B

niedziela, 30 czerwca 2013

'Spotkanie po latach' X

Marek cały weekend spędził z Sarą sam. Ula pojechała do Rysiowa wyjaśnić ojcu całą tą z pozoru skomplikowaną sytuację. Cieplak już od kilku tygodni wiedział, że jego córka przenosi się do Polski, ale nie bardzo znał powód jej decyzji. Sądził, że była szczęśliwa z Simonem, że ma wspaniałą pracę. Musiała mu wytłumaczyć dlaczego zdecydowała się na powrót, gdzie teraz będzie pracować, gdzie mieszaka, a przede wszystkim jaką rolę w jej życiu odgrywa Marek. Chciała też spędzić trochę czasu z Beatką, dlatego zdecydowała się zostać w Rysiowie dwa dni. Tymczasem Marek świetnie się bawił z małą Michalską. Od tego wyjazdu do Sopotu systematycznie sobie ją zjednywał, zyskiwał jej przychylność, aż później całkowicie ją zawojował. Spełniał każdą jej prośbę, chciał by czuła się dobrze w nowym miejscu i w nowej rzeczywistości. Zabrał ją do kina, następnego dnia do ZOO. Zaplanował ten weekend bardzo szczegółowo. I odniósł zamierzony skutek. Podczas tych dwóch dni spędzonych tylko we dwoje, mała po raz pierwszy zwróciła się do niego ‘wujku’, a  nie ‘Marek’ jak miała w zwyczaju. Był szczęśliwy i dumny z siebie, że udało mu się poukładać relacje z tą blond księżniczką.

Marek miał rację, co do zainteresowania mediów jego osobą, ale koniec końców nie było tak źle. Nie wystawali pod ich osiedlem, nie śledzili każdego jego kroku. Kilku dziennikarzy zgłosiło się do FD z prośbą o wywiad w związku z jego rozwodem. Konsekwentnie odmawiał komentarza. Skupił się na pracy i swojej nowej rodzinie. Był w stałym kontakcie z mecenasem Koneckim. Niecierpliwie wyczekiwał kolejnej rozprawy. Miał nadzieję, że tym razem Paulina pojawi się w sądzie. Dwa dni przed rozprawą minął ją na korytarzu FD. ‘Ooo, raczyła się wreszcie pojawić w pracy. No proszę!’.
- Paulina, pamiętasz, że w czwartek mamy rozprawę – rzucił, gdy oboje znaleźli się w socjalnym
- Pamiętam – odparła nawet na niego nie spoglądając
- Mam nadzieję, że tym razem przyjdziesz
- Mam w tym czasie kosmetyczkę – spojrzała prosto w jego oczy i uśmiechnęła się drwiąco. W Marku się aż zagotowało. Jej bezczelność przechodziła ludzkie pojęcie.
- Masz kosmetyczkę? – spojrzał na nią z politowaniem – Jak długo zamierzasz ciągnąć tą grę? Sądzisz, że się rozmyślę, że odpuszczę? – wlepił w nią wyczekujące spojrzenie
- Nie. Czekam, aż zdecydujesz się na moją propozycję – odparła najspokojniej w świecie, popijając swoje espresso. Prychnął – Chcę to załatwić polubownie. Naprawdę chcesz rozwodu z orzekaniem o winie? Przecież to ty mnie zostawiłeś i odszedłeś do innej kobiety. Każdy sąd przyzna mi rekompensatę. Ja chcę to załatwić bez prania brudów.
- Jeśli myślisz, że oddam ci firmę, to się grubo mylisz – rzucił jej pogardliwe spojrzenie i wściekły wyszedł z firmy. Musiał ochłonąć.

Spacerując uliczkami parku zastanawiał się jakim cudem wcześniej nie dostrzegał jaka Paulina jest naprawdę. To nigdy nie była wielka miłość z jego strony, ale początkowo dogadywali się całkiem dobrze. Teraz dopiero dostrzegał, że tak naprawdę nigdy nie znał swojej żony.
Weszła do domu wykończona. Przez ostatnie dwa dni nie robiła nic innego, jak próbowała się zorientować w sytuacji banku. Pochłaniało to całą jej energię, ale czuła, że powoli wychodzi na prostą. Z salonu dochodziły głosy jakiejś zaciętej dyskusji. Ruszyła w tamtym kierunku. Na sofie dostrzegła Marka. Siedział z poluzowanym krawatem, podwiniętymi rękawami koszuli, w ręku dzierżąc szklaneczkę whiskey. Naprzeciwko niego siedział elegancki mężczyzna koło czterdziestki, przeglądał jakieś dokumenty, popijając co rusz kawę.
- Dzień dobry – rzuciła do progu. Marek uśmiechnął się szeroko na jej widok. Nieznajomy wstał.
- Witaj kochanie – Marek podniósł się z zajmowanego miejsca i krótko musnął jej usta – poznaj proszę mecenasa Koneckiego – wskazał na mężczyznę Dobrzański, by po chwili spojrzeć z miłością na swoją kobietę i powiedzieć w kierunku mężczyzny – A to właśnie kobieta mojego życia – uśmiechnęła się do niego, jednocześnie karcąc go spojrzeniem i wyciągnęła rękę do mężczyzny
- Urszula Cieplak
- Michał Konecki – pocałował jej dłoń i uśmiechnął się serdecznie.
- Siadaj z nami – odparł Dobrzański, wskazując na miejsce obok siebie – prowadzimy właśnie naradę wojenną – mówiąc to obaj panowie uśmiechnęli się nieznacznie, chociaż doskonale widziała, że Marek nie jest w najlepszym humorze
- Znów nie przyszła? – zapytała jednocześnie splatając ich dłonie.
- Ty ją chyba znasz lepiej niż ja – z nutą goryczy odparł Dobrzański. Cieszył się, że już ma ją przy sobie. Było mu łatwiej. Gdyby wciąż była w Dublinie nie wiedział, czy dałby sobie radę. Potrzebował jej wsparcia.
- Panie Marku – odezwał się wreszcie prawnik, który skończył studiować dokumenty – tak, jak mówiłem wcześniej, proponuję zmienić pozew. Ja oczywiście jeszcze dzisiaj wystosuję pismo do sądu o przeprowadzenie rozprawy pod nieobecność pozwanej, ale sądzę, że zostanie odrzucony w obecnej sytuacji. Państwo macie kontakt, pracujecie w jednej firmie, pani Paulina nigdzie nie wyjechała, więc macie możliwość porozumieć się co do daty rozprawy. Jeśli zmienimy pozew na orzeczenie o pana winie, nie będzie miała pola ruchu – spokojnie, acz rzeczowo tłumaczył mecenas.
- Dobrze mecenasie, niech pan działa. Nie zamierzam rozwodzić się z tą kobietą do końca życia. – mocniej ścisnął dłoń Cieplakówny – proszę mi tylko powiedzieć, co z firmą?
- Sprawa jest prosta. Orzekając o rozpadzie małżeństwa z pana winy, do czego jak sądzę konsekwentnie próbowałby doprowadzić prawnik pańskiej żony, sąd wyda nakaz zadośćuczynienia. Pan i tak chciał zostawić żonie dom i część oszczędności, więc niewiele się w tej kwestii zmieni. Ja proponuję zaniżyć nieco kwotę, jaką chce jej pan oddać, bo sąd zwykle przyznaje więcej, niż jest zaproponowane. O jakiej kwocie była mowa poprzednio?
- Dwieście pięćdziesiąt tysięcy. To jest jakieś siedemdziesiąt procent oszczędności, jakie udało mi się uzbierać podczas trwania naszego małżeństwa.
- W takim razie proponuję wpisać dom plus dwieście tysięcy – Marek kiwnął głową, dając tym samym znak, że godzi się na propozycję Koneckiego – Jeśli chodzi o firmę, nie ma możliwości, ażeby pani Febo jej się domagała. To była darowizna pana rodziców na pańską rzecz i to jeszcze przed zawarciem małżeństwa. Nawet w przypadku orzeczenia o pana winie, nie ma podstaw prawnych, by odebrać panu udziały. Jedyną osobą, która mogłaby pana tych udziałów pozbawić są pańscy rodzice, ale to również trzeba by załatwiać za pośrednictwem notariusza, za obopólną zgodą. Proszę się nie martwić. Pańska żona najwyraźniej chce pana zdenerwować. Nie sądzę, by którykolwiek z moich kolegów utwierdzał ją w przekonaniu, że istnieje choćby cień szansy, by pan jej tą firmę oddał w formie odszkodowania za rozpad małżeństwa.
- Cieszę się – odezwał się w końcu Dobrzański – Dziękuję mecenasie.
- Będzie mi pan dziękował, jak doprowadzę sprawę do końca. A teraz państwo wybaczą, ale się pożegnam. Chcę jeszcze dzisiaj dostarczyć dokumenty do sądu, by rozprawa odbyła się najpóźniej za dwa miesiące – zaczął zbierać swoje rzeczy – Wiem, że zależy panu na czasie i wcale się nie dziwię – spojrzał z wyraźnym zachwytem na Ulę, która uśmiechnęła się nieznacznie. – Do widzenia – znów pocałował jej dłoń
- Odprowadzę pana – ruszył za Koneckim w stronę przedpokoju.
Wrócił do salonu i przytulił ją mocno, szepcząc jej do ucha ‘jak dobrze, że ciebie mam’.
Rodzina Cieplaków przyjęła go dość serdecznie. Podobnie jak Sary, podbił także serce nastoletniej Beatki. Jaśkowi imponował jego sportowy samochód. Kiedyś już był w Rysiowie, ale wtedy nie miał okazji poznać jej rodzeństwa. Teraz nadrabiał zaległości. Józef odnosił się do niego z sympatią, ale i pewnym dystansem. Nie podobał mu się fakt, że Dobrzański wciąż jest żonaty. Uspokoił się, gdy zapewnili go, że sprawa rozwodowa jest już w toku. Podczas tej wizyty Cieplak uważnie ich obserwował. Dostrzegał każde spojrzenie Marka, które posyłał jego najstarszej córce, widział z jaką uwagą traktował małą Sarę, która dla Cieplaka była jak wnuczka. Musiał stwierdzić, że na kilometr było widać, iż Dobrzańskiemu bardzo zależy na tych dwóch kobietkach. Miał nadzieję, że jego córka będzie szczęśliwa.

Ula po kilku ciężkich dniach wreszcie odnalazła się w nowej pracy. Była naprawdę dobra, a to jej nowemu zespołowi nie bardzo się podobało. Wymagała od nich wiele, ale dużo wymagała także od siebie. W Irlandii było inaczej. Tam wszystkim zależało na sukcesie banku, na bycie numerem jeden, ale przede wszystkim na dobrej atmosferze w pracy i współpracy. W Dublinie wszyscy sobie pomagali. Tutaj był istny wyścig szczurów, a osoba wyróżniająca się pracowitością i profesjonalizmem nie tylko nie była lubiana, ale rzucano jej kłody pod nogi. Nie poddawała się i nie przejmowała się tą małą sympatyczną atmosferą. Nie skarżyła się. Markowi też nic nie mówiła. Gdy podczas wieczornych masaży, które serwował jej niemal regularnie, by ją odprężyć, pytał jak w pracy, zapewniała go, że jest zadowolona i wszystko idzie dobrze. Przecież wiedziała, że był wtedy przeciwny, a na dodatek pewnie by sobie wyrzucał, że to dla niego rzuciła fajną posadę. Całe szczęście wiedziała, że to przejściowe. Trzeba zacisnąć zęby i przejść przez to, bo awans i zamiana zespołu czaiła się tuż za rogiem, a później jeszcze kilka szczebli i wreszcie znajdzie się na Placu Konstytucji, gdzie było jej miejsce.

