B

piątek, 26 września 2014

Miniaturka XXI 'Nie powinniśmy'

Poznała go na kursie tańca. Zapisała się na lekcje do ‘Studia Rytmu’ z miłości do tanga, ale przede wszystkim z chęci znalezienia sobie zajęcia po pracy. Miała dwadzieścia sześć lat i zaczynała dokuczać jej samotność. Jej życie kręciło się wokół rodziny, którą starała się systematycznie odwiedzać w podwarszawskim Rysiowie i pracy. Czasami wychodziła z koleżankami z biura do kina lub na kawę, ale były to wyjścia sporadyczne. Większość dziewczyn była od niej nieco starsza. Zajęte mężami i dziećmi trzydziestolatki nie miały wiele wolnego czasu. Poznała tam jego. Trzydziestoletniego, samotnego dyrektora jednej z dużych firm modowych w Warszawie. Twierdził, że zapisał się na lekcje, bo taniec stał się jego pasją za sprawą matki, niespełnionej baletnicy, która z uwagi na ciążę musiała przedwcześnie zakończyć świetnie zapowiadającą się karierę. Złapali dobry kontakt. Od czasu do czasu zaczęli się umawiać po zajęciach. Kino, spacer, kolacja. Dobrze im się rozmawiało. Po piątym, czy szóstym spędzonym razem wieczorze wylądowali w łóżku. Od tego momentu i znajomość przemieniła się w coś na kształt związku. Oboje byli samotni, oboje wielbili francuską poezję śpiewaną. To nie była wielka miłość, taka, o jakiej zawsze marzą małe dziewczynki. Nie było motyli w brzuchu, on nie był jej rycerzem na białym koniu. Ale było jej z nim całkiem dobrze. Wreszcie miała na kogo czekać wieczorem, miała dla kogo przygotowywać kolacje. Po pięciu miesiącach zamieszkali razem. Tuż przed Gwiazdką, równo po czternastu miesiącach od pierwszego spotkania oświadczył się, a ona powiedziała ‘tak’. Podczas kolacji wigilijnej u jego rodziców w Bydgoszczy obwieścili tę radosną nowinę i oznajmili, że chcą pobrać się w czerwcu. Była szczęśliwa. Umiarkowanie szczęśliwa. 

