B

sobota, 16 października 2021

informacja

Drodzy,

Na samym wstępie bardzo Was przepraszam za moją przeciągającą się nieobecność. Problemy zdrowotne wyeliminowały mnie z bloga na dłuższy czas.

Dziś wstawiłam dwa rozdziały ‘Niebezpiecznej gry’, tym samym kończąc tę opowieść.

A teraz krótkie ogłoszenie parafialne, które przeczytajcie proszę w całości…

Bardzo wierzyłam w to, że te nieprzyjemne przepychanki, hejterskie komentarze, bezczelne wiadomości prywatne mam już za sobą. Bardzo wierzyłam w to, że ta spirala niechęci, nieprawdy a czasami wręcz nienawiści, która dotknęła mnie kilka lat temu już więcej się nie powtórzy. Bardzo chciałam od tego uciec i zamknąć ten rozdział definitywnie. Bardzo wierzyłam w to, że nawet jeśli się ze sobą nie współpracuje, to można obok siebie funkcjonować. Naiwnie łudziłam się, że sieć to tak pojemne miejsce by pomieścić wszystkich, że obok siebie mogą funkcjonować dwie autorki prezentujące różne pomysły i różne style. Nie rywalizujące ze sobą, nie szkodzące sobie nawzajem, tylko wzajemnie się akceptujące. Bardzo chciałam wierzyć w to, że osoba stawiająca się w roli ofiary rzeczywiście dostała rykoszetem, a cała sytuacja jest nakręcona przez jedną czy dwie anonimowe hejterki, które tak naprawdę nawet naszych blogów nie czytają. Dziś wiem, że bardzo się myliłam, a wszystko to, zostało zręcznie wykreowane by stawiając się w roli ofiary zyskać sympatię, zbić kapitał i wyeliminować konkurencję, która w istocie nigdy konkurencją nie była i być nie powinna.

W przeszłości wiele razy czytałam ‘zazdroszczę ci pomysłów / kreatywności’. Nie odbierałam tego negatywnie. Byłam przekonana, że to taka zdrowa i potrzebna zazdrość, która pozytywnie wpływa na proces twórczy. Ot, taka kokieteria, które nie jest destrukcyjna, a motywująca do zdrowej rywalizacji i działania. Bardzo długo łudziłam się, że ludzie są dobrzy z natury i naprawdę mogą się akceptować nie konkurując ze sobą za wszelką cenę. Z perspektywy czasu wiem, że bardzo długo nie chciałam słuchać tych, którzy mówili ‘to nie jest przypadek’.

Dziś po raz kolejny zastanawiam się nad tym, że wpis, który pojawił się kilkanaście dni temu na moim blogu nie był przypadkowy. Zawierał słuszną uwagę, że nie publikuję regularnie, ale nie sądzę, by był autorstwa osoby, która czyta moje opowiadania i rzeczywiście się niecierpliwi. Była to chęć wbicia mi szpili i rozpoczęcia kolejnej kampanii hejtu. To prawda, że czasami brakuje mi czasu na bloga, że mocno ograniczyłam ilość publikowanych wpisów. Ale niestety mój czas jest mocno ograniczony. Nie jestem na emeryturze, od dawna nie jestem nastolatką, która po ‘odbębnieniu’ lekcji od popołudnia ma czas wolny by pisać i realizować swoje pasje. Ponad pisaniem zawsze stoją obowiązki i to jest naturalne, gdy jest się dorosłą i odpowiedzialną osobą. Mam wrażenie, że ten wpis miał na celu zestawić mnie, osobę mającą rzeczywiście problem z regularnością, z tymi którzy dysponują większą ilością czasu, by pokazać, że mniej mi zleży. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Choć rzeczywiście nie mogę dyskutować z argumentem, że brakuje mi regularności i czasami nie udaje mi się dotrzymać zadeklarowanych terminów.

