B

czwartek, 21 sierpnia 2014

Miniaturka XIX 'Nie do wybaczenia'

Powolnym, wręcz leniwym krokiem spacerował po wrocławskim rynku. Przyjechał na dwudniową konferencję polskich przedsiębiorców. Pół Polski raz do roku zjeżdżało na dwa lub trzy dni do jednego z miast. Nie po to, by dyskutować, przedstawiać swoje pomysły na prowadzenie biznesu, dzielić się radami. Przyjeżdżali tu dla zabawy. Dla blisko dziewięćdziesięciu procent obecnych najważniejszy był bankiet i część towarzyska. Strumienie alkoholu, rechotliwe rozmowy i głupie pogawędki. Nie znosił takich imprez. Chyba z nich wyrósł. Męczyły go i przypominały najbardziej stracone lata życia. Był kiedyś głupcem szukając spełnienia w całonocnych imprezach, przygodnych znajomościach i litrach alkoholu. Później wszystko się zmieniło. Zmienił swoje podejście do życia i sposób patrzenia na świat dzięki jednej kobiecie. Wyjątkowej kobiecie, która stanęła na jego drodze. Wiele się dzięki niej nauczył, wiele zrozumiał. Mimowolnie się uśmiechnął, gdy przed oczami stanął mu obraz jej roześmianej twarzy i tych wyjątkowych oczu wpatrzonych w niego z miłością.
W pewnym momencie zatrzymał się przy jednym z restauracyjnych ogródków i siadając przy jedynym wolnym stoliku zamówił podwójne latte. To ona nauczyła go pić kawę z mlekiem. Pogoda była wręcz wymarzona jak na pierwszą połowę czerwca. Ściągnął marynarkę zarzucając ją na oparcie stojącego obok krzesła i poluzował krawat. Wolał siedzieć tutaj, nad wysoką szklanką aromatycznego napoju, niż w sali konferencyjnej wrocławskiego hotelu. Musiał odsapnąć od tych fałszywych rozmów i durnych uśmieszków. Za każdym razem, gdy miał dość zadawał sobie pytanie po co właściwie przyjechał. Jeszcze nigdy nie wrócił z takiej konferencji z intratnym kontraktem. Jednak bardzo szybko przypominał sobie główny powód pozytywnej decyzji. Jego żona. Chciał od niej uciec choć na chwilę i odpocząć. Byli małżeństwem od dwóch lat, a on coraz bardziej dusił się w tym związku. Nie potrafił się z niego uwolnić. ‘Bo tak nie można. Tak nie wypada. Marek, wziąłeś ślub, to do czegoś zobowiązuje’. Wciąż słyszał to samo, gdy mówił, że nie daje rady. Zresztą nic innego mu nie pozostało. Był coraz starszy i nie chciał już tracić czasu i zdrowia na szukanie miłości. Jedyna miłość, którą spotkał na drodze swojego marnego żywota zostawiła go praktycznie bez słowa. Doskonale pamiętał swoją rozpacz i ból, który towarzyszył mu przez długie tygodnie. Gdy wreszcie zdecydował się zerwać zaręczyny z Paulą, powiedzieć jej i rodzicom prawdę, Ula zniknęła. Nie potrafił się z tym pogodzić. Po kilku miesiącach dał sobie spokój. Wyraźnie zaznaczyła, by jej nie szukał. Poślubił pannę Febo. Spojrzał na swoją złotą obrączkę. Niejednokrotnie czuł, jak ten kawałek metalu pali jego skórę. Nie kochał jej. Nigdy jej nie kochał. Nie zdradzał. Już nie. Rzucił się w wir pracy. Szukał tam ukojenia. Firma była jego odskocznią. Wyprowadził ją na prostą i był z siebie dumny.

- To gdzie chcesz pójść? – spytała
- Tam – wskazała na fontannę. Jej ulubione miejsce. Mogła godzinami siedzieć wpatrzona w wodę spływającą strumieniami po szybach. Uśmiechnęła się. Uwielbiała spędzać czas z córką. Tygodniowy urlop był jej potrzebny. Od kilku miesięcy pracowała na najwyższych obrotach. Firma, w której się zatrudniła prosperowała coraz lepiej, a tym samym ona miała więcej obowiązków. Również lepiej zarabiała, ale miała wrażenie, że dostatniejsze życie odbija się kosztem jej czasu spędzonego z dzieckiem. Wstawała o świcie, gdy mała jeszcze spała. Wracała, gdy pani Adela zdążyła ją już położyć. Miały dla siebie tylko weekendy, święta i ewentualne dni wolne. Na początku było jej ciężko zagospodarować się w nowym miejscu, znaleźć pracę, mieszkanie i opiekę dla córki, ale miała sporo szczęścia i dość szybko wszystko ogarnęła. Odliczała czas od sierpnia, wtedy miała jechać na dwa tygodnie do Rysiowa. Tęskniła za rodziną. Jasiek już dawno się wyprowadził do Warszawy. Mieszkał teraz z Kingą w mieszkaniu, które dziewczyna odziedziczyła po babci. W rodzinnym miasteczku został tylko ojciec z Beatką. No i oczywiście Maciek. Z czułością spojrzała na córkę, która usilnie próbowała wsadzić rękę do wody.
- Tylko nie wpadnij – ostrzegła siadając na betonowym murku. Ta mała brunetka była sensem jej życia. Każdego dnia ciszyła się, że ją ma. Nigdy nie żałowała swojej decyzji o posiadaniu dziecka. Czuła się spełniona w roli matki za każdym razem, gdy obserwowała uśmiech na tej małej buzi.