- Ślicznie wyglądasz – szepnął jej do ucha, gdy zapinała srebrny naszyjnik – Pomogę ci – stanął za nią i zawiesił na jej ciele prezent, który podarował jej na pierwszą rocznicę poznania. Ona w granatowej, pobłyskującej cekinami sukience, on w szarym garniturze i grantowej koszuli. Spojrzała na ich odbicie w lustrze. Prezentowali się razem całkiem nieźle. Jej narzeczony spojrzał na zegarek i kierując się w stronę wyjścia z łazienki wyciągnął dłoń w jej kierunku – Chodźmy, taksówka już czeka.
Auto jednej z warszawskich korporacji zawiozło ich pod niewielki klub. To tu miała się odbyć zabawa sylwestrowa. To on zorganizował to wyjście. Grupką znajomych, wraz z innymi stałymi bywalcami klubu postanowili powitać Nowy Rok na imprezie zamkniętej. Pozbyli się okryć i ruszyli w kierunku głównej sali, skąd dobiegały dźwięki tanecznej muzyki. Witali się z przybyłymi gośćmi. Część z nich już znała. Tych widzianych po raz pierwszy narzeczony przedstawiał jej.
- Już jest – krzyknął uradowany i pociągnął ją za sobą w kierunku jednego ze stolików.
- Stary, kopę lat – padł w ramiona długo niewidzianego przyjaciela. Stanęła z boku przyglądając się tej scenie z delikatnym uśmiechem.
- Przytyłeś – poklepał blondyna po przyjacielsku i roześmiał się serdecznie
- Złośliwy, jak zawsze – pokręcił ze śmiechem głową – Pozwól, że ci przedstawię moją narzeczoną – obaj spojrzeli w kierunku pięknej szatynki – Kochanie, to jest właśnie mój przyjaciel od czasów liceum – rzekł z dumą
- Ula – wyciągnęła w jego kierunku dłoń, jak zahipnotyzowana wpatrując się w jego oczy
- Marek – on również zatonął w jej spojrzeniu. Nigdy wcześniej nie widział tak nienaturalnie błękitnych oczu. Ten moment, gdy ich spojrzenia się spotkały miał w sobie coś z magii. Delikatnie chwycił jej dłoń w swoją, by po krótkiej chwili złożyć na niej pocałunek, który starał się maksymalnie przedłużyć. Sebastian nawet nie zwrócił na to uwagi, gdyż ruszył w kierunku stojącej za Dobrzańskim brunetki.
- Paula, miło cię widzieć – cmoknął ją w policzek. Febo uśmiechnęła się przyjaźnie zagadując go o kilku zaproszonych gości. Stali wpatrując się w siebie bez słowa do czasu, gdy Sebastian nie objął Cieplak w pasie prowadząc w stronę wolnego krzesła. Dobrzański usiadł obok swojej partnerki, naprzeciwko Uli by móc bez skrępowania, co chwilę, zerkać na nowo poznaną kobietę. Był pod jej ogromnym wrażeniem. Doskonale pamiętał swoją rozmowę z Sebą na Skypie, gdy kolega chwalił się nowym związkiem. Olszański mówił, że jego kobieta jest piękna i tak rzeczywiście było. Ale oprócz urody miała w sobie coś, co nie pozwalało mu przejść obok niej obojętnie. Przecież każdego dnia spotykał na swojej drodze dziesiątki, setki pięknych kobiet. A jednak to Ula skupiła na sobie całą jego uwagę. Ona również zerkała na niego co chwilę. Był niezwykle przystojny, a jego uśmiech i spojrzenie powodowało, że z pewnością niejednej kobiecie miękły kolana. Sebastian trochę jej o nim opowiadał. Wiedziała, że przyjaźnią się od czasów liceum. Później wspólne studia i praca w rodzinnej firmie Marka. Półtora roku temu Dobrzański wyjechał wraz z partnerką, córką współwłaścicieli firmy do Mediolanu otworzyć filię firmy. Problemy z otwarciem, kłopoty logistyczne z nową siedzibą spowodowały, że ograniczył swoje wizyty w Polsce do minimum. Na posiedzenia zarządu przylatywała wyłącznie Paulina. On pilnował firmy, a Polskę odwiedzał przy okazji świąt. Na szczęście filia Febo&Dobrzański na tyle ugruntowała swoją pozycję na nowym rynku, że Paulina z Markiem mogli sobie pozwolić na dłuższy pobyt i przylatując tuż przed Sylwestrem mieli zostać aż do połowy stycznia. Sebastian bardzo się z tego powodu cieszył. Brakowało mu przyjaciela. Ich wieczornych pogawędek przy piwie i wypadów na tenisa. Po krótkiej pogawędce na ogólne tematy Olszański stwierdził, że zdążą się nagadać podczas kolacji, na którą koniecznie muszą się umówić jeszcze przed odlotem przyjaciół, a teraz czas na zabawę. Sebastian wyciągnął ją na parkiet. Wirowała w ramionach narzeczonego starając się choć na chwilę przestać myśleć o Dobrzańskim. On chwilę tańczył z panną Febo, by szybko oddać ją w ramiona Darka, dyrektora PR z FD i zasiąść przy barze. Sączył drinka i obserwował ją. Ula cały czas czuła na sobie jego wzrok. Po kilkudziesięciu minutach szybkiego tańca opadli wreszcie z Sebastianem na krzesła, by chwilę odsapnąć i napić się wina. Paula świetnie bawiła się na parkiecie, a Marek zniknął jej z pola widzenia. W końcu Febo dołączyła do nich narzekając na niewygodne szpilki.
- A gdzie Marek? – próbował przekrzyczeć głośną muzykę Sebastian, gdy Febo przełknęła ostatnią tartinkę z łososiem.
- Wyszedł z Piotrkiem na papierosa – upiła łyk szampana
- To on pali? – zdziwił się kadrowiec
- Nie – przecząco kiwnęła głową – Ale stwierdził, że musi się przewietrzyć. Idziemy tańczyć? – spojrzała na towarzyszącą jej dwójkę
- Sebastian, zatańcz z Pauliną. Ja muszę jeszcze chwilę odpocząć – uśmiechnęła się do nich uroczo. Z głośników popłynęła nieco spokojniejsza piosenka. Narzeczony wraz z Febo ruszyli na parkiet, a ona przyglądała się ich tanecznym wyczynom ze śmiechem.
- Obserwowałem cię. Świetnie tańczysz – usłyszała tuż za uchem spokojny głos Dobrzańskiego. Oddechem omiótł jej szyję. Odwróciła głowę gwałtownie napotykając jego hipnotyzujące spojrzenie. Nachylał się tuż nad nią opierając się jedną ręką o krzesło, które chwilę wcześniej zajmował jego przyjaciel.
- Taniec to moja pasja – uśmiechnęła się nieznacznie. Nie czuła się przy nim pewnie. Jego spojrzenie ją onieśmielało. Niemniej cieszyła się, że podszedł. Była go ciekawa od pierwszej chwili, w której go zobaczyła. Miał w sobie coś pociągającego.
- Wiem, że poznaliście się w szkole tańca – dosiadł się i spojrzał jej głęboko w oczy – Zaczynam żałować, że nie zostałem w kraju i nie zapisałem się  na te lekcje razem z Sebastianem – rzekł poważnym tonem. Roześmiała się serdecznie – Być może byłabyś tu teraz ze mną, a nie z nim – spojrzała na jego usta, które z wdziękiem wypowiadały każde kolejne słowo. Nie skupiała się na treści, nie słuchała go. Patrzyła. Patrzyła i zastanawiała się, jak smakują, jak całują, jak o poranku wypowiadają jej imię. Lekko potrząsnęła głową odganiając od siebie te myśli. ‘Co ja wyprawiam? O czym ja myślę?’ ganiła się – Zatańcz ze mną – rzekł i wstając wyciągnął w jej kierunku rękę. Jego słowa nie brzmiały, jak prośba. Ten ton bardziej wskazywał na polecenie. Nie miała mu tego za złe. Nawet jej się podobała ta stanowczość, ta chęć zawładnięcia na chwilę jej ciałem. Podała mu rękę i poczuła, jakby przeszedł przez jej ciało ładunek elektryczny. Nonszalancko trzymają jedną rękę w kieszeni czarnych spodni poprowadził ją na środek sali, by po chwili mogli się wtopić w grupkę tańczących ludzi. Jakby na jego specjalne życzenie DJ zmienił płytę na bardzo spokojną, nastrojową muzykę. Poczuła jego dłonie na swoich plecach. Przyciągnął ją bliżej i z tajemniczym uśmiechem zaczął wolną sunąć w takt muzyki. Oparła dłonie na jego barkach i pozwoliła się prowadzić. Czuła ciepło jego ciała przez cienki materiał bordowej koszuli. Wciągnęła głośno powietrze tak bardzo zdominowane w tym momencie zapachem jego korzennych perfum.  Oparł policzek, pokryty dwudniowym zarostem o jej skroń. Westchnęła cicho. Od zawsze uwielbiała mężczyzn z zarostem. Twierdziła, że są bardziej seksowni. Sebastian golił się, nie zostawiając nawet bródki, czy wąsów. Jej pierwszy partner, jeszcze z czasów studiów Irek również. Całe życie zastanawiała się, jak to jest całować policzek mężczyzny pokryty zarostem, jak to jest, czuć to podniecające drapanie na nagich piersiach, jak to jest gładzić opuszkami palców szyję, podbródek. Przed oczami stanął jej obraz jej i Marka, gdy składa czuły pocałunek na jego brodzie, rano, tuż po przebudzeniu w zmiętej pościeli. On jakby odczytując jej myśli, jakby wyczuwając jej pragnienia zjechał dłońmi niżej. Omiótł wzrokiem salę. Sebastian stał koło baru wesoło gawędząc z jakąś nieznajomą mu dwójką, Pauliny nigdzie nie dostrzegł. Ona rozkoszując się jego dotykiem była mu całkowicie poddana. Wyłączyła rozum. Żyła chwilą i swoimi dziwnymi w tym momencie pragnieniami. Pragnęła czuć dłonie Dobrzańskiego pieszczące każdy skrawek jej ciała. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzało. Zawsze wyciszona, wycofana, na wskroś uczciwa pozwalała, by przyjaciel jej narzeczonego dotykał ją tak, jak dotykać nie powinien. Dobrzański odsunął ją lekko od siebie i spojrzał prosto w oczy zjeżdżając dłońmi jeszcze niżej. Prawą, jakby zupełnie przypadkowo, niechcący zahaczył o jej pośladek. W jego oczach malowało się podniecające napięcie. Ona w odpowiedzi splotła dłonie na jego karku, by po krótkiej chwili jedną gładzić jego skórę, a drugą przeczesywać włosy. Nie zastanawiała się, czy Sebastian to widzi, czy ktokolwiek to widzi. Czuła, jakby na tej sali była tylko ona i Dobrzański.
- Igramy z ogniem – szepnęła, gdy poczuła, że Dobrzański musną ustami poduszeczkę jej ucha.
- Wiem – usłyszała w odpowiedzi.
Tę wyjątkową, magiczną chwilę przerwał DJ. Znów puścił bardziej energetyczny kawałek. Odsunęła się od Dobrzańskiego i ostatni raz spoglądając w jego szare oczy ruszyła na poszukiwania swojego partnera. Do końca wieczoru starała się konsekwentnie unikać sytuacji, w których mieliby zostać sam na sam. Gdy podeszła do Sebastiana po tańcu z Dobrzańskim czuła się dziwnie. Czuła coś na kształt wyrzutów sumienia. Wiedziała, że taniec, który miał przed chwilą miejsce był… Szukała odpowiedniego określenia. Do głowy przychodziło jej tylko ‘niestosowny’, ale wiedziała, że to zbyt delikatne określenie. To ich dziejesz spotkanie rozpaliło iskrę. Iskrę, która nigdy nie powinna się pojawić. Dobrzański uwodził ją swoim spojrzeniem, zapachem, dotykiem, każdym wypowiadanym słowem. A jej się to podobało, choć nie powinno. Mocno wtuliła się w Sebastiana chcąc wyciszyć swoje myśli, swoje pragnienia. Nigdy jej się to nie zdarzało, by w taki sposób reagowała na nowo poznanego mężczyznę. By wywoływał w jej wnętrzu taką burzę, by mącił w głowie i w sercu.

Jedno z jej marzeń, o którym przypomniała sobie w ramionach Dobrzańskiego, ziściło się o północy, gdy składał jej życzenia. Szybko musnęła ustami jego policzek podświadomie rozkoszując się tą chwilą. Standardowo życzyła mu ‘wszystkiego dobrego’. On wyszeptał do jej ucha słowa, które do samego rana kołatały się w jej głowie. ‘Oby Nowy Rok był jeszcze lepszy, szczęśliwszy i bardziej namiętny. Śnij o mnie każdej nocy’. Gdyby stał przed nią ktoś inny uznałaby, że jest bezczelny. On pozwalał sobie na takie śmiałe ruchy, bo wiedział, że ona czuje podobnie. Czytał w jej oczach, jak w otwartej księdze. Chwilę po drugiej wyciągnęła Sebastiana do domu, tłumacząc się bólem głowy i otartymi od niewygodnych szpilek stopami. Nawet się nie pożegnali z Pauliną i Markiem. W głębi duszy bardzo się z tego powodu cieszyła. Bała się kolejnego spotkania z Dobrzańskim.
Nowy Rok postanowiła spędzić w łóżku. Sebastian stał nad nią z kubkiem gorącej herbaty. Na jego twarzy malowało się zmartwienie.
- Słabo wyglądasz – rzekł z troską gładząc jej czoło – Mam nadzieję, że to nie infekcja
- Trochę zmarzłam wczoraj, gdy wracaliśmy do domu. Poleżę w ciepłej pościeli i zaraz mi przejdzie. – posłała mu blady uśmiech. Tak naprawdę potrzebowała chwili tylko dla siebie. Potrzebowała się wyciszyć.
- No dobrze, leż sobie – skierował się do drzwi, ale zatrzymał się w pół kroku – Aaa, zapomniałbym. Dzwonił Marek – na dźwięk tego imienia serce niebezpiecznie przyspieszyło – Zaprosiłem ich na najbliższą sobotę na kolację. Mam nadzieję, że do tego czasu poczujesz się już lepiej. Zamówimy catering, napijemy się wina, pogadamy na spokojnie. Chciałbym, byś go lepiej poznała – uśmiechnął się uroczo i zostawił ją samą. ‘Lepiej poznała? Obawiam się, że to nie jest dobry pomysł’ przemknęło jej przez myśl. 

