B

wtorek, 29 sierpnia 2017

'Umowa' XVII


- No proszę pan właściciel we własnej osobie – odezwał się Dobrzański, gdy przyjaciel ledwo zdążył przekroczyć próg jego gabinetu - Dobrze że jesteś bo jest od cholery pracy – wyraźnie niezadowolony omiótł spojrzeniem zawalone stertą segregatorów i teczek biurko

- Ale daj spokój każdemu należy się urlop – przeciągnął się na krześle i splótł dłonie na karku -  Violka od dawna wierciła mi dziurę o tę Majorkę. Obiecałem jej już w zeszłym roku. A teraz po tych zaręczynach naprawdę głupio było mi odmawiać. A poza tym należało mi się kilkanaście dni laby na plaży i drinki z parasolkami.

- To świetnie, że urlop się udał, ale bierz się za robotę. Możesz jechać już do drukarni, odebrać zamówienie, musisz ogarnąć technicznych na sobotę. Trzeba ich poustawiać na sensowne godziny. I generalnie mam dla ciebie zadania na cały dzień – wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu

- A co ty jesteś taki zestresowany? Zrelaksuj się, wyluzuj – Olszański wciąż w urlopowym nastroju zupełnie nie przejmował się pracą - Robota nie zając – odrzucił na biurko dokumenty, które chwilę wcześniej wcisnął mu brunet – Jesteś taki spięty – stwierdził – Co, dalej pościsz? – wyraźnie się z niego nabijał. Dobrzański w pierwszych chwili spiorunował go wzrokiem, by ostatecznie rozpocząć dyskusję o swoim życiu erotycznym

- Nawet wczoraj miałem okazję przestać – mruknął, wzdychając

- Ulka jest dla ciebie milsza? – wyraźnie się ożywił, mając nadzieję na jakąś pikantną opowieść

- Nie – pokręcił głową - ta małolata, która wynajmuje moje mieszkanie – czyżby wydawało się Olszańskiemu, czy przyjaciel rzeczywiście się skrzywił?

- Żartujesz? 

- Nie, ściągnęłam mnie na Bemowo bo podobno zapchał jej się zlew. Tłumaczyłem, że nie jestem hydraulikiem i kompletnie się na tym nie znam – tłumaczył znudzony - Upierała się, żebym przyjechał, że nie chce załatwiać nic sama, pod nieobecność właściciela. Na miejscu okazało się, że wcale nie potrzebowała hydraulika i nie chodziło o przepchanie zlewu. Zdecydowanie o coś innego

- Ale akcja – Sebastian był wyraźnie podekscytowany - No i co? - w charakterystycznym geście poruszył brwiami – Nie trzeba było dziewczyny zostawiać na pastę losu, skoro była w potrzebie

- Zwariowałeś? – zapytał z pretensją - Nie jestem idiotą. Nie zamierzam pakować się w jakiś dziwny układ. Po pierwsze wcale mi się nie podoba, nie lubię rudych. A po drugie, cholera wie, czy tam nie miała jakiś ukrytych kamer.  Nie chcę mieć problemów

- Boisz się Ulki – bardziej stwierdził, niż zapytał, śmiejąc się przy tym otwarcie

- Raczej nie mam ochoty po raz kolejny być bohaterem tych brukowców. Babka by się dowiedziała, to wysadziła by mnie dachem. A Ulka to już w ogóle nie chciałaby słyszeć o ślubie.

- A jak tam z nią?

- Sam nie wiem – wzruszył ramionami

- A możesz jaśniej?

- Nie wiem, co jest grane. Najpierw mnie prowokuje, odpowiada na moje zaczepki i wyraźne aluzje, a później traktuje jak powietrze. Kompletnie nie wiem, co o tym sądzić - westchnął

- Rozumiem że jeszcze nie wkupiłeś się z łaski i dalej macie osobne sypialnie

- A co mam zrobić? Za włosy i do jaskini? – wyraźnie się zirytował – Jest cholernie skomplikowana i trudna do rozgryzieni. Ostatnio już prawie się witałem z gąską, a koniec końców – pyknął ustami – doprowadzi mnie do to obłędu

- Przynajmniej się z nią nie nudzisz – zaśmiał się pod nosem

- A to prawda - przyznał

- Muszę ci powiedzieć że teraz naprawdę dobrze wygląda. Jeszcze pół roku temu taka szara myszka, a teraz nie ma faceta który by się za nią nie obejrzał. 

- Przecież ci mówiłem że jest po prostu trochę zaniedbana. Zaczęła bardziej zwracać uwagę na to co i jak nosi, no i proszę. Wiem co dobre – spojrzał na kumpla z wyższością. Ich rozmowę przerwał dźwięk komórki Dobrzańskiego. Na wyświetlaczu dostrzegł imię swojej narzeczonej i pospiesznie odebrał połączenie. Rzadko kiedy dzwoniła do niego bez powodu.

- Halo

- Cześć kochanie – zaczęła, czym wprawiła go w totalne osłupienie. Nigdy się tak do niego nie zwracała

- Cześć - odparł nie wiedząc, co jest grane

- Gdzie jesteś? – zapytała słodkim głosem. Czyżby znów zamierzała go prowokować? Będzie teraz flirtować z nim przez telefon? Doprowadzi go do wrzenia, by później szybko zakończyć połączenie, a po jego powrocie do domu będzie udawać, że nic się nie stało?

- W biurze – odparł, chrząkając cicho

- A kiedy będziesz?

- Nie wiem. Pewnie koło osiemnastej – próbował przypomnieć sobie wszystkie sprawy, które powinien jeszcze dziś dopiąć - Ma parę tematów do ogarnięcia, później spotkanie z Gąbczyńską – wyjaśniał – Jedziemy z Darią ustalić z nią szczegóły imprezy. A coś się stało? – chciał wreszcie poznać powód tego telefonu i całej tej dziwnej rozmowy. W tle usłyszał jakby dźwięk zamykanych drzwi, a jej ton głosu zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni

-Masz natychmiast przyjechać do domu – niemal wycedziła

- Ale co się stało? – zaniepokoił się

- Twoja babcia postanowiła nas odwiedzić

- Ale, że co? – poczuł, że ręce zaczynają mu się pocić.

- Czy ja mówię niewyraźnie? – syknęła – Twoja babka pije kawę w salonie. Dwa kwadranse temu otworzyłam drzwi, a ona stała w progu z walizką. Czego nie rozumiesz? Mam ci telegram wysłać w tej sprawie?

