B

niedziela, 27 grudnia 2015

'Teatrzyk' II

- Marek Dobrzański, prezes zarządu – niska blondynka, z dziesięciokilogramową nadwagą przeczytała napis na podłużnym kartoniku, który najwyraźniej wypadł z torebki jej przyjaciółki – Skąd ty to masz? - Ula obrzuciła współlokatorkę lekko znudzonym spojrzeniem i wróciła do przerwanej lektury najnowszego numeru czasopisma naukowego

- Ukradłam

- Weź się nie zgrywaj! – fuknęła Kaśka – Skąd masz jego wizytówkę? – wyraźnie zaakcentowała przedostatnie słowo

- Był wczoraj w naszej kawiarni

- I tak po prostu rozdawał swoje wizytówki na prawo i lewo wszystkim kelnerkom? – drążyła – Jakoś mi się wierzyć nie chce. Gadaj skąd masz wizytówkę najbardziej pożądanego faceta w tym mieście!

- Zaproponował mi, żebym przez tydzień udawała jego dziewczynę w Mediolanie – wywróciła oczami – Za dziesięć tysiaków. Powiedziałam, że muszę się zastanowić, więc dał mi wizytówkę z prośbą o telefon gdy podejmę decyzję. Tyle – wzruszyła ramionami i próbowała skupić się na czytanym artykule

- Żartujesz? – Kaśka wydawała się być podekscytowana tą propozycją – I kiedy zamierzasz zadzwonić?

- Wcale nie zamierzam dzwonić – odłożyła gazetę na bok, zdając sobie sprawę, że przez paplaninę koleżanki i tak niewiele pamięta z przeczytanej treści – Co to za idiotyczny pomysł?

- Odbiło ci? Największe ciacho stolicy proponuje ci dziesięć tysięcy za wycieczkę do Mediolanu, a ty zamierzasz odmówić? Ja bym tam zgodziła się jechać za darmo

- To masz – podała jej wizytówkę – dzwoń i powiedz mu, że jesteś chętna

- To tobie to zaproponował, a nie mnie. Swoją drogą ciekawe dlaczego potrzebuje ciebie, a nie pojedzie tam z tą swoją cizią

- Cizia ponoć go zostawiła, a ja mam mu pomóc ją odzyskać wzbudzając w niej zazdrość. Mam pięknie wyglądać u jego boku, uśmiechać się na prawo i lewo i robić dobrą minę do złej gry.

- To nie zastanawiaj się, tylko wchodź w to! Kasę zarobisz, rzucisz w cholerę tę kawiarnię, zwiedzisz sobie Mediolan i ci jeszcze cykną parę fotek z takim przystojniakiem. Same plusy! – klasnęła w dłonie – A tak swoją drogą jaki jest?

- Gburowaty i bezczelny – mruknęła – To jego tydzień temu oblałam kawą.

- Żartujesz? – Kaśka z wrażenia aż zakryła usta ręką – Wylałaś na niego kawę, a on kilka dni później składa ci taką propozycję. No, no. Wpadłaś mu w oko – w charakterystycznym geście poruszyła brwiami góra dół.

- Jak się postara, to potrafi być nawet miły.

- Pal sześć z charakterem. Ja się pytam jaki jest w sensie wyglądu. Równie atrakcyjny jak na fotkach?

- A bo ja wiem – wzruszyła ramionami – Jakoś nigdy specjalnie nie interesowały mnie artykuły w ‘Party’ i ‘Życiu celebrytów’, więc trudno mi porównywać. Całkiem niezły, ale osobiście wolę blondynów z kręconymi włosami.

- Nie wiesz, co dobre – pokazała jej język – Dzwoń do niego zanim znajdzie kogoś na twoje miejsce! – Ulka wypuściła głośno powietrze i najpierw przyjrzała się podekscytowanej twarzy przyjaciółki, by następnie przez kilka chwil niczym sroka w gnat przyglądać się trzymanemu kartonikowi z dziewięciocyfrowym numerem. ‘Raz kozie śmierć’

- Cześć Marek, tu Ula, rozmawialiśmy wczoraj w kawiarni ‘Chwila relaksu’….. Podjęłam decyzję. Wchodzę w to…… Ok. Tak, pojutrze mam wolne…. Dobrze, to do zobaczenia.

- No i co? – Ross aż pisnęła, na co Ulka popukała się w głowę

- Umówiliśmy się w piątek. Mamy ustalić szczegóły. Mam tylko nadzieję, że dotrzyma słowa i nie będzie mnie chciał przelecieć w ramach tych dziesięciu tysięcy

- Ja bym tam mu mogła nawet dopłacić kilka stówek – rozmarzyła się blondynka

- Ty to jesteś nienormalna – prychnęła – Poza tym moja droga jeśli już, to za utratę cnoty bierze się kasę, a nie się dopłaca – spojrzała na koleżankę z pobłażaniem

- Oj tam. Ale to Marek Dobrzański, a nie jakiś pierwszy lepszy Roman-erotoman, kolekcjoner wianków! – obruszyła się

- Coraz bardziej zaczynam żałować, że się zgodziłam. A już na pewno, że o tym wiesz. Nie dasz mi teraz spokoju. Idę się przejść. Przy okazji kupię jajka, bo mam ochotę na jajecznicę z pomidorami na kolację

- Że też mnie nie trafiają się takie propozycje – zanim wyszła z domu usłyszała jego głos koleżanki.



Już na nią czekał w restauracyjnym ogródku, w idealnie skrojonym garniturze, skupiony na przeglądaniu jakiegoś kolorowego magazynu.

- Witaj

- Cześć – zerwał się z miejsca i pomógł jej usiąść – Cieszę się, że przyszłaś, a jeszcze bardziej cieszę się, że zgodziłaś się przyjąć moją propozycję – rzekł z uprzejmym uśmiechem. Doszukała się w nim nuty sztuczności, ale nie skomentowała tego – Na co masz ochotę? Mają tu wyborne steki i jeszcze lepsze owoce morza – zachwalał, podając jej kartę, którą odłożyła

- Nie przepadam za owocami morza. Poza tym dziękuję, nie jestem głodna – nie zwykła jadać w takich miejscach. Studenci zwykle stołowali się w barach mlecznych lub Fast foodach. Ona żyła głównie zupkami z barze u pani Marii i zapiekankami z budki nieopodal biblioteki. I dziękowała w duchu za dobre geny, a tym samym dobrą przemianę materii, bo każdy na jej miejscu po takiej diecie miałby nadwagę.

- Ja zapraszam – zachęcał. Sam był potwornie głodny. Rano zaspał i nie zdążył nic zjeść, a w firmie miał spotkanie za spotkaniem, co uniemożliwiło mu wycieczkę do bufetu.

- Zostanę przy orzeźwiającej lemoniadzie – rzekła zdecydowanie, z pewnym nieufnością spoglądając na eleganckich kelnerów – Ale jeśli ty masz ochotę, to śmiało, nie krępuj się – wzruszył ramionami i już po chwili złożył zamówienie na zupę z owoców morza i faszerowane pieczarki. Bez słowa przyglądał jej się przez kilka chwil. Musiała przyznać, że poczuła się skrępowana tym intensywnym spojrzeniem zielono-szarych oczu.

- Dobrze, omówimy szczegóły naszej umowy – chrząknął – Wyślij mi sms’em numer konta, to przeleję ci pięć tysięcy. Drugą ratę otrzymasz po powrocie. Do tego numer buta i rozmiar jaki nosisz. Załatwię ci kilka ciuszków na oficjalne gale, w których podczas tego wyjazdu będziemy uczestniczyć. Bal na zakończenie, do tego dwie kolacje biznesowe, impreza powitalna i brunch w niedzielę. Wylatujemy w środę, kilka minut po trzynastej. Dasz mi swój adres, przyjadę po ciebie o dziesiątej – wydawał jej kolejne polecenia.

- Chyba to nie będzie konieczne. Możemy spotkać się na lotnisku – powiedziała cicho

- Tak? – rzekł lekko kpiącym tonem – A jak ty to sobie wyobrażasz? Jesteśmy w sobie szaleńczo zakochani, więc to chyba naturalne, że przyjedziemy razem. Nasze przedstawienie zacznie się już na lotnisku, zwłaszcza, że jedziemy z ludźmi z mojej firmy. Kilka modelek, które dobrze znają moją byłą, krawcowa, projektant i jego asystenci, to również jej znajomi, dwóch chłopaków odpowiedzialnych za organizację wyjazdów zagranicznych i nasz dyrektor PR – wyliczał na palcach - Wszyscy mają myśleć, że nie widzimy poza sobą świata, a strzała amora uderzyła w nas całkiem niespodziewanie, niedawno, za to z dużą mocą.

- Co będę musiała tam robić? – dopytywała, by mieć jasność sytuacji – Tylko konkretnie.

- Pięknie wyglądać i ładnie się uśmiechać. Oprócz tego będziemy się zachowywać jak klasyczna para. Przeciągłe spojrzenia, szeptanie na uszko, namiętne pocałunki – na to ostatnie spuściła wzrok, co nie uszło jego uwadze. Zaśmiał się – No chyba nie sądzisz, że gdy jestem zakochany swoje partnerki całuję w policzek albo po ojcowsku w czoło – spojrzał na nią z pobłażaniem – Ale nie martw się, taki cyrk będziemy odstawiać tylko w obecności publiki. Nie zamierzam cię molestować w zaciszu naszego pokoju – zaśmiał się złośliwie

- Wspólnego pokoju? – zadała kolejne, głupie pytanie

- A twoim zdaniem powinniśmy sypiać oddzielnie i rankiem spotykać się w korytarzu, by grzecznie za rączkę iść na śniadanie? – kolejna kpina z jego strony – Daję ci te dziesięć tysięcy za duży, kilku aktowy spektakl pod tytułem ‘wielka miłość’. Wszystko ma wyglądać naturalnie. Moją byłą pewnie już widziałaś, jeśli nie, to wygooglaj sobie w necie. Zwłaszcza w jej obecności musimy być bardzo przekonujący – chrząknął – Dobrze, teraz powiedz mi coś o sobie. Musimy się trochę poznać i ustalić wspólną wersję. Reszta wyjdzie w trakcie.

- Studiuję ekonomię na SGH. Zaczynam w październiku studia magisterskie – szybko wyliczył w myślach, że najprawdopodobniej ma dwadzieścia dwa lata – Oprócz tego zarządzenie na drugim roku. W wakacje dorabiam sobie jako kelnerka, w ciągu roku udzielam korepetycji, żeby zarobić na mieszkanie. Wynajmuję razem z koleżanką dwupokojowe mieszkanie na Pradze Północ. Mam młodszego o dziesięć lat brata. Rodzice mieszkają w Rysiowie pod Warszawą – kiwnął głową na znak, że przyswoił informacje

- Dobra. U mnie krótko, bo zapewne i tak miałaś okazję przeczytać o połowie mojego życia w tych brukowcach. Też jestem po zarządzeniu. Od zawsze pracowałem w rodzinnej firmie. Od pięciu lat jestem prezesem. Jedynak, którego największą pasją są szybkie i drogie samochody. O twoich pracach i dorabianiu zapominamy. To, że studiujesz to bardzo dobrze, lubię inteligentne kobiety, a co ważniejsze dobrze, że jesteś ode mnie sporo młodsza, to ją jeszcze bardziej zirytuje – uśmiechnął się złośliwie – Grasz w squasha, tenisa? – pokręciła przecząco głową – To nic, poznaliśmy się na squash’u jakieś dwa miesiące temu. Przyszłaś ze znajomymi, chciałaś się nauczyć – zaczął snuć przed nią historyjkę ich poznania – Mieliśmy wspólnych znajomych, bo jeden z twoich kolegów ze studiów dorabia sobie u nas jako informatyk. Poznał nas sobie. Już wtedy wpadliśmy w sobie w oko, ale nie mieliśmy kontaktu. Jakieś trzy tygodnie temu wpadliśmy na siebie przypadkiem. Wspólny spacer, kolacja i wielki wybuch namiętności. Można byłoby wymyślić coś lepszego - westchnął - ale nie ma co kombinować, bo w gruncie rzeczy dzieli nas ponad dziesięć lat, a to nieco komplikuje sytuację i stworzenie wiarygodnej historii. Ale sądzę, że nikt aż tak bardzo nie będzie wnikał w przeszłość, jak będziemy zachowywać się przekonująco – puścił jej oczko.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

