B

piątek, 29 listopada 2013

'Za późno' V 'ekstra'

Z wielką miłością pogłaskała swój ciążowy brzuch. Gdyby w tym momencie zobaczyła ją Violetta z pewnością rzuciłaby komentarz w stylu ‘wyglądasz jak wieloryb’. Ona nie myślała o tym, jak w tej chwili wygląda. Najważniejsze było to, że rozwijają się w niej dwa nowe życia. Jej skarby. Nie mogła się doczekać momentu porodu. Wiedziała, że tym razem będzie inaczej. Zupełnie inaczej. Że tym razem z nią będzie. Będzie trzymał za rękę, uspokajał, szeptał jaka jest dzielna. Nie będzie sama na tej ogromnej, pustej i surowej sali porodowej.
Do pokoju wsunęła się męska postać. Uśmiechnęła się do niego promiennie. Stał przed nią człowiek, który dawał jej szczęście, który był jej oparciem, który był jej uzupełnieniem.
- Jadę na zakupy. Po drodze zabiorę naszą małą księżniczkę. Jakieś specjalne życzenia? – spytał i z czułością zaczął gładzić brzuch, w którym rozwijali się jego synowie
- Yhymm – mruknęła – Lody czekoladowe – zaśmiał się - W ogromnych ilościach – kiwnął głową, dając jej znak, że przyjął jej polecenie do wykonania – Kocham cię – rzuciła za nim, gdy mijał drzwi ich sypialni
- Wiem – odparł z błyskiem w oku i posłał jej powietrznego buziaka. Po chwili usłyszała dźwięk zamykanych drzwi.
Ostatnio coraz częściej powracała pamięcią do wydarzeń sprzed dwóch lat. Miała wiele czasu na przemyślenia. Teraz, z perspektywy czasu, miała świadomość, że popełniła wiele błędów, że zraniła wiele ważnych dla niej osób, że wtedy powinna załatwić to inaczej, lepiej. Jeśli w ogóle można wyjść z tak patowej sytuacji w mniej bolesny sposób. Trójkąty są trudne. Doświadczyła tego na własnej skórze. Ale nie żałowała. Mimo wszystko nie żałowała.  

Od dwóch dni nie wychodziła z sypialni. Płakała. Brakowało jej łez i tchu, a jednak nie potrafiła przestać. Nad czym płakała? Nad swoim życiem, nad decyzją, którą podęła, nad przyszłością? Nie wiedziała, czy to, co postanowiła jest słuszne. Niełatwo było to ocenić. W tym momencie wydawało jej się, że tak trzeba, że nie ma prawa postępować inaczej. Miała jednak świadomość, że wraz z tamtą rozmową w parku, zamknął się pewien etap jej życia. Zamknęła drzwi, których już nigdy nie otworzy. I chyba właśnie nad tym najbardziej płakała. Słowami ‘to koniec’ przekreśliła ich związek, który tak naprawdę na dobre jeszcze się nie zaczął. Przecież wtedy, tam w Amsterdamie, była pewna, że chce z nim być. Tylko z nim, pomimo wszystko. Wiedziała, że zrani Piotra, nie miała pewności czy z Markiem jej się uda, a jednak chciała zaryzykować. Ale było już za późno. Była w ciąży, a ojcem jej dziecka był Piotr. Nachodziły ją myśli, że gdyby to dziecko się nie pojawiło, gdyby jednak Marek był jego ojcem, jej życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Karciła się w myślach. Przecież ta mała istotka nie jest niczemu winna. To, co się teraz z nią działo, to efekt jej błędnych decyzji. Tylko jej. To jej wina! Musi się wziąć w garść, bo inaczej nie będzie potrafiła być dobrą matką, upatrując w tym dziecku, powodów swojego nieszczęścia. Nieszczęścia? Przecież kocha męża! Owszem. Ale nie tak, jak Marka. Znów zalała się łzami. To jej decyzja. Tylko jej. To ona zadecydowała za ich trójkę, a w zasadzie czwórkę.

Piotr oszalał z radości. Chciał rozmawiać z nią o powiększeniu rodziny. To były tylko takie nieśmiałe plany, które zrealizowały się szybciej, niż przypuszczał. Był szczęśliwy. Sam unosił się kilka centymetrów nad ziemią. A ona ciągle płakała. Nie potrafił tego zrozumieć. Próbował rozmawiać, ale uparcie milczała lub zbywała go w dość agresywny sposób. Początkowo jej zachowanie zrzucał na karb szalejących hormonów, ale później zaczęło do niego docierać, że coś jest nie tak. Dziwił się również, że zdecydowała się odejść z pracy. Przecież nie było takiej potrzeby. Było jeszcze za wcześnie. Sam by ją namawiał, ale w jakimś szóstym, czy siódmym miesiącu. Nie rozumiał jej. Twierdziła, że praca jest dla niej ważna, że realizuje się w FD, że bycie prezesem tak dużej firmy daje jej satysfakcję. Nie odeszła nawet, gdy wrócił Marek… A teraz z dnia na dzień złożyła rezygnację, bo jest w ciąży. Zwolniła się po to, by zamknąć się w domu i płakać. Nic z tego nie rozumiał.

Nie potrafił już tego znieść. Jej ciągłego łkania, mokrej poduszki i tej apatii. Nie chciała jeść, nie chciała rozmawiać, nocami nie spała.

- Kochanie, co się dzieje? – zapytał pewnego wieczora, gdy zwinięta w kłębek wpatrywała się w sufit, a po jej policzkach ciekły łzy. Delikatnie dotknął jej ramienia, sprowadzając ją tym samym na ziemię. Uważnie mu się przyjrzała. Podjęła decyzję. Wybrała rodzinę. Ale wciąż zastanawiała się, czy można zbudować szczęśliwą rodzinę na kłamstwie. Im częściej zadawała sobie to pytanie, dochodziła do wniosku, że musi mu powiedzieć. Jeśli tego nie zrobi, zwariuje. Przecież ją kocha. Wybaczy jej.

- Zdradziłam cię – padło z jej ust. Zamarł. Osłupiały wpatrywał się w jej błękitne oczy. Nawet nie musiał pytać z kim. Doskonale wiedział. Miał tą cholerną świadomość, że jego żona nigdy nie zdradziłaby go z byle kim. Nie mogło być mowy o nowo poznanym kontrahencie, koledze z pracy, czy atrakcyjnym sąsiedzie, który podczas ulewy niejednokrotnie pomagał jej wnieść zakupy z bagażnika, podwoził do pracy, gdy zapomniała zatankować. Był pewny, że może przegrać tylko z Dobrzańskim. I właśnie przegrał. Tego najbardziej obawiał się, gdy spotkał go wtedy w firmie, gdy dowiedział się, że wrócił. Chciał wierzyć w to, że tamten rozdział jest dla Ulki zamknięty. Teraz miał pewność, że nie jest.

- To jego dziecko? – zapytał po chwili.

- Nie – wyszeptała cicho. Od momentu, w którym mu powiedziała, w którym się przyznała, poczuła, jakby wielki głaz spadł z jej serca. Nie potrafiłaby żyć w kłamstwie. Nie na dłuższą metę.

- Gdyby było jego nie płakałabyś od trzech dni, nie zamknęłabyś się w sypialni, nie zrezygnowałabyś z pracy – wyliczał wypranym z emocji głosem. Teraz już rozumiał jej zachowanie. Wiedział, skąd ten jej paskudny nastrój.

- Jak możesz tak mówić? – oburzyła się – Wybrałam rodzinę. Naszą rodzinę. Piotr – westchnęła przysuwając się do niego nieco i pozwalając sobie dotknąć dłonią jego policzka – Kocham cię – wyszeptała wpatrując się w jego oczy.

- Ale nie tak, jak jego – powiedział na głos słowa, które od kilku dni krążyły non stop po jej głowie – Ja nigdy nie będę w stanie ci go zastąpić – w tym momencie zrozumiała, że tak rzeczywiście jest. Sosnowski był jej bliski, bardzo bliski. Był dla niej ważny. Kochała go. Ale to Marek zajmował najważniejsze miejsce w jej sercu. Rozmowa z mężem dobitnie jej to uświadomiła – On już zawsze będzie stał pomiędzy nami – wiedziała, że jej mąż ma rację – Ja nie chcę tak żyć. Nie chcę być ciągle zdradzany – odparł z bólem. Pierwszy raz widziała w jego oczach łzy. Chciała coś powiedzieć, ale nie dał jej szansy – Nawet jeśli nie fizycznie… - szepnął ledwie słyszalnie – Wciąż będziesz za nim tęsknić i o nim marzyć. Ja nie dam rady… – płakała razem z nim.

- Przepraszam – powiedziała niemal bezgłośnie

- Za uczucia się nie przeprasza – powiedział filozoficznie, ale obojga zabolały te słowa. Poczuła ukłucie w sercu. Kilka dni temu zraniła Marka. Teraz rani Piotra. Zadała niewyobrażalny ból dwóm mężczyznom, którzy są dla niej ważni, którzy są jej bliscy. Piotr wstał z łóżka i ruszył w kierunku drzwi. Stojąc do niej tyłem, powiedział słabym głosem – W przyszłym tygodniu zajmę się rozwodem. Nie będę tego odwlekał. Chcę mieć możliwie jak najlepszy i najczęstszy kontakt z dzieckiem, mam nadzieję, że to rozumiesz – wyszedł. Miała świadomość, jak mocno go skrzywdziła. Teraz wiedziała, że decyzja, którą podjęła kilka dni temu nie była słuszna. Gdyby rozegrała to inaczej, gdyby od początku kierowała się sercem, a nie rozumem, zminimalizowałaby to cierpienie. Oszczędziłaby Marka, a i szczera rozmowa z Piotrem, może zadałaby mu mniej bólu. Zraniła ich obu. I siebie. A mimo to czuła lekką ulgę. Wiedziała, że powoli wychodzi na prostą. Pierwszy raz od kilku dni spokojnie przespała całą noc.

Z samego rana pojechała do firmy. Bała się tego spotkania. Miał prawo ją znienawidzić po tym, co powiedziała mu ostatnio, po tym, jak go potraktowała. Zdeptała jego uczucia, w ogóle się z nim nie liczyła, a teraz jedzie skomleć o jego miłość. Wiedziała, że warto o nią zawalczyć.

