B

czwartek, 27 kwietnia 2017

'Umowa' V



- Jak byłem mały, to naprawdę się jej bałem – zaśmiał się pod nosem. Spacerowali nad Zalewem Zegrzyńskim – W liceum nawet miałem jechać do niej na miesiąc wakacji. Znalazłem sobie pracę, żebym tylko do tego wyjazdu nie doszło. Wmówiłem rodzicom, że wszyscy koledzy z klasy będą zarabiać w myjni. Oczywiście to było kłamstwo. Dorabiał tam jeden mój kumpel Romek, który później krył mnie przed rodzicami. Popracowałem tydzień i zwiałem stamtąd. Rodzice do tej pory nie wiedzą, że nie przepracowałem całego okresu. Za to byli ze mnie dumni, że chcę zarabiać, że jestem przedsiębiorczy i nie chcę całymi dniami siedzieć przed telewizorem – ciągnął swoją opowieść, której przysłuchiwała się z zainteresowaniem. Trzeba przyznać, że podczas tego weekendu dowiedziała się o nim kilku ciekawych rzeczy. O nim i o jego rodzinie. Z pewnością te szczegóły mogły jej pomóc w późniejszym okresie. Początkowo była przeciwna temu wyjazdowi. Nie rozumiała po co mają jechać do Serocka tylko po to, by dowiedzieć się czegoś o sobie i doprecyzować historię ich znajomości. Przecież równie dobrze mogli o tym porozmawiać na miejscu w Warszawie. Marek upierał się, że gdy będą skazani na siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę lepiej się poznają i oswoją ze sobą. Od samego przyjazdu kręciła nosem, gdy dowiedziała się, że Dobrzański zarezerwował jeden pokój z dwoma łóżkami. Nie przyznawała się do tego głośno, ale coraz bardziej zaczynała żałować swojej decyzji. Klamka zapadła i nie było już odwrotu. Umowa została podpisana. A jej nie pozostało nic innego, jak zmienić swoje nastawienie i zacząć podchodzić do całej tej sytuacji na luzie, bawiąc się przy tym w najlepsze. Zawsze do życia podchodziła zbyt serio. Może czas zmienić podejście?
- Ale nie będzie jej tym razem na kolacji? – dopytywała. Wolała być psychicznie przygotowana.
- No coś ty – zrobił wielkie oczy - Już wystarczająco będę zestresowany spotkaniem z rodzicami. Jeszcze mi babka do szczęścia potrzebna. Prosiłem mamę, żeby jej nie informowała. Gdyby się dowiedziała, przyleciałaby pierwszym rejsem na Okęcie. Na jej przesłuchanie przyjedzie jeszcze czas.
- Z pewnością jest urocza, tylko jesteś uprzedzony
- Jasne – prychnął na samą myśl o wizerunku uroczej staruszki – Chyba jak śpi. Zresztą dosyć o niej. Poznasz ją to wtedy porozmawiamy. Przejdźmy do kolejnego punktu naszego wyjazdu – spojrzał na nią z wyższością. Znała to spojrzenie. Świadczyło o tym, że za chwilę nastąpi coś, co jej się nie spodoba.
- A to my mamy jakiś harmonogram? Plan? – zapytała – Szkoda, że go dla mnie nie wydrukowałeś – zakpiła – No to co wymyśliłeś
- Pocałuj mnie – to nie była prośba. Bardziej brzmiało to, jak rozkaz.
- Słucham? – parsknęła nie bardzo wiedząc, czy ma się śmiać, czy na szybko przypominać sobie chwyty, które poznała na kursie samoobrony w liceum.
- Pocałuj mnie – powtórzył patrząc jej bezczelnie prosto w oczy. Znów ją badał, znów prowadził z nią grę. Najwyraźniej droczenie się z nią dawało mu dziką satysfakcję.
- Chyba sobie żartujesz – niemal przeliterowała i ruszyła przed siebie nie zwracając na niego uwagi. Nie zamierzała się z nim całować. Znaczy zamierzała. Jakby nie patrzeć pocałunki, przytulanie, czułe gesty były elementem jej nowej roli, ale w zdecydowanie innych okolicznościach. Mieli grać zakochaną parę przed jego znajomymi, rodziną, a nie w środku lasu, pięćdziesiąt kilometrów od domu tylko dlatego, że on ma taki kaprys. Nie wiedziała, czy celowo ją prowokuje, czy chce ją podstępem podebrać. Jeden pocałunek, drugi, trzeci, a później już poleci. Może ma nadzieję, że będzie nie tylko udawać jego żonę, ale i umilać mu wieczory. W końcu w momencie podpisywania intercyzy rzucił uwagę o wypełnianiu wszystkich małżeńskich obowiązków. W sumie zdecydowana większość facetów do seksu nie potrzebuje miłości. Ba, nie potrzebuje nawet cienia sympatii, a nawet tego, żeby dziewczyna była ładna. Nie zwracają uwagę na to z kim, ważne, żeby zaspokoić popęd i rozładować napięcie. O nie, na to z pewnością się nie pisała. Nie to, żeby była jakąś średniowieczną cnotką. Z pełnym przekonaniem mogła powiedzieć, że nie należy do tych, co to po bożemu z małżonkiem, oczywiście po ślubie kościelnym, raz w tygodniu przy zgaszonym świetle. I może w innych okolicznościach by się zdecydowała, ale z pewnością nie w tym przypadku. Facet musiał ją pociągać. I choć Dobrzański był przystojny i podobał się z pewnością niejednej kobiecie, to jego urodę przekreślał charakter i podejście do życia. A poza tym sypiając z nim czułaby się jak panienka do towarzystwa. Miałaby poczucie, że tę niemałą sumkę bierze nie za odgrywanie idealnej narzeczonej i żony, a za usługi seksualne, które świadczy na każde skinienie. Jego niedoczekanie! Podbiegł trzy kroki i zaszedł jej drogę.
- Nie żartowałem – oświadczył z poważną miną – Mamy być przekonujący. Myślisz, że nikt nie zauważy, że jesteśmy niepewni, że dopiero badamy grunt?
- To po to mnie tu ściągnąłeś? – splotła ręce w bojowej pozie
- Nie. Chciałem, żebyśmy się ze sobą oswoili. Coraz częściej będziemy się razem pokazywać i musimy być wobec siebie śmiali i naturalni. I głównie ty masz z tym problem.
- Z niczym nie mam problemu – syknęła, po czym niespodziewanie wpiła się w jego usta. Musiałby skłamać, gdyby powiedział, że go nie zaskoczyła. Pocałunek był gwałtowny, zachłanny…. namiętny. Równie niespodziewanie się odsunęła i spojrzała na niego mając niemal wypisane na twarzy ‘no i co?’.
- Świetnie całujesz – rzekł z uznaniem
- Dzięki za komplement – odparła jak gdyby nigdy nic.

