- Witaj mamo – pocałował
rodzicielkę w policzek i rozsiadł się na skórzanym wypoczynku – Gdzie tata? –
uśmiechnął się blado widząc, że matka w milczeniu uważnie mu się przygląda.
Starał się nie dać po sobie tego poznać, że bał się dzisiejszej wizyty i tej rozmowy.
Ula też ją przeżywała. Widział, że nie potrafiła skupić się dziś na pracy.
Wciąż była zamyślona. Starała się robić dobrą minę, ale on i tak wiedział swoje
- Zdrzemnął się na chwilę, ale
niebawem powinien do nas dołączyć. Stenia za chwilę poda podwieczorek –
wyjaśniła
- Dzwoniłem dziś do firmy, w
której zakupiłem ten rower dla taty. Nadali przesyłkę. Jutro kurier przywiezie
mi do domu, także o prezent możesz być już spokojna – czuł tę napiętą
atmosferę. Wolał, żeby matka nie odciągała i zapytała wprost. Uciekanie od
tematu nie miało sensu. Postanowił ułatwić jej zadanie – Chcesz mnie o coś
zapytać?
- Gdzie zamierzasz spędzić
święta? – zaczęła od najmniej drażliwego tematu. Zaśmiał się pod nosem
- Tutaj, z wami – odparł – O ile
oczywiście nie zamierzacie wcześniej lecieć do Włoch. Jeśli tak, to beze mnie –
westchnął – Dobrze, przejdźmy do meritum, bo oboje wiemy, że nie ściągnęłaś
mnie tu tylko po to, by potwierdzić moją obecność na Wigilii. To mogliśmy
zrobić telefonicznie lub podczas twojej ostatniej wizyty u mnie – w środku coś
go ścisnęło na wspomnienie sobotniego spotkania w jego domu
- Od jak dawna to trwa? –
zapytała wprost.
- Kilka miesięcy – rzucił od
niechcenia, ale widząc nieustępliwy wzrok matki dodał – Prawie pół roku
- To nic nieznaczący romans, czy
coś poważnego? – czuł się, jak na przesłuchaniu na komendzie. Jeszcze chwila i
usłyszy ‘Co pan robił dwudziestego października po godzinie osiemnastej i czy
ma pan na to świadków’. Zaśmiał się w duchu i cierpliwie odpowiadał
- Bardzo poważnego – rzekł
patrząc matce odważnie w oczy
- A Klaudia?
- Mamo, mój związek z Klaudią od
początku skazany był na porażkę. Rozstaliśmy się jakoś w połowie roku. Nie
kochałem jej i wydaje mi się, że ona mnie również. Byłem fajnym sponsorem i
gościem od kontaktów, który załatwiał jej pracę. Poza tym związek na odległość
zwykle nie ma przyszłości.
- Przynajmniej była w twoim wieku
– rzuciła bardziej do siebie, niż do syna i spojrzała w kierunku zmierzającego
do nich Krzysztofa. Brunet jednak usłyszał uwagę matki
- Czyli rozumiem, że
najważniejszym problemem jest fakt, że Ula jest starsza – zaśmiał się i podał
rękę ojcu – Jeszcze de facto nie mieliście okazji jej poznać, nie wiecie czy mi
z nią dobrze…
- Marku – wtrąciła się matka –
seks to nie wszystko – spojrzał na nią zaskoczony jej bezpośredniością. Zwykle
bywała bardziej powściągliwa
- Dojrzałem na tyle, by wiedzieć,
że związek nie opiera się wyłącznie na łóżku, mamo – posłał rodzicielce wymowne
spojrzenie – Nie wiecie jak wygląda nasza relacja, a skreślacie Ulę tylko
dlatego, że jest kilka lat ode mnie starsza
- Chyba kilkanaście – podsumowała
Helena, której ewidentnie nie podobał się nowy związek syna – Marku, ja nie
jestem pewna, czy ty wiesz, co robisz. Jesteś jeszcze bardzo młody, może teraz
ci się wydaje, że to coś poważnego – zaczęła z troską
- Wiem, że ją kocham – odparł
zdecydowanie
- Taaa – westchnęła Helena.
