B

środa, 30 kwietnia 2014

'Dziecko' IV

Pewnym krokiem wszedł do sekretariatu na piątym piętrze. Chciał najpierw się przebrać, założyć czystą koszulę, którą na szczęście zawsze trzymał w firmowej szafie, ale ostatecznie stwierdził, że rozmowa z Ulą musi być priorytetem.
-Jest u siebie? – rzucił do tonącej w papierach Ani. Podniosła głowę znad dokumentów i obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem
- Rano przysłała mi maila, że bierze tydzień urlopu – powiedziała spokojnie, bacznie obserwując szefa. Nawet nie odpowiedział. Biegiem skierował się do wyjścia. Jeszcze z windy zadzwonił po taksówkę. Miał świadomość, że alkohol jeszcze z niego nie wyparował, a poza tym jego auto zostało pod blokiem Seby. Pół godziny później był już na Sadybie. Miał nadzieję zastać ją w domu. Liczył na to, że po prostu chciała mieć kilka dni dla siebie. To nie był dla niej łatwy czas i z pewnością sprawy firmowe niepotrzebnie zaprzątałyby jej głowę. Postanowił, że jeśli jej nie będzie, jeszcze dziś pojedzie do Rysiowa. Wpadł na górę jak burza.
- Ula! – krzyknął, ale odpowiedziała mu cisza. Gwałtownie otworzył drzwi sypialni. Pusto. Łazienka. Pusto. Ruszył w kierunku pokoju gościnnego, ale stanął w pół kroku i zamarł na chwilę. Wrócił do łazienki i obrzucił półkę uważnym spojrzeniem. Nie było jej perfum, kremów i szczotki do włosów. Ruszył w kierunku garderoby. 
- Ja pierdole! – w przypływie złości na samego siebie walną pięścią w dębowe drzwi. Chwilowy ból ręki nie przyniósł ukojenia. Wiedział, że to wyłącznie jego wina. Wolnym krokiem ruszył w kierunku salonu. Musiał zadzwonić po następną taksówkę, która zawiezie go do Rysiowa. Musi zrobić wszystko, by z nią porozmawiać i nakłonić do powrotu. Usiadł na skórzanej sofie w kolorze kawy z mlekiem i wtedy dostrzegł białą kartkę leżącą na szklanym stoliku.
‘Odchodzę. Kiedyś naiwnie łudziłam się, że się zmieniłeś, że ja potrafię cię zmienić. Przeceniłam swoje siły. Ktoś kiedyś powiedział mi, że gdy się kogoś kocha, kocha się również dziecko, które się z niego zrodziło. Ty najwyraźniej mnie nie kochałeś. Pewnie Ci się wydawało. Jak zwykle. Paulinę też Ci się wydawało, że kochasz. Dla mnie ta ciąża też jest zaskoczeniem, ale nawet przez moment nie pomyślałam, że tego dziecka mogłoby nie być. Bo to cząstka mnie i cząstka Ciebie. Choć niechciany i nieplanowany, to jednak jest to owoc prawdziwej miłości. Mojej miłości do Ciebie. Gdybyś miał dziecko z poprzedniego związku, to pokochałabym je jak swoje..bo kocham Ciebie. Ludzie są w stanie wychowywać nie swoje dzieci tylko dlatego, że kochają ich matkę czy ojca. Ciebie nie byłoby na to stać. Nie chcę byś czuł się do czegokolwiek zmuszany. Nie chcę, byś był ze mną z poczucia obowiązku. Nie dzwoń, nie pisz, nie nachodź mojej rodziny. To koniec.’
Samotna łza spłynęła po jego policzku. Znowu ją skrzywdził. Znowu ją stracił. Postanowił, że wbrew jej prośbie pojedzie do Rysiowa. Musiał z nią porozmawiać, musiał spróbować odkręcić. Gdy czekał na taksówkę rozdzwoniła się jego komórka.
- Halo – odebrał, widząc na ekranie imię swojego przyjaciela
- Gdzie ty jesteś? Od piętnastu minut Kondracki czeka na ciebie w konferencyjnej
- Zajmij się tym – rzucił krótko
- Słucham? Ja nawet nie wiem, o czym mam z nim rozmawiać. Ciebie nie ma, Ulki też nie, ja… - chciał kontynuować, ale Dobrzański wszedł mu w słowo
- Zostawiła mnie – powiedział z bólem.
- No ja jej się nie dziwię – brunet ironicznie zaśmiał się w duchu. Nawet nie miał co liczyć na wsparcie ze strony przyjaciela. Ale wiedział, że Seba ma rację – Dobra, postaram się to ogarnąć. Na razie