Wypił ostatni łyk kawy i od niechcenia omiótł wzrokiem rynek. Zniechęcony spojrzał na zegarek, który wskazywał dopiero kwadrans po dwunastej. Przed nim jeszcze wiele godzin włóczenia się po okolicy. Za wszelką cenę nie chciał wracać do hotelu. Rzucił wzrokiem w kierunku słynnej wrocławskiej fontanny i już miał sięgać po gazetę, gdy zamarł. Ponownie spojrzał w tamtym kierunku. Miał wrażenie, że wyobraźnia płata mu figla. ‘Nie, to niemożliwe’ powtarzał w myślach wpatrując się w kobietę przy fontannie. Nie widzieli się tak długo. ‘To ona podjęła wtedy decyzję. Prosiła, byś to uszanował’ przez jego głowę w ciągu sekundy przewinęło się wiele myśli. ‘Muszę się dowiedzieć dlaczego!’ stwierdził stanowczo i rzucając na stolik banknot dwudziestozłotowy pospiesznie ruszył w kierunku kobiety, którą poznałby na końcu świata.
Wydawało jej się, że widzi ducha. Na moment zapomniała o oddychaniu.
- Ula – wypowiedział jej imię w tak charakterystyczny dla siebie sposób. Jego głos zawsze powodował miękkość kolan i przyspieszone bicie serca. Teraz też jej serce przyspieszyło, ale zdecydowanie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Nie wiedziała, co ma zrobić. Najrozsądniejszym wyjściem była teraz ucieczka. Z delikatnym uśmiechem stał przed nią człowiek, którego tak mocno kochała, a którego nienawidziła całą sobą.
- Chodź kochanie, musimy już iść – pospiesznie złapała za rękę córkę i nie zwracając uwagi na Dobrzańskiego szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Stał w tym samym miejscu, zaskoczony jej zachowaniem, ale także faktem, że towarzyszyła jej mała dziewczynka. Ruszył za nimi i w tej samej minucie zaszedł jej drogę.
- Nie wygłupiaj się. Porozmawiaj ze mną  – poprosił spokojnie wpatrując się w jej oczy
 - Nie mamy o czym rozmawiać – rzekła niemal płaczliwym głosem. Ból, który teraz wrócił w mgnieniu oka przez wiele miesięcy próbowała zepchnąć w najdalsze zakamarki duszy. Udało się, a teraz ni stąd i zowąd on staje przed nią i chce z nią rozmawiać. Zaskoczony stwierdził, że z jej oczu bije smutek, żal, rozgoryczenie. Nic z tego nie rozumiał, ale nie było czasu na analizowanie. Nie mógł pozwolić by teraz uciekła. By uciekała z jego życia po raz drugi.
- Owszem, mamy – rzekł zdeterminowany – Chyba krótką rozmowę jesteś mi winna - słowa, które jako ostatnie padły z jego ust podziałały na nią, jak płachta na byka. 
- Ja jestem coś winna tobie? Jesteś naprawdę bezczelny! – rzekła głośniej niż zamierzała. Dziewczynka przestraszona tonem matki mocniej wtuliła się w jej ramię – Już – pogłaskała córeczkę po głowie – wracamy do domku – z dzieckiem na rękach ruszyła przed siebie. Dotrzymywał jej kroku
- Ula – zaczął, ale nie dała mu nic powiedzieć.
- Chodzi ci o to pięć tysięcy, które mi po tobie zostały, tak? – rzekła z pretensją – Nie wykorzystałam ich, więc mam je zwrócić? Jeszcze dziś dostaniesz przelew. Mam nadzieję, że numer konta się nie zmienił – rzuciła z jadem, nawet na chwilę nie zwalniając kroku. Miała ochotę się rozpłakać, albo go spoliczkować. Nie zwracała uwagi, że stali się sensacją na rynku, przyciągając uwagę turystów.
- Jakie pięć tysięcy? O czym ty do cholery mówisz? – i on się zdenerwował. Nic z tego nie rozumiał. ‘I kim jest do cholery to dziecko?’
- Nie udawaj głupiego! – zatrzymała się gwałtownie – Ty nie potrafisz żyć w prawdzie! Kłamstwo masz chyba we krwi! – oskarżycielski ton był wyraźny - Nawet teraz nie stać się na odrobinę prawdy i przyznanie się do swoich czynów? No jasne, czego ja się spodziewałam! Skoro zamiast szczerej rozmowy wolałeś zostawić mi ten cholerny list i plik banknotów – zaśmiała się przez łzy – Ja nic od ciebie nie chciałam, nie wymagałam – słona kropla spłynęła po jej policzku. Coś ścisnęło go w środku. Nigdy nie mógł patrzeć na to, jak płacze. Najchętniej zamknąłby ją teraz w swoich ramionach i próbował ukoić ból. Nic z tego nie rozumiał, ale w tempie błyskawicy próbował ułożyć sobie wszystkie jej słowa w logiczną całość.
- Jaki list? – zapytał zaskoczony – Nic z tego nie rozumiem…. – pokręcił głową - To ty zostawiłaś mnie z dnia na dzień bez słowa wyjaśniania – i on był zdenerwowany tym arcydziwnym spotkaniem – ‘To był błąd. Nie pasujemy do siebie. To się nie uda. Nie szukaj mnie i błagam, uszanuj moją decyzję. Ula’ – wyrecytował z pamięci tekst, który przez lata wyrył mu się i w sercu i w pamięci. Jej źrenice były teraz wielkości pięciozłotówki.
- O czym ty mówisz? – szepnęła
- O tej cholernej kartce, którą znalazłem na swoim biurku w dniu, kiedy zniknęłaś z firmy i mojego życia – patrzył jej prosto w oczy. Nie mógł kłamać. Sam wyglądał na zdezorientowanego. I ona niewiele z tego rozumiała. Przez lata pogodziła się z obecnym stanem rzeczy. Przez lata zaczęła leczyć się z tej miłości, a teraz nagle nic do siebie nie pasowało. Próbowała ułożyć sobie wszystko w głowie. Stali bez słowa wpatrując się w swoje oczy. Między nimi zapanowała cisza przerywana jedynie cichym pochlipywaniem dziecka. Dopiero teraz zauważyła, że jej córka płacze i cała się trzęsie. Najwyraźniej przestraszyła się ich podniesionych głosów.
- Ciiiii – uspokajająco pogładziła plecy dziecka – Spokojnie. Mama już nie będzie krzyczeć – ‘Mama? Czyżby…. ‘ zaczął się intensywnie zastanawiać – Chodź – zwróciła się do Dobrzańskiego – Muszę ją uspokoić i położyć spać. Mieszkam tu niedaleko. Chyba musimy porozmawiać na spokojnie – westchnęła i ruszyła w kierunku starej kamienicy nieopodal rynku. Podążał za nią bez słowa zastanawiają się, czy ta mała dziewczynka może być jego córką.
- Ile ona ma lat? – szepnął wpatrując się w ciemną czuprynę dziewczynki
- W marcu skończyła dwa – spojrzała mu wymownie w oczy i otworzyła kluczem drzwi prowadzące na klatkę schodową. Miał już pewność. Zacisnął pięść. ‘Mam córkę’.
Weszli do niewielkiego mieszkania na pierwszym piętrze. Było skromne, urządzone w starym stylu. Na więcej nie było jej stać. Niewielki przedpokój, mały pokój w którym stało łóżeczko dziecięce, drugi nieco większy, pełniący rolę salonu i jej sypialni, kuchnia, która miała nie więcej, jak trzy metry kwadratowe i drzwi prowadzące do łazienki.
- Siadaj – wskazała na wersalkę – zaraz przyjdę. Położę  ją – i zniknęła w drugim spokoju. Przez chwilę siedział tępo wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze kilka sekund temu stała Ula z jego córką na rękach. Zdenerwowany przeczesał czarną czuprynę, którą zdobiły pierwsze siwe kosmki na skroniach. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Na meblościance w kolorze olchy stało kilka ramek ze zdjęciami. Na wszystkich była jego córka. Z Cieplakiem, Ulą, Maćkiem, a nawet Jaśkiem. Teraz zaczynał rozumieć dlaczego młody Cieplak przestał pojawiać się w firmie. Cała rodzina miała do niego pretensję, że nie interesuje się córką. ‘Ale ja nawet nie miałem o niej pojęcia!’ usprawiedliwiał się w myślach. Poczuł wzrok na swoich plecach. Cieplakówna stała w progu przyglądając mu się intensywnie. ‘Zmieniła się’. Grube czerwone okulary zastąpiła małymi szkłami w oprawce żyłkowej, a babcine ubrania ustąpiły miejsca wciąż skromnym, lecz nieco modniejszym. ‘I wciąż zaczesuje grzywkę na bok’ uśmiechnął się w duchu.
- Jak ona ma na imię? – zapytał, lecz czuł, że słowa grzęzną mu w gardle. Dziękował Bogu za tę konferencję. Gdyby nie ona i przyjazd do Wrocławia wiąż nie miałby pojęcia, że jest ojcem.
- Marysia
- Marysia – powtórzył za nią jak echo i uśmiechnął się blado. Po chwili wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie - Skoro byłaś w ciąży czemu odeszłaś? Dlaczego mnie zostawiłaś? Przecież po tym weekendzie w SPA ja byłem gotowy zrobić dla ciebie wszystko. Iść na wojnę z rodzicami, Paulą. Czekałem tylko na ten cholerny zarząd, a później byłem gotowy postawić wszystko na jedną kartę, a ty tak po prostu odeszłaś! – wciąż nie rozumiał dlaczego tak postąpiła. Bez słowa podeszła do jednej z półek i wyciągnęła z niej drewnianą skrzynkę. Pośród wielu fotografii małej znalazła białą kopertę. Podała mu. W środku znajdowało się zdjęcie USG. Niewielka czarna kropka. ‘Cieplak U. 4 weeks’. Na dole był dopisek ‘Musimy porozmawiać. Ula’ Obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
- Od kilku dni dziwnie się czułam, spóźniał mi się okres. Nic nie mówiłam, bo nie miałam pewności. Bałam się twojej reakcji. Poszłam do lekarza. Okazało się, że jest to czwarty tydzień – urwała na chwilę siadając na rudej wersalce. Wypuściła głośno powietrze – ciąży. Tego dnia mieliśmy się nie widzieć po pracy. Cały dzień miałeś spotkania z Korzyńskim, Zawadzkim i jeszcze paroma innymi. Wychodziłeś z konferencyjnej tylko na chwilę, a ja zamiast czekać na ciebie w gabinecie, zostawiłam ci to zdjęcie w kopercie, w kalendarzu, tam gdzie zawsze – wyjaśniała - i wróciłam do pisania raportu na zarząd. Chciałam ci przekazać tę informację jeszcze przed wylotem do Madrytu. Miałam nadzieję, że może gdy będziesz wiedział przesuniesz wyjazd choć o kilka godzin i zdążymy jeszcze porozmawiać – do wydruku była dołączona kartka zgięta na pół. Rozłożył ją i zamarł. ‘Nie mogę być teraz ojcem. Nie chcę być ojcem. Paulina by mi tego nie wybaczyła. Nikt się nie może dowiedzieć! Pozbądź się problemu i zniknij z mojego życia. Marek’ – poczuł kropelki potu spływające po plecach i skroni. Spojrzał na nią przerażony
- To nie ja to napisałem – ledwie wydukał. Obrzuciła go przenikliwym spojrzeniem.
- To twój charakter pisma – odparła z żalem – Następnego dnia znalazłam to na swoim biurku. W środku było pięć tysięcy złotych – westchnęła – Co masz mi do powiedzenia w tej sprawie?
- Ula – przysunął się bliżej niej – ja nie miałem pojęcia – jego rozbiegany wzrok wciąż przelatywał po kolejnych linijkach tekstu, który rzekomo napisał – taaa, mój charakter pisma – rzekł bardziej do siebie i nerwowo potarł obrączkę. Jej wzrok spoczął na złotym krążku. Wiedziała z gazet, że się jednak ożenił. Siedział obok niej człowiek niegdyś tak jej bliski, a teraz tak daleki. Kiedyś bardzo go kochała, a później miłość ustąpiła miejsca nienawiści za to, jak ją potraktował. Intensywnie się nad czymś zastanawiał, by nagle zerwać się z zajmowanego miejsca
- Ja ci to wszystko wyjaśnię, ale najpierw muszę jechać do Warszawy i sam poznać prawdę. Zabieram to – schował ten nieszczęsny list do kieszeni marynarki i zagryzł nerwowo wargę – wiem, że zmieniłaś numer. Próbowałem się dodzwonić. Dasz mi nowy? – podrapał się po głowie w charakterystycznym dla siebie geście zdenerwowania.
- Wciąż mam ten sam – odparła zaskoczona. On również był zdziwiony. Przecież dzwonił. Kilka razy. – Zapisz mi go proszę – postanowił teraz nie wnikać. Podeszła do regału i wyciągnęła niewielką kartkę na której nakreśliła kilka cyfr – Dzięki – uśmiechnął się i obrzucił ją lekko nieobecnym wzrokiem – Przyjadę pojutrze z samego rana. Będziesz w domu? – kiwnęła potakująco głową. Wiedziała, że jej urlop jeszcze się nie skończy – Mogę ją jeszcze na chwilę zobaczyć? – zatrzymał się w przedpokoju obok drzwi córki
- Tylko jej nie obudź – poprosiła otwierając białe drzwi. Stanął nad łóżeczkiem i lewą dłoń zacisnąć w pięść. ‘Straciłem tyle czasu!’. Samotna łza spłynęła po jego policzku. Szybko ją starł i bez słowa opuścił mieszkanie.

