B

środa, 21 czerwca 2017

'Umowa' XII



 Kolejna, nieco dłuższa część po moim urlopie - w okolicach 12 lipca. 

Krążył wściekły po swoim gabinecie. Tak zastał go Sebastian.
- Siema – Olszański rzucił od progu. Nie doczekał się odpowiedzi. Przez chwilę przyglądał się brunetowi w milczeniu – A co ty taki wściekły? – zainteresował się
- Ulka się wyprowadziła – oświadczył, rozkładając ręce
- A dlaczego? – rozsiadł się w fotelu przeczuwając, że będzie to temat na dłuższą pogawędkę
- Bo widziała mnie gdzieś z Iloną. Miała być u ojca, ale niespodziewanie wróciła. Jak przyjechałem do domu zastałem jakiś świstek papieru w formie liściku i pustą szafę. Nawet nie miałem, jak się tłumaczyć. A babka mnie naciska, żebyśmy razem przyszli na kolację, obiad, podwieczorek i spacer o zachodzie słońca – wyliczał wyraźnie skrzywiony
- Uuuuuu – zaśmiał się – No to grubo. A może da się jakoś ugłaskać? Odczekaj ze dwa dni, przejdzie jej.
- Zapomnij – mruknął – Nie chce ze mną gadać. Zerwała umowę. Chociaż w jej mniemaniu to ja ją zerwałem
- No jakby nie patrzeć, to ma rację – podniósł ręce w obronnym geście, gdy przyjaciel spiorunował go wzrokiem – Trzeba było się nie godzić na ten idiotyczny warunek
- Nie miałem wyjścia – wysyczał
- No to trzeba było trzymać ręce przy sobie – uśmiechnął się pod nosem
- Taaa? – spojrzał na niego prowokująco - Ciekawe czy ty byś wytrzymał bez seksu przez rok. Na dodatek pod jednym dachem z atrakcyjną dziewczyną
- Aaaaa , a więc to o to chodzi – wyszczerzył się – Boli cię, że jeszcze jej nie zaliczyłeś
- Nie łap mnie za słówka – wycedził – Jestem w czarnej dupie. Czas ucieka, babka nie dopuści. Rodzina jest Ulką zachwycona i nie ma opcji, żebym im teraz oświadczył, że się rozstaliśmy i żebym za miesiąc przedstawił im nową dziewczynę, która przypadnie im do gustu. Obawiam się, że każda kolejna w zestawieniu z Ulką będzie wypadała słabo. Nie wkluczam, że znalazłbym taką, która podbiłaby ich serca, ale na to trzeba miesięcy. A ja cały czas słyszę tik, tak, tik, tak – wykonywał śmieszne ruchy głową
- No to stary nie masz wyjścia. Musisz się kajać i dogadać z Ulką
- Już czuję ten zapach pieniędzy przechodzących mi koło nosa – bąknął wyraźnie niezadowolony