- Marek? – zapytał zaskoczony Cieplak widząc prezesa w progu
- Dzień dobry panie Józefie. Mógłbym porozmawiać z Ulą? – Cieplak spojrzał na niego zaskoczony
- Z Ulą? A to ona nie jest w pracy? Pokłóciliście się? – zaniepokojony zaczął go zasypywać grandem pytań. Dobrzański widział, że mówi szczerze. Początkowo liczył się z tym, że rodzina na jej prośbę może go nie wpuścić, że może ją ukrywać, ale pomylił się. Mając na uwadze chore serce Cieplaka starał się załagodzić sytuację i nieco go uspokoić
- Tak. Mała sprzeczka. Liczyłem na to, że przyjechała tutaj.
- Nie było jej. Nic nie wiem. Ostatnio rozmawiałem z nią trzy dni temu przez telefon.
- Pewnie pojechała do koleżanki. Trochę niepotrzebnie zrobiłem zamieszanie. Niepokoję pana, a ona pewnie plotkuje o mnie z Violettą. Poczekam na nią w domu – posłał potencjalnemu teściowi blady uśmiech i skierował się do wyjścia – Przepraszam za najście. Do widzenia
‘Shit!’ szepnął przez zaciśnięte zęby i pospiesznie zaczął analizować, gdzie może być. Jeszcze przed furtką domu Cieplaków wyciągnął telefon i wybrał jej numer. Abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem – usłyszał w słuchawce. ‘Wiedziała, że będę wydzwaniał i przezornie wyłączyła telefon’- westchnął. Gdy wsiadał do samochodu zobaczył wychodzącego z domu Szymczyka. Udając, że nie widzi prezesa szybko ruszył w stronę zaparkowanego przed braną Volvo.
- Maciek, cześć – krzyknął podchodząc do niego, ale widząc, pogardliwe spojrzenie chłopaka miał pewność, że wie o wszystkim i zapewne wie, gdzie jest Ula. Chciał zapytać o swoją dziewczynę, ale nim zdążył się odezwać usłyszał tylko
- Jak znajdziesz jeszcze jakieś rzeczy Uli to zadzwoń do mnie – sposób w jaki wypowiadał słowa świadczył o tym, że jest wściekły. Nie czekając na reakcję Marka wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon.
Brunet zdał sobie sprawę, że przed nim bardzo długa i trudna droga. Wiedział, że nie może się poddać. Stawka była zbyt wysoka.

Od trzech dni nie dała mu znaku życia. Wciąż miała wyłączony telefon. Nagrywał się wielokrotnie, niemal błagając by dała mu znać, że wszystko z nią w porządku. Wiedział, że gdyby jej się coś stało, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Alicja traktowała go z dystansem. Najwyraźniej Ula opowiedziała jej o wszystkim. W Rysiowie był jeszcze raz, następnego dnia. Józef diametralnie zmienił do niego stosunek. Nie chciał słuchać jego wyjaśnień. Powiedział tylko, że Uli nie ma w domu. Na pytania gdzie jest, usłyszał jedynie ‘ona nie chce cię teraz widzieć i powinieneś to uszanować’. Starał się szanować jej wybór i jej decyzję, ale jednocześnie miał świadomość, że każdy kolejny dzień działa na jego niekorzyść.
W firmie pojawiał się na krótko. I tak nie mógł na niczym skupić myśli. Większość obowiązków przejął na siebie Sebastian. On tylko wpadał podpisać najważniejsze dokumenty. Był wdzięczny przyjacielowi za pomoc. W sobotnie przedpołudnie do drzwi ich mieszkania zapukała Helena.
- Cześć synku. Od kilku dni próbuję się z wami skontaktować. Ty nie odbierasz moich telefonów, Ula ma wyłączony aparat. Nie bardzo rozumiem, o co chodzi. Ula miała do mnie zadzwonić w czwartek. Miałyśmy ustalić szczegóły bankietu dla stałych klientów.
- Bankiet musi zostać przełożony – odparł beznamiętnym tonem
- Nie bardzo rozumiem… Niby dlaczego mamy przekładać imprezę, która od kilku lat odbywa się zawsze w drugiej połowie czerwca?
- Bankiet musi zostać przełożony! – krzyknął. W nosie miał tą beznadzieją imprezę dla snobów w momencie, gdy jego życie prywatne legło w gruzach
- Po pierwsze, nie tym tonem. Uspokój się i powiedz mi, co się dzieje… A po drugie, to gdzie jest Ula? – zaciekawiła się. Jej syn zachowywał się dziwnie, od mementu, gdy przekroczyła próg apartamentu przy ulicy Bruzdowej.
- Nie ma – powiedział gorzko
- Jak to nie ma?
- No nie ma. Po prostu jej nie ma
- To gdzie jest? – odpowiedziała jej cisza – Chyba mam prawo wiedzieć, gdzie jest kobieta, która, jak sądzę, ma w niedalekiej przyszłości zostać moją synową. Więc?  - ponagliła go
- Odeszła ode mnie – szepnął wpatrując się w nieokreślony punkt na ścianie w kolorze kości słoniowej
- A z jakiego powodu? – dociekała. Była w szoku. Nic nie wskazywało na to, że w związku jej syna dzieje się coś niepokojącego. Jeszcze w ubiegłym tygodniu wyglądali na niewyobrażalnie szczęśliwych.
- A czy to jest teraz najważniejsze? – obrzucił ją pustym spojrzeniem
- Oczywiście. Chcę wiedzieć, czy zostawiła cię, bo poznała kogoś, czy dlatego, że ją skrzywdziłeś – mówiła powoli obserwując go w skupieniu
- Raczej to drugie – szepnął i spuścił głowę. Westchnęła głośno
- Kto to tym razem? – obrzucił ją pytającym spojrzeniem – Pytam, z kim ją zdradziłeś. Modelka z firmy? Marek, ty chyba nigdy nie dorośniesz!
- Nie zdradziłem jej! – zapewnił gorliwie
- Więc czemu kobieta, która była w ciebie wpatrzona jak w obrazek z dnia na dzień znika z twojego życia?
- Nie chciałem dziecka 
- A jej bardzo na tym zależy? – nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej - Marek, ona jest w takim wieku, że ma prawo włączyć jej się instynkt macierzyński. Porozmawiajcie o tym. Na pewno dojdziecie do porozumienia. Zacznijcie planować ślub. To się jeszcze trochę odciągnie. Może przez ten czas dojrzejesz do ojcostwa.
- Ty nic nie rozumiesz – westchnął z goryczą – Ona już jest w ciąży. To była wpadka. Nie planowaliśmy tego. Chciałem, żeby usunęła – spuścił głowę. Nawet nie musiał czekać na reakcję matki. Wiedział, że go potępi.
- Słucham!? – pierwszy raz w życiu słyszał, jak jego matka unosi głos – Nie tak cię wychowałam! Trzeba ponosić odpowiedzialność za swoje czyny! Kiedy ty w końcu dojrzejesz!? – nerwowo krążyła po salonie – Sądziłam, że wreszcie zmądrzałeś i z małego chłopca stałeś się wreszcie prawdziwym mężczyzną, ale najwyraźniej wciąż jesteś chłopcem w krótkich spodenkach! Jak ty jej w ogóle mogłeś coś takiego zaproponować! Ty masz świadomość, jak ona się teraz czuje!? Zastanawiałeś się, jak spojrzysz jej w oczy? 
- Spanikowałem – próbował się tłumaczyć
- Spanikowałeś? – roześmiała się – To jest jakiś tani dowcip. Nic cię nie usprawiedliwia, rozumiesz!?
- Ale... - zaczął
- Skończ! - powiedziała dobitnie. Czuł się, jak dziecko w podstawówce. A może właśnie się tak zachowywał? - Gdybyś wyszedł bez słowa i poszedł się upić, można byłoby to potraktować w kategoriach paniki. Ale ty od razu zaproponowałeś jej rozwiązanie tej sytuacji, nawet przez chwilę nie zastanawiając się nad konsekwencjami!  Jesteś bez serca!
Coraz mocniej zaczynało do niego docierać, że i matka i Seba mają racje.

