B

czwartek, 30 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' XIII

Mieszkali ze sobą niespełna dwa tygodnie. Na początku wszystko było jak w bajce. Wspólne poranki, przepyszne śniadania i namiętne noce. Ale już po kilku dniach coś zaczęło być nie tak. Marek był wyraźnie spięty i podenerwowany. Kiepsko sypiał. Kładł się, gdy ona już dawno spała, wstawał o świcie. Większość czasu spędzał samotnie na tarasie. Próbowała dopytywać, co się dzieje, ale wykręcał się problemami w pracy, które lada chwila miały się skończyć. Martwiła się o niego, ale nie chciała naciskać. Nie miała zamiaru być wścibska. Gdyby chciał, sam by jej powiedział. Z jednej strony było jej przykro, że nie chce się z nią dzielić swoimi problemami. Z drugiej, miała nadzieję, że po prostu potrzebuje czasu.

Miała luźniejszy dzień w pracy. Szef wyjechał w kilkudniową delegację, a z uwagi na schyłek wakacji nie było wiele spraw do załatwienia. Odpowiedziała na najpilniejsze maile, skończyła pisać raport, nad którym pracowała od kilku dni, aż wreszcie postanowiła zrobić sobie nieco dłuższą przerwę na lunch. Chciała zrobić niespodziankę Markowi odwiedzając go w firmie. Miała nadzieję, że uda jej się go wyciągnąć na pyszną sałatkę w pobliskiej knajpie. Błyskawicznie dotarła na piąte piętro i skierowała się w kierunku jego gabinetu. Sekretariat świecił pustkami z racji pory lunchowej. Podeszła bliżej uchylonych drzwi i wtedy usłyszała prowadzoną w środku rozmowę.
- Stary, ja nie wiem, co ja mam robić – westchnął Dobrzański
- No nie zazdroszczę ci. Ja na szczęście żadnego dzieciaka sobie jeszcze nie zrobiłem – od razu rozpoznała, że  drugi głos należy do Sebastiana
- Ulka mi tego nie wybaczy
- Wiecznie ukrywać tego też nie możesz. Prędzej, czy później prawda wyjdzie na jaw. Chociaż ja najpierw zacząłbym od testu na ojcostwo.
Dalszej części rozmowy nie miała zamiaru słuchać. Hamując łzy szybko opuściła budynek firmy. Teraz wreszcie rozumiała to jego dziwne zachowanie w ostatnich dniach. Co za ironia. Wtedy podejrzewała go o najgorsze bezpodstawnie, widząc przyjacielski uścisk. Dziś jasno słyszała, że jej partner ma mieć dziecko z inną kobietą.

Zdziwił się, gdy po powrocie z pracy nie zastał jej w domu. Zwykle krzątała się w kuchni przygotowując kolację, lub czytała w salonie. Wybrał jej numer, ale nie odebrała. Po kilku minutach dostał sms’a o treści ‘nocuję dziś u Patrycji’. Coś mu nie grało. Odkąd się do niego przeprowadziła, nie znikała, od tak, bez słowa. Dziś wyraźnie czuł, że go unika. Znów przed nim uciekała. Nie bardzo wiedział, o co chodzi, ale musiał się dowiedzieć. Czyżby to był zwykły, kobiecy foch za to, że w ostatnich dniach był obok niej tylko ciałem, a duchem zupełnie gdzie indziej? Chwycił w rękę portfel i kluczyki i wyszedł z mieszkania.
- Cześć. Ja do Uli – uśmiechnął się niewyraźnie, gdy w drzwiach stanęła blondynka
- Ona nie chce z tobą rozmawiać – odparła wyraźnie w bojowym nastroju
- Co się do cholery dzieje? – zirytował się. Nie dość, że miał problemy, to na dodatek Ula zaczęła mu się wymykać z rąk – Nie odejdę stąd, dopóki ze mną nie porozmawia – rzekł zdeterminowany
- Mam wygodną wycieraczkę – Patrycja zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, czym wprawiła go w kompletne osłupienie. Zaczął energicznie walić w drzwi. Wiedział, że Ula w końcu odpuści i do niego wyjdzie. Miał rację, stanęła w drzwiach kilka minut później.
- Co się dzieje? – zapytał, gdy zamknęli się w pokoju, który do niedawna zajmowała
- Wiem o wszystkim – na krótką chwilę wstrzymał powietrze – To kto jest szczęśliwą mamusią? – zakpiła z trudem próbując się nie rozpłakać – Zresztą nie chcę wiedzieć. Nie chce mi się z tobą rozmawiać. Wyjdź i daj mi święty spokój.
- Poczekaj, porozmawiajmy.
- Nie mamy już o czym – stanęła do niego tyłem, wpatrując się w widok za oknem. Znów się pomyliła. Kolejny mężczyzna w jej życiu okazał się kompletnym rozczarowaniem. Po co ona się pakowała w ten związek?
- Nie mów tak – usiadł na tapczanie – Nie wiedziałem, jak ci o tym powiedzieć. Bałem się, że cię stracę. Bałem się, że stracę coś, o co tak długo walczyłem, na co pracowałem tygodniami. Nasz związek – urwał na chwilę – Przyszła kilka dni temu do firmy dziewczyna, która twierdzi, że jest ze mną w ciąży. Problem w tym, że ja jej kompletnie nie pamiętam. Twierdzi, że poznaliśmy się w klubie i spędziliśmy razem noc.
- Czyli klasyczny scenariusz twoich podbojów – prychnęła pod nosem
- Zawsze się zabezpieczałem
- Doprawdy? – wreszcie odważyła się na niego spojrzeć - Ze mną też jakoś zapomniałeś o gumce
- To była zupełnie inna sytuacja. Znaliśmy się długo, kochałem cię, górę nad rozsądkiem wzięła namiętność. Wcześniej mi się to nie zdarzało.  Dlatego nie mam pewności, czy to jest moje dziecko.
- To przyznaj się, kiedy ją zapłodniłeś. Randkując ze mną? – już nie hamowała łez. Ciekły strumieniem po jej policzkach.
- Nie. Ostatni raz byłem w klubie, gdy dałaś mi po gębie. To podobno początek piątego miesiąca. Na piątek umówiłem badania w klinice. Test na ojcostwo można wykonać w czasie trwania ciąży. Wyniki będą za dwa, trzy tygodnie – wstał, podchodząc do niej kilka kroków. Miał ochotę ją przytulić, ale miał niemal pewność, że go odtrąci – Ula, ja nie mogę ciebie stracić. Nie pozwólmy, by błąd z przeszłości przekreślił to, co jest między nami.
- Swoje dziecko nazywasz błędem? – spojrzała na niego z nutą politowania i pogardy
- Moje spotkanie z jego matką nazywam błędem. Zresztą, o czym my rozmawiamy – pokręcił głową – nawet nie wiem, czy rzeczywiście będę ojcem. W moim odczuciu to nie ma racji bytu. Dosyć późno mnie odnalazła. Być może chodzi jej tylko o pieniądze. Będę się martwić, gdy będę miał czarno na białym, że to moje dziecko. Nawet jeśli tak się stanie, wierzę, że będziemy potrafili odnaleźć się w tej sytuacji. Wiem, że nie będzie ci łatwo, ale błagam cię, nie zostawiaj mnie – poprosił – Wróć ze mną do domu – przecząco pokręciła głową
- Nie. Nie wrócę z tobą. I tu nie chodzi o to, że być może będziesz miał dziecko z inną kobietą. Chodzi o to, że mnie oszukałeś. Zawiodłeś moje zaufanie. Przez ostatnie dni próbowałeś zataić przede mną prawdę i wciskałeś kit o nieudanej kampanii reklamowej, pieniądzach wyrzuconych w błoto. Kłamałeś mi prosto w oczy.
- Bardzo tego żałuję – szepnął, spuszczając głowę w geście pokory
- Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?
- Próbowałem od kilku dni, ale brakowało mi odwagi. Powiedziałbym pewnie dopiero wtedy, gdy odebrałbym wyniki – pokiwała głową z rezygnacją
- Aha. Czyli jeśli okaże się, że to nie twoje dziecko, nawet nie wspomniałbyś mi o tym słowem i przeszedł nad tym do porządku dziennego? Wyjdź!
- Wiem, że cię zraniłem. I wiem, że szczerość w związku po dostawa. Ale ja tego bycia w związku dopiero się uczę. Popełniłem błąd, który mam nadzieję, będziesz potrafiła mi kiedyś wybaczyć – ruszył w kierunku wyjścia – Kocham cię – rzekł, nim zamknął za sobą drzwi. Jej ciałem wstrząsnął szloch.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' XII

- Obiecałem ci dziesiątą randkę, pamiętasz? – kiwnęła głową potakująco, dopijając lemoniadę – Możesz wziąć wolny piątek?
- Tak, raczej tak – zmarszczyła brwi w geście zastanowienia - Zresztą po powrocie z lunchu mogę porozmawiać z szefem. Planujesz jakieś atrakcje na piątek, których się nie da zorganizować w sobotę? – nic nie odpowiedział. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął białą kopertę i położył na stoliku, podsuwając w jej kierunku – A co to?
- Sprawdź – polecił, uważnie obserwując jej reakcję
- Bilety do Alicante?  - nie kryła swojego zaskoczenia
- Hiszpańska firma zaprosiła mnie w piątek na rozmowy. Pomyślałem, że możemy lecieć razem i zostać na weekend w Walencji. To będzie takie fajne ukoronowanie naszych dziesięciu randek i próba zrehabilitowania się za ten lot balonem. Grecja to to nie jest, ale mam nadzieję, że również ci się spodoba. A Greków odwiedzimy w wakacje.
- Wiesz, że jesteś niemożliwy? – roześmiała się wyraźnie zadowolona

- Miłość kwitnie – usłyszała za sobą głos Patrycji, gdy w środowy wieczór pakowała walizkę na wyjazd. Nie doszukała się w tych słowach złośliwości – Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. I że Dobrzański nie okazał się takim palantem, jak jego przyjaciel
- Ty też odnajdziesz swoje szczęście. Mocno trzymam za ciebie kciuki – przytuliła ją do siebie
- Wiem. Baw się dobrze i przywieź mi butelkę dobrej Cavy.
- Nawet dwie – cmoknęła jej policzek
- Jest dla ciebie dobry? – przyjrzała się Cieplakównie uważnie. Przyjaciółka potakująco kiwnęła głową
- Przez przypadek trafiłam na faceta, o którym inne marzą przez całe życie.

