B

sobota, 30 marca 2013

'Kocham Was' VI

Pojechał rano do firmy dzierżąc w ręku papierową teczkę zawierającą dwie rezygnacje. Jego z dzisiejszą datą, ona była na miesięcznym L4, więc wpisali dzień, w którym kończyło się jej zwolnienie. Dokumenty zostawił Ani. W dwa niewielkie kartony spakował osobiste rzeczy z ich gabinetów. Chciał opuścić firmę nie zbudzając sensacji. Nie miał ochoty tłumaczyć komukolwiek powodów swojego odejścia. Z Sebą umówił się na wieczór. Musiał się komuś wygadać. Liczył również  na to, że przyjaciel podpowie mu pewne rozwiązania. Wrócił do domu chwilę po jedenastej. Był małomówny, przygaszony. Ula robiła wszystko, by miał w niej wsparcie, by wiedział, że jest przy nim. Nie chciała na niego naciskać. Nie chciał opowiedzieć co się wydarzyło, a ona obiecała nie pytać. Starała się to zrozumieć. Po prostu była obok, a on był jej za to wdzięczny. Kończyli właśnie obiad, gdy zadzwonił jego telefon. Chwilę wpatrywał się w wyświetlacz. Ula uważnie obserwowała jego reakcje, uczucia malujące się na jego twarzy. W końcu wyszedł do przedpokoju i odebrał. Zachowywał się dziwnie. Nigdy nie unikał rozmów przy niej. W kuchni słyszała jego głos
- Tak mamo.
-…..
- Jeżeli chcesz go tłumaczyć, to tracisz czas
- ……
- Dobrze, możemy się spotkać jutro. Ale do domu nie przyjadę.
- ….
- Dobrze. Jedenasta?
- ….
- Do zobaczenia.
Wrócił do niej robiąc sztuczną minę, że wszystko jest w porządku. Starał się skupić jej uwagę na jakimś katalogu, zachwalając nowinki techniczne. Przyglądała mu się uważnie, licząc na jakieś wyjaśnienia. Sprytnie unikał tematu. Popołudniu odwiózł ją do kawiarni w Centrum. Umówiła się z Milewską, która od tygodnia próbowała się z nią skontaktować. Umówili się, że przyjaciółka ją odwiezie, albo wróci taksówką. On miał iść z Sebą na drinka.
- Dobry Boże, Ulka, co się z tobą dzieje? Od tygodnia nie ma cię w pracy, dzwonię, nie odbierasz. Twój tata powiedział, że się wyprowadziłaś. Nic więcej nie chciał powiedzieć. Możesz mi to wyjaśnić? – w momencie, gdy Cieplakówna się dosiadła, starsza koleżanka zasypywała ją gradem pytań
- Przepraszam, że się nie odzywałam. Wiele się w ciągu ostatniego tygodnia wydarzyło – uśmiechnęła się tajemniczo – To prawda, nie mieszkam od weekendu w Rysiowie. Wynajęliśmy z Markiem mieszkanie. Jesteśmy razem tak naprawdę – kolejny uśmiech rozpromienił jej twarz. Szczęście biło od niej na kilometr. Alicja w napięciu słuchała jej słów i obserwowała jej reakcje.
- Czyli te firmowe rewelacje okazały się prawdą. W poniedziałek aż huczało, że Paulina odwołała ślub
- To nie Paulina go odwołała, tylko Marek – sprostowała gwałtownie.
- A czemu ty zniknęłaś tak nagle po zarządzie? – zapytała i po chwili zadała kolejne pytanie, które zaskoczyło Cieplakównę – Ula, jesteś w ciąży?
- Skąd wiesz? Mój ojciec ci powiedział?
- Nie. Domyśliłam się. Zasłabłaś, później ta gwałtowna reakcja Marka na to, że pijesz kawę. Wiedziałam, że coś ukrywacie, ale nie chciałam pytać od razu, ze względu na dziewczyny. Już i tak zaczęły snuć domysły, dlaczego jest w stosunku do ciebie taki troskliwy. A gdy okazało się, że jesteś na zwolnieniu byłam już w stu procentach pewna.
- Tak, będziemy mieli dziecko - po raz kolejny się uśmiechnęła - W środę trafiłam do szpitala. Teraz jestem na miesięcznym zwolnieniu, ale do firmy już raczej nie wrócę.
- A to prawda, że Marek podał się do dymisji? Poszła dzisiaj taka plotka.
- Prawda. Podjął decyzję, że razem odchodzimy z Febo&Dobrzański
- Bo? – dociekała
- Nie wiem. Nie chciał mi powiedzieć. Zdecydował się na odejście po rozmowie z rodzicami. Chcieli z nim rozmawiać, gdy dowiedzieli się o odwołanym ślubie. Gdy wrócił od nich był jak w amoku. Ja jeszcze nie widziałam go w takim stanie. Nie wiem, co tam się wydarzyło, ale nie trudno się domyślić, że jego rodzice nie akceptują naszego związku. Sądzę, że to chodzi o Krzysztofa. Marek nie chce na razie o tym rozmawiać, a ja nie zamierzam zmuszać go do zwierzeń.
- Wiesz, ja nie mogę uwierzyć, że on rzeczywiście się zmienił. Znam go od lat. Ta wiadomość od odwołanym ślubie, teraz potwierdzenie twojej ciąży. Jestem w szoku.
W tym samym czasie w jednym z mokotowskich pubów nad szklaneczkami whiskey siedziało dwóch przyjaciół
- Ty byłbyś w stanie nakłonić dziewczynę do aborcji?
- Co? – Olszański nie bardzo rozumiał w jakim celu Marek go o to pyta
- Pytam czysto teoretycznie. Poznajesz dziewczynę, zaliczasz wpadkę. Kazałbyś jej usunąć ciążę?- zapytał sącząc bursztynowy płyn
- Nie – zaprzeczył – Przecież to, że nie chciałbym być z jakąś panną nie znaczy, że nie mógłbym być ojcem. Są alimenty, odwiedziny w weekendy. Przecież ja już raz miałem być tatusiem. Z Violką teoretycznie też miała być wpadka – ostatnie słowo wziął w cudzysłów -  I nawet przez myśl mi nie przeszło, by kazać jej iść na skrobankę. Ale dlaczego ty mi zadajesz takie pytania? Marek, myślałem, że kochasz Ulkę… - uważnie przyjrzał się Dobrzańskiemu
- Bo kocham. Bardzo kocham. Ta ciąża była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Ja w pierwszym momencie nie wiedziałem co robić. Ale gdy to do mnie dotarło poczułem rozlewające się w środku szczęście. Teraz odliczam dni do narodzin. W lutym będę mógł wziąć na ręce człowieka, który powstał ze mnie i z Uli – powiedział rozmarzonym głosem
- To skąd te myśli o aborcji? – Seba wciąż dociekał
- Dostałem taką propozycję od własnego ojca – odparł gorzko – Mnie nawet coś takiego przez myśl nie przeszło. Sądziłem, że dlatego nie myślałem o tym, bo kocham Ulkę. Chciałem poznać twoje zdanie. Czy byłbyś w stanie zabić cząstkę siebie... I teraz widzę, że tylko mój ojciec widzi to inaczej.
- Ojciec ci kazał wysłać Ulkę na zabieg? – Olszańskiemu wierzyć się nie chciało w to, co słyszał. Znał seniora Dobrzańskiego blisko od dwudziestu lat. Marek pokiwał tylko smutno głową. – Nie wierzę.
- Też bym nie wierzył, gdybym nie słyszał tego na własne uszy. Powiedział,  że dziecko moje i Uli nigdy nie będzie jego wnukiem – każde jego słowo przepełniała gorycz – Dlatego ja nie jestem już jego synem.
- Stary nie łam się – poklepał przyjaciela po plecach – może się jeszcze wszystko ułoży. Może się jeszcze dogadacie.
- Ja nawet nie zamierzam z nim rozmawiać. Zamiast ojca mam nową rodzinę. Jest mi przykro, że nie potrafi zaakceptować tej sytuacji, ale trudno. Ulka to najlepsze, co mi się mogło w życiu przydarzyć. Tylko szkoda mi odchodzić z firmy, ale nie mam innego wyboru.
- No właśnie, bo ty złożyłeś dzisiaj rezygnację. Pół firmy plotkowało o powodach twojego odejścia. Tak zaraz po zarządzie…
- Nie będę się z nim spotykać na posiedzeniach zarządu. I nie pozwolę by Ula pojawiała się w firmie. Nie dość, że Paula z Aleksem cały czas by ją gnębili, to jeszcze on nie daj Boże powiedziałby jej coś przykrego. Teraz nie wie, co się wydarzyło, czemu odchodzę. Nie powiedziałem jej. Nie potrafiłem. I nie potrafię jej też oszukać. Zresztą obiecałem jej mówić prawdę. Ona potrzebuje spokoju. Już raz trafiła przeze mnie do szpitala. Więcej na to nie pozwolę.
- Ale przecież dalej jesteś udziałowcem. Będziesz przychodził na zarządy
- Nie będę – odparł krótko
- Jak to? – zapytał zaskoczony
- Muszę pomyśleć, jak to rozwiązać. Chcę oddać udziały pierwotnemu właścicielowi – słowo ‘ojciec’ nie chciało mu przejść przez gardło – tylko jest jeszcze kwestia kredytów. Na najbliższy zarząd będę musiał pójść. Ale to będzie ostatnie zebranie z moim udziałem.
- To za co wy będziecie żyć? Przecież jako udziałowiec masz spore wpływy
- Owszem, mam. Ale nie chcę tych pieniędzy. Nic od niego nie chcę. Muszę znaleźć jakąś pracę. Masz jakiś pomysł?
- Nie bardzo. Przecież ty od zawsze pracowałeś w FD.
- Co nie oznacza, że nie mogę pracować gdzieś indziej – w jego wzroku Olszański wyczytał wielką determinację
- Dobra, popytam
- Dzięki przyjacielu
Następnego dnia przy śniadaniu Ulka zaczęła temat pracy. Miała nadzieję, że Marek w rozmowie wygada się o powodach odejścia z pracy. On jednak sprytnie wynikał tematu. Nie mógł jej powiedzieć prawdy, a nie chciał również jej oszukiwać. Omijanie tego wątku było najlepszym wyjściem.
- A może zaangażowałbyś się w PROS? – zapytała nagle
- Ja? – zaśmiał się – Kochanie, to firma twoja i Maćka, ja znajdę pracę gdzieś indziej. Póki co mamy sporo oszczędności, więc nie ma pośpiechu
- Wszystkie oszczędności kiedyś się kończą – dodała poważnie  - A poza PROS nie funkcjonowałoby gdyby nie ty.
- Oj daj już spokój
- Marek, funkcjonujemy tylko dzięki Febo&Dobrzański. Dopóki czegoś nie znajdziesz mógłbyś pomóc nam rozwinąć się. Podpisać nowe umowy. Masz kontakty, znajomości. Rozszerzylibyśmy ofertę – zamyślił się. Fakt, odszedł z firmy i niebawem nie będzie miał na nią kompletnie wpływu. Wątpił, by Aleks chciał dalej współpracować z firmą Uli. Febo będą woleli stracić niż kooperować z PROS. Ma znajomości w innych firmach modowych, mógłby namówić zaprzyjaźnionych prezesów do zawarcia umowy z PROS. Uśmiechnął się do niej łagodnie, mocniej ściskając jej dłoń
- Dobrze, zastanowię się. A przede wszystkim muszę porozmawiać na ten temat z Maćkiem. On może nie chcieć ze mną pracować.
- I tu się zdziwisz. Ostatnio dość pochlebnie się o tobie wyraża – zaśmiał się radośnie
- Przekonałem do siebie Maćka Szymczyka. Punkt dla mnie! – jej również udzielił się jego dobry nastrój.
Marek już dobrą godzinę temu pojechał do Centrum. Miał iść z matką na kawę, później czekało go jeszcze spotkanie z notariuszem w sprawie domu Pauli i squash z Sebą. Miał wrócić wieczorem. Ona niecierpliwie wyczekiwała Alicji. Mielewska miała dzisiaj wolne i obiecała jechać z nią do ortodonty i na zakupy. Dziś miała się uwolnić od tego żelastwa. Nic nie mówiła Dobrzańskiemu. Chciała mu zrobić niespodziankę. Podjechały do kliniki na Bracką. Po godzinie opuściła gabinet uśmiechając się do przyjaciółki szeroko. Alicja przyjrzała jej się uważnie. Równe, białe zęby, piękne oczy zasłonięte ogromnymi okularami. Muszą coś z tym zrobić. Milewska wpadła na pewien pomysł. Opuszczając klinikę wzięła dziewczynę pod ramię i powiedziała
- Chodź, zabieram cię do centrum handlowego. Tam znajdziemy optyka i salon fryzjerski. Będziesz ślicznie wyglądać – Cieplakówna spojrzała na nią zaskoczona
- Ala, ja chciałam kupić sobie tylko dwie letnie sukienki
- Nie marudź. Już dawno miałam ci to zaproponować... Trzeba pokazać światu te niezwykłe oczy, a nie ukrywać je pod tymi okularami. A powiedz mi, kiedy ostatni raz byłaś u fryzjera?
- Dawno – odparła robiąc przy tym nietęgą minę
- Właśnie! Skarbie, jesteś piękną dziewczyną i musisz to wreszcie pokazać- widząc niezdecydowanie przyjaciółki dodała – Jesteś teraz kobietą Marka Dobrzańskiego. Inne będą ci zazdrościć. Spraw, by inni mężczyźni zazdrościli Markowi ciebie.
Ulka zamyśliła się. Fakt, od lat o siebie nie dbała. Zawsze było coś ważniejszego. Opieka nad Beatką, choroba ojca, brak pieniędzy. Alicja ma rację, czas by pomyślała o sobie. Ma u swojego boku przystojnego mężczyznę, który od lat otaczał się pięknymi kobietami. Chciała się zmienić, dla siebie, ale także dla niego. Kiwnęła twierdząco głową i ruszyła z Milewską do sklepu.
Okulary w delikatnych oprawkach, krótsze i modnie uczesane włosy, kilka nowych sukienek i trzy pary butów. Nie przesadzała z wysokością obcasa. Jest w ciąży i niebawem i tak będzie musiała zrezygnować ze szpilek. Była zachwycona. W pierwszej chwili nie dowierzała, że to właśnie siebie widzi w lustrze.  Ala nie mogła uwierzyć, że efekt końcowy jest tak imponujący. Wreszcie strój podkreślał jej urodę, dodawał uroku. Obie były ciekawe reakcji Marka.
Siedział wraz z matką w ogrodzie jednej z restuaracji nieopodal Pałacu w Wilanowie.
- Synku, pokłóciliście się z ojcem? - zapytała zmartwiona
- Nie, nie kłóciliśmy się. Ojciec ci nie opowiedział o naszej rozmowie? - pokiwała przecząco głową - No taaaak, w sumie nie ma się czym chwalić - powiedział gorzko
- Co się między wami wydarzyło, że nie chciałeś przyjechać do domu?
- Usłyszałem od niego coś, co... - westchnął - Zresztą nie ważne. Ja nie chcę o tym rozmawiać.
- Powinniście porozmawiać. Może ojciec powiedział ci coś w nerwach. Bardzo przeżył rozstanie twoje i Paulinki
- Nie mamo, powiedział coś, co chciał powiedzieć. Zresztą dwukrotnie. Ja już nie mam ojca i nigdy już nie przyjadę do domu - po twarzy Heleny spłynęły łzy - Nie płacz mamo. To bez sensu. Myślę, że gdybyś była na moim miejscu zachowałabyś się podobnie.
- Mareczku - chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej
- Daj spokój mamo.
- Wiem od Aleksa, że złożyłeś rezygnacje - nieco się uspokoiła.
- Już się cieszy na posadkę prezesa? - zaśmiał się - Tak, odeszliśmy z Ulą
- Z Ulą? A co pani Cieplak ma z tym wspólnego? - Marek spojrzał na nią zdziwiony. Sądził, że ojciec, a już  na pewno Paulina zdąrzyła donieść jego matce rewelacje o nim i Uli
- Uznaliśmy, że tak będzie lepiej. To ty nic nie wiesz? Jesteśmy razem
- To dlatego odwołałeś ślub? Marek, przekreślasz swój długoletni związek przez romans z kolejną asystentką
- Nie mamo. To nie jest kolejny romans. To miłość. Prawdziwa. Taka, która nie łączyła mnie nawet z Pauliną. Jestem z nią szczęśliwy. 
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz - przyjrzała mu się uważnie
- Po raz pierwszy w życiu jestem pewny czegoś w stu procentach. Muszę ci jeszcze coś powiedzieć. Spodziwamy się dziecka - obserwował twarz matki i ku swojej ogromnej radości dostrzegł na niej delikatny uśmiech
- Synku, naprawdę? - pokiwał głową z szerokim uśmiechem - Gratuluję. Muszę koniecznie spotkać się z Ulą. Chyba powinnyśmy lepiej się poznać. - odetchnął. Poczuł ulgę.
Zaparkował na podziemnym parkingu i ruszył windą na górę. Był zmęczony. Trening wykończył go fizycznie, psychicznie zmęczony był od kilku dni. Całe szczęście, że jego matka zareagowała pozytywnie na nowinę o wnuku lub wnuczce. Rzucił sportową torbę w kąt przedpokoju i nim rozsznurował buty krzyknął w głąb mieszknia
- Kochanie, już jestem - nie odpowiedziała. Wszedł do salonu i zamarł. Stał w szeroko otwartymi oczami. Jego spojrzenie wyrażało ogromną miłość i zachwyt. Widziała to ona, widziała to również Milewska.
- Przepraszam - wydukał - chyba pomyliłem mieszkania - mówiąc to na jego twarzy powoli wykwitał szeroki uśmiech. Pożerał ją wzrokiem - Ślicznie wyglądasz - podszedł do niej bliżej i złożył na jej policzku delikatny pocałunek, szepcząc do ucha - kocham cię.
- To ja wam nie będę przeszkadzać. Pójdę już - Alicja pośpiesznie zabrała torebkę i ruszyła w stronę drzwi. Uśmiechała się pod nosem. Widziała w oczach Dobrzańskiego prawdziwą miłość. Widziała, że nawet na Pauliną nigdy tak nie patrzył. Cieszyła się, że jej przyjaciółka wreszcie znalazła szczęście. 

