B

poniedziałek, 16 stycznia 2017

'Wbrew całemu światu' XIII



- Nie lubię wyjeżdżać bez ciebie – skarżył się, gdy stali objęci w hali odlotów warszawskiego Okęcia. Zaśmiała się w duchu. W tym momencie tak bardzo przypominał jej Damiana, który narzekał na fakt, że w poniedziałki również trzeba chodzić do szkoły. ‘Mój cudowny chłopiec. Nie, nie. Chłopcem to on już z pewnością nie jest’ poczuła dziwny napływ gorąca.
- Ja też nie lubię gdy wyjeżdżasz, ale to tylko dwa dni i jedna noc – szepnęła do jego ucha – Obiecuję ci, że spędzimy razem czas po moim powrocie od rodziców
- Ja już nawet wiem jak – spojrzał na nią z cwaniackim uśmiechem
- A ty tylko o jednym – roześmiała się radośnie szturchając go w ramię
- Oj żebyś się nie zdziwiła, kochanie. Żebyś się nie zdziwiła – bez słowa odwrócił się i ciągnąc walizkę odszedł jakieś dwa, może trzy metry. Stała na środku, lekko zaskoczona jego zachowaniem. Stanął, odwrócił się i obrzucając ją roziskrzonym wzrokiem ponownie podszedł by łapczywie zaatakować jej wargi. Zarzuciła mu ręce na szyje.

- Dzień dobry – niemal wydukała mijając na korytarzu Helenę Dobrzańską. Gdy tylko ujrzała ją tuż przy konferencyjnej nogi jej zmiękły. Miała ochotę skręcić i zamknąć się w tej klitce, w której stała kserokopiarka, ale wiedziała, że to byłoby dziecinne. Zwłaszcza, że Dobrzańska od pierwszej chwili ją dostrzegła, przyglądając jej się w sposób chłodny i zdystansowany.
- Dzień dobry – odpowiedziała wymijając Sosnowską. Pani dyrektor szybkim krokiem wróciła do gabinetu i nalała sobie szklankę wody. ‘Czy teraz każde spotkanie z nią będzie kończyło się wyskokiem ciśnienia i drżeniem dłoni? Ona mnie ewidentnie nie cierpi. Dopóki o nas nie wiedziała starała się być uprzejma, teraz wręcz bije lodem po oczach’. Usłyszała pukanie. Zaprosiła gościa sądząc, że to Dorota z kolejnymi tabelkami do przejrzenia. Poczuła suchość w gardle, gdy w drzwiach stanęła matka Marka.
- Mogę zająć pani chwilę? – zapytała i nie czekając na reakcję Sosnowskiej wygodnie rozsiadła się na białej sofie – I poproszę szklankę wody – drżącą ręką nalała cieszy z karafki i posłusznie postawiła przed gościem kryształową szklankę. Dobrzańska upiła łyk, wciąż obserwując brunetkę przenikliwym wzrokiem. Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. Ulka czuła się jak na dywaniku u dyrektorki za to, że obcięła koleżance warkocz. – Kocha pani mojego syna?
- Pani Heleno – zaczęła przygotowując się na trudną rozmowę, ale przerwał jej głos Dobrzańskiej
- Konkretnie – rzuciła dobitnie – tak, czy nie?
- Tak – odpowiedziała zdecydowanie tym razem wytrzymując wzrok kobiety siedzącej naprzeciw
- I zależy pani na jego szczęściu?
- Tak – powtórzyła odpowiedź
- Mnie również – zapewniła – i dlatego jestem zmuszona poprosić panią by zostawiła go pani w spokoju i nie marnowała mu życia. Oczekuję, że po świętach, najdalej po Nowym Roku odejdzie pani od niego. On co prawda mocno się zaangażował, ale porozpacza dzień, dwa, może tydzień i znów będzie szczęśliwym chłopakiem – Sosnowska była zdumiona zarówno prośbą, jak i tonem jakim została wyrażona. Nie, to w zasadzie nie była prośba. To był rozkaz.
- Pani chyba nie zdaje sobie sprawy, czego pani ode mnie wymaga – rzekła, wciąż analizują słowa, które padły chwilę wcześniej
- Oczekuję, że obie zadbamy o szczęśliwą przyszłość Marka – ton nieznoszący sprzeciwu był wyjątkowo dobrze słyszalny.
- Wydaje mi się, że Marek jest ze mną szczęśliwy – już teraz rozumiała skąd ta nagła wizyta Dobrzańskiej w firmie. Tylko czekała kiedy Marek zniknie z pola widzenia. ‘A ja głupia liczyłam, że ona naprawdę chce mnie lepiej poznać’.
- Być może teraz tak, ale czy zastanawiała się pani, jak będzie wyglądało wasze, jego życie – poprawiła się szybko – za piętnaście, dwadzieścia lat? Pani z pewnością będzie już babcią, a on mężczyzną w sile wieku. To jeszcze młody chłopak, który nie do końca zdaje sobie sprawę z tego na co się decyduje wchodząc w związek z panią i jakie mogą być konsekwencje jego dzisiejszych wyborów za kilka, kilkanaście lat. Podobno go pani kocha, a chce mu pani zmarnować życie? Nie dość, że pani jest starsza, to na litość boską ma pani dwójkę dzieci – pierwszy raz tego dnia podniosła głos - Szuka pani dla nich ojca?
- One już mają ojca – szybko odbiła piłeczkę. Krew pulsowała w jej żyłach.
- Tak? – odparła z kpiną – I jak zamieszkacie z Markiem razem to odeśle je pani do tatusia? Już nie wspominając o tym, że mój syn zasługuje na to, żeby mieć dziecko. Swoje dziecko – podkreśliła i zmierzyła Sosnowską od góry do dołu. Ulka miała świadomość, że sympatii Heleny już nigdy nie wzbudzi. Jeszcze kilka dni temu miała nadzieję, że może z dystansem, ale jednak Dobrzańscy ją zaakceptują. Dzisiejsza wizyta odarła ją ze złudzeń. Najwyraźniej tylko przed Markiem Helena grała mamusię, która nie przekreśla wyborów syna i daje im szansę. Wzięła głęboki oddech. Za wszelką cenę starła się zachować spokój.
- Wydaje mi się, że Marek jest dorosły i sam potrafi o sobie decydować. Tak samo, jak potrafi sam zdecydować z kim chce sypiać, mieszkać i układać sobie życie. Proszę mu pozwolić żyć tak, jak chce – miała nadzieję, że te kilka słów zakończą dyskusję, na którą nie miała już siły.
- Sądziłam, że mnie zrozumiesz, sama jesteś matką – zaczęła nad wyraz uprzejmie, z lekką troską, by po chwili jej głos zamienił się w pełen pogardy – ale ty jesteś bezwzględną kobietą, która po trupach dąży do celu. Marek jest jeszcze bardzo młody i bardzo głupi – zerwała się z miejsca i szybko opuściła biuro dyrektora finansowego.