Spotkanie w posiadłości Dobrzańskich przebiegło w miłej atmosferze. Dziewczyna w sukience wybranej przez Marka prezentowała się niezwykle atrakcyjnie. Senior był nią ewidentnie oczarowany, a Helena nie kryła swojej radości, że syn wreszcie znalazł odpowiednią partnerkę. Błyskotliwą, zaradną, inteligentną, a przy tym skromną i uroczą. Ula zyskała jeszcze kilka punktów w oczach przyszłej teściowej odpytując o działalność jej fundacji.
- ufff – odetchnął, gdy wsiedli wreszcie do samochodu – Już myślałem, że matka każe nam nocować – pokręcił głową z powątpiewaniem – Wiedziałem, że totalnie ich kupisz, ale nie sądziłem, że zwariują – zaśmiał się pod nosem
- Daj spokój, było bardzo miło – uśmiechnęła się do niego. Rzeczywiście spodziewała się, że będzie gorzej. A jego rodzice okazali się naprawdę sympatyczną parą.
- Wiesz, wielkie wydarzenie w rodzinie. Pierwszy raz przyprowadziłem dziewczynę – spojrzał na nią znacząco
- Ojej, jaka ja się czuję wyróżniona – stwierdziła z nutą kpiny – Rozumiem, że poprzednie miałeś do innych celów, niż rodzinne kolacyjki – prowokowała go. Uwielbiała te ich słowne utarczki.  
- O co ci chodzi? – przeszył ją wzrokiem – Przychodziły i odchodziły. Nie było sensu ich przedstawiać rodzinie. Jeszcze by sobie bóg wie co wyobrażały.
- No tak, bo przecież ty jesteś za młody na poważny związek. Masz jeszcze czas – zironizowała, śmiejąc się przy tym głośno
- Żadna nie zwróciła mojej uwagi na tyle, by być z nią dłużej niż dwa miesiące
- Casanova z Ursynowa – pokiwała głową z uznaniem. Doskonale wiedział, że z niego kpi
- Szukam, testuję, próbuję. Ja rozumiem, że ty jesteś z tych, co to jeden i na całe życie – postanowił się odegrać – Z Bartkiem ci nie wyszło, więc teraz siedzisz i się umartwiasz, a życie przecieka ci przez palce. Ja się jeszcze nie ożeniłem, bo nie wychodzę z założenia, że facet powinien sobie zakładać GPS’a na palec po liceum i spędzić życie z jedną kobietą. To kompletna nuda. Ty nie wyjdziesz za mąż przed czterdziestką, bo czekasz na księcia na białym koniu. I najlepiej jeszcze żeby był prawiczkiem – wyszczerzył się
- A skąd ty wiesz, na co ja czekam? – przyjrzała mu się z wyższością
- No takie sprawiasz wrażenie. Pouczasz mnie, że nie potrafię się ustatkować, a sama również nie jesteś szczęśliwą mężatką z gromadką dzieci i kredytem we frankach.
- Uważam, że nie ma się czym chwalić, że nie wytrzymałeś  z żadną dłużej niż kwartał. Albo inaczej, że żadna z tobą nie wytrzymała. Nie twierdzę, że jeden i na całe życie. Nie twierdzę, że trzeba się żenić ze szkolną miłością. Nie twierdzę, że zawsze musi się udać, ale facet w twoim wieku powinien mieć na swoim koncie jakiś długotrwały związek. Rok, dwa. Nie zawsze się trzeba dobrać. Inne priorytety, coś nam jednak nie pasuje, ale odrobina stałości świadczy o naszej dojrzałości. Ty nie jesteś dojrzały, skoro zmieniasz dziewczyny, jak rękawiczki i o zgrozo to jest dla ciebie powód do dumy. Chełpienie się tym na prawo i lewo jest mało eleganckie i u większości ludzi wzbudza litość a nie uznanie – wreszcie wygarnęła mu, co o nim myśli
- A ty mi teraz będziesz prawić gadki umoralniające? – był wyraźnie poirytowany
- Nie. Po prostu warto żebyś się nad sobą zastanowił i przemyślał, czego od życia chcesz. Kiedyś trzeba dorosnąć, a nie bawić się w trzydziestopięcioletniego singla, który odstawia przed babcią przedstawienie, żeby zgarnąć jej majątek
- A ty zapomniałaś, że też w tym uczestniczysz? Przypominam ci, że bierzesz czynny udział w tym przedstawieniu
- Nie próbuj zrzucać na mnie odpowiedzialności. To był twój autorski pomysł.

środa, 12 kwietnia 2017

'Coś się kończy...' VI ost.

Powrót babci Geni po 24.04. 😉 Enjoy!



W poniedziałek, tuż przed południem, wszedł do kancelarii z bukietem kwiatów. Sekretarka wydawała się niezwykle zaskoczona jego pojawieniem się.
- Dzień dobry – chrząknął, wyraźnie zmieszany – ja do pani mecenas Cieplak
- A był pan umówiony? – zapytała zdziwiona, kartkując kalendarz w obawie, że być może coś przeoczyła.
- Nie – uśmiechnął się pod nosem – Ja w zasadzie tylko na chwilę – tłumaczył się
- Pani mecenas nie ma. Jest w sądzie.
- A o której będzie? - dopytywał wyraźnie niezadowolony, że nie udało mu się jej zastać w biurze.
- Dziś już jej nie będzie. Po południu ma jakieś sprawy osobiste. Ale jeśli to coś pilnego, to może mecenas Krzemińska będzie mogła pomóc. Akurat nie ma klienta – uśmiechnęła się uprzejmie
- Nie, nie – zaprotestował gwałtownie – Nie ma takiej potrzeby – chrząknął, próbując skupić rozbiegany wzrok na sekretarce – A o której zastanę ją jutro?
- Pierwszego klienta ma o dziesiątej – odpowiedziała, uprzednio zerkając do kalendarza.
- Dziękuję. Do jutra – pożegnał się i pospiesznie opuścił kancelarię. Ociężałym krokiem ruszył w kierunku firmy. Kompletnie nie miał ochoty na pracę. Prawdę mówiąc od czwartku na nic nie miał ochoty. Te trzy dni pozwoliły mu nieco ochłonąć, ale wciąż nie potrafił pogodzić się z tą niesprawiedliwością świata i podłością Pauliny. Zawsze marzył, żeby stworzyć fajny związek, kochającą się rodzinę. Nie udało się. Popełnił błąd, wybierając nieodpowiednią kobietę.

Następnego dnia za kwadrans dziesiąta ponownie pojawił się w kancelarii. Młodziutka blondynka odpowiadając ‘dzień dobry’ wskazała dłonią na korytarz. Zapukał cicho i uchylił drzwi. Siedziała pochylona nad aktami.
- Dzień dobry – nieco pewniejszym krokiem niż wczoraj wszedł do środka
- Dzień dobry – odpowiedziała z uśmiechem. Wstała zza biurka i podała mu rękę na powitanie
- Chciałem panią przeprosić – wyciągnął w jej kierunku kwiaty, których początkowo nie przyjęła
- Nie ma pan za co – przyjrzała mu się uważnie
- Mam. Zachowałem się niestosownie. Wyszedłem bez słowa, nawet się z panią nie żegnając. Nie podziękowałem za pani obecność na sprawie
- Podziękował mi pan w honorarium – delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Zignorował jej uwagę i kontynuował
- I nie podziękowałem za to, że dzięki pani czujności i dociekliwości przekonałem się, z kim spędziłem ostatnie kilka lat mojego życia – rzekł z wyraźną goryczą - To, że byłem wściekły na Paulinę nie usprawiedliwia tego, że kompletnie zignorowałem panią – odebrała kwiaty, odkładając je na biuro
- Dziękuję za kwiaty, ale naprawdę nie ma pan powodów mnie przepraszać. To są emocje i ja doskonale to rozumiem. Przykro mi, że dowiedział się pan prawdy w takich okolicznościach.
- Lepiej późno niż wcale – mruknął pod nosem – Da się pani zaprosić na lunch? – nagle zmienił temat, wlepiając w nią wyczekujące spojrzenie
- Panie Marku… - zaczęła wzdychając lekko.
- To może kolacja jutro? – wszedł jej w słowo
- Dziękuję za zaproszenie, to bardzo miłe, ale nie umawiam się z klientami – posłała mu przepraszające spojrzenie. Pokiwał głową, a na jego twarzy malowało się zrozumienie, ale i cień rezygnacji.
- Jasne – chrząknął nerwowo – Przepraszam – roześmiała się lekko, że w ciągu kwadransa zdołał ją przeprosić po raz kolejny. Jej śmiech rozładował nieco atmosferę i spowodował, że i on się nieco rozchmurzył
- Naprawdę nie ma pan mnie za co przepraszać. Po prostu mam taką zasadę – wyjaśniła
- Rozumiem. Nie zabieram więcej czasu – już miał się odwracać - Aaaa, właśnie, bo zapomniałem zapytać. W sądzie jakoś nie zwróciłem uwagi na termin
- Dziesiątego września o dwunastej. W przyszłym tygodniu skieruję jeszcze do sądu pismo w kwestii państwa majątku. Sądzę, że ta sprawa będzie już ostatnia i sąd orzeknie rozwód.
- Cieszę się – choć oczy były smutne, to prawy kącik ust powędrował w górę – Dziękuję. Miłego dnia