czwartek, 21 marca 2013

'Kocham Was' V

- Panie Dobrzański! – ze snu wyrwał go mało przyjemny głos. Niemal zerwał się na równe nogi, co wywołało śmiech Cieplakówny. Zerknął na nią udawanym, morderczym wzrokiem i odwrócił się w kierunku drzwi napotykając karcące spojrzenie oddziałowej – Panie Dobrzański – powtórzyła już nieco łagodniej – ja pozwoliłam panu tutaj zostać, ale przedwczoraj. Wczoraj się nie umawialiśmy, a już na pewno się nie umawialiśmy, że będzie pan spał na łóżku pacjentki – w zakłopotaniu podrapał się po głowie i zrobił niewinną minę pięciolatka – Gdyby ordynator tak pana zastał chyba by mnie wyrzucił z pracy.
- Ależ siostro, z pewnością bym się za panią wstawił – rzekł z uśmiechem, pośpiesznie zakładając marynarkę i podszedł do oddziałowej, by szepnąć jej do ucha – Widzi pani do czego jest zdolny zakochany mężczyzna – Ula przyglądała mu się z zainteresowaniem i jeszcze bardziej była ciekawe co Marek powiedział pielęgniarce, gdy ta wybuchła radosnym śmiechem.
- Oj panie Dobrzański – pokręciła głową wciąż się śmiejąc – Już pana tutaj nie widzę. Za kwadrans zaczyna się obchód.
- Dobrze, już dobrze – powiedział podnosząc ręce do góry – Tylko niech mi pani powie, kiedy mi oddacie ukochaną – mówiąc to, czule spojrzał na Ulkę
- Od dwunastej wydawane są wypisy – powiedziała i spojrzała na nich serdecznie. Lubiła tą parę. Byli tacy inni. On, zabójczo przystojny, z miłością spoglądający na swoją wybrankę, czuwał przy niej dwa dni. Ona, niezbyt urodziwa, ale bardzo sympatyczna, o niezwykłych oczach, z których biło dobro – No wychodzimy – ponagliła go. Ostatni raz popatrzył na nią tęsknie i opuścił salę wraz z pielęgniarką.
Miał ją odebrać za cztery godziny. Mało czasu zostało. Ganił się w myślach za to, że nie wstał wcześniej. Jeszcze spod szpitala zadzwonił do zaprzyjaźnionej firmy sprzątającej. Miał szczęście, obiecali podesłać dwie pracownice za pół godziny pod wskazany adres. Musi się sprężyć, jeśli chce zostawić walizki na Saskiej i zrobić jakieś zakupy. Mieszkanie na szczęście było wyposażone w meble i sprzęty, ale tak naprawdę nie mięli nic, co było do codziennego życia potrzebne. Podjechał na Saską Kępę i wypakował walizki i karton z bagażnika. Nawet tego nie rozpakował. Będzie miał na to czas później. Kiedy wnosił ostatnią walizkę pojawiły się dwie kobiety w średnim wieku. Zostawił im klucze i poprosił, by postarały się skończyć za dwie godziny. Pracy w sumie nie było tak wiele. Okna były czyste. Należało się pozbyć kurzu z mebli, zmyć podłogi, zdezynfekować łazienkę i umyć lodówkę. Obiecały zdążyć, co przyjął z radością, zapowiadając dodatkową zapłatę. Teraz najważniejsze są zakupy. Najprostszym rozwiązaniem było centrum handlowe. Trochę środków czystości, pościel, ręczniki, kilka podstawowych elementów wyposażenia kuchni i produkty spożywcze. Uzbierało się tego pół bagażnika. Wstąpił jeszcze do sklepu z ekologiczną żywnością. Ula nie może jeść byle czego, musi się zdrowo odżywiać. Jajka, wędliny, naturalne przetwory. Musi o nich dbać. Kwadrans po jedenastej zaparkował na strzeżonym osiedlu. Trochę mu zajęło nim wszystko wniósł na górę. Sprzątaczki właśnie kończyły swoją pracę. Wręczył każdej banknot dwustuzłotowy i zabrał się za rozpakowywanie zakupów. Wyposażenie kuchni prezentowało się marnie. To, co kupił było niezbędne do przygotowania śniadań i kolacji. O reszcie pomyśli wraz z Ulą. Ona bardziej się zna na gotowaniu. Wybierze, które akcesoria będą potrzebne i zamówią wszystko przez Internet. Kilka minut po dwunastej zjawił się w jej sali. Czekała już na niego z dokumentami w ręku. Musnął jej usta i ruszyli w kierunku wyjścia. Już przy samochodzie zaczął rozmowę, która jak się spodziewał nie będzie łatwa.
- Ula, chciałbym żebyś pojechała dzisiaj ze mną na Saską- zaczął niepewnie
- No dobrze, to jedźmy od razu, a później odwieziesz mnie do Rysiowa. Przynajmniej nie będziesz musiał jeździć dwa razy.
- Kochanie, my się nie rozumiemy. Ja chciałbym, żebyś tam ze mną pojechała i już została.
- Ale jak ty sobie to wyobrażasz?
- Normalnie. To nasze wspólne mieszkanie i chciałbym, żebyśmy jeszcze dzisiaj razem tam zamieszkali – mówił spokojnie, wpatrując się w jej oczy. Chwycił jej dłoń – Kochanie, mówiłem ci, że nie chcę tam być sam. Twoja przeprowadzka trochę potrwa i liczę się z tym, ale… Ula, zaczynamy nowe życie, wspólne życie. I chciałbym zacząć je jeszcze dzisiaj – wpatrywała się w niego intensywnie analizując to, co powiedział. Powinna skakać ze szczęścia. Powinna rzucić mu się na szyję i dziękować Bogu, że człowiek, którego kocha od dawna chce dzielić z nią życie. Ale nie potrafiła, bo przecież ona musi się opiekować ojcem, Beatką. Spojrzała na niego smutnym wzrokiem
- Marek, zrozum, że w Rysiowie- nie pozwolił jej dokończyć
- Wiem, co chcesz powiedzieć. Oni sobie tam naprawdę dadzą radę sami. Zresztą sama się przekonasz. Wskakuj – mówiąc to otworzył jej drzwi Lexusa.
Całą drogę do Rysiowa milczeli. Ona cały czas myślała o tym, jak rozwiązać tą sytuację. Nie chciała zostawiać rodziny samej, ale chciała również być z Markiem. On spoglądał na nią od czasu do czasu. Była zamyślona. W duchu dziękował sobie, że pojechał wtedy do Józefa, że wytłumaczył. Wiedział, że będzie miał w Cieplaku wsparcie. Jemu nie udało się jej przekonać, może ojciec przemówi jej do rozsądku. On marzył tylko o jednym, by zasnąć dzisiejszej nocy, a obok czuć jej ciepło.
Zaparkował pod jej domem i trzymając się za ręce ruszyli w kierunku drzwi wejściowych. Usłyszeli za sobą głośne chrząknięcie i jak na komendę odwrócili się napotykając zaskoczone spojrzenie Maćka. Szymczyk przenosił wzrok z prezesa na ich złączone dłonie.
- Cześć Maciuś – radosnym głosem odparła Ula
- Cześć – wydukał.
- Miło cię widzieć – powiedział Dobrzański wyciągając do niego dłoń na powitanie. Zmierzył go od góry do dołu i po chwili niepewnie przywitał się z nim. Marek widząc zachowanie Szymczyka postanowił zamienić z nim dwa zdania. W końcu to jej najlepszy przyjaciel, niemal jak brat. Zwrócił się do Uli - Kochanie, idź do domu. Ja zaraz przyjdę. Porozmawiam chwilę z Maćkiem – mówiąc to pocałował Cieplakównę w skroń. Ona tylko delikatnie się uśmiechnęła i posłusznie zostawiła ich samych. Maciek stał z szeroko otwartymi oczami. Nawet nie próbował ukryć tego ogromnego zdziwienia. Owszem, wiedział, że jego przyjaciółka jest w prezesie zakochana. Wiedział, że prezes z nią flirtuje, zaprasza na kolacje, spacery, kupuje kwiaty, ale żeby oni razem…. Przecież on się żeni! Marek po dłuższej chwili milczenia wreszcie się odezwał – Widzę, że jesteś zaskoczony.
- Zastanawiam jak można mieć taki tupet. – zaatakował go -Ja widziałem, że święty nie jesteś, ale żeby być takim cynikiem. Żenisz się z jedną kobietą, a mącisz w głowie drugiej. Ula… - Marek mu przerwał
- Posłuchaj, ja wiem, że ty się o nią martwisz, że się przyjaźnicie od zawsze, że jest dla ciebie ważna, dlatego też chciałem z tobą porozmawiać. Ja wiem, że twoje zdanie o mnie – zaśmiał się pod nosem – delikatnie mówiąc nie jest najlepsze. Kocham Ulę i chcę z nią być. I wcale się nie żenię. Wczoraj odwołałem ślub. – Maciek przyglądał mu się uważnie – Zrozum, mnie też zależy na jej szczęściu.
- Ale jeśli ją skrzywdzisz – po raz kolejny wszedł mu w słowo
- Nie skrzywdzę. Zbyt mocno ją kocham bym mógł to zrobić - ponownie tego dnia pierwszy wyciągnął rękę do Szymczyka, a ten bez najmniejszych oporów mocno ją uścisnął.

