Czuła się przy nim szczęśliwa.
Leżąc u jego boku, w zmiętej hotelowej pościeli, zastanawiała się dlaczego nie
spotkała takiego mężczyzny jak on ponad dziesięć lat temu, gdy wiązała się z
Piotrem. Sosnowski był tak bardzo różny od Dobrzańskiego. Z perspektywy czasu
widziała, że nie dorasta Markowi do pięt pod żadnym względem, a ona
najwyraźniej dekadę temu potrafiła zadowolić się byle kim. Dobrzański był
czuły, troskliwy. Słuchał jej i potrafił z nią rozmawiać. Przy nim nie miała
wrażenia, że mówi do ściany, przy nim nie była zwolenniczką zasady, że
mężczyźni są z Marsa, kobiety z Vensu. Potrafili się świetnie dogadywać w
pracy i życiu chyba też, choć nie przebywając ze sobą codziennie trudno było to
stwierdzić na sto procent. W łóżku dobrali się świetnie.
Spędzali właśnie chwile za
miastem. Urwali się z pracy kilka godzin wcześniej, by dojechać do Kazimierza
Dolnego przed popołudniowymi korkami na wylotówce z Warszawy. Marek wybrał
niewielki hotelik nieopodal rynku i wiślanego bulwaru. To tutaj mieli spędzić
najbliższe dwadzieścia cztery godziny, które były elementem świętowania jej
urodzin. ‘Kazimierz Dolny. Miasto zakochanych’ przemknęło jej przez myśl, lecz
po chwili miała ochotę puknąć się w głowę. ‘Nie myl romansu z miłością!’
podpowiadał rozum. Wtuliła się w jego plecy. Uwielbiała zasypiając czuć jego
ciepło i zapach korzennych perfum. Czuła się spokojna.
- Już myślałem, że się nie
doczekam – rzekł z miną naburmuszonego dziesięciolatka i zachłannie wpił się w
jej usta, gdy tylko zaczęła się przebudzać
- Która godzina? – zapytała
ziewając. Przez swoje nocne rozmyślania zasnęła dopiero koło drugiej.
- Dziesiąta – odparł
przestawiając z szafki nocnej na łóżko tacę ze śniadaniem. Aromat kawy lekko ją
ocucił. Ubrany w granatowe jeansy i białą koszulę przyglądał jej się z
zachwytem – Ale najpierw, przed śniadaniem… - zaczął tajemniczo i sięgnął do
nocnej szafki po niewielkie pudełeczko – Wszystkiego najlepszego kochanie –
powiedział z rozbrajającym uśmiechem i podał jej brązowy kartonik oplątany
złotą wstążką. Słowo ‘kochanie’ spowodowało suchość w gardle. Użył go po raz
pierwszy. Przyglądała się jego twarzy z uwagą i pospiesznie analizowała, czy
rzucił je od tak, czy niesie ono za sobą jakiś sens. Postanowiła tego nie
komentować i nie roztrząsać. Sprawnie odpakowała prezent i jej oczom ukazała
się piękna bransoletka z białego złota, wysadzana błękitnymi kamieniami – Są w
kolorze twoich oczu – szepnął i musnął krótko jej usta
- To zbyt kosztowny prezent i ja
nie mogę go przyjąć – odparła poważnie, zamykając wieczko. Dobrzański obrzucił
ją zaskoczonym spojrzeniem. Żadna z dotychczasowych kobiet nie dbała o jego
portfel. Ba, każda zastanawiała się, jak wyciągnąć z niego jak najwięcej. Ta
kobieta zaskakiwała go na każdym kroku.
- Możesz i go przyjmiesz –
powiedział łagodnie – Zasługujesz na wszystko, co najlepsze – zatonęła w jego
oczach na krótki moment, by po krótkiej chwili czule pocałować i szepnąć
‘dziękuję’ – Chciałem ci ją dać w poniedziałek, ale zapewne czułabyś się w
firmie bardziej skrępowana – spojrzała na niego z wdzięcznością – Dobra, jemy
śniadanko i zabieram cię na spacer.