Miał nadzieję, że odwiedza ten budynek po raz ostatni. Co prawda Ula mówiła, że dziś sprawa się zakończy, ale po pierwsze nie wiedział, czy sędzia ma takie plany, po drugie nie mógł mieć pewności, czy Paulina jeszcze z czymś nie wyskoczy. Nawet nie patrzył w jej kierunku. Gdy przechodził obok, potraktował jak powietrze, mijając bez słowa. Nie miał jej nic do powiedzenia, a z całą pewnością nic miłego. Nawet się nie łudził, że z jej ust padnie słowo ‘przepraszam’. Przeprosiny i przyznawanie się do błędów nie było w jej stylu. Dopiero przy okazji rozwodu poznał jej prawdziwą twarz i doszedł do wniosku, że chyba trafił na najgorszy egzemplarz chodzący po tym świecie. Ula była jej kompletnym przeciwieństwem. Widział to od początku. Szkoda, że kilka lat temu nie spotkał na swojej drodze takiej kobiety. Podczas całej rozprawy ani razu na nią nie spojrzał. Przypatrywał się kamiennej posadzce, sędziemu, od czasu do czasu zerkał na Ulę, która w pewnym skupieniu przysłuchiwała się sędziemu. Z całą pewnością mógł się podpisać pod zdaniem ‘miłość zamienia się w nienawiść’. Nienawidził jej za to, co zrobiła i żałował tych wszystkich lat, które razem spędzili. Teraz wiedział, że to były lata kompletnie stracone.
- Dzięki udostępnionym przez bank informacjom wiemy, że pani Febo-Dobrzańska na rachunku osobistym zgromadziła kwotę miliona dwustu trzydziestu siedmiu tysięcy złotych. Pan Dobrzański nie był upoważniony do konta, a warto zaznaczyć, że małżonkowie nie sporządzili intercyzy
- Zgromadzona na rachunku suma stanowi majątek osobisty mojej klientki. Są to środki, które przypadły jej po podziale majątku zmarłych rodziców – wtrącił się Rybski
- Myli się pan mecenasie. W momencie zawarcia związku małżeńskiego, pani Febo dysponowała kwotą sześciuset siedemdziesięciu dwóch tysięcy złotych i to jest jej majątek osobisty. Ponad pięćset pięćdziesiąty tysięcy wchodzi w skład majątku wspólnego. To dywidendy i comiesięczne wynagrodzenie, jak również odsetki z kont oszczędnościowych, które to odsetki stanowią majątek wspólny małżonków. Na koncie mojego klienta pozostała kwota czterystu sześćdziesięciu jeden tysięcy. Z tego konta pani Febo-Dobrzańska korzystała wyłącznie. Przypomnę, że koszty utrzymania rodziny nie spoczywają wyłącznie na mężu w momencie, gdy żona jest aktywna zawodowo i pobiera niemałą pensję. Ja już pomijam miesięczne wydatki na markowe ubrania, zabiegi kosmetyczne, ekskluzywne torebki. Ale wydawanie pieniędzy męża na schadzki z kochankiem i prezenty dla niego uważam za wysoce niestosowne, niemoralne i sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Pozwoliliśmy sobie przeanalizować wydatki z ostatnich miesięcy, ale również lat, z których jasno wynika, że romans pozwanej kosztował jej męża ponad sto tysięcy złotych. Uwzględnione są tutaj również wyjazdy zagraniczne i hotele w Polsce, kolacje w eleganckich restauracjach, prezenty dla pana Sosnowskiego. Tutaj szczegółowe zestawienie – podała pliki kartek sędziemu i Dawidowi, który przekartkował je ze sceptyczną miną – Dlatego też w kwestii podziału majątku wnoszę o zwrot mojemu klientowi kwoty dwustu siedemdziesięciu tysięcy złotych.
- Proszę jeszcze pamiętać o nieruchomości – mruknął wyraźnie niezadowolony z przebiegu sprawy Rybski.
- Nieruchomość stanowi majątek osobisty mojego klienta. Nabył ją gdy był jeszcze kawalerem.
- Ale moja klientka ponosiła koszty związane z wyposażeniem i zagospodarowaniem domu. Z przedstawionych jako dowód faktur wynika, że pani Febo zakupiła meble i dekoracje za kwotę stu tysięcy złotych.
- Z przykrością muszę stwierdzić, że pańska klientka mecenasie po raz kolejny minęła się z prawdą. Sprawdziłam te faktury. Jak choćby komplet wypoczynkowy zakupiony za dwadzieścia jeden tysięcy złotych. Kontaktowałam się ze sklepem, w którym został zakupiony. Model Ferensa – przeczytała z małego świstka papieru – został wykonany z dbałością o detale, ze specjalnej skóry w kolorze popielatym. Ta sofa nigdy nie stała w domu przy ulicy Korkowej w Konstancinie. Wszystko wskazuje na to, że pani Febo posiłkuje się fakturami brata, który taki mebel posiada. Podobnie jest ze stołem z litego drewna i lustrem. Faktury na dodatki najwyraźniej zostały pozbierane wśród znajomych. Na większości z nich widnieją daty sprzed roku, maksymalnie półtora. Państwo Dobrzańscy zamieszkiwali w tym domu pięć lat i od momentu jego urządzenia nie zmieniali aranżacji. Także państwa wniosek o podział nieruchomości jest bezzasadny. Dom wraz z wyposażeniem stanowi majątek osobisty – Dawid nawet nie rozpoczynał dyskusji.

