B

czwartek, 14 września 2017

'Umowa' XIX


W sobotnie popołudnie po powrocie z cmentarza, wysłuchaniu podczas spaceru, po raz kolejny, opowieści o wszystkich mężach Genowefy Brzeskiej i obiedzie na mieście Marek poszedł biegać a kobiety piły kawę w salonie. Ula starała się zachowywać pozory, ale w głębi duszy odliczała godziny do powrotu Dobrzańskich z urlopu.

- Powiedz mi moje dziecko, czy masz już suknię ślubną? W końcu wasz ślub już za cztery tygodnie – rzekła wyraźnie podekscytowana. Prawdę mówiąc Cieplakówna nawet nie zauważyła, jak szybko mija dzień za dniem i że do uroczystości zostało tak mało czasu.

- Nie jeszcze. Jeszcze nie – powtórzyła bardziej do siebie, uświadamiając sobie, że jest w lesie w przygotowaniami. Nie to żeby zamierzała jakoś wyjątkowo celebrować ten dzień, ale skoro mieli odegrać przekonującą scenę nie mogła sobie pozwolić na występ w koktajlowej sukience z popularnej sieciówki - Ale zajmę się tym w najbliższym tygodniu.

- To może razem pojedziemy coś wybrać? – zaproponowała z pozorną nieśmiałością

- Dziękuję bardzo za propozycję, ale jestem umówiona na środę z koleżanką. Mamy jechać do kilku salonów i wybrać coś odpowiedniego – taktownie próbowała się wykręcić. Prawdę mówiąc z nikim nie była umówiona. Prawdziwej przyjaciółki też nie miała. Z początku skupiona na studiach i Bartku, później poświęcająca się pracy nie miała czasu na prawdziwą przyjaźń. Właściwej kandydatki też nie miała. Utrzymywała nieco bliższe relacje z kilkoma dziewczynami z biura Marka, ale to wciąż były tylko znajome, ewentualnie koleżanki. Postanowiła o pomoc w wyborze sukni poprosić Violę. W końcu sama niebawem będzie wybierać kreację, więc będzie miała okazję się rozejrzeć. Jeśli odmówi zawsze może poprosić żonę Szymczyka, chociaż nie wiedziała jakie ma nastawienie to jej związku z Dobrzańskim. Miała nadzieję, że Maciej zgodnie z obietnicą się nie wygadał przed żoną, niemniej była pewna, że przyjaciel niezbyt pochlebnie wypowiada się w domu o Marku.  

- Ale to naprawdę będzie dla mnie wielka przyjemność – delikatnie próbowała naciskać - Nie mogę wam pomóc w organizacji przyjęcia, ślubu, to chociaż w tym małym akcentem chciałabym pomóc.  Musisz wyglądać, jak milion dolarów! – wyraźnie się pobudziła - To twój jeden z najważniejszych dni w życiu. Kobieta powinna czuć się wyjątkowo, a odpowiednia suknia powinna twoją urodę podkreślać. I wydobywać wszystko, co najlepsze z twojej figury. A nie oszukujmy się, masz się czym chwalić. Więc nie daj boże nie można tego tuszować! – strofowała ją - A wiesz, jak to jest w tych sklepach. Chcą naciągnąć na coś, co nie idzie, a co niekoniecznie wygląda. Ważny jest materiał,  odpowiedni krój i koniecznie falbanki! – aż klasnęła w dłonie. Ula przyglądała jej się z pozornym uśmiechem i wyraźnym dystansem         

- Co do falbanek, to, to – zaczęła się jąkać czując, że to, co powie nie spodoba się Geni - Nie jestem przekonana – skrzywiła się - Chciałbym bardziej coś prostego, skromnego. Jakiś lejący materiał, zwiewny

- Ale absolutnie! Kochanie, koronki! Tylko koronki i falbany! Ja byłam na kilku ślubach w tym roku,  wiesz wnuki moich przyjaciółek brały śluby i najwięksi projektanci stawiają tylko na koronki.

- Ale to będzie tylko ślub cywilny. Falbany i koronki to bardziej do kościoła.

- To bez znaczenia. Ślub to ślub – stwierdziła kategorycznie

- Ale chyba też powinno się dobrze czuć – próbowała bronić swojego stanowiska – Więc jeśli ja będę się w tym dobrze czuć, będę się bardziej podobać innym. Będę bardziej pewna siebie. Chyba przede wszystkim to mój ślub i ja muszę się czuć komfortowo.