- Przecież była w Berlinie – zerwał się z miejsca i nerwowo zaczął krążyć po gabinecie, czym wzbudził ogromne zainteresowanie przyjaciela

- No, była ale wróciła – chciała jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał jej

– I jak to z walizką? – wrzasnął – To ona przepraszam zamierza u nas zostać? – był wyraźnie spanikowany. Niezapowiedziana wizyta była ostatnią rzeczą, której teraz potrzebował. Jeden nieodpowiedni ruch i cały ich plan mógł szlag trafić.

- A ty każesz jej spać pod mostem, czy odeślesz do Berlina? Jeśli tak, to beze mnie. Sam to załatw – wizyta kobiety i jej nie była na rękę, ale bezduszne wystawienie walizek za drzwi, w dodatku staruszce, nie było w jej stylu - Ponoć zapomniała, że twoi rodzice wracają z urlopu dopiero w poniedziałek rano.

- Jasne - mruknął wściekły – Co za przebiegła żmija – powiedział bardziej do siebie, niż do niej – Przyjechała nas sprawdzić. Doskonale wiedziała, że wracają dopiero za cztery dni. Konferuje z moją matką minimum raz dziennie przez telefon – wszystko wskazywało na to, że Genowefa Brzeska przechytrzyła swojego wnuka. Takiej niespodzianki z jej strony kompletnie się nie spodziewał.

- Wspominała, że dzięki sklerozie będzie mogła spędzić z nami trochę czasu

- Ja pierdolę – był wściekły. Na babkę i na sytuację, w jakiej ich postawiła - to jest jakiś cyrk. Teraz będziemy jadać wspólne obiadki? – kręcił głową w geście rezygnacji - Wiedziałem, że problemy się dopiero zaczną.

- Miło się gawędzi – rzuciła z kpiną – Ale konkrety. Kiedy będziesz? Mam masę roboty i nie mam czasu jej zabawiać. Poza tym to twoja babka.

- Przyjadę maksymalnie za dwadzieścia minut – oświadczył zbierając się do wyjścia

- Dobra – westchnęła - postaram się robić dobrą minę do złej gry

- Ulka, czekaj! – powstrzymał ją przed zakończeniem połączenia. Mimo zdenerwowania starał się myśleć logicznie - Teraz mnie uważnie posłuchaj. Gdy przyjdę zaczniesz coś wspominać, że masz za godzinę spotkanie i musisz wyjść. Pójdziesz do sypialni się przebrać, a w tym czasie przyniesiesz wszystkie swoje rzeczy do mojego pokoju – instruował

- No chyba zwariowałeś

- Przecież będzie u nas nocować! – huknął – Gwarantuje ci, że przez te kilka dni sprawdzi każdy kąt w tym mieszkaniu. Łącznie z tym, jakich gumek używamy. Możesz mnie oświecić, jak jej wytłumaczysz, że mamy osobne sypialnie? – wycedził przez zaciśnięte zęby - Nie pogryzę cię, przez te kilka dni.

- Nie o to chodzi. Tego jest sporo. Przecież to się nie zmieści – wyjaśniała rzeczowo

- Fakt – mruknął - To przenieś kosmetyki, trochę ubrań i najpotrzebniejsze rzeczy. Jakby się pytała, wytłumaczę, że trudno było nam się pomieścić i podzieliliśmy się szafami.



- Marusiu, jak miło cię widzieć – uśmiechnęła się do niego uroczo, gdy tylko pojawił się w salonie

- Co za niespodzianka – powiedział nie kryjąc sarkazmu – Mogłaś nas uprzedzić – rzekł całując ją w policzek – Cześć kochanie – musnął usta narzeczonej, która z nietęgą miną siedziała po drugiej stronie sofy

- Tak strasznie was przepraszam. Już tłumaczyłam Uleńce, że wszystko mi się pomieszało – perfekcyjnie odgrywała zasmucenie – Starość nie radość. Umysł już nie ten. W moim wieku ty też będziesz miał problemy z pamięcią

- Raczej nie dożyję tego wieku – mruknął siadając obok brunetki – bo mnie wykończysz – dodał pod nosem. Ulka usłyszała, z trudem hamując śmiech.

- Kompletnie mi się pomieszało, kiedy przylatuje Helenka z Krzysztofem. Miałam wrócić do Niemiec, ale pomyślałam sobie, że skoro przyjechałam to was odwiedzę i spędzimy razem kilka dni. Wiem, że jesteście zajęci. Ja absolutnie nie chcę przeszkadzać. Zachowujcie się tak, jakby mnie tu nie było – Dobrzański zaśmiał się pod nosem z wyraźną złośliwością – A jak rodzice wrócą, to przeniosę się do nich

- Ja przepraszam bardzo, ale za trzy kwadranse mam spotkanie z klientem – Ula podniosła się z zajmowanego miejsca i ruszyła w stronę schodów – przebiorę się, a przy okazji przygotuję pokój i komplet ręczników – posłała staruszce ciepły uśmiech

- Dziękuję ci moje dziecko. Prawdziwy z ciebie anioł

- Kochanie – w połowie schodów zatrzymał ją głos mężczyzny – O której wrócisz? Może wyjdziemy we trójkę na kolacje do tej gruzińskiej knajpki na Sadybie.

- Powinnam być po szóstej – odparła i udała się do sypialni, próbując zatuszować ślady ich oddzielnego bytowania

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

'Umowa' XVI


- Mógłbyś mieć troszkę większe wyczucie w obecności naszych rodzin – mruknęła, gdy wracali wieczorem do domu

- Nie rozumiem – nawet na chwilę nie oderwał wzroku od przedniej szyby

- Chodzi mi o ten pocałunek na wejście. Całe szczęście, że nie wpakowałeś mi do ust swojego języka – spojrzała na niego znacząco, gdy na chwilę na nią zerknął z cwaniackim uśmieszkiem – Mój ojciec był nieco zdegustowany

- Ale babka była zachwycona – zauważył zgodnie z prawdą - Uwielbia przyglądać się tej naszej miłości – przy ostatnim wyrazie w charakterystycznym geście uniósł brwi do góry

- Niemniej takie cyrki możemy fundować twoim znajomym. Przy rodzinie proszę cię o nieco więcej subtelności. Czuję się speszona, gdy twoja rodzina z uwagą obserwuje każdy ruch naszych ust

- Masz załatwione. A ojcem się nie przejmuj. W końcu będzie musiał mnie zaakceptować – wzruszył ramionami na wspomnienie Cieplaka, który wciąż podchodził do niego z wyczuwalnym dystansem. Za to wszystko wskazywało na to, że znalazł nić porozumienia z Krzysztofem. Panowie zawzięcie dyskutowali przez połowę kolacji zarówno o wytwarzaniu nalewek, jak również o jednostce wojskowej mieszczącej się w Dęblinie. Jak się okazało służyli w tym samym miejscu z trzyletnią różnicą. Wspólne tematy z Dobrzańskim zarówno Uli, jak i Markowi były na rękę, bo zminimalizowały dyskusję Józefa z Genią. Brzeska już podczas przystawki zaczęła rozpływać się zarówno nad zbliżającym się ślubem młodych, jak również nad swoim wnukiem. W pewnym momencie dość zdecydowanie musiał zasugerować matce, że czas na zmianę tematu. Babka zajadając się carpaccio z buraka zachwalała Józefowi swojego wnuka, a wprawy mógłby jej pozazdrościć niejeden komiwojażer – Ale musisz przyznać, że babka miała mega pomysł z tym weekendem. Ostatnio w tym hotelu było zgrupowanie polskich piłkarzy. Miejsce prawdziwy sztos.

