B

piątek, 26 kwietnia 2013

'Kocham Was' X

Ciężko oddychając opadł na poduszkę przesiąkniętą jej zapachem. Bywał z wieloma kobietami, ale tylko Ula potrafiła dać mu tak wiele przyjemności. Ubóstwiał jej piersi. Dzięki ciąży były jeszcze pełniejsze i takie kuszące. Ta ciąża bardzo ją zmieniła. Stała się pewniejsza siebie i miała niewątpliwie większą ochotę na sex. Nie raz go zaskakiwała. Tak, jak dzisiaj, gdy zmęczeni po wizycie w Starej Miłosnej wrócili do domu późnym wieczorem. Gdy po kąpieli położył się tuż obok niej przylgnęła do niego całym ciałem. Zaczęła obsypywać jego twarz pocałunkami, a ręką od torsu, przez brzuch sunąć w dół, aż znalazła się na jego przyrodzeniu. To nie pierwszy raz, gdy go zaskakiwała. Zwykle to on inicjował zbliżenia. Zaczęła delikatnie masować jego męskość, przesuwać ręką w górę i w dół. Uwielbiała dawać mu rozkosz, uwielbiała, gdy reagował cichym pojękiwaniem na jej pieszczoty. Idealnie potrafili zaspokoić swoje pragnienia, byli dla siebie stworzeni.
Przytulona do niego z wielkim zachwytem w oczach przyglądała się swojej dłoni, na której dumnie prezentował się zaręczynowy pierścionek.
- Podoba ci się? – wyszeptał wprost do jej ucha
- Jest śliczny. Już myślałam, że nigdy się nie doczekam – powiedziała żartobliwym tonem
- Przepraszam, że tak długo zwlekałem. Chciałem to zaplanować trochę inaczej, oświadczyć ci się z dala od problemów, spraw, które nad nami wiszą, ale to się niestety tak szybko nie skończy, a ja nie chcę już dłużej czekać – spojrzał głęboko w jej oczy – Ula, pobierzmy się jak najszybciej – zaśmiała się na jego propozycję
- Tak szybko to się nie da. Kotku, do rozwiązania zostało raptem trzy i pół miesiąca, nie uda się zorganizować wszystkiego przed pojawieniem się na świecie naszego szkraba. Poza tym wybacz, ale ja marzę o białej sukience i chcę się w niej prezentować zjawiskowo, a nie jak hipopotam – parsknął śmiechem – Później mały będzie nas angażował od świtu do nocy… - wciągnęła dalej
- To ile ja mam czekać? – zapytał z udawanym oburzeniem
- Czerwiec? – spojrzał na nią niezadowolony – pierwszy weekend czerwca?
- No niech będzie, ale ani dnia dłużej! Wreszcie będziesz moją żoną. Mam dość nazywania ciebie moją partnerką, kobietą… Kobiet można mieć setki, narzeczonych kilka i ja jestem tego najlepszym przykładem, a żona, to żona. Jest jedna, na całe życie – wpatrywał się w nią z miłością
- Panie Dobrzański, jaki się pan zrobił romantyczny
- Zawsze byłem romantyczny, pani Dobrzańska. Po tym względem nic się nie zmieniło. Choć przyznaję, że spoważniałem. Żenię się, kupuję dom, będę mieć syna
- To jeszcze musisz posadzić drzewo – zaśmiała się
- A żebyś wiedziała, że posadzę. Myślisz, że w naszym ogrodzie lepiej będzie się prezentował dąb, czy buk?
- Kochanie, ja myślę, że jednak to powinien być grab – odparła ze śmiechem spoglądając na niego znacząco
- Taaaak? – doskonale wiedział do czego nawiązuje – W takim razie posadzę dwa drzewa. Brzozę i grab – złączył ich usta w żarliwym pocałunku.
Mogli by tak spędzić całe życie, leżąc wtuleni w siebie. Gdy byli razem czas przestawał mieć znaczenie.
Remont lokalu się skończył. Ekipa się sprawdziła, więc Marek zatrudnił ich do przystosowania domu na ich potrzeby. Tak, kupili posiadłość na osiedlu w Starej Miłosnej. Wesoła, dzielnica Warszawy, miała stać się ich miejscem na ziemi już za dwa tygodnie. Robotnicy mięli wykończyć jedną z łazienek, pomalować pomieszczania na pastelowe odcienie i wykostkować podjazd. W między czasie przeglądali tysiące katalogów w poszukiwaniu odpowiednich mebli, projektowali kuchnię, zwozili tony wyposażenia – począwszy od talerzy, przez firanki, na dywanikach kończąc. Przyjaciele bardzo im pomagali. Ula większość rzeczy załatwiała przy pomocy Ali i Violetty. Z Markiem jeździli na poważniejsze zakupy.
Tymczasem we ‘free time’ trwały ostatnie przygotowania. Wielkie otwarcie miało się odbyć w czwartek, dwudziestego trzeciego października, dzień wcześniej zaplanowali niewielką imprezę dla najbliższych przyjaciół i rodziny. Wtedy też postanowili ogłosić swoje zaręczyny i datę ślubu.
W sześćdziesięciometrowym lokalu w sąsiedztwie Parku Saskiego zgromadzili się wszyscy nowi pracownicy – barista, trzech kelnerów, jednak kelnerka i kucharz. Dość sporej wielkości bar zastawiony był przekąskami. Dziś wszystkie stoliki były zsunięte w jeden. Powierzchnia generalnie nie była zbyt wielka, ale jak na kawiarnię oferującą szybkie śniadania w postaci kanapek, sałatek, tostów i naleśnikowe lunche była wystarczająca. W okresie letnim mogli również zaaranżować ogródek letni na osiem – dziesięć stolików. Zaprosili wszystkich przyjaciół. Tego dnia chcieli świętować wśród osób im życzliwych. Sebastian z Violettą i Ula z Markiem witali przybywających gości. Ala z Cieplakami, Iza z mężem, Pshemko, Ela z Władkiem, Ania z Maćkiem, Helena i Mariusz z żoną, rodzice Sebastiana, matka Violetty ze swoim partnerem i kuzyn Olszańskiego, Mikołaj. Wieczór rozpoczęli do lampki szampana za nowe przedsięwzięcie. Drugi kieliszek był za ich zbliżający się ślub. Gratulacjom nie było końca. Najbardziej wzruszona była Dobrzańska. Żałowała, że tego dnia nie towarzyszy jej mąż i nie cieszy się razem z nią sukcesem ich jedynego syna.
Pierwsze dni przyniosły wielu gości. Warszawiacy chętnie odwiedzali nowo otwarty lokal. Co prawda większość z nich i tak wybierała kawę na wynos w drodze do pracy, ale byli zadowoleni. Marek doglądał biznes. Olszański do końca roku miał pracować w FD, później miał odciążyć przyjaciela i wziąć na siebie więcej obowiązków, umówili się również, że Dobrzański przez pierwsze tygodnie po narodzinach dziecka zostawi wszystko na głowie przyjaciela i jego partnerki, by w pełni skupić się na rodzinie. Znów pracował po czternaście godzin. Był na miejscu od otwarcia do zamknięcia, pilnował dostaw i nowych pracowników, których nie znał i nie darzył stu procentowym zaufaniem. Ula, gdy tylko mogła odwiedzała go. Sama doglądała kończącego się remontu i przy pomocy przyjaciół pakowała ich rzeczy zgromadzone w apartamencie na Saskiej. Pomoc Maćka okazała się nieoceniona przy składaniu i ustawianiu mebli. Kolejne elementy wyposażenia salonu, kuchni i sypialni były dowożone przez firmy transportowe. Marek wściekał się, że nie może być na miejscu i wszystkiego pilnować, a przede wszystkim towarzyszyć Uli i wraz z nią podejmować decyzje, ale interes nie mógł być pozostawiony sam sobie. Jednak zastrzegł, że łóżeczko dla syna będzie składał sam.
Przeprowadzka się skończyła. Dziś spędzili pierwszą noc w nowym domu. Leżeli przytuleni w ich nowej sypialni.
- Pamiętasz, że mam jutro wizytę?
- Oczywiście, jak mógłbym zapomnieć… – pocałował ją w skroń – Przyjadę po ciebie o dwunastej i pojedziemy razem
- Przecież raz mogę jechać sama, powinieneś być w kawiarni
- Nie ma mowy! Pojadę z tobą, im nic się nie stanie, gdy zostaną dwie godziny sami – powiedział zdecydowanie. Odpowiedziała mu uśmiechem. Chciała, żeby był przy niej, zawsze przy niej był, ale wiedziała również, że ‘free time’ potrzebuje nadzoru. Wybrał ją, a nie pracę. Wybrał ich rodzinę, którą zaczynali tworzyć - Wiesz, nie mogę się już doczekać – wyszeptał
- Ja też. Bardzo chciałam, żeby to był chłopiec, taki podobny do ciebie – uśmiechnął się, by po chwili spoważnieć
- Ula, boję się – spojrzała na niego zaskoczona
- Czego?