- No dobrze – westchnęła, wyraźnie niepocieszona – Widzę, że cię nie przekonam. Nie będę na ciebie naciskać, ale obiecaj mi, że jeżeli nie kupicie nic w tym tygodniu, to będę mogła pomóc i wspólnie wybierzemy coś odpowiedniego. Dobrze?

- Tak się umówmy - przyznała dla załagodzenia sytuacji i zamknięcia tematu. W duchu modliła się by faktycznie udało jej się kupić suknię, w której będzie wyglądała przyzwoicie a tym samym nie będzie musiała korzystać z pomocy Brzeskiej. Już sobie wyobrażała jaką kreację mogłaby dla niej wybrać kobieta i z całą pewnością nie miała ochoty wyglądać, w dniu, bądź co bądź, swojego ślubu, jak beza.  Nigdy nie była fanką przykuwających uwagę sukni, sterty fiszbin, falbanek, koronek, kryształków i innych udziwnień, w których kobiety wyglądały śmiesznie zamiast atrakcyjnie. Zdecydowanie była fanką skromnych sukienek, które podkreślały urodę. Doskonale wiedziała, że jej figura jest całkiem dobra. I choć na co dzień do tej pory preferował dość luźne stroje, to podczas ślubu nie zamierzała prezentować się w falbanach. Nie miała czego tuszować.



Dobrzański wrócił do domu i po szybkim prysznicu zszedł na dół. Odetchnął z ulgą, że po raz kolejny nie prowadzą dyskusji na jego temat. Babka czytała książkę, a Ula jakiś kolorowy magazyn.  

- Co tam skarbie? - dosiadł się do niej na sofę, wtulając głowę w zagłębienie jej szyi.  

- A wiesz fascynujący artykuł tutaj jest – niechętnie oderwała wzrok od tekstu – O tym, że mężczyzna spotyka w ciągu jednego dnia na swojej drodze pięć kobiet, z którymi chciał poprawiać seks – momentalnie się wyprostował, zerkając na nią z ukosa - Niezwykle wciągające lektura -  wyszczerzyła się w jego kierunku. Znowu miała okazję zagrać mu na nosie. Mogła powiedzieć, że czyta o deszczach w Południowej Ameryce, uprawie ryżu w chińskiej prowincji, albo o sytuacji ekonomicznej ludności w Afryce Północnej, ale z premedytacją zaczęła temat, który zgodnie z przewidywaniami szybko podchwyciła Brzeska i który był drażliwy dla Marka. Tak, oczywiście, zrobiła to celowo – To takie uśrednione wyniki, bo doskonale sama znam jednostki, które każdą napotkaną kobieta chciałaby zaciągnąć do łóżka - posłałam mu krótkie, znaczące spojrzenie, które miała nadzieję Brzeska nie wychwyci, za to Dobrzański doskonale zdał sobie sprawę, kogo w tym momencie ma na myśli.

- Ta – prychnął – Kolejna chybiona teoria amerykańskich naukowców. Że też oni biorą ciężką kasę za produkcję takiego gówna – pokręcił głową z powątpiewaniem

- I tu się kochanie mylisz, bo to akurat polskie badania przeprowadzone przez zespół polskiego psychologa miłości we współpracy z wybitnym seksuologiem – wskazała palcem na odpowiedni fragment artykułu – Dlaczego uważasz, że teoria chybiona? – zaciekawiła się – Czy nie jest tak, że facet mijając kobietę na ulicy od razu ocenia ją przez pryzmat tego, jaką być może jest kochanką? Ponoć na przykład rude odbierane są jako bardzo temperamentne w łóżku – prowokująco spojrzała mu prosto w oczy. Doskonale odczytał jej aluzję.

- Przecież może być farbowana – sprytnie zauważył. Ich dyskusji ze szczerym zainteresowaniem przyglądała się Genowefa – Poza tym jeśli założyć, że każdą napotkaną kobietę wrzucamy do worka ‘dobra’ i ‘zła’ kochanka – wykonał palcami w powietrzu cudzysłów – to wychodziłoby na to, że cały czas myślimy tylko o seksie – roześmiał się

- Według innych badań mężczyzna myśli o seksie średnio co trzy minuty. A jak to jest z tobą kochanie? – z prowokacyjnym uśmieszkiem zaczęła go gładzić po karku

- Jak mnie dotykasz, to myślę coraz częściej – mruknął, obserwując kątem oka, że babka ich wymianę zdań śledzi uważnie

- Tak? - szepnęła – A gdyby teraz przed twoim nosem przeszła ponętna, skąpo ubrana, atrakcyjna kobieta o rudych włosach, to co byś zrobił? Miałbyś ochotę zatrzymać ją w swoim łóżku? – kontynuowała cicho, ale nie na tyle, by Brzeska jej nie słyszała

- Miałbym ochotę zatrzymać ciebie – wyszeptał, a w duchu dziękował, że wybrał czarne jeansy, które dość skutecznie tuszowały jego podniecenie.