Zapukała cicho i szybko uchyliła drzwi. Nawet nie zwrócił uwagi, że ktoś wszedł. Siedział, wpatrując się w okno. Gęsta broda świadczyła o tym, że od kilku dni się nie golił. Przypuszczała, że od ich ostatniego spotkania.

- Marek – szepnęła, stając przed jego biurkiem. Obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem. Oczy miał podkrążone. Wiedziała, że też nie spał od kilku dni.

- Co tu robisz? – zapytał lodowatym tonem

- Wybacz mi – powiedziała szczerze, tonąc w jego oczach – Nie powinnam rezygnować z naszej miłości – w jego oczach stanęły słone krople – nie powinnam rezygnować z ciebie – westchnęła – Wiem, że to głupio zabrzmi, ale dopiero rozmowa z Piotrem uświadomiła mi, jak wielką rolę odgrywasz w moim życiu – wyszeptała przez łzy – Mój mąż pomógł mi zrozumieć, że byłeś, jesteś i będziesz dla mnie najważniejszy. Kocham cię jak nikogo innego – znów płakali oboje. Poderwał się z fotela i błyskawicznie znalazł się przy niej, zamykając jej drobną sylwetkę w swoich ramionach. We wnętrzu obojga rozlało się szczęście. 

Starła dłonią łzę, która stoczyła się po jej policzku. Ilekroć przypominała sobie wydarzenia tamtych dni, nie potrafiła zapanować nad emocjami. Była szczęściarą. Kobietą, która kocha i jest kochana. Która u swego boku ma mężczyznę wyjątkowego, którego z całą pewnością może nazwać miłością swojego życia. Była kobietą, która miała szczęście być żoną wspaniałego człowieka, który ją kochał, który dał jej prześliczną córeczkę i który był bardzo mądrym facetem z ogromną klasą. Zaśmiała się w duchu na myśl o tym, że jest chyba jedyną osobą, która tak ciepło myśli i wypowiada się o swoim byłym. Ale zasługiwał na to, jak mało kto. Zasługiwał również na szczęście, które odnalazł u boku pięknej pani chirurg. Cieszyła się, że nie jest samotny. Mimo wielu błędów przeszłości, złych chwil i negatywnych emocji, z całą pewnością mogła powiedzieć, że teraz jest dobrze. Bardzo dobrze. Miała wspaniałego partnera i cudowną córkę. Oczekiwała narodzin dwójki kolejnych dzieci. Już za miesiąc mieli powitać na świecie małych Dobrzańskich. Nie mogła się już doczekać, aż ich dom ponownie wypełni się gaworzeniem maluchów. Tworzyli prawdziwą, szczęśliwą rodzinę.
Dopiero teraz rozumiała, że na prawdziwą miłość nigdy nie jest za późno. 

DEFINITYWNY KONIEC! ;)

środa, 27 listopada 2013

'Za późno?' IV

Piotr rozentuzjazmowany opowiadał jej przy kolacji o swoim pierwszym, samodzielnym przeszczepie. Nie potrafiła się skupić na jego słowach. Od czasu do czasu posyłała mu niewyraźny uśmiech, kiwała głową ze zrozumieniem, ale kompletnie nie wiedziała, o czym jej teraz dokładnie opowiadał. Jej myśli były dużo dalej. Miała dość. Wykręcając się bólem głowy zaszyła się w sypialni. Jej nocna koszulka wciąż pachniała Dobrzańskim. Ktoś postronny nie zwróciłby nawet uwagi na ten niezbyt intensywny zapach. Ona go czuła. To ta woń, za którą tęskniła tyle miesięcy. Zaczynała wariować.

Niechętnie pojechała do firmy. Miała ochotę jeszcze przez kilka dni zostać w domu, ale wiedziała, że Piotr zacząłby pytać. Chciała uniknąć odpowiedzi i kłamania prosto w oczy. I tak było jej wystarczająco ciężko.
Cicho wsunął się do jej gabinetu. Stała tyłem do drzwi segregując dokumenty na biurku. Podszedł niezauważony i złożył delikatny pocałunek na jej szyi. Wzdrygnęła się i gwałtownie od niego odskoczyła.
- Nigdy więcej tego nie rób – niemal wysyczała przez zaciśnięte zęby, wpatrując się w szybę wychodzącą na korytarz. Na szczęście było pusto. Spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Przepraszam – powiedział spokojnie – Tęskniłem – rzekł z ujmującym uśmiechem
- Głośniej! Głośniej! Niech usłyszy cię cała firma! – nerwy zaczęły jej puszczać. Do tej pory potrafiła się opanować, ale gdy znalazł się przy niej, znów wywołał w jej wnętrzu burzę, której nie potrafiła wyciszyć.
- Co się dzieje? – wpatrywał się w nią intensywnie
- Nic. Oprócz tego, że zdradziłam męża – powiedziała stłumionym głosem – to nic się nie dzieje – nerwowym gestem poporawiła włosy
- Ja poniekąd w tej sprawie – dodał zbliżając się do niej – chciałbym porozmawiać. O przeszłości i przyszłości – celowo zaakcentował ostatnie słowo.
- Nie będę prowadzić z tobą takich dyskusji w biurze. Nikt nie może się dowiedzieć, rozumiesz?
- Dobrze. To pójdź ze mną na kawę, lunch, spacer. Gdziekolwiek – naciskał
- Nie. Na razie nie jestem gotowa na taką rozmowę. Muszę dojść do ładu sama ze sobą – przyjrzał j się badawczo i zrozumiał, że siłą nic nie ugra.
- Dobrze. Poczekam tyle, ile będziesz chciała – szepnął zrezygnowany i posłusznie wyszedł z jej gabinetu. Głośno wypuściła powietrze z płuc.

Kiedyś to jemu zarzucała, że jest obłudny, że kłamie na każdym kroku, że zdradza. Teraz robiła dokładnie tak samo. Kłamała. Tak naprawdę nie była uczciwa ani w stosunku do Piotra, ani w stosunku do Marka. Zdradziła męża i co gorsze, wcale tej zdrady nie żałowała. Nie bardzo wiedziała, co ma zrobić. Ten pocałunek wtedy w gabinecie. Sama nie wiedziała, co ją do niego pchnęło. Tęsknota, sentymenty czy miłość? Marek wciąż był dla niej ważny, bardzo ważny, ale nie mogła zapominać o Piotrze. On w tej całej sprawie był najmniej winny, a najwięcej go dotyczyło. Potrzebowała czasu. Najbliższe dni postanowiła poświęcić na pracę i ślub Sebastiana i Violetty. Później będzie zastanawiać się nad swoim życiem.
Trzymając Piotra za rękę wkroczyła do Urzędu Stanu Cywilnego na Ursynowie. Musiała przyznać, że Kubasińska wyglądała zjawiskowo. Promieniała. Sebastian również był szczęśliwy. Goście powoli zaczęli się gromadzić. Kilka osób z firmy, przyjaciele i najbliższa rodzina. Jakieś czterdzieści osób. Wreszcie go dostrzegła. Stał z boku i bacznie ją obserwował. W idealnie skrojonym, czarnym garniturze wyglądał jak marzenie. Posłał jej tęskne spojrzenie. Odwróciła głowę w stronę Piotra i zaczęła o czymś mu opowiadać. Zaczęło się. Dobrzański, wraz z przyjaciółką Violki Gośką, był świadkiem. Stał bokiem do zebranych gości. Ta pozycja dawała mu okazję do zerkania od czasu do czasu na Ulę. Skupił na niej całą swoją uwagę podczas składania przez młodych przysięgi. Zastanawiał się, czy jemu kiedykolwiek będzie dane ślubować ukochanej miłość, wierność i że jej nie opuści aż do śmierci. Czuła na sobie jego wzrok, ale pozostawała niewzruszona. Uparcie wpatrywała się w plecy Olszańskiej. Pojechali na przyjęcie weselne do pobliskiej restauracji. Zajęła się prowadzeniem dyskusji z Anią i Pshemko, z którymi siedzieli obok. Na chwilę zapomniała o Dobrzańskim. Tylko na chwilę. Tuż po posiłku rozpoczęła się zabawa. Wirowała na parkiecie w ramionach Piotra. Wciąż czuła wlepione w nią spojrzenie Dobrzańskiego. Zmęczona opadła na krzesło, by po ledwie kilku minutach usłyszeć za sobą jego głos
- Zatańczysz ze mną?- zapytał intensywnie się w nią wpatrując. Obrzuciła go przerażonym spojrzeniem. Pozostał niewzruszony – No chyba się mnie nie boisz? - Stał z wyciągniętą dłonią i bezczelnie wpatrywał się w jej oczy. Zerknęła na Piotra, który posłał jej niewyraźny uśmiech. Całując męża w policzek wstała i podążyła z Markiem na środek sali.
- Co ty wyprawiasz? – zapytała z pretensją w głosie, gdy zaczęli wirować. Był świetnym tancerzem.
- Tańczę z tobą – odparł najnormalniej w świecie, wolno sunąc dłonią po jej odsłoniętych plecach.
- Marek, proszę cię przestań się zgrywać.
- Ja się nie zgrywam – odparł poważnie – Wariuję bez ciebie – szepnął jej do ucha. Przeszedł ją dreszcz. Rzuciła wzrokiem w kierunku stolików. Piotr bacznie ich obserwował. Nieznacznie odsunęła się od Dobrzańskiego. Doskonale potrafiła udawać obojętność. Marek zerknął na nią i z bólem zaśmiał się pod nosem
- Jesteś świetną aktorką. Lepszą niż ja – spojrzał jej w oczy
- Uspokój się. Piotr nas obserwuje – wyszeptała przez zaciśnięte zęby.
- Co będzie dalej?
- Dalej? – odpowiedziała zdziwiona pytaniem na pytanie
- Z nami… - szepnął wprost do jej ucha
- Jeszcze nic nie postanowiłam - Zamilkł. Usłyszeli ostatnie takty piosenki. Bez słowa odprowadził ją do stolika i ruszył w kierunku przyjaciela. Miał ochotę się napić. Alkohol był najlepszym wyjściem w tej sytuacji.