Dolecieli do Alicante w środku nocy. Marek tuż po śniadaniu pojechał na rozmowy do firmy modowej. Miały one potrwać kilka godzin, więc postanowiła zwiedzić miasto, a przy okazji udać się na zakupy. Wróciła do hotelu przed siestą z dwoma parami sandałków i przewiewną bluzką, którą udało jej się kupić za kilka euro. Marek już na nią czekał. Zajadając się gazpacho i grillowaną jagnięciną streszczał jej przebieg rozmów. Wychodziło na to, że udało mu się rozpocząć bardzo owocną współpracę. Wczesnym wieczorem wynajętym samochodem udali się do Walencji rozpoczynając tym samym swoją  ostatnią randkę.

- Nie masz wrażenia, że w smaku przypomina to smectę? Nie znosiłam jej w dzieciństwie – skrzywiła się upijając kolejny łyk najbardziej znanego w Walencji napoju wytarzanego z migdałów. Nie rozumiała Hiszpanów, którzy zachwycali się tą miksturą
- Nie wiem, nigdy jej nie piłem. Ominęły mnie te przyjemności. Niemniej to zdecydowanie mnie nie powala – dwa kubki horchaty wylądowały w pobliskim koszu. Ruszyli w dalszą podróż nadmorskim bulwarem.
- Szkoda, że umówiliśmy się tylko na dziesięć randek - uśmiechnął się pod nosem
- Cieszę się, że ci się podobało
- No wiesz, co prawda zaliczyłeś kilka wpadek, ale generalnie wyszedłeś na plus
- Zdecydowanie na plus. Jesteś ze mną, a to najlepsza nagroda za moje starania i wspinanie się na wyżyny kreatywności – puścił jej dłoń i przyciągnął do swojego boku – Niemniej zdobycie kobiety to jedno, a sprawienie, żeby nie chciała odejść to drugie. Dlatego proponuję byśmy raz, no może dwa razy w miesiącu urządzali sobie takie randki. Nie mogę zaproponować cotygodniowych, bo szybko wyczerpią mi się pomysły – wzruszył ramionami, na co się roześmiała – Chcę wciąż się dla ciebie starać. Chcę wciąż cię zaskakiwać, zdobywać
- Będę zaszczycona – zatrzymała się na chwilę spoglądając mu w oczy – Kocham cię – szepnęła, jakby lekko speszona swoim wyznaniem. Chyba jeszcze nigdy nie widziała takiego szczęścia w czyichś oczach.
- Ja ciebie też – rzekł niemal bezgłośnie i przywarł do jej warg, całując je niespiesznie – Chodź – pociągnął ją za rękę w kierunku jednej z uliczek – Zabieram cię na najlepszą paellę z kurczakiem w tym mieście

- Kochanie, pobudka – szepnął do jej ucha i delikatnie musnął ustami jego płatek. Mruknęła coś niewyraźnie i zaczęła się budzić – Śniadanie na stole
- Która godzina?
- Dwadzieścia po siódmej – odparł znikając w garderobie w poszukiwaniu pasującego krawata
- Shit! – zerwała się na równe nogi – Spóźnię się do pracy – biegiem ruszyła w kierunku łazienki
- Spokojnie – zawołał za nią – odwiozę cię
- Świetnie – rzuciła z sarkazmem – tylko ja muszę jeszcze wstąpić do domu się przebrać – była na siebie wściekła, że zaspała. Na niego również była zła, że tak długo ją wczoraj namawiał, żeby została na noc, aż w końcu mu uległa.
- Zdążymy. Pojedziemy najpierw do ciebie, poczekam aż zmienisz bluzkę, a później podwiozę cię do banku. Jeśli wyjdziemy za dwadzieścia minut, będziemy na czas – odparł wiążąc krawat – Nie uważasz, żeby było prościej, gdybyś się do mnie przeprowadziła? – słysząc jego słowa, aż wyjrzała z łazienki ze szczoteczką do zębów w ręce
- Marek, znamy się ledwie trzy miesiące, nie mówiąc o tym, że jesteśmy razem dużo krócej
- A to jest jakaś skala, o której nie wiem? Że można razem zamieszkać po pół roku, a po trzech miesiącach jest to zabronione? Albo nie wiem, że musimy razem sypiać czterdzieści dni, żebyś mogła przenieść tu swoją walizkę? Kocham ciebie, ty kochasz mnie, jest nam razem dobrze, więc nie widzę powodu byśmy mieli na coś czekać i odkładać ten krok w czasie.
- Wrócimy do tej rozmowy jutro, ok.?
- Wolałbym wieczorem
- Dzisiaj śpię u siebie – skrzywił się – I tak mam cały wieczór zajęty. Wybieram się do kosmetyczki. Muszę się przygotować na ten wasz pokaz
- I tak jesteś śliczna – roześmiała się wywracając oczami
- Przestań mnie czarować, bo za chwilę naprawdę się spóźnimy
- Ok, czekam w kuchni.

Byli prawdziwą sensacją wieczoru. Do tej pory Marek Dobrzański na wszelkie gale i pokazy przychodził sam. Po raz pierwszy podczas oficjalnego wyjścia u jego boku pojawiła się piękna kobieta, która przyciągała uwagę zarówno zachwyconych mężczyzn, jak i zazdrosnych kobiet. Helena i Krzysztof Dobrzańscy byli nią wyraźnie oczarowani. Polubiła ich. Byli naprawdę sympatycznymi ludźmi, którym zawodowy sukces i bogactwo nie przewróciło w głowie.
- Zgadzam się – szepnęła mu do ucha, gdy przytuleni tańczyli do wolnej melodii. Odsunął lekko głowę, by obrzucić jej twarz pytającym spojrzeniem – Chcę z tobą zamieszkać
- Mądra decyzja panno Cieplak – czubkiem języka zahaczył o poduszeczkę jej ucha – Mam na ciebie taką ochotę, że powoli tracę zmysły – wymruczał
- Chyba twoi rodzice się nie obrażą, jeśli znikniemy bez pożegnania – czule pogładziła jego kark
- Z pewnością – zadowolony poprowadził ją za rękę w stronę wyjścia

piątek, 24 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' XI

- Ufasz mi? – zapytał leżąc na kanapie, z głową na jej udach. Bawiła się jego włosami, przeczesując je lekko palcami. Spojrzała mu w oczy, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Cały czas uczę się ufać mężczyznom. Sądzę, że ty mnie nie zawiedziesz – uśmiechnął się lekko słysząc jej słowa – A to pytanie to z tych ogólnych, czy chodzi ci o coś konkretnie?
- O naszą kolejną randkę
- Czyżbyś szykował coś, co może mi się nie spodobać? – zapytała żartobliwym tonem
- Mam nadzieję, że będziesz zachwycona – chwycił jej dłoń i przycisnął do ust
- A co to będzie?
- Niespodzianka
- Już się boję – zaśmiała się – A tak poważnie, to bardzo doceniam to, co robisz. Jeszcze nikt nigdy tak bardzo się dla mnie nie starał
- Jeszcze nigdy dla nikogo tak bardzo się nie starałem – rzekł zgodnie z prawdą. Pocałowała go lekko – Ale warto, bo jesteś wyjątkowa – dodał, gdy odsunęła się na kilka milimetrów

- Powoli zaczynamy zachowywać się, jak stare, dobre małżeństwo – zażartowała, upijając łyk wina i z prawdziwą przyjemnością obserwowała, jak dobrze radzi sobie w kuchni – Wracamy z pracy, wspólny obiadek, winko, leżakowanie, film, książka
- Nie podoba ci się? – rzucił jej przelotne spojrzenie, energicznie roztrzepując żółtka do sosu holenderskiego, który zamierzał podać wraz z brokułami – Mnie się bardzo podoba takie uczenie się wspólnego życia. Poza tym te popołudnia, które tu spędzamy sprawiają mi wielką frajdę.
- Ja broń boże nie narzekam – zaczęła się usprawiedliwiać – Po prostu chyba byłeś przyzwyczajony do nieco innego życia. Nie wiem, czy to nie jest zbyt spokojne, przewidywalne. Czy ci się nie znudzi
- Ty mi się z pewnością nie znudzisz – spojrzał na nią z miłością – A takie życie coraz bardziej mi się podoba. Życie nie składa się tylko z fajerwerków. Warto czerpać przyjemność z drobnych rzeczy. Swoją drogą cieszę się, że tak chętnie tu przychodzisz. Miałem nadzieję, że będziesz się w tym mieszkaniu dobrze czuć.
- Mam słabość do tego mieszkania, bo mam jeszcze większą słabość do właściciela
- Mów mi tak jeszcze – puścił jej oczko

- Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać – rzekła, gdy tylko oderwała się od jego ust i zapięła pas
- Pada. Nie ma sensu, żebyś mokła na przystanku w taką beznadzieją pogodę. Poza tym nie mam dobrych wieści, bo wychodzi na to, że aura pokrzyżowała moje plany. Z randki nici – skrzywił się, włączając się powoli do ruchu. Wycieraczki ledwie sobie radziły z tą ilością wody spadającą z nieba – Jedyne, co mogę zrobić, to uruchomić plan B i pójść w klasykę po raz drugi. Kino i kolacja. Chociaż w sumie miałem dziś urwanie głowy i nie zdążyłem nawet sprawdzić, czy coś sensownego grają na wielkim ekranie. No nie popisałem się w tym tygodniu. Do tej pory wszystko szło po mojej myśli, a tu nagle – pyknął ustami – klops. Witamy w Polsce – był wyraźnie na siebie wściekły. Jego złe samopoczucie pogarszał fakt, że jeszcze kilka dni temu go tak chwaliła, że potrafił ją zaskoczyć, a on tymczasem zawiódł. Przygotował atrakcję, niezapomniane popołudnie, które jednak mogło nie wypalić. Powinien mieć przygotowane alternatywy. Przykryła jego dłoń swoją
- To, że pada, wcale nie oznacza, że nie możemy spędzić przyjemnego wieczoru. Jedźmy do ciebie, ugotujemy coś razem, obejrzymy film
- I będzie tak, jak przez ostatnie trzy wieczory. Tak zwyczajnie – wzruszył ramionami – Nasze weekendowe randki miały być wyjątkowe.
- Nie liczy się miejsce, a towarzystwo. Zresztą, jak tak bardzo ci zależy, to zawieź mnie do domu, a spotkamy się jutro. Zachowamy ten rytuał.
- Nie, jedziemy do mnie. Masz rację, że ważniejsze jest towarzystwo. A ja chcę ten wieczór spędzić z tobą – uśmiechnął się do niej niewyraźnie, wciąż mając do siebie żal