Ten listopadowy weekend okazał
się stosunkowo ciepły i suchy. Co prawda nie można już było liczyć na długie
godziny ze słońcem, ale dzięki powłoce z chmur temperatura wciąż utrzymywała
się ponad siedem stopni powyżej zera, a wiatr nie był silny nawet nad wodą.
Dzięki temu mogli pozwolić sobie na dłuższą wędrówkę wiślanym bulwarem i
dotarli aż do przeprawy promowej w Janowcu. Tu, w Kazimierzu, wreszcie mogli
zachowywać się swobodnie. Nie musieli udawać, że nic ich nie łączy. Dobrzański
splótł ich palce w silnym uścisku i nie zamierzał puścić jej dłoni nawet na
minutę. Dyskutowali o rzeczach błahych, wygłupiali się, żartowali, aż w drodze
powrotnej zdecydował się na poważniejszą rozmowę.
- Chciałbym poznać twoje dzieci –
obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem. Owszem, pytał niekiedy o Damiana i Maję,
ale nigdy nie dążył do spotkania. Ona również. W relacji, takiej jak ich, nie
ma miejsca na wspólne obiadki, wygłupy z dziećmi w ogrodzie i zabawę w rodzinę.
‘Tylko czy aby na pewno nasza relacja wciąż jest taka, jak na początku?’. Chrząknęła
cicho zastanawiając się nad właściwym wyjściem z tej sytuacji. Ubiegł ją –
Widzę, że jesteś zaskoczona
- Trochę tak… - westchnęła –
Marek, to są jeszcze małe dzieci, które bardzo przywiązują się do ludzi. Nie
wiem, czy ty zdajesz sobie sprawę…
- Chyba tak – szepnął zamyślony –
Jestem ich po prostu ciekawy – odparł po chwili z uroczym uśmiechem. Widział
jej wahanie, nie chciał naciskać
- Pomyślę o tym – rzuciła, by
zakończyć ten temat. Kiwnął głową ze zrozumieniem.
Piotr zabrał dzieci na weekend. Pierwszy
raz od miesiąca. Najwidoczniej zaczynało go męczyć i nudzić bycie tatusiem na
odległość, a precyzyjniej mówiąc tatusiem w ogóle. Przez pierwsze miesiące, gdy
przeprowadziła się do Warszawy zabierał je systematycznie co dwa tygodnie.
Zawoził je do Krakowa lub do swoich rodziców, by tam spędzić z maluchami trochę
czasu. Teraz coraz częściej wykręcał się pracą przekładając spotkanie z
tygodnia na tydzień. Dzieci niejednokrotnie były zawiedzione, a ona musiała
tłumaczyć im, że ‘tata jest lekarzem i musi ratować ludzi’. To była wersja
oficjalna. Nieoficjalna była taka, że związek jej męża kwitł w najlepsze.
‘Ciocia Kasia’ jak kazał ją nazywać Piotr najwyraźniej za jego dziećmi nie
przepadała. Owszem, Damian opowiadał, że zabrała ich nawet raz do kina, ale
raczej unikała bywania u Piotra wtedy, gdy trzeba było poświęcić uwagę jego
dzieciom.
Pierwszy raz od początku ich
znajomości spędzali wspólny czas w jej mieszkaniu. Ten weekend miał być dla
niej krokiem w celu oswojenia się z myślą, że Marek chce poznać jej dzieci i
czasem na refleksję przed ostatecznym podjęciem decyzji. Wciąż się
zastanawiała, jak to zorganizować, jak miałoby to wyglądać, a nade wszystko,
czy to w ogóle dobry pomysł. ‘To jest mój kochanek? Pffff, jasne, tak
przedstawię go dzieciom… Puknij się w łeb! Przyjaciel? Tak, tak chyba będzie
najrozsądniej. Przecież nie powiem im ‘to jest wujek Marek’. Marek to nie
Kasia.’ Zdziwiła się, gdy piątkowego popołudnia, gdy po raz pierwszy
wprowadziła go do swojego świata zapytał, czy pokaże mu album z rodzinnymi
zdjęciami. Był zaciekawiony Damianem i Mają, ale chyba najwięcej uwagi
poświęcał nielicznym zdjęciom na których był Piotr.