wtorek, 25 czerwca 2013

'Spotkanie po latach' IX

Nie wiedział jak to wszystko się ułoży. Czy w ogóle się ułoży. Sara wyraźnie była mu niechętna. Wiedział, że to dziecko, że to dla niej nowa sytuacja, że dopiero co go poznała, ale nie zapowiadało się najlepiej. Wiedział, że przed nim długa i trudna droga nim zyska jej zaufanie i sympatię. Siedział w swoim pokoju i sączył drinka. Ula poszła przeczytać małej bajkę. Czekał na nią. Miał dla niej kilka propozycji mieszkań i domów. Chciał, by wreszcie coś ustalili. Nie zamierzał cały czas mieszkać w hotelach. U rodziców tym bardziej nie miał czego szukać. Nie najlepiej zareagowali na wiadomość o rozwodzie. I na dodatek jeszcze Paulina, która wyraźnie szła z nim na wojnę. Całe szczęście, że miał zaprzyjaźnionego prawnika. Cieplakówna przyszła do niego godzinę później. Mówiła, że rozmawiała z Sarą, że dziewczynka się boi, że nie zna Marka, nie ma do niego zaufania, że z Simonem też miało być fajnie. Mieli nadzieję, że jakoś się dogadają. Wiedzieli, że mała potrzebuje czasu. Przeszli do kwestii domu. Wspólnie wybrali dwupoziomowy apartament na Sadybie. Cztery sypialnie, duży salon z kominkiem, kuchnia połączona z jadalnią, gabinet, trzy łazienki i taras mający blisko piętnaście metrów kwadratowych. Osiedle strzeżone, z garażem podziemnym, placem zabaw. Atutem tej lokalizacji była również niewielka odległość dzieląca osiedle i podstawówkę oraz gimnazjum dwujęzyczne. Byli pod wrażeniem tego miejsca, ale ustalili, że zapytają jeszcze Sarę o zdanie. Chcieli by poczuła się ważna. Chcieli by wiedziała, że liczą się z jej zdaniem. Ula widziała, że Marek bardzo przejmuje się tymi trudnościami w kontaktach z jej podopieczną. Chciała poprawić mu nastrój. Chciała zostać na noc. Wbrew sobie powiedział, że będzie lepiej jak wróci do małej. Może Sara będzie ją wołać w nocy, przestraszy się, poczuje się nieswojo w nowym miejscu. Tęsknił za nią, tęsknił za jej bliskością, ale w tym momencie on nie był najważniejszy. Była zawiedziona, a jednocześnie dumna, że jej mężczyzna nie jest egoistą, że zależy mu na tej słodkiej blondyneczce. Żegnając go żarliwym pocałunkiem wróciła do swojego pokoju. Został sam. Pełen wątpliwości i nadziei.
Kolejny dzień przyniósł przełom. Sara zachowywała się dużo swobodniej. Rozmawiała z nim. Nawet opowiadała mu o swojej dublińskiej szkole. Odebrał tą zmianę zachowania z wielką radością. Podobały jej się zdjęcia nowego domu. Marek obiecał, że będzie mogła urządzić swój pokój jak tylko będzie chciała. Zażyczyła sobie zielone ściany, białe meble i wielki pomarańczowy fotel podwieszany pod sufitem. Obiecał spełnić wszystkie jej życzenia. Ku zaskoczeniu nie tylko Marka, ale i Uli poprosiła go, by zabrał ją na diabelski młyn. Odetchnęli. Reszta pobytu w Sopocie upłynęła im w zdecydowanie lepszej atmosferze. Mała zaczęła się do niego przekonywać, a oni przestali się pilnować na każdym kroku i również w jej obecności okazywali sobie uczucia choćby przez przytulanie, czy krótkie całusy. Było dobrze.
Dość szybko udało mu się sfinalizować kupno mieszkania. Miał szczęście. Na tym nowym osiedlu kupił przedostatni apartament z takim rozkładem, jaki pasował im najbardziej. Zajął się urządzaniem ich nowego domu. Zaczął od ich sypialni i pokoju Sary. Co do pokoiku dziewczynki miał dokładne wytyczne. W sypialni skupił się na zbudowaniu przestronnej garderoby i wygodnym łóżku. Wysłał Uli mailem kilka projektów kuchni. Miała wybrać odpowiadającą jej aranżację. Na ich przyjazd miała zostać złożona. Nie mógł się doczekać, kiedy będzie miał ją już obok siebie.
Wreszcie udało jej się pozamykać wszystkie sprawy, porozumieć się z prezesem i uzgodnić swoje przenosiny do Polski. Wysłała prawie wszystkie rzeczy na ich nowy adres. Trochę drobiazgów i resztę ubrań miała spakować w trzy walizki. Simon już dawno ją spłacił. Z czystym sumieniem mogła się z nim pożegnać i wsiąść na pokład samolotu LOT’u Dublin-Warszawa. Wiedziała, że zamyka pewien etap swojego życia. Wiedziała również, że otwiera nowy, lepszy.
Nie pracowała. Miała objąć nową posadę w kolejnym miesiącu. Cieszyła się z takiego obrotu spraw. Mogła skupić się na dopieszczeniu ich gniazdka. Odprowadziła Sarę do szkoły. Marek pojechał do sądu. Wrócił do niespełna godzinie. Od progu widziała, że jest wściekły.
- Co tak szybko? – przyjrzała mu się uważnie.
- Nie przyszła! – krzyknął zirytowany wymachując rękami – Robi mi na złość!
- Kochanie, nie denerwuj się – podeszła i przytuliła go. Chciała dodać mu otuchy. Uspokoić go nieco.
- Jak mam się nie denerwować?- zapytał ostrzej niż zamierzał. Po chwili się zreflektował, że jego ton był nieodpowiedni. Przecież to nie jej wina, ze Paulina chciała wyprowadzić go z równowagi – To się może ciągnąć w nieskończoność. Kolejny termin jest za miesiąc. Ona znów nie przyjdzie. Później będzie następny i następny. Nigdy się od niej nie uwolnię. A my nigdy nie będziemy razem – mówił zrezygnowany. Zmarszczyła czoło nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.
- Przecież jesteśmy razem.
- Owszem. Nieformalnie – podkreślił – A ja się chcę tobą chwalić, rozumiesz. Chcę pokazywać wszystkim w koło, że wybrałaś właśnie mnie – wzruszyły ją jego słowa. Ledwo powstrzymywała łzy – Już sobie wyobrażam, jaka zacznie się na nas nagonka. Co te pismaki będą o nas wypisywać, jak będą śledzić każdy nasz krok. Od dzisiejszej rozprawy moje nazwisko będzie na okładce wszystkim plotkarskich gazet. A jak będą pisać o mnie to siłą rzeczy również o tobie i Sarze. Chciałem jak najszybciej to zakończyć, by was chociaż w niewielkim stopniu ochronić. Dopóki rozwód się będzie ciągnął, oni nie dadzą nam spokoju.
- Może nie będzie tak źle – starała się czarne scenariusze zepchnąć na bok
- Będzie Ula. Jej właśnie o to chodzi. Ewidentnie idzie ze mną na wojnę! – znów się wzburzył – Pewnie teraz siedzi w moim domu ze swoim adwokatem i knuje jak pozbawić mnie firmy. Zaczyna spełniać wszystkie swoje obietnice.
- Co? – spytała zaskoczona – Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytała z pretensją w głosie
- Nie chciałem cię martwić. Zresztą udziały dostałem od rodziców. Teoretycznie nic mi nie może zrobić.
- Teoretycznie – zauważyła – A co jeśli rzeczywiście stracisz firmę? Jeśli namówi twoich rodziców, żeby jej pomogli przejąć udziały. Przecież sam mówiłeś, że oni stoją po jej stronie – westchnęła-  Marek, może nie było warto poświęcać firmy dla... - urwała
- Dla?- powtórzył, chcąc zmusić ją do dokończenia swojej myśli
- Dla mnie - dodała cicho
- Słucham? Czy ty słyszysz co ty mówisz? Miałem zrezygnować z rozwodu, miałem zrezygnować z ciebie, żeby nie mieć problemów z utrzymaniem firmy? Chyba zwariowałaś! Jak będzie trzeba, to jej ją oddam – chwycił jej twarz w swoje dłonie – jesteś dla mnie najważniejsza. Nie zrezygnuję z ciebie, rozumiesz? Już raz cię straciłem. Drugi raz bym tego nie zniósł. Jestem gotowy poświęcić wszystko, byleby tylko się przy tobie zestarzeć – szepnął i zachłannie wpił się w jej usta.
Nie przestając się całować ruszyli w stronę sypialni. Położył ją na łóżku i zawisł nad nią. Stopniowo ją rozpalał. Pieścił jej ciało, pozbywał się kolejnych elementów garderoby. Tuż przed połączeniem się z nią w jedno ciało, tradycyjnie sięgnął w kierunku nocnej szafki. Chwycił w dłoń prezerwatywę i jakby na chwilę zamarł intensywnie się nad czymś zastanawiając. Postanowił zaryzykować.
- Ula, czy ty…. – nie pozwoliła mu dokończyć. W lot pojęła o co mu chodzi. Ona także tego pragnęła. Wyjęła mu z ręki malutki pakunek i rzuciła w kąt pokoju. Przyciągnęła go bliżej siebie. Czuła, jak się uśmiecha podczas kolejnych pocałunków. Odpłynęli.
Leżeli wtuleni w siebie. Bawiąc się wzajemnie swoimi dłońmi.
- Tak strasznie się cieszę, że chcesz mieć ze mną dziecko – odparł szeptem, by nie burzyć tej atmosfery spokoju, która panował w ich domu
- Tylko z tobą mogę je mieć. Nigdy, nawet przez moment, nie przyszło mi do głowy by zajść w ciąże z Simonem. Od lat tylko ty wydawałeś mi się odpowiednim kandydatem na ojca moich dzieci. Gdy się rozstaliśmy, sądziłam, że nie dane mi będzie zostać matką – uśmiechnął się do niej szeroko, ukazując dołeczki, które tak w nim uwielbiała
- Wiesz, marzę o dwójce. Chłopiec i dziewczynka
- Ja też. Paweł i Zosia.
- Absolutnie – odparł z udawanym oburzeniem – Grześ i Ola
- Będziemy negocjować – złożyła pocałunek na jego torsie
- Grześ i Zosia? – wyszeptał drażniąc ustami poduszeczkę jej ucha. Wiedział, że to uwielbia
- Zgoda – oplotła go rękami i przytuliła głowę do jego klatki piersiowej. Słyszała bicie serca. Wiedziała, że bije tylko dla niej.
- Myślisz, że Sara będzie zadowolona, gdy w naszym domu pojawi się dziecko? - zapytał szeptem. Dopiero co udało mu się poukładać kontakty z tą małą, a teraz zdecydowali się na kolejny krok, który być może znów wprowadzi zamęt w ich relacjach.
- Myślę, że tak. Kiedyś wspominała, że chciałaby mieć rodzeństwo. Zazdrościła koleżankom ze szkoły, że mają braciszka czy siostrzyczkę. Zaakceptowała nasz związek, chyba się nawet zaprzyjaźniliście - spojrzała z miłością w jego oczy - Sądzę, że wiadomość o mojej ewentualnej ciąży przyjmie dobrze. Zresztą porozmawiam z nią o tym przy najbliższej okazji. Nie martw się - cmoknęła jego policzek i ponownie wtuliła się w jego tors.