- Bo to jest tak, że jak mężczyzna ma u boku odpowiednią kobietę, to nie zwraca wielkiej uwagi na pozostałe – wtrąciła się babka, skupiając uwagę ich obojga. Dobrzański niezauważalnie odetchnął, bo jeszcze chwila tej gry słownej i siedziałby przed swoją rzekomą narzeczoną i babką z potężną erekcją. Chyba by się, zapadł pod ziemię – Ja w te badania wierzę, o ile mężczyzna nie jest zakochany. Mówi się, że jak się kocha, to świata się poza sobą nie widzi. I to się nie tyczy tylko kobiet. Mój świętej pamięci mąż Gerard taki był we mnie wpatrzony, że nawet na sąsiadkę nie zwracał uwagi. A taka była bezczelna, że z cyckami na wierzchu biegała po ogródku, śpiewając ‘motylem jestem’, gdy malował płot. Na ciasteczka go zapraszała, a to jej drzwi piszczały, a to zamek się zepsuł, tak go próbowała ściągnąć do mieszkania. A on był uprzejmy, miły, uczynny, ale wierny i zawsze się w głowę pukał, jak próbowała z nim flirtować – zakończyła swoją opowieść małżeńską, ale kontynuowała życiowe rady – Cały czas trzeba się starać. Nawet bardziej po kilku latach małżeństwa, niż na początku. Zawsze zaczyna się od nowości, fascynacji, namiętności, pożądania. A później człowiek zna się jak łyse konie, w sypialni jest rutyna i człowiek zaczyna się rozglądać za czymś nowym. I tyczy się to nie tylko mężczyzn, ale i kobiet. Przecież nie tylko mężczyźni zdradzają. Z kimś muszą zdradzać – zaśmiała się pod nosem – Kalekami życiowymi są ci faceci, którzy uważają, że im się skok w bok należy, a żona pokornie siedzi w domu. Jeśli on zaniedbuje żonę szukając nowej rozrywki, to i nie powinien się dziwić, że jest rogaczem. W związku się trzeba starać. Zawsze – pokreśliła – Pamiętajcie o tym, dzieci.



W poniedziałkowy wieczór weszła do mieszkania, ciągnąć za sobą walizeczkę z dokumentami. Spędziła trzy godziny w Urzędzie Skarbowym i chętnie by go podpaliła, albo podłożyła bombę. Nie rozumiała, jak urzędnicy z premedytacją mogą marnować czas innych. Sami się nie spieszyli, ale gdyby ona nie złożyła stosownych dokumentów w terminie, pojawiłby się wielki problem. Szczerze miała nadzieję, że Genowefa przygotowała im kolację. Była potwornie głodna i na tyle zmęczona, że z chęcią zjadłaby nawet pieczoną golonkę, której nigdy nie odważyła się tknąć. Jednak w kuchni zamiast staruszki zastała Dobrzańskiego, który przepasany fartuszkiem kuchennym krojąc pomidory nucił coś pod nosem.

- Cześć – dopiero teraz ją zauważył – Gdzie babcia? – zainteresowała się

- Nie ma – rzekł z wyraźną satysfakcją i zajrzał do piekarnika, z którego dochodziły zapachy pobudzające soki żołądkowe – Moi rodzice wylądowali o dwunastej na Okęciu. Po trzeciej zawiozłem babkę do nich. Faszerowana cukinia – wyjął naczynie żaroodporne – Masz ochotę? Pozbyliśmy się jej. Mamy, co świętować – wyszczerzył się

- Jestem głodna, jak wilk. Ale to tak sama z siebie chciała do nich jechać? Nie protestowała? – chciała nakryć do stołu, ale dopiero teraz zauważyła, że dwa talerze i butelka wina już czeka.

- Nie. Nawet nie. Wymieszaj sałatkę – zarządził – Powiedziałem jej, że będziemy się czuli swobodniej, jak się przeniesie i że za kilka dni znów się zobaczymy, bo rodzice będą chcieli podzielić się wrażeniami z wyjazdu. Zresztą już nas umówiłem na kolację w czwartek. Mam nadzieję, że nie masz planów – obrzucił ją krótkim, pytającym spojrzeniem, nakładając zielone warzywa z mięsnym farszem na talerze – Sorry, że z tobą nie ustaliłem, ale byłem tak szczęśliwy, gdy ją tam zawiozłem, że godziłem się na wszystko, co zaproponowała mama – roześmiał się.

