B

poniedziałek, 5 listopada 2018

'Miłość'

W ramach wprowadzenia do nowego opowiadania, którego pierwszy rozdział już za dwa tygodnie, wstawiam Wam utwór, który jest świetną metaforą... Utwór, w którym dużą rolę odgrywają słowa, ale jeszcze ważniejszy jest obraz, a najważniejsze są emocje.





poniedziałek, 20 sierpnia 2018

'Przygoda' I

Drodzy, kolejny rozdział tej historii ukaże się na przełomie października i listopada. Ilość obowiązków i sytuacja zmuszają mnie do zrobienia sobie kolejnej, dłuższej przerwy. 


Wyszedł na ganek słysząc rumor i głosy. Z ogromnym niezadowoleniem stwierdził, że w sąsiednim domku pojawili się lokatorzy. A w zasadzie lokatorka w towarzystwie kierownika ośrodka, który ją przyprowadził. Przeklął pod nosem. Czy naprawdę spośród kilkudziesięciu takich ośrodków w promieniu dziesięciu kilometrów musiała wybrać właśnie to miejsce? I czy ten półgłówek po pięćdziesiątce, śliniący się na widok każdej dwudziesto i trzydziestolatki w bikini, musiał zameldować ją właśnie w tym domku? Przecież takich ruder na działce stało prawie trzydzieści, a zajętych była jedna trzecia. Nie po to przyjechałem na to zadupie, koczuję tyle dni w tej podziurawionej przez korniki, zatęchłej chałupie, żeby teraz słuchać nadawania przez telefon dwadzieścia cztery na dobę. Oprócz namolnych komarów i rechotu żab miał trochę spokoju. A teraz zaczną się telefony do przyjaciółeczek i relacjonowanie każdego kroku. Doskonale to znał, choć kompletnie nie rozumiał. Wielogodzinne opowieści, czy na śniadanie zjadła owsiankę, czy kanapkę z szynką, czy powinna założyć kostium kąpielowy, czy jednak szorty, iść popływać, a może jednak na spacer, a w ogóle to powinna się przefarbować na rudo albo chociaż pomalować paznokcie na jakiś zdecydowany kolor, a nie mdłe pastele. Jak nic od tego trajkotania dostanie migreny, a po trzech dniach albo dostanie zawału, albo wywiozą go w kaftanie, podając mu uprzednio tabletki, po których świat będzie widział na różowo. Jeszcze jej nie widział, a już go irytowała. Wziął głęboki oddech. Może nie będzie tak źle, może nie będzie zbyt męcząca. Postanowił ją ignorować i dać godzinę na rozpakowanie, zagospodarowanie w nowym miejscu i poinformowanie rodziny i przyjaciół, jak tu swojsko, miło i blisko natury. A jak będzie go wyprowadzać z równowagi swoim zachowaniem, to powie jej, co o niej myśli. Albo się dostosuje, albo będzie musiała się przenieść do innego domku, albo najlepiej do innego ośrodka. W końcu byłem tutaj pierwszy i mam większe prawa, choćby przez zasiedzenie. Krótka awantura, która pomoże mu odzyskać ciszę i spokój, jak miał przed jej przyjazdem. Kierownik ośrodka wrócił do swoich obowiązków, a kobieta nawet na chwilę nie pojawiła się na zewnątrz. Ze środka słyszał tylko strzępki rozmowy telefonicznej. Machnął ręką i wrócił na swoją niezbyt wygodną wersalkę. Przynajmniej na tym rupieciu, nie docierały do niego fragmenty rozmowy telefonicznej. Kwadrans później jego drzemkę przerwała muzyka. Z sąsiedniego domku zaczęła płynąć liryczna opowieść o złamanym sercu. Tak, to było zdecydowanie to, czego teraz potrzebował. W lesie się słucha śpiewu ptaków, a nie zawodzenia jakiejś małolaty, którą chłopak zostawił w czasach gimnazjalnych. Dość tych żartów! Dziarskim krokiem ruszył w kierunku drewnianej chatki. Zapukał energicznie, a kilka sekund później stanęła przed nim atrakcyjna dziewczyna, na pierwszy rzut oka koło trzydziestki.

- W czym mogę pomóc? – zapytała uprzejmie, przyglądając mu się zaciekawiona.

- Byłaby pani łaskawa wyłączyć te smęty – nie, nie zabrzmiało to jak pytanie, ani jak prośba. Ton ewidentnie wskazywał na polecenie. Dał jej zadanie do wykonania i miał nadzieję, że spełni je bez zbędnych komentarzy

- Mnie się podoba – ewidentnie sprawa, z którą przyszedł jej się nie spodobała. Na wysokości kształtnych piersi, skrywanych pod błękitnym topem, zaplotła ręce w bojowej pozie – A jak pan nie lubi muzyki, to może pan nie słuchać

- Nie da się, skoro rozkręciła pani głośniki na maxa. Razem z panią słucha tego pół ośrodka

- Ale nikt oprócz pana nie zgłasza zastrzeżeń więc chyba im się podoba – spojrzała na niego z wymalowaną w oczach kpiną – Poza tym za chwilę mogę sprawdzić moc tych głośników i przekona się pan, że do maksymalnej głośności jeszcze daleko. Więc proszę nie przesadzać

- Nie po to przyjeżdża się do ośrodka w środku lasu, żeby słuchać radia – najeżył się – Takiej muzyki to się słucha w domu, albo w knajpie nad Wisłą, a nie tutaj. Tutaj ludzie przyjeżdżają odpocząć, pobyć blisko natury, posłuchać śpiewu ptaków, świerszczy.

- Każdy wypoczywa, jak mu wygodnie. Jak chce pan być blisko natury, to proszę sobie rozbić namiot pośrodku boru – po jej minie wnioskował, że ta wymiana zdań ewidentnie sprawia jej frajdę. Podobnie jak wyprowadzanie go z równowagi.

- Odpoczynek jednej osoby nie może zakłócać spokoju drugiej. Takie są zasady. A ja potrzebuję spokoju

- To może trzeba było jechać do sanatorium, a nie do domków nad jeziorem – uśmiechnęła się złośliwie i zamknęła mu drzwi przed nosem. Prychnął wściekły i dziarskim krokiem ruszył w kierunku swojego domku. Co za wredne babsko! Że też musiała przyjechać akurat teraz i akurat tutaj. We świstem wypuścił powietrze z płuc. Pępek świata. Czy one wszystkie myślą tylko o sobie? I co? I mam się z nią teraz użerać kolejne dni? Będzie mi robić na złość? Potrzebuję spokoju! Potrzebuję zebrać myśli, a nie słuchać tego zawodzenia. Szczelnie pozamykał okiennice i drzwi, zaszywając się w środku. Miał nadzieję, że sąsiadka szybko zmęczy się pobytem na tym zadupiu i wyjedzie. To nie był kurort na miarę Mikołajek, czy choćby Giżycka. Warunki lokalowe też nie przypominały pensjonatu prowadzonego przez urocze małżeństwo z Pisza. Było dużo komarów, robactwa, wilgoci, marne śniadania i miejscami brak zasięgu. A najlepiej żeby zaczęło lać. Dlaczego to lato jest zupełnie bezdeszczowe? Jak dach tej rudery zacząłby przeciekać, to raz dwa spakowałaby się i wróciła tam, skąd przyjechała.

niedziela, 15 lipca 2018

'Zmieniłeś się' III ost.


- Doprawdy – prychnęła pod nosem, kręcąc głową. Zadawała sobie pytanie, po co była jej ta rozmowa. Przecież mogła udać, że go nie widzi.

- Oczywiście – podkreślił dobitnie – Jesteś miłością mojego życia – to wyznanie zabolało. Skoro ją kocha, kochał, dlaczego tak bardzo ją zranił – Gdybym tylko wiedział, że będę miał w życiu tyle szczęścia, że tak dobrze pójdzie mi w biznesie - westchnął - Gdybym tylko wiedział, że będę dla ciebie odpowiednim partnerem, to…

- Byłeś odpowiednim partnerem – przerwała mu ostro - i wydaje mi się, że nigdy nie dałam ci powodu, byś myślał inaczej – spojrzała mu prosto w oczy.

- Ty nie, ale twój ojciec tak. I miał rację.

- A od kiedy ty zacząłeś przejmować się tym, co mówi mój ojciec? Jego krytyczne uwagi zawsze puszczałeś mimo uszu. Doskonale wiedziałeś, jaki on jest.

- Dojrzałem i zrozumiałem, że on ma rację. Dziewczyna z dobrego domu i mechanik, który połowę swojego życia spędza w brudnym kombinezonie, wymazany smarami i olejem. W tamtym momencie to się nie mogło udać. Pracując w warsztacie nigdy nie zapewniłbym ci życia na takim poziomie, na jaki zasługiwałaś i do jakiego byłaś przyzwyczajona

- Tylko, że ja nigdy tego od ciebie nie oczekiwałam – wyraźnie się zdenerwowała. Najwidoczniej przez tyle lat ich związku nic nie rozumiał. I zawsze patrzył na nią przez pryzmat pieniędzy. Jako młodej dziewczynie wydawało się, że on nie ma z tym problemu, że nie ma kompleksów. Widocznie się myliła – Chciałam żebyś mnie kochał, a nie kupił mi willę z basenem.

- Zawsze byśmy wzbudzali sensację i ludzie by gadali, że popełniłaś mezalians

- Nigdy nie zwracałam uwagi na to, co ludzie mówią i sądzą na mój temat. Zresztą sądziłam, że ty też – dodała z żalem

- Pani prezes wraz z mężem, pracownikiem lokalnego serwisu – kontynuował, jakby nie zwracając uwagi na to, co przed chwilą powiedziała

- Nie jestem prezesem – spojrzał na nią zaskoczony

- Przecież ojciec od początku szykował dla ciebie to stanowisko. Nakłonił się nawet do studiów.

- I przez krótką chwilę, również dzięki tobie, wydawało mi się, że będzie to dla mnie dobre rozwiązanie. A później również dzięki tobie, dzięki temu że mnie zostawiłeś – zdecydowanie zabrzmiało to gorzko – zrozumiałam, że najważniejsze to żyć w zgodzie ze sobą. Rzuciłam zarządzenie, a w następnym roku zaczęłam architekturę.

- Cieszę się, że się spełniasz – uśmiechnął się blado – i żałuję, że nie dałem sobie szansy.

- Mam rozumieć, że gdybyś wiedział, że dziesięć lat później będziesz zamożniejszy, niż byłeś wtedy, to byś mnie nie zostawił? – w tym pytaniu ewidentnie była drwina.

- Wtedy byłem biedakiem, którego nie było stać na bukiet róż, dlatego zbierał polne kwiaty

- A ja byłam i jestem dziewczyną, która woli polne kwiaty dane od serca, niż najdroższy bukiet z kwiaciarni, który nie niesie ze sobą żadnych emocji – oboje na chwilę zamilkli, pogrążając się w myślach. Odchrząknęła i postanowiła nieco zmienić temat.