Po raz drugi tego dnia wszedł do pokoju, który zajmowała
- Pogadamy?
- A tobie się płyta zacięła? – zapytała obrzucając go zniesmaczonym spojrzeniem. Idąc tu wiedział, że łatwo nie będzie i że Cieplak będzie mu utrudniać, niż pomagać, ale musiał spróbować – Taka bawimy się w niekończącą się historię?
- Chcę pogadać i dojść do porozumienia – rzekł spokojnym tonem, chociaż wiele on go kosztował w obecnej sytuacji
- Tylko widzisz…. Ja nie bardzo chcę. To nie jest dla mnie priorytet – uśmiechnęła się sztucznie i wróciła do zliczania kolejnych pozycji na kalkulatorze
- Daj mi szansę. Bardzo mi zależy na tym, żebyśmy się dogadali. Przepraszam, że nie dotrzymałem warunków umowy. Miałaś prawo się zdenerwować i masz prawo mieć żal, bo w końcu na coś się umówiliśmy.
- Na przykład na to, że nie będziesz ze mnie robił pośmiewiska na pół Polski, skoro mimochodem stałam się bohaterką szmatławców, którymi do tej pory wypychałam sobie na lato buty zimowe
- To prawda – pokiwał głową - Zachowałem się nieodpowiedzialnie
- Jesteś już dużym chłopcem i doskonale wiedziałeś na co się decydujesz. Nie zmuszałam cię do podpisania tej umowy. Oboje przyjęliśmy pewne warunki. Ja starałam się z niej wywiązywać. Dla ciebie papier to jedno, a to, co robisz, to drugie
- Przepraszam – rzekł szczerze – Będzie to marne wytłumaczenie, jeśli powiem, że jestem podatny na kobiece wdzięki. A kiedy zobaczyłem cię w tym ręczniku… – mruknął cicho, jakby bardziej do siebie. Zaskoczył ją. I ku rozczarowaniu nie dokończył zdania milknąc nagle.
- Aha – rzuciła z kpiną próbując szybko odzyskać rezon – czyli to, że bzykasz na boku panienki to jest moja wina – bardziej stwierdziła, niż zapytała
- Nie – mruknął – Po prostu…. – nie dała mu dokończyć
- Doprawdy wzruszyła mnie twoja historia. Ale jeśli masz problem z popędem, to może czas się udać do specjalisty. Albo nie wiem, zacznij łykać brom. Jedni się faszerują błękitnymi drażetkami, żeby konar zapłonął, a ty powinieneś próbować go wygasić, bo pali się zbyt wielkim płomieniem – westchnął ciężko i postanowił przejść do sedna
- Posłuchaj, nie będę ukrywać, że bardzo mi zależy na tym, byśmy kontynuowali umowę. Dobrze wiesz, że potrzebuję tych pieniędzy. Chciałbym, żebyś wróciła na Sadybę i żebyśmy za półtora miesiąca ogłosili nasze zaręczyny
- Chce pół miliona – oświadczyła, spoglądają mu bezczelnie w oczy. Słysząc tę kwotę aż się zakrztusił własną śliną
- Słucham? – bąknął - Obiecuję ci, że ta sytuacja się nie powtórzy, że nie będę kręcić i będę dotrzymywał warunków umowy. Umowy, którą już podpisaliśmy – zaznaczył
- I której ty nie przestrzegałeś. Twoje słowa i papier są niewiele warte. Pół miliona. Najbardziej lubisz pieniądze. I można cię zmobilizować tylko tym.
- Trzysta tysięcy – postanowił negocjować
- Czterysta. A jeśli ta sytuacja się powtórzy w przyszłości nie omieszkam poinformować twojej rodziny o powodach naszego ‘rozstania’ – przy ostatnim wyrazie wykonała powietrzny cudzysłów
- Kobieta bez serca – mruknął pod nosem i wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą uścisnęła – Mam nadzieję, że wrócisz jeszcze dziś. Na jutro umówię nas na kolację z babką. Nie może się ciebie doczekać. Powiedziałem jej, że przez kilka dni opiekujesz się chorym ojcem  
- Ach ta miłość do pieniędzy – pokręciła głową
- Twoja, czy moja? – zagadnął zaczepnie. W głębi duszy cieszył się, że doszli do porozumienia. Szkoda mu było tych kilkuset tysięcy, ale w ogólnym rachunku zysków i strat i tak wychodził na plus
- Twoja. Ja po prostu za ich pośrednictwem staram sobie kupić trochę szacunku – spuścił wzrok