- W porządku. Mam nadzieję, że do czwartku uda mi się kupić suknię – wywróciła oczami i biorąc kęs mruknęła z zadowoleniem – Muszę przyznać, że coraz bardziej rozwijasz się kulinarnie

- No właśnie, czasu coraz mniej. Ale dlaczego akurat do czwartku? – zaciekawił się upijając łyk wina

- Bo twoja babka proponowała mi pomoc w wyborze. Wykręciłam się, ale postawiła mi ultimatum, że jeśli do końca tygodnia nie kupię sukni, to się w to zaangażuje – skrzywiła się – A jeśli tak się stanie będziesz brał ślub z bezą. Ona jest fanką przepychu, koronek, falbanek. Także będzie mnie trzy razy więcej. Mogę zginąć gdzieś tam pośród ton tego białego materiału – zaśmiali się oboje

- Trzymam kciuki, żebyś coś znalazła. Zresztą mogę ci pomóc. Możemy jechać jutro – zaoferował

- Wiesz, lepiej nie. Jakby się twoja rodzina o tym dowiedziała jeszcze by kazali przesunąć uroczystość. Generalnie w polskiej tradycji pan młody nie powinien wiedzieć panny młodej w sukni przed ślubem, bo to przynosi pecha

- No chyba nie wierzysz w te zabobony – zaśmiał się

- Ja nie powiedziałam, że wierzę, ale nie wiadomo w co ona wierzy. Jeszcze się przypadkiem dowie i będzie afera

- Wiedzę, że zaczynasz mieć do niej podobny stosunek, jak ja – spojrzał na nią wzrokiem ‘a nie mówiłem?’

- Bez przesady. Ale jeszcze jakiś pismak zrobi nam zdjęcie, jak wybieramy suknię i znów będzie szum. Wolę to załatwić sama przy pomocy Violki.

- W porządku. Ja w zeszłym tygodniu byłem rozejrzeć się za garniturem i sam nie wiem, czy lepszy granat, czy jednak czarny.

- Zdecydowanie lepiej będziesz wyglądał w granacie.

- Zdaje się na ciebie w takim razie. Musimy jeszcze kwiaty wybrać. Dobrze, że oni większość kwestii wzięli na siebie, ale dzień za dniem mija, a my mamy jeszcze kilka szczegółów do załatwienia. A teraz – uzupełnił kieliszki winem – wypijmy za to, że przetrwaliśmy nalot tej czarownicy – ze śmiechem stuknęli się szkłem i wypili po łyku – I za to, że już sobie pojechała

W towarzystwie butelki przenieśli się na sofę. Dyskutowali o szczegółach ślubu, o planach zawodowych na najbliższy czas i o konieczności przesunięcia wyjazdu na Mazury o kolejny tydzień. Doszli do wniosku, że Brzeska z pewnością im wybaczy późniejszy wyjazd, jeśli powiedzą jej, że potraktują to jako podróż przedślubną. Wreszcie napięcie związane z jej wizyta opadło. Już nie musieli kontrolować każdego swojego spojrzenia, gestu, słowa. I nawzajem sobie gratulowali, że przedstawienie wypadło bardzo przekonująco, bo babka wciąż jest ich związkiem zachwycona.

- Przyniosę drugą butelkę – ruszył do kuchni w poszukiwaniu wina

- Chcesz mnie upić – zaśmiała się

- A skąd – zaprotestował wykręcając korek – Chcę się zrelaksować po tym pieprzonym bigbrotherze, który nam urządziła – pokręcił głową. Wciąż nie mógł uwierzyć, że babka złożyła im niezapowiedzianą wizytę. I że przyjechała w takim momencie, że nie miał jak się jej pozbyć – Ja się zastanawiałem, czy rozmawiając wieczorem w sypialni nie usłyszymy zza drzwi ‘rozmowa kontrolowana’ – oboje parsknęli śmiechem.

- Daj spokój – machnęła ręką, gdy nieco się uspokoiła – Oprócz tych dziwacznych rozmów nie było aż tak tragicznie. Nie zaglądała o poranku do sypialni i nie sprawdzała, czy jesteśmy w bieliźnie

- A skąd wiesz? Masz mocny sen

- No bez przesady!