Ale to nie jedyny problem, który najbardziej mnie dotknął i uderzył. Najbardziej niesprawiedliwe jest stwierdzenie, które padło kilka dni temu, że ‘podłapałam pomysł’ na opowiadanie, a raczej na pewien wątek tego opowiadania. Zamiast uciąć temat stwierdzeniem ‘to po prostu przypadek’, nakręcana jest kolejna fala… Zarzuca mi się podkradanie pomysłu, choć wszelkie fakty świadczą na moją korzyść. Doprawdy nie wiem, jak miałabym wykorzystać cudzy pomysł, skopiować go, skoro pojawia się on na innym blogu we wrześniu, a moje opowiadanie bazuje na tym pomyśle od przełomu grudnia i stycznia. Naprawdę mogłam podłapać ten pomysł? Nawet jeśli opowiadanie publikowane od września zostało napisane rok czy dwa lata wcześniej…  Za chwilę przeczytam, że włamałam się do komputera i stamtąd zaczerpnęłam pomysł, albo użyłam tajemnych mocy by czytać w cudzych myślach. To bym bardziej przykre, że cios ten zadaje osoba, która kilka lat temu, przez wiele miesięcy kreowała się na koleżankę, nawiązywała prywatną znajomość. I podczas tej prywatnej korespondencji pozyskiwała informacje z mojego życia, które później pojawiały się w perfidnych mailach, które otrzymywałam. Ja bardzo długo łudziłam się, a w zasadzie bardzo chciałam się łudzić, że to przypadek. Ale naprawdę za dużo już tych przypadków, za dużo zbiegów okoliczności. Już dawno przestałam wierzyć w niewinność i zrozumiałam, że osoba chcąca być odbierana jako ofiara nagonki i hejtu de facto jest jej kreatorem bezpośrednio lub posługując się przy tym osobami trzecimi. Trudno z tym walczyć i dyskutować, skoro problem niczym bumerang powraca co jakiś czas.

Mnie szkoda już na to wszystko zdrowia, czasu i sił. Jestem tym zmęczona i nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki. Porzuciłam naiwne myślenie, że to się kiedyś skończy, wyciszy i zapanuje trwały spokój. Jeśli nie można funkcjonować obok siebie czas powiedzieć pas. Mam już dość brzydulowych opowieści, które przestały przynosić frajdę, a zaczęły nieść ze sobą cały pakiet negatywnych emocji.

Wierzę, że moją decyzję zrozumiecie i uszanujecie. Proszę Was, żebyście nie protestowali i nie nakłaniali mnie do powrotu. To bardzo mocno przemyślana decyzja, choć w istocie podjęta niedawno. Proszę Was również, żebyście nie stawali w mojej obronie, nie atakowali i włączali się w tą nieprzyjemną retorykę. Nie idźcie tą drogą, bądźcie ponad to.

‘Niebezpieczna gra’ jest ostatnim opowiadaniem, które tutaj opublikowałam. Lubię pisać i będę to robić dalej. W bliższej lub dalszej przyszłości będzie to już inne miejsce i inna tematyka.

Dziękuję Wam za każde dobre słowo i za ten entuzjazm, z jakim przyjmowaliście moje historie. Dziękuję za te wszystkie wspólnie spędzone lata. Nie mówię żegnajcie. Mówię Wam do zobaczenia. Zapewne prędzej czy później spotkamy się gdzieś w sieci!

Amicus

'Niebezpieczna gra' XX ost.

- Ja się chyba przesłyszałem – zmarszczył brwi przyglądając jej się wymownie

- Chcę rozwodu – powtórzyła pewnie - Już od pewnego czasu żyliśmy bardziej obok siebie niż razem.

- Odkąd zachciało ci się prowadzić własny biznes

- Nie – pokręciła głową – Teraz siedzę w biurze, a wcześniej siedziałam w domu sana, gdy ty latałeś w interesach. I jeszcze do niedawna miałam ochotę ratować nasz związek. Ograniczyć kontakty towarzyskie i skupić się na pracy i naszym małżeństwie. Ale już nie chcę.

- Nie chcesz, bo pojawił się ten fircyk, który cię pieprzy – zaczął nerwowo pocierać dłońmi i oddychać coraz ciężej

- Nie chcę być z kimś, kto potrafi działać bez skrupułów – uwagę o jej romansie z Markiem puściła mimo uszu. Nie było sensu teraz się wypierać, ale nie chciała również tego tematu wałkować - najpierw to pobicie Marka, teraz kulisy przejęcia firmy, a jeszcze wcześniej bez mrugnięcia okiem mnie okłamywałeś. Nie powiedziałeś, że przejąłeś firmę z powodu długów Febo, tylko wmawiałeś mi, że to okazja podesłana przez doradcę finansowego. Domyślam się o jak wielu twoich ciemnych stronach jeszcze nie wiem i chyba wolę nie wiedzieć – sięgnęła po teczkę – To kopia pozwu, który pojutrze zostanie złożony w sądzie przez mojego pełnomocnika. A to propozycja podziału majątku