- Sztos? – zaśmiała się z wyraźnym politowaniem – A ty masz czternaście lat, czy trzydzieści cztery? Bo używasz słownictwa rodem z gimnazjum

- A ty uważasz, że jestem zramolałym starcem, któremu na kolejne urodziny trzeba będzie kupić balkonik, paczkę pampersów i sztuczną szczękę? Powinien powiedzieć raczej czarowny, niepospolity, kongenialny, feeryczny?

- Nie – rzekła poważnym tonem, ale nie atakującym lub złośliwym – Ale nie próbuj na siłę się odmładzać. Najbardziej pociągający mężczyźni to ci, którzy potrafią zachowywać się stosownie do wieku. A ci, którzy łysiejąc kupują sobie skórzaną kurtkę, spodnie z dziurami na kolanach i zaczynają używać języka nastolatków są raczej żałośni, a nie interesujący.

- Chcesz powiedzieć, że jak wyrzucę swoje nowe spodnie, które kupiłem za osiem stów, to będę dla ciebie pociągający? – spojrzał na nią prowokująco, korzystając z faktu, że na skrzyżowaniu z Puławską zapaliło się czerwone światło.

- A chcesz być? – postanowiła podjąć tę grę i siląc się na powagę, która całkiem nieźle jej wychodziła, świdrowała go wzrokiem – Fantazjujesz o mnie? – zapytała wprost. Szczerze mówiąc była ciekawa. Przecież już kilkakrotnie jasno się określał, że chętnie przeniósłby ten układ biznesowy do sypialni – Gdy zamykasz oczy przed zaśnięciem widzisz, jak unoszę się nad tobą i opadam, a przed twoją twarzą falują moje piersi otulone jedynie czarnym, koronkowym stanikiem? – w tej grze był bez szans i ta myśl dawała jej dziką satysfakcję. Doskonale widziała, że zaczął inaczej oddychać, a ręce mocniej zacisnęły się na kierownicy. Dźwięk klaksonu obojgu uświadomił, że znajdują się na środku skrzyżowania, a światło już dawno zmieniło barwę. Ruszył z piskiem opon i zręcznie zmienił temat.

- A wracając do prezentu babki – odchrząknął, próbując nakierować myśli na właściwe tory – w najbliższy weekend idziemy na mecz, ale potwierdzę rezerwację na kolejny.  

- Mowy nie ma – zaprotestowała – Będę mieć masę roboty. Przypadają wtedy wszystkie miesięczne rozliczenia. Szybciej utonę w tych zestawieniach niż w jeziorze.

- No to przesuniemy to jeszcze o tydzień – wzruszył ramionami i zaparkował auto na wyznaczonym miejscu.



Sobotniego, słonecznego popołudnia udali się na nowoczesny stadion jednej ze stołecznych drużyn piłkarskich. Sport jakoś nigdy jej nie kręcił, ale po pierwsze wypadało, by towarzyszyła Markowi, po drugie impreza miała bardziej wydźwięk charytatywny niż sportowy. Dziennikarze jednej ze stacji telewizyjnych mieli rozegrać godzinny mecz z przedstawicielami świata muzyki. Cel był szczytny, bo dochód z eventu miał zostać przeznaczony na remont jednego z domów dziecka. Dobrzański w sportowych spodniach, kraciastej koszuli z podwiniętymi rękawami i okularach przeciwsłonecznych prezentował się niezwykle atrakcyjnie. Ona w zwiewnej sukience w kolorze kości słoniowej i sandałach na koturnie przyciągała uwagę mężczyzn, których mijali w drodze na trybuny. Z kieliszkami szampana, które otrzymali przy wejściu udali się do loży vipowskiej, w której miała się bawić śmietanka warszawskich biznesmenów, artystów i polityków. Dobrzański prowadząc ją za rękę witał się z niektórymi skinieniem głowy, przy nielicznych przystawał przedstawiając swoją narzeczoną. Szybko się okazało, że wśród zaproszonych gości jest również Łukasz z żoną, co Ula przyjęła z wielką ulgą. Nie cierpiała tych kurtuazyjnych rozmów z ludźmi, których widziała pierwszy raz na oczy i których z pewnością szybko nie zobaczy. Podobnie, jak nie cierpiała imprez, na których nikogo nie znała. Całe szczęście brunet nie odstępował jej na krok i sącząc wino w czwórkę oglądali popisy na boisku. Okazji do zabawnych komentarzy ze strony panów nie brakowało z racji tego, że po murawie biegali amatorzy, którzy częściej się wywracali i pudłowali, niż strzelali bramki. W przerwie udała się do toalety, a po powrocie nie mogła zlokalizować ani Asi z Łukaszem, ani Marka. W końcu go dostrzegła kilka rzędów niżej zabawiał wpatrzoną w niego, jak w obrazek, atrakcyjną blondynkę przed czterdziestką. Najpierw miała ochotę tam podejść i ostentacyjnie powiesić mu się na szyi, ale ostatecznie stwierdziła, że nie będzie z siebie robiła słodkiej idiotki pokroju blondyny, która właśnie perliście się śmiała. Postanowiła zagrać mu na nosie i do tego celu potrzebny był jej przystojny blondyn, którego wzrok czuła na sobie odkąd tylko pojawili się z Markiem w loży. Już wcześniej zauważyła, że ów blondyn przybył na mecz w towarzystwie dwóch kolegów. Powiodła wzrokiem po sąsiednich rzędach i wreszcie na niego trafiła. Sącząc drinka bacznie ją obserwował. Posłała mu szeroki uśmiech i jak gdyby nigdy nic odwróciła się do niego tyłem, sącząc wino zapatrzyła się w boisko, na którym trwał właśnie występ artystyczny dzieci. Zgodnie z jej przypuszczeniami kilkanaście sekund później już się jej przedstawiał. Pogrążona w rozmowie nawet nie zauważyła, że zaczęła się druga połowa meczu. Wzdrygnęła się zaskoczona, czując dłoń, która niespodziewanie wylądowała na jej biodrze i usta, które zostawiły wilgotny ślad na jej karku.