W poniedziałkowy ranek ostentacyjnie wpadł do jej biura. Bez zbędnej zwłoki i nawet słowa przywitania stanął przed jej biurkiem z kartką papieru
- Moje podanie o dwa tygodnie urlopu – obrzuciła do zaskoczonym spojrzeniem i niemal mechanicznie złożyła swój podpis – Może przez ten czas podejmiesz decyzję, czy wolisz być z mężem, którego nie kochasz, czy ze mną.
- Skąd wiesz, że go nie kocham? – zapytała podirytowana. Zaśmiał się pod nosem
- Bo bardzo dobrze cię znam.
- Jesteś bardzo pewny siebie. Zbyt pewny – dodała po chwili. Zmarszczył brwi.
- To się jeszcze okaże – powiedział i ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się w pół kroku i ponownie stanął przed nią. Spojrzał na kartki trzymane w ręku – Aaa, i tu masz jeszcze zaproszenie na trzydniową konferencję w Amsterdamie. Przez przypadek znalazło się wśród mojej korespondencji. Radziłbym jechać. Ojciec zwykle wracał z takich eventów z kilkoma nowymi partnerami biznesowymi – podał jej kopertę i wyszedł.
Odetchnęła. Liczyła, że przez te czternaście dni jego nieobecności jakoś poukłada swoje życie. Nie dawała tego po sobie poznać, ale była w totalnej rozsypce. Pierwszy raz w życiu, tak naprawdę nie wiedziała, co ma robić, jaką decyzję podjąć i czego w życiu pragnie.  
W czwartek z ulgą spakowała walizkę.
- Zawiozę cię na lotnisko w drodze do szpitala – w drzwiach sypialni stanął Sosnowski
- Zamówiłam już taksówkę. Powinna być za kwadrans. Nie chcę byś spóźnił się na dyżur. Wiesz, że o tej porze są straszne korki.
- Jak uważasz – wzruszył ramionami. Widział, że od kilkunastu dni coś się z nią dzieje, ale nie chciała nic mu powiedzieć. Nie naciskał. Wychodził z założenia, że gdy będzie gotowa sama mu powie – Nie lubię, gdy wyjeżdżasz – posłała mu ciepłe spojrzenie
- Taka praca. Trzy dni szybko zlecą – przytuliła się do niego
- A Marek nie mógł jechać za ciebie? – na dźwięk imienia swojego… ‘no właśnie kogo? Kochanka?’ pytała samą siebie. Spięła wszystkie mięśnie.
- Marek jest na urlopie – szepnęła. Pogładził ją po plecach.
- Chciałbym z tobą porozmawiać, jak już wrócisz z tej Holandii
- O czym?
- O nas – odparł. ‘Czyżby się czegoś domyślał?’ przemknęło jej przez głowę. Odsunęła się lekko i wyczekująco wpatrywała się w jego oczy – No dobrze – westchnął – Chce porozmawiać o przyszłości – ‘Co oni do cholery wszyscy z tą przyszłością?’ – Chciałbym, żebyśmy mieli dziecko – jego słowa ją zamurowały. Co prawda jeszcze przed ślubem planowali dwójkę, ale Piotr podkreślał, że chce jeszcze poczekać nim skończy doktorat. Odchrząknęła nerwowo i zrozumiała, że jedynym wyjściem w tej sytuacji jest jak najszybsze wyjście z domu.
- O wszystkim porozmawiamy, jak wrócę – krótko musnęła jego usta i chwyciła walizkę – chyba taksówka już podjechała.
Nie znosiła latać. Ale dzisiejsza podróż jakoś jej nie przeszkadzała. Spojrzała na swoją obrączkę. Jeszcze kilka tygodni temu wszystko wydawało się proste. Była żoną Piotra. Była szczęśliwa. A później wrócił Marek i wszystko się zmieniło. Po raz kolejny wywrócił jej życie do góry nogami. Myślała, że uda im się utrzymać dystans. Myślała, że uda im się żyć tak, by łączyła ich tylko praca. Myliła się. Wciąż był dla niej ważny. Zbyt ważny. Kiedyś, gdy przeczytała w jednym z czasopism o kobiecie, która kochała dwóch mężczyzn jednocześnie, głośno się roześmiała. Chyba los się na niej zemścił. Była teraz w takiej samej sytuacji. Wciąż kochała Dobrzańskiego. Ale nie mogła zaprzeczyć i powiedzieć, że Piotr nic dla niej nie znaczy. Kochała swojego męża. Nim wyjechał do Bostonu nie czuła do niego nic oprócz sympatii. Później wrócił i zaczęli od nowa. Był inny niż Marek. Wielokrotnie łapała się na tym, że ich porównywała. Wiedziała, że to do niczego nie prowadzi. Teraz zastanawiała się, która miłość jest ważniejsza. ‘Czy to w ogóle można jakoś zmierzyć?’
Zameldowała się w eleganckim hotelu i ruszyła na górę. Przeciągnęła kartę i usłyszała brzdęk otwieranego zamka. Pchnęła drzwi i wpadła wprost w jego ramiona. Przylgnął do niej całym ciałem, mocno tuląc ją do siebie.
- Boże, już myślałem, że się nie doczekam – znieruchomiała. Dała się podejść.
- Co to ma znaczyć? – wlepiła w niego swoje błękitne tęczówki, które wciąż były wielkości pięciozłotówki
- Unikasz mnie – zaczął, wprowadzając ją za rękę w głąb pokoju – A ja bardzo za tobą tęsknię. Wiedziałem, że tu będę cię mógł mieć tylko dla siebie – zbliżył się i stanął z nią twarzą w twarz – Poza tym – zaczął szeptać wprost w jej usta – masz podjąć decyzję. Przez te trzy dni zamierzam pomóc ci ją podjąć – jego usta zaczęły gwałtownie miażdżyć jej wargi. Poddała się tej pieszczocie i już po chwili z równie wielką pasją odpłacała mu się tym samym. Spragnieni siebie runęli na łóżko.
Z niemałym trudem próbowali wyrównać oddechy. Delikatnie się uśmiechała. Musiała przyznać, że Piotr nigdy nie potrafił zadowolić jej w łóżku, tak, jak Marek. Mimo, że kochali się dopiero po raz trzeci, on doskonale znał jej ciało. Potrafił jednym ruchem, jednym pocałunkiem doprowadzić ją do szaleństwa. Seks z nim był niemal mistycznym przeżyciem. Położył się na boku i opierając głowę na ramieniu intensywnie jej się przyglądał.
- Jesteś dla mnie najważniejsza – spojrzała w jego oczy. Wiedziała, że mówi prawdę. Zaczął wskazującym palcem kreślić kółka na jej piersi – Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko – nic nie powiedziała. Nie musiała. On wiedział. Wiedział, że jest dla niej równie ważny. Czytał w jej oczach, jak w otwartej księdze. Tą magiczną chwilę przerwał dzwonek jej telefonu. Owinęła się prześcieradłem i odszukała aparat. Stanęła naprzeciw okna.
- Halo
-….
- Tak, już doleciałam. Przepraszam, że od razu nie zadzwoniłam, ale trochę trwała droga do hotelu i formalności w hotelu – spuściła głowę.
- ….
- Zadzwonię jutro po południu. Cały dzień będę jakieś szalenie interesujące wystąpienia. Będę zajęta.
- …
- Pa.
Zakończyła połączenie i stała nieruchomo, wpatrzona w bliżej nieokreślony punkt za oknem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co przeżywa. Wysunął się spod kołdry i stanął tuż za nią. Objął ją ramionami i przyciągnął ją bliżej siebie.
- Przepraszam – szepnął – to moja wina. Gdybym wtedy nie wyjechał, gdybym nie uciekł jak tchórz… nie musiałabyś teraz kłamać – odwróciła się do niego. Dostrzegł w jej oczach łzy
- To nie tylko twoja wina. Gdybym pozwoliła ci wtedy wyjaśnić, gdybym chciała słuchać. A teraz z premedytacją zdradzam męża, któremu ślubowałam wierność – szloch wstrząsnął jej ciałem. Przytulił ją. Wiedział, że dla niego łamie wszystkie swoje zasady.
- Ciiii, wszystko się jakoś ułoży – scałowywał słone krople z jej twarzy.
- Kocham cię – padło wreszcie z jej ust. Uśmiechnął się do niej, ukazując w pełnej krasie swoje dołeczki. Straciła grunt pod nogami, a prześcieradło swobodnie opadło na podłogę. Zaniósł ją do łóżka.
Te trzy dni były niczym bajka. Niczym sen, z którego nie chciała się budzić. Tak właśnie wyobrażała sobie przyszłość u jego boku, gdy tylko wrócili ze SPA. Wtedy, to były tylko marzenia brzydkiej kochanki prezesa, dziś – rzeczywistość. Wiele sobie wyjaśnili, starali się zrozumieć swoje postępowanie. Ich miłość naprawdę była wyjątkowa. Teraz to wiedziała. Ale wiedziała również, że jest jeszcze Piotr. Człowiek jej bardzo bliski, którego nie miała prawa krzywdzić w tak okrutny sposób. Nie chciała go zranić, ale miała świadomość, że prowadzenie podwójnego życia będzie bolesne dla całej trójki. Jej będzie coraz trudniej, Marek nigdy się z tym nie pogodzi, że nie ma jej na wyłączność, a i Piotr w końcu się zorientuje, że coś się zmieniło. Podjęła decyzję.
- Wracasz ze mną?
- Nie – pokiwał przecząco głową – zostaje do jutra. Zresztą pewnie Piotr odbierze cię z lotniska, mam rację? – przytaknęła – No właśnie. Nie chcę utrudniać… Wiem, że to nie będzie łatwa dla ciebie rozmowa.
- Marek, ja nie mogę ci obiecać, że powiem mu już dzisiaj. Muszę poczekać na odpowiedni moment.
- Wiem kochanie – odparł i mocno ją przytulił.

- Powiedziałaś mu? – to było pierwsze pytanie, jakie jej zadał, gdy tylko przekroczył próg jej biura
- To nie jest takie proste – powiedziała obrzucając go krótkim spojrzeniem i jak gdyby nigdy nic wróciła do odpisywania na maile
- Wiem, ale nie możesz tego odkładać w nieskończoność – starał się być spokojny. Od jej powrotu do Polski minęły już cztery dni.
- I kto to mówi? Człowiek, który niemal do samego ślubu czekał na odpowiedni moment, by go odwołać – powiedziała ostro. Spojrzał na nią ze smutkiem. To był cios poniżej pasa – Jakbyś zapomniał, ja już jestem po ślubie i sprawa jest nieco bardziej skomplikowana – wyżywała się na nim, bo nie potrafiła poradzić sobie z wyrzutami sumienia i świadomością, że tak bardzo skrzywdzi człowieka, przez ostatnie półtora roku, najbliższego.
- Dobrze – westchnął – Nie będę naciskał. Wiem, że potrzebujesz czasu – posłał jej blady uśmiech i wyszedł z gabinetu.
Miał rację. Nie mogła odkładać tego w nieskończoność. Gra na zwłokę nic nie da. Zawsze ceniła sobie szczerość. Była mu to winna. Miała nadzieję, że podczas zbliżającego się weekendu zbierze się na odwagę. W sobotę Piotr miał dyżur, ale niedziela będzie najodpowiedniejszym dniem na szczerą rozmowę.