- To czym się teraz zajmujesz? – zapytała, udając, że nie widziała tych wzmianek na jego temat w kolorowych magazynach.

- Razem z kumplem serwisujemy i sprzedajemy samochody – pokiwała głową ze zrozumieniem – W tym pierwszym warsztacie poznałem Łukasza. Jest kilka lat starszy, pracował już w dwóch miejscach, chciał iść na swoje. Miał trochę gotówki, ja wziąłem kredyt i założyliśmy firmę. Miał bzika na punkcie Fordów, zwłaszcza starych modeli – opowiadał z pasją, którą pamiętała z młodości - Zaczął u nas serwisować auto taki jeden wpływowy facet, właściciel Mustanga z lat siedemdziesiątych. Dzięki jego pomocy staliśmy się oficjalnym serwisem Forda. Dużo klientów, dużo pracy, coraz lepsze obroty. Aż w końcu zaryzykowaliśmy i obok serwisu postawiliśmy salon.

- Dobrze, że robisz w życiu to, co cię kręci i na czym się znasz – oboje doskonale czuli, że ta rozmowa robi się coraz bardziej sztuczna i naciągana

- Ty też. Twój narzeczony też jest architektem? – zapytał znienacka

- Jest lekarzem – ta informacja wyraźnie go zaskoczyła - Chirurgiem dziecięcym. Poznaliśmy się dzięki fundacji na rzecz chorych dzieci z mało zamożnych rodzin, którą założyłam.

- Czekasz tutaj na niego? Będę miał okazję go poznać? – to pytanie ewidentnie było nie na miejscu. Podobnie jak pomysł, by spotkał się jej ex z przyszłym mężem.

- Jest na misji w Afryce. Wraca za tydzień.

- Bardzo szlachetnie – zabrzmiało to trochę złośliwie. Popatrzyła na niego z wyraźnym rozczarowaniem. Dzisiejszy Marek Dobrzański nie byłby w stanie do takich poświęceń. Nie byłby w stanie zrezygnować z eleganckich ciuchów i ekskluzywnych wnętrz na rzecz pomocy ubogim dzieciom w wiosce, w której nie było elektryczności.

- Widzisz tę kobietę? – wskazała na panią Marię, która wciąż prosiła warszawiaków o datki. Kiwnął głową – Minąłeś ją zupełnie obojętnie, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi – Zmieniłeś się. Zmieniły cię kwoty wpływające na twoje konto. Pieniądze wyłączają empatię. Kiedyś byłeś chłopakiem, który był gotów oddać potrzebującym ostatnią koszulę – spuścił głowę, słuchając jej słów z pewnym rodzajem zażenowania. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ma rację – Pamiętasz, jak spotkaliśmy w któreś wakacje staruszkę sprzedającą kwiatki pod marketem w Grodzisku? Odprowadzałeś mnie, bo miałam nocować u Róży. Mówiła, że nie starcza jej na jedzenie i dorabia sprzedając kwiatki z ogrodu. Jako pierwszy oddałeś jej wszystkie pieniądze, jakie miałeś w kieszeni, a ja poszłam twoim śladem. A później nie miałeś na bilet i wracałeś do domu na piechotę, siedem kilometrów. To ty nauczyłeś mnie pochylać się nad losem innych i dzielić się tym, co mamy. Dzieliłeś się wszystkim, choć wtedy nie miałeś wiele. A teraz jesteś skupiony na sobie, nie dostrzegając innych. Tamten Marek Dobrzański był naprawdę cudownym chłopakiem, który rozkochał mnie w sobie swoim dobrym sercem i podejściem do życia. Szkoda, że go już nie ma. Mam jednak nadzieję, że jesteś i będziesz szczęśliwy w świecie, w którym żyjesz i że będziesz się otaczał życzliwymi ludźmi i bezinteresownymi przyjaciółmi. Trzymaj się Marku – wstając, na krótką chwilę przykryła jego dłoń swoją i nie czekając na jego reakcję, wyszła z kawiarni. Idąc ulicą Bracką przez myśl przemknęło jej zdanie: ‘nie wszystkie bajki dobrze się kończą’. Mimo wszystko poczuła ulgę. Wreszcie uda jej się zamknąć tamten rozdział i skupić się na przyszłości. 

piątek, 25 maja 2018

'Zmieniłeś się' II

Drodzy, pisałam Wam już o tym wielokrotnie (napisze jeszcze raz!), że mam zdecydowanie mniej czasu na pisanie i publikowanie niż kiedyś. Dodaję rozdziały, kiedy mogę i mam na to czas. Chciałabym mieć więcej, ale życie nie zawsze jest takie, jak chcemy.
Jeśli ktoś wchodzi na tego bloga tylko po to, by się mnie czepiać i wszczynać awantury, to proszę żeby przestał. Do nieczego dobrego to nie doprowadzi, a nieprzyjemna atmosfera nikomu nie służy. Mam również dość ciągłego porównywania mnie do innej autorki. To już naprawdę robi się nudne.


- Cześć – odparła przyglądając mu się uważnie. Zmienił się. Gdy widzieli się po raz ostatni osiem i pół roku temu był młodym mężczyzną w znoszonych jeansach, koszuli w kratę i lekko przykurzonych trampkach. Dziś stał przed nią mężczyzna, który z całą pewnością mógłby wystąpić na pokazie mody albo być na okładce znanego magazynu. O tytuł najbardziej stylowego mógł stanąć w szranki z Grzegorzem Krychowiakiem. Wymuskany w każdym calu. Dla niej zbyt wymuskany. W jej odczuciu facet powinien mieć wypastowane pantofle, czystą koszulę i uprasowane spodnie. A nie jeansy z dziurami, koniecznie odsłaniające kostkę, albo kolorowe chinosy i zamszowe mokasyny. Siedział przed nią ideał wielu kobiet. Facet stylowy, wzbudzający zainteresowanie ośmiu na dziesięć mijanych kobiet. To prawda, że nie ma ludzi brzydkich, są tylko biedni. Kiedyś był przystojnym, ale zwykłym chłopakiem, kompletnie nie zwracającym uwagi, czy zielony t-shirt pasuje do błękitnych spodni. Dziś był ikoną mody, na którym było widać pieniądz. W głowie, przez krótką chwilę, pojawiło się nawet pytanie, ile czasu spędza każdego ranka na ułożeniu włosów.

- Ślicznie wyglądasz - obrzucił ją wyraźnie zachwyconym spojrzeniem. Zastanawiała się, czy naprawdę tak uważa. Była kompletnie różna od jego obecnej partnerki.

 

Przyjrzała się jego twarzy uważnie. Jak w oka mgnieniu przed oczami ujrzałam obrazy z przyszłości. Moment poznania, początki związku. Poznali się jeszcze w szkole. Marek dołączył do jej klasy pod koniec drugiego roku gimnazjum. Rodzina Dobrzańskich przeprowadziła się z małego miasteczka pod Olsztynem. W podwarszawskim Milanówku mieszkała matka Heleny Dobrzańskiej, babcia Marka.  Dobrzańscy początkowo mieszkali z nią w niewielkim drewnianym domku, a później postawili parterowy budynek na wspólnym podwórku. Matka była krawcową, ojciec mechanikiem samochodowym. W Milanówku nie było warsztatu z prawdziwego zdarzenia, więc ojciec w szopie otworzył początkowo prowizoryczny warsztat, by z biegiem lat coraz lepiej go wyposażyć. Z pewnością nie był to serwis z prawdziwego zdarzenia, ale cieszył się dobrą opinią i zaufaniem klientów. Pracy było sporo, pozwalało to po na utrzymanie trzyosobowej osobowej rodziny. Ula była najzamożniejsza w klasie. Córka właściciela dużego przedsiębiorstwa. Firma Cieplaków była znana w całym województwie. Początkowo zatrudniali kilkanaście osób, by w przeciągu lat rozrosnąć się do tego stopnia, iż pracownicy byli liczeni w setkach. Przez pierwsze tygodnie podchodzili do siebie z rezerwą. Wspólne przygotowywanie przedstawienia na zakończenie roku szkolnego, w którym brało udział tylko kilku uczniów, pozwoliło im się lepiej poznać. Ula zrozumiała, że ten ‘nowy’, jak wszyscy na niego mówili, to bardzo fajny chłopak. Marek dostrzegł, że Ula wcale nie jest rozpuszczoną zamożną burżujką, która na każdym kroku obnosi się z kasą. Wiele wspólnie spędzonych dni podczas wakacji, wycieczki rowerowe za miasto, spacery, wyjścia do kina, pikniki pozwoliły im się poznać i zakochać. We wrześniu trzecią klasę rozpoczęli jako para. Byli nierozłączni. Rodzice bagatelizowali tę relację, sądząc że to młodzieńcza miłość, która nie przetrwa nawet roku. A oni wciąż byli razem, mimo wybrania innych szkół. Ula poszła do jednego z najlepszych liceów w Warszawie. Marek nigdy nie miał ambicji, by uczyć się w ogólniaku, a później iść na studia. Zamierzał jak najszybciej zyskać zawód i zacząć zarabiać pieniądze. Już jako mały chłopak pomagał ojcu w warsztacie, więc technik mechanik był naturalną drogą. O ile rodzina Marka od samego początku polubili Ulę, tak chłopak nie był mile widzianym gościem w posiadłości Cieplaków.  Niezbyt chętnie tam również przebywał, nie był przyzwyczajony do otaczania się luksusem. Gosposia, wspólne podwieczorki, kierowca ojca, to nie był jego świat. Czuł się z tym źle, był skrępowany. Za to Ulka świetnie czuła się w jego domu.  Choć było dużo skromniej, to jednak to miejsce było przepełnione miłością, życzliwością, szacunkiem. Nade wszystko uwielbiała babcię Marka, Apolonie, której chętnie pomagała w pieczeniu ciast. To właśnie pani Pola nauczyła ją piec szarlotkę i kruche ciasto ze śliwkami. Byli w sobie zakochani i planowali ślub. Dobrzański od liceum już snuł plany na przyszłość. Ula miała pójść na wymarzoną architekturę, a on zatrudniając się w warsztacie miał odkładać na wynajęcie mieszkania i ślub. Wszystko szło po ich myśli, dopóki Józef Cieplak nie zakomunikował córce, że wyjedzie na rok na studia do Wielkiej Brytanii. Nie dość, że przez wymagania ojca musiała zrezygnować z ukochanej architektury, to na dodatek miała na rok zostawić chłopaka.  Ten wyjazd to miała być dla niej wielka szansa. Początkowo żarliwie się temu sprzeciwiała, twierdząc, że zgodnie z życzeniem rodziców studiuje zarządzanie, by przejąć biznes, ale o wyjazdach nie było mowy. W końcu do zwolenników tego pomysłu dołączył Dobrzański. Uznał, że popierając decyzje Cieplaka być może wreszcie zyska jego sympatię i przychylność. Stwierdził, że to rzeczywiście duża szansa dla niej, że przecież ten rok szybko minie, a on w tym czasie, żeby nie tęsknić skupi się na pracy i zarabianiu gotówki. Zgodziła się. Mieli codziennie ze sobą rozmawiać przez telefon, pisać maile, miał nawet ją odwiedzi. Z trudem pożegnała się z nim na lotnisku. Była pełna wątpliwości, gdy samolot odrywał się od płyty warszawskiego Okęcia. I te obawy okazały się uzasadnione. Była kompletnie zaskoczona, gdy trzy miesiące po wyjeździe otrzymała od niego wiadomość, że ich związek nie ma przyszłości, że powinni się rozstać, że nie będzie na nią czekał. Przestał odbierać telefony, odpisywać na maile. Od tego czasu się nie widzieli, a ona przez tyle lat wciąż nie poznała odpowiedzi na pytanie, dlaczego z niej zrezygnował.  Przecież sądziła, że są dla siebie stworzeni.

