B

sobota, 31 lipca 2021

'Niebezpieczna gra' XV

 Cały czas dźwięczały jej w głowie słowa Mikołaja. ‘Nie po to przejmowałem firmę od Febo’. Najwyraźniej mąż od dawna nie był z nią szczery i nie powiedział jej prawdy. Wersja oficjalna była taka, że firmę odkupił za jakieś śmieszne pieniądze dzięki doradcy inwestycyjnemu, który znalazł okazję w zaprzyjaźnionym biurze nieruchomości. Febo chciał sprzedać firmę szybko i tanio. A w zasadzie nie firmę, a to, co z niej pozostało, czyli głównie budynek. Wszystko wskazywało na to, że stan faktyczny był zupełnie inny, a jej mąż znał Aleksa Febo od którego tę firmę odkupił. Zastanawiające było to, że już na samym początku ten fakt zataił. Chcąc lepiej zorientować się w sytuacji dwukrotnie próbowała dopytać go o szczegóły tej znajomości i transakcji, ale za każdym razem szybko zmieniał temat. Liczyła, że próbując nieco załagodzić sprawę podsłuchów będzie bardziej skory do szczerej rozmowy, ale najwidoczniej sądził, że uda mu się ją udobruchać bukietem kwiatów i nadskakiwaniem ze śniadankami, bagatelizując kwestie swojej kooperacji z Włochem.

 


Ku jej ogromnej uldze w poniedziałkowy poranek w firmie pojawił się Pshemko. Od Władka dowiedziała się, że mistrz przyjechał chwilę po szóstej w doskonałym nastroju i od razu udał się do pracowni. Niepewnie weszła do jego gabinetu i zastała go w szale tworzenia.

- O, Urszula – uśmiechnął się szeroko, nie przestając szkicować – Dobrze, że Urszula jest.

- Cieszę się, że wróciłeś – oświadczyła od progu

- Nie jest tak łatwo zniszczyć Pshemko. Mam nową wizję – porzucając ołówek gestykulował energicznie - Koronki. Stawiamy na koronki

- A co z kreacjami z Paryża? Zostały ciepło przyjęte – zaniepokoiła się, że projektant zamierza wywrócić wszystko do góry nogami i zaprezentować zupełnie odmienną wizję. Część materiałów promocyjnych była już gotowa. Klientom też ciężko byłoby wytłumaczyć, że to, co pokazali we Francji odchodzi w niebyt i nie będzie można tego nabyć, albo trzeba będzie czekać do następnego sezonu.

- Zostają, ale będą jedną gałęzią. Drugą będą koronki. Mam już trzy projekty – zaprezentował jej wstępne rysunki – Dwa kolejne przedstawię ci jutro. Trzeba być uniwersalnym. Zyskamy większą rzeszę klientów. Jeśli tylko uda się ściągnąć wybrane przeze mnie materiały, do końca miesiąca zaprezentuję prototypy – kiwnęła głową – Wiem, że terminy nas gonią, ale zdążymy. Pshemko będzie triumfował – spojrzał na nią wymownie znad okularów

- Trzymam kciuki i nie przeszkadzam. Gdybyś czegoś potrzebował jestem do dyspozycji.

- Marek już o wszystko zadbał, dziękuję – skinął lekko głową i wrócił do rysunku

 

 

‘Pshemo wrócił. Dzięki, że się wszystkim zająłeś’ – taką krótką wiadomość wysyłała mu chwilę przed szesnastą. Dobrzańskiego cały dzień nie było w biurze. Od rana załatwiał urzędowo-księgowe sprawy swojej firmy. Nim się spostrzegła, drzwi jej gabinetu się otworzyły i stanął w nich brunet.

- Nic nie mówił, że dziś wróci – odparł, trzymając w dłoni telefon

- Może chciał nam zrobić niespodziankę – uśmiechnęła się – Myślałam, że cię dziś już nie będzie

- Miałem po drodze z urzędu skarbowego. Postanowiłem zajrzeć w nadziei, że może mnie potrzebujesz – wzruszył ramionami i rozsiadł się na sofie, odpinając dwa górne guzki koszuli – Jestem wykończony i uważam, że skarbówkę należy albo rozwiązać albo spalić.