- Widzę, że nie tracisz czasu – prychnął, niechętnie odbierając od niej dokumenty. Przejrzał pobieżnie, skupiając swoją uwagę na kilku najbardziej interesujących go punktach i zaśmiał się pod nosem – Wasz romans jednak nie był wymysłem mojej wyobraźni. Inaczej podział majątku wyglądałby zupełnie inaczej

- Nigdy nie byłam z tobą dla pieniędzy i nie są mi one potrzebne do szczęścia – oświadczyła – A firma to taki drobiazg, żeby sprawiedliwości stało się zadość. Ta marka i zespół, cała historia tej firmy została zniszczona przez nieuprawnioną osobę. Cieszę się, że udało mi się wskrzesić to przedsiębiorstwo i przywrócić go do czołówki.

- A co jeśli nie zgodzę się na rozwód? – spojrzał na nią wymownie

- W Polsce nie można się nie zgodzić na rozwód. Prędzej czy później i tak go dostanę. Ale bardzo bym chciała, żebyśmy nie szli na wojnę. A ty masz niestety bardzo dużo do stracenia – pewnie patrzyła mu w oczy. Mierzyli się wzrokiem niczym dwóch wytrawnych pokerzystów.

 

Czekał na nią od kwadransa. Wysłała mu wiadomość, że się spóźni, bo przez remont jednej z głównych ulic w Centrum są potworne korki. W zasadzie nie wiedział czego oczekuje od tego dzisiejszego spotkania. Nic z tego wszystkiego nie rozumiał. Miał jej dać czas, a jednocześnie miał wrażenie, że nic się nie dzieje i szybko nic się nie zmieni. Ona za wszelką cenę chciała przejąć firmę z rąk męża, a on chciał jej. Podczas jej wyjazdu do Rosji doszedł do wniosku, że jeśli nie będzie żadnych przesłanek, iż Ula w najbliższych dniach odejdzie od męża, to postawi jej ultimatum. Rozwód albo znika z jej życia. Miał dość tego zawieszenia. Miał do niej trochę żalu, że nie wtajemniczyła go w swoje plany, że prowadziła z Maciejem jakąś grę, a wszystko to działo się jakby poza nim. Czyżby nie miała do niego zaufania? Te rozmyślania przerwał dotyk jej dłoni, który poczuł na swoim ramieniu

- Nie wstawaj – poprosiła i nim się spostrzegł siedziała przed nim z delikatnym uśmiechem na twarzy. Śmiały się nie tylko usta, ale i oczy – Rozstałam się wczoraj z Mikołajem – oświadczyła, a on poczuł jakby z jego barków zdjęto wielki kamień – Spakowałam już część rzeczy. Jeśli przyjmiesz mnie pod swój dach to po pracy pojadę po pierwszą walizkę – z wyraźnym rozczuleniem obserwowała te jego maślane oczy i ulgę malująca się na twarzy

- Nie mogłem się doczekać, aż wreszcie pojawisz się w moim domu. A z walizkami ci oczywiście pomogę

- Nie – zaprotestowała gwałtownie – Ustaliłam z Mikołajem, że nie będziemy na razie afiszować się z naszą relacją

- Ustaliłaś z Mikołajem – prychnął oburzony – Wy zdaje się bierzecie rozwód, więc nie masz obowiązku ustalać z nim takich spraw - zirytował się

- Posłuchaj – westchnęła ciężko – Wypracowałam najlepsze możliwe rozwiązanie. To jest dumny Rosjanin. Na dodatek posiadający licznych znajomych w Warszawie i dbający o swoją reputację i interesy. Nie chce plotek i zamieszania, więc ustaliliśmy, że do czasu otrzymania rozwodu nie będę publicznie się z tobą pokazywać. Chyba to, że nie będziemy chodzić za rękę po parku i wracać jednym autem z biura to niewielka cena za to, że będziemy razem mieszkać, sypiać i jadać wspólnie śniadania. Chodzi o jakąś typową dla samców manifestację posiadania? Bo serio nie rozumiem? Będziemy razem mieszkać i będziemy razem żyć, ale póki co, cały świat nie musi o tym wiedzieć.

- A jaką masz gwarancję, że on się będzie trzymał tego, na co się z tobą umówił? Jest zdolny do wszystkiego. A jak cię porwie? – znów zaczynał pisać czarny scenariusz. Podobnie było z jej wyjazdem na Wschód.