Olszański zamówił jedzenie w jednej z mokotowskich knajpek. Rozłożyła pyszności na stole i rozstawiła talerze. Od rana była spięta. Obawiała się tego spotkania. Obawiała się, że Sebastian dostrzeże zmianę w jej zachowaniu. Nie chciała, żeby zaczął zadawać pytania. Dobrzański wraz z Pauliną uśmiechnięci wkroczyli do mieszkania, które kilka lat temu Sebastian kupił na piątym piętrze nowoczesnego bloku na Dolnym Mokotowie. Wręczył przyjacielowi butelkę wina i krótkim muśnięciem w policzek przywitał się z Ulą. Cała się spięła, gdy jego usta dotknęły jej skóry. Znów jego zapach zawładnął jej zmysłami. Szybko przywitała się z Pauliną i zniknęła w kuchni. Musiała ochłonąć i wziąć się w garść. Musiała przyznać, że cały wieczór zachowywał się poprawnie. Zachowywał się neutralnie, jakby sylwestrowej nocy wcale nie było. Była mu wdzięczna, że nie prowokował jej spojrzeniem, jakimś intymnym gestem, choć z drugiej strony w głębi serca czuła się chyba lekko zawiedziona. Wieczór upływał im w miłej atmosferze. Paulina z Markiem opowiadali o pobycie we Włoszech, o tworzeniu firmy. Panowie wspominali zabawne sytuacje z czasów studiów, to, jak wzajemnie wyciągali się z tarapatów. Sebastian chwalił się zaręczynami. Dobrzański niespokojnie poruszył się na krześle, spoglądając na przyjaciela z zazdrością, którą dość trudno maskował nieszczerym uśmiechem. Ula czując, że sytuacja robi się coraz bardziej napięta postanowiła na chwilę wyjść.
- Przyniosę ciasto – uśmiechnęła się do gości
- Pomogę ci – zaoferowała brunetka
- Zostań – poprosił – Ja pomogę Uli – Cieplak obrzuciła go spanikowanym spojrzeniem i szybko zniknęła z pola widzenia narzeczonego - Przy okazji skoczę do łazienki – musnął policzek partnerki i podążył za Ulą. Sebastian z Pauliną pogrążyli się w rozmowie o najlepszej bazie hotelowej na południu Włoch.
- Nie mogę przez ciebie spać – szepnął z pretensją do jej ucha, gdy kroiła ciasto. Stał tuż za nią. Czuła na sobie każdy skrawek jego ciała. Położył dłonie na jej biodrach i zaciągnął się zapachem jej perfum. Nie odwróciła się. Bała się, że gdy tak się stanie nie będzie potrafiła pohamować się przed zaatakowaniem jego warg – Od tej pieprzonej imprezy marzę o tobie każdej nocy – jego uwodzicielski głos doprowadzał ją do wrzenia. Miała ochotę odwrócić się i oddać się mu choćby na kuchennym blacie. Pociągał ją. Rozbudzał wszystkie zmysły. Resztką rozsądku odgoniła od siebie te myśli i wyswobodziła się z jego uścisku. Odeszła dwa kroki w bok i spojrzała na niego. Wpatrywał się w nią zafascynowanym spojrzeniem. Wyciągnęła przed siebie dłoń i podnosząc do góry spowodowała, że złoty pierścionek znajdował się teraz na wysokości jego spojrzenia.
- Od dwóch tygodni jestem narzeczoną twojego najlepszego przyjaciela – rzekła stłumionym głosem, by pozostała dwójka jej nie usłyszała – on chce żebyś został jego świadkiem – wyczuł w jej głosie nutę pretensji.
- Przecież chcesz tego równie mocno, jak ja – szepnął, znów się do niej zbliżając – Też mnie pragniesz, też o mnie śniesz – przyparł ją do kochanej szafki i zachłannie wpił się w jej usta. Oddała ten pocałunek pełen szaleństwa i namiętności. Ale bardzo szybko przyszło opamiętanie. Uderzyła go w twarz. Niezbyt mocno, by nie miał śladu, ale tym gestem chciała mu dać jasno do zrozumienia, że posunął się za daleko.
- Kobieta nie słowami mówi prawdę, lecz ciałem – rzekł wpatrując się w nią lekko zamglonym wzrokiem – Twoje ciało nie kłamie. Będziesz moja – rzucił z bezczelnym uśmieszkiem i skierował się w stronę toalety. Została sama oddychając ciężko. Ta pokrętna znajomość zaczynała być coraz trudniejsza. Przejechała językiem po swoich ustach. Cudownie smakował.

Od dwóch godzin siedziała nad prostą tabelką i nie mogła zebrać myśli. Serce pragnęło bruneta, rozum podpowiadał, że powinna być wierna, że kocha przecież blondyna. ‘Po cholerę on przyjeżdżał do Polski! Czy Sebastian musi przyjaźnić się właśnie z nim?!’. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie znała tego numeru, ale przejechała palcem po wirtualnej kopercie otwierając wiadomość tekstową.
‘Odwiedzę Cię we śnie, a wtedy nie powiesz nie. Rozbudzę Twe zmysły i ciało, a Tobie będzie wciąż mało. Odnajdę czułe miejsca językiem a Ty obudzisz sie z krzykiem...’
Poczuła napływ gorąca. Nie podpisał się, ale wiedziała do kogo należy ten numer. Po chwili przyszła kolejna wiadomość
‘Spotkaj się ze mną.’
Nie odpisała. Powinna stanowczo posłać go na drzewo, być może powinna powiedzieć Sebastianowi o jednoznacznych propozycjach Dobrzańskiego, ale nie mogła, nie chciała. Chciała wziąć do ręki smartfona i odpisać ‘Kiedy i gdzie?’, ale nie potrafiła. Nie mogła, choć chciała. Resztki rozsądku, resztki przyzwoitości i uczciwości nakazywały jej milczeć, choć ciało pragnęło jego dotyku, jego pocałunków, jego pieszczot. Bez przerwy zastanawiała się jakim jest kochankiem, ale przypominając sobie jego dłonie na swoich plecach, pośladkach, podczas tańca, dochodziła do wniosku, że w jego ramionach czułaby się idealnie, wyjątkowo, najlepiej. Ale przecież miała Sebastiana i nie miała prawa o tym zapominać. Nie miała prawa ryzykować swojego związku dla kilku chwil rozkoszy z Dobrzańskim, który za kilka dni miał wrócić do Mediolanu. ‘Zniknie mi z oczu i znów będę miała spokój. Zapomnę o nim, zapomnę o tym, co moglibyśmy razem przeżyć’. Do końca dnia nie potrafiła skupić się na pracy. Wróciła do domu później niż zwykle. Sądziła, że zakupy pomogą jej choć na chwilę oderwać myśli od przystojnego bruneta, jego sms’ów i sygnałów, które jej wysyłał. Nogi zaprowadziły ją do sklepu z bielizną. Wybrała seksowny, czarny komplet. Jadąc autem w stronę mieszkania Olszańskiego zastanawiała się, czy dokonując wyboru koronkowej, prześwitującej bielizny miała przed oczami twarz narzeczonego, czy Marka. Chyba jednak tego drugiego.
- Jestem – zawołała, ściągając baleriny
- Cześć kochanie – pojawił się w przedpokoju i musnął jej usta – Kolacja czeka – spojrzał na nią z miłością.
- Jesteś wspaniały – uśmiechnęła się widząc swoją ulubioną zapiekankę makaronową. Przeżuwając kolejne kęsy przyglądała się Olszańskiemu. Analizowała ich związek. Czuła się przy nim bezpieczna, kochana. Było jej z nim dobrze. Ale nigdy nie czuła tego, co pojawiało się, gdy tylko Dobrzański stanął na horyzoncie. Nie potrafiła tego zdefiniować, ale miała wrażenie, że całe życie tego poszukiwała, całe życie za tym tęskniła.
- Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, że dałem Markowi twój numer telefonu. Ma do ciebie jutro dzwonić. Chce żebyś pomogła mu wybrać prezent dla Pauli. Za miesiąc będą obchodzić trzecią rocznicę. Myśli o jakimś naszyjniku, czy bransoletce – wyjaśnił
- Jasne – bąknęła całą swoją uwagę skupiając na potrawie.
- Ula – westchnął – Co się dzieje? Ostatnio jesteś jakaś dziwna – właśnie tego najbardziej się obawiała. Jego pytań, podejrzliwości.
- Jestem zmęczona. Od samego początku roku mam urwanie głowy w pracy. Niebawem weekend, odsapnę sobie – posłała mu blady uśmiech
- To może pojedziesz ze mną do Bydgoszczy? Obiecałem mamie, że zajmę się sprzedażą tego domu po babci. Muszę pojechać i cyknąć parę fotek. Wyjechalibyśmy w piątek po pracy, wrócili w niedziele przed wieczorem. Co ty na to?
- Jakoś nie mam ochoty – spojrzała na niego przepraszająco – Jedź sam. O niczym innym nie marzę, jak o ciepłym łóżku - ‘W którym jest Marek’ przebiegło jej przez myśl. Znów się biczowała za swe pragnienia i fantazje.
- No dobrze. W takim razie pojadę w sobotę z samego rana i wrócę w niedzielę. Piątkowy wieczór spędzimy razem, żeby ci nie było smutno – puścił jej oczko i zbierając brudne naczynia ruszył w kierunku zmywarki.  