- Co u ciebie? - zadał jej najgłupsze pytanie, jakie mogło w tej chwili paść.

- Dobrze - odparła lakonicznie. Nie bardzo wiedziała, co miałaby mu odpowiedzieć. Nie widzieli się tyle lat i miała, jak gdyby nigdy nic, rozpocząć opowieść o szczegółach swego życia? Postanowiła jednak wyciągnąć ciężkie działa, by sprowokować rozmowę i poznać odpowiedź na nurtujące ją od lat pytanie – Za siedem tygodni wychodzę za mąż – jego źrenice na moment poszerzały, a na twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.

- Cieszę się – zabrzmiało niezbyt szczerze – Zasługujesz na szczęście – dodał patrząc jej w oczy, a jego wzrok mówił jedno, ‘to mogłem być ja’ – Widzę wielkie zmiany

- Nie tak wielkie, jak u ciebie – od początku nie była dla niego zbyt miła i nawet się nie starała.

- Ja się nie żenię – zaśmiał się nerwowo – Ale to prawda, wiele się moim życiu przez te lata zmieniło. Gdybym wiedział, że tak wiele, to z pewnością nie popełniłbym w młodości kilku błędów. Nigdy bym z ciebie nie zrezygnował – rzekł szczerze. Spojrzała mu prosto w oczy, czując, że wreszcie po niespełna dziewięciu latach otrzyma odpowiedź na swoje pytania.

sobota, 5 maja 2018

'Zmieniłeś się' I


A tytuł poznacie wraz z kolejną częścią, która za ok.2 tygodnie  ;)

Zajęła swój ulubiony stolik, tuż przy wielkim oknie, które odgradzało ją od tętniącej życiem Warszawy. Po drugiej stronie szyby ludzie gonili za szczęściem. Pozornym szczęściem, składającym się z pieniędzy, kariery, sukcesów zawodowych. W większości przybysze z małych miast i wsi, dla których Warszawa była spełnieniem marzeń o szczęściu i dostatku, ziemią obiecaną. Pracowali po dwanaście, piętnaście godzin na umowę zlecenie, by tylko nie musieli wrócić na prowincję i pokazać rodzinie, że sobie nie poradzili w wielkim świecie. Stolica była wyspą sukcesów ale i miejscem porażek. Znaczne grono tych przyjezdnych było w stanie poświęcić wiele by udowodnić sobie i innym ‘mnie się udało!’. Okłamywali najbliższych, opowiadając o sukcesach, uznaniu szefa, przerwie na lunch, owocowych piątkach na koszt firmy, biurze w prestiżowej lokalizacji, gdy tak naprawdę na utrzymanie zarabiali wykładając towar na półki w hipermarkecie na obrzeżach miasta. Jeśli mieli szczęście, znaleźli posadę na umowę o pracę za najniższą krajową. Wtedy nie pozostawało nic innego, jak rozpocząć wyścig szczurów. Podłożyć świnię koledze, podlizać się szefowi i po roku mogli liczyć na awans i podwyżkę o kilkaset złotych. Mieszkanie wynajęte w bloku z wielkiej płyty wraz z czterema innymi osobami z tego samego miasteczka po kilkudziesięciu miesiącach zamieniali na apartament na strzeżonym osiedlu. Oczywiście na kredyt. Życie, ubrania, samochód też na raty, które pochłaniały znaczną część pensji, by tylko móc się pochwalić przed rodzicami i sąsiadami, jak wspaniale potrafili się ustawić i jak im się wiedzie w stolicy.

Do środka po americano w papierowym kubku wszedł młody krawaciarz. Typowy korposzczur, pracujący po naście godzin w klimatyzowanym biurowcu. Kosztem życia prywatnego, wolnego czasu, dążył do wskoczenia na wyższy szczebel jeszcze przed trzydziestką. Manager albo dyrektor, który całe swoje życie spędzał w pracy, wracając do domu przespać się pięć godzin i wziąć prysznic. Nie miał przyjaciół, z którymi mógłby spędzić wolną niedzielę, seks uprawiał w przerwie na lunch z koleżanką z sąsiedniego działu. Za zarobione pieniądze z pewnością kupił ekskluzywny apartament, urządzony przez drogiego i popularnego architekata wnętrz, w których tak naprawdę nie mieli czasu mieszkać.

Gra pozorów. Wyreżyserowane szczęście. Bo czy pełny portfel rzeczywiście tym szczęściem był? Oczywiście, że lepiej płakać w Mercedesie niż w tramwaju, ale ci, którzy Warszawą się zachłysnęli chęć posiadania przedkładali ponad wszystko. Nie rozumieli, że lepiej ‘być’ niż ‘mieć’. Dla niej pieniądz nigdy nie był szczęściem samym w sobie. Był narzędziem, które starała się jak najlepiej wykorzystać. Bo czymże jest posiadanie pieniędzy, jeśli nie ma się czasu ich wydawać, a przede wszystkim z kim nimi dzielić?

Kochała to miasto i nienawidziła jednocześnie. Ta gonitwa napędzała ją, ale i męczyła. Dlatego tak bardzo lubiła tę kawiarnię. Mogła obserwować tę gonitwę zza szyby, przeglądając najnowszy magazyn podróżniczy i delektując się swoim ulubionym karmelowym latte. Ten cienki kawałek szkła odgradzał ją od zgiełku, wyścigu szczurów, nowobogackiego przepychu, pogoni za doskonałością. Z pewną dozą zniesmaczenia obserwowała ludzi wychodzących z sąsiadującego z kawiarnią najdroższego centrum handlowego w stolicy. Plastikowe kobiety wynosiły z dumą torby z logiem znanych projektantów. Kobiety, które miały w sobie większy procent plastiku, silikonu i boksu niż iloraz inteligencji, dla których metka była szczytem marzeń. Wyznawały one zasadę ‘jest metka, jest podnietka’. Kobiety, które całe dnie spędzały w salonach piękności, klinikach medycyny estetycznej i niewiarygodnie drogich butikach. Były to kobiety, które, o zgrozo w zdecydowanej większości nie zarabiały na ten przepych i rozmach z jakim żyły. Swoje bytowanie ograniczyły do bycia partnerkami swoich mężczyzn. ‘Mój mąż z zawodu jest dyrektorem’, przypomniała sobie tekst z popularnego niegdyś filmu. Szczerze im współczuła. Ale nie tylko kobiety tam kupowały. Mężczyźni też stanowili spory odsetek klientów. Dla niej mężczyzna musiał być zadbany, ale z całą pewnością nie w garniturze za kilkanaście tysięcy złotych i najnowszym modelu sztybletów. Generalnie panowie goniący za modą budzili w niej współczucie. Moda była od lat domeną kobiet i według niej tak powinno pozostać. Panów na pokazach znanych projektantów dzieliła się na trzy grupy – mężczyzn towarzyszących swoim zafascynowanym modą partnerkom, gejów i facetów, którzy metką starali się zamanifestować polskie ‘bo mnie kurwa stać’, tuszując przy tym swoje kompleksy. Ją było stać, ale uważała, że trzeba upaść na głowę, żeby za torebkę zapłacić piętnaście tysięcy, jeśli przyzwoitą, skórzaną, która z pewnością wytrzyma dwa sezony można kupić za czterysta złotych. Ceniła jakość, a z całą pewnością nie nazwisko projektanta. Potrafiła w sukience za trzysta złotych z sieciówki wyglądać równie efektowanie co jej koleżanka w najnowszej kreacji Armaniego. To, że miała pieniądze, nie spowodowało, że przestała doceniać ich wartość i je szanować. Nie była oderwana od rzeczywistości, kiedy to zaczyna się nie dostrzegać różnicy między banknotem pięćdziesięcio i pięciuset złotowym.

Ze współczuciem obserwowała starszą panią, która w podcieniach budynku stanęła ze spuszczoną głową, prosząc o datki. Na sfatygowanym kawałku kartonu informowała o swojej trudnej sytuacji życiowej. Czysta, ubrana niezwykle skromnie z całą pewnością nie zbierała na alkohol i imprezkę z bezdomnymi przyjaciółmi z gorzką żołądkową w roli głównej. Przyglądając się kobiecie, którą dziesiątki ludzi mijało zupełnie obojętnie, uświadomiła sobie, jak niefortunnie wybrała ona miejsce. Całkiem niedawno czytała artykuł o tym, że lepiej żebrać pod dyskontem niż ekskluzywnym centrum handlowym. Teraz widziała jak na dłoni, że autorzy tej publikacji mieli rację w stu procentach. Sześćdziesięciolatka stała tam od dziesięciu minut i żaden z przechodniów, a tym bardziej klientów sklepu, obładowanych papierowymi torbami, nawet nie zerknął w jej kierunku. Pieniądze skutecznie zabijały empatię. Im człowiek miał mniej, tym chętniej się dzielił z potrzebującymi. Im więcej pieniędzy posiadał, tym bardziej skupiony był na sobie, nie dostrzegając dramatów wokół.

Postanowiła, że tuż po wyjściu przekaże kobiecie wszystkie pieniądze, jakie ma w portfelu. Te dwieście kilka złotych z pewnością nie odmieni jej losu, ale będzie okazją do krótkiej rozmowy. Może gdy pozna jej sytuację, będzie w stanie jej pomóc? Dopiła szybko kawę i wyszła na zewnątrz. Wrzuciła do metalowej puszki po herbacie wszystkie banknoty, jakie przy sobie miała i zapytała, jak jeszcze mogłaby jej pomóc. Zaproponowała wspólną herbatę, ale kobieta grzecznie odmówiła. Pani Maria dość niechętnie, z wyraźnym zażenowaniem, w kilku zdaniach opowiedziała o swojej sytuacji. Od roku była na emeryturze, nie mogła kontynuować pracy z uwagi na zły stan zdrowia. Co prawda dorabiała sprzątając wieczorami biura, ale środki zarobione nie pozwalały na pokrycie wszystkich kosztów związanych z mieszkaniem i lekami. Było jej łatwiej, dopóki mieszkał z nią syn, ale dwa lata temu się ożenił, a w tym roku urodziło mu się dziecko i przestał pomagać matce. Kobieta początkowo zaczęła wyprzedawać z mieszkania wszystkie przedmioty, bez których mogła się obejść, a które miały jakąkolwiek wartość, ale ostatecznie i tak była zmuszona wyjść na ulicę i prosić ludzi o pomoc.  Historia pani Marii bardzo ją poruszyła i postanowiła kobiecie pomóc. Udało jej się uzyskać numer telefonu starszej pani i umówiły się na spotkanie za kilka dni.

