B

niedziela, 27 grudnia 2015

'Teatrzyk' II

- Marek Dobrzański, prezes zarządu – niska blondynka, z dziesięciokilogramową nadwagą przeczytała napis na podłużnym kartoniku, który najwyraźniej wypadł z torebki jej przyjaciółki – Skąd ty to masz? - Ula obrzuciła współlokatorkę lekko znudzonym spojrzeniem i wróciła do przerwanej lektury najnowszego numeru czasopisma naukowego

- Ukradłam

- Weź się nie zgrywaj! – fuknęła Kaśka – Skąd masz jego wizytówkę? – wyraźnie zaakcentowała przedostatnie słowo

- Był wczoraj w naszej kawiarni

- I tak po prostu rozdawał swoje wizytówki na prawo i lewo wszystkim kelnerkom? – drążyła – Jakoś mi się wierzyć nie chce. Gadaj skąd masz wizytówkę najbardziej pożądanego faceta w tym mieście!

- Zaproponował mi, żebym przez tydzień udawała jego dziewczynę w Mediolanie – wywróciła oczami – Za dziesięć tysiaków. Powiedziałam, że muszę się zastanowić, więc dał mi wizytówkę z prośbą o telefon gdy podejmę decyzję. Tyle – wzruszyła ramionami i próbowała skupić się na czytanym artykule

- Żartujesz? – Kaśka wydawała się być podekscytowana tą propozycją – I kiedy zamierzasz zadzwonić?

- Wcale nie zamierzam dzwonić – odłożyła gazetę na bok, zdając sobie sprawę, że przez paplaninę koleżanki i tak niewiele pamięta z przeczytanej treści – Co to za idiotyczny pomysł?

- Odbiło ci? Największe ciacho stolicy proponuje ci dziesięć tysięcy za wycieczkę do Mediolanu, a ty zamierzasz odmówić? Ja bym tam zgodziła się jechać za darmo

- To masz – podała jej wizytówkę – dzwoń i powiedz mu, że jesteś chętna

- To tobie to zaproponował, a nie mnie. Swoją drogą ciekawe dlaczego potrzebuje ciebie, a nie pojedzie tam z tą swoją cizią

- Cizia ponoć go zostawiła, a ja mam mu pomóc ją odzyskać wzbudzając w niej zazdrość. Mam pięknie wyglądać u jego boku, uśmiechać się na prawo i lewo i robić dobrą minę do złej gry.

- To nie zastanawiaj się, tylko wchodź w to! Kasę zarobisz, rzucisz w cholerę tę kawiarnię, zwiedzisz sobie Mediolan i ci jeszcze cykną parę fotek z takim przystojniakiem. Same plusy! – klasnęła w dłonie – A tak swoją drogą jaki jest?

- Gburowaty i bezczelny – mruknęła – To jego tydzień temu oblałam kawą.

- Żartujesz? – Kaśka z wrażenia aż zakryła usta ręką – Wylałaś na niego kawę, a on kilka dni później składa ci taką propozycję. No, no. Wpadłaś mu w oko – w charakterystycznym geście poruszyła brwiami góra dół.

- Jak się postara, to potrafi być nawet miły.

- Pal sześć z charakterem. Ja się pytam jaki jest w sensie wyglądu. Równie atrakcyjny jak na fotkach?

- A bo ja wiem – wzruszyła ramionami – Jakoś nigdy specjalnie nie interesowały mnie artykuły w ‘Party’ i ‘Życiu celebrytów’, więc trudno mi porównywać. Całkiem niezły, ale osobiście wolę blondynów z kręconymi włosami.

- Nie wiesz, co dobre – pokazała jej język – Dzwoń do niego zanim znajdzie kogoś na twoje miejsce! – Ulka wypuściła głośno powietrze i najpierw przyjrzała się podekscytowanej twarzy przyjaciółki, by następnie przez kilka chwil niczym sroka w gnat przyglądać się trzymanemu kartonikowi z dziewięciocyfrowym numerem. ‘Raz kozie śmierć’

- Cześć Marek, tu Ula, rozmawialiśmy wczoraj w kawiarni ‘Chwila relaksu’….. Podjęłam decyzję. Wchodzę w to…… Ok. Tak, pojutrze mam wolne…. Dobrze, to do zobaczenia.

- No i co? – Ross aż pisnęła, na co Ulka popukała się w głowę

- Umówiliśmy się w piątek. Mamy ustalić szczegóły. Mam tylko nadzieję, że dotrzyma słowa i nie będzie mnie chciał przelecieć w ramach tych dziesięciu tysięcy

- Ja bym tam mu mogła nawet dopłacić kilka stówek – rozmarzyła się blondynka

- Ty to jesteś nienormalna – prychnęła – Poza tym moja droga jeśli już, to za utratę cnoty bierze się kasę, a nie się dopłaca – spojrzała na koleżankę z pobłażaniem

- Oj tam. Ale to Marek Dobrzański, a nie jakiś pierwszy lepszy Roman-erotoman, kolekcjoner wianków! – obruszyła się

- Coraz bardziej zaczynam żałować, że się zgodziłam. A już na pewno, że o tym wiesz. Nie dasz mi teraz spokoju. Idę się przejść. Przy okazji kupię jajka, bo mam ochotę na jajecznicę z pomidorami na kolację

- Że też mnie nie trafiają się takie propozycje – zanim wyszła z domu usłyszała jego głos koleżanki.



Już na nią czekał w restauracyjnym ogródku, w idealnie skrojonym garniturze, skupiony na przeglądaniu jakiegoś kolorowego magazynu.

- Witaj

- Cześć – zerwał się z miejsca i pomógł jej usiąść – Cieszę się, że przyszłaś, a jeszcze bardziej cieszę się, że zgodziłaś się przyjąć moją propozycję – rzekł z uprzejmym uśmiechem. Doszukała się w nim nuty sztuczności, ale nie skomentowała tego – Na co masz ochotę? Mają tu wyborne steki i jeszcze lepsze owoce morza – zachwalał, podając jej kartę, którą odłożyła

- Nie przepadam za owocami morza. Poza tym dziękuję, nie jestem głodna – nie zwykła jadać w takich miejscach. Studenci zwykle stołowali się w barach mlecznych lub Fast foodach. Ona żyła głównie zupkami z barze u pani Marii i zapiekankami z budki nieopodal biblioteki. I dziękowała w duchu za dobre geny, a tym samym dobrą przemianę materii, bo każdy na jej miejscu po takiej diecie miałby nadwagę.