- Marek, możemy porozmawiać? – zapytała, gdy tylko dostrzegła go na korytarzu piątego piętra
- Jasne. U mnie, czy u ciebie?
- Wolałabym przejść się do parku – obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem marszcząc przy tym brwi. Szykowała się poważna rozmowa. Czuł to po tonie jej głosu. Zresztą miała to wymalowane na twarzy. Miał nadzieję, że wreszcie powiedziała Sosnowskiemu.
- Czemu cię wczoraj nie było? – dopytywał, gdy tylko wyszli przed budynek firmy
- Musiałam załatwić kilka ważnych spraw. Upewnić się odnośnie jednej kwestii. Bardzo ważnej kwestii – powiedziała zamyślona – Jestem w ciąży – szepnęła. Dobrzański w pierwszej chwili spojrzał na nią z niedowierzaniem. Jej wyraz twarzy nie pozostawił złudzeń. To nie żart. Naprawdę jest w ciąży. Roześmiał się radośnie. Miał ochotę skakać ze szczęścia.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę – odparł, wodząc po jej sylwetce rozbieganym wzrokiem. Jakoś nigdy nie zastanawiał się, jak to będzie, gdy zostanie ojcem, czy kiedykolwiek nim zostanie. A teraz, był szczęśliwy. Perspektywa ojcostwa dawała mu wielką satysfakcję – Posłuchaj, jeszcze dzisiaj musisz się od niego wyprowadzić. Na razie zamieszkamy na Czerniakowskiej, ale szybko postaram się znaleźć jakiś dom pod miastem. Moje dziecko nie będzie się wychowywało w tym hałasie i zanieczyszczeniach – snuł plany. Rozczulił ją. Tego się po nim nie spodziewała.
- Marek.. – próbowała wejść mu w słowo, ale ciężko było przerwać ten jego entuzjastyczny słowotok
- Jutro zadzwonię do mecenasa Soboty. Trzeba jak najszybciej załatwić rozwód. Potem nasz ślub. Jeśli zechcesz oczywiście – spojrzał na nią z czułością – bardzo bym chciał, ale papierek to nie wszystko. Dla mnie najważniejsze jest to, że już zawsze będę się przy tobie budził i zasypiał – rozpłakała się. Ukryła twarz w dłoniach – Kochanie, co się dzieje? – zapytał z przejęciem
- To dziecko Piotra – wyszeptała przez łzy – Jestem w siódmym tygodniu ciąży – powiedziała ledwie słyszalnie. Jaka była głupia. Przez ten powrót Marka nawet nie zdała sobie sprawy, że jej ostatni okres nie był taki, jak zwykle, że jej organizm zachowywał się inaczej. Co za ironia losu. Musiała zajść w ciążę tuż przed powrotem Marka do kraju. Dobrzański stał jak sparaliżowany. Wreszcie odzyskał jasność umysłu
- Ula, to nic nie zmienia. Będę je kochał jak swoje, obiecuje. Będę się starał być najlepszym ojcem, jakim potrafię – coraz bardziej zanosiła się płaczem – Błagam cię, nie płacz.
- Ty nic nie rozumiesz. Ja nie mogę teraz od niego odejść. Nie mogę go zostawić…. – czuł, że traci grunt pod nogami. Zaczęło brakować mu tchu. Nerwowym ruchem poluzował krawat.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Błagam cię, nie utrudniaj. Widocznie dla nas jest już za późno – nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Obiecała sobie, że będzie twarda, ale nie potrafiła. Gdy w weekend zaczęły ją męczyć nudności, gdy zaczęła łączyć fakty jakaś mała lampeczka zapaliła się w jej głowie. Jeszcze do wczorajszej wizyty u lekarza miała nadzieję, że nosi pod sercem dziecko Dobrzańskiego. Ale wczoraj wszystko się zmieniło. Była w ciąży, a ojcem jej dziecka, był jej mąż. Człowiek, który nie zasłużył na takie traktowanie. Człowiek, któremu przez swoje błędne decyzje z przeszłości, nie mogła zniszczyć całego świata. Kochała go i nie potrafiła zranić. Tak samo jak nie mogła zranić swojego nienarodzonego dziecka, pozbawiając go pełnoetatowego ojca. Tego właściwego ojca. Musiała wybrać. Teraz nie decydowała tylko o sobie. Wiedziała, że będzie bolało, ale nie wiedziała innego rozwiązania. Z czasem się przyzwyczai, z czasem zapomni, z czasem zacznie żyć tak, jak jeszcze kilka miesięcy temu.
- Za późno? – krzyknął Dobrzański przez łzy – Przecież ja ciebie kocham! I ty też mnie kochasz! – łapczywie wpił się w jej usta. Zatraciła się w tym pocałunku. Wiedziała, że to ich ostatni. Oderwała się od niego i po raz ostatni zatonęła w jego szarym spojrzeniu. Teraz pełnym bólu i rozpaczy.
- Złożyłam rezygnację. Twój ojciec już wie. Nie potrafilibyśmy pracować razem. To by się nie udało - wyszeptała gładząc jego policzek
- Co ty pierzysz?! – odskoczył do niej. Nerwy mu puszczały. Nie potrafił jej zrozumieć - Ja nie pozwolę ci odejść, rozumiesz!
- To koniec – wyszeptała i wybiegła z parku. Nie pobiegł za nią. Zrozumiał, że to nie ma sensu. Ona już zdecydowała. Zdecydowała za nich oboje.

KONIEC! 

niedziela, 17 listopada 2013

'Za późno?' III

Już drugi tydzień pracowali razem i musiała przyznać, że ta współpraca świetnie im się układała. Marek nie był nachalny. Nie robił żadnych aluzji odnośnie ich przeszłości, nie próbował jej zmuszać do rozmów o ich 'niby związku' sprzed lat. Skupiali się na pracy i świetnie im to wychodziło. Teoretycznie zajmowali się dwoma zupełnie oddzielnymi działkami. Nie powinni spotykać się częściej niż na zebraniach zarządu i ewentualnie w sekretariacie, który dzielili. Ale oni współpracowali ściślej. Dobrzański podsuwał jej koncepcje rozwoju firmy, podpowiadał, którędy mogliby pójść. Miał więcej doświadczenia i kontaktów. Chętnie jej pomagał, a ona chętnie z tej pomocy korzystała. Ona doradzała mu na czym powinna opierać się kolejna kampania reklamowa, co może trafić w gusta klientek. Można było powiedzieć, że było tak, jak dawniej. Było dobrze. Rozumieli się bez słów, świetnie razem uzupełniali. Niechętnie, bo niechętnie, ale sama przed sobą musiała przyznać, że ta wspólna praca z Dobrzańskim sprawiała jej frajdę. Dla Marka praca stała się całym życiem. Dzięki Uli stał się pracoholikiem. Mógł nie wychodzić z biura, bo tylko tam mógł ją spotkać. Skoro nie mógł jej mieć w swoim domu, w swoim łóżku, u swego boku, to cieszył się, że spotyka ją chociaż w pracy. Wielokrotnie miał ochotę ją pocałować, przytulić i wyznać, że wciąż ją kocha. Odpuszczał. Wiedział, że gdy będzie się narzucał, osiągnie efekt przeciwny do zamierzonego. Póki co cieszył się z tego, co ma. Już sama jej obecność dawała mu ogromne pokłady energii. A każdy przypadkowy dotyk dłoni, choćby przy przekazywaniu dokumentów, wywoływał w jego wnętrzu prawdziwą burzę pragnień i marzeń. Ilekroć ich palce się spotkały, zastanawiał się, czy ona też czuje ten prąd, który wciąż między nimi przepływa, czy również w jej wnętrzu uczucia szaleją.