Sobota upływała im leniwie. Mimo
zaciekłych protestów Marka spędzili kilka godzin nad firmowymi dokumentami.
Nienawidził zabierać pracy do domu. Zawsze bardzo dbał o rozgraniczanie tych
dwóch sfer. Praca jest w pracy, dom jest od relaksu i przyjemności. Ale Ula się
uparła, a on chyba nie potrafił jej odmawiać. Zbliżał się zarząd i mieli sporo
zestawień do przejrzenia i omówienia. Kończyli właśnie przygotowywać kolację,
gdy w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi wejściowych. Obrzucił ją
pytającym spojrzeniem i wrócił do krojenia ogórka. Niechętnie podeszła i
spojrzała przez wizjer. Przecież z nikim się nie umawiała. Po drugiej stronie
dostrzegła swoje dzieci. Pospiesznie pociągnęła za klamkę
- Mamusiu, nareszcie – odparł
zmęczonym głosem Damian – już myślałem, że cię nie ma – pociągnął za rękę
siostrę i w trybie ekspresowym pozbył się ośnieżonych butów i kurtki. Dobrzański
słysząc głosy dzieci stanął w progu kuchni zaciekawiony. Damian w
rzeczywistości był jeszcze bardziej podobny do Ulki niż na zdjęciach.
Dziewczynka natomiast odziedziczyła trochę cech wyglądu po mamie, a trochę po
tacie. Urocza czterolatka wlepiła w niego swoje brązowe oczy i zawstydzona
szybko schowała się za nogami matki. Uśmiechnął się delikatnie. Ulka w nerwach
nawet nie zauważyła, że Dobrzański stoi kilkanaście centymetrów za nią
- A gdzie tata? – zapytała
szybko. Nagły powrót dzieciaków był dziwny i nie wróżył nic dobrego
- Wyjmuje z samochodu naszą torbę
i mój plecak – wyjaśnił rzeczowo ośmiolatek i spojrzał z zaciekawieniem na
bruneta – A kto to? – ruchem głowy wskazał na Marka. Ula obróciła się w ułamku
sekundy. Nim zdążyła odpowiedzieć Dobrzański zrobił pół kroku w przód i
wyciągnął do chłopca rękę
- Cześć, jestem Marek –
uśmiechnął się ciepło
- Damian – odpowiedział uściskiem
- Miło mi cię poznać. A ty pewnie
jesteś Maja – schylił się, jednak dziewczynka jeszcze bardziej schowała się za
nogami Sosnowskiej, spoglądając na nieznajomego jednym okiem
- Zabierz siostrę do swojego
pokoju, zaraz do was przyjdę – rzuciła chłodno Ula i obrzuciła bruneta lekko
zirytowanym wzrokiem. Spojrzał na nią smutno i wycofał się do kuchni. Gdy
zdążył zniknąć, w drzwiach wejściowych pojawił się Piotr
- Cześć – postawił torby w rogu i
stanął naprzeciw byłej żony – Przepraszam cię, że przywiozłem ich tak nagle.
Nawet do ciebie nie zadzwoniłem – urwał na chwilę - Widzę, że masz gościa –
spojrzał na męską kurtkę na wieszaku i skórzaną teczkę, która stała nieopodal
jego nóg
- Pracujemy nawet w weekend –
uśmiechnęła się niewyraźnie. Marek słyszał to doskonale. Spuścił wzrok i wlepił
go w jasny gres – Stało się coś?
