B

poniedziałek, 26 marca 2018

'Umowa' XXIX ost.


- Ula – zapukał cicho do drzwi – Otwórz – poprosił

- Daj mi spokój – rzekła na tyle głośno, by ją usłyszał. Dłonią otarła mokre od łez policzki. Leżała zwinięta w kłębek i właśnie sobie uświadamiała, że Marek Dobrzański był jej największym życiowym rozczarowaniem. Była naiwna łudząc się, że ludzie się zmieniają. Chociaż ludzie może się zmieniają, ale nie Marek. On potrafił tylko świetnie się maskować.

- Porozmawiaj ze mną. Proszę cię – jęczał pod drzwiami

- Zostaw mnie! – krzyknęła – Śpisz dzisiaj na kanapie – dodała już nieco spokojniejszym tonem, gładząc swój zaokrąglony brzuch. Gdyby nie była w ciąży z całą pewnością by się w tym momencie spakowała. Doskonale wiedziała, że nie powinna się teraz denerwować, bo wszystko odbija się na dziecku. Dzisiejsza wizyta Genowefy Brzeskiej kompletnie ją rozbiła i odarła ze złudzeń. Przy babce starała się zachować pozorny spokój, ale gdy tylko staruszka opuściła ich mieszkanie zaszyła się w sypialni, uprzednio wyrzucając jego poduszkę na korytarz i zamykając drzwi na klucz.

- Skarbie, to nie jest tak, jak myślisz – nie poddawał się – Wszystko ci wyjaśnię. Otwórz, porozmawiajmy – stwierdziła, że najlepszą metodą będzie ignorowanie go. W końcu nie będzie sterczał pod drzwiami cały wieczór i całą noc. Rzeczywiście po kilku minutach odpuścił i zszedł na dół, dając żonie upragniony spokój.

Długo nie mogła zasnąć. Pamięcią wracała do początków ich związku. Do małżeństwa, a w zasadzie umowy, która z czasem straciła na znaczeniu. Do miłości, tęsknoty, żalu, wściekłości, rozczarowania i szczęścia. Myśli kotłowały jej się w głowie. Doskonale pamiętała swój powrót do Warszawy, jakby zdarzyło się to wczoraj, a nie osiem miesięcy temu. Była przekonana, że ten układ zakończy się rozwodem. Owszem, zakochała się w swoim mężu, ale nie zamierzała przyznawać się do swoich uczuć i żebrać o jego miłość. Zwłaszcza, że Marek Dobrzański nie potrafił kochać. Chociaż nie, kochał, siebie, seks i pieniądze. Maciej ją ostrzegał, ale nie chciała słuchać. To teraz ma za swoje. Zostanie z kilkuset tysiącami, niespełnioną miłością i samotnością. Nie była typem, który potrafi się odkochać i ponownie zakochać w dwa miesiące. Wydawało jej się, że zrealizuje plan na chłodno, że taki ktoś, jak Marek nie poruszy jej serca. Myliła się. Myliła się również jeśli chodzi o Marka. Zamiast orzeczenia rozwodu dostała pierścionek i wyznanie miłości.

Obudził ją zapach kawy. Leniwie otworzyła oczy i dostrzegła parującą filiżankę na jej szafce nocnej. Odwróciła głowę w drugą stronę, jednak obok nie było męża. Za to na jego poduszce leżał duży bukiet czerwonych róż. Zastanawiała się, kiedy zdążył go ściągnąć do domu, skoro zegarek wskazywał dopiero ósmą piętnaście. Wciągnęła na siebie wytarte jeansy i -shirt, w których zazwyczaj chodziła po domu i które leżały na brzegu szafy i zeszła na dół. Dobrzański w dresowych spodniach, bez koszulki krzątał się w kuchni. Zamierzał właśnie wyciskać sok z cytrusów, gdy przytuliła się do jego pleców. Momentalnie się odwrócił i z uśmiechem objął ją ramionami, przytulając do siebie

- Dzień dobry kochanie – rzekł z tym swoim uwodzicielskim uśmiechem i musnął ustami czubek jej nosa – Przepraszam bardzo – odsunął ją na odległość ramion i obrzucił ją krytycznym spojrzeniem – dlaczego ty jesteś ubrana?