poniedziałek, 12 czerwca 2017

'Umowa' XI



Całą drogę do Rysiowa zastanawiała się, co ta kuchenna sytuacja miała znaczyć. W co z nią grał? Czy gdyby nie odeszła, pocałowałby ją? A później…. Przecież już wcześniej jej sugerował, że powinna wywiązywać się ze wszystkich obowiązków małżeńskich. Ale po pierwsze jeszcze po ślubie nie byli, ba, nie byli nawet zaręczeni. Po drugie przecież jasno dała mu do zrozumienia, że nie zgodzi się na seks, że się nie sprzeda jak ulicznica. Czyżby myślał, że zmiana zdania to tylko kwestia czasu? A może jest przekonany o tym, że żadna kobieta nie jest w stanie mu się oprzeć?
Dochodziła dwudziesta, gdy wracała do Warszawy. Pobyt w domu nie przebiegł po jej myśli. Miała spędzić z ojcem urocze popołudnie i wieczór, a rano prosto z Rysiowa jechać do pracy, a tymczasem wracała zdenerwowana do domu. Wizyta w Rysiowie miała być okazją, by przygotować ojca na to, że w jej życiu pojawił się mężczyzna, z którym być może będzie się chciała związać na poważnie. Nie zdążyła. Ojciec już wiedział o jej nowym związku. Dowiedział się z gazety, którą ponoć przy okazji podrzuciła mu sąsiadka, nota bene matka jej poprzedniego partnera. Już przy obiedzie na nią naskoczył, że wiąże się z nieodpowiednim mężczyzną, że na siłę próbuje wejść do świata, do którego nie pasuje. Wszystko wskazywało na to, że z pomocą sąsiadki dokładnie prześwietlili Marka i wszystkie wzmianki na jego temat pojawiające się w prasie. Była trochę zaskoczona tym negatywnym stosunkiem ojca, bo nigdy nie ingerował w jej życie. Zazwyczaj starał się być obserwatorem, ewentualnie doradcą lub pocieszycielem, ale tylko wtedy, gdy sobie życzyła. Pierwszy raz tak bezpośrednio skrytykował jej wybór. Pokłócili się. Ulka oświadczyła, że nie życzy sobie, by wtrącał się w jej życie i w jej związek i że nie ma prawa wybierać jej partnera. Pewnie jej reakcja była nieco łagodniejsza, gdyby nie fakt, że doskonale zdawała sobie sprawę, że ojciec w wielu kwestiach ma rację. Stwierdziła, że nocleg w domu rodzinnym nie ma sensu, bo przy śniadaniu czeka ją powtórka z rozmowy. Wrzuciła do bagażnika i pospiesznie ruszyła w drogę powrotną do stolicy. Przemierzając kolejne kilometry nieco się uspokoiła. Postanowiła, że konsekwentnie będzie wywiązywać się z umowy. Jeśli ojciec nie będzie chciał poznać Marka, a później uczestniczyć w ich ślubie to trudno, jego wybór. Nie zamierzała ulegać presji i podporządkowywać się jego decyzjom. W końcu to jej życie i jej wybory. Dojeżdżała właśnie na przedmieścia Warszawy, gdy jej bak zasygnalizował, że powoli robi się pusty. Wybitnie nie miała ochoty na wizytę na stacji benzynowej, ale stwierdziła, że woli jechać teraz, niż wstawać rano pół godziny wcześniej by odwiedzać stację paliw z samego rana z dziesiątką innych zapominalskich kierowców. Wjechała na popularną stację wyróżniającą się zielonymi symbolami, która usytuowana była jakieś półtora kilometra od osiedla, na którym obecnie mieszkali. Gdy dojeżdżała do jednego z dystrybutorów na sąsiednim stanowisku zauważyła auto łudząco podobne do tego Marka. Gdy podjechała bliżej zauważyła, że siedzenie pasażera zajmowała atrakcyjna kobieta, a w zasadzie dziewczyna. Kierowcy nie było, więc nie miała pewności, czy to rzeczywiście samochód Marka, czy identyczny, ale należący jednak do innego właściciela. Jakoś nigdy specjalnie nie przywiązywała wagi do jego tablic rejestracyjnych. Ale gdy zerknęła na budynek stacji miała już pewność. Przez szybę, przy jednej z kas zauważyła Dobrzańskiego. Darując sobie tankowanie z piskiem opon ruszyła w stronę osiedla.
Wrócił na Sadybę kilka minut po północy. Swoje kroki od razu skierował w kierunku salonu. Miał ochotę wypić jeszcze szklaneczkę szkockiej przed snem. Zapalił designerską lampę stojącą w rogu pomieszczenia i ruszył w kierunku szafki z alkoholami. Jego uwagę przykuła biała kartka leżąca na szklanym stoliku. Zdziwił się, bo wyszedł z domu po Uli i żadnej wiadomości nie zauważył. ‘Mam nadzieję, że ta rudowłosa piękność sprawdzi się w roli narzeczonej. Może wcale nie będzie musiała udawać. Życzę Ci powodzenia. Po resztę rzeczy podjadę w tygodniu.’ Zaklął pod nosem i pospiesznie wybrał jej numer. Miała wyłączony telefon. Był wściekły. Na siebie i na nią. Krążył po salonie, jak ranne zwierzę. Zastanawiał się, co powinien zrobić, a przede wszystkim, gdzie jej szukać.
We wtorkowe przedpołudnie zadzwoniła do niego matka z zaproszeniem na podwieczorek. Ponoć babka bardzo chciała się z nim zobaczyć. Kompletnie nie miał głowy do rodzinnych spotkań, ale wiedział, że jeśli wykręci się teraz kolejne zaproszenie pojawi się jutro i tak aż do skutku. Babcia Brzeska nie była z tych, co łatwo odpuszczają. Niechętnie podjechał po osiemnastej do willi Dobrzańskich. Na jego nieszczęście nie było ojca. Przywitał się z matką, nieco mniej wylewniej z seniorką i nalewając sobie filiżankę kawy rozsiadł się w salonie oczekując rozwoju wydarzeń.
- Marusiu, szkoda, że nie przyjechałeś z Ulą. Naprawdę bardzo sympatyczna dziewczyna. Atrakcyjna, inteligentna, zaradna. Idealnie pasuje do naszej rodziny. Jestem z ciebie naprawdę dumna, że wreszcie znalazłeś sobie partnerkę przy której spoważniejesz i wyjdziesz na ludzi. Liczę na to, że tego nie zepsujesz. Taka dziewczyna to prawdziwy skarb – rozpływała się nad Cieplakówną
- Tak naprawdę to jeszcze nie wiesz do końca, jaka jest. Widziałyście się raptem raz – zauważył przytomnie
- Jest idealna, bo całkowicie inna niż twoje poprzednie wybory, które nie ma co ukrywać były kompletnie nieudane. Ale jak widać rozsądek przychodzi z wiekiem
- Oj mamo, dajmy już spokój – Helena próbowała łagodzić sytuację widząc irytację na twarzy jedynaka
- Wielka szkoda, że nie pojawiliście się oboje – staruszka przeszywała go wzrokiem, najwyraźniej oczekując wyjaśnień, dlaczego pojawił się sam.
- Ula jest w Rysiowie – wyjaśnił
- A cóż to takiego?
- Miejscowość z której pochodzi – wyjaśniła za niego matka
- No to może jutro przyjedziecie razem na kolację? Tak chciałabym, żebyśmy spędzali razem więcej czasu i lepiej się poznali.
- No raczej to się nie uda – mruknął
- A to niby dlaczego? – zapytała Genia, choć obie kobiety wlepiły w niego pytające spojrzenie.
- Pokłóciliście się – Helena bardziej stwierdziła niż zapytała. Na twarzy miała wypisane, że przeczuwa najgorsze. Zwykle związki syna szybciej się kończyły niż zaczynały
- Nie – spojrzał na matkę z wyrzutem - Od niedzieli opiekuje się ojcem
- A coś się stało? –  Dobrzańska wyraźnie się przejęła
- Mam problemy z… ciśnieniem – wymyślił na poczekaniu – Gwałtowne skoki, spadki. Ula pojechała go odwiedzić w niedzielę, jakoś przed wieczorem źle się poczuł i została. Chce mu towarzyszyć przez kilka dni. Mieszka sam, więc woli mieć go pod swoją opieką, aż sytuacja się nie unormuje
- Bardzo słusznie – przyznała Genowefa – Zaradna dziewczyna. Praca, opieka nad ojcem, związek. A ty się powinieneś zainteresować. Może czegoś potrzebuje. Może powinieneś jakoś pomóc.
- Rozmawialiśmy i stwierdziła, że nie ma potrzeby wszczynać alarmu. Zresztą za kilka dni wraca do Warszawy.
- To koniecznie musicie nas odwiedzić. Zresztą chciałabym, abyśmy pojechali w przyszłym tygodniu na Powązki, na grób moich rodziców – był wyraźnie zniesmaczony tą propozycją
- A to mama z ojcem nie mogą z tobą jechać?
- Marku – babka swoim tonem przywołała go do porządku – korona ci z głowy nie spadnie jak raz na pięć lat zapalisz świeczkę na grobie przodków. Przy okazji Ula będzie miała okazję poznać twoje korzenie – wywrócił tylko oczami, gdy na moment spuściła z niego wzrok.