Krzysztof przysłuchiwał się tej rozmowie z zaciekawieniem – Czy ona chociaż
jest wolna? Ja mam nadzieję, że ty się nie wpakowałeś w romans z mężatką
- Związek, nie romans – poprawił
matkę – Jest po rozwodzie – chwilę się zastanawiał, ale stwierdził, że lepszego
momentu już raczej nie będzie – Ma dwójkę dzieci – dodał po chwili
- Coraz lepiej – pokręciła głową z
dezaprobatą
- Synu – odezwał się wreszcie
senior – ja tak może bardziej z zawodowej strony. Czy nie uważasz, że związek z
podwładną jest niestosowny. Jesteś prezesem, ona dyrektorem finansowym,
osobiście uważam, że wasza zażyłość nie będzie dobrze wpływać na firmę –
obrzucił syna uważnym spojrzeniem
- Przyznam, że nie bardzo
rozumiem – zmarszczył brwi
- Pani Sosnowska jest osobą,
która stoi na straży firmowych pieniędzy. I pośrednio powinna kontrolować
również trafność twoich decyzji – ciągnął, ale junior wszedł mu w słowo
- Twierdzisz, że nieumiejętnie
zarządzam firmą? – powiedział nieco ostrzej niż zamierzał. Starał się. Bardzo
się starał by dom mody odnosił sukcesy, generował wysokie dochody i by ojciec
był z niego zadowolony
- Nie, po prostu – urwał na
chwilę – Nie zrozum mnie źle, ale – Marek mu przerwał
- Prezes podlega zarządowi.
Możemy zwołać posiedzenie, możecie po raz kolejny pochylić się nad wyliczeniami
i sprawdzić, czy nie defrauduje waszych pieniędzy – rzekł z wyraźnym żalem i
pretensją – Dyrektor finansowy natomiast podlega mnie. Ja do pracy Uli nie mam
zastrzeżeń, a to, że jesteśmy razem nie ma wypływu na naszą pracę. Możemy
zamówić zewnętrzny audyt jeśli to cię uspokoi. Sądzę, że Ula nie będzie miała
nic przeciwko. Nie mamy nic do ukrycia. Mogę tę kontrolę sfinansować nawet z
prywatnych środków.
- Myślę, że nie ma takiej
potrzeby – odparł lekko zmieszany. Wiedział, że nie powinien był taktować syna
w ten sposób
- Nie my pierwsi i nie ostatni
jesteśmy w takiej sytuacji, że w pracy jest podległość, w domu partnerstwo – spojrzał
na rodziców – Ta sobotnia sytuacja była bardzo niefortunna. Ula się nią
zadręcza. Bardzo jej zależy na waszej akceptacji. Mnie również – podkreślił – Macie
prawo być zaskoczeni, bo stosunkowo długo ukrywaliśmy naszą znajomość, ale nie
chcieliśmy plotek w firmie i nadal nie chcemy. Ja zdaje sobie sprawę, że być
może wyobrażaliście sobie moją partnerkę trochę inaczej, ale – rozmarzył się na
krótką chwilę przypominając sobie widok śpiącej w jego łóżku Uli, która
delikatnie uśmiechała się przez sen – ja jestem z nią bardzo szczęśliwy. Nic
nie muszę udawać. Mogę być sobą, a ona mnie takim akceptuje. Kocha mnie, a nie
moje koneksje, konto i nazwisko. Jest wspaniała i wierzę, że wy też to
dostrzeżecie, gdy tylko dacie jej szansę i poznacie ją bliżej. Może spotkamy
się w najbliższy weekend na przykład na wspólnym obiedzie? Dzieciaki też będą.
- W sobotę będę cały dzień
zajęta. Przygotowuję spotkanie opłatkowe dla wszystkich darczyńców fundacji.