Po dwóch godzinach ruszyli w drogę powrotną. Cieplak przekonał Ulę, że powinna zamieszkać z Dobrzańskim. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i ku uciesze Marka powiedziała, że mogą wracać do Warszawy. Całą drogę analizowała to spotkanie. Nie mogła pojąć czym Marek zaskarbił sobie to ogromne zaufanie jakim darzył go jej ojciec. Sądziła, że to będzie trudna rozmowa, ale jak się okazało tata nie miał jej za złe, że nie powiedziała mu o ciąży. Nie miał jej za złe nawet tego, że od dawna ukrywała swoją zażyłość z prezesem. Jakie było jej zaskoczenie, gdy usłyszała, że Józef zwraca się do Marka po imieniu. Była ciekawa jak dokładnie wyglądała ta ostatnia wizyta Dobrzańskiego podczas jej pobytu w szpitalu, ale postanowiła nie drążyć. W tym momencie nie pozostaje jej nic innego, jak cieszyć się tym, że jej rodzina tak dobrze zareagowała na wieść o ciąży, zaakceptowała Marka i poradzi sobie bez niej. Obiecali często ich odwiedzać.  
Była pod wrażeniem jego organizacji. Do pewnego stopnia udało mu się zagospodarować już ich nowe mieszkanie. Z podziwem obserwowała ten jego zapał i energię. Śmiała się w duchu na wspomnienie ich przyjazdu na Saską. Stanęli pod drzwiami ich wspólnych czterech ścian a on, ni stąd ni zowąd, wziął ją na ręce i przeniósł przez próg namiętnie przy tym całując. Kochała w nim tą spontaniczność. I ta jego nieśmiała propozycja wieczornego, wspólnego prysznica. Widziała ten jego pożądliwy wzrok, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi. Ale musieli się choć trochę rozpakować, później kolacja, aż w końcu nie wytrzymał. Pragnął jej tak mocno. Nie byli razem już od kilkunastu dni, a on najzwyczajniej tęsknił za jej ciałem. Ona też marzyła by się z nim zatracić. Tak namiętnie zakończył się pierwszy dzień ich nowego, lepszego życia.
Obudziła się. Nim zdążyła jeszcze otworzyć oczy wiedziała, że jej się przygląda. Czuła na sobie jego wzrok. Nie myliła się. Leżał opierając głowę na łokciu i po prostu na nią patrzył. Gdy tylko ujrzał te dwa błękity zerkające na niego, od razu zaatakował jej malinowe usta. Czekał na ten pocałunek odkąd się obudził.
- Dzień dobry kochanie – wyszeptał, gdy się od siebie oderwali
- Dzień dobry – odparła z uśmiechem i poczuła jego dłoń na swoim brzuchu. Delikatnie go gładził intensywnie wpatrując się w jej oczy. Taki gest wykonał po raz pierwszy i kompletnie ją to rozczuliło. Dostrzegł gromadzące się w jej oczach łzy i delikatny uśmiech na jej twarzy – To na co macie ochotę na śniadanie? – zapytał tym samym powodując, że kilka niesfornych kropel spłynęło po jej twarzy. Uwielbiała, gdy mówił w liczbie mnogiej. Do tej pory nie mogła uwierzyć w to, jak wielką radość sprawia mu ta ciąża.
- Wszystko jedno, byle z tobą – odparła nieco zawstydzona. Wciąż nie wierzyła we własne szczęście, w to, że on jest jej, kocha ją i jest przy niej. Jest i będzie. Uśmiechnął się promiennie. Musnął jej usta i wyszeptał wprost do jej ucha
- Zaraz wracam. Nie ruszaj się stąd. Zjemy w łóżku.
- A czy ty przypadkiem nie powinieneś jechać do firmy? – zapytała, gdy miał już opuścić sypialnię
- Kotku, jest sobota – spojrzał na nią z pobłażaniem – a poza tym do środy zastępuje mnie w firmie Seba. Dopiero co wyszłaś ze szpitala. Muszę się wami opiekować – puścił do niej oko i ruszył do kuchni.
Zatonęła w pościeli rozkosznie się przeciągając. Była szczęściarą. Cholerną szczęściarą. Najcudowniejszy facet na ziemi kochał ją, troszczył się o nią. A na dodatek pod sercem nosi cząstkę jego. Tym razem ona pogładziła swój brzuch myśląc o tym, że jej dziecko, ich dziecko, będzie najszczęśliwszym malcem na świecie.
Gdy kończyli śniadanie, karmiąc się wzajemnie i wygłupiając jak małe dzieci, rozdzwoniła się jego komórka. Spojrzał na wyświetlacz i bardziej do siebie niż do Uli powiedział ‘oho, już zdążyła się poskarżyć’. Odebrał.
- Cześć mamo
-……..
- Tak – westchnął – Czyli miałem rację
- ……
- Byłem przekonany, że zdążyła już do ciebie zadzwonić
- …..
- Nie mamo, ja nie zamierzam zmieniać swojej decyzji
-….
- Wybacz, ale nie mogę dzisiaj przyjechać. Mam ważniejsze sprawy – spojrzał znacząco na Ulę
- ….
- Nie, jutro też raczej nie.
- …..
- W firmie będę dopiero w środę.
- …..
- Dobrze, to może umówimy się tak, że przyjadę do domu po pracy i wtedy porozmawiamy. Ja nie sądzę, by tego typu rozmowa była najwłaściwsza przez telefon.
-….
- Pa mamo. Pozdrów ojca.
Te cztery dni upłynęły im w miłej atmosferze. Pojechali nawet dwukrotnie do Rysiowa po kolejne rzeczy Uli. Zamówili wyposażenie kuchni. Urządzali się. Dużo rozmawiali o przyszłości, snuli plany kolejnej przeprowadzki, ale takiej już na stałe. Marek upierał się przy kupnie domu, ona starała się hamować jego zapędy. Śmiali się, wygłupiali, kochali. Byli szczęśliwi. Marek z wielką radością obserwował zmiany w zachowaniu Uli. Stała się bardziej pewna siebie i swojej kobiecości. A on z każdym kolejnym zbliżeniem był bardziej zachwycony nią i jej ciałem.
Nastała środa i z bólem musiał ją zostawić samą w domu. Była na miesięcznym zwolnieniu. Wolałby z nią zostać, ale Sebastian nie mógł bez końca go zastępować.  Po pracy miał jechać do rodziców. Już się domyślał, jak będzie wyglądała ta rozmowa. Paulina z pewnością już przedstawiła swoją wersję. Nie miał wielu spraw, więc urwał się wcześniej. Im wcześniej pojedzie do Konstancina, tym szybciej wróci do Uli. Chwilę po piętnastej zaparkował na podjeździe willi Dobrzańskich. Wszedł do środka i dowiedział się od pani Marysi, że ojciec jest w ogrodzie a matka nie wróciła jeszcze z fundacji. Nawet się cieszył, liczył na większe zrozumienie ze strony ojca. Paulina była bardzo związana z jego matką, z ojcem mniej. A poza tym senior bardzo doceniał Ulę w firmie, może będzie mu łatwiej ją zaakceptować.
- Cześć tato – usiadł na wiklinowym fotelu naprzeciwko ojca
- Jesteś wreszcie. Czy możesz mi wytłumaczyć co to wszystko ma znaczyć? – podniósł głos.
- Z pewnością Paulina nie omieszkała wam powiedzieć, że odwołałem ślub
- No właśnie! Co takiego się stało, że zrywasz zaręczyny dwa tygodnie przed ślubem! – Dobrzański był wyraźnie wzburzony
- Tato, nie denerwuj się. Wiesz, że nie powinieneś – Marek starał się uspokoić ojca
- Jak mam się nie denerwować, jak mój syn rujnuje wszystko, co budował przez lata
- Nie kocham jej – powiedział wprost
- A to ciekawe – powiedział z ironią – I zrozumiałeś to na dwa tygodnie przed ślubem!
- Lepiej dwa tygodnie przed, niż dwa tygodnie po. W moim życiu pojawił się ktoś inny
- Kto?
- Ula
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że odwołałeś ślub z powodu pani Cieplak!
- To właśnie chcę ci powiedzieć – odparł spokojnie
- Ja potrafię zrozumieć te twoje wszystkie przygody, sam byłem kiedyś młody, ale nie rujnuj swojego życia przez jakiś przelotny romans z kolejną asystentką! Tyle lat budowaliście z Paulinką wasz związek. A ty to w jednej chwili przekreśliłeś – nieco się wyciszył. Sądził, że spokojną rozmową nakłoni syna do powrotu do Febo – Nasze rodziny od lat są związane. Tworzyliście taką dobraną parę. Wspólna firma, plany na przyszłość
- Tato, proszę cię – westchnął
- I nagle pojawia się Cieplak, a ty tracisz rozum.
- Ula jest w ciąży – powiedział w końcu. Twarz Krzysztofa momentalnie się zmieniła
- Słucham?! – krzyknął. Nie widział jeszcze ojca w takim stanie. Nie chciał go denerwować, ale nie miał wyboru. Musiał wszystko wyjaśnić raz na zawsze.
- Będę ojcem.
- Czyś ty zgłupiał! Ja rozumiem te wszystkie twoje wyskoki, romanse. Nie popieram tego, bo powinieneś być Paulinie wierny, ale jesteś młody, wokół pełno atrakcyjnych kobiet. Ale Cieplak?! I to na dodatek ciąża! Nie mogłeś być bardziej ostrożny!
- To w tej chwili nie ma już znaczenia
- Paulina wie? – to pytanie Marka zaskoczyło. Jaki to ma związek z Pauliną?
- Nie
- No i całe szczęście – odparł z widoczną ulgą – Zrobimy tak, jeszcze dzisiaj przeprosisz Paulinkę, przesuniecie o miesiąc datę ślubu – Marek chciał zaprotestować, ale ojciec nie dał mu dojść do głosu – trzeba jak najszybciej wszystkich zawiadomić. A w między czasie ty pozbędziesz się tego problemu
- Co?! – Marka zatkało – Moje dziecko nazywasz problemem? – był zszokowany
- Pozbędziesz się ciąży. Posłuchaj, damy ci z mamą pieniądze, by Paulina nie zorientowała się, że zniknęła pokaźna suma z waszego konta – Marek słuchał tego, jakby to wszystko działo się obok niego. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszy – Najpierw się pozbędziesz tego dziecka, a później pani Cieplak ze swojego życia. Oczywiście nie chcę jej więcej widzieć w mojej firmie!
- Czy ty w ogóle wiesz, co mówisz? – Marek nie wytrzymał, aż się w nim gotowało – Każesz mi zabić własnego wnuka?!
- To nie jest mój wnuk! Wnuki będę miał, gdy dziecko urodzi ci Paulina! – Marek spojrzał na niego z bólem. Gdy tu przyjechał, wiedział, że łatwo nie będzie, że rodzice będą go przekonywać do powrotu do Pauli… ale takiego obrotu spraw się nie spodziewał.
- Nigdy nie będę miał z nią dzieci! – był wściekły - Jeśli Ula nie zdecyduje się na kolejne dziecko, wtedy to będzie moim jedynym potomkiem! To dziecko będzie twoim jedynym wnukiem!
- To nigdy nie będzie mój wnuk! - krzyknął
- Skoro to nie będzie twój wnuk, to ja już nie jestem twoim synem! – wrzasnął - Jakim trzeba być człowiekiem, by planować aborcję własnego wnuka?! Nie chcę cię znać! – krzyknął po raz ostatni i pośpiesznie opuścił ogród, nie dając Krzysztofowi nic dodać. Zresztą tu już nie można było nic dodać. Stracił syna.
Był zdruzgotany. Nie sądził, że jego ojca będzie stać na coś takiego. Nawet w najgorszych snach nie przypuszczał, że jego ojciec, jego wielki autorytet, zaproponuje coś takiego. Był tak nabuzowany, że najchętniej rozerwałby na strzępy wszystko w koło. Jak w amoku dojechał na Saską. To cud, że nie spowodował wypadku. Nawet nie pamiętał drogi. Jechał tu automatycznie. Pośpiesznie wszedł na górę. Trzasnął drzwiami, czym zwrócił uwagę Uli. Momentalnie znalazła się przy nim. Rzucił teczką o podłogę. Widziała, że jest wściekły, roztrzęsiony, a w jego wzroku było coś, czego jeszcze nigdy przedtem nie widziała.
- Marek, stało się coś – zapytała, dotykając jego policzka
- Chcę się z tobą kochać – niemal wysyczał przez zaciśnięte zęby, gwałtownie podniósł ją do góry i zaniósł do sypialni. Musiał rozładować to napięcie. Całował ją zachłannie. Jego ruchy były nerwowe. Była totalnie zaskoczona jego zachowaniem. Nie mógł poradzić sobie z guziczkami jej bluzki, więc po prostu ją rozerwał. Zastygła w bezruchu. Przestraszyła się go. W jego wzroku dostrzegła rodzaj obłędu.
- Marek – wyszeptała. Nie reagował. Gwałtownie ścisnął jej rękę. Syknęła z bólu. Nawet nie zwrócił na to uwagi. Był jak dzikie zwierze.
- Marek, proszę się, uspokój się – wyszeptała wprost do jego ucha, wolną rękę delikatnie gładząc jego policzek. Podziałało. Uwolnił jej rękę. Przestał być natarczywy – Spokojnie. Ciiii…. – wyszeptała po raz kolejny. Odsunął się od niej i spojrzał jej w oczy. Dostrzegł w nich strach. Bała się go. Otrzeźwiał.
- Przepraszam – wyszeptał i przytulił się do niej – przepraszam.
- Już dobrze – uspokajająco gładziła jego plecy. Wyciszył się. Spojrzała w jego oczy. Dostrzegła ból, rozpacz. To już nie był ten sam człowiek, który stał przed nią jeszcze pięć minut temu. Zaczęła obsypywać jego twarz pocałunkami. Delikatnie gładziła jego tors. To ona przejęła kontrolę, a on postanowił się poddać. Kochali się powoli i subtelnie. Nadeszło spełnienie. Leżeli obok, uspokajając oddechy. Przygarnął ją do siebie całując w czubek głowy
- Dziękuję ci – szepnął – i przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
Spojrzała w jego oczy. Milczała przez chwilę intensywnie wpatrując się w te ukochane tęczówki
- Powiesz mi co się stało? – zapytała przeczesując jego włosy
Zamyślił się przez chwilę, po czym westchnął i powiedział marszcząc brwi - Odchodzę z firmy. Jutro złożę rezygnację. Twoją zresztą też – spojrzała na niego zaskoczona. Przecież firma była dla niego ważna. Skąd ta nagła decyzja o odejściu.
- Ale co się stało?
- Nic. Tak będzie lepiej – odparł z nadzieją, że szybko skończą ten temat
- Marek, czy to ma jakiś związek z twoją rozmową z rodzicami? – nerwowo przygryzł wargę – Marek?
- Tak – odparł krótko i wpatrując się w jej oczy poprosił – Obiecaj mi, że już nigdy nie zapytasz mnie o tą rozmowę.
- Ale Marek – przerwał
- Obiecaj! – powtórzył zdecydowanie
- Obiecuję – powiedziała intensywnie myśląc o tym, co się musiało tam wydarzyć. Musiał się pokłócić z rodzicami. To przez nią. I przez nią odchodzi z firmy.
Położył dłoń na jej brzuchu i zamknął oczy. Pod powiekami gromadziły mu się łzy.

