- Nie lubię wyjeżdżać bez ciebie
– skarżył się, gdy stali objęci w hali odlotów warszawskiego Okęcia. Zaśmiała
się w duchu. W tym momencie tak bardzo przypominał jej Damiana, który narzekał
na fakt, że w poniedziałki również trzeba chodzić do szkoły. ‘Mój cudowny
chłopiec. Nie, nie. Chłopcem to on już z pewnością nie jest’ poczuła dziwny
napływ gorąca.
- Ja też nie lubię gdy wyjeżdżasz,
ale to tylko dwa dni i jedna noc – szepnęła do jego ucha – Obiecuję ci, że
spędzimy razem czas po moim powrocie od rodziców
- Ja już nawet wiem jak –
spojrzał na nią z cwaniackim uśmiechem
- A ty tylko o jednym –
roześmiała się radośnie szturchając go w ramię
- Oj żebyś się nie zdziwiła,
kochanie. Żebyś się nie zdziwiła – bez słowa odwrócił się i ciągnąc walizkę
odszedł jakieś dwa, może trzy metry. Stała na środku, lekko zaskoczona jego
zachowaniem. Stanął, odwrócił się i obrzucając ją roziskrzonym wzrokiem
ponownie podszedł by łapczywie zaatakować jej wargi. Zarzuciła mu ręce na
szyje.
- Dzień dobry – niemal wydukała
mijając na korytarzu Helenę Dobrzańską. Gdy tylko ujrzała ją tuż przy
konferencyjnej nogi jej zmiękły. Miała ochotę skręcić i zamknąć się w tej
klitce, w której stała kserokopiarka, ale wiedziała, że to byłoby dziecinne.
Zwłaszcza, że Dobrzańska od pierwszej chwili ją dostrzegła, przyglądając jej się
w sposób chłodny i zdystansowany.
- Dzień dobry – odpowiedziała
wymijając Sosnowską. Pani dyrektor szybkim krokiem wróciła do gabinetu i nalała
sobie szklankę wody. ‘Czy teraz każde spotkanie z nią będzie kończyło się
wyskokiem ciśnienia i drżeniem dłoni? Ona mnie ewidentnie nie cierpi. Dopóki o
nas nie wiedziała starała się być uprzejma, teraz wręcz bije lodem po oczach’.
Usłyszała pukanie. Zaprosiła gościa sądząc, że to Dorota z kolejnymi tabelkami
do przejrzenia. Poczuła suchość w gardle, gdy w drzwiach stanęła matka Marka.
- Mogę zająć pani chwilę? –
zapytała i nie czekając na reakcję Sosnowskiej wygodnie rozsiadła się na białej
sofie – I poproszę szklankę wody – drżącą ręką nalała cieszy z karafki i
posłusznie postawiła przed gościem kryształową szklankę. Dobrzańska upiła łyk,
wciąż obserwując brunetkę przenikliwym wzrokiem. Atmosfera robiła się coraz
bardziej napięta. Ulka czuła się jak na dywaniku u dyrektorki za to, że obcięła
koleżance warkocz. – Kocha pani mojego syna?
- Pani Heleno – zaczęła
przygotowując się na trudną rozmowę, ale przerwał jej głos Dobrzańskiej
- Konkretnie – rzuciła dobitnie –
tak, czy nie?
- Tak – odpowiedziała
zdecydowanie tym razem wytrzymując wzrok kobiety siedzącej naprzeciw
- I zależy pani na jego
szczęściu?
- Tak – powtórzyła odpowiedź
- Mnie również – zapewniła – i
dlatego jestem zmuszona poprosić panią by zostawiła go pani w spokoju i nie
marnowała mu życia. Oczekuję, że po świętach, najdalej po Nowym Roku odejdzie
pani od niego. On co prawda mocno się zaangażował, ale porozpacza dzień, dwa,
może tydzień i znów będzie szczęśliwym chłopakiem – Sosnowska była zdumiona
zarówno prośbą, jak i tonem jakim została wyrażona. Nie, to w zasadzie nie była
prośba. To był rozkaz.
- Pani chyba nie zdaje sobie
sprawy, czego pani ode mnie wymaga – rzekła, wciąż analizują słowa, które padły
chwilę wcześniej
- Oczekuję, że obie zadbamy o
szczęśliwą przyszłość Marka – ton nieznoszący sprzeciwu był wyjątkowo dobrze
słyszalny.
- Wydaje mi się, że Marek jest ze
mną szczęśliwy – już teraz rozumiała skąd ta nagła wizyta Dobrzańskiej w
firmie. Tylko czekała kiedy Marek zniknie z pola widzenia. ‘A ja głupia
liczyłam, że ona naprawdę chce mnie lepiej poznać’.
