- Nie – zaprzeczył stanowczo – Naprawdę sądzisz, że byłbym w stanie wykorzystać pijaną kobietę, którą zdradził narzeczony? Masz o mnie takie zdanie? – zdenerwował się. To nie był najlepszy moment na tego typu rozmowę. Był wściekły na swoich współpracowników, a teraz jeszcze rozmowa, która jeśli już powinna się odbyć rano. Teraz nie miał na to siły. Emocje w nim buzowały. Niczego dobrego to nie mogło przynieść.
- Nie. Przepraszam. Po prostu nie do końca pamiętam, co robiłam. Pamiętam, co ci powiedziałam, pamiętam, że cię pocałowałam, a później czarna dziura – ciągnęła lekko zakłopotana
- A później ja z wielkim trudem się od ciebie odsunąłem. Pomogłem ci się rozebrać i grzecznie cię utuliłem do snu – powiedział patrząc jej pewnie w oczy
- Przepraszam. Ta sprawa z Piotrem kompletnie mnie rozbiła i nie myślę racjonalnie.
- Bo przez tyle lat tkwiłaś w związku z facetem, który nie potrafił docenić tego, co miał! – wciąż był wściekły na chirurga
- Przepraszam, że zrobiłam coś, co mogło zachwiać naszą przyjaźń – szepnęła spuszczając głowę
- Przyjaźń? – zaśmiał się ironicznie – Naprawdę wierzysz w przyjaźń damsko-męską? – spojrzała na niego zaskoczona. Wstał i zaczął nerwowym krokiem przemierzać pomieszczenie.
- Oczywiście. Przecież ja i Maciek, my – ostatnie słowo wypowiedziała niepewnie.
- Ty i Maciek znacie się od pieluch. To jest trochę inna sytuacja – w charakterystycznym geście zmrużył prawe oko - Jesteście bardziej, jak rodzeństwo. A my? Przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Prędzej czy później jedna ze stron zaczyna się angażować uczuciowo. Zaczyna coraz bardziej zależeć. Maciek widzi w tobie przyjaciółkę-siostrę. Ja widzę w tobie piękną, inteligentną kobietę, którą pokochałem! – zszokowana wpatrywała się w niego. Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy i do obojga nie do końca docierał sens wypowiedzianych przed chwilą słów. Pierwszy odpuścił Dobrzański – Przepraszam, muszę się przewietrzyć – i nim zdążyła zareagować szybko wyszedł z pokoju.

Była na siebie wściekła. Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć? Przecież taki facet jak on nie bywa bez powodu tak długo sam. Jak mogła uwierzyć w tą bajeczkę, że ‘czeka na prawdziwą miłość’. Który facet nie korzystałby z życia czekając na miłość. On czekał, ale na nią. Był na każde jej skinienie, zawsze pocieszał. Potrafił przyjechać w środku nocy tylko po to, by wypić z nią herbatę. Nie z sympatii. Z miłości. Ta czułość, troska w stosunku do niej. Nawet Maciek tak się nie zachowywał. Była idiotką. Kompletną idiotką. Miała koło siebie cudownego faceta, który ją kochał, a ona wmawiała sobie, że to zwykła przyjaźń. Krzywdziła go przez tyle długich miesięcy, a on niestrudzenie pocieszał ją po kolejnej kłótni z Piotrem i jeszcze próbował ich godzić i niekiedy tłumaczyć chirurga.
Wyszła z pokoju. Musiała go znaleźć. Nie miała pojęcia co mu powie. Nie kochała go… na pewno nie tak, jak Piotra. Siedział na hotelowym tarasie i sączył drinka. Dosiadła się obok. Był zamyślony. Jakby w innym świecie.
- Przepraszam, że byłam ślepa – szepnęła. Dopiero teraz ją zauważył.
- Daj spokój – westchnął – Chcesz łyka? – zaproponował. Przecząco kiwnęła głową – A ja się napiję
- Marek, jesteś dla mnie ważny. Bardzo ważny. Jesteś świetnym facetem, ale – nie pozwolił jej dokończyć, wchodząc jej w słowo
- Ale mnie nie kochasz – odparł, bezczelnie wpatrując się jej w oczy. Widział w nich lekkie zagubienie – Nie martw się, ja to doskonale wiem.
- Możesz mi nie przerywać? – spytała lekko zirytowana. Była zdenerwowana, a on jej nie ułatwiał – Jesteś jednym z najważniejszych mężczyzn w moim życiu, ale to prawda, nie mogę ci dziś odpowiedzieć podobnym wyznaniem. Co nie znaczy, że nie będę mogła tego zrobić za miesiąc, dwa, pół roku. Wczoraj zakończyło się coś, co trwało bardzo długo, a człowiek, którego kochałam okazał się nie wart mojej miłości. Potrzebuję czasu i chwili wytchnienia – słuchał jej uważnie – Nie wiem, czy mogę cię o to prosić, ale jeśli dasz mi czas… Sam wiesz, że jesteś dla mnie ideałem mężczyzny. Wielokrotnie ci to powtarzałam, że gdyby nie Piotr… ale przez to, że byłam z nim i że nie dostrzegałam twoich uczuć patrzyłam na ciebie tylko w kategoriach przyjaciela…
- Związki oparte na przyjaźni są trwalsze – odparł dając jej tym samym znak, że poczeka.  