- Czy sobie dam radę… To dla mnie nowe wyzwanie i nie wiem, czy podołam, czy nie popełnię jakiegoś błędu.
- Będziesz wspaniałym ojcem, uwierz mi – zapełniła, czule gładząc jego policzek
Zgodnie z obietnicą przyjechał po nią punktualnie. Kwadrans przed trzynastą siedzieli już gabinetem numer osiem jednej z ursynowskich klinik. Kilka minut później doktor Garbarczyk zaprosił ich do środka. Zaczęli jak zwykle od USG. Garbarczyk był dziś milczący, bardzo dokładnie przyglądał się w monitor. Zaniepokoiło ich jego zachowanie
- Doktorze, czy jest jakiś problem? – zapytał Dobrzański
- Proszę tutaj chwileczkę zaczekać – powiedział i pośpiesznie wyszedł z gabinetu, by po dosłownie dwóch minutach wrócić w towarzystwie dwóch kolegów. Teraz wszyscy trzej przyglądali się w monitor i wsłuchiwali w dźwięk bijącego serca płodu. Teraz już byli pewni, że coś jest nie tak. Ula leżała przerażona, Marek starał się zachować zimną krew. Mocniej ściskał jej rękę dając jej znak, że wszystko będzie dobrze. Lekarze spojrzeli po sobie porozumiewawczo i wyszli z gabinetu zostawiając przyszłych rodziców w towarzystwie Garbarczyka.
- Doktorze… - zaczął zniecierpliwiony Marek
- Będziemy musieli panią zatrzymać na naszym oddziale – zaczął spokojnym głosem
- Bo?! – Marek wbił w lekarza zirytowane spojrzenie
- Mam pewne podejrzenia, ale najpierw chciałbym zrobić dokładne badania – odpowiedział lakonicznie. Ula milczała. Nawet nie miała siły o nic zapytać. Odkąd dowiedziała się, że coś jest nie tak, czuła się, jakby ktoś spuścił z niej powietrze
- Jakie podejrzenia? – Dobrzański nie dawał za wygraną
- Zrobimy tak, pani Ula pójdzie za chwilę z pielęgniarką na drugie piętro, tak będzie miała konsultację u mojego kolegi, doktora Milewskiego. Pan pojedzie w tym czasie po rzeczy dla narzeczonej. Niech pan przyjdzie do mnie po piętnastej, porozmawiamy o konkretach.
Przez chwilę Dobrzański przyglądał mu się uważnie, mierząc go wzrokiem.
- Chodź – powiedział do Uli, która od dobrych kilku minut siedziała jak w amoku – pójdę z tobą na górę
Zabrali ją na badania. On pojechał do Wesołej po jej kosmetyki, piżamę. Po godzinie znalazł się w klinice ponownie. Powiedzieli mu, że Ulka jest w pokoju siedemnaście. Wszedł do komfortowo urządzonego jednoosobowego pokoju. Stała wpatrzona w okno.
- Jestem – szepnął stając tuż za nią. Mocno się w niego wtuliła. Rozpłakała się. Uspakajająco gładził ją po plechach – powiedzieli ci coś? – zapytał szeptem. Przecząco pokiwała głową - Wszystko będzie dobrze. To pewnie jakaś pomyłka. Porobią badania i wypuszczą was do domu – mówił spokojnym, kojącym głosem
- Mam złe przeczucia – powiedziała przez łzy
- Nie martw się na zapas. Idę porozmawiać z lekarzem.
- Chcę iść z tobą.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł, on zachowuje się dziwnie, może ze mnę będzie szczery.
- Marek, ja chcę wiedzieć. Wszystko inne jest lepsze do tej niepewności – powiedziała patrząc mu prosto w oczy. Widział w nich strach i niepokój.
Zapukał do gabinetu Garbarczyka.
- Dowiemy się o co chodzi? – powiedział do progu
- Zapraszam państwa – powiedział z sympatią – Jeszcze zbyt wiele nie mogę powiedzieć, wykonaliśmy USG i KTG, nie mamy kompletu.. – Dobrzański nie pozwolił mu skończyć
- Doktorze, tu chodzi o naszego syna i ja nie dam się zbyć stwierdzeniem, że czekamy na wyniki badań, a pan nie może nam nic powiedzieć. Co jest mojemu dziecku?
- Podejrzewam wadę serca – to stwierdzenie ich zmroziło. Po twarzy Uli zaczęły spływać wielkie jak groch łzy. Marek na chwilę przestał oddychać.
- Wadę serca? – zapytał, tak jakby chciał się upewnić, że to co przed chwilą usłyszał jest prawdą
- Przykro mi. Po dzisiejszych badaniach takie są moje przypuszczania, które potwierdziło dwóch moich kolegów. Czekamy na dzisiejsze wyniki badań, jutro narzeczona przejdzie kolejne pod okiem kardiologa prenatalnego, którego ściągam do kliniki. Konieczne jest również wykonanie echokardiogramu. Jutro po południu będę mógł powiedzieć czy moje przypuszczania okazały się zasadne.
- Ja przyznam, że nie bardzo rozumiem. Ta wada nie wzięła się z dnia na dzień, prawda? – Marek nie krył swojej wściekłości – A jeszcze miesiąc temu tak gorliwie nas pan zapewniał, że wszystko jest dobrze, że nasz syn rozwija się prawidłowo! – ten wybuch złości był spowodowany bezradnością.
- Tamte badania nie ukazywały nic niepokojącego. Tego typu wady często są trudne do wychwycenia w okresie płodowym i przeważnie ujawniają się dopiero po porodzie, a to zdecydowanie gorzej rokuje. Tak jak mówię, diagnostyka trwa, proszę być dobrej myśli.
Byli załamani. Zwłaszcza Ula. Marek starał jakoś się trzymać, by swoją siłą dodawać jej otuchy i wiary w szczęśliwy finał. Spędził przy jej łóżku całą noc. Wyganiała go do domu, ale nie chciał by została sama.
- Marek, powinieneś jechać do kawiarni
- Daj spokój, to nie jest w tej chwili najważniejsze
- Ale ja sobie dam tutaj radę sama. Za chwilę mam badania, później następne. Jak przyjedziesz wieczorem może będzie już coś wiadomo.
- Nie ma mowy. Zostaję z tobą. Zresztą i tak nie mógłbym skupić się na niczym innym, bo stale myślałbym o tobie – czule pogładził jej policzek - Violka miała tam do nich jechać i trzymać rękę na pulsie. Idź na badania, a ja tu na ciebie zaczekam.
Konsultowało ją trzech specjalistów. W ciągu tych kilku godzin zrobili jej więcej badań niż przez całe jej dotychczasowe życie. Czekali na diagnozę Garbarczyka. Czekali jak na wyrok. Wreszcie przyszedł do jej pokoju.
- Przykro mi – powiedział patrząc na nich strapiony – państwa syn ma rzadką wadę serca, trudną do wychwycenia – Ula wybuchła płaczem. Marek tulił ją do siebie, choć w jego oczach też gromadziły się łzy. Nie mógł się teraz rozkleić, nie mógł pokazać jej, że też jest przerażony, bo załamałaby się jeszcze bardziej.
- Jakie są sposoby leczenia? – gardłowym głosem zapytał Dobrzański
- To wada niewielka, acz niosąca ze sobą poważne konsekwencje. Jeśli zawczasu zostanie zoperowana, serce będzie rozwijać się normalnie – spokojnie tłumaczył – aczkolwiek nie ma możliwości zoperowania małego jeszcze w łonie matki, jak robimy zazwyczaj. Trzeba poczekać do dnia porodu i wtedy ewentualnie poddać dziecko operacji.
- Co to znaczy ewentualnie?
- Panie Marku, tak jak mówiłem państwa syn ma rzadką wadę serca, która zwykle objawia się w późniejszych latach życia. Wtedy nie ma problemów z operacją. Niemowlaków to schorzenie dotyka niezwykle rzadko. Takich przypadków w Polsce było ledwie kilka. My dopiero wdrażamy sposoby leczenia, operowania. Nie ma w kraju specjalisty, który podjąłby się tego zabiegu na tak małym i słabym organizmie. Kontaktowałem się już z profesorem Martinesem z kliniki w Berlinie. To jeden z najlepszych specjalistów w tej dziedzinie. Zgodził się podjąć tego zabiegu.
- Świetnie, proszę nas z nim skontaktować – Marek odetchnął, że pojawiło się niewielkie światełko w tunelu
- Niestety ten zabieg nawet w najmniejszym stopniu nie jest finansowany przez NFZ
- Ile?