piątek, 21 czerwca 2013

'Spotkanie po latach' VIII

Jechał Żwirki i Wigury w stronę domu. Zwykle lubił szybką jazdę, nie raz łamał przepisy. Dziś jechał tyle, ile znaki nakazywały. Nie spieszył się. Wręcz się ociągał. Chciał jak najbardziej odwlec w czasie moment rozmowy z Pauliną. Wychodząc z lotniska spojrzał na telefon. Na ekranie widniała informacja o piętnastu nieodebranych połączeniach od jego żony. Czas na szczerą rozmowę i ostatecznie rozwiązanie tej kwestii. Ale ociągał się jadąc do domu nie tylko ze względu na Paulinę i ich trudną rozmowę. Ociągał się także z powodu Uli. Każdy kilometr w kierunku jego willi oddalał go od jego miłości, którą zostawił na lotnisku Chopina. Wciąż czuł jej zapach, ciepło. Nie mogli się pożegnać. Sam nie potrafi powiedzieć jak długo stali pośrodku hali odlotów spleceni w uścisku. Chłonęli siebie. Minuty się dla nich zatrzymały, a oni choć w niewielkim stopniu próbowali ukoić swoją tęsknotę. Nie wiedzieli kiedy teraz się zobaczą. Czy znów się spotkają za tydzień, dwa, a może dopiero za miesiąc. Przed nimi reorganizacja ich życia, która pochłonie wiele czasu i wysiłku, która będzie kosztowała wiele nerwów. Wiedzieli, że warto. Jeszcze się nie rozstali, a już niewyobrażalnie za sobą tęsknili. Rozmowa przez telefon nie zastąpi bliskości, dotyku, pocałunku, przytulenia, zwykłej obecności. Ostatnie dni były dla niego jak bajka, gdy zasypiał z głową wtuloną w jej piersi. Teraz znów zamiast niej, będzie tulił do siebie poduszkę.
Wszedł do salonu. Paulina siedziała na sofie i czytała książkę. Nawet na niego nie spojrzała. Podszedł bliżej i usiadł na fotelu, naprzeciw niej.
- Chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział spokojnie
- O tym, że cię nie było przez trzy dni w domu i nawet nie dałeś znaku życia, czy o swojej kochance? – nawet na sekundę nie oderwała wzroku od tekstu
- Przepraszam. Faktycznie, powinien był wysłać ci chociaż sms’a. Mieszkamy razem, miałaś prawo się martwić – odparł bacznie ją obserwując. Prychnęła pogardliwie i rzuciła książkę na szklany stolik
- Miałam prawo się martwić, bo mieszkamy razem? – zapytała ostro – A może powinnam wiedzieć co się z tobą dzieje, bo jestem twoją żoną! – wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo – Chociaż i tak wiedziałam, gdzie jesteś. A w zasadzie nie gdzie, a z kim! - wrzasnęła - A co się stało, że wróciłeś do domu? Twoja lafirynda wróciła do Berlina? – gdyby jej wzrok mógł zabijać, pewnie leżałby już martwy
- Nie rozumiem… - zmarszczył czoło intensywnie analizując to, co powiedziała przed chwilą
- Czego nie rozumiesz? Myślałeś, że się nie dowiem? – zapytała drwiąco i położyła przed nim swoją komórkę, która wyświetlała zdjęcie jego i przytulonej do niego brunetki.
- Śledzisz mnie? – zapytał zaskoczony. W życiu by nie przypuszczał, że Paulina może robić mu zdjęcia z ukrycia i pilnować każdego kroku.
- Nie sądziłam, że jest to konieczne. Ale jak widać myliłam się. A to zdjęcie mam od Aleksa. Razem z tą dziwką leciał z Berlina
- Nie mów tak o niej! – zareagował gwałtownie. Spojrzała na niego z politowaniem
- Byłeś tak zajęty gorącym powitaniem, że nawet go nie zauważyłeś – pokiwał ze zrozumiem głową. Faktycznie, na Okęciu nie zwracał uwagi na nikogo. Liczyła się tylko Ula. – To Cieplak, prawda?
- Czy ma to w tej chwili jakieś znaczenie? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Zrobiła zniecierpliwioną minę i machnęła ręką.
- Dobrze, co masz mi do powiedzenia? – zapytała już nieco spokojniejszym głosem. Milczał. Zastanawiał się jak to załatwić najdelikatniej. W końcu zdecydował, że powie wprost i nie będzie owijał w bawełnę
- Chcę odejść.
Zaśmiała się kpiąco.
- Słucham?
- Paulina, chcę rozwodu - powiedział zdcydowanie
- Ty sobie chyba ze mnie żartujesz. Pojawiła się w twoim życiu ta Cieplak, która najwyraźniej zaspokaja cię w łóżku, a ty naprawdę sądzisz, że to coś poważnego? Znudzi ci się prędzej czy później. Daj sobie lepiej spokój – wróciła do czytania książki
- Chcę rozwodu – powtórzył – kocham ją.
- Kochasz ją? A mnie podobno też kochałeś! – wysyczała
- To nie jest i nigdy nie była prawdziwa miłość. Przyzwyczailiśmy się do siebie. Przecież ty też nie jesteś ze mną szczęśliwa. Mamy inne priorytety. Chcę założyć prawdziwą rodzinę, z prawdziwym ogniskiem domowym. Chcę mieć dziecko. Ty też jeszcze ułożysz sobie życie tak, jak chcesz – spokojnie wypowiadał każde zdanie i uważnie obserwował jej reakcje. Siedziała wpatrując się w niego z zaciśniętą miną.
- Nie dam ci rozwodu! – powiedziała dobitnie i ruszyła w kierunku schodów na górę
- Paulina, zaczekaj – ruszył w jej kierunku – Po co mamy się męczyć? Dobrze wiesz, że to nie ma przyszłości, że w końcu zaczniemy się nienawidzić i nawet nie będziemy w stanie stwarzać pozorów przed rodziną i znajomymi – westchnął – posłuchaj, ja w zamian za to, że nie będziesz mi robiła trudności zostawię ci dom i siedemdziesiąt procent oszczędności.
W salonie rozległ się jej głośny śmiech.
- Jesteś żałosny – spojrzała na niego z wściekłością – żadnego rozwodu nie będzie! – krzyknęła i ruszyła schodami na górę
- Mój prawnik złożył dziś pozew – odparł informacyjnie. Skoro nie da się z nią dojść do porozumienia, trudno – Liczyłem na to, że rozstaniemy się jak cywilizowanie ludzie, że będziesz potrafiła przyjąć to z klasą – odciął jej. Przystanęła i widać było, że intensywnie się nad czymś zastanawia
- Dobrze, dam ci rozwód w zamian za firmę – odparła i wbiła w niego świdrujące spojrzenie
- Zwariowałaś? – nie wierzył w to, co słyszy – Mam ci oddać firmę moich rodziców. Mam ci oddać udziały, które dostałem od nich w prezencie? Nidy w życiu.
- No to nie dostaniesz rozwodu. Jak sobie chcesz – odparła lekceważąco i ruszyła do sypialni.
Jaki on był naiwny. Sądził, że ona naprawdę chce ratować ich małżeństwo, dlatego nie godzi się na rozwód. A to była tylko zimna kalkulacja. Niczym się nie różni od Aleksa. Trudno. Czeka go walka w sądzie. Przecież nie zatrzyma go przy sobie na siłę. W końcu sąd będzie musiał orzec o ustaniu małżeństwa. Zaczął pakować swoje rzeczy.
Uli poszło zdecydowanie lepiej. Obyło się bez wybuchów zazdrości, pretensji i otwartej wojny. Simon przyjął jej odejście ze spokojem. Nawet nie zapytał, czy kogoś ma. Powiedziała, że wraca do kraju i chce rozwiązać kwestię ich mieszkania. Nie zatrzymywał jej. Miała rację. Nigdy nie była jego wielką miłością. Był z nią dla wygody. Mógł się pokazać z piękną kobietą u boku podczas różnych imprez i bankietów, miał z kim sypiać. Stworzyła mu namiastkę domu. Mógł spróbować wejść w rolę ojca i dzięki niej zrozumiał, że się do tego nie nadaje. Nie nadaje się do stworzenia rodziny. Nie utrudniał. Uzgodnili, że zacznie część rzeczy wysyłać do Polski, że dopóki nie pozamyka wszystkich swoich spraw, będą mieszkać razem. Miało to potrwać raptem trzy, góra cztery tygodnie. Przeniosła się do pokoju gościnnego. Umówili się, że Simon spłaci jej część, którą wyłożyła na zakup ich dublińskiego mieszkania. Z całą pewnością mogła powiedzieć, że rozstają się w przyjaźni.
Sara ucieszyła się, że jedzie do Polski. Chciała poznać kraj, w którym wychowywała się jej matka. Ula obiecała zabrać ją do Kalisza, rodzinnego miasta jej matki. Mała trochę obawiała się zmiany szkoły. Polski znała dość dobrze, ale posługiwała się nim wyłącznie w kontaktach z matką i Ulą. W szkole komunikowała się po angielsku. Ula obiecała znaleźć jej dwujęzyczną podstawówkę w Warszawie.
W Dublinie, w przeciwieństwie do Warszawy, wszystko szło zgodnie z planem.
Umówiła się z Markiem, że przyjadą z Sarą na cztery dni do Polski. Mieli jechać do Sopotu. Miała to być świetna okazja, by Dobrzański poznał małą, by ona mogła spróbować się z nim oswoić i zaakceptować go. Podczas tego wspólnego długiego weekendu mieli też ustalić kwestię ich domu. Marek nic chciał w tej sprawie decydować sam. Przyleciały do Gdańska. Dobrzański już na nie czekał. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie obawia się tego spotkania. Bał się i to jak cholera. Kompletnie nie wiedział, czy będą potrafili się dogadać. Nie miał doświadczenia w kontaktach z dziećmi, nie wiedział co ona lubi, czym się interesuje. Kupił jej średniej wielkości miśka, na dobry początek znajomości. Wreszcie dostrzegł ukochaną w towarzystwie ślicznej blondyneczki, w pomarańczowej sukience. Ula uśmiechnęła się do niego promiennie. Chciała dodać mu otuchy. Widziała, że jest zdenerwowany. Odebrała bagaż i podeszły do niego.
- Kochanie – zwróciła się do dziewczynki - to jest właśnie Marek – Dobrzański kucnął przed nią i wyciągnął do niej rękę
- Cześć. Miło mi cię poznać – odparł uśmiechając się niepewnie. Mała po chwili wahania uścisnęła jego dłoń. Podał jej miśka – to dla ciebie.
- Dziękuję – tylko tyle zdołała powiedzieć. Widać było, że podchodzi do Dobrzańskiego z rezerwą.
Marek wreszcie mógł się przywitać z Ulą. Ze względu na Sarę krótko musnął jej usta, po czym zamknął ją na dłuższą chwilę w swoich ramionach. Dziewczynka przyglądała się tej scenie z zainteresowaniem i nie ukrywanym smutkiem. Dobrzański wziął ich walizkę i ruszyli w stronę parkingu. Mała kurczowo ścisnęła rękę Cieplakówny. Ula bardzo uważnie jej się przyglądała. Miała nadzieję, że Sara polubi Marka. Bardzo jej na tym zależało. Trochę jej o nim opowiadała. Mówiła, że jest dla niej ważny.
Już podczas drogi z lotniska do sopockiego hotelu Marek próbował zagadywać małą Michalską. Opowiadał jej, że z okna hotelowego pokoju będzie widziała ogromne molo, że pójdą do lunaparku, dopytywał na co ma ochotę na obiad. Była małomówna. Uważnie obserwowała Marka, nie zawsze odpowiadała na jego pytania. Podchodziła do niego z wyczuwalnym dystansem. Ula widziała, że Dobrzański się stara. Doceniała to i z obawą obserwowała reakcje Sary. Zwykle była bardzo śmiała, otwarta. Do Marka miała stosunek chłody. Na każdym kroku posyłała ukochanemu serdeczne uśmiechy. Nie chciała, by się zbyt szybko poddał. Wiedziała, że dla niego również to nie jest łatwa sytuacja. Wreszcie dojechali na miejsce. Dobrzański zarezerwował dwójkę i jedynkę. Specjalnie prosił o pokoje blisko siebie. Pierwszy jego zamysł był taki, że oni zajmą dwójkę, a Sara jedynkę. W końcu była już całkiem sporą dziewczynką. W obecnej sytuacji zrezygnował z tego pomysłu i ustalił z Ulą, iż najlepiej będzie gdy one zajmą pokój dla dwóch osób. Była mu wdzięczna za tą propozycję. Po zameldowaniu zabrał je na gofry. Liczył, że może przekupi małą słodyczami. Zjadła ze smakiem, ale wciąż albo go ignorowała, albo odpowiadała półsłówkami. Wracając do hotelu mijali wesołe miasteczko. Sara wyraźnie była zafascynowana diabelskim młynem.
- Ciociu, pójdziemy? – pytała podekscytowana. Ula postanowiła to wykorzystać by zbliżyć ją do Dobrzańskiego.
- Ja się boję – odparła porozumiewawczo spoglądając na ukochanego – Ale Marek pewnie chętnie z tobą pójdzie.
- Idziemy? – wyciągnął do małej rękę. Przyjrzała mu się uważnie, po czym chwyciła dłoń Uli
- Może jutro – powiedziała cicho i pociągnęła Cieplakównę w stronę deptaku
- Jasne – Marek posłał ukochanej niewyraźny uśmiech. Spojrzała na niego przepraszająco. Schował dłonie do kieszeni i wolnym krokiem ruszył za nimi.
 