- Bo za dwadzieścia pięć dziewiąta? – odsunęła się podjadając pomidorki koktajlowe, które zdążył opłukać

- I? – zapytał, splatając ramiona w wymownej pozie 

- I za godzinę jadę do firmy

- Dokąd? Bo ja się chyba przesłyszałem – zmarszczył brwi wyraźnie niezadowolony – Za godzinę mieliśmy być w sądzie, dokąd się na szczęście nie wybieramy. Więc w tym czasie nie mogłaś mieć zaplanowanej wizyty w firmie. Stęskniłem się za swoją żoną, której nie widziałem półtora miesiąca. Miałem nadzieję, że spędzimy cały dzień razem w domu

- Chciałeś chyba powiedzieć w łóżku – spojrzała na niego prowokacyjnie, doskonale zdając sobie sprawę, co chodzi mu po głowie.

- I co w tym złego? – wzruszył ramionami - Czekałem na ciebie długie tygodnie – oparł się o szefki kuchenne i spojrzał jej prosto w oczy - Nie mogłem sobie podarować, że nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego przed twoim wyjazdem. Cholernie żałowałem, że nie pojechałem tam z tobą, choć wiedziałem, że nie miałem prawa. Prawie nie znam twojej rodziny - rzekł z goryczą - Nie potrafię zliczyć, ile razy miałem ochotę jechać do sądu i wycofać te cholerne papiery. Nie zrobiłem tego tylko dlatego, że nie miałem pewności, co ty czujesz i czy nie będziesz na mnie wściekła. Bo przecież mieliśmy inną umowę. A teraz, skoro oboje chcemy być razem, to chyba powinniśmy spędzić trochę czasu razem i porozmawiać o przyszłości.

Pytała samą siebie, czy wtedy też grał. Czyżby dała się wmanipulować w tę grę? Czy była aż tak ślepa, a on potrafił perfekcyjnie udawać nie tylko przed rodziną, ale i przed nią samą? I pomyśleć, że kilka miesięcy temu świętowali pierwszą rozliczę ślubu, a wtedy ona poinformowała go o ciąży. Był przeszczęśliwy.

Powieki ciężko opadły dopiero nad ranem. Kompletnie wykończona bezsenną nocą nie mogła się dobudzić. Miała ochotę znów wtulić głowę w poduszkę i odpłynąć, ale uniemożliwiał jej to jednostajny dźwięk. Jakby tuż obok niej, w rant łóżka albo ramę okienną, swoją pracę rozpoczął dzięcioł.

- Ulka nie wygłupiaj się – dotarł do niej głos Marka. Jakby z oddali, innego świata - Jak nie chcesz rozmawiać, to nie będę cię zmuszał, ale otwórz. Musisz coś zjeść. Dochodzi dziewiąta – słychać było, że powoli traci cierpliwość - Otwórz te cholerne drzwi! Nie zmuszaj mnie, żebym je wyważył. Chryste panie, ja nawet nie wiem, czy ty tam żyjesz! – ta chwila ciszy dała jej nadzieję, że jednak odpuści - Ok, sama chciałaś. Liczę do pięciu, jak nie otworzysz, to je wywalam! Co to za poroniony pomysł, żeby montować zamek w drzwiach od sypialni – dodał nieco ciszej, bardziej do siebie, ale i tak słyszała – Raz! Dwa! – zaczął wyliczać. Gdy padło ‘trzy’, przekręciła klucz i nie czekając aż wejdzie, ponownie ulokowała się na łóżku. Najwyraźniej go zaskoczyła, bo chwilę to trwało, zanim pojawił się w sypialni z tacą pełną zdrowych smakołyków – Ula – rzekł w ten swój charakterystyczny sposób. Zawsze powodowało to szybsze bicie serca, ale nie dzisiaj – Jak się czujesz?

- Cóż za troska – odparła z kpiną i odwróciła się do niego plecami. Nie poddawał się i usiadł tuż obok niej

- Posłuchaj – zaczął, ale nie dała mu dokończyć

- Podobno miałeś mnie nie zmuszać do rozmów – prychnęła z pretensją

- Ale to jest jedno wielkie nieporozumienie – westchnął

- Jasne – zaśmiała się z kpiną – Cały czas chodzi ci tylko o pieniądze. Na początku chociaż mnie informowałeś o swoich planach i traktowałeś, jak partnera. A teraz mnie oszukałeś i wmanipulowałeś w to wszystko, wykorzystując moją miłość – rzekła oskarżycielsko

