B

sobota, 28 grudnia 2013

Miniaturka XIV 'Ja, Ty i Ona'

Od trzech lat byli małżeństwem. Niespełna rok po ślubie przyszedł na świat Tymek. Została z nim osiem miesięcy. Później wróciła do pracy. Chciała wrócić. Syn był ważny, ale brakowało jej ludzi, zajęcia, cyferek. Przez okres macierzyńskiego pomagała Markowi z wyliczeniami przed zarządem, ale to było za mało. Zawsze była w ruchu, lubiła swoją pracę i chciała wrócić na swoje dawne stanowisko. Mąż nie robił trudności. W firmie była mu bardzo potrzebna a i dla ich syna znalazła się odpowiednia niania. Jego matka poleciła im panią Janinę. Bardzo żywotną, sześćdziesięciopięcioletnią kobietę, która od kilku lat udzielała się dla podopiecznych fundacji. Tymoteusz bardzo polubił swoją nową ‘babcię’. Wszystko biegło swoim rytmem i układało tak, jak powinno. Znów tworzyli świetny duet w pracy. Od zawsze rozumieli się bez słów i uzupełniali. Zaczęli planować drugie dziecko. Marek początkowo naciskał, chciał od razu rozpocząć starania. Ula wolała jeszcze chwilę poczekać. Chciała nacieszyć się pracą i nieco odchować Tymka. Uległ żonie. Postanowili, że najlepszym momentem na początek ciąży będzie koniec jesieni, tuż po trzecich urodzinach ich pierworodnego.

Byli szczęśliwi. Kochali się, cieszyli swoją rodziną. Firma świetnie prosperowała. Marek pospłacał dawne zobowiązania i teraz skupiali się wyłącznie na liczeniu zysków. Nowe kontrakty przynosiły krocie. I wtedy zapadła decyzja o przyjęciu specjalisty od PR. Ich marka była coraz bardziej znana, umacniała się jej pozycja na rynku i potrzebny był specjalista, który wszystkim się zajmie i który odciąży prezesa. Spłynęło wiele ofert. Wspólnie z Ulą i Sebastianem wybrał pięcioro kandydatów, których zaprosili na rozmowy kwalifikacyjne. Najlepiej wypadły dwie osoby o podobnych kompetencjach i doświadczeniu. Mikołaj Piątkowski i Monika Kamińska. Oboje w okolicach trzydziestki. Z tej dwójki mieli wybrać PR’owca Febo&Dobrzański. Sebastian od samego początku zachwycony był Moniką. Długonoga blondynka z dużym biustem zrobiła na nim piorunujące wrażenie. Ula wolała Mikołaja. Może to było zachowanie asekuracyje? Gdy patrzyła na Kamińską i obserwowała sposób jej bycia, towarzyszył jej dziwny niepokój. Próbowała przekonać chłopaków, iż mężczyzna będzie lepszy na tym stanowisku i dłużej będą mogli na nim polegać. Zwykle była zwolenniczką równouprawnienia, zawsze twierdziła, że kobiety bywają niedoceniane i dyskryminowane, ale teraz bardzo starała się przeforsować swoje racje, iż młoda blondynka szybko zajdzie w ciąże i porzuci ich na długie miesiące. Marek się wahał. Doceniał profesjonalizm obojga. Decyzja należała do niego. Uległ podszeptom Olszańskiego, który twierdził, że nie tylko piękna, ale i mądra pani od PR z pewnością da sobie radę, a jak będzie trzeba śmiało będzie mogła wystąpić przed kamerami i pełnić rolę rzecznika prasowego.