- A powiesz mi, co zaplanowałeś na dzisiaj? – zaciekawiła się, gdy po wspólnym posiłku leżeli przytuleni na sofie
- Lot balonem nad Zalewem Zegrzyńskim. Dogrywałem to we wtorek. Miała być dziś piękna pogoda. Front miał przyjść nad Warszawę dopiero w niedzielę – wodził opuszkami palców po jej plecach, okrytych cienkim materiałem jedwabnej bluzki
- Nic straconego. Możemy w ten sposób uczcić jakąś okazję – posłała mu tajemniczy uśmiech
- Urodziny? I to chyba tylko moje, bo luty odpada – spojrzał na nią wymownie
- Rocznicę? - szepnęła
- Panno Cieplak, czyżbyś dawała mi zielone światło? – wyraźnie się ożywił
- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli zakończyć tę znajomość po tych dziesięciu randkach. Stałeś się dla mnie zbyt ważny – zachłannie wpił się w jej wargi
- Mówiłem, że cię w sobie rozkocham – rzekł z uśmiechem pełnym triumfu
- Kochaj się ze mną – usłyszał jej szept. Na jego twarzy pojawiła się mieszanina radości, ale i niepewności
- Jesteś tego pewna? – kiwnęła lekko głową, jakby lekko zawstydzona swoją prośbą – Ale naprawdę tego chcesz, czy znów boisz się, że znajdę sobie za ciebie zastępstwo – pogładził kciukiem policzek
- Chcę – odważyła się mu wreszcie spojrzeć w oczy. Zaatakował jej wargi na krótki moment, by gwałtownie zerwać się z miejsca
- Daj mi pięć minut – szepnął jej do ucha i zniknął w sypialni. Wrócił po kilku chwilach. Lekko spięta czekała na niego na sofie. Nie, nie chciała się wycofać. Naprawdę go pragnęła i wiedziała, że on pragnie jej, że jej nie skrzywdzi. Po prostu wiedziała, że jest on doświadczonym kochankiem i najzwyczajniej w świecie miała tremę.
Klęknął u jej stóp, wpatrując się głęboko w oczy. Jakby szukając w tych błękitnych tęczówkach potwierdzenia słów, które kilka minut temu padły z jej ust. Nie chciał naciskać. Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy upewnił się, że jest zdecydowana. Wyciągnęła w jego kierunku rękę, przyciągając jego głowę w swoją stronę. Rozchyliła swoimi wargami jego usta. Rozpoczął się tym samym ich zwariowany taniec języków. Wstał i chwytając ją na ręce, ruszył w stronę sypialni. Pokój oświetlony był kilkoma grubymi, białymi świecami poustawianymi na podłodze. Szybko pozbawił ją bluzki, napawając oczy widokiem kształtnych piersi, skrytych pod śliwkowym stanikiem. Całował ją po szyi, obojczyku, gdy zaczęła nierówną walkę z guzikami jego koszuli.  Gdy zsunęła materiał z jego ramion, powrócił do jej ust, brutalnie penetrując językiem wnętrze jej ust. Jęknęła. Nie wiedział, czy z rozkoszy, czy dlatego, że jego pieszczota była zbyt gwałtowna, nachalna. Zebrał w sobie całą siłę, by nieco przystopować, być mniej zachłannym. Przecież miał ją na wyciągnięcie ręki. Moment, kiedy się w niej zanurzy, był tylko kwestią czasu, powinien przystopować, powinien dać jej więcej rozkoszy, czułości. Powinien to zbliżenie maksymalnie przedłużyć, celebrować. Tak długo na nią czekał, że powinien się tą chwilą delektować. Odsunął się od niej na krótką chwilę, tonąc w tym błękitnym, wpatrzonym w niego, spojrzeniu. Tym razem pocałunek był czuły, wręcz leniwy. Jak najcenniejszy skarb położył ją na chodnej pościeli. Na rozgrzanej skórze pojawiła się gęsia skórka. Wpatrując się jej prosto w oczy, sięgnął do zapięcia jej spodni, ściągając je wolno z pośladków. W ślad za beżowym materiałem sunęły jego usta, znacząc mokre ślady na udach, kolanach. Widział to lekkie zakłopotanie na jej twarzy, gdy leżała przed nim w samej bieliźnie. On gratulował sobie, że tego dnia wybrał się do firmy w jeansach. Dzięki temu udawało mu się do tej pory ukryć jak bardzo jest podniecony.
- Jesteś śliczna, kochanie – szepnął, zachłannie wpatrując się w jej zgrabne ciało. Sięgnął do zapięcia stanika, uwalniając jej piersi. Ssał lekko, masował wargami, najpierw prawy, później lewy sutek, drażnił językiem brodawkę. Liżąc brzuch kierował się w dół. Pozbył się ostatniego elementu jej garderoby, by zachłannie przyssać się do jej kobiecości. Gwałtownie zacisnęła dłonie na białej pościeli. Jej cichutkie pojękiwanie i przeciągłe westchnięcia były dla niego najpiękniejszą muzyką. Wwiercał się w nią językiem, dając nieopisaną dotąd rozkosz, która odbierała jasność umysłu. Miała wrażenie, że za sprawą jego pieszczot jest w innej rzeczywistości. Sprawnie pozbył się spodni wraz z bokserkami. Powrócił do jej ust. Między nogami czuła jego naprężoną męskość. Moment połączenia zbliżał się nieubłaganie. Rozszerzyła nogi, zapraszając go do środka. Wszedł w nią powoli, na początku płytko, samą główką, by po chwili zanurzyć się aż po jądra. Rozpoczęli wspólną drogę do krainy spełnienia.

- To było coś niesamowitego – wysapał, leżąc koło niej na pościeli – Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Jeszcze nigdy nie kochałem się z miłości – przekręcając się na bok, odgarnął jej kosmyk z czoła
- Dziękuję, że byłeś taki czuły.
- To ja dziękuję tobie – szepnął, by po chwili się roześmiać. Spojrzała na niego zdezorientowana i lekko zaniepokojona. W jej głowie zaczęły się pojawiać myśli, czy aby się nie zbłaźniła – I nie dotrwaliśmy do dziesiątej randki – uśmiechnęła się z ulgą
- Powinieneś być zadowolony – przeczesała palcami czarne włosy mężczyzny
- I jestem. Ale dziesiąta randka i tak się odbędzie. Coś ci w końcu obiecałem
- Nie zabezpieczyliśmy się – szepnęła po dłuższej chwili milczenia.
- Przepraszam, kompletnie straciłem głowę – rzekł nieco zakłopotany. Powinien był pamiętać o prezerwatywie. Przecież było oczywiste, że nie bierze tabletek, skoro z nikim się nie spotykała.
- Raczej jesteśmy wolni od konsekwencji. Zbliża mi się okres – przez myśl mu przeszło, czy zaczęła ten temat chcąc go wybadać, czy rzeczywiście przeszkadzało jej to, że nie użył kondoma.
- W gruncie rzeczy nie miałbym nic przeciwko – wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem – W końcu prędzej czy później i tak będziemy mieć dzieci
- Taaak? – udała zdziwienie – Taki jesteś pewny?
- Oczywiście. Ja zawsze dopinam swego. Dwa miesiące temu nawet nie chciałaś iść ze mną na kawę, a teraz leżysz naga w mojej sypialni – w triumfalnym grymasie uniósł lewy kącik ust w górę

Nie otwierając powiek wyciągnął dłoń, ale napotkał tylko chłodną pościel. Otworzył oczy rozglądając się po sypialni w poszukiwaniu Uli. Jej rzeczy nie było. Jego spodnie złożone w kostkę leżały w nogach łóżka. Zerwał się w miejsca i naciągając bokserki zajrzał do przylegającej łazienki. Było pusto.
- Ula? – wyszedł na korytarz, szybkim krokiem przemierzając kolejne metry. Odpowiedziała mu cisza – Ula? – zawołał nieco głośniej. W kuchni również jej nie było. Przechodząc przez salon dostrzegł uchylne drzwi balkonowe. Wyszedł na taras i wreszcie ją dostrzegł. W beżowych spodniach i jego za dużej, błękitnej koszuli, stała z filiżanką kawy wpatrzona w panoramę Warszawy. Poranek był dość nieprzyjemny, ale na szczęście bezdeszczowy – Tutaj jesteś – wyszeptał jej do ucha z wyraźną ulgą i splótł dłonie na wysokości brzucha. Odwracając głowę cmoknęła go w usta. Lubiła, gdy przytulał się do jej pleców.
- Bałeś się, że uciekłam – bardziej stwierdziła, niż zapytała
- No przyznam, że przeszło mi to przez myśl – zaśmiał się pod nosem
- Nigdzie się nie wybieram, bo dobrze mi z tobą, panie Dobrzański – złożyła krótki pocałunek na jego policzku – A teraz marsz do środka, bo chłodno dzisiaj – pociągnął ją za rękę w stronę salonu

niedziela, 19 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' X

Jej telefon tego popołudnia dzwonił jeszcze kilkakrotnie. W końcu zirytowana wyłączyła urządzenie.
- Co ty jesteś taka niewyraźna? – Patrycja weszła do kuchni zastając przyjaciółkę wpatrzoną w kubek herbaty – Ktoś cię wkurzył w robocie, że wyszłaś wcześniej? Jest dopiero piętnasta – spojrzała na zegar wiszący na ścianie
- Widziałam Marka pod firmą z jakąś kobietą – odparła wciąż lekko nieobecna, zamyślona. Wciąż powracała pamięcią do tej sceny, analizując ją po raz setny i zastanawiając się, jak ją zinterpretować. Próbowała przekonać się w myślach, że to była zwykła znajoma. Jednak zaraz z tyłu głowy pojawiał się głos, że taki mężczyzna, jak on, nie ma zwykłych znajomych. 
- Żartujesz? No proszę, widzę, że idzie w ślady swojego pożal się boże przyjaciela. Obaj są siebie warci – prychnęła, wyciągając z szafki butelkę nalewki Józefa Cieplaka. Nalała dwa kieliszki i postawiła jeden przed brunetką – Pewnie od początku grali na dwa fronty. Spotykali się z nami, a w między czasie wciąż urządzali łowy w klubie. Dwóch pieprzonych ruchaczy – nalała drugą kolejkę – Czy na tym świecie nie ma już normalnych facetów? Takich, którzy nie zdradzają, wykorzystują i porzucają? Ciekawe jak długo Mareczek zamierzał to ciągnąć? Całe szczęście, że zorientowałaś się zanim się z nim przespałaś. Casanova z Ursynowa – rzekła z pogardą i ponownie sięgnęła po butelkę
- Ja już dziękuję – odstawiła na bok swój kieliszek – Nie zamierzam się przez niego upijać. Przepraszam cię, ale pójdę do siebie. Mam ochotę na drzemkę – ociężałym krokiem ruszyła w stronę pokoju. Zwinęła się na łóżku w kłębek, a łzy jedna po drugiej zaczynały cieknąć po jej policzku. Najwyraźniej znowu źle trafiła.

W mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. W drzwiach ukazała się Patrycja, stając oko w oko z Dobrzańskim.
- A ty w jakiej sprawie? – splotła ręce na piersiach w bojowej pozie
- Szukam Uli. Byliśmy umówieni, ale nie przyszła, nie odbiera – tłumaczył – Byłem pod bankiem, ale nie wychodziła z pracy. Jest w domu?
- Może jest, może nie ma. Dla ciebie raczej ta pierwsza opcja – zmarszczył brwi nie rozumiejąc, o co chodzi. Wreszcie w korytarzu pojawiła się Cieplak.
- Ula, jesteś – wyraźnie się ucieszył. Chciał wejść do środka, ale drogę skutecznie zagradzała mu blondynka
- Pati, zostaw nas proszę – rzekła obrzucając bruneta uważnym spojrzeniem. Nie czekając na zaproszenie wszedł do przedpokoju.
- Miałaś mnie odwiedzić w firmie. Nie przyszłaś, nie było z tobą kontaktu. Martwiłem się
- Doprawdy? – w jej głosie na kilometr słychać było ironię. Kątem oka zobaczyła stojącą po środku kuchni przyjaciółkę, która przysłuchiwała się ich rozmowie – Przejdźmy się – wskazała na drzwi i chwytając w dłoń klucze wyszła za Dobrzańskim na klatkę schodową
- Zrobiłem coś nie tak, czymś cię uraziłem? – dopytywał, gdy tylko wyszli przed blok
- A jak myślisz? – ta rozmowa powoli zaczynała go wkurzać. Nie miał pojęcia o co jej chodzi, a zgadywanie go irytowało.
- Myślę, że masz do mnie o coś pretensję, tylko że ja nie wiem, o co? I dużo łatwiej by było, gdybyś powiedziała wprost, o co chodzi.
- Długo zamierzałeś grać na dwa fronty? – zatrzymał się i spojrzał na nią zaskoczony – Myślałeś, że się nie dowiem? Jesteś z nią dlatego, że ze sobą nie sypiamy?
- O czym ty mówisz? – pokręcił głową z niedowierzaniem – Z jaką nią?
- Marek, ja was widziałam – westchnęła. Jego pytające spojrzenie skłoniło ją do kontynuacji – Byłam dzisiaj po firmą, gdy odprowadzałeś ją do taksówki – jego twarz momentalnie pojaśniała. Odetchnął z wyraźną ulgą wyciągając z kieszeni smartfona. Podał jej aparat, na ekranie którego widniało zdjęcie Dobrzańskiego obejmującego ramieniem piękną szatynkę
- O nią chodzi? – kiwnęła głową. Zaśmiał się lekko - To Paulina Febo. Współwłaścicielka firmy. Moja przyszywana siostra – spuściła głowę zażenowana. Policzki jej płonęły.
- Przepraszam – szepnęła – Znowu się wygłupiłam – wciąż wyglądała na zmieszaną. Dobrzański czule pogładził kciukiem jej policzek
- Nie szkodzi. W gruncie rzeczy, to twoja reakcja bardzo mnie cieszy. Jesteś zazdrosna – stwierdził z uśmiechem – A to oznacza, że trochę ci na mnie zależy – podniósł jej podbródek by spojrzeć prosto w te błękitne oczy.
- Nawet trochę bardziej – spojrzała mu w oczy. Przytulił ją do siebie
- W moim życiu jesteś tylko ty. Zakochałem się w tobie – zatonęła w jego spojrzeniu z mieszaniną zaskoczenia i radości. Nie była w stanie odpowiedzieć mu tym samym. Jeszcze nie teraz. W odpowiedzi pocałowała go czule. Nie naciskał na nią - Zjemy jutro kolację u mnie? Randka numer osiem. Uczcimy tak małą rocznicę. Jutro mijają dwa miesiące odkąd się spotykamy – zaproponował i spojrzał na jej twarz. Stała z zagryzioną wargą, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiając – Po prostu chcę coś ugotować. No dobra, może się lekko popisać kulinarnie. Wiesz, takie przez żołądek do serca. Będzie spokojnie, kameralnie – przekonywał – Ja byłem u ciebie kilkakrotnie. Czas, byś wreszcie ty zobaczyła, gdzie mieszkam.
- To o której mam być? – zapytała z delikatnym uśmiechem
- O dziewiętnastej. Madalińskiego dwanaście, mieszkania trzydzieści osiem.

W bordowej sukience przed kolano i cielistych szpilkach prezentowała się zjawiskowo. Wiedziała, że z pewnością spodoba się Markowi. Chciała mu się podobać. Przez te dwa miesiące stał się naprawdę ważnym elementem jej życia. Coraz bardziej była przekonana, że mimo niezbyt udanego początku ich znajomości, spotkała wreszcie właściwego faceta. Mężczyznę, który potrafił się zmienić dla niej. Doskonale wiedziała, że kiedyś taki nie był. Znała jego przeszłość, wiedziała, jak żył. Teraz postępował inaczej, bo starał się dla niej, chciał zyskać jej przychylność.
W popielatej koszuli z podwiniętymi rękawami, jednodniowym zarostem, nastroszonymi włosami i filmowym uśmiechem wyglądał dziś wyjątkowo pociągająco. Przywitał ją krótkim pocałunkiem i zaprosił do środka.
- Pomyślałem, że zjemy na tarasie. Jest świetny widok o zachodzie słońca. Wina? – kiwnęła potakująco głową – Ja potrzebuję jeszcze dwudziestu minut żeby podać kolację. Możesz w tym czasie zwiedzić mieszkanie. Czuj się, jak u siebie – z zaciekawieniem rozejrzała się po pomieszczeniu. Wnętrze minimalistyczne, utrzymane w tonacji bieli i szarości z niewielkimi, pomarańczowymi akcentami. Wyjrzała na ogromny taras, pośrodku którego stał elegancko nakryty stół. Nie miała jeszcze pojęcia, co będą jedli, ale zapachy roznoszące się po domu wskazywały, że będzie to coś pysznego. Najwyraźniej pan Dobrzański bardzo się starał, by ten wieczór był wyjątkowy. I miał rację twierdząc, że będzie piękny widok. Warszawa z perspektywy dziesiątego piętra prezentowała się bardzo atrakcyjnie o tej porze dnia. Ruszyła w dalszą drogę, napotykając najpierw jego gabinet, później łazienkę, aż wreszcie stanęła w progu sypialni. Trzy ściany w grafitowym kolorze, jedna pomarańczowa, naprzeciw łóżka. Wielkie okno, zajmujące prawie dwie trzecie z jednej ze ścian, wprowadzające do środka dużo światła. Biały fotel w rogu, białe szafki nocne i białe, ogromne łóżko. To ten element sypialni skupił na sobie całą jej uwagę. Zastanawiała się, jak wiele kobiet w nim już spało. Potrząsnęła głową odganiając od siebie natrętne myśli. Rozwodzenie się nad przeszłością do niczego dobrego nie prowadziło. Powinna się skupić na ich wspólnej przyszłości, a nie jego przeszłości. Wczoraj dał jej jasną deklarację. Ich uczucia powinny być dla niej najważniejsze.
W kontekście jego wczorajszego wyznania czuła się trochę spięta. Niby nie naciskał, niby niczego nie oczekiwał, ale ona doskonale wiedziała, że niecierpliwie czeka na jej kolejny krok. A jej samopoczucie pogarszał dzisiejszy wieczór. Powinna czuć się szczęśliwa, swobodna i zrelaksowana, że czeka ich romantyczna randka. Ale tak się nie czuła. Bała się tego, co może się wydarzyć. Nie była pewna, czy jest na to gotowa. Warunki sprzyjały. Byli sami, w jego mieszkaniu. Nie było zagrożenia, że Patrycja wróci wcześniej.
- Mam nadzieję, że ci się podoba – usłyszała jego szept tuż przy uchu. Wzdrygnęła się, nieruchomiejąc – czy mi się wydaje, czy jesteś spięta? – jego zręczne palce zaczęły masować twarde mięśnie karku. Wciąż stała do niego plecami, wpatrzona w jego łóżko sypialniane. Dopiero teraz dotarło do niego, o co mogło jej chodzić – Spokojnie, to nie ma być kolacja ze śniadaniem – jego głos działał na nią uspokajająco – Nawet nie zmieniłem pościeli, ani jak widzisz, nie obsypałem łóżka płatkami róż. Zjemy, napijemy się wina, a później zamówię ci taksówkę – obróciła się, stając z nim twarzą w twarz.
- Wiem, że chciałbyś czegoś więcej… - szepnęła, głaszcząc go po karku
- Pragnę cię, to prawda. Od dawna mam ochotę się z tobą kochać. Choćby na dachu tego wieżowca – zaśmiał się pod nosem - Brakuje mi kobiety, to też jest prawda. Ale na coś się umawialiśmy i zamierzam się tego trzymać. Kocham cię i nie będę do niczego zmuszał. Potrzebujesz więcej czasu i ja to szanuję. Żadnej kobiety tak bardzo nie pragnąłem i na żadną tak długo nie czekałem, ale – urwał na chwilę spoglądając na nią z cwaniackim uśmiechem – Wyczekana nagroda lepiej smakuje – pocałował ją namiętnie
- Dziękuję, że jesteś taki cierpliwy - przytuliła go
- Sam zaproponowałem dziesięć randek bez seksu. Wiedziałem na co się decyduję - puścił jej oczko i chwytając za rękę poprowadził w stronę tarasu - Swoją drogą już mam dla ciebie propozycję na weekendowe wyjście numer jedenaście - zmarszczyła brwi, jasno dając mu do zrozumienia, że oczekuje szczegółów - W sobotę za trzy tygodnie odbędzie się premiera jesiennej kolekcji Febo&Dobrzański. Chciałbym, żebyś mi towarzyszyła tego wieczoru. Przy okazji chciałbym cię przedstawić rodzicom.
- Zabrzmiało poważanie - rzekła z uśmiechem.
- Bo traktuję ciebie poważnie - dolał jej wina - Wspominałem im, że się spotykamy. Bardzo chcą cię poznać. Są ciebie ciekawi.
- Ja również bardzo chętnie ich poznam. Za dzisiejszy wieczór - wzniosła toast 
- Za nas - stuknął kieliszkiem o jej szkło