Wreszcie się od niej uwolnił. Sąd orzekł rozwód z wyłącznej winy Pauliny Febo-Dobrzańskiej. Podkreślił, że nie może być mowy o innym wyroku wobec przedstawionych dowodów zdrady i kłamstwa. W ocenie sądu Paulina próbowała zrzucić winę na męża, próbując udowodnić mu rzekomy romans, by zyskać korzyści materialne. Mimo związku z Piotrem Sosnowskim nie dążyła do rozwodu, bo będąc z mężem korzystała finansowo. Sąd podkreślił również, że w toku postępowania wielokrotnie składała fałszywe zeznania. Sędzia przychylił się również do wniosku pani mecenas i nakazał Paulinie opuścić mieszkanie Marka i przelać na jego konto kwotę dwustu siedemdziesięciu tysięcy złotych w terminie czternastu dni.
- Dziękuję pani mecenas – odezwał się Marek, gdy zaczęła zbierać dokumenty. Chciał dodać coś jeszcze, ale przed nimi pojawił się Dawid
- Gratuluję - był wyraźnie niezadowolony
- Dzięki
- Chociaż trzeba przyznać, że tę sprawę wygrałby nawet aplikant – mogła się tego spodziewać, że nie obędzie się bez lekkiej złośliwości – Trafiła mi się wyjątkowo trudna klientka – ich konwersacji przysłuchiwał się stojący z boku Marek
- Albo po prostu nie potrafiłeś z nią rozmawiać. W każdym razie trochę się dziwię dlaczego podjąłeś się tak beznadziejnej sprawy.
- Beznadziejne sprawy też się wygrywa
- I zgarnia się spore honorarium za podział majątku – doskonale wiedziała, jakimi pobudkami się kierował przyjmując tę sprawę – Szkoda, że cię nie uprzedziła, że większość nie należy do niej – wzruszył ramionami w geście bezradności
- Też żałuję. Może bym się lepiej przygotował wiedząc, jakie czekają mnie niespodzianki. W każdym razie miło było cię spotkać na sali sądowej. Do następnego – była zaskoczona tą nutą sympatii.

- Nie zna pani jakiegoś dobrego notariusza? Chciałbym jak najszybciej pozbyć się domu. Na szczęście kupca już mam. Sąsiedzi od dawna poszukiwali nieruchomości dla przyjaciół – zagadnął, gdy wychodzili z gmachu sądu
- Znam. Mój kolega ze studiów, Kamil Dąbrowski. Ma kancelarię na Wilczej. Nie mam przy sobie jego wizytówki, ale z pewnością znajdzie pan w sieci namiary. Proszę powołać się na mnie.
- Dziękuję. I jeszcze raz dziękuję za doprowadzenie mojej sprawy do szczęśliwego finału.
- Pańska żona bardzo nam pomogła. A najbardziej jej przyjaciółka, którą zdaje się również oszukiwała przez lata.
- Była żona – podkreślił. Posłała mu ciepły uśmiech
- Wszystkiego dobrego panie Marku – wyciągnęła do niego dłoń, gdy zatrzymali się na wysokości czerwonej Mazdy.
- Do zobaczenia – pożegnał się

Zaparkował auto nieopodal wejścia do kamienicy i zgasił silnik. Zastanawiał się, czy wejść na górę, ale ostatecznie stwierdził, że zaczeka. Może będzie miał szczęście i będzie akurat wychodzić do domu? Zerknął na zegarek wskazujący siedemnastą trzydzieści. Zwykle kancelaria była otwarta do osiemnastej. Miał nadzieję, że dziś nie będzie nadrabiać zaległości i zostawać na nadgodziny. Od tygodnia, od momentu, gdy widzieli się po raz ostatni, nosił się z zamiarem złożenia jej wizyty i podjęcia kolejnej próby umówienia się. Sam nie wiedział, czemu tak się nakręcił. Przecież miał wokół siebie tyle pięknych kobiet, a cały czas w głowie miał uroczą panią mecenas. Miał tylko nadzieję, że nie dostanie po raz kolejny kosza. Szczęście się do niego uśmiechnęło i po kwadransie dostrzegł ją, gdy pojawiła się na ulicy skąpanej w pomarańczu zachodzącego słońca. Zmierzała w jego kierunku. Dopiero teraz dostrzegł, że jej auto zaparkowane jest tuż za nim. Pospiesznie opuścił auto.
- Dzień dobry - podniosła na niego wzrok wyrażający totalne zaskoczenie i zatrzymała się w pół kroku
- Dzień dobry. Coś się stało? Żona nie opuściła mieszkania?
- Nie, nie – zaśmiał się pod nosem, próbując nieco zatuszować swoje zakłopotanie. Zwykle bywał bardziej pewny siebie w kontaktach z kobietami. Z nią jakoś nie potrafił – Ja kompletnie nie w tej sprawie. Już nie jestem twoim klientem. Umów się ze mną – bez jej zgody, nawet bez pytania, skrócił dystans, by nieco się ośmielić i ułatwić im obojgu. Westchnęła. Znał tę reakcję. Znów szukała w głowie odpowiednich słów, by odmówić.
- Posłuchaj, yyy… - nie pozwolił jej dokończyć
- Wiem, że jestem nachalny, ale… Nie podobam ci się, tak? – zapytał wprost. Odstawiła torebkę na maskę swojego samochodu i spojrzała mu prosto w oczy
- To zupełnie nie o to chodzi. Jesteś fajnym facetem, bardzo atrakcyjnym, który podoba się kobietom. Mnie również – przyznała – Ale..
- Ale? – ponaglił ją. Nie rozumiał. Skoro ona podoba się jemu, a on jej, w czym problem, by zjedli razem kolację?
- Ale oboje w niedalekiej przeszłości zakończyliśmy związki. Oboje jesteśmy poobijani. Ty decydowanie bardziej – zręcznie nawiązała do rozwodowych rewelacji – Nie jestem zwolenniczką zasady klin klinem.
- Uważasz, że próbuję zapomnieć o nieudanym małżeństwie chcąc rozpocząć znajomość z tobą?
- Uważam, że każde rozstanie to porażka człowieka. I każde rozstanie boli. Zwłaszcza, jeśli jest się zdradzonym i oszukanym. A tacy oboje jesteśmy. I najpierw musimy się z tym uporać, przetrawić to, a dopiero później wchodzić w nową znajomość.
- Jednym słowem dajesz mi kosza – mruknął pod nosem zrezygnowany, wpatrując się w czubki jej szpilek
- Nie – odparła gwałtownie – Dojdź do ładu sam ze sobą, pozamykaj wszystkie sprawy, odzyskaj równowagę i zadzwoń do mnie. Bardzo chętnie pójdę z tobą na lunch, a później na kolację – rzekła z uśmiechem i w dość śmiałym geście położyła mu dłoń na torsie. Przez cienki materiał błękitnej koszuli czuła ciepło jego ciała - Imponuje mi twoje zainteresowanie, ale to nie jest dobry moment. Oboje potrzebujemy jeszcze trochę czasu. To nie jest kosz. To jest szansa. Szansa na to, byśmy tego nie zepsuli zanim na dobre się zacznie – bez słowa pożegnania wsiadła do auta i odjechała w kierunku Centrum. W głębi duszy musiał przyznać jej rację. Uczepił się tej znajomości niczym tonący brzytwy. Chciał działać już, teraz, natychmiast, nie dlatego, że był już gotowy, nie dlatego, żeby pokazać Paulinie, że jest szczęśliwy bez niej. Spieszył się przede wszystkim dlatego, że miał świadomość, iż Ula jest wyjątkową kobietą i bał się, żeby nikt go nie ubiegł. Dziś jasno dała mu do zrozumienia, że jeszcze nie jest gotowa na pojawienie się nowego mężczyzny w jej życiu, ale dała nadzieję.