- Ja zapraszam – zachęcał. Sam był potwornie głodny. Rano zaspał i nie zdążył nic zjeść, a w firmie miał spotkanie za spotkaniem, co uniemożliwiło mu wycieczkę do bufetu.

- Zostanę przy orzeźwiającej lemoniadzie – rzekła zdecydowanie, z pewnym nieufnością spoglądając na eleganckich kelnerów – Ale jeśli ty masz ochotę, to śmiało, nie krępuj się – wzruszył ramionami i już po chwili złożył zamówienie na zupę z owoców morza i faszerowane pieczarki. Bez słowa przyglądał jej się przez kilka chwil. Musiała przyznać, że poczuła się skrępowana tym intensywnym spojrzeniem zielono-szarych oczu.

- Dobrze, omówimy szczegóły naszej umowy – chrząknął – Wyślij mi sms’em numer konta, to przeleję ci pięć tysięcy. Drugą ratę otrzymasz po powrocie. Do tego numer buta i rozmiar jaki nosisz. Załatwię ci kilka ciuszków na oficjalne gale, w których podczas tego wyjazdu będziemy uczestniczyć. Bal na zakończenie, do tego dwie kolacje biznesowe, impreza powitalna i brunch w niedzielę. Wylatujemy w środę, kilka minut po trzynastej. Dasz mi swój adres, przyjadę po ciebie o dziesiątej – wydawał jej kolejne polecenia.

- Chyba to nie będzie konieczne. Możemy spotkać się na lotnisku – powiedziała cicho

- Tak? – rzekł lekko kpiącym tonem – A jak ty to sobie wyobrażasz? Jesteśmy w sobie szaleńczo zakochani, więc to chyba naturalne, że przyjedziemy razem. Nasze przedstawienie zacznie się już na lotnisku, zwłaszcza, że jedziemy z ludźmi z mojej firmy. Kilka modelek, które dobrze znają moją byłą, krawcowa, projektant i jego asystenci, to również jej znajomi, dwóch chłopaków odpowiedzialnych za organizację wyjazdów zagranicznych i nasz dyrektor PR – wyliczał na palcach - Wszyscy mają myśleć, że nie widzimy poza sobą świata, a strzała amora uderzyła w nas całkiem niespodziewanie, niedawno, za to z dużą mocą.

- Co będę musiała tam robić? – dopytywała, by mieć jasność sytuacji – Tylko konkretnie.

- Pięknie wyglądać i ładnie się uśmiechać. Oprócz tego będziemy się zachowywać jak klasyczna para. Przeciągłe spojrzenia, szeptanie na uszko, namiętne pocałunki – na to ostatnie spuściła wzrok, co nie uszło jego uwadze. Zaśmiał się – No chyba nie sądzisz, że gdy jestem zakochany swoje partnerki całuję w policzek albo po ojcowsku w czoło – spojrzał na nią z pobłażaniem – Ale nie martw się, taki cyrk będziemy odstawiać tylko w obecności publiki. Nie zamierzam cię molestować w zaciszu naszego pokoju – zaśmiał się złośliwie

- Wspólnego pokoju? – zadała kolejne, głupie pytanie

- A twoim zdaniem powinniśmy sypiać oddzielnie i rankiem spotykać się w korytarzu, by grzecznie za rączkę iść na śniadanie? – kolejna kpina z jego strony – Daję ci te dziesięć tysięcy za duży, kilku aktowy spektakl pod tytułem ‘wielka miłość’. Wszystko ma wyglądać naturalnie. Moją byłą pewnie już widziałaś, jeśli nie, to wygooglaj sobie w necie. Zwłaszcza w jej obecności musimy być bardzo przekonujący – chrząknął – Dobrze, teraz powiedz mi coś o sobie. Musimy się trochę poznać i ustalić wspólną wersję. Reszta wyjdzie w trakcie.

- Studiuję ekonomię na SGH. Zaczynam w październiku studia magisterskie – szybko wyliczył w myślach, że najprawdopodobniej ma dwadzieścia dwa lata – Oprócz tego zarządzenie na drugim roku. W wakacje dorabiam sobie jako kelnerka, w ciągu roku udzielam korepetycji, żeby zarobić na mieszkanie. Wynajmuję razem z koleżanką dwupokojowe mieszkanie na Pradze Północ. Mam młodszego o dziesięć lat brata. Rodzice mieszkają w Rysiowie pod Warszawą – kiwnął głową na znak, że przyswoił informacje

- Dobra. U mnie krótko, bo zapewne i tak miałaś okazję przeczytać o połowie mojego życia w tych brukowcach. Też jestem po zarządzeniu. Od zawsze pracowałem w rodzinnej firmie. Od pięciu lat jestem prezesem. Jedynak, którego największą pasją są szybkie i drogie samochody. O twoich pracach i dorabianiu zapominamy. To, że studiujesz to bardzo dobrze, lubię inteligentne kobiety, a co ważniejsze dobrze, że jesteś ode mnie sporo młodsza, to ją jeszcze bardziej zirytuje – uśmiechnął się złośliwie – Grasz w squasha, tenisa? – pokręciła przecząco głową – To nic, poznaliśmy się na squash’u jakieś dwa miesiące temu. Przyszłaś ze znajomymi, chciałaś się nauczyć – zaczął snuć przed nią historyjkę ich poznania – Mieliśmy wspólnych znajomych, bo jeden z twoich kolegów ze studiów dorabia sobie u nas jako informatyk. Poznał nas sobie. Już wtedy wpadliśmy w sobie w oko, ale nie mieliśmy kontaktu. Jakieś trzy tygodnie temu wpadliśmy na siebie przypadkiem. Wspólny spacer, kolacja i wielki wybuch namiętności. Można byłoby wymyślić coś lepszego - westchnął - ale nie ma co kombinować, bo w gruncie rzeczy dzieli nas ponad dziesięć lat, a to nieco komplikuje sytuację i stworzenie wiarygodnej historii. Ale sądzę, że nikt aż tak bardzo nie będzie wnikał w przeszłość, jak będziemy zachowywać się przekonująco – puścił jej oczko.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