- A to podła suka! – grzmiała Marta. Wieczorna konwersacja z przyjaciółką przyniosła jej ulgę. Musiała się komuś wygadać. Była załamana przebiegiem dzisiejszej wizyty Dobrzańskiej. Wcześniej miała jeszcze nadzieję na normalne relacje z jego rodzicami, na cień akceptacji.  
- I jeszcze na dodatek musiałam okłamać Marka. Dzwonił godzinę temu, a ja gorliwie zapewniałam go, że miałam urwanie głowy i jestem po prostu zmęczona – żaliła się
- Tu akurat dobrze zrobiłaś, bo nie ma co bawić się w skarżypytę. Zresztą mamusia tylko na to czeka. On liczy na jej dobre i szczere intencje, ty zaczniesz się jej czepiać, a ona będzie mu nakładać do głowy, jaka z ciebie zła kobieta, która chce odciąć go od rodziny – tłumaczyła – Pani Dobrzańska jest wyjątkowo cwaną przeciwniczką, dlatego trzeba mieć odpowiednią strategię.
- Jaką strategię, o czym ty mówisz? – kręciła głową ze zrozumieniem – Ja nie zamierzam iść z nią na wojnę. Zresztą zastanawiam się, czy ona nie ma przypadkiem racji – wyjawiła swoje obawy. Cały dzisiejszy wieczór, gdy tylko wróciła z pracy myślała o tej rozmowie i słowach Heleny.
- Co? – bąknęła Marta
- No popatrz… ja będę miała sześćdziesiąt jeden lat, on pięćdziesiąt. Ja będę myślała o emeryturze, a on o podróży dookoła świata. Już nie wspominając o tym, że zdrowie może mi się posypać. Nie chcę, by był moim pielęgniarzem. Może on faktycznie jest jeszcze bardzo młody i nie myśli o konsekwencjach, o przyszłości.
- Weź przestań – Lewandowska próbowała sprowadzić ją na ziemię – Nie słuchaj tego babsztyla! Facet jest ewidentnie w tobie zadurzony. Tobie jest z nim dobrze. Gdyby każdy miał takie podejście, to ludzie nie byliby w związkach. Ja też mogłam nie wychodzić za Roberta, bo nie wiadomo, kto pierwszy podupadnie na zdrowiu i kto kim się będzie opiekował. A co do różnicy wieku, nie wy pierwsi nie ostatni. Zdarzają się związki z jeszcze większą różnicą i są bardzo szczęśliwe i bardzo trwałe.
- Tylko, że jego matka – zaczęła z rezygnacją, ale przyjaciółka nie pozwoliła jej dokończyć zdania
- Jego mamusię powinnaś mieć w głębokim poważaniu! Rób swoje, ciesz się tym związkiem, a ona może co najwyżej stać z boku i się przyglądać. On jest w tobie zakochany, jest mu z tobą dobrze. Jeśli będzie szczęśliwy gadanina mamusi nic nie zmieni. Rób dobrą minę i staraj się, by to ona wychodziła na jędze, a nie żeby broń boże było odwrotnie. Pamiętaj, że to ona nie akceptuje ciebie, a nie ty jej. I niech Marek sam się o tym przekona. A jeśli mamusia każe mu otwarcie wybierać, może wreszcie chłopak przejrzy na oczy. Resztę obgadamy jak przyjadę. Już się nie mogę doczekać
- Ja również. Bardzo mi ciebie brakuje. Dzięki za wszystko. Dobrej nocy – zakończyła połączenie i położyła się do łóżka. Miała cholerną ochotę się do niego przytulić. W takich chwilach jak ta, gdy była kompletnie rozbita i było jej po prostu źle do szczęścia i osiągnięcia spokoju potrzebowała jedynie jego głosu, ciepła i zapachu. Odliczała godziny do jego przyjazdu. W duchu przyznawała Marcie rację. Dobrzańska nie będzie kierować ich życiem i nie pozwoli by zniszczyła ich związek.

