B

sobota, 26 grudnia 2020

'Niebezpieczna gra' I

Nerwowo bębnił palcami o blat stołu. Sam nie wiedział, co mu strzeliło do głowy, że w końcu uległ. Ten etap życia uważał za totalnie zamknięty i dawno temu obiecał sobie, że w żadnym wypadku nie będzie do niego wracał, a tym samym rozdrapywał ran. Wiele go to wszystko kosztowało. Zbyt wiele. Zapłacił ogromną cenę za swoją naiwność, wiarę w drugiego człowieka i dobre serce. Zaśmiał się w duchu przypominając sobie pewne zdanie, które idealnie obrazowało jego życia – ‘kto ma miękkie serce musi mieć twardą dupę i musi liczyć się z tym, że w nią dostanie’. On dostał. Nie tylko on, ale i bliskie mu osoby. Zniecierpliwiony zerknął na zegarek, który wskazywał pięć minut po godzinie czternastej. Westchnął zdenerwowany. Nie cierpiał ludzi, którzy się spóźniają. Od dziecka był punktualny. Tego nauczył go ojciec. Zawsze mu powtarzał, że lepiej być pięć minut wcześniej, niż minutę później. Wreszcie pod restauracyjny ogródek podjechał elegancki Bentely w kolorze butelkowej zieleni, który zahamował z piskiem opon. Był przekonany, że podjechała nim towarzyszka tej popołudniowej kawy. Z auta wysiadł kierowca ubrany w idealnie skrojony garnitur. Pospiesznie otworzył tylne drzwi i podał rękę pasażerce, pomagając jej tym samym wysiąść z auta. Ze środka wyłoniła się piękna brunetka w burgundowej, ołówkowej sukience przed kolano, z dekoltem w kształcie litery v, z małą kopertówką i skórzaną aktówką w drugiej dłoni. Wstał z zajmowanego miejsca i obserwował, jak się zbliża. Gdy zdjęła okulary przeciwsłoneczne zamarł widząc tak niewiarygodnie błękitne tęczówki.

- Dzień dobry panie Marku – wyciągnęła w jego kierunku dłoń, którą delikatnie uścisnął – Urszula Rybakow, bardzo mi miło pana poznać – usta podkreślone bladoczerwoną szminką ułożyły się w szerokim uśmiechu – I bardzo przepraszam za spóźnienie. Straszne dziś korki. Dziękuję, że pan zaczekał i że zgodził się pan ze mną spotkać

- Drobiazg – chrząknął – Ze spotkaniem nie miałem wyjścia. Pani asystentka w ciągu dwóch dni dzwoniła do mnie czterokrotnie – Ula zaśmiała się pod nosem - Chociaż tak naprawdę wciąż do końca nie wiem, jaki jest cel tego spotkania

- Bardzo przepraszam, chociaż cenię ją za to, że jest skuteczna – uniosła brwi w charakterystycznym geście - Już wyjaśniam – wskazała mu na krzesło, jednocześnie zajmując to naprzeciw niego – Chciałam z panem porozmawiać o Febo&Dobrzański Fashion

- Tak właśnie myślałem i powtarzałem pani Omulewskiej kilkukrotnie, że nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie i nic mnie z tą firmą od dawna nie łączy – zaczął się nerwowo wiercić na krześle

- Tak wiem. Liczyłam jednak na to, że będziemy mogli porozmawiać, że rozjaśni pan pewne kwestie. Krótko mówiąc liczyłam na to, że mi pan pomoże.

- To nie jest najlepszy adres – był coraz bardziej poirytowany zarówno tą rozmową, jak i faktem, że jak ostatni dureń zgodził się tu przyjść

- Uważam, że to najlepszy z możliwych adresów – rzekła cichym i spokojnym głosem, patrząc na niego z wymalowaną prośbą na twarzy. Tak, jak sądziła, to spotkanie nie należało do łatwych, ale liczyła, że w końcu ulegnie –

- Wie pani, rozdział Febo&Dobrzański jest dla mnie bardzo przykrym doświadczeniem

- Słyszałam – szepnęła

- Raz zamkniętej furtki się nie otwiera. Mosty zostały spalone – rzekł gorzko

- Panie Marku, proszę mi pomóc. Ja nie oczekuję wiele, po prostu chcę poznać fakty, wyjaśnienia niewiadomych, których jest naprawdę wiele – przez chwilę siedział ze wzrokiem utkwionym pomiędzy wazonem ze świeżą różą a jej przeciwsłonecznymi okularami

- Ale ja nie mam pełnego obrazu sytuacji – wzruszył ramionami – Moja wiedza kończy się na roku dwa tysiące siedemnastym.

- I właśnie o tym chce rozmawiać. Pewne okoliczności są dla mnie niezrozumiałe i nie bardzo jest mi komu to wyjaśnić. Mam przeczucie, że tylko na pana mogę liczyć – uśmiechnęła się ciepło – To jak będzie? Pomoże mi pan? – westchnął ciężko, przywołując ręką kelnera

- Dwie kawy poprosimy. Dla mnie czarna – wymownie spojrzał na swoją towarzyszkę

- Dla mnie białą – posłała mu wdzięczny uśmiech

- Proszę pytać – splótł dłonie w piramidkę i wlepił w nią wyczekujące spojrzenie

piątek, 4 grudnia 2020

'Zabawka' XI ost.

 Wybaczcie tę nieoczekiwaną i długą przerwę. Zdrowie mi ostatnio trochę nawala - starość nie radość ;) Bądźcie zdrowi i bezpieczni! :) 


Wrócił do domu później niż zwykle. Prosto z firmy pojechał nad Wisłę pobiegać i przewietrzyć głowę. Rozmowa z matką pozwoliła mu spojrzeć na poranną sytuację trochę szerzej. Stanął w progu salonu i przez chwilę obserwował Cieplakównę w milczeniu. Pochylona nad laptopem przeglądała firmowe dokumenty. Jej perfekcjonizm i pracoholizm ujawniały się nawet w godzinach wolnych. Zamiast biegać z koleżankami po galerii, wybierając kolejne sukienki, które najbliższy rok przewisiałyby w szafie by ostatecznie wylądować w śmietniku, albo przesiadywać w salonie piękności i zastanawiać się pół godziny, czy lepiej na paznokciach u stóp będzie wyglądała głęboki burgund czy poranna wiśnia, ona skupiała się na obowiązkach. Zawsze na posterunku, zawsze gotowa do działania. Uśmiechnął się pod nosem. Z perfekcyjnej asystentki, później kochanki, zamieniła się w kobietę jego życia. Długo do tego dojrzewał, aż wreszcie to zrozumiał. Doskonale pamiętał, jak kiedyś prosto w oczy zarzuciła mu, że traktuje ją, jak zabawkę. Nie miała racji, choć rzeczywiście do ich relacji nie podchodził zbyt poważnie. Uważał, że dwójka dorosłych, wolnych ludzi może tak po prostu chodzić razem do łóżka. Bez zobowiązań. Dla przyjemności i relaksu. Jednak nigdy nie chciał jej skrzywdzić. Od samego początku darzył ją ogromną sympatią i dużym szacunkiem. Podszedł cicho, siadając naprzeciw niej z bukietem kwiatów.