Jak w amoku jechał do Warszawy. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą. Z impetem wjechał na podjazd i głośno trzasnął drzwiami. Wpadł do domu jak burza.
- Synu, co się dzieje? – w salonie pojawił się zdziwiony Krzysztof
- Gdzie jest mama? – wysyczał przez zaciśnięte zęby
- W gabinecie. Jadziu – zwrócił się do gosposi – zawołaj proszę Helenę – po kilku chwilach w przestronnym salonie pojawiła się Dobrzańska
- Synku, jak miło cię widzieć – chciała podejść i pocałować go w policzek, ale odskoczył, jak oparzony. Patrzył na matkę z obrzydzeniem
- Jak mogłaś!? – krzyknął z nienawiścią – Jak mogłaś?! – powtórzył. Dobrzańscy byli skonsternowani
- Marek, bardzo cię proszę nie unoś głosu, tylko spokojnie wytłumacz nam o co ci chodzi – odezwał się Krzysztof. Junior zamaszystym ruchem wyciągnął kartkę z wewnętrznej kieszeni marynarki i rzucił siedzącej Helenie na kolana
- Poznajesz? – miotał się po salonie – Pytam się, czy poznajesz tę kartkę! – Helena głośno przełknęła ślinę. Milczała. Krzysztof przyglądał się tej sytuacji zdezorientowany – Grzebałaś w moich rzeczach? – bardziej stwierdził, niż zapytał. Już podczas drogi wiele wydarzeń z tamtego okresu zaczęło układać mu się w jedną całość
- Chciałam zostawić ci wiadomość, żebyś przyjechał do domu. Byłeś na spotkaniu – wyjaśniła nie patrząc na syna
- Ten wynik USG nie czekał tam na ciebie, tylko na mnie! – zagrzmiał – Po co się wtrącałaś?!
- Nie chciałam, żebyś zmarnował sobie życie – wyszeptała
- Słucham? – zaśmiał się szyderczo - Zmarnowałem sobie życie żeniąc się z Pauliną, której nie kocham! Jak mogłaś napisać te kartkę w moim imieniu! – wrzasnął – Jak mogłaś dać Uli pieniądze na zabieg! Chciałaś zabić moje dziecko! Moje dziecko! – niemal wysyczał dwa ostatnie słowa
- Ona nie nadawała się na twoją partnerkę, ani na matkę twojego dziecka – rzekła patrząc się synowi prosto w oczy. Był w szoku.
- Ty też maczałeś w tym palce? – zwrócił się w kierunku ojca – Pytam, czy wtedy, trzy lata temu, gdy miałem lecieć do Hiszpanii i gdy nagle zniknął nasz dyrektor finansowy naprawdę się źle czułeś, czy symulowałeś? – spojrzał gniewnie na Krzysztofa
- Ja nie bardzo wiedziałem o co chodzi. Mama mówiła, że trzeba ratować twój związek – tłumaczył się
- Pięknie – zaśmiał się pod nosem – po prostu pięknie – zagryzł wargę – rozumiem, że telefon celowo wyjęłaś mi z kieszeni – nawet nie czekał na potwierdzenie. Był pewny, że tak właśnie było.
- Paulina też wiedziała? – wlepił swój wzrok w rodzicielkę
- Powiedziałam jej jakiś tydzień, może dwa przed ślubem – pokiwał głową rozgoryczony
- Najbliższe mi osoby oszukiwały mnie przez tyle lat! Tyle lat! – prychnął - Gdyby nie przypadek, nigdy bym się nie dowiedział, że jestem ojcem! Skrzywdziliście Ule, mnie i niewinne dziecko, które przez dwa lata wychowywało się bez ojca! Mogłaś spać spokojnie? – nachylił się nad matką – Nie miałaś wyrzutów sumienia?
- Robiłam to dla twojego dobra – odparła wciąż przekonana co do słuszności swojej decyzji
- Ty do tej pory nie widzisz w tym nic złego – pokręcił głową z niedowierzaniem – Nie macie już syna! Nie chcę was znać! Tego się nie da wybaczyć! – rzucił na odchodne i opuścił dom trzaskając drzwiami. Z piskiem opon ruszył w kierunku swojego domu.

W środowe przedpołudnie zapukał do jej drzwi. W jednej ręce dzierżył bukiet kwiatów, w drugiej pluszowego miśka.
- Mogę wejść? – zapytał niepewnie
- Proszę – odsunęła się robiąc mu przejście. Od ich przypadkowego spotkania na rynku cały czas o nim myślała. O nim i o tym, co wydarzyło się trzy lata temu.
- To dla ciebie, w ramach przeprosin, za wszystkie krzywdy, jakich zaznałaś ode mnie i od mojej rodziny – ostatnie dwa słowa wyszeptał ledwie słyszalnie – Ja wiem, że kwiaty to mało. Obiecuję ci, że jeśli mi tylko pozwolisz, postaram wam się wszystko wynagrodzić. Chcę z tobą porozmawiać. Znam już całą prawdę – spojrzał w jej oczy – Gdzie jest Marysia?
- Bawi się w pokoju – wyjaśniła
- Będę mógł później do niej zajrzeć? – spojrzał na trzymanego misia. Kiwnęła twierdząco głową i ruszyła w stronę kuchni
- Napijesz się czegoś? – zapytała wstawiając kwiaty do wody
- Jeśli masz coś mocniejszego, to chętnie – obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem. W końcu nie było jeszcze południa. Wyjęła z szafki nalewkę ojca i postawiła przed nim wraz z kieliszkiem. Wypił dwa. Zauważyła, że nie ma już na palcu obrączki – Moja rodzina zafundowała nam taki koszmar. List, który ode mnie dostałaś jest autorstwa mojej matki. Mamy podobny charakter pisma – zaczął wyjaśniać – Nawet w liceum podrabiałem jej podpis i wypisywałem sobie zwolnienia z lekcji. To ona znalazła wydruk USG, to ona wykradła go z mojego kalendarza, to ona zostawiła ci list i pieniądze, to ona podrzuciła mi list rzekomo od ciebie – wyliczał w bólem, a ona słuchała jego słów z niedowierzaniem – Tamtego dnia by odciągnąć moją uwagę namówiła ojca by symulował gorsze samopoczucie. Wyciągnęła mnie z firmy praktycznie prosto ze spotkania. Pojechaliśmy do Piaseczna. Jak pamiętasz następnego dnia leciałem do Madrytu. Nalegała bym z samego rana zajrzał jeszcze do domu. Wyleciałem do Hiszpanii z opóźnieniem. Zamiast o ósmej poleciałem dopiero o dwunastej. Rano byłem u rodziców i prosto od nich pojechałem na Okęcie. Chciałem do ciebie zadzwonić z drogi, ale zorientowałem się, że zostawiłem u nich telefon. Moja matka mi go wyjęła z kieszeni marynarki – rzekł z żalem – Gdy wróciłem następnego dnia zamiast zastać ciebie w biurze znalazłem list. Sądziłem, że mnie zostawiłaś. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale abonent był niedostępny. Najwyraźniej moja matka postanowiła pobawić się w edycję twojego numeru – Ula patrzyła na niego z malującym się na twarzy szokiem. Nie sądziła, że Helena Dobrzańska jest zdolna do takiej intrygi, podłości - Chciałem odwołać ślub. Wielokrotnie powtarzałem jej, że nie kocham Pauli, że znalazłem kobietę swojego życia, ale mnie zostawiła. Matka nalegała na przełożenie uroczystości, a nie odwołanie. Uległem. Gdy zrozumiałem, że nie wrócisz, że mnie nie chcesz, pobraliśmy się. Paula wiedziała. Co prawda nie od początku, nie brała w tym spisku udziału, ale wiedziała jeszcze przed ślubem. Złożyłem wczoraj pozew o rozwód. Nie chcę mieć ani z nią, ani z rodzicami nic wspólnego. Chcę odzyskać to, co straciłem trzy lata temu – spojrzał jej w oczy z dozą niepewności – Ula, czy ty mnie jeszcze kochasz? – właśnie tego pytania się obawiała. Nie potrafiła na nie odpowiedzieć jednoznacznie. Zbyt wiele się wydarzyło, zbyt wiele wycierpiała. Uciekała wzrokiem. Przedłużające się milczenie było aż nadto jasną odpowiedzią. Spuścił głowę i głośno wypuścił powietrze – Tego właśnie się obawiałem – szepnął
- Marek – westchnęła – mieszają się we mnie skrajne uczucia i nie jestem pewna, czy… - nie dał jej dokończyć wchodząc w słowo
- Nie musisz mi się tłumaczyć. Rozumiem – szybko wypił kolejny kieliszek i kontynuował – Jeśli chcesz zostać we Wrocławiu na stałe, jestem gotów w ciągu dwóch dni się tu przeprowadzić. Chcę być blisko Marysi, blisko was – dodał – Nie chcę stracić już ani minuty z jej życia i będę robił wszystko, by odzyskać twoje zaufanie i twoją miłość. Będę czekał, aż będziesz gotowa pokochać mnie na nowo – złapał ją za rękę, czym spowodował, że spojrzała na niego – Ja kocham cię tak samo, jak trzy lata temu, choć wtedy nie zdążyłem ci powiedzieć tego prosto w oczy – wzruszył ją tym wyznaniem. Na krótką chwilę zatonęli w swoich oczach. – Mogę do niej iść?
-Jasne. Pójdę z tobą. Powinna cię poznać – wyjaśniła. Skoro Dobrzański pojawił się już w ich życiu, jej córka powinna znać prawdę – Kochanie, chodź do mnie na chwilę – zawołała córkę i usiadła na bujanym fotelu w kącie pokoju. Dziewczynka błyskawicznie drapała się na jej kolana – Pamiętasz, jak mówiłaś, że Ewa ma tatę, a ty nie? – mała patrzyła na nią uważnie – Tłumaczyłam ci wtedy, że twój tata jest daleko i nie może się tobą opiekować. Ale przyjechał do ciebie – w jej oczach stanęły łzy. Widziała, że Marek również jest wzruszony – To właśnie twój tata – spojrzała na Dobrzańskiego stojącego w progu pokoju
- Witaj Marysiu – kucnął koło kolan Uli i spojrzał w szare oczy swojej córki – To dla ciebie – podał jej maskotkę, którą szybko przytuliła do siebie – Obiecuję, że już cię nigdy nie zostawię i zawsze będę obok – powiedział cicho, głaszcząc córkę po główce. Po policzku Uli spłynęła łza.