środa, 19 czerwca 2013

'Spotkanie po latach' VII

Obudziły go szmery w pokoju. Nim otworzył oczy przejechał dłonią po drugiej stronie łóżka. Nie było jej tam. Tak bardzo chciał się obudzić wtulony w jej ciało. Niechętnie podniósł się do pozycji półleżącej i stwierdził, że siedzi przy stoliku i kończy się malować. Uśmiechnął się do siebie. Dopiero przy niej rozumiał co oznacza słowo ‘szczęście’.
- I tak najpiękniejsza jesteś bez tych wszystkich szminek, tuszy i podkładów – powiedział cicho, tym samym sprawiając, że odwróciła się w jego stronę. Patrzył na nią tym swoim figlarnym spojrzeniem.
- To miło, że tak myślisz, ale nie pójdę na spotkanie bez odpowiedniego przygotowania – odparła wracając do przerwanej czynności
- Zaraz, zaraz – odparł lekko zdezorientowany. Naciągnął bokserki na swoje biodra i ruszył w jej kierunku – na jakie spotkanie?
- W banku – rzuciła obojętnie
- Ty chyba żartujesz! – odparł lekko oburzony, stając tuż za nią – przyjechałaś tylko na trzy dni i byłem święcie przekonany, że ten krótki czas spędzimy tylko we dwoje. Bez pracy, spotkań, telefonów. Tylko ty i ja. Dopiero co przyjechałaś, zaraz wyjeżdżasz, a ja nawet nie zdążę się tobą cieszyć – mówił tonem pięciolatka, któremu rodzice nie chcą kupić zabawki
- Kochanie, uwierz, że od tej rozmowy wiele zależy. Obiecuję, że to nie zajmie mi więcej, jak godzinę. Wytrzymasz tyle? – spytała z maślanymi oczami i złożyła pocałunek na jego torsie
- A mam inne wyjście? – odparł wciąż naburmuszony- Trudno, pójdę w tym czasie na zakupy. Muszę kupić sobie jakąś koszulę i bokserki. Nie zamierzam jechać po rzeczy do domu. A to – chwycił w palce obrączkę i zdjął ją – nie będzie mi już potrzebne. O której masz to spotkanie?
- Za godzinę – odparła patrząc na zegarek
- Świetnie, zdążymy jeszcze zjeść razem śniadanie. Daj mi kwadrans – musnął jej usta i ruszył do łazienki.
 Zjedli w hotelowej restauracji. Przed budynkiem pożegnał ją gorącym pocałunkiem i wsadził do taksówki. Odjechała w stronę Śródmieścia, a on pojechał do galerii handlowej. Miał kupić sobie parę drobiazgów na najbliższe dni. Mijając kolejne butiki wyjął z kieszeni wyciszony telefon. Spojrzał na wyświetlacz, który pokazywał dziesięć nieodebranych połączeń. Sześć od Pauli, dwa od Sebastiana, jedno z firmy i jedno od matki. W sumie nic dziwnego, że wydzwaniają. Zniknął bez słowa. Zadzwonił do Seby informując, że będzie w poniedziałek i jednocześnie prosząc, by dzisiaj go zastąpił. Wyjawił przyjacielowi, że Ula przyleciała do Warszawy i chce z nią spędzić trochę czasu. Olszański dość obrazowo opisał mu zachowanie Pauli, która od rana w firmie przypomina chmurę gradową. Dobrzański jednak nie miał zamiaru dzwonić do żony. Takich spraw nie załatwia się przez telefon. Wybrał jeszcze numer matki. Rozmawiał z nią możliwie krótko i rzeczowo. Przeprosił, że nie odebrał, zapewnił, że wszystko w porządku i że wszystko jej wyjaśni po weekendzie. Tak. Na rozmowy z rodziną czas będzie po weekendzie. Teraz jest tylko dla Uli. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że za kwadrans powinna być wolna. Szybko opuścił sklep i ruszył w kierunku polskiej centrali Irish Banku mieszczącej się przy Placu Konstytucji. Zaparkował możliwie blisko. Zadzwonił. Wciąż miała wyłączony telefon, dlatego miał pewność, że spotkanie jeszcze trwa. Miał wolną chwilę, więc spokojnym krokiem udał się do kwiaciarki, która nieopodal przystanku autobusowego miała swoje stoisko. Dziś się nie wahał. Wybrał bukiet dwudziestu jeden czerwonych róż. Gdy wracał do auta zobaczył, jak wychodzi z siedziby banku. Po chwili był przy niej. Spojrzała na niego zaskoczona
- Marek? A co ty tu robisz?
- Nie cieszysz się? – zapytał przekornie
- Oczywiście, że się cieszę, ale sądziłam, że będziesz na mnie czekał w hotelu
- Postanowiłem zrobić ci niespodziankę, a poza tym porywam cię. Najpierw na spacer, a później na obiad – podał jej kwiaty
- Dziękuję. Są śliczne – powiedziała przytulając bukiet do siebie
- Ty jesteś śliczna – spojrzał na nią z miłością i złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
Zaprowadził ją w kierunku auta i ruszyli w stronę Wisły. Spacerowali objęci nadwiślańskim bulwarem. Świeciło słońce, wiał lekki wiatr, a oni milczeli. Nie potrzebowali słów. Wystarczyło, że byli razem. Zabrał ją na obiad na Stare Miasto. Nawet nie dał jej szansy zajrzeć do karty. Od razu poprosił kelnera o dwie porcje pieczonej kaczki w pomarańczach. Ula uśmiechnęła się na wspomnienie ich wyjątkowej kolacji sprzed ośmiu lat, gdy raczyli się tym pysznym daniem.
- Pamiętałeś – powiedziała rozmarzonym głosem. Posłał jej szeroki uśmiech, ukazując dołeczki, które tak uwielbiała. Oczywiście, że pamiętał tamten wieczór, jeden z najpiękniejszych, jakie spędzili razem. I pamiętał również, jak stwierdziła wtedy, że kaczka to jej ulubione danie.
- Pamiętam każdą chwilę, którą spędziliśmy razem. Te miesiące spędzone z tobą to najlepszy czas w moim życiu.
Kochała go. Naprawdę go kochała. Teraz chyba nawet bardziej niż te kilka lat temu. Jej uczucie z pewnością jest dojrzalsze, bo i ona dorosła. Pomyślała, że ten obiad to świetna okazja, by porozmawiać o jej planach na przyszłość. Byli razem i powinna się już teraz podzielić z nim tymi rewelacjami.
- Nie zapytasz jak spotkanie? – zaczęła tajemniczo
- Wolałem nie rozmawiać o pracy, ale skoro nalegasz. Jak spotkanie?
- Powinieneś być zadowolony. Ty nie możesz przenieść się do Irlandii ze względu na firmę, więc ja przenoszę się do Polski – powiedziała to celowo w tak obojętny sposób, jakby informowała go o tym, że jutro ma padać deszcz. Jego oczy rozbłysły, a na twarzy pojawił się niepewny uśmiech.
- Ale jak to? – zapytał z lekkim niedowierzaniem
- Normalnie. Trochę to potrwa zanim się przeniesiemy z Sarą, ale wszystko jest na dobrej drodze, byśmy już niedługo zamieszkały na stałe w Warszawie
- Chcesz zrezygnować z pracy? – spojrzał na nią badawczo. Owszem, chciał mieć ją blisko, ale nie może od niej wymagać takiego poświęcenia – Kochanie, osiągnęłaś tam już pewną pozycję, ja nie chcę byś dla mnie rezygnowała z kariery. Ja nie mam prawa tego do ciebie wymagać – chciała coś powiedzieć, ale nie dał jej szans – Kocham cię i chcę z tobą być, ale nie mogę pozwolić, byś rzuciła cały swój dorobek i przeniosła się do kraju. Ciężko pracowałaś na swój sukces, nie każdy w tak młodym wieku może się pochwalić stanowiskiem dyrektora departamentu jednego z największych banków w Europie. Ja porozmawiam z ojcem, może uda się zorganizować to tak, bym kierował firmą na odległość. Zostanę w Polsce na czas rozwodu, a później przylecę do ciebie. Jak się nie uda rozwiązać sprawy z FD w ten sposób, to może chociaż otworzę tam jakaś małą filię i zajmę się tamtym rynkiem… a firmę najwyżej zostawię Aleksowi – z rozbawieniem przysłuchiwała się temu słowotokowi.
- Marek – udało jej się wreszcie wtrącić – ja nie zamierzam rezygnować z pracy. Przenoszę się do polskiego oddziału. Co prawda nie będę już dyrektorem departamentu kredytów centrali, ale prezes Kosiński zaproponował mi stanowisko konsultanta do spraw obsługi klienta zagranicznego.
- To zdecydowanie poniżej twoich kwalifikacji – odparł natychmiast
-  Owszem, ale za kilka miesięcy ma się zwolnić miejsce szefa doradców klienta biznesowego, a stamtąd już tylko krok do fotela dyrektora placówki.
- Tam byłaś jedną z najważniejszych osób w centrali, a tu chcesz być dyrektorem banku w Pcimiu? – zapytał z lekką pretensją w głosie. Marzył o tym, by byli razem, ale nie kosztem jej kariery. Nie może pozwolić, by poświęciła dla niego wszystko.
- Coś za coś. A poza tym nie w Pcimiu, tylko na przykład w Piasecznie – roześmiała się – Marek, podczas pracy w Irlandii wiele się nauczyłam, jestem dobra w tym co robię, więc ani się obejrzysz, a będę miała swój gabinet w biurowcu na Placu Konstytucji.
- Nie zgadzam się – powiedział zdecydowanie
- Ale ja już postanowiłam. Kochanie, wybacz, ale ja ciebie nie proszę o zgodę. Ja cię informuję i chciałabym byś przyjął do wiadomości i zaakceptował moją decyzję. Od dawna myślałam o powrocie do kraju, ale nigdy nie rozmawiałam z kierownictwem o przenosinach do Polski. Teraz nadarzyła się okazja. Tęsknię za rodziną. Sara także dobrze się tu czuje. Była w Warszawie trzy razy, chce poznać kraj swojej matki. Obiecałam, że w przyszłym roku przyjadę z nią tu na całe wakacje, a teraz będzie miała okazję przyjechać wcześniej i zostać tu na stałe – przyglądał się jej uważnie, w skupieniu analizują to, co powiedziała.
- Sam nie wiem – westchnął ciężko
- Zaufaj mi – zapewniła go, splatając ich palce. Pogładził kciukiem wierzch jej dłoni i ponownie zatonął w jej chabrowych oczach
- A co będzie, jak ona mnie nie zaakceptuje? Wywracamy jej życie do góry nogami… - odparł niepewnie
- Jak będzie widziała, że jestem z tobą szczęśliwa, z pewnością cię zaakceptuje. To bardzo rozsądna dziewczynka. Polubicie się – uśmiechnął się blado. Trochę się bał spotkania z Sarą. Nie miał doświadczenia w kontaktach z dziećmi. Nawet nie wiedział, czy będę potrafił odnaleźć z nią wspólny język.
- To kiedy przenosicie się od Polski?
- Muszę uzgodnić wszystko z prezesem, wdrożyć kogoś na moje miejsce. To z pewnością zajmie miesiąc. Poza tym muszę porozmawiać z Simonem. Właśnie, a propos Simona. Jak przedstawia się kontrakt, który podpisaliście?
- Nie rozumiem?
- Jak wygląda procedura w przypadku zerwania umowy? Ja nie sądzę, by on chciał kontynuować współpracę z FD, jak się dowie, że jesteśmy razem. Poza tym rozwiązanie umowy będzie nawet lepsze dla ciebie. On teraz nie będzie ochoczo promował twojej marki – pokiwał głową ze zrozumieniem. No tak, nie pomyślał o współpracy z Inisem. Musi szczegółowo przejrzeć umowę.
- Poproszę prawnika, by zorientował się jak to wygląda. Myślisz, że będzie się mścił, za to, że odbiłem mu ukochaną kobietę? – roześmiała się gorzko
- Nigdy aż taką ukochaną nie byłam. To nie jest i nigdy nie był związek z serii ‘wielka miłość’. To pewien rodzaj układu. Ale z pewnością dotknie to jego męskiej dumy – mocniej ścisnął jej dłoń – Po przylocie porozmawiam z nim. Muszę jakoś zaplanować wyprowadzkę, a na dodatek jestem właścicielką połowy mieszkania.
- Może polecę z tobą? Chociaż na dwa dni… - zapytał dając jej znak, że jest i wspiera, a ona może na niego liczyć
- Nie. Sama muszę to rozwiązać. A jak twoja żona już wie?
- Sądzę, że się domyśla, ale jeszcze z nią nie rozmawiałem. W poniedziałek jej powiem i tego dnia mecenas złoży papiery w sądzie – uśmiechnęła się do niego blado. Jakby nie patrzeć wychodzi na to, że rozbija małżeństwo. Co prawda niezbyt szczęśliwe i bez dzieci, ale mimo wszystko miał to być związek na całe życie. Dostrzegł, że jest obok niego ciałem, a duchem gdzieś odpłynęła. Wpadł na pewien pomysł – Kochanie, skoro sprowadzicie się tutaj dopiero za kilka tygodni, może wcześniej ja przyjadę na kilka dni do Dublina, albo ty przyjedziesz z Sarą na jakieś trzy – cztery dni i pojedziemy na przykład do Krakowa, albo do Sopotu. Co ty na to? Dobrze by było, żebyśmy się z Sarą poznali wcześniej…
- Jasne. Musimy coś zaplanować – posłała mu uroczy uśmiech. Musnął jej wargi.
Jeszcze długa droga nim będą razem w pełni szczęśliwi.

sobota, 15 czerwca 2013

'Spotkanie po latach' V i VI

Nigdy nie sądził, że jeszcze stanie na jego drodze. A jednak… życie czasami potrafi zaskoczyć. Od momentu ich ostatniego spotkania nie potrafił przestać o niej myśleć. Paulina widziała, że coś się dzieje z jej mężem. Najpierw zrzucała to na karb zbliżającego się posiedzenia zarządu. Marek więcej czasu zaczął spędzać w pracy, ale później zrozumiała, że to nie o pracę chodzi. Jego ciągłe nieobecności. Nawet jeśli był ciałem, to nie było go przy niej duchem. Ciągle gdzieś odpływał. Niby udawał, że ją słucha, ale tak naprawdę nie miał pojęcia o czym ona do niego mówi, o co pyta. Już od dawna nie było między nimi idealnie, ale teraz było tragicznie. Marek się od niej oddalał, a ona nie potrafiła nic z tym zrobić. Zastanawiała się, dlaczego tak się ostatnio między nimi zmieniło. Czy Marek w ostatnich dniach zmienił się diametralnie przez posiedzenie zarządu? Nie, firma przecież świetnie prosperowało. Więc co? Doszła do wniosku, że zaczęło się psuć, gdy w ich firmie pojawiła się ‘ta Cieplak’. Jak ona mogła nie wpaść na to wcześniej! ‘Ale przecież ona wyjechała!’ Sama nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Było źle, ale ona musiała ratować swoje małżeństwo.
Od momentu ich spotkania zaczął więcej czasu spędzać w pracy. Przebywanie w domu… nie słowo dom było nieadekwatne do atmosfery panującej w budynku przy Korkowej. Przebywanie w willi niezwykle go irytowało. A właściwie to bardziej niż zwykle irytowała go Paulina. Od momentu, gdy Ula pojawiła się w firmie stała się jeszcze bardziej podejrzliwa. Miała pretensję o wszystko – o to, że późno wraca, że nie poświęca jej wystarczająco dużo uwagi, że nie poszedł z nią na imieniny Aleksa, że nie chce iść na bal charytatywny, że się z nią nie kocha. On sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Z Ulą było mu cudownie, ale wyjechała. Nie chciała z nim zostać, nawet nie miał pewności, czy jeszcze przyjedzie do Polski. Przecież ma żonę. ‘Żonę, której nie kocham’. A Ula? Minęły już trzy dni, a ona nie wysłała mu nawet krótkiej wiadomości. Obiecała, że się odezwie, więc czekał na jej ruch. Nie może się narzucać. W czwartek dostał od niej maila.