- Nie słyszałam, jak wszedłeś – oderwała się od laptopa i przyjrzała się uważnie kompozycji róż i tulipanów

- Chciałem cię przeprosić – westchnął ciężko – kompletnie idiotycznie wyszła ta nasza poranna rozmowa… moja propozycja – chrząknął - Powinienem był to lepiej przemyśleć, wybrać inny czas, inne okoliczności – przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu, uprzednio odkładając komputer na kawowy stolik

- Chciałeś sobie coś udowodnić? – zapytała odbierając od niego kwiaty

- Po prostu jestem idiotą, który kompletnie nie ma doświadczenia w normalnym związku z kobietą – wzruszył ramionami – Głupio wyszło. Dopiero rozmowa z mamą pomogła mi zrozumieć, jak to mogło wyglądać z twojej strony. Nie chciałem, żebyś pomyślała, że chęć zostania ojcem sprowadzam do błahostki typu kupno nowego smarfona, że nie traktuję tego poważnie. Że ciebie nie traktuję poważnie. Zabrakło mi odrobiny wyczucia. I za to cię przepraszam. Chcę mieć z tobą dziecko – oświadczył zdecydowanie - Dojrzałem do tego. Chcę się ustatkować i wiem, że to z tobą chcę założyć rodzinę. Ale miałaś rację, że to nie jest odpowiedni moment, że powinniśmy poczekać jeszcze chwilę. Nasz związek jest w gruncie rzeczy bardzo krótki… - westchnął

- Właśnie – pokiwała głową twierdząco, wciąż lekko zamyślona – Jedni do tak poważnych decyzji dojrzewają latami. Inni podejmują je po miesiącu znajomości, co najczęściej ma opłakane skutki. Dziecko to nie jest kotek, że można rzucić monetą, kto go bierze po rozstaniu, a zwierzak szybko przystosuje się do nowych realiów – słuchał jej z uwagą

- Masz rację, choć ja nie planuję rozstania

- Tego nie możesz być pewny. Nic nigdy nie jest na zawsze i na pewno – w charakterystycznym geście uniosła brwi do góry – podczas tej krótkiej wymiany zdań zrozumiał, jak wiele racji miała jego matka. Cieszył się z tego zbiegu okoliczności, że właśnie dziś odwiedziła firmę i zajrzała do jego gabinetu. Gdyby nie rozmowa z Heleną zapewne wciąż niewiele by rozumiał.

- Wiem, że możesz się w moim życiu czuć niepewnie. Zrobię wszystko, byś zrozumiała, że jesteś dla mnie najważniejsza.

- Zmieniłeś się przez te kilkanaście miesięcy – oświadczyła po chwili z lekkim uśmiechem na twarzy

- Ty mnie zmieniłaś – odparł, siadając tuż obok niej na sofie – Kocham cię Ula – wyznał patrząc w jej wyraźnie wzruszone oczy

- Pierwszy raz to powiedziałeś – wyszeptała, ścierając łzę, która spłynęła po policzku – Tak wprost – czuła, że ją kocha, ale zawsze wybierał bezpieczniejsze i bardziej neutralne określenia typu ‘jesteś dla mnie ważna’. On zaśmiał się pod nosem, przygarniając ją do swojego boku

- Nie jest łatwo, gdy po raz pierwszy wyznajesz kobiecie miłość w wieku trzydziestu sześciu lat. Teraz będę ci to powtarzał częściej – szepnął wprost do jej ucha – Przestałem bać się miłości i odpowiedzialności – To może w ramach naszego poważnego związku wybierzemy w końcu jakieś nowe, wspólne mieszkanie, hmm? – spojrzał na nią wyczekująco i gdy kiwnęła głową, sięgnął po jej laptopa – Wysłałem sobie na skrzynkę kilka linków z interesującymi lokalami. Jeśli któryś ci się spodoba umówimy się w weekend na oglądanie – otworzył pierwsze ogłoszenie, a jej oczom ukazał się dwupoziomowy apartament na jednym ze strzeżonych, mokotowskich osiedli

- Sto dziesięć metrów? – zapytała wyraźnie zszokowana, gdy obok zdjęć industrialnego wnętrza ujrzała metraż i cenę nieruchomości, oscylującą w okolicach dwóch milinów złotych – Czy ty aby nie przesadzasz?

- Planujemy w przyszłości założenie rodziny. Nie ma sensu się przeprowadzać co dwa lata, że o sprzedawaniu i kupowaniu nieruchomości nie wspominając. Wartość raz spada, raz rośnie, więc lepiej kupić coś trwałego i stałego. A tu na dodatek jest świetna lokalizacja. Przeprowadzki są fajne, jak ma się dwadzieścia lat i wyprowadzając się od rodziców zabierasz karton płyt i książek oraz walizkę ciuchów. Teraz samo pakowanie i rozpakowywanie rzeczy zajmie nam tydzień – wywrócił oczami wyraźnie zniechęcony – Wolę nam zaoszczędzić takich atrakcji co kilkanaście miesięcy. I fajny rozkład jest. Przejrzyj na spokojnie, zastanów się, a ja zrobię kolację. Tylko mi nie mów, że wszystkie są za duże, bo będę cię przekonywał do skutku – cmoknął jej skroń i ściągając marynarkę ruszył w kierunku kuchni. Odprowadziła go wzrokiem z delikatnym uśmiechem na twarzy. Kto by pomyślał, że Marek Dobrzański będzie szukał mieszkania z trzema czy czterema sypialniami pod kątem ich przyszłych, wspólnych dzieci.  


poniedziałek, 5 października 2020

'Zabawka' X

 Izabela obserwowała przyjaciółkę z uwagą. Była przekonana o tym, że od kilku minut Cieplakówna jej nie słucha. Niby kiwała głową i mruczała na znak zrozumienia, niby patrzyła się na nią, ale myślami była gdzieś daleko.

- Leszek powiedział, że w przyszłym tygodniu bierze tydzień urlopu. Dostali telegram, że będzie lądował koło nich statek UFO, a wszyscy w koło będą narażeni na szkodliwe promieniowanie

- Yhym – mruknęła pod nosem, upijając łyk zimnej już kawy

- A poza tym boi się, żeby w drodze powrotnej nie zabrali go ze sobą. Dasz wiarę?

- Aha

- Ulka, co się dzieje? – dopiero, gdy krawcowa położyła swoją dłoń na jej przedramieniu powróciła na ziemię

- Nic

- Właśnie widzę – przyjrzała się jej wyraźnie zmartwiona – Opowiadam ci głupoty, a ty nie reagujesz. Jesteś w swoim świecie. Coś się stało?

- Nie – pokręciła głową – To co z tym Leszkiem? – próbowała szybko zmienić temat

- Coś cię gryzie. Jeśli nie chcesz mówić, to ok, nie będę naciskać, ale widzę, że cię coś martwi. Jeszcze kilka dni temu chodziłaś radosna, roześmiana. Sądziłam, że dobrze wam się układa z Markiem

- Bo dobrze nam się układa – wzruszyła ramionami

- Dziś jakoś tego nie widać. Nie chciałam być wścibska. Po prostu się martwię. Gdybyś chciała pogadać, to wiesz, gdzie mnie szukać – dodała zbierając się do wyjścia

- Dzięki

 

Dobrzański siedział zamyślony na sofie w gabinecie. Nawet nie zwrócił uwagi, że od dobrych kilkunastu sekund nie jest w pomieszczeniu sam.

- Wszystko w porządku? – na ziemię sprowadził go głos Dobrzańskiej, która stała nad nim z zatroskaną miną

- Mama – zerwał się na równe nogi – Co ty tutaj robisz? – odebrał od niej płaszcz i podszedł do karafki z wodą

- Byłam na chwilę u Pshemko i postanowiłam zajrzeć do ciebie. Pukałam, ale najwyraźniej nie słyszałeś. Jakieś problemy w firmie, o których powinniśmy z ojcem wiedzieć?