Monika od samego początku nie wywarła dobrego wrażenia na Ulce. Te napięte między nimi relacje dało się wyczuć. Ula stosowała wobec Kamińskiej zasadę ograniczonego zaufania. Widziała, jak blondynka patrzy na jej męża. Marek początkowo tego nie dostrzegał. Zachowywał w stosunku do niej należny dystans, starał się zachowywać profesjonalnie. Blisko ze sobą współpracowali. Monika bardzo starała się przypodobać Markowi i zyskać jak największe zaufanie prezesa. Doceniał jej profesjonalizm. Polubili się. Ula z niepokojem obserwowała tą rodzącą się między nimi zażyłość. Nie mogła wiele zrobić. Marek bagatelizował jej uwagi składając to na karb zazdrości. Gdy ilekroć robiła mu wymówki, że dużo pracuje z Moniką powtarzał 'Jesteś zazdrosna? Uważam, że przesadzasz, choć nie ukrywam, że schlebia mi to'. Imponowała mu zazdrosna postawa żony. Tak samo, jak imponowało mu zachowanie Moniki. Czuł, że się jej podoba. Musiał przyznać, że to było miłe, ale mimo to starał się jasno wyznaczać granice. Miał żonę, dziecko i nie szukał przygód. Kamińska bardzo się starała. Starała się przypodobać, ale robić to w taki sposób, by nikt nie mógł zarzucić jej nachalności, a jej postępowanie można będzie interpretować dwojako. Granica, którą kiedyś wyznaczył Marek stopniowo zaczęła się przesuwać. Z czasem zyskała coraz mocniejszą pozycję w firmie i coraz lepsze relacje łączyły ją z Markiem. Jej trafne decyzje i posunięcia bardzo podobały się prezesowi. W pewnym momencie zaczął traktować ją jak wyrocznię. Zdanie i sugestie innych, również Uli, przestały się liczyć. Monika stała się niemal strategiem firmy. Uli było przykro, że mąż nie liczy się z jej zdaniem, a realizuje wszystkie propozycje kogoś, kto ledwie kilka miesięcy pracuje w FD. Ich życie się zmieniło. Zarówno to zawodowe, jak i prywatne. Już nie byli nierozłącznym duetem. Teraz u boku Marka na oficjalnych spotkaniach pojawiała się Monika. Dobrzański twierdził, iż lepiej będzie, jak jedno z nich stale będzie obecne w firmie w razie jakiś problemów, niezapowiedzianych wizyt kontrahentów. Ona pilnowała wszystkiego na miejscu, on chodził w towarzystwie Kamińskiej na lunche, śniadania i biznesowe kolacje. Za każdym razem, kiedy mijała ich na korytarzu, gdy wychodzili na spotkanie, a ona zostawała na miejscu, widziała to triumfujące spojrzenie blondynki. Wielokrotnie zastanawiała się, czy te służbowe kolacje nie są wyłącznie przykrywką, pretekstem. Zaczęła go sprawdzać, ale ilekroć próbowała potwierdzić swoje podejrzenia, przekonywała się, że kontrahenci są prawdziwi, a wyjścia rzeczywiście służbowe. W ich życiu domowym też wiele się zmieniło. Przez to, że pracowali oddzielnie, również osobno wracali do domu. O różnych porach. Zwykle ona tuż po siedemnastej. Spieszyła się do dziecka. Marek później. Niewiele rozmawiali o pracy, a pozostałe tematy ograniczały się wyłącznie do Tymka. Gdzieś zagubili po drodze ‘ich’. Wspólne sprawy, problemy, marzenia. Ula stała z boku. Starała się trzymać rękę na pulsie, ale znalazła się w trudnej sytuacji. Nie chciała odgrywać roli zaborczej i zazdrosnej żony, zwłaszcza, że nic nie mogła tak naprawdę zarzucić ani Markowi ani Monice. Jej obawy jednak rosły z każdym dniem. Marek wszystko bagatelizował.
Nerwy puściły jej po raz pierwszy, gdy zmuszeni byli zabrać Tymka do firmy. Pani Janina złapała jakiegoś wirusa i przez tydzień nie mogła zajmować się małym. Rodzice Marka byli w Szwajcarii, a dziadek Józef tego dnia miał kontrolne badania w szpitalu. Nie było wyjścia. Mały Dobrzański musiał przyjechać z rodzicami do firmy i zostać pod opieką Ani i Violetty. Marek z dumą krążył po firmie nosząc na rękach syna. Chełpił się nim. Ula obserwowała tę scenę z uśmiechem. Było tak, jak kilkanaście tygodni po porodzie. Wtedy też urządził sobie wycieczkę, chwaląc się przed pracownikami noworodkiem. Gdy jej dziecko trafiło w ręce Moniki, która stwierdziła, że Tymek jest równie uroczy i czarujący, jak jego tata, nie wytrzymała. Ostentacyjnie zabrała syna z rąk Kamińskiej i ku zaskoczeniu swojego męża zamknęła się z małym w swoim gabinecie na cały dzień. Marek nie potrafił zrozumieć jej zachowania i miał jej za złe dąsy, które w jego mniemaniu okazywała Monice. Nie chciała o tym rozmawiać. Wiedziała, że nie ma sensu. Ilekroć rozpoczynała temat nowej ulubienicy męża, ten ją zbywał i wszystko zrzucał na karb zazdrości. Od momentu pojawienia się Tymoteusza w firmie Marek zaczął przekazywać Uli wskazówki wychowawcze autorstwa Moniki. Jego żonę trafił szlak. Zaczęli się regularnie kłócić. Czarę goryczy przelał tydzień, w którym obchodzili swoją czwartą rocznicę ślubu. Dobrzański zabrał żonę na romantyczną kolację. Było bardzo miło. Po raz pierwszy od miesięcy. Podczas tego wieczoru zapomniała o pani dyrektor, jej zażyłości z mężem i swoich obawach. Widziała, że Marek skupiony jest wyłącznie na niej i ich sprawach. Przez te kilka godzin znów było tak, jak dawniej. Znów było cudownie. Podarował jej piękny naszyjnik. Trochę nie w jej stylu, trochę zbyt wystawny, ale bardzo ładny. Następnego dnia pojawiła się w nim w firmie. Specjalistka od PR’u nie omieszkała skomentować nowej biżuterii, gdy przyszła do Dobrzańskiej z dokumentami do podpisania. ‘Piękny naszyjnik. Sama bym lepszego nie wybrała’ – rzuciła z ironicznym uśmieszkiem i spojrzała na Ulę wymownie. To dało Dobrzańskiej do myślenia. Marek wiedział, że lubi nieco skromniejsze błyskotki, że taki przepych nie jest w jej stylu. W jej myślach zaczęło pojawiać się wiele pytań. Postanowiła, że porozmawia o tym z mężem wieczorem. Nie może i nie potrafi tak dłużej żyć. Idąc na lunch mijała gabinet męża. Była zaskoczona, gdy zobaczyła, że Kamińska siedzi na biurku prezesa rozkosznie wymachując nogami. Oboje byli bardzo rozbawieni. A Markowi najwyraźniej podobało się, że blondynka bawi się jego krawatem. Intencje Moniki były bardzo czytelne. Marek był jej celem. Potwierdziły się jej obawy z początków współpracy. Poczuła ukłucie w sercu. Miała jasny dowód na to, że jej mąż lepiej czuje się w towarzystwie blondynki, niż swojej własnej żony. Słona kropla spłynęła po jej policzku. Poza tym nie sądziła, że Dobrzański pozawala Monice na takie zachowanie. W jej głowie pojawiło się jeszcze więcej wątpliwości. ‘A może coś przegapiłam?’ Wyszła wcześniej do domu nie informując nawet Marka. Zresztą miała niemal pewność, że nawet nie zauważy jej nieobecności. Zawiozła Tymka do Rysiowa. Przez całą drogę intensywnie myślała o swoim małżeństwie i kierunku, w którym ten związek zmierza.
Marek jak zwykle wrócił później. Z kieliszkiem białego wina czekała na niego w salonie.
- Gdzie Tymek? – zapytał rozwiązując krawat.
- W Rysiowie - odparła spokojnie - Musimy porozmawiać.
- O czym? - zainteresował się, przeczesując palcami włosy
- O nas
- A musimy rozmawiać dzisiaj? Jestem padnięty - przetarł lekko zaczerwienione oczy i ruszył w kierunku barku. Nalał sobie kieliszek koniaku. Przez chwilę obserwowała go w milczeniu.  Postanowiła zagrać w otwarte karty.
- Od jak dawna masz romans z Moniką? – jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Zdążyła się już wypłakać, gdy była sama. Teraz była nad wyraz spokojna.
- Słucham? – roześmiał się licząc na to, że się przesłyszał
- Pytam, od jak dawna zdradzasz mnie z Moniką – wyraz twarzy Uli świadczył o tym, że nie żartuje. Zmarszczył brwi.
- Ty mnie chyba nie podejrzewasz… - urwał i wlepił w żonę zaskoczone spojrzenie. W milczeniu i skupieniu czekała na jego odpowiedź – Jak mogłaś coś takiego pomyśleć? – pretensja w jego głosie była ewidentna
- Widzę, co się z tobą dzieje w ostatnich miesiącach – odparła spokojnie – Więc… - ponagliła go
- Nigdy ciebie nie zdradziłem – powiedział poważnie, patrząc jej prosto w oczy. Dosiadł się obok niej – Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza
- No chyba nie do końca – odparła natychmiast - Marek, ja widzę, co się dzieje. Ty w ciągu ostatnich kilku miesięcy kompletnie straciłeś głowę. Nie ma nas! Nie ma naszej rodziny. Jest tylko Monika, Monika i Monika! Twój świat kręci się wokół Moniki! Jej imię pada w każdej naszej rozmowie! Stała się dla ciebie autorytetem nie tylko w pracy. Wydaje mi się, że jest dla ciebie ideałem żony i matki! – już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale nie dała mu szans – Może ty powinieneś zamienić mnie na Monikę, co? Przecież zna cię lepiej ode mnie. Tak świetnie się dogadujecie. I tak fantastycznie wychowałaby Tymka! Bo przecież ja się nie znam na wychowaniu własnego syna! Monika to, Monika tamto! Ciągle to powtarzasz. Monika powiedziała, że Tymek powinien chodzić już na angielski, bo jest zdolnym dzieckiem. Monika powiedziała, że powinniśmy ubierać go bardziej elegancko, bo kolor jego oczu, tak jak i mój będzie idealnie komponował się z błękitną koszulą! – w złości cytowała jego wypowiedzi sprzed kilku tygodni – Pamiętasz? Mam wymieniać dalej?! – krzyknęła i gwałtownie wstała z sofy. Marek był zdumiony zachowaniem żony i emocjami, jakie przez nią przemawiały.
- Chciałaś rozmawiać, a teraz się kłócisz. Nie mam na to ochoty. Idę pod prysznic - jak gdyby nigdy nic wstał.
- No oczywiście, najłatwiej jest uciec. Zawsze mnie zbywasz! - powiedziała oskarżycielsko 
- Dobrze, porozmawiajmy.... - westchnął - Odnoszę wrażenie, że trochę przesadzasz – próbował bagatelizować.
- Ty masz takie wrażenie? A ja mam wrażenie, że od pewnego czasu żyjemy w jakimś pieprzonym trójkącie! Ja, ty i Monika! Opamiętaj się Marek! Naprawdę tego nie widzisz, że ona stoi między nami? Naprawdę tego nie widzisz, co się z nami dzieje? Jak się od siebie ostatnio odsunęliśmy! Jak masz więcej tematów z nią, niż ze mną! Ile czasu spędzasz z nią, a ile ze mną i swoim własnym synem! Zastanów się nad sobą i tym co robisz! Zastanów się nad swoim życiem, naszym małżeństwem i swoją relacją z Moniczką, bo w pewnym momencie może  być za późno i już nie będzie czego ratować! – pospiesznie ruszyła w kierunku drzwi, ale zatrzymała się w pół kroku
- Ula – zerwał się z miejsca i ruszył w jej kierunku – Poczekaj…
- A możesz mi jeszcze łaskawie powiedzieć – weszła mu w słowo – czy twoja ulubienica ma z tym coś wspólnego? – wskazała na naszyjnik. Spuścił wzrok. Wiedział, że kręcenie nic nie pomoże. Westchnął i spojrzał jej w oczy.
- Pomagała mi wybierać
- Od kiedy dyrektor PR pomaga prezesowi wybrać prezent dla żony na rocznicę ślubu!? – W jej głosie było tyle bólu i rozczarowania. Jej teoria się potwierdziła. Czuła, że to nie był wybór Marka. ‘Jak mógł?’ Przecież zawsze kupował jej prezenty sam, poświęcając wyborowi wiele uwagi. Idealnie potrafił trafić w jej gust. Szybkim ruchem zerwała błyskotkę z szyi i rzuciła nią prosto w Marka – Daj go Moniczce. Będzie zachwycona. W końcu jest w jej stylu, a nie w moim – powiedziała przez łzy i wyszła z domu trzaskając drzwiami. Został na środku salonu ze świadomością, że jego rodzina się sypie. Powoli zaczynało do niego docierać, że Ula ma rację. Monika stopniowo odgrywała coraz ważniejszą rolę w jego życiu. Początkowo była zwykłym pracownikiem firmy, ale z czasem starała się coraz bardziej do niego zbliżyć i zacieśnić ich relacje. ‘Czyżby to była jej świadoma strategia?’ Wiedział, że pozwolił Kamińskiej na zbyt wiele. Teraz rozumiał, jak to mogło wyglądać z perspektywy Uli i jak ona się czuła. Zaniedbał ją i ich syna. Popełnił multum błędów, które mogą go kosztować wiele, bardzo wiele.
Nie wróciła na noc. Próbował się do niej dodzwonić, ale szybko się zorientował, że telefon został w jej torebce, w przedpokoju. Nie wzięła ze sobą nic. Telefonu, dokumentów, kluczyków do samochodu. Całą noc nie spał. Szalał z niepokoju. Wiedział, że jeśli coś jej się stanie nigdy sobie tego nie wybaczy. Ta wczorajsza rozmowa, a w zasadzie kłótnia wiele mu uświadomiła. Przede wszystkim to, jak ważna jest dla niego jego żona i jak wiele bólu jej zadał swoim zachowaniem. Miał świadomość, że musi wszystko naprawić, bo inaczej straci ją bezpowrotnie. Nigdy nie miał zamiaru zdradzić Uli. Nawet mu to przez myśl nie przeszło. Wiedział, że jego zachowanie w stosunku do Kamińskiej bardzo boli Ulę. Tak samo, jak boli ją podejście Moniki do ich relacji, jej wtrącanie się, chełpienie się ich zażyłością. Wiedział również, że ostatnio był zbyt obojętny w stosunku do Ulki. Wszystko to sprawiało, że cierpiała równie mocno, jak gdyby przeleciał panią dyrektor. Musi bardziej uważać i pilnować wyznaczonej granicy. Jeśli Monika się nie dostosuje, zwolni ją. I nawet się nie będzie zastanawiał.
Przed dziewiątą usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Momentalnie znalazł się tuż przy niej i potrwał ją w swoje ramiona. Nie zastanawiał się, czy będzie protestować, czy go odepchnie. Musiał ją przytulić. Nie wyrwała się. Wtuliła się w niego.
- Tak bardzo się o ciebie martwiłem – wyszeptał wprost w jej włosy.  W jego głosie słychać było ulgę.  
- Byłam u Ali. Musiałam wszystko przemyśleć – powiedziała, gdy wyswobodziła się już z tego uścisku.
- Rozumiem. Chodź – chwycił ją za rękę prowadząc do salonu – Musimy porozmawiać
- A ty nie powinieneś być już w firmie
- Firma nie jest w tej chwili najważniejsza. A nasza rodzina tak. Nasz związek jest ważniejszy od firmy. Ty jesteś ważniejsza od firmy – zapewnił, gdy usiadła już tuż obok niego – Przemyślałem wszystko bardzo dokładnie. Miałem jedenaście godzin na rozmyślania i teraz widzę, jak wiele błędów popełniłem. Wiedziałem, że jesteśmy małżeństwem, że mamy dziecko, że osiągnąłem pewien constans i przestałem się starać. Co nie znaczy, że przestało mi na tobie zależeć. Wiem, że przestałem ci to ostatnio okazywać, że cię zaniedbałem. Skupiłem się na firmie. Faktycznie, masz rację, że pozwoliłem Monice za bardzo się zbliżyć. Nasze relacje powinny zostać wyłącznie w sferze szef-podwładny. Popełniłem błąd. Nigdy nie przyszło mi przez myśl, że mógłby łączyć mnie z nią romans, ale pozwoliłem na to, by nasze relacje były zbyt zażyłe. Przepraszam – szepnął i pocałował wewnętrzna stronę jej dłoni – Przepraszam, że cię tak traktowałem. Przepraszam za to, że przestałem liczyć się z twoim zdaniem. Przepraszam, że przestałem cię słuchać i bagatelizowałem wszystkie sygnały, które mi wysyłałaś. Teraz wiem, że to nie była czysta zazdrość. Kocham cię – po jej policzku spłynęła łza. Tak dawno tego od niego nie słyszała. Szybko starł kciukiem słoną kroplę – Ty i Tymek jesteście całym moim światem. Wybacz mi, że przez chwilę zapomniałem jak bardzo jesteście dla mnie ważni.
- Tak bardzo się bałam, że się rozpadniemy. I byłam taka bezsilna, bo nie mogłam nic zrobić. Bagatelizowałeś moje obawy, a ja mogłam jedynie przyglądać się, jak ona wkrada się coraz bardziej do twojego życia.
- Jej kontrakt wygasa za cztery miesiące. Obiecuję ci, że go nie przedłużę. A jeśli to tego czasu będzie starała się ingerować w nasze życie rozwiążę go przed czasem – znów pocałował jej dłoń - Wziąłem tydzień wolnego. Ty też masz urlop.
- A co z firmą? – obrzuciła go pytającym spojrzeniem
- Sebastian się wszystkim zajmie. Mój ojciec też będzie wpadał. Już z nim rozmawiałem. Zaraz jadę po Tymka. Chcę, żebyśmy się jeszcze dzisiaj spakowali i pojechali do domku na Mazury. Pani Marysia już go dla nas przygotowuje. Pomyślałem, że dobrze będzie, jak spędzimy trochę czasu razem, z dala od firmy i tego zgiełku.
- Tak bardzo mi ciebie brakowało – szepnęła i pocałowała go namiętnie. W jego oczach malowała się miłość i radość, że jej nie stracił. Widziała, że intensywnie się nad czymś zastanawia  - No mów śmiało – zachęciła go
- Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o rodzeństwie dla Tymka – z tajemniczym uśmiechem kiwnęła głową – Zdaje sobie sprawę, że dziecko to nie plaster na problemy w związku, ale wiem, że będziemy stopniowo zacieśniać nasze relacje i znów będzie tak, jak dawniej. A ja bardzo pragnę mieć z tobą jeszcze jedno dziecko – zatonęła w jego oczach. W napięciu oczekiwał jej reakcji.
- Myślę, że ten wyjazd będzie świetną okazją, by postarać się o dziewczynkę – uśmiechnęła się i wtuliła w jego tors – Kocham cię Marek
- Ja ciebie też – pogłaskał ją po plecach – i dziękuję ci, że nie pozwoliłaś mi ciebie stracić - szepnął wprost do jej ucha.