niedziela, 10 sierpnia 2014

'Układ' IV ost.

Postawił w przedpokoju dwie walizki średniej wielkości.
- Pójdę od razu zdjąć z bagażnika narty – rzucił i ponownie wyszedł do garażu. Zdjęła zimowy, sportowy płaszcz i udała się do kuchni. Zegarek wskazywał osiemnastą. Na kawę było zdecydowanie za późno. Poza tym byli zmęczeni i jeszcze podczas podróży zgodnie stwierdzili, że należy położyć się wcześniej. Nastawiła więc wodę na herbatę. Temperatura na zewnątrz była naprawdę bardzo niska. Marek długo nie wracał z garażu. Postanowiła, że uda się do swojej sypialni i powiesi sukienkę, która w pokrowcu wisiała teraz na wieszaku w przedpokoju. . Nim narzuciła na siebie szare spodnie i polarową bluzę stanęła w bieliźnie naprzeciw lustra. Jej figura prezentowała się idealnie. Kształtne piersi, wąska talia, zgrabne uda i pośladki. Tak bardzo brakowało jej dotyku męskich dłoni. Brakowało jej ciepła, które dają ramiona ukochanej osoby i głosu czule wypowiadającego jej imię. Tęskniła za namiętnymi chwilami spędzonymi z Davidem, choć ostatnio ku jej zaskoczeniu, wyobraźnia i marzenia senne, w roli kochanka podsuwały jej Marka. Otulając ciało grubą bluzą usiadła na łóżku podkulając nogi i opierając na kolanach głowę. Spojrzała na swoją prawą dłoń, na której błyszczała złota obrączka. W zamyśleniu obróciła ją kilka razy. Od momentu, w którym wypowiedziała tę urzędową formułkę wielokrotnie zastanawiała się, czy ten krążek to jej zbawienie, czy raczej przekleństwo. Zdarzały się momenty, gdy czuła, że ten kawałek szlachetnego metalu wręcz wypala jej skórę. Przecież mogła się wycofać. Marek kilkakrotnie pytał ją, czy jest pewna. Do niczego jej nie zmuszał. Zgodziła się. Zgodziła się w pełni świadomie. Dlaczego? Bo chciała stabilizacji, spokojnej przyszłości, czy po prostu jego szczęścia i spokoju. W pewnym momencie poczuła, że ten konflikt na linii Marek – Dobrzańscy stał się także jej wojną. Chciała pomóc mu uzyskać niezależność, chciała by przestali mu ciosać kołki nad głową. Każdy żyje tak, jak chce. Każdy sam pisze scenariusz swojego życia. On nie mógł. Czy każdemu pisane jest szczęście w rodzinnym gronie? Czy każdy musi mieć drugą połówkę? Przecież tyle tych drugich połówek się później rozstaje, rozwodzi. Miała świadomość, że ją też to czeka. Że w pewnym momencie będzie musiała powiedzieć sobie dość, że będzie chciała odejść. A nawet jeśli nie będzie chciała, to będzie musiała, bo zabraknie dla niej miejsca. Przecież w pewnym momencie w jego życiu pojawi się ta właściwa osoba. To, że teraz jej nie ma, nie znaczy, że jej nie będzie. Powróciła pamięcią do samego momentu ślubu. Czy tak go sobie wyobrażała? Nie. Zdecydowanie nie. Od lat planowała tę uroczystość. Chciała mieć białą suknię, długi welon, chciała usłyszeć marsz weselny, a u ołtarza zobaczyć uśmiechniętego Davida. Zamiast tego była mała salka zakopiańskiego urzędu, jej sukienka w kolorze pastelowej moreli i Marek. Właśnie, Marek. Akurat wymiana Davida na Marka nie była aż taka najgorsza. Coraz częściej zaczęła ich porównywać, a przecież nie powinna. W tym całym ślubie, któremu świadkowali Aneta z mężem Gabrielem, wieloletni przyjaciele Dobrzańskiego, zabrakło miłości. Bo ślub powinno się brać z miłości, a nie z wyrachowania, czy dla świętego spokoju. Ale czy aby na pewno z jej strony nie były to początki miłości? Sama się przestraszyła tego pytania. I to krótkie muśnięcie warg, podsumowujące zaślubiny. Niby nic nieznaczące, a tak bardzo dla niej ważne.
- Tutaj jesteś – z zamyślenia wyrwał ją wesoły głos męża – Chodź na dół, zaparzyłem twoją ulubioną herbatę – uśmiechnęła się blado. ‘Czy tego właśnie chcę?’ pytała. Zaczesała dłonią włosy do tyłu i ruszyła za mężczyzną.
- Szkoda, że Gabriel z Anką nie mogli zostać dłużej. Poznalibyście się lepiej. Ale będzie jeszcze nie jednak okazja. Świetni ludzie
- Długo się znacie? – zapytała od niechcenia, gdy zajęła miejsce koło niego na skórzanej sofie
- Jakieś sześć, może siedem lat. Ale mam do nich pełne zaufanie. Sprawdzili się wiele razy. Można im o wszystkim powiedzieć – uśmiechnął się delikatnie, by za chwilę spiąć wszystkie mięśnie twarzy, gdy jego wzrok spoczął na obrączce – Jutro czeka nas najgorsze starcie. Konfrontacja z rodzicami.
- Będzie dobrze – położyła dłoń na jego ramieniu – Może wreszcie zrozumieją, że masz swoje życie? Poza tym nie ma się co martwić na zapas – ostentacyjnie ziewnęła i spojrzała na niego przepraszająco – wybacz, ale jestem padnięta po podróży. Położę się już. Dobranoc.
- Ula – zawołał za nią, gdy była już w połowie schodów – Dziękuję – uśmiechnęła się niemrawo i poszła dalej. Sam się zastanawiał za co jej dziękował. Za dzisiejsze słowa otuchy, czy za tę całą szopkę, którą od kilku tygodni odstawiali. Widział, że jest jej trudno, mimo to brnął w ten układ dalej ciągnąc ją za sobą. Wiele razy zastanawiał się, czy ma prawo prosić ją o małżeństwo, czy ma prawo wplątywać ją w rodzinne gierki. Zawsze sobie powtarzał, że sama się na to zgodziła, że do niczego jej nie zmusza, że daje jej możliwość wyboru. To chyba były próby wyciszenia sumienia, które podpowiadało, że manipuluje słabą, zagubioną i zranioną kobietą. Widział jej zamyślenie, widział jej wahanie, niezdecydowanie, jednak wiernie trwała u jego boku w starciu z rodzicami i dziennikarzami, którzy nie dawali im spokoju przez pierwsze dwa miesiące. W międzyczasie popełnił również błąd, który zrodził plotki i podejrzenia. Pismaki nie dawali za wygraną. Ula stała po jego stronie, tłumacząc go i negując pomówienia. Wiele razy przepraszał ją, że był taki nieostrożny w miejscu publicznym i dał sobie zrobić zdjęcie, które słono ich kosztowało. Powtarzała, że to nic, że sobie poradzi. Chciał w to wierzyć. Starała się być silna. Ale najbardziej zaskoczyła go, gdy niespełna trzy miesiące po ślubie oznajmiła mu, że chce być matką. Widziała, że jest w szoku, więc szybko dodała, że być może dziecko wpłynie na poprawę jego stosunków z Dobrzańskimi. Szybko stwierdził, że ma rację, że na tej ciąży może tylko zyskać, a spadkobierca domu mody z pewnością się przyda. Gdy pewnego dnia poinformowali Dobrzańskich, iż za siedem miesięcy zostaną dziadkami ci pogratulowali im chłodno, zachowując dystans właściwy dla ich ostatnich kontaktów. Wciąż dość ostentacyjnie ignorowali syna i jego żonę. Ich znajomi, śmietanka towarzyska Warszawy, przez długie miesiące miała do seniorów żal o zatajenie informacji o ślubie i brak hucznego przyjęcia. Krzysztof i Helena w głębi duszy skakali z radości na wieść o ciąży, ale woleli tego nie okazywać. W ich mniemaniu radość oznaczałaby wybaczenie potajemnego ślubu, a tego nie mogli zrobić.
Leżała na kanapie czytając książkę. Do rozwiązania zostało nieco ponad dwa miesiące. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie jej dziecko pojawi się na świecie. Jej dziecko, właśnie tak o nim myślała. Marek był tylko dodatkiem. Dlaczego zdecydowała się na macierzyństwo. Ze strachu przed samotnością. Była samotna. Była bardzo samotna. Niby było kilku zaufanych przyjaciół jej męża, był jej mąż, ale czuła się samotna. Chciała pracować, ale ze względu na ciąże, postanowili, że zostanie w domu do końca macierzyńskiego. Jeszcze przed ślubem Marek chciał ją zatrudnić w FD na jednym z kierowniczych stanowisk. Odmówiła. Nie potrafiłaby ciągle grać przed jego rodzicami, współpracownikami. Unikanie kontaktów było najlepszym wyjściem. Całymi dniami siedziała w pustym domu czytając książki, oglądając durne seriale i serfując po Internecie. Tak było wygodnie, ale i nudno. Marek starał się dotrzymywać jej towarzystwa, ale praca i nowa znajomość powodowały, że w domu nie mieszkał, a raczej w nim bywał. Nie mogła mu zarzucić, że nie opiekuje się nią troskliwie. Starał się, ale dla niej to było za mało. Potrzebowała partnera i mężczyzny, nie przyjaciela.
W zasadzie jeszcze przed ślubem zaczęła sobie zdawać sprawę, że Dobrzański stał się dla niej ważny. Zbyt ważny. Może to barak mężczyzny u boku spowodował, że zaczęła darzyć Marka silniejszym uczuciem. Już nie był dla niej tylko przyjacielem, choć starała się za wszelką cenę tak o nim myśleć. Serce górowało nad rozumem. Kilka pocałunków, które wymuszała sytuacja i codzienne obcowanie, mieszkanie pod jednym dachem i de facto dzielenie życia spowodowało, że Dobrzański wkradł się do jej życia nieproszony. Bo przecież ona wcale nie zapraszała go do swojego serca. To jej przyjaciel, a ich relacja była układem, który miał z góry określone zasady. Czuła wściekłość i żal, gdy wychodził wieczorami, gdy wracał nad ranem, gdy z uśmiechem na ustach odpisywał na sms’y. Wiele razy miała ochotę go zatrzymać, ale wiedziała, że to nic nie zmieni. Ona nie mogła zmienić jego. Marek Dobrzański stał się największym przekleństwem jej życia. Rok od ślubu bardzo żałowała swojej decyzji. Cholernie żałowała, że nie podjęła walki o samodzielność, tylko zgodziła się zostać jego żoną na papierze.