'Teatrzyk' I

Trzydziestopięcioletni brunet wyszedł wściekły z budynku firmy modowej ‘Febo&Dobrzański’. Gwałtownym ruchem rozwiązał krawat i nerwowo schował go do brązowej teczki. Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy była szybka jazda samochodem. Miał ochotę wyjechać z Warszawy na którąkolwiek trasę szybkiego ruchu i pognać swoim sportowym BMW przed siebie. Zwykle przynosiło to ukojenie w sytuacjach stresowych. Teraz jednak doszedł do wniosku, że prędzej zabije się na pierwszym lepszym drzewie, niż się uspokoi. Nie czuł się oszukany, zdradzony czy choćby zawiedziony. Był po prostu wściekły, że nie potrafiła docenić tego, co jej dawał, że przekreśliła wszystkie jego plany, zburzyła przyszłość. Wrzucił teczkę wraz z marynarką do bagażnika i ruszył w kierunku parku. Szedł szybkim krokiem, nerwowo drapiąc się po głowie, gdy zza rogu ostatnich zabudowań przed parkowym ogrodzeniem wpadła na niego młoda dziewczyna. Zawartość jej mrożonej kawy, którą niosła w papierowym kubku, wylądowała na błękitnej koszuli bruneta.
- Jak pani chodzi?! – wrzasnął. Słyszała go aż nadto dobrze, mimo iż nie zdążyła jeszcze wyjąć z uszu słuchawek
- Przepraszam pana bardzo – rzekła zmieszana
- Zdaje się, ze w Polsce obowiązuje ruch prawostronny. Na chodnikach również! – spojrzał na wielką, mokrą plamę na swoim torsie
- Zamyśliłam się. Jeszcze raz pana przepraszam. Oczywiście zapłacę za pralnię – obrzucił ją kpiącym spojrzeniem.
- Obawiam się, że za bardzo nadszarpnęłoby to pani budżet. Jedwabnych koszul nie pierze się w pierwszej, podrzędnej pralni – odparł bezczelnie, mierząc ją od góry do dołu. Miała nie więcej, jak dwadzieścia pięć lat. Ubrana w jeansy rurki, zwykły czerwony t-shirt i nawet nie markowe trampki, kupione zapewne na jakimś straganie za dwadzieścia złotych. Materiałowy, niewielki plecak wyglądał na mocno wysłużony. Spuściła wzrok speszona. Uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją – Ma pani szczęście, że to była kawa z lodem, a nie gorące, podwójne cappucciono. A na przyszłość, proszę uważać, jak pani chodzi – prychnął i skierował się w stronę auta. Nie dość, że już wcześniej jego dziewczyna doprowadziła go szewskiej pasji, to jeszcze ta małolata oblała jego ulubioną koszulę. ‘To nie jest twój szczęśliwy dzień’ przemknęło mu przez myśl, nim ruszył w kierunku swojego penthousa.

Rozsiadł się wygodnie w kawiarnianym ogródku i oczekując na kelnerkę zaczął przeglądać dokumenty, które przyszły faksem dziś rano. O ile harmonogram targów był do zaakceptowania, to już sam pomysł wyjazdu wybitnie mu się nie podobał. Nie miał ochoty oglądać jej w towarzystwie nowego kochanka, gdy na jego oczach będzie próbowała odstawiać teatrzyk, jaka to jest zakochana i szczęśliwa, próbując mu grać na nerwach. ‘Zakochała się, w tydzień! Akurat! A może znają się od dawna, tylko ja o niczym nie wiedziałem? Sądziłem, że to tylko jej fochy, że znów ze mną pogrywa, a tu masz - szczęście i harmonia’
- Dzień dobry, czy mogę przyjąć zamówienie? – uśmiechnęła się do niego niewysoka kobieta o przenikliwym spojrzeniu i bujnych, rudych lokach.
- Mrożone latte z podwójnym espresso, tylko bez bitej śmietany. I może jeszcze tosty hawajskie bez żurawiny, za to z sosem marinara.
- Oczywiście. Na tosty będzie pan musiał poczekać kwadrans, a kawę koleżanka zaraz poda – kiwnął głową, nie zaszczycając jej nawet nikłym uśmiechem i wrócił do przeglądania planu mediolańskich targów mody. ‘A może bym tak nie pojechał? Wyślę z Pshemko Sebastiana’ zastanawiał się. ‘Jesteś durny, jeśli myślisz, że ojciec się na to zgodzi. Zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdy sam nie może wszystkiego dopilnować’. Jego rozmyślania przerwało pojawienie się upragnionego napoju na stoliku
- Pańska kawa – usłyszał łagodny głos. Podniósł gwałtownie głowę i napotkał zaskoczoną twarz poznanej niedawno dziewczyny
- To chyba jakiś chichot losu, że osoba, która wylała kilka dni temu na mnie kawę, teraz mi ją podaje
 - Jeszcze raz chciałam pana przeprosić – spuściła wzrok w geście zakłopotania – To był wypadek.
- Dobrze, że takie wypadki nie zdarzają się pani w pracy – rzucił złośliwie i ostentacyjnie spojrzał na czytane wcześniej dokumenty. Dziewczyna bezszelestnie przeniosła się w dalszą część ogródka, obsługując nowych gości. Dopiero teraz, gdy była daleko, postanowił przyjrzeć jej się uważnie. Była całkiem zgrabna. Długie, szczupłe nogi, ładna twarz, ciemne, długie włosy i czarujący uśmiech. Z pewnością część klientów nie szczędziła hojnych napiwków. Obserwował ją uważnie, niczym tygrys swoją ofiarę. Jednak już do niego nie podeszła. Tosty podała mu korpulentna blondynka. Sam nie wiedział, czemu aż tak bardzo się na niej wyżywał i wciąż wypominał ten nieszczęsny incydent. Przecież koszula już dawno wisiała w jego garderobie wyprana i wyprasowana. Obserwując kelnerkę i głowiąc się nad swoją włoską podróżą i niewierną dziewczyną wpadł mu do głowy genialny plan.
- Podać coś jeszcze? – spytała ruda, zabierając ze stolika pusty talerz
- Szklankę wody. I chciałbym, żeby podała mi ją koleżanka – wskazał na brunetkę. Kelnerka kiwnęła głową i wraz z drugą zniknęła we wnętrzu lokalu. Po chwili pojawił się obiekt jego długotrwałych obserwacji
- Pańska woda
- Dziękuję – rzekł uprzejmym tonem, który był dla niej zaskoczeniem. Spodziewała się kolejnych wyrzutów, do których woda miała być tylko pretekstem – Chciałem panią przeprosić. Ostatnio mam złe dni i bywam złośliwy dla wszystkich w koło
- Nie ma o czym mówić – uśmiechnęła się przyjaźnie. Dopiero teraz dostrzegł jej nienaturalnie niebieskie oczy. Do jego planu nadawała się idealnie. Zerkając na plakietkę, zwrócił się do niej po imieniu
- Ula, możesz usiąść ze mną na chwilę – obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem
- Nie wolno nam siadać z gośćmi - chrząknęła
- Rozumiem. Ale mnie bardzo zależy. Chciałbym z tobą chwilę porozmawiać. Mam pewną propozycję – widząc, że już otwiera usta, by z pewnością odmówić, kontynuował – Spokojnie, nie zamierzam cię zapraszać na kawę – roześmiał się. I ona mu zawtórowała – To pewnego rodzaju biznesowa propozycja – widział wahanie na jej twarzy
- Mam przerwę za pół godziny. Wtedy będziemy mogli porozmawiać – zaryzykowała. Co jej szkodzi. Może jej się to opłaci. Może wyrwie się z tego miejsca. A jeśli to kolejny erotoman, przecież się zorientuje. Na takich miała niewidzialny radar, który włączał się w momencie zagrożenia
- Świetnie. Zaczekam
Po trzydziestu minutach dosiadła się do niego.
- Pracujesz tu na stałe, czy to twoja dorywcza praca?
- Studiuję. Zatrudniłam się tutaj tylko na okres wakacji – wyjaśniła
- A ile tutaj zarabiasz? – zaciekawił się
- Wybaczy pan, ale – wszedł jej w słowo
- Marek. Marek Dobrzański – wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą niepewnie uścisnęła
- Ula Cieplak
- Wiem, że to trochę pytania nie na miejscu, ale ile? Tysiąc, dwa, dwa i pół?
- Nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz? – zmarszczyła brwi i obrzuciła go badawczym spojrzeniem
- Mam dla ciebie propozycje, dzięki której będziesz mogła zarobić całkiem spore pieniądze – w głowie zapaliła jej się czerwona lampka. Wstała gwałtownie rzucając jedynie
- Pan wybaczy, ale takimi – wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo – propozycjami nie jestem zainteresowana – już chciała odejść, gdy złapał ją za rękę
- Źle mnie zrozumiałaś. Nie szukam dziewczyny do towarzystwa – patrzyła mu prosto w oczy, chcąc sprawdzić, czy to co mówi jest rzeczywiście prawdą – To znaczy, poniekąd do towarzystwa, ale nie w takim charakterze, o jakim myślisz – wyjaśnił pospiesznie - Usiądź proszę – chwilę się wahała, ale wróciła na swoje miejsce. Ten facet miał coś w sobie. Coś, co nie pozwalało jej odejść i tak po prostu wrócić do służbowych obowiązków – Więc? Ile zarabiasz?
- Osiemset na umowę zlecenie i jakiś tysiąc dwieście, tysiąc czterysta z napiwków.
- Przyjmijmy dwa i pół. Dwa i pół tysiąca za cały miesiąc pracy. Ja proponuje ci dziesięć tysięcy, za jeden tydzień – jej oczy były wielkości pięciozłotówki
- A co miałabym robić? – rzekła cicho, jakby bojąc się odpowiedzi, którą za chwilę usłyszy
- Udawać moją dziewczynę przez tydzień w Mediolanie – pokręciła głową z nutą niedowierzania i rozbawienia – Przez tydzień zarobisz tyle, ile z pewnością nie zarobisz tu przez całe wakacje. Będziesz miała wolny sierpień i pokaźną sumkę pieniędzy. A wszystko to, za odstawienie ze mną teatrzyku. Oczywiście koszt podróży i pobytu w Mediolanie pokrywam ja. Do tego dorzucę jeszcze parę ciuszków do twojej szafy, żebyś się odpowiednio prezentowała
- Wybacz, ale ci nie wierzę. Nie wierzę, że dostanę takie pieniądze za ładne wyglądanie u twego boku, a ty nie będziesz oczekiwał nic więcej – roześmiał się. Ta dziewczyna naprawdę go rozbawiła. Doskonale wiedział, co ma na myśli.
- Z całym szacunkiem, jesteś piękną dziewczyną, ale od tego więcej mam kogoś innego – wyjaśnił
- To czemu jej nie zabierzesz do Włoch? – zapytała przytomnie
- Problem w tym, że niedawno mnie zostawiła. I zapewne pojawi się w Mediolanie ze swoim nowym kochankiem, ostentacyjnie się z nim prowadzając. Po pierwsze zamierzam utrzeć jej nosa – zaczął wyliczać na palcach lewej ręki – Po drugie zdemaskować, że ten cały Fabio jest jakimś figurantem, a nie jej partnerem. A po trzecie nic tak na nią nie działa, jak zazdrość. Gdy pojawisz się w charakterze mojej dziewczyny, szybko zmieni zdanie i do mnie wróci
- Muszę się zastanowić – mruknęła
- Oby nie za długo. Jak podejmiesz decyzję, to zadzwoń – podał jej swoją wizytówkę

niedziela, 6 grudnia 2015

Miniaturka XXX 'Błąd'

Wygrała tę miłość. Znów była szczęśliwą kobietą. Szczęśliwą kobietą u boku ukochanego mężczyzny. Przez pierwsze tygodnie po ich zejściu, Marek każdego dnia, każdym gestem, słowem potwierdzał swoją miłość. Czuła się wyjątkowa. Taka była, gdy patrzył na nią zachwyconym spojrzeniem. Poczuła się naprawdę piękna nie dzięki Pshemko, ale właśnie dzięki Markowi Dobrzańskiemu. Od roku mieszkali razem. Weekendowe schadzki i usilne próby wygospodarowania czasu dla siebie w tygodniu zaczęły ich męczyć. Chcieli być ze sobą na sto procent. Nie spieszyli się ze ślubem. Chcieli, by wszystko działo się powoli. Byli pewni swoich uczuć, więc papierek nie musiał być załatwiany natychmiast. Marek się upierał przy ceremonii idealnej. Długo planował ten dzień, dbał o każdy szczegół. W obecności rodziny i przyjaciół mieli sobie powiedzieć ‘TAK’ za trzy miesiące. Wiedli spokojne życie. Cały tydzień poświęcali się firmie by wciąż utrzymywać ją na topie. Weekendy były tylko dla nich. Spotkania rodzinne i towarzyskie organizowali raz w miesiącu. Kolejne trzy weekendy spędzali wyłącznie we dwoje w zaciszu domowym lub na wyjeździe gdzieś pod Warszawą. Lubili ten czas i nigdy się ze sobą nie nudzili. Nawet milczenie dobrze im razem wychodziło. Uchodzili za parę idealną. Ula wciąż piastowała fotel prezesa domu mody. Marek powrócił na swoje dawne stanowisko i zajął się promocją. Tworzyli zgrany duet, który wynosił firmę na szczyt.