- Dzwoniła moja matka. Ojciec
koło południa miał zawał – szepnął ledwie słyszalnie – Zmarł – zagryzł wargę –
Muszę do niej jechać, ale nie chciałem zabierać ze sobą dzieciaków. Jeszcze nic
nie wiedzą.
- Rozumiem. Bardzo mi przykro –
przytuliła go. Doskonale wiedziała, że Piotr był bardziej związany z ojcem, niż
z matką. Świadkiem tej sceny był Marek. Wyszedł zaniepokojony panującą w
przedpokoju ciszą. Widok Uli w ramionach męża spowodował, że mimowolnie
zacisnął pięść.
- Dobry wieczór – chrząknął
ostentacyjnie. Odsunęli się od siebie.
- Poznajcie się – odparła z
lekkim zakłopotaniem – Piotr, mój były mąż. A to Marek, mój szef – trzeci,
najsilniejszy cios tego wieczora. Zagotowało się w nim. Uścisnął rękę lekarza i
sięgnął po kurtkę
- Pójdę już
- Poczekaj… Zaraz – zaczęła
niemrawo
- Weekend to czas dla rodziny.
Dokończymy te wyliczenia w poniedziałek – spojrzał na nią z bólem i nim zdążyła
zareagować szybko opuścił jej mieszkanie. Odjechał do domu z piskiem opon.
Pół niedzieli próbowała się do
niego dodzwonić. Konsekwentnie nie odbierał. ‘No jasne… Jeszcze się na mnie
obraź!’. W poniedziałkowy ranek skierowała się prosto do jego gabinetu
- Obraziłeś się? – zaczęła od
progu, a jej ton jasno wskazywał na atak
- A mam powód? – przyjrzał jej
się uważnie
- Bardzo cię proszę nie zachowuj
się jak rozkapryszony gówniarz! – zaśmiał się szyderczo
- Ja zachowuję się jak gówniarz?
To ty bawisz się w jakieś cyrki, gierki i podchody. Wstydzisz się mnie?
Chciałem poznać twoje dzieci… Zwodziłaś mnie, mydliłaś mi oczy, że się
zastanowisz… A gdy do tego spotkania doszło przypadkowo jakoś specjalnie nie
byłaś z niego zadowolona – wiedziała, że ma rację. Wtedy, w ten weekend, gdy
razem gotowali, śmiali się, była gotowa zaprosić Dobrzańskiego do swojego życia
w trochę innym charakterze. Była gotowa przedstawić go rodzinie. Chciała, żeby
się zaakceptowali, może nawet polubili. Ale wyobrażała sobie to spotkanie
inaczej. Gdy dzieci nieoczekiwanie pojawiły się w domu wycofała się w ostatniej
chwili – Ale to jeszcze byłbym w stanie zrozumieć. Małe dzieci, nie wszystko
kumają… - nerwowo przemierzał swój gabinet – Dlaczego nie powiedziałaś swojemu
byłemu, że ze mną sypiasz od czterech miesięcy? Naprawdę jestem dla ciebie tylko
szefem? A może ja cię molestuję, co? Gwałcę? – zapytał wściekły, mimo wszystko
starając się tłumić głos – Albo ty chcesz sobie przez moje łóżku załatwić
premię albo podwyżkę? Naprawdę jestem tylko szefem? – spojrzał na nią znacząco.
Milczała – Mam tego dość! Oczekuję odrobiny normalności! Mam po dziurki w nosie
to ukrywanie się. To z początku może było nawet podniecające, ale od dawna mnie
męczy. Mam ochotę normalnie wyjść z tobą do kina, trzymać cię za rękę idąc przez park i wyjść
jak człowiek wieczorem na kolację do knajpy! Chcę normalnego związku. Zresztą
nie udawaj, że nie zauważyłaś, że nasz romans od kilku tygodni to fikcja. I to
nie ja zachowuję się jak gówniarz. To ty jesteś dzieckiem, które nie wie czego
chce! Zastanów się dobrze i się zgłoś! – opuścił biuro trzaskając drzwiami.