Dochodziła piętnasta, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Nie ruszyła się z miejsca. Leżąc okryta cienkim kocem w salonie, czytała jakąś nudną powieść z XIX wieku. Dzwonek jednak odezwał się po raz kolejny. Najwyraźniej nie był to ani Świadek Jehowy, który miał ochotę porozmawiać o Biblii, ani akwizytor wciskający staruszkom super garnki w super cenie.
- Jedynie trzy wasze miesięczne emerytury – mruknęła pod nosem i ruszyła w kierunku korytarza. Spojrzała przez wizjer i zamarła. Po drugiej stronie stał Dobrzański, nonszalancko oparty jedną dłonią o framugę drzwi. Serce toczyło walkę z rozumem. Wiedziała co się wydarzy, jeśli otworzy te drzwi. Wiedziała, że powinna wrócić na kanapę i zająć myśli lekturą. Nie licząc się z konsekwencjami odblokowała zamek i stanęła w drzwiach. Jej oddech niebezpiecznie przyspieszył. Czuła to rosnące podniecenie.
- Sebastiana nie ma – rzuciła gardłowym głosem
- Wiem – uśmiechnął się cwaniacko – Bo ja przyszedłem do ciebie. Bezpardonowo wszedł do środka zatrzaskując nogą drzwi i porwał ją w swoje ramiona. Podniósł za pośladki do góry i skierował się w stronę sypialni, która należała do niej i Olszańskiego. Gdy tylko postawił ją na miękkim dywaniku pomogła mu pozbyć się kurtki i marynarki. Miażdżył wargami jej usta.
- Nie powinniśmy – szepnęła rozpinając pospiesznie guziki jego czarnej koszuli.
- Masza rację – szepnął między kolejnymi pocałunki składanymi tym razem na jej szyi – Nie powinniśmy – wpił się w jej usta.

Oddychając ciężko leżał z zamkniętymi oczami.  Prawą ręką czule sunął w górę i w dół po jej nagich plecach.
- Marzyłem o twoim ciele odkąd tylko cię zobaczyłem. Jesteś moim ideałem – szepnął, nie chcąc burzyć tej niezwykle intymnej atmosfery, która wytworzyła się w tym niewielkim pomieszczeniu.
- Ideał jest pociągający, dopóki jest nieosiągalny. Jeśli zostaje zdobyty przestaje nim być – rzekła filozoficznie całując jego tors. Dziś spełniły się jej kolejne marzenia. Czuła jego zarost na swoich piersiach, udach, na wzgórku łonowym. Wiła się pod nim, szalała z pożądania. Rozpalił ogień, który potrafił parzyć.
- Zdradziłam narzeczonego – szepnęła mocniej wtulając się w jego tors. Wbrew temu co mówiła nie czuła wyrzutów sumienia. Czuła szczęście i spełnienie – A ty zdradziłeś partnerkę i najlepszego przyjaciela
- To było od nas silniejsze i doskonale o tym wiesz – przekręcił jej głowę tak, by mógł tonąć w tym błękitnym spojrzeniu
- To się nie może więcej powtórzyć – rzekła kompletnie wbrew sobie. Chciała powtarzać to codziennie. Chciała każdego wieczora omdlewać z rozkoszy w jego ramionach. 
- Nie wymagaj ode mnie czegoś, czego nie mogę ci obiecać. Pasujemy do siebie idealnie. Było mi z tobą cudownie. Tobie ze mną też. Nie próbuj zaprzeczać, bo to wiem. Twoje ciało nie kłamało.
- On sobie na to nie zasłużył – szepnęła zaciskając oczy, gdy przypomniała sobie roześmianą twarz narzeczonego
- Nie myśl teraz o tym – poprosił muskając przygryzając zębami jej sutki. Jęknęła
- Czy warto dla kilku chwil krzywdzić bliskiego nam człowieka?
- Kilku chwil? – powtórzył za nią i spojrzał pytająco
- Za kilka dni wracasz do Mediolanu. Ja zostaję tutaj z nim i…. – urwała na chwilę – Obawiam się, że nie poradzę sobie z wyrzutami sumienia. Nie będę potrafiła spojrzeć mu w oczy.
- Kochaj się ze mną – poprosił przygniatając ją do materaca ciężarem swojego ciała. Zatracili się po raz kolejny. Wyszedł z ich mieszkania przed dwudziestą trzecią. Zaczęła tęsknić, gdy tylko zamknęły się za nim drzwi.
‘Twój zapach na poduszce pieścił mnie o świecie’ wystukała na ekranie telefonu i wysłała chwilę po ósmej
‘Zaraz ja będę cię pieścić. Już do ciebie jadę’
Gdy tylko pojawił się w drzwiach bez słowa skierowali się do sypialni.
- Marek, musimy to zakończyć – szepnęła szczelniej opatulaj się szlafrokiem. Zapiął pasek od spodni i stanął przed nią czule gładząc kciukiem policzek
- Przecież wiem, że tego nie chcesz.
- Jest Sebastian, jest Paulina
- Powiedz słowo, a jeszcze dziś się z nią rozstanę – zapewnił. Nie usłyszał w odpowiedzi nic. Gdy tylko wyszedł pospiesznie zaczęła pakować niewielką torbę. Na stole zostawiła kartkę ‘Kochanie, pojechałam do Rysiowa. Zostanę u nich na noc. Zobaczymy się jutro. Ula’
Nie chciała dziś z nim rozmawiać. Chyba nie potrafiłaby mu spojrzeć w oczy. Jednak ‘konfrontacji’ nie można było odciągać w nieskończoność. W poniedziałek wróciła po pracy do domu, w którym czekał już Olszański. Wbrew swoim obawom i ku ogromnemu zaskoczeniu całkiem łatwo przyszło jej udawanie przed Sebastianem, że nic się nie dzieje, że wszystko jest w porządku. Odkrywała w sobie talenty aktorskie.
‘Chcę Cię delikatnie pieścić językiem, czuć Twój podniecający zapach. Tęsknię’ Nie wiedzieli się od dwóch dni. Ona też tęskniła. Od samego rana układała w głowie plan na najbliższe dni by jak najwięcej razy móc się z nim spotkać przed jego wylotem do Włoch. Szybko wystukała odpowiedź ‘Pragnę Twojej obecności w zasięgu warg i rąk. Chcę cię poczuć w sobie. Jeśli zaraz nie będę Cię mieć oszaleję’. Jej telefon rozdzwonił się po kilku sekundach.
- Hotel – rzucił krótko. Nie bardzo rozumiała, o co mu chodzi.
- Jaki hotel? – szepnęła
- Najbliższy, obok twojej pracy
- Novotel – odparła pospiesznie zbierając swoje rzeczy z biurka
- Będę za dwadzieścia minut. Poczekaj przy recepcji – nie czekając na jej odpowiedź zakończył połączenie. Zarzucając torebkę na ramię zapukała do sąsiadujących z jej pokojem drzwi
- Dziewczyny, wychodzę do lekarza. Dziś mnie już nie będzie. Do jutra – posłała im promienny uśmiech i szybko zbiegła po schodach.