Trwała sesja do kolejnej kolekcji. W firmie był wyjątkowy rozgardiasz. Wszyscy biegali, jak w ukropie. Pshemko się wściekał, że część modelek w dość lekceważący sposób traktuje jego i zaprojektowane kreacje, Iza starała się uspokajać Mistrza, a Czarek wraz z Violettą ogarnąć całe towarzystwo, by sesja jak najszybciej się skończyła. Ula widząc, co się dzieje, postanowiła nie przeszkadzać i zaszyć się w swoim gabinecie. Idąc w stronę sekretariatu minęła konferencyjną, bezwiednie zerkając przez szybę do środka. To, co zobaczyła, sprawiło, że krew na moment przestała płynąć w żyłach, a łzy momentalnie pojawiły się w oczach. Przy drzwiach od strony socjalnego, na jednym z krzeseł siedział Marek, a na jego kolanach jakaś blondynka, z którą namiętnie się całował, obejmując w pasie. Miała wrażenie, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. Wzięła głęboki oddech próbując się nieco uspokoić i ruszyła do środka. Energicznie otworzyła drzwi i stając na środku zapytała
- Nie przeszkadzam państwu? – Marek momentalnie zrzucił dziewczynę z kolan wstając gwałtownie i wycierając dłonią usta spojrzał na narzeczoną przerażony
- Kochanie – zaśmiał się nerwowo – To nie jest tak, jak myślisz – prychnęła w duchu. Właśnie tego tandetnego tekstu się spodziewała. Obrzuciła bruneta spojrzeniem pełnym smutku i zwróciła się do blond kościotrupa
- Pani już dziękujemy – posłała jej sztuczny uśmiech – Proszę nie przychodzić na kolejne castingi, bo jedyne, co będę mogła pani zaproponować to etat sprzątaczki – modelka fuknęła obrażona i skierowała się w stronę drzwi. Gdy mijała Cieplakównę, ta dodała – I proszę się trzymać od mojego narzeczonego z daleka, bo gwarantuje pani, że nie znajdzie pracy w żadnym domu mody w tym kraju – Marek wszystkiemu przyglądał się, jak osłupiały nie bardzo wiedząc, jak wybrnąć z tej beznadziejnej sytuacji.
- Ula – zaczął tym swoim charakterystycznym tonem, od którego zawsze miękły jej kolana. Nie tym razem – Posłuchaj… - zaczął, ale nie dane mu było dokończyć
- Proszę cię, nie teraz – rzekła stanowczo – Nie zamierzam prać naszych brudów w firmie – nie czekając na jego reakcję, odwróciła się na pięcie i wyszła. Nie chciała, by widział jej łzy. Mogła się swobodnie wypłakać, gdy drzwi od jej gabinetu się zamknęły.
Marek szybkim krokiem wyszedł z firmy. Musiał się przewietrzyć. Nie miał pojęcia, co mu strzeliło do głowy. Gdyby od razu zrzucił Sonię z kolan, nie musiałby się teraz obawiać o przyszłość jego związku z Ulą. Miał tylko nadzieję, że nie zechce odwołać ślubu. Nie mógł do tego dopuścić. Pieprzone sentymenty w stosunku do blondynki. Uznał, że tylko szczerość w stosunku do narzeczonej może go uratować. Spojrzał na zegarek, dochodziła siedemnasta. Pobiegł jeszcze do kwiaciarni i kupił duży bukiet czerwonych róż, który schował w bagażniku samochodu. Ruszył na górę po teczkę i narzeczoną. Spotkali się z Ulą na korytarzu. Dziś opuszczali firmę inaczej niż zwykle. Marek przygaszony, ze spuszczoną głową, Ula z zaciętą miną i spojrzeniem pełnym smutku. Nie trzymali się za ręce. Próbował zacząć rozmowę już w samochodzie, ale Ula kilkoma dosadnymi słowami zamknęła mu usta. Dała upust swoim emocjom, gdy zamknęły się drzwi ich mieszkania.
- Po pierwsze, chciałem cię przeprosić – wyciągnął w jej kierunku bukiet kwiatów. Nie przyjęła go, za to roześmiała mu się w twarz
- I co? Sądzisz, że wiecheć zieleniny spowoduje, że wszystko będzie tak, jak dawniej? Sądzisz, że jestem Pauliną? – spuścił głowę i pokręcił nią przecząco – Że będzie tak, jak z nią? Że będziemy się przygotowywać do ślubu, a ty będziesz sobie szukał dodatkowych atrakcji?
- Posłuchaj – westchnął
- Jeszcze nie skończyłam! – przerwała mu ostro – Nie pozwolę się tak traktować! Nie pozwolę się zdradzać i upokarzać! – rzekła stanowczo
- To był pierwszy i zapewniam, że ostatni raz
- Nie wierzę ci – zagryzła wargę nie chcąc się rozpłakać
- Ula, proszę cię – jęknął błagalnie – Zaskoczyła mnie. Ja nie wiem, co mi strzeliło do głowy. To był jeden, cholerny błąd
- Ciekawe, jak daleko by to zaszło, gdym tam nie weszła – spojrzała na niego prowokująco
- Nigdy bym ciebie nie zdradził. Na moment straciłem rozum, ale nigdy nie kochałbym się z inną kobietą – zaśmiała się drwiąco
- Chcę odwołać ślub – rzekła zdecydowanie. Na jego twarzy malowało się przerażenie
- Błagam cię, nie rób tego. Wybacz mi – przysiadł obok niej na sofie. I on miał łzy w oczach. Chciał nakryć je dłoń swoją, ale szybko się odsunęła
- Coraz bardziej obawiam się, że monogamia jest ci obca – wlepiła w niego spojrzenie pełne bólu
- Nieprawda. Kocham ciebie. Tylko ciebie i chcę być tylko z tobą. To było chwilowe zaćmienie umysłu, pieprzone sentymenty! – rzucił przez zaciśnięte zęby – Pracowałem w konferencyjnej nad materiałami do katalogu, gdy przyszła Sonia. Kiedyś mieliśmy romans. Chciała, żebym zrobił z niej twarz kolekcji. Zaczynała w FD. To ja wprowadziłem ją do zawodu – prychnęła w kpiną
- Prostytutki czy modelki? – przemilczał to pytanie. Nie chciał ją jeszcze bardziej drażnić
- Zaczęła prosić, wspominać dawne czasy. Nawet nie wiem, kiedy wylądowała na moich kolanach. To był nic nieznaczący incydent. Wiem, że bardzo cię to zabolało, ale obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Ja nie mogę cię stracić – jęknął, a po jego policzku spłynęła słona kropla – Błagam, nie odchodź ode mnie – klęknął u jej stóp. Patrzyła na niego oczami pełnymi łez. Milczała długą chwilę, by wreszcie się odezwać
- Nie podjęłam jeszcze decyzji o odejściu. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę ci jeszcze w stanie zaufać. A związek bez zaufania się nie uda. Póki co, chcę odwołać ślub i chciałabym, żebyś przeniósł się na kanapę. Wróciłabym do Rysiowa, ale nie chcę na razie denerwować ojca
- Przełóżmy datę ślubu – błagał
- Nie. Odwołamy go. Zajmij się tym, proszę – rzekła stanowczo i zniknęła za drzwiami sypialni

Zgodnie z jej życzeniem przeniósł się na kanapę. Wolał nie dyskutować i nie drażnić jej jeszcze bardziej. Miał nadzieję, że szybko uda mu się ją udobruchać i nie będzie musiał odwoływać uroczystości. Wciąż wyrzucał sobie, że dał się podejść Soni i jej uległ. Gdyby nie jego głupota, wspólnie z Ulą odliczaliby dni do ceremonii. Miał nadzieję, że za ten błąd nie przyjdzie mu zapłacić najwyższej ceny, jaką była miłość Cieplakówny.
Wstał o świcie i udał się do kuchni. Zerwał się tak rano nie tylko dlatego, że kanapa w salonie była wybitnie niewygodna, przede wszystkim chciał przygotować ukochanej śniadanie. Zrobił jej ulubioną sałatkę z tuńczyka, wycisnął sok z pomarańczy i przygotował grzanki z dwoma rodzajami konfitury. Właśnie stawiał na stole filiżanki z aromatyczną kawą, gdy pojawiła się w salonie.
- Zapraszam na śniadanie – zawołał. Pojawiła się w drzwiach kuchni obrzucając stół obojętnym spojrzeniem.
- Przykro mi, ale spieszę się. Zjem coś w bufecie. Cześć – i zostawiając osłupiałego Marka szybko wyszła z domu. Westchnął głośno i zasiadł do samotnego posiłku.
Na firmowych korytarzach za wszelką cenę starała się go unikać. Nie miała ochoty na kolejne rozmowy, do których z pewnością by dążył. Nie chciała też wzbudzać sensacji w firmie. Miała pewność, że i tak plotki się pojawią, gdy Marek poinformuje ich przyjaciół o odwołanej uroczystości. Gdy po siedemnastej pojawił się w domu z bukietem kwiatów, ona już była, czytając książkę na sofie, którą w nocy zajmował. Położył róże na kawowym stoliku. Nie odrywając wzroku od tekstu rzuciła pod nosem, żeby wstawił je do wody, bo zwiędną. Na jakiekolwiek próby podejmowania przez niego rozmowy odpowiadała wymownym milczeniem. I gdyby ignorowała go dzień, dwa, trzy, z pewnością zniósłby to z pokorą, ale powoli zaczynał mieć dość. Traktowała go, jak powietrze od dwóch tygodni. Podejmował próby pojednania. Przygotowywał śniadania, kolacje, chciał ją wyciągnąć do kina, na spacer. Zawsze reagowała tak samo. ‘Nie musisz mi nadskakiwać. To i tak nic nie zmieni’. Powoli stawał się bezsilny.