Mała Julia stała się sensem jej życia na bardzo krótki okres. Dobrzańskiego coraz bardziej niepokoiło zachowanie matki jego dziecka, ale zarówno przyjaciele, jak i sama Ula zaczęła tłumaczyć to depresją poporodową. Uwierzył. Te zapewnienia uspokoiły go niego i pozwoliły wyciszyć podejrzenia. Ilekroć Dobrzańska patrzyła na swoją córkę, widziała Marka, człowieka, którego kochała, choć nie powinna. Mała była kopią swojego ojca, a Dobrzański był w niej totalnie zakochany. Z każdym dniem coraz bardziej przestawała panować nad swoim życiem, pragnieniami, marzeniami. Wyobraźnia podsuwała jej różne scenariusze. Jej życie stawało się obłędem. Czarę goryczy przelała sytuacja z pewnego majowego dnia, gdy usłyszała od swojego męża ‘Chyba się zakochałem. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Chciałbym, żebyś kogoś poznała’. I poznała osobę, którą Dobrzański pokochał. Osobę, z którą nawet nie miała prawa walczyć. Starała się zachować pozory, że to ją zupełnie nie obchodzi. Dwudziestego piątego czerwca, dwa dni przed swoimi urodzinami poprosiła by Dobrzański zabrał małą na cały dzień do swoich rodziców. Wykręcała się zmęczeniem i potrzebą chwili tylko dla siebie. Posłuchał i spełnił jej prośbę. Tego dnia Julia po raz ostatni tonęła w ramionach matki. Ula miała świadomość, że jej córka nie będzie jej pamiętać, przecież była jeszcze malutka. Wieczorem Marek znalazł ją w jej sypialni. Otruła się tabletkami nasennymi i środkami przepisanymi przez lekarza na depresję poporodową. Lekarz pogotowia stwierdził zgon. 
Na szafce nocnej znalazł białą kopertę, na której widniało jego imię.

‘Kochany Marku,

Mam nadzieję, że kiedyś będziesz w stanie wybaczyć mi tę ucieczkę. Bo to jest uciekczka. Od problemów i rzeczywistości. Chociaż bardziej mam nadzieję, że Julia będzie potrafiła mi kiedyś wybaczać fakt, że ją zostawiłam. Gdy już będzie rozumieć, powiedz jej proszę, że bardzo ją kochałam.


Pewnie zastanawiasz się teraz dlaczego to zrobiłam. Zabiła mnie miłość do Ciebie. Miłość, która nigdy nie powinna była się zrodzić, bo przecież wiedziałam o wszystkim od samego początku, zgodziłam się na ten układ. Ten układ był moim wybawieniem, ale i moim przekleństwem. Tak, jak moim przekleństwem okazała się miłość do Ciebie. Nie potrafiłam już tak żyć i nie chciałam. Byłam w stanie znieść wiele, ale w pewnym momencie po prostu przestałam wytrzymywać. Nie wyrzucaj sobie, że nic nie zauważyłeś, że mogłeś coś zrobić. Nie mogłeś. I tak nie potrafiłbyś mnie pokochać. Miałam świadomość, że dla ciebie zawsze będę przyjaciółką i nie mam ci tego za złe. To wszystko zaszło za daleko, zbyt się skomplikowało. Nie potrafilibyśmy już tego rozplątać. Bardzo starałam się ukryć moją miłość i moje cierpienie i chyba mi się udawało. Śmiałam się do ciebie, a za chwilę płakałam w poduszkę. Dzielnie odpierałam ataki dziennikarzy, którzy pytali o wasze zdjęcia. Bez zająknięcia i z udawanym uśmiechem powtarzałam ‘chce pan mnie obrazić? Spodziewamy się z mężem dziecka’. Kłamałam im prosto w oczy. Dla Ciebie. A najgorszy był wieczór, kiedy przedstawiłeś mi Michała. Wyłam z rozpaczy wiedząc, że nawet nie jestem dla niego konkurencją. Popełniłam błąd Marku, godząc się na ten układ i zapłaciłam za to wysoką cenę.


Pamiętasz, jak przed decyzją o wyjeździe do kliniki rozmawialiśmy o przyszłości, o tym, czy powiemy dziecku prawdę? Mam nadzieję, że się z tego nie wycofasz. Chcę, by nasza córka wiedziała o wszystkim od początku do końca. Ma do tego prawo. Nie można stale żyć w zakłamaniu, Marku. Czas się odważyć i stawić czoła rzeczywistości. To tyczy się także Twoich rodziców. Musisz w końcu powiedzieć im prawdę. Nie możesz całe życie uciekać.

Bądź szczęśliwy Marku! Zrób wszystko, by nasza córka o mnie nie zapomniała.

Twoja na zawsze, Ula’

Krzyczał z rozpaczy. Mógł sobie pozwolić na krzyk i łzy. Jego matka zabrała Julię do siebie chwilę przed przyjazdem pracowników zakładu pogrzebowego. Dobrzańska była wstrząśnięta tą sytuacją. Wiedział, że śmierć Uli to wynik jego strachu i głupoty. Nie ważne co mówiła. To on ją zabił i będzie musiał z tą świadomością żyć do końca życia. Wypił dwa kieliszki wódki chcąc się nieco uspokoić. Alkohol nie przyniósł ukojenia. Przepłakał całą noc. Odbierając córkę koło południa wypowiedział do rodziców tylko jedno zdanie ‘Po pogrzebie muszę z wami poważnie porozmawiać’.
Na warszawskich Powązkach zgromadziło się ledwie kilka osób. Nie miała znajomych, przyjaciół. Wiedział, że to jego wina i efekt ich tajemnicy. Kilkoro jego znajomych, jego rodzice wraz z Honoratą, ich gospodynią i Michał, który stał z tyłu. Nie informował ludzi z firmy. Ula nie chciałaby sensacji na swoim pogrzebie. Stał nad trumną Uli z Julią na rękach. Nie płakała. Rozglądała się zaciekawiona. Nie rozumiała, że właśnie straciła matkę. Kolejne łzy spływały po jego policzku, gdy patrzył w błękitne oczy córki. Oczy, które odziedziczyła po matce.
- Możesz zabrać Julkę do ogrodu? – zapytał gosposi, gdy chwilę po czternastej przekroczył próg domu Dobrzańskich. Rodzice już dawno czekali na niego w salonie. Jako ostatni opuścił teren cmentarza.
- Możesz nam to wreszcie wszystko wyjaśnić? – zapytał dość ostro Krzysztof, gdy usiadł na skórzanym fotelu w kolorze kości słoniowej – Motywy samobójstwa twojej żony to dla nas wciąż wielka zagadka. Wydawało się, że wam się układa, więc co się stało?
- To moja wina – zaczął płaczliwym głosem – To ja ją zabiłem – spuścił głowę
- Słucham? – zapytała milcząca dotąd Helena
- To wszystko było kłamstwo. Nasze małżeństwo, ciąża. Julia jest moją córką, ale skorzystaliśmy z pomocy kliniki. Ula tak naprawdę nigdy nie była moją żoną. Nie kochałem jej, nie sypialiśmy razem – nabrał powietrza do płuc – To był układ. Jestem gejem.
- Co? – bąknął zszokowany Krzysztof, który ledwo oddychał
- Bałem się wam o tym powiedzieć, więc zmyśliłem tę cholerną historyjkę. Naciskaliście na ślub, na to, żebym się ustatkował. Spotkałem Ulę, gdy była na życiowym zakręcie. Jej wieloletni partner zginął w wypadku samochodowym. Nie miała gdzie się podziać, była rozchwiana emocjonalnie. Zaproponowałem jej pomoc, a później układ. Miała udawać moją żonę, a ja miałem mieć święty spokój. Wykorzystałem ją – rozpłakał się – Zabił ją mój strach, moje tchórzostwo. Bałem się być tym, kim jestem. Za dwa miesiące minie rok odkąd jestem w związku z Michałem. Był dzisiaj na pogrzebie. Ula o tym wiedziała. Kochała mnie - wyszeptał
- Masz świadomość, do czego doprowadziłeś? – zagrzmiał Krzysztof – Twoje tchórzostwo pchnęło młodą kobietę do takiego czynu. Czy ty wiesz, jak ona musiała się w tym wszystkim czuć? Czy choć przez chwilę pomyślałeś o niej, o Julii? Co jej powiesz? Że tatuś jest gejem, ale chciał mieć żonę i dziecko, żeby prasa się nie czepiała? Żeby zadowolić jej dziadków? Powiesz jej, że niegdyś nie kochałeś jej matki? Jak ty sobie wyobrażasz dalsze życie? Masz zamiar wychować moją wnuczkę z tym swoim Michałem? On ma zastąpić jej Ulę? – krzyknął – Wynoś się z mojego domu! 