- Kiedy wylatujesz? – niemal wyjęczała, gdy pieścił ustami najwrażliwsze miejsce jej ciała. Rozsuwając szerzej jej nogi podniósł do góry głowę i rzucając krótkie ‘nigdzie nie lecę’ wrócił do przerwanej czynności. Nie potrafiła teraz o tym myśleć. Skupiła się na rozkoszy jaką jej dawał. Przeczesywała jego czarne włosy. Z twarzą wtuloną w jej piersi dochodził do siebie.
- Nie lecisz? – wróciła do rozmowy
- Nie. Rozstałem się wczoraj z Pauliną. Ona wraca w poniedziałek. Poleci z nią Aleks. Teraz to on zajmie się filią w Mediolanie. Ja obejmę centralę w Warszawie. Już wszystko załatwiłem – spojrzał na nią czule
- Będzie jeszcze trudniej – westchnęła – Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność. Za niecałe sześć miesięcy zostanę żoną twojego przyjaciela.
- Odejdź od niego – spojrzał na nią błagalnie i oparł głowę na lewym przedramieniu.
- Chyba nie wiesz, o co mnie prosisz – rzekła – To twój przyjaciel. I tak wystarczająco mocno już go skrzywdziliśmy
- Nie każ mi rezygnować z miłości na rzecz przyjaźni. Zresztą nie zniósłbym twojego widoku u jego boku, w jego ramionach  – spojrzał na nią wymownie – Kocham cię i wiem, ze ty czujesz to samo
- Nawet się nie znamy – pokręciła przecząco głową. Roześmiał się serdecznie.  
- Trochę się jednak znamy – musnął ustami jej nagą pierś – Mamy przed sobą całe życie – widząc jej wahanie ciągnął dalej – Czy czułaś się kiedyś przy nim tak, jak czujesz się ze mną? Zaryzykuj – poprosił
- Nie możemy być razem – rzekła, czując gromadzące się łzy w kącikach jej oczu – Poznałam kogoś. Chce z nim być – nie wydawał się na specjalnie zaskoczonego. Spojrzał na nią smutnym wzrokiem
- To Marek, prawda? – to nie brzmiało jak pytanie, bardziej jak stwierdzenie
- Skąd wiesz? – zapytała zaskoczona
- Widziałem, jak mnie o ciebie dopytywał – rzekł z bólem – kilka dni temu przez sen szeptałaś jego imię. Wybacz, nie będę wam życzył szczęścia – podeszła do niego i chwyciła jego dłoń, kładąc na niej pierścionek zaręczynowy
- Przepraszam – szepnęła przez łzy – pójdę się spakować
- Chcesz to wszystko dla niego przekreślić?
- Kocham go - spuściła głowę
-  Ile wy się znacie? - jęknął - Trzy tygodnie? Ja pierdole, Ulka, przecież to był mój przyjaciel. Mój przyjaciel - powtórzył załamany
- Nie planowaliśmy tego - rzekła i ruszyła w stronę ich sypialni
- Idę się przewietrzyć. Klucze zostaw w skrzynce pocztowej – rzucił lekko nieobecnym tonem i wyszedł trzaskając drzwiami. Zauważył samochód byłego już przyjaciela pod swoim blokiem. Dobrzański wysiadł i podszedł w jego kierunku kilka kroków
- Chciałem porozmawiać z tobą jutro, ale skoro widzimy się teraz – zaczął, ale nie dane mu było dokończyć. Poczuł silny cios.
- Skurwiel! – krzyknął – Nie posuwa się narzeczonej kumpla! Są kurwa jakieś zasady! – krzyknął i uderzając bruneta po raz drugi szybko odszedł w stronę pobliskiego parku. Dobrzański dotknął dłonią dolnej wargi. Piekła. Spojrzał na palce i dostrzegł krew. Usłyszał charakterystyczny dźwięk ciągniętej walizki. Spojrzał w kierunku wyjścia z klatki. Zmierzała w jego kierunku ciągnąc za sobą dwie duże walizki.
- Marek – podeszła do niego przerażona. Pospiesznie zaczęła szukać chusteczki
- To nic. Zasłużyłem sobie – przyznał uśmiechając się smutno – By wygrać miłość musiałem oblać egzamin z przyjaźni. Jedźmy do domu - przytulił ją.

piątek, 12 września 2014

Miniaturka XX 'Prawdziwej miłości nie udowodni się słowami' II ost.

- Grupa krwi jeszcze niczego nie przesądza – odparł Piotr, po twarzy którego było widać, że nie jest zadowolony z tej deklaracji
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale spróbować warto. Kto jest jej lekarzem prowadzącym? Chyba muszę z nim porozmawiać – rzekł wpatrując się wciąż w jej sylwetkę
- Naprawdę chce pan oddać mojej córce kawałek wątroby? – usłyszał wzruszony głos Cieplaka. Józef wiedział, że propozycja Dobrzańskiego niczego nie gwarantuje. Przecież Jasiek już miał być dawcą, a jednak w ostatniej chwili okazało się, że są zbyt poważne przeciwwskazania, ale… Marek dał mu nadzieję, którą kilka godzin wcześniej brutalnie odebrał doktor Rymkiewicz.
- Jeśli mogę jej w ten sposób pomóc, to – urwał na chwilę – nie ma się nad czym zastanawiać – dokończył. Chciał powiedzieć coś innego, ale nie wypadało. Nie w tych okolicznościach i nie w obecności Piotra. Zresztą ‘czy to ma jakiekolwiek znaczenie w tej chwili?’
- Prawdopodobnie i tak przeszczep nie będzie możliwy – stwierdził kardiolog niby to obojętnym tonem
- A to dlaczego? – Dobrzański przeszył go wzrokiem. Najwyraźniej Sosnowski chciał ratować zdrowie Ulki tylko do czasu, gdy mógł to robić sam. Gdy pojawiło się towarzystwo w postaci jej byłego kochanka zaczął kombinować
- Bo nie jesteś dawcą spokrewnionym. Takie są w Polsce przepisy – spojrzał na niego z lekką satysfakcją
- Mimo to porozmawiam z lekarzem – zadeklarował i spojrzał w głąb korytarza – Który to gabinet? – zwrócił się w stronę Józefa. Miał niemal pewność, że Cieplak chcąc ratować córkę będzie chętnie współpracował.
- Osiemnaście, po lewej stronie – prezes kiwnął głową i pewnym krokiem ruszył przed siebie

-Słucham? – mężczyzna po pięćdziesiątce podniósł wzrok na stojącego w progu Marka
- Ja w sprawie Uli Cieplak – odparł i nie czekając na zaproszenie rozsiadł się na drewnianym krześle
- Pan z rodziny? – zmarszczył brwi. Jego pacjentka leżała tutaj od kilkunastu dni, a tego bruneta widział po raz pierwszy
- Nie do końca… - zawahał się – Jestem jej przyjacielem – ‘miałem szansę być kimś więcej, byłem kimś więcej, ale przy okazji byłem idiotą’ przemknęło mu przez głowę – O ile to będzie możliwe, chciałbym być dawcą – lekarz obrzucił go przenikliwym spojrzeniem
- Pan chce być dawcą. To nie jest taka prosta sprawa – zaczął spokojnie, ściągając z nosa okulary w czarnej oprawce – Po pierwsze, nie wiemy, czy pan w ogóle mógłby dawcą być. Trzeba byłoby wykonać szereg badań, począwszy od grupy krwi i zgodności tkankowej, na próbach wątrobowych skończywszy. Tam po drodze jest jeszcze szereg innych badań. Do tego dochodzi wywiad. Czy nie było nowotworów w rodzinie, czy nie nadużywał pan alkoholu i tak dalej, i tak dalej. Po drugie, pan nie jest spokrewniony z biorcą. W Polsce jest to zakazane z uwagi na możliwość handlu narządami. Jeśli kwalifikowałby się pan musielibyśmy wystąpić do sądu o zgodę. Tam by była potrzebna konsultacja psychiatryczna. A po trzecie i najważniejsze – westchnął – pytanie do pana, czy pan wie, na co się pan decyduje.
- Chyba tak – odparł
- Proszę pana, chyba to moja córka poszła dzisiaj do szkoły. Pan musi być pewny. Ja wiem, że łatwiej jest się decydować na oddanie wątroby niż na przykład nerki, bo niby jedna zostaje, ale różnie to może być. Wątroba w dużej mierze się regeneruje… Proszę pana – spojrzał na Dobrzańskiego z sympatią – każdy zabieg chirurgiczny wiąże się z ryzykiem. Pobranie fragmentu wątroby od dawcy niesie ze sobą ryzyko komplikacji. Ja nie mogę panu zagwarantować, że my tę wątrobę pobierzemy, pan poleży cztery dni w szpitalu i wyjdzie do domu, a tym samym wróci do normalnego trybu życia. Przez pewien okres czasu jest niezbędna specjalna dieta, poza tym badania kontrolne, które trzeba wykonywać regularnie w celu ustalenia jak narząd się regeneruje. Zero alkoholu przez dłuższy okres. Dam panu broszurę informacyjną. Proszę się z nią uważnie zapoznać i jeśli będzie pan zdecydowany, rozpoczniemy procedurę kwalifikacji.
- Jestem zdecydowany – rzekł pewnym głosem, na co lekarz podniósł zdziwiony brwi
- Dobrze – zaśmiał się nerwowo - Umówimy się tak. Pan do jutra to przeczyta i rano spotkamy się na pierwszych badaniach. Zgoda?
- Naturalnie 
- Proszę być na czczo. Zgłosi się pan do zabiegowego na pierwszy piętrze. Tutaj jest jeszcze formularz  z danymi. Proszę wypełnić i zostawić w dyżurce u pielęgniarek. Do jutra
- Dziękuję. Do zobaczenia.
Wyszedł z gabinetu dzierżąc w dłoni papiery. Wrócił pod salę na której leżała
- I co? – zapytał z nadzieją Cieplak
- Jutro mam pierwsze badania kwalifikujące – posłał mu ciepły uśmiech – Proszę być dobrej myśli. Do widzenia panie Józefie. Cześć – rzucił w stronę kardiologa i pojechał do domu.