- Nieprawda – pokręcił głową. Gwałtownie odwróciła się w jego stronę

- Taaaa, największy materialista w tym kraju zapomniał o tym, że babka obiecała mu willę w centrum Berlina jeśli tylko zapłodni żonę – syknęła z kpiną – Takie bajeczki to możesz sobie wciskać swojej mamusi, albo babuni, która jest szczęśliwa, że jej wnuk Casanova wreszcie się ustatkował. Ty nie masz uczuć. Dla ciebie liczy się tylko kasa. Dlatego chciałeś mieć dziecko. Może po narodzinach Amelki zrobimy sobie kolejne? Ile za nie dostaniesz? – wycedziła przez zaciśnięte zęby - Dom na Majorce, sztabki złota? A może cenne obrazy, albo akcje? Ile jest warte nasze dziecko? Pół miliona? Milion? Na ile je wyceniasz? – pytała oskarżycielsko ledwie hamując łzy. Przed oczami stanął mu obraz małżonki z wczorajszego dnia.

- Nie macie pojęcia, jak się cieszę. Nie mogę się doczekać, aż zostanę prababcią – Genowefa była wyraźnie podekscytowana – Żadna z moich przyjaciółek jeszcze nie ma prawnuka! – rzekła z wyraźną dumą

- To jeszcze cztery miesiące – odezwał się Dobrzański, delikatnie gładząc brzuch małżonki

- Szybko zleci – zaśmiała się – już możecie odliczać czas do tych nieprzespanych nocy. Wychowanie dziecka to trudna i odpowiedzialna sztuka, ale niezwykle satysfakcjonująca. Cieszę się, że się na nią zdecydowaliście. I mam nadzieję Marusiu, że mała jednak odziedziczy większość cech po Uli. Ty przez pierwsze dwa miesiące darłeś się w niebogłosy. Zresztą ten charakterek został ci do dzisiaj – Ulka parsknęła śmiechem, kiwając głową potakująco. Trudno było jej nie zgodzić się z Brzeską. Sama marzyła, by córeczka nie poszła w ślady ojca i nie łamała serc. Staruszka niechętnie zbierała się do wyjścia – Formalności z przepisaniem domu załatwimy, gdy mała pojawi się na świecie. Rozmawiałam już z notariuszem, potrzebny będzie akt urodzenia – odparła w stronę wnuka, który odprowadzał ją do drzwi. Nim zniknął z Brzeską w przedpokoju, zdążył zerknąć na żonę. Aż go ścisnęło w środku, gdy dostrzegł ból i rozczarowanie w jej oczach. Doskonale widział, jak zaciskała zęby i trzymała fason do końca wizyty.

- Zapomniałem ci o tym powiedzieć – mruknął – Przepraszam. Kompletnie wyleciało mi z głowy, co kiedyś mi obiecywała i czym skłaniała do założenia rodziny.

- Jasne – zaśmiała się szyderczo – Potrzebowałeś mnie tylko do seksu i pieniędzy. Najpierw urządzałeś szopkę ze ślubem żeby tylko zgarnąć pieniądze, a teraz postanowiłeś mieć dziecko, żeby do kompletu dołożyć dom. Świetny plan! Wiesz, co jej powiem – położyła dłoń na brzuchu – Że tatuś ją zrobił, żeby być bogatym. Będzie przeszczęśliwa i będzie z ciebie dumna. Będzie miała kochającą matkę, ojca materialistę, pieniądze i rozbitą rodzinę. Brawo!

- Dasz mi w końcu dojść do słowa? – zirytował się, że przez jej słowotok nie może wyjaśnić tego cholernego nieporozumienia – Kocham cię. Kompletnie zapomniałem o tej propozycji babki. Jeśli liczyłbym na pieniądze, poinformowałbym cię o jej zamiarach, żebyś nie była zaskoczona. Chciałem mieć z tobą dziecko nie dla pieniędzy. Jestem w takim wieku, że skoro już znalazłem właściwą kobietę, to nie było na co czekać. Ty też chciałaś być matką. Ona mnie wczoraj zaskoczyła, od razu powinienem protestować. Odmówię jej i zrezygnujemy z tej darowizny. Mamy gdzie mieszkać, mamy dwie dobrze prosperujące firmy, mamy za co żyć. Pieniądze to nie wszystko, liczy się rodzina. Nasza rodzina – pogładził ją po policzku, widząc, jak oddycha szybko, nierówno. Osiągnął mały sukces, nie odsunęła się i nie strąciła jego dłoni – A jeśli będzie się upierać przeznaczymy te pieniądze na cele charytatywne. Chcę ciebie i naszą córkę, a nie tą pieprzoną willę. Ta umowa nie ma już dla mnie najmniejszego znaczenia – dodał, przytulając głowę do jej brzucha – Chociaż dzięki niej jestem twoim mężem – wyszczerzył się, spoglądając w jej oczy z miłością.

czwartek, 22 marca 2018

'Umowa' XXVIII


- Przepraszam bardzo, jak ty to sobie wyobrażasz? – huknął na nią. Z wściekłości zacisnął pięść, aż pobielały mu knykcie.

