B

niedziela, 7 stycznia 2018

'Umowa' XXIV


Wieczorem, tuż po zakwaterowaniu się w hotelu, spotkali się w designerskiej restauracji na parterze. Brzeska wieczór rozpoczęła od zamówienia najdroższej butelki szampana.

- To opowiadajcie, jak było – wlepiła w nich zaciekawione spojrzenie – Bo tego ‘fajnie’ rzuconego podczas podróży nie uznaję za odpowiedź – rzekła z wyrzutem w stronę wnuka. Staruszka była żądna szczegółów, a nie krótkiego wyrazu, niewiele mówiącego przymiotnika, który miał określić tydzień ich nieobecności w Polsce.

- Hotel naprawdę fantastyczny – uśmiechnęła się Ulka – Cudowna pogoda, piękne plaże. Leniuchowaliśmy, zwiedziliśmy okolice. Naprawdę bardzo dziękujemy. Miała babcia świetny pomysł z tym wyjazdem. Naładowaliśmy baterie na jesienno-zimowe tygodnie

- Cieszę się. Młode małżeństwo powinno jak najwięcej czasu spędzać z dala od trosk, życia codziennego i tylko we dwoje – Dobrzański obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem

- Aha i dlatego postanowiłaś przyjechać tutaj z nami? – zapytał nie kryjąc zdziwienia słowami babki. Od początku nie ukrywał, że jej obecność wybitnie mu nie pasowała. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Ulka w jej obecności będzie bardziej powściągliwa. Owszem, nie szczędzili sobie przy Brzeskiej pocałunków, bo babka bardzo lubiła przyglądać się ich wielkiej miłości, ale nie mógł już liczyć na poryw namiętności w hotelowej saunie czy jacuzzi. Ulka z pewnością nigdy by się na to nie zdecydowała w obawie, że staruszka niespodziewanie postanowi do nich dołączyć. A i on wolał, żeby babka nie była świadkiem jego wzwodu.

- Marek – upomniała go małżonka. Nie wypadało, skoro Brzeska, jakby nie patrzeć, była gospodarzem tego spotkania i fundatorem wyjazdu. Wywrócił tylko oczami.

- Masz rację – przyznała niespodziewanie – Przyjechałam tutaj z premedytacją. W przyszłym tygodniu wracam do Niemiec. Zaniedbałam trochę życie towarzyskie w Berlinie. Moje przyjaciółki się stęskniły. Wysłałam im już zdjęcie z waszego ślubu, były zachwycone! – opowiadała podekscytowana – Twierdzą, że tworzycie naprawdę piękną parę. Muszę im o was więcej opowiedzieć – Cieplakówna posłała jej niewyraźny uśmiech, a brunet pokręcił głową z rezygnacją - Przyjadę dopiero w grudniu i chciałam się wami jeszcze troszkę nacieszyć.

- Mam nadzieję, że babcia nie zamierza wysyłać już nas na żadną wycieczkę – wtrąciła Ula – Czas wrócić do obowiązków

- Wiem dziecko, że masz firmę, to znaczy, że macie firmy – ostatnie słowo wypowiedziała z wyraźną niechęcią – I że jesteś odpowiedzialna za swoich klientów. Absolutnie nie chcę wpływać na prosperowanie twojej działalności i utratę zleceniodawców. Naprawdę bardzo się cieszę, że masz tak porządną pracę. Dzięki temu jestem spokojna o waszą przyszłość. Bo ta firma – uniosła oczy ku górze, kręcą głową z powątpiewaniem – prędzej czy później padnie – Marek obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem – Ludzie przestaną wydawać pieniądze na te imprezy wypełnione morzem alkoholu i rozwiązłością i wrócą do tradycyjnych wartości, jak rodzina.

