B

niedziela, 17 stycznia 2021

'Niebezpieczna gra' III

 Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Ona próbowała przetrawić te rewelacje i poukładać wszystko w głowie. On chciał nieco wyciszyć szalejące emocje, które ten powrót do przeszłości wywołał.

- Jestem wstrząśnięta pana opowieścią – odezwała się wreszcie – Przepraszam, że przeze mnie wrócił pan do bolesnej przeszłości. Nie to było moim zamiarem.  

- W końcu będę musiał ostatecznie zamknąć ten rozdział i nauczyć się rozmawiać o tym z należytą obojętnością – westchnął wymownie - Czasu nie da się cofnąć. Stało się to, co się stało – wzruszył ramionami - Trzeba iść do przodu.

- Cieszy mnie to – posłała mu uśmiech pełen ciepła i sympatii – I dziękuję, że mi pan o tym opowiedział. Część faktów znałam z rozmów z pana dawnymi współpracownikami. Którzy niewątpliwie wyrażali się o panu w samych superlatywach – spuścił głowę. Wciąż sobie wyrzucał, że zawiódł tak wiele osób, które mu zaufały – Ale nie miałam świadomości jak to dokładnie wyglądało.

- Nie zwierzałem się nikomu, zwłaszcza po moim odwołaniu. Jedyną osobą, która miała pełny obraz sytuacji był Sebastian Olszański, mój przyjaciel i ówczesny dyrektor HR

- Rozmawiałam z panem Olszańskim, ale stwierdził, że nie jest upoważniony do przekazywania mi tych informacji i skierował mnie do pana – obrzucił ją wyraźnie zaskoczonym spojrzeniem

- Nie wiedziałem, że się znacie

- Poznaliśmy się pod koniec ubiegłego miesiąca. Podobnie jak z wieloma pańskimi dawnymi pracownikami.

- Których zawiodłem – mruknął pod nosem

- Przy wielkim udziale pańskiego byłego wspólnika. Proszę nie być dla siebie tak krytycznym – uśmiechnęła się  ciepło - Jak pan wie kilkanaście tygodni temu zostałam właścicielką firmy – pokiwał głową – I pana opowieść rzuca zupełnie nowe światło na okoliczności przejęcia domu mody. Febo Fashion było w fatalnej kondycji finansowej. Ze sporymi długami, złą opinią. Myśmy to kupili za naprawdę symboliczną kwotę. W zasadzie jedyną wartość miał budynek przy Lwowskiej. W końcu to Centrum. Kto inny pewnie by go zburzył i postawił tam wyższy biurowiec albo ekskluzywny apartamentowiec, ale ja lubię wyzwania – słuchał jej z uwagą, marszcząc przy tym brwi  w charakterystycznym geście – Dlatego bardzo zależało mi na naszym spotkaniu. Chcę reaktywować firmę. Chciałabym wrócić do korzeni.

- Nie bardzo wiem, w czym miałbym pani pomóc

- Chciałabym wrócić do marki ‘Dobrzański’ – był wyraźnie zaskoczony

- Jak mam to rozumieć? – chrząknął, wiercąc się na krześle – Czego pani oczekuje? Wspominałem już, że nie mam siły i ochoty wracać do przeszłości. Poprosiła pani o spotkanie, zgodziłem się. Poprosiła pani o przedstawienie faktów, niechętnie, ale zgodziłem się na tę wycieczkę w najbardziej mroczne rejony mojej przeszłości – słyszała, że był coraz bardziej poirytowany – Ale doprawdy nie wiem, czego oczekuje pani więcej. Nie jestem zainteresowany żadną współpracą. Nie jestem zainteresowany powrotem do świata mody – wyartykułował dobitnie

- Rozumiem. Nie zamierzam namawiać pana na spółkę. Lubi pan Ptasie Mleczko? – zapytała nieoczekiwanie