- Ja ci nic nie chciałem mówić, ale jak wróciłem w piątek, to ją przyłapałem, jak wychodziła z naszej sypialni – Ulka spojrzała na niego zaskoczona – No tak. Tłumaczyła, że niby chciała podlać kwiaty, ale konewki w ręku to ona nie miała. Mówiłem ci, że będzie inwigilacja na poziomie służb specjalnych

- Może rzeczywiście chciała je podlać – rzekła takim tonem, jakby sama próbowała się do tego pomysłu przekonać

- Jasne – zaśmiał się z nutą lekceważenia – A świstak siedzi, bo sreberka były z przemytu. Prowadziła z tobą dyskusję o tym, jak się kochamy, to zapewne poszła powęszyć w sypialni. Mam nadzieję, że nie szukała w śmieciach zużytych gumek, ale po niej to już się można wszystkiego spodziewać – mruknął – I mam nadzieję, że to była jednorazowa kontrola i nie wpadnie na pomysł, żeby znów złożyć nam wizytę na przykład kilka tygodni po ślubie. Jeszcze ze dwa dni z nią pod jednym dachem i zawał murowany – połączenie kilka kieliszków wina i jego tekstów sprawiło, że śmiała się perliście – Już nie wspominając o tym, ile mi siwych włosów przez nią przybyło. A później będzie ‘Mareczku, posunąłeś się’ – próbował naśladować staruszkę, a hamując śmiech miał utrudnione zadanie

- Skoro już nie przyjedzie, to mogę wrócić do swojej sypialni – stwierdziła patrząc mu w oczy. Czyżby znów miała ochotę go sprowokować? 

- Nie znamy dnia, ani godziny, kiedy znów przyjedzie – odparł szybko – Poza tym, chyba nie było tak źle. Nie rozkopuję się w nocy, nie chrapię, nie ściągam z ciebie kołdry – zaczął wyliczankę, wciąż utrzymując jej spojrzenie – Idzie zima, będzie ci chłodno. A tak, to zawsze będziesz się mogła przytulić – znacząco podniósł brew do góry.

