B

środa, 4 stycznia 2017

'Wbrew całemu światu' VII

Czuła się przy nim szczęśliwa. Leżąc u jego boku, w zmiętej hotelowej pościeli, zastanawiała się dlaczego nie spotkała takiego mężczyzny jak on ponad dziesięć lat temu, gdy wiązała się z Piotrem. Sosnowski był tak bardzo różny od Dobrzańskiego. Z perspektywy czasu widziała, że nie dorasta Markowi do pięt pod żadnym względem, a ona najwyraźniej dekadę temu potrafiła zadowolić się byle kim. Dobrzański był czuły, troskliwy. Słuchał jej i potrafił z nią rozmawiać. Przy nim nie miała wrażenia, że mówi do ściany, przy nim nie była zwolenniczką zasady, że mężczyźni są z Marsa, kobiety z Vensu. Potrafili się świetnie dogadywać w pracy i życiu chyba też, choć nie przebywając ze sobą codziennie trudno było to stwierdzić na sto procent. W łóżku dobrali się świetnie.
Spędzali właśnie chwile za miastem. Urwali się z pracy kilka godzin wcześniej, by dojechać do Kazimierza Dolnego przed popołudniowymi korkami na wylotówce z Warszawy. Marek wybrał niewielki hotelik nieopodal rynku i wiślanego bulwaru. To tutaj mieli spędzić najbliższe dwadzieścia cztery godziny, które były elementem świętowania jej urodzin. ‘Kazimierz Dolny. Miasto zakochanych’ przemknęło jej przez myśl, lecz po chwili miała ochotę puknąć się w głowę. ‘Nie myl romansu z miłością!’ podpowiadał rozum. Wtuliła się w jego plecy. Uwielbiała zasypiając czuć jego ciepło i zapach korzennych perfum. Czuła się spokojna.

- Już myślałem, że się nie doczekam – rzekł z miną naburmuszonego dziesięciolatka i zachłannie wpił się w jej usta, gdy tylko zaczęła się przebudzać
- Która godzina? – zapytała ziewając. Przez swoje nocne rozmyślania zasnęła dopiero koło drugiej.
- Dziesiąta – odparł przestawiając z szafki nocnej na łóżko tacę ze śniadaniem. Aromat kawy lekko ją ocucił. Ubrany w granatowe jeansy i białą koszulę przyglądał jej się z zachwytem – Ale najpierw, przed śniadaniem… - zaczął tajemniczo i sięgnął do nocnej szafki po niewielkie pudełeczko – Wszystkiego najlepszego kochanie – powiedział z rozbrajającym uśmiechem i podał jej brązowy kartonik oplątany złotą wstążką. Słowo ‘kochanie’ spowodowało suchość w gardle. Użył go po raz pierwszy. Przyglądała się jego twarzy z uwagą i pospiesznie analizowała, czy rzucił je od tak, czy niesie ono za sobą jakiś sens. Postanowiła tego nie komentować i nie roztrząsać. Sprawnie odpakowała prezent i jej oczom ukazała się piękna bransoletka z białego złota, wysadzana błękitnymi kamieniami – Są w kolorze twoich oczu – szepnął i musnął krótko jej usta
- To zbyt kosztowny prezent i ja nie mogę go przyjąć – odparła poważnie, zamykając wieczko. Dobrzański obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem. Żadna z dotychczasowych kobiet nie dbała o jego portfel. Ba, każda zastanawiała się, jak wyciągnąć z niego jak najwięcej. Ta kobieta zaskakiwała go na każdym kroku.  
- Możesz i go przyjmiesz – powiedział łagodnie – Zasługujesz na wszystko, co najlepsze – zatonęła w jego oczach na krótki moment, by po krótkiej chwili czule pocałować i szepnąć ‘dziękuję’ – Chciałem ci ją dać w poniedziałek, ale zapewne czułabyś się w firmie bardziej skrępowana – spojrzała na niego z wdzięcznością – Dobra, jemy śniadanko i zabieram cię na spacer.
Ten listopadowy weekend okazał się stosunkowo ciepły i suchy. Co prawda nie można już było liczyć na długie godziny ze słońcem, ale dzięki powłoce z chmur temperatura wciąż utrzymywała się ponad siedem stopni powyżej zera, a wiatr nie był silny nawet nad wodą. Dzięki temu mogli pozwolić sobie na dłuższą wędrówkę wiślanym bulwarem i dotarli aż do przeprawy promowej w Janowcu. Tu, w Kazimierzu, wreszcie mogli zachowywać się swobodnie. Nie musieli udawać, że nic ich nie łączy. Dobrzański splótł ich palce w silnym uścisku i nie zamierzał puścić jej dłoni nawet na minutę. Dyskutowali o rzeczach błahych, wygłupiali się, żartowali, aż w drodze powrotnej zdecydował się na poważniejszą rozmowę.
- Chciałbym poznać twoje dzieci – obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem. Owszem, pytał niekiedy o Damiana i Maję, ale nigdy nie dążył do spotkania. Ona również. W relacji, takiej jak ich, nie ma miejsca na wspólne obiadki, wygłupy z dziećmi w ogrodzie i zabawę w rodzinę. ‘Tylko czy aby na pewno nasza relacja wciąż jest taka, jak na początku?’. Chrząknęła cicho zastanawiając się nad właściwym wyjściem z tej sytuacji. Ubiegł ją – Widzę, że jesteś zaskoczona
- Trochę tak… - westchnęła – Marek, to są jeszcze małe dzieci, które bardzo przywiązują się do ludzi. Nie wiem, czy ty zdajesz sobie sprawę…
- Chyba tak – szepnął zamyślony – Jestem ich po prostu ciekawy – odparł po chwili z uroczym uśmiechem. Widział jej wahanie, nie chciał naciskać
- Pomyślę o tym – rzuciła, by zakończyć ten temat. Kiwnął głową ze zrozumieniem.