Miał świadomość, że swoją głupotą i strachem skrzywdził wiele osób. Począwszy od rodziców, przez Julię, ale najbardziej skrzywdził Ulę. I będzie musiał to brzemię nieść przez całe życie.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

'Układ' III

Podczas kilku spotkań z matką w kolejnych tygodniach zaczął przebąkiwać, że między nim a Ulą zaczyna coś zaiskrzyć. Absolutnie nie chciał się wdawać w dyskusję, nie chciał zdradzać szczegółów. Na wszelkie pytania matki odpowiadał, że to jego życie, ich związek i ich prywatność. Miał jednak świadomość, że na samych opowiastkach się nie skończy, a rodzice w końcu będą chcieli zaprosić ich razem na przyjęcie. Niespełna dwa tygodnie później matka zadzwoniła z zaproszeniem na niedzielny obiad.
- Nic się nie martw – uspokajał spiętą Cieplakównę w drodze do willi rodziców – Historię naszej wielkiej miłości biorę na siebie. Zresztą wątpię by byli tak mało taktowni i dopytywali o szczegóły naszego związku. O swojej rodzinie powiedz im co chcesz – posłała mu blady uśmiech
Dobrzańscy powitali ich w hallu.
- Miło mi panią poznać – uśmiechnął się ciepło Krzysztof, choć jego wzrok przenikał ją na wskroś
- My de facto już się znamy. Studiowaliśmy razem z Markiem. Swego czasu często bywałam w państwa domu. I proszę mi mówić po imieniu  
- Naprawdę? – zdziwił się – W takim razie bardzo się zmieniłaś. Na korzyść oczywiście. Zapraszamy do jadalni. Stasia zaraz poda dania. Przygotowała prawdziwą ucztę. Niecodziennie mamy okazję podejmować wybrankę naszego syna
- Tato – znacząco chrząknął Marek starając się zakończyć tę dyskusję. Splótł ich dłonie i poprowadził w stronę stołu.
Posiłek przebiegał w nieco sztywnej atmosferze. Ula starała się być uprzejma i nie dawać po sobie znać, jak bardzo jest skrępowana. Panowie głównie rozmawiali o zbliżającym się jesiennym pokazie. Helena zagadywała Ulę na temat balu charytatywnego, którego  była główną organizatorką. Po długich namowach zgodziła się pomóc przyszłej teściowej w organizacji eventu. Na poobiednią kawę przenieśli się do ogrodu. Marek nie odstępował jej na krok. Co chwilę wykonywał w jej kierunku intymne gesty. Całował w skroń albo policzek, splatał ich palce, gładził kciukiem wierzch dłoni. Posyłał jej również czułe spojrzenia. Był świetnym aktorem.
- Czym się zajmowałaś po skończeniu studiów? Tak nagle zniknęłaś z życia Marka – zagadnęła w pewnym momencie Helena. Ula w tej samej chwili zesztywniała. Właśnie tego się obawiała. Dobrzański mocniej ścisnął jej dłoń dodając jej tym samym otuchy
- Wyjechałam do Londynu na staż. Zaproponowali mi później bardzo korzystne warunki pracy. Zostałam najpierw na rok, a później na dłużej.
- Rodzina nie miała nic przeciwko? – dociekała
- Mama zmarła na nowotwór gdy byłam jeszcze w liceum. Wyjeżdżając zostawiłam w Polsce ojca i brata. Dwa lata po moim wyjeździe zginęli w wypadku samochodowym – skłamała. Musiała coś wymyślić by zakończyć temat jej rodziny. Miała niemal pewność, że Dobrzańscy bardzo chcieliby poznać Cieplaków – Nie miałam powodów, żeby wracać, jednak w ubiegłym roku zaczęłam tęsknić za Polską. Złożyłam wymówienie i w kilka tygodni znalazłam się w Warszawie. Wyjechałam nad morze na krótki urlop i tam spotkałam Marka – zatonęła w szarym spojrzeniu bruneta. Posłał jej uroczy uśmiech by po chwili, ku jej ogromnemu zaskoczeniu, krótko musnąć jej usta. Po tym incydencie dość szybko opuścili Konstancin. W drodze powrotnej niewiele rozmawiali. Ulka była wykończona stresem, który jej towarzyszył przez całe spotkanie. Postanowił jej nie męczyć rozmową. Krótko podziękował jej za teatrzyk, który wspólnie odstawili. Posłała mu blady uśmiech i pogrążyła się w swoich myślach.

Pokaz zbliżał się wielkimi krokami. Miała mu towarzyszyć jako oficjalna partnerka. Cztery dni przed planowanym wielkim wieczorem w Łazienkach zadzwoniła do niego matka z prośbą, by następnego dnia przyjechał do niej prosto po pracy. Doskonale domyślał się, o co może jej chodzić. Wiedział, że podaruje mu pierścionek zaręczynowy, który był w rodzinie Dobrzańskich od trzech pokoleń. Nie zamierzał narażać Ulki na taki stres i zgodnie z sugestią rodziców oświadczać się podczas pokazu. Uprzedził nieco działania matki. Jeszcze tego samego dnia pojechał do salonu jubilerskiego po pierścionek. Po kolacji położył przed Ulą małe pudełeczko w kształcie serca.
- Otwórz – poprosił, gdy spojrzała na niego zaskoczona – Mam nadzieję, że ci się spodoba – niepewnie chwyciła przedmiot i już po chwili jej oczom ukazał się pierścionek z białego złota z niewielkim błękitnym kamieniem – Będzie się pięknie komponował z twoimi oczami
- Rozumiem, że to nasz pierścionek zaręczynowy – powiedziała z nutą goryczy. Coraz częściej zastanawiała się, czy ten układ to jednak dobre wyjście. Na własne życzenie pakowała się w dziwną relację, która z każdym dniem budziła nowe wątpliwości. Marzyła, by dostać kiedyś taki pierścionek od Davida. Nie doczekała się. Teraz otrzymała go od innego człowieka, jednak nie był on zapowiedzią szczęśliwej rodziny i miłosnej sielanki
- Tak – powiedział zdecydowanie – Matka ściąga mnie jutro do Konstancina. Podejrzewam, że chce, bym oświadczył ci się podczas pokazu. Chcę nam tego zaoszczędzić. Postawię ją przed faktem dokonanym. Powiemy, że oświadczyłem ci się w minioną niedzielę podczas romantycznej kolacji w ogrodzie, a tę radosną nowinę mieliśmy ogłosić podczas rodzinnego spotkania po pokazie – wsunął jej krążek na palec i złożył na dłoni krótki pocałunek – Przyszła pani Dobrzańska – uśmiechnął się tajemniczo mrużąc przy tym lekko prawe oko – Jutro pomyślimy co ze ślubem. Trzeba coś ustalić tak, by moi rodzice nie mieli wielkiego pola ruchu. A teraz bardzo cię przepraszam – spojrzał na zegarek – ale muszę wyskoczyć na dwie godziny. Jakby dzwoniła moja matka, jestem na basenie.
Pokaz był niemal drogą przez mękę. Dobrzańscy wszystkim po kolei chwalili się, że ich jedynak wreszcie się zaręczył, z dumą prezentując przyszłą synową. Jak się okazało, była dla nich idealną kandydatką, a dzięki temu szybko wybaczyli Markowi te ciche zaręczyny bez rozgłosu. Ula była piękna, inteligentna i skromna. W mniemaniu Krzysztofa idealna, by wejść do ich rodziny. Przez pierwszą godzinę bankietu zorganizowanego po pokazie uścisnęła kilkadziesiąt dłoni, ze sztucznym uśmiechem przyjmując gratulacje. Nie pamiętała imion większości poznanych osób. Pamiętała jedynie zawistne spojrzenia kilku modelek, które nie kryły zaskoczenia, iż Dobrzański został usidlony. Miała dość. Wyszła z lampką wina i usiadła na ławce tuż przed Starą Pomarańczarnią. Po kwadransie dołączył do niej Marek. 
- Wszędzie cię szukałem – dosiadł się
- Musiałam odetchnąć. Mam już dość tych gratulacji, pytań o datę ślubu i dzieci – spojrzał na nią z troską
- Przepraszam – szepnął – domyślam się, ile cię to kosztuje. Poczekaj tu na mnie sekundę. Powiem rodzicom, że źle się czujesz i pojedziemy do domu. Ja szczerze mówiąc też jestem już zmęczony gratulacjami od ludzi, których widzę pierwszy raz na oczy. Rodzice zaprosili chyba pół miasta. Zaraz wracam – wrócił do budynku.