Wpadła do domu jak burza. Była wściekła. Rzuciła torebkę na komodę i pędem ruszyła w kierunku kuchni, w której to Marek parzył sobie kawę
- Dlaczego robisz mi wbrew? – naskoczyła na niego od progu
- Nie bardzo rozumiem – rzekł zdezorientowany wyłączając ekspres
- Prosiłam, byś odwołał ślub i miałam nadzieję, że spełnisz moją prośbę. I moje zdziwienie było dzisiaj ogromne, gdy Ania zapytała mnie, czy mamy już wszystko dopięte na ostatni guzik
- Ja nie chcę go odwoływać – rzekł pewnym głosem
- Ale ja chcę – syknęła poirytowana.
- Mam jeszcze trochę czasu. Dwa i pół miesiąca to długo. Miałem nadzieję, że uda mi się wreszcie ciebie przeprosić i odzyskać twoje zaufanie
- Zaufanie traci się w sekundzie, a pracuje się na nie latami – spojrzała mu prosto w oczy – Sądzisz, że siłą zaciągniesz mnie przed ołtarz? Że będzie tak, jak z Pauliną, która zamierzała doprowadzić do zaślubin za wszelką cenę? Nawet za cenę zaprowadzenia cię do kościoła na smyczy!
- Różnica jest taka, że tamten ślub miał być na pokaz. Bo my z Pauliną od dawna się nie kochaliśmy. Z tobą chcę się żenić, bo cię do cholery kocham – i jemu puszczały już nerwy. Bezsilność, która gromadziła się w nim od kilkunastu dni dała teraz upust – Wiem, że popełniłem błąd, ale nie dajesz mi szansy go naprawić! Naprawdę mi na tobie zależy! Przez moment znów stałem się głupim fiutem, ale doskonale wiem, ja chcę żyć. I że to życie chcę spędzić tylko z tobą! Co mam zrobić? Powiedz mi, co mam zrobić? Bo już sam nie wiem – pokręcił głową - Czegokolwiek bym nie próbował, od razu sprowadzasz mnie do parteru. Wiem, że to element kary dla mnie, ale ja już zrozumiałem. Mam odejść z firmy? Bo boisz się tego, że cię zdradzę, prawda? Boisz się, że po raz kolejny ulegnę jakiejś modelce? – nerwowym krokiem przemierzał pomieszczenie – Proszę bardzo, mogę odejść! Ty jesteś dużo lepszym prezesem. A ja mogę zająć się czymś innym. Nie ma sprawy – podrapał się po głowie – Mogę otworzyć warsztat samochodowy. To typowo męskie zajęcie. Zatrudnię mechaników, a do ewentualnych klientek będę wysyłał jakiegoś pracownika. Co ty na to? – patrzyła na niego z niedowierzaniem
- Sądziłam, że bardzo kochasz firmę – szepnęła – To twój rodzinny interes
- Bardziej kocham ciebie – rzekł zdecydowanie, z nutą czułości
- I nie masz pojęcia o naprawie samochodu. Przecież ty do zmiany gumy wzywasz pomoc drogową – nieznacznie uśmiechnęła się pod nosem
- Nie ja je będę naprawiał. Od tego będę miał wyspecjalizowanych ludzi. Zresztą dodatkowe źródło dochodu z pewnością się przyda, a i mniej angażujące zajęcie będzie lepsze, gdy pojawi się dziecko. Mógłbym z nim zostać po macierzyńskim, jak myślisz? – kompletnie zaskoczyła ją jego propozycja – Bo dziecko się pojawi, prawda? – upewniał się – Bardzo chciałbym mieć z tobą dzieci – gadał jak najęty – Dwójkę, a najlepiej trójkę. Dwóch chłopców i dziewczynkę, albo nie – wyraźnie się rozmarzył – Chłopca i dwie dziewczynki
- Z Pauliną nie chciałeś mieć dzieci – spojrzała mu w oczy
- Jak długo jeszcze będziesz się z nią porównywać? – rzucił przez zaciśnięte zęby – Nic nas nie łączyło. Może poza przywiązaniem i początkową namiętnością. Nie można założyć rodziny z kobietą, której się nie kocha. A z tobą chcę tę rodzinę mieć – podszedł do niej, stając naprzeciw. Ich twarze dzieliło kilkanaście centymetrów – I obiecuję ci, że już nigdy nie popełnię podobnego błędu. Nigdy nie zrobię czegoś, co mogłoby znów nami zachwiać i spowodować, że choć przez moment zaczęłabyś rozważać rozwód – wpatrywała się w jego oczy bez słowa, jakby szukając tam potwierdzenia wypowiedzianych przed chwilą słów – Wybacz mi – szepnął błagalnie, bardzo powoli zmniejszając dzielący ich dystans i już po chwili tulił ją w swoich ramionach. Nic nie powiedziała, ale nie musiała nic mówić. On wiedział. Gdyby mu nie wybaczyła, nie pozwoliłaby się dotknąć – Wyjedźmy gdzieś na kilka dni – poprosił cicho – Tylko ty i ja. Z dala od firmy, Warszawy i tego normalnego życia
- Zadzwoń do SPA, może mają wolny apartament senatorski – uśmiechnął się promiennie i czule pogładził jej policzek.
- Kocham cię – zatonął w jej spojrzeniu
- To gdzie będzie ten warsztat? – zapytała z rozbrajającą miną. Roześmiał się i delikatnie musnął jej usta

wtorek, 1 grudnia 2015

'W chmurach' XIII ost.

W koprodukcji z K.!



To zdecydowanie była ciąża podwyższonego ryzyka. Już jakiś czas temu skończyła trzydziestkę, a na dodatek miała zostać matką po raz pierwszy. Komplikacje pojawiły się już pod koniec pierwszego trymestru. Leżała już od kilkunastu tygodni i wychodziło na to, że taki stan rzeczy utrzyma się aż do rozwiązania.  I mimo tego, że od siedzenia w domu dostawała już bzika, to nigdy, nawet przez moment nie żałowała podjętej decyzji. Wydawało jej się, że już nigdy nie zostanie matką. Od momentu, gdy rozpadł się jej długoletni związek, z trudem pogodziła się z faktem, że nigdy nie usłyszy słowa ‘mamo’. Lata uciekały, a ona nie spotykała na swojej drodze mężczyzny, który zasługiwał na miano ojca jej dziecka. Aż wreszcie trafiła na Marka. Nie zastanawiała się ani chwili, gdy krótko po ich zaręczynach, które notabene miały miejsce w chmurach, zapytał, czy urodzi mu dziecko. Trzeba było przyznać, że Urszula Cieplak była wielką szczęściarą. Miała u swego boku cudownego partnera, który był idealnym materiałem na męża, ojca, przyjaciela i kochanka w jednym. Jej marzenia o szczęśliwym życiu, z mężczyzną, który będzie ją kochał ponad wszystko właśnie się spełniały. Ilekroć wracała pamięcią do momentu ich oświadczyn, na jej ustach pojawiał się szeroki uśmiech. Był luty, zbliżał się walentynkowy weekend. Zostawili Marysię pod opieką dziadków i wybrali się na romantyczny wypad do Paryża. I podczas tej podróży, na pokładzie samolotu oświadczył się jej, tłumacząc, że odkąd poznali się w chmurach, on każdego dnia upaja się tym szczęściem. 
Chwilę po zaręczynach spełniło się również jej marzenie o byciu matką. I wcale nie chodziło o ciążę. Odkąd w połowie listopada wprowadziła się do domu Dobrzańskich jej relacje z Marysią układały się coraz lepiej. Marek nie raz skarżył się żartobliwie, że zaczyna być zazdrosny i oburzony faktem, że w porównaniu z Ulą schodzi coraz częściej na drugi plan. W głębi duszy cieszył się, że obie jego dziewczyny tak dobrze się dogadują. Marysi od dawna brakowało ciepła i zrozumienia, które mogła dać tylko kobieta. I podczas jednego z leniwych popołudni, gdy grali we trójkę w scrabble Marysia zawróciła się do niej ‘mamo’. Widząc zaskoczone, ale jednocześnie roześmiane oczy ojca, wpatrzone w Ulę zrozumiała, że najwyraźniej strzeliła gafę. Szybko się poprawiła używając imienia ‘Ula’. A Cieplak była wzruszona. Głaszcząc małą po głowie zapewniła, że może zwracać się do niej, jak jej wygodnie, ale jeśli będzie miała ochotę mówić do niej ‘mamo’, to będzie zaszczycona, bo zawsze marzyła o takiej cudownej córce. Tym jednym zdaniem całkowicie ‘kupiła’ dziewczynkę. Wszyscy troje mieli wrażenie, że to popołudnie było taką kropką nad i, kiedy to stali się prawdziwą rodziną. 
Informację o ich zaręczynach Marysia przyjęła bardzo dobrze. Nawet dopytywała, czy będzie mogła sypać na ślubie kwiatki, wzorem amerykańskich filmów. Bardziej bali się jej reakcji, jeśli chodzi o powiększenie rodziny. Nie zapowiadali tego wcześniej. Nie mieli pewności, jak szybko Ula zajdzie w ciążę, ale również, jaki dziewczynka będzie miała stosunek do potencjalnego rodzeństwa. Uznali, że lepiej będzie ją postawić, przed faktem dokonanym, a później pracować nad ewentualnym sprzeciwem. I gdy ginekolog w pewien kwietniowy dzień potwierdził Uli przypuszczenia, postanowili ogłosić radosną nowinę. Mała Dobrzańska wieść o rodzeństwie przyjęła ze spokojem, ale bez wyraźnego entuzjazmu. Przyznała się później Markowi, że zawsze chciała mieć brata lub siostrę, tak, jak jej szkolne koleżanki, ale z drugiej strony obawiała się, że małe dziecko pozbawi ją uwagi rodziców. Zapewniał córkę, że będzie się starał poświęcać jej jak najwięcej czasu. Tłumaczył, że taki mały szkrab wymaga wzmożonej opieki i jest dość absorbujący, ale postarają się z Ulą, by nie czuła się zaniedbana lub odrzucona, że wciąż będą kochać ją tak samo. Cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania i spokojnie wyjaśniał, że miłość trzeba mnożyć, a liczne rodziny są fajne. Koniec końców dziewczynka szybko pogodziła się z sytuacją, a wręcz nie mogła się doczekać, kiedy dziecko pojawi się na świecie. Wielką rolę w tym procesie akceptacji odegrała również Helena Dobrzańska, która wiele z wnuczką rozmawiała na temat nowego członka rodziny. Dobrzańscy bezapelacyjnie byli zachwyceni Ulą i szczęśliwi, że ich syn wreszcie ułożył sobie życie.

- Cześć kochanie – do sypialni wsunął się Dobrzański
- Już po piątej? – zdziwiła się. Zwykle czas do powrotu ukochanego strasznie jej się dłużył. Dziś minął wyjątkowo szybko, może za sprawą książki, którą kupił jej w ubiegłym tygodniu
- Zerwałem się godzinkę wcześniej – puścił jej oczko i wgramolił się na łóżko, przekręcając się na bok i kładąc lewę rękę na jej zaokrąglonym brzuszku – Jak Maks? Daje ci dziś popalić?
- Będziesz miał córkę tancerkę i syna piłkarza – zaśmiała się, by po chwili lekko się skrzywić  - Od dwóch dni jakby rozgrywał turniej. Mam dość tego leżenia – jęknęła
- Wiem kochanie – musnął ustami jej policzek – Musisz wytrzymać jeszcze troszkę. Jesteś bardzo dzielna.
- Dzielny wieloryb – mruknęła – Nie dość, że tyję od ciąży, to jeszcze okłada mi się tłuszczyk z braku ruchu.
- Dla mnie i tak jesteś najcudowniejsza i nie mogę się doczekać, kiedy urodzisz i wreszcie będę mógł się z tobą ożenić – spojrzał w jej oczy z miłością – Będziesz najpiękniejszą panną młodą na globie – parsknęła śmiechem
- Dobra, dobra. Już mnie tak nie czaruj – położyła swoją dłoń na jego – Jak w pracy?
- W porządku. Cisza i spokój, dlatego wziąłem dwa dni wolnego. Zawiozę jutro Manię do szkoły i wrócę do ciebie. Dotrzymam ci towarzystwa, a po południu zabiorę ją na rolki do parku. A pojutrze pojedziemy razem na badania. Nie mogę doczekać się kolejnego spotkania z naszym synem. Może znowu nam pomacha – przypomniał sobie ostatnie badanie USG w 3D, kiedy to chłopczyk wykonywał dziwne ruchy ręką. Lekarz twierdził, że się po prostu przeciągał, ale Marek nie przyjmował tej wersji. Twierdził, że synek witał się z rodzicami, na co Ula reagowała śmiechem
- No dobrze. Bardzo chętnie cię jutro pomęczę, bo nudzę się tu jak mops, dopóki pani Ela nie przyprowadzi Maryśki ze szkoły. Dobrze, że podstawówka ma zajęcia do wczesnego popołudnia, to przynajmniej ona dotrzymuje mi towarzystwa. A właśnie, zajrzyj do niej. Powinna już skończyć pracę domową z angielskiego. I dopilnuj proszę, żeby zjadła zupę przed treningiem. Pani Ela ugotowała pieczarkową. Wystarczy odgrzać – Dobrzański westchnął
- No to idę. A tak bym tu sobie z tobą poleżał
- Uwierz mi, że chętnie bym się z tobą zamieniła. Ty być tu leżał i dbał o to, żeby ten mały rozrabiaka prawidłowo się rozwijał, a ja bym dopilnowała Marysię. Chętnie bym się wzięła za jesienne porządki, albo za prasowanie, którego szczerze nie znoszę. Zaczęłam nawet cholernie tęsknić za pracą.
- A podobno nie lubisz swojego nowego prezesa – zauważył kierując się w stronę drzwi
- Bo jest cholernie upierdliwy. Ale z braku laku – mruknęła
- I tak dopilnuję, żebyś po macierzyńskim zaczęła pracę w Febo&Dobrzański. Już ci szykuję ciekawą posadę
- O nie. Znowu zaczynasz – pogroziła mu palcem – Będziemy razem w domu, w pracy, w drodze do pracy. Aż się sobie znudzimy i w końcu się pozabijamy
- Nie pozabijamy, bo się kochamy – odpowiedział jej z szerokim uśmiechem – Chcę cię mieć jak najbliżej. A i zamienisz upierdliwego prezesa na takiego, który jest w tobie zakochany. Obiecuję być wymarzonym przełożonym – posłał jej powietrznego buziaka i zniknął za drzwiami
- Wystarczy, że jesteś wymarzonym partnerem – rzekła pod nosem i czule pogładziła swój brzuch – I wymarzonym ojcem.