- Słucham? – jego oczy były wielkości monety pięciozłotowej

- Albo Delicje Szampańskie? – spoglądał na nią, jak na osobę niespełna rozumu, kompletnie nie rozumiejąc do czego zmierza – Te produkty od dawien dawna kojarzone są z firmą Wedel. Tyle tylko, że od lat rodzina Wedlów nie jest już ich właścicielem, a prawo do marki przejęło kilka innych firm. Wedel kojarzony jest z jakością, starymi, sprawdzonymi słodyczami, które cieszyły podniebienia od wielu, wielu lat, nie tylko Polaków. Właścicielem są teraz jednak zagraniczne koncerny. Mnie zależy na czymś podobnym. Chciałabym odbudować firmę. I nieskromnie powiem, że przez te kilka tygodni udało mi się zaprosić do współpracy prawie połowę pana załogi. Z kilkunastoma kolejnymi osobami jestem umówiona w przyszłym tygodniu na rozmowy i po cichu liczę na to, że skoro zgodzili się spotkać, przyjmą również moje warunki. Marka Febo&Dobrzański kojarzyła się z wysoką jakością, klasą. Były to dobre projekty, solidne wykonanie. Nie ukrywam, że wprowadzając nową markę na rynek miałabym z jednej strony czystą kartę, ale i trudniejsze zadanie. Ludzie są nieufni. Przeprowadziłam badania rynku i wielu klientów wciąż wyraża pochlebne opinie o państwa kolekcjach. O ile Febo Fashion kompletnie się zdyskredytowało na rynku, o tyle nazwisko Dobrzański jest bardzo dobrze kojarzone. Firma za czasów pana ojca, a później również pana, oferowała tekstylia najwyższej jakości. Dobrzański Fashion to szyk i elegancja. Stąd moja propozycja, bym mogła działać pod częścią dawnej nazwy. Chcę by kolekcja, która powstanie miała na metce markę Dobrzański Fashion. I proponuję panu za to pięć procent zysku.

- Przykro mi, nie jestem zainteresowany – odparł zdecydowanie i ewidentnie zaczął się zbierać do wyjścia

- Ok, dziesięć procent.  

- Ja nie próbuję negocjować – huknął na nią zdenerwowany, ale szybko się zreflektował, że jego ton był nie na miejscu – Przepraszam – chrząknął – Po prostu to zamknięty rozdział mojego życia i nie chcę do tego wracać

- Chciałam panu zaproponować nadzór nad całym procesem powstawania kolekcji, tak by miał pan pewność, że ubrania które będą kojarzone z pana nazwiskiem są najwyższej jakości. Jeśli oczywiście pan sobie tego nie życzy, nie będę pana zmuszać. Może być pan jednak pewien, że dopilnuję wszystkiego osobiście. Kolekcję najprawdopodobniej będzie tworzył Pshemko. Jesteśmy już po wstępnych rozmowach. To moja wizytówka – położyła przed nim niewielki kartonik z kilkoma zadrukowanymi linijkami – Proszę na spokojnie przemyśleć moją propozycję. Proszę się zastanowić, czy mógłby mi pan dać zielone światło. Proszę porozmawiać z tatą. Mam czyste intencje i chętnie moją  dokładną koncepcję przedstawię obu panom.

- To nie będzie możliwe. Mój ojciec zmarł cztery miesiące temu – rzekł z wyraźnym bólem

- Bardzo przepraszam. Nie wiedziałam. Nikt z firmy mi o tym nie wspomniał – wyraźnie się zakłopotała

- Bo nikt nie wiedział. Pogrzeb miał charakter bardzo rodzinny. Nie chcieliśmy zamieszania, fałszywego współczucia. To był dla nas bardzo trudny okres. 

- Rozumiem – wstawał od stołu, gdy zatrzymała go kładąc swoją dłoń na jego. Zaskoczył go ten gest – Panie Marku, może ta kolekcja będzie świetną okazją do oddania hołdu pańskiemu ojcu, jako założycielowi firmy – spojrzała na niego z nadzieją - Myślę, że pan Krzysztof byłby zadowolony, gdyby o firmie Dobrzański znów mówiło się dobrze. Proszę o tym pomyśleć. Będę czekała na pański telefon w przyszłym tygodniu – nie skomentował tego. Rzucając jedynie krótkie ‘do widzenia’ ruszył w kierunku wyjścia na parking. Odprowadziła go wzrokiem licząc na to, że za kilka dni się do niej odezwie.

piątek, 8 stycznia 2021

'Niebezpieczna gra' II

W Nowym Roku bądźcie zdrowi i szczęśliwi! 