Sprzedał dom i kupił nowoczesny, dwupoziomowy apartament na ostatnim piętrze ekskluzywnego budynku na Powiślu. Odziedziczone mieszkanie ponownie wynajął. W pracy również się ustabilizowało. Paulina, gdy wyszły na jaw jej kłamstwa, odeszła z firmy. W środowisku była skreślona dzięki swojej byłej przyjaciółce Kamili, która chętnie dzieliła się kulisami z życia Dobrzańskich. Nie odnalazła wsparcia w bracie. Aleks był zszokowany jej postępowaniem i podłością. Nie pozostawało jej nic innego, jak wyjechać do Włoch. Najwyraźniej nie wyobrażała sobie, żeby miała w Polsce żyć z pensji lekarza. Kilka tygodni po jej wyjeździe dowiedział się, że otworzyła w Mediolanie salon piękności, a Sosnowski wyjechał za nią. Tak zwyczajnie mu współczuł i zastanawiał się, jak długo wytrzyma. Paulina zdecydowanie nie była kobietą, z którą można było stworzyć szczęśliwy związek. Zastanawiał się nawet, czy potrafi kochać kogoś, oprócz samej siebie.
Późną jesienią zadzwonił do Uli z propozycją kawy. Zgodziła się, przypominając żartobliwie, że przecież mieli zacząć od lunchu. I tak w jedno z listopadowych południ zjedli razem obiad. Już nie było rozmów o świadkach, których mogą powołać, podziale majątku, wyimaginowanym romansie. Była zwyczajna rozmowa dwójki ludzi, którzy dopiero się poznają. Po tym obiedzie był kolejny, później spacer, kolacja. Świetnie się czuli w swoim towarzystwie.

Szybkim krokiem dotarł na odpowiednie piętro i rzucając krótkie ‘dzień dobry’ do sekretarki ruszył w kierunku jej gabinetu.
- Ma klienta – usłyszał za plecami głos Joasi. Wycofał się i posłusznie czekał, aż gość wyjdzie. Kilka minut później usłyszał męski głos. Nie czekając na pozwolenie ponownie skierował się w stronę jej gabinetu, mijając się po drodze z przystojnym mężczyzną przed czterdziestką.
- Cześć – wparował do jej gabinetu bez pukania
- Hej – wyraźnie się ucieszyła – Co ty tutaj robisz? – zdążyła zapytać, nim cmoknął jej usta na powitanie – Przyniosłem sushi – podniósł do góry papierową torbę. Skrzywiła się
- Nie mam czasu. Za chwilę mam kolejną klientkę, a później jadę do sądu, później znowu mam klienta i tak do osiemnastej trzydzieści – odpadła bez sił na fotel. Wiele razy powtarzała mu, że lubi swoją pracę, ale potrafiła ją wykończyć psychicznie i fizycznie.
- To zjesz w taksówce, bo oczywiście nie będziesz miała czasu na lunch. Dwa posiłki dziennie to zdecydowanie za mało, gdy pracujesz na takich obrotach – jego troska niejednokrotnie ją rozczulała. Dopiero poznawała, jak to jest, gdy facet się o ciebie troszczy, dba. Dawid taki nie był. Nie potrafił, a przede wszystkim nie chciał taki być. Dobrzański miał tak naturalnie, wydawało jej się, że nawet specjalnie się nie stara.
- Dzięki
- A tutaj jeszcze plany na początek weekendu – podsunął w jej kierunku dwa bilety do teatru. Podczas ostatniego spotkania opowiadała, że bardzo chciałaby zobaczyć ten spektakl.
- Udało cię się je zdobyć? – dopytywała podekscytowana, gdy zobaczyła tytuł, o którym rozmawiali kilka dni temu. Jej entuzjazm opadł, gdy zerknęła na datę - Piątek, dziewiętnasta – przeczytała z niewyraźną miną
- Masz klienta – bardziej stwierdził, niż zapytał. Pokiwała głową – Przełóż go proszę. Jestem gotów przywieźć cię tutaj w sobotę
- Ok. Zobaczę, kiedy będzie mu pasować.
- Pani mecenas, klientka – w drzwiach pojawiła się blondynka
- Dzięki. Zaraz ją poproszę – uśmiechnęła się do dziewczyny – Muszę cię stąd wygonić. Lunch jutro? Mam okienko od trzynastej – kiwnął głową – No to pa – musnęła jego usta
- Całe szczęście, że tym razem klientka. Sami przystojni faceci się u ciebie rozwodzą – rzekł w nutą żartobliwej zazdrości
- Nie umawiam się z klientami – odparła poważnym tonem, po czym oboje się roześmiali
- Miłego dnia – na krótko złączył ich usta i opuścił gabinet.

Spędziła kolejny cudowny wieczór w jego towarzystwie. Potrafił ją rozbawić, potrafił rozmawiać i słuchać. Był troskliwy, czarujący, ujmujący. Spotykali się od trzech tygodni, a miała wrażenie, że znają się całe życie.
Uwielbiał spędzać z nią czas. Uwielbiał jej głos, śmiech i te przepiękne, niebieskie oczy, wpatrujące się w niego podczas każdego spotkania. Wciąż chciał więcej i więcej, choć nie wiedział, czy ona jest gotowa. Bał się, że ją osaczy, wystraszy. Jeszcze kilkanaście tygodni temu trzymała go na dystans. Teraz pozwalała na coraz więcej. Niezobowiązujący lunch przerodził się w początki czegoś wyjątkowego. Nie uciekała, gdy podczas spaceru chwycił ją za rękę. Nie odsunęła się, gdy odprowadzając ją po kolacji musnął jej usta. Od początku był nią zafascynowany i z każdym kolejnym spotkaniem ta fascynacja się pogłębiała. I już po kilku spotkaniach wiedział, że właśnie na tę kobietę czekał całe życie.
Po spektaklu wstąpili jeszcze do przytulnej knajpki, nieopodal jej mieszkania, na lampkę wina. Gdy ruszyli w stronę odpowiedniej bramy dochodziła dwudziesta trzecia.
- Dziękuję, to był cudowny wieczór – odezwała się, gdy odnalazła w torebce pęk kluczy. Lekki mróz powodował, że z ich ust leciała para. Teraz powinien nastąpić krótki pocałunek i paść obietnica kolejnego spotkania. Ale nie chciał, by ten wieczór jeszcze się kończył.
- Dziś jeszcze nie wejdę, prawda? – nigdy do tej pory nie zaprosiła go na górę. Oboje doskonale wiedzieli z czym wiązałoby się takie zaproszenie. Ale z drugiej strony przecież nie byli gówniarzami, tylko dojrzałymi ludźmi, świadomymi swoich uczuć i potrzeb. Uśmiechnęła się pod nosem. Otworzyła drzwi do klatki schodowej i zamiast pocałunku na pożegnanie wskazała dłonią schody na górę. Uśmiechnął się usatysfakcjonowany.