środa, 23 kwietnia 2014

'Dziecko' III

Pewnym krokiem wszedł do sekretariatu na piątym piętrze. Chciał najpierw się przebrać, założyć czystą koszulę, którą na szczęście zawsze trzymał w firmowej szafie, ale ostatecznie stwierdził, że rozmowa z Ulą musi być priorytetem.
-Jest u siebie? – rzucił do tonącej w papierach Ani. Podniosła głowę znad dokumentów i obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem
- Rano przysłała mi maila, że bierze tydzień urlopu – powiedziała spokojnie, bacznie obserwując szefa. Nawet nie odpowiedział. Biegiem skierował się do wyjścia. Jeszcze z windy zadzwonił po taksówkę. Miał świadomość, że alkohol jeszcze z niego nie wyparował, a poza tym jego auto zostało pod blokiem Seby. Pół godziny później był już na Sadybie. Miał nadzieję zastać ją w domu. Liczył na to, że po prostu chciała mieć kilka dni dla siebie. To nie był dla niej łatwy czas i z pewnością sprawy firmowe niepotrzebnie zaprzątałyby jej głowę. Postanowił, że jeśli jej nie będzie, jeszcze dziś pojedzie do Rysiowa. Wpadł na górę jak burza.
- Ula! – krzyknął, ale odpowiedziała mu cisza. Gwałtownie otworzył drzwi sypialni. Pusto. Łazienka. Pusto. Ruszył w kierunku pokoju gościnnego, ale stanął w pół kroku i zamarł na chwilę. Wrócił do łazienki i obrzucił półkę uważnym spojrzeniem. Nie było jej perfum, kremów i szczotki do włosów. Ruszył w kierunku garderoby. 
- Ja pierdole! – w przypływie złości na samego siebie walną pięścią w dębowe drzwi. Chwilowy ból ręki nie przyniósł ukojenia. Wiedział, że to wyłącznie jego wina. Wolnym krokiem ruszył w kierunku salonu. Musiał zadzwonić po następną taksówkę, która zawiezie go do Rysiowa. Musi zrobić wszystko, by z nią porozmawiać i nakłonić do powrotu. Usiadł na skórzanej sofie w kolorze kawy z mlekiem i wtedy dostrzegł białą kartkę leżącą na szklanym stoliku.
‘Odchodzę. Kiedyś naiwnie łudziłam się, że się zmieniłeś, że ja potrafię cię zmienić. Przeceniłam swoje siły. Ktoś kiedyś powiedział mi, że gdy się kogoś kocha, kocha się również dziecko, które się z niego zrodziło. Ty najwyraźniej mnie nie kochałeś. Pewnie Ci się wydawało. Jak zwykle. Paulinę też Ci się wydawało, że kochasz. Dla mnie ta ciąża też jest zaskoczeniem, ale nawet przez moment nie pomyślałam, że tego dziecka mogłoby nie być. Bo to cząstka mnie i cząstka Ciebie. Choć niechciany i nieplanowany, to jednak jest to owoc prawdziwej miłości. Mojej miłości do Ciebie. Gdybyś miał dziecko z poprzedniego związku, to pokochałabym je jak swoje..bo kocham Ciebie. Ludzie są w stanie wychowywać nie swoje dzieci tylko dlatego, że kochają ich matkę czy ojca. Ciebie nie byłoby na to stać. Nie chcę byś czuł się do czegokolwiek zmuszany. Nie chcę, byś był ze mną z poczucia obowiązku. Nie dzwoń, nie pisz, nie nachodź mojej rodziny. To koniec.’
Samotna łza spłynęła po jego policzku. Znowu ją skrzywdził. Znowu ją stracił. Postanowił, że wbrew jej prośbie pojedzie do Rysiowa. Musiał z nią porozmawiać, musiał spróbować odkręcić. Gdy czekał na taksówkę rozdzwoniła się jego komórka.
- Halo – odebrał, widząc na ekranie imię swojego przyjaciela
- Gdzie ty jesteś? Od piętnastu minut Kondracki czeka na ciebie w konferencyjnej
- Zajmij się tym – rzucił krótko
- Słucham? Ja nawet nie wiem, o czym mam z nim rozmawiać. Ciebie nie ma, Ulki też nie, ja… - chciał kontynuować, ale Dobrzański wszedł mu w słowo
- Zostawiła mnie – powiedział z bólem.
- No ja jej się nie dziwię – brunet ironicznie zaśmiał się w duchu. Nawet nie miał co liczyć na wsparcie ze strony przyjaciela. Ale wiedział, że Seba ma rację – Dobra, postaram się to ogarnąć. Na razie