poniedziałek, 13 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' IX

- Cześć Marek – usłyszał jej głos w telefonie w poniedziałkowy poranek
- Cześć. Cieszę się, że dzwonisz – nie chciał się narzucać, dlatego całą niedzielę milczał. Nie chciał na nią naciskać. Pozostawił jej otwartą furtkę. Najwyraźniej się opłacało, skoro sama się do niego odezwała.
- Jesteś dziś bardzo zajęty? – odruchowo spojrzał w kalendarz wypełniony spotkaniami – Szefa nie ma, mam wolniejszy dzień i tak pomyślałam, że może zjedlibyśmy razem lunch
- Koło której chciałabyś iść? – analizował, które spotkanie uda mu się bez problemu odwołać – Trzynasta?
- Pasuje. Może w tym bistro na Wilczej? Będziesz miał blisko z biura
- Ok, to do zobaczenia.
Gdy tylko odłożył komórkę na blat biurka, chwycił w dłoń telefon stacjonarny, wybierając numer swojej sekretarki.
- Grażyna, przełóż na jutro spotkanie z Krzemińskim. Wypadło mi coś ważnego i będę musiał na godzinę wyjść z biura. Dzięki.

Gdy weszła do środka już na nią czekał, popijając wodę z cytryną i kostkami lodu przy jednym ze stolików.
- Cześć – na sekundę połączyła ich wargi w lekkim pocałunku – Tak naprawdę ten lunch to był tylko pretekst. Chciałam cię przeprosić. Zachowałam się dziecinnie, uciekając w sobotę z tego klubu – skrzywiła się nieznacznie, spuszczając głowę
- Miałaś prawo poczuć się mało komfortowo. Ta sytuacja była dosyć niefortunna.
 - To prawda – przyznała – Ale nie powinnam pozwolić, by ta kobieta zepsuła nam wieczór. Nie powinnam cię karać za przeszłość. W stosunku do mnie jesteś w porządku i tylko to powinnam brać pod uwagę.
- Cieszę się, że tak do tego podchodzisz – odetchnął i pogładził ją po dłoni. Odpowiedziała mu uśmiechem - Zaskoczyła mnie. Nie sądziłem, że kogoś z dawnego życia spotkam w takim miejscu. Sonia jest modelką. Pracowała kiedyś dla FD. Mieliśmy romans i… - przerwała mu
- Nie Marek – zaprotestowała gwałtownie – Nie musisz mi się tłumaczyć. Ja naprawdę tego od ciebie nie oczekuję. To co było, dokładamy na bok. Skupmy się na teraźniejszości – z uśmiechem puściła mu oczko – Na początek zobaczmy, co mają w menu   

W środowe popołudnie trzymając się za ręce spacerowali alejkami parku Arkadia na warszawskim Mokotowie.
- Wielkimi krokami zbliża się nasza kolejna randka
- To prawda. Mam nadzieję, że będzie bardziej udana, niż ostatnia – mruknął
- Daj spokój. Ten nieprzyjemny incydent zamierzam wykreślić z pamięci. Poza tym wieczór był bardzo udany. Masz sympatycznych przyjaciół
- Cieszę się, że przypadliście sobie do gustu. Oni też cię polubili – cmoknął jej skroń
- Trochę żałuję, że nie zastrzegłam sobie jednego spotkania
- Co masz na myśli? – obrzucił ją pytającym spojrzeniem
- Inicjatywa leży zawsze po twojej stronie, a ja też mogłabym coś zorganizować. Chciałabym – doprecyzowała
- No wiesz – teatralnie wypuścił powietrze – Ewentualnie mógłbym się na to zgodzić. To co planujesz?
- Zapraszam cię na grecki wieczór – w jego oczach pojawiło się zaciekawienie – Bank kiedyś zorganizował kolację dla pracowników w knajpce przy Grzybowskiej. Świetnie jedzenie, fajna atmosfera. Dobrze się tam czułam. A poza tym widziałam, że weekendami grają muzykę na żywo. Może być fajnie.
- Chcesz mnie namówić, do tańczenia Zorby? Ok, podejmuję wyzwanie – dumnie wypiął pierś – Zgadzam się na twoją koncepcję randki, ale mam dwa warunki – zastrzegł – Ja rezerwuję stolik i ja płacę
- Gentlemen w każdym calu – złożyła pocałunek na jego policzku
- Swoją drogą byłaś kiedyś w Grecji?
- Nie, ale chciałabym. Może kiedyś wybiorę się tam na urlop. Kuchnię mają wyśmienitą.
- Mam nadzieję, że pojedziemy tam razem – rzekł tonąc w jej błękitnym spojrzeniu. Odpowiedziała mu uśmiechem.

Grecki wieczór okazał się strzałem w dziesiątkę. Zjedli pyszną kolację, a Marka długo nie trzeba było namawiać do tańczenia Zorby. Śmiała się do rozpuku obserwując jego poczynania. Wieczór był ciepły i pogodny, dlatego postanowili, że do jej mieszkania urządzą sobie spacer. Oboje lubili Warszawę nocą.
- Generalnie to fajni ludzie. Tworzymy zgrany zespół, ale to chyba cecha wszystkich firm rodzinnych – zakończył swoją opowieść o współpracownikach – Masz bardzo zajęty tydzień? Może byś wpadła któregoś dnia? Ja co prawda we wtorek z samego rana lecę do Berlina, ale w środę w południe będę już w Warszawie.
- Poniedziałek i wtorek odpada. Zapomniałam ci powiedzieć, że jadę na szkolenie do Jachranki.
- To się nawet dobrze składa, bo we wtorek i tak bym nie mógł się z tobą spotkać. Będę zajęty, to będę mniej tęsknił – wymruczał jej do ucha. Cmoknęła go w usta. Nie chciał na tym poprzestać. Zatrzymał się na środku chodnika i zachłannie wpił się w jej wargi. Jego wagi wprawnie pieściły jej usta. Rozchyliła je, zapraszając go do środka. Od dawna na to czekał. Ich języki wirowały w namiętnym tańcu. Zatraciła się kompletnie. Czuła się wspaniale poddając się temu obezwładniającemu uczuciu. Jego dłonie centymetr po centymetrze zsunęły się na pośladki. Nie protestowała. Wreszcie się do niej odsunął, gdy obojgu zaczęło brakować tchu. Z palcami wplecionymi w jego włosy i czołem opartym o jego czoło, oddychała ciężko, próbując wyrównać oddech.
- Uwielbiam cię całować – usłyszała jego szept
- Uwielbiam, jak mnie całujesz – ostatni raz musnęła jego usta i pociągnęła za rękę w dalszą drogę

W środę po jego powrocie zjedli razem obiad po pracy. Umówili się, że następnego dnia w ramach lunchu wpadnie do jego biura. Szef wyleciał na trzy dni do Genewy. Najważniejsze sprawy jej dział załatwił jeszcze w środę i dwa dni mieli luźniejsze. W czwartkowe południe postanowiła urwać się na nieco dłuższą przerwę lunchową. Co prawda z Markiem była umówiona dopiero na trzynastą, ale bank opuściła kilka minut po dwunastej. Postanowiła, że zrobi mu niespodziankę i odwiedzi wcześniej, to może uda im się jeszcze coś wspólnie przekąsić. Jeśli będzie zajęty, grzecznie na niego zaczeka w recepcji. Spacer z siedziby placówki, do firmy Febo&Dobrzański zajął jej niewiele ponad kwadrans. Stała właśnie przy przejściu dla pieszych, czekając na zmianę światła, na zielone, gdy z nowoczesnego budynku firmy, po przeciwległej stronie Lwowskiej wyszedł Marek w towarzystwie atrakcyjnej kobiety. Nie zważając na zmianę światła i innych przechodniów, którzy ruszyli przed siebie, stała nieruchomo, obserwując rozgrywającą się pod drugiej stronie scenę. Wyraźnie rozbawiona para podeszła do stojącej na kopercie taksówki. Wymienili jeszcze kilka zdań, po czym kobieta wtuliła się w oplatające ją ramiona mężczyzny. Stali tak dłuższą chwilę, najwyraźniej delektując się swoją bliskością, aż wreszcie towarzyszka cmoknęła policzek Dobrzańskiego i wsiadła do czarnej Skody. Brunet roześmiany, powiedział coś jeszcze do niej, nim zamknął drzwi pojazdu i nerwowo spoglądając na zegarek szybkim krokiem wrócił do budynku firmy. Ula nie miała pojęcia kim była ta kobieta i co łączyło ją z Markiem. W myślach próbowała się przekonać, że to pewnie zwykła znajoma, albo kuzynka. I wtedy przypomniała sobie słowa Soni. ‘Szybko się tobą znudzi!’. Może rzeczywiście zaczęła go nudzić? Doskonale wiedziała, jak żył wcześniej. Nikt nie zmienia się tak z dnia na dzień. Nie był typem faceta, który miesiącami potrafi się zadowolić pocałunkami i trzymaniem za ręce. Nie sypiali razem, więc może postanowił znaleźć taką, która da mu to, czego chce? Słona kropla spłynęła po jej policzku. Zamiast do jego firmy, wolnym krokiem ruszyła w stronę pobliskiego parku. Kilkanaście minut po trzynastej jej telefon zaczął wibrować. Odrzuciła połączenie. Wróciła do banku i tłumacząc się złym samopoczuciem wyszła wcześniej do domu.

czwartek, 9 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' VIII

Od tej randki na dachu spotykali się częściej, głównie tuż po pracy. Zgodnie stwierdzili, że nie chcą nigdzie wychodzić razem wieczorami, by utrzymać rytuał jednej randki tygodniowo. Wspólny lunch, spacer, kawę, traktowali w kategoriach zwykłego spotkania. Ich piątkowo-sobotnie randki miały wciąż być otoczone tą magiczną atmosferą. Niestety Markowi nie udało się jeszcze wyciągnąć ją na lunch w czasie pracy, a tym bardziej zaprosić na krótką wizytę w firmie. Miała bardzo napięty grafik w tym tygodniu z uwagi na trwającą w jej banku kontrolę. Trzykrotnie za to umówili się po pracy i codziennie rozmawiali przez telefon lub choćby wymieniali krótkie wiadomości tekstowe, którymi Marek cały czas akcentował, że o niej myśli.