czwartek, 7 września 2017

'Umowa' XVIII


Zerwała się z łóżka z samego rana. Marek jeszcze smacznie chrapał, gdy zeszła na dół. Po kolacji szybko poszła na górę tłumacząc się zmęczeniem i ciężkimi dniem, a Dobrzański został z babcią wysłuchującej opowieści o przyjaciółkach. Nawet nie zauważyła, o której się położył. Ku swojemu zaskoczeniu kilka minut po siódmej zastała na dole Brzeską krzątającą co się po kuchni.
- O, Uleńka! Co tak wcześnie? – uśmiechnęła się uroczo - Ja właśnie szykuję dla was śniadanko.
- Ale zupełnie nie ma takiej potrzeby. Pani jest naszym gościem – wskazała jej na krzesło przy stole, a sama zajęła się wystawieniem talerzy i filiżanek.
- Już ci powtarzałam kilka razy, żebyś mówiła mi babciu. A poza tym to żaden problem. Chociaż tak naprawdę nie bardzo wiedziałam, co mam przygotować – bezradnie rozłożyła ręce - Nie wiem, czy Marek woli jajecznicę, czy sadzone. I co ty jadasz na śniadania. Masz taką świetną figurę – Ula roześmiała się słysząc ten komplement – Pewnie tylko jogurt albo owsiankę.
- Na szczęście mam dobre geny. Po owsiance nie miałabym siły zliczać tych wszystkich tabelek i przerzucać sterty papierów – puściła w kierunku Brzeskiej oczko.
- Przez te kilka dni poznam cię lepiej niż wnuka przez trzydzieści lat jego życia – zrobiła smutną minę. Cieplakównie zrobiło się żal kobiety. Być może Marek się mylił, był uprzedzony do babki.
- Wnukowie zwykle mają lepsze relacje z dziadkami. Wnuczki uwielbiają babcie – uśmiechnęła się pocieszająco - Marek zdecydowanie woli jajecznicę - całe szczęście mieszkali już razem od kilkunastu tygodni i zdążyła zauważyć, co Dobrzański je - Ale to ja przygotuję śniadanie dla wszystkich. Proszę sobie siadać, nalać herbatki – postawiła przed nią dzbanek  
- Maruś jeszcze śpi?
- Tak. Chyba długo wczoraj siedzieliście – była trochę zaskoczona, że brunet znalazł tematy do rozmowy z babką i cierpliwie to znosił. Może zaczął ją lepiej poznawać i się do niej przekonywać? Doskonale zdawała sobie sprawę, że ta wizyta nie była wynikiem sklerozy, a zręcznym planem, ale może staruszka naprawdę nie była taka straszna i nie miała złych intencji. Może chciała poznać wnuka, a nie wtrącać się w jego życie? Wszystko na to wskazywało.
- Nie po dziesiątej poszedł na górę. Ja się kładę zwykle przed północą. Generalnie z wiekiem gorzej sypiam – mruknęła - Ale to dobrze, że jeszcze śpi.  Będę miała okazję porozmawiać z tobą porozmawiać. W ciągu dnia jesteś bardzo zajęta. Teraz mamy chwilę. Powiedz mi moje dziecko,  jak wam się układa? - Ula spojrzała na kobietę niepewnie i zajmując ręce krojeniem zielonego ogórka, odparła
- Bardzo dobrze.
- Dużo pracujecie. Marka często nie ma w domu. Nie macie dla siebie wystarczająco czasu – rzekła z wyraźnym zmartwieniem
- Bez przesady. Dajemy radę. Nie w każdy weekend są imprezy, więc Marek często bywa w domu. Poza tym ma przecież duży zespół i nie za każdym razem uczestniczy w przygotowaniach. Nie możemy narzekać. Współczesne pary mają dużo mniej czasu. Poza tym ja sporo pracuje w domu, Marek też nie zawsze jeździ do biura, więc możemy pobyć się ze sobą. Jak się chce, to zawsze można wygospodarować trochę czasu – tłumaczyła starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.
- To dobrze – rzekła z wyraźną ulgą - Ważne żeby jak najwięcej czasu spędzać razem żeby się dobrze poznać i żeby zbudować silną więź. Bardzo się martwiłam, że nigdy się nie ustatkuje. Aż wreszcie pojawiłeś się ty i chyba zrozumiał, co jest w życiu ważne – Ula w duchu przyznała Dobrzańskiemu statuetkę Oskara dla najlepszego aktora w kategorii ‘mężczyzna idealny’. Potrafił tak wykreować swój wizerunek, że najwidoczniej Genowefa uwierzyła, że jej wnuk się zmienił, spoważniał i zaczął doceniać to, co do tej pory uważał za zupełnie nieistotne - A tak w ogóle to bardzo cię przepraszam, że pokrzyżowała wam plany. Ten mój przyjazd, taki niezapowiedziany, nie miałam pojęcia, że jeszcze nie byliście na tych Mazurach.
- Tak się złożyło – wzruszyła ramionami stojąc tyłem do kobiety. Zajęta była przygotowywaniem owocowej sałatki, która miała być idealnym uzupełnieniem śniadania - Byłam zajęta, później Marek miał zobowiązania i tak wstępnie wytypowaliśmy ten weekend, ale nic się nie dzieje. Ten prezent od babci nie jest jakoś ograniczony czasowo, więc pojedziemy nawet jesienią, może pogoda będzie sprzyjać. Zresztą możemy to potraktować jako taki weekend poślubny
- O nie, moja droga – zareagowała gwałtownie - Podróż poślubna rzecz święta i to wcale nie będzie Pojezierze. Już ja o to zadbam
- Ale naprawdę to nie jest konieczne – próbowała protestować
- Jest, jest. Sama wiem, co powinniście dostać w prezencie ślubnym – rzekła tonem, który jednoznacznie sugerował, że nie ma dyskusji i nawet mimo sprzeciwu Uli, ona i tak zrobi to, co uważa za stosowne. Cieplakówna postanowiła odpuścić. Wszystko wskazywało na to, że czeka ją tydzień z Markiem, w jakimś ciepłym miejscu, a ilość półnagich kobiet tylko będzie potęgowała frustrację Dobrzańskiego. Zaśmiała się w duchu. Z prowokowania go miała niezłą rozrywkę, a pożądanie w jego oczach dawało jej satysfakcję. Po rozstaniu z Bartkiem jej wiara we własną atrakcyjność podupadła. Zaniedbała się i skupiła głownie na pracy. Dzięki tej umowie z Markiem stała się atrakcyjną kobietą, która zwracała uwagę, nie tylko wiecznego Casanovy, ale również innych mężczyzn, którzy przypatrywali jej się z nieskłamaną przyjemnością. Niejednokrotnie zastanawiała się, czy Marek chce ją zaciągnąć do łóżka, bo rzeczywiście mu się podoba, czy patrzy na nią w kategoriach dziewczyny poznanej w klubie, dzięki której mógł osiągnąć orgazm i udowodnić sobie jakim jest macho. Z rozmyślań wyrwał ją głos staruszki - A powiedz mi moje dziecko jak tam… no wiesz, nie chcę być za bardzo bezpośrednia - była lekko zakłopotana ale brnęła w ten temat dalej – ale trudno. Porozmawiamy, jak kobieta z kobietą – chwilowe zakłopotanie minęło - Jak tam układa się wam w sypialni - stała odwrócona tyłem, krojąc pomidory, gdy padło to pytanie. Zatkało ją, a nóż zawisł nad krwistoczerwony warzywem i całe szczęście nie wylądował na jej palcu. Nie wiedziała, czy ma się roześmiać i potraktować to jako żart, czy wpaść histerię, że przyszło jej rozmawiać z babką swojego rzekomego partnera o tak delikatnych kwestiach. Dobrzański miał rację mówiąc że babka będzie wypytywać i interesować się każdą dziedziną ich życia. Sądziła że przesadzam, ale wychodziło na to, że jednak doskonale zna swoją babkę i wie, na co ją stać. Odwróciła się powoli, mając nadzieję, że to był tylko żart ze strony Genowefy, że tylko ją podpuszcza. Miała nadzieję odwrócić się, usłyszeć szerzy śmiech i szybką zmianę tematu. Ale nic takiego nie miało miejsca. Staruszka z wyczekiwanym wpatrywała się w nią.
- Dobrze – odparła, posyłając jednocześnie niemrawy uśmiech. Szczerze miała nadzieję, że ta lakoniczna odpowiedź będzie jasnym sygnałem, że rozmowa na intymne tematy jej nie pasuje i okaże się jednocześnie zakończeniem tego wątku - Może zrobię jeszcze sałatkę z tuńczyka. Hmm? - chciała zmienić temat, ale Brzeska się nie poddawała i ignorując jej pytanie brnęła dalej
- Wiesz kochanie, tak zaczęłam ten temat, bo Marek nigdy żadnej relacji nie potrafił utrzymać na dłużej. Obie wiemy, jak Marek  żył wcześniej. Ilość kobiet, które przewijały się w jego życiu świadczy o tym, że skupiał się wyłącznie na sobie i swojej satysfakcji. Mój wnuk jest egoistą, a w zasadzie był, bo dzięki tobie zaczął się zmieniać – rzekła z wyraźną sympatią – Mimo tego, że zaczął dostrzegać kogoś poza czubkiem własnego nosa, to wciąż mężczyzna. Oni zazwyczaj dążą tylko do własnej satysfakcji i nie skupiają się na kobiecie. A my też mamy swoje potrzeby i musimy być zadowolone. W łóżku nie tylko mężczyźnie ma być dobrze – dziewczyna była wyraźnie zmieszana, ale starała się przetrwać to godnie. Nie bardzo wiedziała, jak wybrnąć z tej rozmowy i jak zmienić temat . Z konieczności czynnego udziału w dyskusji wybawiła ją Genowefa, kontynuując swoje wywody - Wiesz dziecko, miałam trzech mężów, więc doskonale wiemy, jak ważny w związku jest seks dla obu stron. Mój pierwszy mąż był fantastycznym kochankiem, a drugim okazał się kompletną porażką i gdyby nie zmarł nagle, to pewnie bym się z nim rozwiodła – zaśmiała się pod nosem - Mam nadzieję że mój wnuk się stara i zwraca uwagę również na twoje potrzeby.