- Nie. Wszystko idzie zgodnie z planem – usiadł obok matki, stawiając przed nią szklankę wody

- Mam rozumieć, że coś złego dzieje się między tobą a Ulą? – brunet zmarszczył brwi i przez chwilę intensywnie się nad czymś zastanawiał

- W zasadzie to nie. Układa nam się całkiem fajnie. Zacząłem nawet szukać większego mieszkania, bo to Ulki dla dwójki ludzi jest trochę ciasne. Dziś przy śniadaniu mieliśmy rozmowę, która trochę zbiła mnie z tropu i nie bardzo wiem, co mam o tym wszystkim myśleć – wzruszył ramionami. Niby chciał się wygadać, może nawet usłyszeć jakąś radę od osoby z długim stażem związku, a z drugiej strony nie chciał wdawać się w szczegóły. Nie był do końca pewny, czy na tym etapie powinien w ich prywatne sprawy wciągać matkę

- A Ula nie chce się przeprowadzić? – dociekała - Chyba dobrze wam się układa. Mieszkacie razem już ponad pół roku. Przecież nie musi sprzedawać swojego mieszkania, jeśli boi się utraty poczucia bezpieczeństwa. Można wynająć

- To nie chodzi o mieszkanie – mruknął – Zaproponowałem Uli, żebyśmy mieli dziecko – wypalił nagle. Dobrzańska wydawała się szczerze zdumiona

- Przy śniadaniu – dopytywała, próbując te wszystkie rewelacje poukładać sobie w głowie

- A co to za różnica, czy przy śniadaniu czy przy kolacji? – lekko się zirytował

- Masz rację. Chociaż nie uważam momentu, pomiędzy tostem z serem a szybkim wyjściem do pracy, za najodpowiedniejszy do dyskusji o powiększeniu rodziny. Nie ważne - machnęła ręką – I co Ula na to?

- Powiedziała, że to nie jest dobry moment

- Na dyskusję czy na dziecko?

- Oczywiście, że na dziecko – obruszył się – A ja sądziłem, że będzie szczęśliwa – zaczął nerwowo krążyć po gabinecie – Jeszcze pół roku temu uważała, że nie traktuję jej poważnie, a teraz… - westchnął – Dziecko to przecież poważna sprawa. Sądziłem, że chce zostać matką 

- A ty chcesz zostać ojcem? Czy porostu chcesz udowodnić sobie i jej, że traktujesz wasz związek poważnie?

- Jedno nie wyklucza drugiego – rozłożył ręce w zabawnym geście

- Synku, wy mężczyźni czasem bywacie tak bardzo nieporadni w relacjach damsko-męskich – spojrzała na niego z lekkim pobłażaniem, wymownie przy tym wzdychając – Wydaje mi się, że to nie chodzi o to, że Ula nie chce mieć z tobą dzieci – poklepała miejsce koło siebie, by usiadł obok i spokojnie jej wysłuchał – I zgadzam się z nią, że to nie jest najlepszy moment. Jeszcze osiem miesięcy temu była jedynie twoją prawą ręką – spojrzał na matkę ukradkiem, szybko spuszczając wzrok. Postanowił nie zagłębiać jej w szczegóły ich długiego i intensywnego romansu – Jesteście ze sobą pół roku, mieszkacie razem, ale przyznasz, że to dość krótki staż – pokiwał głową na znak zgody – Myślę, że ona nie jest do końca pewna swojego miejsca w twoim życiu. My kobiety lubimy wiedzieć, mieć pewność – zaakcentowała - Decyzja o posiadaniu dziecka jest dla kobiety poważna. Chcemy mieć dziecko z mężczyzną, co do którego mamy pewność, że to ten właściwy i że nasz związek jest trwały – Dobrzański zmarszczył brwi, z uwagą przysłuchując się matce. Już chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu dojść do głosu kontynuując swój wywód – I żebyś mnie dobrze zrozumiał. Ja nie twierdzę, że Ula cię nie kocha, albo, że nie czuje się przez ciebie kochana. Po prostu jesteście w związku krótko. Niektórzy takich związków w czasie trwania życia mają wiele. Zaczynają się i jeszcze szybciej kończą… Sam wiesz, jak jest. Ona jest twoją partnerką. Nie chcę cię do niczego nakłaniać, ale…  Sądzę, że powinniście się chwilę wstrzymać, a ty powinieneś zacząć działać po kolei. Najpierw pierścionek, oświadczyny i dopiero potem dziecko. Być może w między czasie ślub, ale to już wasza decyzja. Ja się nie zamierzam wtrącać. Ale z całą pewnością Ula musi poczuć się pewnie u twojego boku. Przemyśl to na spokojnie – musnęła ustami jego policzek i opuściła pomieszczenie.

czwartek, 17 września 2020

'Zabawka' IX

 Przyjrzała się profilowi Dobrzańskiego, który w skupieniu śledził to, co dzieje się na drodze przed ich autem. Już zmierzchało, a on chciał dotrzeć do hotelu pod Piszem jak najszybciej, a przy tym jak najbezpieczniej. Obserwowała go dłuższą chwilę, zastanawiając się, jak zmieniło się jej życie w ciągu ostatniego roku. Z wzdychającej do przystojnego współwłaściciela dziewczyny, zamieniła się najpierw w kochankę, a teraz w partnerkę. Deklaracja z jego strony była jasna, a kolacja u jego rodziców była tego przypieczętowaniem. Przez te kilka miesięcy łącząca ich relacja zmieniła się diametralnie. Ale nade wszystko zmieniła się ona. Z wystraszonej, kochającej w skrytości, całkowicie mu poddanej dziewczyny, stała się pewną siebie kobietą. Nie tylko pewną swej kobiecości, ale również zdecydowaną i potrafiącą stawiać na swoim. To dzięki temu pokrętnemu układowi, w który początkowo dała się wmanipulować, stała się pewna siebie i nauczyła się artykułować swoje potrzeby i oczekiwania. Można by rzecz, że zamienili się miejscami. Teraz to Marek z pewną dozą niepewności oczekiwał na to, co ona mu da. Przestał być tym, który nie patrząc na uczucia innych, nie licząc się z konsekwencjami, żyje chwilą i bierze to, co czego chce. Ona się zmieniła, ale on również. Wciąż nie wiedziała, czy ta jego przemiana jest tylko na chwilę. Czy za miesiąc, dwa, on się nie zmęczy, nie znudzi go ta rutyna, nie będzie szukał nowych wrażeń. Sam przyznał, że nigdy w żadnym nie był. I nawet jeśli obie strony wciąż się starają, pracują nad podsycaniem żaru, dbają o tę relację, to jest to monotonia. Jednych to poczucie stabilizacji cieszy, innych męczy i nudzi. Może gdyby go nie znała wcześniej, może gdyby nie wiedziała, jak żył, może gdyby nie uwikłała się w ten trwający miesiącami biurowy romans, potrafiłaby wejść w ten związek z większą wiarą i zaufaniem. Każdy związek niesie ze sobą ryzyko. Nic nie jest na pewno, na zawsze i na wieczność. Nawet piękne, z pozoru niezwykle trwałe relacje szybko potrafią odejść w zapomnienie. A ona bała się kolejnego ciosu, cierpienia i faktu, że znów zaślepiona miłością stanie się po raz kolejny zabawką w jego rękach.

- Jesteśmy na miejscu – z zamyślenia wyrwał ją głos Marka – Myślałaś o mnie, prawda? – w jego oczach nuta triumfu mieszała się z odrobiną czułości – Teraz zamiast myśleć, będziemy mieć dwa dni żeby  dużo rozmawiać. Mam nadzieję, że to wiele między nami wyjaśni. Chodź, odpoczniemy chwilę i pójdziemy coś zjeść. Wykończyła mnie ta podróż – wyskoczył z auta i zajął się wyjmowaniem z bagażnika dwóch, niewielkich walizek.

- Jeden klucz – zauważyła, gdy Dobrzański ich zameldował i ruszyli w kierunku windy, która miała ich dowieźć na drugie pięto. Uśmiechnął się tylko pod nosem

- Apartament jest rzeczywiście jeden, ale ma dwie sypialnie. Nie oszukałem cię. Jeśli będę cię wkurzał będziesz mogła odgrodzić się ode mnie w swoim pokoju. Ale mam nadzieję, że aż tak nie będę grał ci na nerwach – zaśmiał się przyglądając jej się z uwagą.