niedziela, 17 marca 2013

'Kocham Was' IV

Czuwał przy jej łóżku. Spała. Jej parametry były prawidłowe. Odzyskała przytomność, ale zasnęła nim wrócił od lekarza prowadzącego. Nie zdążył nic jej powiedzieć. Trzymał jej dłoń w swojej, splótł ich palce i myślał o tym, co usłyszał przed chwilą. ‘Proszę pana, generalnie wszystko jest w porządku. Zrobiliśmy kilka badań, nie wynika z nich nic niepokojącego. To co dzieje się z panią Ulą od kilku dni musi być wynikiem silnego stresu. Kobieta w ciąży potrzebuje spokoju. Jeśli pacjentka dalej będzie narażona na tak wielki stres, będzie żyła w niepokoju, to w efekcie odbije się bardzo poważnie na jej zdrowiu, a przede wszystkim na zdrowiu dziecka. Nie wiadomo ile jeszcze takich zasłabnięć jej organizm zniesie bez poważniejszych powikłań’. To, że Ula się tu znalazła to jego wina. Ewidentnie jego wina. Miał się nią opiekować, dbać o nią, a tymczasem funduje jej nerwy i niepewność. Miał dorosnąć, a po raz kolejny okazał się nieodpowiedzialnym gówniarzem. Zerknął na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza. Nagle sobie przypomniał, że nie zadzwonił do Rysiowa. Przecież jej ojciec czeka na wiadomość. Wyciągnął telefon i dopiero teraz zauważył dwa nieodebrane połączenia do Seby i osiem od Pauli. ‘Pewnie wróciła już do domu’. Nie mógł teraz jechać do Wilanowa, nie chciał zostawiać Uli samej. Najprościej było zignorować jej telefony. Zresztą miałby jej powiedzieć ‘Kochanie, jestem z Ulą w szpitalu’? Nonsens. Na palcach, by jej nie zbudzić, wyszedł na korytarz i wybrał numer Cieplaka. Rozmowa była krótka i rzeczowa, wyjaśnił mu, że Ula ma się już lepiej i pojutrze powinna zostać wypisana. Uspokoił go i zapowiedział, że przed południem pojawi się w Rysiowie. Później zadzwonił do Seby. Przyjaciel poinformował go, że Febo od dwóch godzin wydzwania do niego z pretensjami, gdzie podziewa się jej narzeczony. Postanowił nie wdawać się na ten temat w dyskusję i poprosił Olszańskiego o zastępstwo w firmie. Wyjaśnił, że musi uporządkować kilka spraw i nie będzie miał głowy do odbierania poczty, podpisywania durnych papierków i pilnowania Aleksa. Obiecał odezwać się wieczorem. Na korytarzu spotkała go pielęgniarka, która za wszelką cenę starała się wysłać go do domu. Przekonywania, że nie chce zostawiać Uli samej na niewiele się zdały. Postanowił przekonać oddziałową przy użyciu swojego uroku osobistego. Kilka uśmiechów, spojrzeń i udało się. Zawsze się udawało. Wrócił na salę i trwał przy niej.
- Marek? – usłyszał swoje imię i ocknął się. Nie spała. W białej, szpitalnej sali było już jasno. Spojrzał na zegarek. Dochodziła siódma. Musiał przysnąć nad ranem. Uśmiechnął się do niej niepewnie – Co tutaj robisz?
- Jestem przy tobie. Ula, posłuchaj, ta nasza rozmowa wczoraj, ja – przerwała mu
- Nie Marek, ja nie chcę o tym rozmawiać. Nie wracajmy do tego. Nigdy już do tego nie wracajmy – mówiła powoli, a w jej głosie i w jej oczach pełno było bólu.
- Dobrze – odparł i przysunął się do niej bliżej. Wziął jej twarz w swoje dłonie i tonąc w jej chabrowych oczach wyszeptał – Ale proszę cię, nie przekreślaj mnie za to, że byłem kiedyś głupi. Pozwól się kochać i sobą opiekować. Obiecuję ci, że już nigdy cię nie oszukam.
Nie odpowiedziała, ale przyciągnęła go bliżej siebie i pogłaskała po głowie, dając mu tym samym znak, że będzie dobrze. Wielki kamień spadł z jego serca. Uśmiechnął się z ulgą i złożył na jej ustach najczulszy pocałunek na jaki było go stać.
Przypomniała sobie o Rysiowie, pewnie jej ojciec odchodzi od zmysłów. Uspokoił ją mówiąc, że dzwonił wieczorem i zapewnił, że czuje się już lepiej. Tuż przed obchodem niechętnie opuścił szpital. Ona miała mieć jeszcze kilka badań przed jutrzejszym wyjściem, jego czekało kilka ważnych rozmów, a przede wszystkim śniadanie. Wstąpił do niewielkiej knajpki. Aż go mdliło. Od wczorajszego lunchu żył na kawie ze szpitalnego automatu.  Kwadrans przed dziesiątą zaparkował pod posesją z numerem osiem. Skłamałby, gdyby powiedział, że się nie obawia tej rozmowy. Bał się stanąć przed Cieplakiem i to jak cholera. Z duszą na ramieniu ruszył w stronę drzwi.
- Dzień dobry panie Józefie – rzekł, gdy w progu domu pojawił się jej ojciec. Niepewnie wyciągnął do niego dłoń. Nie wiedział czego może się spodziewać. Cieplak miał prawo zareagować różnie. W końcu wczoraj w dość niefortunnych okolicznościach dowiedział się, że on, zajęty i zaręczony szef jego córki, uwiódł ją. Ku jego radości Józef uścisnął jego dłoń i zaprosił do salonu, proponując kawę. Przystał na to z ochotą, bo wiedział, że ta rozmowa krótka nie będzie.
- Proszę mi powiedzieć jak ona się czuje?
- Dobrze. Byłem z nią przez całą noc. Wyspała się, odpoczęła trochę. Wyniki są dobre. Dziś mają jej powtórzyć morfologię i zrobić EKG. Jeśli nie zdarzy się nic niepokojącego, jutro przed południem ją wypiszą.
- Ja wczoraj byłem przerażony, gdy wszedłem do jej pokoju, a ona… - urwał. Cieplak bardzo przeżywał tą wczorajszą sytuację.
- Wiem panie Józefie. Proszę mi wierzyć, ja też się bardzo o nią bałem. O nich. – dodał, a Cieplak spojrzał na niego przenikliwie
- Czyli to prawda, moja córka jest w ciąży – westchnął
- Tak. Panie Józefie, ja chciałem pana bardzo przeprosić… sposób w jaki pan się dowiedział… To nie powinno tak wyglądać – Cieplak przyglądał mu się uważnie. Widział, że Dobrzański jest zdenerwowany - Chcieliśmy panu o tym powiedzieć razem, w trochę innych okolicznościach. Sami dowiedzieliśmy się na początku tygodnia. Ula chciała być z panem szczera, ale uznaliśmy, że ogłosimy to, gdy moja sytuacja będzie już wyprostowana. Jakby nie patrzeć ja nadal pozostaję w oficjalnym związku… - nie pozwolił mu dokończyć
- No właśnie, panie Marku, co… – Dobrzański wszedł mu w słowo
- Marku. Proszę mi mówić po imieniu. W końcu za kilka miesięcy zostaniemy rodziną – mówiąc to delikatny uśmiech zagościł na jego twarzy.  
- A więc Marku, porozmawiajmy jak ojciec z ojcem. Co zamierzasz?
- Kocham pańską córkę. Uświadomiłem to sobie już jakiś czas temu i wtedy też postanowiłem zakończyć mój dotychczasowy związek. Do wczoraj nie mogłem tego zrobić ze względu na sprawy firmowe, ale jeszcze dzisiaj zakończę to, co tak naprawdę nigdy nie powinno trwać. Chce stworzyć naszemu dziecku prawdziwy dom. Kilka dni temu wynająłem mieszkanie. Mam nadzieję mieszkać tam razem z Ulą, ale znając ją, nie będzie chciała całkowicie i definitywnie wyprowadzać się z Rysiowa.
- Spodziewacie się dziecka, powinniście być razem.
- Wiem i bardzo bym tego chciał. Chciałbym móc się nią opiekować każdego dnia, ale sam pan wie jaka jest Ula. Nie będzie chciała zostawiać was samych, zwłaszcza Beatki. Muszę to uszanować.
- Synu – ten zwrot kompletnie go zaskoczył, ale również ucieszył. Wychodziło na to, że Cieplak go zaakceptował, wiele to dla niego znaczyło – jeśli będzie się upierać porozmawiam z nią i stanę po twojej stronie. Moja córka przez wiele lat się nami zajmowała. Czas, by pomyślała o sobie i swoim szczęściu.
- Dziękuję – odparł wzruszonym głosem. Nie spodziewał się takiej serdeczności, nie sądził, że Cieplak będzie ich wspierał.
Postawa jej ojca, jego stosunek do niego i do ich związku dodały mu sił i pewności siebie. Prosto z domu Cieplaków ruszył do Wilanowa. Miał nadzieję zastać Paulę w domu.

Dochodziła dwudziesta gdy niepewnie uchylił drzwi sali numer dziesięć. Wciąż leżała sama, najwyraźniej nie przywieźli jej żadnej towarzyszki. W pomieszczeniu panował półmrok, niezbyt intensywne światło dawała mała lampka, włączona na jej szpitalnej szafce. Leżała tyłem odwrócona do drzwi. Myślał, że śpi. Pośpiesznie wyciszył telefon, aby nikt nie zakłócił jej spokoju. Cicho podszedł do stojącego tuż obok jej łóżka krzesła i usiadł ciężko. To był długi i męczący dzień. Poluzował krawat i przetarł dłonią twarz. Wciągnął z kieszeni marynarki pierścionek. Intensywnie się nad czymś zastanawiał, przewracając złoty krążek w dłoniach. Był tak pogrążony we własnych myślach, że nawet nie zauważył, iż Ula odwróciła się i od kilku chwil bacznie mu się przygląda. Zanim przyszedł długo myślała o nim i ich związku. Przypomniała sobie swój pierwszy dzień w FD. Do końca życia nie zapomni momentu, gdy ujrzała go po raz pierwszy. Jeszcze nigdy nie widziała tak przystojnego mężczyzny. Był dla niej idealny. Była pewna, że nigdy nie będzie jej, a jedyne, na co mogła sobie pozwolić  to marzenia. Od momentu, gdy go zobaczyła marzyła o nim każdego dnia i każdej nocy. Nie przypuszczała, że dane jej będzie go całować, zasypiać w jego ramionach. A jednak niecały rok od ich pierwszego spotkania wszystko się zmieniło. Była z nim, spodziewała się jego dziecka, a przyszłość rysowała się u jego boku. Brzydulę pokochał książę z bajki. Spojrzała na niego i na jubilerskie cacko w jego dłoni. Dotrzymał słowa i zerwał zaręczyny. Już nic nie stało na przeszkodzie do ich szczęścia. Przyjrzała mu się uważnie. Wciąż był pogrążony w myślach.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz – odezwała się wreszcie, tym samym powodując, ze spojrzał w jej stronę. Jego oczy były smutne, widziała to bardzo dobrze, mimo słabego oświetlenia. Pośpiesznie schował pierścionek do kieszeni. Uśmiechnął się blado i usiadł na skraju łóżka, biorąc jej dłoń w swoją.
- Trochę mi się przeciągnęło z Pauliną – powiedział słabym głosem – Odwołałem ślub i wyprowadziłem się z domu.
- Jak ona to przyjęła? – zapytała cicho. Spojrzał na nią zaskoczony. Chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać. Zamiast się cieszyć, że wreszcie jest wolny, ona się martwi jak jego była zareagowała. Jego kochana Ula, która myśli o wszystkich, stawiając siebie na drugim miejscu.
- Yyyyyy – przygryzł dolną wargę i wykrztusił w końcu – Z wielką klasą.
- Jesteś bardzo zmęczony. Ten dzień wiele cię kosztował – mówiła z troską
- Niełatwo jest się rozstać po siedmiu latach związku. Zwłaszcza, jak się człowiek rozstaje z Pauliną Febo – zaśmiał się pod nosem – Dzisiaj sobie uświadomiłem, że zmarnowałem siedem długich lat swojego życia – powiedział gorzko. Pogładziła jego policzek. Wtulił twarz w jej dłoń. Nie pytała o nic więcej. Widziała, że jest mu ciężko i postanowiła nie drążyć tematu. Gdyby chciał, sam powiedziałby jej więcej. Jeśli tak woli ona nie będzie od niego wyciągać szczegółów ich rozmowy – Posuń się – poprosił. Zdjął marynarkę i krawat, ściągnął buty i położył się na skraju szpitalnego łóżka. Przyciągnął ją do siebie i oparł swoją głowę o jej – Dobrze mi tu z tobą.
- Mnie z tobą też, ale powinieneś jechać do domu i wyspać się w normalnych warunkach. W ostatnim tygodniu większość nocy spędzałeś w mało komfortowych warunkach.
- Nie chcę jechać na Saską sam – wyszeptał wpatrując się w jej oczy. Nagle sobie przypomniał, że nawet jej nie zapytał o wyniki dzisiejszych badań. Uniósł głowę, oparł ją na ręku i przyjrzał jej się badawczo – A w ogóle jak ty się czujesz? Jak wyniki?
- Dobrze. Wszystko jest w porządku. Jutro przed południem mnie wypiszą – uspokoił się i ponownie wtulił twarz w zagłębienie jej szyi.
- No i dobrze. Śpij.
Zasnęła. On nie potrafił zasnąć. W myślach wciąż wracał do wydarzeń sprzed kilku godzin.