Gdy schodził na dół, do jego uszu docierały strzępki prowadzonej w kuchni dyskusji. Uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją. Wybór Uli na żonę okazał się strzałem w dziesiątkę. Doskonale wyczuł gust babki. Słuchanie jej narzekań przez długie lata, przekazywanych z pośrednictwem Heleny, się opłaciło. Znalazł partnerkę, która w każdym calu spełniała wyobrażenia jego rodziny o żonie idealnej. 
- Czemu mnie nie obudziłaś? - zapytał od progu z udawaną pretensją. Kobiety jak na komendę przerwały dyskusję i spojrzały w jego kierunku -  A tak w ogóle to dzień dobry - przelotnie spojrzał na babkę i siadając obok narzeczonej musnął ustami jej szyję – Pięknie pachniesz – wymruczał do jej ucha na tyle cicho, by Brzeska nie miała szansy tego słyszeć 
 - Wiedziałam, że do firmy jedziesz dopiero na dziesiątą, więc możesz sobie pospać - posłał jej wdzięczny uśmiech 
- A o czym tak dyskutujecie od rana? - zapytał upijając łyk aromatycznej kawy 
- O tym, że przestaniesz mnie zadowalać w łóżku to mogę się z tobą rozwieść - oświadczyła z uwagą przyglądając się jego reakcji i ewidentnie z trudem hamując śmiech. Mało brakowało a zachłysnął by się kofeinowy napojem. Gwałtownie złapał powietrze próbując odkaszlnąć ciecz, która niebezpiecznie znalazła się w drogach oddechowych. Gdy złapał tchu obrzucił spojrzeniem najpierw babkę, a później narzeczoną i roześmiał się nerwowo 
- Nie macie lepszych tematów o ósmej rano? – próbował brzmieć wesoło 
- Ale to jest bardzo dobry temat kochanie - wyszczerzyła się i poklepała po udzie. Na swoje usprawiedliwienie miała tylko to, że najwyraźniej lekko mu dokuczając próbowała odreagować poranne rozmowy. Był przekonany, że to nie księgowa była prowodyrką rozmów o ich pożyciu.  
 - Mareczku, po prostu chcę żeby twój związek był szczęśliwy i trwały, dlatego tak sobie z Ulą dyskutujemy. Może jestem stara, ale coś tam jeszcze pamiętam i wiem że bardzo dużo zależy od starań mężczyzny 
- Fantastycznie - wywrócił oczami – Ustaliłyście już, ile średnio musi być orgazmów, żeby związek można było uznać za szczęśliwy? - zapytał z przekąsem nakładając sobie plasterek szynki na talerzyk. 
- Nie bądź złośliwy – upomniała go babka – To są bardzo ważne kwestie i powinno się o tym rozmawiać
- Super - mruknął pod nosem – Tylko, że o tym, to chyba powinniśmy porozmawiać z Ulą sami. A z tobą chciałbym rozmawiać, co chcesz robić w weekend, skoro już przyjechałaś – tym razem doskonale dało się wyczuć, że ta wizyta nie jest tą wymarzoną i nawet specjalnie się z tym nie krył – Zastanów się, gdzie chcesz jechać