piątek, 20 grudnia 2013

Miniaturka XIII 'PS. Kocham Cię'

Wszedł do ich mieszkania głośno zatrzaskując drzwi. Nie potrafił inaczej myśleć o tych czterech ścianach, jak o ich wspólnych. To prawda kupił je zanim jeszcze byli razem, ale ten stu metrowy apartament zaczął traktować w kategoriach domu, dopiero gdy się do niego wprowadziła. Miał nadzieję doczekać się tutaj dzieci. Tak bardzo pragnął mieć z nią dziecko. Rozwiązał krawat, który kiedyś od niej dostał i rzucił na stół w salonie. Marynarka zaczęła ciążyć mu na ramionach. Szybko się jej pozbył i rozpiął kilka początkowych guzików białej koszuli. Nalał sobie whisky i wypił duszkiem. Palący płyn nie przyniósł ukojenia. Miał tyle planów. Chciał w tyle miejsc ją zabrać, tyle rzeczy pokazać, tyle chwil z nią przeżyć. A jej tak po prostu przy nim nie ma. Spojrzał na swoją dłoń, na której błyszczała platynowa obrączka. Doskonale pamiętał moment, w którym ją kupił. Wrócił do domu podekscytowany. Od razu popędził do niej, by pochwalić się swoją zdobyczą. Wciąż w uszach dudniło mu  jej niedowierzanie i nuta pretensji w głosie, gdy oglądając swój krążek niemal krzyknęła ‘kupiłeś obrączki za siedemnaście tysięcy?’. Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy na te wspomnienia. Jego była zwykła, prosta, ale i tak najpiękniejsza na świecie, bo włożona na jego palec przez nią. Jej była wysadzana trzema malutkimi brylancikami. Zaczął okręcać przedmiot. ‘Powinienem ją zdjąć’ przemknęło mu przez głowę. Nie potrafił tego zrobić. Było za wcześnie. Jeszcze nie pogodził się z obecnym stanem rzeczy i wiedział, że długo się jeszcze nie pogodzi. Miał świadomość, że powinien zrobić coś więcej, cokolwiek. Powinien był się domyślić. Przecież widział jej dziwne zachowanie. Zbagatelizował. Wierzył w jej zapewnienia, że nic się nie dzieje. Przegapił ten ważny moment. Był z nią taki szczęśliwy. Najszczęśliwszy. Jego rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Niechętnie wstał z kawowej sofy i ruszył do przedpokoju. W drzwiach stała Alicja, jej najlepsza przyjaciółka. Spojrzała na Dobrzańskiego z troską i przejęciem. Wiedziała, jak wiele go kosztuje ta sytuacja, jak bardzo ją przeżywa. Miała świadomość, że ten ból spowodowany jest ogromną miłością, jaką darzy Cieplakównę. Wspierała swoją przyjaciółkę cały czas, choć nie do końca rozumiała i popierała jej decyzje i wybory. Wielokrotnie próbowała uświadomić swojej młodej przyjaciółce, że rani swojego męża, że on nie zasłużył na takie traktowanie. Nie chciała jej słuchać. Miała również świadomość, że Dobrzański ma do niej żal. Miał prawo. W końcu to ona miesiąc temu wywiozła jego żonę na drugi koniec kraju i to ją Ula poprosiła o przekazanie mu wszelkich informacji, bo jej zabrakło odwagi. Wciąż przed oczami miała wyraz jego twarzy, sposób w jaki na nią patrzył, gdy powiedziała mu, gdy była posłańcem tych najgorszych dla niego wiadomości. Stanęła wtedy przed jego biurkiem i nie wiedziała jakich słów użyć. On miał nadzieję, że wreszcie wróciły, że Ula czeka na niego w domu. Nie czekała.
- Wybacz, ale wolałbym zostać sam – powiedział słabym głosem. Spojrzała w jego przekrwione oczy. Tak bardzo mu współczuła. Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Wiem, że masz do mnie żal. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale chcę żebyś wiedział, że do samego końca próbowałam ją odwieźć od jej planu. Wiem, że to powinno inaczej wyglądać i ona też miała tego świadomość. Ale taka była jej decyzja, a my musimy ją uszanować. Bardzo ci współczuję.
- Mam gdzieś twoje współczucie – powiedział ostro - Jedyne co możesz dla mnie zrobić, to spraw, by moja żona do mnie wróciła! - Chciał zamknąć jej drzwi przed nosem, ale w ostatniej chwili wyciągnęła w jego kierunku rękę z białą kopertą.
- Prosiła, bym ci to dała właśnie dzisiaj – niepewnym ruchem chwycił papier i zatrzasnął drzwi. Ruszył do salonu i położył kopertę na stole. Nerwowo przemierzał pomieszczenie w tę i z powrotem nie spuszczając wzroku z białego przedmiotu. Nalał sobie kolejnego drinka. Chciał dodać sobie odwagi, czy uśmierzyć ból? To było w tej chwili nieistotne. Zebrał się w końcu w sobie i szybkim ruchem rozerwał kopertę wyciągając z niej błękitną kartkę papieru starannie zapełnioną jej pismem. Nim jeszcze zaczął czytać samotna łza spłynęła po jego policzku. Jej śladem poszły kolejne z każdym następnym czytanym przez niego słowem.