Piotr zabrał dzieci na weekend. Pierwszy raz od miesiąca. Najwidoczniej zaczynało go męczyć i nudzić bycie tatusiem na odległość, a precyzyjniej mówiąc tatusiem w ogóle. Przez pierwsze miesiące, gdy przeprowadziła się do Warszawy zabierał je systematycznie co dwa tygodnie. Zawoził je do Krakowa lub do swoich rodziców, by tam spędzić z maluchami trochę czasu. Teraz coraz częściej wykręcał się pracą przekładając spotkanie z tygodnia na tydzień. Dzieci niejednokrotnie były zawiedzione, a ona musiała tłumaczyć im, że ‘tata jest lekarzem i musi ratować ludzi’. To była wersja oficjalna. Nieoficjalna była taka, że związek jej męża kwitł w najlepsze. ‘Ciocia Kasia’ jak kazał ją nazywać Piotr najwyraźniej za jego dziećmi nie przepadała. Owszem, Damian opowiadał, że zabrała ich nawet raz do kina, ale raczej unikała bywania u Piotra wtedy, gdy trzeba było poświęcić uwagę jego dzieciom.
Pierwszy raz od początku ich znajomości spędzali wspólny czas w jej mieszkaniu. Ten weekend miał być dla niej krokiem w celu oswojenia się z myślą, że Marek chce poznać jej dzieci i czasem na refleksję przed ostatecznym podjęciem decyzji. Wciąż się zastanawiała, jak to zorganizować, jak miałoby to wyglądać, a nade wszystko, czy to w ogóle dobry pomysł. ‘To jest mój kochanek? Pffff, jasne, tak przedstawię go dzieciom… Puknij się w łeb! Przyjaciel? Tak, tak chyba będzie najrozsądniej. Przecież nie powiem im ‘to jest wujek Marek’. Marek to nie Kasia.’ Zdziwiła się, gdy piątkowego popołudnia, gdy po raz pierwszy wprowadziła go do swojego świata zapytał, czy pokaże mu album z rodzinnymi zdjęciami. Był zaciekawiony Damianem i Mają, ale chyba najwięcej uwagi poświęcał nielicznym zdjęciom na których był Piotr.
Sobota upływała im leniwie. Mimo zaciekłych protestów Marka spędzili kilka godzin nad firmowymi dokumentami. Nienawidził zabierać pracy do domu. Zawsze bardzo dbał o rozgraniczanie tych dwóch sfer. Praca jest w pracy, dom jest od relaksu i przyjemności. Ale Ula się uparła, a on chyba nie potrafił jej odmawiać. Zbliżał się zarząd i mieli sporo zestawień do przejrzenia i omówienia. Kończyli właśnie przygotowywać kolację, gdy w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi wejściowych. Obrzucił ją pytającym spojrzeniem i wrócił do krojenia ogórka. Niechętnie podeszła i spojrzała przez wizjer. Przecież z nikim się nie umawiała. Po drugiej stronie dostrzegła swoje dzieci. Pospiesznie pociągnęła za klamkę
- Mamusiu, nareszcie – odparł zmęczonym głosem Damian – już myślałem, że cię nie ma – pociągnął za rękę siostrę i w trybie ekspresowym pozbył się ośnieżonych butów i kurtki. Dobrzański słysząc głosy dzieci stanął w progu kuchni zaciekawiony. Damian w rzeczywistości był jeszcze bardziej podobny do Ulki niż na zdjęciach. Dziewczynka natomiast odziedziczyła trochę cech wyglądu po mamie, a trochę po tacie. Urocza czterolatka wlepiła w niego swoje brązowe oczy i zawstydzona szybko schowała się za nogami matki. Uśmiechnął się delikatnie. Ulka w nerwach nawet nie zauważyła, że Dobrzański stoi kilkanaście centymetrów za nią
- A gdzie tata? – zapytała szybko. Nagły powrót dzieciaków był dziwny i nie wróżył nic dobrego
- Wyjmuje z samochodu naszą torbę i mój plecak – wyjaśnił rzeczowo ośmiolatek i spojrzał z zaciekawieniem na bruneta – A kto to? – ruchem głowy wskazał na Marka. Ula obróciła się w ułamku sekundy. Nim zdążyła odpowiedzieć Dobrzański zrobił pół kroku w przód i wyciągnął do chłopca rękę
- Cześć, jestem Marek – uśmiechnął się ciepło
- Damian – odpowiedział uściskiem
- Miło mi cię poznać. A ty pewnie jesteś Maja – schylił się, jednak dziewczynka jeszcze bardziej schowała się za nogami Sosnowskiej, spoglądając na nieznajomego jednym okiem
- Zabierz siostrę do swojego pokoju, zaraz do was przyjdę – rzuciła chłodno Ula i obrzuciła bruneta lekko zirytowanym wzrokiem. Spojrzał na nią smutno i wycofał się do kuchni. Gdy zdążył zniknąć, w drzwiach wejściowych pojawił się Piotr
- Cześć – postawił torby w rogu i stanął naprzeciw byłej żony – Przepraszam cię, że przywiozłem ich tak nagle. Nawet do ciebie nie zadzwoniłem – urwał na chwilę - Widzę, że masz gościa – spojrzał na męską kurtkę na wieszaku i skórzaną teczkę, która stała nieopodal jego nóg 
- Pracujemy nawet w weekend – uśmiechnęła się niewyraźnie. Marek słyszał to doskonale. Spuścił wzrok i wlepił go w jasny gres – Stało się coś?
- Dzwoniła moja matka. Ojciec koło południa miał zawał – szepnął ledwie słyszalnie – Zmarł – zagryzł wargę – Muszę do niej jechać, ale nie chciałem zabierać ze sobą dzieciaków. Jeszcze nic nie wiedzą.
- Rozumiem. Bardzo mi przykro – przytuliła go. Doskonale wiedziała, że Piotr był bardziej związany z ojcem, niż z matką. Świadkiem tej sceny był Marek. Wyszedł zaniepokojony panującą w przedpokoju ciszą. Widok Uli w ramionach męża spowodował, że mimowolnie zacisnął pięść.
- Dobry wieczór – chrząknął ostentacyjnie. Odsunęli się od siebie.
- Poznajcie się – odparła z lekkim zakłopotaniem – Piotr, mój były mąż. A to Marek, mój szef – trzeci, najsilniejszy cios tego wieczora. Zagotowało się w nim. Uścisnął rękę lekarza i sięgnął po kurtkę
- Pójdę już
- Poczekaj… Zaraz – zaczęła niemrawo
- Weekend to czas dla rodziny. Dokończymy te wyliczenia w poniedziałek – spojrzał na nią z bólem i nim zdążyła zareagować szybko opuścił jej mieszkanie. Odjechał do domu z piskiem opon.