Wykładał na grzanki jajka po benedyktyńsku, gdy zeszła z góry zaczytana w akta. Jak gdyby nigdy nic rozłożyła je na wyspie i siadając na barowym stołku sięgnęła po filiżankę z kawą.
- Prosiłem cię tyle razy, żebyś nie przynosiła pracy do kuchni – odezwał się wyraźnie niezadowolony - Śniadanie powinnaś jeść w spokoju.
- Wiem, przepraszam, ale ta sprawa jest naprawdę trudna i nieoczywista. Po raz pierwszy po przerwie spotykam się na sali sądowej z Dawidem. Reprezentuje męża mojej klientki. I gwarantuje ci, że zrobi wszystko, by udowodnić mi, że przez ciążę wypadłam z obiegu. Generalnie dla niego matka i prawnik to dwie kłócące się ze sobą rolę. W jego oglądzie świata to nie ma racji bytu. Zamierzam udowodnić mu, że się myli.
- Oboje dobrze wiemy, że wciąż jesteś najlepsza. I wie o tym jeszcze pół Warszawy. Nie musisz nic mu udowadniać.
- Wiem, ale… - nie pozwolił jej dokończyć
- Tak – westchnął – Wiem, że jesteś cholernie ambitna. I za to też cię kocham – cmoknął ustami jej skroń, podstawiając miseczkę z winogronami i truskawkami
- A ja cię kocham za to, że jesteś taki wyrozumiały – spojrzała na niego z miłością i wdzięcznością
- Tylko za to? – udał oburzenie
- I za to, że jesteś świetnym mężem i ojcem – chciała kontynuować, ale z ustawionego na blacie małego głośnika rozległ się płacz - Oho, obudził się – westchnęła ciężko. Przez ostatnie tygodnie kiepsko sypali, gdyż junior Dobrzański był nocami wyjątkowo niespokojny.
- Zostań i skończ śniadanie. Ja pójdę. I przestań czytać te cholerne akta. Jajka ci wystygły – posłała mu powietrznego buziaka i odkładając papiery na bok skupiła się na posiłku.

wtorek, 11 kwietnia 2017

VI??

Mały przedsmak tego, co wieczorem... ;)



W poniedziałek, tuż przed południem, wszedł do kancelarii z bukietem kwiatów. Sekretarka wydawała się niezwykle zaskoczona jego pojawieniem się.
- Dzień dobry – chrząknął, wyraźnie zmieszany – ja do pani mecenas Cieplak
- A był pan umówiony? – zapytała zdziwiona, kartkując kalendarz w obawie, że być może coś przeoczyła.
- Nie – uśmiechnął się pod nosem – Ja w zasadzie tylko na chwilę – tłumaczył się
- Pani mecenas nie ma. Jest w sądzie.
- A o której będzie? - dopytywał wyraźnie niezadowolony, że nie udało mu się jej zastać w biurze.
- Dziś już jej nie będzie. Po południu ma jakieś sprawy osobiste. Ale jeśli to coś pilnego, to może mecenas Krzemińska będzie mogła pomóc. Akurat nie ma klienta – uśmiechnęła się uprzejmie
- Nie, nie – zaprotestował gwałtownie – Nie ma takiej potrzeby – chrząknął, próbując skupić rozbiegany wzrok na sekretarce – A o której zastanę ją jutro?
- Pierwszego klienta ma o dziesiątej – odpowiedziała, uprzednio zerkając do kalendarza.
- Dziękuję. Do jutra – pożegnał się i pospiesznie opuścił kancelarię. Ociężałym krokiem ruszył w kierunku firmy. Kompletnie nie miał ochoty na pracę. Prawdę mówiąc od czwartku na nic nie miał ochoty. Te trzy dni pozwoliły mu nieco ochłonąć, ale wciąż nie potrafił pogodzić się z tą niesprawiedliwością świata i podłością Pauliny. Zawsze marzył, żeby stworzyć fajny związek, kochającą się rodzinę. Nie udało się. Popełnił błąd, wybierając nieodpowiednią kobietę.

Następnego dnia za kwadrans dziesiąta ponownie pojawił się w kancelarii. Młodziutka blondynka odpowiadając ‘dzień dobry’ wskazała dłonią na korytarz. Zapukał cicho i uchylił drzwi. Siedziała pochylona nad aktami.
- Dzień dobry – nieco pewniejszym krokiem niż wczoraj wszedł do środka
- Dzień dobry – odpowiedziała z uśmiechem. Wstała zza biurka i podała mu rękę na powitanie
- Chciałem panią przeprosić – wyciągnął w jej kierunku kwiaty, których początkowo nie przyjęła
- Nie ma pan za co – przyjrzała mu się uważnie
- Mam. Zachowałem się niestosownie. Wyszedłem bez słowa, nawet się z panią nie żegnając. Nie podziękowałem za pani obecność na sprawie
- Podziękował mi pan w honorarium – delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Zignorował jej uwagę i kontynuował
- I nie podziękowałem za to, że dzięki pani czujności i dociekliwości przekonałem się, z kim spędziłem ostatnie kilka lat mojego życia – rzekł z wyraźną goryczą - To, że byłem wściekły na Paulinę nie usprawiedliwia tego, że kompletnie zignorowałem panią – odebrała kwiaty, odkładając je na biuro
- Dziękuję za kwiaty, ale naprawdę nie ma pan powodów mnie przepraszać. To są emocje i ja doskonale to rozumiem. Przykro mi, że dowiedział się pan prawdy w takich okolicznościach.
- Lepiej późno niż wcale – mruknął pod nosem – Da się pani zaprosić na lunch? – nagle zmienił temat, wlepiając w nią wyczekujące spojrzenie
- Panie Marku… - zaczęła wzdychając lekko.
- To może kolacja jutro? – wszedł jej w słowo
- Dziękuję za zaproszenie, to bardzo miłe, ale nie umawiam się z klientami – posłała mu przepraszające spojrzenie. Pokiwał głową, a na jego twarzy malowało się zrozumienie, ale i cień rezygnacji.
- Jasne – chrząknął nerwowo – Przepraszam – roześmiała się lekko, że w ciągu kwadransa zdołał ją przeprosić po raz kolejny. Jej śmiech rozładował nieco atmosferę i spowodował, że i on się nieco rozchmurzył
- Naprawdę nie ma pan mnie za co przepraszać. Po prostu mam taką zasadę – wyjaśniła
- Rozumiem. Nie zabieram więcej czasu – już miał się odwracać - Aaaa, właśnie, bo zapomniałem zapytać. W sądzie jakoś nie zwróciłem uwagi na termin
- Dziesiątego września o dwunastej. W przyszłym tygodniu skieruję jeszcze do sądu pismo w kwestii państwa majątku. Sądzę, że ta sprawa będzie już ostatnia i sąd orzeknie rozwód.
- Cieszę się – choć oczy były smutne, to prawy kącik ust powędrował w górę – Dziękuję. Miłego dnia

wtorek, 4 kwietnia 2017

'Coś się kończy...' V



 Jednak wyszło za długo. Ostatnia część za tydzień! ;)

 

Do lipcowej rozprawy widzieli się raptem raz, niespełna dwa kwadranse, ustalając kwestię świadków. Sekretarka wcisnęła go w niewielką lukę między klientami. Próbując umówić to spotkanie odnosił wrażenie, że cała Warszawa się rozwodzi. Chociaż z drugiej strony nie mógł się dziwić, że pani mecenas była zajęta, skoro uchodziła za jednego z najlepszych prawników specjalizujących się w sprawach rozwodowych w Warszawie. On zgłosił się do niej trochę w ciemno, polegając na jednostkowej opinii znajomego i chęci utarcia nosa Paulinie. Ale w jedno z kwietniowych popołudni uważnie prześledził fora internetowe, gdzie ludzie dzielili się opiniami na temat warszawskich prawników, przebiegu spraw, komplikacji. Przez większość wpisów przewijały się trzy nazwiska. Cieplak, Walicki i Rybski. I musiał przyznać, że o tym ostatnim było najwięcej. Opisano o nim zarówno w superlatywach, jak i wylewano wiadra pomyj, gdy znalazł się po drugiej stronie sali sądowej. Pod koniec tego spotkania miał wielką ochotę ponowić swoje zaproszenie na lunch lub kawę, ale uznał, że będzie to niestosowne. Pani mecenas była uprzejma, świetnie im się rozmawiało, ale wyczuwał, że mimo wszystko trzyma dystans. Zastanawiał się, czy jest to spowodowane etyką zawodową, czy po prostu nie jest gotowa na znajomość z mężczyzną. Od początku czuł, że jej niechęć do Rybskiego nie jest podyktowana tylko nieprzyjemnymi doświadczeniami zawodowymi. Okazało się, że są w podobnej sytuacji, że oboje zostali zdradzeni, zranieni, oszukani. Prawdę mówiąc sam się trochę sobie dziwił. W zasadzie przez najbliższe miesiące powinien unikać kobiet. A jednak pani mecenas od samego początku budziła w nim trudne do opisania emocje. Pozytywne emocje.