- Jak się bawisz kochanie? – tuż przy uchu usłyszała jego głos i poczuła muśnięcie warg na poduszeczce ucha. Nie zdejmując ręki z jej biodra, jakby w ten sposób zaznaczając swoje posiadanie, obrzucił blondyna dość chłodnym spojrzeniem i posyłając mu nieszczery uśmiech wyciągnął w jego kierunku drugą dłoń – Marek Dobrzański

- Maks Bobrowski

- Świetnie – odezwała się wreszcie – Wyobraź sobie, że Maks prowadzi w Warszawie, Gdańsku i Wrocławiu studia tatuażu.

- Chcesz sobie wytatuować moje imię? – zapytał z pozoru rozbawiony, całując jej odsłonięte ramię.

- Zwariowałeś – zaśmiała się – Rozmawialiśmy o interesach. Maks nie jest zadowolony z biura rachunkowego, które obecnie zajmuje się jego rozliczaniem

- Dlatego chętnie nawiążę współpracę z profesjonalistką, która będzie rzetelna i terminowa – wyszczerzył się w kierunku Cieplakówny

- Wykluczone. Nie będziesz brać pod swoje skrzydła nowej firmy – zawyrokował – I tak jesteś przemęczona i masz mnóstwo pracy. Kolejna firma, kolejne obowiązki – tłumaczył – W końcu w ogóle nie będziemy mieć dla siebie czasu. A ślub za pasem – z wyższością spojrzał na Bobrowskiego. W duchu śmiała się z tego typowo samczego zachowania, które było dość typowe, gdy na horyzoncie pojawiało się zagrożenie, potencjalna konkurencja – Sorry, musisz sobie znaleźć inną księgową.

- Gdybyś jednak zmieniła zdanie – z tylnej kieszeni jeansów wyciągnął wizytówkę i wręczył ją Uli – Miło było cię poznać – z nieskłamaną przyjemnością po raz ostatni zatonął w jej oczach – Bawcie się dobrze – rzucił od niechcenia w kierunku Marka i wrócił do swoich kolegów.

- Co to za pajac? – spytał z nutą pretensji

- Bardzo sympatyczny facet, który dotrzymał mi towarzystwa, gdy ty byłeś zajęty nowymi znajomościami – prowokująco spojrzała mu w oczy. Odsunęła się nieco, ale on wcale nie zdjął swojej dłoni, wręcz przesunął ją nieco niżej

- Jesteś zazdrosna? – zmniejszył dystans, który przed chwilą utworzyła. Na policzku doskonale czuła jego gorący oddech

- Zazdrosna? – zapytała udając zdziwienie

- Nie bój się, nie umówiłem się z nią na szybki numerek w kiblu – wyszeptał niemal wprost w jej usta. Znów zaczynał prowadzić z nią grę. Prowokował. Postanowiła nie być mu dłużna.

- Nie? A już myślałam, że będę miała okazję zerwać umowę – szepnęła, a on uśmiechnął się cwaniacko. Zaczęła przeczesywać palcami jego włosy.  

- Nic z tego. I choć ostatnio czuję się zaniedbany, a moje nasienie domaga się uwolnienia, to ja nie pozwolę uwolnić się tobie – rzekł zmysłowo. Prowadzili tę szeptaną wymianę zdań kompletnie nie zwracając uwagi na otaczającą ich rzeczywistość i fakt, że właśnie padła kolejna bramka, a stadion wiwatował.

- Wyglądała na taką, która chętnie by się tobą zajęła, byś nie czuł się zaniedbany – miał wrażenie, że celowo otarła się udem o jego nogę.

- Nie prowokuj mnie – odsunął się pół kroku, czując, że za chwile spodnie nie zdołają ukryć jego pobudzenia – Nie jestem nią zainteresowany. Zresztą ona mną też – z tacy kelnera, który ich właśnie mijał porwał szklankę wódki z colą i upił łyk, który przyjemnie ochłodził jego ciało – To żona Gąbczyńskiego

- Tadeusza Gąbczyńskiego? – zapytała z lekkim niedowierzaniem, przypominając sobie znanego aktora z ulubionych filmów jej ojca. Kiwnął potakująco głową – Przecież on dobiega siedemdziesiątki – stwierdziła z lekkim niedowierzaniem, że tak atrakcyjna kobieta zainteresowała się siwym dziadkiem z dużą ilością nadprogramowych kilogramów.

- Ale ma pokaźne konto w banku i wciąż wpływają na nie znaczne sumy. Ponoć teraz kręci film w Czechach. A ja właśnie namówiłem ją, żeby powierzyła nam organizację ich piątej rocznicy ślubu – był z siebie wyraźnie zadowolony – Znając jej zamiłowanie do przepychu spokojnie zarobimy na czysto dziesięć tysięcy.

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

'Umowa' XV


- Jak to przyjęcie zaręczynowe? – dopytywał Cieplak, gdy w środowe popołudnie zadzwoniła do niego z zaproszeniem na sobotnią kolację.
- No normalnie. Taka kolacja, którą się wydaje dla rodziny z okazji zaręczyn – odparła spokojnym tonem, przygotowując się w duchu na niezbyt łatwą i przyjemną rozmowę
- Zaręczyn – prychnął z pogardą – Ile wy się znacie, żeby się zaręczać?
- No akurat znamy się bardzo długo – zaśmiała się, próbując obrócić wszystko w żart – Pracujemy już… - nie dane jej było dokończyć
- Ale razem jesteście krótko. Zaraz się dowiem, że ślub się odbędzie za miesiąc.
- No akurat za dwa. Dokładnie za dziesięć tygodni – wyjaśniła
- Świetnie – rzekł z wyczuwalną na kilometr ironią – Co mu się tak spieszy, co? Nie lepiej poczekać jeszcze z pół roku, niż się później rozwodzić?
- Dopiero kilka tygodni temu mi zarzucałeś, że jest nieustatkowany, że mężczyzna w jego wieku powinien mieć już żonę i dziecko. Sam sobie zaprzeczasz. Kocham go i wyjdę za niego, czy ci się to podoba, czy nie.
- Kochasz go? Jego, czy jego pieniądze? Czy tobie przypadkiem nie imponuje ta rodzina, ich majątek
- Nie sądziłam, że masz o mnie takie zadanie – stwierdziła z wyraźnym żalem – Byłoby mi miło, gdybyś przyszedł, ale nic na siłę. Jak się jednak zdecydujesz, daj znać. Podam ci adres. Cześć – i nie czekając na reakcję po drugiej stronie, rozłączyła się.