Piotr miał nocy dyżur, a ona tony papierów do przejrzenia. Postanowiła zostać w biurze. Nie lubiła wracać do domu, gdy nie było go w środku. W pracy lekarza najbardziej nie znosiła nocnych dyżurów. Zostawiał ją wtedy samą, a ona długo nie potrafiła zasnąć w zimnym i pustym łóżku. Na jej prośbę ograniczył tą nocną pracę do minimum, ale były takie sytuacje, gdy po prostu musiał jechać do szpitala, gdy nie było jak się wykręcić.
Dochodziła dwudziesta, gdy drzwi jej gabinetu cichutko się uchyliły i stanął w nich Dobrzański. Przez chwilę wpatrywał się w nią bez słowa. ‘Gdybym wtedy nie był tchórzem, zabrałbym cię teraz do naszego domu, w którym czekałby na nas dwuletni malec o oszałamiająco błękitnych oczach’ pomyślał i po raz kolejny poczuł ścisk w klatce piersiowej.
- Może ci pomóc? – to pytanie oderwało jej wzrok od kartek z kolejnymi tabelkami, wyliczeniami i wykresami.
- Nie, dzięki. Właśnie kończę – posłała mu delikatny uśmiech – a od kiedy ty taki chętny do pracy jesteś, co? Kiedyś cię wołami nie można było zagonić do papierków, a teraz zostajesz po godzinach – rzuciła, gdy dosiadł się do niej na kanapę
- Nic chce się wracać do pustego domu, wiedząc, że nikt w nim na ciebie nie czeka – odparł z goryczą. Na chwilę zrobiło jej się go żal – Praca stała się sensem mojego życia – dodał zamyślony. Po chwili otrząsnął się i wpatrując się intensywnie w jej oczy zapytał – a ty czemu jesteś tutaj, a nie w domu? Skończyłaś pracę jakieś trzy godziny temu – rzucił wzrokiem na zegar wiszący nad jej biurkiem
- Piotr ma nockę – pokiwał głową ze zrozumieniem – i też mi się nie chce wracać do pustego domu
- Związek z lekarzem ma swoje plusy i minusy – odparł obojętnie
- Jak z każdym innym człowiekiem. Generalnie nie narzekam
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – usłyszała i wbiła swoje błękitne spojrzenie w jego szare tęczówki. Dostrzegła w nich smutek i …. Miłość. Trochę ją to przerażało, ale brnęła w to dalej
- A ty jesteś szczęśliwy? – doskonale wiedziała, że to pytanie jest najgłupszym, jakie mogła teraz zadać… A poza tym na własne życzenie wchodziła na bardzo grząski grunt.  
- Można być szczęśliwym, gdy wracasz do domu, a od progu wita cię mrok i cisza? – odpowiedział pytaniem - Gdy sama jesz kolację, gdy nie masz się do kogo przytulić po ciężkim dniu…. I gdy ci jest cholernie źle, gdy wszystko cię wkurza i cały świat jest przeciwko tobie, to nawet nie masz się z kim pokłócić – skłamałaby, gdyby powiedziała, że jego słowa nie zrobiły na niej wrażenia. Owszem, zrobiły. Czuła się dziwnie.
- Może powinieneś sobie kogoś znaleźć. Kogoś, kto będzie czekał z kolacją… - wyszeptała. Czuła dziwne ukłucie w sercu, gdy wyobraziła sobie jego z inną kobietą u boku.
- Próbowałem, ale ciebie nie da się nikim zastąpić – odparł szczerze. Wpatrywali się w siebie w napięciu. Ona nie wiedziała, co tak naprawdę się z nią dzieje. On bał się wykonać jakiś nazbyt śmiały krok, by nie pogorszyć sytuacji. I wtem, ku jego ogromnemu zaskoczeniu poczuł ciepło jej warg na swoich ustach. W pierwszej chwili był zaskoczony. Już miał odwzajemnić pieszczotę, gdy nagle oderwała się od niego, wpatrując się w jego oczy z przerażeniem. Był zdezorientowany. Chciał coś powiedzieć, zapytać, ale pospiesznie zaczęła zbierać swoje rzeczy i rzucając krótkie ‘do jutra’ niemal wybiegła z gabinetu. To tym, co stało się chwilę wcześniej na tej sofie miał już pewność, że wciąż coś do niego czuje. Ślub z Piotrem to jedno, a to, co było między nimi, wcale się nie skończyło. Wciąż trwa, a ona na siłę próbuje zepchnąć to na boczny tor, zepchnąć to w najdalsze zakamarki swojej świadomości.
Wybiegła z biura i szybko złapała taksówkę. Wciąż nie mogła się otrząsnąć. Zastanawiała się, co jej strzeliło do głowy. Nie rozumiała samej siebie. Wiedziała tylko jedno, że po dzisiejszym wieczorze Marek nie odpuści i będzie drążył. Głupia chwila słabości, stare sentymenty, niepotrzebnie skomplikowały jej życie.

Mocniej wtuliła się w jego ciało. Potrzebowała tego ciepła, tego spokoju, które jej dawał. Odnajdywała przy nim ukojenie. Po wczorajszym dniu nie potrafiła dojść do ładu sama ze sobą.
- Kochanie – powiedział cicho, jeszcze zaspanym głosem – ja dopiero wróciłem, ale ty chyba powinnaś być za chwilę w firmie
- Nie chce mi się wstać – odparła, niczym pierwszoklasistka, której matka nie może wyciągnąć z łóżka na sprawdzian z matematyki. Wiedziała, iż gdyby chodziło o sprawdzian z matematyki, już dawno gotowa stałaby przy drzwiach. Tutaj chodziło o zupełnie inny sprawdzian. I tego właśnie się obawiała.
- Daj mi minutę – rzucił ziewając – zaraz wstanę, zrobię ci kawę, taką jak lubisz, może to cię nieco pobudzi – musnął ustami jej czoło
- Nie. Leż. Wróciłeś dwie godziny temu, musisz się przespać. A ja chyba ci potowarzyszę. Jakaś bez sił dzisiaj jestem. Chyba zrobię sobie wagary – te słowa całkowicie rozbudziły Sosnowskiego
- Ty robisz sobie wagary? – zapytał z niedowierzaniem – Moja żona, beznadziejny przypadek pracoholiczki, nie idzie do pracy? – zmarszczył brwi – Ula, na pewno wszystko w porządku? – zapytał z troską
- Tak – zapewniła go – Po prostu wczoraj pracowałam do późna, poza tym ostanie kilka dni było bardzo męczące. Negocjacje nowego kontraktu ciągnęły się i ciągnęły. Już jestem zmęczona prezesem Milewskim i jego ciągłymi pytaniami i wątpliwościami. Dziś, przy podpisaniu umowy, pewnie znów będzie się osiemnaście razy zastanawiał i upewniał, czy przypadkiem nie splajtuje przez nas. Mam go po dziurki w nosie. Zadzwonię do Ani, nich Marek się z nim męczy. Ja pasuję. Muszę odpocząć – mocniej opatuliła się kołdrą
- Faktycznie, skoro wrócił, niech cię odciąży. Ale ta twoja apatia mnie niepokoi – czule pogładził jej policzek – Chyba powinnaś zrobić jakieś badania. Kiedy ostatnio miałaś morfologię?
- O nie. Tylko nie to – zawyła żartobliwie - Najgorzej jest związać się z medykiem – udała oburzenie – Mogłam wyjść za piekarza, przynajmniej miałabym codziennie gorące bułeczki. A tak, leżę w łóżku z facetem, który chciałby non stop analizować moje wyniki badań.
- Ja się po prostu martwię – spojrzał jej w oczy
- Wiem – musnęła jego usta – ale naprawdę nie ma powodu. Wyśpię się, dzień, dwa pochodzę w kapciach i znów będę pełna energii. Słowo harcerza – podniosła do góry dwa palce
- Przecież ty nigdy nie byłaś w harcerstwie! – dał jej pstryczka w nos
- Też cię kocham. A teraz śpij – położyła głowę na jego torsie i próbowała zasnąć.
Dwie godziny później obudził ją zapach świeżo parzonej kawy. Narzuciła na ramiona szlafrok i ruszyła w stronę kuchni. Piotr ubrany w jeansy i czarną koszulę przygotowywał śniadanie.
- Ty już na nogach? Myślałam, że będziesz spał do południa… - rzuciła od progu
- Nic z tego. Przecież o dwunastej mam ten przeszczep serca – krótko pocałował ją w usta i postawił przed nią talerz z kolorowymi kanapkami. Fakt, zapomniała o tej ważnej operacji, do której przygotowywał się od dwóch tygodni – Aaaa, i sprawdź komórkę. Przez ostatnie trzydzieści minut dzwoniła chyba z siedem razy
- O matko – rzuciła z przejęciem i pobiegła się w stronę torebki – zapomniałam zadzwonić do Ani – rzeczywiście, wyświetlacz wskazywał dziesięć nieodebranych połączeń. Cztery od Ani i sześć do Marka. Nerwowo spojrzała na zegarek, który wskazywał dziesiątą. Wybrała numer swojej asystentki
- Cześć Aniu
- …
- Nie, nic się nie dzieje. Po prostu dzisiaj mnie nie będzie. Potrzebuję jeden dzień oddechu.
- …
- Tak, pamiętam. Właśnie w tej sprawie dzwonię. Poproś Marka, by się tym zajął. Umowa leży na moim biurku, razem z wszelkimi notatkami. Milewski ma przyjechać o dwunastej, więc ma jeszcze czas, by to przeanalizować. Zresztą pisał ją razem ze mną, więc jest w miarę na bieżąco. Ja mam dość pana Milewskiego i jego ciągłych uwag. Niech Marek się z nim użera.
- ….
- Tak, jutro już powinnam być. Dziś cały dzień jestem w domu, więc możesz dzwonić też na domowy, jakby się coś działo.
-….
- Dzięki. Do jutra.

Usłyszała dzwonek do drzwi. Niechętnie zwlokła się z sofy i szczelniej opatulacją się szlafrokiem ruszyła w stronę drzwi. Rzuciła jeszcze wzrokiem na zegarek, który wskazywał czternastą trzydzieści. ‘Niemożliwe, że to Piotr zapomniał kluczy. Przecież mówił, że operacja nie skończy się szybciej jak po czterech godzinach’. Nie miała ochoty na gości. Z nikim się nie umawiała. Chciała pobyć sama ze swoimi myślami. Otworzyła drzwi i stanęła twarzą w twarz z Dobrzańskim. Była zaskoczona. Marek był ostatnią osobą, z którą chciała dzisiaj rozmawiać. Przez chwilę wpatrywali się w swoje oczy w milczeniu.
- Przepraszam, że nachodzę cię w domu, ale potrzebny jest twój podpis – podniósł do góry czerwoną teczkę – Milewski leci jutro do Tokio na miesiąc i koniecznie chce zabrać tą umowę ze sobą – wytłumaczył stojąc w progu – Mogę wejść? – zapytał widząc kompletny brak reakcji z jej strony – odsunęła się i gestem dłoni zaprosiła do środka. Chciała maksymalnie odwlec w czasie ich spotkanie. Chciała uniknąć rozmowy, do której za wszelką cenę będzie dążył jej były kochanek. Była pewna, że ich wczorajszy pocałunek, jej pocałunek, nie pozostanie bez echa. Czuła to rosnące między nimi napięcie. Bała się go. – Jesteś sama? – zapytał, gdy stanął na środku przedpokoju, a w promieniu jego wzroku nie zlokalizował doktorka. Obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
- Tak – szepnęła cicho, unikając jego wzroku. 
Momentalnie znalazł się przy niej. 
- Ula - powiedział niemal bezgłośnie. Zamiast kolejnych słów przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta. To była iskra, która wywołała pożar. Pożar we wnętrzu obojga. Rozpalała ich od środka. Przyciągnęła go bliżej siebie. Chciała każdą komórką ciała chłonąć jego zapach, ciepło... Kompletnie zatracili się w tym szaleńczym pocałunku. Pocałunku pełnym tęsknoty i pożądania. Wplotła palce w jego włosy, by po chwili przenieść swoje dłonie, na guziki jego koszuli. Szybko pozbył się jej satynowego szlafroka, rzucając go w kąt przedpokoju. Została jedynie w cienkiej koszulce na ramiączka i czarnych majtkach. Naparł na nią gwałtownie, by już po sekundzie jej plecy opierały się o zimną ścianę. Nie czuła tego chłodu. Czuła za to jego ciepły oddech na swojej szyi. Zeszedł z pocałunkami niżej. Przez cienki materiał pieścił jej piersi. Zaczęła oddychać coraz ciężej. Szybko odpiął klamrę paska i podnosząc ją do góry posadził na stojącej nieopodal komódce. Spodnie wraz z bokserkami opadły na ziemię. Nie chciał tracić czasu. Tak bardzo jej pragnął, tak długo na to czekał. Intensywnie wpatrując się w jej oczy, szybkim ruchem odchylił jej majtki i nawet ich nie zdejmując, wszedł w nią gwałtownie. Oboje na chwilę zatrzymali oddech. Po chwili znów zatracili się w żarliwym pocałunku, a on biodrami wykonywał coraz mocniejsze ruchy. To było dzikie, instynktowe... tak bardzo różne, od tego, co przeżyli w SPA. Ale obojgu to intensywne zbliżenie, niemal całkowiecie pozbawione gry wstępnej, dawało ogromną rozkosz. Usłyszał jej krzyk, który stłumił łącząc ich wargi. I on doszedł. Przygryzła jego dolną wargę. Uwielbiał tą pieszczotę w jej wykonaniu. Oddychał ciężko opierając swoje czoło o jej. Jeszcze nigdy wcześniej nic podobnego nie przeżył. To było coś wyjątkowego. Spojrzał jej głęboko w oczy i nim wyszedł z niej szepnął 'kocham cię'. Nie odpowiedziała. Spuściła wzrok. Nie naciskał. Wiedział, że jeszcze nie jest gotowa, że musi dać jej więcej czasu. Odsunął się od niej i nasunął na pośladki bokserki, w ślad za którymi poszły spodnie. Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu. Gdy zabrał się za guziki rozpiętej koszuli, zlokalizowała czerwoną teczkę, która wylądowała wśród rozstawionych pod lustrem butów. Odszukała długopis i nerwowymi ruchami złożyła podpis na pięciu kartkach. Spojrzał na nią w napięciu oczekując jej kolejnego ruchu. Miał nadzieję, na krótką rozmowę. Jednak zamiast tego usłyszał jej szept 'Powinieneś już iść. Piotr zaraz wróci'. Spojrzał na nią ze smutkiem. Podała mu teczkę i uchyliła drzwi. Mijając ją zatrzymał się, by jeszcze na chwilę spojrzeć na jej twarz. Stała ze spuszczoną głową. 'Czyżby żałowała? Przecież chciała tego równie mocno jak ja...' zaczęło kołatać się po jego głowie. Kciukiem podniósł jej podbródek i swoje smutne, szare oczy wlepił w jej błękitne spojrzenie. Widząc wszystkie uczucia wymalowane w jej tęczówkach, uśmiechnął się nieznacznie. Ostatni raz musnął jej usta i wyszedł z mieszkania, które dzieliła z Sosnowskim. 

