B

środa, 27 lipca 2016

Miniaturka XXXIV 'Wspólny wieczór'

Ten dzień należał do jednego z najgorszych w jej życiu. Zaszyła się w domu z butelką wina. Choć mama dopytywała, kiedy przyjedzie do rodzinnego miasta, odciągała ten moment w czasie. Nie było powodów do świętowania. Bilans trzydziestolatki wychodził naprawdę beznadziejnie. Choć zawsze ten dzień spędzała ze swoimi koleżankami, to dziś była sama. Nie, nie mogła tych dziewczyn nazwać przyjaciółkami. Już nie. Kiedyś myślała, że ma w nich bratnie dusze, teraz nie miała już złudzeń. Utrzymywały bliski kontakt, gdy one poszukiwały pracy, były wolne. Później relacje zaczęły się rozluźniać. Coraz częściej słyszała wymówki i wykręty. Gotowały mężom obiadki, zajmowały się dziećmi, były pochłonięte pracą zawodową. To ona im wszystkim znalazła etaty. Wszystkie cztery zatrudnione były w firmach, w których pracowała kilka lat temu. A gdy ona w ubiegłym miesiącu straciła pracę, znajdowały wytłumaczenie, by się z nią nie spotkać, nie pogadać, nie pomóc w szukaniu zajęcia. Nawet w dniu jej urodzin zamiast tradycyjnego telefonu, zdobyły się tylko na krótkie sms’y. Przyjaciół z pewnością można było jej pogratulować. Podobnie bezrobocia. Była cenioną specjalistką, dopóki w firmie nie pojawiła się córka jednego z dyrektorów. Od początku było widać,  że ma chrapkę na jej stanowisko, że czuła w niej zagrożenie. Kopała pod nią dołki tak długo, aż wreszcie prezes wręczył jej wypowiedzenie. Z szukaniem nowej pracy też jej nie szło. W ciągu dwóch tygodni rozesłała pięćdziesiąt CV. Albo w ogóle nie odpowiadali, a jeśli już nawet zapraszali ją na rozmowy kwalifikacyjne to słyszała standardową formułkę ‘odezwiemy się do pani’. Tylko dwóch potencjalnych pracodawców zdobyło się na szczerość, mówiąc wprost, że ma zbyt wysokie kwalifikacje, by u nich pracować. Nade wszystko można było jej pogratulować nieudanego życia osobistego. Choć zawsze marzyła o rodzinie, ciepłym domu, kochającym mężu i dwójcie dzieci, była sama. Jej marzenia ostatecznie zostały przekreślone w ubiegłą sobotę. Jej chłopak wziął ślub. Niestety na miejscu panny młodej stał ktoś inny. Dawid był jej wielką miłością. Kochała się w nim od czasów studiów. Przystojny, wysportowany, inteligentny. Byli na tym samym roku, na innych kierunkach. Kompletnie nie zwracał na nią uwagi. Przez pierwsze dwa lata zmieniał dziewczyny, jak rękawiczki. Później związał się z piękną Jessicą. Miss uczelni, o amerykańskich korzeniach trwała u jego boku do końca educkacji. Studia się skończyły, a ona nie potrafiła pozbyć się tego uczucia. I gdy podjęła pierwszą pracę, w jej życiu pojawił się Łukasz. Ideał. Miała nadzieję, że to właśnie on wyleczy ją z Dawida, że z tej znajomości coś będzie. Szybko ją uświadomił, że jest gejem. Śmiała się wtedy w duchu, że ma niebywałe szczęście, że trafia, jak kulą w płot. Rok po odebraniu dyplomów jej koleżanka zorganizowała imprezę, na której pojawił się również Dawid. Ona była sama, on też. Zaiskrzyło. Jej marzenia wreszcie zaczęły się spełniać. Po trzech miesiącach zamieszkali razem. Na początku było naprawdę fajnie. Później ona zmieniła pracę i spędzała w biurze po dwanaście godzin. On często wyjeżdżał służbowo. Zaczęli się mijać. Po jakimś czasie, wreszcie do niej dotarło, że w tym wyścigu o pieniądze, pozycję zawodową, zgubili siebie. Wiedziała, że to ostatni dzwonek, na ratowanie tego związku. Podjęła ten wysiłek. Bardziej ona, niż on, ale udało się. Przez chwilę znów było tak, jak na początku. Aż pewnego wieczora, zamiast ujrzeć pierścionek zaręczynowy, zobaczyła jego spakowane walizki. Miała nadzieję, że przemyśli sprawę i do niej wróci. Nie wrócił. Od wspólnych znajomych dowiedziała się, że planuje ślub. Pobrali się po ośmiu miesiącach znajomości. A co najważniejsze, spodziewają się dziecka. Z nią nie chciał ich mieć. Bilans trzydziestolatki wychodził wybitnie na minus. Nie miała męża, dzieci, pracy, ani przyjaciół. Miała za to złamane serce i ogromną potrzebę czułości i bliskości.
Opróżniła butelkę wina i spojrzała na zegarek. Dochodziła dwudziesta druga. Nie, nie będzie siedziała i upijała się w samotności. To, że jej życie było do kitu nie znaczy, że ma siedzieć w domu i się umartwiać. Co roku wychodziły z dziewczynami tańczyć. W tym roku pójdzie sama, ich strata. Postanowiła świetnie się bawić do białego rana.
Czuła, jakby za chwilę miało rozsadzić jej głowę. Najwyraźniej musiała przesadzić wczoraj z alkoholem. Kolorowe drinki kusiły, ale ich połączenie doły mieszankę wybuchową w postaci kaca giganta. Powoli otworzyła powieki, ważące tonę i stwierdziła, że ona przecież takie oświetlenia nigdy nie kupowała. Uniosła lekko głowę i pierwsze, co dostrzegła, to śpiącego po drugiej stronie łóżka mężczyznę. Wszystko wskazywało na to, że był nagi. Ostrożnie, by go nie zbudzić podniosła kołdrę i stwierdziła, że jej bielizna zniknęła w tajemniczych okolicznościach. ‘Fuck!’ zaklęła w duchu. Najwyraźniej upiła się tak bardzo, że przespała się z pierwszym, lepszym kolesiem. Fakt, bardzo przystojnym, ale kompletnie nieznajomym. Próbowała otworzyć w pamięci wczorajszy wieczór. Była pewna, że wypiła w domu wino, a później zrobiła się na bóstwo i pojechała do jednego z najmodniejszych klubów w Warszawie. Tańczyła z kolejnymi chłopakami, sącząc w przerwach drinki z parasolką, a później…. A później była tylko czarna dziura. Nie pamiętała kim jest ten brunet śpiący po drugiej stronie i gdzie tak naprawdę się znajdują. Z pewnością nie byli u niej. Opcje były dwie. Jego mieszkanie, albo hotel. Najciszej, jak potrafiła wstała z łóżka i rozejrzała się po podłodze w poszukiwaniu garderoby. Ucieczka w tym momencie była dla niej najrozsądniejszym wyjściem. Czułaby się mega niezręcznie jedząc z nim śniadanie, gdy nawet nie pamięta, jak ma na imię. Znalazła bieliznę i sukienkę i wymknęła się do łazienki. Ubrała się w tempie ekspresowym. Nigdzie nie mogła znaleźć torebki. Postanowiła wychylić się na korytarz. Miała nadzieję znaleźć tam zgubę i jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie zwracając uwagi na dużą przestrzeń i drogie wyposażenie wnętrza zeszła na palcach schodami na dół. Przy drzwiach wejściowych dostrzegła swoje szpilki, a w rogu pomieszczenia swoją kopertówkę. Wybiegła z domu. Miała szczęście, że furtka była otwarta. Odeszła kilkadziesiąt metrów i dostrzegając tablicę z nazwą ulicy na jednym z parkanów, zamówiła taksówkę.
Po tej nocy miała moralnego kaca. Czy poszła z nim do łóżka, bo była pijana, czy dlatego, że tęskniła za bliskością? Brakowało jej czułości, brakowało jej mężczyzny. Tęskniła za silnymi, męskimi ramionami, w których mogłaby się budzić każdego ranka. I choć facet był przystojny, to miała nadzieję już nigdy go nie spotkać. Musi ochłonąć i puścić ten incydent w niepamięć. Nie ona pierwsza i nie ostatnia.