Weszła do domu wykończona. Marzyła o prysznicu i długim wylegiwaniu się w łóżku. Od progu powitał ją Marek.
- Dobrze, że już jesteś. Zrobiłem kolację – oświadczył ku jej zaskoczeniu. Jeśli już coś gotowali, to zazwyczaj robili to razem lub ona przygotowywała posiłek. Jeśli kulinarne obowiązki przypadały jemu, standardem było zamówienie pizzy lub innych potraw, które trafiały do nich w niezwykle praktycznych, styropianowych opakowaniach – Przy okazji pogadamy – puścił jej oczko i zniknął w kuchni. Była zdziwiona nie tylko kolacją, którą przygotował, ale i jego dobrym nastrojem. Postawił przed nią kieliszek z białym winem i talerz po brzegi wypełniony kuskusem z kurczakiem i warzywami, pachnący orientalną mieszanką przypraw.
- Szczerze mówiąc to z nieba mi spadłeś z tą kolacją – rzekła szczerze, łapczywie zabierając się za konsumpcję – Miałam paskudny dzień i kompletnie nie mam siły na gotowanie. A moim ostatnim posiłkiem była sałatka w południe.
- Czytam ci w myślach – zaśmiał się upijając łyk trunku – Jeszcze będzie z nas zgodne małżeństwo – zręcznie nawiązał do głównego powodu kolacji – Właśnie chciałem z tobą porozmawiać o ceremonii. Musimy ustalić coś wcześniej, nim moja matka z babką wyklarują sobie wizję tej uroczystości. Gdy wspomniałem mamie o kolacji zaręczynowej już zaczynała dopytywać o nasze plany. Wykręciłem się, ale gwarantuje ci, że w sobotę nie dadzą tak łatwo się zbyć. I musimy mieć sprecyzowaną wizję i przede wszystkim nie możemy dać się podpuścić, że one to wezmą na siebie. W przeciwnym wypadku gwarantuję ci, że będziemy mieć wesele na czterysta osób, z czego dwustu pięćdziesięciu nie będziemy nawet kojarzyć – westchnęła ciężko – Śmiem twierdzić, że babka zaprosiłaby nawet wszystkie swoje koleżanki z Berlina.
- Szczerze mówiąc organizowanie wesela to jest ostatnia rzecz na jaką mam teraz czas i siłę – mruknęła – Żeby to chociaż można było odłożyć na listopad… A ty się uparłeś na ten koniec września  
- Chcesz się męczyć ze mną dodatkowe dwa miesiące? – wyszczerzył się – Poza tym pod koniec listopada mam urodziny i do tego czas muszę być już zaobrączkowany. A poza tym wrzesień jest ładny i zazwyczaj jeszcze ciepły. Idealny na ślub – był wyraźnie podekscytowany, co naprawdę ją zaskakiwało. Najwidoczniej zapach pieniędzy, który czuł coraz wyraźniej tak na niego działał - A o organizacje nie musisz się martwić. W końcu twój przyszły mąż jest od organizowania imprez – posłał jej cwaniacki uśmiech - Większość kwestii biorę na siebie. Oczywiście nie kupię za ciebie sukienki i nie wybiorę kwiatów, ale resztę załatwimy albo w naszym salonie, albo ogarnę sam. Kupując pierścionek wziąłem katalog obrączek. Nie wiem, co prawda, jak ty sobie wyobrażasz ten ślub, ale ja osobiście zrobiłbym go na jakieś max pięćdziesiąt osób. Najbliższa rodzina i przyjaciele.
- Tu się zgadzam – przytaknęła, sącząc wino po opróżnieniu talerza – Nie lubię spędów. Poza tym nie zamierzam oglądać swoich fotek ze ślubnym wiankiem na wszystkich portalach plotkarskich. Już wystarczająco ojciec ma do mnie o to pretensję.
- Chyba mnie nie polubił – bardziej stwierdził, niż zapytał
- No nie. Bardzo kupuje tę bajeczkę o wielkiej miłości i szybkim ślubie. Nawet nie wiem, czy pojutrze się pojawi. A jeśli się pojawi, to musimy być bardzo przekonujący, bo będzie mi suszył głowę aż do ślubu.
- Z największą przyjemnością – wyszczerzył się, snując w głowie plany kilku namiętnych pocałunków – Znasz hotel ‘Sielsko, anielsko’?
- Nie, a powinnam?
- Skoro nie znasz, to proponuję, żebyśmy się tam wybrali w niedzielę na obiad. Fajne miejsce nad brzegiem Zalewu Zegrzyńskiego. Idealne miejsce na ślub. Ślub oczywiście cywilny, bo po pierwsze jestem niewierzący, a poza tym może kiedyś będziesz chciała wziąć kościelny – chciała powiedzieć, że jest ateistką, ale uznała, że w tej chwili to i tak bez znaczenia – W jednej z sal mogłaby się odbyć uroczystość. Ściągnęlibyśmy urzędnika, a w salce obok wesele. Miejsce niezwykle urokliwe. Babka będzie zachwycona, a i mam nadzieję tobie się spodoba. Oprócz pieniędzy może ci zostanie po mnie kilka ładnych wspomnień.
- Nie musimy tak jechać. Mogę sobie wygooglać. Poza tym zdaję się na ciebie w tej kwestii.
- Ja bym jednak wolał podjechać. Na miejscu od razu porozmawiamy z właścicielem. Termin krótki, ale jest i winien przysługę, więc niech coś wykombinuje gdyby na dwudziestego września była jakaś rezerwacja.
- Ok - ziewnęła – Przepraszam, jestem ledwo żywa – przetarła oczy próbując się nieco rozbudzić
- Widzę, że jesteś zmęczona. Kładź się spać. Jutro porozmawiamy o interesach. Załatwiłem ci rozmowę z właścicielką kilku księgarni w Warszawie i Łodzi. Szuka księgowej.
- Miło z twojej strony. Chociaż chyba w ogóle przestanę sypiać – ociężale wstała od stołu
- Od dawna ci powtarzam, że powinnaś pomyśleć o rozszerzeniu działalności i zatrudnieniu kogoś
- Chyba masz rację. Dziękuję. Kolacja była pyszna – posłała mu ciepły uśmiech
- Polecam się na przyszłość – zaprezentował rząd białych zębów
- Bo się jeszcze przyzwyczaję – puściła mu oczko i ospałym krokiem ruszyła na górę.

