B

piątek, 10 listopada 2017

'Umowa' XXII

Witajcie, 
dziękuję za cierpliwość w oczekiwaniu na XXII rozdział. Na początku krótkie ogłoszenie. 
Bliscy w ostatnim czasie potrzebują mojego zaangażowania i jeszcze więcej mojego czasu. To niestety nie sprzyja ani publikacjom, ani tym bardziej pisaniu nowych rozdziałów. Dlatego też rozdziały pojawiają się nieregularnie. Będą momenty, gdy uda mi się opublikować dwa rozdziały w jednym tygodniu, by później milczeć przez kolejne dwa/trzy. Trudno mi powiedzieć, jak długo to jeszcze potrwa. Miesiąc, dwa, może trochę dłużej. Liczę na Waszą wyrozumiałość! Mam nadzieję, że gdy będę tu wracać, Wy wciąż tu będziecie!
Miłego weekendu! :)

Obserwując kołujące na płycie warszawskiego Okęcia samoloty, oczekiwała w hali odlotów. Dziś wylatywali w podróż poślubną, która była prezentem od Geni. Przesadny luksus i wszechobecni celebryci jakoś nigdy jej nie pociągli, w przeciwieństwie do Marka. Od kilku dni przeżywał wyjazd na egzotyczną wyspę, zastanawiając się, które kąpielówki powinien kupić, by wyglądać modnie i które będą najlepiej współgrały z najnowszym modelem okularów przeciwsłonecznych. Ulka patrzyła na te przygotowania z pobłażaniem i lekkim niesmakiem, starając się nie komentować, by przed samym wylotem nie wybuchła awantura. Dobrzański był stworzony do przepychu i najwyższych standardów. Babka idealnie trafiła w jego gust. Powtarzała mu kilkakrotnie, że wolałaby ten czas spędzić w Europie, zwłaszcza, że wrzesień na południu kontynentu był jeszcze dość ciepły. I bynajmniej nie miała na myśli ani Mykonos ani Lefkady, gdzie roiło się od zamożnych ludzi, dla których krótki wypoczynek był świetną okazją do lansu i manifestowania ‘bo nas stać!’. Gdyby mogła decydować z pewnością wylądowaliby w jakimś niewielkim miasteczku na południu Włoch albo Hiszpanii w skromnym hoteliku, a nie w modnym kurorcie. Mimo, że cel podróży nie był wymarzony, to postanowiła za wszelką cenę dobrze się bawić. Z Markiem, albo bez niego. Niechętnie spojrzała na zegarek, zdając sobie sprawę, że do wylotu do Frankfurtu, w którym mieli przesiadkę, zostało jeszcze ponad godzinę. Dobrzański zniknął w jednym ze sklepów bezcłowych, poszukując swoich ulubionych perfum, a ona pamięcią wróciła do wydarzeń sprzed dwóch tygodni, kiedy to na jej palcu pojawiła się obrączka.

Mimo, że wesele było w kameralnym gronie, to z pewnością można je było zaliczyć do udanych imprez. Niechętnie przyznała to nawet pani Cieplak, która ku wyraźnemu rozczarowaniu rodziny męża, została przy swoim nazwisku. Tłumaczyła, że wyrobiła sobie na rynku pewną markę i nie chce wprowadzać zamieszania. Brzeska była tak zachwycona ożenkiem wnuka, że macnęła na tę drobną kwestię ręką. Na zdecydowanej większości wesel jest taki ktoś, kto jest niekwestionowanym królem parkietu i niemal wodzirejem. W przypadku wesela Dobrzańskiego, tę rolę, ku zaskoczeniu zaproszonych gości, pełniła Genowefa Brzeska. Nikt nie odmawiał jej wspólnego tańca, a trzeba przyznać, że radość z ożenku wnuka i kilka kieliszków szampana wpompowało w nią nową energię. Pląsała po parkiecie w ramionach wnuka, zięcia i pozostałych weselników, jak czterdziestolatka. Nie było po niej widać ani wieku, ani zadyszki, ani nawet niedawnych problemów z kręgosłupem. Ula z wyraźnym rozbawieniem obserwowała, jak Marek wywija z babcią, przy głośnym aplauzie weselników.