 - Nie wiem, ile pani wie i od kogo posiada pani te informacje – chciała się odezwać, ale nie czekając na odpowiedź, zaczął swoją opowieść ze wzrokiem wbitym w blat stolika – Kilka lat temu mój ojciec zaczął mieć problemy zdrowotne. Problemy z sercem u pana po sześćdziesiątce zazwyczaj bywają na tyle poważne, że należy mocno zwolnić, jeśli chce się jeszcze trochę pożyć. Mój ojciec postanowił stery w firmie przekazać młodszemu pokoleniu. Jestem jedynakiem. Drudzy współwłaściciele, którzy zakładali z moim ojcem tę firmę zginęli w wypadku lotniczym wiele lat temu i zostawili po sobie córkę i syna. Paula nigdy jakoś specjalnie nie była zainteresowana pracą w FD. Po ukończeniu studiów zajmowała się dodatkami, kwestiami wizerunkowymi, promocją, ale po kilku latach ją to znudziło, wyjechała na stałe do Włoch i tam założyła rodzinę. Wtedy też zrzekła się swojej części udziałów na rzecz brata. Aleks skończył ekonomię i jeszcze za rządów mojego ojca był odpowiedzialny za finanse. Tuż po studiach był przez krótki okres asystentem głównego księgowego, a gdy ten odszedł na emeryturę zajął jego miejsce. Dwa lata później został dyrektorem finansowym. Ojciec odchodząc z pracy ogłosił konkurs na stanowisko prezes. Dla mnie i dla Aleksa. Żadna wojna na noże. Zwykłe porównanie dwóch wizji rozwoju firmy. Ojciec nie chciał byśmy stali w miejscu i bazowali jedynie na tym, co on wpracował przez ostatnie ćwierć wieku. Powołał trzech niezależnych ekspertów, którzy jednogłośnie opowiedzieli się za moją koncepcją. Moja współpraca z Aleksem układała się naprawdę dobrze. Realizowaliśmy kolejne punkty z mojego planu, a marka Febo&Dobrzański umacniała się na rynku.

- Aż do roku dwa tysiące szesnastego – wtrąciła się, tym samym wyrywając go ze świata wspomnień. Spojrzał na nią lekko nieobecnym wzrokiem

- Słucham? – wlepił w nią wzrok, jakby próbując coś wyczytać z błękitnych tęczówek

- Mówię, że finansowa sytuacja firmy zaczęła się pogarszać nieco ponad rok przed pana odejściem. Tak przynajmniej wynika z dokumentów, z którymi udało mi się zapoznać