- Sto tysięcy – powiedział cicho lekarz, patrząc na nich smutnym wzrokiem – euro – dodał po chwili. Ula zaczęła jeszcze głośniej płakać. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie mają takich pieniędzy. Marka ta kwota również zmroziła, ale tu chodzi o zdrowie i życie ich syna
- Proszę nas z nim skontaktować i dać mi tydzień na uzbieranie potrzebnej kwoty – lekarz kiwnął głową i zostawił ich samych
- Marek, przecież my nie mamy takich pieniędzy – szeptała pomiędzy kolejnymi spazmami płaczu
- Ale będziemy mieć. Tu chodzi o nasze dziecko. Nie płacz – jego prośby na niewiele się zdały, wciąż nie mogła powstrzymać cieknących po policzkach łez – Posłuchaj – chwycił jej twarz w swoje dłonie i spojrzał głęboko w oczy – jesteście dla mnie wszystkim, ty i mały. Zrobię co się da, by nasz syn za kilka lat był silnym i zdrowym facetem. A ty kochanie weź się w garść, stres i nerwy na pewno mu nie pomogą. Wszystko będzie dobrze, obiecuję – pokiwała głową, jakby zaczęła wierzyć w jego słowa. Po chwili znów zalała się łzami
- Bóg mnie pokarał…że rozbiłam…. twój związek z Pauliną, że ona przeze mnie cierpi – jej głos się rwał
- Co ty opowiadasz za głupoty! – zdenerwował się Marek – jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć. To żadna kara, po prostu tak się stało. Wszystko się ułoży. Kocham was – oparł całując jej czoło i mocno ją przytulając. 

niedziela, 21 kwietnia 2013

'Kocham Was' IX

Następnego dnia znów pracował w domu. Umówił się z Mariuszem, że będzie przyjeżdżał, gdy będą mieć zebrania lub spotkania z kontrahentem. Taki układ zdecydowanie mu pasował. Ze względu na Ulę i ze względu na osoby, z którymi pracował.
Jedli właśnie obiad, gdy zadzwoniła jego komórka. Spojrzał na wyświetlacz i z powrotem schował telefon do kieszeni. Ula przyjrzała mu się zdziwiona
- Nie odbierzesz?
- Nie. To z biura. Nic ważnego. Oddzwonię, jak skończymy jeść – uśmiechnął się i ponownie zajął się swoim spaghetti.
Po skończonym posiłku Ula położyła się na kanapie w salonie. Bolała ją głowa, a przez ciąże nie mogła brać żadnych tabletek. Marek wrócił do gabinetu i zajął się przeglądaniem projektów jakiegoś folderu, gdy usłyszał dźwięk komórki. Nie znał tego numeru.
- Halo
-….
- Masz jakąś sprawę?
-…..
- Przestań do mnie wydzwaniać! – powiedział głośniej, niż zamierzał i zakończył połączenie. Spojrzał na uchylone drzwi. Nie usłyszał żadnych dźwięków dochodzących z salonu. Miał nadzieję, że Ula śpi. Nie spała. Przy najbliższej możliwej okazji chciała go zapytać o te telefony. Różne myśli krążyły po jej głowie. Ostatecznie postanowiła okazać mu więcej zaufania i nie zamieniać się w drugą Paulinę, pilnującą każdego jego kroku.
Tydzień później pojechał do biura z samego rana. Miał mieć rano zebranie, później dwa spotkania z klientami, obiecał, że wróci na obiad. Ku jej zaskoczeniu w drzwiach pojawił się kilka minut po dziesiątej.
- Co tak wcześnie?
- Zwolniłem się z pracy – powiedział rozwiązując krawat. Zamurowało ją. Stała z szeroko otwartymi oczami i nie wierzyła w to, co słyszy. Przecież lubił to co robił. Jeszcze kilkanaście dni temu musiała nim wstrząsnąć, by nie wpadł w pracoholizm, by kompletnie nie zapomniał o życiu poza pracą, a on teraz przychodzi i najnormalniej w świecie mówi, że się zwolnił.
- Ale jak to?
- Po prostu nie mogę tam już dłużej pracować. Mam dość.
- Myślałam, że lubisz to, co robisz…
- Bo lubię, ale… - urwał na chwilę analizując, czy ma jej powiedzieć prawdę, czy zbagatelizować sprawę. Obiecał jej kiedyś, że będzie z nią szczery – zwolniłem się przez Ewelinę.
- Nie bardzo rozumiem – przyjrzała się mu badawczo. 
- Jakieś dwa tygodnie temu zaproponowała mi pewien układ – rozpoczął swój monolog wpatrując się w jej oczy – A w zasadzie nie układ, a romans biurowy – niepokój rósł w niej z minuty na minutę – Powiedziałem jej, że nie jestem zainteresowany, bo jestem w szczęśliwym związku i spodziewamy się dziecka. Miałem nadzieję, że sobie odpuści. Na co ona stwierdziła, że to nawet lepiej. Ja mam ciebie, ona ma męża, którego ja twierdzi bardzo kocha – zaśmiał się pod nosem - ale to nie przeszkadza, żebyśmy spotkali się kilka razy bez zobowiązań. – przysłuchiwała się jego opowieści z kamienną twarzą - Posłałem ją w diabły. Bardzo na rękę była mi twoja prośba, bym mniej pracował. Mariusz się zgodził, miałem nadzieję, że gdy ograniczę nasze kontakty do minimum, ona sobie odpuści. Te wszystkie telefony, które ignorowałem, to od niej. A dzisiaj pojechałem rano do biura, a ona leżała na moim biurku w samych stringach. Spakowałem się, powiedziałem Mariuszowi w czym rzecz i tyle – milczała bacznie go obserwując
- A co on na to? – odezwała się w końcu
- Nic. Nie jestem jej pierwszą ofiarą – wypowiadając ostatnie słowo, palcami pokazał cudzysłów – Żałował, że nasza współpraca kończy się tak szybko i na dodatek w ten sposób, ale nie może jej zwolnić. Ona jest córką Kowalczuka, tego aktora. Załatwia wiele intratnych kontraktów dla firmy. Jej pozycja ze względów finansowych jest niezagrożona… i chyba dlatego jest taka bezczelna – odparł zrezygnowany
- Dziękuję – wyszeptała. Spojrzał na nią zaskoczony, nie bardzo zdając sobie sprawę o co jej chodzi – Dziękuję, że mi powiedziałeś – uśmiechnął się blado i wyciągnął ręce w jej kierunku
- Chodź tu do mnie – mocno się w niego wtuliła. Pocałował jej włosy i gładził plecy. Spojrzała głęboko w te dwa krążki w kolorze górskiego lodowca i z delikatnym uśmiechem wyszeptała
- Zmieniłeś się – zmarszczył brwi – Kiedyś byś wykorzystał taką okazję – zaśmiał się, ale po chwili poważnym tonem odpowiedział
- I byłbym głupi. Kocham Was – odparł i musnął jej usta. Położyli się na kanapie wtuleni w siebie. Gładził jej lekko już zaokrąglony brzuch – Wiesz, Seba ostatnio przebąkiwał, że chce odejść z firmy. Aleks jest nie do wytrzymania, poza tym zapewne i tak nie przedłużyłby z nim umowy w przyszłym roku. Chcę się z nim spotkać i pogadać o rozkręceniu interesu. Już kiedyś myśleliśmy, żeby otworzyć coś swojego. Co ty o tym sądzisz?
- Ale mieliście coś konkretnego na myśli? – zapytała z zainteresowaniem. Widać było, że pomysł na własny biznes przypadł jej do gustu
- Yhm, kiedyś padł pomysł kawiarni i chyba dałoby się to zrealizować. Trzeba by tylko znaleźć odpowiednią lokalizację.
- Wiesz kochanie, że to mogłoby się udać. Ale najpierw wypadałoby pogadać z Sebastianem. Na rozkręcenie takiego interesu potrzebne są ogromne środki.
- Mamy trochę oszczędności. Oczywiście większość pójdzie na wkład do naszego domu, ale trochę jeszcze zostanie. U Mariusza nie pracowałem długo, ale udało się zarobić całkiem duże pieniądze. Poza tym mam dostać jeszcze przelew za ostatnią kampanię tych perfum. Seba też ma trochę wolnej gotówki, ale oczywiście bez kredytu się nie obejdzie.
- Teraz Unia wspiera powstające firmy, może udałoby się pozyskać część pieniędzy z jakiegoś funduszu… - zastanawiała się
- Ooo, masz rację. Muszę o tym poczytać.
- I ja odłożyłam trochę z PRO-S. Odkąd dzięki tobie Maciek podpisał te umowy, nasze zyski wzrosły pięciokrotnie
- O nie, nie – zaprotestował – Nie będę brał od ciebie pieniędzy. Jestem teraz głową rodziny i muszę sam to zorganizować.
- Wiesz, że jesteś cudowny? – zapytała z uśmiechem i złożyła pocałunek na jego policzku. Roześmiał się – Kocham cie Marek – mocniej przytulił ją do siebie.