- Być może teraz tak, ale czy
zastanawiała się pani, jak będzie wyglądało wasze, jego życie – poprawiła się
szybko – za piętnaście, dwadzieścia lat? Pani z pewnością będzie już babcią, a
on mężczyzną w sile wieku. To jeszcze młody chłopak, który nie do końca zdaje
sobie sprawę z tego na co się decyduje wchodząc w związek z panią i jakie mogą
być konsekwencje jego dzisiejszych wyborów za kilka, kilkanaście lat. Podobno
go pani kocha, a chce mu pani zmarnować życie? Nie dość, że pani jest starsza,
to na litość boską ma pani dwójkę dzieci – pierwszy raz tego dnia podniosła
głos - Szuka pani dla nich ojca?
- One już mają ojca – szybko
odbiła piłeczkę. Krew pulsowała w jej żyłach.
- Tak? – odparła z kpiną – I jak
zamieszkacie z Markiem razem to odeśle je pani do tatusia? Już nie wspominając
o tym, że mój syn zasługuje na to, żeby mieć dziecko. Swoje dziecko –
podkreśliła i zmierzyła Sosnowską od góry do dołu. Ulka miała świadomość, że
sympatii Heleny już nigdy nie wzbudzi. Jeszcze kilka dni temu miała nadzieję,
że może z dystansem, ale jednak Dobrzańscy ją zaakceptują. Dzisiejsza wizyta
odarła ją ze złudzeń. Najwyraźniej tylko przed Markiem Helena grała mamusię,
która nie przekreśla wyborów syna i daje im szansę. Wzięła głęboki oddech. Za
wszelką cenę starła się zachować spokój.
- Wydaje mi się, że Marek jest
dorosły i sam potrafi o sobie decydować. Tak samo, jak potrafi sam zdecydować z
kim chce sypiać, mieszkać i układać sobie życie. Proszę mu pozwolić żyć tak,
jak chce – miała nadzieję, że te kilka słów zakończą dyskusję, na którą nie
miała już siły.
- Sądziłam, że mnie zrozumiesz,
sama jesteś matką – zaczęła nad wyraz uprzejmie, z lekką troską, by po chwili
jej głos zamienił się w pełen pogardy – ale ty jesteś bezwzględną kobietą,
która po trupach dąży do celu. Marek jest jeszcze bardzo młody i bardzo głupi –
zerwała się z miejsca i szybko opuściła biuro dyrektora finansowego.
- A to podła suka! – grzmiała
Marta. Wieczorna konwersacja z przyjaciółką przyniosła jej ulgę. Musiała się
komuś wygadać. Była załamana przebiegiem dzisiejszej wizyty Dobrzańskiej.
Wcześniej miała jeszcze nadzieję na normalne relacje z jego rodzicami, na cień
akceptacji.
- I jeszcze na dodatek musiałam okłamać
Marka. Dzwonił godzinę temu, a ja gorliwie zapewniałam go, że miałam urwanie
głowy i jestem po prostu zmęczona – żaliła się
- Tu akurat dobrze zrobiłaś, bo
nie ma co bawić się w skarżypytę. Zresztą mamusia tylko na to czeka. On liczy
na jej dobre i szczere intencje, ty zaczniesz się jej czepiać, a ona będzie mu
nakładać do głowy, jaka z ciebie zła kobieta, która chce odciąć go od rodziny –
tłumaczyła – Pani Dobrzańska jest wyjątkowo cwaną przeciwniczką, dlatego trzeba
mieć odpowiednią strategię.
- Jaką strategię, o czym ty
mówisz? – kręciła głową ze zrozumieniem – Ja nie zamierzam iść z nią na wojnę.
Zresztą zastanawiam się, czy ona nie ma przypadkiem racji – wyjawiła swoje
obawy. Cały dzisiejszy wieczór, gdy tylko wróciła z pracy myślała o tej rozmowie
i słowach Heleny.
- Co? – bąknęła Marta
- No popatrz… ja będę miała
sześćdziesiąt jeden lat, on pięćdziesiąt. Ja będę myślała o emeryturze, a on o
podróży dookoła świata. Już nie wspominając o tym, że zdrowie może mi się
posypać. Nie chcę, by był moim pielęgniarzem. Może on faktycznie jest jeszcze
bardzo młody i nie myśli o konsekwencjach, o przyszłości.
- Weź przestań – Lewandowska
próbowała sprowadzić ją na ziemię – Nie słuchaj tego babsztyla! Facet jest
ewidentnie w tobie zadurzony. Tobie jest z nim dobrze. Gdyby każdy miał takie
podejście, to ludzie nie byliby w związkach. Ja też mogłam nie wychodzić za
Roberta, bo nie wiadomo, kto pierwszy podupadnie na zdrowiu i kto kim się
będzie opiekował. A co do różnicy wieku, nie wy pierwsi nie ostatni. Zdarzają
się związki z jeszcze większą różnicą i są bardzo szczęśliwe i bardzo trwałe.