- Odejściem – prychnął pod nosem, zaciskając wargę zębami tak mocno, że naprawdę niewiele brakowało, by zaczęła z niej lecieć krew – Przed moim odwołaniem – w tych trzech słowach było tyle bólu, że trochę zaczynała żałować, że nakłoniła go do tej rozmowy. Mimo, że minęły trzy lata, najwyraźniej dla niego była to wciąż bolesna porażka. W jego głowie niczym filmowe klatki zaczęły przewijać się obrazy tamtego posiedzenia zarządu. To, jak wypadł z sali konferencyjnej niczym zranione zwierzę, a największym wyzwaniem było to, by nie rozpłakać się na środku korytarza. Pod jego adresem padł szereg zarzutów, oskarżeń, a jemu nawet nie dano szansy na obronę. Miał wrażenie, że wszystko, co się wokół niego dzieje, to jakiś Matrix. Koszmar, z którego zaraz się obudzi. W jednej sekundzie stracił wszystko, co miał. Stracił firmę, którą przez lata, cegiełka po cegiełce budował jego ojciec. Dał się podejść jak dziecko. Wciąż przed oczami miał te pytające spojrzenia pracowników, którzy kompletnie nie mieli pojęcia, co wydarzyło się za drzwiami sali konferencyjnej i jakie to będzie miało dla nich konsekwencje. Gdy jego przyjaciel Sebastian zadał mu pytanie, co się stało, rzucił mu jedynie krótkie, acz tak wiele mówiące ‘mnie już nie ma’. Zamknął się w gabinecie pospiesznie wrzucając do pudełka swoje rzeczy. Sceny, które zazwyczaj oglądał w amerykańskich filmach, były teraz częścią jego życia. On też z niewielkim kartonem pod pachą opuszczał mury budynku, z którym wiązało się całe jego życie. Zdumienie na twarzach ludzi, których znał od dziecka, których zatrudniał jeszcze jego ojciec, pełne satysfakcji spojrzenie i kpiący uśmiech na twarzy Aleksa, to ostatnie obrazki z tamtego dnia, jakie pamiętał. A później już tylko chłód łez spływających po policzkach, gdy zjeżdżał windą i pakował karton do auta. Wciąż się zastanawiał jakim cudem udało mu się dojechać do domu nie powodując żadnego wypadku czy choćby kolizji. Był jak w amoku.

- Przepraszam – znów jej głos sprowadził go na ziemię – Nie powinnam przywoływać przykrych wspomnień.

- Chyba facet w moim wieku nie powinien być tak sentymentalny – zaśmiał się gorzko pod nosem – Tak, jak pani słusznie zauważyła, zaczęliśmy mieć problemy finansowe. Ogólnoświatowe tendencje nie były sprzyjające firmom modowym, zawarliśmy kilka niekorzystnych umów, między innymi z jednym z dostawców, który opóźniając dostawy i dostarczając materiały niskiej jakości niemal całkowicie rozwalił nasz harmonogram, sparaliżował naszą wiosenną kolekcję. Nakręciła się spirala, która spowodowała, że wpadaliśmy w coraz większe kłopoty. Konto firmowe świeciło pustkami, choć wedle mojej najlepszej wiedzy powinniśmy mieć spore oszczędności po kilku latach, kiedy to byliśmy mocno na plusie. Nie mam dowodów, ale patrząc na to z perspektywy czasu, Aleks od roku, może dwóch musiał wyprowadzać z firmy pieniądze. Mój błąd, że tego nie kontrolowałem, wierząc, że mój przyrodni brat nie będzie zdolny okradać własnej firmy. Ufałem za bardzo. Później plan naprawczy, szybkie szukanie rozwiązań i ratowanie firmy. Kilkanaście tygodni głębokiego kryzysu. I wtedy pojawił się inwestor. Odsprzedaliśmy po pięć procent udziałów otrzymując w zamian spory zastrzyk gotówki. Szybko się okazało, że to było zaplanowane, że inwestor był podstawiony, że miał tylko pomóc Febo w przejęciu pakietu kontrolnego. Aleks i Scacci mieli większość i podczas pierwszego wspólnego zarządu mnie odwołali. Oskarżyli przy tym o działanie na szkodę firmy, podpisanie niekorzystnych umów, zdefraudowanie ogromnych sum.  Nie bardzo miałem jak się bronić, bo na większości umów rzeczywiście były moje podpisy. Gdy się zorientowałem, co mogło być grane nie miałem już jak tego sprawdzić, nie miałem wstępu na teren firmy. Strasząc mnie prokuratorem, sądem, komornikiem, Aleks nakłonił mnie do sprzedaży udziałów za siedemdziesiąt pięć procent ich wartości. Byłem pod ścianą. Nie miałem innego wyjścia. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało. Nie dlatego, że wiedziałem, że bez dostępu do dokumentów będzie mi ciężko udowodnić swoją niewinność. Po prostu byłem wtedy wrakiem człowieka i chciałem się po prostu jak najszybciej uwolnić z tej chorej sytuacji. Zresztą Aleks bardzo szybko zaczął podejmować takie ruchy, że nie było sensu. Nie było czego ratować