‘Witaj Marku,
Wiem, że miałam zadzwonić. Chciałabym usłyszeć Twój głos… ale co miałabym Ci powiedzieć? Chyba łatwiej jest mi napisać, niż powiedzieć Ci wprost, że nie wiem, kiedy znów przyjadę do Warszawy. Od naszego ostatniego spotkania targają mną sprzeczne emocje. Ja sobie przestaję radzić z własnym życiem, z własnymi pragnieniami. Potrzebuję czasu… Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.
Ula’

Przeczytał jej list trzy, może cztery razy i nie wiedział jak się w tej sytuacji zachować. Dać jej spokój, dać jej czas, czy próbować do niej dotrzeć. Rozumiał ją. Sam też nie bardzo wiedział co się z nim dzieje, co się dzieje między nimi, ale nie zmieniało to faktu, że cholernie mu jej brakowało.

‘Ula,
Wiem, że to dla Ciebie nie jest łatwe. Mnie też jest trudno. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek Cię spotkam, że między nami jeszcze coś się wydarzy, ale… Ula ja bez Ciebie wariuję. Od Twojego wyjazdu tęsknię, tak cholernie tęsknię i w żaden sposób nie potrafię ukoić tej tęsknoty. Tam na lotnisku miałem rację – uciekasz przede mną. Ale dlaczego uciekasz przed tym, co nieuniknione?
Twój Marek’

Nie odpisała. Nie spał tej nocy. Położył się obok Pauli i nie potrafił zamknąć oczu, bo gdy tylko to robił widział ją. Widział jak się uśmiecha, jak leży obok niego. Przerzucał się z boku na bok. Wiedział, że Paula też nie śpi, ale na szczęście o nic nie pytała. Po trzeciej wstał i poszedł do kuchni. Ale nie po to, by napić się wody, ale po to, by zalogować się na skrzynkę i sprawdzić, czy nie dostał maila. Pusto. Zdecydował. W poniedziałek leci do Dublina. W sobotnie popołudnie zarezerwował bilet na poniedziałkowy lot. O jedenastej dwadzieścia miał wylądować w królestwie św. Patryka. Wszedł na skrzynkę odebrać maila potwierdzającego rezerwację. Była nowa wiadomość od niej

‘Marku,
Ja też tęsknię. Wiele bym dała, żeby znów poczuć się tak wyjątkowo w Twoich ramionach, jak w ubiegły piątek, ale… Stałam się kochanką, kochanką żonatego faceta i nie bardzo potrafię sobie z tym poradzić. Proszę Cię zrozum mnie.
Ula’

‘Musimy porozmawiać. W poniedziałek przylatuję do Dublina. Zadzwonię, jak będę na miejscu.
Marek’

Odpowiedź przyszła błyskawicznie

‘Proszę Cię, nie rób tego. W środę lecę na konferencję do Berlina. W czwartek wieczorem mogę być w Warszawie. Wtedy porozmawiamy. Daj mi te kilka dni, błagam’

‘Dobrze, niech będzie tak jak chcesz. Czekam i tęsknię.
Twój Marek’

Za pięć dni ją zobaczy. Za pięć dni znów będzie szczęśliwy.


cz. VI



Niecierpliwie oczekiwał jej w hali przylotów. Nerwowo przestępował z nogi na nogę, naprzemiennie zerkając to na zegarek, to na tablicę informującą o kolejnych lądowaniach na warszawskim Okęciu. Czuł, jak jego serce ze zdwojoną siłą odlicza każdą sekundę. Tęsknił, tak bardzo tęsknił. Sam się zastanawiał dlaczego się tak dzieje. Jego tęsknota była nieporównywalna z tą, którą czuł kilka lat temu, gdy jej zabrakło. A przecież czymże są dwa tygodnie w porównaniu z tysiącem dni i nocy. Może to on się zmienił? Dojrzał? Może to jego miłość jest teraz jeszcze silniejsza? Wreszcie ją ujrzał na końcu długiego korytarza. Niemal biegiem ruszył jej naprzeciw, by po kilku chwilach zamknąć ją w swoich ramionach i zatonąć w zachłannym pocałunku. Nie zwracał uwagi na jej protesty, nie obchodzili go otaczający ludzie. Byli tylko oni i ich miłość. Ona z początku zachowująca dystans, przejmująca się swoimi współpasażerami, po chwili straciła kontrolę. Rozum ustąpił miejsca sercu. Jego pocałunki doprowadzały ją do obłędu. Kochała ten stan. Wreszcie się od niej oderwał i opierając swoje czoło o jej wyszeptał ‘Jak dobrze, że już jesteś. Tak bardzo tęskniłem.’ Odpowiedziała mu uśmiechem. W jednej ręce znalazła się jej walizka, drugą przytulał ją do siebie. Tak objęci ruszyli do wyjścia, nie zwracając uwagi, że ktoś ich bacznie obserwuje.
Znów znaleźli się w tym samym hotelu. Gdy tylko drzwi pokoju trzysta pięć się za nimi zamknęły niemal rzucił się na nią. Przywarł do niej całą powierzchnią swojego ciała. Jego namiętne pocałunki, ręce błądzące po jej plecach, pośladkach, pośpieszne pozbywanie się garderoby…  To było czyste szaleństwo. Ogromna tęsknota mieszała się z dziką namiętnością. Gdy zszedł z pieszczotami na jej szyję, piersi, zdążyła wyszeptać ‘Mieliśmy rozmawiać…’. W odpowiedzi usłyszała jedno słowo – ‘później’ i już leżała na hotelowym łożu. Ich stęsknione siebie ciała współgrały idealnie. Po skończonym akcie miłości znalazł się w pozycji półleżącej, przytulając jej głowę do swojego torsu.
- jesteśmy dla siebie stworzeni – wyszeptał. Spojrzała w jego oczy. Ona też tak myślała, też tak czuła, ale czuła również złoty krążek na jego prawej dłoni. – Kocham cię – powiedział intensywnie wpatrując się w jej oczy. Na potwierdzenie tych słów złożył na jej ustach najdelikatniejszy pocałunek świata. – Muszę ci coś powiedzieć – dodał po chwili lekko zamyślony. Przestraszyła się słów, które za chwilę padną. Kocha go, ale nigdy nie zgodzi się na bycie tą drugą. Na dłużą metę nie da sobie z tym rady. – Niezależnie od tego co postanowisz… czy będziesz chciała ze mną być, czy wrócisz do Simona, podjąłem decyzję… Rozwodzę się. Mój prawnik w poniedziałek składa pozew – spojrzała na niego zaskoczona. Tego akurat najmniej się spodziewała. – Twoje ponowne pojawienie się w moim życiu coś mi uświadomiło. Dzięki tobie wiem, że najważniejsza w życiu jest miłość. Nie można zastąpić jej żadnym substytutem. Przyjaźń, przywiązanie to za mało by być szczęśliwym. Dlatego nie mogę być już z Pauliną. – mówił spokojnym głosem, patrząc jej w oczy i delikatnie gładząc jej ramię – Albo będę z tobą, albo będę sam. Nie mogę dłużej oszukiwać…. bo oszukiwałem ją, ale przede wszystkim samego siebie. Bardzo bym chciał, byś została ze mną, ale…. – westchnął -  wiem, że masz swoje życie, w jakiś tam sposób poukładane i nie mogę od ciebie wymagać, że w jednej chwili to wszystko rzucisz dla swojej miłości sprzed lat. Mimo tego, bardzo bym chciał mieć cię blisko, najbliżej. – czuła jak z każdym wypowiadanym przez niego słowem w jej wnętrzu rozlewa się fala szczęścia. Miała łzy w oczach. Czule pogładziła jego policzek i odparła
- Owszem, jesteś moją miłością sprzed lat, ale ta miłość nigdy się nie skończyła. Nawet na moment nie przestałam cię kochać. Wydawało mi się, że to uczucie minęło, ale gdy stanąłeś przede mną, wróciło ze zdwojoną siłą.
Jego oczy rozbłysły. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Wciąż go kocha. Zaatakował jej usta zachłannym pocałunkiem, by się upewnić, że na pewno leży obok niego, że tu jest, a to co powiedziała nie jest jedynie wytworem jego wyobraźni.
- I jesteś gotowa, żeby od niego odejść? – zapytał po chwili
- To nie jest takie proste Marek. Co prawda nic mu nigdy nie obiecywałam, ale ja oprócz Simona mam tam jeszcze Sarę.
Obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem.
- Macie córkę? – w jego głosie można było dostrzec niepokój
- Nie – odparła natychmiast z miłością wpatrując się w jego oczy – Nie mogłabym mieć dzieci… Nie z nim. Ja mam córkę…. Poniekąd. – widząc jego zdezorientowaną minę zaczęła wyjaśniać - Sara to córka mojej przyjaciółki Sabiny, którą poznałam w Irlandii. Mieszkałyśmy w tym samym bloku. Bardzo mi pomogła odnaleźć się w tej innej rzeczywistości. Była taką namiastką Polski. Urodziła córkę. Ojciec Sary, Irlandczyk, zostawił ją, gdy dowiedział się, że jest w ciąży. Nie miała tam żadnych innych przyjaciół, rodzina w Polsce się od niej odcięła, gdy dowiedzieli się, że jest panną z dzieckiem. Dwa lata temu dowiedziała się, że ma nowotwór żołądka. Choroba była na tyle zaawansowana, że po niespełna ośmiu miesiącach zmarła. Tuż przed swoim odejściem poprosiła mnie bym zaopiekowała się Sarą jak własnym dzieckiem. Także można powiedzieć, że mam siedmioletnią córkę. – Marek słuchał uważnie, analizując każde jej słowo i układając to sobie w jedną całość
- Ty zastępujesz jej matkę, a Simon ojca – powiedział zamyślony. Wszystko się komplikowało. Gdyby nie ta dziewczynka mogłaby w kwadrans się spakować i wyprowadzić od Inisa. W końcu nie jest z nim szczęśliwa. Ale nie jest sama. Muszą myśleć także o Sarze.
- Nie powiedziałabym. On nie przepada za dziećmi. Powiedzmy, że toleruje jej obecność w naszym wspólnym mieszkaniu. Jego jedyny wkład, to pilnowanie podczas mojej nieobecności w Dublinie, by przychodziła do niej opiekunka i żeby kładła się przed dwudziestą pierwszą. Ona za nim również nie przepada. Nie lubi gdy wyjeżdżam. Dlatego po naszym ostatnim spotkaniu nie mogłam przedłużyć pobytu w Polsce. Obiecałam jej, że wrócę. Nie uciekłam wtedy od ciebie. Po prostu ona tam na mnie czekała…. Ale w sumie nie ukrywam, że ten wyjazd był mi na rękę z uwagi na twoją żonę. Kocham cię, ale nie wiem, czy potrafiłabym brnąć w romans z żonatym facetem – spuściła wzrok. Podniósł jej podbródek tak, by na niego spojrzała.
- Jestem tylko twój – wyszeptał i przylgnął do jej warg. Zainicjował kolejne zbliżenie. Każda komórka jego ciała pragnęła właśnie jej. Żadna kobieta tak na niego nie działała. Tylko ona wzbudzała w nim trudne do opisania pragnienia, uczucia. Przy niej odnajdywał bezgraniczny spokój i niczym nieopisane szczęście.
Leżeli wtuleni w siebie i nic więcej nie potrzebowali w tej chwili. Ciepło tej drugiej, ukochanej osoby dawało obojgu ukojenie. Błogi stan. Mogliby tak leżeć godzinami. Tą cudowną chwilę przerwał dzwonek jej komórki. Pośpiesznie odszukała telefon w leżącej nieopodal łóżka torebce i nacisnęła zieloną słuchawkę.
(rozmowa prowadzona w języku angielskim)
- Cześć kochanie – rzuciła z radością w głosie. Marek obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem. ‘Przecież mówiła, że im się nie układa…’ Jego zazdrosne spojrzenie lekką ją rozbawiło, ale nie dała tego po sobie poznać.
– Tak, jestem już w hotelu. Jak ci minął dzień?
-……
- To świetnie! Bardzo się cieszę.
- ….
- Tak jak obiecałam, wracam w poniedziałek.
-…..
- Oczywiście kochanie. Zadzwonię jutro. Pa.
Marek nie spuszczał z niej wzroku. Wyraz jego twarzy spowodował wybuch jej śmiechu
- No chyba nie jesteś zazdrosny? – nie mogła pohamować śmiechu
- Z kim rozmawiałaś? – jego spojrzenie wyrażało wszystkie jego uczucia – Z Simonem? – Zapytał lekko wzburzony
- Z Sarą – uspokoiła go natychmiast. Widziała, że ta jego zazdrość, złość nie jest udawana. Naprawdę był niepewny. Z czułością zaczęła przeczesywać jego czuprynę. Widziała, że to uwielbia – Simona nigdy nie nazywałam moim ‘kochaniem’ – widziała ulgę malującą się na jego pięknej twarzy. Nieco się uspokoił. Musnęła jego wargi.
- Wracasz w poniedziałek? – zapytał mocniej przyciągając ją do siebie
- Muszę – zaczął delikatnie gładzić dłonią jej nagie plecy. Milczał. Widziała, że intensywnie się nad czymś zastanawia – O czym myślisz?
- Próbuję znaleźć jakieś rozwiązanie naszej sytuacji – odparł poważnie
- Co masz na myśli?
- Ty wracasz do Irlandii. Tam masz pracę, Sarę, ona ma szkołę. Ja tutaj mam firmę, której jestem prezesem…. Co prawda nie wiadomo jak długo jeszcze… Hmm…. Nie sądzę, by Paula po naszym rozstaniu dalej popierała moją kandydaturę… No w każdym razie póki co, muszę być w Warszawie choćby ze względu na rozwód. Powiedziałem mecenasowi, że zależy mi na czasie. W zamian za szybki rozwód jestem gotów zostawić jej dom i znaczną część oszczędności, ale mimo wszystko rozprawy będą trwać kilka tygodni. Nie mogę jechać z tobą do Dublina. Ty nie możesz zostać. A ja… nie chcę się z tobą rozstawać nawet na jeden dzień – mówił zrezygnowany. Wiedział, że nie unikną rozstania na setki godzin i miliony minut.
- Daj mi kilka dni, a jakoś na pewno sobie to ułożymy. Też się nie chcę z tobą rozstawać, zwłaszcza teraz, gdy wiem, że wciąż mnie kochasz, ale niestety będziemy musieli. Czasem trzeba pójść na małe ustępstwa, by później smakować szczęścia – spojrzał ze smutkiem w jej oczy
- Ja nie dam rady. Już ledwo radziłem sobie po naszym ostatnim spotkaniu, gdy wyjechałaś
- Kocham cię – wyszeptała wprost w jego usta. Całowali się niespiesznie, delektując się swoim smakiem.
Była już dwudziesta pierwsza, gdy zamówili do pokoju kolację. Ich dość intensywne spotkanie spowodowało, iż spalili mnóstwo kalorii. Mięli niezłą frajdę karmiąc się nawzajem. Wspólny prysznic i wreszcie tulił ją do snu w swoich ramionach. Wiedział, że tuż obok niego leży jego szczęście. Z uśmiechem na ustach odpłynęli do krainy Morfeusza.