- Nie tym tonem! – odpowiedziała mu w podobny sposób. Wziął głęboki oddech.

- Przepraszam – nerwowo podrapał się po głowie - Po prostu to wszystko jest na jakiś wariackich papierach. Zamierzasz prosto z lotniska przyjechać do sądu? – opuszkami palców dudnił w blat stołu. Zdecydowanie musiał nalać sobie szklaneczkę czegoś mocniejszego. Gwałtownie ruszył w stronę stolika z alkoholami.

- Nie martw się. Będę na czas.

- Wcale się nie martwię! Po prostu chciałbym z tobą wcześniej porozmawiać – wypił haustem połowę zawartości

- Przecież rozmawiamy

- Przez telefon – podkreślił dobitnie - Uważam, że kwestie naszego małżeństwa są na tyle ważne, by ich nie omawiać podczas pięciominutowej pogadanki między twoim lunchem a moją kolacją - syknął

- Formalności zostały dopełnione, dokumenty podpisane. Jest intercyza. Wszystko mamy ustalone.

- Świetnie! Czyli uważasz, że nie mamy ze sobą o czym rozmawiać. Po wspólnym roku – wyraźnie zaznaczył - Bo ja uważam wręcz przeciwnie. I wydaje mi się, że nie wymagam zbyt wiele. Pół godziny rozmowy chyba mi się należy. A pomysł przyjazdu z Okęcia na salę sądową jest poroniony. Cześć – nie dał jej szansy na odpowiedź. Po prostu się rozłączył. Oddychał nerwowo. Był wściekły. Na siebie, że tak poprowadził tę rozmowę i praktycznie rzucił słuchawką. Na sytuację, że dramat Jaśka rozegrał się akurat wtedy, gdy nadszedł w ich życiu czas ostatecznych decyzji. I na Ulę, że swoim zachowaniem cały czas pokazywała mu, że ich małżeństwo było dla niej wyłącznie umową i nie będzie miała problemów wykreślić go ze swojego życia. Sytuacja wymykała mu się spod kontroli i doprowadzało go to do szału. Nie wiedział na czym stoi i szczerze tego nie znosił. Od początku umowy miał wszystko doskonale zaplanowane. Realizował plan punkt po punkcie. Udało mu się uśpić czujność rodziny, zgarnąć majątek, przekonać Ulę do rozszerzenia warunków umowy. Nie wiedział tylko jaki będzie finał tego kontraktu, bo wiele się zmieniło. Przynajmniej dla niego. Dopił duszkiem pozostałą zawartość szklanki i nalał sobie kolejnego drinka. Zachowanie Uli było jednoznaczne. Skupiła się na bracie, nie spieszyła się z powrotem, bo ich rozwód był tylko formalnością i zakończeniem transakcji. A może to odciąganie przyjazdu do Warszawy było celowe. Może po prostu przed nim uciekała, a brat był tylko pretekstem? Podjął decyzję, że nie będzie dłużej zwlekał i zrobi wreszcie to, co powinien już kilka tygodni temu.

Wybrał jej numer, gdy tylko wybiło południe. Polskę i Kanadę dzieło pięć godzin. Miał świadomość, że może jeszcze spać, ale nie mógł dłużej czekać.

- Halo? – odebrała po czwartym sygnale. Nie była zaspana, ale jej głos był zimny, nieprzyjemny.

- Cześć – zaczął niepewnie, mając świadomość, że jest na niego wściekła za wczorajszą rozmowę. I tak był wdzięczny, że odebrała. Nie słysząc reakcji z jej strony postanowił kontynuować – Chciałem cię przeprosić za wczoraj. Zdenerwowałem się i byłem bardzo nieprzyjemny. Nie powinienem rozmawiać z tobą w ten sposób.

- Nie powinieneś – odparła ciut łagodniej.

- Po prostu twój wyjazd się przeciąga, ja… - urwał na chwilę próbując zebrać myśli – ja po prostu nie chcę po takim czasie, po tak długiej przerwie spotkać się z tobą na sądowym korytarzu. Podaj mi wasz adres. Przylatuję w czwartek do Toronto. Znajdę sobie hotel gdzieś w pobliżu.