- Zabezpieczyłam nas. Zresztą rozwiązanie naszego małżeństwa również nie przebiegałoby tak łagodnie gdyby nie pomoc Maćka, jego zaprzyjaźnionego informatyka i jeszcze kilku szczęśliwych zbiegów okoliczności. Zresztą miałam farta, że się nie zorientował. Mój wyjazd też nie był przypadkowy. Pozyskałam ciekawe informacje na temat mojego męża. Między innymi to, że fałszuje dokumenty skarbowe i nie płaci podatków. Zarówno polskie jak i rosyjskie służby chętnie by się tym zainteresowały. Jeśli Mikołaj znów wpadłby na pomysł, by próbować przekonać cię do swoich racji siłowo, albo w jakikolwiek sposób nam zaszkodził, mój prawnik stosowne dokumenty wyśle do prokuratury. Za te oszustwa grozi mu kilka lat więzienia, więc zapewniam cię, że nie będzie ryzykował.

- To stąd byłby te wszystkie tajemnicze teczki, tabelki – mruknął pod nosem

- Nie tylko. Dotarliśmy również z Maćkiem do ciekawych informacji na temat powiązań Mikołaja z Aleksem. Febo wyprowadzał z firmy pieniądze, bo był u Mikołaja zadłużony. Przegrał ogromne pieniądze w kasynie. Teraz ja przejmuję firmę w procesie podziału majątku. Chcę jednak by finalnie wróciła w twoje ręce

- Nie – zaprotestował gwałtownie – Świetnie sobie radzisz, dobrze zarządzasz. To jest twoja firma. Ja ostatecznie zamknąłem ten rozdział kilka lat temu

- Nie ostatecznie – zauważyła słusznie – Gdyby nie udało mi się ciebie ściągnąć nie miałabym okazji cię lepiej poznać i pokochać

- Wiesz, że pierwszy raz powiedziałaś to na głos – uśmiechnął się delikatnie

- To, że cię kocham? – pokiwał głową wciąż lekko wzruszony. Wiedział, że go kocha, czuł to, ale nigdy wcześniej tego nie usłyszał

- Ja jestem jeszcze mężatką, nie mogę publicznie deklarować miłości innemu mężczyźnie – zrobiła przy tym śmieszną minę

- Jeszcze – podkreślił

- Mój prawnik mówi, że to kwestia siedmiu, może ośmiu miesięcy. Więc oficjalnie będziesz musiał na mnie jeszcze trochę poczekać. Nieoficjalnie zaczniemy wspólne życie już dziś - uśmiechnęła się szeroko - Po pracy pojadę po część rzeczy, a ty ugotujesz nam coś pysznego – zarządziła - I koniecznie kup szampana, bo zamierzam wznieść dziś toast za nas i za Dobrzański Fashion 

'Niebezpieczna gra' XIX

 Szalał z niepokoju. Dwa dni temu wyleciała do Rosji, a on tak naprawdę nie miał pewności kiedy wróci i czy w ogóle. Niby zapowiadała, że leci sama, że Mikołaj w tym czasie będzie w Warszawie i Paryżu, ale mąż zawsze mógł nieoczekiwanie do niej dołączyć. Wyobraźnia podpowiadała mu głównie czarne scenariusze. Powinien był jej nie puszczać. Powinien był za wszelką ceną zatrzymać ją w Warszawie. Przecież ma dochodowy biznes. Może rzeczywiście nie miałaby drogiego auta z szoferem, ale przecież on też potrafiłby jej zapewnić życie na odpowiednim poziomie. A rozwód? Poprosiłby o pomoc zaprzyjaźnionego prawnika, który od lat zajmował się sprawami rodziny Dobrzańskich. Może nie poszłoby jak po maśle, ale prędzej czy później przecież uwolniłaby się od pana Rybakowa. Wysłał jej sms’a z pytaniem, czy wszystko w porządku. W odpowiedzi otrzymał krótką wiadomość ‘nie martw się, niedługo wracam ;)’


Niestety szybko się okazało, że jej wyjazd się przedłuża. Z kilku dni zrobił się tydzień. Z dnia na dzień przekładała powrót tłumacząc, że ma na Wschodzie jeszcze kilka spraw do załatwienia. Jakoś pod koniec tygodnia zadzwoniła do niego na pół minuty prosząc by zajął się wszelkimi sprawami firmy i próbując zapewniać, że wszystko układa się po jej myśli. Nie chciała wchodzić w szczegóły i szybko zakończyła połączenie. Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Gdyby wszystko było dobrze, już dawno byłaby w Warszawie. Nie wierzył jej zapewnieniom i miał coraz gorsze przeczucia.