W środowy poranek zaspał i dotarł do firmy z półgodzinnym poślizgiem. Na szczęście jej auto stało przed wejściem. Od razu skierował się do pokoju, który zajmowała. W towarzystwie Patrycji przeglądała papiery.
- Cześć – rzucił od progu – Zostaw nas samych – zdziwiona dziewczyna posłusznie wstała z krzesła i wyszła. Zamknął szczelnie drzwi i usiadł naprzeciw niej – Pogadamy?
- O ostatnich fakturach? – spojrzała na niego z wyższością – Właśnie załatwiałam tę kwestię z Patrycją, ale byłeś uprzejmy nam przerwać. A jeśli masz jakąś inną sprawę, to najlepiej wyślij maila
- Nie o fakturach – wycedził – O naszej umowie
- Nasz umowa przestała obowiązywać w niedzielę, bo nie przestrzegałeś jej warunków
- Daj spokój – zaśmiał się pod nosem – Kiedy wrócisz?
- Którego zdania nie rozumiałeś? – spojrzała na niego poirytowana, za wszelką cenę starała się jednak tłumić głos, by nie słyszało ich całe biuro - Sądziłam, że w niedzielę wyraziłam się wystarczająco jasno. Jeśli do ciebie nie dotarło, to mogę napisać drukowanymi, ewentualnie mogę ci przetłumaczyć na angielski albo francuski. Znasz francuski? – udała zaciekawienie – Jeśli sądziłeś, że jestem głupią gąską, która będzie tańczyć, jak jej zagrasz, to jesteś w błędzie.
- Nie myślałem tak – chrząknął, zastanawiając się, jak poprowadzić tę rozmowę, by ją przekonać do kontynuacji umowy
- Powiedziałam, że nie pozwolę z sobie robić idiotki i nie będę świecić oczami. A ty śmiałeś mi się w twarz i robiłeś swoje. Nie jestem taka głupia za jaką mnie masz. Pierwszym ostrzeżeniem było, gdy znalazłam gumki.  Dałam ci żółtą kartkę, a ty zamiast wyciągnąć wnioski, odczekałeś kilka tygodni i znów zacząłeś swoje gierki. No to brnij dalej, ale beze mnie.
- Przepraszam – rzekł z nutą szczerości
- Ale mnie twoje przeprosiny naprawdę nie są do szczęścia potrzebne – rzekła lekceważąco. Była na niego wściekła. I tę wściekłość pogłębiał fakt, że wyszło na to, że jej ojciec miał rację, a ona zupełnie niepotrzebnie próbowała mu udowodnić mu, że się myli. Chyba by się zapadła pod ziemię, gdyby zdjęcia Marka i tego rudzielca zdobiły okładki brukowców, a cały Rysiów na czele z Dąbrowską miałby pole do popisu – Chcesz się bawić, to baw się dalej. Mam nadzieję, że babcia polubi twoją nową zdobycz o płomiennych włosach.A teraz daj mi pracować, chyba, że chcesz poszukać sobie nowej księgowej.