- Aż tak ciężki dzień? – spojrzała na niego ze współczuciem, nalewając na dno szklanki odrobinę whiskey

- Jestem autem – westchnął. Zaśmiała się

- A ja człowiekiem. Jeden drink na rozluźnienie po ciężkim dniu. Wrócisz taksówką, a samochód odbierzesz jutro. Władek przypilnuje – skinął głową na znak zgody i odebrał od niej trunek

- Ilekroć muszę załatwić coś w skarbówce czuję się jak złodziej. Jestem małym przedsiębiorcą. Od lat płacę mniejsze lub większe składki, podatki, wszelkie daniny. Ja na dobrą sprawę nigdy nie byłem na L4. Nie biorę żadnych dotacji i nawet w najcięższych czasach ratowałem się kredytami bankowymi a nie wsparciem państwa. A mimo to oni za każdym razem traktują się mnie jak przestępcę. Nawet gdy jakaś niezgodność na formularzu jest wynikiem ludzkiej pomyłki lub klasycznym czeskim błędem, mam wrażenie, że za chwilę zakują mnie w kajdanki za okradanie państwa polskiego. To jest chore – przetarł dłonią zmęczoną twarz i upił łyk alkoholu – A co tam u Pshemko?  W jakim jest nastroju?

- Rewelacyjnym – dosiadła się do niego i oparła głowę na dłoni, przyglądając mu się ciepło – Rozpływa się nad tobą. Kolejna kolekcja ma być ponoć dedykowana w osiemdziesięciu procentach mężczyznom. To chyba na twoją cześć – spojrzała na niego wymownie. Zrobił wielkie oczy, wzruszając ramionami.

- Jezus Maria, jeszcze się we mnie zakocha – zaśmiał się

- Jakie to szczęście, że jesteś heteroseksualny – wyciągnęła dłoń, by przez krótką chwilę przeczesać jego włosy, ale szybko ją cofnęła, jakby zdając sobie sprawę, że takie zachowanie można uznać za niestosowne – Na tapetę wjechały koronki. Ma na punkcie nich fioła. Jutro ma mieć komplet projektów, prototypy do końca miesiąca. Obiecał, że się wyrobi. Ta kradzież podziałała na niego motywująco. Miałeś rację.

- Ja zawsze mam rację – spojrzał na nią z udawaną wyższością – A tak poważnie, to zgrywałem pewniaka, żeby cię uspokoić. Ale cieszę się, że moje przeczucie jednak okazało się słuszne. Reakcje Pshemko potrafią być nieprzewidywalne. Mógł rzucić to wszystko i zaszyć się gdzieś na miesiące. A jego dłuższa absencja byłaby twoim gwoździem do trumny – pokiwała twierdząco głową. Tym razem to on wyciągnął dłoń, by opadający kosmyk włosów założyć jej za ucho

- Mam ogromną ochotę się do ciebie przytulić – mruknął, kombinując jak ułożyć się wygodnie na sofie, najlepiej z głową na jej udach

- No to nie najlepszą porę wybrałeś. W firmie jest jeszcze kupa ludzi

- Nie widziałem Ani. Sekretariat świeci pustkami

- Rzeczywiście wyszła godzinę temu do dentysty, ale – nie zdążyła dokończyć zdania, gdy po krótkim puknięciu w drzwi pojawiał się w gabinecie Szymczyk

- Super, że jeszcze jesteś. Rzuć okiem w wolnej chwili – podał jej kilka kartek, spoglądając jej wymownie prosto w oczy

- Pshemko znów coś namieszał w budżecie? – podskórnie przeczuwała problemy.

- Nie, nie. To w związku z twoim porannym poleceniem służbowym – puścił jej oczko i odkładając papiery na blat biurka spojrzał na Dobrzańskiego – Arek cię pozdrawia. Prosił bym dał ci jego numer telefonu. Ma jakieś sprawy do ogarnięcia w związku ze sprzedażą ziemi po babci jego żony. Ma przylecieć na tydzień w przyszłym miesiącu. Mówił, że chętnie wyskoczy z tobą na piwo powspominać dawne czasy.

- Super. Bardzo chętnie się z nim spotkam – odebrał od dyrektora finansowego karteczkę z ciągiem cyfr – dzięki.

- Ja wychodzę. Jutro będę koło dziesiątej bo z rana mam spotkanie z tym gościem od butików – kiwnęła głową – Trzymajcie się

- Budżet się nie spina? – zapytał, gdy tylko zostali sami – Może coś mogę pomóc

- Nie. To zupełnie nie o to chodzi – machnęła ręką i podeszła do biurka. Rzuciła okiem na pierwszą stronę i schowała dokumenty do torebki – Takie tam zestawienie naszych wydatków od początku istnienia firmy. Musimy je obgadać z Mikołajem – zamknęła drzwi od środka i stanęła nad Dobrzańskim – teraz to ja mam ochotę przytulić się do ciebie – uśmiechnął się triumfalnie