- I szczęśliwsze – posłała mu ciepły uśmiech i położyła swoją dłoń na jego
- Jesteś kobietą, na którą czekałem całe życie. Poczekam ile będzie trzeba – przysunęła się do niego i oparła głowę na jego ramieniu. Wiedziała, że ma prawdziwe szczęście.

środa, 19 marca 2014

Miniaturka XVI 'Przyjaźń damsko-męska' I

Skończyła studia. Zatrudniła się w banku, prowadziła z przyjacielem małą firmę zajmującą się sprzedażą internetową. Po dwóch latach zatrudniła się w firmie modowej. Jednej z największych w kraju. Wystartowała w konkursie i wygrała. Jej firma U&M, którą założyła razem z Maćkiem Szymczykiem prosperowała coraz lepiej i przynosiła coraz większe zyski. Pensja dyrektorska pozwoliła jej wziąć kredyt na zakup pięćdziesięciometrowego mieszkania na Ochocie. Miała fajnego faceta i dobrą pracę. Z Piotrem poznali się w szpitalu. Był chirurgiem. Robiła świąteczne porządki. Zakładając firanki spadła z krzesła i złamała sobie rękę. Zakładał jej gips. Kontrola. Zdjęcie gipsu. Zaczęło się od przypadku. Później jedna kawa, druga, kolacja. Zakochała się. Był przystojny, grzeczny, opiekuńczy. Na pierwszy rzut oka ideał mężczyzny. Miał swoje wady, potrafił być zaborczy i nieustępliwy, ale patrzyła na to przez palce. Po pół roku zamieszkali razem. Po roku zaczęli planować ślub. Był najważniejszą osobą w jej życiu. Kochała go, ale powoli zaczynała dostrzegać, że coś zaczyna się między nimi psuć. Już nie było takiej sielanki, jak dawniej. Coraz mniej ze sobą rozmawiali. Każde coraz więcej pracowało, jakby uciekając ze wspólnego domu. Tak, jak teraz. Wiedziała, że Piotr ma dyżur za dyżurem, więc zdecydowała się na wyjazd do szwalni z Markiem. Właśnie. W jej życiu oprócz Piotra i Maćka był jeszcze Marek. Trzeci najważniejszy dla niej mężczyzna. Byli w podobnym wieku. Od samego początku złapali dobry kontakt. Dobrze się razem dogadywali. Nie tylko w kwestiach zawodowych. Dobrzański zwykł to nazywać porozumieniem dusz. I musiała przyznać, że coś w tym było. Był cholernie przystojny, dowcipny, szarmancki. Wielokrotnie powtarzała mu w żartach, że gdyby nie miała Piotra, pewnie by się w nim zakochała. Dziwiła się, że jest sam. Tacy mężczyźni, jak on, nie bywali ani sami, ani samotni. On twierdził, że jest singlem-długodystansowcem, bo jeszcze nie spotkał właściwej kobiety. Gdy tylko się poznali w jego życiu było kilka kobiet. Szybciej znikały, niż się pojawiały. Od kilkunastu miesięcy był sam. Twierdził, że dojrzał i czeka na prawdziwą miłość, bo przelotne romanse przestały go bawić. Przyjaźnili się. Był na każde jej skinienie. Gdy pokłóciła się z Piotrem i gdy samotnie świętowała urodziny, bo Sosnowski miał dyżur. Wielokrotnie Piotr robił jej wyrzuty z powodu zbyt zażyłej, jego zdaniem, relacji z Markiem. Ignorowała te jego docinki i gorliwie zapewniała o swojej miłości. Nigdy nie dała mu najmniejszego powodu do zazdrości. Dobrzański był jej przyjacielem. I tylko przyjacielem.
Dobrzański zarezerwował apartament w podpoznańskim SPA. Dwie sypialnie połączone niewielkim salonikiem, ze wspólną łazienką. Całą drogę się wygłupiali. Widział, że jego towarzyszka nie jest w najlepszym humorze. Domyślał się, że znów pokłóciła się z narzeczonym. Martwił się o nią, ale nie dociekał. Nigdy na nią nie naciskał. Mówiła mu sama o problemach, gdy miała na to ochotę. Jeśli nie, był gotowy milczeć z nią godzinami, byleby tylko poczuła się lepiej. Dojechali dość późno. Zamówili kolację do apartamentu. Nie chciało im się schodzić do restauracji. Podczas posiłku chcieli jeszcze porozmawiać chwilę o zbliżającym się posiedzeniu zarządu. Jedzenie miało przyjechać za kwadrans. Poszli się odświeżyć do swoich sypialni. Ula postanowiła zadzwonić na chwilę do Piotra. Mimo tego, że nawet się nie zainteresował, czy szczęśliwie dojechali na miejsce. Wybrała numer narzeczonego i po chwili usłyszała, że ktoś po drugiej stronie odebrał, ale się nie odzywa.