O dwunastej piętnaście wylądował w Warszawie. Jeszcze przed wyjazdem ustalili, że przyjedzie do firmy taksówką. Ula miała mieć spotkanie z dyrektorem banku i nie było sensu dezorganizować jej kalendarza. Wjechał na piąte piętro i ciągnąc za sobą niewielką walizkę skierował się do gabinetu. Stała z Milewską po drugiej stronie podpisując w locie jakieś papiery. Dostrzegł ją i zatrzymał się na moment. Ich spojrzenia się spotkały. Pełne miłości, tęsknoty, pragnienia. Ruszyła w jego kierunku dziarskim krokiem.
- Cześć. Jak wyjazd? – zaczęła pragnąc nie wzbudzać podejrzeń u jego sekretarek
- Cześć. Opowiem ci, zapraszam – puścił ją przodem i szczelnie zamknął drzwi. Przyciągnął ją do siebie i zachłannie wpił się w jej usta. Brakowało jej tchu, ale kompletnie o tym nie myślała. Tęskniła za tymi żarliwymi pocałunkami. Wplotła palce w jego krótkie, czarne włosy i wtedy usłyszeli pukanie do drzwi. Momentalnie się od siebie oderwali. Nie czekając na ‘proszę’ do środka wparowała Violka.
- Ula, Kosierski na ciebie czeka w konferencyjnej
- Ale przecież był umówiony dopiero na jutro – próbowała zebrać myśli. Miała nadzieję, że Kubasińska się nie zorientowała.
- Mówi, że jutro wylatuje do Kanady i upiera się przy spotkaniu w dniu dzisiejszym
- Dzięki. Już do niego idę – gdy drzwi za sekretarką się zamknęły ostatni raz pocałowała Dobrzańskiego i niechętnie udała się w stronę konferencyjnej.
Zdążył wypić kawę oraz rozpakować laptopa i dokumenty, gdy dwa krótkie dźwięki oznajmiły przyjście sms’a.
‘Co robisz?’
‘Siedzę i tęsknię za tobą. W między czasie próbuję ogarnąć umowy’
‘Za trzy minuty u mnie w gabinecie. Mam na ciebie taką ochotę, że zaczynam wariować’ – wiadomość wywołała szeroki uśmiech na jego ustach. Był trochę zaskoczony jej bezpośredniością. Miło zaskoczony. Zwykle to on wysyłał tak jednoznaczne sygnały
‘Będę za dwie’
- Dorotko idź na lunch, ja sobie ze wszystkim poradzę – zapewniła sekretarkę i tym samym pozbyła się potencjalnego świadka ich schadzki. Po kilku chwilach drzwi się otworzyły. Wciągnęła go do środka za krawat i musnęła usta.
- Boże, co ty ze mną robisz – szepnęła wprost w  jego wargi spragnione pocałunków.
- I vis a vis – zaśmiał się i przekręcił klucz w zamku. Objął ją mocno w pasie i ruszył w kierunku sofy.