 -Czy możesz nie rozmawiać się z moją babcią na takie tematy - huknął na nią, gdy tylko dotarła wieczorem do sypialni. Cały dzień nie mieli okazji porozmawiać. A gdy późnym popołudniem niemal równocześnie zjechali się na Sadybę, to Brzeska zajęła ich jakąś durną opowieścią o ciotce kuzyna szwagra wujka Staśka, czy innej wody po kisielu, serwując im jednocześnie zupę warzywną z brukselką, której od dziecka szczerze nienawidził. Poszedł pod prysznic pierwszy, ona jeszcze blisko półtorej godziny siedziała nad wyliczeniami, ale czytając książkę nieznudzony czekał na nią - Robisz ze mnie kozła ofiarnego – wycedził - Bo jak się nie będziesz Mareczku starał, to Ula się z tobą rozwiedzie – starał się naśladować babkę - Zabezpieczasz się już przed rozwodem? Żeby moja rodzina nie miała do ciebie pretensji, żeby ci współczuła? – nawet nie dał jej dojść do słowa - Dlaczego jej powiedziałaś, że problemem nie jest to, że się nie staram łóżku, tylko że ty nawet nie pozwalasz mi się starać! – wciąż był wściekły przez tą poranną gadkę, ale starał się tłumić głos, żeby ich przypadkiem nie usłyszała Genowefa.                                                
- To ona zaczęła dyskusję i próbowała mnie ciągnąć za język. Ja jej tylko powiedziałam, że układa nam się bardzo dobrze. A ona zaczęła te swoje wywody. Daj mi spokój, to nie moja wina. Nawet jakbyśmy razem sypialni i miałabym co opowiadać, to tego typu rozmowy z babką czy matką mojego partnera są dla mnie żenujące, rozumiesz? – chwyciła w rękę atłasową koszulkę nocną, w której spała i zmierzała w kierunku łazienki 
- Czy tu musisz w tym spać? – zapytał z pretensją. Zmarszczyła brwi nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi. I wtedy ją olśniło. Przypomniała sobie ten jego wzrok, gdy zastał ją w samym ręczniku w kuchni. A ta koszulka podkreślała jej atuty. Na cienkich ramiączkach, uwypuklającą piersi, tuż za pośladki. 
- A co, masz erekcję? – zaśmiała się złośliwie – Twoim zdaniem powinnam spać w worku pokutnym? Widzę, że cała rodzina ma bzika na punkcie seksu – rzuciła pod nosem, na tyle głośno, żeby słyszał i wyszła pod prysznic.