- Piotr? – zapytała lekko zaniepokojona brakiem reakcji z jego strony
- Kochanie, ktoś do ciebie – usłyszała damski głos. Zamarła. Brakło jej tchu nawet, żeby wybuchnąć głośnym szlochem. Po chwili usłyszała głos Sosnowskiego, który najwyraźniej nim  odebrał spojrzał na telefon
- Ula, to nie jest tak, jak myślisz – kolejne słowa padały z szybkością karabinu – Ja ci wszystko wytłumaczę – nie pozwoliła mu dokończyć. Zebrała w sobie resztki sił. Nie chciała by głos jej drżał, nie chciała, by wiedział, że jest na skraju, że zaraz się rozpłacze.
- To koniec – powiedziała krótko i nie czekając na jego reakcję szybko się rozłączyła. Wiedziała, że będzie próbował dzwonić, więc wyłączyła telefon. Zamaszystym ruchem rzuciła go na łóżko. Stanęła przed wielkim, balkonowym oknem. Łzy spłynęły po jej policzkach.

- Coś się stało?- zapytał z troską Dobrzański, stając w progu jej sypialni. Zaniepokoił się jej długą nieobecnością. Kolacja stygła, a ona nie dawała znaku życia od dobrych dwudziestu minut. Nie odezwała się. Wciąż stała do niego tyłem, wpatrzona w widok za oknem – Ula? – podszedł bliżej i dotknął dłonią jej ramienia. Gwałtownie się obróciła i wtuliła się w jego klatkę piersiową. Teraz się już nie hamowała. Głośno szlochała w jego ramionach. Początkowo zaskoczony nie bardzo wiedział o co chodzi. Po chwili mocniej przycisnął ją do siebie i zaczął uspokajająco gładzić po plecach. Cała się trzęsła. Nie dopytywał co się stało. Wiedział, że na to przyjdzie jeszcze czas. Ściskało go w środku gdy widział jej łzy. Nie mógł nic zrobić.  Mógł tylko przy niej być i starać się uspokoić. Podświadomie czuł, że chodzi o Sosnowskiego, że ten palant ją skrzywdził. Jeśli tak, obije mu gębę.
Oboje nie wiedzieli, czy minęły minuty czy godziny. Wreszcie przestała drżeć. Uspokoiła się nieco i odsunęła od niego. Spojrzała na niego swoimi wielkimi, chabrowymi oczami, z których bił teraz smutek.
- Dziękuję – szepnęła. Właśnie tego jej teraz było trzeba. Jego obecności. On zawsze przy niej był. Zawsze mogła na niego liczyć. Nigdy jej nie zawiódł. ‘Ideał przyjaciela’ pomyślała – I przepraszam – wskazała na wielką, mokrą plamę na jego błękitnej koszuli. Spojrzał na ubranie i uśmiechnął się do niej ciepło
- Daj spokój. Mój rękaw zawsze jest do twojej dyspozycji. Choć cholernie nie lubię, kiedy płaczesz – z czułością pogładził jej policzek – Wolisz pogadać czy pomilczeć?
- Wolę po prostu z tobą posiedzieć. Chyba nie jestem jeszcze gotowa – szepnęła spuszczając wzrok.
- Jasne. Rozumiem. Pójdę po wino – uśmiechnął się i wyszedł z pokoju nie zwracając uwagi na swój przemoczony od jej łez strój. Po chwili wrócił z dwiema butelkami. Miał przeczucie, że to będzie długa noc, a jej ból mógł ukoić teraz tylko alkohol. Może po kilku lampkach się otworzy i powie mu co się stało?  Otworzył butelkę czerwonego trunku i podając jej jedną lampkę. Zdjął buty i usiadł obok niej na łóżku w jej sypialni, opierając się placami o wezgłowie. Upiła spory łyk. Jeden, drugi. Po trzeciej lampce oparła głowę na jego ramieniu i cicho szepnęła
- Zdradził mnie – Dobrzański nie bardzo wiedział, co powinien jej w tej sytuacji powiedzieć. Jego przypuszczania się potwierdziły. To ten dupek ją skrzywdził. Miał ochotę jeszcze dziś wsiąść w samochód i jechać do Warszawy tylko po to, by stojąc oko w oko z doktorkiem powiedzieć mu, że jest palantem. Teraz rozumiał jej zachowanie, jej cierpienie. Nie zasłużyła sobie na to, co ją spotkało. Wreszcie się odezwał.  