-Nawet nie zaczynaj – warknęła, kiedy poczuła, że rozpina suwak jej sukni. W apartamencie dla nowożeńców znaleźli się krótko po trzeciej, a Dobrzański od samego progu przeszedł do konkretów. Doskonale zdawała sobie sprawę, że na coś liczy. Uważał, że skoro świetnie bawili się na dole, przytulali i wymieniali żarliwe pocałunki, to miła atmosfera przeniesie się również do sypialni – Nie zamierzam się z tobą kochać, gdy działasz mi na nerwy – oświadczyła i ku rozczarowaniu małżonka, zamknęła się w łazience.



Z zamyślenia wyrwał ją głos Dobrzańskiego, który nieoczekiwanie dosiadł się na metalowe krzesełko, tuż obok niej.

- Kupiłem ci perfumy – wyciągnął w jej kierunku niewielkie kartonowe pudełeczko z pokaźnej wielkości logiem znanej marki na wieczku. Obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem.

- Zupełnie niepotrzebnie – wzruszyła ramionami – Nie bardzo wiem, jak mam to interpretować – wciąż nie spuszczała z niego wzroku, jakby próbując wyczytać w oczach jego intencje. Dobrzański niewiele rzeczy robił bezinteresownie. Tyczyło się to zarówno niej, jak i babci, rodziców, części znajomych, u których bywał tylko po to, by te kontakty zaowocowały w późniejszym okresie jakimś biznesem. Uśmiechnął się pod nosem

- Wiem, co sobie teraz myślisz, że chcę cię do siebie przekonać jakimś flakonem – umiejętnie nawiązał to faktu, iż po wspólnej nocy ich relacje znacznie się ochłodziły. Było niemal tak, jak na początku umowy, a przecież od momentu zaręczyn było dobrze. Można się było nawet pokusić o stwierdzenie, że się zaprzyjaźnili – Po prostu chciałem sprawić ci przyjemność. Nie doszukuj się w tym drugiego dna

- Dziękuję – odebrała prezent i psiknęła niewielką ilość na nadgarstek, zaciągając się zapachem jaśminu, kwiatu pomarańczy i jeszcze kilku innych nut, których nie potrafiła rozróżnić – Bardzo ładne.

- Miałem nadzieję, że ci się spodobają – posłał jej delikatny uśmiech. Miała wrażenie, że chciał dodać coś jeszcze, ale ostatecznie zrezygnował zmieniając temat – Idziemy na kawę? – skinęła głową i ruszyła jego śladem



Do hotelu dotarli stosunkowo późno. Wielogodzinna podróż oboje pozbawiła energii i pozwolili sobie jedynie na krótki rekonesans po terenie ekskluzywnego hotelu. Zwiedzanie okolicy zostawili na kolejne dni i po kolacji składającej się z lokalnych specjałów udali się do pokoju. Jego skóra była jeszcze wilgotna po prysznicu, gdy wsunął się pod prześcieradło, pełniące zapewne w tej szerokości geograficznej rolę kołdry. Przytulił się do jej pleców, a jego dłoń wylądowała na jej talii. Odsunęła się nieznacznie, obrzucając pytającym spojrzeniem.

- Spokojnie – wyszeptał, niemal wprost do jej ucha – Na nic nie liczę. Po prostu chcę się do ciebie przytulić. Każdy chyba tak ma, że potrzebuje odrobinę ciepła drugiej osoby –

- Powiedziałabym, że jesteś ostatnią osobą, która od kobiety oczekuje przytulenia – rzekła z lekkim sarkazmem, ale nie odsunęła się – Ale ok. Mogę utulić cię do snu – zasnęła, czując jego ciepły oddech na swojej szyi.