piątek, 2 czerwca 2017

'Umowa' X



Wróciła do domu wczesnym wieczorem. Miała paskudny tydzień i cieszyła się, że wreszcie się skończył. Rozpoczynający się weekend miał jej dać odrobinę wytchnienia. Ściągnęła czółenka, nalała sobie kieliszek wina i zmęczona padła na sofę w salonie. Ze schodów zszedł Dobrzański w idealnie dopasowanej koszuli, modnych spodniach i perfekcyjnie ułożonych włosach, którym linię nadał Kupisz czy inny Maniewski. Nim zdążył się do niej zbliżyć, dotarła do niej łuna drogich perfum, która się nad nim roztaczała. W milczeniu przyglądała mu się z zainteresowaniem.
- Umówiłem się z Violką i Sebą w klubie. Masz ochotę dołączyć? – słysząc to pytanie szybko doszła do wniosku, że zadał je z grzeczności, a nie dlatego, że rzeczywiście ma ochotę pójść tam z nią. Doskonale zdawał sobie sprawę, że takie miejsca to nie jest jej klimat.
- Jestem padnięta. Wezmę kąpiel i położę się wcześniej. Pozdrów ich – posłała mu nikły uśmiech i z kieliszkiem w dłoni ruszyła na górę
- A może jutro pójdziemy w czwórkę na jakąś kolację? – zaproponował
- W sumie czemu nie – kiwnęła głową na znak zgody – Baw się dobrze