Mając jeszcze godzinę do umówionego spotkania postanowiła wrócić do kawiarni. Zajęła ten sam stolik i wtedy zwróciła uwagę na wychodzącego z budynku sklepu mężczyznę. Młodego, modnie ubranego, przystojnego. Kilkanaście metrów od niej, za szklaną szybą szedł mężczyzna jej życia, jej ideał, jak sądziła, największa miłość.  Najwidoczniej czując na sobie jej wzrok spojrzał w prawo i stanął w pół kroku. Przyglądał je się marszcząc brwi i wyraźnie zastanawiając się, czy kobieta, którą widzi, to Ula. Nie widzieli się osiem lat, ale doskonale wiedziała, że to on. Czasem na jego zdjęcie mogła trafić w kolorowym magazynie. Raz nawet mieli być na tej samej imprezie. Ale gdy przypadkiem poznała listę gości zrezygnowała. Nie wiedziała, czy będzie gotowa na to spotkanie i kompletnie nie mogła przewidzieć, jak oboje zareagują. I on i ona mieli być ze swoimi partnerami.

Niepewnie, jakby z obawą podniósł rękę do góry w geście powitania. Odmachała, co najwidoczniej przyjął za dobry znak. Niemal na migi zapytał, czy może się dosiąść. Kiwnęła głową, choć nie była pewna, czy to dobry pomysł, czy jest w stanie zmierzyć się z przeszłością.

- Witaj Ula - usłyszała jego głos, który zawsze ją hipnotyzował. Głos, który potrafił koić rozedrgane nerwy, ale który powodował również przyspieszone bicie serca. Głos, który kochała i za którym bardzo długo tęskniła.  

poniedziałek, 26 marca 2018

'Umowa' XXIX ost.


- Ula – zapukał cicho do drzwi – Otwórz – poprosił

- Daj mi spokój – rzekła na tyle głośno, by ją usłyszał. Dłonią otarła mokre od łez policzki. Leżała zwinięta w kłębek i właśnie sobie uświadamiała, że Marek Dobrzański był jej największym życiowym rozczarowaniem. Była naiwna łudząc się, że ludzie się zmieniają. Chociaż ludzie może się zmieniają, ale nie Marek. On potrafił tylko świetnie się maskować.

- Porozmawiaj ze mną. Proszę cię – jęczał pod drzwiami

- Zostaw mnie! – krzyknęła – Śpisz dzisiaj na kanapie – dodała już nieco spokojniejszym tonem, gładząc swój zaokrąglony brzuch. Gdyby nie była w ciąży z całą pewnością by się w tym momencie spakowała. Doskonale wiedziała, że nie powinna się teraz denerwować, bo wszystko odbija się na dziecku. Dzisiejsza wizyta Genowefy Brzeskiej kompletnie ją rozbiła i odarła ze złudzeń. Przy babce starała się zachować pozorny spokój, ale gdy tylko staruszka opuściła ich mieszkanie zaszyła się w sypialni, uprzednio wyrzucając jego poduszkę na korytarz i zamykając drzwi na klucz.

- Skarbie, to nie jest tak, jak myślisz – nie poddawał się – Wszystko ci wyjaśnię. Otwórz, porozmawiajmy – stwierdziła, że najlepszą metodą będzie ignorowanie go. W końcu nie będzie sterczał pod drzwiami cały wieczór i całą noc. Rzeczywiście po kilku minutach odpuścił i zszedł na dół, dając żonie upragniony spokój.

Długo nie mogła zasnąć. Pamięcią wracała do początków ich związku. Do małżeństwa, a w zasadzie umowy, która z czasem straciła na znaczeniu. Do miłości, tęsknoty, żalu, wściekłości, rozczarowania i szczęścia. Myśli kotłowały jej się w głowie. Doskonale pamiętała swój powrót do Warszawy, jakby zdarzyło się to wczoraj, a nie osiem miesięcy temu. Była przekonana, że ten układ zakończy się rozwodem. Owszem, zakochała się w swoim mężu, ale nie zamierzała przyznawać się do swoich uczuć i żebrać o jego miłość. Zwłaszcza, że Marek Dobrzański nie potrafił kochać. Chociaż nie, kochał, siebie, seks i pieniądze. Maciej ją ostrzegał, ale nie chciała słuchać. To teraz ma za swoje. Zostanie z kilkuset tysiącami, niespełnioną miłością i samotnością. Nie była typem, który potrafi się odkochać i ponownie zakochać w dwa miesiące. Wydawało jej się, że zrealizuje plan na chłodno, że taki ktoś, jak Marek nie poruszy jej serca. Myliła się. Myliła się również jeśli chodzi o Marka. Zamiast orzeczenia rozwodu dostała pierścionek i wyznanie miłości.

Obudził ją zapach kawy. Leniwie otworzyła oczy i dostrzegła parującą filiżankę na jej szafce nocnej. Odwróciła głowę w drugą stronę, jednak obok nie było męża. Za to na jego poduszce leżał duży bukiet czerwonych róż. Zastanawiała się, kiedy zdążył go ściągnąć do domu, skoro zegarek wskazywał dopiero ósmą piętnaście. Wciągnęła na siebie wytarte jeansy i -shirt, w których zazwyczaj chodziła po domu i które leżały na brzegu szafy i zeszła na dół. Dobrzański w dresowych spodniach, bez koszulki krzątał się w kuchni. Zamierzał właśnie wyciskać sok z cytrusów, gdy przytuliła się do jego pleców. Momentalnie się odwrócił i z uśmiechem objął ją ramionami, przytulając do siebie

- Dzień dobry kochanie – rzekł z tym swoim uwodzicielskim uśmiechem i musnął ustami czubek jej nosa – Przepraszam bardzo – odsunął ją na odległość ramion i obrzucił ją krytycznym spojrzeniem – dlaczego ty jesteś ubrana?

- Bo za dwadzieścia pięć dziewiąta? – odsunęła się podjadając pomidorki koktajlowe, które zdążył opłukać

- I? – zapytał, splatając ramiona w wymownej pozie 

- I za godzinę jadę do firmy

- Dokąd? Bo ja się chyba przesłyszałem – zmarszczył brwi wyraźnie niezadowolony – Za godzinę mieliśmy być w sądzie, dokąd się na szczęście nie wybieramy. Więc w tym czasie nie mogłaś mieć zaplanowanej wizyty w firmie. Stęskniłem się za swoją żoną, której nie widziałem półtora miesiąca. Miałem nadzieję, że spędzimy cały dzień razem w domu

- Chciałeś chyba powiedzieć w łóżku – spojrzała na niego prowokacyjnie, doskonale zdając sobie sprawę, co chodzi mu po głowie.

- I co w tym złego? – wzruszył ramionami - Czekałem na ciebie długie tygodnie – oparł się o szefki kuchenne i spojrzał jej prosto w oczy - Nie mogłem sobie podarować, że nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego przed twoim wyjazdem. Cholernie żałowałem, że nie pojechałem tam z tobą, choć wiedziałem, że nie miałem prawa. Prawie nie znam twojej rodziny - rzekł z goryczą - Nie potrafię zliczyć, ile razy miałem ochotę jechać do sądu i wycofać te cholerne papiery. Nie zrobiłem tego tylko dlatego, że nie miałem pewności, co ty czujesz i czy nie będziesz na mnie wściekła. Bo przecież mieliśmy inną umowę. A teraz, skoro oboje chcemy być razem, to chyba powinniśmy spędzić trochę czasu razem i porozmawiać o przyszłości.

Pytała samą siebie, czy wtedy też grał. Czyżby dała się wmanipulować w tę grę? Czy była aż tak ślepa, a on potrafił perfekcyjnie udawać nie tylko przed rodziną, ale i przed nią samą? I pomyśleć, że kilka miesięcy temu świętowali pierwszą rozliczę ślubu, a wtedy ona poinformowała go o ciąży. Był przeszczęśliwy.

Powieki ciężko opadły dopiero nad ranem. Kompletnie wykończona bezsenną nocą nie mogła się dobudzić. Miała ochotę znów wtulić głowę w poduszkę i odpłynąć, ale uniemożliwiał jej to jednostajny dźwięk. Jakby tuż obok niej, w rant łóżka albo ramę okienną, swoją pracę rozpoczął dzięcioł.

- Ulka nie wygłupiaj się – dotarł do niej głos Marka. Jakby z oddali, innego świata - Jak nie chcesz rozmawiać, to nie będę cię zmuszał, ale otwórz. Musisz coś zjeść. Dochodzi dziewiąta – słychać było, że powoli traci cierpliwość - Otwórz te cholerne drzwi! Nie zmuszaj mnie, żebym je wyważył. Chryste panie, ja nawet nie wiem, czy ty tam żyjesz! – ta chwila ciszy dała jej nadzieję, że jednak odpuści - Ok, sama chciałaś. Liczę do pięciu, jak nie otworzysz, to je wywalam! Co to za poroniony pomysł, żeby montować zamek w drzwiach od sypialni – dodał nieco ciszej, bardziej do siebie, ale i tak słyszała – Raz! Dwa! – zaczął wyliczać. Gdy padło ‘trzy’, przekręciła klucz i nie czekając aż wejdzie, ponownie ulokowała się na łóżku. Najwyraźniej go zaskoczyła, bo chwilę to trwało, zanim pojawił się w sypialni z tacą pełną zdrowych smakołyków – Ula – rzekł w ten swój charakterystyczny sposób. Zawsze powodowało to szybsze bicie serca, ale nie dzisiaj – Jak się czujesz?