Wszedł cicho do domu. Zastał ją w salonie. Od progu spiorunowała go wzrokiem. Gdyby jej spojrzenie potrafiło zabijać już leżałby martwy.

- No wreszcie przypomniałeś sobie gdzie mieszkasz! – każde jej słowo aż ociekało irytacją

- Paula – przerwała mu

- Którą modelką byłeś tym razem tak zajęty, że nie wróciłeś na noc do domu!? Która wywłoka skupiła twoją uwagę na tyle, byś nie odebrał ani jednego z dziesięciu moich telefonów?! – krzyczała. Byli zamknięci w czterech ścianach. Nie musiała się obawiać, że ktoś usłyszy, że rozpoczną się plotki. W domu nie musiała dbać o to, co ludzie powiedzą.  

- Byłem z Ulą – odparł spokojnie

- Tak, praca z Brzydulą to twoja najlepsza wymówka ostatnich tygodni! Ale mój drogi zarząd już się odbył. Nad czym pracowaliście tym razem? A może ona pojechała do domu, a ty w tym czasie zabawiałeś się z Klaudią?

- Nie. Byłem z Ulą – powtórzył i spojrzał znacząco w jej oczy. Chyba zaczynała rozumieć, co chce jej powiedzieć, bo zaczęła się głośno śmiać.

- No w to ci nie uwierzę – śmiała się dalej, nerwowo krążąc po salonie, a on trochę zaskoczony obserwował jej reakcję.  Jego wzrok mówił wszystko – Chcesz mi powiedzieć, że przespałeś się z nią? – nie odpowiedział. Nie musiał nic mówić. Ona już wiedziała. Spoliczkowała go – Co ja ci zrobiłam, że upokarzasz mnie tak bardzo? Jak mogłeś na dwa tygodnie przed ślubem przelecieć tą wiejską pokrakę?!

- Paula! Proszę cię hamuj się!

- To ty się hamuj! – wrzasnęła - Czy ty naprawdę musisz zaliczyć każdą swoją asystentkę? Nawet Brzyduli nie przepuściłeś? Może my powinniśmy zatrudniać ci asystenta! – w głowie jej się to nie mieściło. On i Brzydula. Musi się uspokoić. Odgarnęła włosy i spojrzała na niego z wyższością – Dobrze, porozmawiajmy. Wiem, że chcesz mnie przeprosić.

Dziwnie się zachowywała. Starał się ją zrozumieć. Miała prawo być w szoku.

- Tak, masz rację. Chcę ciebie przeprosić.

- Jestem w stanie ci wybaczyć pod warunkiem, że jeszcze dzisiaj ją zwolnisz – powiedziała spokojnie.

- Nie zwolnię jej.

- Nie!? – wierzyć jej się nie chciało, jak może być tak bezczelny – Ślub za dwa tygodnie, a ty mi mówisz, że jej nie zwolnisz. Naprawdę sądzisz, że będę ją tolerować? Aż taka dobra jest w łóżku? – jej wzrok ciskał piorunami - Może jeszcze zaprosimy ją na ślub i na wesele? – wpadła w furię – Ja wiem, a może ona powinna zostać moją świadkową. Myślisz, że się zgodzi? – zapytała drwiąco

- Nie zaprosimy Uli na ślub, bo ślubu nie będzie – za wszelką cenę starał się zachować zimną krew i załatwić to najspokojniej jak to było możliwe. Po raz kolejny wybuchnęła śmiechem. Nie traktowała jego słów poważnie

- Ty chyba sobie ze mnie żartujesz?

- Nie Paulina, wcale nie żartuję. Chcę odwołać ślub – powiedział zdecydowanie

- Chcesz odwołać nasz ślub przez romans z jakąś prostaczką?

- Paulina tu chodzi o coś więcej…

- O co? – zapytała gwałtownie

- To nie jest zwykły romans. Paulina ja ją kocham – kolejny raz tego popołudnia jej dłoń gwałtownie wylądowała na jego policzku.

- Nie, nie wierzę…. – nerwowo kręciła głową licząc na to, że za chwilę obudzi się z tego koszmaru

- Przepraszam – wyszeptał – Nie chciałem cię skrzywdzić.

- Nie chciałeś mnie skrzywdzić?! Dobre sobie! – ledwo hamowała łzy. Mężczyzna, którego za kilkanaście dni miała poślubić mówi jej, że kocha inną, a ona jest kompletnie bezsilna. Jej świat legł w gruzach, a ona nawet nie może się rozpłakać. Nie może płakać, bo ona nigdy nie płacze.

- Paulina, posłuchaj… - zaczerpnął powietrza i zaczął mówić spokojnym głosem – Ja zawsze myślałem, że jesteś moją drugą połówką, że będziemy razem zawsze. Ale ostatnio gdy zacząłem tak na poważnie analizować nasz związek doszedłem do wniosku, że my od samego początku do siebie nie pasowaliśmy. To przekonanie, że razem od dziecka, razem na całe życie, nas zmyliło.

- Jesteś śmieszny! – zadrwiła. Nie dał się zniechęcić, kontynuował, by powiedzieć to, co chciał powiedzieć od dawna

- My się tak naprawdę nie znamy. Jesteśmy ze sobą tyle lat a nic o sobie nie wiemy. Żyliśmy tak naprawdę obok siebie a nie razem.

- A ona oczywiście zna cię najlepiej – zaśmiała się kpiąco

- Tak – przyznał – przeszliśmy drogę od przyjaźni do miłości. Sama mi kiedyś powiedziałaś, że związki oparte na przyjaźni są trwalsze i szczęśliwsze

- Ale rozmawialiśmy o Sebastianie – powiedziała swoim charakterystycznym, pretensjonalnym tonem

- Nie – pokiwał głową - O mnie i Uli. Sebastian to była przykrywka. Pula, nie pasujemy do siebie, nie kocham cię, nie ma sensu dłużej tego ciągnąć

- Zniszczyłeś mi życie! – wysyczała ściągając pierścionek – Oddałam ci najlepsze lata swojego życia! Poświęciłam dla ciebie wszystko! Mogłam mieć każdego! Nienawidzę ciebie i tej twojej pokraki! – powiedziała z pogardą - Kiedyś za to zapłacisz! Żałuję każdej chwili, którą spędziliśmy razem, każdej minuty, kiedy byłam przy tobie.

Patrzył na nią ze smutkiem. Wiedział, że ta rozmowa nie będzie łatwa, ale takiego finału się nie spodziewał. Nie sądził, że ich związek skończy się w ten sposób, że będzie w niej tyle jadu, nienawiści, że po tylu latach nie będą potrafili rozstać się w przyjaźni lub przynajmniej zachowując w miarę poprawne relacje. Wiedział, że krzywdził ją wiele razy, ale ona również nie była bez winy. Miał jej wiele do zarzucenia, ale postanowił tego nie wyciągać. Nie miało to już sensu.

- Właśnie uświadamiasz mi, że ja również – spojrzał na nią ostatni raz i ruszył w stronę garderoby – Zabiorę swoje rzeczy. Dom oczywiście jest twój.

Nie odezwała się już słowem. On również nie zamierzał kontynuować tej przepychanki słownej, która do niczego nie prowadziła.   Wzajemnie oskarżenia i wypominanie były bezsensowne. Po siedmiu wspólnych latach nie było ich stać na kulturalne rozstanie. Trudno. Nie wszystko jest takie, jak chcemy, jak sobie zaplanujemy. On opuszczał ten dom ze świadomością, że nie wiąże z tym miejscem pozytywnych emocji i ani jednego dobrego wspomnienia. Nawet jeśli kiedyś takie dobre chwile się zdarzyły, ta rozmowa je przekreśliła. Zniszczyła to, co mógłby wspominać jako coś miłego. Cieszył się, że zakończył ten związek. To i tak nie miało przyszłości. Lepiej późno niż później. 
Zasnął wtulony w jej ciało.