Później są święta. Na Sylwestra jedziemy z tatą do Włoch. Wracamy trzeciego
stycznia – odparła Dobrzańska i widząc zawód w oczach syna szybko dodała – Ale
możemy się spotkać w pierwszy weekend po Nowym Roku. I sądzę, że spotkanie z
dziećmi na razie jest zbędne. Powinniśmy poznać się póki co we czwórkę –
uśmiechnął się lekko
- Dobrze. W takim razie u mnie po
Nowym Roku – odparł z tlącą się iskrą nadziei, że jednak jego matka da Uli
szansę i może nawet się polubią.
- I jaki jest wyrok? – zapytała,
gdy tylko ujrzała jego imię na wyświetlaczu swojego telefonu. Tak bardzo
denerwowała się chyba tylko przed maturą.
- Nie jest tak źle – uspokoił ją
– Chcą cię lepiej poznać. Umówiłem się z nimi na obiad po Nowym Roku.
- Po Nowym Roku? – westchnęła.
Wciąż będzie musiała żyć w niepewności. Wolałaby mieć to już za sobą – Rozumiem,
że to tego czasu twoja matka będzie obmyślać plan jak mnie zabić i poćwiartować
– starała się, by zabrzmiało to w kontekście dowcipu, ale nie bardzo dało jej
się ukryć zdenerwowanie. Mimo to roześmiał się
- Kochanie, daj spokój. Moi
rodzice nie są tacy straszni. Trochę dopytywali, drążyli, ale w gruncie rzeczy
nie protestowali i nie chcą mnie wydziedziczyć. Także jest dobrze – on też
starał się żartować. Chciał by się nieco uspokoiła i rozluźniła – Jesteś w
domu?
- Tak – odparła zaskoczona jego
pytaniem
- A mogę podjechać na chwilę?
Bardzo chcę cię zobaczyć – szepnął tym swoim zmysłowym głosem. I znowu te
motyle w brzuchu. ‘Sosnowska, nie masz już dwudziestu lat!’ powtarzała w
myślach. To prawda, że chciał ją zobaczyć, ale przede wszystkim chciał sprawdzić
czy choć trochę odetchnęła. Nie mogła non stop myśleć o akceptacji jego
rodziny.
- Czekam na pana prezesie –
rzekła przygryzając lekko dolną wargę. Miał niemal pewność, że tak właśnie
zrobiła.
- Prezes będzie za pół godziny –
wymruczał do słuchawki. Jej tętno wyraźnie przyspieszyło.
Damian wszedł do kuchni i rzucił
wzrokiem na cztery talerze stojące na stole.
- Tata przyjeżdża na kolację? –
zwrócił się do matki, która kończyła właśnie kroić pieczywo
- Nie. Marek wpadnie na chwilę.
Musimy omówić kilka kwestii. Może zje z nami – wyjaśniła i spojrzała na syna – Lubisz
go?
- Marka? Chyba tak. Fajnie było
wtedy w kinie. I ostatnio na spacerze też. Wygrałem z nim w bitwie na śnieżki –
posłał matce cwaniacki uśmiech – No i ma fajny samochód. Koledzy mi
zazdrościli, gdy po mnie przyjechał w czwartek – uśmiechnęła się pod nosem
- A jak w szkole?
- Fajnie. Mieliśmy dzisiaj wf.
Strzeliłem bramkę.
- Gratuluję! – cmoknęła go w
policzek – Może będziesz piłkarzem!
- Nie – skrzywił się – Błażej
opowiadał mi dzisiaj, że rodzice zapisali go na naukę gry w tenisa. Ja chyba
też chciałbym się nauczyć grać.
- Ale przecież chodzisz już na
basen i hiszpański
- No tak, ale pływanie już mi się
znudziło. Chciałbym mieć swoją rakietę i jeździć na korty. Oglądałem nawet
filmik w Internecie z meczu tenisowego. Będę grał tak, jak ten Feder Rogererer
– plątał mu się język
- Roger Federer – zaśmiała się
szturchając go w bok palcem – wrócimy do tej rozmowy w styczniu, dobrze? Na
razie i tak masz wykupiony karnet i wolałabym z niego nie rezygnować. A do tego
czasu może kupimy rakietę w jakiś wolny weekend. Zgoda? – chłopiec kiwnął głową
i wtedy usłyszeli dzwonek do drzwi – To Marek, pójdę otworzyć.