- Cóż za troska – odparła z kpiną i odwróciła się do niego plecami. Nie poddawał się i usiadł tuż obok niej

- Posłuchaj – zaczął, ale nie dała mu dokończyć

- Podobno miałeś mnie nie zmuszać do rozmów – prychnęła z pretensją

- Ale to jest jedno wielkie nieporozumienie – westchnął

- Jasne – zaśmiała się z kpiną – Cały czas chodzi ci tylko o pieniądze. Na początku chociaż mnie informowałeś o swoich planach i traktowałeś, jak partnera. A teraz mnie oszukałeś i wmanipulowałeś w to wszystko, wykorzystując moją miłość – rzekła oskarżycielsko

- Nieprawda – pokręcił głową. Gwałtownie odwróciła się w jego stronę

- Taaaa, największy materialista w tym kraju zapomniał o tym, że babka obiecała mu willę w centrum Berlina jeśli tylko zapłodni żonę – syknęła z kpiną – Takie bajeczki to możesz sobie wciskać swojej mamusi, albo babuni, która jest szczęśliwa, że jej wnuk Casanova wreszcie się ustatkował. Ty nie masz uczuć. Dla ciebie liczy się tylko kasa. Dlatego chciałeś mieć dziecko. Może po narodzinach Amelki zrobimy sobie kolejne? Ile za nie dostaniesz? – wycedziła przez zaciśnięte zęby - Dom na Majorce, sztabki złota? A może cenne obrazy, albo akcje? Ile jest warte nasze dziecko? Pół miliona? Milion? Na ile je wyceniasz? – pytała oskarżycielsko ledwie hamując łzy. Przed oczami stanął mu obraz małżonki z wczorajszego dnia.

- Nie macie pojęcia, jak się cieszę. Nie mogę się doczekać, aż zostanę prababcią – Genowefa była wyraźnie podekscytowana – Żadna z moich przyjaciółek jeszcze nie ma prawnuka! – rzekła z wyraźną dumą

- To jeszcze cztery miesiące – odezwał się Dobrzański, delikatnie gładząc brzuch małżonki

- Szybko zleci – zaśmiała się – już możecie odliczać czas do tych nieprzespanych nocy. Wychowanie dziecka to trudna i odpowiedzialna sztuka, ale niezwykle satysfakcjonująca. Cieszę się, że się na nią zdecydowaliście. I mam nadzieję Marusiu, że mała jednak odziedziczy większość cech po Uli. Ty przez pierwsze dwa miesiące darłeś się w niebogłosy. Zresztą ten charakterek został ci do dzisiaj – Ulka parsknęła śmiechem, kiwając głową potakująco. Trudno było jej nie zgodzić się z Brzeską. Sama marzyła, by córeczka nie poszła w ślady ojca i nie łamała serc. Staruszka niechętnie zbierała się do wyjścia – Formalności z przepisaniem domu załatwimy, gdy mała pojawi się na świecie. Rozmawiałam już z notariuszem, potrzebny będzie akt urodzenia – odparła w stronę wnuka, który odprowadzał ją do drzwi. Nim zniknął z Brzeską w przedpokoju, zdążył zerknąć na żonę. Aż go ścisnęło w środku, gdy dostrzegł ból i rozczarowanie w jej oczach. Doskonale widział, jak zaciskała zęby i trzymała fason do końca wizyty.

- Zapomniałem ci o tym powiedzieć – mruknął – Przepraszam. Kompletnie wyleciało mi z głowy, co kiedyś mi obiecywała i czym skłaniała do założenia rodziny.

- Jasne – zaśmiała się szyderczo – Potrzebowałeś mnie tylko do seksu i pieniędzy. Najpierw urządzałeś szopkę ze ślubem żeby tylko zgarnąć pieniądze, a teraz postanowiłeś mieć dziecko, żeby do kompletu dołożyć dom. Świetny plan! Wiesz, co jej powiem – położyła dłoń na brzuchu – Że tatuś ją zrobił, żeby być bogatym. Będzie przeszczęśliwa i będzie z ciebie dumna. Będzie miała kochającą matkę, ojca materialistę, pieniądze i rozbitą rodzinę. Brawo!

- Dasz mi w końcu dojść do słowa? – zirytował się, że przez jej słowotok nie może wyjaśnić tego cholernego nieporozumienia – Kocham cię. Kompletnie zapomniałem o tej propozycji babki. Jeśli liczyłbym na pieniądze, poinformowałbym cię o jej zamiarach, żebyś nie była zaskoczona. Chciałem mieć z tobą dziecko nie dla pieniędzy. Jestem w takim wieku, że skoro już znalazłem właściwą kobietę, to nie było na co czekać. Ty też chciałaś być matką. Ona mnie wczoraj zaskoczyła, od razu powinienem protestować. Odmówię jej i zrezygnujemy z tej darowizny. Mamy gdzie mieszkać, mamy dwie dobrze prosperujące firmy, mamy za co żyć. Pieniądze to nie wszystko, liczy się rodzina. Nasza rodzina – pogładził ją po policzku, widząc, jak oddycha szybko, nierówno. Osiągnął mały sukces, nie odsunęła się i nie strąciła jego dłoni – A jeśli będzie się upierać przeznaczymy te pieniądze na cele charytatywne. Chcę ciebie i naszą córkę, a nie tą pieprzoną willę. Ta umowa nie ma już dla mnie najmniejszego znaczenia – dodał, przytulając głowę do jej brzucha – Chociaż dzięki niej jestem twoim mężem – wyszczerzył się, spoglądając w jej oczy z miłością.

czwartek, 22 marca 2018

'Umowa' XXVIII


- Przepraszam bardzo, jak ty to sobie wyobrażasz? – huknął na nią. Z wściekłości zacisnął pięść, aż pobielały mu knykcie.

- Nie tym tonem! – odpowiedziała mu w podobny sposób. Wziął głęboki oddech.

- Przepraszam – nerwowo podrapał się po głowie - Po prostu to wszystko jest na jakiś wariackich papierach. Zamierzasz prosto z lotniska przyjechać do sądu? – opuszkami palców dudnił w blat stołu. Zdecydowanie musiał nalać sobie szklaneczkę czegoś mocniejszego. Gwałtownie ruszył w stronę stolika z alkoholami.

- Nie martw się. Będę na czas.

- Wcale się nie martwię! Po prostu chciałbym z tobą wcześniej porozmawiać – wypił haustem połowę zawartości

- Przecież rozmawiamy

- Przez telefon – podkreślił dobitnie - Uważam, że kwestie naszego małżeństwa są na tyle ważne, by ich nie omawiać podczas pięciominutowej pogadanki między twoim lunchem a moją kolacją - syknął

- Formalności zostały dopełnione, dokumenty podpisane. Jest intercyza. Wszystko mamy ustalone.

- Świetnie! Czyli uważasz, że nie mamy ze sobą o czym rozmawiać. Po wspólnym roku – wyraźnie zaznaczył - Bo ja uważam wręcz przeciwnie. I wydaje mi się, że nie wymagam zbyt wiele. Pół godziny rozmowy chyba mi się należy. A pomysł przyjazdu z Okęcia na salę sądową jest poroniony. Cześć – nie dał jej szansy na odpowiedź. Po prostu się rozłączył. Oddychał nerwowo. Był wściekły. Na siebie, że tak poprowadził tę rozmowę i praktycznie rzucił słuchawką. Na sytuację, że dramat Jaśka rozegrał się akurat wtedy, gdy nadszedł w ich życiu czas ostatecznych decyzji. I na Ulę, że swoim zachowaniem cały czas pokazywała mu, że ich małżeństwo było dla niej wyłącznie umową i nie będzie miała problemów wykreślić go ze swojego życia. Sytuacja wymykała mu się spod kontroli i doprowadzało go to do szału. Nie wiedział na czym stoi i szczerze tego nie znosił. Od początku umowy miał wszystko doskonale zaplanowane. Realizował plan punkt po punkcie. Udało mu się uśpić czujność rodziny, zgarnąć majątek, przekonać Ulę do rozszerzenia warunków umowy. Nie wiedział tylko jaki będzie finał tego kontraktu, bo wiele się zmieniło. Przynajmniej dla niego. Dopił duszkiem pozostałą zawartość szklanki i nalał sobie kolejnego drinka. Zachowanie Uli było jednoznaczne. Skupiła się na bracie, nie spieszyła się z powrotem, bo ich rozwód był tylko formalnością i zakończeniem transakcji. A może to odciąganie przyjazdu do Warszawy było celowe. Może po prostu przed nim uciekała, a brat był tylko pretekstem? Podjął decyzję, że nie będzie dłużej zwlekał i zrobi wreszcie to, co powinien już kilka tygodni temu.

Wybrał jej numer, gdy tylko wybiło południe. Polskę i Kanadę dzieło pięć godzin. Miał świadomość, że może jeszcze spać, ale nie mógł dłużej czekać.

- Halo? – odebrała po czwartym sygnale. Nie była zaspana, ale jej głos był zimny, nieprzyjemny.

- Cześć – zaczął niepewnie, mając świadomość, że jest na niego wściekła za wczorajszą rozmowę. I tak był wdzięczny, że odebrała. Nie słysząc reakcji z jej strony postanowił kontynuować – Chciałem cię przeprosić za wczoraj. Zdenerwowałem się i byłem bardzo nieprzyjemny. Nie powinienem rozmawiać z tobą w ten sposób.

- Nie powinieneś – odparła ciut łagodniej.

- Po prostu twój wyjazd się przeciąga, ja… - urwał na chwilę próbując zebrać myśli – ja po prostu nie chcę po takim czasie, po tak długiej przerwie spotkać się z tobą na sądowym korytarzu. Podaj mi wasz adres. Przylatuję w czwartek do Toronto. Znajdę sobie hotel gdzieś w pobliżu.

- Rozszerzasz działalność na rynek kanadyjski? – zaśmiała się nerwowo

- Nie. Lecę do ciebie. Skoro Ty nie możesz przyjechać wcześniej, to ja pojadę, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać.

- Daj spokój. To bez sensu, żebyś jechał taki kawał drogi, gdy ja będę za kilka dni w Warszawie. Ok – westchnęła ciężko – przyjadę wcześniej. Dzień albo dwa. Zadowolony?

- Bardzo – rzekł miękko

- Dam znać, jak zarezerwuję lot

- Odbiorę cię z lotniska – zadeklarował - Miłego dnia



Pogwizdywał pod nosem, przyprawiając mięso, które zamierzał podać na kolację. Cały dzień miał perfekcyjnie zaplanowany. Nie poszedł do pracy, zastrzegając, że jest poza zasięgiem i wszelkimi sprawami ma się zająć Olszański. Z samego rana ściągnął panią Ludmiłę, by doprowadziła mieszkanie do porządku, a on zajął się zakupami i gotowaniem. O dziewiętnastej miał odebrać żonę z Okęcia. Czuł podekscytowanie związane z jej powrotem wymieszane z niepewnością. Właśnie chował przygotowane polędwiczki do lodówki, gdy usłyszał dźwięk otwieranego zamka. Zaskoczony spojrzał na zegarek, wskazujący kilka minut po piętnastej. Klucze po mieszkania miały tylko trzy osoby, on, Ula i właściciel mieszkania, który na stałe mieszkał we Wrocławiu. Wyszedł do przedpokoju i ujrzał ją w towarzystwie dwóch walizek. Przyglądał jej się zachwyconym spojrzeniem, a na jego twarz przyozdabiał szeroki uśmiech. Wydawała się nie mniej zaskoczona jego obecnością w domu.