- Marek? – zapytał zaskoczony Cieplak widząc prezesa w progu
- Dzień dobry panie Józefie. Mógłbym porozmawiać z Ulą? – Cieplak spojrzał na niego zaskoczony
- Z Ulą? A to ona nie jest w pracy? Pokłóciliście się? – zaniepokojony zaczął go zasypywać grandem pytań. Dobrzański widział, że mówi szczerze. Początkowo liczył się z tym, że rodzina na jej prośbę może go nie wpuścić, że może ją ukrywać, ale pomylił się. Mając na uwadze chore serce Cieplaka starał się załagodzić sytuację i nieco go uspokoić
- Tak. Mała sprzeczka. Liczyłem na to, że przyjechała tutaj.
- Nie było jej. Nic nie wiem. Ostatnio rozmawiałem z nią trzy dni temu przez telefon.
- Pewnie pojechała do koleżanki. Trochę niepotrzebnie zrobiłem zamieszanie. Niepokoję pana, a ona pewnie plotkuje o mnie z Violettą. Poczekam na nią w domu – posłał potencjalnemu teściowi blady uśmiech i skierował się do wyjścia – Przepraszam za najście. Do widzenia
‘Shit!’ szepnął przez zaciśnięte zęby i pospiesznie zaczął analizować, gdzie może być. Jeszcze przed furtką domu Cieplaków wyciągnął telefon i wybrał jej numer. Abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem – usłyszał w słuchawce. ‘Wiedziała, że będę wydzwaniał i przezornie wyłączyła telefon’- westchnął. Gdy wsiadał do samochodu zobaczył wychodzącego z domu Szymczyka. Udając, że nie widzi prezesa szybko ruszył w stronę zaparkowanego przed braną Volvo.
- Maciek, cześć – krzyknął podchodząc do niego, ale widząc, pogardliwe spojrzenie chłopaka miał pewność, że wie o wszystkim i zapewne wie, gdzie jest Ula. Chciał zapytać o swoją dziewczynę, ale nim zdążył się odezwać usłyszał tylko
- Jak znajdziesz jeszcze jakieś rzeczy Uli to zadzwoń do mnie – sposób w jaki wypowiadał słowa świadczył o tym, że jest wściekły. Nie czekając na reakcję Marka wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon.
Brunet zdał sobie sprawę, że przed nim bardzo długa i trudna droga. Wiedział, że nie może się poddać. Stawka była zbyt wysoka.