Ich lokum na najbliższe dwie doby rzeczywiście składało się z dwóch sypialni, wspólnej łazienki z trójkątną wanną i niewielkiego saloniku z kominkiem, telewizorem i wielkim oknem balkonowym za którym rozpościerał się widok na jezioro

- Pięknie tu – szepnęła obserwując zachód słońca z nieskłamaną przyjemnością. Ostatnie pomarańczowo-czerwone promienie słońca przebijały się przez korony gęstych drzew.

- Cieszę się, że ci się podoba. Walizkę masz w pokoju. Daj mi dwadzieścia minut. Wezmę prysznic i pójdziemy na kolację – odprowadziła go wzrokiem.

 

- Wiem, że cię rozczarowałem – nieoczekiwanie oświadczył pod koniec deseru. Spojrzała na niego zaskoczona. W ostatnim czasie rzeczywiście stracił trochę tej bezczelnej pewności siebie, ale ten przypływ samokrytyki był doprawdy interesujący – Wiele razy wracałem do tego stwierdzenie, że jesteś dla mnie tylko zabawką. Nigdy tak nie było, choć rzeczywiście z twojej strony mogło tak to wyglądać. I skoro się tak czułaś, to nie pozostaje mi nic innego, jak cię przeprosić – wytarła usta serwetką i odważnie spoglądając mu w oczy pokiwała głową na znak zrozumienia i akceptacji – Pewnych rzeczy nie rozumiałem, pewnych kwestii nie dostrzegałem, w pewnych sprawach byłem wciąż niedojrzały i … - chciał kontynuować, ale urwał widząc kilkunastoosobową, rozgadaną grupę, która zeszła na kolację. Chwytając w rękę ich kieliszki i ledwie zaczętą butelkę wina rzucił do przechodzącej obok kelnerki – Wino zabieramy do pokoju, a rachunek proszę doliczyć do pokoju numer siedemnaście – dziewczyna mruknęła coś pod nosem, najprawdopodobniej przyjmując jego słowa do wiadomości - Chodźmy, nie będzie tu warunków, żeby spokojnie pogadać – zwrócił się do Ulki. Taki rozwój wypadków nawet był mu rękę. Niekoniecznie miał ochotę się uzewnętrzniać w obecności obsługi sali.

- Nic mi nie obiecywałeś – szepnęła, gdy z kieliszkami wypełnionymi brunatnym trunkiem usiedli po dwóch stronach sofy – A mnie w pewnym momencie po prostu przestało wystarczać, że łączy nas wyłącznie sex – wzruszyła ramionami

- Wiem – wyciągnął rękę i zaczął bawić się palcami jej dłoni – Sex jest dla mnie ważny. Nie będę ukrywał, że nie – zaśmiał się pod nosem – W pewnym momencie był najważniejszy. A później zrozumiałem, że równie ważna jest bliskość i zwykła obecność. Dzięki tobie dojrzałem. Dojrzałem jako mężczyzna i dojrzałem do związku. Gdy tak nagle odeszłaś, tęskniłem. Za tobą, tym, że zawsze byłaś obok.

- Ja też za tobą tęskniłam, chociaż za wszelką cenę starałam się tę tęsknotę uśpić, zagłuszyć – przyznała zgodnie z prawdą

- Nie mam doświadczenia w związkach. Dopiero się go uczę. Ale będę się starał. Zawsze byłem wolny, bez zobowiązań

- Lekko egoistyczny – stwierdziła, ale nie brzmiało to jako złośliwość. Kiwając głową przyznał jej rację

- Nie musiałem się liczyć z nikim i z niczym. Pełnia życia bez konsekwencji i oglądania się na kogoś. Ale chcę zmiany i chcę stworzyć z tobą coś trwałego. Chcę być z tobą nie tylko w pracy i łóżku, ale też robić z tobą zakupy, chodzić na przyjęcia do moich rodziców i spędzać święta – uśmiechnęła się w duchu, ciesząc się, że dopięła swego. Zdobyła go. Spełniło się jej marzenie

- Marek Dobrzański dąży do stabilizacji? – zapytała, a on mocniej ścisnął jej dłoń

- Z tobą tak. Zamieszkajmy razem – nie brzmiało to, jak prośba, ani pytanie… bardziej, jak stwierdzenie – Wprowadź się do mnie

- Dość duża zamiana jak na to, że na dobrą sprawę praktycznie nigdy nie spędziłam w twoim mieszkaniu godziny – zmarszczyła brwi intensywnie nad czymś myśląc  

- I to był mój błąd. Nie wiem czemu nie dopuszczałem cię do swojego świata. Ale teraz chciałbym żebyśmy stworzyli normalny związek. Z całą pewnością nie jestem jeszcze gotowy na małżeństwo ani dziecko – trochę była zaskoczona, że porusza dziś ten temat, ale z drugiej strony może wreszcie nie będzie między nimi niedopowiedzeń – Ale etap randkowania możemy realizować będąc ze sobą na co dzień

- To zaczniemy najpierw od mieszkania u mnie

- Jeśli tak wolisz, nie ma problemu. Przytulisz się do mnie? – zapytał odstawiając kieliszek. Nie trzeba jej było dwa razy powtarzać. Brakowało jej tej bliskości. Wtuliła się w niego niczym kotka. W czułym geście odgarnął włosy z jej policzka i pocałował czubek głowy – Pamiętaj, że jesteś dla mnie bardzo ważna. Najważniejsza. Żałuję jedynie, że przeze mnie cierpiałaś.

- Życie składa się z momentów – odparła filozoficznie - Tych szczęśliwych i tych, które bolą – szepnęła niemal wprost w jego usta. Miała ochotę go pocałować, ale… Oczekiwanie wzmaga apetyt. A oni mają czas, nie muszą się nigdzie spieszyć. Mogą się delektować tą bliskością i budować ją powoli.

- Teraz dla nas obojga jest ten szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy. Cieszę się, że zgodziłaś się tu ze mną przyjechać – szepnął, głaszcząc dłonią jej plecy

środa, 2 września 2020

'Zabawka' VIII

 Do wynajętej sali bankietowej restauracji Noble w podwarszawskim Konstancinie dotarli z dwudziestominutowym spóźnieniem. Droga wjazdowa od miasteczka w godzinach popołudniowo-wieczornych często była zakorkowana, a rozpoczynający się weekend tylko ten wzmożony ruch potęgował. Na szczęście nie tylko oni napotkali utrudnienia na trasie i gdy dojechali na miejsce zobaczyli sporą grupę zaproszonych gości dopiero zmierzających w kierunku wejścia. Elegancko ubrani Helena i Krzysztof w wyśmienitych nastrojach przyjmowali życzenia, gratulacje i upominki. 

- Pięknie wyglądasz - szepnął jej na ucho, przepuszczając w drzwiach. Posłała mu czarujący uśmiech. 

Młody Dobrzański tuż po przekroczeniu progu restauracji chwycił w mocnym uścisku dłoń swojej towarzyszki i nie puścił jej nawet w momencie składania życzeń rodzicom. Uwolnił jej dłoń dopiero, gdy wręczał matce okazały bukiet jej ulubionych piwonii.

- Ja oczywiście również dołączam się do życzeń i serdecznie państwu gratuluję tak pięknego jubileuszu. W dzisiejszych czasach tak długoletnie związki są mało popularne, a szkoda. Państwu udało się stworzyć związek pełen miłości i przyjaźni

- I w tym właśnie tkwi sekret – spod wąsa zaśmiał się senior – odpowiedni balans pomiędzy gorącym uczuciem, a trwałą przyjaźnią.