- Dzień dobry, ja na rozmowę w sprawie pracy – uśmiechnęła się do blondynki stojącej w recepcji
- Pani Cieplak? – kiwnęła głową potakująco – Prezes spotka się z panią osobiście. Zapraszam do jego gabinetu – wskazała na drzwi po drugiej stronie korytarza. ‘Prezes osobiście?’ dziwiła się. ‘Może wreszcie będą mną autentycznie zainteresowani. Szlak mnie trafi jak usłyszę po raz kolejny coś w stylu jest pani za dobra’. Zapukała i pewnym krokiem weszła do środka.
- Dzień dobry, Urszula… - rzekła od progu i urwała w pół zdania, gdy mężczyzna podniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy.
- Witaj – odparł miękko i wstał zza biurka – miło cię widzieć – nie potrafiła zrobić kroku. Stała wmurowana w ziemię i czuła, jak jej twarz robi się czerwona – Usiądź – gestem dłoni zaprosił ją na kremową sofę.
- Chyba ta rozmowa nie ma sensu – burknęła pod nosem i już chciała wychodzić, gdy złapał ją za rękę
- Myślę wręcz przeciwnie. Przecież szukasz pracy. A ja poszukuję dyrektora finansowego. Usiądź – powtórzył swoją prośbę. Posłusznie zajęła miejsce na sofie. Czuła się zażenowana tą całą sytuacją. Jej pewność siebie gdzieś uleciała. Onieśmielał ją. Zwłaszcza, że teraz, prezentował się jeszcze lepiej niż rankiem – Zawsze uciekasz po wspólnej nocy?
- Nie – odparła i wreszcie zdecydowała się spojrzeć mu w oczy – Prawdę mówiąc taka przygoda zdarzyła mi się po raz pierwszy – szepnęła zażenowana
- Możesz mi wierzyć lub nie, ale ja również nie jestem stałym bywalcem klubów. Prawdę mówiąc poszedłem tam pierwszy raz od rozstania z narzeczoną. Rankiem czułem się rozczarowany, gdy nigdzie cię nie mogłem znaleźć.
- Przepraszam. Faktycznie, uciekałam jak gówniara. Szczerze mówiąc, to nawet nie pamiętam, jak masz na imię – tym faktem była wyraźnie skrępowana. Uśmiechnął się pod nosem
- Marek. Marek Dobrzański – uśmiechnęła się niewyraźnie
- Ta rozmowa chyba naprawdę nie ma sensu. Na to stanowisko pewnie masz jeszcze wiele kandydatów, a chyba nie potrafiłabym z tobą pracować po tym, co się wydarzyło
- Rzeczywiście zaczęliśmy tę znajomość trochę od końca, ale…. Trzeba rozdzielić sprawy prywatne od zawodowych. Jest kilku kandydatów, ale to ty masz najlepsze kwalifikacje. Twoje CV jest naprawdę imponujące. Jeśli zgodzisz się na dwanaście tysięcy brutto, plus premia kwartalna, to jestem w stanie podpisać z tobą umowę nawet teraz
- Powtórzę raz jeszcze, nie wiem, czy będę potrafiła z tobą pracować.
- Myślę, że się dogadamy. Jesteś profesjonalistką. A co do sfery prywatnej…. Spędziliśmy razem bardzo fajny wieczór. Świetnie się razem bawiliśmy. Rzeczywiście, zaczęliśmy od seksu. Może powinniśmy się trochę lepiej poznać, ale… nic straconego. Chciałbym to kontynuować – słysząc tę deklarację spojrzała na niego zaskoczona – Zjesz ze mną jutro kolację? – długo milczała zastanawiając się nad odpowiedzią. Podobał jej się, to prawda, ale…. Tych ‘ale’ było zbyt dużo.
- Nie wiem, czy jestem gotowa na nową znajomość.
- W ubiegłym tygodniu zamknęły się jedne drzwi – umiejętnie nawiązał do ślubu Dawida – Może warto spróbować otworzyć inne?
- Skąd wiesz, że….. – nie pozwolił jej dokończyć
- Oprócz tego, że się kochaliśmy i tańczyliśmy, całkiem sporo też rozmawialiśmy. On już jest przeszłością. Zresztą nigdy nie był ciebie wart. Może warto dać sobie szansę na szczęście? - coś ją w tym mężczyźnie pociągała, musiała to przyznać. Postanowiła zaryzykować. Może to właśnie jest jej szansa? Może to właśnie są te drzwi? Może to właśnie jej trzydzieste urodziny miały przynieść przełom?
- To o której ta kolacja? – spojrzała na niego. Uśmiechał się szeroko.