- Ula – zdążył szepnąć nim zamknął ją w swoich ramionach. Czując jej ciepło, zapach, zdał sobie sprawę, jak bardzo mu jej brakowało przez ostatnie tygodnie – Tęskniłem – wymruczał wprost do ucha i delikatnie musnął jej wargi, by chwili wpić się w nie zachłannie. Przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie i zaplątała ręce na karku. Mruknął z zadowoleniem, gdy język Ulki rozpoczął intymny taniec we wnętrzu jego ust. Sądził, że będzie bardziej zdystansowana. To namiętne powitanie dało mu nadzieję, że jutro nie wylądują na sądowym korytarzu, a prędzej w sypialni.

- Już wiem, dlaczego chciałeś, żebym przyjechała wcześniej – zaśmiała się pod nosem, gdy oderwała się od jego ust – Pamiętaj, że to będzie ostatni raz – szepnęła wprost w jego wargi, rozpinając powoli guziki jego koszuli. Uwięziony pod czarnymi jeansami penis dawał mu wyraźny znak, by nie zaważając na nic, pozbyć się ubrań i wziąć ją choćby pośrodku przedpokoju. Serce i rozum podpowiadało, że najpierw powinni porozmawiać. Odsunął się nieznacznie

- Mam nadzieję, że nie – szepnął z delikatnym uśmiechem i chwycił jej dłoń w swoją – Chodź do salonu. Pogadamy. Wina? Chyba, że jesteś głodna, to możemy coś zamówić. Wprawdzie zacząłem przygotowywać kolację, ale będzie za jakieś trzy godziny

- Jadłam na lotnisku w Paryżu – ściągnęła czółenka i usiadła na sofie podkulając nogi – Ale wina chętnie – przyglądała mu się badawczo. Zachowywał się dziwnie. Zaskoczył ją, że przerwał pieszczoty i postanowił rozmawiać. Szczerze, to wolałaby się spotkać z nim jutro w sądzie, niż teraz pić z nim i analizować ich związek. Zamierzał jej zafundować psychiczną torturę. Podał jej kieliszek i usiadł tuż obok.

- W Paryżu? – przyjrzał jej się badawczo – I dlaczego nie zadzwoniłaś, że przylatujesz wcześniej? – zapytał z lekką naganą w głosie – Przecież miałem cię odebrać

- Nad Toronto nadciągał orkan. Istniało ryzyko, że loty będą opóźnione albo odwołane. Więc zrezygnowałam z bezpośredniego połączenia i wyleciałam o świcie Air France z przesiadką w Paryżu. Sądziłam, że będziesz w firmie. Nie chciałam ci dezorganizować dnia. 

- Cieszę się, że już jesteś – pogładził kciukiem jej policzek. Tego czułego gestu zupełnie się nie spodziewała.  

- Gdybym przez pogodę nie przyleciała chyba byś mnie jutro w sądzie udusił – zaśmiała się, ale celowo skierowała ich rozmowę na temat rozwodu. Gubiła się i chciała jak najszybciej dowiedzieć się, o co mu chodzi.

- Właśnie chciałem porozmawiać o dniu jutrzejszym - wziął głęboki oddech. Nie było na co czekać. Wóz, albo przewóz – Wiem, jakie masz o mnie zdanie. Wiem, że uważasz, że mam paskudny charakter i nie nadaję się na partnera – przyglądała mu się bacznie, chłonąc z uwagą każde jego słowo – Ale wiele się przez ten rok wydarzyło między nami. Całkiem dobrze się dogadywaliśmy. Ja się zmieniłem. Inaczej patrzę na wiele spraw. Dzięki tobie. I za to chciałbym ci podziękować – spuściła wzrok, najwyraźniej mając ważenie, że to koniec akademii. Za chwilę dostanie kwiaty i dyplom uznania. A na koniec, w ramach podziękowania za miesiące udawania i sympatię jego rodziny, przeleci ją, fundując orgazm roku. Nie była zaskoczona. W sumie tego się spodziewała jadąc tutaj – Ula, ja…. Ja nie chcę tego rozwodu – gwałtownie uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy - Kocham cię i już sobie nie wyobrażam życia bez ciebie – chwycił jej twarz w swoje dłonie i z niepokojem wyczekiwał reakcji - Jeśli ty też coś do mnie czujesz, to nie jedźmy jutro do sądu. Daj nam szansę.

 Przygniótł ją swoim ciężarem. Od ust, przez szyję, schodził z pocałunkami niżej, by wreszcie dotrzeć do kształtnych piersi. Zębami zsunął ramiączko granatowego stanika, odsłaniając sterczące ustki, do których przyssał się zachłannie. Prawą dłonią powiódł po plecach i jednym, sprawnym ruchem rozpiął zapięcie koronkowego skrawka materiału, który po chwili podzielił los satynowej bluzki i wylądował za kanapą. Doskonale znali swoje ciała, ale ta kilkutygodniowa rozłąka sprawiła, że teraz czuli, jakby odkrywali je na nowo. Gdy choć na chwilę się od siebie odrywali, tonęła w jego spojrzeniu pełnym pożądania i miłości. Jego biodra poruszały się miarowo, prowadząc ich oboje do spełnienia. Niemal przyklejony do jej pleców, wtulał głowę w jej szyję, całował wargi, gdy choć na chwilę odwracała głowę w jego kierunku.

- Jesteś doskonała pod każdym względem – wymruczał jej do ucha, a usta zaczęły znaczyć wilgotną ścieżkę na linii jej żuchwy.


Sięgnął do leżących pod stołem spodni i w kieszeni odszukał granatowe pudełeczko. Otworzył i położył na jej rozpalonej skórze, tuż pomiędzy piersiami. Zerknęła na pierścionek z brylantem. Był piękny w swej prostocie i dzięki temu tak bardzo do niej pasował.

- Wiem, że nasze zaręczyny i ślub nie powinny wyglądać tak, jak wyglądały. Zabrakło w nich przede wszystkim uczuć – rzekł szczerze – Ale wszystko się zmieniło.

- Zawsze inaczej wyobrażałam sobie mojego męża – zaśmiała się pod nosem. Odpowiedział jej uśmiechem

- A tu się pojawił palant w BMW – prowokacyjnie spojrzał w jej oczy

- No co zrobisz, jak nic nie zrobisz – teatralnie wzruszyła ramionami

- Zawsze mogę zamienić je na Audi – celowo się z nią droczył. Doskonale o tym wiedziała

- Ooo nie – skrzywiła się – pokochałam palanta w BMW i niech tak zostanie – uśmiechnął się z malującym się na twarzy szczęściem. Wreszcie po imieniu nazwała uczucie, którym go darzyła.

- Chciałbym, żeby ten pierścionek był symbolem nowego początku i naszej wspólnej drogi, w której najważniejsza jest miłość – nieprzypadkowo umieścił pierścionek tuż obok obrączki.

piątek, 23 lutego 2018

'Umowa' XXVII


Chodził po firmie niczym chmura gradowa. Sebastian po kilku dniach jego humorów próbował go nakłonić by został w domu i nie wprowadzał nerwowej atmosfery w biurze. Swoim pochmurnym obliczem, spojrzeniem ciskającym piorunami i złośliwymi odzywkami wpływał źle na zespół i klientów. Jednak on usilnie przychodził, chcąc choć na kilka godzin wyrwać się z pustego domu i zająć myśli czymś innym niż Ulka, jej wyjazd i zbliżający się rozwód. Jeszcze na domiar złego znów przyjechała babka i codziennie wydzwaniała z zaproszeniem na herbatkę. Raz nawet je przyjął, by wyjść po dwóch kwadransach. Babka z wypadku zrobiła rodzinną tragedię, niemal jakby pijany kierowca zabił jej córkę. Ten śmiertelny wypadek okazał się tematem numer jeden w jej licznych rozmowach z niemieckimi przyjaciółkami. I choć zamożne seniorki nie znały szczegółów zdarzenia, zupełnie im to nie przeszkadzało, by prowadzić wielogodzinne dyskusje. Na domiar złego Brzeska wciąż ciosała kołki na głowie Marka, że jest naprawdę kiepskim partnerem, bo w takich chwilach miejsce męża jest obok żony. Nie musiała tego mówić. On to wiedział, ale to przecież Ula zdecydowała, ona go tam nie chciała.

Irytację Marka potęgował fakt, że wyjazd Ulki się przeciągał. Gdy rozmawiali tuż po jej wylocie, miała zostać w Kanadzie trzy tygodnie i wrócić by sfinalizować transakcję zakupu mieszkania.

- Jak to zostajesz jeszcze trzy tygodnie? – wyraźnie się wzburzył – Przecież miałaś już bilet na środę! - przypomniał

- Udało mi się przebukować na ostatni dzień kwietnia – wyjaśniła spokojnie. Wybitnie nie miała ochoty na kłótnię

- W czwartek miałaś podpisywać umowę – zauważył przytomnie. Miał nadzieję, że kupno mieszkania ściągnie ją z powrotem do kraju

- Odwołałam. Spokojnie, gdy wrócę nie będę ci siedziała na głowie – dałby sobie rękę uciąć, że w tym momencie wywróciła oczami - Wynajmę coś na szybko. Zdaję sobie sprawę, że przez ten czas mogą zajść zmiany w twoim życiu i możesz potrzebować swobody

- O czym ty mówisz? Jakiej swobody? – zapytał z mieszaniną irytacji i zrezygnowania. Czy jej się naprawdę wydawało, że pod jej nieobecność sprowadza na Sadybę tabuny kochanek? – To nie o to chodzi – westchnął i chciał kontynuować, ale weszła mu w słowo

- Trudno, jak Zimiński znajdzie innego kupca przez te kilka tygodni, to poszukam czegoś innego.

- Przecież ty tu masz firmę

- W dupie mam firmę – zaczynał ją wyprowadzać z równowagi tą głupią gadką – Kochałeś kiedyś kogoś? – to pytanie retoryczne zabrzmiało, jak oskarżenie - Mój brat jest w kompletnej rozsypce. Ledwie dwa tygodnie temu pochował narzeczoną i teraz co? Mam go tu zostawić samego? Serio?

- Może powinnaś przywieźć go do Polski? – próbował nieco łagodzić - Zmiana otoczenia dobrze by mu zrobiła. Spędziłby trochę czasu w rodzinnym domu, może szybciej odzyskałby równowagę

- Myślałam o tym – westchnęła ciężko – Nawet zaczęłam ten temat, ale Jasiek nawet nie chce o tym słyszeć. Codziennie chodzi na jej grób. A poza tym w gruncie rzeczy powrót do kraju przekreśliłby długie miesiące jego wysiłku. Staram się go namówić, by chociaż spróbował podejść do egzaminów. Ma jeszcze pięć tygodni. Mam nadzieję, że do tego czasu się trochę pozbiera.

- Jasne – mruknął, wyraźnie niezadowolony z faktu, że jej wcześniejszy powrót będzie niemożliwy.