Wreszcie otrzymał sms’a, że wraca i popołudniu będzie w firmie. Do biura przyjechał z samego rana, niecierpliwie oczekując jej przyjazdu. Chciał odebrać ją z lotniska, ale kategorycznie odmówiła. Wreszcie kilkanaście minut po dwunastej pojawiła się w progu gabinetu w towarzystwie dwóch dość pokaźnych rozmiarów walizek. Gdy tylko zamknęła drzwi, automatycznie wylądowała w objęciach Dobrzańskiego.

- Tęskniłem – wyszeptał wprost w  jej szyję, oplatając jej smukłą sylwetkę ramionami i wodząc dłonią po plecach

- Ja też – usłyszał w odpowiedzi

- Już się nie mogłem doczekać – odsunął się nieznacznie by spojrzeć wprost w te błękitne oczy, za widokiem których tęsknił setki godzin

- Bałeś się, że nie wrócę – bardziej stwierdziła niż zapytała, śmiejąc się pod nosem i gładząc kciukiem jego policzek

- Troszeczkę – musnął ustami jej wargi. Kontynuacja pocałunku nie wchodziła w grę, bo ku rozczarowaniu obojga usłyszeli pukanie, a gdy tylko zdążyli od siebie odskoczyć w drzwiach pojawił się Maciej

- Przeszkadzam? – zerkał to na Ulę to na Marka

- Nie – odparli niemal równocześnie

- Dokumenty o które prosiłaś – wręczył jej teczkę – Wiesz, co robisz? – zapytał z troską - Może powinienem z tobą jechać? – zapytał wyraźnie zmartwiony

- Dam sobie radę – posłała mu uspokajający uśmiech – Dzięki – wskazała na teczkę

- Mam stertę papierów do podpisania, ale to może poczekać do jutra, bo pewnie dziś już nie wrócisz

- Nie. Jadę za chwilę do domu. Taksówka ma być o trzynastej – Marek zmarszczył brwi totalnie rozczarowany. Najwyraźniej miał jeszcze kwadrans by się nią nacieszyć zanim pojedzie do męża. Ta sytuacja coraz bardziej go uwierała.

- Dobra, jakby co dzwoń. Do jutra – Szymczyk pożegnał się i szybko ulotnił

- Czyli mam jeszcze kilkanaście minut, tak? – nerwowo krążył po gabinecie – Długo jeszcze będę na ciebie czekał?

- Marek – westchnęła – miało być na moich zasadach

- Tyle, że stoimy cały czas w punkcie wyjścia – odparł z pretensją

- Wiele się zmieniło, ale porozmawiamy o tym jutro. Najpierw muszę pomówić z Mikołajem. Ja i mój mąż mamy sobie wiele do wyjaśnienia – wymownie wskazała na teczkę, którą chwilę wcześniej przyniósł jej przyjaciel – Mikołaj zna Aleksa. A ty nigdy nie powinieneś był stracić tej firmy – rzekła bardziej do siebie niż do niego, ale usłyszał

- Ale ja mam firmę w dupie – prychnął zdecydowanie głośniej niż powinien - Nie obchodzi mnie ona. Chcę ciebie – oświadczył już nieco ciszej by nie wzbudzać zainteresowania pracowników – w pełnym tego słowa znaczeniu. Mam dość tych ukradkowych spojrzeń i seksu w pośpiechu i tajemnicy – podeszła do niego i kładąc dłoń na jego torsie spojrzała mu prosto w oczy

- Porozmawiamy jutro. Zjemy razem śniadanie o dziewiątej w Europejskim. A teraz muszę już iść – musnęła ustami jego policzek i zabierając torebkę i teczkę z dokumentami pospiesznie opuściła pomieszczenie. Głośno wypuścił powietrze, a wzrok utkwił w walizkach, które stały nieopodal biurka. Nie zabrała ich ze sobą i chciał to odczytywać nie jako zaniedbanie z roztargnienia, a jako dobry znak.

 

 

Gdy dojechała do apartamentu Mikołaja nie było w środku. Próbowała się dodzwonić do męża, ale nie odbierał. Wysłał jej tylko sms’a, że ma spotkanie i będzie w domu za dwie godziny. Postanowiła wykorzystać ten czas na relaksującą kąpiel i zmianę eleganckiego kompletu na nieco mniej formalny strój. Z kieliszkiem wina zapoznawała się z wyliczeniami, które przygotował dla niej dyrektor finansowy i niecierpliwie oczekiwała męża. Pojawił się przed szesnastą i chciał ją pocałować na przywitanie. Gestem dłoni powstrzymała jego zapędy i wskazała na stojący naprzeciw niej fotel

- Siadaj, musimy porozmawiać – Rosjanin obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem, ale ściągnął marynarkę i spełnił jej prośbę – Skąd znasz Aleksa Febo i jak długo trwa wasza znajomość?