- Dlaczego pan to robi? Czym się pan kieruje? – dopytywała około czterdziestoletnia blondynka uważnie go obserwując
- Co w takiej sytuacji powinienem odpowiedzieć, by wszystko poszło gładko?
- Prawdę – stwierdziła – To nie jest matura, gdzie musi się pan wpasować z odpowiedzią w klucz. Pan ze mną rozmawia szczerze, ja wystawiam krótką opinię, czy jest pan świadomy podjętej decyzji i tyle. Więc proszę o szczerość – pokiwał głową ze zrozumieniem
- Chcę ratować zdrowie kobiety, na której bardzo mi zależy
- Państwa coś łączy?
- Łączyło – odparł gorzko – Ale przez moją głupotę rozstaliśmy się zanim zdążyliśmy zbudować prawdziwy związek
- Może to są zwykłe wyrzuty sumienia? – zaciekawiła się
- Nie – w jego głosie brzmiała pewność siebie – Nie chodzi mi o odpokutowanie win kawałkiem wątroby, tak samo, jak nie chodzi mi o jej wdzięczność. Po prostu chcę, by kobieta, którą kocham wróciła do zdrowia i za kilka miesięcy mogła być szczęśliwa.

Spotkał Sosnowskiego przed wejściem do szpitala.
- Widziałem wyniki – zaczął niepewnym głosem – Póki co kwalifikujesz się. Czekają jeszcze na jedne badania. Prawdopodobnie będziesz mógł być dawcą – prezes odetchnął z wyraźną ulgą. Kardiolog wręcz przeciwnie.
- Jak ona się czuje? – zapytał kierując się wolnym krokiem w stronę pokoju doktora Rymkiewicza
- Coraz lepiej. Powoli nabiera więcej sił – cień uśmiechu pojawił się na twarzach obu mężczyzn
- Cieszę się – w jego głosie pobrzmiewało autentyczne szczęście – Sorry, ale lekarz na mnie czeka – chciał przyspieszyć kroku, ale zatrzymał go głos Sosnowskiego
- Marek – urwał na chwilę chcąc zebrać myśli. Był wyraźnie zdenerwowany – Posłuchaj, jeśli ten przeszczep dojdzie do skutku.. – motał się wodząc po szpitalnym korytarzu rozbieganym wzrokiem. Dobrzański doskonale wiedział, o co mu chodzi i do czego dąży.
- Nie zmieniłem zdania, jeśli o to ci chodzi – zapewnił go – Ja to robię dla niej, nie dla siebie – rzucił i wbiegł na drugie piętro

We czwórkę siedzieli przy jednym ze stolików w kawiarni, która mieściła się tuż obok szpitala.
- Sąd najprawdopodobniej jutro wyda zgodę na transplantację – wyjaśniał – Jak zapewne wiecie od Rymkiewicza zabieg mógłby się odbyć w przyszły czwartek – Józef wzruszony kiwnął głową
- Marku, chciałem ci bardzo podziękować – ta sytuacja pozwoliła obu mężczyznom poznać się lepiej. Jednostronnie przeszli na ty – To co robisz – chciał kontynuować, ale Dobrzański mu nie pozwolił
- Niech pan da spokój. Ja naprawdę nie potrzebuję podziękowań. Mam jedynie nadzieję, że obejdzie się bez komplikacji, a organizm Uli nie odrzuci wątroby i będzie ona mogła jej służyć długie lata – uśmiechnął się ciepło. Mielewska wpatrywała się w szefa z wyraźną sympatią. Ostatnie kilkanaście dni pozwoliło jej diametralnie zmienić zdanie o prezesie. Zaczynała rozumieć, że on naprawdę kocha jej przyjaciółkę. Piotr siedział ze spuszczoną głową. Bał się. Czuł, że z każdym dniem coraz bardziej przesuwa się na przegraną pozycję. Cieszył się, że Ula odzyska zdrowie, że pojawiła się dla niej szansa, ale jednocześnie się bał. Przecież doskonale wiedział, jak bardzo Ula kochała Dobrzańskiego – i chcę was prosić, byśmy trzymali się tego, co ustaliliśmy. Rymkiewicza również poinformowałem. Ma się on trzymać wersji, że organ pochodzi od anonimowego dawcy, prawdopodobnej ofiary wypadku. Absolutna dyskrecja jest moim jedynym warunkiem.

Czy jadąc na blok operacyjny się bał? Oczywiście. Byłby idiotą, gdyby tak nie było. Bał się o siebie, ale również o nią. Alicja opowiadała mu z jakim wzruszeniem przyjęła wiadomość, że znalazł się dawca. Wciąż w uszach dźwięczały mu słowa kadrowej ‘Przepraszam Marek. Myliłam się co do ciebie. Żałuję, że wam wtedy nie pomogłam’. On też żałował, ale było już za późno. A teraz ta wdzięczność i skakanie koło niego na palcach, doprowadzały go do szału. Chciał po prostu jej pomóc. Bez wdzięczności, bez podtekstów. Nie oczekując nic w zamian. Taką decyzję podjął. Ona pierwsza podjęła decyzję o odcięciu się od niego. Chciał to uszanować i nie stawiać w niezręcznej sytuacji. Nie chciał wdzięczności. Chciał jej pomóc i umożliwić normalne życie. Chciał jej szczęścia. Czy to nie jest właśnie miłość? Owszem, ale dla nich było już za późno. Zbyt wiele błędów popełnił, zbyt późno zrozumiał. Ona już dawno podjęła decyzję.

- I jaki jest jego stan? – dopytywał Cieplak Sosnowskiego
- Stabilny. Komplikacje w pierwszych dwóch dobach po tego typu operacji zdążają się dość często. Najwyraźniej jedno z naczyń po pobraniu organu nie zostało odpowiednio zamknięte. Reoperacja jak pan wie się udała. Będzie musiał dłużej zostać w szpitalu, ale powinno obyć się bez kolejnych niespodzianek – Józef zmartwiony potarł czoło
- Boże, mam nadzieję, że wyjdzie z tego bez większego szwanku. Uratował Ulę, a sam ma teraz problemy ze zdrowiem.
- Poprosiłem o konsultację mojego kolegę, bardzo dobrego chirurga. Powiedział, że teraz jest wszystko w porządku. Z resztą Marek z każdym dniem czuje się lepiej – wyjaśniał, siedząc na szpitalnym krześle nieopodal sali Ulki – ma dobrą opiekę - zapewnił
- Chyba powinienem powiedzieć Uli – zamyślił się Cieplak
- Rozmawiałem z nim. Prosił byśmy tego nie robili. Musimy uszanować jego wolę
- To chociaż do niego pojadę. Będzie mu miło. Może nawet dzisiaj. Rozmawiałem z lekarzem. Jutro powinni wypisać Ulę do domu, nie będę chciał zostawiać jej samej.
- Zawiozę pana – zaoferował, choć w głębi duszy ta sytuacja była mu wybitnie nie na rękę. Doceniał gest Dobrzańskiego i doceniał to, że pragnął utrzymywać wersję anonimowego dawcy. Wciąż obawiał się odrodzenia miłości Ulki do prezesa.