niedziela, 29 listopada 2015

'W chmurach' XII

W koprodukcji z K.!


Wyjątkowo późna godzina szybko wykończyła Marysię i już po kilkunastu minutach od powrotu taty i otrzymaniu od niego czarnego, pluszowego byczka, któremu nadała mało hiszpańskie imię ‘Fredek’ zasnęła tuląc do siebie maskotkę. Cichutko wyszli na korytarz i gdy tylko Ula zamknęła za sobą drzwi, Dobrzański przypadł ją do ściany i zachłannie wpił się w jej usta.
- Wreszcie się mogę z tobą normalnie przywitać – wydyszał próbując wyrównać oddech – Dla ciebie też mam prezent - w samych skarpetkach, żeby nie robić hałasu zbiegł na dół i wrócił po chwili z niewielkich rozmiarów torebeczką – Mam nadzieję, że trafiłem z rozmiarem – rzekł z szelmowskim uśmiechem, gdy wyjęła ze środka komplet seksownej bielizny – Liczę, że za chwilę przymierzysz i że będę mógł jeszcze dzisiaj ją z ciebie zdjąć – uniósł do góry lewy kącik ust w czymś na kształt cwaniackiego uśmiechu. Roześmiała się cicho i pokręciła głową z pobłażaniem
- Przypominam ci, że za tymi drzwiami śpi twoja córka
- No właśnie – chrząknął – Moja córka jest baaardzo do mnie podobna – delikatnie przygryzł skórę jej szyi - Mamy równie mocny sen – rzekł prowadząc ją w stronę pokoju, który od kilku dni zajmowała – A ja wróciłem bardzo spragniony swojej cudownej kobiety
- A co będzie rano, gdy zobaczy, że wychodzimy z jednej sypialni? – upewniała się
- Nastawię sobie budzik w komórce na wpół do szóstej i wrócę do siebie. Marysia najwcześniej wstaje koło siódmej – postanowiła się poddać i pociągnęła go za krawat w stronę łóżka.

Marysia czuła się na tyle dobrze, że Marek opatulając ją uprzednio w ciepły szlafrok i frotowe skarpetki pozwolił zejść na dół na śniadanie. Zjedli je wspólnie żartując i relacjonując sobie przebieg ostatnich trzech dni.
- Ula, zrobisz mi tej pysznej herbatki z sokiem malinowym? – zapytała dziewczynka kierując się w stronę schodów
- Oczywiście kochanie, zaraz ci przyniosę – uśmiechnęła się do niej ciepło i wróciła do kuchni, w której Marek wkładał brudne naczynia do zmywarki
- Daj – zabrał jej kubek – ja jej zaniosę. I tak muszę z nią porozmawiać – chrząknął lekko zdenerwowany – A ty poczekaj na mnie proszę w salonie – niepewnym krokiem ruszył na górę. Obserwując jego dziwne zachowanie już miała zapytać, czy coś się stało, ale postanowiła poczekać do jego powrotu. Obrzuciła spojrzeniem wiszący na ścianie czarny zegar, który wskazywał dziesiątą trzydzieści. Postanowiła, że zostanie do obiadu, a później wróci do siebie. Kolację u Dobrzańskich i tak trzeba było przełożyć, bo mała była wciąż osłabiona i pokasływała, a pogoda na zewnątrz była wyjątkowo paskudna. Ewidentnie zbierało się na pierwsze w tym roku opady śniegu. Wsunął się do pokoju i postawił kubek na nocnej szafce. Ułożył się w nogach jej łóżka i uśmiechnął się niewyraźnie.
- Jak się czujesz myszko?
- Lepiej. Gardło mnie już nie boli. Tylko chce mi się jeszcze trochę kasłać – skrzywiła się
- Musisz jeszcze pobrać syrop kilka dni. I jak będziesz się czuć coraz lepiej, to w poniedziałek zawiozę cię do szkoły, zgoda? – dziewczynka kiwnęła głową. Lubiła się uczyć i lubiła swoje koleżanki, dlatego z chodzeniem do szkoły nie było większego problemu, od kiedy Patryk przestał jej dokuczać – A jak było przez te trzy dni mojej nieobecności? Dogadywałyście się z Ulą?
- Tak. Jest bardzo fajna. Opiekowała się mną, siedziała ze mną, czytała mi książki. Ugotowała pyszny rosołek – dziewczynka rozpromieniła się na wspomnienie swojej ulubionej zupy
- Cieszę się, że ją polubiłaś i zaakceptowałaś. Fajnie, że Ula zgodziła się z tobą zostać, gdy ja musiałem jechać do pracy – chrząknął cicho, jakby podczas tej krótkiej chwili próbował poukładać sobie dalszą część rozmowy – Wiesz, że cię kocham, prawda? Najmocniej na świecie.
- Ja też cię kocham tatusiu – zmarszczyła nosek szczerząc się
- I musisz wiedzieć, że zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. Ale Ula też jest dla mnie bardzo ważna. Ją też kocham – Marysia przypatrywała mu się uważnie – Co prawda inaczej, niż ciebie. Bardziej tak, jak mężczyzna kocha kobietę. I chciałbym mieć was obie blisko siebie. Mówiąc wprost chciałbym, że Ula już z nami została, żeby z nami zamieszkała, o ile oczywiście ty się zgodzisz – dziewczynka milczała dłuższą chwilę najwyraźniej przyswajając, to co usłyszała od ojca. A dla niego te sekundy były godzinami męki i niepewności
- Ula będzie twoją żoną?
- Na pewno nie teraz, za jakiś czas pewnie tak. Bardzo bym tego chciał – szepnął z błąkającym się na twarzy delikatnym uśmiechem na myśl, że będzie mógł się kiedyś nazywać mężem Uli
- Będzie twoją żoną tak, jak mama? – zmarszczyła brwi intensywnie myśląc o tym, jakie zmiany szykują się w jej życiu
- Wiesz, że ja i mama rozstaliśmy się wiele lat temu. Jesteśmy po rozwodzie, mama ma nowego męża i nigdy już nie będziemy razem. Mam wspaniałą córkę, którą kocham ponad wszystko, ale chciałbym mieć również przy sobie kobietę, która jest dla mnie ważna. Chciałbym byś ty, ja i Ula byli normalną rodziną. A pierwszym krokiem do rodziny jest wspólne mieszkanie.
- I Ula będzie spała z tobą w pokoju?
- Mama też spała ze mną w tym samym łóżku – zauważył
- Ale wciąż będziesz miał dla mnie czas? Będziesz mnie odbierał ze szkoły i będziemy chodzić do kina i na ślizgawkę? – upewniała się
- Obiecuję ci, że nic się w tej kwestii nie zmieni
- Zgadzam się – przysunął się bliżej i mocno do siebie przytulił
- Dziękuję skarbie – cmoknął ją w czubek głowy
Niemal zbiegł po schodach z szerokim uśmiechem na twarzy, co jakby kłóciło się z jego postawą, gdy wchodził na górę. Stojąca przy wyjściu na taras Ula obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem. Momentalnie znalazł się przy niej i chwytając w ramiona obrócił się dwukrotnie wokół własnej osi. Zaskoczona objęła go mocno za szyję, tłumiąc pisk
- Matko kochana, co ci się stało? – zapytała, gdy wylądowała już na ziemi
- Mam wspaniałą córkę – rzekł z nieskłamaną dumą – Bardzo mądrą. Ona już dała się namówić, teraz tylko ty musisz się zgodzić, ale myślę, że z tobą będzie mniejszy problem – wyszczerzył się
- O czym ty mówisz? – była zdezorientowana, nie miała pojęcia o czym on mówi
- Szczerze mówiąc, gdyby nie Marysia zaproponowałbym ci to już dawno, ale musiałem liczyć się również z jej uczuciami. Teraz dała nam zielone światło. Zostań z nami już na zawsze – poprosił – Wprowadź się do nas, wprowadź się do mojej sypialni.
- Naprawdę się zgodziła? – zapytała z delikatnym uśmiechem. Od dawna miała ochotę z nim zamieszkać, jednak wiedziała, że tę decyzję będą musieli odłożyć w czasie z uwagi na jego córkę. Nie sądziła, że jeszcze przed świętami zyska jej pełną akceptację
- I nawet nie musiałem jej specjalnie namawiać. Wystarczy, że zapewniłem, że między nią a mną nic się nie zmieni, krótko mówiąc, że wprowadzając się tutaj nie zabierzesz jej mnie – krótko musnął jej usta – Swoją drogą zgodziła się nawet na to, żebyś została moją żoną – uśmiechnął się z satysfakcją
- Co ty nie powiesz – cmoknęła go w policzek i szczęśliwa wtuliła się w jego ramiona

piątek, 20 listopada 2015

'W chmurach' XI

w koprodukcji z K.!  




Ich wspólne soboty zostały na stałe wpisane do harmonogramu tygodnia. Zaczęło się od naleśników, później było wesołe miasteczko, wycieczka za miasto, kręgle, grill na zamknięcie sezonu i zabawa na trampolinie w ogrodzie, wspólne gotowanie, gokarty. Ula wpadała często również w tygodniu na wspólną kolację. Kilka razy zdarzyło się nawet, że pomagała Marysi w pracach plastycznych. Dziewczynka chętnie spędzała z nią czas, dyskutowała na przeróżne tematy, dzieliła się swoimi problemami i rozterkami, których dostarczali jej szkolni koledzy. Można powiedzieć, że obie panie zaczęły się powoli przyjaźnić, a ich kontakt z pewnością był ułatwiony dzięki propozycji Uli, by mała mówiła do niej po imieniu. Marysia stała się dzięki temu śmielsza w kontaktach z nią. Nie wydawała się również zazdrosna, gdy ojciec w jej obecności krótko przytulał Cieplak, szedł z nią z rękę, czy witał się cmoknięciem w policzek. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Ula całkiem przypadkiem podczas jednego z wyjść do kina poznała jego przyjaciół, Violettę i Sebastiana, którzy korzystając z chwili wolnego od dzieci wybrali się na wieczorny seans. Obie pary miło spędziły czas w pobliskiej restauracji.