Drogi Marku,

Tak wiele chcę Ci powiedzieć, tak wiele wyjaśnić, a tak naprawdę nie wiem od czego zacząć. Mam świadomość, jak bardzo Cię skrzywdziłam. Przepraszam. Mam nadzieję, że pewnego dnia będziesz potrafił mi wybaczyć… W przeciwieństwie do mnie… Zawsze uważałeś mnie za osobę najlepszą na świecie. Wielu ludzi tak o mnie myślało. Ale ja nie jestem idealna, skoro nie potrafiłam Ci wybaczyć, mimo tego, że z Tobą byłam, że Cię poślubiłam.

Tak, zrobiłam to z premedytacją. Z premedytacją Cię wykorzystałam. Pamiętasz, jak tamtego wieczora przyszłam do Twojego mieszkania… gdy powiedziałam, że chcę spróbować, że chcę z Tobą być, że wybaczyłam? Kłamałam. Nie wybaczyłam. Nie potrafiłam wybaczyć i zapomnieć. A mimo to chciałam z Tobą być. Już wtedy wiedziałam. Tydzień wcześniej dowiedziałam się o chorobie i stopniu jej zaawansowania. ‘Rok, może półtora’ brzmiało jak wyrok. Chciałam przez te kilkanaście miesięcy zaznać szczęścia. Szczęścia, które tylko Ty potrafiłeś mi dać. I byłam szczęśliwa, jak nigdy wcześniej. Stąd moje naciski na szybki ślub. Mimo, że nie wybaczyłam, to nigdy nie żałowałam swojej decyzji i tego, że pozwoliłam w końcu byśmy byli razem. To, że nie potrafiłam Ci wybaczyć, to nie do końca Twoja wina. Widziałam jak się starasz, jak bardzo żałujesz tego, co zrobiłeś, jak bardzo Ci zależy. Problem tkwił we mnie. I w żaden sposób nie mogłam sobie z nim poradzić. Pewnie się zastanawiasz, czy gdybym nie wiedziała, że umrę, że zostało mi niewiele, czy spróbowałabym z Tobą być. Szczerze muszę powiedzieć, że nie. Nie spróbowałabym. I teraz wiem, że popełniłabym błąd. Mimo tego, co było kiedyś, byłeś jedynym mężczyzną, z którym mogłabym być. Pokochałam Cię całym sercem i całą duszą. Tak, jak wiem, że Ty kochałeś mnie.

Umieram ze świadomością, że Cię skrzywdziłam. Wiem, że bardzo ciężko będzie Ci się z tego podźwignąć. Przepraszam. Mam nadzieję, że pewnego dnia będziesz w stanie wybaczyć mi mój egoizm. Bo to był egoizm najbardziej wyrafinowany i perfidny.

Przepraszam Cię również za to, że Ci nie powiedziałam, że nie potrafiłam być z Tobą szczera. Uznałam, że tak będzie lepiej. Lepiej dla Ciebie. Nie chciałam, żebyś przez to wszystko przechodził, byś się zadręczał. Chciałam, byś czerpał maksymalnie najwięcej radości z tego, że jesteśmy razem. Wystarczy, że ja łzy szczęścia mieszałam ze łzami rozpaczy. Płakałam tak, byś tego nie widział. Każdego dnia w łazience podczas prysznica, kąpieli. Ból był nie do zniesienia. Nie potrafiłam znieść myśli, że już niedługo będziemy musieli się rozstać. Rozstać na zawsze. Że już nigdy nie usłyszę tego, jak wypowiadasz moje imię, jak śmiejesz się, jak mruczysz przez sen, że nie poczuję, jak smakują Twoje pocałunki i nie poczuję dotyku Twoich dłoni, które po obłędnym seksie gładzą moje rozpalone ciało.

Proszę Cię, żebyś nie miał żalu do Alicji. Ona nie jest niczemu winna. Próbowała mnie przekonać, że powinieneś wiedzieć, że to Ty powinieneś przy mnie być. Ale ja tego nie chciałam. Stąd pod pretekstem babskiego urlopu wyjechałam do kliniki w Gdyni. Nie chciałam byś patrzył na to, jak gasnę, jak śmierć coraz bardziej jest widoczna w moich oczach. Chciałam, żebyś zapamiętał mnie pełną sił i radości z życia. Nie chciałam, by obrazek mnie w szpitalnej pościeli, z podkrążonymi oczami, prześladował Cię do końca życia. Nie chciałam umierać w Twoich ramionach. Chciałam byśmy oboje ciepło ramion tej ukochanej osoby kojarzyli z momentem miłosnego uniesienia, a nie agonii. Wielokrotnie chciałam chwycić za telefon i błagać byś przyjechał, bym mogła po raz ostatni zatonąć w Twoich oczach, bym mogła po raz ostatni powiedzieć, że Cię kocham. Ale nie zrobiłam tego i uwierz, że tak jest lepiej.

Dziękuję Ci za te cudowne trzynaście miesięcy, które razem spędziliśmy. Dziękuję za to, że mogłam być Twoją żoną, że uszczęśliwiałeś mnie każdego dnia. Dziękuję za romantyczne kolacje, namiętne poranki, za Twój uśmiech i Twoją miłość.

Przepraszam za wszystko. Za to, że nie potrafiłam wybaczyć, powiedzieć Ci prawdy i za to, że Cię wykorzystałam.

Bądź szczęśliwy! Wierzę, że będziesz jeszcze w stanie ułożyć sobie życie.