Od trzech dni nie dała mu znaku życia. Wciąż miała wyłączony telefon. Nagrywał się wielokrotnie, niemal błagając by dała mu znać, że wszystko z nią w porządku. Wiedział, że gdyby jej się coś stało, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Alicja traktowała go z dystansem. Najwyraźniej Ula opowiedziała jej o wszystkim. W Rysiowie był jeszcze raz, następnego dnia. Józef diametralnie zmienił do niego stosunek. Nie chciał słuchać jego wyjaśnień. Powiedział tylko, że Uli nie ma w domu. Na pytania gdzie jest, usłyszał jedynie ‘ona nie chce cię teraz widzieć i powinieneś to uszanować’. Starał się szanować jej wybór i jej decyzję, ale jednocześnie miał świadomość, że każdy kolejny dzień działa na jego niekorzyść.
W firmie pojawiał się na krótko. I tak nie mógł na niczym skupić myśli. Większość obowiązków przejął na siebie Sebastian. On tylko wpadał podpisać najważniejsze dokumenty. Był wdzięczny przyjacielowi za pomoc. W sobotnie przedpołudnie do drzwi ich mieszkania zapukała Helena.
- Cześć synku. Od kilku dni próbuję się z wami skontaktować. Ty nie odbierasz moich telefonów, Ula ma wyłączony aparat. Nie bardzo rozumiem, o co chodzi. Ula miała do mnie zadzwonić w czwartek. Miałyśmy ustalić szczegóły bankietu dla stałych klientów.
- Bankiet musi zostać przełożony – odparł beznamiętnym tonem
- Nie bardzo rozumiem… Niby dlaczego mamy przekładać imprezę, która od kilku lat odbywa się zawsze w drugiej połowie czerwca?
- Bankiet musi zostać przełożony! – krzyknął. W nosie miał tą beznadzieją imprezę dla snobów w momencie, gdy jego życie prywatne legło w gruzach
- Po pierwsze, nie tym tonem. Uspokój się i powiedz mi, co się dzieje… A po drugie, to gdzie jest Ula? – zaciekawiła się. Jej syn zachowywał się dziwnie, od mementu, gdy przekroczyła próg apartamentu przy ulicy Bruzdowej.
- Nie ma – powiedział gorzko
- Jak to nie ma?
- No nie ma. Po prostu jej nie ma
- To gdzie jest? – odpowiedziała jej cisza – Chyba mam prawo wiedzieć, gdzie jest kobieta, która, jak sądzę, ma w niedalekiej przyszłości zostać moją synową. Więc?  - ponagliła go
- Odeszła ode mnie – szepnął wpatrując się w nieokreślony punkt na ścianie w kolorze kości słoniowej
- A z jakiego powodu? – dociekała. Była w szoku. Nic nie wskazywało na to, że w związku jej syna dzieje się coś niepokojącego. Jeszcze w ubiegłym tygodniu wyglądali na niewyobrażalnie szczęśliwych.
- A czy to jest teraz najważniejsze? – obrzucił ją pustym spojrzeniem
- Oczywiście. Chcę wiedzieć, czy zostawiła cię, bo poznała kogoś, czy dlatego, że ją skrzywdziłeś – mówiła powoli obserwując go w skupieniu
- Raczej to drugie – szepnął i spuścił głowę. Westchnęła głośno
- Kto to tym razem? – obrzucił ją pytającym spojrzeniem – Pytam, z kim ją zdradziłeś. Modelka z firmy? Marek, ty chyba nigdy nie dorośniesz!
- Nie zdradziłem jej! – zapewnił gorliwie
- Więc czemu kobieta, która była w ciebie wpatrzona jak w obrazek z dnia na dzień znika z twojego życia?
- Nie chciałem dziecka 
- A jej bardzo na tym zależy? – nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej - Marek, ona jest w takim wieku, że ma prawo włączyć jej się instynkt macierzyński. Porozmawiajcie o tym. Na pewno dojdziecie do porozumienia. Zacznijcie planować ślub. To się jeszcze trochę odciągnie. Może przez ten czas dojrzejesz do ojcostwa.
- Ty nic nie rozumiesz – westchnął z goryczą – Ona już jest w ciąży. To była wpadka. Nie planowaliśmy tego. Chciałem, żeby usunęła – spuścił głowę. Nawet nie musiał czekać na reakcję matki. Wiedział, że go potępi.
- Słucham!? – pierwszy raz w życiu słyszał, jak jego matka unosi głos – Nie tak cię wychowałam! Trzeba ponosić odpowiedzialność za swoje czyny! Kiedy ty w końcu dojrzejesz!? – nerwowo krążyła po salonie – Sądziłam, że wreszcie zmądrzałeś i z małego chłopca stałeś się wreszcie prawdziwym mężczyzną, ale najwyraźniej wciąż jesteś chłopcem w krótkich spodenkach! Jak ty jej w ogóle mogłeś coś takiego zaproponować! Ty masz świadomość, jak ona się teraz czuje!? Zastanawiałeś się, jak spojrzysz jej w oczy? 
- Spanikowałem – próbował się tłumaczyć
- Spanikowałeś? – roześmiała się – To jest jakiś tani dowcip. Nic cię nie usprawiedliwia, rozumiesz!?
- Ale... - zaczął
- Skończ! - powiedziała dobitnie. Czuł się, jak dziecko w podstawówce. A może właśnie się tak zachowywał? - Gdybyś wyszedł bez słowa i poszedł się upić, można byłoby to potraktować w kategoriach paniki. Ale ty od razu zaproponowałeś jej rozwiązanie tej sytuacji, nawet przez chwilę nie zastanawiając się nad konsekwencjami!  Jesteś bez serca!
Coraz mocniej zaczynało do niego docierać, że i matka i Seba mają racje.

wtorek, 15 kwietnia 2014

'Dziecko' II

Szybko wyciągnął z kieszeni smartfona i wybrał dobrze znany numer.
- Jesteś w firmie?
- Nie. Mam spotkanie na mieście. Później kolejne. Już dzisiaj nie wracam. A stało się coś?
- Muszę się z kimś napić – rzucił krótko
- Pokłóciłeś się z Ulką? – usłyszał po drugiej stronie zaniepokojony głos przyjaciela
- To idziesz ze mną pić, czy nie? 
- No idę, idę – westchnął przeczuwając, że w związku Dobrzańskiego nie dzieje się najlepiej - Zresztą możesz podjechać do mnie. Violka prosto po pracy jedzie na noc do rodziców. Będziemy mieć wolną chatę. Ja powinienem być koło szóstej.
- Dobra. Na razie.
Chciał jeszcze przed końcem pracy do niej iść, powiedzieć, że wróci późno, że idzie do Seby na piwo, ale jakoś nie wiedział, czy ich spotkanie w tym momencie to dobry pomysł. Ostatecznie zrezygnował. Przypuszczał, że Ulka wciąż kierując się emocjami jest na niego obrażona.