- A pojutrze zabieram cię do klubu – snuł weekendowe plany, gdy odprowadzał ją do domu po wspólnym obiedzie. Skrzywiła się lekko, co momentalnie zauważył – Ale nie do tego, w którym się poznaliśmy. Nad Wisłą jest parę fajnych miejsc
- Wtedy w gruncie rzeczy nie było tak tragicznie. Całkiem dobrze nam się tańczyło – ostatnie chwile ich wspólnego wieczoru wolała wymazać z pamięci – Niemniej to nie moje klimaty. To była moja pierwsza wizyta. Patrycja wciągnęła mnie niemal na siłę
- Ale to będzie klub innego rodzaju. Bardziej miejsce z dobrą muzyką, fajnymi drinkami i miejscem do posiedzenia i pogadania. Co chwila odbywają się fajne koncerty. Co prawda nie wiem jeszcze, kto będzie grał w tym tygodniu, ale jutro to sprawdzę i wybiorę konkretne miejsce. Więc bardziej zapraszam cię na koncert. Może trochę później potańczymy, ale główny mój cel wizyty jest zgoła inny. Chciałbym, żebyś poznała moich znajomych. Sebastiana już miałaś okazję poznać, ale będzie jeszcze dwóch innych kumpli, z którymi od dawna planujemy wyjście. Jeden będzie z żoną, drugi z narzeczoną, no i Seba z Patrycją – mile zaskoczył ją tym, że przyjaźni się z poukładanymi prywatnie facetami. Najwyraźniej z tej całej paczki, to on z Olszańskim wciąż szukali odpowiednich partnerek.
- Jeśli tak, to ok. Chętnie ich poznam. I z pewnością będę się lepiej czuć skoro będzie tam Patrycja.
- No to jesteśmy umówieni – uśmiechnął się, zatrzymując pod drzwiami właściwej klatki schodowej – Dam ci jutro znać, o której dokładnie przyjadę. Już się nie mogę doczekać kolejnego spotkania. Choć tego wyjścia klasyczną randką nazwać nie będzie można, bo nie będziemy sami. A szkoda – szepnął i czule musnął jej usta – Miłego wieczoru 
Gdy tylko wdrapała się na górę  powitał ją dźwięk wydmuchiwanego nosa. Patrycja rano czuła się dobrze, więc nie chodziło o zwykły katar. Z niepokojem wymalowanym na twarzy zajrzała do jej pokoju. Gdy tylko uchyliła drzwi ukazał jej się obraz nędzy i rozpaczy. Przyjaciółka siedziała na łóżku z podkulonym nogami i ocierała cieknące po policzkach łzy. 
- Co się stało? – niepewnie przysiadła na brzegu materaca i pocieszająco pogłaskała blondynkę po nodze
- Rzucił mnie – szlochała w najlepsze – Umówił się ze mną po pracy i zakomunikował, że nasz związek nie ma przyszłości – pociągnęła nosem – Czekaj, jak on to powiedział… Przepraszam, ale nic z tego nie będzie – rozłożyła ręce w geście bezradności
- Ciiii – przygarnęła Patrycję, która wtuliła się w jej ciało niczym mała dziewczynka – Najwyraźniej nie był ciebie wart. Wszystko się jakoś ułoży. Za jakiś czas będzie nic nieznaczącym wspomnieniem.
- Mnie naprawdę na nim zależało.  Było nam razem dobrze – łkała w jej bluzkę
- Wiem, wiem – uspokajająco gładziła ją po głowie – Nie płacz już. On nie jest tego wart.

- Cześć Marek – zatelefonowała do niego z samego rana – Już wiesz?
- O czym? 
- O Patrycji i Sebastianie
- A co z nimi? Nie widziałem się jeszcze dzisiaj z Sebą. Wczoraj praktycznie też nie gadaliśmy. Stało się coś? – zaniepokoił się jej poważnym tonem
- Rozstali się. To znaczy Sebastian ją zostawił.
- Nie miałem pojęcia
- Dzwonię w sprawie naszego jutrzejszego spotkania. Chciałabym je odwołać – zaczął nerwowo spacerować po swoim gabinecie
- Ale… - urwał na chwilę, próbując zebrać myśli. Czuł, jakby tracił grunt pod nogami – Przykro mi, że się rozstali. Ja wiem, że ja przyjaźnię się z Sebą, ty z Patrycją, ale… Między nami nic się nie zmieni, prawda? – upewniał się
- Nie – odetchnął z ulgą – Po prostu głupio mi wychodzić na randkę, gdy ona zużywa kolejne paczki chusteczek. Chcę ten wieczór spędzić z nią. Posiedzieć, pocieszyć. Jestem jej przyjaciółką, a ona teraz potrzebuje wsparcia.
- Jasne. Żałuję, że się jutro nie zobaczymy, ale rozumiem. Umówmy się, że przekładamy to wyjście o tydzień, ok?
- Ok.
- A jutro może uda mi się ciebie wyciągnąć wreszcie na lunch.
- Jeszcze nie tym razem. Obiecuję, że się wybierzemy w przyszłym tygodniu. Będzie luźniej. Zobaczymy się po weekendzie.
- No trudno – mruknął – Jakoś będę musiał wytrzymać.
- Muszę wracać do pracy. Miłego dnia.
- Ula…
- Tak?
- Mnie naprawdę na tobie zależy – chciał, żeby to usłyszała
- Wiem – odparła krótko i się rozłączyła

- Trochę głupia sytuacja – chrząknął idąc z nią za rękę przez park - Rozmawiałem z Sebastianem, ale niewiele się dowiedziałem – wzruszył ramionami – Generalnie był dość nerwowy, gdy rozpocząłem temat Patrycji
- Pewnie poznał kogoś nowego – mruknęła
- Być może. Chociaż z drugiej strony nie wiem, kiedy i gdzie. Na pewno nie jest zainteresowany nikim z firmy, bo bym wiedział. A po pracy? Do tej pory czas spędzał głównie w Pati. Na dodatek przestaliśmy chodzić wieczorami do klubów, a to tam poznawaliśmy nowe dziewczyny. Przecież dwa tygodnie temu byli na tym wspólnym weekendzie. Sebastian wrócił zachwycony. Nie wiem, co mu strzeliło do głowy – nie dało się ukryć, że czuł się trochę niezręcznie w tej sytuacji
- Spokojnie, nie musisz go tłumaczyć. Przyjaźnimy się z nimi. Na początku będzie trochę drętwo, gdy ty będziesz przychodził do naszego mieszkania, a ja będę spotykać Sebastiana, ale nie przeskoczymy tego. To, co się między nimi wydarzyło, to nie jest nasza wina i nie mamy na to wpływu.
- Masz rację

Wreszcie w sobotni wieczór wybrali się do jednego z nadwiślańskich klubów. Marek pominął Sebastiana, nie chcąc stawiać Uli w niezręcznej sytuacji. Umówił się tylko z Arkiem, kolegą z czasów liceum, z którym starał się wciąż utrzymywać kontakt i Kubą, który pracował w FD, jako informatyk.
- Julia, żona Arka i Ola, narzeczona Kuby – dokonał prezentacji partnerek przyjaciół – A to Ula, moja dziewczyna – rzekł najwyraźniej z siebie zadowolony. Obawy Cieplak, że towarzystwo okaże się nieprzystępne okazały się nieuzasadnione. Gdy panowie poszli po napoje, Ula szybko złapała dobry kontakt z Aleksandrą, z którą łączyła ją podobna praca. Jak się okazało narzeczona Kuby pracowała w dziale finansowym w sieci salonów obuwniczych. Koncert wschodzącego zespołu alternatywnego przypadł wszystkim do gustu, a wieczór zaliczał się do naprawdę udanych. Ula do tej pory wszystkie wieczory spędzała w domu, z książką i dopiero znajomość z Markiem pokazała jej, jak wiele ma do zaoferowania Warszawa nocą. Zespół opuścił scenę, a z głośników zaczęła płynąć muzyka zachęcająca do tańca. Dobrzański szybko wyciągnął Ulę na parkiet. Tłumaczył, że przecież już raz dobrze im się razem tańczyło. Trudno było jej się z tym nie zgodzić i po chwili przytuleni tańczyli do utworu puszczanego często przez największe stacje radiowe.
- Marek? – usłyszała za plecami damski głos. Spojrzała na skonsternowanego Marka, by odwracając się zobaczyć przed sobą niską blondynkę w wydekoltowanej sukience sięgającej ledwie za pośladki – Nie przedstawisz nas – chrząknął nerwowo i odezwał się po chwili
- Sonia, moja znajoma… - nie dała mu dokończyć
- Znajoma? – zapytała z kpiną – Kochanie, chyba zapomniałeś, że regularnie ze mną sypiałeś przez dwa miesiące – wyszczerzyła się w złośliwym uśmiechu – Jesteś jego nową zabawką? – spojrzała na Cieplak z politowaniem – Widzę, że z wiekiem gust ci się pogorszył – prychnęła
- Dość! – zaprotestował i mocniej ścisnął dłoń Uli
- Szybko się tobą znudzi – rzekła w stronę brunetki i pożeglowała między tańczącymi parami w stronę baru
- Przepraszam cię za nią – szepnął wprost do jej ucha. Wciąż wpatrywała się w stronę, w której zniknęła kobieta. Wreszcie się odwróciła i spojrzała na niego ze smutkiem.
- Zamów mi taksówkę – ruszyła w stronę stolika, który zajmowali. Chciała zabrać torebkę i jak najszybciej opuścić to miejsce
- Ula, proszę – zawołał, idąc za nią – Chyba nie pozwolimy, żeby jakaś wariatka zepsuła nam wieczór – próbował bagatelizować. Sonia była ostatnią osobą, którą spodziewał się spotkać w tego typu miejscu.
- Przepraszam cię, ale straciłam ochotę na zabawę – mruknęła – Sama zadzwonię – wyciągnęła z torebki telefon – Zostań z przyjaciółmi. Dobranoc – rzuciła i nawet nie całując go na pożegnanie szybkim krokiem poszła w stronę ulicy
- Fuck! – prychnął pod nosem, odprowadzając ją wzrokiem. Przeszłość dała o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' VII