Plan na początek listopada był prosty. Marek w środę miał lecieć na trzy dni do Barcelony na negocjacje, a w sobotę po raz pierwszy udać się wraz z Ulą i córką na kolację do swoich rodziców. Czas najwyższy, by ukochana poznała Dobrzańskich. Bardzo mu zależało, by to spotkanie odbyło się jak najszybciej, skoro Marysia akceptowała już Ulę jako jego przyjaciółkę. W pewnym momencie mała brunetka zdobyła się nawet na wyznanie, że bardzo ją lubi i fajnie jest, gdy spędzają czas we trójkę. Chciał by jak najszybciej jego rodzice poznali Cieplak, zwłaszcza w kontekście zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, które miał nadzieję, że spędzą wszyscy razem. On rodziców ukochanej poznał już kilka tygodni temu, gdy w drodze z sanatorium w Kołobrzegu zatrzymali się na kilka godzin w Warszawie. Państwo Cieplak mieszkali na przedmieściach Kielc i bardzo ciepło powitali Marka. Najwyraźniej nie przeszkadzał im fakt, że miał całkiem sporą już córkę.

Każdy plan, ma jedną wadę, może się nie udać. I niestety plan Marka stanął pod znakiem zapytania, gdy w poniedziałkowy wieczór podczas kolacji, którą jedli we trójkę, mała oświadczyła, że źle się czuje.
- Tatusiu, boli mnie gardło – przełknęła łyk gorącej herbaty i odstawiła swój kubek na stół
- Teraz to tatusiu, a jak ci powtarzam, żebyś zakładała szalik przed wyjściem ze szkoły, to mnie nie słuchasz – oświadczył lekko zdenerwowany samym faktem, że szykuje się kolejna infekcja. Gdy Marysia była mała potrafiła dwukrotnie chorować w ciągu jednego miesiąca, a w okresie jesienno-zimowym kilkanaście razy przyjmowała antybiotyk. Od marca wszystko się uspokoiło i miał nadzieję, że córka zaczyna coraz bardziej się uodparniać i wyrastać z ciągłych infekcji. Najwyraźniej szykowała się powtórka z corocznej rozrywki – Pokaż czoło – przyłożył dłoń do dość chłodnej głowy dziewczynki – Na wszelki wypadek zmierzymy temperaturę – wstał od stołu i z jednej z kuchennych szafek wyjął koszyczek z lekarstwami. Podał córce elektroniczny termometr i ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy spojrzał na Ulę – Dziś jest ból gardła, jutro dojdzie katar i tylko czekać, kiedy pojawi się kaszel. Tydzień w porywach dziesięć dni wyjętych z życia – mruknął – I wszystko byłoby dobrze, gdybym nie musiał pojutrze lecieć do Hiszpanii – myślał intensywnie, co ma zrobić – W tej sytuacji Renata z tobą nie zostanie. Do czternastej zajmuje się bliźniakami sąsiadki, a dziadkowie wracają dopiero w piątek - dziewczynka wyjęła spod pachy termometr i podała ojcu – Trzydzieści siedem i jeden – skrzywił się – No nic, będziemy musieli wcześniej ściągnąć babcie. Może uda jej się przylecieć jutro – nerwowo przeczesał włosy i cmoknął zmartwioną córeczkę w czubek głowy – No nic, leć na górę pod ciepły prysznic i wskakuj do łóżka. Zaraz przyniosę ci jakieś tabletki na to gardło, więc nie myj jeszcze zębów – polecił i wciąż zamyślony odprowadził córkę wzrokiem.
- Może ja z nią zostanę – odezwała się milcząca dotąd Ula – wezmę kilka dni urlopu. Mam jeszcze zaległy. Jeśli oczywiście będzie chciała – spojrzał na nią z wdzięcznością
- Porozmawiam z nią. To byłoby lepsze rozwiązanie – przeczesał włosy - Mama mi pewnie nie odmówi, ale wolałbym, że ojciec sam nie wracał samolotem. Ponoć po tej kuracji czuje się dobrze, ale różnie to bywa. Zdenerwuje się jakimiś turbulencjami, czy coś i nieszczęście gotowe. Ja jutro z nią zostanę, ale naprawdę muszę lecieć w środę. To ważny kontakt, wart kilka milionów. Renata miała ją odbierać ze szkoły i nocować u nas, ale od ósmej do czternastej zajmuje się kilkumiesięcznymi dziećmi sąsiadki, która pracuje na pół etatu. A nie zostawię siedmiolatki samej w domu na pół dnia. W dodatku z temperaturą, bo jutro pewnie będzie miała ze trzydzieści osiem. No nic – potarł czoło – Zobaczymy. Idę do niej – wyszukał w koszyczku owocowe pastylki - Poczekaj na mnie proszę – szybko musnął jej usta i ruszył na górę
Gdy wszedł na górę kończyła czesać włosy. Otulił ją kołdrą i rozłożył w nogach łóżka koc.
- Nie jest ci zimno? – pokręciła przecząco głową – No dobrze. Może nie będziesz mieć wysokiej gorączki jak ostatnio. Spróbujemy najpierw sami poradzić sobie z tą infekcją. Może obejdzie się bez antybiotyku – westchnął – Jutro nie pójdziesz do szkoły. Musisz poleżeć parę dni. Zostanę z tobą, ale w środę muszę wyjechać. Albo ściągniemy babcię, co będzie dosyć trudne, bo będzie musiała do nas przyjechać z Austrii w ciągu kilku godzin, albo zostanie z tobą Ula. Chciałabyś, żeby z tobą została przez te trzy dni? – spojrzał na nią niepewny jej reakcji. Lubiła Ulę, dogadywały się coraz lepiej, ale to nie oznaczało, że będzie chciała z nią zostać sam na sam na trzy dni.
- Tak, zostanę z Ulą. Nie będziemy martwić babci – posłał jej ciepły uśmiech i czule pogłaskał po policzku, pstrykając delikatnie w nosek 
- Mądrą mam córkę – rzekł z dumą – Twoje ulubione tabletki cytrynowe. Tylko nie ssij na leżąco, bo jeszcze się zachłyśniesz. Usiądź sobie. Jak skończysz ssać, to umyj zęby. Ja zajrzę do ciebie za jakieś pół godziny. Zmierzymy jeszcze temperaturę. Idę ustalić wszystko z Ulą. Będzie musiała się do nas przenieść na te kilka dni.
Paradoksalnie w chorobie Marysi upatrywał szansy, by obie dziewczyny jeszcze lepiej się poznały i bardziej się ze sobą zżyły.
- Zgodziła się – rzekł z wyraźną ulgą i radością – Ale to naprawdę nie będzie dla ciebie kłopot? – upewnił się. Nie chciał, by miała przez niego nieprzyjemności w pracy
- Najmniejszy. Biorę dni wolne od wielkiego dzwonu. Nie mamy w planach żadnego posiedzenia zarządu, konferencji, ważnych negocjacji. Sama sekretarka da sobie radę przez kilka dni. Jutro przekażę jej wszystkie sprawy, którymi będzie musiała się zająć. Marysia będzie pod dobrą opieką, a ty spokojnie polecisz do Barcelony i zajmiesz się pracą
- Dziękuję ci – ucałował jej dłoń
- Przestań mi dziękować. To chyba normalne w związku, że się sobie pomaga, prawda? – posłał jej delikatny uśmiech – A poza tym będziemy miały okazję jeszcze lepiej się poznać
- O tym samym pomyślałem – zrobił śmieszną minę – To zapraszam jutro wieczorem. Przygotuję ci pokój gościnny. Ja lecę w środę o dziesiątej z Modlina, wracam w piątek o dwudziestej drugiej z minutami, więc koło północy będę w domu. Jutro jak przyjdzie Renata zrobię zakupy, kupię wszystkie potrzebne leki, żebyś nie musiała jej zostawiać samej.
- Ok, ale w pozostałe dni możesz dać jej wolne. Chyba sobie z Marysią damy radę same – ruchem głowy zgodził się.  

Następnego dnia wieczorem pojawiła się w progu jego domu z walizką. Pomógł jej się rozpakować, a następnie zapoznał z domową apteczką. Marysia na szczęście czuła się w miarę dobrze. Ból gardła co prawda nie ustępował, ale za to utrzymywał się tylko lekki stan podgorączkowy. Marek był dobrej myśli, że po kilku dniach w domowych pieleszach córka dojdzie do siebie. Rankiem pożegnał się z nimi, zapewniając, że będzie dzwonił, gdy tylko znajdzie chwilę i pojechał prosto na lotnisko. Ula troskliwie opiekowała się Marysią. Z samego rana nastawiła aromatyczny rosół, który miał postawić dziewczynkę na nogi. Co chwila poiła ją małymi porcjami herbaty z naturalnym sokiem z malin, gdyż powtarzała, że odpowiednie nawodnienie zbije gorączkę. Mała chętnie stosowała się do jej zaleceń i przyjmowała wszystkie podawane leki. Poczytała jej też książkę, a po południu utuliła do snu, gdy dziewczynka ucięła sobie drzemkę. Następnego dnia nie nastąpiła jednak poprawa. Pojawił się kaszel i już o dziesiątej rano dziewczynka miała prawie trzydzieści osiem stopni gorączki. Ula w obawie nasilenia się temperatury postanowiła skonsultować z Markiem kwestię wizyty lekarskiej. Zadzwonił godzinę po wysłanym mu sms’ie z prośbą o kontakt.
- No co tam kochanie?
- Chyba musisz mi niestety podać numer do lekarza małej. Ten kaszel mi się nie podoba i zaczyna gorączkować – oznajmiła spokojnie
- Suchy czy mokry ten kaszel? I ile ma gorączki? – nerwowo zasypywał ją pytaniami – A karat ma? Zaglądałaś jej do gardła? Może to angina? A tak w ogóle, to może ja przyjadę. W końcu negocjacje negocjacjami, ale zdrowie dziecka jest ważniejsze. W gruncie rzeczy w ogóle nie powinienem wyjeżdżać, gdy jest chora – usta mu się nie zamykały. Aż wywróciła oczami.
- Uspokój się! – postanowiła przywrócić go do pionu – Nie ma powodów do paniki. Po prostu wolę dmuchać na zimne i lepiej, żeby ktoś ją osłuchał, czy nie ma przypadkiem czegoś w oskrzelach. Mnie to wygląda na silne zapalenie gardła, ale wolę zasięgnąć rady lekarza. Nie ma powodu, żebyś wszystko rzucał i wracał. Radzę sobie. Gorączkę też będę zbijać zawiesiną i chłodnymi kompresami. Poza tym nie ma czterdziestu stopni tylko ledwie trzydzieści osiem. Zaufaj mi – poprosiła spokojnie. Wziął głęboki oddech i starał się myśleć racjonalnie
- Wiesz, że ci ufam. Po prostu się martwię – mruknął – Zaraz zadzwonię do doktora Hermana.
- Tylko nie stawiaj go tam na baczność – cicho zaśmiała się pod nosem - Wystarczy jak przyjedzie wieczorem
- Ok. Wyślę ci sms’em o której będzie. Powiedz Marysi, że bardzo ją kocham. Ciebie zresztą też, ale tego na razie nie musisz jej mówić – szepnął, na co się roześmiała – Zadzwonię później.

Lekarz pojawił się chwilę po szesnastej. Dokładnie zbadał dziewczynkę i stwierdził, że nic niepokojącego w płucach ani oskrzelach nie słyszy. Zalecił leki przeciwgorączkowe, które mała już przyjmowała, zwiększył tylko nieco ich dawkę i syrop, który Marek kupił przed swoim wyjazdem. Przepisał również receptę na antybiotyk, jeśli poprawa zdrowia nie nastąpi w ciągu dwóch kolejnych dni.