- Fajerwerki w każdym związku kończą się prędzej czy później – wtrąciła Helena – Oczywiście relację cały czas trzeba pielęgnować, płomień miłości podsycać, ale nie oszukujmy się, oprócz ognia ważne są mocne fundamenty i towarzysz życia, z którym chcemy kroczyć w dobrych i złych momentach. Związki oparte na przyjaźni są trwalsze i szczęśliwsze. 

- Jest kilka ról do odegrania w związku. Trzeba być kochankiem, przyjacielem, powiernikiem. Trzeba się odpowiednio dobrać - dodał Krzysztof 

- I ja wreszcie kogoś takiego znalazłem – ni stąd ni zowąd oświadczył Marek, spoglądając na swoją zaskoczoną partnerkę – Jestem z Ulą

- Bardzo się cieszymy i gratulujemy – odparł Dobrzański – Odkąd pojawiła się pani w firmie nasz syn ewidentnie spoważniał – Cieplakówna posłała jubilatom jedynie niemrawy uśmiech, a od dalszej konwersacji wybawiła ich kolejna z zaproszonych par, podchodząc do gospodarzy.

 

- Jestem z Ulą – zacytowała go, gdy po skończonej kolacji wsiedli do jego auta i ruszyli w kierunku Warszawy – Byłbyś łaskaw mi to jakoś wytłumaczyć? – wściekła świdrowała go wzrokiem

- Uważałaś, że nie traktuję cię poważnie, więc miałem okazję pokazać, że się mylisz. Zresztą moi rodzice prędzej czy później i tak by się o nas dowiedzieli

- Cudownie! – zakpiła – tylko, że z tego co pamiętam, to my nie jesteśmy razem! – wysyczała przez zaciśnięte zęby – Poszłam tam tylko dlatego, że lubię i szanuję Twoich rodziców, a nie żeby coś komuś zamanifestować. Gdy liczyłam na to, że będę dla ciebie kimś więcej, traktowałeś mnie jak kochankę i nie pisnąłeś nikomu słowa, że jestem tobie bliska, że ci na mnie zależy, a teraz, gdy nie wiem, czy jednak mogę ci zaufać, oświadczasz wszem i wobec, że jesteśmy razem. Co to ma być? Stawienie przed faktem dokonanym? Bo się panicz Dobrzański wreszcie zdecydował? – wreszcie dała upust całej frustracji, jaka w niej wzbierała od tygodni – Za kogo ty się uważasz? Pieprzony pępek świata. Tylko ja i ja. Teraz chcesz związku, to sobie ten związek stworzysz, wcześniej chciałeś seksu, więc sobie brałeś co chciałeś.

- Posłuchaj – westchnął, czując, że jest na przegranej pozycji, a Ulka nawet nie będzie chciała zamienić monologu na rozmowę

- Nie, to ty mnie posłuchaj. Jeśli rzeczywiście chcesz mnie traktować poważnie, to zamień ‘ja’ na ‘my’. Przestań myśleć o czubku własnego nosa i popatrz czego ja chcę i czego potrzebuję. Poukładaj relacje ze mną i dopiero wtedy, gdy będziemy mieć jasną sytuację i oboje będziemy potrafili zdefiniować łączącą nas relację, będziesz mógł sobie zacząć o tym komunikować światu.

- Ok. Masz rację – przyznał nie dla świętego spokoju i żeby przestała suszyć mu głowę, ale rzeczywiście dotarło do niego, że może mieć sporo racji. Tak naprawdę nie byli razem, nie tworzyli związku, a on jak idiota palnął o tym przy rodzicach. Chciał jej pokazać, że traktuje ją poważnie, bo mówi o tym rodzicom? Wyszło trochę nieudolnie. Chciał pokazać rodzicom, że spoważniał, że tworzy poważny związek z poukładaną i mądrą dziewczyną? Trochę tak. Chciał zyskać w ich oczach – Przepraszam

 

Przez weekend się nie widzieli. Nie dzwonił. Uznał, że przyda im się chwila oddechu po tym, jak ją w piątek wkurzył. Od poniedziałku praca układała im się jak zwykle bez zarzutu. Zanotowała ostatnie punkty w kalendarzu i już miała wychodzić, gdy usłyszała z jego ust padło

- Zjemy juto razem kolację?

- Umówiłam się z Izą na zakupy. Potrzebuje sukienki na wesele.

- Jasne. A w środę?

- W środę mam dentystę. Uprzedzając twoje kolejne pytanie w czwartek obiecałam tacie, że przyjadę do nich po pracy na kilka godzin – pokiwał głową zdając sobie sprawę, że nic nie wskóra, a ona tylko szuka pretekstu, żeby się z nim nie spotkać – Nie, nie szukam wymówek – podniósł gwałtownie głowę do góry zastanawiając się, czy Cieplakówna posiadła już umiejętność czytania w myślach. Jego reakcja nawet lekko ją rozbawiła – Muszę to wszystko załatwić skoro w weekend ma mnie nie być w Warszawie

- Czyli jedziemy – bardziej stwierdził niż zapytał

- Ależ oczywiście, że tak. Kilka godzin w łóżku to nie to samo, co kilka dni tylko we dwoje z dala od codzienności. Zobaczymy czy z tobą wytrzymam – puściła mu oczko. Najwyraźniej weekendowa złość już lekko jej przeszła – Kawy chcesz?

- Dzięki. Mam zaraz spotkanie w kawiarni na dole z fotografem od nowego folderu

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

I'm back! ;)

 Witajcie!!! 


Dziś garść ogłoszeń parafialnych. Na samym wstępie jednak przepraszam Was za moją kolejną, bardzo długą nieobecność. Dziękuję za wszystkie wiadomości i komentarze. Fajnie, że czekałyście na mój powrót. To bardzo miłe i budujące. 


Wracam do publikowania. Jutro lub pojutrze pojawi się kolejny rozdział opowiadania. Postaram się wrzucać jedną część raz na tydzień, no dobra, może półtora ;) Miałam długą przerwę, muszę znów wejść w ten blogowy rytm. 

Czekają nas kolejne zmiany. Mam nadzieję do końca października zaprosić Was w nowe miejsce. Do trzech razy sztuka! Chyba muszę bardziej zdecydowanie odciąć przeszłość grubą kreską. Stay tuned! ;) 

środa, 4 marca 2020

'Zabawka' VII


Kilkudniowy pobyt u rodziny nie przyniósł żadnej decyzji. Wciąż się zastanawiała, czy ma wystarczająco dużo siły, by spróbować. Czy będzie w stanie udźwignąć ten ból i rozczarowanie, gdy okaże się, że ich związek nie ma przyszłości, gdy zrozumie, że Dobrzański nie potrafi się zaangażować tak, jakby tego oczekiwała. Analizowała, czy Marek rzeczywiście chce i będzie potrafił stworzyć prawdziwą, głęboką relację. Wciąż nie miała pewności, czy brunet mówił szczerze, czy to kolejna zagrywka z jego strony. Serce pragnęło dać mu jeszcze jedną szansę. Rozum podpowiadał, że prędzej, czy później będę tego żałowała. Kochała go, to prawda. Ale jednocześnie nie wiedziała, czy będzie potrafiła sobie poradzić z tym jednostronnym uczuciem. Czy będzie potrafiła z nim być wiedząc, że on jej nie kocha? Przecież nie miała gwarancji, że prędzej, czy później usłyszy od niego wyznanie miłość. A co, jeśli po roku, dwóch on stwierdzi, że poznał i pokochał kogoś innego? Czy będzie w stanie to znieść? Czy przyjmie z pokorą jego brak miłości, gdy obdarzy uczuciem inną kobietę? Czy pogodzi się z tym, że ona nie potrafiła rozkochać go w sobie?
Rozum przekonał serce co do jednego, nie może podejmować pochopnych decyzji. Na wszystko przyjdzie czas. Póki co postanowiła wrócić do pracy, jednocześnie trzymając Marka na dystans.