środa, 13 listopada 2013

'Za późno?' II

Przez ostatni tydzień wegetował. Przebywał w willi rodziców, a jego plan dnia opierał się na spaniu, jedzeniu i gapieniu się w sufit. Wciąż nie mógł przełknąć tej guli, która wraz z rewelacjami przekazanymi przez matkę, wyrosła w jego gardle. Wreszcie, ku ogromnej radości Heleny, wyszedł z domu. Zrozumiał, że to nic nie da. Zrozumiał, że nigdy się z tym nie pogodzi, a jednak musi żyć dalej. Pierwszą rzeczą było znalezienie mieszkania. Był już za stary, by siedzieć na głowie rodzicom. Zresztą teraz, jak nigdy wcześniej, potrzebował samotności. Miał trochę szczęścia. Znalazł odpowiedni lokal trzy dni później. Mieszkanie na Czerniakowskiej było drugim, które oglądał. Śmiał się w duchu, że wcześniej nie miał tyle szczęścia. Kilka lat temu, nim znalazł kawalerkę na Siennej, minęły dobre trzy tygodnie. Teraz poszło mu jak po maśle. ‘Przynajmniej w tym mam szczęście’. Od kilku dni wzbierała w nim chęć odezwania się do Sebastiana. Olszański tak naprawdę nawet nie miał pojęcia, że jest już w kraju. Wcześniej zapowiadał przyjacielowi swój przylot dzień przed ślubem. Ale od tego czasu tak wiele się zmieniło. Postanowił odwiedzić Sebastiana w firmie. Tak naprawdę to był tylko pretekst do spotkania jej. Dziwnie się czuł jadąc na Lwowską. Nie miał pojęcia, jak będzie wyglądać ich spotkanie, jak będzie przebiegać rozmowa i tak naprawdę co chce jej powiedzieć. Postawił na tzw. spontan. Od zawsze to była jego mocna strona.

Wzbudził wielkie zainteresowanie wśród pracowników firmy. Chyba jeszcze nigdy nie doświadczył od nich tyle serdeczności, co przez ostatnie pięć minut. Witali się, pytali jak żyje i czy wraca do nich. Zbywał ich ogólnikami. Swoje kroki od razu skierował do gabinetu prezesa. Sekretariat był pusty. Przynajmniej ominął go teatrzyk powitalny, który z pewnością zgotowałaby mu Violetta. Zapukał i biorąc głęboki oddech otworzył drzwi. Zamarła. W pierwszej chwili sądziła, że widzi ducha. ‘Przecież to niemożliwe, że jak gdyby nigdy nic stoi teraz przede mną.’ Uwierzyła, że to jednak on, gdy do jej uszu dotarł jego głos.
- Witaj – powiedział miękko, wpatrując się w nią zachwyconym spojrzeniem. Była jeszcze piękniejsza, niż niemal trzy lata temu.
- Marek? – zapytała bezgłośnie. Odpowiedział jej delikatnym uśmiechem i zbliżył się o kilka kroków.
- Możemy porozmawiać? – zapytał przyglądając się jej uważnie. Przez chwilę w milczeniu wpatrywali się w swoje oczy. Wreszcie odzyskała jasność umysłu. Wzięła głęboki oddech i wstała ze skórzanego fotela, wskazując na sofę
- Oczywiście – usiedli na dwóch krańcach – Chcesz wrócić do firmy? Mam oddać ci stanowisko?
- Jesteś szczęśliwa? Kochasz go?– wypalił nagle. Spojrzała na niego zaskoczona. Nerwowo splotła ręce na kolanach. Złoty krążek tak bardzo odznaczał się na jej smukłych palcach. Całą swoją uwagę skupił na tym kawałku metalu.Poczuł, jakby niewidoczna żelazna obręcz ściskała jego klatkę piersiową.
- Co to w ogóle są za pytania? – w jej głosie można było dostrzec pretensję.
- Normalne. Bardzo łatwe i proste, na które można odpowiedzieć tak lub nie – odparł spokojnie.
- Kpisz sobie ze mnie? – gwałtownie wstała i obrzuciła do wściekłym spojrzeniem 
- Po prostu pytam
- Pytasz? – powtórzyła dobitnie – No oczywiście. Czego ja się mogłam spodziewać? Przychodzisz sobie tutaj, jak gdyby nigdy nic, prawie po trzech latach i pytasz mnie czy jestem szczęśliwa. Co ty sobie wyobrażasz?
- Ula – zaczął, ale nie dała mu dokończyć
- Wyjechałeś bez słowa. Tak naprawdę bez pożegnania. Przez pierwsze dwa miesiące sądziłam, że jesteś z Pauliną we Włoszech, że wróciliście do siebie. Potem ona wróciła i dowiedziałam się, że wcale z nią nie pojechałeś. Za to zapadłeś się pod ziemię. Przez pół roku żyłam w strachu i niepewności. Nie odzywałeś się do nikogo. Twój telefon nie odpowiadał. Ja nawet nie miałam pojęcia, czy żyjesz! – w jej głosie było pełno żalu i bólu. Ledwo hamowała łzy. Dopiero teraz rozumiał, jak wiele błędów popełnił i jak bardzo ją skrzywdził – Po kilku długich miesiącach, które wykończyły mnie psychicznie, dowiedziałam się, że ty sobie tak po prostu mieszkasz w Londynie. Nie dawałeś znaku życia. Ani razu się do mnie nie odezwałeś. Nie zadzwoniłeś, nawet głupiego maila nie wysłałeś z pytaniem co u mnie! A teraz wracasz i pytasz czy jestem szczęśliwa ze swoim  mężem? – celowo zaakcentowała ostatnie słowo – Co ty sobie myślałeś. Że co, że ja będę czekać na ciebie? Dwa i pół roku?! – uniosła głos. Spojrzała na niego, a w jej błękitnych tęczówkach dostrzegł tyle cierpienia, że aż poczuł ciarki na plecach – Owszem, czekałam – zaskoczyła go - Nie poleciałam do Stanów, tylko czekałam. Rok! - powiedziała dobitnie - Po dwunastu miesiącach Piotr wrócił z Bostonu, a ja zrozumiałam, że nie mam na co czekać. Ani razu nie wspomniałeś Sebastianowi kiedy wracasz. Ba, czy w ogóle kiedyś wrócisz! Miałam czekać na cud i wspaniałe pojawienie się pana Dobrzańskiego? – zapytała drwiąco – Byłam przekonana, że już dawno ułożyłeś sobie życie z kimś innym, że już nigdy cię nie zobaczę.
- Czyli go nie kochasz - powiedział bardziej do siebie, niż do niej
- Ty jesteś bezczelny! - wściekłość w niej wzbierała
- Ula – podjął kolejną próbę. Nie dała mu szansy
- Odpowiadając na twoje pytanie – tak, jestem z nim szczęśliwa – wzięła głęboki oddech – Sądzę, że najlepiej będzie, jak już pójdziesz – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu i stanęła naprzeciw okna.

Bez słowa wstał i opuścił jej gabinet. Towarzyszyło mu to fatalne uczucie, kiedy wiesz, że już wszystko stracone, a jednak nadal masz nadzieję. 'Kochała. Czekała' wciąż powtarzał w myślach. Jak zwykle wszystki spieprzył. 'Gdybym wrócił wcześniej! Gdybym tylko wrócił wcześniej....'
To spotkanie wiele ją kosztowało. Nie spodziewała się, że właśnie dziś pojawi się w firmie. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, słone krople zaczęły spływać po jej policzkach.

Wciąż nie mogła się pozbierać po tym przedwczorajszym spotkaniu. Piotr dopytywał co się stało. Unikała odpowiedzi i zagadywała jakimiś nieistotnymi duperelami. Wciąż wmawiała sobie, że jego powrót zupełnie jej nie obchodzi, że on już nie ma dla niej żadnego znaczenia. Próbowała wyciszyć serce, które na jego widok znów zabiło mocniej. Co on w sobie takiego miał, co nie pozwalało jej o nim zapomnieć, co nie pozwoliło przestać tęsknić.