środa, 12 czerwca 2013

'Spotkanie po latach' IV

Wczoraj wyleciała do Irlandii. Od tamtego wieczoru nie odezwała się. On też nie chciał się narzucać… Zwłaszcza, że dość wylewnie się z nią pożegnał po tej kolacji. Niby się uśmiechała, nie była zła, nie opieprzyła go, nie uciekła, ale mimo wszystko nie wiedział, czy się przypadkiem nie zagalopował. To była chwila, ułamek sekundy. Od momentu, gdy zobaczył ją idącą w jego stronę w blasku zachodzącego słońca, miał ogromną ochotę ją pocałować. W hotelu to był impuls. Pragnął znów poczuć smak jej ust i udało się, choć pocałunek trwał ledwie sekundę.
Żałował, że nie odezwała się, że nie chciała się z nim spotkać choć jeszcze jeden raz. ‘Może zadzwoni i sama się odezwie… A jeśli nie? Jeśli nie, to odczekam z tydzień i sam zadzwonię’. Jego rozmyślania przerwało wejście Sebastiana do gabinetu. Nawet nie pamiętał o czym kumpel do niego mówił. Skupił się na tym, by jak najszybciej pozbyć się go z prezesowskiej sofy. Chciał być sam. Sam ze swoim myślami. Od poniedziałkowej kolacji niemal każdego dnia, a zwłaszcza każdej nocy zastanawiał się jakby wyglądało teraz jego życie, gdyby wtedy nie wjechała do Nowego Jorku, gdyby on nie wyjechał do Włoch i czekał na jej powrót, gdyby nie stracili kontaktu. Oczami wyobraźni widział ich jako szczęśliwe małżeństwo, widział ich dzieci. ‘Dziewczynka i chłopiec. Grześ i Ola’ – uśmiechnął się na myśl o potomstwie. ‘Paula twierdziła, że nie jest stworzona do siedzenia w pieluchach. Zresztą czy można mieć dzieci z kobietą, którą nie darzy się bezgraniczną miłością?’
Po tygodniu zadzwonił do niej. Okazało się, że pojutrze przylatuje do Warszawy. Na dwa dni, w sprawach służbowych. W czwartek miała umówione kilka spotkań, ale zgodziła się zjeść z nim lunch w piątek. Umówili się w tym samym miejscu co wtedy. Chciał odebrać ją z lotniska, nie zgodziła się. Twierdziła, że będzie na nią czekał kierowca z banku i nie ma sensu by on przyjeżdżał, skoro i tak tuż po przylocie ma biznes lunch. Od kiedy dowiedział, że się za kilkadziesiąt godzin będzie w Warszawie niemal go roznosiło. Nie mógł skupić się na pracy… Ba, na niczym nie mógł się skupić. Najważniejsze było dla niego to, że o trzynastej w piątek znów ją zobaczy.
Wyglądała przepięknie. Elegancka sukienka, delikatny makijaż, idealnie upięte włosy. Cieszyła się na to spotkanie, widział to w jej oczach. Przywitała go pocałunkiem w policzek. Spędzili cudowne dwie godziny. Żartowali, śmiali się, rozmawiali o głupotach. Nie było Pauli, Simona, ich życia prywatnego. Chcieli ten czas spędzić miło i tak też się stało. Cudownie czuli się w swoim towarzystwie. Było jak za dawnych lat.
- Wiesz, że świetnie się czuję w twoim towarzystwie… – zaczęła
-Ja w twoim również – przerwał jej z rozbrajającym uśmiechem
- Ale muszę wracać do hotelu. O dziewiętnastej mam samolot, a muszę się jeszcze spakować
- Chcesz mnie tutaj porzucić – odparł tonem pięciolatka, któremu mama nie chce kupić lizaka
- Nie chcę, ale niebawem będę musiała – do prawda, mogłaby tak z nim siedzieć cały dzień i całą noc, ale samolot na nią nie poczeka
- To zrobimy tak, odwiozę cię na lotnisko, a ty w zamian za to teraz pójdziesz ze mną na krótki spacer – zobaczył, że chce coś powiedzieć, więc szybko dodał – i nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu – roześmiała się.
- Chciałam tylko powiedzieć, że z przyjemnością się przejdę. Przecież wiesz, że uwielbiam Łazienki.
Uregulował rachunek i wolnym krokiem ruszyli w kierunku Pałacu na Wodzie. Stanęli ramię w ramię nad wodą, karmili kaczki świetnie się przy tym bawiąc. Każde z nich powróciło myślami do wydarzeń z Paryża. Tam również wybrali się na spacer, też stali nad wodą, karmili kaczki i… całowali się. W tym samym momencie spojrzeli sobie prosto w oczy. Miał ochotę ją pocałować, ale nie wiedział, czy może sobie na to pozwolić. Spojrzał w jej oczy i zobaczył niemą zgodę. Też tego pragnęła, widział to, czuł to. Zbliżył swoją twarz i złączył ich usta w delikatnym pocałunku. Poczuł, że pogłębia pocałunek, zaczyna przeczesywać dłonią jego włosy. Żadne z nich nie wiedziało, ile tak stali, zatraceni w namiętnym pocałunku. Niechętnie się od niej oderwał i spojrzał jej w oczy. Śmiały się do niego. Z nutą niepewności wyciągnął w jej kierunku dłoń. W lot pojęła o co mu chodzi i po chwili zastanowienia podała mu swoją, ściśle splatając ich palce. Szybkim krokiem ruszyli w kierunku wyjścia z parku. Już w windzie niemal rzucił się na nią. W jej plecy wbijała się poręcz, ale teraz nie to było najważniejsze. Najważniejsze było to, że są tutaj, są tutaj razem. Gdy zamknęły się za nimi drzwi jej hotelowego pokoju pośpiesznie zaczął ją rozbierać. Ona nie pozostawała mu dłużna. Żadne z nich nie myślało o tym co będzie potem, o swoich obecnych związkach, o otaczającym ich świecie. Byli oni, tu i teraz i wyłącznie to się liczyło.
Stała przed nim całkowicie naga. Wciąż tak samo piękna jak kilka lat temu. Przejechał dłonią po linii jej kręgosłupa. Przyciągnęła go bliżej siebie. Chciała każdą komórką swojego ciała czuć jego ciepło, zapach. Delikatnie, niczym najcenniejszy skarb, położył ją na śnieżnobiałej pościeli. Zatracili się w szaleńczym pocałunku. Na jej dekolcie znaczył wilgotne ścieżki swoimi ustami, a jego dłonie błądziły po jej pośladkach. Był całkowicie skupiony na niej. Jej szczęście, jej rozkosz dawały mu ogromną satysfakcję. Upajał się jej szczęściem. Był niezwykle czuły. Dbał o każdy szczegół, kontrolował każdy swój ruch. Rozpalał ją do granic wytrzymałości. Oddychała coraz ciężej. Jej lekko zamglony wzrok odszukał jego stalowoszare oczy. Spojrzała na niego znacząco, dając mu jednocześnie znak, że dłużej nie wytrzyma, że marzy o tym, by poczuć go w sobie. Nie pozwolił jej dłużej czekać. Gwałtownie złączył ich ciała powodując, że na moment oboje wstrzymali oddech. Poruszał się w niej rytmicznie, upajając się widokiem jej falujących piersi. Ich przyspieszone oddechy wypełniały pomieszczenie. Zamknął ją szczelnie w swoich ramionach. Teraz jeszcze intensywniej czuła jego zapach. Spływające po jego skórze kropelki potu rosiły jej ciało. Oboje nabrali równego, szaleńczego tempa. Wspólnie zmierzali do krainy niebywałej rozkoszy. Ula niemal wiła się pod nim. Czuł, że nadchodzi spełnienie. Przyspieszył. Wyjątkowa fala rozlała się po ich ciałach zapierając dech w piersiach. Oboje na moment stracili kontakt z rzeczywistością. Po chwili Marek odzyskał jasność umysłu. Oparł głowę na łokciu i patrzył na Ulę. Wciąż miała oczy zamglone oparami rozkoszy. Uśmiechnął się z rozczuleniem i złożył delikatny pocałunek na jej skroni.
- Dziękuję, to było cudowne – szepnął parząc jej w oczy
-Ty jesteś cudowny – odparła z uśmiechem. Położył się tuż obok niej i przyciągnął do siebie. Wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi.
-Wiesz kiedy ostatni raz się tak czułem? – zapytał bawiąc się kosmykami jej głosów. Mruknęła cicho dając mu do zrozumienia, że nie ma pojęcia – W Paryżu, kiedy kochaliśmy się po raz ostatni. Wiesz, gdy później zacząłem układać sobie życie bez ciebie… z czasem zaczęło mi się wydawać, że wszystko jest ok. Ale gdy zamykałem oczy, każdej nocy widziałem ciebie. Później to minęło, ale przez te wszystkie lata nie czułem się dobrze. Niby byłem spełnionym facetem, który ma fajne auto, super stanowisko… ale to było spełnienie wyłącznie w sensie zawodowym. Prywatnie nigdy tego szczęścia w pełnie nie zaznałem – odsunął się nieznacznie, by spojrzeć jej w oczy - I gdy teraz zastanawiam się czego mi brakowało, odpowiedź jest tak oczywista. Ciebie. Przez te wszystkie lata najbardziej brakowało mi ciebie – na potwierdzenie tych musnął jej usta. Znów się zatracili, ale tą chwilę przyjemności przerwała Ula
- Która godzina? – zapytała zdając sobie sprawę z faktu, że przy Marku kompletnie straciła głowę, poczucie czasu.
- Siedemnasta czterdzieści – powiedział spoglądając na zegarek. Nie przywiązywał większej wagi do wypowiadanych słów
- O Boże! – krzyknęła z przerażeniem i wyskoczyła z łóżka z prędkością światła – Za godzinę mam samolot – rzuciła, pośpiesznie zbierając swoje ubrania rozrzucone wokół łóżka. Dobrzańskiemu momentalnie zrzedła mina. Ta bajeczna chwila zapomnienia miała za moment się skończyć, a może…
- A nie możesz przebukować biletu? – zapytał z nadzieją, że się zgodzi
-Marek, proszę cię. Wiesz, że muszę wracać do Dublina- powiedziała poważnym tonem, pośpiesznie pakując swoje drobiazgi do walizki
- Ale dlaczego? Przecież jest weekend.
- Proszę cię, nie zachowuj się jak dziecko- odparła nieco ostrzej niż zamierzała. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że trochę przesadziła – Przepraszam. Po prostu jutro muszę być w Irlandii. Odwieziesz mnie na lotnisko?
- Przecież obiecałem- odparł niechętnie zakładając koszulę
Nie rozmawiali ze sobą do momentu wejścia do hali odlotów. Ona najpierw biegła jak w ukropie zbierając swoje rzeczy z hotelowego pokoju, a później pogrążona była w swoich myślach. Martwiła się, czy dojadą na czas. W końcu było piątkowe popołudnie, a droga z Mokotowa na Okęcie przebiegała przez najbardziej zatłoczone ulice Warszawy. Zastanawiała się również nad tym, co stało się kilkadziesiąt minut temu. Chciała tego, nie mogła zaprzeczyć. Pragnęła poczuć się znów tak wyjątkowo, jak wyjątkowo czuła się tylko w jego ramionach, ale… No właśnie, zawsze jest jakieś ‘ale’. ‘Ale nie da się ukryć, że stałam się kochanką żonatego faceta’. Sama nie wiedziała jak ma się zachować. Czy zakończyć tą znajomość i nigdy więcej się z nim nie spotkać, czy brnąć w ten romans dalej. ‘Całe szczęście, że wracam do Dublina. Będę miała czas spokojnie się nad tym zastanowić’. On miał do nie żal i wcale nie próbował tego ukryć. Nie rozumiał dlaczego nie chce zostać z nim chociaż jeden dzień dłużej. Wiedział, że jest weekend, że nie spieszy się do pracy, że po prostu chce tam wrócić. W terminalu znaleźli się o osiemnastej trzydzieści. Zdążyła. Kolejna do odprawy nie była długa, więc wszystko przebiegło po jej myśli. W ciągu kilkunastu minut nadała bagaż i stanęła naprzeciw Dobrzańskiego. Widziała, że jest mu przykro, widziała, że najchętniej zatrzymałby ją nawet teraz. Nie bardzo wiedziała, od czego zacząć to pożegnanie
- Dziękuję, że ze mną przyjechałeś
- Kiedy znów się zobaczymy? – zapytał wprost intensywnie się w nią wpatrując. Starał się wyczytać z jej oczu co dzieje się w jej środku, ale nie bardzo mu to wychodziło
- Nie wiem – powiedziała zgodnie z prawdą. Wiedziała, że nie na taką odpowiedź czekał
- Jasne – odparł ironicznie. Był zły, a ona doskonale to widziała – czyli uciekasz ode mnie– dodał zrezygnowany
- Nie uciekam – zaprzeczyła natychmiast
- No takie odnoszę wrażenie. Zresztą trudno tak nie pomyśleć
- Wiesz, że mój przyjazd do Warszawy nie zależy tylko ode mnie – starała się jakoś wybrnąć z tej sytuacji – ja mam pracę i…
- I Simona – dokończył za nią
- Wiesz dobrze, że nie chodzi o Simona – Ich rozmowę przerwał komunikat obsługi lotniska, iż pasażerowie lotu do Dublina proszeni są o niezwłoczne zgłoszenie się do wyjścia numer osiem – muszę już iść- powiedziała głaszcząc dłonią jego policzek. Złożyła na jego ustach delikatny pocałunek i ruszyła w stronę odpowiedniej bramki. Zrobiła już kilka kroków, gdy poczuła, jak ktoś szarpie za rękę. Marek gwałtownie przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta. Pocałunek pełen był szaleństwa i namiętności. Oderwała się od niego i oparła swoje czoło o jego – Zadzwonię – obiecała i ostatni raz musnęła jego usta. Zniknęła wśród innych podróżujących