- Tylko, że jego matka – zaczęła
z rezygnacją, ale przyjaciółka nie pozwoliła jej dokończyć zdania
- Jego mamusię powinnaś mieć w
głębokim poważaniu! Rób swoje, ciesz się tym związkiem, a ona może co najwyżej
stać z boku i się przyglądać. On jest w tobie zakochany, jest mu z tobą dobrze.
Jeśli będzie szczęśliwy gadanina mamusi nic nie zmieni. Rób dobrą minę i staraj
się, by to ona wychodziła na jędze, a nie żeby broń boże było odwrotnie.
Pamiętaj, że to ona nie akceptuje ciebie, a nie ty jej. I niech Marek sam się o
tym przekona. A jeśli mamusia każe mu otwarcie wybierać, może wreszcie chłopak
przejrzy na oczy. Resztę obgadamy jak przyjadę. Już się nie mogę doczekać
- Ja również. Bardzo mi ciebie
brakuje. Dzięki za wszystko. Dobrej nocy – zakończyła połączenie i położyła się
do łóżka. Miała cholerną ochotę się do niego przytulić. W takich chwilach jak
ta, gdy była kompletnie rozbita i było jej po prostu źle do szczęścia i osiągnięcia
spokoju potrzebowała jedynie jego głosu, ciepła i zapachu. Odliczała godziny do
jego przyjazdu. W duchu przyznawała Marcie rację. Dobrzańska nie będzie
kierować ich życiem i nie pozwoli by zniszczyła ich związek.
O dwunastej piętnaście wylądował
w Warszawie. Jeszcze przed wyjazdem ustalili, że przyjedzie do firmy taksówką.
Ula miała mieć spotkanie z dyrektorem banku i nie było sensu dezorganizować jej
kalendarza. Wjechał na piąte piętro i ciągnąc za sobą niewielką walizkę
skierował się do gabinetu. Stała z Milewską po drugiej stronie podpisując w
locie jakieś papiery. Dostrzegł ją i zatrzymał się na moment. Ich spojrzenia
się spotkały. Pełne miłości, tęsknoty, pragnienia. Ruszyła w jego kierunku
dziarskim krokiem.
- Cześć. Jak wyjazd? – zaczęła
pragnąc nie wzbudzać podejrzeń u jego sekretarek
- Cześć. Opowiem ci, zapraszam –
puścił ją przodem i szczelnie zamknął drzwi. Przyciągnął ją do siebie i
zachłannie wpił się w jej usta. Brakowało jej tchu, ale kompletnie o tym nie
myślała. Tęskniła za tymi żarliwymi pocałunkami. Wplotła palce w jego krótkie,
czarne włosy i wtedy usłyszeli pukanie do drzwi. Momentalnie się od siebie
oderwali. Nie czekając na ‘proszę’ do środka wparowała Violka.
- Ula, Kosierski na ciebie czeka
w konferencyjnej
- Ale przecież był umówiony
dopiero na jutro – próbowała zebrać myśli. Miała nadzieję, że Kubasińska się
nie zorientowała.
- Mówi, że jutro wylatuje do
Kanady i upiera się przy spotkaniu w dniu dzisiejszym
- Dzięki. Już do niego idę – gdy
drzwi za sekretarką się zamknęły ostatni raz pocałowała Dobrzańskiego i
niechętnie udała się w stronę konferencyjnej.
Zdążył wypić kawę oraz rozpakować
laptopa i dokumenty, gdy dwa krótkie dźwięki oznajmiły przyjście sms’a.
‘Co robisz?’
‘Siedzę i tęsknię za tobą. W
między czasie próbuję ogarnąć umowy’
‘Za trzy minuty u mnie w
gabinecie. Mam na ciebie taką ochotę, że zaczynam wariować’ – wiadomość
wywołała szeroki uśmiech na jego ustach. Był trochę zaskoczony jej
bezpośredniością. Miło zaskoczony. Zwykle to on wysyłał tak jednoznaczne
sygnały
‘Będę za dwie’
- Dorotko idź na lunch, ja sobie
ze wszystkim poradzę – zapewniła sekretarkę i tym samym pozbyła się
potencjalnego świadka ich schadzki. Po kilku chwilach drzwi się otworzyły.
Wciągnęła go do środka za krawat i musnęła usta.
- Boże, co ty ze mną robisz –
szepnęła wprost w jego wargi spragnione
pocałunków.
- I vis a vis – zaśmiał się i
przekręcił klucz w zamku. Objął ją mocno w pasie i ruszył w kierunku sofy.