niedziela, 17 lipca 2016

Miniaturka XXXIII 'Sesja nad Wisłą'

Przygotowania do pokazu szły pełną parą. Pshemko był w szale tworzenia. Co i rusz prezentował im nowe koncepcje i udoskonalenia. Krawcowe uwijały się jak w ukropie, by zdążyć ze wszystkim na czas. Mieli zaplanowaną promocję i dopięty budżet. Jak zawsze ich tandem świetnie się sprawdzał. Marek bez Uli nigdy nie dawał sobie rady. Teraz było odwrotnie. Ona nie potrafiła sobie poradzić bez niego. Mimo jej świetnych pomysłów, zmysłu ekonomicznego i usystematyzowanej pracy, bez jego znajomości i doświadczenia niewiele by zdziałała. To on zajął się promocją, to on załatwił najlepszego w mieście fotografa, Artura. Kaczmarczyk był w gorącej wodzie kąpany, bo choć stroje nie były jeszcze gotowe, on już zaczął planować sesję.
- Widziałem projekty. Te stroje nawiązują trochę do natury, więc przydałaby się sesja w plenerze. Jakiś park, rzeka, polana. Koniecznie z dobrym światłem – zastanawiał się – więc w sumie park odpada. Musi być dobrze nasłonecznione. Wisła! – pstryknął palcami. Ula z Markiem na dźwięk tego słowa automatycznie spojrzeli na siebie. Przecież Wisła to było ich miejsce. Dla obojga z nich tak wyjątkowe – Tak, Wisła byłaby najodpowiedniejsza. Znacie może jakieś fajne miejsce? Tylko broń boże nie ten betonowy bulwar.
- Ja znam – bez wahania odparł Marek obserwując Cieplak. Unikała jego spojrzenia, jakby speszona tym, że ktoś pozna ich miejsce, pozna ich sekret – Po praskiej stronie jest fajny pomost.
- No to świetnie. Jedźmy tam! – Kaczmarczyk zaczął się zbierać do wyjścia
- Ale teraz? – jęknęła pani prezes
- Nie ma na co czekać. Trzeba sprawdzić, czy się nadaje. Cyknę parę fotek. Bo jak będzie do bani, to musimy mieć czas, żeby znaleźć coś innego
- Będzie idealne – zapewnił Dobrzański – Jest wyjątkowe. Jedyne w swoim rodzaju – powiódł spojrzeniem w stronę szatynki, która niechętnie zbierała komórkę i notes do torebki. Ewidentnie nie miała ochoty na tę wycieczkę. Nie chciała wracać do wspomnień. Nie chciała ponownie jechać tam z Markiem. Z tym miejscem wiązało się tyle wspomnień, które mimo całego zła, które zdarzyło się później, hołubiła w swym sercu.
- A długo to potrwa? – zapytała idąc za nimi w stronę wind. Dobrzański obrzucił ją pytającym spojrzeniem
- Mam nadzieję, że w miarę szybko tam dojedziemy – na moment zamyślił się Artur – Godzina, góra półtorej
- To dobrze, bo na trzynastą jestem umówiona ze znajomym – posłała mu blady uśmiech
- Maciek przecież jest w Poznaniu – zmarszczył brwi, obrzucając ją uważnym spojrzeniem
- Umówiłam się z Piotrem – skrzywił się na dźwięk tego imienia. Pojawienie się w życiu Cieplak kardiologa ewidentnie nie było mu na rękę. Doktorek był przeszkodą na drodze do poprawienia się ich stosunków. Marek przez całą drogę myślał, co powinien zrobić, by znów było tak, jak dawniej, by Ula znów mu zaufała i dała kolejną szansę. Napiętą atmosferę w aucie rozładowywał Artur, który zabawiał ich historyjkami z różnych sesji.
Gdy tylko dojechali na miejsce Kaczmarczyk od razu przygotował sprzęt i zaczął cykać fotki. Ula z Markiem spacerowali wolnym krokiem bez słowa, zerkając na siebie co chwilę. Doskonale pamiętali ten wieczór, który tu spędzili. Ognisko, przeciągłe spojrzenia, pocałunki.
- Ula, Marek – automatycznie odwrócili się w stronę fotografa – Chodźcie tutaj. Stańcie na pomoście
- Co? – bąknęła Ula. Jakakolwiek bliska obecność Marka ją paraliżowała.
- Mamy robić za modeli? – roześmiał się były prezes, choć wizja wspólnych zdjęć bardzo mu się podobała – Artur, Artur – kręcił głową – Jestem na to zdecydowanie za stary
- Nie ma tu nikogo innego, kto mógłby mi pozować – usprawiedliwiał się Kaczmarczyk – Poza tym idealnie się na modeli nadajcie. A przy okazji będziecie mieć parę fotek na pamiątkę – Dobrzańskiego nie trzeba było dwa razy prosić. Gestem dłoni puścił Ulę przodem i ruszył za nią. Ona perspektywą wspólnego pozowania zachwycona nie była. Starała się jednak nie dać po sobie poznać, że robi to na niej jakiekolwiek wrażenie. Stanęli obok siebie na pomoście i spojrzeli w stronę obiektywu.