Coraz bardziej przyzwyczajała się do jego obecności w życiu i coraz częściej łapała się na tym, że nie mogła się doczekać kolejnej randki. Podobało jej się to, że się stara, że nieustannie próbuje ją zaskakiwać. Zastanawiała się, co wymyślił tym razem, zwłaszcza, że zastrzegał, iż w ten sobotni, letni wieczór spotkają się dość późno. Nie miała pojęcia, co chodzi mu po głowie, gdy o dwudziestej drugiej zatrzymał auto w samym centrum Śródmieścia. Z lekkim przerażaniem stwierdziła, że są pod hotelem Intercontinental. Do tej pory niczego nie przyspieszał, nie naciskał na nią i była mu za to wdzięczna. Tym bardziej nie rozumiała, co zamierza, zapraszając ją na randkę do hotelu. Szybko jednak odetchnęła z ulgą widząc, jak wyciąga z bagażnika duży kosz z ortalionu i kieruje się w stronę szklanego biurowca, ciągnąc ją za rękę.

- Chcesz mi pokazać swoje biuro? – zaczęła żartobliwym tonem

- Nie. Moja firma mieści się na Lwowskiej. I to jest bardzo dobry pomysł, żebyś odwiedziła mnie kiedyś w pracy. Pshemko będzie tobą oczarowany – podchodząc do metalowych drzwi znajdujących się na tyłach budynku wyciągnął z kieszeni telefon i rzucił do aparatu krótkie ‘już jesteśmy’ – Zamierzam cię zabrać na piknik pod gwiazdami, z najlepszym widokiem w tym mieście – wyszczerzył się widząc na jej twarzy zaskoczenie – To jeden z najwyższych budynków w Warszawie – nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zaskrzypiał zamek w drzwiach, a ich oczom ukazał się około sześćdziesięcioletni mężczyzna w stroju z napisem ‘ochrona’.

- Zapraszam – ochroniarz gestem dłoni zachęcił ich do wejścia do środka – I życzę miłego wieczoru – wymienił z Dobrzańskim porozumiewawcze spojrzenia.

- Jak ci się udało to wszystko zorganizować? – pytała, gdy jechali już windą na czterdzieste piętro.

- Tajemnica – szepnął wprost do jej ucha, a jego oddech przyjemnie podrażnił jej skórę. Dopiero teraz zorientowała się, że stoi tuż za jej plecami, podziwiając tak jak ona, rozświetloną Warszawę. Wreszcie dotarli na samą górę. Wdrapał się pierwszy po kilkustopniowej drabince i otworzył klapę. Podał jej rękę i pomógł dotrzeć na górę. Gratulowała sobie w myślach rezygnację ze szpilek i wybór balerin. Dzięki temu bez problemu znalazła się na dachu. Koc, cztery latarenki z grubymi świecami i bukiet czerwonych tulipanów. Wyraźnie zadowolony obserwował jej reakcję. A ona była zaskoczona i zachwycona.

- Dziękuję – szepnęła i wspinając się na palce musnęła ustami jego policzek. Po raz pierwszy, tak po prostu, nie z uwagi na przywitanie, czy pożegnanie.

- Zapraszam – wskazał na puchaty koc – Co my tutaj mamy? – zajrzał do środka i pierwsze co wyciągnął, to dwa kieliszki i butelkę szampana – Masz ochotę?

- Chętnie, ale przyjechaliśmy autem – zauważyła przytomnie.

- Jutro przyjadę po samochód. Dziś wrócimy taksówką – odkorkował butelkę Moet&Chandone i wypełnił kieliszki – Za dzisiejszy wieczór – rzekł patrząc jej prosto w oczy.

- Za ten wieczór. W wyjątkowym miejscu i dobrym towarzystwie – stuknęła swoim kieliszkiem o jego. Uśmiechnął się do niej uroczo i upił łyk. Następnie wyciągnął z koszyka pudełko z koreczkami, czekoladowe muffiny i miseczkę z truskawkami.

- Szampan, truskawki, gwiazdy – spojrzała w górę, na bezchmurne niebo – Dziś się wyjątkowo postarałeś

- Dla ciebie warto się starać – przysunął się bliżej, siadając za nią. Wtuliła się w jego tors – Ta znajomość wiele dla mnie znaczy. Przy tobie czuję, że staję się lepszym człowiekiem…. I że jestem bliżej prawdziwego życia, za którym zawsze tęskniłem. Jesteś wyjątkowa – szepnął wprost do jej ucha. Przykryła jego dłonie, splecione na wysokości jej pępka, swoimi.

- Dobrze mi z tobą – szepnęła po chwili i uniosła się kilka centymetrów, by sięgnąć jego ust. Musnęła je delikatnie swoimi wargami. Nie pozwolił jej się odsunąć. Przytrzymał dłonią jej głowę i ponownie złączył ich wargi w bardzo subtelnym pocałunku. Bardzo się pilnował, żeby nie zacząć jej całować bardziej namiętnie, zdecydowanie. Tylko by ją wypłoszył, zniechęcił. Nie był nachalny, a ona była dość nieporadna. Po chwili oderwał się od jej ust i oparł swoje czoło o jej. Nie była zła. Po twarzy błąkał się delikatny uśmiech.

- Nareszcie – wyszeptał – Już się bałem, że się nie doczekam, a może inaczej…. Bałem się, że nie wytrzymam i pocałuję cię pierwszy. Bardzo nie chciałem łamać danego ci słowa.

- A ja się cieszę, że dotrzymałeś obietnicy. To wiele dla mnie znaczy – opuszkami palców musnęła jego zarośnięty policzek

- Wiem. Obiecuję ci, że nie będę niczego przyspieszał. Ale nie mogę ci obiecać, że teraz sam nie wyjdę z inicjatywą. Przed chwilą dałaś mi zielone światło, nasza relacja weszła na kolejny etap i zamierzam z tego korzystać – mocno przytulił ją do siebie, wtulając nos jej szyję – Już się ode mnie nie uwolnisz

- Chyba już nie chcę się uwalniać – spojrzała mu prosto w oczy. Przyjął jej słowa z szerokim uśmiechem.

- Cudownie smakujesz – rzekł, nim pocałował ją po raz kolejny.



Leżeli naprzeciw siebie na kocu, bokiem, opierając głowy na przedramionach i zajadali się truskawkami. Dobrzański do czasu do czasu pozwalał sobie na nieco bardziej intymne gesty i karmił swoją towarzyszkę słodkimi owocami.  Raz nawet pozwolił sobie zjeść nadgryziony przez nią owoc. Delektowali się wzajemną bliskością. Oboje mieli poczucie, że ten wieczór wiele między nimi zmienił.

- To jest naprawdę bardzo udany wieczór

- I jeszcze wiele takich przed nami – odparł, gładząc kciukiem jej policzek – Ale chcę więcej – zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza – Chcę się widywać z tobą nie tylko w weekendy. Coraz częściej łapię się na tym, że tęsknię za tobą. A czekanie od piątku do piątku powoli staje się katorgą. Pozwól mi widywać się również w tygodniu.

- Ale zburzymy ten cudowny rytuał. A ja z wielkim podekscytowaniem czekam na kolejne, weekendowe spotkania.

- Weekendowe randki pozostawimy bez zmian. To nie ma być nic wyjątkowego. Dwa, trzy razy w tygodniu wspólna kawa, lunch, spacer po pracy, cokolwiek

- Z wielką chęcią panie Dobrzański – odparła splatając palce ich dłoni – Nie sądziłam, że będzie mi z tobą tak dobrze. Podobnie jak ty, nigdy nie byłam w prawdziwym związku. Prawdę mówiąc nie mam wielkiego doświadczenia z mężczyznami – zorientował się już podczas pocałunku, ale nie powiedział tego głośno. W duchu bardzo się cieszył.

- Tak piękna dziewczyna, jak ty z pewnością przyciągała uwagę mężczyzn – zauważył

- Skutecznie się od nich odgradzałam – przyznała i po chwili milczenia rozpoczęła swoją opowieść - Na początku studiów poznałam Huberta. Pierwszy raz w życiu miałam chłopaka. Przez całe liceum skupiałam się na nauce. Nie w głowie mi były szczeniackie zauroczenia. Wydawało mi się, że Hubert to ideał. Szybko przekonałam się, że grał na dwa fronty. Wcale mu na mnie nie zależało. Chciał mnie tylko jak najszybciej zaliczyć, stąd zakładał maski, które miały mnie do niego przekonać. Od tej pory zaczęłam unikać mężczyzn.

- Tamtego wieczoru przypominałem ci Huberta, prawda? – twierdząco kiwnęła głową

- Na mojej drodze znów stanął facet, z którym dobrze się cały wieczór bawiłam, a któremu zależało tylko na upojnej nocy – spuścił wzrok, jakby po raz kolejny wstydząc się tego, jak się zachował - Seks na pierwszej, czy drugiej randce kompletnie nie jest w moim stylu.

- I bardzo dobrze – wtrącił – Jesteś absolutnie wyjątkowa. I cieszę się, że wtedy pojawiłaś się w tym klubie. Inaczej pewnie nie miałbym okazji cię poznać. I cieszę się, że dałaś mi drugą szansę. 