Kończyli poprawiać elementy swojej garderoby, gdy zadzwoniła jego komórka
- Tak Viola? – rzekł, gdy Ulka poprawiała mu kołnierzyk śnieżnobiałej koszuli – Zaproponuj jej kawę. Powiedz, że będę za kilka minut – rzucił i rozłączył się. Ula obrzuciła go pytającym spojrzeniem – Moja mama czeka na mnie w gabinecie – ścisnęło ją w środku, ale nie dała tego po sobie poznać. ‘Zaczyna się pilnowanie synusia’.
- Dobrze, że nie szukała cię tutaj – zaczęła obejmując jego kark – Jeszcze by była zgorszona, że uwiodłam jej syna w godzinach pracy – szepnęła zmysłowym tonem
- Ja nie narzekam – pocałował wrażliwe miejsce za uchem – Zobaczymy się po pracy? Mam ochotę na powtórkę z rozrywki – prawy kącik ust poszybował w górę
- Muszę odebrać Damiana z basenu, a później obiecałam Mai naleśniki – spojrzała na niego przepraszająco
- To zrobimy inaczej. Ja go odbiorę, ty w tym czasie zrobisz naleśniki. Zjemy sobie we czwórkę, a później we dwójkę posiedzimy przy winku. I nawet nie chcę słyszeć odmowy – ostrzegawczo pogroził wskazującym palcem przed jej nosem
- Kocham cię – odparła wywołując tym wyznaniem szeroki uśmiech na jego twarzy
- Ja ciebie też – zapewnił

Dzień przed Wigilią przyjechał z nią po pracy. Miał dla dzieciaków świąteczne prezenty. Damian otrzymał rakietę tenisową, którą był absolutnie zachwycony. Maja wielkiego pluszowego misia, który najwyraźniej tak podbił jej serce, że zdecydowała się objąć za szyję Dobrzańskiego i przytulić się do niego nieśmiało. Oboje byli jej zachowaniem zaskoczeni, ale oboje poczuli również ulgę. Mała coraz bardziej się otwierała i przekonywała do niego. Dla niej miał serduszko z białego złota na delikatnym łańcuszku i pakiet bonów do Spa. Rozczuliły ją jego tłumaczenia, że się o nią martwi, że się przepracowuje, że potrzebuje odrobinę wytchnienia przed napiętym grafikiem związanym z pokazem. Ona też miała dla niego drobiazg. Ona również go zaskoczyła. Już dawno zauważyła, że przestał używać swojego granatowego pióra. Nie przyznał się, ale była przekonana, że je zgubił. Kupiła mu bardzo podobne.

8 komentarzy:

  1. Jaka ta Helena wredna. Ale dobrze że Ula posłuchała przyjaciółki. G ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna część. Helena trochę przeginała, osiągając wręcz odwrotny efekt. Dzieci Marka już zaakceptowały i wszystko byłoby pięknie gdyby nie troskliwa mamuśka. Takie kobiety zawsze doprowadzają mnie do szału. Wydaje się im, że wszystko wiedzą lepiej i mogą bezkarnie wtrącać się w ludzkie życie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Notka rewelacyjna! Trzyma poziom jak każda poprzednia:)Czytam każdą z zapartym tchem. Ja spodziewałam się, że Sosnowski będzie mącił w związku Uli i Marka. Tymczasem to Helena robi pod górkę. Mimo, to Ulka się nie poddaje. Walczy o swoje szczęście. Szybki numerek w biurze...ekhmm...na kilometr czuć, że ci dwoje są siebie spragnieni i nieziemsko zakochani. Szkoda, że Helena nie rozumie ile szczęścia Mareczkowi daje ten związek. Zobaczymy co jeszcze wymyśli Dobrzańska i jak długo wystarczy Sosnowskiej sił, by znosić troskliwą mamuśkę Marka. Będzie rozstanie?? Dziewczyny ulitujcie się i zdradźcie coś! :) Pozdrawiam serdecznie. Al.ka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję! :)
      Już Piotra nie chciałam w to mieszać, bo gdyby Piotr jeszcze zjednoczył siły z Helą to dopiero byłyby cyrki.
      pozdrawiam i dzięki za wizytę :)

      Usuń
  4. Zdradzę Wam, że będzie jeszcze ciekawie. Oj będzie! I emocji też nie zabraknie :D, więcej Wam nie powiem bo niespodzianka musi być :D. I to nie jedna. Amicus potrafi i lubi intrygować, niestety :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oooo, jesteś jednak, bo już się zaczynałam martwić ;)

      Usuń