Pół niedzieli próbowała się do niego dodzwonić. Konsekwentnie nie odbierał. ‘No jasne… Jeszcze się na mnie obraź!’. W poniedziałkowy ranek skierowała się prosto do jego gabinetu
- Obraziłeś się? – zaczęła od progu, a jej ton jasno wskazywał na atak
- A mam powód? – przyjrzał jej się uważnie
- Bardzo cię proszę nie zachowuj się jak rozkapryszony gówniarz! – zaśmiał się szyderczo
- Ja zachowuję się jak gówniarz? To ty bawisz się w jakieś cyrki, gierki i podchody. Wstydzisz się mnie? Chciałem poznać twoje dzieci… Zwodziłaś mnie, mydliłaś mi oczy, że się zastanowisz… A gdy do tego spotkania doszło przypadkowo jakoś specjalnie nie byłaś z niego zadowolona – wiedziała, że ma rację. Wtedy, w ten weekend, gdy razem gotowali, śmiali się, była gotowa zaprosić Dobrzańskiego do swojego życia w trochę innym charakterze. Była gotowa przedstawić go rodzinie. Chciała, żeby się zaakceptowali, może nawet polubili. Ale wyobrażała sobie to spotkanie inaczej. Gdy dzieci nieoczekiwanie pojawiły się w domu wycofała się w ostatniej chwili – Ale to jeszcze byłbym w stanie zrozumieć. Małe dzieci, nie wszystko kumają… - nerwowo przemierzał swój gabinet – Dlaczego nie powiedziałaś swojemu byłemu, że ze mną sypiasz od czterech miesięcy? Naprawdę jestem dla ciebie tylko szefem? A może ja cię molestuję, co? Gwałcę? – zapytał wściekły, mimo wszystko starając się tłumić głos – Albo ty chcesz sobie przez moje łóżku załatwić premię albo podwyżkę? Naprawdę jestem tylko szefem? – spojrzał na nią znacząco. Milczała – Mam tego dość! Oczekuję odrobiny normalności! Mam po dziurki w nosie to ukrywanie się. To z początku może było nawet podniecające, ale od dawna mnie męczy. Mam ochotę normalnie wyjść z tobą do kina,  trzymać cię za rękę idąc przez park i wyjść jak człowiek wieczorem na kolację do knajpy! Chcę normalnego związku. Zresztą nie udawaj, że nie zauważyłaś, że nasz romans od kilku tygodni to fikcja. I to nie ja zachowuję się jak gówniarz. To ty jesteś dzieckiem, które nie wie czego chce! Zastanów się dobrze i się zgłoś! – opuścił biuro trzaskając drzwiami. Głośno wypuściła powietrze z płuc.