'Teatrzyk' I

Trzydziestopięcioletni brunet wyszedł wściekły z budynku firmy modowej ‘Febo&Dobrzański’. Gwałtownym ruchem rozwiązał krawat i nerwowo schował go do brązowej teczki. Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy była szybka jazda samochodem. Miał ochotę wyjechać z Warszawy na którąkolwiek trasę szybkiego ruchu i pognać swoim sportowym BMW przed siebie. Zwykle przynosiło to ukojenie w sytuacjach stresowych. Teraz jednak doszedł do wniosku, że prędzej zabije się na pierwszym lepszym drzewie, niż się uspokoi. Nie czuł się oszukany, zdradzony czy choćby zawiedziony. Był po prostu wściekły, że nie potrafiła docenić tego, co jej dawał, że przekreśliła wszystkie jego plany, zburzyła przyszłość. Wrzucił teczkę wraz z marynarką do bagażnika i ruszył w kierunku parku. Szedł szybkim krokiem, nerwowo drapiąc się po głowie, gdy zza rogu ostatnich zabudowań przed parkowym ogrodzeniem wpadła na niego młoda dziewczyna. Zawartość jej mrożonej kawy, którą niosła w papierowym kubku, wylądowała na błękitnej koszuli bruneta.
- Jak pani chodzi?! – wrzasnął. Słyszała go aż nadto dobrze, mimo iż nie zdążyła jeszcze wyjąć z uszu słuchawek
- Przepraszam pana bardzo – rzekła zmieszana
- Zdaje się, ze w Polsce obowiązuje ruch prawostronny. Na chodnikach również! – spojrzał na wielką, mokrą plamę na swoim torsie
- Zamyśliłam się. Jeszcze raz pana przepraszam. Oczywiście zapłacę za pralnię – obrzucił ją kpiącym spojrzeniem.
- Obawiam się, że za bardzo nadszarpnęłoby to pani budżet. Jedwabnych koszul nie pierze się w pierwszej, podrzędnej pralni – odparł bezczelnie, mierząc ją od góry do dołu. Miała nie więcej, jak dwadzieścia pięć lat. Ubrana w jeansy rurki, zwykły czerwony t-shirt i nawet nie markowe trampki, kupione zapewne na jakimś straganie za dwadzieścia złotych. Materiałowy, niewielki plecak wyglądał na mocno wysłużony. Spuściła wzrok speszona. Uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją – Ma pani szczęście, że to była kawa z lodem, a nie gorące, podwójne cappucciono. A na przyszłość, proszę uważać, jak pani chodzi – prychnął i skierował się w stronę auta. Nie dość, że już wcześniej jego dziewczyna doprowadziła go szewskiej pasji, to jeszcze ta małolata oblała jego ulubioną koszulę. ‘To nie jest twój szczęśliwy dzień’ przemknęło mu przez myśl, nim ruszył w kierunku swojego penthousa.