- Rozszerzasz działalność na rynek kanadyjski? – zaśmiała się nerwowo

- Nie. Lecę do ciebie. Skoro Ty nie możesz przyjechać wcześniej, to ja pojadę, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać.

- Daj spokój. To bez sensu, żebyś jechał taki kawał drogi, gdy ja będę za kilka dni w Warszawie. Ok – westchnęła ciężko – przyjadę wcześniej. Dzień albo dwa. Zadowolony?

- Bardzo – rzekł miękko

- Dam znać, jak zarezerwuję lot

- Odbiorę cię z lotniska – zadeklarował - Miłego dnia



Pogwizdywał pod nosem, przyprawiając mięso, które zamierzał podać na kolację. Cały dzień miał perfekcyjnie zaplanowany. Nie poszedł do pracy, zastrzegając, że jest poza zasięgiem i wszelkimi sprawami ma się zająć Olszański. Z samego rana ściągnął panią Ludmiłę, by doprowadziła mieszkanie do porządku, a on zajął się zakupami i gotowaniem. O dziewiętnastej miał odebrać żonę z Okęcia. Czuł podekscytowanie związane z jej powrotem wymieszane z niepewnością. Właśnie chował przygotowane polędwiczki do lodówki, gdy usłyszał dźwięk otwieranego zamka. Zaskoczony spojrzał na zegarek, wskazujący kilka minut po piętnastej. Klucze po mieszkania miały tylko trzy osoby, on, Ula i właściciel mieszkania, który na stałe mieszkał we Wrocławiu. Wyszedł do przedpokoju i ujrzał ją w towarzystwie dwóch walizek. Przyglądał jej się zachwyconym spojrzeniem, a na jego twarz przyozdabiał szeroki uśmiech. Wydawała się nie mniej zaskoczona jego obecnością w domu.

- Ula – zdążył szepnąć nim zamknął ją w swoich ramionach. Czując jej ciepło, zapach, zdał sobie sprawę, jak bardzo mu jej brakowało przez ostatnie tygodnie – Tęskniłem – wymruczał wprost do ucha i delikatnie musnął jej wargi, by chwili wpić się w nie zachłannie. Przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie i zaplątała ręce na karku. Mruknął z zadowoleniem, gdy język Ulki rozpoczął intymny taniec we wnętrzu jego ust. Sądził, że będzie bardziej zdystansowana. To namiętne powitanie dało mu nadzieję, że jutro nie wylądują na sądowym korytarzu, a prędzej w sypialni.

- Już wiem, dlaczego chciałeś, żebym przyjechała wcześniej – zaśmiała się pod nosem, gdy oderwała się od jego ust – Pamiętaj, że to będzie ostatni raz – szepnęła wprost w jego wargi, rozpinając powoli guziki jego koszuli. Uwięziony pod czarnymi jeansami penis dawał mu wyraźny znak, by nie zaważając na nic, pozbyć się ubrań i wziąć ją choćby pośrodku przedpokoju. Serce i rozum podpowiadało, że najpierw powinni porozmawiać. Odsunął się nieznacznie

- Mam nadzieję, że nie – szepnął z delikatnym uśmiechem i chwycił jej dłoń w swoją – Chodź do salonu. Pogadamy. Wina? Chyba, że jesteś głodna, to możemy coś zamówić. Wprawdzie zacząłem przygotowywać kolację, ale będzie za jakieś trzy godziny

- Jadłam na lotnisku w Paryżu – ściągnęła czółenka i usiadła na sofie podkulając nogi – Ale wina chętnie – przyglądała mu się badawczo. Zachowywał się dziwnie. Zaskoczył ją, że przerwał pieszczoty i postanowił rozmawiać. Szczerze, to wolałaby się spotkać z nim jutro w sądzie, niż teraz pić z nim i analizować ich związek. Zamierzał jej zafundować psychiczną torturę. Podał jej kieliszek i usiadł tuż obok.

- W Paryżu? – przyjrzał jej się badawczo – I dlaczego nie zadzwoniłaś, że przylatujesz wcześniej? – zapytał z lekką naganą w głosie – Przecież miałem cię odebrać

- Nad Toronto nadciągał orkan. Istniało ryzyko, że loty będą opóźnione albo odwołane. Więc zrezygnowałam z bezpośredniego połączenia i wyleciałam o świcie Air France z przesiadką w Paryżu. Sądziłam, że będziesz w firmie. Nie chciałam ci dezorganizować dnia. 