Usłyszała pukanie. Znów stanął w jej drzwiach.
- Cześć – rzucił od progu i widząc jej niewyraźną minę, szybko dodał – nie obawiaj się. Nie przyszedłem tu by rozmawiać o nas
- Nie ma już nas – weszła mu w słowo
- Masz rację – przyznał z bólem – przyszedłem w sprawach czysto zawodowych. Chciałbym, żebyśmy odcięli przeszłość grubą kreską. Chciałbym, żeby znów było tak, jak dawniej. Chcę wrócić do pracy. Na jakie stanowisko, oczywiście to ty zdecydujesz. Nie chcę aby mój powrót jakoś drastycznie wpłynął na zmiany w firmie – mówił szybko, zdecydowanym głosem – Już raz, mimo tego co nas łączyło – ten czas przeszły z trudem przeszedł mu przez gardło – potrafiliśmy współpracować i to z dużym sukcesem – pokiwała głową ze zrozumieniem i milczała przez chwilę. Nie mogła mu odmówić. Był współwłaścicielem. Zresztą w głębi serca chciała z nim pracować. To, że nie są i nigdy już nie będą razem nie oznacza, że muszą się unikać. Marek miał rację, pracowali przed pokazem razem i ta współpraca przyniosła więcej korzyści dla firmy, niż strat. Poza tym jej odmowa mogłaby zasiać w nim ziarno nadziei i nutkę niepewności…że może ona jeszcze ‘coś’, a przecież ona już nic. Kompletnie nic.
- Dobrze. Oczywiście – poczuł ulgę – Wciąż nie mamy dyrektora ds. promocji. Violetta ciągle szukała wymówek by nie umiesić w sieci informacji o wolnym stanowisku. Jakoś sobie radziliśmy, więc nie chciało mi się z nią przekomarzać. Tobie nie powinna robić wyrzutów. Co najwyżej, jak się zgodzisz, może być twoją prawą ręką.
- Dzięki – odparł z wyraźną radością w głosie - To gdzie będzie mój gabinet?
- Jedyne wolne pomieszczenie jest vis a vis mojego. Najwyżej będziemy mieć wspólny sekretariat – westchnęła
- Dziękuję. Obiecuję nie wchodzić ci w drogę. Pójdę się rozejrzeć po tym pokoju. Poproszę informatyków o podłączenie sprzętu – już otwierał drzwi, gdy ktoś szarpnął je z drugiej strony. Stanął twarzą w twarz z Sosnowskim. Minia kardiologa wyrażała wszystkie uczucia - od niedowierzania, przez zaskoczenie, aż do totalnej antypatii. Jak gdyby nigdy nic Dobrzański wyciągnął w jego kierunku dłoń rzucając krótkie ‘cześć’. Niemal automatycznie uścisnął jego dłoń i obrzucił żonę pytającym spojrzeniem.
- Wpadnę później, to podpiszemy wszystkie dokumenty – rzucił na odchodne Marek i opuścił jej gabinet
- Co on tu robi? – zapytał podejrzliwie
- Wrócił- oznajmiła najnormalniej w świecie
-Wrócił? Świetnie – jego słowa ociekały ironią – Ja mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj złożysz swoją rezygnację – niemal zażądał
- Ty chyba żartujesz? – nie wierzyła własnym uszom
- Zamierzasz z nim pracować? Po tym wszystkim? - dopytywał
- Piotr, to już przeszłość. Zamknięty rozdział – przekonywała go spokojnie
- Jasne! – wywrócił oczami
- Twoje akty zazdrości są zupełnie niepotrzebne – nie po raz pierwszy się tak zachowywał. Jeszcze przed wylotem do Bostonu urządzał jej sceny zazdrości, mimo, że tak naprawdę nie byli wtedy w prawdziwym związku. Piotra za każdym razem zachowywał się dziwnie nienaturalnie, gdy na horyzoncie pojawiał się Dobrzański. Zaczynało ją to męczyć.
- Nie podoba mi się, że znów będziesz z nim pracować
- Jego powrót nic między nami nie zmienia. Pamiętaj o tym. Z Markiem łączy mnie tylko i wyłącznie praca – przytuliła się do niego – i wspólny sekretariat – rzuciła żartobliwie by nieco rozładować napiętą atmosferę. Mina Piotra wciąż była niewyraźna. Pocałowała go namiętnie.

wtorek, 12 listopada 2013

'Za późno?' I

Wyjechał. Nie mógł znieść widoku jej i Piotra razem. To on chciał ją całować, przytulać i szeptać czułe słówka. Nie mógł. Ona sobie tego nie życzyła. Nie mógł stać z boku i patrzeć na jej szczęście. Podobno można zrobić wiele dla szczęścia tej drugiej osoby, nawet odejść. On potrafił odejść. Ale był również wielkim egoistą. Kochał ją i nie potrafił patrzeć na jej uśmiech, którym obdarza Sosnowskiego. Nie potrafił cieszyć się jej szczęściem. Nie potrafił stać z boku i czekać na cud. Wiedział, że oczekiwanie nic nie da. Zbyt mocno ją zranił, zbyt mocno ją zawiódł. Zakpił z niej i z jej miłości. Oszukał i wykorzystał w najperfidniejszy sposób. Ona mu nie wybaczy. Wiedział to. Musiał wyjechać. A w zasadzie uciec. Uciec od niej, od miłości do niej, od otoczenia, które wciąż przypominało mu o wspólnie spędzonych chwilach. Wyjechał. Starał się żyć normalnie. Jakoś sobie poukładać świat bez niej. Nie potrafił. Nie potrafił stworzyć normalnego związku na dłuższą metę. Próbował trzy razy. Każda kolejna znajomość kończyła się szybciej, niż się zaczęła. Nie potrafił żyć normalnie, mimo, że od ich ostatniego spotkania przed pokazem minęło ponad dwa i pół roku. Wciąż za nią tęsknił. Brakowało mu jej głosu, śmiechu, jaj zapachu i pocałunków. Miał wrażenie, że z każdym dniem kocha ją coraz bardziej. Zastanawiał się, czy to w ogóle możliwe. Teraz rozumiał jej słowa ‘jeśli się kogoś kocha, to nie można tak po prostu przestać’. Miała rację. On kochał ją prawdziwie i wciąż kocha. Nie mógł przestać mimo, że przez te wszystkie lata tak bardzo się starał. Podjął decyzję, że musi wrócić i spróbować to uratować. Przecież też go kochała. Wiedział to na pewno.

Zaczął zamykać wszystkie sprawy w Londynie. Rozwiązać umowę najmu mieszkania, zakończyć wszystkie zlecenia, które rozpoczął. Kilka miesięcy po przyjeździe zahaczył się w firmie produkującej odzież i akcesoria sportowe. Zajął się ich promocją. Niby dostawał comiesięcznie wpływy z tytułu współwłaścicielstwa w Febo&Dobrzański, ale i tak wolał iść do pracy. Zwariowałby w domu. Postanowił wrócić do kraju na początku kwietnia. Nie informował nikogo o swoim powrocie. Większość jego znajomości urwała się wraz z jego wyjazdem. Paulina była obrażona, że nie wybrał się wraz z nią do Włoch. Kontakty rozluźniły się również z Sebastianem. Przyjaciel miał mu za złe, że zaszył się na drugim końcu Europy i przez pół roku nie dawał znaku życia. Namawiał do powrotu, a każda tego typu dyskusja kończyła się awanturą. Początkowo Marek niemal agresywnie reagował na wszelkie wzmianki o Uli. Chciał zapomnieć, a swoimi opowieściami Olszański nie ułatwiał mu zadania. O FD nie rozmawiali w ogóle. Dla Marka to miejsce jakby przestało istnieć. Może dlatego, że przez kilkanaście miesięcy ta firma, ten budynek wiązał się głównie z jego asystentką, a później kochanką. Chciał wyeliminować wspomnienia. Tak było łatwiej. Przyjacielowi opowiadał głównie o sobie, swoim życiu w Anglii i pracy, którą podjął. Interesował się wyłącznie życiem prywatnym Olszańskiego. Moment powrotu był najlepszy również ze względu na Sebastiana. Na początku maja miał poślubić Violettę Kubasińską. Marek nie wyobrażał sobie, że mogłoby go nie być tego dnia obok przyjaciela. Z rodzicami kontakt ograniczył się to telefonów raz na jakiś czas. Dopytywał o zdrowie ojca i informował, że u niego wszystko w porządku. Wiedział, że senior miał mu za złe porzucenie firmy, dlatego rozmawiał głównie z matką, by nie doprowadzać do nieprzyjemnych dyskusji. Wiedział, że po raz kolejny zawiódł ojca. ‘Żadna nowość’ gorzko śmiał się w duchu. Ale wiedział, że pretensje ojca były uzasadnione. Porzucił firmę, kompletnie się nią nie interesował. Nie tak powinien zachowywać się współwłaściciel, nie tak powinien zachowywać się syn założyciela. Chciał naprawić swoje błędy. Wreszcie dorósł.