Rozsiadł się wygodnie w kawiarnianym ogródku i oczekując na kelnerkę zaczął przeglądać dokumenty, które przyszły faksem dziś rano. O ile harmonogram targów był do zaakceptowania, to już sam pomysł wyjazdu wybitnie mu się nie podobał. Nie miał ochoty oglądać jej w towarzystwie nowego kochanka, gdy na jego oczach będzie próbowała odstawiać teatrzyk, jaka to jest zakochana i szczęśliwa, próbując mu grać na nerwach. ‘Zakochała się, w tydzień! Akurat! A może znają się od dawna, tylko ja o niczym nie wiedziałem? Sądziłem, że to tylko jej fochy, że znów ze mną pogrywa, a tu masz - szczęście i harmonia’
- Dzień dobry, czy mogę przyjąć zamówienie? – uśmiechnęła się do niego niewysoka kobieta o przenikliwym spojrzeniu i bujnych, rudych lokach.
- Mrożone latte z podwójnym espresso, tylko bez bitej śmietany. I może jeszcze tosty hawajskie bez żurawiny, za to z sosem marinara.
- Oczywiście. Na tosty będzie pan musiał poczekać kwadrans, a kawę koleżanka zaraz poda – kiwnął głową, nie zaszczycając jej nawet nikłym uśmiechem i wrócił do przeglądania planu mediolańskich targów mody. ‘A może bym tak nie pojechał? Wyślę z Pshemko Sebastiana’ zastanawiał się. ‘Jesteś durny, jeśli myślisz, że ojciec się na to zgodzi. Zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdy sam nie może wszystkiego dopilnować’. Jego rozmyślania przerwało pojawienie się upragnionego napoju na stoliku
- Pańska kawa – usłyszał łagodny głos. Podniósł gwałtownie głowę i napotkał zaskoczoną twarz poznanej niedawno dziewczyny
- To chyba jakiś chichot losu, że osoba, która wylała kilka dni temu na mnie kawę, teraz mi ją podaje
 - Jeszcze raz chciałam pana przeprosić – spuściła wzrok w geście zakłopotania – To był wypadek.
- Dobrze, że takie wypadki nie zdarzają się pani w pracy – rzucił złośliwie i ostentacyjnie spojrzał na czytane wcześniej dokumenty. Dziewczyna bezszelestnie przeniosła się w dalszą część ogródka, obsługując nowych gości. Dopiero teraz, gdy była daleko, postanowił przyjrzeć jej się uważnie. Była całkiem zgrabna. Długie, szczupłe nogi, ładna twarz, ciemne, długie włosy i czarujący uśmiech. Z pewnością część klientów nie szczędziła hojnych napiwków. Obserwował ją uważnie, niczym tygrys swoją ofiarę. Jednak już do niego nie podeszła. Tosty podała mu korpulentna blondynka. Sam nie wiedział, czemu aż tak bardzo się na niej wyżywał i wciąż wypominał ten nieszczęsny incydent. Przecież koszula już dawno wisiała w jego garderobie wyprana i wyprasowana. Obserwując kelnerkę i głowiąc się nad swoją włoską podróżą i niewierną dziewczyną wpadł mu do głowy genialny plan.
- Podać coś jeszcze? – spytała ruda, zabierając ze stolika pusty talerz
- Szklankę wody. I chciałbym, żeby podała mi ją koleżanka – wskazał na brunetkę. Kelnerka kiwnęła głową i wraz z drugą zniknęła we wnętrzu lokalu. Po chwili pojawił się obiekt jego długotrwałych obserwacji
- Pańska woda
- Dziękuję – rzekł uprzejmym tonem, który był dla niej zaskoczeniem. Spodziewała się kolejnych wyrzutów, do których woda miała być tylko pretekstem – Chciałem panią przeprosić. Ostatnio mam złe dni i bywam złośliwy dla wszystkich w koło
- Nie ma o czym mówić – uśmiechnęła się przyjaźnie. Dopiero teraz dostrzegł jej nienaturalnie niebieskie oczy. Do jego planu nadawała się idealnie. Zerkając na plakietkę, zwrócił się do niej po imieniu
- Ula, możesz usiąść ze mną na chwilę – obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem
- Nie wolno nam siadać z gośćmi - chrząknęła
- Rozumiem. Ale mnie bardzo zależy. Chciałbym z tobą chwilę porozmawiać. Mam pewną propozycję – widząc, że już otwiera usta, by z pewnością odmówić, kontynuował – Spokojnie, nie zamierzam cię zapraszać na kawę – roześmiał się. I ona mu zawtórowała – To pewnego rodzaju biznesowa propozycja – widział wahanie na jej twarzy
- Mam przerwę za pół godziny. Wtedy będziemy mogli porozmawiać – zaryzykowała. Co jej szkodzi. Może jej się to opłaci. Może wyrwie się z tego miejsca. A jeśli to kolejny erotoman, przecież się zorientuje. Na takich miała niewidzialny radar, który włączał się w momencie zagrożenia
- Świetnie. Zaczekam
Po trzydziestu minutach dosiadła się do niego.
- Pracujesz tu na stałe, czy to twoja dorywcza praca?
- Studiuję. Zatrudniłam się tutaj tylko na okres wakacji – wyjaśniła
- A ile tutaj zarabiasz? – zaciekawił się
- Wybaczy pan, ale – wszedł jej w słowo
- Marek. Marek Dobrzański – wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą niepewnie uścisnęła
- Ula Cieplak
- Wiem, że to trochę pytania nie na miejscu, ale ile? Tysiąc, dwa, dwa i pół?
- Nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz? – zmarszczyła brwi i obrzuciła go badawczym spojrzeniem
- Mam dla ciebie propozycje, dzięki której będziesz mogła zarobić całkiem spore pieniądze – w głowie zapaliła jej się czerwona lampka. Wstała gwałtownie rzucając jedynie
- Pan wybaczy, ale takimi – wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo – propozycjami nie jestem zainteresowana – już chciała odejść, gdy złapał ją za rękę
- Źle mnie zrozumiałaś. Nie szukam dziewczyny do towarzystwa – patrzyła mu prosto w oczy, chcąc sprawdzić, czy to co mówi jest rzeczywiście prawdą – To znaczy, poniekąd do towarzystwa, ale nie w takim charakterze, o jakim myślisz – wyjaśnił pospiesznie - Usiądź proszę – chwilę się wahała, ale wróciła na swoje miejsce. Ten facet miał coś w sobie. Coś, co nie pozwalało jej odejść i tak po prostu wrócić do służbowych obowiązków – Więc? Ile zarabiasz?
- Osiemset na umowę zlecenie i jakiś tysiąc dwieście, tysiąc czterysta z napiwków.
- Przyjmijmy dwa i pół. Dwa i pół tysiąca za cały miesiąc pracy. Ja proponuje ci dziesięć tysięcy, za jeden tydzień – jej oczy były wielkości pięciozłotówki
- A co miałabym robić? – rzekła cicho, jakby bojąc się odpowiedzi, którą za chwilę usłyszy
- Udawać moją dziewczynę przez tydzień w Mediolanie – pokręciła głową z nutą niedowierzania i rozbawienia – Przez tydzień zarobisz tyle, ile z pewnością nie zarobisz tu przez całe wakacje. Będziesz miała wolny sierpień i pokaźną sumkę pieniędzy. A wszystko to, za odstawienie ze mną teatrzyku. Oczywiście koszt podróży i pobytu w Mediolanie pokrywam ja. Do tego dorzucę jeszcze parę ciuszków do twojej szafy, żebyś się odpowiednio prezentowała
- Wybacz, ale ci nie wierzę. Nie wierzę, że dostanę takie pieniądze za ładne wyglądanie u twego boku, a ty nie będziesz oczekiwał nic więcej – roześmiał się. Ta dziewczyna naprawdę go rozbawiła. Doskonale wiedział, co ma na myśli.
- Z całym szacunkiem, jesteś piękną dziewczyną, ale od tego więcej mam kogoś innego – wyjaśnił
- To czemu jej nie zabierzesz do Włoch? – zapytała przytomnie
- Problem w tym, że niedawno mnie zostawiła. I zapewne pojawi się w Mediolanie ze swoim nowym kochankiem, ostentacyjnie się z nim prowadzając. Po pierwsze zamierzam utrzeć jej nosa – zaczął wyliczać na palcach lewej ręki – Po drugie zdemaskować, że ten cały Fabio jest jakimś figurantem, a nie jej partnerem. A po trzecie nic tak na nią nie działa, jak zazdrość. Gdy pojawisz się w charakterze mojej dziewczyny, szybko zmieni zdanie i do mnie wróci
- Muszę się zastanowić – mruknęła
- Oby nie za długo. Jak podejmiesz decyzję, to zadzwoń – podał jej swoją wizytówkę

niedziela, 6 grudnia 2015

Miniaturka XXX 'Błąd'

Wygrała tę miłość. Znów była szczęśliwą kobietą. Szczęśliwą kobietą u boku ukochanego mężczyzny. Przez pierwsze tygodnie po ich zejściu, Marek każdego dnia, każdym gestem, słowem potwierdzał swoją miłość. Czuła się wyjątkowa. Taka była, gdy patrzył na nią zachwyconym spojrzeniem. Poczuła się naprawdę piękna nie dzięki Pshemko, ale właśnie dzięki Markowi Dobrzańskiemu. Od roku mieszkali razem. Weekendowe schadzki i usilne próby wygospodarowania czasu dla siebie w tygodniu zaczęły ich męczyć. Chcieli być ze sobą na sto procent. Nie spieszyli się ze ślubem. Chcieli, by wszystko działo się powoli. Byli pewni swoich uczuć, więc papierek nie musiał być załatwiany natychmiast. Marek się upierał przy ceremonii idealnej. Długo planował ten dzień, dbał o każdy szczegół. W obecności rodziny i przyjaciół mieli sobie powiedzieć ‘TAK’ za trzy miesiące. Wiedli spokojne życie. Cały tydzień poświęcali się firmie by wciąż utrzymywać ją na topie. Weekendy były tylko dla nich. Spotkania rodzinne i towarzyskie organizowali raz w miesiącu. Kolejne trzy weekendy spędzali wyłącznie we dwoje w zaciszu domowym lub na wyjeździe gdzieś pod Warszawą. Lubili ten czas i nigdy się ze sobą nie nudzili. Nawet milczenie dobrze im razem wychodziło. Uchodzili za parę idealną. Ula wciąż piastowała fotel prezesa domu mody. Marek powrócił na swoje dawne stanowisko i zajął się promocją. Tworzyli zgrany duet, który wynosił firmę na szczyt.