- A wracając do firmy to całkiem dobrze funkcjonuje pod moją nieobecność. Zresztą wszystkiego pilnuję na bieżąco. Renata trzyma rękę na pulsie. Julia też jest solidna.

- Tylko, że Renata pracuje dla ciebie niecałe pół roku – zauważył – A Julia ledwie kwartał, nie wspominając o tym, że przyjęłaś ją bez doświadczenia. My zaczynamy mieć zaległości w papierach

- A więc to o to chodzi – westchnęła, zdając sobie sprawę, że ta troska bynajmniej nie jest o jej firmę, ale o jego interesy

- Nie – przyznał szczerze – My sobie poradzimy. Po prostu się martwię, czy będziesz miała do czego wracać. Czy twoja wieloletnia praca i wyrobiona marka na rynku, nie zostanie zaprzepaszczona w jednej chwili. Martwię się, czy one ze wszystkim sobie poradzą. Czy są na czas, czy ogarniają. Sprawdzały się, gdy byłaś na miejscu i miały kontrolę. Teraz nie możesz mieć gwarancji, jak to wygląda

- Może masz rację. A mógłbyś któregoś dnia tam podjechać i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku? – zapytała nieśmiało. Rzadko zaglądał do jej biura, wszystkim zajmowała się zawsze sama.

- Oczywiście! – rzekł z wyraźnym entuzjazmem - Zawsze możesz na mnie liczyć – zapewnił

- Dzięki.



W jedno z kwietniowych, sobotnich popołudni nieoczekiwanie w jego drzwiach stanęła Brzeska.

- Witaj babciu – rzekł wyraźnie zaskoczony i wpuścił staruszkę do środka. Nawet nie próbował ukrywać, że ta niespodziewana wizyta choć w minimalnym stopniu sprawia mu radość – Nie dzwoniłaś, że przyjedziesz – nie zabrzmiało to zbyt sympatycznie, ale kompletnie się tym nie przejmował.

- Bo znalazłbyś wykręt, prawda? – spojrzała na niego wymownie – Pojawiłoby się piętnaście powodów, dla których nie będzie cię w domu. Doskonale wiem, że nie jesteś tak zajęty, tylko po prostu unikasz wizyt w domu. Herbaty bym się napiła. Najlepiej zielonej – rozsiadła się wygodnie na sofie i z zainteresowaniem rozejrzała się po wnętrzu

- Jestem zajęty. Mam dużo pracy. W firmie mam harmider, więc czasami potrzebuję posiedzieć pół dnia sam w domu, żeby odpocząć – mruknął i zniknął w kuchni. Tę krótką chwilę poświęcił nie tylko na przygotowanie napoju, co przede wszystkim na próbę analizy, o co może chodzić babce i po co złożyła mu wizytę. Postawił filiżankę i usiadł naprzeciwko, szykując się na przesłuchanie.

- Co się dzieje między tobą a Ulą? – świdrowała go wzrokiem niczym średniowieczna czarownica

- A co ma się dziać? – wzruszył ramionami – Przecież wiesz, że pojechała do brata

- I jej wizyta zdecydowanie za długo się przeciąga. Pokłóciliście się? – nie, to nie brzmiało w kategoriach pytania. Zdecydowanie to było stwierdzenie.

- Nie – zaśmiał się pod nosem – Janek jest w kiepskim stanie psychicznym. To była jego pierwsza dziewczyna, pod koniec przyszłego roku mieli brać ślub. Nie mają tam żadnej rodziny. Chłopak ma depresję. Ula boi się go zostawić samego. A nie może go przywieźć do Polski, bo ma tam pewne zobowiązania - wyjaśnił

- To dlaczego nie poleciałeś z nią? – zapytała oskarżycielsko. To było trafne pytanie. I o ile na samym początku nie chciała by z nią leciał, co przecież mógł jechać do niej na kilka dni. Wiele razy się nad tym zastanawiał, żeby wsiąść w samolot i po niespełna dziesięciu godzinach ją zobaczyć. Spędziliby razem trzy, cztery dni i wyjaśnili wszystko między sobą. Powstrzymywało go przeczucie, że z pewnością nie byłaby zachwycona. To nie był ten czas i miejsce. Załamany Cieplak i oni rozmawiający o uczuciach.

- Tłumaczyłem ci już, że mam tutaj firmę. Zatrudniam ludzi, za których jestem odpowiedzialny. Po drugie doglądam też firmy Ulki. Uznaliśmy, że najlepiej będzie, jak ona poleci, a ja zostanę w Warszawie. Zresztą za kilka dni będzie wreszcie w domu – ta myśl wywołała lekki uśmiech na jego twarzy. Cieszył się z jej powrotu, tęsknił. I martwił się tylko o jedno, co czuje jego żona.

- I zastanie starego męża w kapciach – obrzuciła go krytycznym spojrzeniem – Strasznie się zapuściłeś – babka uwielbiała być bezpośrednia w kwestii dowalania mu. Fakt, że w powyciąganym dresie nie wyglądał zbyt atrakcyjnie. Do tego lekko przydługie włosy zaczesane do tyłu dodawały mu kilku lat. Ale to nie oznaczało, że taki niechlujny jest na co dzień. W stroju domowym miał się czuć przede wszystkim komfortowo. Poza tym nie miał się komu podobać – Przytyłeś – staruszka sugestywnie spojrzała na jego niewielką oponkę rysującą się pod koszulką. W ostatnim czasie rzeczywiście na siłownię było mu nie po drodze. A i wypady z Mateuszem na basen przestały być regularne, bo chłopak zajęty był randkowaniem z dwoma dziewczynami jednocześnie i musiał się nieźle nagimnastykować, by jedna nie dowiedziała się o drugiej. Dobrzański w ostatnich tygodniach rzeczywiście przestał się dopinać w niektórych spodniach, a powodem tego był nie tylko brak sportu i spalanych kalorii, ale również niezbyt zdrowa dieta. Nie chciało mu się gotować, więc żywił się w popularnych fast foodach – I mógłbyś się wreszcie ogolić

- Ula akurat lubi mój zarost – spojrzał na nią poirytowany. Z pewnością uwagi babki nie wypływały na poprawę jego samopoczucia i wzrost ego.  Nie po raz pierwszy.

- Tyle, że do tej pory nosiłeś dwudniowy, który może i dodawał ci trochę uroku. A teraz masz mało estetyczną brodę, która o zgrozo jest w połowie siwa.  Już dawno ci mówiłam, że się postarzałeś – gwałtownie wypuścił powietrze. Czy jej naprawdę frajdę sprawiało dokuczanie mu? – Masz cudowną  żonę

-Wiem – wtrącił

- I dobrze byłoby, żebyś przyzwoicie wyglądał. Mężczyzna nie powinien być wymuskany, ale musi być zadbany. A ty masz pewne zaległości w tej kwestii – postanowił się nie odzywać, mając nadzieję, że babka zakończy tę dyskusję. Nie chciał się z nią pokłócić i wystawić za drzwi, więc milczenie było najlepszym rozwiązaniem – Ula jest wyjątkowa i dokonałeś naprawdę trafnego wyboru. Chyba pierwszy raz w życiu – podkreśliła dobitnie – Te twoje wcześniejsze partnerki – rzekła z przekąsem, kręcąc głową z wyraźną niechęcią – Ula ich nie przypomina w najmniejszym stopniu. Obie z Heleną byłyśmy zaskoczone. I muszę ci się przyznać, że na początku nie wierzyłam w to wasze małżeństwo. Sądziłam, że gdy tylko otrzymasz pieniądze rozstaniecie się, a ty wrócisz do dawnego życia – to wszystko, co usłyszał, zaskoczyło go. Nigdy nie rozmawiał z babką w ten sposób. Generalnie w ogóle mało ze sobą rozmawiali. Nigdy przedtem nie usłyszał od niej czegoś takiego. To był ten moment, gdy powinien jej powiedzieć, że rozwód będzie za dwa tygodnie, że papiery leżą już w sądzie. Ale nie zrobił tego. Uparcie milczał wpatrując się w jej bladą twarz, pokrytą licznymi zmarszczkami. To był również ten moment, w którym i on powinien się zdobyć na szczerość. Powinien się przyznać, że małżeństwo z Ulą było jego genialnym planem, a wybór kandydatki bardzo przemyślaną decyzją. Szczerość za szczerość. Może to powinna być taka ‘godzina prawdy’? Może Ula miała rację i Genowefa Brzeska nie była taka zła? Może udałoby im się stworzyć jeszcze fajną relację wnuk-babka? Zamiast opowieści o strategii na zdobycie upragnionych pieniędzy i informacji o zbliżającym się rozwodzie, z jego ust padło tylko krótkie stwierdzenie

- Zmieniłem się

wtorek, 13 lutego 2018

'Umowa' XXVI



Minęły święta, wrócili z Międzyzdrojów, a ona wciąż nie wiedziała, o co tak naprawdę chodzi Dobrzańskiemu i czego się po nim spodziewać. Podczas tamtej kolacji nie padła z jego ust żadna deklaracja o rozwodzie, ale również nie powiedział nic, co wskazywałoby na chęć utrzymania małżeństwa. Przez tyle miesięcy nawet się nie zająknął, że jest dla niego ważna, że mu na niej zależy. Po długich rozmyślaniach doszła do wniosku, że zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami zapewne złożył dokumenty w sądzie, a ją po prostu poinformuje o terminie rozprawy. Nie było sensu o tym dyskutować, skoro takie były pierwotne ustalenia, pieniądze wpłynęły, a między nimi nic się nie zmieniło. Była tylko umowa i seks między dwojgiem singli.



- Mogę skorzystać z twojego komputera? – krzyknął w jej kierunku z salonu -  Muszę dokończyć maila, a moja bateria padła – dodał, gdy pojawiła się w drzwiach oddzielających kuchnię i pokój dzienny -  Ładowarkę zostawiłem w firmie – skrzywił się



- Jasne. Jest włączony – mruknęła i ponownie zniknęła, by skończyć przygotowywać sałatkę na kolację. Otworzył stronę przeglądarki,  która była zrzucona na pasek i pierwsze co zobaczył, to ogłoszenie na portalu nieruchomości. Sześćdziesięciopięciometrowe mieszkanie na ulicy Bobrowieckiej, na czwartym piętrze, wykończone w wysokim standardzie. Eleganckie, jasne, przestrzenne, bardzo w stylu Uli. Wpatrywał się w ofertę wyraźnie zaskoczony faktem, że rozpoczęła poszukiwania. Ważny służbowy mail zszedł na dalszy plan, a do niego zaczęło docierać, że najprawdopodobniej za kilka tygodni nastąpi jej wyprowadzka. Gdy po kwadransie pojawiła się obok niego, niosąc miskę z sałatką i dwa talerze, obrzucił ją pytającym spojrzeniem.