- No to może jakiś uśmiech – ciche pyknięcia aparatu informowały o powstawaniu kolejnych zdjęć – Fotki naprawdę nie bolą – docinał im ze śmiechem. Dobrzański bardziej był skupiony na zerkaniu na Ulę, niż szczerzeniu się do lustrzanki – Ale przysuńcie się do siebie. Marek, obejmij ją ramieniem – właśnie tego się obawiała decydując się na te zdjęcia. Bliskość Marka z jednej strony była przyjemna, a z drugiej paraliżowała. Gdy stanął tuż za nią, przytulił się do jej pleców i objął ramieniem w pasie na krótką chwilę wstrzymała powietrze. Znów czuła jego ciepło, jego zapach. Wspomnienia wróciły. Przed oczami stanął jej obrazem ich wspólnego poranka w SPA. Lekko odwróciła głowę w bok i napotkała wpatrzone w nią szare tęczówki. Wszystko wokół przestało istnieć. Nie było Artura, nie było zdjęć, nie było tych wszystkich złych emocji, które się między nimi zrodziły w ostatnich tygodniach. Znów było to przyjemne napięcie i chemia. Marek z jej oczu przeniósł swój wzrok na usta. Lekko rozchylone, kuszące, zapraszające. Nie była w stanie teraz zaprzeczać. Chciała, by ją pocałował. Niecierpliwie oczekiwała tego momentu, aż wreszcie jego usta musnął jej, aż znów poczuje jego smak – Ładnie razem wyglądacie – na ziemię sprowadził ich głos Artura. Odsunęli się od siebie speszeni – Marek, miałeś rację. Miejsce jest idealne. Super fotki tu wyjdą. A te – wskazał na aparat – podrzucę wam jutro. Świetnie wyszliście. Aż iskry lecą - Ula speszona spuściła wzrok. Markowi te kilka chwil uświadomiło, że jeszcze nie wszystko stracone. Musi próbować. Musi działać, póki to uczucie jeszcze się w niej tli – Kochani ja spadam. Wpadnę do firmy jutro koło południa – uścisnął dłoń Dobrzańskiego.
- Nie wracasz z nami?
- Nie. Wyjdę do głównej drogi i zadzwonię po kumpla. Mamy wyskoczyć na browara. Cześć Ula – uśmiechnął się do Cieplak i ruszył wąską ścieżką
- Która godzina? – Ula wymownie spojrzała na zegarek na nadgarstku bruneta
- Trzynasta dwadzieścia – odparł
- Cholera! Jestem spóźniona – nerwowo zaczęła szukać w torebce telefonu – Muszę zamówić taksówkę. Do czternastej miał podjęć decyzję – mówiła bardziej do siebie.  
- Zawiozę cię – rzekł, przyglądając jej się uważnie. W jego głowie układał się plan, by jeszcze chwilę spędzić z Cieplak. Może wspólna podróż będzie dobrą okazją do rozpoczęcia rozmowy o tym, co jest między nimi. Ula zdenerwowana poszukiwaniami najwyraźniej nie słyszała jego propozycji. Wyciągnęła wreszcie aparat i skrzywiła się 
- Rozładowany – jęknęła – Pożyczysz mi swój?
- Zawiozę cię – powiedział zdecydowanie. Podjął decyzję, że nie może dopuścić do ich spotkania. Nie będzie ją wiózł do doktorka. Nie będzie mu podawał jej na tacy. Będzie jechał na stłuczkę! Uwielbiał swój samochód, ale auto da się wyklepać. Gdy Ula zwiąże się z lekarzem, to będzie koniec. Nie będzie już dla nich szansy.
- Nie chcę robić problemu – bała się kolejnych minut w towarzystwie Marka w samochodzie. Zwłaszcza po tym, jak podczas zdjęć odkryła się ze swoimi uczuciami. Była przekonana, że widział miłość w jej oczach.
- To żaden problem – uśmiechnął się i wymownie spojrzał na swojego Lexusa – Będzie szybciej. Na taksówkę będziesz czekała co najmniej kwadrans. A gdzie to spotkanie? – otworzył jej drzwi
- W szpitalu na Konarskiego – mruknęła wsiadając do środka. Zastanawiał się, którą trasę wybrać, by przejazd trwał jak najdłużej. Co prawda popołudniowy szczyt dopiero się zbliżał, ale Centrum zawsze było zakorkowane z powodu dużej ilości aut i sygnalizacji świetlnej. Nim wsiadł uśmiechnął się pod nosem chytrze
– Będziemy na miejscu najpóźniej za pół godziny. Mówiłaś, że musisz zdążyć do czternastej. To coś ważnego? – zapytał z pozoru obojętnym tonem, wolno dojeżdżając do głównej drogi.
- Miałam pomóc podjąć decyzję Piotrowi. Zaproponowali mu staż w USA, ale zastanawia się nad wyjazdem
- To dla niego wielka szansa – ostrożnie badał grunt
- Niby tak – mruknęła – Ale musiałby wyjechać na rok – czyżby ona próbowała zatrzymać doktorka w Polsce? Czyżby miała go przekonywać do pozostania w kraju? Aż się w nim zagotowało na samą myśl. Wszystko wskazywało na to, że Ula przekreśliła go definitywnie i wiąże z Piotrem jakieś nadzieje. Ale przecież…. Przed chwilą, nad Wisłą… Nie potrafiła ukryć uczyć… Przecież widział, jak na niego patrzy. Musi działać! W głowie układał sobie trasę przejazdu i wybierał odpowiednie miejsce na stłuczkę. Nie mogło być mowy o uderzeniu w inny samochód z dużą prędkością. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało. Ale lekkie uszkodzenie zderzaka i reflektora, przekomarzania z właścicielem auta poszkodowanego, może nawet oczekiwanie na policję. Był przekonany, że Ula by go nie zostawiła, że czekałaby razem z nim na wyjaśnienie sprawy. Skupił się wreszcie na otaczającej ich rzeczywistości i zdał sobie sprawę, że ulice są wyjątkowo zatłoczone, jak na wczesne popołudnie. Co prawda był dziś poniedziałek, ale popołudniowy szczyt zaczynał się najwcześniej w granicach piętnastej. I wtedy go olśniło. Spojrzał na zegarek i intensywnie myślał, jak szybko przedostać się do ścisłego Centrum. W duchu modlił się, by los mu sprzyjał. I tak w istocie było. Blisko dziesięć minut zajął mu przejazd przez Wisłę i wśród dziesiątek innych samochodów wolno toczyli się w stronę Placu Bankowego  - Straszne dziś korki – jęknęła, co chwilę spoglądając na zegarek umieszczony na kokpicie. Uświadamiała sobie, że nie zdąży. I nawet nie miała jak powiadomić Piotra.  