- Maruś, Uleńka, nareszcie jesteście – babcia powitała ich od progu restauracji wyraźnie zachwycona. Najwyraźniej nie mogąc doczekać się tej kolacji namówiła Helenę i Krzysztofa do wcześniejszego przyjazdu. Do oficjalnej godziny rozpoczęcia spotkania było jeszcze nieco ponad kwadrans – Jak ja się cieszę z tych waszych zaręczyn – wyściskała oboje, niemal wieszając się wnukowi na szyi – Myślałam, że już tego nie dożyję – z wyrzutem spojrzała na Dobrzańskiego – Uleńko teraz jesteś moją wnusią – serdecznie pogładziła ją po plecach – Zawsze marzyłam o takiej wnusi. Jesteś kochanie idealna i cieszę się, że mój wnuk to dostrzegł – trajkotała prowadząc ich w głąb wynajętego na tę okazję pomieszczenia – Pokaż pierścionek – z uwagą przyjrzała się wyciągniętej dłoni Cieplakówny – No mogłeś się bardziej postarać – rzekła z pretensją w stronę bruneta – Dla takiej dziewczyny brylant powinien być co najmniej dwa razy większy
- Ula nie lubi przepychu i drogich błyskotek – oświadczył, próbując się nieco usprawiedliwić w oczach seniorki
- To prawda. Ten jest piękny – wtrąciła się – Marek idealnie trafił w mój gust
- A teraz musicie nam koniecznie opowiedzieć, jak te oświadczyny wyglądały – mało brakowało, a zaczęłaby zacierać ręce – Ze szczegółami. Jesteśmy z Helenką bardzo ciekawe. Krzysztof też z chęcią posłucha, prawda? – spojrzała wymownie na zięcia, który tylko lekko skinął głową. Od początku tego wieczora to Genowefa Brzeska grała pierwsze skrzypce.
- Wybacz babciu, ale tę chwilę wolelibyśmy mieć tylko dla siebie – wyrecytował wcześniej przygotowaną odpowiedź. Doskonale się tego pytania spodziewał.
- Zanim dołączy do nas tata Uleńki pozwólcie, że wręczę wam mamy prezent z okazji zaręczyn. Macie dużo na głowie, praca, przygotowania do ślubu, choć w tej kwestii oczywiście was z Helenką odciążymy
- Naprawdę nie ma takiej potrzeby – zaprotestował gwałtownie – Już mamy wszystko zaplanowane
- Tak? – odezwały się obie, niemal równocześnie
- A co dokładnie? – dopytywała seniorka
- Mam świetną salę pod Piasecznem. Koleżanka organizowała tam nie tak dawno przyjęcie z okazji trzydziestej rocznicy ślubu – wtrąciła Dobrzańska
- My już mamy miejsce – Ula posłała przyszłej teściowej przepraszający uśmiech
- Gdzie? – po raz kolejny matka i córka dopytywały jednocześnie, co wywoływało jedynie cichy śmiech Krzysztofa
- Niespodzianka. Dowiecie się niedługo przed uroczystością. Chcemy zaskoczyć naszych gości
- Ty i te twoje pomysły rodem z tej szatańskiej firmy, którą prowadzisz – mruknęła wyraźnie niezadowolona Genia – Chyba mam prawo wiedzieć, gdzie mój wnuk będzie się żenił. Rozumiem, że data też będzie niespodzianką. Mamy strzelać z Helenką, który weekend wrześniowy wybraliście – kręciła głową z dezaprobatą
- Dwudziestego września – oznajmił wyraźnie zadowolony, że realizowali z Ulą swoją strategię i nie ulegli jego rodzinie, sprowadzając na siebie nieszczęście w postaci wesela roku – A w kwestii reszty pozwólcie nam siebie zaskoczyć. A wracając do tematu, to zdaje się miałaś dla nas jakiś prezent – odparł niby to od niechcenia, w głębi duszy zastanawiając się, co babka im zafundowała
- A tak – mruknęła, odbierając od Dobrzańskiej niewielką kopertę – Weekend w SPA na Mazurach, żebyście się zrelaksowali
- Dziękujemy – odebrał kopertę wyraźnie zadowolony - Super – dodał z uznaniem, czytając nazwę jednego z najbardziej ekskluzywnych hoteli na Pojezierzu – Prawda kochanie? – i nie dając jej szans na odpowiedź namiętnie wpił się w jej usta. Widząc tę czułą pieszczotę wnuków Genowefie nieco przeszła złość i zawód. Była zachwycona obserwując całującą się parę, która nie zwracając uwagi na otoczenie z zaangażowaniem pieściła swe usta. Mniej zachwycony był Józef, który właśnie dotarł do restauracji.

piątek, 4 sierpnia 2017

'Umowa' XIV


Z serdecznymi pozdrowieniami dla Anonima i Gośki Pomarańczy ;)

Do drewnianego, piętrowego domku tuż przy jeziorze Niegocin w sobotnie przedpołudnie dotarli jako ostatni. Na miejscu byli już Łukasz z Aśką, Mateusz, Marcin z narzeczoną, których poznała na niedawnym przyjęciu urodzinowym oraz przyjaciółka Violki, Ola z chłopakiem Williamem. Violetta ewidentnie promieniała z dumą prezentując swój pierścionek. Sebastian przyjmował gratulacje wyraźnie z siebie zadowolony. Towarzystwo spędziło niemal cały dzień na jachcie wynajętym na tę okazję przez Olszańskiego. W świetnych nastrojach po nocnym ognisku rozeszli się do przygotowanych pokoi.

- Śpisz na podłodze – zawyrokowała Ula, gdy tylko weszli do sypialni. Oprócz niewielkiej szafy i małżeńskiego łóżka nie było innych mebli. Szczerze wolałaby, żeby został im przydzielony niewielki pokój na dole, pełniący rolę gabinetu i biblioteczki, w którym zostały ustawione dwa rozkładane łóżka polowe. Tamten pokój przypadł niestety Marcinowi.

- No chyba sobie żartujesz – parsknął bardziej rozbawiony, niż poirytowany

- A wyglądam, jakbym żartowała?

- Daj spokój – mruknął, przeszukując walizkę w poszukiwaniu bokserek i kosmetyczki - Nie zachowuj się, jak dziecko.

- Wcale się nie zachowuję, jak dziecko. Albo śpisz na podłodze, albo wracam do Warszawy.