- Dobry Boże, Marek – szepnęła ze łzami w oczach Helena, gdy jej jedyny syn stanął w kwietniowy poranek u drzwi jej domu
- Witaj mamo. Tak bardzo za tobą tęskniłem – mocno ją przytulił. I on był bardzo wzruszony tym spotkaniem.
- Wróciłeś na stałe? – dopytywała – Obiecaj, że już nigdzie nie wyjedziesz – mówiła błagalnym tonem
- Nigdzie się już nie wybieram. Nie mogę całe życie uciekać. Czas zmierzyć się z rzeczywistością. I odzyskać to, co dla mnie najważniejsze – rzucił tajemniczo, gdy znaleźli się już w salonie
- O czym ty mówisz?
- Chcę wrócić do firmy. Chcę wreszcie być odpowiedzialny. Nawet nie wiem, kto nią teraz zarządza. Aleks? – obrzucił ją roześmianym spojrzeniem. Dopiero teraz siedząc w salonie swojego rodzinnego domu rozumiał jak bardzo tęsknił za Polską.
- Nie – odparła matka. Zmarszczył brwi – Pani Urszula – słowa matki spotęgowały jego zdziwienie. ‘A jednak wciąż tam jest. Może czeka na mnie? Gdyby nie czekała już dawno zmieniłaby pracę’ Miał ochotę tańczyć z radości. Jest w jego firmie, będzie miał łatwiejsze zadanie.
- Ula – szepnął i z rozmarzonym wyrazem twarzy uśmiechnął się pod nosem – To dla niej wróciłem. Nie potrafię przestać jej kochać. Chcę ją odzyskać – w jego głosie można było dostrzec dumę wynikającą z podjętej decyzji. Miał wrażenie, że wreszcie zachowuje się jak facet, a nie rozpieszczony chłopczyk, który kuli się na samą myśl o przeciwnościach. Podjął decyzję i konsekwentnie będzie dążył do realizacji swojego planu. Już się nie podda, nie ucieknie.
- Marek – Dobrzańska przyjrzała mu się uważnie – Ty o niczym nie wiesz, prawda?
- Ale o czym? – zapytał z szerokim uśmiechem. Powrót, spotkanie matki, a także wiadomość, że Ula wciąż jest na Lwowskiej wprawiały go w szampański nastrój. Helena przez dłuższą chwilę przyglądała mu się zmartwiona. Szkoda jej było syna. Popełnił w życiu wiele błędów, ale chciała by wreszcie był szczęśliwy, by wreszcie założył rodzinę z kobietą, którą pokocha prawdziwie i która jego będzie kochać bezgranicznie.
- Ula w październiku wyszła za tego kardiologa, Piotra – dodała, bacznie obserwując reakcję syna na te rewelacje.
- Żartujesz? – roześmiał się w akcie niedowierzania. Gdy matka konsekwentnie milczała, zaczęło powoli docierać do niego, że to jednak prawda. Błyskawicznie zrzedła mu mina. Zamiast szczęścia i beztroski na jego twarzy malowało się teraz zrezygnowanie, żal, złość i bezsilność. ‘Jest żoną. Jego żoną od sześciu miesięcy’. Rozum z trudem, ale przyjął to do wiadomości. Serce nie potrafiło. W jednej chwili jego świat rozsypał się na tysiące małych kawałeczków. Jego marzenia, plany przestały mieć w tym momencie jakikolwiek sens. Bez słowa zerwał się z miejsca i wybiegł z domu. Musiał się przejść. Musiał być teraz sam.

sobota, 9 listopada 2013

'Dwa oblicza tego samego' XI ost.

Otworzył oczy. Przez niezasłonięte okna wpadały pierwsze promienie wschodzącego słońca. Chwycił w dłoń komórkę i wyświetlił godzinę. Szósta trzydzieści. Chciał zamknąć oczy i zasnąć choć jeszcze na chwilę. Nie potrafił. Wciąż powracały do niego obrazy dnia wczorajszego.

Wyznał jej miłość, a ona wyszła. Tak po prostu wyszła. Nie wiedział co o tym myśleć. Zastanawiał się, jak będzie wyglądało ich jutrzejsze spotkanie w FD. Był zdenerwowany. Miała prawo na niego naskoczyć, miała prawo poczuć się zdezorientowana. Rzeczywiście wysyłał jej sprzeczne sygnały. Ale to dlatego, że najzwyczajniej w świecie się bał. Zaśmiał się gorzko pod nosem. ‘Ile ja mam lat? Dwadzieścia? Żeby się bać związku z kobietą… żeby się bać miłości’. Usiadł i wyjął teczkę z nutami. Gra na fortepianie przynosiła ukojenie. Pozwoliła uciec na chwilę od rzeczywistości. Przenieść się w inny wymiar. Kolejne dźwięki wydobywały się spod jego palców. Minęła godzina, może dwie. Sam nie wiedział. Zatracał się w tej muzyce, gdy znów usłyszał dzwonek domofonu. Po raz kolejny tego dnia stanęła w jego drzwiach. Nie odezwała się. On też o nic nie zapytał. Powiedział już dość, nie słysząc nic w zamian. Teraz ruch należał do niej. Pocałowała go gwałtownie.

Obrócił się na lewy bok. Ciepło jej ciała, zapach… Leżąc w jego satynowej pościeli nie przypominała bezczelnej pani dyrektor. Była jego słodką dziewczynką, którą pragnął na zawsze zamknąć w swoich ramionach. Był szczęśliwy, bo była obok. Nie wiedział, czy ta noc była pierwszą z wielu, czy ostatnią. Wczoraj o tym nie myślał. Postanowił żyć chwilą. Rozkosznie się przeciągnęła i wreszcie ujrzał błękit jej oczu. Kciukiem delikatnie pogładził jej policzek. Uśmiechnęła się.
- Dzień dobry – szepnęła.
- Nie godzę się na otwarty związek, ani na żaden trójkąt – usłyszała w odpowiedzi. Zaśmiała się perliście. 
- Nie ma mowy o trójkącie. W zeszłym tygodniu rozstałam się z Tomkiem – odparła i namiętnie pocałowała go w usta – Pamiętaj, że od ciebie też oczekuję wierności – powiedziała poważnym tonem
- Jesteś pierwszą kobietą, która nocuje w tym domu – zapewnił, wpatrując się w jej oczy
- I obiecuje ci, że zrobię wszystko, by inna nie zajęła mojego miejsca – wciąż nie powiedziała mu, co do niego czuje. Wciąż nie usłyszał ‘kocham cię’, ale czy słowa, które padły z jej ust nie były jednoznaczne? Wtuliła się w niego. Leżeli w milczeniu, gdy znów się odezwała – Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie?
- Oczywiście
- Dlaczego na początku mnie tak gnoiłeś? Za wszelką cenę starałeś się mnie zdyskredytować, chciałeś złamać moją wiarę w siebie – westchnął. A jednak wciąż ją to męczyło...
- A jeśli powiem, że dostrzegłem w tobie nieoszlifowany diament? – odpowiedział pytaniem
- To ci chyba nie uwierzę- odparła kreśląc palcami kółka na jego torsie.
- Wiedziałem, że jesteś dobra. Bardzo dobra i strasznie zarozumiała – zaśmiał się - Chciałem cię nieco utemperować, a jednocześnie sprawdzić. Mój ojciec postępował tak ze mną. Chciał, bym wciąż udowadniał mu, że jestem najlepszy. Podcinał skrzydła, bym się odradzał. Dzięki temu osiągnąłem wszystko, co teraz mam. Przepraszam – dodał po chwili milczenia – Wiem, że momentami byłem bezczelny, że sprawiałem ci przykrość
- Wiesz, że były momenty, kiedy zaczynałam cię nienawidzić?
- Cytując Gombrowicza powiem ci, że miłość i nienawiść to dwa oblicza tego samego – mówiąc to złożył pocałunek na jej obojczyku. Jego usta rozpoczęły wędrówkę po jej rozgrzanej skórze.
- Prezesie – nie chciała przerywać tej błogiej chwili, ale czas płynął nieubłaganie – za chwilę spóźnimy się do firmy
- Pani dyrektor- mówił między kolejnymi pocałunkami - prezes zarządza dzisiaj wolne. Znów się zatracili. W jego ramionach czuła się wyjątkowo.

Zeszła na dół w jego spodniach dresowych i za dużym podkoszulku. Kończył przygotowywać śniadanie. Z nieskłamaną przyjemnością obserwowała, jak smaży omlet. Co chwila karmił ją winogronami, kradnąc w zamian pocałunki. Gdy ze smakiem konsumowała przygotowane przez niego śniadanie obserwował ją i dyskretnie uśmiechał się pod nosem. Jej śmiech i zapach wypełniające teraz wnętrze jego domu były brakującym elementem jego życia. Ona była brakującym elementem jego życia. Chciał by już zawsze było tak, jak teraz.
- Zagrasz coś dla mnie? – wskazała na fortepian. Bez słowa podszedł i już po chwili salon wypełniły dźwięki ‘Besame mucho’.  Stojąc za nim przytuliła się do jego pleców. Było jej dobrze. Bardzo dobrze. Jak jeszcze nigdy przedtem.

Zgodnie postanowili nie afiszować się ze swoim związkiem w pracy. Co prawda w zaciszu swoich gabinetów nie szczędzili sobie pocałunków, ale na korytarzach starali się hamować. Posyłali sobie uśmiechy, tęskne spojrzenia, ale zachowywali dystans. Ania o nic nie pytała, ale obserwując ich delikatnie uśmiechała się pod nosem. Widziała, że od kilku dni obojgu śmieją się oczy.
Spędzali w jego domu kolejny w tym tygodniu wspólny wieczór. Siedzieli na sofie wtuleni w siebie. Sączyli białe wino, gdy z ust Marka padły nagle słowa, które kompletnie ją zaskoczyły
- Zamieszkaj ze mną – odsunęła się i obrzuciła go pytającym spojrzeniem
- Nie uważasz, że to trochę za szybko? Jesteśmy razem od tygodnia – celowo zaakcentowała ostatnie słowo – Powinniśmy się lepiej poznać… - rzuciła nieco zakłopotana. Tak naprawdę nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć, bo sama nie wiedziała, czego chce.
- Ale i tak prawie tu mieszkasz – odparł spokojnie – W ciągu ostatnich ośmiu dni nocowałaś tutaj cztery razy… Chcę nam ułatwić życie. Kocham cię i chcę z tobą być. Codziennie, a nie kilka razy w tygodniu. Chcę dzielić z tobą życie, więc naturalne, że będziemy również dzielić dom. Ja już nie mam dwudziestu lat i chyba… - urwał na chwilę – potrzebuję stabilizacji – milczała, więc kontynuował – Sądziłem, że jest ci ze mną dobrze…
- Bo jest – wtrąciła się cicho
- To w czym problem? Czy decyzję o wspólnym mieszkaniu ułatwi ci fakt, że będziesz wiedziała, który ser żółty wolę i czy używam pasty Colgate, czy Elmex? – wciąż milczała – Chyba, że nie jesteś pewna swoich… - urwał. Przecież tak naprawdę nigdy nie powiedziała wprost, że go kocha. Pospiesznie analizowała całą sytuację. Postanowiła kierować się sercem.
- Jestem pewna – powiedziała pewnie – Kocham cię – dodała tonąc w jego szarych oczach. Uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki. Musnął delikatnie jej usta – W weekend zacznę pakować swoje rzeczy.
- Miejsce w garderobie już jest – puścił jej oczko i pocałował w czubek głowy - nie mogę się doczekać, kiedy twoje ubrania zawisną obok moich koszul - szczęśliwa wtuliła się w jego ramiona.