Trwała sesja do kolejnej kolekcji. W firmie był wyjątkowy rozgardiasz. Wszyscy biegali, jak w ukropie. Pshemko się wściekał, że część modelek w dość lekceważący sposób traktuje jego i zaprojektowane kreacje, Iza starała się uspokajać Mistrza, a Czarek wraz z Violettą ogarnąć całe towarzystwo, by sesja jak najszybciej się skończyła. Ula widząc, co się dzieje, postanowiła nie przeszkadzać i zaszyć się w swoim gabinecie. Idąc w stronę sekretariatu minęła konferencyjną, bezwiednie zerkając przez szybę do środka. To, co zobaczyła, sprawiło, że krew na moment przestała płynąć w żyłach, a łzy momentalnie pojawiły się w oczach. Przy drzwiach od strony socjalnego, na jednym z krzeseł siedział Marek, a na jego kolanach jakaś blondynka, z którą namiętnie się całował, obejmując w pasie. Miała wrażenie, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. Wzięła głęboki oddech próbując się nieco uspokoić i ruszyła do środka. Energicznie otworzyła drzwi i stając na środku zapytała
- Nie przeszkadzam państwu? – Marek momentalnie zrzucił dziewczynę z kolan wstając gwałtownie i wycierając dłonią usta spojrzał na narzeczoną przerażony
- Kochanie – zaśmiał się nerwowo – To nie jest tak, jak myślisz – prychnęła w duchu. Właśnie tego tandetnego tekstu się spodziewała. Obrzuciła bruneta spojrzeniem pełnym smutku i zwróciła się do blond kościotrupa
- Pani już dziękujemy – posłała jej sztuczny uśmiech – Proszę nie przychodzić na kolejne castingi, bo jedyne, co będę mogła pani zaproponować to etat sprzątaczki – modelka fuknęła obrażona i skierowała się w stronę drzwi. Gdy mijała Cieplakównę, ta dodała – I proszę się trzymać od mojego narzeczonego z daleka, bo gwarantuje pani, że nie znajdzie pracy w żadnym domu mody w tym kraju – Marek wszystkiemu przyglądał się, jak osłupiały nie bardzo wiedząc, jak wybrnąć z tej beznadziejnej sytuacji.
- Ula – zaczął tym swoim charakterystycznym tonem, od którego zawsze miękły jej kolana. Nie tym razem – Posłuchaj… - zaczął, ale nie dane mu było dokończyć
- Proszę cię, nie teraz – rzekła stanowczo – Nie zamierzam prać naszych brudów w firmie – nie czekając na jego reakcję, odwróciła się na pięcie i wyszła. Nie chciała, by widział jej łzy. Mogła się swobodnie wypłakać, gdy drzwi od jej gabinetu się zamknęły.
Marek szybkim krokiem wyszedł z firmy. Musiał się przewietrzyć. Nie miał pojęcia, co mu strzeliło do głowy. Gdyby od razu zrzucił Sonię z kolan, nie musiałby się teraz obawiać o przyszłość jego związku z Ulą. Miał tylko nadzieję, że nie zechce odwołać ślubu. Nie mógł do tego dopuścić. Pieprzone sentymenty w stosunku do blondynki. Uznał, że tylko szczerość w stosunku do narzeczonej może go uratować. Spojrzał na zegarek, dochodziła siedemnasta. Pobiegł jeszcze do kwiaciarni i kupił duży bukiet czerwonych róż, który schował w bagażniku samochodu. Ruszył na górę po teczkę i narzeczoną. Spotkali się z Ulą na korytarzu. Dziś opuszczali firmę inaczej niż zwykle. Marek przygaszony, ze spuszczoną głową, Ula z zaciętą miną i spojrzeniem pełnym smutku. Nie trzymali się za ręce. Próbował zacząć rozmowę już w samochodzie, ale Ula kilkoma dosadnymi słowami zamknęła mu usta. Dała upust swoim emocjom, gdy zamknęły się drzwi ich mieszkania.
- Po pierwsze, chciałem cię przeprosić – wyciągnął w jej kierunku bukiet kwiatów. Nie przyjęła go, za to roześmiała mu się w twarz
- I co? Sądzisz, że wiecheć zieleniny spowoduje, że wszystko będzie tak, jak dawniej? Sądzisz, że jestem Pauliną? – spuścił głowę i pokręcił nią przecząco – Że będzie tak, jak z nią? Że będziemy się przygotowywać do ślubu, a ty będziesz sobie szukał dodatkowych atrakcji?
- Posłuchaj – westchnął
- Jeszcze nie skończyłam! – przerwała mu ostro – Nie pozwolę się tak traktować! Nie pozwolę się zdradzać i upokarzać! – rzekła stanowczo
- To był pierwszy i zapewniam, że ostatni raz
- Nie wierzę ci – zagryzła wargę nie chcąc się rozpłakać
- Ula, proszę cię – jęknął błagalnie – Zaskoczyła mnie. Ja nie wiem, co mi strzeliło do głowy. To był jeden, cholerny błąd
- Ciekawe, jak daleko by to zaszło, gdym tam nie weszła – spojrzała na niego prowokująco
- Nigdy bym ciebie nie zdradził. Na moment straciłem rozum, ale nigdy nie kochałbym się z inną kobietą – zaśmiała się drwiąco
- Chcę odwołać ślub – rzekła zdecydowanie. Na jego twarzy malowało się przerażenie
- Błagam cię, nie rób tego. Wybacz mi – przysiadł obok niej na sofie. I on miał łzy w oczach. Chciał nakryć je dłoń swoją, ale szybko się odsunęła
- Coraz bardziej obawiam się, że monogamia jest ci obca – wlepiła w niego spojrzenie pełne bólu
- Nieprawda. Kocham ciebie. Tylko ciebie i chcę być tylko z tobą. To było chwilowe zaćmienie umysłu, pieprzone sentymenty! – rzucił przez zaciśnięte zęby – Pracowałem w konferencyjnej nad materiałami do katalogu, gdy przyszła Sonia. Kiedyś mieliśmy romans. Chciała, żebym zrobił z niej twarz kolekcji. Zaczynała w FD. To ja wprowadziłem ją do zawodu – prychnęła w kpiną
- Prostytutki czy modelki? – przemilczał to pytanie. Nie chciał ją jeszcze bardziej drażnić
- Zaczęła prosić, wspominać dawne czasy. Nawet nie wiem, kiedy wylądowała na moich kolanach. To był nic nieznaczący incydent. Wiem, że bardzo cię to zabolało, ale obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Ja nie mogę cię stracić – jęknął, a po jego policzku spłynęła słona kropla – Błagam, nie odchodź ode mnie – klęknął u jej stóp. Patrzyła na niego oczami pełnymi łez. Milczała długą chwilę, by wreszcie się odezwać
- Nie podjęłam jeszcze decyzji o odejściu. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę ci jeszcze w stanie zaufać. A związek bez zaufania się nie uda. Póki co, chcę odwołać ślub i chciałabym, żebyś przeniósł się na kanapę. Wróciłabym do Rysiowa, ale nie chcę na razie denerwować ojca
- Przełóżmy datę ślubu – błagał
- Nie. Odwołamy go. Zajmij się tym, proszę – rzekła stanowczo i zniknęła za drzwiami sypialni