Twoja na zawsze, Ula


PS. Kocham Cię!

czwartek, 12 grudnia 2013

'Co by było gdyby...' V 'Teraz albo nigdy'

Wszystko ułożyło się nie tak. Przecież po zarządzie miało być lepiej. Wszystko wreszcie miało wyjść na prostą. Miał wyplątać się z kłamstw i wreszcie zacząć żyć normalnie. Wiedział, że na dłuższą metę nie dałoby się tego ciągnąć. Już teraz musiał się nieźle głowić, by nic nie wypłynęło w nieodpowiednim czasie. ‘Kłamstwo ma to do siebie, że prędzej, czy później wyjdzie na jaw’ – przypomniał sobie słowa swojej nieżyjącej babci. Już myślał, że się udało, a jednak mylił się. Niby zarząd przyjął udoskonalony raport, ale wypłynęła kwestia tajemniczej inwestorki. Ula chciała dobrze, pomagała mu, robiła to, co chciał. Ratowała firmę, ryzykowała dla niego. A na koniec została uznana za oszustkę, która próbowała wyłudzić od FD pieniądze. Nie mógł na to pozwolić. Bronił jej przed atakami Aleksa, ale na nic się to zdało. Ojciec też był przeciwny. Wierzył, że gdy opowie wszystko na spokojnie seniorowi ten zmieni zdanie. Jednak póki co i Krzysztof Dobrzański miał Ulę za złodziejkę działającą na szkodę firmy. Ale tak naprawdę zarząd w tej chwili był mało istotny. Głowę zaprzątała mu Ula. W dość niefortunnych okolicznościach dowiedziała się o prezentach od Sebastiana. Dotarło do niej, że z jego strony była to tylko gra. Miała prawo oskarżać go, że w jego oczach ona się nie liczy, że robił wszystko ze względu na raport. Poznała prawdę, jego wcześniejsze intencje i motywacje, a jednak przedstawiła ratującą go wersję raportu. Sądził, że po wczorajszej rozmowie w jej domu, zrozumiała, że mu uwierzyła. Trzymał się tej myśli kurczowo, ale tuż po zarządzie odarła go ze złudzeń. Ona nie zrobiła tego dla niego, a dla swoich przyjaciół, którym gorzej by się żyło pod panowaniem Aleksa. Gdy wszedł do jej gabinetu widział w jej oczach ból i żal. Miała prawo mu nie wierzyć. Robił wszystko, by ją nieco do siebie przekonać, by chociaż chciała z nim rozmawiać. Obiecywał, że to ostatnie kłamstwo na jego rzecz, że on żałuje, że mu zależy, że chce z nią być. A ona wciąż sądziła, że chodzi mu tylko o te pieprzone weksle. W tej chwili był gotów oddać tą firmę w diabły by tylko mu uwierzyła i chciała słuchać. Przecież tak naprawdę, gdyby dała mu szansę, wszystko udałoby się w miarę logicznie wytłumaczyć. Nie chciała rozmawiać, nie chciała słuchać. I wtedy z rozdzierającym bólem serca w oczach powiedziała mu, że żałuje. Żałuje wszystkiego, co z nim związane. Wezwali go na zarząd. Nie miał więcej czasu, nie mógł w tej chwili nic zrobić, ale wiedział, że tak tego nie zostawi. Postanowił, że zmusi ją do tego, by go wysłuchała. Choćby siłą.
Wrócił po zebraniu do swojego gabinetu. Odruchowo wyjrzał przez okno. Zawsze tak robił, gdy nie wiedział co dalej. Przestrzeń dawała mu nadzieję, poczucie wolności. Spojrzał w dół. Zauważył ją. Wychodziła z firmy w towarzystwie Szymczyka. Niczym błyskawica wypadł z gabinetu i pędem ruszył w kierunku schodów. Nie miał czasu czekać na windę. Liczyła się każda sekunda. Za plecami na piątym piętrze usłyszał jeszcze wołanie swojego ojca. Nie zatrzymał się. Wybiegł z firmy już nieco zasapany. Wreszcie ją dogonił. Ledwo hamowała łzy, widział to bardzo dobrze.
- Ula, co ty robisz? – zapytał bez sensu, chociaż doskonale wiedział. Widział ten karton, który niósł Maciek
- Odchodzi – odezwał się jej przyjaciel. Poczuł, że zaczyna brakować mu tchu.
- To prawda? – odpowiedziała mu cisza – Ula, proszę cię nie wygłupiaj się. Porozmawiajmy i wszystko będzie tak, jak dawniej
- Nic już nie będzie tak, jak dawniej – szepnęła cicho, nawet na niego nie spoglądając – Wymówienie zostawiłam na biurku
- Błagam cię, daj mi dziesięć minut – gdyby kazała mu teraz paść na kolana, zrobiłby to. Wszystko by zrobił, by tylko zechciała go wysłuchać – Ula, proszę. Dziesięć minut rozmowy.
- Marek! – usłyszeli głos dobiegający od strony wejścia do firmy. Na schodach stał senior Dobrzański w towarzystwie Pauliny.
- Idź, czekają na ciebie – rzuciła beznamiętnym tonem, otwierając drzwi Volvo przyjaciela
- Niech czekają. Proszę cię, porozmawiajmy – błagał niemal płaczliwym tonem. Nie słuchała go. Czuła się oszukana, skrzywdzona. Nawet nie miała ochoty na niego patrzeć. Wsiadła do samochodu głośno zatrzaskując drzwi. Widział, że jest zdenerwowana. Nerwowymi ruchami szarpała pas bezpieczeństwa.
- Marek! – ojciec z jego narzeczoną podeszli bliżej. Oboje nie rozumieli co się dzieje. Marek kompletnie nie zwracał na nich uwagi. Wciąż stał nad samochodem. Auto ruszyło. Odsunął się lekko. Wiedział, że przegrał. Wiedział, że jeśli ona teraz odjedzie, to być może już nigdy nie będzie im dane się spotkać. Będzie go unikać, może nawet gdzieś wyjedzie. Wiedział, że jeśli teraz nie porozmawiają, żal i ból będę w niej narastać, skutecznie odgradzając ją od niego. Musiał coś zrobić. Musiał ją zatrzymać. Miał niewiele czasu. Ułamki sekundy były na wagę złota. Jak w zwolnionym tempie widział, jak samochód wyjeżdża z miejsca postojowego na parkingową alejkę. Musi działać teraz. Musi wytoczyć najsilniejsze działa. ‘Teraz, albo nigdy!’ przebiegło mu przez głowę. W ostatniej chwili wybiegł wprost przed samochód. Szymczyk gwałtownie zahamował. Stanął przed autem, rozpościerając szeroko ręce na jego masce. Przez przednią szybę intensywnie wpatrywał się w jej oczy.
- Kocham cię! – krzyknął na tyle głośno, by usłyszała mimo warkotu silnika, mimo zamkniętych okien. Miała wrażenie, że było go słychać na całym parkingu. Zamarła. Na moment zapomniała o oddychaniu.  Powiedział to. Wreszcie to powiedział. Czy teraz też kłamał? Jaki miałby w tym interes?
- Marek! – Febo wrzasnęła wściekła. Cieplakówna spojrzała w tamtą stroną. Na twarzy Włoszki malowała się furia. Senior Dobrzański stał w szoku. Czy prezes kłamałby? Czy gdyby nie była to prawda, wyznawałby jej miłość w obecności Maćka, ale przede wszystkim swojego ojca i narzeczonej.
- Kocham cię – powtórzył już nieco ciszej, wciąż ingresywnie wpatrując się w jej twarz. Wyczytała te słowa z ruchów jego warg. Wreszcie odsunął się nieco od samochodu i spojrzał w kierunku swojej przyszłej żony – Wybacz mi – rzekł – Ślubu nie będzie.
Wzrok Febo ciskał piorunami. Ojciec milczał, obrzucając go jedynie złowrogim spojrzeniem. Miał to gdzieś. Liczyła się teraz tylko Ula. Miał nadzieję, że teraz wreszcie mu uwierzy i pozwoli wyjaśnić. Powinien jej wyznać miłość  w inny sposób, ale gdyby nie zrobił tego teraz, być może już nigdy nie miałby na to szans. Samochód wciąż stał pośrodku alejki. I Szymczyk nie przypuszczał, że prezes zachowa się w ten sposób. Ta chwila ciszy, bezczynności, przeciągała się w nieskończoność. Czekał na jej ruch, ale ona wciąż siedziała wbita w fotel. Każda sekunda zdawała się być wiecznością. Podszedł to tylnych drzwi samochodu i otworzył je szeroko wsiadając do środka.
- Zawieź nas nad Wisłę – niemal rozkazał Szymczykowi – pod most kolejowy – dodał po chwili, nieco już łagodniejszym tonem. Miał nadzieję, że pozwoli mu wyjaśnić i uwierzy. Bardzo tego pragnął. Tak, jak bardzo pragnął być z nią. Postawił wszystko na jedną kartę i w głębi serca wierzył, że wygra tą walkę o jej serce. Auto ruszyło ku jego nowej, lepszej przyszłości.

sobota, 7 grudnia 2013

Miniaturka XII 'Lubię kiedy kobieta...'