czwartek, 14 marca 2013

'Kocham Was' III



Wszystko działo się w zawrotnym tempie. Gdyby ktoś dwa miesiące temu powiedział mu, że niebawem zakocha się w swojej asystentce, zostanie ojcem i odwoła długo wyczekiwany ślub puknąłby się w głowę. Przecież wszystko od lat było zaplanowane. Życie człowieka nie może w jednej chwili zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. A jednak jego życie tak właśnie się zmieniło. Ledwie zdał sobie sprawę, że związek, w którym tkwi od lat nie ma przyszłości, a już po chwili do jego drzwi zapukała miłość. Taka prawdziwa, na całe życie. I jeszcze to dziecko. Lubił dzieci, chciał być ojcem. Sądził jednak, że będzie to bardziej zaplanowane, a przede wszystkim we właściwej kolejności. Związek, wspólne mieszkanie, plany na przyszłość i decyzja o ciąży. Stało się inaczej. Będzie ojcem dziecka kobiety, z którą nawet oficjalnie nie jest związany. Zawsze zakładał, że decyzja o potomku będzie wspólną decyzją jego i jego żony. Los jednak zadecydował inaczej i bardzo go to cieszyło. Od dwudziestu czterech godzin unosił się nad ziemią. Za kilka miesięcy powita na świecie cząstkę siebie. To będzie mistyczne przeżycie. Ale zanim  będzie się mógł w pełni cieszyć swoim szczęściem, w pełni kosztować tej miłości, która zrodziła się między nim a Ulą, musi wyprostować to, co poskręcane, a przede wszystkim przeżyć posiedzenie zarządu. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak wiele kosztuje Ulę sfałszowanie raportu. To wszystko do czego musiała się posunąć było sprzeczne z jej zasadami. A jednak to robiła w imię miłości i ich wspólnej przyszłości. Robiła to dla niego. Był cholernym sukinsynem, który od miesięcy wykorzystuje jej dobroć, który wykorzystuje ją. Gdyby tylko znała prawdę z pewnością nie chciałaby na niego spojrzeć. Za wszelką cenę musi jej wynagrodzić tą intrygę.
Rozmyślania prezesa przerwało pukanie do drzwi. Odgonił od siebie wszystkie myśli i zaprosił gościa do środka. To był jego najlepszy przyjaciel.
- A ty jeszcze tutaj? – zapytał od progu – Już po piątej. Może skoczymy do klubu, żebyś odreagował jutrzejsze posiedzenie?
- Nie – odparł zdecydowanie, intensywnie wpatrując się w Olszańskiego
- No ale daj spokój, dawno nigdzie nie byliśmy. Ciągle nie masz czasu. Jak nie urabianie Brzyduli – na to określenie w Dobrzańskim aż się zagotowało, spiorunował przyjaciela wzrokiem, ale ten był tak podekscytowany perspektywą szybkiego podrywu, że nawet tego nie zauważył - to wybór nowego dyrektora, teraz zarząd. Chyba już jesteś przygotowany, więc czas na chwilę relaksu
- Kończę z wypadami do klubów i chętnymi panienkami – Sebastiana zamurowało
- Że co? – niemal krzyknął – Kim jesteś i co zrobiłeś z moim przyjacielem?
Marek milczał i intensywnie się nad czymś zastanawiał
- Czas spoważnieć. Będę ojcem – ostatnie słowo wywołało na jego twarzy szeroki uśmiech
- Żartujesz? – Olszański nie krył zaskoczenia – Stary, moje gratulacje! – uścisnął rękę Dobrzańskiego i poklepał go po ramieniu – Ale sądziłem, że Paulina będzie chciała poczekać do ślubu
- Paulina? – Marek spojrzał zdezorientowany na kumpla. No tak, przecież to dla wszystkich naturalne, że dziecko będzie miał z narzeczoną, z którą w związku jest od siedmiu lat – Ula jest w ciąży
- Co?!? – wrzasnął na pół firmy – Nie sądziłem, że Brzydula jest taka cwana i będzie cię chciała złapać na dziecko
- Jeszcze raz ją tak nazwiesz, a ci przyłożę! – warknął – I na nic nie chce mnie złapać!
- Stary, czy ty zdajesz sobie sprawę…. Za moment ślub, a ona jest z tobą w ciąży. Paulina ci tego nie wybaczy. Zdrady jakoś potrafiła przełknąć, ale z dzieckiem nie będzie tak łatwo.
- Ale ja wcale nie chcę, żeby mi wybaczyła – odparł spokojnie – Ślubu nie będzie
- Zwariowałeś? Marek, opamiętaj się! Miałeś ją bajerować, ale nie ładować się w pieluchy i odwoływać ślub! – Olszański chodził po gabinecie w tą i z powrotem
- Nie kocham jej… - przerwał mu
- Jasne! I zrozumiałeś to na kilka dni przed wylotem do Mediolanu!
- Nie. Rozumiem to już od dawna. A z Ulą jestem po prostu szczęśliwy – odparł z rozmarzonym wyrazem twarzy
- Nieźle! Jak na razie nie potrafię tego ogarnąć swoim rozumem. Chyba muszę się z tym przespać. Pogadamy po zarządzie – już miał wychodzić, ale przypomniał sobie o najważniejszym – A raport sfałszowała? – Dobrzański pokiwał głową – Dobre chociaż to, że nasz plan wypalił. Spełniła swoją rolę. Idę się napić. Trzymaj się.
Seba opuścił gabinet, a on został sam. Ula pojechała do Rysiowa. Ustalili, że wróci z Maćkiem. On miał jechać dzisiaj do domu. Ostatni dzień udawania, by Paula niczego się nie domyśliła. Postanowił posiedzieć w biurze jeszcze dwie godziny. Musi wrócić później niż zwykle, musi być bardzo zmęczony, na wypadek gdyby panna Febo miała ochotę na upojną noc.
Punktualnie o ósmej zaparkował pod posesją numer osiem. Chciał wejść do środka, ale stwierdził, że to nie jest najlepszy pomysł. Wolnym krokiem zmierzała do srebrnego Lexusa. Wysiadł z promiennym uśmiechem na twarzy i już po chwili zamknął ją w swoich ramionach. Wyswobodziła się z tego uścisku i szybko wsiadła do samochodu. Nie krył zaskoczenia z powodu jej zachowania. Wsiadł do środka i spojrzał na nią uważnie.
- Kochanie, co się dzieje?
- Nic – odparła nie patrząc na niego – jedźmy już
Przez chwilę przyglądał się jej uważnie. Nie wiedział co się dzieje. Postanowił zrzucić wszystko na stres związany z zarządem.  Ruszyli w stronę Febo&Dobrzański.
Posiedzenie przebiegało bez większych komplikacji. Febo skrupulatnie analizował przedstawione przez nią materiały. Krzysztof z serdecznym wyrazem twarzy przysłuchiwał się jej prezentacji. Paulina u boku Marka, bardziej skupiona na osobie prezesa, niż na wynikach firmy. I on, nieustannie wpatrujący się w jej oczy, jakby tym spojrzeniem chciał dodać jej otuchy i pewności siebie. Raport został przyjęty jednogłośnie. Oboje odetchnęli. Nikt niczego się nie domyślił. Tuż po głosowaniu Paulina nachyliła się w stronę Marka, by złożyć na jego ustach pocałunek. W ostatniej chwili się odsunął, by sięgnąć po leżące na środku stołu dokumenty. Ula spojrzała na nich po raz ostatni i opuściła konferencyjną.
Zaszyła się w swoim gabinecie. Poprosiła Dorotę by nikogo nie wpuszczała. Dużo kosztowało ją to zebranie. Jeszcze nigdy świadomie i z tak wielką premedytacją nie wprowadzała ludzi w błąd, nie wciskała im kłamstwa zamiast prawdy. Źle się z tym czuła. I jeszcze Marek, który… Jej rozmyślania przerwało jego wejście.
- Dziękuję – rzucił od progu i już po chwili znalazł się przy niej – wpatrywała się w sobie tylko znany punkt za oknem – Ulka, już po wszystkim, przestań tak to przeżywać. Wiem, że było ci trudno, że to niezgodne z twoimi – nie udało mu się dokończyć, przerwała mu
- Możesz mi łaskawie powiedzieć, jaki był twój cudowny plan? – zapytała intensywnie wpatrując się w jego oczy 
- O czym ty mówisz? – czyżby dostrzegła w jego oczach przerażenie?
- O planie. Twoim i Sebastiana, w którym ja grałam główną rolę – powiedziała zdecydowanie. Tak bardzo bała się tego, co może od niego usłyszeć, ale postanowiła przynajmniej na razie udawać spokój i opanowanie.
Zamarł. Planował jej o tym kiedyś powiedzieć, ale na pewno liczył na bardziej sprzyjające okoliczności. Teraz zaczynał rozumieć to jej dziwne zachowanie. Stres związany z raportem to jedno, jej obawy to drugie. Odłożenie tej rozmowy na później było w tym momencie najgorszym rozwiązaniem. W tym momencie może go uratować tylko szczerość. Będzie bolało, będzie cierpiała, ale będzie to miał za sobą. Jego wzrok był rozbiegany. Nie potrafił zebrać myśli. Nawet nie wiedział od czego zacząć. Ona wciąż wpatrywała się w jego twarz. 
- Pewnie zastanawiasz się skąd o tym wiem – przerwała tą panującą od kilku minut ciszę. Spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem – Usłyszałam wczoraj końcówkę waszej rozmowy – pokiwał głową dając jej znak, że rozumie.
- Ula – odezwał się wreszcie - to jest dość skomplikowana sytuacja. Chodź, przesiądziemy się na sofę – wskazał na stojący w rogu pokoju mebel. Wybrała fotel siadając naprzeciwko niego, tym samym odgradzając się nieco. Spojrzał na nią niepewnie. Zaczynała wymykać się z jego rąk. Przeraziło go to.
- Nie jestem dumny z tego co zrobiłem. Usłyszałaś wczoraj tą rozmowę… - przerwał na chwilę. Widziała, że jest zdenerwowany. Westchnął ciężko – Pewnie mi nie uwierzysz, ale zamierzałem ci o tym powiedzieć. Na pewno nie dzisiaj, nie jutro, ale powiedziałbym. To co jest między nami to miłość. Taka prawdziwa, na całe życie. Związek buduje się przede wszystkim na miłości, ale i na szczerości. Ja chcę zbudować z tobą coś prawdziwego, trwałego, a żeby to zrobić i tak musiałbym się przyznać do swoich grzechów. Nie jest łatwo powiedzieć kobiecie, którą się kocha całym sobą, że jest się sukinsynem, ale ja właśnie ci to mówię. Wiesz, na początku naszej znajomości, dziwiłem się, jak możesz kochać takiego palanta jak ja – zaśmiał się gorzko – Pamiętasz, jak mnie pierwszy raz pocałowałaś, wtedy w Wigilię? Ja pierwszy raz poczułem, że kobieta całuje mnie nie dla tego, że jestem bogaty, przystojny i mam na nazwisko Dobrzański, ja podczas tych kilku sekund, gdy nasze usta się połączyły, poczułem jak smakuje pocałunek z miłości – usłyszeli ciche pukanie, by już po chwili w drzwiach wejściowych zobaczyć Violettę
-I jak tam po zarządzie? Bo wiecie… - zaczęła trajkotać od progu
- Violetta, nie teraz! – spojrzał na nią wzrokiem mordercy
- Ale Mareczku  
- Wyjdź! – wrzasnął tak głośno, że z pewnością było go słychać w pracowni Pshemko. Kubasińska zamarła. Przenosiła swój wzrok to na prezesa, to na panią dyrektor. Widząc zirytowane spojrzenie swojego szefa szybko się wycofała.
Wejście Violetty kompletnie go wybiło. Nerwowo podrapał się po głowie, rozglądając się po gabinecie nieprzytomnym spojrzeniem. Wreszcie jego wzrok skupił się na niej. Siedziała sztywno, wpatrując się w niego z kamienną twarzą. Ten brak emocji go przeraził. Nie miał pojęcia co działo się w jej środku, jaki dramat teraz przeżywa. Nie wiedziała czego się może spodziewać, jakie słowa jeszcze padną z jego ust. Bała się, jeszcze nigdy w życiu nie czuła takiego strachu. Zebrał się w sobie
- Ty mnie pokochałaś, a ja perfidnie to wykorzystałem. Kredyty, stanowisko dyrektora finansowego, raport. Wszystko tylko po to, by utrzymać się na stanowisku prezesa, które tak naprawdę zawdzięczam tobie. Ale w głębi serca dziękuję sobie i Sebastianowi, że byliśmy takimi parszywymi kretynami. Gdyby nie plan wciągnięcia cię w ten układ pewnie nigdy bym cię tak naprawdę nie poznał. Tak - westchnął - to początkowo była gra. Kolacje, prezenty, adorowanie ciebie było po to, by nakłonić cię do określonych działań. A później najzwyczajniej w świecie się zakochałem. Miałem tyle kobiet w życiu, a smak miłości poznałem dopiero przy tobie. Ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Jesteś wszystkim, co mam. Wiem, że źle zrobiłem, że to było podłe, że cię skrzywdziłem. Gdybym mógł cofnąć czas wszystko zrobiłbym inaczej. Ale nie mogę. Mogłem tylko brnąć dalej. Bardziej kłamać, a jednocześnie bardziej się zakochiwać. Oszukiwałem w sprawach zawodowych, a to, co jest między nami, jest naprawdę. Ty i dziecko to cały mój świat – dokończył i wreszcie doważył się spojrzeć jej w oczy. Pustka. Nie było łez, krzyku. Nic.
- A co by było, gdybyś się nie zakochał? Tydzień przed ślubem powiedziałbyś, że ci się pomyliło, że kochasz ją, a ja byłam tylko nic nieznaczącym epizodem w twoim życiu? – odezwała się wreszcie
- Nie wiem – odparł zgodnie z prawdą – Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Wiem jedno, że gdybym nic do ciebie nie czuł nigdy bym sobie nie pozwolił na to, by być z tobą aż tak blisko. Kolacje, spacery, kwiaty – tak. Ale nic więcej. Nigdy bym cię nie zabrał do SPA, nigdy bym się z tobą nie kochał, bo darzę cię zbyt dużym szacunkiem. Od kilku tygodni jestem z tobą z miłości, nie dla Febo&Dobrzański – chciał z jej twarzy coś wyczytać. Kiepsko mu szło.
- Idź już. Chcę zostać sama – wyszeptała
- Ula – chciał coś dodać. Przerwała mu
- Marek proszę cię, zostaw mnie samą.
Wyszedł. Miał nadzieję, że przez swoje błędy, z początku ich znajomości, nie straci jej na zawsze. Nie pozostaje mu nic innego, jak czekać na jej ruch.
Blisko od trzydziestu minut szukał Pauli po wszystkich piętrach. Miał nadzieję zastać ją jeszcze w firmie i ostatecznie zakończyć ich związek. Spóźnił się. Od pana Władka dowiedział się, że chwilę wcześniej wyszła w towarzystwie Aleksa. W sumie było to naturalne. Brat i jego sprawy zawsze były dla niej najważniejsze. On był takim dodatkiem do jej życia. Nie na wszystkich imprezach towarzyskich wypadało pokazać się z bratem. Idealnie pasowali do siebie. Uśmiechnął się pod nosem wyobrażając sobie Paulinę i Aleksa jako małżeństwo. Gdyby nie byli rodzeństwem zdecydowanie tworzyliby idealną parę. ‘Para roku’ – oczami wyobraźni widział nagłówki plotkarskich gazet. On nigdy za tym nie przepadał. Nie znosił, gdy o nim pisali, mówili. Zwłaszcza, ze większość informacji wypisywanych przez tych pismaków mijała się z prawdą. Nigdy nikogo nie obchodziło jaki jest naprawdę. Liczyło się tylko to, z którą modelką go sfotografują, ile ma zer na koncie i jaki będzie kolor weselnych serwetek. Postanowił jechać do domu i tam zaczekać na Paulinę. Zawalił sprawę z Ulą, to chociaż to doprowadzi do końca. Nie ma sensu tego odkładać. Przed wyjściem wstąpił jeszcze do gabinetu pani dyrektor. Od Doroty dowiedział się, że Ula wyszła z biura dwie godziny temu w bardzo kiepskim stanie. ‘Płakała, była roztrzęsiona, ale nic nie chciała powiedzieć’ – usłyszał od sekretarki. To jego wina. To wszystko jego wina. Zadzwonił na komórkę. Nie odbierała. Raz, drugi. Cisza. ‘Ula, wiem że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale daj znać, że wszystko jest w porządku. Martwię się. Marek’. Nie odpisała, nie oddzwoniła. Wrócił do domu. Pauliny wciąż nie było. Ula milczała. Zaczął czuć niepokój. ‘A co, jeśli stało się coś złego? Wyszła zdenerwowana, nie odzywa się, może….’ Jego własne myśli go przeraziły. Zerwał się z sofy i pobiegł do samochodu. Ruszył w stronę Rysiowa. Musi sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Gdy tylko skręcił w odpowiednią ulicę dostrzegł karetkę przed jej domem. Właśnie wynosili ją na noszach.
- Ula – krzyknął biegnąc w jej stronę – Co się stało? – zapytał Józefa widząc, że z Ulą nie ma kontaktu
- Zasłabła – powiedział roztrzęsionym głosem – Nim przyjechało pogotowie odzyskała przytomność, a teraz znów jest jakiś problem
- Mogę jechać z wami – zapytał sanitariuszy
- A pan jest mężem?
- Ojcem dziecka – Józef spojrzał na niego zaskoczony, ale nie zdążył nawet o nic zapytać
- Pacjentka jest w ciąży?
- Tak, w piątym tygodniu. Omdlenia zdarzały się już wcześniej. W poniedziałek byliśmy u lekarza. Wszystko było w porządku.
- Dobrze, niech pan wsiada.
Usiadł w kącie, trzymając ją za rękę. To jego wina. Jeśli coś im się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczy.