- Wybaczysz mu? – zadał to pytanie z wyczuwalną obawą w głosie. Wiedział, że Ula kocha chirurga i liczył się z tym, że będzie w stanie wybaczyć mu zdradę. Najpierw jedna, później druga, a później już poleci. Doskonale to wiedział. W przeszłości sam tak żył. Teraz się tego wstydził. Tylko, że on nigdy nie zdradził kobiety, którą ponoć kocha i z którą był zaręczony. To zawsze były mało poważne związki trwające kilka miesięcy.
- Nie – szepnęła zdecydowanym głosem – Powiedziałam mu, że to koniec – westchnęła – Jestem w stanie wiele rzeczy wybaczyć…. prócz zdrady – ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło. W oczach znów stanęły łzy. ‘Całe szczęście’ pomyślał i odetchnął
- Takiej kobiety jak ty się nie zdradza. Jeśli twój były tego nie rozumie, to znaczy, że nigdy nie był ciebie wart. A ty nie powinnaś zaprzątać sobie głowy takim palantem. Zasługujesz na prawdziwe szczęście, na prawdziwą miłość – szepnął do jej ucha i przygarnął ją do siebie. Wtuliła się w niego mocno. Czuła się w jego ramionach bezpiecznie.
Próbował ją zagadywać, rozbawić swoimi wygłupami. Stwierdził, że drążenie tematu Piotra nie ma sensu i będzie dla niej zbyt bolesne. Starał się odciągnąć jej myśli od chirurga i chyba mu się na chwilę udało. Alkohol robił swoje. Rozluźniła się. Nawet niekiedy śmiała się szczerze. Kończyli już drugą butelkę, kieliszki powoli stawały się puste. Gdy wypiła ostatni łyk spojrzała na siedzącego ramię w ramię mężczyznę, uśmiechnęła się radośnie i wyszeptała słowa, których kompletnie się nie spodziewał.
- Chcę się z tobą kochać – a następnie gwałtownie wpiła się w jego usta.

piątek, 14 marca 2014

Miniaturka XV 'Wyjazd(y)'

Ich relacje w ostatnim czasie zaczęły się nieco poprawiać. Żałował, że jedynie na gruncie zawodowym. Przestała przed nim uciekać, traktować jak zło konieczne, reagować alergicznie. Potrafili normalnie rozmawiać. Nawet się dogadywali. Było dobrze. Było normalnie. W przeciwieństwie do relacji prywatnych. Wciąż uciekała przed przeszłością, starała się udowodnić sobie i jemu, że ona nie istnieje i nie ma do czego wracać. Wciąż była od niego odgrodzona potężnym murem obojętności, żalu i bólu. Za nic nie potrafił się przez niego przebić. I jeszcze ten Piotr, który stał się jej nieodłącznym elementem. Czasami zastanawiał się, czy kardiolog rzucił pracę. Przywoził ją, odwoził, zabierał na lunche i przesiadywał w jej gabinecie. I nagle stało się to, czego najmniej się spodziewał. W jednej chwili wszystko się zmieniło. Nie mógł snuć planów na przyszłość, nie miał po co zastanawiać się, co będzie za miesiąc, dwa, trzy. Czy w końcu pozwoli się do siebie zbliżyć. Nie potrafił dłużej stać z boku, przyglądać się temu wszystkiemu i czekać na cud.

Wracała właśnie z kawiarni. Piotr nie przyjmował do wiadomości, że nie wypije z nim tej kawy. Miał wolne i uparł się, że muszą porozmawiać choćby pół godziny. Starała się go zniechęcić, tłumaczyła, że ma kilka ważnych telefonów do wykonania, musi odpowiedzieć na korespondencję i przygotować plan dostaw ze szwalni. Niestrudzenie czekał godzinę w recepcji. Poszła. Niechętnie, ale jednak. Zaczynał ją męczyć. Nie pozwalał jej oddychać. Chciał kontrolować każdy jej ruch, chciał znać plan jej każdego dnia. W każdej rozmowie nawiązywał do osoby Marka. Z niepokojem obserwowała jego narastającą zazdrość. Z początku jej się to podobało. Sosnowski był świetnym pretekstem, by uwolnić się od Dobrzańskiego, ale jak mówią im dalej w las, tym więcej drzew. Nie znosiła, gdy ktoś za nią decyduje. A tak było w przypadku Piotra. Ubzdurał sobie coś i za wszelką cenę chciał przekonać ją do swojego planu, który jak dla niej, nie miał racji bytu.