Do tej mini polecam włączyć sobie jeden z bardzo przyzwoitych utworów. Piękny wiersz K. Przerwy-Tetmajera, genialna aranżacja i hipnotyzujący głos człowieka, który uwodzi recytowaną poezją...

http://www.youtube.com/watch?v=TuFNxF1bywA





Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Zaatakował jej wargi pocałunkiem pełnym pasji, rozpoczynając tym samym namiętną grę dwojga spragnionych siebie ciał. Niczego innego teraz nie pragnął, jak całować tę kobietę do utraty tchu. Nie pozostawała mu dłużna. Oddawała tę pieszczotę z równie wielkim zaangażowaniem. Nawet na chwilę nie zaprzestając tańca ich języków, szybko pozbył się marynarki. Przyciągnął ją bliżej siebie. Przez cienki materiał koszuli lepiej czuł jej ciepło, jej ciało, jej obecność. Jednym ruchem rozpiął zamek jej sukienki, która niemal bezszelestnie opadła na zimne płytki posadzki. Czuł na swoim torsie jej piersi, okryte jedynie koronowym stanikiem. Wplotła palce w jego włosy. Opuszkami zaczęła masować skórę głowy. Ta drobna, z pozoru niewiele znacząca pieszczota, stopniowo doprowadzała go do obłędu. Mocno chwytając w dłonie pośladki, uniósł ją do góry. Instynktownie oplotła jego biodra swoimi nogami. Podczas tej krótkiej podróży do sypialni, jej drobne palce rozpoczęły masaż jego karku. Wydarzenia ostatnich dni sprawiały, że był niezwykle spięty. Ale to nie miało teraz znaczenia. Wiedział, że potrzebuje jeszcze chwili, a rozluźni się totalnie. Wpadnie wreszcie w ten stan, za którym tęsknił od dawna. Stan absolutnej błogości. Postawił ją na miękkim, puchatym dywaniku, tuż obok łóżka. Jej drobne dłonie szybko rozpinały kolejne guziki lawendowej koszuli. Energicznym ruchem rzuciła ją w kąt pokoju. Uwodził ją swoim przenikliwym i rozpalonym do granic możliwości spojrzeniem. Klęknął, by pomóc jej pozbyć się szpilek. Gdy ponownie jego twarz znalazła się naprzeciw jej, dostrzegł w jej oczach bezbrzeżne pokłady miłości, czułości, szczęści i ku jego ogromnemu zadowoleniu, również pożądania. I znów łapczywie wpił się w jej usta. Tak bardzo za nimi tęsknił. Poczuł, że rozpoczęła walkę z klamrą jego paska. Nie miała jeszcze wielkiego doświadczenia w pozbywaniu się męskich spodni i nie ukrywał, że bardzo go to cieszyło. Pomógł jej i szybko pozbył się zbędnej części garderoby. Jej dłonie wsunęły się pod bokserki. Nieznacznie odsunął biodra i chwycił jej nadgarstki w dłonie. Przecząco kiwając głową spojrzał w jej zdziwione błękitne tęczówki. Nie chciał, by tej nocy coś działo się szybko. Chciał powoli ją rozpalać, stopniować rozkosz. Chciał delektować się tym zbliżeniem.

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,

kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,

gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie

i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.

Gwałtownym ruchem obrócił ją placami do siebie i w takiej pozycji, lekko pchnął na łóżko. Zawisł tuż nad nią, opierając się na jednym ręku. Jego dłoń zaczęła masować jej pośladki, otulone prześwitującym materiałem. Usta rozpoczęły wędrówkę po jej plecach. Schodził od karku, aż po krzyż, znacząc linię wzdłuż kręgosłupa. Ciepły oddech przyjemnie drażnił jej skórę. Zapięcie stanika puściło. Wreszcie przekręcił ją na plecy. Wariowała, gdy nie mogła patrzeć na niego, gdy ich spojrzenia nie mogły się spotkać, gdy nie wiedziała jego figlarnego uśmiechu. Przywarł do jej piersi. Językiem zataczał kółka wokół brodawek, delikatnie je przygryzając od czasu do czasu. Jego ręka powędrowała w stronę koronkowych majtek. Przez cienki materiał dotknął jej kobiecości. Wskazującym palcem zaczął delikatnie drażnić to najwrażliwsze miejsce. Podciągnęła jego głowę do góry. Pożerał ją wzrokiem. Znów pieścił jej wargi, drażniąc językiem podniebienie. Przygryzała jego dolną wargę. Gdy choć na chwilę schodził z pocałunkami na jej szyję, szalała, łapczywie szukając jego ust. Powoli stawała się wilgotna. Oddychała coraz ciężej. Jego czarne z pożądania oczy patrzyły na nią z satysfakcją. Odsunął się od niej na chwilę, by uwolnić ich ciała z ostatnich części garderoby. Uniosła lekko biodra, by ułatwić mu zadanie. Złożył na jej łonie krótki pocałunek. Uważnie obserwowała każdy jego ruch, gdy pozbywał się granatowych bokserek, pod którymi rysowała się wyraźnie pobudzona męskość. Zapach jego rozgrzanej skóry, połączony z ulubionymi perfumami, odurzał ją. Zawisł nad nią, opierając się na przedramieniu. Drugą ręką wodził po skórze jej szyi, policzków, pieszcząc z atencją wrażliwe miejsce za uchem, obrysowując kontur jej warg. Znów zawładnął jej ustami. Jej dłoń powędrowała w kierunku jego przyrodzenia. Gdy jej zgrabne palce zaczęły wodzić po nim w górę i w dół zamknął oczy i głośno wciągnął powietrze do płuc. Po chwili dołączyła druga dłoń, która  intensywnie zaczęła masować jego pośladki. Jęknął. Niemal szalał z rozkoszy, ale miał dość. Pragnął połączyć się z nią wreszcie w jedno ciało. Na moment klęknął między jej nogami rozkładając jej ręce na wysokości głowy. Wiedziała, że za chwilę poczuje go w sobie. Ten moment ekscytacji odejmował jej jasność myślenia. Tonąc w jej błękitnym spojrzeniu wsunął się do środka. Splótł palce ich dłoni w intymnym geście i zaczął poruszać się w jej wnętrzu. Powoli, acz zdecydowanie. Serce przyspieszyło. Oddychała krótkim, urywanym oddechem wprost w jego rozchylone usta, które co chwila łapały jej wargi w swoje. Poczuł jej pierwsze skurcze zaciskające się na nim. Uwielbiał ten moment, gdy jej oczy zachodziły mgłą. Znieruchomiał, dając jej tym samym krótką chwilę wytchnienia. Z zamkniętymi oczami szukała jego ust, dając mu znak, że jest gotowa na ich dalszą podróż po meandrach rozkoszy. Oplotła jego biodra nogami, mocniej przyciskając go do siebie. Chciała poczuć go głębiej, jeszcze intensywniej. Kontynuowali swoją podróż, ponownie odnajdując wspólny rytm. Gardłowym głosem wypowiadała jego imię. Ciepły oddech drażnił skórę jej ucha, gdy błagał, by szeptała do niego, by jego imię nie schodziło z jej ust. Oddychał coraz głośniej, ciężej. Czuł, że za chwilę nadejdzie spełnienie. Przyspieszył, masując miejsce ich zespolenia kciukiem. Paznokciami przyjechała po skórze jego pleców, kreśląc na nich czerwone ślady. Doszedł. Chwilę później i jej mięśnie spięły się gorączkowo. Pomieszczenie wypełniły tłumione pocałunkami krzyki rozkoszy. Scałowywał to miłosne upojenie z jej ust, powiek, linii żuchwy.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania

przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania

zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,

gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Wyczerpani opadli na satynową pościel ciasno spleceni. Długo leżeli obok siebie bez ruchu, najbliżej, jak było to możliwe. Delikatne uśmiechy błądziły po ich twarzach. Zawstydzona nieco tym przeżytym uniesieniem, spuściła wzrok. Podniósł kciukiem jej podbródek tak, by mógł zatonąć w jej spojrzeniu. W jego oczach widziała miłość. W jej malowało się bezkresne oddanie i szczęście.
Miał wiele kobiet w swoim życiu. Bardzo wiele. Imion większości z nich nawet nie pamiętał. Ale wiedział jedno. To, co przeżywał z tamtymi było tylko namiastką. Namiastką prawdziwej rozkoszy. Szybki seks w celu zaspokojenia podstawowych potrzeb. Działanie niemal instynktowne. Przy niej czuł się zupełnie inaczej. Przy niej nawet najmniejszy gest jego ciało odbierało ze zdwojoną siłą. Jeszcze nigdy zbliżenie nie dawało mu tak wiele przyjemności i satysfakcji. To przy niej zrozumiał, jaka piękna może być gra dwóch nagich ciał. Teraz już wiedział, że urodził się po to, by zasypiać tuląc ją w swoich ramionach. By budzić się o poranku, a dzień rozpoczynać od wyznania miłości. By co noc tonąć w bezkresnych falach rozkoszy. By słyszeć, jak w chwilach absolutnej ekstazy, gardłowym głosem wypowiada jego imię. By to miłosne upojenie, które zaznał dopiero przy niej, towarzyszyło mu do końca jego dni.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Miniaturka XI 'Wywiad'


Marek Dobrzański. Kiedyś typ niepokorny. Dziś mąż, ojciec i biznesman. 
'Mężczyźni dorastają przed czterdziestką'



Na samym wstępie chciałam Ci podziękować, że w ogóle zgodziłeś się na ten wywiad.
Proszę bardzo. (śmiech) Chociaż oboje dobrze wiemy, że to transakcja wiązana. 