- Nie znam go. Spotkaliśmy się raz, przed kupnem firmy – wzruszył ramionami i by odwrócić wzrok skupił się na podwijaniu rękawów błękitnej koszuli.  

- Dobrze – westchnęła. Prawdę mówiąc była przekonana, że Rybakow nie będzie z nią szczery. Od dawna nie był… Może nawet od początku – Dlaczego Aleks był ci winny pieniądze? – na ułamek sekundy jego źrenice się rozszerzyły

- Skąd wiesz?

- To nie jest w tej chwili istotne. Ważne, że wiem. I ważne, że wiem nie od ciebie. Więc – ponagliła go – Skąd ta ogromna kwota?

- Przegrał ją w kasynie – rozsiadł się w dumnej pozie i spojrzał jej prosto w oczy – Jeśli się gra, to trzeba mieć świadomość, że raz się wygrywa, a raz przegrywa. I trzeba znać umiar, a kto go nie zna, musi za to płacić – bezczelny uśmiech pojawił się na jego twarzy

- Jak mogliście okraść niewinnego człowieka? – zapytała z nutą pretensji, choć bardzo nie chciała włączać emocji do tej rozmowy. Nie mogła teraz pokazać, że jej zależy

- Mówisz o Dobrzańskim? – nazwisko to wypowiedział z wyraźną niechęcią – Ale ja nikogo nie okradłem – zaakcentował ostatnie dwa słowa – To Aleks nie potrafił sobie poradzić ze swoimi zobowiązaniami.

- Wyprowadzanie pieniędzy z firmowego konta to był twój pomysł – bardziej stwierdziła, niż zapytała. Od początku miała takie przeczucie, które teraz się potwierdzało

- Posłuchaj – zirytował się – Poznałem Aleksa w kasynie w Monako. Pożyczyłem mu milion euro, którego później nie potrafił spłacić. To nie było dziesięć tysięcy tylko milion. Ja nie jestem organizacją charytatywną wspierającą hazardzistów.

- I dlatego kazałeś mu okraść wspólnika. Brawo – rzuciła z kpiną

- To był tylko jeden z pomysłów na pozyskanie dodatkowego źródła gotówki. To Aleks podjął decyzję. Gdyby je pożyczył, wygrał, znalazł na ulicy – rozłożył ręce śmiejąc się przy tym – mnie to naprawdę nie interesuje. A to, że pan Dobrzański się nie dopatrzył nieprawidłowości i braków w kasie to już nie moja wina. Najwidoczniej był kiepskim prezesem, który nie kontrolował swoich finansów. Ja jestem poważnym biznesmenem, a nie przedszkolanką, żeby wszystkich prowadzić za rączkę i naprawiać ich błędy – przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu by wypowiedzieć słowa, których kompletnie się nie spodziewał

- Jesteś moim największym życiowym rozczarowaniem – widziała w jego oczach zdumienie wymieszane ze wściekłością – Gdy byłeś młody, gdy się poznaliśmy… - urwała na chwilę – gdy pomogłeś mojemu ojcu, gdy byłeś przy mnie… Rozkochałeś mnie swoim dobrym sercem. Tamtego Mikołaja już nie ma. Siedzi przede mną teraz cyniczny i bezwzględny człowiek, który jest w stanie doprowadzić innego człowieka na krawędź przepaści tylko po to, by osiągnąć swój cel i wykładać sobie mieszkanie sztabkami złota. Kasa pod wszystko – wywróciła oczami i kręcąc głową rozczarowana

- Ty nigdy o tę kasę się nie martwiłaś, więc ktoś musiał – odgryzł się – Ciebie nie interesowało skąd ją biorę

- Nigdy jej od ciebie nie wymagałam. Osobista ochrona, eleganckie rauty od zawsze mnie krępowały i źle się z tym czułam. Nie potrzebowałam apartamentu na Majorce i Bentleya. To było twoje pomysły i twój scenariusz, w który ja musiałam się wpasować. Więc nie zarzucaj mi teraz materializmu i chciwości. Albo tak bardzo się zmieniłeś, albo nigdy tak naprawdę cię nie znałam. Chcę rozwodu