Zgodnie z jej życzeniem przeniósł się na kanapę. Wolał nie dyskutować i nie drażnić jej jeszcze bardziej. Miał nadzieję, że szybko uda mu się ją udobruchać i nie będzie musiał odwoływać uroczystości. Wciąż wyrzucał sobie, że dał się podejść Soni i jej uległ. Gdyby nie jego głupota, wspólnie z Ulą odliczaliby dni do ceremonii. Miał nadzieję, że za ten błąd nie przyjdzie mu zapłacić najwyższej ceny, jaką była miłość Cieplakówny.
Wstał o świcie i udał się do kuchni. Zerwał się tak rano nie tylko dlatego, że kanapa w salonie była wybitnie niewygodna, przede wszystkim chciał przygotować ukochanej śniadanie. Zrobił jej ulubioną sałatkę z tuńczyka, wycisnął sok z pomarańczy i przygotował grzanki z dwoma rodzajami konfitury. Właśnie stawiał na stole filiżanki z aromatyczną kawą, gdy pojawiła się w salonie.
- Zapraszam na śniadanie – zawołał. Pojawiła się w drzwiach kuchni obrzucając stół obojętnym spojrzeniem.
- Przykro mi, ale spieszę się. Zjem coś w bufecie. Cześć – i zostawiając osłupiałego Marka szybko wyszła z domu. Westchnął głośno i zasiadł do samotnego posiłku.
Na firmowych korytarzach za wszelką cenę starała się go unikać. Nie miała ochoty na kolejne rozmowy, do których z pewnością by dążył. Nie chciała też wzbudzać sensacji w firmie. Miała pewność, że i tak plotki się pojawią, gdy Marek poinformuje ich przyjaciół o odwołanej uroczystości. Gdy po siedemnastej pojawił się w domu z bukietem kwiatów, ona już była, czytając książkę na sofie, którą w nocy zajmował. Położył róże na kawowym stoliku. Nie odrywając wzroku od tekstu rzuciła pod nosem, żeby wstawił je do wody, bo zwiędną. Na jakiekolwiek próby podejmowania przez niego rozmowy odpowiadała wymownym milczeniem. I gdyby ignorowała go dzień, dwa, trzy, z pewnością zniósłby to z pokorą, ale powoli zaczynał mieć dość. Traktowała go, jak powietrze od dwóch tygodni. Podejmował próby pojednania. Przygotowywał śniadania, kolacje, chciał ją wyciągnąć do kina, na spacer. Zawsze reagowała tak samo. ‘Nie musisz mi nadskakiwać. To i tak nic nie zmieni’. Powoli stawał się bezsilny.