Stał oparty o futrynę drzwi ze
swoim nieodłącznym uroczym uśmiechem. Już od progu uwodził ją wzrokiem.
- Dobry wieczór – szepnął
zmysłowym głosem wprost do jej ucha, gdy ją mijał. Nim zdążyła się ocknąć już zdejmował kurtkę.
- Zjesz z nami? Właśnie mieliśmy
siadać do kolacji
- Chętnie – wszedł do kuchni,
gdzie zastał Damiana – cześć mistrzu – podał mu rękę
- Kochanie, zawołaj siostrę na
kolację – chłopiec zniknął z pola widzenia, a ona ruszyła w kierunku czajnika,
który sygnalizował, że woda właśnie się zagotowała. Poczuła mocne szarpnięcie i
w tej samej chwili wylądowała w jego ramionach. Szybko musnął jej wargi i jak
gdyby nigdy nic usiadł za stołem.
- Dzień dobly – wysepleniła
blondyneczka wchodząc za bratem do kuchni i automatycznie uczepiła się nogi
matki
- Cześć – uśmiechnął się
Dobrzański – a byłbym zapomniał – wyjął z kieszeni marynarki dwa Chupa Chupsy –
Jeden dla ciebie, drugi dla brata – wyciągnął w ich kierunku kolorowe lizaki –
Tylko pamiętajcie, że możecie zjeść dopiero, jak mama pozwoli – zaznaczył
zerkając na Sosnowską. Posłała mu serdeczny uśmiech. Damian już dawno oglądał
niebiesko-zielony papierek swojego lizaka. Maja wciąż stała u boku matki. Po
chwili namysłu podeszła do niego niepewnie.
- Jutro po obiedzie – zaznaczyła
brunetka i usiadła obok Dobrzańskiego
- Dzienkuje – szepnęła
czterolatka i szybko wdrapała się na kolana matki.
Ula delikatnie uśmiechała się pod
nosem obserwując jak trzy najważniejsze osoby w jej życiu zgromadziły się przy
jednym stole, jedząc i dyskutując wesoło.
- Damian strzelił dzisiaj gola –
opowiadała partnerowi z dumą spoglądając na syna
- Jesteś napastnikiem? –
zaciekawił się prezes
- Nie. Pan Wojtek zawsze wystawia
mnie na prawej pomocy – wyjaśnił – Teraz chciałbym się nauczyć grać w tenisa.
- Naprawdę? Chętnie cię nauczę –
zadeklarował
- A ty umiesz grać? – zapytała z
udawaną drwiną
- Ko..- zaczął, ale urwał
gwałtownie z lekkim niepokojem obrzucając wzrokiem Ulę i Damiana – Moja droga –
poprawił się szybko – siedzi przed tobą zwycięzca turnieju z ubiegłego roku,
który zorganizowała Polska Rada Biznesu – wyjaśnił z dumą
- Naprawdę? – Damian zrobił
wielkie oczy – I masz puchar? Taki prawdziwy? Złoty? – ekscytował się
- Nie jeden. Musicie mnie
niebawem odwiedzić. Pokażę ci wszystkie puchary i medale.
- Super! Mamo, mamo, kiedy
pojedziemy? – Sosnowska spojrzała na ukochanego
- Może w weekend. A teraz dosyć
tej dyskusji o kortach, rakietach i pucharach. Idźcie do twojego pokoju. Zaraz
zaczyna się wasza ulubiona bajka – gdy tylko dzieciaki opuściły pomieszczenie
nachyliła się nad Dobrzańskim szepcąc w jego usta
- Chcesz przekupić mi syna
pucharem?
- Może – zaśmiał się – Słodycze
nie przynoszą efektu, to może chociaż tenis.