Siedziała na ławce w parku i płakała. Nawet w najgorszych snach nie przypuszczała, że może od Marka usłyszeć coś takiego, że on będzie zdolny skłaniać ją do aborcji. Sama była tą ciążą zaskoczona. Owszem, nie planowali jej, ale przecież w każdym związku prędzej czy później przychodzi czas na dziecko. Wracając do niego miała nadzieję, że za rok, dwa stworzą pełną, normalną rodzinę, w której pojawią się dzieci. Chciała mieć dziecko, a nawet dwoje dzieci. Miała nadzieję, że Marek również. Najwyraźniej się przeliczyła. Sądziła, że się zmienił, że naprawdę ją kocha. Ale on wciąż był zapatrzonym w siebie pieprzonym egoistą. Starając się choć na chwilę powstrzymać szloch wybrała numer Maćka. Odebrał po drugim sygnale.

Wkroczył do mieszkania Olszańskiego trzymając w ręku butelkę Chopina. Wciąż był podminowany, a jednocześnie to zdenerwowanie mieszało się z rozczarowaniem i goryczą. Miał żal do całego świata, że w jednej chwili zostały przekreślone wszystkie jego plany, marzenia na najbliższą przyszłość.
Nie czekając na przyjaciela, który zniknął na chwilę w kuchni w poszukiwaniu butelki soku pomarańczowego nalał sobie kieliszek i szybko go wychylił. Później kolejny i kolejny. Nim wrócił Sebastian przeźroczysty płyn palił już jego gardło.
- To powiesz mi, co się stało? – zapytał uważnie obserwując Dobrzańskiego
- Ulka jest w ciąży – powiedział przygryzając nerwowo wargę i spuszczając głowę. To krótkie zdanie brzmiało dla niego jak wyrok.
- Nie mówiłeś, że się staracie o dziecko – odparł próbując przyswoić informację, że jego kumpel, wieczny podrywacz i lekkoduch już za chwilę zostanie ojcem
- Bo się nie staraliśmy – powiedział z wyrzutem – Klasyczna wpadka - Wciąż nie potrafił pojąć, jak Ulka mogła być tak nieodpowiedzialna.
- No w każdym razie gratuluję! – z entuzjazmem zareagował Olszański, za co szybko prezes zgromił go wzrokiem
- Pogięło cię? – zapytał z nieukrywaną pretensją w głosie
- Przecież to dobra wiadomość. Jesteście razem, kochacie się, raz na zawsze pozbyłeś się z życia Pauliny, doktorek też przestał się odzywać. No może najpierw powinien być ślub, ale kto w dzisiejszych czasach zwraca na to uwagę – Dobrzański szybko opróżnił kolejny kieliszek
- To nie jest dobry moment na dziecko – pokiwał z powątpiewaniem głową
- A to niby czemu? Macie jakieś problemy?
- Stary, my raptem rok jesteśmy razem. Jesteśmy jeszcze młodzi. Powinniśmy korzystać z życia, cieszyć się sobą… - westchnął – ja naprawdę nie mam ochoty tonąć w pieluchach, kaszkach i smoczkach, znosić nieprzespanych nocy i ząbkowania. Czy każda para musi mieć dziecko?
- Ty się chyba boisz konkurencji – zaśmiał się serdecznie kadrowy, ale Dobrzański puścił jego uwagę mimo uszu i sięgnął po nową butelkę alkoholu
- Rodzicielstwo to ogromna odpowiedzialność, do której ja jeszcze nie dojrzałem. Nie wiem, może za kilka lat, ale na pewno nie teraz…
- A Ulka?
- Co Ulka? – obruszył się bezzasadnie – Ulka twierdzi, że też jest zaskoczona tą ciążą, ale ja nie mam gwarancji, że jej nie zaplanowała – powiedział lekko bełkocząc. Najwidoczniej procenty zaczęły robić swoje. Olszański był w lepszej formie. Nawet nie starał się dotrzymać brunetowi tempa.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że chciała cię złapać na dziecko – zaśmiał się z lekkim szyderstwem – Każda, ale nie Ulka.
- Chciała, nie chciała. Miało nie być dzieciaka, ale jest – pokiwał głową – Jest ale za chwilę nie będzie
- Co to znaczy nie będzie? – zmarszczył brwi
- No nie będzie – zapewnił przyjaciela – patrz jak to się życie układa. Nie było a będzie, będzie, ale nie będzie – zaczął tłumaczyć, ale Olszański nie bardzo wiedział, o co mu chodzi – Adaś sprawi, że znów będziemy szczęśliwą parą bez zbędnego balastu
- Jaki Adaś? – zaniepokoił się
- Mielecki. Dałem Ulce jego numer. Poczciwy Adaś pozbędzie się problemu.
- Wysłałeś Ulkę na skrobankę? – oburzył się. Miał nadzieję, że to tylko pijacki bełkot, który niewiele ma wspólnego z rzeczywistością
- Nooo
- Jesteś debilem! Jak mogłeś swojej kobiecie zaproponować zabieg?! – w głowie mu się to nie mieściło. Rzucił w stronę Dobrzańskiego koc – Idź spać, bo chyba masz już dosyć. Rano pogadamy.