Właśnie. Porozmawiajmy o tym, co Cię skłoniło do tego, by wreszcie powiedzieć ‘tak’. Od kilku lat konsekwentnie unikasz dziennikarzy.
Dobrze, zacznijmy może od początku. Powiem wprost. Zrobiłem to dla pieniędzy. Przyjaciółka mojej żony, wieloletni pracownik ‘Dobrzański Fashion’ kilka miesięcy temu została matką chłopca. Chłopca obarczonego wadą genetyczną, który wymaga specjalistycznej i bardzo kosztownej rehabilitacji. Jeśli teraz otrzyma odpowiednią pomoc, to jest szansa, że za kilka lat będzie w miarę sprawnym, szczęśliwym dzieckiem. Będzie po prostu samodzielny. To są ogromne koszta. Prowadziliśmy zbiórkę wśród pracowników, naszych przyjaciół, ale to wciąż za mało. Koszt rocznej rehabilitacji przekracza nawet możliwości naszej firmy. Stąd pomysł na zarobek właśnie tą drogą. Całe honorarium za ten wywiad przekazujemy na małego Karola. 

W takim wypadku może warto było zażądać więcej…
Myślisz, że Twoja redakcja by się zgodziła? (śmiech) Nie sądziłem, że jestem w cenie. 

Jesteś. To pierwszy wywiad od sześciu, czy siedmiu lat, który udzielasz. Moi koledzy daliby się za niego pokroić.
I tu się dziwię. Bo ja nie jestem hollywoodzką gwiazdą, ani człowiekiem, który ma coś super ciekawego do powiedzenia. Jestem zwykłym biznesmenem. 

Biznesmenem, który jeszcze kilka lat temu był najgorętszą partią w tym mieście. Mężczyzną, z którym pół Polski chciało iść na randkę. A druga połowa naszego kraju z zapartym tchem śledziła rewelacje o twoim związku z Pauliną Febo, odwołanym ślubie, kolejnych podbojach miłosnych i mogę tak jeszcze wymieniać długo. Prawdziwy Playboy.
A pod tym mogę się podpisać. Ostatnio gdzieś przeczytałem, że prawdziwy Playboy żyje trzydzieści lat z jedną kobietą. Faktycznie możesz mnie nazywać Playboyem.

No dobrze, to porozmawiajmy o twojej kobiecie…
Nie, nie, nie. Nie dam się wciągnąć w szczegóły. W nawiązaniu do tego, o co zapytałaś na początku, ja między innymi dlatego unikam wywiadów. Ja bardzo cenię sobie swoją prywatność. Dwa czynniki mają na to wpływ. Po pierwsze wy dziennikarze. Będę tu teraz trochę generalizował, ale przestało mi się podobać to, co robią twoi koledzy po fachu. Dziesiątki razy miałem taką sytuację, że powiedziałem coś w innym kontekście, o kimś innym, miałem coś zupełnie innego na myśli, a dzień później, a czasami po kilku tygodniach zlepek różnych moich wypowiedzi tworzył aktualny komentarz, a moje zdjęcie było na pierwszych stronach gazet. To powodowało zamęt w moim życiu, napięcia w relacjach z przyjaciółmi… Stąd też we mnie wiele żalu i takiego zachowania obronnego. Unikam teraz takich sytuacji. Na wywiad z tobą się zgodziłem, tylko dlatego, że jesteśmy znajomymi ładnych parę lat i wierzę, że nie wykręcisz mi żadnego numeru. 

Oh, dziękuję Ci za zaufanie.  
Ja się sparzyłem wiele razy, więc rzeczywiście bywam nieufny. Kilka takich wywiadów sporo mnie kosztowało. Ale to już jest temat na głębszą dyskusję o etyce zawodu dziennikarza. Także jednym z powodów moich uników jest postawa przedstawicieli mediów. Drugi czynnik to moja żona. Ona nauczyła mnie chronić naszą prywatność. I jej postawa zaczęła mi się podobać. To, co w moim domu, nie jest na sprzedaż. 

Ale kiedyś chętnie opowiadałeś o swoim życiu.
Owszem, bo byłem głupi, niedojrzały. Później, gdy zakładasz rodzinę, gdy otaczasz się ludźmi naprawdę ważnymi, których chcesz chronić przed przykrościami, atakami, plotkami, zaczynasz się izolować od tego bezwzględnego świata. Ja się absolutnie za nikogo ważnego nie uważam, więc dziwi mnie zainteresowanie moim życiem. Ale mówiąc ogólnie, jak patrzę na niektórych, a raczej na większość polskich celebrytów, to zaczynam się zastanawiać ‘o co chodzi?’. Chodzą, opowiadają na prawo i lewo jakieś szczegóły ze swojego życia, a później są zdziwieni, że ktoś ich śledzi, że pojawiają się plotki, że wybuchają afery. Co gorsza nasze społeczeństwo chętnie to czyta. Ja się nie interesuję tym, co robi Jan Kowalski z ulicy Puławskiej, gdy wraca z pracy, więc dlaczego kogoś obchodzi, co ja robię, co robią moje dzieci? Ludzie są wścibscy. My mieliśmy kilka takich nieprzyjemnych sytuacji, gdy przez kilka tygodni paparazzi śledzili każdy nasz krok. Wystawali pod przedszkolem moich córek, by tylko zdobyć zdjęcie, jak moja żona zawozi je na zajęcia, chodzili za nami po centrum handlowym, by wiedzieć jaki proszek do prania kupuję. Teraz to jest dla mnie śmieszne i żałosne, ale wówczas było dość nieprzyjemne. 

Ale przecież pojawiasz się na imprezach, pozujesz do zdjęć…
To prawda, ale pojawiam się tylko na tych imprezach, na których naprawdę muszę. Kiedyś chodziłem na wszystko, na co mnie zapraszali. Teraz dokonujemy z Ulą ostrej selekcji. Głównie pojawiamy się na pokazach mody, ale taka praca. Są eventy, których nie da się uniknąć. Nie idę na otwarcie nowej restauracji, bo mnie nie kręci taka impreza. Większość ludzi chodzi tam po to, by o nich nie zapomniano, by zrobiono im parę fotek, by Kowalski nie zapomniał kim jest X, o którym ostatnio słuch zaginął. A no i jeszcze po to, że jest darmowe jedzenie, czasami dają prezenty. Żałosne. Owszem, pozuję do zdjęć, ale tylko z żoną. Dzieciaki zostają w domu. Poza tym to jest oficjalna gala. Nigdy nie zgodzę się na to, by zdjęcia z prywatnych momentów życia mojego i mojej rodziny pojawiły się w prasie. Dziwią mnie te poporodowe sesje, fotki z uroczystości rodzinnych, wakacji i świąt. Ja tak nie chcę. Tak samo, jak nie będę opowiadał jak lubię spędzać czas z dzieciakami, czy moja najstarsza córka lubi lody czekoladowe, czy waniliowe, czy moja żona chodzi po domu w kapciach, czy w szpilkach i w jakiej pozycji lubię uprawiać seks. To jest moja prywatność, która nie ujrzy światła dziennego, a raczej publicznego. 

To o czym będziemy rozmawiać?
Możemy rozmawiać o mojej firmie, mojej pracy. O moim życiu, ale na takie luźne, ogólne, egzystencjalne tematy. 

Może jednak uda mi się ciebie namówić na jakieś wynurzenia, ale zacznimy od tego, czy jest coś, czego żałujesz?
Jest wiele takich rzeczy. Nie chcę się wdawać w szczegóły, opisywać konkretnych sytuacji, ale w moim życiu zdarzyło się wiele momentów, które nie powinny były się zdarzyć. Do których sam doprowadziłem, które sam inicjowałem. Padło z mojej strony wiele słów, których dzisiaj się wstydzę. Wiele razy zachowałem się tak, jak zdecydowanie nie powinienem był się zachować. Dzisiaj mogę powiedzieć, że wstyd mi za to, jak żyłem. Żałuję tego i przepraszam wszystkich tych, których skrzywdziłem w bardziej lub mniej dotkliwy sposób. Ale jak to mówią człowiek uczy się na błędach i wiem, że to co się wydarzyło, ukształtowało mnie takim, jakim jestem dzisiaj. A jestem innym człowiekiem. 