- Marszałkowska stoi – udał zmartwienie – Pewnie był jakiś wypadek. Ale to nawet lepiej. Pojedziemy Jana Pawła. Łatwiej nam będzie przedostać się na Mokotów – gratulował sobie w duchu. Teraz pozostało tylko sprowadzić rozmowę na właściwe tory. Wolno przesunęli się jeszcze kilkanaście metrów i stanęli na dobre. Przez kolejne minuty nie przesunęli się nawet pół metra.
- Co jest? – dudniła palcami o torebkę – Nie, to nie ma sensu – pokręciła głową zrezygnowana – I tak nie zdążę. Mogłeś jechać Wałem do Siekierkowskiego. Byłoby zdecydowanie szybciej – rzekła z nutą pretensji w głosie
- Ale byłoby dalej – usprawiedliwiał się – Spieszyłaś się. Zależało ci na czasie
- Ale wiadomo, że Centrum zawsze jest zakorkowane! Nie powinnam była z tobą jechać. Już dawno powinnam była zatrudnić kierowcę w FD albo zrobić prawo jazdy
- Aż tak ci na nim zależy? – zerknął na nią niepewnie. Bał się usłyszeć odpowiedzi. Zastanawiała się przez chwilę, co powinna powiedzieć
- Po prostu staram się dotrzymywać danego słowa – starała się uciec od jasnej odpowiedzi – Włącz radio, wybiła czternasta. Może powiedzą, gdzie był ten wypadek. Dowiemy się, jak długo będziemy tu tkwić.
‘Niespełna trzydzieści minut temu na płycie warszawskiego Okęcia wylądował Air Force One. Kolumna z prezydentem Barackiem Obamą właśnie opuściła teren lotniska wojskowego i zmierza w kierunku hotelu. Czasowo została zamknięta cała trasa przejazdu. W centrum Warszawy tworzą się gigantyczne korki’- usłyszeli z głośników
- Pięknie! – mruknęła
- Nie sądzisz, że to znak?
- Znak? – zdziwiła się, obrzucając go pytającym spojrzeniem
- Że miałaś nie dojechać na to spotkanie. I że jesteś teraz właśnie ze mną – dodał, przyglądając jej się uważnie
- Doszukujesz się związku między wizytą Obamy, a nami? Nie bądź śmieszny! – prychnęła poirytowana kierunkiem, w jakim zmierzała ta rozmowa.
- Chciałaś go zatrzymać, prawda? – bardziej stwierdził, niż zapytał – Chciałabyś, żeby wypełnił w twoim sercu miejsce zarezerwowane dla mnie
- Nie mam ochoty, na tę rozmowę – pokręciła głową i już chciała sięgać dłonią do klamki, gdy zablokował drzwi – Co ty robisz? Wypuść mnie!
- Długo jeszcze będziesz uciekać? Gdybym już nic dla ciebie nie znaczył, nie bałabyś się tej rozmowy. Potrafiłabyś mówić o przeszłości, o uczuciach. Ty wciąż uciekasz! Wiem, że cię zraniłem, ale nie dajesz mi szansy tego naprawić.
- Nie ma już czego naprawiać – unikała jego przeszywającego wzroku
- Doprawdy? Przed chwilą nad Wisłą odniosłem inne wrażenie. Było tak, jak wtedy. Znów była przy mnie tamta Ula. Beztroska dziewczyna, która w życiu kierowała się sercem, a nie rozumem.
- Tamtej Uli już nie ma. Skutecznie ją we mnie zabiłeś swoimi kłamstwami i tą pieprzoną intrygą! – nie powinna była dać się wciągnąć w tę dyskusję.
- Jest. Wciąż jest, tylko głęboko ją schowałaś. Ale ja do niej dotrę, bo z ciebie nie zrezygnuję. Czy ty naprawdę tego nie widzisz, jak bardzo mi na tobie zależy? Od kilku tygodni robię wszystko, byś dała sobie wytłumaczyć, że to z początku rzeczywiście była intryga, ale później rozkochałaś mnie w sobie –na krótką chwilę obrzuciła go niepewnym spojrzeniem, jakby próbując się upewnić, czy mówi prawdę – I dotarło to do mnie tam, nad Wisłą. A teraz robię wszystko, by być bliżej ciebie. Jestem asystentem, kierowcą, mogę być nawet podnóżkiem. Kimkolwiek zechcesz, byś tylko dała mi jeszcze jedną szansę. Kocham cię – dotknął dłonią jej policzka, by wreszcie na niego spojrzała – Kocham cię, jak nigdy nikogo i żałuję, że tak późno to zrozumiałem – z kącików oczu wypłynęło kilka słonych kropel - Wiem, że ty wciąż kochasz mnie. Czułem to, gdy staliśmy przytuleni na tym pomoście. Nie bój się – poprosił, opierając swoje czoło o jej – Daj mi jeszcze jedną szansę – nie powiedziała nic, ale pocałunek, który rozpoczęła był jasnym sygnałem. Wybrała Marka. Wybrała miłość.