- A ja się cieszę, że byłeś taki uparty i namówiłeś mnie na te spotkania. Ewidentnie zyskujesz przy bliższym poznaniu – położył się na plecach i przygarnął ją do siebie. Położyła głowę na jego torsie i oboje obserwowali rozgwieżdżone niebo nad Warszawą.



Kilka minut przed drugą taksówka zatrzymała się pod jej blokiem. Poprosił kierowcę, by na niego zaczekał, a sam odprowadził ją na górę.

- Zjesz ze mną lunch w poniedziałek?

- Nie wiem, czy będę mogła się wyrwać. Często przerwy spędzam za biurkiem, przegryzając na szybko kanapkę. Zdzwonimy się, ok?

- Ok. Dziękuję ci za dzisiaj.

- To ja ci dziękuję. Było cudownie – zrobił dwa kroki wprzód i pocałował ją krótko.

- Śpij dobrze

- Dobranoc Marek – zniknęła za drzwiami. Z uśmiechem zbiegł na dół.

środa, 1 czerwca 2016

'Droga do kobiecego serca' VI

Wybrała jego numer wychodząc z budynku banku. Spojrzała w niebo na ołowiane chmury kłębiące się nad Warszawą. W powietrzu było czuć zbliżający się deszcz. Usłyszała jego wesoły głos po trzecim sygnale
- Cześć Ula
- Cześć – westchnęła ciężko – Bardzo cię przepraszam, ale jestem zmuszona odwołać nasze dzisiejsze spotkanie
- Stało się coś? – zapytał szybko
- Miałam paskudny dzień w pracy, głowa mi pęka i nie mam ochoty na żadne wyjście. Prawdę mówiąc nie mam na nic ochoty – ociężałym krokiem zmierzała w stronę przystanku tramwajowego, jednocześnie zastanawiając się, do której apteki będzie miała najbliżej, żeby nabyć środki przeciwbólowe.
- Szkoda – usłyszała w jego głosie nutę zawodu – Ale oczywiście rozumiem. To może zobaczymy się jutro? – zapytał z nadzieją
- Ciężko mi teraz cokolwiek obiecywać. Jestem wypompowana. Marzę jedynie o lampce wina i ciepłym kocu
- Proszę cię, nie każ mi czekać kolejnych siedmiu dni, bym mógł cię zobaczyć – przyjemne ciepło rozlało się w jej wnętrzu słysząc te słowa – A może masz ochotę wypić to wino w moim towarzystwie, hmmm? Kupię po drodze i podjadę do ciebie. Obejrzymy jakiś film, albo po prostu posiedzimy razem. Co ty na to? Nasi przyjaciele świetnie się bawią w SPA, może i nam uda się uratować ten wieczór.
- Zapraszam. Ale od razu ostrzegam, że nie mam siły na gotowanie – uprzedziła go
- Nie szkodzi. Zamówimy pizze – ożywił się, słysząc jej zgodę – Białe, czy czerwone?
- Białe.
- Będę po osiemnastej
- Do zobaczenia – rozłączyła się. W głębi duszy musiała przyznać, że podoba jej się to, że jest taki uparty i z taką konsekwencją zabiega o ich spotkania. Starał się. Zdecydowanie się starał. I gdy cztery tygodnie temu godziła się na te dziesięć randek była przekonana, że szybko mu się znudzi. Że jej niedostępność, a nawet oziębłość szybko go znuży i daruje sobie tę znajomość, a rzecz szybkiego podrywu w klubie. Jednak on nie rezygnował, a wręcz za każdym razem sugerował jej, że chce więcej. Czyżby panu Dobrzańskiemu, do niedawna Casanovie naprawdę na niej zależało? Na niej, dziewczynie z pozoru jakich wiele w tym mieście, o twardych zasadach i radykalnych poglądach.
Zatrzasnęła drzwi nogą i rzuciła torebkę na stojącą pod ścianą komodę. Niechętnie spojrzała na zegarek, który wskazywał kwadrans po siedemnastej. Stwierdziła, że zdąży jeszcze na spokojnie wziąć prysznic. Miała nadzieję, że gorąca woda trochę rozluźni jej spięte mięśnie karku.

- Cieszę się, że dałaś  się namówić – stał oparty o ścianę z tajemniczym uśmiechem. W ręku trzymał butelkę wina.
- Wejdź – zaprosiła go do środka. Nie wiedziała, czy powinna go witać w spranych jeansach i zwykłym, czarnym topie, ale szybko uznała, że nie jest w nastroju, żeby się stroić. Chciała czuć się wygodnie, po domowemu – Rozgość się – wskazała ręką na salon – Przyniosę kieliszki
- I korkociąg – zawołał za nią, gdy zniknęła w kuchni
- Leży na stoliku – odparła. Gdy wróciła do pokoju dziennego, marynarka leżała na fotelu, a on kończył podwijać drugi rękaw koszuli – To, co zamawiamy pizze? Przyznam szczerze, że chętnie bym coś zjadła. Nie miałam czasu na lunch.
- Ja też. Miałem dzisiaj kocioł. Jaką? – zapytał, zgrabnie otwierając butelkę
- Pepperoni? – odpowiedział jej szerokim uśmiechem
- Moja ulubiona. Cieszę się, że się zgadzamy w kwestii pizzy. Mam nadzieję, że zgodzimy się jeszcze w wielu innych kwestiach – spojrzał na nią znacząco, gdy wybierała numer jednej z największej sieci pizzerii w mieście.
- A to się dopiero okaże – w górę powędrował jeden kącik ust.
- Opowiesz mi o swoim paskudnym dniu, czy wolisz o tym nie gadać?
- Nie ma o czym opowiadać – wzruszyła ramionami upijając łyk słomkowej cieczy – Pyszne wino wybrałeś – spojrzała na niego z uznaniem – Szef miał dziś ponury nastrój i zepsuł go wszystkim pozostałym. Na dodatek ma coraz większe wymagania. Lubię swoją pracę, ale nie dam rady pracować na trzy etaty. Dostałam dziewięćdziesiąt złotych podwyżki tylko po to, by przyjąć połowę więcej obowiązków. Ale nie ma o czym mówić – machnęła ręką – Mam nadzieję, że szybko pogodzi się z żoną i znów zacznie mówić ludzkim głosem. Zwykle każda ich kłótnia odbija się na pracownikach.
- Zupełnie jakbym słyszał o naszym projektancie – zaśmiał się pod nosem - Jest gejem. I gdy tylko posprzecza się ze swoim partnerem nic mu się nie podoba, wszystko fruwa i każdego zwalnia. W tym miesiącu główną krawcową zwalniał już trzy razy – wywrócił oczami – Mam z nim skaranie boże. A najgorsze jest to, że ojciec ma już dość i zawsze mnie do niego wysyła. Ja muszę wysłuchać jego frustracji i przytaknąć, że to oczywiście on miał rację, a nie Gustaw

Śmiała się trzymając za brzuch, gdy skończył opowiadać kolejną, zabawną historyjkę.
- To, co? Może obejrzymy jakiś film?
- Błagam, tylko nie żaden dramat – jęknęła, odstawiając pusty talerz na stolik i podkulając nogi, wygodnie usadowiła się na sofie, przysuwając się do niego bliżej
- To poszukamy jakiejś komedii – chwycił w rękę pilota, przeskakując raz po raz na nowy kanał. Amerykańska produkcja okazała się całkiem niezła, ale ona najwyraźniej wykończona emocjami dnia dzisiejszego szybko zasnęła z głową na jego ramieniu. Miał nadzieję, że ocknie się przed końcem, ale tak się nie stało. Zerknął na zegarek, który wskazywał dwudziestą trzecią i uznał, że czas się zbierać do domu. Miał ogromną ochotę z nią zostać, ale wiedział doskonale, że rano czułaby się zakłopotana. Wykonując milimetrowe ruchy zaczął wstawać. Starał się jej głowę ze swojego ramienia ulokować na kolorowej poduszce, jednak nie udało mu się. Przebudziła się, przyglądając mu się nieprzytomnym wzrokiem.
- Zasnęłam? – wyszeptała niezbyt wyraźnie, wciąż na pograniczu jawy i snu
- Stres cię zmógł. Będę się zbierać. Śpij – szepnął okrywając ją leżącym na oparciu sofy pledem i czułym gestem odgarnął jej włosy za ucho. Chwycił marynarkę i wyszedł z mieszkania.
Rano otrzymał od niej sms’a, który wywołał uśmiech na jego twarzy. ‘Wybacz mi, że zasnęłam. To był naprawdę fajny wieczór. Dziękuję Ci, że przyjechałeś :)’

- No stary, widzę, że weekend się udał – rzekł widząc roześmianego przyjaciela
- A żebyś wiedział. Super pogoda, piękna dziewczyna, fajny hotel z wygodnym łóżkiem – cmoknął – Żyć nie umierać – wszedł za brunetem do jego gabinetu - A ty, jak tam? – z zaciekawieniem przyjrzał się Dobrzańskiemu i rozsiadł się na fotelu, kładąc nogi na szklanym stoliku – Zaliczyłeś już bazę, czy dalej bawisz się w randkowanie? – zaśmiał się pod nosem
- Nie chcę tego zepsuć, ok?
- Aha, czyli dalej jesteście na etapie buzi buzi i trzymania się za rączki. Normalnie gimnazjum – zakpił - No stary – spojrzał na kumpla z podziwem, ale i rozbawieniem – to już będzie miesiąc
- Dostosowuję się do jej tempa – wzruszył ramionami - To wyjątkowa dziewczyna, poznawanie której sprawia mi coraz więcej przyjemności
- No ja póki co tu przyjemności nie dostrzegam – spojrzał na Marka wymownie
- Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas – powiedział na odczepnego. I choć Ula pociągała go od samego początku, to nie żałował, że jeszcze się nie kochali. Miał świadomość, że z tą dziewczyną szybki numerek wszystko by zepsuł – Jest fascynująca. Z nią nic nie jest oczywiste.
- Uuu, jeszcze się zakochasz
- Chciałbym. Chyba czas najwyższy – usiadł za biurkiem – A to idealna kandydatka – mruknął pod nosem tak, by przyjaciel go nie usłyszał