- Ciekawe jak? – spojrzał na nią z wyższością – Pekaesem? Piłaś wino. Zachowujesz się, jak cnotka albo zakompleksiona członkini kółka różańcowego. Jesteśmy dwójką dorosłych ludzi, którzy mogą spać na jednym materacu. Nie chcesz, to cię nawet nie dotknę. Chociaż, jak półnaga leżałaś na jachcie to jakoś nie protestowałaś, gdy cię dotykałem – bezczelnie spojrzał jej prosto w oczy - Ba, sama chciałaś, bym ci ten cholerny olejek wsmarował w plecy. I wydawałaś się wybitnie zrelaksowana, a nie spięta – zauważył zgodnie z prawdą

- Miałam poprosić Violkę? – prychnęła, splatając na piersiach ręce w charakterystycznej pozie - Przecież przed twoimi znajomymi też odstawiamy tę szopkę.

- To nie rozumiem po co teraz robisz aferę… - westchnął wyraźnie zmęczony tą dyskusją – Przyjąłem do wiadomości, że nie chcesz uprawiać ze mną seksu. Spokojnie, nie zgwałcę cię w nocy – oświadczył i zgarniając swoje rzeczy udał się do łazienki. Postanowiła się poddać. Zdała sobie sprawę, że faktycznie zachowuje się, jak dzikuska i robi z siebie idiotkę. Gdy wróciła po prysznicu on już smacznie spał.



Zgodnie ze swoimi planami udało jej się ściągnąć do Warszawy ojca. Wspólny obiad w jednej z przytulnych knajpek miał być świetną okazją, by obaj panowie się poznali. Cieplak do bruneta podchodził z wyraźną rezerwą. Całe spotkanie bacznie mu się przyglądał, uważnie słuchał i obserwował jego zachowanie w stosunku do córki. Dopytywał o kwestie zawodowe i rodzinne, co niejednokrotnie spotykało się ze sprzeciwem Uli. W jej mniemaniu ojciec prowadził przesłuchanie gorsze, niż babcia Marka. Po deserze Marek zaproponował, że odwiezie Józefa do domu, ale Ula zaprotestowała i zarządziła, żeby mężczyzna wracał do domu. Sama postanowiła odwieźć ojca, by po drodze z nim porozmawiać.

- Nie wydaje mi się, żeby to był dla ciebie odpowiedni partner – oświadczył Cieplak, gdy odjechali ledwie dwie przecznice od restauracji

- A to niby dlaczego? – była bardzo ciekawa opinii ojca. W jej ocenie Marek zrobił dobre wrażenie. Starał się być miły, uprzejmy, nadskakiwał jej na każdym kroku

- Choćby dlatego, że zbyt wiele was dzieli

- Mówisz o kwestiach materialnych? - zaciekawiła się

- Między innymi. Matka prowadzi galerię, ojciec spore przedsiębiorstwo. To bardzo zamożni ludzie. Jeśli teraz nie zwracacie uwagi na te różnice, to w pewnym momencie zaczniecie. Nawet jeśli nie wy, to jego rodzina.

- Póki co to ty zwracasz na to uwagę. Jego rodzina przyjęła mnie bardzo ciepło. Są mną oczarowani. Przyjęli mnie dużo lepiej niż ty Marka – wytknęła mu jego dzisiejszą, chłodną postawę

- Ja po prostu nie lubię udawać. W przeciwieństwie do niego. Wyczuwam w nim pewien fałsz – Ula spięła się – Obym się mylił. Poza tym dzieli was podejście do życia – ku uciesze dziewczyny nakierował rozmowę na wygodniejsze dla niej tory. Sądziła, że odgrywają swoje role perfekcyjnie. Jego rodzina się nie zorientowała – Wydawało mi się, że gustujesz w dojrzałych i ułożonych mężczyznach. No tego o nim powiedzieć nie można. Ma trzydzieści pięć lat.

- Trzydzieści cztery – podkreśliła – I właśnie próbuje sobie ułożyć życie ze mną.

- Jakieś pięć lat za późno – mruknął pod nosem

- Oj daj spokój – westchnęła - Czasy się zmieniły. Ja wiem, że ty w jego wieku miałeś już żonę i dwójkę dzieci w tym jedno w podstawówce, ale żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. Wszystko się przesuwa w czasie. Poza tym może szukał odpowiedniej kobiety – powtórzyła tekst, który kilka tygodni wcześniej usłyszała od Dobrzańskiego. Uwagę o próbowaniu i testowaniu już sobie darowała

- Taak – rzucił z przekąsem – Szukał, szukał. Dąbrowska przyniosła mi kilka gazet, w których były opisane te jego poszukiwania. Już pomijam fakt, że nigdy nie sądziłem, iż moja córka stanie się bohaterką tej prasy niewysokich lotów.

- Skończmy tę dyskusję, bo ona do niczego nie prowadzi – postanowiła uciąć te temat – Jesteś do niego uprzedzony. Mam nadzieję, że gdy lepiej się poznacie zmienisz zdanie i się polubicie, tak, jak mnie polubiła jego rodzina

- Moim zdaniem nie powinnaś na niego marnować czasu, bo nic z tego nie będzie. Wspomnisz moje słowa

- Lepiej powiedz, co tam na wizycie u kardiologa – zmieniła temat – Jedziesz w końcu do tego sanatorium?


Dobrzański zastosował się do uwagi Uli i sam wybrał pierścionek. Skromny, ale ładny, z dwukolorowego złota z niewielkim brylantem. Nie było romantycznej kolacji w restauracyjnym ogrodzie, jak w przypadku Olszańskiego i Kabasińskiej. Nie było klękania i tradycyjnego ‘wyjdziesz za mnie?’. Przecież odpowiedź na to pytanie została zapisana wiele tygodni temu w umowie. Była za to skromna róża zakupiona u dziewczyny, która sprzedając kwiaty pośród parkowych alejek dorabiała sobie na studia. Pierścionek podarował jej podczas wieczornego spaceru, na który zdarzało im się razem wychodzić od czasu do czasu by omówić kwestie służbowe lub ustalić strategię wobec Brzeskiej. Czy czuła się zawiedziona tymi oświadczynami? Trochę tak. Inaczej to sobie wyobrażała, ale powtarzała w duchu, że jeszcze kiedyś przyjdzie czas na romantyczne chwile, klękanie i niepewność w oczach ukochanego, gdy będzie udawać, że zastanawia się nad odpowiedzią.