Dostrzegła go z oddali. Siedział na schodach przed firmą i ku jej zaskoczeniu palił. Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy. Pierwszy raz widziała byłego prezesa, członka zarządu, współwłaściciela, Marka Dobrzańskiego, siedzącego na schodach przed swoją firmą, z poluzowanym krawatem, bez marynarki i podwiniętymi rękawami różowej koszuli. Im bliżej była, tym lepiej widziała wyraz jego twarzy. Był zamyślony. Już teraz wiedziała, że coś się stało. Stanęła nad nim. Dopiero teraz podniósł na nią swój smutny wzrok.
- Od kiedy palisz? – zapytała, gdy wyjął kolejny papieros z pudełka
- Od godziny – rzucił beznamiętnym tonem. Wciąż nie mógł uwierzyć w rewelacje, które dotarły do niego kilkadziesiąt minut wcześniej.
- Stało się coś? Dlaczego tu w ogóle siedzisz?
- Czekam na ciebie. Chciałem dać ci to – wyciągnął z teczki kartkę papieru i podał jej
- Prośba o urlop? – obrzuciła go pytającym spojrzeniem i ku jego zaskoczeniu, dosiadła się obok – Tak nagle?
- Taaaa – westchnął, zaciągając się po raz kolejny – Wyjeżdżam, wyruszam w drogę, rozpoczynam podróż życia lub jak kto woli uciekam  - ciągnął, wpatrując się w błękitne niebo. Wciąż się zastanawiał, który kierunek obierze. Anglia, Portugalia, a może Węgry? Choć w gruncie rzeczy było mu to obojętne.
- Uciekasz? – dopytywała
- Tak. Tak jest łatwiej. Łatwiej jest uciec, niż szarpać się z czymś, czego i tak nie można osiągnąć – zamyślił się na chwilę i sięgnął po kolejnego papierosa – Kiedy masz wylot? – zapytał, po raz pierwszy tego dnia spoglądając jej swoim smutnym wzrokiem prosto w oczy. Jego spojrzenie ją przeszywało.
- Wylot. O czym ty mówisz? – zmarszczyła brwi nie rozumiejąc, o co mu chodzi
- Nie udawaj – zaśmiał się kpiąco – Wiem, że lecisz z Piotrem na rok do Bostonu – autentyczne zdumienie malowało się na jej twarzy. Powiedział jej o tym stażu dwa dni temu. Nie odpowiedziała mu nic konkretnego. To były dopiero wstępne rozmowy, chociaż od początku wiedziała, jaka będzie jej decyzja. Nawet nie zaprzątała tą sprawą głowy swojej rodzinie, przyjaciołom. Nie było sensu.
- Skąd o tym wiesz? – szepnęła
- Raczył mi to radośnie zakomunikować – nerwowo przygryzł dolną wargę - gdy pojawił się dziś w firmie. Chełpi się na prawo i lewo gniazdkiem, które będziecie wić za oceanem – kontynuował z bólem - Powiedział twoim przyjaciółkom i Violce. Aż dziw, że nie zadzwonił do mojego ojca, składając za ciebie rezygnację – zaśmiał się gorzko - Ale i tak największą satysfakcję sprawiło mu powiedzenie mi prosto w twarz, że wywozi cię na rok, a być może wrócicie już jako małżeństwo – ostatnie słowo ledwie przeszło mu przez gardło – ja nie przypuszczałem, że macie aż tak poważne plany. Ile wy się znacie? Ty na pewno wiesz co robisz? – zapytał spoglądając w jej oczy z autentyczną troską.  
- Wiem – odparła, wciąż próbując zebrać myśl. W głowie jej się nie mieściło, jakim prawem Piotr zachowuje się w ten sposób. Jakim prawem organizuje jej życie. Jedno jej słowo dobiło go. Od momentu, w którym Sosnowski przekazał mu tą ‘szczęśliwą’ nowinę czuł, że zaczyna brakować mu tchu. Jakby niewidzialna obręcz ściskała jego klatkę piersiową. Ale mimo wszystko tliła się w nim jeszcze nadzieja – Bo ja się nigdzie nie wybieram – dodała po dłuższej chwili milczenia, stabilizując nieco swój urywany oddech. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że się nie zdenerwowała. Owszem, była wściekła.
- Nie? – zapytał zdezorientowany, ale w jego głosie można było dostrzec ulgę
- Nie – pokiwała przecząco głową – Nie wiem co Piotr sobie wyobraża, ja mu nic nie obiecywałam. My tak na dobrą sprawę nawet nie jesteśmy w związku – wyjaśniała – A tym bardziej nie wiem dlaczego sobie ubzdurał, że wyjadę z nim do Stanów. Przecież ja mam tu wszystko, czego potrzebuję – odważnie spojrzała mu w oczy. Ta dzisiejsza rozmowa wiele jej uświadomiła. Nie tylko w kwestii Sosnowskiego, ale także w kwestii byłego prezesa. Widziała jego autentyczną rozpacz. Wieści, które przekazał mu Piotr kompletnie go rozbiły. Ślepy by zauważył – A przed czym ty uciekasz? – zapytała po chwili, przypominając sobie, że przecież Dobrzański chce wyjechać
- Chciałem uciec przed miłością, ale to już nieaktualne – uśmiechnął się tajemniczo i powoli zbliżył się do niej. Musnął delikatnie jej usta. Nie uciekła. Odwzajemniła pieszczotę, uśmiechając się podczas pocałunku.