Spacerowała parkową alejką w to słoneczne, kwietniowe przedpołudnie. Lubiła to miejsce. Wiązało się z wieloma pięknymi wspomnieniami. Często przychodziła tu razem z Markiem. W ciągu ostatniego roku wiele się u niej zmieniło. Odeszła z firmy, później ten wypadek, który powoli stawał się tylko nieprzyjemnym wspomnieniem. Spojrzała przed siebie i dostrzegła znajomą postać siedzącą na jeden z ławek. Nie była pewna, czy to on. W końcu była jedenasta, środek dnia pracy, a on w jeansach i ciepłej bluzie z kapturem siedział w parku gapiąc się na pływające kaczki.
- Cześć – usłyszał za plecami głos, za którym tęsknił od miesięcy. Chciał się poderwać z ławki, ale ból wywołany gwałtownym ruchem mu to uniemożliwił. Wyprostował się tylko i przywidział na twarz szeroki uśmiech, który miał zatuszować grymas wywołany bólem. Dosiadła się obok i spojrzała na niego ciepło. Nic się nie zmienił przez te ostatnie osiem miesięcy podczas których się nie widzieli. No może był bardziej blady i silniejsze zmęczenie malowało się na jego twarzy. ‘Pewnie Violka wciąż się obija’ zaśmiała się w duchu.
- Cześć – odpowiedział w końcu – Miło cię widzieć. Słyszałem o twoim wypadku. Jak się czujesz?
- Dziękuję, dobrze. Szybko doszłam do siebie, a pobyt w szpitalu, operacja, jedna, druga, powili staje się zacierającym się wspomnieniem – uśmiechnęła się blado – A ty nie w firmie? Wagary sobie urządzasz? – serdeczny ton jej głosu wywołał uśmiech na jego twarzy
- Mam wolne – bąknął. Nie wyobrażał sobie, by powiedzieć jej, że jest na zwolnieniu, że wciąż  dochodzi do siebie po zabiegu
- Zostawiłeś firmę w rękach Aleksa? – zdziwiła się
- Nie. Zastępuje mnie ojciec i Seba. Oboje Febo wyjechali z kraju zaraz po pokazie. Aleks założył firmę we Włoszech, Paula układa sobie życie z jakimś Włochem. Już nie wrócą.
- Sądziłam, że wróciliście do siebie – zmarszczyła brwi, a on słysząc te słowa wybuchnął śmiechem
- Nawet tak nie żartuj. Kompletnie do siebie nie pasujemy. Mogę się tylko cieszyć, że wreszcie znalazła odpowiedniego człowieka i jest szczęśliwa – spojrzał na nią z nieskłamaną przyjemnością. Tę chwilę, gdy tonęli w swoich oczach przerwał dźwięk nadchodzącego sms’a. Niechętnie sięgnęła do torebki i przeczytała treść szeroko się uśmiechając
- Piotr? – rzucił, choć po chwili tego pożałował. Nie powinien był pytać. To nie jego sprawa.
- Nie, Beti – wyjaśniła szybko, jakby się usprawiedliwiając – Dostała szóstkę ze sprawdzianu z matematyki
- Zdolna jak siostra – rzucił z uśmiechem, ale ona jakby tego nie słysząc ciągnęła dalej
- Rozstałam się z Piotrem przed Gwiazdką – spojrzał na nią zaskoczony – Zrozumiałam, że nigdy nie będę w stanie pokochać go tak, jak na to zasługuje – szepnęła spuszczając głowę – W styczniu poleciał do Bostonu – przez chwilę wpatrywał się w nią w kompletniej ciszy analizując czy to dzisiejszego spotkanie co znak, że powinni spróbować, czy on powinien zawalczyć o jej miłość. Jej rozstanie z Sosnowskim dawało mu zielone światło.
- Dasz się zaprosić na kawę?
- Na herbatę, a najlepiej jakiś owocowy koktajl – uśmiechnęła się. No tak, przecież oboje są na podobnej diecie.

Można powiedzieć, że nieoficjalnie zaczęli wszystko od nowa. Obecnie byli na etapie randkowania. Nie uciekała przed nim, nie broniła się, wręcz sama niekiedy prowokowała spotkania. Szukał odpowiedniego momentu by powiedzieć jej prawdę. Gdy nadarzała się jednak okazja, rezygnował. Tak, jak zrezygnował wtedy, gdy po jednej z kolacji odwiózł ją do Rysiowa, a ona zaprosiła go na herbatę. Ku ogromnemu zaskoczeniu Uli Józef powitał Dobrzańskiego nad wyraz wylewnie. Cieplak już chciał coś powiedzieć, gdy prezes jednoznacznym spojrzeniem i przeczącym ruchem głowy dał mu do zrozumienia, że Ula jeszcze nic nie wie. Marek miał świadomość, że odwlekanie tego momentu nie ma sensu, ale z tyłu głowy wciąż tlił się strach. Bał się, że Ula znów będzie miała do niego żal, że zaczął budować ich związek na kłamstwie, że jej nie powiedział, że od samego początku oszukiwał ją nie tylko on, ale i jej rodzina na jego prośbę. Powinna znać prawdę.
Cieszył się tym rodzącym się związkiem. Oboje się cieszyli. Ona wreszcie miała pewność, że mu zależy, on cieszył się, że nie ucieka przed spotkaniami z nim, przed jego dotykiem. Zaczął ją ponownie ze sobą oswajać. Ku jego ogromnemu zdziwieniu, ale i radości po jednym z wieczornych wyjść do kina zapytała, czy pokaże jej swoje mieszkanie. Jej wzrok mówił wszystko. Z błąkającym się na twarzy delikatnym uśmiechem pomógł jej wsiąść do samochodu i ruszył w kierunku Siennej. Wygrała drugie życie i postanowiła go już nie marnować. Wiedziała, że szczęśliwa może być tylko u boku Dobrzańskiego.
Już w windzie łapczywie wpił się w jej usta. Tak bardzo za nią tęsknił, tak bardzo jej pragnął. Prosiła by nie zapalał światła. Wstydziła się jeszcze swoich blizn. Nie myślał o niczym innym, jak tylko o tym, by jak najszybciej poczuć zapach i ciepło jej skóry, by usłyszeć, jak w chwili największej rozkoszy szepcze jego imię.
- Kocham cię – szepnął wprost do jej ucha i wszedł z gorącymi pocałunkami na szyję.
- Ja ciebie też – mocniej objęła go za szyję.
Pozbyła się jego koszuli i zaczęła wodzić opuszkami palców po torsie. Zjechała niżej i trafiła na dziwne zgrubienie po prawej stronie. Zamarł. Odsunęła się lekko i spojrzała na niego.
- Miałeś jakiś wypadek? Nie miałeś tego wcześniej – rzekła przejętym tonem. Doskonale pamiętała swój dramat. Przełknął głośno ślinę i zapalił stojącą w rogu pokoju lampę
- Nie – szepnął. Uciekał wzrokiem. Powinien był to załatwić inaczej, wcześniej. Jak zwykle tchórzył. Usiadł na skraju łóżka i niepewnie spojrzał na nią – Wiem, że powinienem był ci powiedzieć wcześniej – urwał na chwilę, a w niej rósł niepokój – Wiedziałem o twoim wypadku. Byłem w szpitalu – patrzyła na niego swoimi wielkimi, błękitnymi oczami. Zaczynała rozumieć – To ja byłem dawcą – łza spłynęła po jej policzku. Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach
- Dziękuję – szepnęła wzruszona i musnęła jego usta – Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego nikt mi nie powiedział? – spytała z wyczuwalną nutą pretensji. Kciukiem pogładziła jego policzek, obrysowała dolną wargę i wpatrując się w jego oczy czekała na odpowiedź
- Nie miej do nich żalu. Prosiłem ich o dyskrecję. Nie chciałem, żebyś czuła, że jesteś mi coś winna – westchnął – Nie chciałem, żebyś była ze mną z wdzięczności
- Uratowałeś mnie. Uratowałeś mnie dla siebie – szepnęła wprost w jego wargi. Była wzruszona jego gestem. Przez długie miesiące nie wierzyła w jego miłość. Teraz nie mogła mieć już wątpliwości. Podarował jej najpiękniejszy prezent. Podarował jej życie. Przyciągnął ją bliżej. Miała rację. Uratował ją dla siebie i zrobi wszystko, by jej nie stracić.