Przenieśli się na kanapę i długo
dyskutowali o spotkaniu z rodzicami, firmie, jego wyjeździe na konferencję do
Berlina i Sylwestrze. W międzyczasie Ulka przypilnowała Maję podczas kąpieli i
przeczytała jej krótką bajkę. Dzieciaki smacznie spały, gdy oni wtuleni w
siebie sączyli czerwone wino. Dobrzański spojrzał na zegarek
- Dochodzi północ. Powinienem się
zbierać – poruszył się niespokojnie
- Piłeś – spojrzała na puste
kieliszki
- Zadzwonię po taksówkę – musnął
ustami jej czoło
- Możesz przenocować tutaj –
rzuciła, rozważając w myślach słuszność tej propozycji.
- Jesteś pewna? – spojrzał na nią
z żarem w oczach.
- O nie, nie – pokiwała mu przed
nosem palcem – Nawet o tym nie myśl. Możesz zostać, ale na kanapie. Dzieciaki
byłyby trochę zaskoczone, gdybyś rano wyszedł z mojej sypialni. Chyba jest
jeszcze za wcześnie – pokiwał głową ze zrozumieniem. Nie chciał stać się
wrogiem tej dwójki – Szczoteczka się znajdzie. Ręcznik też. A w firmie
przebierzesz się w czystą koszulę. Masz ich w szafie z dziesięć
- Liczyłaś moje koszule? –
zaciekawił się z błyskiem w oku.
- Marsz do łazienki – rzekła
tonem nieznoszącym sprzeciwu
- Tak jest mamusiu – zasalutował.
- Marek będzie teraz z nami mieszkał?
– zapytał Damian, gdy tylko wsiadł do auta
- Nie – odparła wypuszczając
głośno powietrze. Trochę obawiała się tej rozmowy. Chciała by Dobrzański coraz
bardziej był obecny w ich życiu, ale z drugiej strony bała się reakcji dzieci –
Wczoraj było już bardzo późno. Nie chciałam by jeździł po nocy. Przecież mamy
wolną kanapę.
- Aha
- A masz coś przeciwko jego
wizytom? Wczoraj mówiłeś, że go lubisz.
- Bo lubię, ale gdy będzie do nas
często przychodził nie będziesz miała dla nas czasu. Tak jak tata przez ciocię
Kasię – spojrzał na matkę ze smutkiem. Zatrzymała auto na przystanku
autobusowym
- Damian, Ty i Maja zawsze
będziecie dla mnie najważniejsi – zapewniła – Niezależnie od tego, czy Marek
będzie do nas przychodził, czy będzie z nami mieszkał, wy zawsze będziecie na
pierwszym miejscu i zawsze znajdę dla was czas. Nie musisz się o to martwić.
Zresztą Marek bardzo chce byście go polubili
i on również będzie dla was znajdował czas – chłopiec pokiwał głową w
geście zrozumienia – Bardzo cię kocham – przytuliła syna.
Nie będę się powtarzać, że najlepsze ever :). Dwie matki i dwa bardzo różne sposoby pojmowania troski o syna - genialne i już. Ania.
OdpowiedzUsuńMarek i dzieci przy jednym stole, sielanka. Maja powoli przekonuje się do Marka, ciekawe ile czasu zajmie Helenie zaakceptowanie ich związku. I czy kiedykolwiek to nastąpi. Nie czytałam tego opowiadania wcześniej i teraz na każdą kolejną część czekam z niecierpliwością. Uwielbiam to opowiadanie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo się cieszę że Marek próbuje nawiązać kontakt z dziećmi Uli. Może pomysł z tym tenisem będzie przełomowy i nawet mała
OdpowiedzUsuńMaja się do niego przekona. Ale wszystko małymi kroczkami aby nie zrazić ich do siebie.
Natomiast reakcja jego rodziców w ogóle mnie nie zdziwiła. Ale to jest jego życie i powinni pozwolić mu je przeżyć tak jak on tego chce.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Zamysł tego opowiadania jest genialny! Najlepsza historia jaką w życiu czytałam. Buba
OdpowiedzUsuńZdradzę Wam, że dalej będzie jeszcze ciekawiej, lepiej i intensywniej :D!
OdpowiedzUsuń