- Nie wiedziałem że szukasz mieszkania – przyglądał jej się badawczo, a z jego twarzy nie potrafiła nic wyczytać. Kompletnie zapomniała o tym, że na karcie przeglądarki zostawiła ofertę, która bardzo jej się spodobała. Chcąc nie chcąc ten przypadek, kompletny zbieg okoliczności sprawił, że mieli szansę rozpocząć temat, który od kilku dni zaprzątał jej myśli. To był ten moment, gdyby musieli porozmawiać.



- Owszem, zaczęłam szukać mieszkania – oznajmiła. Stwierdziła, że nie będzie czekała, aż Dobrzański oświadczy, że rozwód za dwa tygodnie. Szybka wyprowadzka była w tym momencie najlepszym rozwiązaniem, chociaż kompletnie nie zamierzała podejmować pochopnej decyzji o zakupie mieszkania. To nie była nowa para butów za kilkaset złotych, którą w razie czego można oddać koleżance lub sprzedać na serwisie akcyjnym za połowę ceny. To była decyzja na długie lata i w głębi serca żałowała, że za poszukiwania nieruchomości wzięła się dopiero teraz. Oda dawna powinna mieć upatrzone kilka ofert. Dodatkowo miała dziwne poczucie, że to ona w kwestii wyprowadzki musi zrobić pierwszy krok. Że tak będzie łatwiej, że tak będzie lepiej dla jej samopoczucia, że będzie miała wrażenie, że to ona wciąż kontroluje sytuację i ona dyktuję warunki. Nie było sensu czekać na coś, co nigdy nie nastąpi. Orzeczenie rozwodu było kwestią czasu to ona chciała być tą, która pierwsza się wyprowadza. To ona chciała być tą, która pierwsza odchodzi - Pieniądze wpłynęły, rozwód niebawem – wyjaśniała spokojnym tonem - w końcu i tak przestaniemy razem mieszkać. Zresztą uznałam, że dla sprawy rozwodowej lepiej będzie, gdy zamieszkam osobno. Trochę dziwnie będzie mówić w sądzie, że wciąż mieszkamy razem, ale chcemy się rozwieść. Zresztą myślę, że twoja rodzina lepiej to zniesie, gdy powiesz, że się wyprowadziłam i że się rozwodzimy. Będą w mniejszym szoku – tłumaczyła, a on słuchał każdego jej słowa z wielką uwagą. Zaśmiała się pod nosem - Zresztą rozstanie po siedmiu miesiącach i tak będzie dla nich zaskoczeniem.



- Ale naprawdę nie ma sensu, żebyś szukała mieszkania na siłę, na szybko. Po co lokować pieniądze w coś, co nie jest warte uwagi



- Dopiero się rozglądam, ale w końcu muszę się na coś zdecydować. Miałeś rację, że powinnam wreszcie kupić coś swojego, a nie wynajmować do czterdziestki.



- Zgadza się i wciąż tak uważam, że wynajmowanie to na dłuższą metę strata pieniędzy. Niekiedy czynsz jest większy od raty kredytu. Ale chęć posiadania własnego kąta to nie powód, byś decydowała się teraz pochopnie. To nie jest kupno nowego odkurzacza. Tu trzeba dobrze się zastanowić nad dzielnicą, kwestiami dojazdu, sąsiedztwa. Kupisz teraz na szybko, a za rok mieszkanie straci połowę na wartości, bo dwieście metrów dalej będzie szła obwodnica, ale pobudują ci centrum handlowe. Tak samo, jak pakowanie pieniędzy w wielką płytę jest kompletnie irracjonalne. Szczerze współczuję ludziom, którzy mieszkają w czymś takim.



- Dam sobie radę – tymi krótkimi słowami chciała dać mu do zrozumienia, że rozmowę uważa za zakończoną. On naprawdę sądził, że jest nieodpowiedzialna i nie potrafi rozsądnie wybrać oferty? Darowała sobie złośliwą uwagę na ten temat.



- Na taką decyzję potrzeba miesięcy – oświadczył. Czyżby próbował ją zniechęcić?



- Nic mi nie mówiłeś, a chciałabym wiedzieć, czy złożyłeś już pozew – zręcznie zmieniła temat. Chciała się wreszcie dowiedzieć, na czym stoi.



- Nie – mruknął i wydawał się być kompletnie zaskoczony pytaniem. Wodził rozbieganym wzrokiem po jej sylwetce, próbując zebrać myśli.



- A… - chciała coś dodać, ale zupełnie tego nie zauważył, kontynuując



- W święta kancelarie nie pracują – pośpiesznie wyjaśnił, wyraźnie się spinając - Poza tym, mecenas Molędzki wyjechał na kilka dni



- Jasne – posłała mu niewyraźny uśmiech - Po prostu pytam, bo tak jak mówiłam, chcę jechać do Jaśka



- Oczywiście, pamiętam. Myślę, że wszystko przebiegnie zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami – chrząknął i jak gdyby nic, wlepił wzrok w ekran komputera. Próbował zebrać myśli i wysłać wreszcie tego maila.







- Uuuu – zaczął od progu Olszański, szczerząc się – widzę, że pan właściciel nie w humorku



- A ty widzę, coraz rzadziej tu zaglądasz. Niebawem w ogóle przestaniesz wpadać i całą firmę będę miał na głowie – huknął



- O co ci chodzi, co? – obruszył się i siadając naprzeciw kumpla wlepił w niego wzrok



- O to, że ciebie tu non stop nie ma



- Każdy ma prawo do urlopu – bronił się



- Tylko jak ciebie nie ma, to ja muszę za ciebie harować i nie mam czasu na swoje życie i swoje sprawy



- Przepraszam bardzo, a kto był w firmie przed świętami, jak pojechaliście sobie z Ulką nad morze? Święty Mikołaj? Zresztą nie przesadzaj, że tak harujesz, wszystko robi ekipa, ty co najwyżej doglądasz. Poza tym doskonale wiesz, że przygotowuję się do ślubu – tłumaczył blondyn, starając się nieco wyciszyć głos, a tym samym nieco ostudzić emocje w pomieszczeniu



- Super – prychnął – A ja się właśnie rozwodzę.



- Tu cię boli – Sebastian się roześmiał, ale szybko spoważniał widząc piorunujące spojrzenie bruneta – Dostałeś kasę, umowa się skończyła, no taki był plan. Ja ci przypominam, że jeszcze pod koniec ubiegłego roku czekałeś na ten rozwód z utęsknieniem



- Ale małżeństwo mi się spodobało – oświadczył i zaczął nerwowo krążyć po pomieszczeniu. Olszański uśmiechnął się pod nosem



- Wydaje mi się, że tu nie chodzi o małżeństwo, a o Ulę. Spodobał ci się związek z nią. Ona ci się podoba – stwierdził wyraźnie z siebie zadowolony.



- Daj spokój – syknął



- A co, nie jest tak? – spojrzał na kumpla prowokująco – Miałeś rację, że jest bardzo atrakcyjna. Odkąd zaczęliście ten wasz związek zmieniła trochę styl i wgląda naprawdę fajnie. Do tego jest inteligentna, czuć między wami chemię. Te wasze zagrywki słowne i docinki są naprawdę zabawne. W łóżku chyba też jest fajnie, bo inaczej wciąż musiałbym cię kryć i dawać ci alibi. Ja wiem, że do tej pory gustowałeś w trochę innym typie, ale wszystko wskazuje na to, że to właśnie Ulka jest kobietą dla ciebie



- W ubiegłym tygodniu mój prawnik złożył w sądzie papiery. Ona zaczęła szukać mieszkania. I co ja mam tak nagle teraz iść i powiedzieć jej, że co? Że mi na niej zależy? Żeby ze mną została?



- A nie chcesz?



- A ona mi oczywiście uwierzy – zaśmiał się z nutą szyderstwa – Facet, który aranżuje ślub, by oskubać starą z kasy nagle się zakochuje i żyje z żoną długo i szczęśliwie. Ja pieprze, normalnie ‘Moda na sukces’ albo ‘Dynastia’



- Rób jak uważasz – wzruszył ramionami – Tylko żebyś tego rozwodu później nie żałował.



- Muszę to przemyśleć – wypił duszkiem pół szklanki wody











- Dokąd się wybierasz? - zapytał zaskoczony, gdy po przyjściu do domu powitała go walizka w przedpokoju. Przecież jeszcze nie kupiła mieszkania. Właściciel miał przyjechać do Warszawy dopiero za trzy tygodnie na podpisanie umowy.  



- Lecę do Jaśka – oznajmiła, nie zwracając na niego uwagi.



- Jak to do Jaśka? - szczerze się zdziwił, widząc jak pośpiesznie się pakuje - Przecież miałaś lecieć dopiero po rozwodzie – stwierdził, przypominając sobie, że za osiem tygodni ich drogi miały definitywnie się rozejść - Nie rozumiem – stanął w bojowej pozie na środku sypialni, z rękami splecionymi na klatce piersiowej i wlepił w nią spojrzenie pełne irytacji i zagubienia - Uciekasz przede mną? – spytał z pretensją



- Czy Ty wszystko musisz odnosić do siebie? - zdenerwowała się - Nie jesteś pępkiem świata! Próbuję ci to uświadomić od roku, ale widzę że moje wysiłki idą na marne – machnęła ręką i wróciła do pakowania kosmetyków, które chwilę wcześniej rozrzuciła na łóżku



- Po prostu jestem zaskoczony. Miałaś lecieć za trzy miesiące, a nie teraz – stwierdził z pretensją - Nic nie wspominałaś



- Lecę teraz, bo brat mnie potrzebuje! – syknęła zdenerwowana - Wczoraj w wypadku samochodowym zginęła jego narzeczona



- Nie miałem pojęcia – bąknął – To może powinienem pojechać z tobą - głośno się zastanawiał



- Słucham? - zapytała zaskoczona - Bardzo mi przykro, ale to nie czas i okazja na wycieczki krajoznawcze. To sprawa rodzinna – zamaszystym ruchem zamknęła kuferek z kosmetykami. Pospiesznie zaczęła rozgadać się po sypialni, starając się o niczym nie zapomnieć.



- No przecież jesteśmy rodziną – oświadczył, czym wprawił ją w osłupienie



- Naprawdę? - szczerze się zdziwiła, patrząc mu prosto w oczy - Nie wydaje mi się. Jesteśmy kochankami i partnerami biznesowymi. Zresztą przestaniemy nimi być za osiem tygodni – spuścił głowę - Spokojnie, nie martw się. Wrócę wcześniej - dodała z lekkim żalem, błędnie odczytując jego zachowanie – Muszę już iść



- Odwiozę cię na lotnisko – zadeklarował



- Nie ma takiej potrzeby, dzięki. Nie wiedziałam, o której wrócisz. Zamówiłam już taksówkę. Będzie za pięć minut.



- Uważaj na siebie – pocałował ją w skroń, a w jego głosie pobrzmiewała troska. Na pożegnanie krótko musnął jej usta.



- Ty też. Do zobaczenia Marku