Po raz kolejny niecierpliwie oczekiwał, aż zostaną wezwani na salę sądową. Stojąca po drugiej stronie korytarza Paulina raz po raz obrzucała panią mecenas niechętnym spojrzeniem wymieszanym z nutą zazdrości. Czyżby zazdrościła Cieplak urody? Obie były pięknymi kobietami, ale Ula była obdarzona zdecydowanie łagodniejszymi rysami, biło od niej ciepło i już na pierwszy rzut oka wzbudzała pozytywne uczucia. Paulina była chłodna, zdystansowana i wyniosła. Z perspektywy czasu i tych wszystkich wydarzeń, które miały miejsce, zastanawiał się, czym tak naprawdę ujęła go Włoszka, co było tym decydującym czynnikiem, że zdecydował się kroczyć z nią przez życie? Trudno mu było odpowiedzieć na to pytanie.  

Po przedstawieniu w sądzie zdjęć, Paulina nie miała innego wyjścia, jak przyznać się do romansu. Dowody były jednoznaczna. Jednak winę za rozpad tego małżeństwa wciąż usilnie próbowała zrzucić na Marka. Wraz z Dawidem starali się przekonać sąd, że jej relacja z Sosnowskim była efektem braku zainteresowania ze strony męża, jego chłodu, nieobecności w domu, romansu z Klaudią i niechęci Marka do terapii. Jej słowa potwierdzała niejaka Naomi Czarnecki, przyjaciółka od czasów studenckich, którą prawdę mówiąc Marek widział po raz pierwszy na oczy. Ponoć Febo żaliła jej się od kilku lat, że czuje się zaniedbywana przez męża i ma wrażenie, że Dobrzańskiemu od początku na niej nie zależało.

Niemniej zanim na sali sądowej pojawili się świadkowie powoływani przez Febo, wersję Marka potwierdzała rodzina i przyjaciele. Olszański zeznawał na korzyść przyjaciela, potwierdzając, że Dobrzański na wiele sposobów próbował przekonać Paulę do terapii małżeńskiej, że znalazł nawet kilka ośrodków, które prowadziły wyjazdową, taki rodzaj urlopu połączony z naprawą relacji pod okiem fachowców. Blondyn potwierdzał, jakoby Paulina była o Dobrzańskiego chorobliwie zazdrosna, węsząc w każdej napotkanej kobiece kochankę Marka i urządzając mu bezpodstawne awantury. Sebastian wielokrotnie podkreślał również, że przyjacielowi zależało na ojcostwie, ale Febo konsekwentnie odmawiała. Zresztą tę wersję potwierdziła również Helena Dobrzańska, która chwilę później ze strapioną miną pojawiła się na sali sądowej. Z bólem serca stwierdziła, że od samego początku cieszyła się z tego związku, że traktowała Paulinę jako córkę, której nigdy nie miała, ale do tej pory nie potrafi się pogodzić z faktem, że nie będzie babcią. Zeznała, że synowa kilkukrotnie podkreślała, że na dziecko się nie zdecyduje w obawie, że jej relacje z mężem ulegną ochłodzeniu, gdy cała uwaga skupi się na dziecku. Ponoć raz się wygadała, że dziecko ją będzie ograniczać i zepsuje sylwetkę, a tym samym spowoduje, że Marek zacznie oglądać się za innymi kobietami.