- Taaak, do chrześcijańskich korzeni – mruknął pod nosem z przekąsem – Bóg, honor, ojczyzna

- Proszę cię nie kpij! – rzekła z wyraźną reprymendą w głosie – Podstawą jest rodzina i na tym każdy powinien się skupiać. Podstawowa komórka społeczna, od której wszystko się zaczyna i na której wszystko się kończy. Ale na szczęście nie zginiecie z głodu, bo w przeciwieństwie do ciebie twoja żona ma porządny i perspektywiczny zawód. Coraz częściej to my jesteśmy zaradniejsze i utrzymujemy mężów – poklepała Cieplakównę po dłoni. Dziewczyna doskonale widziała, że w Dobrzańskim się gotuje i wybuch jest tylko kwestią ułamków sekundy. 

- Potrafię zarobić na rodzinę – syknął wściekły – i być odpowiedzialny. Podobnie, jak potrafię opiekować się żoną i zaspokoić ją w łóżku – wycedził, umiejętnie nawiązując do jednej z pierwszych rozmów, tuż po poznaniu obu pań – Prawda kochanie? – wlepił wyczekujące spojrzenie w małżonkę. Ta chrząknęła nieznacznie, pospiesznie zastanawiając się, jak wybrnąć i umiejętnie zakończyć tę dyskusję, bo awantura wisiała w powietrzu. W końcu przyjechali tu by miło spędzić czas, a nie pokłócić się ledwie trzy godziny po przyjeździe. Już chciała coś powiedzieć, ale wyprzedziła ją Brzeska

- To bardzo dobrze. Jak się z kimś uprawia seks, to tak, jakby się z nim wyruszało w daleką podróż – rzekła z wyraźnym sentymentem. Jej bezpośredniość po raz kolejny zadziwiła nie tylko Ulę, ale i Marka – Mój drugi mąż niestety zabierał mnie jedynie pod miasto, a wręcz na przedmieścia – mruknęła zniesmaczona wspomnieniami – Mam nadzieję, że – najwyraźniej chciała kontynuować, ale niespodziewanie w słowo weszła jej Ula

- Może zamówimy sobie suflety czekoladowe na deser? – zaproponowała ni stąd ni zowąd, próbując zmienić temat

- A propos czekolady – Genowefa zerknęła na zegarek na nadgarstku wnuka – Już dwudziesta? – zdziwiła się – Muszę wracać do pokoju. Zamówiłam sobie masaż gorącą czekoladą.

- Ty? – szczerze zdziwił się brunet, nieco już spokojniejszym tonem

- Marusiu, to że jestem stara, nie znaczy, że już nic mi się od życia nie należy. Zwłaszcza, że masażysta jest młodym szatynem o atletycznej sylwetce – puściła oczko w kierunku Ulki – A ty mógłbyś zafundować podobny masaż żonie. A jeśli brak ci umiejętności zawsze możesz poprosić o pomoc pana Roberta – tak, uśmiech, który posłała wnukowi można było zaliczyć do tych złośliwych. Nerwowo zacisnął szczęki – Miłego wieczoru wam życzę dzieciaczki – uśmiechnęła się uroczo i podreptała w kierunku wind

- Czy tylko ja mam wrażenie, że na każdym kroku próbuje zrobić ze mnie nieudacznika? – pytał wyraźnie zdenerwowany, wlepiając wzrok w resztkę szampana na dnie kieliszka

- Poniekąd sam jesteś sobie winny – momentalnie przeniósł wzrok na Cieplakównę – Trzeba było nie godzić się na tę umowę i nie wyciągać ręki po jej pieniądze. Teraz to nie pozostaje ci nic innego, jak zacisnąć zęby i ładnie się uśmiechać.



Gdy tylko położyła się do łóżka, wargi Dobrzańskiego momentalnie znalazły się na jej szyi, a dłoń zaczęła wędrówkę po wewnętrznej stronie uda. Odsunęła się nieznacznie i obrzuciła spojrzeniem przywołującym do porządku.

- Jeśli po rozmowie z babcią zamierasz sobie coś udowodnić, to bardzo mi przykro, ale nie ze mną – oświadczyła – Nie zamierzam leczyć cię dzisiaj z twoich kompleksów – naciągnęła wyżej kołdrę, sprawiając, że była nią teraz okryta po samą szyję

- Ja nie mam kompleksów – wycedził – Po prostu chciałem się zrelaksować

- To idź pobiegaj – spojrzała na niego z wyższością

- Obie mnie wykończycie – syknął, nerwowymi ruchami poprawiając pod głową poduszkę

- I zgaś proszę lampkę.