Około dziewiętnastej w domu Dobrzańskich rozległ się dzwonek. Ula zdziwiła się nieco, bo Marek nie zapowiadał jej niczyjej wizyty. W drzwiach pojawiła się starsza kobieta, którą widziała już wcześniej na zdjęciach.
- Dzień dobry, Helena Dobrzańska, czy zastałam może Marka? – zapytała uprzejmie, gdy pierwsze zaskoczenie minęło. Nie spodziewała się, że drzwi otworzy jej ktoś inny, niż jej własny syn. Co nie zmieniało faktu, że bardzo się cieszyła z tego spotkania.
- Marka nie ma – chrząknęła lekko zakłopotana. Sądziła, że poznanie jego matki nastąpi w nieco innych okolicznościach – poleciał w środę służbowo do Barcelony. Wraca jutro. Ale zapraszam. I proszę wybaczyć, że się nie przedstawiłam. Ula Cieplak – Helena wyciągnęła do niej dłoń
- Bardzo się cieszę, że mogę cię wreszcie poznać. Marek wiele mi o tobie opowiadał. Nie mogłam się już doczekać naszego sobotniego spotkania – uśmiechnęła się przyjaźnie – Pozwolisz, że będę ci mówić po imieniu
- Oczywiście – uśmiechnęła się niemrawo, będąc lekko zaskoczoną tym entuzjazmem ze strony Dobrzańskiej. Jednak to zaskoczenie było miłe – Napije się pani kawy albo herbaty?
- Herbaty jeśli można. Skoro już tu jestem chętnie bliżej cię poznam – uśmiechnęła się ciepło i pogładziła ją lekko po ramieniu. Ulę stres jakby zaczął opuszczać. Jego matka zdawała się być zachwycona faktem, że w domu jej syna pojawiła się wreszcie kobieta – A gdzie jest moja wnuczka? – zainteresowała się
- Śpi na górze. Jest chora. Od wtorku leży w łóżku. Dzisiaj był lekarz. Zapalenie gardła – opowiadała zmierzając w stronę kuchni
- A już mieliśmy nadzieję, że nie będzie tak w tym roku chorować. Niech śpi, zajrzę do niej później. Cieszę się, że to ty się nią zajmujesz. Będziecie miały okazję się zbliżyć
- I tak w istocie jest – uśmiechnęła się – Nie mieliśmy wyjścia. Marek nie mógł zrezygnować z tego wyjazdu, a Marysia nie mogła być w domu sama w oczekiwaniu na opiekunkę. Państwa nie było – zauważyła – A jak się udał pobyt w Austrii? – tutaj Helena zaczęła swoją opowieść o cudownych zabiegach upiększających w austriackim ośrodku rehabilitacyjnym i kuracji, którą przechodził jej mąż pod okiem wykwalifikowanych lekarzy. To pierwszy spotkanie przebiegło w zdecydowanie miłej atmosferze, a Helena okazała się bardzo ciepłą i otwartą osobą. Szybko złapały z Ulą dobry kontakt. Helena na odchodne powtórzyła swoje zaproszenia na sobotę, o ile Marysia poczuje się lepiej, a jeśli nie zaproponowała, że koniecznie muszą się spotkać w przyszły weekend. Ula późnym wieczorem relacjonowała tę niezapowiedzianą wizytę swojemu partnerowi, który był najwyraźniej zadowolony z faktu, że jego ukochana polubiła jego matkę.

Kilka minut po północy, najciszej jak potrafił wszedł do domu, zostawiając swoją czarną walizkę w przedpokoju. Zdjął buty oraz płaszcz i na palcach ruszył na górę z zamiarem zajrzenia do pokoju córki. Pogaszone w domu światła świadczyły o tym, że obie jego kobiety albo już śpią, albo urzędują na górze. Dostrzegł uchylone lekko drzwi, przez których szparę dochodziło słabe światło z nocnej lampki w kształcie kucyka Pony. Ula siedziała na skraju łóżka czytając dziewczynce książkę o Ani z Zielonego Wzgórza. W pewnym momencie usłyszał cichy głos córki
- Mogę się do ciebie przytulić? – zapytała mała pokasłując. Ula odłożyła książkę i rozpostarła szeroko ręce, przygarniając Marysię do swojego brzucha i z delikatnym uśmiechem na ustach zaczęła głaskać małą po głowie. Obserwował ten obrazek z nieskłamaną przyjemnością i lekkim wzruszeniem. Po chwili postanowił się ujawnić wkraczając do pokoju z szerokim uśmiechem
- Cześć dziewczyny, dlaczego jeszcze nie śpicie?
- Tatuś – mała wyskoczyła z łóżka wpadając w ramiona ojca – Czekałyśmy z Ulą na ciebie – ucałował oba policzki córki, by po chwili przywitać się buziakiem ze swoją ukochaną
- Cieszę się, że już z wami jestem – obrzucił pełnym miłości spojrzeniem Marysię i Ulę

niedziela, 15 listopada 2015

'W chmurach' X

w koprodukcji z K.!  



Klasyczna randka – kino, kolacja i spacer. Oni mieli swój przepis na udany wieczór – spacer, teatr, hotel. I choć Dobrzański kompletnie nie mógł skupić się na spektaklu, co chwila zerkając na swoją towarzyszkę, to Ula wydawała się wyjątkowo zaabsorbowana tym, co działo się na scenie. W kwestii teatru byli zgodni, oboje nie znosili dramatów. Wybór sztuki był więc oczywisty i padł na komedię, którą kilka tygodni wcześniej oglądali jego przyjaciele. Teatr znajdował się w Śródmieściu, więc z dość obiektywnych przyczyn na dalszą część wieczoru wybrali Novotel Centrum. Jadąc windą na jedenaste piętro miał ochotę rzucić się na nią, ale ostatkiem sił powstrzymywał się, gdyż nie byli sami. Na pierwszym poziomie dosiadła się do nich para niemieckich turystów, wciskając przycisk z numerem dwunastym. Nie pozostało im nic innego, jak stojąc po przeciwległych stronach windy, mierzyć się spojrzeniem pełnym pożądania i zniecierpliwienia. Gdy drzwi się zamknęły, a karta znalazła się w odpowiednim miejscu, uruchamiając oświetlenie, dopadł do jej warg, łapczywie się w nie wpijając. Pomogła mu pozbyć się marynarki i sprawnie poradziła sobie z guziczkami jego koszuli. Ściągnął pantofle i skarpety, a klękając przed nią pozbawił szpilek. Rozpiął zamek jej spodni, a następnie pomógł je zdjąć. Wstał i zajął się jej bluzką. Gdy została już w samej bieliźnie, delikatnie pchnął partnerkę na łóżko. Zawisł nad nią, obsypując skórę twarzy, dekoltu i ramion deszczem pocałunków. Zębami zsunął ramiączko stanika, najpierw jedno, później drugie, by po chwili włożyć rękę pod jej plecy i jednym ruchem go rozpiąć. Gdy tylko uwolnił z koronki jej piersi przyssał się do twardniejącego sutka. Całował, przygryzał, ugniatał. Uwielbiał jej piersi i temu uwielbieniu dawał teraz wyraz. Jej przyspieszony oddech i krótkie pomrukiwania były dowodem tego, że jest jej dobrze. Chciał, żeby to właśnie z nim było jej najlepiej. Ustami rozpoczął dalszą wędrówkę po jej ciele, aż wreszcie dotarł do kwiatu kobiecości. Zsunął ostatni element bielizny i rozchylił jej nogi. Przyssał się do jej płatków, raz po raz wsuwając do wnętrza swój wilgotny język. Mocno zacisnęła dłonie na śnieżnobiałej pościeli i pojękiwała z rozkoszy, jaką jej dawał. Gdy po dłuższej chwili, powrócił do penetrowania jej ust, zdała sobie sprawę z niesprawiedliwości, jaka miała miejsce. Ona była naga, rozpalona, on wciąż miał na sobie spodnie. Z jego drobną pomocą ściągnęła je, by ślad za nimi poszły bokserki, uwalniając nabrzmiałą z podniecenia męskość. Znów całowała jego usta, łącząc ich języki w namiętnym tańcu, a dłonią zjechała do jego krocza, delikatnie je masując. Nie przerywając kontaktu wzrokowego musnęła ustami jego podbródek, tors pokryty ciemnymi, krótkimi włoskami, brzuch, pod skórą którego rysowały się mięśnie, aż wreszcie dotarła do celu swojej podróży. Gdy jej słodkie usta znalazły się na jego przyrodzeniu gwałtownie wciągnął powietrze przez nos i odrzucił głowę do tyłu. Ustami i dłonią wykonywała kolejne ruchy, a on czuł, że jeszcze chwila i nie wytrzyma. Podniósł się więc do pozycji siedzącej i przyciągnął do siebie. Chciał zamienić ich miejscami, chciał, by znów znalazła się pod nim. Nie pozwoliła mu. Dziś to ona chciała dominować. Dziś to ona chciała nadawać im rytm. Założył zabezpieczenie i zgodnie z jej życzeniem położył się, a ona usiadła na nim okrakiem, łącząc ich w cudownym zespoleniu. Gdy wypełnił ją całą, oboje, jakby na moment zachłysnęli się tą chwilą. Zaczęła się poruszać w górę i w dół, w górę i w dół nadając im swoje tempo. Patrzył na jej falujące piersi, patrzył w jej cudownie błękitne oczy i czuł, że rozpiera go szczęście. Objął jej biodra rękami, pomagając jej przyspieszyć. Po chwili oparła się na przedramionach, na wysokości jego głowy. Przyciągnął ją jeszcze bliżej i po raz enty miażdżył wargami jej usta. Z trudem łapali powietrze. Zaczął poruszać biodrami, zwiększając ich tempo. Czuł, że jeszcze trochę i nadejdzie wreszcie upragniony orgazm. Nie wychodząc z niej, podciągnął ich do góry, do pozycji siedzącej. Oparł się o wezgłowie łóżka sadzając ją sobie na biodrach i mocno chwycił za pośladki. Teraz to on ustalał ich tempo. Unosiła się i opadała, kiedy chciał. Objęła go za szyję, przytulając do siebie. Oboje uwielbiali tę bliskość, oboje uwielbiali podczas zbliżenia patrzeć sobie w oczy. Jej jęki stały się bardziej intensywne. Najwyraźniej dochodziła. I on czuł, że jest już blisko. Jeszcze kilka ruchów i znaleźli się w raju spełnienia. Ciężko dyszał trzymając ją w ramionach. Gdy wyrównał nieco oddech znów sięgnął jej ust, składając na nich czuły pocałunek.
- Jest mi z tobą najlepiej – rzekł opierając swoje wilgotne od potu czoło o jej policzek
- Mnie z tobą też – pogładziła jego kark – Całe życie czekałam właśnie na ciebie – szepnęła mu do ucha.
- Tak bardzo nie chcę się już z tobą rozstawać – oboje mieli świadomość, że to życzenie będzie musiało jeszcze trochę poczekać. Musnął ustami czubek jej nosa i wypuścił ją ze swoich objęć pozwalając ułożyć się wygodnie pod cienką kołdrą. Ściągnął prezerwatywę i odrzucając ją obok łóżka, położył się na lewym boku, opierając głowę na przedramieniu i patrzył na nią. Naga, z zaróżowionymi od przebytej rozkoszy policzkami i włosami w lekkim nieładzie była dla niego najpiękniejsza.
- Opowiesz mi o swoim małżeństwie – poprosiła wodząc opuszkami palców po jego ramieniu. Roześmiał się pod nosem
- Zawsze po seksie wracasz do przeszłości swojego partnera?
- Nie, ale ta kwestia od dawna nie daje mi spokoju – szepnęła – Odkąd zobaczyłam jej zdjęcie w pokoju Marysi. Ale jeśli nie chcesz, nie musisz opowiadać. Może masz rację, że nie powinnam do tego wracać – rzekła lekko zmieszana
- Tego nie powiedziałem. Po prostu trochę dziwnie będę się czuć opowiadając o mojej byłej żonie, leżąc w łóżku z kobietą, którą kocham i czując jeszcze smak twoich pocałunków, ale ok, rozmawiajmy. Co chcesz wiedzieć? – czule pogładził ją po policzku, celowo zahaczająco o usta
- Wszystko, co chcesz mi powiedzieć – pokiwał głową i nabrał powietrza do płuc, zastanawiając się od czego zacząć
- Poznaliśmy się jakoś na początku liceum. Paula jest w moim wieku. Przeprowadziła się wraz z bratem i rodzicami do Warszawy z Mediolanu. Jej ojciec był Włochem. Nie wypalił mu jakiś biznes. Matka Polka zaproponowała by przenieśli się tutaj i zaczęli budować coś od zera. Nasze matki znały się z czasów młodości i kiedyś przypadkowo spotkały się w sklepie. Febo mieszkali raptem kilka przecznic dalej – wpatrzona w niego uważnie go słuchała – Kiedyś mieszkaliśmy na Grójeckiej. Nasi ojcowie postanowili zacząć wspólnie jakiś biznes i dość przypadkowo powstało Febo&Dobrzański. Febo często bywali gośćmi w naszym domu. Z Aleksem nigdy się nie lubiliśmy, za to z Paulą złapałem świetny kontakt. Była beztroska, potrafiła cieszyć się życiem, nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Szybko zaczęliśmy ze sobą chodzić. To była moja pierwsza, młodzieńcza miłość – na moment spuściła wzrok. Poczuła ukłucie zazdrości, ale doskonale wiedziała, że zazdrość o przeszłość jest bez sensu – Rozstaliśmy się po trzech latach. Związek na odległość nie miał sensu, a ona wyjeżdżała na pięć lat do Mediolanu na studia. Wróciła po trzech, gdy jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Byli już pełnoletni, ale moi rodzice zobowiązali się do pomocy. Ja w tym czasie byłem w mało poważnym związku z koleżanką ze studiów, a gdy Paula wróciła odniosłem wrażenie, że powinienem się nią zaopiekować. Zmieniła się. Już nie była tą beztroską dziewczyną, którą poznałem kilka lat wcześniej. Stała się chłodna i zdystansowana. Po roku wróciliśmy do siebie, choć to już nie było to samo. Tłumaczyłem to sobie tragedią, jaką przeżyła. Oświadczyłem się rok po skończeniu studiów. Po ośmiu, albo dziewięciu miesiącach wzięliśmy ślub. Teraz, z perspektywy czasu wydaje mi się, że mnie zawsze zależało bardziej. Ona chyba była ze mną z wygody, niż z wielkiej miłości. Zapewniałem jej stabilne i dostatnie życie, a ona mogła zajmować się sobą. Chciałem normalnej rodziny, ciepłego domu, którego ona chyba nie potrafiła stworzyć. Ale zgodziła się na dziecko. Coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy. Miałem wrażenie, że kompletnie nie jestem dla niej ważny, a co gorsza, że coraz mniej znaczy dla niej również Marysia. Pilniejsza była wizyta u kosmetyczki, niż wyjście z córką na spacer – westchnął – Chciałem to ratować, chociaż już wtedy moje uczucie słabło widząc, że nie jest odwzajemnione. Ona już dawno przekreśliła naszą rodzinę. Chyba od samego początku. Resztę już znasz. Dzisiaj wydaje mi się, że od początku do siebie kompletnie nie pasowaliśmy, bo nasze wyobrażenie o szczęśliwym związku było zupełnie inne. Mnie zależało na rodzinie, jej na wygodnym życiu z bogatym partnerem, byciu celebrytką. Tyle – pocałował wnętrze jej dłoni
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś
- W związku nie powinno mieć się przed sobą tajemnic. Dość gadania o mojej byłej. Co powiesz na wesołe miasteczko w sobotę? – zrobił śmieszną minę, by nieco rozładować atmosferę
- Dla mnie bomba! – puściła mu oczko
- Marysia też się ucieszy. Uwielbia kolejki górskie, chociaż całą przejażdżkę zakrywa sobie oczy – roześmieli się oboje
- Jutro nie zjem z tobą lunchu – zakomunikowała, a gdy zmarszczył brwi, odebrała to jako sygnał do wyjaśnień – Mamy posiedzenie zarządu w południe, nie wyrobię się
- Szkoda. Ja cały piątek będę w szwalni w Łodzi
- Trudno – posmutniała – będę czekać i tęsknić. Która godzina?
- Dochodzi dwudziesta druga. Muszę się powoli zbierać – skrzywił się – Umówiłem się z Renatą, że zwolnię ją o jedenastej. To co, szybki – chrząknął wymownie – prysznic na koniec? – parsknęła śmiechem, kręcąc głową z pobłażaniem, by po chwili spoważnieć
- Swoją drogą muszę poważnie z tobą porozmawiać o Renacie. Zadbana, całkiem ładna trzydziestolatka w domu samotnego ojca – posłał jej szelmowski uśmiech
- Nie jestem już samotny – zauważył – Poza tym nie interesowała mnie wcześniej, więc tym bardziej nie interesuje mnie teraz, kiedy mam tak namiętną kobietę – pochylił się nad nią i musnął ustami jej szyję – Kochanie, żadna kobieta nie jest dla ciebie zagrożeniem. Jesteś bezkonkurencyjna! – wstał i wziął ją na ręce, kierując się w stronę łazienki
- No ja myślę – namiętnie wpiła się w jego wargi