niedziela, 10 marca 2013

'Kocham Was' II

Poszli na lunch. Musi teraz o nich dbać. Musi wziąć na siebie więcej obowiązków, odciążyć ją, a przede wszystkim się nią zaopiekować. Będzie zabierał ją na lunche. O stałych porach i z dużą ilością warzyw i owoców. Zero kawy i zostawania po godzinach w pracy. Musi być dla niej ostoją. Musi dojrzeć i być odpowiedzialny.
Siedzieli w ogrodzie jednej z mokotowskich restauracji. Czekając na sałatkę owocową, którą Marek zamówił na deser, rozpoczęli rozmowę.
- Odwiozę cię zaraz do domu. Musisz odpocząć – powiedział z troską
- Taaak – westchnęła - Ja wrócę do Rysiowa, a ty do narzeczonej – szepnęła
- Ula, wiesz przecież, że musimy to przetrzymać do posiedzenie zarządu.
- Wiem – odparła krótko, ale doskonale zdawał sobie sprawę jak jest jej ciężko
- Ula – przysunął się do niej bliżej – musimy wytrzymać jeszcze te kilka dni. Wiesz, że gdybym teraz odwołał ślub ona mnie nie poprze. Ja wiem, że to jest podłe z mojej strony, ale jej głos jest teraz dla mnie najważniejszy – spojrzała na niego smutno – Zrozum, nie mogą mnie teraz odwołać. Po naszym rozstaniu zostawię jej dom. Jestem jej to winien. Niebawem pojawi się dziecko, musimy gdzieś mieszkać. Będziemy potrzebować pieniędzy. Muszę wam zapewnić odpowiednie warunki. Pensja prezesa jest dużo wyższa niż dochody członka zarządu. Przy najbliższej okazji Aleks i taki zrobi wszystko by mnie odwołać, ale ważne jest nawet te kilka miesięcy – kciukiem pogładził jej policzek – za osiem dni będzie po wszystkim
- Tylko, że to osiem długich dni – westchnęła ciężko – i osiem długich nocy – dodała ciszej
Spojrzał na nią zaskoczony. ‘Ona chyba nie myśli, że… ‘
- Kochanie – chwycił jej podbródek by na niego spojrzała – nie sypiam z nią od kilku tygodni. Chyba nie sądzisz, że mógłbym kochać się z tobą w biurze, a później wrócić do domu i być z Paulą - przytulił ją. Odsunął się od niej po chwili i zmarszczył brwi. Widziała, że intensywnie się nad czymś zastanawia.
- Ula, a gdybym tak przesunął zebranie na piątek. Dałabyś radę skończyć raport do czwartku?
- Raport jest już gotowy. Muszę dopisać tam jeszcze wnioski końcowe. Zajmie mi to maksymalnie godzinę.
Jego twarz rozbłysła szerokim uśmiechem.
- Świetnie! – powiedział uradowany i wyciągnął z kieszeni telefon
- Aniu, poinformuj zarząd, że zwołuję zebranie na środę na dwunastą – wypowiadając te słowa widział szczęście w oczach swojej towarzyszki
- ….
- Tak, na najbliższą. Dzięki.
- Jak im wytłumaczysz to przyspieszenie? – zapytała Cieplak
- Lekarz kazał ci odpocząć, prawda? Zrzucę wszystko na ciebie – rzekł z miną, która za każdym razem ją rozśmieszała – Jesteś przemęczona, musisz wziąć kilka dni wolnego. A ja dbam o zdrowie moich współpracowników. Raport będzie gotowy, nie ma przeszkód, by zarząd odbył się wcześniej, skoro ty jesteś gotowa. I oto całe moje tłumaczenie – musnął jej usta.
Po skończonym posiłku poszli na długi spacer. Gdy wracali w stronę srebrnego Lexusa dochodziła osiemnasta.
- Pojedziemy teraz do Rysiowa, a później wrócę jeszcze do firmy
- Chcę jechać z tobą
- Nie – stanowczo zaprotestował – miałaś odpoczywać, wysypiać się. Ja muszę posiedzieć trochę nad papierami i koncepcją rozwoju firmy
- Marek, proszę cię. Prześpię się w gabinecie, a później ci pomogę – spojrzała na niego błagalnie. Zatonął w jej oczach i dostrzegł w nich pewien rodzaj strachu, niepokoju i niepewności. ‘Boi się? Jest ze mną w ciąży, a ja miałbym wrócić do domu, do narzeczonej. Nie jest pewna swojego miejsca w moim życiu…’ Wpadł na pewien pomysł.
- Zrobimy inaczej. Podjedziemy do biura, wezmę dokumenty i laptopa, a później porywam cię. Zadzwoń do taty, że zostajesz w pracy, niech się nie martwi.
Została w samochodzie. On poszedł na górę. Po drodze zadzwonił do Pauli. Nie chciał by Ula była świadkiem jego rozmowy z narzeczoną. Z coraz większym trudem wypowiadał słowo ‘kochanie’ w stosunku do panny Febo. Powiedział, że zostaje z Ulą w firmie, będą pisać raport i wróci nad ranem. Tym razem obyło się bez awantury.  Po czterdziestu minutach znaleźli się pod niewielkim, acz eleganckim hotelem w jednej z podwarszawskich miejscowości. Wynajął pokój, zamówił kolację. Ula brała prysznic, a on usiadł nad papierami. Miał ogromną ochotę do niej dołączyć, ale ostatecznie porzucił ten pomysł. Ten dzień był bardzo emocjonujący. Stwierdził, że Ula w tym momencie nie potrzebuje nic innego jak sen. Położył się przy niej, objął ramieniem i czekał aż zaśnie. Odpłynęła niemal natychmiast. W myślach gratulował sobie pomysłu zabrania jej tu. Potrzebowała odpoczynku. Wrócił do dokumentów. Siedział z laptopem całą noc. Obudziła się nad ranem i z niepokojem zaczęła rozglądać się po pokoju. Dostrzegła go na fotelu, w rogu pokoju. Drzemał. Podeszła i czule pogładziła jego policzek. Ocknął się
- Kochanie – zaskoczyła go tym zwrotem, pierwszy raz go tak nazwała. Uśmiechnął się – powinieneś się przespać chociaż godzinę w trochę wygodniejszej pozycji – wyciągnęła rękę i zaprowadziła go w stronę łóżka. Znów tulił ją w swoich ramionach. Przy nim czuła się bezpiecznie. Przy nim czuła się szczęśliwa.
Odświeżyli się i zjedli solidne śniadanie. Marek w między czasie streszczał jej główne punkty swojej prezentacji. Popierała jego koncepcje i podpowiadała zmiany, które mógłby wcielić w życie. Nim opuścili hotelowy pokój posadził ją przed laptopem i pokazał kilka stron internetowych
- Co to jest? – zapytała zaskoczona zdjęciami, jakie jej prezentował
- Mieszkanie na jednym z niewielkich osiedli – spojrzała na niego zaskoczona – W nocy znalazłem kilka fajnych lokalizacji. Chciałbym byś wybrała te, które ci się podobają. Jeszcze dzisiaj chciałbym je z tobą obejrzeć.
- Ale – chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej
- W czwartek wyprowadzę się od Pauliny, więc nie mamy zbyt wiele czasu na szukanie odpowiedniego miejsca. Na razie wynajmiemy, później rozejrzymy się za czymś na stałe.
Nawet nie próbowała ukryć swojego zdziwienia, ale i szczęścia. Myślał o ich związku poważnie, stał się odpowiedzialny, planował przyszłość. Działał błyskawicznie. Wybrała dwupokojowe mieszkanie z dużym tarasem na Bemowie i trzypokojowy apartament na warszawskiej Saskiej Kępie, w bardzo przystępnej cenie. Obiecał umówić ich z pośrednikiem jeszcze tego samego dnia.
Odwiózł ją do Rysiowa, by się przebrała. Chciał przy okazji porozmawiać z Józefem. Muszą mu powiedzieć, że zostanie dziadkiem. Ostatecznie ustalili, że przeprowadzą tą rozmowę, gdy już będzie wolnym człowiekiem. Cieplak mógłby nie zrozumieć dlaczego mimo tego, że kocha jego córkę, będzie miał z nią dziecko, nadal tkwi w starym związku.  
Od godziny siedziała nad raportem. Wszystko wyglądało idealnie. Wyniki były przeciętne. Nie mogła ich korygować zbyt mocno, by nie wzbudzać podejrzeń. Ogromny wzrost w dobie kryzysu byłby nierealny. Gotową wersję wysłała Dorocie z prośbą o wydrukowanie w pięciu egzemplarzach. Na każdym złożyła swój podpis. Spojrzała na leżący przed sobą plik dokumentów. ‘Nie mamy innego wyjścia’ przekonywała samą siebie. Zbliżała się pora lunchu, postanowiła zejść na dół i poplotkować z dziewczynami.
Siedziała z dziewczynami na środku bufetu i dyskutowała o wyjeździe Eli i Władka, gdy tuż obok ich stolika pojawił się Marek.
- Tutaj jesteś. Wszędzie ciebie szukam – cztery pary oczu skupiły się  na nim – A tak w ogóle to dzień dobry – dodał z uśmiechem
- Dzień dobry – odpowiedziały chórem
- Za pół godziny mamy spotkanie – spojrzała na niego lekko zdezorientowana – na Bemowie – dodał, spoglądając na nią znacząco
- A tak, zapomniałam – uśmiechnęła się do dziewczyn i już miała wstawać, gdy usłyszała pytanie Marka
- To twoja kawa? – wskazał na stojącą przed nią filiżankę  – Ula, na coś się umawialiśmy – powiedział z nutą pretensji w głosie. Co miała mu powiedzieć? Przecież doskonale zdawała sobie sprawę, że powinna unikać kawy. Ale co miała zrobić, gdy nawet nie zdążyła zaprotestować, gdy Ela postawiła przed nią parujący, czarny napój. Jakby miała się tłumaczyć, że wyjątkowo wybiera herbatę? Dziecko było najważniejsze, dlatego wypiła tylko dwa łyki. Marek wpatrywał się w nią intensywnie. Przyjaciółki spoglądały zaskoczone to na nią, to na młodego Dobrzańskiego. – Nie powiedziałaś im? Dobrze, w takim razie ja to powiem – spojrzała na niego przerażona, on zdawał się tego nie zauważyć – Drogie panie, pani dyrektor zasłabła ostatnio. Wyniki nie są najlepsze i musi o siebie dbać. Lekarz nie pozostawił złudzeń. Przez jakiś czas zero kawy, jedynie woda i soki owocowe z dużą ilością witamin. Ja ze swojej strony zobowiązałem się zapewnić naszej pani dyrektor odpowiednie lunche. Mam nadzieję, że będą mnie panie wspierać w kwestii jej odżywiania i będziecie jej skutecznie zabraniać kawy – odetchnęła.
- Oczywiście panie prezesie – powiedziała bufetowa – od tej pory tylko świeżo wyciskane soki. Ula nic nam nie powiedziała
- Cieszę się, że mam w pani sojuszniczkę. A teraz wybaczcie, ale porywam Ulę na spotkanie – jakby nigdy nic pomógł jej wstać podając rękę i wyprowadził z bufetu.
Dziewczyny były zaskoczone. Mina Ulki była bezcenna, a zachowanie prezesa podejrzane. Iza rozpoczęła dyskusję i snucie teorii, o troskliwym Dobrzańskim i dziwnej reakcji Cieplakówny. Milewska była milcząca. Nadal wpatrywała się w drzwi wejściowe, za którymi zniknęli przed chwilą. Miała złe przeczucia.
Marek nie krył swojego rozbawienia. Początkowo był na nią zły za tą niewskazaną dawkę kofeiny i postanowił nieco ją nastraszyć. Ona zarzucała mu, że nie wolno denerwować ciężarnej. Koniec końców w świetnych nastrojach dotarli do pierwszego mieszkania. Nie zachwyciło ich. W sieci prezentowało się zdecydowanie lepiej. Druga lokalizacja okazała się strzałem w dziesiątkę. Gdy tylko przekroczyli próg mieszkania na Saskiej spojrzeli na siebie znacząco. Dużo przestrzeni, jasne barwy, niezbędne meble i sprzęty. I na dodatek ta ogromna wanna, która tak bardzo przypominała im jacuzzi ze SPA. Było do wynajęcia od zaraz. Na miejscu spisali umowę. Po trzech kwadransach  zostali w apartamencie sami, a na stole leżały klucze do ich mieszkania. 