Wpadła do domu jak burza. Była wściekła. Rzuciła torebkę na komodę i pędem ruszyła w kierunku kuchni, w której to Marek parzył sobie kawę
- Dlaczego robisz mi wbrew? – naskoczyła na niego od progu
- Nie bardzo rozumiem – rzekł zdezorientowany wyłączając ekspres
- Prosiłam, byś odwołał ślub i miałam nadzieję, że spełnisz moją prośbę. I moje zdziwienie było dzisiaj ogromne, gdy Ania zapytała mnie, czy mamy już wszystko dopięte na ostatni guzik
- Ja nie chcę go odwoływać – rzekł pewnym głosem
- Ale ja chcę – syknęła poirytowana.
- Mam jeszcze trochę czasu. Dwa i pół miesiąca to długo. Miałem nadzieję, że uda mi się wreszcie ciebie przeprosić i odzyskać twoje zaufanie
- Zaufanie traci się w sekundzie, a pracuje się na nie latami – spojrzała mu prosto w oczy – Sądzisz, że siłą zaciągniesz mnie przed ołtarz? Że będzie tak, jak z Pauliną, która zamierzała doprowadzić do zaślubin za wszelką cenę? Nawet za cenę zaprowadzenia cię do kościoła na smyczy!
- Różnica jest taka, że tamten ślub miał być na pokaz. Bo my z Pauliną od dawna się nie kochaliśmy. Z tobą chcę się żenić, bo cię do cholery kocham – i jemu puszczały już nerwy. Bezsilność, która gromadziła się w nim od kilkunastu dni dała teraz upust – Wiem, że popełniłem błąd, ale nie dajesz mi szansy go naprawić! Naprawdę mi na tobie zależy! Przez moment znów stałem się głupim fiutem, ale doskonale wiem, ja chcę żyć. I że to życie chcę spędzić tylko z tobą! Co mam zrobić? Powiedz mi, co mam zrobić? Bo już sam nie wiem – pokręcił głową - Czegokolwiek bym nie próbował, od razu sprowadzasz mnie do parteru. Wiem, że to element kary dla mnie, ale ja już zrozumiałem. Mam odejść z firmy? Bo boisz się tego, że cię zdradzę, prawda? Boisz się, że po raz kolejny ulegnę jakiejś modelce? – nerwowym krokiem przemierzał pomieszczenie – Proszę bardzo, mogę odejść! Ty jesteś dużo lepszym prezesem. A ja mogę zająć się czymś innym. Nie ma sprawy – podrapał się po głowie – Mogę otworzyć warsztat samochodowy. To typowo męskie zajęcie. Zatrudnię mechaników, a do ewentualnych klientek będę wysyłał jakiegoś pracownika. Co ty na to? – patrzyła na niego z niedowierzaniem
- Sądziłam, że bardzo kochasz firmę – szepnęła – To twój rodzinny interes
- Bardziej kocham ciebie – rzekł zdecydowanie, z nutą czułości
- I nie masz pojęcia o naprawie samochodu. Przecież ty do zmiany gumy wzywasz pomoc drogową – nieznacznie uśmiechnęła się pod nosem
- Nie ja je będę naprawiał. Od tego będę miał wyspecjalizowanych ludzi. Zresztą dodatkowe źródło dochodu z pewnością się przyda, a i mniej angażujące zajęcie będzie lepsze, gdy pojawi się dziecko. Mógłbym z nim zostać po macierzyńskim, jak myślisz? – kompletnie zaskoczyła ją jego propozycja – Bo dziecko się pojawi, prawda? – upewniał się – Bardzo chciałbym mieć z tobą dzieci – gadał jak najęty – Dwójkę, a najlepiej trójkę. Dwóch chłopców i dziewczynkę, albo nie – wyraźnie się rozmarzył – Chłopca i dwie dziewczynki
- Z Pauliną nie chciałeś mieć dzieci – spojrzała mu w oczy
- Jak długo jeszcze będziesz się z nią porównywać? – rzucił przez zaciśnięte zęby – Nic nas nie łączyło. Może poza przywiązaniem i początkową namiętnością. Nie można założyć rodziny z kobietą, której się nie kocha. A z tobą chcę tę rodzinę mieć – podszedł do niej, stając naprzeciw. Ich twarze dzieliło kilkanaście centymetrów – I obiecuję ci, że już nigdy nie popełnię podobnego błędu. Nigdy nie zrobię czegoś, co mogłoby znów nami zachwiać i spowodować, że choć przez moment zaczęłabyś rozważać rozwód – wpatrywała się w jego oczy bez słowa, jakby szukając tam potwierdzenia wypowiedzianych przed chwilą słów – Wybacz mi – szepnął błagalnie, bardzo powoli zmniejszając dzielący ich dystans i już po chwili tulił ją w swoich ramionach. Nic nie powiedziała, ale nie musiała nic mówić. On wiedział. Gdyby mu nie wybaczyła, nie pozwoliłaby się dotknąć – Wyjedźmy gdzieś na kilka dni – poprosił cicho – Tylko ty i ja. Z dala od firmy, Warszawy i tego normalnego życia
- Zadzwoń do SPA, może mają wolny apartament senatorski – uśmiechnął się promiennie i czule pogładził jej policzek.
- Kocham cię – zatonął w jej spojrzeniu
- To gdzie będzie ten warsztat? – zapytała z rozbrajającą miną. Roześmiał się i delikatnie musnął jej usta

wtorek, 1 grudnia 2015

'W chmurach' XIII ost.

W koprodukcji z K.!



To zdecydowanie była ciąża podwyższonego ryzyka. Już jakiś czas temu skończyła trzydziestkę, a na dodatek miała zostać matką po raz pierwszy. Komplikacje pojawiły się już pod koniec pierwszego trymestru. Leżała już od kilkunastu tygodni i wychodziło na to, że taki stan rzeczy utrzyma się aż do rozwiązania.  I mimo tego, że od siedzenia w domu dostawała już bzika, to nigdy, nawet przez moment nie żałowała podjętej decyzji. Wydawało jej się, że już nigdy nie zostanie matką. Od momentu, gdy rozpadł się jej długoletni związek, z trudem pogodziła się z faktem, że nigdy nie usłyszy słowa ‘mamo’. Lata uciekały, a ona nie spotykała na swojej drodze mężczyzny, który zasługiwał na miano ojca jej dziecka. Aż wreszcie trafiła na Marka. Nie zastanawiała się ani chwili, gdy krótko po ich zaręczynach, które notabene miały miejsce w chmurach, zapytał, czy urodzi mu dziecko. Trzeba było przyznać, że Urszula Cieplak była wielką szczęściarą. Miała u swego boku cudownego partnera, który był idealnym materiałem na męża, ojca, przyjaciela i kochanka w jednym. Jej marzenia o szczęśliwym życiu, z mężczyzną, który będzie ją kochał ponad wszystko właśnie się spełniały. Ilekroć wracała pamięcią do momentu ich oświadczyn, na jej ustach pojawiał się szeroki uśmiech. Był luty, zbliżał się walentynkowy weekend. Zostawili Marysię pod opieką dziadków i wybrali się na romantyczny wypad do Paryża. I podczas tej podróży, na pokładzie samolotu oświadczył się jej, tłumacząc, że odkąd poznali się w chmurach, on każdego dnia upaja się tym szczęściem. 
Chwilę po zaręczynach spełniło się również jej marzenie o byciu matką. I wcale nie chodziło o ciążę. Odkąd w połowie listopada wprowadziła się do domu Dobrzańskich jej relacje z Marysią układały się coraz lepiej. Marek nie raz skarżył się żartobliwie, że zaczyna być zazdrosny i oburzony faktem, że w porównaniu z Ulą schodzi coraz częściej na drugi plan. W głębi duszy cieszył się, że obie jego dziewczyny tak dobrze się dogadują. Marysi od dawna brakowało ciepła i zrozumienia, które mogła dać tylko kobieta. I podczas jednego z leniwych popołudni, gdy grali we trójkę w scrabble Marysia zawróciła się do niej ‘mamo’. Widząc zaskoczone, ale jednocześnie roześmiane oczy ojca, wpatrzone w Ulę zrozumiała, że najwyraźniej strzeliła gafę. Szybko się poprawiła używając imienia ‘Ula’. A Cieplak była wzruszona. Głaszcząc małą po głowie zapewniła, że może zwracać się do niej, jak jej wygodnie, ale jeśli będzie miała ochotę mówić do niej ‘mamo’, to będzie zaszczycona, bo zawsze marzyła o takiej cudownej córce. Tym jednym zdaniem całkowicie ‘kupiła’ dziewczynkę. Wszyscy troje mieli wrażenie, że to popołudnie było taką kropką nad i, kiedy to stali się prawdziwą rodziną. 
Informację o ich zaręczynach Marysia przyjęła bardzo dobrze. Nawet dopytywała, czy będzie mogła sypać na ślubie kwiatki, wzorem amerykańskich filmów. Bardziej bali się jej reakcji, jeśli chodzi o powiększenie rodziny. Nie zapowiadali tego wcześniej. Nie mieli pewności, jak szybko Ula zajdzie w ciążę, ale również, jaki dziewczynka będzie miała stosunek do potencjalnego rodzeństwa. Uznali, że lepiej będzie ją postawić, przed faktem dokonanym, a później pracować nad ewentualnym sprzeciwem. I gdy ginekolog w pewien kwietniowy dzień potwierdził Uli przypuszczenia, postanowili ogłosić radosną nowinę. Mała Dobrzańska wieść o rodzeństwie przyjęła ze spokojem, ale bez wyraźnego entuzjazmu. Przyznała się później Markowi, że zawsze chciała mieć brata lub siostrę, tak, jak jej szkolne koleżanki, ale z drugiej strony obawiała się, że małe dziecko pozbawi ją uwagi rodziców. Zapewniał córkę, że będzie się starał poświęcać jej jak najwięcej czasu. Tłumaczył, że taki mały szkrab wymaga wzmożonej opieki i jest dość absorbujący, ale postarają się z Ulą, by nie czuła się zaniedbana lub odrzucona, że wciąż będą kochać ją tak samo. Cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania i spokojnie wyjaśniał, że miłość trzeba mnożyć, a liczne rodziny są fajne. Koniec końców dziewczynka szybko pogodziła się z sytuacją, a wręcz nie mogła się doczekać, kiedy dziecko pojawi się na świecie. Wielką rolę w tym procesie akceptacji odegrała również Helena Dobrzańska, która wiele z wnuczką rozmawiała na temat nowego członka rodziny. Dobrzańscy bezapelacyjnie byli zachwyceni Ulą i szczęśliwi, że ich syn wreszcie ułożył sobie życie.