piątek, 7 czerwca 2013

'Spotkanie po latach' III

Pojawił się kwadrans przed dziewiętnastą z bukietem stokrotek. Długo się wahał, które kwiaty wybrać– czerwone róże chyba nie były najodpowiedniejszym akcentem, postawił więc na duży bukiecik stokrotek. Był ciepły sierpniowy wieczór, więc mógł sobie pozwolić na zarezerwowanie stolika w ogrodzie. Niecierpliwie jej wyczekiwał. Tuż przed dziewiętnastą dostrzegł ją idącą od strony Pałacu na Wodzie. Nie przyszła prosto z hotelu. Wieczór był tak piękny, że pozwoliła sobie na krótki spacer przed kolacją. Wyglądała zjawiskowo w tym blasku zachodzącego słońca. Czarne szpilki i sukienka w kolorze brudnego różu, delikatny makijaż i włosy spięte w coś na kształt koka. Zerwał się z miejsca i zrobił kilka kroków w jej kierunku.
- Witaj – zastanawiał się jak się z nią przywitać, przecież nie widzieli się tyle lat… Ale z drugiej strony kiedyś byli blisko, bardzo blisko. Ostatecznie pozwolił sobie na złożenie pocałunku na jej policzku. Uśmiechnęła się, nie była zła. Podał jej kwiaty.
- Dziękuję są śliczne.
- Pamiętam, że je uwielbiasz – niemal szepnął do jej ucha, podsuwając jej krzesło – Bardzo się ucieszyłem, gdy zgodziłaś się zjeść ze mną tą kolację. Bałem się… – przerwała mu
- Że nie będę chciała z tobą rozmawiać?
- jak będzie wyglądało nasze spotkanie, kiedy już do niego dojdzie – dokończył, a ona nie zwracając na jego słowa większej uwagi kontynuowała
- Gdybyśmy się spotkali kilka lat temu pewnie bym się nie zgodziła. Nie widzieliśmy się osiem lat i dwa miesiące, przez ten czas udało mi się przejść ponad tym, że mnie zostawiłeś. Nie ma już we mnie żalu, dlatego potrafię cieszyć się z tego, że się spotkaliśmy – odparła spokojnie. Tak myślała, że wspólny wieczór zaczną od rozliczenia się z przeszłością.
- To nie jest prawda, że cię zostawiłem- zdecydowanie zaprzeczył jej słowom – Zamiast do ciebie wyjechałem do Włoch, to prawda. Ale cię nie zostawiłem! Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? – pokiwała jedynie głową- Po przyjeździe do Mediolanu miałem do ciebie zadzwonić, wytłumaczyć całą tą sytuację. Ukradli mi telefon. Poprosiłem rodziców, żeby skontaktowali się z Radkiem, miałem nadzieję, że on ma do ciebie numer. Nie miał, ale obiecał poprosić o niego Ankę. Nic z tego. Miałem wrócić do kraju w grudniu i czekać na twój powrót. W wypadku zginęli współpracownicy moich rodziców. Musiałem zostać we Włoszech. Wróciłem po roku i już pierwszego dnia pobytu w Polsce pojechałem do twojego ojca.
- Wiem, że u niego byłeś – wtrąciła
- Nie chciał mi dać twojego adresu w Dublinie. Zresztą, który ojciec dałby adres swojej córki jakiemuś wariatowi, który po raz drugi pojawia się w jego domu i od progu twierdzi, że do szaleństwa kocha jego córkę. Zostawiłem mu swój nowy adres i numer telefonu. Czekałem na jakiś znak od ciebie. Milczałaś. Postanowiłem się nie narzucać, pomyślałem, że może już ułożyłaś sobie życie z kimś innym, w końcu nie było mnie przez rok w twoim życiu.
- Nie ułożyłam – odparła nieco zamyślona. Docierało do niej to, jak bardzo ich historia jest pogmatwana.
- To dlaczego nie zadzwoniłaś? – zapytał z lekkim wyrzutem - Przecież ja bym do ciebie pojechał do tego Dublina…
- Przez ten cały czas miałam kontakt z Anką. Gdy przestałeś się odzywać bałam się, że coś ci się stało, że miałeś jakiś wypadek i dlatego milczysz. Poprosiłam ją o pomoc w ustaleniu, co się z tobą dzieje… Powiedziała mi, że związałeś się z córką przyjaciół swoich rodziców, ….że planujecie ślub – dodała zdławionym głosem
- Co?? – Marek nie krył swojego zdumienia i zdenerwowania – Nasza cudowna koleżanka Ania Kędzierska – powiedział z ironią – No oczywiście, mogłem się tego spodziewać. W końcu po kilku tygodniach pobytu w Paryżu próbowała mi się wpakować do łóżka, twierdząc, że ty i ja do siebie nie pasujemy! – zirytował się
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytała z pretensją w głosie. Przecież gdyby wiedziała, nigdy nie utrzymywałaby tak bliskich stosunków z Kędzierską.
- Nie widziałem powodu – westchnął - Dałem jej dość jasno do zrozumienia, że nie może na nic liczyć z mojej strony, że kocham ciebie i ona nigdy nie zajmie twojego miejsca. Wydawało mi się, że zrozumiała. Wtedy odpuściła, ale najwyraźniej później stwierdziła, że skoro nie jestem z nią, to nie powinienem być również z tobą. Stąd te wszystkie brednie o moim ślubie – odparł zrezygnowany i ukrył twarz w dłoniach. Oboje zdali sobie sprawę, że gdyby nie złośliwość losu i ludzi, których uważali za swoich przyjaciół, być może byliby teraz szczęśliwą parą. Na swojej twarzy poczuł chłód metalowego krążka. Spojrzał na swoją dłoń i zaczął obracać obrączkę na palcu. ‘Gdyby nie jakaś pieprzona Anka byłbym teraz szczęśliwym mężem Uli, a nie dumnej pani Febo’. Ula też dostrzegła złoty krążek. Poczuła ukłucie w sercu. Przecież wtedy byli szczęśliwi, kochali się, gdyby nie te wszystkie okoliczności pewnie byliby małżeństwem.
- Jednak się ożeniłeś – w jej głosie było pełno smutku. Teraz gdy wiedziała jaka jest prawda wszystko wyglądało inaczej.
- Taaaak – odparł rozgoryczony, nie przestając bawić się obrączką. Czuł jakby ten kawałek metalu palił jego skórę – Anka chyba przewidziała moją przyszłość – zaśmiał się gorzko – Paula jest córką przyjaciół moich rodziców.
- A jednak – powiedziała bardziej do siebie niż do niego, usłyszał.
- Ale wtedy nie byliśmy parą. Zostałem w Mediolanie pomóc Pauli i jej bratu po śmierci rodziców, ale nic nas nie łączyło oprócz przyjaźni. Ślub wzięliśmy trzy lata temu i to zdecydowanie jest małżeństwo z rozsądku – powiedział patrząc jej prosto w oczy. Uwielbiał te dwa błękity. Mógłby się w nie wpatrywać godzinami – Nie chcę rozmawiać o moim genialnym związku – ostatnie dwa słowa wymówił z pogardą – wolę posłuchać co działo się u ciebie przez te wszystkie lata – powiedział z delikatnym uśmiechem, choć w jego wnętrzu dominował smutek- Dlaczego akurat Irlandia?
- Wróciłam w grudniu do Polski, miałam wymarzone CV i brak perspektyw na znalezienie pracy. W Stanach poznałam Michaela Thomsona. Byłam u niego na stażu. Chciał mnie zatrzymać, proponował świetne warunki. Odmówiłam, bo miałam nadzieję, że czekasz na mnie w Warszawie. Prawie cztery miesiące szukałam pracy, w końcu zadzwoniłam do niego. Oferowane miejsce było już zajęte, ale skontaktował mnie ze swoim przyjacielem – prezesem ‘Irish Banku’ w Dublinie. Pracuję tam to dziś.
- Żartujesz? – Marek nie krył swojego zaskoczenia – Kilkanaście miesięcy temu otworzyłem u was rachunek – powiedział z uśmiechem
- Widzisz, cały czas koło siebie krążymy… - odparła lekko rozbawiona – Obecnie jestem dyrektorem departamentu kredytów.
- Czy jak zaciągnę u was pożyczkę, to pani dyrektor zajmie się moim wnioskiem osobiście? – puścił jej oczko, ukazując przy tym swoje dołeczki
- Zajmuje się tylko rynkiem irlandzkim – odpowiedziała rozbawiona.
- Szkoda, liczyłem na jakieś specjalne względy, niskie oprocentowanie – udawał smutek i rozżalenie. Wybuchła śmiechem. Zawsze potrafił wprowadzić ją w dobry nastrój – Uwielbiam jak się śmiejesz…- powiedział przeszywając ją wzrokiem
- Panie Dobrzański, czy pan ze mną flirtuje? – jego mina mówiła, że się zastanawia – przypominam, że w domu czeka na pana żona – ostatnie słowo wypowiedziała z wyczuwalnym smutkiem
- No tak – przez chwilę poczuł się tak, jakby nic innego nie istniało, jakby byli tylko oni, bez nieporozumień, Pauli i… Simona – A na ciebie w Irlandii czeka Simon. Jesteście razem, prawda? – zapytał, choć znał odpowiedź. Paula nie omieszkała mu powiedzieć, że są zaręczeni
Mruknęła cicho, zastanawiając się, jakie słowa najlepiej opiszą jej związek z Inisem. – Nasz związek można by z pewnością określić mianem ‘to skomplikowane’. Niby jesteśmy razem cztery lata, ale…. – urwała – zresztą nie ważne. Wszystkim przedstawia mnie jako swoją narzeczoną. Drażni mnie to, bo nie jesteśmy zaręczeni… Chociaż w sumie lepiej uchodzić za narzeczoną, niż konkubinę- zaśmiała się gorzko - Wiesz co, czy my musimy ten wieczór spędzić na analizowaniu swojej sytuacji rodzinno-uczuciowej? Nie ułożyło nam się tak, jak to planowaliśmy, ale czasu nie cofniemy. Dlatego proponuję nie tracić wieczoru i skupić się na jakimś przyjemniejszym temacie.
Miała rację. Rozkładanie na części drobne ich związków nie miało sensu, zwłaszcza, że żadne z nich nie miało powodów do dumy w tej kwestii. Resztę wieczoru spędzili na wspominaniu okresu studiów, wyjazdu do Paryża. Marek dopytywał się o jej rodzeństwo, które osobiście miał okazję spotkać dwukrotnie, ale podczas ich związku, Ula wiele razy mu o nich opowiadała. Dowiedział się, że Jasiek skończył informatykę, a Beatka kończy gimnazjum. Opowiadała mu o swojej tęsknocie za krajem, za rodziną. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała pięknie oświetlona blaskiem księżyca i świec. Było grubo po dwudziestej drugiej, zaczynało się robić chłodno. Marek widząc, że Uli jest chłodno zarzucił na jej ramiona swoją marynarkę. Odwdzięczyła mu się pięknym uśmiechem. Zapłacił i postanowił odprowadzić ją do hotelu.
Wjechali na trzecie piętro i zatrzymali się pod pokojem z numerem trzysta siedemnaście. Oddała mu marynarkę. Marek oparł się o drewnianą futrynę drzwi. Wpatrywał się w nią intensywnie.
- Dziękuję – powiedział szeptem
- Za co? – zapytała zaskoczona
- Dzięki tobie spędziłem najprzyjemniejszy wieczór od…. Od bardzo dawna – odparł szczerze
- Ja też się cieszę, że się spotkaliśmy. Jadąc do Polski nie sądziłam, że dane mi będzie znów ciebie spotkać, a tu proszę. Wchodząc do firmy nawet mi przez myśl nie przeszło, że to ty jesteś prezesem, ale… cieszę się – powiedziała z delikatnym uśmiechem
- Ale przecież…. Simon ci nie mówił z kim zaczyna współpracę?
- Nie obchodzi mnie to, z kim robi interesy. Towarzyszę mu po raz pierwszy i to tylko dlatego, że to kontrakt w Polsce- pokiwał głową ze zrozumieniem. Zadecydował przypadek. Los chciał, żeby znów się spotkali.
- Spotkamy się jeszcze? – zapytał z nadzieją w głosie. Chciał jeszcze raz móc zatonąć w jej błękitnym spojrzeniu, posłuchać jej głosu, śmiechu
- Raczej nie. Jutro cały dzień poświęcam rodzinie, w środę od rana mam spotkania w banku, a w nocy wylatuję do Dublina – powiedziała ze smutkiem
- A może jakbyś skończyła wcześniej, to.. – przerwała mu
- Marek, proszę cię…
- No dobrze, już nic nie mówię. Ale odezwiesz się do mnie jeszcze? – nie dawał za wygraną. Nie widzieli się tyle lat i gdy w końcu się spotkali nie mógł pozwolić, by ich znajomość znów się urwała
- Zadzwonię – obiecała spuszczając wzrok pod wpływem jego przeszywającego spojrzenia – albo ty zadzwonisz, w końcu masz już mój numer – nim zdążyła skończyć zdanie, poczuła ciepło jego warg. Delikatnie musnął jej usta. Uśmiechnęła się lekko, nie była zła - Dobranoc – rzuciła i nim zdążył odpowiedzieć zniknęła we wnętrzu pokoju.
Na hotelowym korytarzu został sam. Wciąż czuł ciepło jej ust i zapach perfum. Jego marynarka była nią przesiąknięta. Niechętnie wrócił do domu. W budynku czekała na niego rozwścieczona Paulina. ‘Kolejna awantura gotowa’- pomyślał przekraczając próg piaseczyńskiej wili.