Był wyraźnie zaskoczony, gdy stanęła w progu jego gabinetu.
- Witaj Ula, cieszę się, że przyszłaś – zerwał się na równe nogi i ruszył w jej kierunku. Chciał pocałować ją w policzek na powitanie, ale odsunęła się krok w tył, dając wyraźny znak, żeby tego nie robił. Ciepło jego policzka, zapach, wargi muskające jej skórę… Nie była na to gotowa – Myślałaś o naszej ostatniej rozmowie? – chrząknął cicho, najwidoczniej nie wiedząc czym jest spowodowana jej dzisiejsza wizyta. Wszystko wskazywało na to, że jej pojawienie się w firmie nie było związane z daniem mu szansy.
- Przyszłam w sprawach zawodowych. Chciałabym wrócić do pracy – oznajmiła siadając na fotelu – Jeśli nie na poprzednie stanowisko, to na jakieś inne – miała dość poszukiwania nowej pracy. Poza tym zostawiła tu kilkoro przyjaciół… A poza doszła do wniosku, że wspólna praca pozwoli jej obserwować Dobrzańskiego i podjąć decyzję.
- Doskonale wiesz, że nikogo nie zatrudniłem. Ciężko jest ciebie zastąpić – wypowiedział te słowa, patrząc jej prosto w oczy. Wytrzymała to spojrzenie – Cieszę się, że do nas wracasz. Będę miał cię bliżej siebie
- Chcę żeby sytuacja między nami była jasna i klarowna. To, że wracam do firmy, nie oznacza, że wrócimy do starego układu
- Naturalnie. Mówiłem ci już, że nie chodzi mi o powrót do układu.
- Będą nas łączyły relacje wyłącznie służbowe i chciałabym, abyś potrafił zachować stosowny dystans
- Mam rozumieć, że nie dasz mi szansy? – przyjrzał jej się uważnie - Chcę ciebie, a nie niezobowiązującego seksu po pracy
- Nie podjęłam jeszcze decyzji i bardzo cię proszę, żebyś to uszanował – zbierała się do wyjścia – A poza tym, to wciąż za dużo mówisz o tym, czego ty chcesz, a za mało skupiasz się na tym, czego ja chcę. Będę jutro o dziewiątej

Ich współpraca układała się wzorcowo. Od ponad miesiąca trzymała go na dystans. Szanował jej prośbę i nie naciskał, choć niejednokrotnie łapała go na tym, że wodził za nią tęsknym wzrokiem. W środowy ranek usłyszała dzwonek. Zdziwiła się, bo nikt jej zwykle nie odwiedzał o siódmej trzydzieści. Naciągnęła na ramiona szlafrok i otworzyła drzwi. Po drugiej stronie stał Dobrzański z dużym bukietem kwiatów i kartonowym pudłem.
- Co ty tu robisz? – była ewidentnie zaskoczona, ale i lekko poirytowana. Posłał jej swój zniewalający uśmiech i nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka, stawiając karton na szafce na buty.
- Chciałem być pierwszy – wzruszył ramionami – Wszystkiego najlepszego – dopiero teraz zdała sobie sprawę, że rzeczywiście dziś przypadają jej urodziny – Bądź zdrowa, szczęśliwa i spełniona – nim się spostrzegła jego ciepłe wargi czule musnęły skórę policzka, a ona mimowolnie zaciągnęła się zapachem jego perfum. Powróciły wspomnienia, a ona znów zapragnęła znaleźć się w jego ramionach, zatracić się w pocałunkach, poczuć go blisko, najbliżej. Wykorzystał to chwilowe zamyślenie i delikatnie musnął jej wargi, jakby sprawdzając na ile może sobie pozwolić. Brak reakcji z jej strony ośmielił go. Odsunęła się gwałtownie przyglądając mu się uważnie
- Przepraszam. Nie potrafiłem się powstrzymać – podał jej kwiaty i zdjął wieczko kartonu – Przywiozłem tort. Zjemy po kawałku? – próbował szybko zmienić temat, by nie zdążyła go opierzyć.
- Zrób kawy i wstaw kwiaty do wody. Idę się ubrać – zniknęła za drzwiami sypialni.

- Zgodzisz się wyjechać ze mną na Mazury? Zrobiłem rezerwację na przyszły weekend – spojrzał na nią niepewnie. W pierwszej chwili ewidentnie się spięła, by po chwili spojrzeć na niego z ironią
- W podzięce za kwiaty i ciasto mam rozłożyć przed tobą nogi? – zaśmiał się pod nosem
- Zarezerwowałem dwa pokoje. Trzymasz mnie na dystans, ok. Nie zamierzam zaciągnąć cię do sypialni siłą. Chciałem, żebyśmy spędzili trochę czasu razem. Kazałaś mi czekać, w porządku, ale… Nie zamierzam czekać bezczynnie. Nigdy nigdzie razem nie byliśmy. Czas to zmienić
- Nich ci będzie – uśmiechnął się wyraźnie z siebie zadowolony
- A masz jakieś plany na piątkowy wieczór? 
- Zarezerwowałeś apartament w Krakowie? – mimowolnie czubkiem języka oblizała górną wargę. Zdała sobie z tego sprawę, gdy brunet gwałtownie wciągnął powietrze i poluzował krawat. Chyba sądził, że celowo go prowokuje. Zaśmiała się w duchu z satysfakcją i postanowiła pograć mu na nerwach
- Nie – chrząknął, odzyskując rezon – Rodzice będą obchodzić trzydziestą piątą rocznicę ślubu. Organizują małe przyjęcie – przygryzła dolną wargę, przysłuchując się uważnie tym tłumaczeniom – Pomyślałem, że może zechcesz mi towarzyszyć i … - nie dokończył, bo rozdzwoniła się jego komórka. Odebrał niechętnie – No co tam Aniu? Cholera, zapomniałem. Będziemy z Ulą za pół godziny – telefon recepcjonistki i ją sprawdził do rzeczywistości. Zegar wskazywał kwadrans po dziewiątej. Zaczęła zbierać się do wyjścia.

niedziela, 9 lutego 2020

'Zabawka' VI

Płakała. Od kilku dni płakała. Głównie wieczorami i nocą. Źle sypiała. Nie mogła zasnąć analizując tę pokrętną relację. Wegetowała. Doskonale wiedziała, że musi się wziąć w garść, znaleźć pracę i rozpocząć nowy rozdział bez Marka, ale nie potrafiła się zmobilizować. Przeżywała tę stratę. Należała do osób, po których nic nie spływało, jak po kaczce. Od zawsze wiedziała, że takie przygody, romanse, niosą ze sobą koszt emocjonalny. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi miłość. Dlatego zawsze starała się unikać takich sytuacji. W przypadku Dobrzańskiego zaczęła kierować się sercem, nie rozumem i musi teraz za to odpokutować. Wciąż się zastanawiała, po co jej to było. Po co wchodziła w relację bez przyszłości? Czyżby myślała, że go zmieni, że rozkocha w sobie, że przy niej się ustatkuje i zapragnie założyć rodzinę? Była naiwną idiotką. Straciła pracę, wiele miesięcy z życia i szacunek do samej siebie.

Kilka dni po rezygnacji z pracy zadzwonił do niej. Nie odebrała. Nie była na to gotowa. Zresztą nie miała z nim o czym rozmawiać. Nic już ich nie łączyło, nie mieli wspólnych tematów. Tydzień później na adres domowy przyszło świadectwo pracy i referencje podpisane przez Marka. Ostatni element zamykający ten Febo&Dobrzański rozdział w jej życiu. Teraz wystarczyło tę stratę przerobić i się z nią pogodzić. Łatwiej powiedzieć, trudniej wykonać. Próbować trzeba.