wtorek, 12 lipca 2016

'Droga do kobiecego serca' XV ost.

Choć z pozoru wszystko było normalnie, to od jej powrotu nie sypiali razem. Nie uciekała przed jego dotykiem, pocałunkami, ale nie dążyła do zbliżenia. Marek miał poczucie, że nie ma prawa na nią naciskać i inicjować stosunek. Czekał. Choć oboje starali się sprawiać wrażenie, że wszystko jest dobrze, że żyją normalnie, to doskonale dało się wyczuć to panujące między nimi napięcie. Ula jasno określiła, że nie zamierza gdybać i zastanawiać się, co będzie, dopóki nie będą mieć wyników czarno na białym. Marek doskonale zdawał sobie sprawę, że ona po prostu nie chce o tym mówić głośno, ale wciąż się nad tym zastanawia. Wielokrotnie przyłapywał ją na tym, jak zamyślona siedziała nad kubkiem kawy, czy siedząc z książką kompletnie nie skupiała się na tekście. On sam siedział, jak na bombie. Nie tylko ze względu na dziecko, ale przede wszystkim z uwagi na Ulę. Jej powrót nie przyniósł ze sobą smaku zwycięstwa. Nie miał gwarancji, że gdy jego dziecko pojawi się na świecie, ona będzie potrafiła to udźwignąć. Nie chciał się nawet zastanawiać, co będzie czuła, widząc go z synem, czy córką na rękach. Czasami miłość nie wystarczy.

Szykowali się do wyjścia, gdy w środowy ranek rozdzwoniła się jego komórka. Na ekranie widniało imię potencjalnej matki jego dziecka. Prowadził rozmowę wyraźnie spięty, odpowiadając dość nieprzyjemnie, co zwróciło uwagę Uli. Obrzuciła go pytającym spojrzeniem, gdy zakończył połączenie.
- Dzwoniła Beata. W nocy zabrało ją pogotowie. Jest na patologii ciąży – wyjaśnił, wyraźnie nie wiedząc, jak powinien się w tej sytuacji zachować.
- No to jedź do niej – odparła chłodno i zaczęła zapinać guziki bluzki koszulowej, starając się na niego nie patrzeć
- Pojedziesz ze mną? – zapytał cicho, jakby wstydząc się swojej prośby
- Nie - rzekła zdecydowanie – Nie proś mnie, żebym się z nią kontaktowała – urwała na krótką chwilę, przyglądając mu się z wyraźnym bólem – Przynamniej na razie. Nie wiem, co zrobię jeśli to będzie twoje dziecko – powiedziała wreszcie na głos to, o czym nieustannie myślał od kilku dni – Staram sobie z tym poradzić, ale to cholernie trudne
- Wiem, wiem – westchnął – Przepraszam. Wiem, że nie tak wyobrażałaś sobie początek naszego związku. Wszystko zepsułem
- Trudno, stało się. Zadzwonię po taksówkę
- Odwiozę cię - zaoponował
- Jedź. Dam sobie radę
- Ale wrócisz tu po pracy? – dopytywał. Posłała mu ciepły uśmiech
- Wrócę – na krótką chwilę zamknął ją w swoich ramionach
- Pamiętaj, że bardzo cię kocham

Gdy o osiemnastej przekroczyła próg jego mieszkania, dotarł do niej obłędny zapach. Najwyraźniej Marek postanowił po raz kolejny popisać się swoimi umiejętnościami kulinarnymi.
- Co tak pięknie pachnie? – zapytała wchodząc do salonu, na środku którego stał elegancko nakryty stół
- Piersi kaczki w sosie malinowym – odparł dumnie, niosąc dwa talerze – Wina? – zapytał sięgając po butelkę i nie czekając na odpowiedź nalał jej pół kieliszka. Gdy zajęła swoje miejsce, zaczął – Chciałem ci podziękować. Mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, ty wciąż ze mną jesteś i bardzo dzielnie to znosisz. Bardzo to doceniam – posłała mu blady uśmiech. Tylko ona wiedziała, ile ją ta sytuacja kosztuje
- A jak ona się czuje? – chrząknęła
- Lepiej. Jutro chyba mają ją wypisać – wzruszył ramionami – W południe dzwonili z kliniki, że wyniku już są – wstrzymała oddech, wpatrując się w jego twarz w napięciu – Dzieci będę miał tylko z tobą – odparł z uśmiechem. Gdy o trzynastej dowiedział się, że to nie on jest ojcem, czuł jakby wygrał nowe życie. Energia wprost go roznosiła. Współczuł tej młodej blondynce, która kilka miesięcy temu stanęła na jego drodze, ale jednocześnie poczuł ogromną ulgę. Z Uli zeszły emocje, które nagrodziły się przez ostatnie kilkanaście dni i po prostu się rozpłakała. Momentalnie znalazł się tuż przy niej – Ciiiii – uspokajająco gładził ją po plecach – Ja wiem, ile cię to kosztowało. Już dobrze. Już wszystko dobrze – powoli się wyciszała w jego ramionach.
- Tak bardzo się bałam. Nie wiedziałam, czy sobie z tym poradzę
- Na szczęście nie będziesz musiała sprawdzać. Teraz znów skupimy się na naszym związku, bo przez ostatnie tygodnie zeszliśmy na dalszy plan. A ja ci przecież obiecałem kolejne randki – posłał jej uroczy uśmiech – Dlatego w piątek wieczorem wyjeżdżamy do Kazimierza Dolnego. Ma być całkiem ciepło i słonecznie, dlatego szykuje nam się fantastyczny weekend.
- A może w drodze powrotnej zajedziemy do moich rodziców? Chciałabym im cię w końcu przedstawić? – odkąd się dowiedziała, że jej chłopak nie zostanie ojcem, uśmiech nie schodził jej z twarzy
- Bardzo chętnie. Będę miał okazję podziękować twojej mamie, że mnie od razu nie przekreśliła