piątek, 7 marca 2014

'Zapomnij o mnie' - epilog

Usiadła na ławce i westchnęła ciężko. Miała świadomość, że trochę poza nią, zamknął się pewien etap jej życia. Nie miała na to wpływu, mogła się tylko z tym pogodzić. A to nie było łatwe. Gdyby tylko ktoś zapytał ją o zdanie, kategorycznie powiedziałaby, że się nie zgadza. Ale wiedziała, że tak jest lepiej, że nie może być egoistką. ‘Coś się kończy, coś się zaczyna.’ Niczym bumerang powracały do niej słowa, które wypowiedział podczas pożegnania. Spojrzała na budynek, który z perspektywy ławki widziała w pełnej krasie. W tych murach spędziła wiele lat. Dobrych i tych gorszych. Wiedziała, że zawsze będzie miała sentyment do tego miejsce, ale… No właśnie. Coraz częściej łapała się na tym, że powinna odejść. ‘Może to już czas?’ pytała samą siebie. Postanowiła dać sobie jeszcze tydzień na ostateczną decyzję. Niebawem miał nadejść koniec miesiąca. Wiedziała, że to będzie najlepszy czas, by zakomunikować szefowi, że odchodzi. Miała świadomość, że nie będzie zadowolony. Wciąż miała w głowie, jak wiele mu zawdzięcza, ale nie chciała robić nic na siłę, wbrew sobie.


Gdy tylko otworzyła drzwi swojego mieszkania na Saskiej Kępie poczuła przyjemny, słodki zapach.
- A co tu tak ładnie pachnie? – krzyknęła z przedpokoju, ściągając szpilki i beżowy prochowiec.
- Twoja córka od godziny stanowczo domaga się naleśników – usłyszała z kuchni. Zaśmiała się pod nosem. Wiedziała, że Pola potrafi być nieustępliwa w kwestiach kulinarnych. Zresztą w wielu kwestiach. ‘Mały uparciuch’ jak zwykła ją nazywać. Mimo tego, że czasami nie miała już siły dyskutować z córką o jej zachciankach, to ta mała istotka była całym jej światem. Jej uśmiech tak bardzo przypomniał jej uśmiech Marka. Gdy tylko mała wyszczerzyła się do niej, ustępowała jej we wszystkim. Nie tylko ona miała słabość do tych białych zębów i uroczych dołeczków. Postawiła torebkę na mahoniowej ławce i ruszyła w stronę kuchni – Te wszystkie podróże mają zdecydowanie negatywny wpływ na jej gusta kulinarne i wymagania – po blacie walały się wszystkie produkty potrzebne do przygotowania naleśników. Z nutellą i bitą śmietaną. Nawet nie musiała pytać. Wiedziała, że ta wersja jest ulubioną jej trzylatki.
- To nie jej wina, że jej ojciec jest cenionym fotografem i zabiera ją w podróże po całym świecie – rzekła siadając na barowym stołku i nalała sobie szklankę wody
- Boję się, że za rok ciężko będzie sprostać jej zachciankom – czyżby usłyszała w tym głosie nutkę bezradności
- Ostrzegałam, że za bardzo ją rozpieszczasz. To teraz masz tego efekty – doprawdy widok Dobrzańskiego w kuchennym fartuszku rozbrajał ją. Tak samo, jak stojący obok laptop, na ekranie którego można było dostrzec przepis na ‘wyśmienite naleśniki jak u babci’. Z trudem powstrzymywała śmiech, ale dla dobra sprawy starała się zachować powagę.
- Jest strasznie uparta. Próbowałem ją przekupić lodami, ale nie chciała nawet o tym słyszeć.
- Uparta jest akurat po ojcu – spojrzała na niego z wyraźnym rozbawieniem
- Bardzo śmieszne – z udawanym obrażeniem pokiwał głową w pobłażliwym geście i przyjrzał jej się uważnie – Jesteś smutna, czy mi się wydaje?