Minął miesiąc, a ona osiągnęła pozorną stabilizację. Wciąż bolało, ale przestała analizować i wyrzucać sobie naiwność i fakt, że nie potrafiła go zmienić. Podczas samotnych, weekendowych wieczorów nachodziły ją jeszcze czasem refleksje, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby potrafili stworzyć trwałą relację, ale nie były one całonocne, wykańczające. Zaczęła lepiej sypiać i wracać do normalności.

Wracała z kolejnej rozmowy o pracę, gdy dostrzegła jego auto pod swoim blokiem. Miała ochotę zawrócić i uciec niepostrzeżenie, ale było już za późno, a dzieląca ich odległość skazywała ją na nieuniknioną konfrontację. Dobrzański pospiesznie wysiadł z samochodu i stanął naprzeciw niej. Przez dłuższą chwilę przypatrywali się sobie z milczeniu. Niemal mierzyli się wzrokiem, niczym byk i torreador. Nieokreślony był tylko podział ról.
- Cześć – odezwał się wreszcie – Miło cię widzieć – na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu
- Szkoda, że ja nie mogę powiedzieć tego samego – prychnęła i zdała sobie sprawę, że powinna była ugryźć się w język. Należało jak najszybciej zakończyć to spotkanie i zamknąć się w domowym azylu - Czego chcesz? – splotła ręce na piersiach w bojowej pozie. Była na niego wściekła, że po raz kolejny burzy jej spokój, że niszczy stabilizację, którą udało jej się osiągnąć.
- Chciałbym porozmawiać – powiedział tonem niczym petent ubiegający się o przyspieszony termin w urzędzie.
- My już nie mamy o czym rozmawiać. Mój stosunek pracy wygasł z dniem dziesiątego maja. Innych tematów nie mamy – wyminęła go i ruszyła w stronę drzwi.
- Owszem mamy – sprytnie zaszedł jej drogę - Pozwolisz mi wejść na górę? – zapytał wyczekująco
- Żebyś mnie znów przeleciał? – zapytała oskarżycielsko – Moja następczyni cię nie zaspokaja? Brakuje ci seksu? Może czas się wybrać do klubu albo agencji towarzyskiej – spojrzała na niego z wyższością – I nie rób scen. Daj mi przejść. Nie mam ochoty na rozmowy z tobą
- Nie pozbędziesz się mnie – usłyszała, gdy wstukiwała kod otwierający wejście do klatki numer dwa
- Mimo wszystko będę próbować – zamknęła za sobą drzwi pozostawiając go na środku osiedlowej uliczki. Starannie zamknęła drzwi mieszkania i osunęła się po nich na ziemię, głośno wypuszczając powietrze z płuc. W głowie kołatało się multum myśli. Czego chce, po co przyszedł, czy będzie dalej zakłócał jej spokój, co on sobie wyobraża. Czy naprawdę wydawało się mu, że przyjdzie tutaj, wciśnie jakiś bajer, a ona znów będzie rozkładać przed nim nogi? Czy rzeczywiście taką trudność sprawiało mu znalezienie kolejnej naiwnej, która powinna być na każde jego skinienie? To już nie jest jej problem. Nie jej piaskownica, nie jej zabawki. Miała nadzieję, że po tym, jak dziś zostawiła go na środku ulicy odpuści i da jej upragniony święty spokój. Ruszyła w stronę łazienki. Potrzebowała gorącej kąpieli i lampki wina.

Trzy dni później znów go spotkała. Wywróciła oczami, wzdychając ciężko. Teraz żałowała, że nie zamówiła zakupów z dostawą do domu z popularnej sieci sklepów.
- Poświęcisz mi kwadrans? – przyglądał jej się wyczekująco
- Zdaje się, że już ci powiedziałam, ale skoro nalegasz, mogę powtórzyć, my już nie mamy o czym rozmawiać.
- Jeśli dasz mi chwilę, udowodnię ci, że się mylisz. Wiem, że czujesz się zraniona i wiem również, że zachowałem się jak palant.
- Marek Dobrzański i samokrytyka – rzekła z wyraźną ironią – Robi się coraz ciekawiej. Niemniej w dalszym ciągu uważam, że nasza rozmowa jest bez sensu – chciała go wyminąć, tak jak kilka dni temu, ale zdecydowanie chwycił ją za rękę
- Dziś się nie dam zbyć – powiedział zdeterminowany i nawet na moment nie rozluźnił uścisku – Nie chcesz mnie wpuścić do domu, ok, możemy rozmawiać tutaj. Jest mi to obojętne – wzruszył ramionami – Powiedziałaś mi, że traktuję cię jak zabawkę. To nieprawda – zaśmiała się pod nosem kręcąc głową w geście dezaprobaty – Chociaż zdaję sobie sprawę, że mogło tak to wyglądać. Jesteś dla mnie ważna. Bardzo ważna – przysłuchiwała mu się z uwagą, powtarzając w myślach, by pochopnie nie ulegać tym maślanym oczom i gorliwym zapewnieniom - Niemniej zdaję sobie sprawę, że nie potrafiłem ci tego okazać. Wiem, że liczyłaś na to, że nasza relacja będzie wyglądać trochę inaczej. Nie jestem dobry w związkach. Doskonale wiesz, że tak naprawdę nigdy w żadnym nie byłem. Bałem się zobowiązań, utraty swobody, tłumaczeń, zazdrości. I dopiero gdy odeszłaś zrozumiałem, ile dla mnie znaczysz – wreszcie zwolnił uścisk i w czułym geście pogładził kciukiem wnętrze jej dłoni - Wiem, że ja również jestem dla ciebie ważny. Inaczej nigdy nie dopuściłabyś mnie tak blisko. Brakuje mi ciebie. I nie mówię tylko o seksie, choć oboje dobrze wiemy, że w łóżku dopasowaliśmy się idealnie. Wiem, że zasługujesz na kogoś lepszego, ale daj mi szansę. Daj szansę nam – przyglądała mu się intensywnie. Wiele ją kosztowało, by zachować kamienną twarz i udawać, że jego słowa nie robią na niej wrażenia. W jej wnętrzu szalała prawdziwa burza – Nie mogę obiecać ci miłości, bo sam jeszcze nie do końca wiem, czym miłość jest. Ale obiecują ci wierność i szacunek. Postaram się być takim partnerem, na jakiego zasługujesz. Wróć do mnie Ula – pogładził kciukiem policzek, zahaczając o usta, na których skupił teraz całą swoją uwagę. Od pocałunku dzieliły ich sekundy. Doskonale odczytała jego intencje. Odsunęła się dwa kroki, ku jego wyraźnemu zdziwieniu i rozczarowaniu.
- Muszę… - chrząknęła - muszę to wszystko przemyśleć – szepnęła cicho – Potrzebuję czasu – pokiwał głową ze zrozumieniem, choć ewidentnie nie tego się spodziewał.
- Jasne. Dam ci go tyle, ile będziesz chciała. Jesteś kobietą, na którą warto czekać. Żałuję jedynie, że tak późno to zrozumiałem – bez słowa ruszyła w kierunku bloku – Ula – zawołał, gdy była już w połowie drogi – Odbierzesz, gdy zadzwonię? Może za kilka dni wybierzemy się na obiad albo na spacer?
- Nie – odparła zdecydowanie – Muszę pobyć sama ze sobą. Odezwę się gdy będę gotowa – pokiwał głową ze zrozumieniem i spojrzeniem odprowadził ją do drzwi.

sobota, 11 stycznia 2020

'Zabawka' V

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Bądźcie szczęśliwi, zdrowi i spełnieni! :) 

Dzień po pokazie firma była zamknięta. Wszyscy odpoczywali po intensywnych przygotowaniach do premiery i nocnym bankiecie. Była z tego bardzo zadowolona. Bezsenna noc spowodowana intensywnymi przemyśleniami sprawiła, że byłaby nieprzytomna, a wory pod oczami z pewnością przestraszyłby nawet ochroniarza Władka. Ponadto ominęła ją konieczność spotkania z Markiem. Dzwonił, raz. Zignorowała to połączenie i wyciszyła telefon na wypadek, gdyby próbował skontaktować się z nią ponownie. Kolejnego dnia punktualnie o dziewiątej pojawiła się w firmie. Te kilkadziesiąt godzin od pokazu pozwoliło jej nabrać pozornego dystansu. Postanowiła, że nie będzie uciekać jak dziecko i odwlekać ich spotkania twarzą w twarz, symulując grypę żołądkową i załatwiając sobie kilkudniowe L4. Zresztą ta konfrontacja prędzej czy później była nieunikniona. Koniec końców stwierdziła, że im szybciej, tym lepiej. Sprawa musiała jak najszybciej zostać postawiona jasno.