Sobotni wieczór spędzili w najmodniejszej w Warszawie restauracji shushi, w której bywała stołeczna śmietana. Marek co chwila z kimś się witał, kogoś jej przedstawiał. W zdecydowanej większości były to kobiety, jak się domyślała jego byłe kochanki. Koleżanki z podstawówki i żony przyjaciół nie patrzyłyby na nią w taki sposób, jakby chciały wydrapać jej oczy. Dobrze, że zamiast Dobrzańskiego, który raz po raz odchodził od stolika by zamienić parę zdań z nowoprzybyłymi osobami, towarzystwa dotrzymywał jej Sebastian z Violettą. Polubiła tę dziewczynę. Mimo tego, że była lekko zwariowana, niekiedy oderwana od rzeczywistości, to znalazły wspólny język. Dochodziła dwudziesta druga, gdy opuszczali lokal, a Marek zaproponował, by podjechali potańczyć do jednego z klubów usytuowanych na ostatnim piętrze jednego z wieżowców. Tłumaczył, że dwa dni temu do agencji dotarły dwa podwójne zaproszenia na imprezę zamkniętą. Ula nie bardzo miała ochotę na kontynuację wieczoru w miejscu z kolorowymi światłami, dudniącą muzyką i morzem alkoholu. Violka też protestowała, twierdząc, że kompletnie nie jest przygotowana, że ubrała się na kolację, a nie na tańce. Koniec końców wylądowali na modnym klubie na imprezie vipowskiej. Panowie czuli się tam, jak ryba w wodzie. Ula czuła się kompletnie zagubiona.  Violce takie miejsca imponowały, choć nie bywała tam zbyt często. Dzięki wyjściom z Sebastianem do najmodniejszych lokali miała okazję tak, jak teraz minąć kilka serialowych aktorek, prezenterów telewizji śniadaniowej, a nawet Mistera Polski. Przygaszone światła, obściskujące się po kątach pary, półnagie kobiety i mężczyźni wodzący po sali wzrokiem łowców, typujących swe ofiary. Cieplakówna czuła się zażenowana, że trafiła w takie miejsce. Marek podetknął jej pod nos kolorowego drinka, sam wypił trzy shoty i wyciągnął na parkiet. Mimo muzyki, która kompletnie nie była w jej guście tańczyło im się razem bardzo fajnie. Patrząc na jego wygłupy i wirując w jego ramionach zapomniała na chwilę o tym, gdzie się znajduje. Dobrzański zarządził chwilę przerwy w celu poszukiwania przyjaciół i zamówienia nowej kolejki trunków. Umówili się w konkretnym miejscu za kwadrans, a ona w tym czasie udała się do toalety. Idąc eleganckim korytarzem mijała pary, które nie zważając na otaczających ich ludzi prowadzili odważną grę wstępną. Obrzucała ich tylko wyraźnie zniesmaczonym spojrzeniem i dążyła do celu. Wreszcie dotarła do wyłożonej marmurem łazienki, a pierwszą rzeczą, jaka rzuciła jej się w oczy, był koszyk z prezerwatywami ustawiony pod lustrem, tuż obok umywalek. Trzy dziewczyny w zdecydowanie za krótkich sukienkach, poprawiające makijaż, obrzuciły ją kpiącym spojrzeniem. Najwyraźniej stałe bywalczynie od razu dostrzegły nowicjuszkę, która tu nie pasowała. Nim zdążyła zrobić krok w kierunku kabin zaczęły dość ostentacyjnie się z niej naśmiewać, komentując jej ubiór i twierdząc, że szara myszka najwyraźniej pomyliła to miejsce z klubem jazzowym. Postanowiła je zignorować i weszła do drugiej części pomieszczenia. Szukając wolnej kabiny minęła jedną z uchylonymi drzwiami, z wnętrza której dochodziły charakterystyczne odgłosy. Jedna z par najwyraźniej postanowiła zrobić użytek z darmowych gumek i kopulowała w najlepsze. Miała dość. To nie był jej świat. Czuła się zdegustowana, rozdrażniona i wyraźnie niezadowolona z faktu, że odkryła, jak bawi się stołeczna, beztroska śmietanka towarzyska. Pospiesznie opuściła toaletę, jak również klub. Zjeżdżając windą na dół wysłała Markowi sms’a, że źle się poczuła i zamawia taksówkę. Wracając do domu uświadomiła sobie, jak trudnej roli się podjęła. Nie pasowała do tego świata, a tym samym nie pasowała do Marka. Była zażenowana tym, co widziała i mogła się założyć, że na miejscu tych facetów, stojących z opuszczonymi spodniami przed klęczącą dziewczyną wielokrotnie był Dobrzański. To był jego świat. Pełen sztucznych cycków, chętnych dziewczyn, kacy gigantów, drogich alkoholi, ekskluzywnych ciuchów i beztroskiej zabawy. Nie pasowała do jego życia, znajomych, a nawet majętnej rodziny. Ona przez dwadzieścia parę lat żyła w innym świecie, a ten, który poznawała dzięki niemu, kompletnie jej nie pasował. Znała go, wiedziała jak żyje. Powinna była o tym pomyśleć zanim powiedziała ‘tak’.