- Kochani, to kiedy ślub? – dociekała Helena podczas jednego z popołudniowych spotkań
- Nie spieszymy się z tym – odparł Marek chcąc zakończyć niewygodny dla obojga temat
- Marku, uważam, że mimo wszystko czas już zacząć coś planować. Terminy w pałacyku, w którym wesele miały dzieci Zamoyskich są kilkunastomiesięczne. A nie chcecie mieć chyba wesela w środku tygodnia
- A kto ci powiedział, że my chcemy mieć wesele właśnie tam? – lekko się oburzył
- To jest najbardziej odpowiednie miejsce w okolicy – odezwał się milczący dotąd Krzysztof – chyba nie zamierzasz organizować przyjęcia w pierwszej lepszej sali. Nasi goście nie będą się bawić w jakiejś drobnomieszczańskiej salce na sto osób – Ula smutno spojrzała na Marka. Było jej go szkoda. Podczas tych kilku miesięcy, podczas których pojawiała się u jego boku jako partnerka, a teraz narzeczona, kilkanaście razy była świadkiem podobnych sytuacji.
- Wasi goście? – zdziwił się Marek – A to wy bierzecie ślub, czy my? – zdenerwował się
- Bardzo cię proszę synu, nie unoś głosu – kategorycznie zagrzmiał Krzysztof – Jesteś naszym jedynym dzieckiem i twój ślub nie może być zwyczajny
- Jak sam powiedziałeś, to jest mój ślub. A w zasadzie nasz – spojrzał na Ulę – i pozwól, że sami będziemy decydować jak będzie wyglądał. Pragnę cię poinformować, że nie zamierzam zaprosić pół miasta. Już podczas pokazu oboje z Ulą przyjmowaliśmy gratulacje z okazji zaręczyn od osób, które nawet nie wiem, jak się nazywają. Planujemy uroczystość w gronie najbliższych, bez tego medialnego zadęcia.
- Marek! – włączyła się Helena. Junior nie zamierzał dalej ciągnąć tej dyskusji
- Ula, zbieraj się, wychodzimy – wstał i nie czekając na narzeczoną ruszył w kierunku drzwi
- Marek, jeszcze nie skończyliśmy rozmowy – rzucił za nim senior
- Ja skończyłem – odparł i wyszedł przed dom, gdzie czekał na Cieplakównę
- Dobranoc – szepnęła i skierowała się do wyjścia

Od momentu ich zaręczyn prasa prześcigała się w coraz to nowszych spekulacjach na temat daty i miejsca ich ślubu. Zdarzały się takie dni, kiedy paparazzi śledzili każdy ich krok. Planowany ślub Marka Dobrzańskiego był niewątpliwie wydarzeniem roku. Ula była tym zmęczona. Starał się ją chronić przez medialnymi atakami, ale nie zawsze mu się to udawało. Cichy ślub postanowili zorganizować na początku grudnia. Miało być bez prasy, bez tabunów gości, z dala od Warszawy. Konflikt na linii rodzice-syn trwał w najlepsze. Dobrzańscy nie przyjmowali do wiadomości, że nie zaproszą na wesele całej warszawskiej śmietanki. Marek uznał, że postawi na swoim. Ten ślub miał być pierwszym rokiem do samodzielnego życia. Osobiście zajął się organizacją wszystkiego i bardzo dbał o to, by nic nie wyciekło do prasy. Związek małżeński mieli zawrzeć w Urzędzie Stanu Cywilnego w Zakopanem dwunastego grudnia w piątek. Towarzyszyć im mieli najbliżsi przyjaciele Marka. Dwójka osób, która jednocześnie miała być świadkami. Postanowił, iż rodzicom powie, iż wyjeżdżają przed świętami na narty, a po powrocie postawi ich przed faktem dokonanym. Wiedział, że będę oburzeni. Spodziewał się ostentacyjnego ignorowania, a nawet furii ojca. Jednak musiał postawić na swoim.

Dwa tygodnie przed ślubem trzy kwadranse przed dwudziestą zbiegł z dębowych schodów w swojej ulubionej koszuli i ciemnych jeansach.
- Wychodzę, nie czekaj na mnie – rzucił do czytającej na sofie w salonie Uli. Obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem. Wyglądał idealnie.
- Randka? – zapytała, a słowo, które padło z jej ust spowodowało ukłucie w sercu. Roześmiał się serdecznie
- Chyba już jestem za stary na randki. Zwykle spotkanie. Rozmowa przy butelce wina. Zresztą znamy się ledwie kilka dni. Wrócę późno. Nie chcę, żebyś się martwiła. I bądź spokojna, będę ostrożny. Nie chcę narazić cię na ataki ze strony prasy. Nie idziemy nigdzie na miasto
- Dobrej zabawy – uśmiechnęła się blado. Gdy zamknęły się za nim drzwi rzuciła książkę na stolik. Była na siebie wściekła