Dobrzański pojawił się chwilę przed dziesiątą i pierwsze co zrobił, to zaprosił ją do gabinetu.
- Spływają pierwsze zamówienia – zaczęła od progu – Recenzje są bardzo pozytywne. Już widać, że będzie sukces. Do odbierania maili i robienia zestawień zamówień wyznaczyłam Basię – odstawił teczkę i przyglądał się jej ze splecionymi na torsie rękami  - Na biurku masz kilka papierków do podpisania na już. Resztę przyniosę ci po przerwie lunchowej – pokiwał głową, choć tak naprawdę nie przywiązywał najmniejszej wagi do tego, co mówiła.
- Dzwoniłem wczoraj do ciebie
- Wszyscy mieliśmy dzień wolny. Odpoczywałam – wzruszyła ramionami. W myślach gratulowała sobie. Szło jej całkiem nieźle. Dystans i spokój. Wdech i wydech.
- Oświecisz mnie, o co ci chodzi? – przyjrzał jej się uważnie – Od kilku dni trzymasz mnie na dystans. Czymś cię uraziłem? Ktoś ci coś nagadał? – pokręciła głową zaprzeczając jego przypuszczeniom – Więc o co chodzi?
- A nie pomyślałeś o tym, że przestała podobać mi się rola, do której mnie sprowadziłeś? – prezes Dobrzański po tych słowach był autentycznie zdziwiony – A teraz wybacz, ale za kilka minut mam spotkanie z Turkiem w sprawie rozliczenia pokazu – nie czekając na jego reakcję, szybko wyszła z gabinetu.

Przez dwa kolejne dni brunet przyglądał jej się uważnie, intensywnie nad czymś dumając i zachowując należyty dystans. Ich rozmowy dotyczyły wyłącznie tematów służbowych. Nie był tym nachalnym typem, który próbował się do niej przykleić, gdy tylko zostawali sami. Z jednej strony była zadowolona. Nie wiedziała, jak długo będzie potrafiła trzymać go na dystans, gdy wciąż będzie szukał bliskości, gdy będzie ją prowokować i uwodzić. Z drugiej strony czuła się lekko zawiedziona. Gdzieś tam z tyłu głowy tliła się nadzieja, że być może coś dla niego znaczy. Oczywiście nigdy by się nie przyznała do tego głośno, ale miała cień nadziei, że gdy będzie trzymać go na odległość i manifestować swoją obojętność, on powie jej, że przez te miesiące stała się dla niego ważną kobietą, a nie jedynie obiektem jego seksualnej satysfakcji. Przez te dwa dni wrócili do początków ich znajomości. A później nastał weekend i kurier dostarczył jej piękny bukiet kwiatów z krótkim bilecikiem. ‘Przepraszam. M.’. Czyżby przepraszał za to, że przez te długie tygodnie traktował ją instrumentalnie? Przepraszał za to, że zachowywał się jak palant? Przepraszał za to, że nie potrafił obdarzyć jej jakimś cieplejszym uczuciem, niż tylko pożądanie i sympatia? Czy przepraszał tak po prostu, bo tak wypadało, bo przepraszając mógł coś ugrać? Może po prostu okazując pozorną skruchę liczył na powrót do starego układu, że znów będzie tak, jak przed pokazem. W niedzielne popołudnie zapukał do jej drzwi. Nie otworzyła. Udawała, że nie ma jej w domu. Z całą pewnością jej mieszkanie nie było odpowiednim miejscem na spotkanie, rozmowę. Była przekonana, że Dobrzański dążyłby do jak najszybszego zaciągnięcia jej do łóżka, a ona po raz kolejny naiwnie by mu uległa. Wolała spotkać się z nim na neutralnym gruncie. Najlepiej w knajpie, ewentualnie w firmie. Przede wszystkim chciała z nim porozmawiać, a nie zaliczać kolejny namiętny wieczór.

Zastał ją w sekretariacie, gdy usilnie szukała czegoś w segregatorze.
- Dostałaś kwiaty? – szepnął jej do ucha. Wzdrygnęła się przestraszona. Nie sądziła, że przyjdzie do pracy tak wcześnie
- Tak, bardzo ładne. Dziękuję – uśmiechnął się wyraźnie z siebie zadowolony
- Pogadamy u mnie? – skinął głową w kierunku gabinetu. Ruszyła przodem. Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, przylgnął do jej pleców, kładąc jedną dłoń na tali, a drugą na biodrze. Aż się cała spięła – Stęskniłem się za tobą – wymruczał, kąsając ustami skórę na jej karku. Aż w niej buzowało. Odskoczyła na drugi koniec pomieszczenia. Po raz kolejny w ciągu kilku dni wprawiła go w osłupienie
- Ale stęskniłeś się za mną czy za seksem ze mną? – splotła ręce na piersiach w bojowej pozie. Uśmiechnął się pod nosem
- Jedno jest jakby z drugim związane – w charakterystycznym geście uniósł brew, wzruszając ramionami. Chyba mu się wydawało, że ten gest powinien ją rozbawić. No nie udało się. Z całą pewnością mogła stwierdzić, że pożera ją wzrokiem
- To może inaczej… - chrząknęła wymownie - Stęskniłeś się za seksem ze mną czy w ogóle za seksem? – irytacja i rozgoryczenie w niej rosło – Bo przecież tobie tak naprawdę wszystko jedno, kogo pieprzysz. Ja po prostu byłam pod ręką – dodała z goryczą i nie czekając na jego odpowiedź wyszła z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.

Po godzinie wparowała tam z powrotem, dzierżąc w ręku kartkę papieru, którą zamaszystym ruchem położyła mu na biurku. Po raz enty tego dnia wydawał się szczerze zdziwiony.
- Żartujesz sobie ze mnie? – rzekł, rzucając wzrokiem na jej wypowiedzenie
- Absolutnie – jej ton nieco złagodniał, choć dalej był chłodny i nieprzyjemny. Nie chciała wywoływać plotek swoim głośnym odejściem – Nie potrafimy już razem pracować, więc to jest najlepsze rozwiązanie
- Proszę cię, nie wygłupiaj się – wstał zza biurka. Chciał do niej podejść, ale odsunęła się dwa kroki.
- Nie wygłupiam – rzekła gorzko – Nie zamierzam być dłużej twoją zabawką
- Nie jesteś moją zabawką – oświadczył, ale udała, że tego nie słyszy.
- Mam dość. Nasza dalsza współpraca się nie uda – oświadczyła i odwróciła się w kierunku drzwi
- Ula – odwróciła się na moment, z dłonią na klamce
- Ja mówię pas. Trzymaj się – i nie czekając na jego reakcję wyszła do sekretariatu pakować resztę swoich rzeczy. Nerwowym ruchem podrapał się po głowie, klnąc pod nosem.