Głośno wypuściła powietrze z płuc.
Świetnie rozumiem Marka. Stara się, angażuje a Ula wciąż traktuje go jak kochanka z pracy. A przecież widać że od dawna nim ni jest. Żal mi go. Ula jakby wciąż miała nadzieję że Piotr do niej wróci.
OdpowiedzUsuńUla zdecydowanie nie chce, by Piotr wrócił ;) Pozdrawiam
UsuńMarek miał prawo się zdenerwować, ale rozumiem także Ulkę. Już jeden związek się jej nie udał, strach przed kolejnym rozczarowaniem jest teraz jeszcze większy. Mam nadzieję, że Ula jednak zaryzykuje i otworzy się na nowe uczucie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ula w tym opowiadaniu jeszcze nie raz okaże się trudną partnerką ;) pozdrawiam
UsuńMasz racje marzycielko...bojaźń przed drugim związkiem jest górą lodową...a Marek w gorącej wodzie kapany...leczenie ran trwa nie raz dłużej,aniżeli by się chciało. Cierpliwość zawsze popłaca...a dzieci zapewne pozna...ojjj..oby tylko miał cierpliwość do nich...bo mogą dać mu popalić..choć Ula z natury chyba jest spokojna.
OdpowiedzUsuńCzekam na cd...Mirella.
Marek nie ma takiego bagażu doświadczeń i faktycznie jest dość niecierpliwy, ale i bardzo zdecydowany. Pozdrawiam
UsuńZachwyca cały czas i wciąż od nowa :). Uwiebiam.
OdpowiedzUsuń:) miło to czytać!
UsuńJa też uwielbiam! Najlepsze brzydulowe opowiadanie jakie kiedykolwiek powstało :) szacun!
OdpowiedzUsuńdzięki! :)
UsuńAmicus jest jakaś szansa na mini podczas publikacji tego, tak dla tych co już to czytali i nadal czytają. Wiesz chodzi mi o to że chciała bym czytając nie wiedzieć co będzie dalej do końca. ;-) Gosia
OdpowiedzUsuńPowiem Ci tak - trudno wszystkich zadowolić. Gdy publikowałam kilka historii naprzemiennie były skargi, że się historie plączą, że wprowadzam chaos. Gdy publikuję jedną, część jest znudzona. Gdy wykasowałam to opowiadanie na jakiś czas były jęki, że nie ma, że lubicie do niego wracać. Kiedy je oddaję, chcecie nowości. Ciężko znaleźć złoty środek by wszystkich zadowolić. To chyba niemożliwe.
UsuńStarałam się przenosząc bloga trochę uporządkować te moje bazgroły. I tak zaburzyłam już swoje archiwum wstawiając 'wbrew' w czasie trwania 'zakazanego' i nie chcę wprowadzać większego zamieszania. Po 'Wbrew' które go końca stycznia, pojawi się końcówka 'zakazanego', później być może wrzucę rozwodową mini, a na koniec wrócę do 'umowy'.
Pozdrawiam
Ja nie narzekam po prostu spytałam. Uwielbiam twoje opowiadania i cieszę się że je piszesz dla nas. Znudzona też tym opowiadaniem nie jestem. Pozdrawiam Gosia ;)
UsuńAch ten męski i stanowczy Marek zawsze mnie przekonywał :). Zresztą sama wiesz....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
wiem! wiem również, że mamy podobny gust (bynajmniej nie chodzi mi tu o Marka) :P
UsuńPozdrawiam
Ta historia to mistrzostwo świata. I mimo tego że wiem co bedzie dalej to czytam z przyjemnością:))
OdpowiedzUsuńdzięki. cieszę się, że tak chętnie czytasz ją ponownie. Pozdrawiam :)
Usuń