- A wiesz, że kupiłem nam prezent… - powiedział odsuwając ją od siebie i wstając z kanapy. Podszedł do teczki i wyciągnął z niej niewielkie pudełko. Ponownie znalazł się przy niej wyciągając białe urządzenie wielkości smartfona i słuchawki. Podał jej jedną słuchawkę, drugą zostawił dla siebie, a biały element przyłożył do jej brzucha. Patrzyła na niego zdziwiona, nie mając pojęcia o co chodzi. Włączył i zrozumiała co to jest. Dzięki temu malutkiemu urządzeniu mogli słyszeć jak bije serca ich dziecka. Podczas kolejnych wizyt u lekarza słuchali tego dźwięku wielokrotnie, ale dopiero teraz, w zaciszu domu, sprawiało im ogromną frajdę. Przeżywali tą chwilę w ciszy, z miłością wpatrując się w swoje oczy.
Znów całe dnie spędzał w domu. Popołudniami spotykał się z Sebą i ustalał szczegóły nowego biznesu. Szukał odpowiedniego lokalu, kalkulował koszty, w czym chętnie pomagała mu Ula. Udało mu się namówić ją na poszukiwanie odpowiedniego domu. Jak stwierdził ‘mieszkanie odpada. Nasze dziecko musi mieć swój plac zabaw w ogródku. Huśtawki, piaskownicę, mnóstwo zieleni. Żadne osiedle nie wchodzi w grę’. Nie miała siły z nim walczyć. Uważała, że kupno domu jest zbyt kosztowne, ale z drugiej strony cieszyła się. Od zawsze mieszkała pod miastem, w spokojnej okolicy i domku z ogródkiem. Zaczęli przeglądać dostępne na rynku budynki.

Z samego rana byli umówieni z doktorem Garbarczykiem. Każdą wizytę bardzo przeżywali. Ula czuła się wyśmienicie, dobrze znosiła ciążę, jednak mimo to, bardzo pilnowali regularnych wizyt i badań. Pojechali rano do kliniki. Garbarczyk rozpoczął od USG. Marek jak zwykle jej towarzyszył, trzymając ją za rękę. Lekarz od dobrych kilku minut przesuwał głowicą po jej brzuchu.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku – odpowiedzieli mu uśmiechem – Chcą państwo poznać płeć dziecka? – spojrzeli po sobie zaskoczeni. Jeszcze nie rozmawiali o tym, czy wolą wiedzieć, czy mieć niespodziankę.
- A to już można? – zapytał Dobrzański z wyraźnym zainteresowaniem
- Tak, ciąża jest na tyle zaawansowana, że można określić płeć. Nasz ultrasonograf jest najnowszej generacji. Nie może być mowy o pomyłce – Marka oczy rozbłysły i z wyraźną prośbą spojrzał na ukochaną
- Tak, chcemy wiedzieć – powiedziała Ulka
- To chłopiec. Pięknie się rozwija – Marek był wyraźnie wzruszony. Nie mówił tego głośno, ale pragnął mieć syna. – Proszę dalej dbać o zdrową dietę, wypoczywać i widzimy się za miesiąc.
Zabrał ją na spacer do Łazienek. Ta wizyta w klinice wprawiła ich w wyśmienity nastrój. Dumnie prowadził ją za rękę. Miał u swojego boku piękną kobietę, pod sukienką której wyraźnie rysował się lekko zaokrąglony brzuch. Ula z rozbawieniem obserwowała zachowanie Marka. Odkąd wyszli z gabinetu buzia mu się nie zamykała. Opowiadał jak będzie grał z małym w tenisa, jak nauczy go grać w golfa i kupi samochód na baterie, by mógł jeździć po ogrodzie. Zwariował, kompletnie zwariował na punkcie tej ciąży. Cieplak aż nie mogła w to uwierzyć. Nigdy nie przypuszczała, że ten odwieczny Piotruś Pan, będzie taki szczęśliwy, że zostanie ojcem. A jednak. Spacerując alejkami parku, przy jednym ze stolików kawiarni przy Pałacu na Wodzie dostrzegli Dobrzańską. Ona również zwróciła na nich uwagę  i zaprosiła ich do siebie gestem dłoni. Wypili z nią herbatę, dzieląc się radosną nowiną. Helena nie kryła wzruszenia. Cieszyła się razem z nimi. Zadzwoniła jego komórka.
- Cześć Seba
-…..
- Ale teraz?
-….
- Dobra, będę najpóźniej za pół godziny. Wyślij mi dokładny adres sms’em. – zakończył połączenie i spojrzał na Ulę – musimy iść. Sebastian znalazł jakiś fajny lokal na Bemowie, muszę jechać go obejrzeć. Podrzucę cię po drodze do domu – Cieplak pokiwała głową i przepraszająco spojrzała na Dobrzańską
- A może Ula, zostaniesz jeszcze trochę, a później ja Cię z przyjemnością odwiozę – Marek spojrzał na nią wyraźnie dając jej znak, że jeśli nie chce, nie musi zostawać z jego matką
- Bardzo chętnie jeszcze zostanę – odparła. Musiała przyznać, że cieszyła się z tej sympatii, jaką okazywała jej Dobrzańska. A spędzenie razem trochę czasu bez Marka było świetną okazją, by nawiązać jeszcze lepsze relacje.
- No dobrze, jak chcesz – odparł Marek wstając – Pa mamo i nie pozwól jej wracać autobusem – cmoknął matkę w policzek, podszedł do Uli – Kochanie, wrócę do domu koło piątej – musnął jej usta – uważaj na siebie – szepnął i ponownie złączył ich wargi.
Helena przyglądała im się z wyraźnym zadowoleniem. Jej syn nigdy nie był tak troskliwy w stosunku do panny Febo. Gdy Marek zniknął im z oczu Dobrzańska zwróciła się do swojej towarzyszki
- Chciałam ci podziękować – na twarzy Cieplak malowało się zaskoczenie
- Mnie, ale za co?
- Za to, że dzięki tobie mój syn jest szczęśliwy – Ula oblała się rumieńcem – Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale teraz wiem, że on by tego szczęścia nigdy przy Paulinie nie zaznał. To ty jesteś tą kobietą, z którą powinien być. Naprawdę bardzo się cieszę, że jesteście razem – Ula miała łzy w oczach
- Dziękuję, bardzo mi zależało na twojej akceptacji. Bałam się, że przez to, że z Pauliną byłaś bardzo związana nigdy nie znajdziemy wspólnego języka
- Paulina jest dla mnie jak córka, ale to ciebie wybrał mój syn i teraz wiem, że to był dobry wybór – uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i delikatnie ścisnęła jej dłoń.
- Powiedz mi, pan Krzysztof mnie nie akceptuje, prawda – zapytała wprost. Marka obiecała nie pytać, ale jej obietnica nie tyczyła się jego matki. Dobrzańska westchnęła ciężko.
- Nie wiem. Mój mąż uparcie milczy. Ilekroć wspominam o Marku denerwuje się i ucina rozmowę. Nie wiem co się stało i powiem szczerze, że miałam nadzieję, iż ty wyjaśnisz mi o co chodzi
- Nie mam pojęcie – odparła smutno – wiem, że rozmawiali, wiem, że się pokłócili. Marek po tej rozmowie wrócił wściekły, ja jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. A gdy chciałam się dowiedzieć, co między nimi zaszło, prosił bym nigdy nie pytała go o tą rozmowę.
- Nie mam pojęcia o co chodzi, ale bardzo bym chciała by się pogodzili. Odejście Marka z firmy też jest związane z tą kłótnią. Jak on sobie radzi po odejściu z FD? Zawsze był bardzo związany z firmą...
- Dobrze, już chyba nawet o tym nie myśli. Początkowo widziałam, że było mu żal, ale szybko zajął się innym zajęciem, a teraz zamierzają z Sebastianem otworzyć kawiarnię. Bardzo im kibicuję. To nowe wyzwanie, które bardzo Marka nakręca.
- Cieszę się, że tak dobrze sobie radzi i że cię ma – uśmiechnęła się do niej, uregulowała rachunek i ruszyły w kierunku wyjścia. 