- Boli główka? – zapytał z kpiną w głosie, gdy Dobrzański zaczął się przebudzać
- Umieram – mruknął
- Trzymaj – podał mu szklankę z dziwną substancją – powinno pomóc. I szoruj pod prysznic – prezes wypił duszkiem krzywiąc się jak małe dziecko na widok tranu. Ociągając się ruszył do łazienki. Gdy wrócił po piętnastu minutach Sebastian czekał na niego w kuchni z filiżanką kawy
- To, co wczoraj powiedziałeś, to prawda?
- No jest w ciąży i jest to potwierdzone – bąknął i zanurzył usta w czarnym płynie
- Chodziło mi raczej o tą wybitnie wspaniałomyślną propozycję, którą złożyłeś Ulce- obrzucił przyjaciela badawczym spojrzeniem
- O co ci chodzi? – zapytał zmęczonym głosem – Ja naprawdę nie jestem gotowy na ojcostwo
- Ale to już się stało
- Zaczynasz mówić, jak Ulka
- Bo ona ma racje. Myślisz, że szczęście można zaplanować? – stawiając to retoryczne pytanie spojrzał uważnie w oczy Marka – Czasami ono przychodzi niespodziewanie i nawet jeśli w pierwszej chwili wydaje nam się, że to katastrofa, to zaczynamy je doceniać po upływie pewnego czasu. Myślisz, że Ulka ci to kiedyś wybaczy? Czy ona planowała to dziecko, czy nie, to nie sądzę, żeby teraz spełniła twój kaprys i się go pozbyła. Zastanawiałeś się, jak będzie się czuła za dwa, trzy lata, gdy zakomunikujesz jej, że jesteś gotowy na ojcostwo? Ona wciąż tam z tyłu głowy zastanawiałaby się, jakby wyglądało jej dziecko, które usunęła. Czy byłby to chłopiec, czy dziewczynka – Marek spuścił głowę i zamyślił się – Pamiętasz, jak Violka wmawiała mi, że jest w ciąży. Pamiętasz, jak się czułem, gdy okazało się to nieprawdą? I mimo, że nie planowałem tego dziecka, że go nie chciałem, to nigdy bym jej nie wybaczył, gdybym po latach dowiedział się, że była za mną w ciąży i ją usunęła. Stary, to twoje dziecko, istota, która powstała z ciebie. Zastanów się, czego chcesz i czego wymagasz od swojej kobiety. Zastanów się przez chwilę, jak ona się czuje w tej sytuacji – skończył swój monolog i wyszedł do łazienki. Dobrzański został sam ze swoimi myślami.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

'Dziecko' I

Byli razem od roku. Od pamiętnego pokazu, od wyznania Marka, od jego wypadku, kiedy to zrozumiała, że nie potrafi być z nikim innym, że Piotr się nie liczy. Przez pierwsze dwa, trzy miesiące mieszkali w wynajęty mieszkaniu na Siennej. Później Dobrzański kupił apartament na jednym z zamkniętych osiedli na Sadybie. Razem w pracy, razem w domu. Byli szczęśliwi. Ula wciąż była prezesem, Marek jej zastępcą i jednocześnie szefem działu promocji. W krótkim czasie od pokazu Febo pozbyli się swoich udziałów i wyjechali razem do Włoch. Firma w stu procentach należała do Dobrzańskich. Mogli spokojnie nią zarządzać i świętować kolejne sukcesy. Nigdy nie rozmawiali o ślubie. Marek nie zaczynał tego temu, nie oświadczył się. Ula nie chciała naciskać i zachowywać się jak Paulina. Nie podejmowali także tematu dzieci. Nie planowali kiedy powiększą rodzinę. Tylko na początku Dobrzański upewniał się, czy Ula bierze tabletki. Pytał ją o to kilkakrotnie. W końcu było to dla niego tak oczywiste, że dał sobie spokój.