- Dzień dobry – w niedzielny poranek zeszła na dół w szlafroku. On w sportowym stroju kończył dopijać sok pomarańczowy
- Dobry – przyjrzał jej się uważnie – Czemu wczoraj wyszłaś tak wcześnie? Zatrułaś się czymś? Na wszelkie zatrucia najlepsza jest wódka – stwierdził – A zabawa się dopiero rozkręcała
- Zauważyłam – mruknęła – To nie było zatrucie. Bardziej alergia – zmarszczył brwi – Na takie miejsca.
- Nie podobało ci się – zaśmiał się pod nosem
- W przeciwieństwie do ciebie. Ty tam się czujesz, jak ryba w wodzie. I bardzo cię proszę nie ciągaj mnie więcej ze sobą w takie miejsca. Bo się czuję skrępowana, czego muszę być świadkiem
- Aaaa. Więc o to chodzi – roześmiał się – Zapewniam cię, że zdecydowana większość przyszła tam jednak potańczyć
- Jasne – prychnęła, nalewając sobie kawy – Jadłeś śniadanie? – z zaciekawieniem rozglądała się po lodówce
- Szczerze mówiąc zjadłem jabłko. Zaspałem, a umówiłem się na dziewiątą z Matuszem na basen. Będę koło dwunastej – zaczął się zbierać
- Mnie nie będzie. Jadę do ojca. Już od dwóch tygodni robi mi wyrzuty, że go nie odwiedzam.
- Kiedy go poznam?
- Ty? – spojrzała na niego pytająco, ale nie zwrócił na to uwagi, skupiony na wiązaniu sznurówek – No nie prędko – widziała, że chciał kontynuować rozmowę, ale rozdzwoniła się jego komórka
- Mati – spojrzał na wyświetlacz – Spadam. Na razie
Wpiła kawę, spakowała torbę na wypadek, gdyby ojciec namawiał ją na nocleg i udała się pod prysznic. Owinięta ręcznikiem zeszła na dół, by podgrzać w wodzie parówki. Wyjęła z lodówki ketchup i musztardę, odwróciła się i wzdrygnęła zaskoczona. W progu stał Dobrzański, lustrując ją od góry do dołu z nieodgadnioną miną. W przeciągu ułamka sekundy chwyciła ręcznik, kurczowo go trzymając, by przez nieuwagę nie rozwiązał się i nie opadł na dół. Totalnie ją zaskoczył, aż trudno było jej zebrać myśli. Stała przed nim prawie naga. Żółty ręcznik zawiązany tuż nad piersiami sięgał tuż za pośladki. Przyglądał się jej zgrabnym, długim nogom i kropelkom wody, które z włosów ściekały po szyi i dekolcie, by swoje ujście znaleźć pomiędzy piersiami. Marek Dobrzański stał przed nią, przyglądając się jej z trudnym do ukrycia zachwytem. I pożądaniem?
- Mogę się dołączyć? – zapytał niskim głosem podchodząc bliżej. Miał na myśli śniadanie, czy.... ?
- A ty przypadkiem nie miałeś być na basenie? – zapytała odzyskując rezon i cofając się, ale szybko napotkała na swojej drodze kuchenne szafki. Czuła się jak zwierzyna złapana w potrzask. 
- Mają awarię – szepnął i stanął naprzeciw niej. Dzieliło ich kilkanaście centymetrów. Zbliżył się jeszcze bardziej. Czuła jego oddech na nagich ramionach.
- Zagotowały się – szepnął wprost do jej ucha i sięgając ręką za jej plecy nacisnął guzik, wyłączając płytę. Wdychał zapach jej wilgotnych włosów przesiąkniętych cytrusowym szamponem. Kolejne krople ściekały po jej karku, ramionach. Obserwował je i już wyciągał dłoń, by zetrzeć jedną z nich, gdy gwałtownie się odsunęła.
- Pokrój pieczywo – rzuciła opuszczając kuchnię. Gwałtownie wypuścił powietrze.