W jeden z listopadowych wieczorów dosiadł się do niej na sofę, gdy intensywnie wczytywała się w pliki kartek

- CV? – zdziwił się

- Postanowiłam wreszcie pójść za twoją radą i zatrudnić jeszcze dwie osoby do pomocy.

- No wreszcie – uśmiechnął się – Nieco odsapniesz

- Tego bym nie powiedziała. Pracy jest coraz więcej. Poczta pantoflowa działa. Głównie dzięki tobie i twoim znajomym.

- Cieszę się. Ale mam nadzieję, że moimi rozliczeniami wciąż będziesz zajmować się osobiście – przyjrzał jej się uważnie

- Sugerujesz, że zatrudnię niekompetentne osoby? – zapytała zaczepnie, unikając tym samym konieczności odpowiedzi

- Absolutnie. Po prostu do ciebie mam duże zaufanie, a poza tym dziewczyny cię lubią, wprowadzasz fajną atmosferę – słysząc to przyjrzała mu się podejrzliwie

- Coś ode mnie chcesz – stwierdziła, wbijając w jego klatkę piersiową wskazujący palec. Roześmiał się głośno

- Mam dla ciebie pewną propozycję. Ale nie dla tego jestem miły. Po prostu stwierdziłem fakty – bronił się

- Dobra, dobra – rzekła z politowaniem – Jeśli ta propozycja ma związek z pokazem mody, na który zaproszenie leży w przedpokoju, to zapomnij. Już ci mówiłam, że nie znoszę takich wyjść i nie będę w nich uczestniczyć. Jak chcesz, idź sam – wzruszyła ramionami, wracając do przeglądania ofert

- Pudło. Zresztą ja też się nie wybieram – zerknęła na niego zaskoczona. Jeszcze pół roku temu chodził na większość imprez, na których mógł się pokazać i jak sam mówił, coś na nich ugrać. Teraz odpuszczał zlot warszawskiej śmietanki na rzecz kolacji w domu i kolejnego odcinka ulubionego serialu z młodym Stuhrem w roli głównej – Święta w górach, co ty na to?

- Że co? – kompletnie ją zamurowało.

- Proponuję, żebyśmy wyjechali na święta w Alpy. Babka zadeklarowała się już, że przyjeżdża a grudniu. Szczerze, po jej ostatnich popisach nie mam ochoty, by zepsuła mi Gwiazdkę. Zresztą pomyślałem, że ty również możesz czuć się skrępowana podczas świąt u mojej rodziny. A jeśli będziemy w Warszawie gwarantuję ci, że będą nam obie z matką wiercić dziurę, byśmy tam siedzieli z nimi non stop. A jak się będziemy migać, to babka będzie gotowa przyjechać tutaj, jak już zresztą raz zrobiła. Najlepszym wyjściem jest więc ucieczka. Skoczymy na narty, spędzimy tydzień z dala od mojej rodzinki. Hmmm? – wlepił w nią wyczekujące spojrzenie. Musiała przyznać, że część argumentów miał niezwykle trafnych. Święta z jej ojcem też nie były najlepszym rozwiązaniem, zwłaszcza, że Cieplak wciąż nie do końca zaakceptował męża córki.

- Pomysł całkiem niezły, tylko jest jedno ale – westchnęła – Nie umiem jeździć na nartach. Więc może jedźmy nad Bałtyk.

- Ale to ja cię chętnie nauczę – wyszczerzył się, a ona się skrzywiła – Uwierz mi, jestem świetnym nauczycielem. Jutro pojedziemy wybrać dla ciebie sprzęt – cmoknął ją w policzek – Dwa dni i będziesz śmigać

- Śmiem wątpić – wciąż nie była przekonana do tych gór. Zdecydowanie była turystą nadmorskim, który woli piesze wycieczki, niż szusowanie po stromych zboczach.