Kilkanaście ostatnich dni to było istne szaleństwo. Załawiał wszystkie formalności związane z 'free time', kawiarnią, której wielkie otwarcie planowali na koniec października. Wszystkie sprawy spadły na niego. Sebastian wciąż pracował w FD. Nie chciał się zwalniać. Podjęli decyzję, że będzie robił wszystko, by wyprowadzić Febo z równowagi, by ten sam go zwolnił. Dzięki temu zyska odprawę, a pieniądze z pewnością się przydadzą. Zrzucili się, ale to, co uzbierali i tak nie wystarczyło na rozkręcenie interesu. Dzięki Uli i jej dobremu rozeznaniu w sektorze bankowym udało im się uzyskać kredyt z przyzwoitym oprocentowaniem. Mogli ruszać pełną parą. Wynajęli lokal niedaleko Parku Saskiego. Ta lokalizacja była gwarantem dużej ilości klientów. Marek doglądał remontu, szukał personelu, uzgadniał z architektem wystrój wnętrza i rozglądał się za odpowiednim wyposażeniem. Pracy było mnóstwo, ale wszystko szło po ich myśli. Mieli szczeście, nie napotykali poważniejszych problemów. Umówili się, że Ula zajmie się szukaniem domu. Kilka godzin dziennie spędzała przed komputerem, przeglądając setki ofert i umawiała się na oglądanie. Przeważnie jeździła wieczorami z Markiem, jednak jeśli właścicielom lub pośrednikom nie pasowały późne godziny, towarzyszył jej Maciek lub Ala. W końcu trafiła na budynek, który spodobał jej się od razu. Średniej wielkości dom na nowo wybudowanym osiedlu w Starej Miłosnej. Jeszcze tego samego dnia pojechała tam z Milewską i wróciła zadowolona. Wiedziała, że chce mieszkać właśnie tam i liczyła na to, że Markowi też spodoba się to miejsce. Ustaliła z właścicielem, że następnego dnia przyjedzie z Dobrzańskim. Byli umówieni z panem Kozmińskim na osiemnastą, ale Marek w mieszkaniu na Saskiej pojawił się chwilę po piętnastej. Zdziwiła się, gdy uparcie namawiał ją na spacer przed wyjazdem do Starej Miłosnej. Zgodziła się. Już po drodze próbowała od niego wyciągnąć, co się stało. Widziała, że jest zdenerwowany. Sądziła, że coś nie tak z 'free time'. Ignorował jej pytania i sprowadzał ich dyskusję na tory nowego domu i warszawskiej dzielnicy. Nie kryła swojego zaskoczenia, gdy zorientowała się, iż dojechali nad Wisłę. Pomógł jej wysiąść i zaprowadził w miejsce, w którym spędzili pamiętną noc. Zostawił ją na chwilę samą i wrócił do samochodu, by po chwili paść przed nią na kolana z ogromnym bukietem czerwonych róż. Teraz rozumiała to jego dziwne zachowanie. W jej oczach pojawiły się łzy. Tak długo czekała na ten moment.
- Kochanie - opowiedział drżącym głosem - jesteś kobietą mojego życia, aniołem, który stanął na mojej drodze, by dawać mi szczęście. Wybacz, że tak długo zwlekałem i odkładałem ten moment na później, nie chciałem wkładać nas pomiędzy wybór domu, a remont kawiarni, ale trudno. Mamy mnóstwo spraw na głowie, a ja nie chcę już dłużej czekać - przerwał na chwilę, by sięgnąć do kieszeni po bordowe pudełeczko. Jej oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek z białego złota, jaki kiedykolwiek widziała - Ula, wyjdź za mnie - słone krople spływały po jej policzkach. Była szczęśliwa. 
- Marzę o tym, od chwili kiedy cię poznałam - wyszeptała, a on z wielką radością wsunął na jej palec pierścionek z niewielkim brylantem. Poczuł ulgę, chociaż w głębi duszy doskonale wiedział, że jej odpowiedź nie może być inna jak 'tak'. Przecież go kocha, wybaczyła intrygę i jest z nim w ciąży. Niemniej stresował się jak cholera. Pocałował jej dłoń i wstał, by złączyć ich usta w namiętnym pocałunku. Nim to nastąpiło, zdążyła jeszcze wyszeptać - Kocham cię Marek.

niedziela, 14 kwietnia 2013

'Kocham Was' VIII

Rozmowa z Mariuszem przebiegła bardzo pomyślnie. Miał szczęście, bo Konarzewski właśnie powiększał swój zespół. Firma świetnie prosperowała i miała coraz więcej dużych zleceń. Marek wiedział, że będzie musiał bardziej się przykładać. Skończyły się czasy, gdy był sobie szefem, gdy w czasie godzin pracy wyskakiwał z przyjacielem na squash’a, czy dwugodzinny lunch. Ale cieszył się. Będzie robił coś, na czym naprawdę się zna. Od zawsze wiedział, że dużo lepiej wychodziło mu bycie dyrektorem ds. promocji niż prezesem. Zawsze jednak milczał, bo nie mógł dopuścić, by stery w firmie przejął Aleks. Co za ironia. Teraz sam mu te stery przekazał. Postanowił odgonić od siebie myśli o FD i skupić się na nowej firmie i nowych zadaniach. Był również zadowolony pod względem finansowym. Mariusz zaproponował mu całkiem przyzwoite pieniądze, a na dodatek mógł liczyć na spore premie po zakończonym projekcie. Rozpoczynał nowe życie zawodowe.
Późnym popołudniem zaparkował pod jedną z wilanowskich kawiarni. Helena obserwowała ich siedząc przy stoliku tuż przy oknie. Widziała, jak jej syn wysiada i otwiera drzwi pasażera, zza których to wyłoniła się piękna kobieta. Musiała przyznać, że dziewczyna, która stoi z Markiem obok Lexusa, bardzo się różni od tej, którą zapamiętała z firmowych korytarzy. Widziała, że Cieplak jest nieco przerażona. Uczucie strachu i niepewności ewidentnie malowało się na jej twarzy. Jej syn też musiał to dostrzec, bo wskazującym palcem podniósł jej podbródek i zaczął coś do niej mówić, następnie pocałował ją w czoło i przytulił.
- Witaj mamo
- Dzień dobry – usłyszała, gdy znaleźli się już przy jej stoliku
- Dzień dobry – podała Cieplakównie rękę i pocałowała w policzek syna – Siadajcie. Cieszę się, że wreszcie się spotkałyśmy – powiedział przyjaźnie spoglądając na dziewczynę
- Ja również – powiedziała cicho. Była zdenerwowana i ciężko było jej to ukryć. Dobrzański splótł ich palce chcąc dodać jej otuchy. Helena uważnie ich obserwowała, zwracała uwagę na każdy gest, spojrzenie.
- Świetnie pani wygląda. Wypiękniała pani, od kiedy ostatni raz widziałyśmy się w firmie – Ula uśmiechnęła się delikatnie
- Proszę mi mówić po imieniu.
- Dobrze, w takim razie proszę o to samo – uśmiechnęła się – w końcu niebawem będę babcią, a poza tym – urwała na chwilę spoglądając na syna – połączyła nas miłość do tego młodzieńca – Marek zaśmiał się, a Cieplakówna na te słowa oblała się rumieńcem - Wiem, że spodziewacie się dziecka. Bardzo się cieszę – uśmiechnęła się łagodnie, co oboje odebrali z ulgą – od dawna czekałam na wnuki. Który to tydzień?
- Siódmy – odpowiedział Marek czule spoglądając na swoją dziewczynę
- To już półmetek trymestru. Mam nadzieję, że dobrze znosisz ciążę. Ja spodziewając się Marka przez pierwsze trzy miesiące w ogóle nie mogłam normalnie funkcjonować.
- Wszystko jest w porządku. Nawet nie mam porannych mdłości.
- Cieszę się. Przyznaję, że odkąd się dowiedziałam, nie mogę się już doczekać – uśmiechnęła się serdecznie - Powiedzcie mi gdzie teraz mieszkacie?
- Póki co wynajęliśmy mieszkanie na Saskiej Kępie. Ale przez rozwiązaniem chciałbym, żebyśmy przeprowadzili się gdzieś na stałe. Przenoszenie rzeczy z niemowlakiem byłoby wielkim wyzwaniem.
- Powinniście nas odwiedzić. Zapraszamy serdecznie. Może w przyszły weekend na obiad? – Marek spojrzał na Ulkę lekko zaskoczony i po chwili wpatrując się wymownie w oczy matki odparł
- Ula ma rację, powinnaś nas odwiedzić – celowo zaakcentował liczbę pojedynczą zaproszenia
- Chętnie. Umówimy się jeszcze - Cieplakówna nie bardzo rozumiała o co chodzi, ale postanowiła nie drążyć teraz czemu oboje pomijają Krzysztofa. Domyślała się, że zapewne w przeciwieństwie do żony nie akceptuje ich związku, ale jedyną okazją do zmiany zdania jest wspólne spotkanie, rozmowa. – Marku, z czego wy teraz żyjecie? Przyznam, że byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że oddałeś udziały FD – Ulkę zamurowało i obrzuciła Dobrzańskiego pytającym spojrzeniem. Posłał jej niepewny uśmiech, za wszelką cenę starając się uniknąć patrzenia w jej oczy.
- Pracuję teraz u Mariusza, studiowaliśmy razem. Może ci kiedyś o nim opowiadałem… Prowadzi firmę, a ja wróciłem do swojego pierwotnego zajęcia. Znów zajmuję się reklamą. Wszystko mamy już dograne i zaczynam od poniedziałku.