9 miesięcy później
- Kochanie, nie zapomnij o kąpielówkach – biegała po mieszkaniu podekscytowana, dopakowując ostatnie rzeczy do swojej walizki. Za niecałe cztery godziny mieli samolot na Korfu. Marek zaskoczył ją totalnie, gdy na początku czerwca zakomunikował jej, że na kolejną randkę zabiera ją do Grecji. Doskonale pamiętała, jak rok wcześniej, gdy jeszcze nie byli razem zasugerował, że ma nadzieję, iż kolejne wakacje spędzą razem u Greków. Zrealizował ten plan, a przy okazji spełnił jej największe marzenie. Najbliższe dwa tygodnie mieli spędzić na tej urokliwej, greckiej wyspie. Dobrzański ten wyjazd zaplanował w najdrobniejszych szczegółach. Mieli kąpać się w krystalicznie czystej wodzie, korzystać ze słońca, zajadać się lokalnymi specjałami i zwiedzać wyspę wynajętym samochodem. Ale najważniejszym punktem tego urlopu miała być wycieczka do Sidari przedostatniego dnia ich pobytu.
- Pamiętam. Wziąłem nawet dwie pary – odkrzyknął z garderoby, chowając do kosmetyczki niewielkie pudełeczko, najważniejszy szczegół tego wyjazdu. Nie bez powodu spośród wszystkich greckich wysp wybrał właśnie Korfu. Nad Kanałami Miłości zamierzał jej się oświadczyć. Wiedział, że powie ‘tak’. Kocha go równie mocno, jak on ją.

wtorek, 5 lipca 2016

'Droga do kobiecego serca' XIV

Wyraźnie skacowany wszedł do firmy, skupiając na sobie uwagę pracowników.
- Siema stary, nie wyglądasz najlepiej – w sekretariacie spotkał Olszańskiego
- Bo i nie najlepiej się czuję – mruknął
- Kacyk?
- Nie mogłem znieść samotnego wieczoru. Ula przeniosła się do Patrycji. Słyszała naszą rozmowę. Wie o ciąży – był wyraźnie załamany
- Nie mogłeś jej tego jakoś wytłumaczyć?
- Jak? – wyraźnie się zirytował – Nie chciała słuchać. Zresztą, co tu jest do tłumaczenia? Ma rację, oszukałem ją. Poza tym, znając moje pieprzone szczęście, to ten dzieciak będzie mój.
- Co zamierzasz?
- W piątek mam badania na ojcostwo. Jeśli będzie moje, uznam je, będę płacił alimenty. Co mam więcej zrobić? – wzruszył ramionami - A co do Uli to jeszcze nie wiem, co zrobię, ale nie pozwolę jej odejść.
- Trzymam kciuki – poklepał go po plecach

Gdy wrócił z pracy dostrzegł jej torebkę w przedpokoju. Ucieszył się, że zdecydowała się wrócić. Nie zastał jej w salonie. Szybkim krokiem ruszył do sypialni i gdy tylko uchylił drzwi, zamarł. Zamykała właśnie wieko walizki.
- Błagam cię, nie rób tego – zaskoczona odwróciła się w stronę drzwi. Nie słyszała, jak wszedł – Bardzo żałuję, że ci nie powiedziałem. Już nigdy więcej cię nie okłamię, obiecuję. Jeśli nie chcesz ze mną sypiać, przeniosę się na kanapę, ale zostań. Nie uciekaj przede mną. Pierwszy raz w życiu zakochałem się tak naprawdę i nie mogę cię stracić – czyżby w jego oczach dostrzegła zły?
- Jeszcze się nie wyprowadzam – odparła spokojnie – Wzięłam urlop. Jadę na kilka dni do rodziców. Muszę wszystko przemyśleć – ciągnąc za sobą walizkę chciała go wyminąć. Zagrodził jej drogę.
- Obiecaj, że tutaj wrócisz. Obiecaj, że wrócisz do mnie – intensywnie wpatrywał się w jej oczy. Nie odpowiedziała. Na krótki moment złączyła ich usta. Wyszła z mieszkania bez słowa.

Wyłamując sobie palce oczekiwał, aż zostaną poproszeni do gabinetu, by został pobrany materiał do porównania. Obok niego siedziała równie zestresowana młodziutka blondynka. Nie mogła mieć więcej, jak dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata.
- Nie chciałabym, żeby nasze dziecko wychowywało się w niepełnej rodzinie – wyszeptała, całą swoją uwagę skupiając na marmurowej posadzce. Jej głos wyrwał Marka z zamyślenia.
- Słucham?  - zmarszczył brwi skupiając na niej swój wzrok
- Posłuchaj, pochodzę z małej wsi pod Lublinem. Panna z dzieckiem, to będzie skandal. Sąsiedzi zaczną gadać. Rodzicie mi tego nie wybaczą – roześmiał się szyderczo
- Przepraszam, ty oczekujesz, że ja ci się oświadczę, a później będziemy żyli długo i szczęśliwie? – spojrzał na nią, jak na wariatkę – Dziewczyno, ja cię dzisiaj widzę trzeci raz na oczy
- Wiem, ale dla dobra dziecka… - nie pozwolił jej dokończyć
- Nie znam cię i nie zamierzam cię poznawać. Jestem w szczęśliwym związku. Jedyne, co ci mogę zaproponować, to alimenty w wysokości dwóch tysięcy złotych. Na nic więcej z mojej strony nie możesz liczyć. No i oczywiście będę je regularnie zabierał.
- Rozumiem – szepnęła wyraźnie niezadowolona
- Przyznaj, że nie byłem pierwszym, z którym prosto z klubu poszłaś do łóżka – nie spuszczał z niej wzroku
- Nie byłeś
- To skąd ta pewność, że to ja jestem ojcem? – świdrował ją wzrokiem. Nie zdążyła odpowiedzieć. Zostali poproszeni do gabinetu.