środa, 2 sierpnia 2017

'Umowa' XIII

Przepraszam za tę długą przerwę.
Kolejny rozdział w piątek ;)



W drodze do willi Dobrzańskich streszczał jej najważniejsze punkty rozmowy z babcią. 
- Z pewnością się będzie dopytywać o twojego ojca, więc dobrze, żebyśmy mieli jedną wersję. 
- Ach – zaczęła z przekąsem – Jaki ty jesteś kreatywny. Nadawałbyś się na bajkopisarza – wywróciła oczami 
- Trzeba sobie jakoś w życiu radzić – mruknął, skręcając w odpowiednią uliczkę 
- Oj tak. Ty jesteś w tym mistrzem. Radzisz sobie w każdej dziedzinie. Znalazłeś już seksuologa? – zapytała patrząc na niego prowokująco 
- Daj spokój – westchnął. Doskonale zdawał sobie sprawę, że tamtą wpadkę będzie mu wytykała przy każdej możliwej okazji 
- Swoją drogą chciałabym nowe warunki umowy mieć na piśmie 
- Bez przesady. Przecież powiedziałem, że się zgadzam. Dostaniesz pokaźną sumkę z czwórką z przodu. Dotrzymuję umów – zgrabnie zaparkował nieopodal Volvo ojca 
- No właśnie zauważyłam – wyraźnie zakpiła 
- Mówię o kwestiach zawodowych, a nie prywatnych. A nasz układ jest wybitnie biznesowy – gdy tylko wysiadł z auta zobaczył zmierzającą od strony ogrodu babkę. Najwyraźniej oczekiwała na nich niecierpliwie przebierając nogami 
- Maruś, no wreszcie jesteście – doczłapała do nich i z wyraźną sympatią uściskała dziewczynę – pięknie wyglądasz Uleńko – wzięła ją pod ramię niemal kompletnie ignorując wnuczka – Jak się czuje ojciec? Lepiej? Koniecznie musisz go niebawem tutaj przywieźć. Chcielibyśmy go poznać. 
- Na to jeszcze przyjdzie czas – odparła i szybko temat spotkania zamieniła na zdrowotny. Nie miała zamiaru umawiać się na konkretne daty, choć w głowie układała już plan spotkania ojciec-Marek – A ojciec, dziękuję, czuje się już lepiej 
- Wiesz dziecko, mój pierwszy mąż, ojciec Helenki też miał problemy z sercem. Zmarł przedwcześnie. Jaki to był cudowny człowiek – zaczęła swoją opowieść o Henryku, którą kontynuowała przez połowę kolacji. Marek niewiele się odzywał, powtarzając w myślach, że musi to wszystko znosić dla nowego mieszkania i potężnego zastrzyku gotówki. Nie zdawał sobie sprawy, że najciekawsze dopiero przed nim. Przy deserze, który spożywali w ogrodzie wyłącznie w towarzystwie Genowefy rozpoczęła się dyskusja o ich związku. 
- W zasadzie to nie powinno się pytać o wiek, ale kobieta kobietę może – staruszka przyjrzała się Uli z dobrotliwym uśmiechem
- Dwadzieścia osiem 
- To się świetnie składa – aż klasnęła w dłonie - Bo wiesz, dziecko najlepiej urodzić do trzydziestki – Ula słysząc zakrztusiła się herbatą. Udem nie oblała sukienki resztką cieczy z filiżanki. Zrobiła w stronę Dobrzańskiego wielkie oczy szukając u niego ratunku. On sam również był zaskoczony. Wiedział, że babka potrafi być bezpośrednia, ale nie sądził, że takie teksty zaczną słyszeć podczas drugiego spotkania. 
- Babciu – syknął – No proszę cię. Chcesz mi Ulkę wystraszyć? Na takie plany jest zdecydowanie za wcześnie. 
- Czy ja wiem, że za wcześnie. Ty to już dawno powinieneś być ojcem – spojrzała na niego wymownie 
- Całe szczęście, że nie jestem, bo by mnie Ula z dzieckiem z pewnością nie chciała – próbował całą tę sytuację obrócić w żart, ale jego uwaga została przez Brzeską zignorowana. 
- A dla kobiety najlepszy okres rozrodczy przypada do dwudziestego piątego roku życia. 
- No daj spokój. Jeszcze Ula sobie pomyśli, że nie chodzi mi o nią, a o przedłużenie rodu Dobrzańskich. Poza tym my nawet nie jesteśmy jeszcze zaręczeni. 
- No właśnie. Ja doprawdy nie wiem, na co ty czekasz – jej ton bardziej przypominał reprymendę 
- Babciu – pokręcił głową – Lepiej porozmawiajmy, kiedy chcesz jechać  z nami na ten grób dziadka. Przez najbliższe dni mamy sporo pracy, w przyszły weekend wyjeżdżamy ze znajomymi – Ulka obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem, ale postanowiła nie zadawać pytań – Ale później jeśli chcesz, możemy jechać. 
- Pod koniec przyszłego tygodnia muszę lecieć do Berlina na kilka dni, ale po moim powrocie musimy koniecznie się umówić – brunet słysząc te rewelacje odetchnął w duchu. Wiedział, że będą wreszcie trochę spokoju, gdy babka wróci do Niemiec.

- O jakim wyjeździe mówiłeś? – zapytała w drodze powrotnej – Mam nadzieję, że to ściema żeby babcia dała sobie na kilka dni spokój 
- Jedziemy na działkę Sebastiana. W ten weekend ma się oświadczać, a w przyszły chce świętować w gronie najbliższych przyjaciół na Mazurach. Jakby co się nie wygadaj, Violka jeszcze nic nie wie. 
- A on też się zamierza oświadczać na niby? – zaciekawiła się 
- Nie. On akurat oświadcza się naprawdę – mruknęła dając mu znak, że przyjęła do wiadomości - Swoją drogą w przyszłym tygodniu chcę z tobą jechać wybrać pierścionek. Powinniśmy się zaręczyć do końca przyszłego miesiąca. Przy okazji kupimy obrączki, nie trzeba będzie jeździć dwa razy – zerknęła na niego wyraźnie zdegustowana 
- Jaki ty jesteś praktyczny – zakpiła 
- O co ci chodzi? – zirytował się. 
- O nic. Uważam, że o pierścionek powinieneś postarać się sam. Nie chcę po raz kolejny być bohaterką tych szmatławców. Już wystarczająco musiałam się tłumaczyć przed ojcem z ostatnich artykułów. 
- No może masz i rację. A kiedy go poznam? – ponownie zapytał, choć ostatnio spławiła go w dość nieprzyjemny sposób. 
- Chcę go ściągnąć do Warszawy w jedno z niedzielnych popołudni na obiad. Sądzę, że to będzie dobra okazja, żeby cię mu przedstawić. 
- To może tydzień po imprezie u Seby? Dobrze byłoby, żebyśmy się poznali zanim wydamy oficjalny obiad dla rodziny z okazji zaręczyn – kiwnęła głową na znak zgody.