Jesteś zwolennikiem tezy, że ludzie się zmieniają?
Jestem tego najlepszym przykładem. Można się zmienić i ludzie potrafią to robić, tylko trzeba mieć odpowiednią motywację, odpowiedni powód do zmiany i chęci. Dziś wiem, że mężczyzna potrafi się zmienić, jeśli ma u swojego boku kobietę, którą bardzo kocha. 

Ty masz…
Mam to szczęście, że Ula ze mną wytrzymuje.

Sądziłam, że mężczyźni wstydzą się miłości. A może nie wstydzą. Po prostu wolą nie nazywać rzeczy po imieniu. Mówią o związkach ogólnie. Unikają publicznych deklaracji i wolą określenia 'moja partnerka', 'moja kobieta'. A ty mówisz wprost. 
Bo ja się swojej miłości nie wstydzę. Ba. Jestem dumny z tego, że mogę jej doświadczać. I chełpię się tym, że kobieta, która zmieniła mnie na lepsze jest nieodłącznym elementem mojego życia.

Kim jest tak naprawdę Marek Dobrzański?
Mężem i ojcem. To moje dwie najważniejsze życiowe role. Inne schodzą na dalszy plan. A dzięki tym dwóm wreszcie jestem kimś. 

Kimś?
Tak. Jakiś czas temu usłyszałem w radiu komentarz dziennikarza, iż jeden z celebrytów założył koszulkę z napisem ‘jestem tatą’. Radiowiec powiedział ‘został ojcem i wreszcie stał się kimś’. Ja też stałem się ważny, przede wszystkim w swoich oczach, gdy zostałem ojcem. 

Mam wrażenie, że siedzi przede mną ktoś zupełnie inny, niż Marek Dobrzański, którego znam od nastu lat.
Bo tak jest. Dorosłem i wiele zrozumiałem. Z jednej strony szkoda, że dopiero po trzydziestce, ale z drugiej strony lepiej późno niż wcale. My faceci tak mamy, że dorastamy przed czterdziestką. Wy kobiety, jesteście pod tym względem od nas o wiele lepsze. Zresztą jesteście lepsze pod wieloma względami, ale o tym może następnym razem.

Niezbyt często słyszy się takie słowa wypowiadane przez mężczyznę.
A to źle. My uciekamy. Boimy się do wielu rzeczy przyznać. Miewamy wybujałe ego. Ale są takie chwile, gdy trzeba powiedzieć jasno i otwarcie, że Ewa jest doskonalsza od Adama.

Wracając do tematu, kiedyś byłeś zupełnie inny. Hulaka zamienił się w statecznego człowieka. 
To prawda. Kiedyś sądziłem, że satysfakcję i spełnienie może mi dawać tylko kolejna udana impreza, sportowy samochód i jeszcze kilka innych czynników, których pozwolisz, że nie wymienię. I później poznałem inne życie. Satysfakcję i spełnienie zaczęła mi dawać rodzina. To było to, czego podświadomie szukałem, za czym goniłem, choć początkowo tego nie rozumiałem. Wielu mężczyzn nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę swoje szczęście mogą odnaleźć w zwykłym, spokojnym życiu rodzinnym. Choć nie ukrywam, że i nutka szaleństwa przyda się od czasu do czasu. Wszystko zależy od ludzi, jakimi się otaczamy.

Przedstawiasz mi tutaj szereg mądrości życiowych... Jestem pod wrażeniem.
Wiesz, jakby nie patrzeć z każdym dniem zbliżam się do kresu swojej drogi. To powoduje refleksje. 

Ledwie przekroczyłeś czterdziestkę, jesteś ojcem trójki małych dzieci, a myślisz już o śmierci…
Czwórki  

Czy ja o czymś nie wiem?
Spodziewamy się czwartego dziecka. Wolę powiedzieć to teraz, oficjalnie i uniknąć plotek. To już prawie piąty miesiąc. Coraz trudniej będzie to ukryć. I na tym poprzestańmy. A wracając do śmierci… Umierają także młodzi. Gdy byłem na studiach mój kolega wyjechał w góry i zginął na stoku. To mną wówczas wstrząsnęło, ale nie wywołało jakiś głębszych refleksji. Gdy masz trzydzieści, czterdzieści lat, zmieniasz sposób patrzenia na pewne sprawy. Dziś do tematu śmierci podchodzę zupełnie inaczej. 

Boisz się jej?
Ta rozmowa robi się coraz ciekawsza. Zaraz spytasz, czy wybrałem już model nagrobka. Lubię mieć wszystko zaplanowane, ale bez przesady. (śmiech) Tak poważnie, to nie boję się śmierci. Bałem się jej kiedyś, gdy wiedziałem, że nie żyłem tak, jak powinienem. Tak, bym nie musiał się tego wstydzić. Teraz wiem, że ona i tak kiedyś nadejdzie, więc staram się być przyzwoitym człowiekiem. By moje dzieci stojąc nad moim grobem nie żałowały, że mają takie samo nazwisko. Miałem w swoim życiu taki moment przełomowy, gdy dotarło do mnie, że mogę nie zdążyć czegoś zrobić, czegoś przeżyć, gdy faktycznie miałem taką myśl, że nie chcę jeszcze umierać, że to za wcześnie. Kilka lat temu leciałem samolotem do Hamburga na negocjacje. Pojechałem na lotnisko prosto z firmy. To było ledwie kilka tygodni po tym, gdy dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami. To był jakiś początek czwartego miesiąca. Nie wiedziałem, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka. Jakieś pół godziny po starcie samolot wpadł w koszmarne turbulencje. Wiele latam w swoim życiu, ale czegoś takiego nigdy wcześniej nie przeżyłem. Jakaś starsza kobieta siedząca obok mnie zaczęła się modlić. Obsługa biegała przerażona. Dzieci zaczęły płakać. Bałem się. Zaczynało do mnie docierać, że możemy nie dolecieć. I będąc tam w górze żałowałem dwóch rzeczy. Że tak naprawdę, jak głupi, pojechałem prosto na to lotnisko, nie żegnając się z żoną, że tego dnia nie powiedziałem, że ją kocham i ona już nigdy tego ode mnie nie usłyszy. I żałowałem również tego, że nie wezmę swojego dziecka na ręce, że nigdy nie zobaczę swojego syna, czy córki. Dzięki tamtej podróży nauczyłem się doceniać każdy kolejny dzień, zacząłem cieszyć się życiem i tym, co mam. 

Tak w ogóle, to gratuluję. Zakładacie mieszaną drużynę siatkarską – Dobrzański Team?
Trochę się dziwię takiemu podejściu. Część naszych znajomych też tak reaguje. Pojawiają się opinie, że zwariowaliśmy, że trójka dzieci to i tak dużo… Dziecko jest pięknym ukoronowaniem miłości. Wychodzimy  z założenia, że jeśli para jest zgodna, jest jej ze sobą dobrze, to pojawiają się dzieci. Nas stać na to, by mieć ich większą gromadkę. Lepiej się chowają w grupie. Ja jestem jedynakiem i nigdy nie chciałem, by moje dziecko wychowywało się samo. 

Masz jeszcze jakieś marzenia?
O marzeniach zwykle się nie mówi, bo się nie spełnią… 

Dobrze, to zapytam inaczej. Jak będzie wyglądało Twoje życie za pięć, dziesięć lat? W którym miejscu będzie wtedy Marek Dobrzański?
Przede wszystkim wciąż będę u boku mojej wspaniałej żony. Chcę, żeby nasze dzieci wyrosły na mądrych, przyzwoitych ludzi. I chcę wciąż utrzymywać firmę na szczycie. 

Trzeba przyznać, że Wam się udało. Ze średniej wielkości firmy staliście się najpotężniejszym domem mody w tym kraju.
To zasługa kilku czynników. Przede wszystkim Uli, która wykazała się świetną intuicją i świetnie swego czasu zarządzała firmą. Poza tym mieliśmy trochę szczęścia. Udało się podpisać kilka intratnych kontraktów z partnerami z Zachodu, które przyniosły ogromne zyski i które pozwoliły nam wejść na zagraniczne rynki. Mój ojciec zakładając tą firmę nawet nie marzył, że ubrania z logo Dobrzański Fashion będą nosiły kobiety we Francji, w Portugalii czy Kanadzie. A tak naprawdę nic byśmy nie osiągnęli, gdyby nie genialni projektanci. Pshemko i jego syn Wojtek potrafią z kawałka bawełny stworzyć prawdziwe dzieła sztuki. 

Czego Ci życzyć na koniec?
By nic się w moim życiu nie zmieniło. By wciąż było tak, jak teraz, bo jest cudownie.