Czas dłużył mu się niemiłosiernie. Nie tylko dlatego, że jak na szpilkach oczekiwał wyników badań. Przede wszystkim dlatego, że nie było koło niego Uli. Pustka w mieszkaniu po powrocie z pracy go wykańczała. Od zawsze mieszkał sam. Była pierwszą, którą zaprosił do swojego świata, którą chciał zamknąć w swoich czterech kątach. I mimo tego, że okres ich wspólnego mieszkania nie trwał długo, to i tak zdążył się przyzwyczaić. Ciężko mu było zasnąć w pustym łóżku, dlatego niemal każdego wieczora znieczulał się przed snem. Sądził, że kilka drinków pomoże wypełnić pustkę i ukoić tęsknotę. Nie dzwonił do niej. Nie chciał naciskać. Musiał dać jej czas i pewną przestrzeń. Ale nie odmówił sobie wysyłania krótkich sms’ów, które jasno mówiły, co czuje. ‘Kocham i tęsknię’, to najczęstsze słowa, jakie wysyłał.

W piątkowy wieczór taksówka zatrzymała się przed bramą strzeżonego osiedla. Zapłaciła kierowcy i ciągnąc za sobą walizkę ruszyła w stronę bloku C. Spojrzała w górę. Światła były pogaszone. Najwyraźniej właściciela nie było w domu. Trochę żałowała. Miała nadzieję, że tuż po jej powrocie porozmawiają. Do pracy miała wrócić dopiero we wtorek, ale za namową matki zdecydowała się na powrót do Warszawy trzy dni wcześniej. Wielogodzinne rozmowy z rodzicielką dały jej dużo do myślenia. Pani Cieplak co prawda nie miała jeszcze okazji poznać Marka, ale była pod wrażeniem tego, jak przez wiele tygodni starał się o jej córkę. Ula opowiadała jej o randkach, jego determinacji i cierpliwości. Wiedziała również, że Marek musi być wyjątkowy, skoro jej stroniąca od męskiego towarzystwa córka się w nim zakochała. Namawiała Cieplakównę, by porozmawiała z chłopakiem i nie skreślała go tylko dlatego, że przeszłość go dopadła. Rozumiała wzburzenie córki. Nie pochwalała zatajenia prawdy, ale poleciła córce nie rezygnować z miłości. Zwłaszcza, że nie było jeszcze pewności, czy dziecko na pewno jest Marka. A nawet jeśli, to on nigdy nie był w związku z matką dziecka, a więc tym samym Ula nie rozbija rodziny.
Weszła do przedpokoju i zapaliła światło. Już od progu uderzył ją zapach alkoholu. Na szafce dostrzegła kluczyki i portfel. Najwyraźniej Dobrzański był w domu. Ściągając z nóg czółenka udała się do salonu. Na stoliku kawowym rozstawione były butelki wódki i brandy. Marka tam jednak nie zastała. Znalazła go w sypialni. Spał w ubraniu w poprzek łóżka. Okryła go kocem i wróciła do salonu, by go trochę ogarnąć i wywietrzyć. Wiedziała, że tam spędzi noc. Nie znosiła zapachu alkoholu.

Czuł, że ból rozsadza mu skronie. Wyłuskał z kieszeni telefon i z ulgą stwierdził, że dziś sobota. Był w takim stanie, że z pewnością nie dowlókł by się do pracy. Przez uchylone drzwi sypialni dotarł do niego dziwny dźwięk, jakby trzask zamykanych drzwi wejściowych. Z niemałym trudem zwlekł się z łóżka i ruszył w kierunku źródła dźwięku. Wczoraj wrócił do domu lekko zawiany i nie miał pewności, czy zamknął za sobą drzwi. A później to już na pewno nie myślał o przekręceniu zasuwy. Stanął jak wryty, widząc Ulę, która jak gdyby nigdy nic rozpakowywała świeże pieczywo i pomidory. Momentalnie na jego twarzy pojawiła się ulga i szczęście. Spojrzała na niego. Czyżby na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu?
- Masz pustą lodówkę. Nie licząc oczywiście butelki wódki i puszki pepsi.
- Cieszę się, że wróciłaś. Bałem się, że już zawsze będę tutaj sam – podszedł kilka kroków. Słysząc to zdanie dotarło do niej, że pił nie z powodu ciąży, ale tego, że go zostawiła.
- Nie wiem, jak się odnajdę w sytuacji, gdy to dziecko będzie twoje… - pokręciła głową w geście rezygnacji – Ale spróbuję sobie jakoś z tym poradzić, bo cię kocham. I nigdy więcej już mnie nie oszukuj i nie staraj się chronić za wszelką cenę
-Obiecuję – chciał ją przytulić, ale położyła mu rękę na torsie, odsuwając go nieco. Spojrzał na nią zaskoczony. Czyżby wciąż zamierzała go trzymać na dystans?
- Najpierw umyj zęby i weź prysznic. Śmierdzi od ciebie jak z gorzelni – obrzuciła go karcącym spojrzeniem. Posłał jej przepraszający uśmiech i szepnął ciche ‘kocham cię’.