czwartek, 12 listopada 2015

'W chmurach' IX

W koprodukcji z K.!


Z niewielką torbą zakupów wkroczyła w sobotnie popołudnie do domu Dobrzańskich. Została powitana rozognionym spojrzeniem właściciela i niecierpliwością jego córki
- Witaj Marysiu
- Dzień dobry – na małe twarzyczce pojawił się cień uśmiechu - To co, zrobi mi pani te naleśniki?
- Oczywiście, przecież obiecałam – posłała jej ciepły uśmiech i ruszyła w dobrze sobie znanym kierunku – Mam nadzieję, że masz mąkę i jajka – rzuciła jeszcze w stronę ukochanego
- No ba – rzekł dumny z siebie, że do tej wizyty jest wyjątkowo dobrze przygotowany – Nawet udało mi się kupić truskawki – wraz z Marysią ruszyli za nią, ale szybko ich ostudziła
- O nie, nie. Moje naleśniki, to mój sekret. Dopóki nie rozrobię ciasta macie zakaz wstępu do kuchni – na błagalną minę obojga tylko przecząco pokręciła głową – Idę teraz umyć ręce i zabieram się do pracy. Będziecie mogli przyjść, jak was zawołam – jak na komendę ojciec i córka wzruszyli ramionami i udali się w stronę sofy, na której przed przyjściem Cieplak grali w Chińczyka. Wyjątkowo szybko odmazała się w tej kuchni. Rozkład kuchennych przyborów poznała nieco podczas ubiegłego weekendu i to z pewnością ułatwiło jej pracę. Niespełna dwadzieścia minut później zaprosiła ich do siebie mając już rozrobione ciasto, rozgrzaną patelnię i przygotowane na miseczkach dodatki.
- Wspominałaś, że najbardziej lubisz z truskawkami i bitą śmietaną, prawda? – zapytała zdejmując z patelni specjalnie do naleśników przystosowanej, gorący placek. Dziewczynka kiwnęła głową wdrapując się na barowy stołek i wpatrując się w swoje ulubione danie niemal z cieknącą śliną. Ula podsunęła w jej kierunku talerz z naleśnikiem po brzegi wypełnionym truskawkami i przyozdobionym dwoma kleksami bitej śmietany, które posypała wiórkami czekolady. Dziewczynka niemal rzuciła się na swoją porcję
- Są pyszne – stwierdziła z pełną buzią, gdy Marek wraz z Ulą z niecierpliwością oczekiwali jej reakcji. Dobrzański spojrzał na ukochaną z mieszaniną miłości i wdzięczności. Odpowiedziała mu uśmiechem pełnym satysfakcji.
- A ja zasłużyłem na naleśnika?
- No nie wiem, nie wiem. Marysiu, podzielimy się z tatą?
- No pewnie! – rzekła entuzjastycznie, gdy jej talerz świecił już pustkami – Ale dostanę jeszcze dwa?
- Dla wszystkich starczy. Zrobiłam tyle, że będziecie mieli dość. To damy tacie jednego gorącego, a później usmażę resztę
- Tatuś najbardziej lubi z serkiem waniliowym i borówkami – zeskoczyła ze stołka i pognała w kierunku lodówki po serek garwoliński
- No skoro tatuś lubi – szepnęła w jego kierunku z błyskiem w oku
- Tatuś nie tylko serek lubi – odpowiedział jej w podobnym tonie unosząc lewą brew do góry i spoglądając jednoznacznie
- Zdążyłam zauważyć – Marysia z pewnym zdezorientowaniem przysłuchiwała się tej wymianie zdań, co skutecznie ich sprowadziło na ziemię – To co, ja smażę, a ty zajmiesz się dodatkami, zgoda? – mała uśmiechnęła się tylko rozpromieniona. Z nutą rozczulenia i radości obserwował, jak dwie najważniejsze kobiety w jego życiu przygotowują mu słodką przekąskę.
Reszta wieczoru upłynęła im w miłej atmosferze. Po skończonym posiłku, gdy we trójkę czuli się, jak bąki, Ula została zaproszona przez Dobrzańską do wspólnej gry w Chińczyka.
- Ale przyjdzie pani jeszcze do nas? – upewniała się, gdy Ula zbierała się już do wyjścia chwilę przed dwudziestą pierwszą
- Bardzo chętnie – pogłaskała ją po głowie i rozpromieniona spojrzała na swojego partnera. Wychodziło na to, że Marysia coraz bardziej zaczyna przyzwyczajać się do jej obecności w życiu rodziny Dobrzańskich
- I zrobi mi pani naleśniki?
- Zrobię. Ale tym razem na słono. Co ty na to? – kucnęła koło dziewczynki - Obiecuję, że będą równie dobre
- Zgoda. To kiedy pani przyjdzie?
- A co ty na to, żebyśmy spędzali czas z panią Ulą w każdą sobotę? – Marek postanowił kuć żelazo póki gorące i wdrażać w życie zalecenia pani psycholog
- Pewnie. Będzie pysznie – rzekła z rozbrajającą szczerością, na co oboje się roześmiali – Tatusiu, idę się myć. Dobranoc – pomachała Uli i ruszyła schodami na górę. Dobrzański wraz z Ulą wyszedł przed dom, odprowadzając ją do samochodu
- Mam taką cholerną ochotę cię pocałować, że ledwo nad tym panuję – rzucił przez zaciśnięte zęby. Całe popołudnie ledwo się hamował, żeby się na nią nie rzucić. I nawet najmniejszy dotyk podczas przekazywania sobie kostki do gry wywoływał w jego ciele prawdziwą burzę
- To czemu tego nie zrobisz? – spojrzała mu prosto w oczy
- Bo boję się, że moja ciekawska córka obserwuje nas przez okno w swoim pokoju – westchnął spuszczając głowę
- Szkoda, że okna nie są na stronę ogrodu – szepnęła. I ona miała ochotę na tę krótką chwilę bliskości
- Szkoda – mruknął – Masz jakieś plany na wtorek?
- Moje plany w ostatnich miesiącach tyczą się tylko ciebie – uśmiechnął się
- To zabieram cię po pracy do teatru, a później do hotelu
- A Marysia?
- Gdy mam ważne spotkania, Marysia zostaje z nianią. A to jest bardzo ważne spotkanie.
- Kocham cię – szepnęła tonąc w jego spojrzeniu
- Ja ciebie też kocham. I dziękuję za dzisiaj – mimo obawy o to, że jego córka uważnie im się przygląda, przez krótką chwilę ją do ciebie przytulił – Jedź ostrożnie i daj mi znać, jak już będziesz w domu – z wnętrza samochodu posłała mu jeszcze powietrznego buziaka i odjechała z jego posesji. Zamknął pilotem bramę i uprzednio składając do pudełka grę, ruszył do pokoju córki. Dopiero wychodziła z łazienki, więc tak, jak przypuszczał, musiała ich podglądać. Okrył ją szczelnie kołdrą i dał słodkiego buziaka. Gdy zgasił światło, zatrzymał go jej głos
- Tatusiu, a ty lubisz panią Ulę?
- Wiesz, że tak. Bardzo ją lubię.
- Ja chyba też ją trochę lubię – szepnęła i mocniej wtuliła się w poduszkę. Z ulgą uśmiechnął się pod nosem.