- Cześć kochanie – do sypialni wsunął się Dobrzański
- Już po piątej? – zdziwiła się. Zwykle czas do powrotu ukochanego strasznie jej się dłużył. Dziś minął wyjątkowo szybko, może za sprawą książki, którą kupił jej w ubiegłym tygodniu
- Zerwałem się godzinkę wcześniej – puścił jej oczko i wgramolił się na łóżko, przekręcając się na bok i kładąc lewę rękę na jej zaokrąglonym brzuszku – Jak Maks? Daje ci dziś popalić?
- Będziesz miał córkę tancerkę i syna piłkarza – zaśmiała się, by po chwili lekko się skrzywić  - Od dwóch dni jakby rozgrywał turniej. Mam dość tego leżenia – jęknęła
- Wiem kochanie – musnął ustami jej policzek – Musisz wytrzymać jeszcze troszkę. Jesteś bardzo dzielna.
- Dzielny wieloryb – mruknęła – Nie dość, że tyję od ciąży, to jeszcze okłada mi się tłuszczyk z braku ruchu.
- Dla mnie i tak jesteś najcudowniejsza i nie mogę się doczekać, kiedy urodzisz i wreszcie będę mógł się z tobą ożenić – spojrzał w jej oczy z miłością – Będziesz najpiękniejszą panną młodą na globie – parsknęła śmiechem
- Dobra, dobra. Już mnie tak nie czaruj – położyła swoją dłoń na jego – Jak w pracy?
- W porządku. Cisza i spokój, dlatego wziąłem dwa dni wolnego. Zawiozę jutro Manię do szkoły i wrócę do ciebie. Dotrzymam ci towarzystwa, a po południu zabiorę ją na rolki do parku. A pojutrze pojedziemy razem na badania. Nie mogę doczekać się kolejnego spotkania z naszym synem. Może znowu nam pomacha – przypomniał sobie ostatnie badanie USG w 3D, kiedy to chłopczyk wykonywał dziwne ruchy ręką. Lekarz twierdził, że się po prostu przeciągał, ale Marek nie przyjmował tej wersji. Twierdził, że synek witał się z rodzicami, na co Ula reagowała śmiechem
- No dobrze. Bardzo chętnie cię jutro pomęczę, bo nudzę się tu jak mops, dopóki pani Ela nie przyprowadzi Maryśki ze szkoły. Dobrze, że podstawówka ma zajęcia do wczesnego popołudnia, to przynajmniej ona dotrzymuje mi towarzystwa. A właśnie, zajrzyj do niej. Powinna już skończyć pracę domową z angielskiego. I dopilnuj proszę, żeby zjadła zupę przed treningiem. Pani Ela ugotowała pieczarkową. Wystarczy odgrzać – Dobrzański westchnął
- No to idę. A tak bym tu sobie z tobą poleżał
- Uwierz mi, że chętnie bym się z tobą zamieniła. Ty być tu leżał i dbał o to, żeby ten mały rozrabiaka prawidłowo się rozwijał, a ja bym dopilnowała Marysię. Chętnie bym się wzięła za jesienne porządki, albo za prasowanie, którego szczerze nie znoszę. Zaczęłam nawet cholernie tęsknić za pracą.
- A podobno nie lubisz swojego nowego prezesa – zauważył kierując się w stronę drzwi
- Bo jest cholernie upierdliwy. Ale z braku laku – mruknęła
- I tak dopilnuję, żebyś po macierzyńskim zaczęła pracę w Febo&Dobrzański. Już ci szykuję ciekawą posadę
- O nie. Znowu zaczynasz – pogroziła mu palcem – Będziemy razem w domu, w pracy, w drodze do pracy. Aż się sobie znudzimy i w końcu się pozabijamy
- Nie pozabijamy, bo się kochamy – odpowiedział jej z szerokim uśmiechem – Chcę cię mieć jak najbliżej. A i zamienisz upierdliwego prezesa na takiego, który jest w tobie zakochany. Obiecuję być wymarzonym przełożonym – posłał jej powietrznego buziaka i zniknął za drzwiami
- Wystarczy, że jesteś wymarzonym partnerem – rzekła pod nosem i czule pogładziła swój brzuch – I wymarzonym ojcem.