środa, 14 lipca 2021

'Niebezpieczna gra' XIV

 - Cześć, przepraszam, że nie porozmawialiśmy – usłyszał w słuchawce, gdy tylko odebrał połączenie

- W porządku. Jak to mówią co się odwlecze – cicho zaśmiał się pod nosem

- Będziesz jutro w firmie? Nie chcę tego odkładać. Wiem, że musimy sobie wiele wyjaśnić - oświadczyła

- Niestety nie. Muszę jechać z samego rana do Łodzi, zakontraktować kilka dostaw na zimę. Pewnie wrócę przed wieczorem

- To jak dojedziesz do Warszawy to daj znać. Pewnie będę siedziała w biurze do wieczora. A jeśli jutro się nie uda to może następnego dnia zjemy razem śniadanie

- Jasne. Bardzo chętnie. Wszystko w porządku? – chciał się upewnić. Słyszał w jej głosie, że rozmowa z mężem nie wprawiła jej w dobry nastrój 

- Powiedzmy – mruknęła lekko zamyślona – Chociaż bywało lepiej

- Może… - zawahał się – może przyjadę dzisiaj – zaproponował

- Nie – zaprotestowała gwałtownie – Właśnie jadę do domu. Jutro porozmawiamy, ale pojutrze, dobrze?

- Jasne. Uważaj na siebie.

- Do zobaczenia, Marku – i nie czekając na jego reakcję rozłączyła się.

 

Gdy weszła do mieszkania jej mąż prowadził w gabinecie jakąś burzliwą rozmowę w języku rosyjskim. Usłyszała jedynie coś o tym, że komuś czegoś nie daruje. Postanowiła nie przysłuchiwać się dalszej konwersacji i zrzucając z nóg czółenka udała się w kierunku salonu. Nalała kieliszek wina i usiadła na sofie w oczekiwaniu na męża. Wszedł po kilku minutach. Doskonale widziała, że był nakręcony.

- Zatrudniłem tego durnia, płaciłem krocie żeby cię chronił – nerwowo krążył po pomieszczeniu z rękami wbitymi w kieszenie kraciastych spodni – wyciągnąłem go z jakiejś zabitej dechami wiochy pod Wołogardem, a ten cymbał tak mi się odwdzięcza – kręcił głową z niedowierzaniem. Ula przyglądała się mężowi z zainteresowaniem, sącząc wino

- Nie uważasz, że nie byłoby kradzieży Siergieja, gdyby nie twoje chore pomysły? – przyjrzała mu się uważnie

- Ja mu nie kazałem wykradać projektu z pracowni tego całego Pszemka – wycedził. Zastanawiała się czy bardziej jest wściekły, że ochroniarz sprzedał ich projekt, czy dlatego, że jego tajemnica wyszła na jaw.

- Pshemko – poprawiła go, za wszelką cenę próbując zachować spokój – Ale kazałeś mu zamontować podsłuch w moim gabinecie – wstała z zajmowanego miejsca – Mikołaj, przeszedłeś samego siebie! Jak mogłeś? – zapytała oskarżycielsko

- Nie podoba mi się, że sprowadziłaś Dobrzańskiego do naszej firmy i że tak ściśle z nim współpracujesz!

- Jak dotąd nigdy, przenigdy nie dałam ci powodu do tego byś był zazdrosny! – szturchnęła go wskazującym palcem w klatkę piersiową okrytą cienką, białą koszulą – Nigdy też nie robiłam ci wyrzutów o podróże służbowe, kolacje z różnymi kobietami, o twoje przyjacielskie relacje z Tamarą = parsknął śmiechem

- Błagam cię. Tamara jest o dekadę starsza ode mnie – rzekł z kpiną - i łączą nas wyłącznie relacje biznesowe

- Podczas przyjęcia u Nataszy i Olega sugerowała coś innego – bezczelnie spojrzała mu w oczy, przypominając sobie sytuację sprzed roku

- Kłamała – odparł zdecydowanie – Nie mam sobie nic do zarzucenia. Nie mam czasu na romanse. A jeśli już bym jakiegoś szukał, to zapewniam cię, że zacząłbym się uganiać z jakąś studentką, a nie kobietą niewiele młodszą od mojej matki

- A skąd ja mam to wiedzieć? – przyjrzała mu się wymownie – Nie wiem tego, ale ci ufam. Ty natomiast za grosz nie ufasz mnie. Za to montujesz pluskwy w moim gabinecie, przy okazji sprowadzając problemy na mnie i na firmę.