- Mąż mojej klientki wielokrotnie latał do Paryża. Ponoć wyłącznie w celach służbowych. Jednak niezaprzeczalnym faktem jest, że w stolicy Francji mieszka pani Klaudia Nowicka, była partnerka pana Dobrzańskiego, z którą w trakcie trwania małżeństwa utrzymywał intymne relacje.
- Czy macie państwo jakieś dowody? – wtrąciła się Cieplak – Zdjęcia, które jednoznacznie wskazywałyby na tę intymną relację, świadków, którzy widzieli ich w niedwuznacznej sytuacji, maile, sms’y? – dopytywała
- Chcemy powołać na świadka panią Mariettę Śliwińską. Nie zgłosiliśmy tego faktu, gdyż dopiero dwa dni temu okazało się, że w czasie sprawy pani Śliwińska będzie przebywać w Warszawie. Zgodziła się przyjechać. Proszę sąd o przychylenie się do tego przesłuchania, gdyż te zeznania z pewnością wiele wniosą do sprawy
- Kto to jest? – zapytała szeptem
- Modelka. Pracowała kiedyś u nas. Nie mam pojęcia, co tutaj robi – szepnął wprost do jej ucha, zaciągając się jednocześnie jej perfumami. Na salę weszła szczupła, wysoka, młoda kobieta, o płomiennych włosach. Przedstawiła się tłumacząc, że kilka lat temu pracowała w Febo&Dobrzański, a od trzech lat mieszka i pracuje w Londynie.
- Poznałyśmy się z Klaudią jakieś dwa lata temu na jednym z pokazów podczas Fashion Week w Londynie. Złapałyśmy fajny kontakt. Szybko okazało się, że obie pracowałyśmy kiedyś dla domu Febo&Dobrzański. Spotykałyśmy się jeszcze kilkanaście razy podczas innych pokazów. Utrzymywałyśmy również kontakt prywatny. Ponad rok temu świętowałyśmy w Londynie udany pokaz. Podczas tej imprezy pochwaliła się, że kiedyś była z Markiem w związku, że pomógł jej wypłynąć, że zaczynała w FD. Widać było, że ma do niego wielki sentyment. Aż w końcu po kilku drinkach wygadała się, że znów się spotykają – słysząc to Dobrzański pokręcił głową z niedowierzaniem
- Czy pani Klaudia wiedziała, że pan Dobrzański jest żonaty? – dopytywał Rybski, najwyraźniej zadowolony z siebie
- Tak. Twierdziła, że ma się dla niej rozwieźć z Pauliną. Ponoć zwlekał z tym, bo chodziło o jakieś sprawy firmowe. Twierdził, że to nieodpowiedni moment.
- Czy nie uznała pani za stosowne poinformować o tym fakcie mojej klientki, gdy tylko dowiedziała się pani o tym podwójnym życiu prowadzonym przez jej męża?
- To były ich sprawy osobiste, nie chciałam się w to wtrącać – ruda odpowiadała spokojnym głosem. Ula tej wymianie zdań przysłuchiwała się z dużym zaciekawieniem
- Co spowodowało, że jednak pani zmieniła zdanie?
- Przypadkowo wpadłyśmy na siebie z Pauliną w Mediolanie. Poszłyśmy na kawę i powiedziała mi, że Marek się z nią rozwodzi i obarcza ją winą za rozpad ich małżeństwa. Stwierdziłam, że powinna wiedzieć, zwłaszcza, że kilka tygodni wcześniej dowiedziałam się od naszej wspólnej koleżanki, też modelki, że Klaudia jest w ciąży – Dobrzański wymienił z Cieplak porozumiewawcze spojrzenia – Najwyraźniej perspektywa ojcostwa zmobilizowała go do działania. Jednak nie mogłam patrzeć na tę niesprawiedliwość. Zdradzał ją od lat, a winę zrzucał na nią.
- A jest pani pewna, że ojcem dziecka jest pan Marek Dobrzański? – włączyła się Cieplak
- Yyy, no skoro mieli romans, miał się dla niej rozwieźć, to… Nigdy się nie chwaliła, że w jej życiu jest inny mężczyzna
- A kiedy widziała się pani z Klaudią po raz ostatni, kiedy rozmawiałyście?
- W czerwcu ubiegłego roku
- Rozumiem, że podczas tego pokazu, gdy podzieliła się z panią tajemnicą o swoim romansie z moim klientem
- Tak
- Z przykrością muszę stwierdzić, że mija się pani z prawdą. Pani Nowicka rzeczywiście jest w ciąży, dlatego też nie mogła pojawić się dzisiaj w sądzie, ale przygotowała oświadczenie, które mam nadzieję sąd weźmie pod uwagę. Prawda jest taka, że Klaudia Nowicka widziała się po raz ostatni z moim klientem prawie dwa lata temu w Paryżu. Pani Febo doskonale o tym spotkaniu wiedziała. Później nie mieli kontaktu. Pani Nowicka w marcu ubiegłego roku wyszła za mąż, a miesiąc później na stałe osiadła w Australii i od tego czasu nie odwiedzała Europy. Stwierdzenie, że mój klient jest ojcem jej dziecka jest zupełnie bezzasadne, podobnie jak posądzanie go o romans. Mam wrażenie, że Pani Febo próbuje tuszować swoje grzechy zarzucając wyimaginowany romans mężowi.
Sędzia znudzonym głosem rozpoczął swoją przemowę o składaniu fałszywych zeznań, na koniec zerknął do akt sprawy i z wyraźnym niezadowoleniem stwierdził, że ja liście świadków jest jeszcze jedno nazwisko
- Pani Kamila Jodłowiec. Mamy już kwadrans opóźnienia, ale nie będziemy fatygować świadka na kolejną rozprawę. Proszę poprosić panią Jodłowiec na salę  
Kolejna osoba zaczęła swoją opowieść o Paulinie, żonie idealniej i Marku, który nie doceniał, nie kochał i nie szanował żony.
- Często towarzyszyłam Paulinie podczas wyjazdów zagranicznych. Marek nie chciał z nią jeździć, odwiedzać rodziny we Włoszech. W dość nieprzyjemnych słowach krytykował pomysły wyjazdów, twierdząc, że tylko on w tej rodzinie ciężko pracuje, a Paulina nie ma powodów do odpoczynku. A przecież ona również odgrywa ważną rolę w firmie, opiekowała się teściem, troszczyła o dom. Bardzo jej zależało na tym małżeństwie. Była w Marka zapatrzona.
- Chyba przestało jej zależeć skoro nawiązała bliską znajomość z Piotrem Sosnowskim – odezwała się Cieplak
- Jeśli ktoś przez lata czuje się ignorowany, niekochany – mówiła z przekonaniem – to trudno za wszelką cenę walczyć o taki związek. Paulina bardzo długo próbowała ratować związek z Markiem, ale trudno uratować małżeństwo, gdy tylko jednej stronie na tym zależy
- A nie wydaje się pani stosowne by najpierw zakończyć jedną relacje, a dopiero później wchodzić w nową?
- Paulina kochała i wydaje mi się, że wciąż kocha Marka. Piotr daje jej wszystko to, czego nie potrafił dać jej mąż. Ciepła, zrozumienia, poczucia bezpieczeństwa, wsparcia. Spotkała go w trudnym momencie swojego życia i znalazła w nim oparcie – Paulina momentalnie zniknął uśmiech z twarzy. Prawniczka bezbłędnie odczytała tę reakcję i zrozumiała, że warto drążyć ten wątek.
- To skoro dawał jej wszystko to, czego potrzebowała, czemu się nie rozwiodła? Trwała w tym związku z miłości, szukając zaspokojenia potrzeb w ramionach kogoś innego?
- Od dawna namawiałam ją do rozwodu, ale nie chciała mnie słuchać. Ja nie potrafiłabym być z takim człowiekiem. Piotr to zupełne przeciwieństwo Marka
- Takim, czyli jakim? – Febo poruszyła się niespokojnie, szepcząc coś na ucho Dawidowi
- Wysoki sądzie – odezwał się Rybski – wydaje mi się, że możemy już zakończyć przesłuchanie świadka.
- Proszę kontynuować – mruknął sędzia
- Wszyscy teraz próbują zrzucić winę na Paulinę. Nawet jej teściowa, zarzuca jej, że zniszczyła to małżeństwo bo spotkała Piotra. Marek żali się, że został zdradzony, ale ten związek sypał się od dawna i to z wyłącznej winy Marka. Gdyby ją kochał, nigdy nie zmusiłby jej do aborcji – Febo w geście rezygnacji zakryła twarz dłonią, klnąc pod nosem. Najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że koleżanka, która miała pomóc, jeszcze ją pogrąży. Dawid siedział z szeroko otwartymi oczami, kompletnie nie mając pomysłu jak wyjść z tej sytuacji. Dobrzański był w ewidentnym szoku.
- Kiedy pani Dobrzańska była w ciąży? – dociekała. Siedzący obok Marek oddychał coraz ciężej, wpatrując się w sylwetkę kobiety, która do niedawna była mu najbliższa na świecie
- Półtora roku temu.
- Jak mogłaś? – wrzasnął Dobrzański, waląc pięścią w stół. Był wściekły.
- Proszę o spokój – upomniał go sędzia, ale on kompletnie nie zwrócił na niego uwagi. Kręcił głową z niedowierzaniem, zagryzając nerwowo usta. Dopiero teraz z pełną mocą zaczęło do niego docierać, że kompletnie nie znał kobiet, z którą żył przez lata – Czy to prawda, że była pani w ciąży, a ojcem dziecka był pani mąż?
- Tak – syknęła. Rozbieganym wzrokiem rozglądał się po sali i najwyraźniej jednym słusznym wyjściem wydała mu się ucieczka. Poderwał się z miejsca, ale w ostatniej chwili Cieplak zdążyła go złapać za rękę, nie pozwalając wyjść. Ciepło jej dłoni minimalnie wyciszyło szalejące w nim emocje. Niechętnie zajął miejsce, przebierając nerwowo nogami i próbując wyrównać oddech. Kompletnie nie wiedział, co dzieje się wokół. Co mówi sędzia, pani mecenas, pełnomocnik Pauliny. Był w innym świecie. A ta sala i cały gmach sądu zaczął go przytłaczać. Czuł, jakby się w nim dusił. Gdy tylko dotarło do niego, że posiedzenie się już skończyło, nie zwracając uwagi na nic i na nikogo, jak strzała ruszył w kierunku wyjścia. Musiał jak najszybciej opuścić ten budynek, bo miał ochotę udusić Paulinę gołymi rękami.