Posiedzieli jeszcze razem dwa kwadranse rozmawiając o mało istotnych sprawach. Marek był szczęśliwy. Wydawało się, że jego matka zaakceptowała Ulkę. Cieplakówna też była zadowolona z przebiegu tego spotkania. Wyczuła lekką sympatię ze strony Dobrzańskiej. Skłamałaby, gdy powiedziała, że nie obawiała się tego spotkania. Bała się i to jak cholera. W końcu Helena była bardzo związana z Pauliną, niemal zastępowała jej matkę. A tutaj na kilka tygodni przed ślubem okazuje się, że jej syn porzuca długoletnią narzeczoną dla swojej asystentki. Spodziewała się żalu ze strony jego matki, którego na szczęście się nie doszukała. Spodziewała się, iż może spotkać się z zarzutem, oczywiście nie wyrażonym wprost, ale w postaci aluzji, że złapała Marka na dziecko. Zamiast tego zauważyła autentyczną radość i wyczekiwanie wnuka lub wnuczki. Helena wracała do domu ze świadomością, że jej syn się zmienił. Dorósł i spoważniał. Snuł plany na przyszłość, stał się odpowiedzialny. Była z niego dumna i dopiero po tym spotkaniu zdała sobie sprawę, że to zasługa Uli. Ta, dotąd niepozorna dziewczyna, zmieniła jej syna z wiecznego chłopca w prawdziwego mężczyznę. Marek nie kłamał mówiąc, że to miłość, a nie przelotny romans. Widziała to uczucie, jakim się darzą w każdym ich geście, spojrzeniu, słowie. W stosunku do Pauliny jej jedynak nigdy się tak nie zachowywał. Teraz był zakochany i było to widać na kilometr.
Przez całą drogę nie odezwała się słowem. Marek spoglądał na nią niepewnie. Wiedział, czym jest spowodowane jej zachowanie, ale postanowił nie zaczynać tematu. Gdy znaleźli się już w domu nie wytrzymała
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego mnie tak traktujesz? – powiedziała z pretensją
- Jak?
- Jak kogoś obcego
- O czym ty mówisz?
- Niby jesteśmy razem, ale żyjemy obok siebie. Ty masz swoje sprawy, swoje problemy, o których nie tylko ze mną nie rozmawiasz, ale nawet mnie o nich nie informujesz. Ja wiem, że dla Pauliny to nie miało znaczenia i interesowała się wyłącznie Aleksem, ale ja naprawdę się martwię. Widzę, że się od kilkunastu dni męczysz, że dusisz coś w sobie, ale za wszelką cenę milczysz. Chciałabym ci pomóc, ale nie wiem jak, bo nawet nie dajesz mi szansy – żal przepełniał każde jej słowo
- Przepraszam. Powinienem był ci powiedzieć o tych udziałach. Chciałem cię chronić. Potrzebujesz spokoju, a ja nie chciałem cię martwić – odparł spokojnie
- Marek, tu nie chodzi tylko o te udziały. Przede wszystkim chodzi mi o twojego ojca. Dlaczego zaprosiłeś samą mamę, dlaczego nie spotkaliśmy się z obojgiem i co się wydarzyło tamtego wieczora, gdy wróciłeś jak w amoku?
- Pokłóciliśmy się. Dlatego zaprosiłem samą mamę, dlatego odszedłem z firmy i dlatego oddałem mu udziały.
- Nie akceptuje mnie, prawda? – zapytała wprost
- Prosiłem cię, byśmy nie wracali do tamtego dnia. Ja naprawdę nie chcę o tym rozmawiać i bardzo bym chciał byś to zrozumiała i nie miała do mnie o to żalu. Zostawmy to i żyjmy przyszłością. Zaczynam nową pracę, za tydzień mamy kolejną wizytę u doktora Garbarczyka, przyjdzie moja mama. Wiesz – wpadł na pomysł, którego realizacja odciągnie jej uwagę od jego relacji z ojcem – pomyślałem sobie, że dobrze by było zapraszając moją mamę zaprosić również twojego ojca z dzieciakami. Powinni się w końcu poznać. Co ty na to?
- Czemu nie – odparła, ale w głowie wciąż kołatały się myśli o Krzysztofie.  Zamknął ją w swoich ramionach.
U Mariusza pracował już od miesiąca. Nawet polubił tą pracę i ludzi, z którymi pracował. No może z paroma wyjątkami, ale generalnie był zadowolony z zespołu z jakim przyszło mu kooperować. Kolejne jego kampanie kończyły się sukcesami. Był dobry w tym co robi i Mariusz doceniał to pokaźnymi premiami. Lubił wyzwania i podejmował się nawet najbardziej absurdalnych projektów. Niemniej ta praca była bardzo wymagająca. Absorbowała go bez reszty i była czasochłonna. Ula siedziała w domu. Co prawda jej zwolnienie skończyło się już kilka tygodni temu, ale ustalili, że do czasu narodzin nie będzie pracować. On zarabiał przyzwoicie, a ona musiała dbać o siebie. Poza tym nikt nie zatrudniłby kobiety w ciąży. Całe dnie spędzała więc na gotowaniu obiadów, spotkaniach z przyjaciółkami i wspieraniu Maćka w PRO-S. Kiedy tylko mogła jeździła też do Rysiowa, by pomagać ojcu i by Beatka nie czuła się odtrącona i zapomniana.
Od trzech tygodni Marek zajmował się jakąś wielką kampanią. Praktycznie się nie widywali. Pracował po trzynaście, czternaście godzin dziennie, nawet w soboty. Niedziele teoretycznie mięli spędzać razem. Teoretycznie. Bo jak już był w domu, to albo odsypiał, albo ślęczał nad laptopem. Mówiła mu, że się przepracowuje, że ma ochotę na najzwyklejszy w świecie spacer u jego boku. Tłumaczył, że to niebawem się skończy, a ten kontrakt jest wiele wart. Tłumaczył jej, że jeszcze kilkanaście takich kampanii i bez konieczności barania ogromnego kredytu będą mogli pozwolić sobie na dom pod Warszawą. Starała się to znosić. Udawało jej się przez kolejne dwa tygodnie jakoś to sobie tłumaczyć. Miała dość.
Był czwartkowy wieczór. Spojrzała na zegar, wskazywał dwudziestą pierwszą, a jego wciąż nie było. Kwadrans później usłyszała brzdęk zamka. Zdziwił się widząc łunę światła dochodzącą z salonu. Zastał ją na sofie z podkulonymi nogami i kubkiem herbaty w ręku.
- Cześć kochanie, czemu nie śpisz? – cmoknął ją w policzek dosiadając się obok. Przyjrzała mu się uważnie. Widać było, że jest zmęczony. Powolnym ruchem rozwiązał krawat rzucając go na stojący obok fotel –
- Czekam na ciebie, musimy porozmawiać.
- Stało się coś? Coś z dzieckiem? Źle się czujesz? – zaniepokojony zasypywał ją gradem pytań
- Nie – odetchnął – Czy naprawdę muszę się źle poczuć, żeby mieć pretekst do rozmowy z tobą?
- Nie – odarł i przetarł dłonią swoją twarz, ziewając przy tym – O matko, jestem padnięty. Może przełożymy tą rozmowę na weekend, co? Marzę o prysznicu.
- Marek, czy ty naprawdę tego nie widzisz? - zapytała smutno
- Czego?
- Oddalamy się od siebie. Kiedy ostatni raz byliśmy razem w kinie, na zakupach czy na spacerze, gdziekolwiek? Kiedy ostatni raz byliśmy razem w Rysiowie, u Seby i Violki? Kiedy ostatni raz widzieliśmy się z twoją mamą? Kiedy ostatni raz jedliśmy razem śniadanie? – mówiła z żalem – Kiedy ostatni raz się kochaliśmy? – dodała ciszej
- Ula… - chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu szansy
- Nie pamiętam. Albo cię nie ma, albo jesteś zmęczony. Gdy zasypiam jeszcze cię  nie ma, gdy się budzę ty jesteś już w firmie.
- Wiesz przecież, że nie robię tego specjalnie. Trafił się dobry kontrakt, chciałem zarobić poważne pieniądze, by zapewnić wam odpowiednie warunki
- Wiem – odparła, głaszcząc jego policzek – Ale ja nie potrzebuję willi pod miastem. Mogę mieszkać w wynajętym mieszkaniu do końca życia, albo w przyciasnej kawalerce. Nie potrzebuję wakacji na Bali, wystarczy mi domek letniskowy nad Zalewem Zegrzyńskim. Nie muszę jeździć Lexusem, wystarczy mi autobus, ale chcę, żebyś przy mnie był. Chcę się przy tobie budzić i zasypiać w twoich ramionach. Chcę spędzać z tobą weekendy. Potrzebuję cię. I nasze dziecko też będzie ciebie potrzebować. Drogimi zabawkami nie wynagrodzisz mu swojej nieobecności.