piątek, 8 marca 2013

'Kocham Was' I

Za osiem dni miało się odbyć posiedzenie zarządu. Posiedzenie, na którym miała przedstawić sfałszowany raport. Zgodziła się. Zgodziła się na wyjazd, na objęcie fotela dyrektora finansowego, na podrasowanie raportu. Zgodziła się dla Marka, dla ich wspólnej przyszłości. Obiecał, że odwoła ślub, że tuż po zarządzie wyprowadzi się z domu. Wierzyła mu. Wierzyła po tym, co wydarzyło się cztery tygodnie temu w SPA. Boże, jeszcze nigdy się tak nie czuła. Do końca swojego życia nie zapomni ich pierwszej, wspólnej nocy. Marek był taki czuły, opiekuńczy, a jednocześnie tak namiętny i pewny siebie. Uwielbiała go takiego. Delikatnego, a zarazem zdecydowanego. I to jego wyznanie, na które tak długo czekała. Spał wtulony w jej ciało. Ona nie potrafiła zmrużyć oka. Nie po tym, co miało miejsce jeszcze kilkadziesiąt minut temu. Delikatnie przeczesywała jego włosy. Kochała to robić. On jakby w pewnej chwili lekko się przebudził, wyszeptał ‘kocham cię Ula’ i mocniej się w nią wtulił. Spał dalej, a po jej twarzy spływały łzy. Łzy szczęścia. Była szczęśliwa i tylko to się dla niej liczyło. Porzuciła wszystkie swoje zasady dla tych kilku chwil szczęścia, ale wiedziała, że warto. Była pewna, że takich chwil, jak ta w SPA, będzie jeszcze więcej w ich życiu. W ich wspólnym życiu. Czekała, cierpliwie czekała. Marek od ich powrotu unikał Pauliny jak ognia. Zwłaszcza unikał ich kontaktów w pracy. Nie chciał zadawać Uli bólu, gdyby przez przypadek zobaczyła ich razem na korytarzu. I tak skrzywdził ją już wystarczająco mocno, niewybaczalnie. Zaczął spędzać więcej czasu w pracy pod pretekstem przygotowań do zarządu. Zostawali z Ulą do późna. Pisali raport. Nawet kilka razy udało mu się doprowadzić do ich ponownego zbliżenia w zaciszu jej gabinetu. Pragnął jej, z każdym dniem chciał więcej i więcej. Nawet udawało mu się wykraść dla nich wspólne chwile podczas weekendów. Zabierał ją wtedy na spacer nad Wisłę. W ostatni weekend jednak nie udało im się spotkać. W sobotę Ula zajmowała się Beatką, a w niedzielę musiał iść z Paulą do rodziców na obiad. Zaczął wręcz alergicznie reagować na wszelkie wzmianki o ślubie. Aż się w nim gotowało, gdy słyszał o kolorze serwetek i ślubnym bukiecie Pauliny. Zaciskał zęby, gdy słyszał słowa matki ‘Marku, czas żebyś się zaangażował w przygotowania. Do ślubu zostały trzy tygodnie’. W poniedziałek wyjątkowo wcześnie wyruszył do firmy. Nie widzieli się dwa dni. Nie mieli nawet okazji spokojnie porozmawiać przez telefon. Nie mógł się doczekać, kiedy schowa się w zaciszu jej gabinetu i nie będzie musiał myśleć o Pauli i ślubie. Będą tylko oni. Poszedł do swojego biura zostawić teczkę i już od progu został zaatakowany przez rozhisteryzowanego Pshemko. Niemal godzinę zajęło mu pocieszanie mistrza po stracie kolejnego asystenta. Dochodziła dziesiąta, gdy wreszcie znalazł się w sekretariacie prowadzącym do gabinetu pani dyrektor.
- Cześć Dorota, Ula u siebie? – zapytał z serdecznym uśmiechem
- Dzień dobry. U siebie…. od rana nie jest w najlepszej formie – dodała niepewnie sekretarka
- To znaczy? – zaniepokoił się
- Tuż po przyjściu do biura zasłabła. Ale już jest lepiej
- Dlaczego nikt mnie nie zawiadomił! – wrzasnął i szybkim krokiem wszedł do gabinetu panny Cieplak
Zastał ją wpatrzoną w monitor komputera.
- Ula, co się dzieje? – zapytał od progu
- Wszystko w porządku – odparła mało przekonująco nie odrywając się od pracy
- Ula – odwrócił jej fotel w swoją stronę i kucnął obok, trzymając ją za rękę – wiem, że zemdlałaś rano.
- Po prostu nie zjadłam  śniadania przed wyjściem z domu
- Nadal jesteś bardzo blada – mówił z troską, głaszcząc jej policzek – dlaczego nikt nie wezwał lekarza!
- Bo ich o to prosiłam. Marek, proszę cię nie rób sensacji, zresztą to już nie pierwszy raz – po chwili zorientowała się co powiedziała i z niepokojem spojrzała na ukochanego
- Co?  - Dobrzański nie krył zdziwienia – Dlaczego ty nic mi nie mówisz? – w jego głosie dało się wyczuć pretensję – zbieraj się, jedziemy do lekarza
- Nigdzie nie jadę. Dokończę pić kawę i wszystko wróci do normy – chciała wrócić do swoich wyliczeń
- Czy ja mówię niewyraźnie? – zdenerwował się. Bał się o nią, a ona bagatelizowała symptomy choroby - Jedziemy do lekarza. Jeśli nie chcesz mnie słuchać prywatnie, to musisz służbowo. W końcu to ja jestem tutaj prezesem. Bierz torebkę i idziemy. I bez dyskusji.
Wiedziała, że z nim nie wygra. Trudno, pojadą, zrobią jej badania i może wreszcie Marek da jej święty spokój w sprawach jej zdrowia. Przecież to normalne, że człowiek mdleje, gdy wychodzi z domu o tak wczesnej porze z pustym żołądkiem. Poinformował Dorotę, że Ula raczej już dzisiaj nie wróci, a jakby się coś działo to ma dawać mu znać na komórkę.
Podjechali pod nowoczesny budynek z napisem ‘Medicenter’. Bogate wnętrze nieco ją peszyło. Wytłumaczył recepcjonistce, że Ula rano zasłabła i chcą się widzieć z jakimś lekarzem. Na początku została skierowana na badania krwi, by sprawdzić poziom żelaza i morfologię. Niska hemoglobina i niedobór żelaza mogły powodować omdlenia. Ula poszła na pobranie. Został na korytarzu. Martwił się i miał nadzieję, że to nic poważnego. ‘Wszystko się komplikuje’ pomyślał. Po chwili ponownie znalazła się przy nim. Splótł ich palce. Chciał jej dać poczucie bezpieczeństwa. Musi wiedzieć, że jest przy niej i może na niego liczyć. Siedzieli w cieszy. Każde z nich pogrążone we własnych myślach, a jednak cieszące się z obecności drugiego. Czekali już dość długo, aż powoli oboje zaczęli się denerwować. Dopiero po godzinie na horyzoncie pojawił się lekarz.
- Pani Cieplak? – kiwnęła głową – Andrzej Garbarczyk, zapraszam – powiedział uprzejmie starszy pan w białym kitlu i uchylił drzwi, by przepuścić ją przodem
Wyswobodziła rękę z jego uścisku i nieco wystraszona ruszyła do gabinetu.
- Pana też zapraszam – zwrócił się od Marka. Chciała zaprotestować, ale nie zdążyła. Marek błyskawicznie znalazł się przy niej, ponownie splatając ich ręce. Spojrzała na niego niepewnie, trochę skrępowana tą sytuacją, na co on zareagował delikatnym uśmiechem. 
Milczeli. Lekarz ostatni raz rzucił wzrokiem na plik wydruków, które przyniósł i spojrzał na pacjentkę i jej towarzysza. Marek miał dość tej niewiedzy
- Doktorze, to coś poważnego? Ula dzisiaj rano zasłabła, zdarzało jej się to wcześniej, to chyba nie jest normalne
- To nic poważnego, ale narzeczona będzie musiała poważnie się za siebie wziąć. – odparł z uśmiechem dr Garbarczyk. Wyrażenie ‘narzeczona’ zaskoczyło ich oboje. Spojrzeli na siebie ukradkiem i Marek mocniej ścisnął jej dłoń – Na początek najlepiej jakiś krótki urlop. Dużo odpoczynku to podstawa. Z czasem się to unormuje i będzie pani mogła w pełni wrócić do zawodowych obowiązków, przynajmniej na jakiś czas. Musi się pani dobrze wysypiać, nie może być mowy o zarwanych nocach, bo to niestety wszystko odbija się na wynikach. Dalej, zdrowe i regularne odżywanie. Dużo owoców, warzyw. Zapiszę pani jakiś zestaw witamin, koniecznie z kwasem foliowym.
- Widzisz – wtrącił się Marek spoglądając czule na Cieplakównę – mówiłem ci, żebyś się tak nie przepracowywała. Od dzisiaj jesteś pod moją specjalną opieką – posłał jej uroczy uśmiech. Ona siedziała z nietęgą miną. Marek nie zdawał sobie sprawy… Ona zaczęła łączyć fakty.
- Cieszę się, że mam w panu sojusznika. Liczę na to, że otoczy pan pacjentkę troskliwą opieką. W końcu teraz nie chodzi tylko o zdrowie pani Uli, ale także dziecka.
- No właś… - urwał w pół słowa i zamarł - Słucham?? – zapytał intensywnie wpatrując się w lekarza 
- Pani Ula jest w ciąży. Gratuluję – odparł radośnie lekarz, ale spoglądając na miny obojga zdał sobie sprawę, że nie takiej wiadomości się spodziewali. Ona siedziała ze spuszczoną głową, ledwie powstrzymując się od płaczu. On kurczowo zaciskał palce na jej dłoni, a na twarzy malował się szok. Lekarz postanowił się wycofać – To ja może zostawię państwa na chwilę samych – rzekł i pośpiesznie opuścił gabinet. Zostali sami. Marka po prostu wmurowało w fotel. Siedział z rozbieganym wzrokiem i nie wiedział, co powiedzieć. Potrzebował chwili na ochłonięcie i ułożenie sobie tego wszystkiego w głowie. ‘Ciąża? Teraz?  Teraz kiedy to wszystko jest takie zagmatwane…’ Ula bała się odezwać. Ba! Bała się  nawet na niego spojrzeć. Wyobrażała sobie jego wściekłość. Nie odezwał się słowem. ‘Jest w szoku. Miał tyle kobiet, a tu taka wpadka właśnie ze mną….’ Łzy pociekły po jej twarzy. Powietrze stawało się coraz cięższe.
 - Przepraszam – wyszeptała – Marek, przepraszam – powiedziała już głośniej, próbując pohamować płacz
- Ale… - głośno wypuścił powietrze. Ta chwila pozwoliła mu pozbierać myśli – Ale… za co ty mnie przepraszasz? – nie odezwała się, dalej siedziała ze spuszczoną głową – Przecież byliśmy tam oboje. Zresztą… Spójrz na mnie – poprosił dotykając dłonią jej policzka – Ula, proszę cię spójrz na mnie – wreszcie się odważyła i spojrzała mu w oczy. Bała się tego, co w nich zobaczy – Posłuchaj… To prawda, jestem zaskoczony. To ostatnia rzecz jakiej się teraz spodziewałem, ale to nie oznacza, że się nie cieszę- powiedział spokojnie, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Poczuła jak wielki kamień spada jej z serca. Ale łez nie potrafiła zatrzymać. Zastanawiała się tylko, czy to wciąż szok, czy ulga. – Kochanie, nie płacz już. Powinnaś się cieszyć, a nie płakać. Będziemy mieli…. Dziecko – dodał po chwili ze śmiechem i przytulił ją do siebie. Razem zaczęli się śmiać. Tak zastał ich doktor Garbarczyk.
- Widzę, że przyszli rodzice w świetnych nastrojach – rzucił od progu. Marek zdążył jeszcze złożyć na jej policzku pocałunek, nim lekarz zajął miejsce po drugiej stronie biurka. – Dobrze proszę państwa, wypiszę teraz receptę na kwas foliowy i inne witaminy. Musi pani przyjmować je regularnie. Morfologia nie jest najlepsza, dlatego musimy trochę ją podreperować. A teraz zapraszam jeszcze państwa do pokoju obok, zrobimy USG, żeby zobaczyć czy wszystko jest w porządku.
- A co może być nie w porządku? – zaniepokoił się Marek
- Liczę na to, że wszystko jest dobrze. To tak dla pewności. Proszę się nie martwić na zapas. Zapraszam państwa za mną.
Posłusznie ruszyli za lekarzem trzymając się za ręce.
- Panią zapraszam na leżankę. Proszę odsłonić brzuch. A tatuś siada tutaj na krzesełku. Zobaczymy, co tutaj mamy. – Nałożył żel na jej brzuch i zaczął poruszać głowicą. – Jest! – wskazał na mały czarny punkt na monitorze. Ich dziecko. Marek z zafascynowaniem wpatrywał się w ciemną plamkę na ekranie. Ula ze wzruszenia uroniła kilka łez i z miłością w oczach spojrzała na Dobrzańskiego. Ich dziecko, owoc ich miłości. Jego oczy zaszły mgłą. Za wszelką cenę starał się to ukryć zamykając je na chwilę i składając na jej dłoni delikatny pocałunek. Po chwili spojrzał na nią i zatonął w jej spojrzeniu bezgłośnie wypowiadając ‘kocham cię’. Posłała mu najpiękniejszy uśmiech świata. – Początek piątego tygodnia. Potrafią państwo podać prawdopodobną datę poczęcia? Dzięki temu ustalimy precyzyjnie datę porodu.
- Sobota, jedenastego maja – powiedział Marek wzruszonym głosem, wpatrując się z czułością w oczy matki swojego dziecka
- Z tego wynika, że maluch powinien przyjść na świat pierwszego lutego. Dobrze proszę państwa, jak na razie płód rozwija się prawidłowo. Proszę przyjmować tabletki, które przepisałem raz dziennie. Te omdlenia nie powinny się już zdarzać. Być może będzie się pani musiała niebawem zmagać z nudnościami. Proszę się nie obawiać, to po kilku tygodniach minie. I widzimy się za miesiąc na kolejnym USG. Gdyby działo się coś niepokojącego, jakieś krwawienie, bóle to proszę się niezwłocznie zgłosić. Tutaj jest pierwsze zdjęcie potomka – rzekł wręczając Markowi dwa zdjęcia ultrasonograficzne - Miłego dnia państwu życzę.
Opuścili gabinet doktora Garbarczyka. Oboje byli zaskoczeni ale i szczęśliwi. Delikatne uśmiechy błądziły na ich ustach. Spoglądali na siebie ukradkiem i nie mogli uwierzyć, że za trzydzieści cztery tygodnie zostaną rodzicami. Wyszli przed budynek kliniki i Marek przyciągnął ją do siebie, wtulając się w jej ciało.
- Kocham cię – szepnął, opierając swoje czoło o jej. Uśmiechnął się szeroko i szybko poprawił – kocham was!
Rozpłakała się. To były łzy szczęścia. Scałowywał je z jej twarzy.