Kończyli poprawiać elementy
swojej garderoby, gdy zadzwoniła jego komórka
- Tak Viola? – rzekł, gdy Ulka
poprawiała mu kołnierzyk śnieżnobiałej koszuli – Zaproponuj jej kawę. Powiedz,
że będę za kilka minut – rzucił i rozłączył się. Ula obrzuciła go pytającym
spojrzeniem – Moja mama czeka na mnie w gabinecie – ścisnęło ją w środku, ale
nie dała tego po sobie poznać. ‘Zaczyna się pilnowanie synusia’.
- Dobrze, że nie szukała cię
tutaj – zaczęła obejmując jego kark – Jeszcze by była zgorszona, że uwiodłam
jej syna w godzinach pracy – szepnęła zmysłowym tonem
- Ja nie narzekam – pocałował wrażliwe
miejsce za uchem – Zobaczymy się po pracy? Mam ochotę na powtórkę z rozrywki –
prawy kącik ust poszybował w górę
- Muszę odebrać Damiana z basenu,
a później obiecałam Mai naleśniki – spojrzała na niego przepraszająco
- To zrobimy inaczej. Ja go
odbiorę, ty w tym czasie zrobisz naleśniki. Zjemy sobie we czwórkę, a później
we dwójkę posiedzimy przy winku. I nawet nie chcę słyszeć odmowy – ostrzegawczo pogroził wskazującym palcem przed jej nosem
- Kocham cię – odparła wywołując
tym wyznaniem szeroki uśmiech na jego twarzy
- Ja ciebie też – zapewnił
Dzień przed Wigilią przyjechał z
nią po pracy. Miał dla dzieciaków świąteczne prezenty. Damian otrzymał rakietę
tenisową, którą był absolutnie zachwycony. Maja wielkiego pluszowego misia,
który najwyraźniej tak podbił jej serce, że zdecydowała się objąć za szyję
Dobrzańskiego i przytulić się do niego nieśmiało. Oboje byli jej zachowaniem
zaskoczeni, ale oboje poczuli również ulgę. Mała coraz bardziej się otwierała i
przekonywała do niego. Dla niej miał serduszko z białego złota na delikatnym
łańcuszku i pakiet bonów do Spa. Rozczuliły ją jego tłumaczenia, że się o nią
martwi, że się przepracowuje, że potrzebuje odrobinę wytchnienia przed napiętym
grafikiem związanym z pokazem. Ona też miała dla niego drobiazg. Ona również go
zaskoczyła. Już dawno zauważyła, że przestał używać swojego granatowego pióra.
Nie przyznał się, ale była przekonana, że je zgubił. Kupiła mu bardzo podobne.
Jaka ta Helena wredna. Ale dobrze że Ula posłuchała przyjaciółki. G ;-)
OdpowiedzUsuńHela ma zazwyczaj mało wdzięczną rolę ;)
UsuńCudowna część. Helena trochę przeginała, osiągając wręcz odwrotny efekt. Dzieci Marka już zaakceptowały i wszystko byłoby pięknie gdyby nie troskliwa mamuśka. Takie kobiety zawsze doprowadzają mnie do szału. Wydaje się im, że wszystko wiedzą lepiej i mogą bezkarnie wtrącać się w ludzkie życie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
dzięki! i do następnego razu. Pozdrawiam
UsuńNotka rewelacyjna! Trzyma poziom jak każda poprzednia:)Czytam każdą z zapartym tchem. Ja spodziewałam się, że Sosnowski będzie mącił w związku Uli i Marka. Tymczasem to Helena robi pod górkę. Mimo, to Ulka się nie poddaje. Walczy o swoje szczęście. Szybki numerek w biurze...ekhmm...na kilometr czuć, że ci dwoje są siebie spragnieni i nieziemsko zakochani. Szkoda, że Helena nie rozumie ile szczęścia Mareczkowi daje ten związek. Zobaczymy co jeszcze wymyśli Dobrzańska i jak długo wystarczy Sosnowskiej sił, by znosić troskliwą mamuśkę Marka. Będzie rozstanie?? Dziewczyny ulitujcie się i zdradźcie coś! :) Pozdrawiam serdecznie. Al.ka.
OdpowiedzUsuńdziękuję! :)
UsuńJuż Piotra nie chciałam w to mieszać, bo gdyby Piotr jeszcze zjednoczył siły z Helą to dopiero byłyby cyrki.
pozdrawiam i dzięki za wizytę :)
Zdradzę Wam, że będzie jeszcze ciekawie. Oj będzie! I emocji też nie zabraknie :D, więcej Wam nie powiem bo niespodzianka musi być :D. I to nie jedna. Amicus potrafi i lubi intrygować, niestety :P.
OdpowiedzUsuńoooo, jesteś jednak, bo już się zaczynałam martwić ;)
Usuń