wtorek, 4 czerwca 2013

'Spotkanie po latach' II

-Jaka znowu Ula? – zapytał patrząc na przyjaciela jak na wariata
- Ula Cieplak, pamiętasz, opowiadałem ci kiedyś o niej…
- Nie pamiętam… - zamyślił się - Musiałem być wtedy trochę dziabnięty – odparł z rozbrajającą szczerością Olszański
- to chodź, zabieram cię na lunch – rzucił i energicznie ruszył w stronę windy. Sebastian nie krył swojego zaskoczenia zachowaniem kolegi. Przecież nigdy Marek się tak nie zachowywał.
Siedzieli w knajpie pod firmą oczekując na zamówione szaszłyki. Od 5 minut Sebastian nie wypowiedział nawet słowa, za to Marek… Marek dostał słowotoku
- I poznaliśmy się tam w Paryżu, na spotkaniu dla studentów z Polski. Wiesz, ja byłem z Uniwerku, ona z SGH, ale tam nie było podziałów na uczelnie, tam wszyscy z Polski trzymali się razem. To był pierwszy weekend po moim przylocie. Styczeń, impreza w budynku polskiej fundacji, było jakieś 20 osób i nagle weszła ona. Piękna błękitna sukienka podkreślająca jej urodę i te oczy. Oczy, tak wyjątkowe, ja jeszcze nigdy nie widziałem, aby ktoś miał tak lazurowe tęczówki – mówił z rozmarzeniem w głosie. Dla Sebastiana, który do tej pory znał swojego przyjaciela z trochę innej strony, to było coś nieprawdopodobnego – i ona tam weszła, a mnie wbiło w ziemię. Ja nawet nie pamiętam, czy tego wieczoru zamieniłem z nią choćby dwa zdania. Po prostu siedziałem i gapiłem się. Na pierwszych zajęciach okazało się, że jesteśmy w tej samej grupie, że będziemy mieć razem zajęcia. Zaczęliśmy rozmawiać, wspólne przerwy, kawy, lunche i zdałem sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie znałem takiej dziewczyny. Była taka wrażliwa. Kilkanaście dni później zgodziła się na spacer w sobotnie popołudnie. Zabrałem ją na Wieże Eiffla i tam na szczycie po raz pierwszy ją pocałowałem. Poczułem się tak, jakby walnął we mnie piorun i rozumiałem, że się w niej zakochałem. Stary, ja nigdy się tak nie czułem, jak tam, w środku zimy na szczycie tej wieży – Sebastian aż otworzył lekko usta z niedowierzenia. Czy przed nim wciąż siedział jego kumpel, Marek Dobrzański, wieczny Casanova? – Po niecałych trzech miesiącach zamieszkaliśmy razem. Kochałem ją, wiedziałem, że ona mnie też. Gdyby mnie nie kochała, nie pozwoliłby być mi tak blisko. Chciałem się jej oświadczyć jeszcze tam, w Paryżu. Ostatecznie stwierdziłem, że to trochę za szybko i poczekam jeszcze kilka tygodni. Byliśmy szczęśliwi, ale widziałem, że to wszystko dzieje się dla niej za szybko. Minęło pół roku, nastał czerwiec i wróciliśmy do kraju. Tuż po powrocie została wezwana na uczelnię. Dostała kolejne, prestiżowe stypendium – pół roku w Nowym Jorku. To była dla niej ogromna szansa. Zdecydowaliśmy, że pojedzie. Musiała lecieć tydzień po naszym powrocie z Francji. Dzwoniliśmy do siebie niemal kilka razy dziennie. Miałem do niej lecieć na dwa tygodnie w sierpniu. Podczas mojego pobytu we Francji rodzice zdecydowali się założyć firmę. Musiałem im pomóc. Zamiast do USA poleciałem do Włoch. I jeszcze ten wypadek Febo. Nawet nie zdążyłem jej tego dokładnie wytłumaczyć. W Mediolanie ukradli mi telefon i straciłem możliwość komunikowania się z nią. Próbowałem ją namierzyć przez rodziców i dawnych znajomych, ale niewiele wskórałem. Wróciłem po roku. Pojechałem do Rysiowa, do jej domu, w którym byłem z nią tylko raz. Trafiłem, udało się. Od jej ojca dowiedziałem się, że w maju wyjechała do Dublina. Nie znał mnie, nie chciał podać mi jej adresu. Zostawiłem swoje namiary, ale nie odezwała się. Zrozumiałem, że skoro nie próbowała się ze mną skontaktować, nie szukała mnie, to ja nie mam prawa mieszać się w jej życie. Może u jej boku był już ktoś inny? To był koniec. Nigdy po tym się już nie spotkaliśmy – zakończył swoją opowieść Dobrzański
Sebastian nie wiedział co ma powiedzieć. Nie wiedział nawet co o tym wszystkim myśleć. To wszystko było jakieś nierealne. Jego przyjaciel zakochany! Przecież to się w głowie nie mieści. Takiego Marka jeszcze nie znał. I ten jego entuzjazm, gdy pojawiła się na horyzoncie
- A teraz… - zaczął niepewnie
- Co teraz?
- A teraz wciąż coś do niej czujesz?
- Gdy zobaczyłem ją, tam w konferencyjnej, to wszystko wróciło, czułem się tak, jakbym się cofnął w czasie. Ale przecież minęło osiem lat – westchnął - Chce się z nią spotkać, dowiedzieć co u niej, co robiła przez te wszystkie lata. Każde z nas ma swoje życie, ale może to spotkanie po latach jest po to, byśmy wreszcie wszystko uporządkowali i zamknęli tamten rozdział. Ja nigdy do tej pory nie rozliczyłem się z przeszłością. Może to właśnie jest ten moment? – zapytał sam siebie i w kompletnej ciszy zajął się spożywaniem swojego szaszłyka. Sebastian nic już nie powiedział. Nie bardzo wiedział co mógłby z tej sytuacji z siebie wydusić. Kompletnie nie znał tej bardziej romantycznej strony Marka. ‘Miłość, oświadczyny po kilku miesiącach znajomości – to nie w jego stylu’.
Był piątkowy wieczór, a on wciąż siedział w firmie. Liczył na to, że zadzwoni, że umówią się na spotkanie jak najszybciej. Nie zadzwoniła. Wrócił przed północą do domu. Paulina już spała. ‘Całe szczęście. Przynajmniej nie będę się musiał tłumaczyć dlaczego tyle godzin spędzam w firmie. I dobrze, że dała spokój z Ulą. Nawet nie przypuszczałem, że po informacji, że to dawna znajoma ze studiów tak szybko odpuści.’ Weekend ciągnął mu się niemiłosiernie długo. W końcu nastał poniedziałek, a on niczym na skrzydłach pognał o świcie do firmy, by czekać na wiadomość od niej. Na piątym piętrze powitała go Ania. Przekazała pocztę i małą karteczkę z numerem telefonu. ‘Dzwoniła! Szukała go!’ Był szczęśliwy jak dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. On był szczęśliwy niczym mały chłopiec. Dostał długo wyczekiwany prezent – wiadomość, że go poszukiwała i jej numer telefonu. Musi do niej natychmiast zadzwonić. Niemal biegiem wpadł do swojego gabinetu, zatrzasnął drzwi i wybrał jej numer. Nie odebrała. Spróbował raz jeszcze. Tym razem miał więcej szczęścia.
- Cześć, tu Marek. Cieszę się, że się odezwałaś
- Witaj – odparła miękko, a wiedział, że witając się z nim, lekko się uśmiecha - Przecież obiecałam
- To co, mogę liczyć na kolację w twoim towarzystwie? – zapytał z wyczuwalną w głosie nadzieją. Był spięty, czuła to.
- Bardzo chętnie panie Dobrzański – odpowiedziała ze śmiechem, tym samym powodując, że i on nieco się rozluźnił
- Dzisiaj o 19 w Belvedere?
- Dobrze.
- Przyjadę po ciebie. Zatrzymałaś się u rodziny w Rysiowie? – zapytał żałując, że zaproponował dopiero 19. Mogli się umówić o 18, albo najlepiej o 17. Tak to będzie musiał czekać całe 10 godzin na spotkanie. ‘Dureń’- zganił siebie w myślach
- Nie, zatrzymałam się w hotelu. Nie chcę im robić problemu.
- To przyjadę pod hotel – nie dawał za wygraną. Roześmiała się
- Mieszkam w hotelu Hyatt, do Łazienek mam dwa kroki, więc spotkajmy się na miejscu. Muszę kończyć, do wieczora – nie czekając na jego reakcję rozłączyła się.
Gdy tylko zakończyła połączenie zaczęła się zastanawiać co się z nią dzieje. Cieszyła się na to spotkanie, cieszyła się, że kilka dni temu go spotkała, a przecież tyle się wydarzyło. Skrzywdził ją. Urwał niespodziewanie znajomość, nie próbując jej nawet wytłumaczyć dlaczego, a po roku przypomniał sobie o jej istnieniu. Zranił ją, to prawda, ale już dawno mu wybaczyła. ‘Nie można stale żyć przeszłością.’ Było, minęło, ale nie może zaprzeczyć, że to właśnie u jego boku przeżyła najpiękniejsze miesiące swojego życia. Może podczas tego wieczoru dowie się dlaczego ją zostawił. Zjedzą wspólnie kolację, spędzą miły wieczór, pogadają, a ona przecież i tak za 4 dni wraca do rodziny, do Dublina.