-  Nie po to przejmowałem firmę do Febo, żeby teraz ją pogrążać – oświadczył szczerze

- Powiedziałeś, że kupiłeś ją z licytacji, że biuro nieruchomości ci poleciło? – przyjrzała mu się uważnie

- To w tej chwili nie ważne – machnął ręką

- Ależ ważne! – podkreśliła dobitnie – Kupiłeś ją od Aleksa Febo? – drążyła nie dając za wygraną

- Nie rozmawiamy teraz o poprzednim właścicielu ale o Siergieju i tym co zrobił – podkreślił dobitnie

- Teraz możesz sobie pogratulować. Bo te miliony, które zainwestowałeś w firmę wiszą na włosku. Odkąd pomogłeś mojemu ojcu byłam wobec ciebie lojalna, szczera i oddana. Szkoda, że nie odpłaciłeś mi się tym samym. Przesadziłeś. Nigdy ci tego nie zapomnę. I bardzo cię proszę, przenieś się do pokoju gościnnego. Jeśli tego nie zrobisz, sama się tam przeniosę.

- Posłuchaj… - próbował łagodzić sytuację

- Proszę cię. Ja już skończyłam rozmowę. Nie mam nic więcej do dodania i nie mam ochoty słuchać twoich usprawiedliwień – odparła stanowczo i ruszyła w stronę sypialni. Zaklął po rosyjsku pod nosem.  

 

Niestety wypadek na autostradzie i kilkukilometrowy korek sprawił, że dojechał do stolicy grubo po dwudziestej pierwszej. Ulka zdążyła już wyjść z biura, więc ostateczną opcją było wspólne śniadanie.

- Cześć – gdy weszła do restauracji on już czekał. Chciał na powitanie musnąć ustami jej policzek, ale dochodząc do stolika upomniała go, żeby tego nie robił

- Cześć. Pamiętaj, że ten szpicel nas obserwuje – mruknęła i delikatnym ruchem głowy wskazała na okno, tuż obok którego zaparkował jej kierowca. Dobrzański skinął głową na znak zgody i poczekał, aż zajmie swoje miejsce.

- Przepraszam, w Łodzi mi się przeciągnęło, później ten koszmarny powrót – sam nie wiedział dlaczego zaczął od tłumaczenia się

- Daj spokój – spojrzała na niego ciepło – Przecież wiem, że masz swój biznes. Kilka godzin już nie robi różnicy. Marek posłuchaj, ja… - urwała na chwilę, najwyraźniej nie wiedząc od czego zacząć i jak najlepiej ubrać swoje odczucia w słowa

- Kochasz go? – wypalił. Jej rozszerzone na ułamek sekundy oczy świetnie oddawały zaskoczenie tym bezpośrednim pytaniem. On sam chwilę po zadaniu go zreflektował się, że może nie powinien go zdawać, a na pewno powinien być bardziej subtelny

- Marek… - westchnęła

- Przepraszam, nie powinienem – zaczął się wycofywać, zdając sobie sprawę, że się zagalopował.

- Chcę żebyś wiedział, że to nie była jakaś moja chwila słabości, chęć odreagowania… – oświadczyła, przyglądając mu się bacznie –  Od początku czułam jakąś dobrą energię między nami, ale…

- Ja też – wtrącił. Kącik jej ust uniósł się w niemrawym uśmiechu

- Ale na tę chwilę nie mogę ci zaoferować nic więcej. Nie odejdę od męża – pokiwał głową ze zrozumieniem, choć musiał przyznać sam przed sobą, że był lekko rozczarowany. Czyżby sądził, że roztacza taki urok, że Ula oszaleje na jego punkcie? – Jeśli pytasz, czy kocham Mikołaja, to jeszcze pół roku temu odpowiedziałabym, że tak. Dziś szczerze muszę przyznać, że nie wiem. Było mi z tobą cudownie, czuję się przy tobie bezpiecznie, ale rozwód to ostatnia rzecz jakiej teraz chcę.

- Rozumiem – mruknął, nie bardzo wiedząc jak powinien się teraz zachować

- Nie chcę żebyś poczuł się wykorzystany

- Nie czuję się – odparł zdecydowanie – Spędziłem z tobą wspaniały wieczór. Choć nie ukrywam, że chciałbym spędzić jeszcze wiele takich wieczorów – oświadczył, uważnie obserwując jej reakcję. Milczała dłuższą chwilę  

- Jeśli proponujesz mi romans, to musi być to romans biurowy. Jak widzisz poza firmą zawsze jestem w towarzystwie – spojrzała przez okno w kierunku zaparkowanego Bentleya.