sobota, 2 sierpnia 2014

'Układ' II

Siedzieli obok siebie w ciszy. Od dwudziestu minut, od momentu, w którym się do niej dosiadł, nie odezwała się słowem. Nie chciał naciskać, nie chciał jej zmuszać do zwierzeń. Wiedział, że gdy będzie gotowa sama mu powie. Póki co chciał z nią być, by dać jej poczucie, że nie jest sama i jeśli tylko zechce znajdzie w nim wsparcie.
- W Polsce jestem od kilku tygodni – odpowiedziała wreszcie na pytanie, które zadał tuż po swoim przyjściu – bardzo szybko trafiłam tutaj. Leczę depresję – szepnęła. Objął ją ramieniem i pogładził plecy – Nie wiem, co będzie dalej, nie wiem, jak będę żyć, gdy stąd wyjdę. Nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc – delikatnie chwycił jej podbródek i zmusił, by spojrzała mu w oczy
- Masz mnie i zawsze możesz na mnie liczyć- zapewnił – Ula, to że spotkaliśmy się tutaj i właśnie teraz to nie jest przypadek. Co się z tobą działo przez te wszystkie lata?
- Gdy wyjechałam wtedy na staż do Londynu poznałam Davida. Był ode mnie starszy dwanaście lat, rozwiedziony, z dwójką dzieci. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Byłam z nim bardzo szczęśliwa, ale ten związek oznaczał zerwanie kontaktów z rodziną. Ojciec nie chciał zaakceptować, że jestem z człowiekiem z przeszłością, na dodatek starszym. Postawił mi warunek, albo wracam do Polski i rozstaję się z Davidem, albo nie jestem już jego córką – mówiła, a w jej oczach gromadziły się łzy. Był zaskoczony. Miał okazję poznać Józefa i nigdy by nie przypuszczał, że postawi córce taki warunek  – Wybrałam miłość. Nie mogliśmy się pobrać, bo sprawa o podział majątku z byłą żoną jeszcze nie była zakończona. Po jakimś czasie chciałam mieć z nim dziecko. Nie chciał się zgodzić, mimo tego, iż wiem, że bardzo mnie kochał. Mówił, że ma już dwójkę i to wystarczy. Z Gordonem i Emmą nawiązałam dobry kontakt. To w gruncie rzeczy były jeszcze małe dzieci. On ma teraz dwanaście lat, ona siedem. Nawet mnie polubiły. David był całym moim światem. Postawiłam wszystko na miłość i zapłaciłam za to ogromną cenę. Nie mam rodziny, przyjaciół, pracy. Zimą ubiegłego roku David wracał z negocjacji z Edynburga. Pogoda była fatalna. W wypadku samochodowym zginął na miejscu – jej ciałem wstrząsnął szloch. Mocniej przytulił ją do siebie – nawet nie mogłam go pochować. Nie byłam nikim z rodziny. Ceremonią zajęła się jego była żona. Ja na pogrzebie czułam się jak intruz wytykana palcami przez całą rodzinę. Kilka dni później Kate zajęła się jego majątkiem. Nawet nie odczekała okresu żałoby – gorzko zaśmiała się pod nosem – jedynymi spadkobiercami firmy, domu i reszty majątku zostały jego dzieci. Z uwagi na to, że nie są pełnoletnie, przez najbliższe lata zarządzać nim będzie Kate. Dała mi miesiąc na opuszczenie domu, w którym mieszkałam z Davidem przez ostatnie pięć lat, który kupił po rozwodzie. Zabrała mi wszystko, samochód, biżuterię, zabrała mi nawet złotą zawieszkę w kształcie serca, którą podarował mi na naszą trzecią rocznicę. W środku było jego zdjęcie. Nie chciała słuchać, że to prezent. Dla niej liczyła się tylko wartość tego drobiazgu. Nie pozwoliła zatrzymać mi nic, co będzie mi go przypominało. Jedyne co mi pozostało, to wspomnienia. W tym samym tygodniu, kiedy odbył się pogrzeb zwolnili mnie z pracy. Pracowałam w firmie Davida. Jego obowiązki przejął Anthony, jego zastępca, przyjaciel i obecny partner Kate. Na jej życzenie wręczył mi wypowiedzenie. W ciągu kilkunastu dni zostałam sama, bez pracy i dachu nad głową. Wróciłam do Polski w kwietniu. Nie potrafiłam żyć w Londynie. Każda mijana knajpa, park, sklep przypominał mi o Davidzie. Nie mogłam pojechać do Rysiowa. Ojciec mi mówił, że ten związek źle się dla mnie skończy. Nie zrozumiałby. Zatrzymałam się u mojej kuzynki w Bydgoszczy. Ale nie potrafiłam poukładać sobie życia na nowo, poradzić sobie z jego stratą. Potrzebowałam pomocy i trafiłam tutaj – po raz kolejny tego popołudnia szloch wstrząsnął jej ciałem
- Ciiii – szeptał w jej włosy, uspokajająco gładząc po plecach – wszystko będzie dobrze, wszystko się jakoś ułoży. Davida już nie ma, ale twoje życie toczy się dalej. Musisz znaleźć w sobie siłę. A ja ci w tym pomogę. Nigdy już nie będziesz sama, bo masz mnie – była mu wdzięczna. Odzyskała przyjaciela, którego tak bardzo teraz potrzebowała.
Spotykali się regularnie każdego dnia. Chodzili na długie spacery brzegiem morza albo siedzieli w kawiarni, gdy pogoda była deszczowa. Ula nieco oderwała się od swoich problemów słuchając opowieści o życiu Marka. Niewiele się u niego zmieniło. Jego stosunki z ojcem wciąż nie były najlepsze.
- On wciąż chce kierować moim życiem. Godziłem się na to mając dziesięć, dwadzieścia lat, ale teraz chcę żyć po swojemu, a nie mogę – skarżył się podczas jednej z popołudniowych kaw.
- Może szczera rozmowa by coś zmieniła – spojrzała na niego z troską. Odkąd spotkała go na plaży jej życie odrobinę zmieniło się na lepsze. Spędzone w jego towarzystwie godziny dawały jej wiele radości. Podświadomie tęskniła za nim wiele lat.
- Ty chyba naprawdę nie pamiętasz jaki jest mój ojciec. Każdą rozmowę, która zbacza na niewygodne dla niego tory ucina jednym zdaniem. Zawsze starałem się sprostać jego oczekiwaniom. Chciał, bym skończył SGH, skończyłem, bym pracował w FD, pracuję, mimo, iż doskonale wiesz, że chciałem być architektem. Podporządkowałem się by mieć spokój, by w pewnym momencie, gdy spełnię jego oczekiwania pozwolił mi żyć normalnie. Bym mógł sam o sobie decydować. Nic z tego – rzekł zrezygnowany – Kilkanaście dni temu podczas niedzielnego obiadu jasno i dobitnie zakomunikował mi wraz z matką, że mam już trzydzieści jeden lat i czas najwyższy, bym się ożenił – wywrócił oczami – Czekaj, jak to było…. Synu, Tomek Kostrzewski się żeni we wrześniu, córka Mikołajczyków wychodzi za mąż na wiosnę, a syn Rymkiewiczów w grudniu zostanie ojcem, a w marcu bierze ślub. Oni są wszyscy od ciebie młodsi. My naprawdę z mamą nie wiemy dlaczego ty nie możesz się ustatkować. Co my mamy mówić znajomym? Czas, żebyś dorósł i się ożenił! To było mniej więcej powiedziane takim tonem – wyjaśnił Ulce – I oczywiście wciąż ojciec nie może przeżyć, że Paula nie zostanie jego synową. Wypomina mi to przy każdej możliwej okazji – podkreślił
- Wciąż nie znają powodów waszego rozstania? – bardziej stwierdziła, niż zapytała. Pokiwał przecząco głową
- Ojciec by tego nie zrozumiał. Nawet nie miałem po co zaczynać tej rozmowy – machnął ręką
- Marek, przyjdzie taki moment, że będziesz musiał mu powiedzieć
- A on wtedy uzna, że mam wypaczone poczucie humoru. Nie, nie, nie – westchnął - Ta rozmowa nie jest na moje nerwy. Zresztą na ojca też. Później będzie mi wyrzucał, że jego problemy z sercem to moja wina. Matka będzie miała do mnie pretensję.
- Co zamierzasz? – dociekała – Wiesz, że on teraz nie spocznie, dopóki cię nie ożeni.
- Przyjechałem tutaj by znaleźć jakieś rozwiązanie i szczerze mówiąc nic nie wymyśliłem. Chciałbym z nim porozmawiać, ale boję się. Jestem zwykłym tchórzem – powiedział gorzko, nerwowo zagryzając dolną wargę – gorzej będzie, jak ojciec sam zacznie mi szukać kandydatki na żonę. Już sobie wyobrażam ten casting na panią Dobrzańską, która będzie najlepiej pasować do rodziny. Całe szczęście, że dziewczyn, z którymi pojawiałem się na pokazach nie traktował w kategoriach potencjalnej synowej i nie przeprowadzał im testu na inteligencję. Póki co traktował to w kategoriach przygodnych znajomości i darował sobie komentarze na ich temat. No nic – wciągnął głośno powietrze – zobaczymy, jak to się ułoży. Póki co, wracasz ze mną do Warszawy w czwartek. Zamieszkasz u mnie. Dom jest duży, mieszkam w nim sam, wprowadzisz do niego trochę życia. Przynajmniej będzie mnie komu witać po przyjściu z pracy – posłał jej czarujący uśmiech – do tej pory robił to pies sąsiadów. W międzyczasie pomyślimy o jakiejś pracy. Staniesz na nogi.
- Dziękuję – szepnęła tonąc w jego szarych oczach. W ciągu ostatnich kilkunastu dni okazał jej wiele serca. Od nikogo wcześniej nie otrzymała tak wielkiego wsparcia. Nawet jej kuzynka, gdy stanęła w jej drzwiach zapłakana, nie potrafiła po prostu jej przygarnąć i przytulić do siebie. Dobrzański bez problemu odczytywał jej potrzeby. Nawet nie musiała mu nic mówić, o nic prosić. Miał rację, mówiąc kiedyś, że łączy ich porozumienie dusz.

-Sympatyczna dziewczyna – odezwała się Helena, gdy Marek odwoził ją do domu po jej niezapowiedzianej wizycie
- Owszem. Jest dla mnie bardzo ważna – odpowiedział nie odrywając wzroku od drogi
- Czy między wami… - chciała dokończyć, ale nie pozwolił jej
- Nie – rzekł stanowczo – To moja przyjaciółka
- Z którą mieszkasz – podkreśliła – To pierwsza kobieta, którą na dłużej wpuściłeś do swojego domu
- Która mieszka u mnie – wyjaśnił – Przechodzi teraz trudny okres w swoim życiu. Pomagam jej – wyjaśnił i tym samym zakończył dyskusję. Nie miał ochoty na dalszą polemikę z matką.

-Ula, chodź do mnie na chwilę – krzyknął z salonu, gdy usłyszał, że drzwi wejściowe się otworzyły. Często wieczorami odbywała godzinne spacery po okolicy. Obrzeża Warszawy zachwycały ciszą i spokojem, którego nade wszystko teraz potrzebowała. Mieszkali razem prawie dwa miesiące. Ula zaczęła powoli stawać na nogi. Marek zapewnił jej cotygodniowe sesje u psychologa i dach nad głową. Z oszczędności, które przywiozła z Wysp dorzucała się do utrzymania, co wywoływało jego protesty. Postanowiła, iż od września zacznie szukać pracy – Usiądź, chcę z tobą porozmawiać – zaczął poważnym tonem. Widziała na jego twarzy skupienie, ale i cień obawy – Chciałbym, żebyś wysłuchała mnie do końca. Ja zdaję sobie sprawę, jak zabrzmi to, co za chwilę powiem, ale w chwili obecnej wydaje mi się to najrozsądniejszym wyjściem, na którym oboje skorzystamy – westchnął przypominając sobie po raz enty rozmowę z matką - Ula, weźmy ślub – powiedział prosto z mostu. Jej oczy były teraz wielkości pięciozłotowej monety. Pokiwała głową z niedowierzaniem – Zapewnie ci najlepsze warunki. Niczego ci nie zabraknie. Będziesz miała spokój i dostatnie życie – wyliczał - Jeśli będziesz chciała, znajdziemy ci pracę, jeśli nie, nie musisz pracować. Jako twój mąż wezmę wszystko na siebie. Jeśli podejmiesz decyzję, że nie dasz rady dłużej tego ciągnąć, albo w pewnym momencie poznasz kogoś wartego twojej uwagi, obiecuję, że rozwiedziemy się w krótkim czasie. Zabezpieczę cię. Ja pomogę tobie, a ty mnie. Tym ślubem zamknę usta rodzicom. Wiem, że potrzebujesz czasu na zastanowienie. Nie będę naciskał. Proszę jedynie, byś to przemyślała – spojrzał na nią z nadzieją. Wstał i ruszył do swojego gabinetu.
- Zgadzam się – usłyszał