- A jeśli się zgodzisz, na Sylwestra może przyjechałby do nas Łukasz z rodziną – głośno się zastanawiał – Seba z Violką pewnie też nie mają planów. My wrócimy, oni zostaną jeszcze na kilka dni

- Czemu nie

- Zobaczysz, będzie fajnie – obiecywał, widząc jej umiarkowany optymizm – Idę zrobić rezerwację.



Zaczęła się przebudzać, czując coś dziwnego, relaksującego, a zarazem trzymającego w napięciu, błogiego i ekscytującego. Dopiero po chwili dotarło do niej, że ten dziwy stan jest zasługą jego palca, którym od kilku minut wodził po jej łechtaczce. Gdy tylko mruknęła z zadowolenia i zaczęła otwierać oczy, napotkała jego spojrzenie pełne rozbawienia, satysfakcji i pożądania. Nim się spostrzegła, czubkiem języka, przez cienki materiał atłasowej koszulki, drażnił jej sutek. Żadne z nich nie potrzebowało słów. Swoisty dialog prowadzili za pośrednictwem spojrzeń, westchnień i dotyku. Doskonale znali już mapę swoich ciał. Oboje widzieli, jak dać partnerowi jak najwięcej rozkoszy. Namiętność zdominowała ten zimowy poranek. Pomagał jej nadawać tempo. Unosiła się i opadała prowadząc ich do błogostanu.

- Cudownie jest zacząć dzień od orgazmu – wyszeptał wprost do jej ucha, gdy leżała na nim, próbując uspokoić zmysły

- Nie dałeś mi się wyspać – mruknęła z udawaną pretensją, gdy wreszcie z niego zeszła, układając się na skraju łóżka

- Mam nadzieję, że nie żałujesz – spojrzał na nią z błogim uśmiechem – A dalsza część atrakcji dopiero przed nami – był wyraźnie podekscytowany

- Oj – skrzywiła się – Miałam nadzieję, że sobie odpuścisz. Przecież ja mogę tam sobie zorganizować czas, jak ty będziesz szusował

- Wykluczone – rzekł kategorycznie – Idę zrobić śniadanie, ty się w tym czasie ogarnij, za godzinę wychodzimy.

W sklepie sportowym czuł się jak ryba w wodzie. Z zainteresowaniem oglądał modele nart, najnowsze wiązania. Ula wciąż sceptycznie nastawiona do pomysłu wsadzenia ją na dwie deski stała z boku.

- Te będą idealne – podszedł do niej z kompletem nart i kijków renomowanej marki.

- Czego państwo szukają? Może pomogę? – pojawił się koło nich sprzedawca w średnim wieku z dobrotliwym uśmiechem

- Wszystkiego. Jedziemy w góry, żona będzie uczyła się jeździć – czyżby powiedział to z wyraźną dumą? Ulka obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem, którego nie dostrzegł, zainteresowany kolorowymi deskami. Pierwszy raz nazwał ją ‘żoną’. Oczywiście zdarzało mu się mówić tak wcześniej w obecności swojej rodziny, ale na neutralnym gruncie wyrwało mu się tak pierwszy raz. Poczuła się dziwnie – Z tego co się orientuję, ten model będzie dla niej idealny – wskazał na wybrane przez siebie narty

- Ma pan rację. Ale skoro małżonka będzie się dopiero uczyć, sugerowałbym wstrzymać się z zakupem. Zwłaszcza, że widzę, że nie jest pani do końca przekonana – uśmiechnął się ze zrozumieniem – Można się uczyć na wypożyczonych, a jak pani złapie bakcyla, to na kolejny sezon kupicie odpowiednie narty

- Pan chyba ma rację – odezwała się wreszcie

- No może tak – przyznał – W takim razie dziś skupimy się na odzieży. Weźmiemy jeszcze gogle, buty i kask. Chodź kochanie – wyciągnął w jej kierunku dłoń i pociągnął za sobą w kierunku drugiego pomieszczenia – Słyszałem, że wypuścili teraz na rynek gogle z innowacyjną powłoką, dzięki którym nie parują – kontynuował dyskusję ze sprzedawcą. Miała nadzieję, że mimo początkowej niechęci czas spędzony z Alpach nie będzie stracony i zgodnie z przewidywaniami Dobrzańskiego pokocha ten sport.