- Przepraszam – zatonął w jej błękitnych tęczówkach i dostrzegł w nich tęsknotę. Miała rację, w ostatnim czasie skupił się wyłącznie na pracy totalnie zapominając o tym, że ma u swojego boku cudowną kobietę, która potrzebuje tego, żeby przy niej był – Faktycznie, ostatnio cię zaniedbywałem. Muszę zwolnić tempo. Zamykamy już ten projekt. Jutro pojadę do biura na kilka godzin i pogadam z Mariuszem bym mógł pracować w domu. Zgoda? – zapytał posyłając jej uśmiech, który uwielbiała
- Zgoda – odparła z ulgą. Przylgnął do jej ust. Całował namiętnie, zachłannie. Rozwiązał jej szlafrok, zsuwając go z jej ramion.
- Byłeś zmęczony – powiedziała z rozbawieniem, mocniej przytulając go do siebie
- Nadal… jestem…- mówił między kolejnymi pocałunkami, które składał na jej szyi, piersiach – ale… nie… aż tak… bardzo… - wziął ją na ręce i ruszył w kierunku sypialni – marzyłem o tym – znów zaatakował jej usta.
W piątek zgodnie z obietnicą wrócił wcześniej. Już o szesnastej siadali do późnego obiadu. W sobotę zabrał ją na wycieczkę za miasto, a niedziele spędzili w domowym zaciszu. Największa frajdę sprawiło im wspólne gotowanie, które co chwilę przerywali słodkimi pocałunkami. Znów było tak, jak dawniej. Poniedziałkowy poranek był taki, na jaki czekała od dawna. Spała wtulona w jego ramiona. Marek od kilku dobrych minut nie spał przyglądając jej się uważnie. On też tęsknił za takimi chwilami. Przebudziła się. Znów mógł wpatrywać się w błękit jej oczu.
- Uwielbiam takie poranki – wyszeptała
- Ja też – zaatakował jej usta.
Zjedli śniadanie w łóżku. Dzień rozpoczął się fantastycznie, ale praca czekała. Usiadł w gabinecie nad laptopem. Odebrał kilka maili, zabrał się za rozpisywanie jakiś danych. Zadzwoniła jego komórka. Nie odebrał. Telefon zadzwonił kolejny raz. I drugi i trzeci. Wyciszył dzwonki.

czwartek, 4 kwietnia 2013

'Kocham Was' VII

Od kilku dni siedział w domu. Troskliwie się nią opiekował. Przygotowywał soki z warzyw i owoców, zabierał na spacery. Na pytania Uli o jego plany zawodowe odpowiadał, że ma czas, że nie musi się spieszyć, że mają oszczędności. Sam świetnie zdawał sobie sprawę, że nie będą mogli żyć z nich w nieskończoność, ale nie bardzo wiedział, gdzie się zatrudnić. Wiedział co dzieje się na rynku. Był kryzys. Pracodawcy nie pukali do drzwi potencjalnych pracowników. Poza tym on tak naprawdę nie miał ogromnego doświadczenia i na niewielu rzeczach się znał. Jego praca od samego początku wiązała się z FD, a specjalistów od promocji było na rynku bez liku. Czekał na wieści od Sebastiana. Miał popytać wśród znajomych. Sam również próbował odnowić stare kontakty. Ulka naciskała, by zajął się PROS. Tłumaczyła, że Maciek potrzebuje pomocy, a ona ze względu na ciąże nie będzie mogła go odciążyć. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Maciek daje sobie radę sam. Poprosił, by umówiła go z Szymczykiem w połowie przyszłego tygodnia. Nie podejmie pracy w PROS, tego był pewny, ale pewny był również tego, że Aleks nie będzie chciał kontynuować współpracy z firmą Uli. Musiał im pomóc i zabezpieczyć ich nowymi umowami. W poniedziałek rano odebrał telefon od Ani. Poinformowała go, że następnego dnia w południe ma się odbyć posiedzenie zarządu. ‘No tak, bezkrólewie nie może trwać wiecznie’ pomyślał. Wiedział, że po raz ostatni będzie uczestniczył w posiedzeniu udziałowców.
Zjawił się w firmie chwilę przed dwunastą. Nie chciał z nikim rozmawiać, nikomu się tłumaczyć. Widział te spojrzenia pracowników, słyszał szepty, które wyrażały nadzieję, że wróci, że uchroni ich przed Aleksem. Świetnie zdawał sobie sprawę, że jego niedoszły szwagier nie jest typem szefa, który zyska poparcie załogi. Nie miał wyjścia. Podjął decyzję i będzie się jej konsekwentnie trzymał. Gdy ma wybierać między firmą, a Ulą oczywistym było, że wybierze to drugie. Wszedł do konferencyjnej. Wszyscy już czekali. Przywitał się ogólnym ‘dzień dobry’ i zajął swoje miejsce, nawet nie spoglądając w stronę ojca. Zaczęło się
- Jak wiecie kilka dni temu złożyłem rezygnację ze stanowiska prezesa…
- Doprowadziłeś firmę do ruiny, a teraz uciekasz?- Aleks wszedł mu w słowo
- Słucham?- Marek był zaskoczony, skąd Febo wysuwa takie wnioski, przecież raport mówił co innego
- Otóż nie wiem czy wiesz, twoja protegowana Brzydula pisząc dla nas raport trochę się pomyliła w wyliczeniach. Śmiem twierdzić, że celowo! – tego się nie spodziewał, jakim cudem on się do tego dokopał… Trudno. Sto procent prawdy.
- Masz rację – przyznał otwarcie, czym zaskoczył wszystkich zgromadzonych – poprosiłem Ulę o sfałszowanie raportu – Krzysztof milczał, Paulina również.
- I teraz uciekasz jak szczur! – Febo nie przestawał atakować
- Nie. Odchodzę z powodów osobistych i wybacz, nie będę się nimi z tobą dzielił!
- Jasne! Ale z wyników firmy będziesz się musiał wytłumaczyć! I ty i ta twoja sekretareczka. Proponuję zrobić godzinną przerwę, żebyś mógł ją ściągnąć do firmy, bo z tego co wiem jest na zwolnieniu
- Nikogo nie będę ściągał, sam się mogę z tego wytłumaczyć – powiedział spokojnie
- Możesz, ale to ona podpisała się pod raportem i to ona go napisała. Nie widzę powodu by miała uniknąć konfrontacji z zarządem…
- A ja widzę. Jak słusznie zauważyłeś Ula jest na zwolnieniu…
- Ale chyba nie jest obłożnie chora, by nie mogła przyjechać do nas na godzinę, zwłaszcza, gdy ciążą na niej zarzuty fałszerstwa!
- Ula jest w ciąży i potrzebuje spokoju i ja zamierzam jej ten spokój zapewnić! – zapanowała cisza. Wszyscy wpatrywali się w Dobrzańskiego juniora. Krzysztof nie sądził, że jego syn powie to głośno. Aleks zaśmiał się tylko kpiąco, a wzrok Pauliny ciskał piorunami. Odezwała się po raz pierwszy tego dnia
- No chyba nie chcesz powiedzieć, że zrobiłeś Brzyduli bachora!? – wrzasnęła
- To właśnie chcę powiedzieć – odparł spokojnie nie zważając na wyraz twarzy ojca – I trochę szacunku. Przypominam, że mówisz o moim dziecku i mojej przyszłej żonie – powiedział wpatrując się jej prosto w oczy beznamiętnym wzrokiem. Febo nie wytrzymała. Poderwała się i pośpiesznie opuściła konferencyjną, trzaskając drzwiami.
- Jak to dobrze, że moja siostra się w porę opamiętała z tym ślubem – rzucił Aleks – proponuję zrobić dziesięć minut przerwy – wyszedł za Włoszką. Dobrzańscy zostali sami. Marek także ruszył w kierunku drzwi
- Synu, zaczekaj – usłyszał za plecami. Stanął w miejscu, wziął głęboki oddech i odwrócił się stając z seniorem twarzą w twarz
- Ty już nie masz syna – powiedział pełnym bólu głosem i wyszedł z zamiarem złapania oddechu w gabinecie Olszańskiego
Przerwa się skończyła i znów usiedli wokół podświetlanego stołu.
- To co z tym raportem? – odezwał się Krzysztof – jaka jest sytuacja firmy?
- Wychodzimy na prostą, ale trwa to niestety dłużej niż zakładałem. Potrzebne są jeszcze jakieś trzy miesiące, byśmy osiągnęli zakładane zyski.
- Świetnie! – kpiąco odparł Febo – to jak zamierzasz wyprowadzić firmę z kryzysu?
- Ja nie będę jej wyprowadzał. Nie jestem już prezesem.