Gdy tylko pojawiła się na plaży w skąpym bikini obserwował ją pożądliwym wzrokiem. Początkowo udawał, że wcale nie zerka w jej kierunku i nawet gdy nasunął na nos przeciwsłoneczne okulary i tak wiedziała, że wodzi za nią wzrokiem. Później przestał się z tym kryć i bezczelnie obserwował kropelki wody spływające po jej bladej skórze. Odnosiła wrażenie, że tylko na nią tak spoglądał, że wszystkie inne półnagie kobiety nie były w kręgu jego zainteresowań. Przez moment przeszło jej przez myśl, że tak jest w istocie, ale szybko doszła do wniosku, że to jego przemyślana taktyka, by zyskać jej przychylność i ugrać jak najwięcej podczas tego wyjazdu. Ta jego ochocza propozycja, że wmasuje jej w plecy olejek z wysokim filtrem bynajmniej nie wydawała jej się efektem troski. Zdecydowanie przedłużał tę czynność, wodząc dłońmi po jej rozgrzanej skórze i gdyby nie byli w miejscu publicznym śmiało mogłaby stwierdzić, że to początek gry wstępnej. Nie uciekała i nie komentowała. Postanowiła przyjmować jego zabiegi z obojętnością, choć od ich wspólnej nocy wciąż prowadziła ze sobą wewnętrzną walkę. Zastanawiała się, jak powinna się wobec niego zachowywać. Nie wiedziała, którą taktykę obrać. Sprowadzić go do parteru i wyznaczyć linię, której już nigdy nie pozwoli mu przekroczyć, czy jednak wejść w ten układ, akceptując warunki, które proponował. Ucieczki, nerwy i atakowanie tylko zwiększało przewagę Dobrzańskiego, a tego nie chciała. Musiała mieć absolutną kontrolę nad tą sytuacją, w którą dała się wplątać na własne życzenie. Nie pozwoli sobie, by była jego zachcianką, bezwiednie poddającą się jego woli. To ona musi świadomie decydować.

Może i seks do końca trwania umowy wcale nie był takim złym pomysłem. Kalkulowała. Rozważała wszystkie za i przeciw. Przecież gdyby za każdym razem do seksu potrzebna była miłość, ludzie chodziliby po tym świecie samotni i sfrustrowani. Czasem wystarczy pociąg fizyczny, sympatia, potrzeba bliskości. Nie próbowała się oszukiwać, przecież udane życie intymne potrafiło niezwykle podnieść samoocenę. Najlepszym tego przykładem był Marek. Ale przecież ona też czuła się fantastycznie, gdy widziała pożądanie w jego oczach. Widząc jego spojrzenie, przez chwilę potrafiła uwierzyć, że jest gwiazdą filmową hollywoodzkiego formatu, okrzykniętą ikoną piękna. Wielokrotnie wracała pamięcią do rozmowy z dziewczynami z biura, jeszcze przed swoim rzekomym związkiem z Dobrzańskim.

- Nie można wartości kobiety mierzyć poprzez posiadanie faceta – oburzyła się Patrycja – Nie jesteś prawdziwą kobietą, bo nikt cię w tym tygodniu nie przeleciał – prychnęła – weź się puknij w głowę

- Oj ja tego nie powiedziałam – obruszyła się Daria – Ale kilka orgazmów jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Powiem więcej, endorfiny szybują na Maksa. A zawsze to przyjemniej, gdy do tego szczytu doprowadzi cię jakiś przystojny, dobrze zbudowany facet, który patrzy na ciebie tak, że miękną ci kolana.

- Patrzy na ciebie, jak lew na swoją ofiarę. Fajnie w tych oczach czasem oprócz dzikiego pożądania dostrzec również odrobinę miłości – Patrycja nie rezygnowała ze swoich poglądów

- A czy ktoś ci każe wychodzić za mąż, że ci miłość potrzebna? – Daria spojrzała na koleżankę rozbawiona – Jesteś młoda, korzystaj z życia. Kiedy będziesz uprawiać seks? Na emeryturze? – zaśmiała się pobłażliwie – Kilka intensywnych spotkań jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Wówczas jedynie przysłuchiwała się rozmowie koleżanek. Sprawa w gruncie rzeczy jej nie dotyczyła. Dziś w jej życiu był szpakowaty brunet. Marek Dobrzański nie wzbudzał w niej aż tak ciepłych uczuć, by nie mogła później gładko tego zakończyć. Przecież się w nim nie zakocha, bo oprócz cudownych oczu i przystojnej twarzy, wciąż posiadał paskudny charakter. Decyzja zapadła. Sztuka polegała na tym, by odpowiednio to teraz poprowadzić.