17 komentarzy:

  1. Świetnie rozumiem Marka. Stara się, angażuje a Ula wciąż traktuje go jak kochanka z pracy. A przecież widać że od dawna nim ni jest. Żal mi go. Ula jakby wciąż miała nadzieję że Piotr do niej wróci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula zdecydowanie nie chce, by Piotr wrócił ;) Pozdrawiam

      Usuń
  2. Marek miał prawo się zdenerwować, ale rozumiem także Ulkę. Już jeden związek się jej nie udał, strach przed kolejnym rozczarowaniem jest teraz jeszcze większy. Mam nadzieję, że Ula jednak zaryzykuje i otworzy się na nowe uczucie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula w tym opowiadaniu jeszcze nie raz okaże się trudną partnerką ;) pozdrawiam

      Usuń
  3. Masz racje marzycielko...bojaźń przed drugim związkiem jest górą lodową...a Marek w gorącej wodzie kapany...leczenie ran trwa nie raz dłużej,aniżeli by się chciało. Cierpliwość zawsze popłaca...a dzieci zapewne pozna...ojjj..oby tylko miał cierpliwość do nich...bo mogą dać mu popalić..choć Ula z natury chyba jest spokojna.
    Czekam na cd...Mirella.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marek nie ma takiego bagażu doświadczeń i faktycznie jest dość niecierpliwy, ale i bardzo zdecydowany. Pozdrawiam

      Usuń
  4. Zachwyca cały czas i wciąż od nowa :). Uwiebiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też uwielbiam! Najlepsze brzydulowe opowiadanie jakie kiedykolwiek powstało :) szacun!

    OdpowiedzUsuń
  6. Amicus jest jakaś szansa na mini podczas publikacji tego, tak dla tych co już to czytali i nadal czytają. Wiesz chodzi mi o to że chciała bym czytając nie wiedzieć co będzie dalej do końca. ;-) Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci tak - trudno wszystkich zadowolić. Gdy publikowałam kilka historii naprzemiennie były skargi, że się historie plączą, że wprowadzam chaos. Gdy publikuję jedną, część jest znudzona. Gdy wykasowałam to opowiadanie na jakiś czas były jęki, że nie ma, że lubicie do niego wracać. Kiedy je oddaję, chcecie nowości. Ciężko znaleźć złoty środek by wszystkich zadowolić. To chyba niemożliwe.
      Starałam się przenosząc bloga trochę uporządkować te moje bazgroły. I tak zaburzyłam już swoje archiwum wstawiając 'wbrew' w czasie trwania 'zakazanego' i nie chcę wprowadzać większego zamieszania. Po 'Wbrew' które go końca stycznia, pojawi się końcówka 'zakazanego', później być może wrzucę rozwodową mini, a na koniec wrócę do 'umowy'.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Ja nie narzekam po prostu spytałam. Uwielbiam twoje opowiadania i cieszę się że je piszesz dla nas. Znudzona też tym opowiadaniem nie jestem. Pozdrawiam Gosia ;)

      Usuń
  7. Ach ten męski i stanowczy Marek zawsze mnie przekonywał :). Zresztą sama wiesz....
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem! wiem również, że mamy podobny gust (bynajmniej nie chodzi mi tu o Marka) :P
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Ta historia to mistrzostwo świata. I mimo tego że wiem co bedzie dalej to czytam z przyjemnością:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki. cieszę się, że tak chętnie czytasz ją ponownie. Pozdrawiam :)

      Usuń