- Świetnie, to może od razu wybierzemy nowego – powiedział ze sztucznym uśmiechem
- Już nawet wiem, kto będzie najlepszym kandydatem – zaśmiał się złośliwie
- A żebyś wiedział, że najlepszym. I na pewno takim, który nie ucieknie z tonącego okrętu. Robisz uniki jako prezes, ale jako współwłaściciel również ponosisz odpowiedzialność! – grzmiał Włoch
- Właśnie chciałem coś na ten temat powiedzieć… Jest jeszcze jedna sprawa. Firma PRO-S wzięła dla nas dwa kredyty. Pozwoliły one uratować kontrakt z reprezentacją i kilka innych projektów. Spłata tych kredytów odbywa się płynnie. Raty nie są kolosalnie duże. Pilnowałem spłaty jako prezes, teraz zobowiązania wobec pomocnej nam spółki przejmie nowy prezes. Chciałbym, żeby zarząd podpisał się pod dokumentem, który zabezpiecza spłatę tych kredytów. Zaprzyjaźniony prawnik przygotował mi stosowne dokumenty. Wszyscy wiemy, że firma była wówczas w trudnej sytuacji, a zaciągnięcie kredytu bankowego było niemożliwe.
- Ty zaciągnąłeś zobowiązania, to może ty powinieneś je spłacać z dywidend, które firma przekazuje ci jako współwłaścicielowi.
- Nie będę ich spłacał, bo nie będę już współwłaścicielem. O ile podpiszecie ten dokument – mówiąc to wyciągnął z teczki kartkę papieru – ja zrzeknę się udziałów w firmie.
- Słucham? – Krzysztof nie krył swojego zdumienia
- Ty zwariowałeś? – Aleks również był zaskoczony, ale przebiegły uśmieszek zagościł na jego twarzy. Jak się pozbędzie Mareczka urobi Krzysztofa i przejmie pełną kontrolę nad firmą.
- Nie, taką decyzję podjąłem. Interesuje mnie tylko spłata tych kredytów.
- A co ty się tak martwisz o jakąś pierwszą lepszą firmę, która pożyczyła nam kasę? – dociekał Febo
- Bo jak sam słusznie zauważyłeś, pożyczyli nam pieniądze, chociaż wcale nie musieli.
- Dobrze, ja mogę to podpisać nawet teraz – mówić to Włoch chwycił za długopis. Podpis, bez słowa, złożyła również jego siostra. Teraz kartka papieru wylądowała przed Krzysztofem. Przyjrzał jej się uważnie i strapiony spojrzał na syna. Marek ani drgnął.
- Marek, przecież to twoje jedyne źródło dochodów – powiedział cicho
- Nie potrzebuję twoich pieniędzy – odparł nawet na niego nie spoglądając i podsunął mu udziały i akt notarialny. Dobrzański nie miał wyboru. Podpisał dokument, który Marek szybko schował do teczki i pośpiesznie pakując swoje rzeczy opuścił gabinet, rzucając w drzwiach jedynie ‘powodzenia’.
Szybkim krokiem przemierzył korytarz. Stanął w windzie i nie ukrywał, że było mu żal. Opuszczał budynek, w którym wszystko się zaczęło. Tu była jego jedyna praca, kolejne stanowiska, awanse, pierwsze sukcesy i… Ula. To dzięki FD się spotkali. Przed firmą spotkał Sebę. Nawet nie miał ochoty z nim rozmawiać. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu i najzwyczajniej w świecie przytulić się do Ulki.
- Idziesz już? – zapytał Olszański, gdy jego przyjaciel pakował się do samochodu
- Tak. Nic mnie już nie łączy z tą firmą oprócz nazwiska – odparł smutno. Sebastian poklepał go po plecach.
- Stary, głowa do góry. Chyba załatwiłem ci robotę – rzekł dumnie
- Jaką robotę?
- Rozmawiałem z Mariuszem – Dobrzański zrobił zdezorientowaną minę nie mogą sobie przypomnieć o kogo może chodzić – Mariusz Konarzewski, nie pamiętasz? Studiowaliśmy razem.
- A tak, pamiętam! No i co z nim?
- Prowadzi firmę reklamową. Duże, małe kampanie, sklepy, szampony, imprezy. Potrzebuje ludzi od promocji, a przecież ty przez lata zajmowałeś się promocją FD. Tu masz do niego namiary – podał mu wizytówkę – W tym tygodniu jest w Madrycie, ale obiecałem, że odezwiesz się do niego w przyszłą środę.
- Dzięki stary – uśmiechnął się blado – jesteś prawdziwym przyjacielem – uścisnął dłoń kumpla. Wsiadł do auta i ruszył w kierunku Saskiej Kępy.
Ula właśnie brała kąpiel, gdy Dobrzański wrócił do domu. Zastała go siedzącego na kanapie. Od razu zauważyła, że jest w innym świecie. Obok niej był ciałem. Duchem gdzieś daleko, w miejscu o którym nie chciał jej powiedzieć. Widziała, że się męczy, wiedziała, że się coś stało. Chciała mu pomóc, a on milczał. Trochę było jej smutno, że nie chce dzielić się z nią swoimi problemami. A przecież to już nie były tylko jego problemy. Byli razem, więc jego problemy były ich problemami. Powinni się wspierać i przeżywać wspólnie chwile szczęścia ale i smutku. Obiecała jednak nie pytać i starała się słowa dotrzymać. Wierzyła, że kiedyś sam się otworzy i powie jej otwarcie co się wydarzyło tamtego popołudnia, od kiedy wszystko się zmieniło. Dostrzegł ją stojącą w progu salonu. ‘Chodź tu do mnie’ padło z jego ust i już po chwili siedziała obok niego, wtulona w jego ciało. Chłonął jej ciepło, jej zapach i odnajdywał ukojenie. Po tym ciężkim dniu nie potrzebował niczego innego, jak jej obecności. Była przy nim i był szczęśliwy. Milczeli. Ważne, że byli razem.
Następnego dnia spotkał się z Maćkiem. Od tamtej pamiętnej rozmowy kilkanaście dni temu Szymczyk faktycznie zaczął go lepiej traktować. ‘Kto wie, może się jeszcze kiedyś zaprzyjaźnimy’ przebiegło przez głowę Marka. Pamiętał początki ich znajomości. Te wrogie spojrzenia. Najpierw w osobie Maćka doszukiwał się pomywacza, który chce go okraść i steruje Ulką jak samochodzikiem. Później brał go za konkurencję. Wiedział, że Szymczyk ma go za lowelasa, który łamie serca niewinnym dziewczynom. W końcu obaj potrafili się dogadać. Zrozumieli, że obu chodzi o szczęście Uli. Jeden był i zawsze będzie jej przyjacielem. Drugi był jej szefem, przyjacielem, ojcem jej dziecka i życiowym partnerem. Każdy znalazł swoje miejsce w jej życiu.
Wspólnie z Szymczykiem ustalili, że PRO-S powinno rozszerzyć działalność i swoim zasięgiem objąć również inne firmy. Kontrakt z FD wygasał w przyszłym roku, a poza tym obaj nie mieli pewności, czy Febo nie będzie chciał rozwiązać umowy wcześniej. Marek postanowił zadzwonić do kilku firm modowych. Z dwoma prezesami był w bardzo dobrych relacjach. Kolejnych trzech poznał całkiem niedawno. Charytatywne turnieje tenisowe i targi mody na coś się zdały. Podzwonił i wykorzystując kontakty i urok osobisty umówił szereg spotkań na najbliższe trzy dni. Głównym kontrahentem był tutaj Maciek występujący w imieniu pani prezes. Marek był tylko osobą, która otwiera różne drzwi, która swoim nazwiskiem potwierdza rzetelność tej niewielkiej, acz prężnie działającej firmy. Dobrze, że Szymczyk załatwił miesiąc temu większy magazyn. Dzięki Markowi PRO-S miało rozszerzyć ofertę o ubrania Fox Fashion, Prima Moda,  Luka&Basten i Karizma Fashion. Te cztery kontrakty gwarantowały im ogromne zyski i spokojną przyszłość. Maciek był wdzięczny Dobrzańskiemu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby nie były prezes, nigdy nie udałoby mu się podpisać tak lukratywnych kontraktów. Nikt nie chciał by rozmawiać z człowiekiem, który reprezentuje jakąś firmę, o tajemniczo brzmiącej nazwie PRO-S. Dobrzański spisał się na medal i był w siebie dumny.
Wszystko powoli zaczynało wychodzić na prostą. Z nadzieją i optymizmem czekał na zbliżający się tydzień. Liczył, że uda mu się nawiązać współpracę z Mariuszem. A oprócz spraw zawodowych, czekał również na ważne wydarzenie w ich życiu prywatnym. Na piątek byli umówieni z jego matką. Pierwsze spotkanie dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. Miał nadzieję, że znajdą wspólny język, że się polubią, a przede wszystkim, że matka w pełni zaakceptuje jego wybór.