- Coraz mocniej zastanawiam się nad odejściem z uczelni – westchnęła
- To przez Pawła, prawda? – bardziej stwierdził, niż zapytał 
- Byliśmy niezawodnym duetem. Ja wykłady, on ćwiczenia. Ilekroć wchodzę do tego budynku wciąż mam nadzieję, że zaraz słyszę jakąś jego docinkę lub zwykłe pytanie jak się mam – odparła smutno. Podszedł do niej i mocno ją przytulił
- Ale wiesz, że on jest szczęśliwy… - szepnął wprost do jej ucha. Wiedział, że ona bardzo tęskni za Pawłem. Sam zdążył się z nim zaprzyjaźnić. Ale ekonomista po wielu latach wreszcie znalazł miłość swojego życia. Bankowca z Londynu i wyjechał do Anglii. Był świadkiem pożegnania Uli i Pawła. Widział, że obojgu było ciężko się rozstać. Kwietniewski wyjechał już pół roku temu. Przy okazji jakiegoś angielskiego kontraktu pojechali we trójkę odwiedzić Pawła i Johna, ale wiedział, że te okazjonalne spotkania nie zastąpią wspólnej pracy i rozmów kilka razy w tygodniu. Widać było, że Paweł jest szczęśliwy. Ula cieszyła się, że przyjacielowi się układa, ale nie zmieniało to faktu, że bardzo jej Kwietniewskiego brakowało. Marek miał świadomość, że to z pewnością nie była przyjaźń. To było coś na kształt miłości rodzeństwa.
- Wiem – wtuliła się mocniej – Co nie zmienia faktu, że był dla mnie jak brat. Zawsze był obok, a teraz… - westchnęła
- Możesz z nim porozmawiać na Skypie.
- Ale uczelnia już nie jest taka sama. My tam zawsze byliśmy razem. A teraz czuję się tam trochę nieswojo. Z resztą powoli jestem tym zmęczona…. Jestem coraz starsza, a z roku na rok ta młodzież jest jakby bardziej…. Głupia – chwilę zastanawiała się nad ostatnim słowem – Kiedyś zaczynałam zajęcia na pierwszym roku od teorii ekonomicznych i podstawowych pojęć. Teraz muszę zaczynać od podstawowych rachunków. Obawiam się, że jeszcze rok, dwa i musiałabym zaczynać od tabliczki mnożenia i wyjaśnienia pojęcia ‘suma’.
- A co, z twoją habilitacją? – obrzucił ją pytającym spojrzeniem, gdy już wrócił do mieszania w misce potrzebnych produktów
- Mam na to jeszcze czas. Do czterdziestki trochę mi brakuje. Chciałabym teraz poświęcić więcej czasu Poli. Ty dużo wyjeżdżasz, mnie też często nie ma w domu. Niania i dziadkowie nie zastąpią jej rodziców. Na habilitacje przyjdzie jeszcze pora.
- Pamiętaj, że niezależnie od tego co postanowisz, będę cię wspierał – zapewnił
- Wiem. Dziękuję
- Naleśnika? – zapytał z wesołymi ognikami w oczach. Uśmiechnęła się serdecznie. Zawsze potrafił poprawić jej humor.
- Oczywiście! Muszę spróbować popisowe danie swojego faceta – puściła mu oczko – ja naprawdę doceniam, że rozwijasz się kulinarnie – wskazała na laptopa
- Bardzo śmieszne! – w ciszy zajął się smażeniem. Ula musiał przyznać, że szło mu całkiem dobrze. Po chwili milczenia odezwał się ponownie – Rozmawiałem z ojcem. Dzwonił. Nawet pamiętał, że lecę w poniedziałek na sesję do Holandii.
- Chyba zaczyna powili akceptować to, co robisz. Cieszę się
- Mam wrażenie, że tylko i wyłącznie dzięki tobie. Gdybyś nie została prezesem wciąż by miał do mnie pretensję, że zostawiam firmę na pastwę losu – spojrzał na nią z wdzięcznością – Nie ważne...W każdym razie pamięta o moim wyjeździe, który nakłada się z firmowymi targami. Zaoferował, że przez te trzy dni, gdy nie będzie cię w kraju zajmą się z mamą Polą, żebyśmy nie musieli zrzucać jej na głowę twojemu ojcu
- To bardzo miłe z ich strony. Tata już nie ma tyle energii, by nadążyć za tym szatanem z twarzą anioła – oboje się zaśmiali – a ona nie lubi na dłużej zostawać z panią Stenią.
- No i załatwione. Przynajmniej przez trzy dni jej gusta kulinarne będzie zaspokajać gosposia moich rodziców – odetchnął z ulgą nakładając na talerz kilka porcji słodkości – Pola, naleśniki – zawołał córkę.


Czekała na niego zniecierpliwiona. Powinien być już od godziny w domu. Sprawdziła listę przylotów. Lot 6345 z Amsterdamu miał półgodzinne opóźnienie. Wreszcie usłyszała dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Starał się zachowywać cicho. Było już po dwudziestej trzeciej i miał świadomość, że jego córeczka już śpi. W progu salonu pojawiła się Ula
- Jesteś wreszcie – szepnęła z wyraźną ulgą. Postawił w kącie walizkę i torbę ze sprzętem i już po chwili całował ją łapczywie.