W ostatnich dniach towarzyszyły jej objawy charakterystyczne dla ciąży. Kręciło jej się w głowie, miała nudności. Z przerażeniem stwierdziła, że spóźnia jej się okres. W ferworze pracy podczas przygotowywania wiosennej kolekcji jakoś wypadło jej to z głowy. Ale teraz, gdy zaczęła dodawać dwa do dwóch miała niemal pewność. Zrezygnowała z testu. Postanowiła nie mówić nic o swoich przypuszczeniach Markowi, dopóki nie potwierdzi ich lekarz. Potwierdził. Trochę obawiała się reakcji swojego partnera. Nie miała pewności, czy jest gotowy na dziecko, ale trudno, stało się. Chciała poczekać na odpowiedni moment, powiedzieć mu w domu, w bardziej sprzyjających okolicznościach. Ale od porannej wizyty nosiło ją. Nie mogła sobie znaleźć miejsca, nie mogła się na niczym skupić. Gwałtownie zerwała się z fotela i ruszyła w kierunku gabinetu Marka.
- O cześć kochanie – usłyszała, gdy tylko otworzyła drzwi pokoju obok sali konferencyjnej – idziemy na lunch? Strasznie zgłodniałem.
- Muszę ci o czymś powiedzieć – powiedziała z nutą wahania i usiadła na krześle po drugiej stronie biurka
- W takim razie zamieniam się w słuch – powiedział tym swoim charakterystycznym tonem, który zawsze wywoływał uśmiech na jej twarzy. Ale nie tym razem
- Jestem… - urwała na chwilę, by wziąć głęboki oddech – jestem w ciąży – dokończyła z niepokojem wpatrując się w twarz Marka. A ten wybuchnął śmiechem
- Dobre, naprawdę dobre – rzucił, gdy już się nieco uspokoił – miałaś taką minę, że niewiele brakowało, a dałbym się nabrać – wciąż się śmiejąc uniósł się nieco na fotelu i chwycił jej dłoń, na której po chwili złożył krótki pocałunek – Kochanie, pierwszy kwietnia był ponad miesiąc temu, więc nie czas na takie wygłupy. To co, idziemy na ten lunch?- spytał z wyraźnym zniecierpliwieniem. Ula cały ten czas przypatrywała mu się z uwagą, w milczeniu.  
- Marek, ja naprawdę jestem w ciąży – powtórzyła, gdy Dobrzański zaczął zbierać dokumenty z biurka przed wyjściem
- Słucham? – zastygł w bezruchu uświadamiając sobie, że jej wcześniejsza wypowiedź jednak nie była żartem
- Będziemy mieli dziecko – powiedziała ze spokojem. W sekundę odwrócił się i wlepił w nią swoje przeszywające spojrzenie – Dla mnie to też jest zaskoczenie – ciągnęła widząc, że on nie ma ochoty zabierać teraz głosu - ale stało się – czuł, jak wzbiera w nim złość. Nie tak miało wyglądać ich życie. Nie tak.
- Stało się? – zapytał lekko podniesionym głosem i nerwowo się zaśmiał – Ty sobie ze mnie kpisz? Jakie stało się? Mówiłem, żebyś uważała. Mówiłem, żebyś brała tabletki! – niemal wysyczał przez zaciśnięte zęby – nie takiej reakcji się spodziewała. Przypuszczała, że będzie w szoku, że nie będzie wiedział jak się zachować, ale nie sądziła, że zacznie ją atakować i całą winę zrzucać na nią
- Nawet antykoncepcja nie daje stu procentowej pewności – wciąż starała się zachować spokój
- Daje, gdy się ją stosuje regularnie! Nie sądziłem, że ciebie trzeba pilnować jak dziecko, czy przed zaśnięciem połknęłaś tabletkę!
- Nie krzycz na mnie! – miała niemal pewność, że na korytarzu słychać ich podniesione głosy, ale w tym momencie było to nie ważne – Przypominam ci, że dziecko nie bierze się z powietrza. Kobieta sama nie jest w stanie zajść w ciążę! Dobrze, może zapomniałam wziąć tej cholernej tabletki kilka razy – walnął pięścią w stół
- Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna! – pierwszy raz w jego oczach malowała się furia. Nigdy go takiego nie widziała.
- Nie wzięłam jej wtedy po pokazie, gdy wróciliśmy w środku nocy. Szampan szumiał mi w głowie i jej po prostu zapomniałam. I kilka razy w następnym tygodniu, gdy wracałam do domu padnięta po całym dniu negocjacji umów. Ciebie to w ogóle nie interesowało, że nie miałam siły się umyć, że zasypiałam, gdy tylko wchodziłam do domu! Ciebie interesowało tylko to, żeby się ze mną kochać jeszcze przed pracą! Więc teraz nie zrzucaj winy na mnie i nie zarzucaj mi nieodpowiedzialności! – i ona była wściekła. Nigdy nie przypuszczała, że Marek może się zachowywać w stosunku do niej w ten sposób.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem w milczeniu. Po chwili Dobrzański westchnął i schował twarz w dłonie.
- Przepraszam. Nie powinienem był na ciebie naskakiwać. Ciąża to jeszcze nie koniec świata – starał się załagodzić sytuację. Zrozumiał, że nerwy i krzyk nic tu nie pomogą. Poczuła, jak ogromny kamień spada jej z serca – Który to tydzień? Trzeci, czwarty?
- Czwarty – odparła z delikatnym uśmiechem. Pokiwał głową i zamyślił się. Chwycił do ręki swoją skórzaną teczkę i wyciągnął z niej wizytownik. Po chwili położył przed nią prostokątny kartonik w kolorze kości słoniowej.
- Co to jest? – spytała biorąc do ręki wycinek z kredowego papieru, na którym widniało ‘Adam Mielecki – ginekolog’. Zastanawiała się, czy dał jej to, bo chce się upewnić, że jednak jest w ciąży, czy po prostu chce z nią pójść na wizytę do znajomego lekarza.
- To mój kolega jeszcze z czasów liceum. Gramy czasami razem w tenisa. Prowadzi prywatną praktykę na Woli. Chciałbym, żebyś do niego zadzwoniła – powiedział spokojnie
- Ale ja już dzisiaj byłam u lekarza. Potwierdził ciążę. Darowałam sobie testy – tłumaczyła
- Chciałbym, żebyś do niego zadzwoniła- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, podkreślając każdego słowo. Miał nadzieję, że jego komunikat był jasny i obędzie się bez kolejnej bezsensownej dyskusji. Przyjrzała mu się uważnie i już wiedziała, o co mu chodzi. Jej oczy zaszkliły się łzami.
- Jak możesz… - zaczęła, za wszelką cenę starając się hamować zbierające się łzy. Przerwał jej.  
- Czy kiedykolwiek powiedziałem ci, że chcę mieć dziecko? – poczuła, jakby ktoś wbił w jej serce nóż.
- Nie powiedziałeś też, że nie chcesz – wyszeptała
- Nie chcę. A na pewno nie teraz. Ja nawet nie wiem, czy potrafiłbym być dobrym ojcem - wstał i podszedł do niej siadając na kancie biurka – wszystko będzie dobrze - Przytulił ją do siebie, ale odsunęła się. Ruszyła w kierunku drzwi, ale w ostatniej chwili odwróciła się i spoglądając na trzymaną w ręku wizytówkę zapytała
- Wszystkim swoim kochankom dawałeś jego numer?
- Na szczęście nigdy nie było takiej potrzeby - odparł zgodnie z prawdą, nie zastanawiając się nawet przez chwilę, jak to zabrzmiało. 
Poczuła, że musi jak najszybciej opuścić ten budynek. Brakowało jej powietrza.