- Cieszę się, że już jesteś – pogładził kciukiem jej policzek. Tego czułego gestu zupełnie się nie spodziewała.  

- Gdybym przez pogodę nie przyleciała chyba byś mnie jutro w sądzie udusił – zaśmiała się, ale celowo skierowała ich rozmowę na temat rozwodu. Gubiła się i chciała jak najszybciej dowiedzieć się, o co mu chodzi.

- Właśnie chciałem porozmawiać o dniu jutrzejszym - wziął głęboki oddech. Nie było na co czekać. Wóz, albo przewóz – Wiem, jakie masz o mnie zdanie. Wiem, że uważasz, że mam paskudny charakter i nie nadaję się na partnera – przyglądała mu się bacznie, chłonąc z uwagą każde jego słowo – Ale wiele się przez ten rok wydarzyło między nami. Całkiem dobrze się dogadywaliśmy. Ja się zmieniłem. Inaczej patrzę na wiele spraw. Dzięki tobie. I za to chciałbym ci podziękować – spuściła wzrok, najwyraźniej mając ważenie, że to koniec akademii. Za chwilę dostanie kwiaty i dyplom uznania. A na koniec, w ramach podziękowania za miesiące udawania i sympatię jego rodziny, przeleci ją, fundując orgazm roku. Nie była zaskoczona. W sumie tego się spodziewała jadąc tutaj – Ula, ja…. Ja nie chcę tego rozwodu – gwałtownie uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy - Kocham cię i już sobie nie wyobrażam życia bez ciebie – chwycił jej twarz w swoje dłonie i z niepokojem wyczekiwał reakcji - Jeśli ty też coś do mnie czujesz, to nie jedźmy jutro do sądu. Daj nam szansę.

 Przygniótł ją swoim ciężarem. Od ust, przez szyję, schodził z pocałunkami niżej, by wreszcie dotrzeć do kształtnych piersi. Zębami zsunął ramiączko granatowego stanika, odsłaniając sterczące ustki, do których przyssał się zachłannie. Prawą dłonią powiódł po plecach i jednym, sprawnym ruchem rozpiął zapięcie koronkowego skrawka materiału, który po chwili podzielił los satynowej bluzki i wylądował za kanapą. Doskonale znali swoje ciała, ale ta kilkutygodniowa rozłąka sprawiła, że teraz czuli, jakby odkrywali je na nowo. Gdy choć na chwilę się od siebie odrywali, tonęła w jego spojrzeniu pełnym pożądania i miłości. Jego biodra poruszały się miarowo, prowadząc ich oboje do spełnienia. Niemal przyklejony do jej pleców, wtulał głowę w jej szyję, całował wargi, gdy choć na chwilę odwracała głowę w jego kierunku.

- Jesteś doskonała pod każdym względem – wymruczał jej do ucha, a usta zaczęły znaczyć wilgotną ścieżkę na linii jej żuchwy.


Sięgnął do leżących pod stołem spodni i w kieszeni odszukał granatowe pudełeczko. Otworzył i położył na jej rozpalonej skórze, tuż pomiędzy piersiami. Zerknęła na pierścionek z brylantem. Był piękny w swej prostocie i dzięki temu tak bardzo do niej pasował.

- Wiem, że nasze zaręczyny i ślub nie powinny wyglądać tak, jak wyglądały. Zabrakło w nich przede wszystkim uczuć – rzekł szczerze – Ale wszystko się zmieniło.

- Zawsze inaczej wyobrażałam sobie mojego męża – zaśmiała się pod nosem. Odpowiedział jej uśmiechem

- A tu się pojawił palant w BMW – prowokacyjnie spojrzał w jej oczy

- No co zrobisz, jak nic nie zrobisz – teatralnie wzruszyła ramionami

- Zawsze mogę zamienić je na Audi – celowo się z nią droczył. Doskonale o tym wiedziała

- Ooo nie – skrzywiła się – pokochałam palanta w BMW i niech tak zostanie – uśmiechnął się z malującym się na twarzy szczęściem. Wreszcie po imieniu nazwała uczucie, którym go darzyła.

- Chciałbym, żeby ten pierścionek był symbolem nowego początku i naszej wspólnej drogi, w której najważniejsza jest miłość – nieprzypadkowo umieścił pierścionek tuż obok obrączki.