- Tęskniłem – powiedział niemal bezgłośnie, tonąc w jej błękitnym spojrzeniu
- Ja bardziej – wciąż nie mogła uwierzyć, że są ze sobą już pięć lat, a ona dalej jest w nim zakochana tak, jak na początku.
- Jak targi? – zapytał, gdy zmierzali w stronę sofy. Oboje byli tak zajęci przez ostatnie kilka dni, że ich rozmowy telefoniczne ograniczały się do krótkich, najważniejszych informacji. Nie mieli czasu na dłuższe pogawędki i obojgu bardzo tego brakowało.
- Dobrze. Pshemko wciąż jest w świetnej formie. Podpisałam kilka umów. Będzie z tego potężny zastrzyk gotówki dla firmy.
- To dobrze. Nie muszę chyba po raz kolejny podkreślać, że moja żona to nie tylko świetna ekonomistka ale i manager – spojrzał na nią z miłością i zachwytem.
- Nie musisz – uśmiechnęła się – A jak sesja?
- Dobrze – westchnął zmęczony i przetarł oczy – Jestem padnięty, tempo było zabójcze, bo nie chciałem zostawać tam kolejnych kilku dni, a jak wiesz w poniedziałek pogoda nie chciała z nami współpracować. Ale udało się wszystko zrealizować, więc mogłem z czystym sumieniem wrócić zgodnie z planem – oparł głowę na jej ramieniu – Dzwonił Paul. Jak zwykle poza mną wysłał moje zdjęcia na Kuala Lumpur International Photoawards. Wiesz, ten nowy, azjatycki konkurs – wyjaśnił – Dostałem pierwszą nagrodę – odsunęła się od niego gwałtownie, pozbawiając go możliwości wygodnego ułożeni głowy
- Gratuluję kochanie! – powiedziała nieco zbyt głośno, na co Marek przyłożył palec do ust, wskazując drugą ręką na korytarz prowadzący do pokoju córki. Zrobiła skruszoną minę i szepnęła mu do ucha – idę po szampana – już miała wstawać, gdy zatrzymał ją, łapiąc za rękę
- Szampan może za chwilę. Poczekaj tu moment. Musimy porozmawiać – wstał i wolnym krokiem ruszył w kierunku przedpokoju. Trochę ją zaniepokoiły jego słowa. Nie wiedziała o czym może chcieć rozmawiać w środku nocy. Gdy wracał uważnie go obserwowała. Był poważny, skupiony. Usiadł obok niej ponownie i podał jej niewielkie pudełeczko
- Co to jest? – zapytała zaskoczona
- Mały, acz istotny drobiazg. Dla nas obojga – wyjaśnił – Otwórz – zachęcił i wpatrywał się w nią z uwagą i zaciekawieniem. Otworzyła wieczko i jej oczom ukazały się dwie obrączki z białego złota. Zmarszczyła brwi i obrzuciła go pytającym spojrzeniem. Byli razem ponad pięć lat. Było im razem dobrze, ale nigdy nie składali sobie żadnych poważnych deklaracji. Nie wymagała tego od niego. Wiedziała, że ją kocha, czuła to. Owszem, mówili o sobie ‘moja żona’, ‘mój mąż’, ale ich związek nigdy nie był sformalizowany. Wiedziała, że Marek tego nie lubi. Wciąż gdzieś tam z tyłu głowy miała tamte liczne wywiady, w których deklarował, iż nie chce rodziny, nie chce zobowiązań, a związki na stałe są nudne. Pamiętała swoje zaskoczenie, gdy zapytał ją, czy chciałaby mieć z nim dziecko. Chciała. Kochała go, chciała być matką. Byli razem, ale wiedziała, że Marek nie da jej gwarancji aż do grobowej deski. Wiedziała, że taki jest i nie wymagała tego od niego. Wystarczyło jej, że ją kocha, jest z nią i jest jej wierny. Kiedyś, gdy była młodsza marzyła o białej sukience i weselnej zabawie. Z czasem nauczyła się cieszyć z tego, co ma. Gdy pierwszy szok minął udało jej się wydusić
- Czy ty mi się oświadczasz? – uśmiechnął się pod nosem
- Prawie – odparł szczerze – Wiem, że powinien być pierścionek, kwiaty i klękanie. I to wszystko będzie. Wiem, że trochę zabrałem się do tego od tyłu, ale czy kolejność ma tu aż tak ogromne znaczenie? – zapytał i nie czekając na odpowiedź kontynuował – Chcę wziąć z tobą ślub. Dojrzałem do tej decyzji. Jestem na to gotowy – wyjęła złoty krążek i przeczytała grawer znajdujący się na jej wewnętrznej części. ‘Na zawsze’.