czwartek, 4 września 2014

Miniaturka XX 'Prawdziwej miłości nie udowodni się słowami' I

Odeszła z firmy. Nie dała się namówić na podpisanie kolejnego kontraktu, nie chciała rozpoczynać pełnej kadencji na stanowisku prezesa. Na nic się zdały jego zapewniania, że nie będzie wchodził jej w drogę, ani prośby Krzysztofa. Podjęła decyzję i nie chciała jej zmieniać. Wiedziała, że jeśli teraz ulegnie nigdy nie uwolni się od Dobrzańskiego. Nie mogła i nie chciała stać w miejscu. Musiała iść do przodu bez Marka. Zresztą on zdawał się odbudowywać swój związek z Pauliną. Tuż przed pokazem coraz częściej widywała ich razem. Nie chciała na to patrzeć, tak samo, jak nie chciała krzywdzić Pauliny. Dwa dni po pokazie zwołała zebranie zarządu i przekazała fotel prezesa Markowi. Dwa tygodnie po pokazie miała lecieć z Sosnowskim do Bostonu. Nie wiedziała, czy tego właśnie chce, ale z drugiej strony nie miała innego pomysłu na życie. Piotr dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Może będzie z nim szczęśliwa? Zawsze po cichu wyśmiewała swoje koleżanki, które wyznawały zasadę ‘lepszy taki, niż żaden’. Ona teraz zachowywała się identycznie.

Wszedł do bufetu w środowe przedpołudnie. Od dwóch dni prawie nie spał. Od pokazu minął miesiąc, a do firmy wciąż napływały nowe zamówienia, propozycje współpracy, zaproszenia na pokazy i targi. Miał tysiące spraw na głowie, ale starał się podołać. Ula wyprowadziła firmę na prostą i nie mógł zaprzepaścić tej szansy. Nie mógł zmarnować jej pracy. Brakowało mu jej. Przede wszystkim brakowało mu jej jako kobiety, ale również jako asystentki, dyrektora finansowego i prezesa. To stanowisko było dla niej stworzone. Teraz został sam na placu boju. Ania bardzo się starała, ale nie była Cieplakówną.
Bufet był prawie pusty. Nieliczni pracownicy siedzieli sącząc soki, czy jedząc kanapki. Przy jednym ze stolików siedziały jej trzy przyjaciółki. Wszystkie z nietęgimi minami dyskutowały o czymś cicho. Nawet nie zauważyły, gdy podszedł bliżej. Obrzucił je uważnym spojrzeniem. 
- Wciąż jest bez zmian – rzekła najstarsza z nich ocierając spływającą po policzku łzę
- Podjadę tam dzisiaj po pracy. Leszek zostanie z małą
- Co z przeszczepem? Wytypowali dawcę? – przysłuchiwał się uważnie
– Nie. Zresztą przeszczep i tak nie jest teraz możliwy. Jej stan jest zbyt poważny – bufetowa pokiwała głową ze zrozumieniem i wtedy dostrzegła Dobrzańskiego, który wpatrywał się w ich stolik marszcząc brwi. Pospiesznie wstała i stanęła za ladą. Kupił kanapkę i jabłko i obrzucając po raz ostatni ich stolik spojrzeniem wrócił do gabinetu. Wciąż myślał o tej podsłuchanej rozmowie. Zastanawiał się o kim mogły rozmawiać. W głębi duszy czuł jakiś irracjonalny strach, że być może chodziło o Ulę. Przecież wszystkie trzy się z nią przyjaźniły. ‘E tam, może sąsiadka którejś, albo siostra, przyjaciółka’ starał się przekonywać sam siebie, ale jego myśli uparcie krążyły wokół Cieplak. Następnego dnia wpadł na Milewską w recepcji. Nie wyglądała najlepiej. Podkrążone oczy, smutny wzrok. Musiał z nią porozmawiać, inaczej będzie go to męczyło przez następne dni.
- Alicja, możesz wpaść do mnie na chwilę?
- To coś ważnego? Nie bardzo mam teraz czas. Sebastian prosił o te zestawienia na cito – sugestywnie spojrzała na plik trzymanych kartek
- Nie zajmę ci wiele czasu. Zapraszam – gestem dłoni wskazał swój gabinet
Usiadła na fotelu i spojrzała na szefa.
- Nie będę owijał w bawełnę – zajął miejsce niemal naprzeciw niej – Słyszałem wczoraj fragment waszej rozmowy w bufecie – spuściła wzrok – Wiem, że nie powinienem się wtrącać, ale o kim rozmawiałyście? – milczała, co tylko zaczęło potwierdzać jego podejrzenia – Alicja, odpowiesz mi? – niepokój rósł w nim z każdą kolejną sekundą – Od wczoraj towarzyszy mi dziwny niepokój, że chodzi o Ulę. Jest chora? Miała wypadek? Jest w szpitalu? – zdenerwowany zasypywał ją gradem pytań, a ona wciąż uciekała wzrokiem. Przecież obiecała, że nic mu nie powie – Alicja, do cholery, powiedź coś! Zaprzecz! – podniósł głos zdenerwowany. Odważyła się na niego spojrzeć. Na jego twarzy malowało się autentyczne przerażenie.
- Ula miała wypadek – szepnęła cicho. Zamarł. Wpatrywał się w nią tępym wzrokiem starając się przyswoić te ‘rewelacje’.
- W którym jest szpitalu? – zapytał, gdy odzyskał rezon
- Marek, nie powinnam – zaczęła niepewnie, kręcąc głową
- W którym!? – przeszywał ją przenikliwym wzrokiem
- Posłuchaj, i tak nic nie pomożesz… - próbowała go zniechęcić. Miała mu nie mówić…
- Chcę ją tylko zobaczyć – szepnął błagalnym tonem. Na jej twarzy malowało się wahanie, jednak po chwili wstała i spojrzała na niego ciepło. ‘Czyżby naprawdę mu na niej zależało?’
- Dobrze, pojedziemy po pracy. Poczekam na ciebie – już chciała wychodzić, gdy zatrzymał ją jego głos
- Teraz! – rzekł stanowczo wpatrując się w jej twarz
- Nie mogę, Sebastian czeka – machnęła mu kartkami
- Pieprzyć Sebastiana. Chodź – chwytając ją za ramię wyprowadził z gabinetu – Który szpital?
- Bielański
- Co jej jest? – dopytywał, gdy ruszył z firmowego parkingu
- Dwa tygodnie temu, tuż przed wylotem do Stanów mieli wypadek z Piotrem. On miał więcej szczęścia. Skończyło się na złamanej ręce, lekkim wstrząśnieniu mózgu i kilku siniakach. Pijany kierowca uderzył ich auto od strony pasażera – zauważyła, że mocniej zacisnął ręce na kierownicy – Miała liczne obrażenia wewnętrzne, również wstrząśnienie mózgu. Utrzymują ją w śpiączce farmakologicznej dopóki obrzęk się nie zmniejszy
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś? – zapytał z pretensją parkując przed budynkiem szpitala. Sam się dziwił, że dojechali tak szybko.
- Ula chciała się od ciebie odciąć – spojrzała na niego. Spuścił wzrok – Stwierdziła, że musi o tobie zapomnieć. Poza tym Piotr mnie prosił. Jemu bardzo na niej zależy.
- Mnie też – szepnął. Usłyszała
- Robi wszystko, żeby była szczęśliwa i żeby z tego wyszła. Ściągnął najlepszych medyków – stanęli przed jej salą. Mogli jedynie patrzeć przez szybę na jej obandażowane ciało. Blada cera, dziesiątki kabli i aparatury pilnującej jej parametrów. Zaszkliły mu się oczy. Splótł dłonie na karku, przyciskając łokcie do skroni. Tak bardzo chciałby ulżyć jej w cierpieniu.
- Jakie są rokowania? – spojrzał z przerażeniem na Milewską. Widziała, że mu zależy.
- Gdy zmniejszy się obrzęk mózgu będą ją wybudzać. Miała krwotok wewnętrzny. Usunęli jej śledzionę. Wątroba jest w opłakanym stanie. Będzie potrzebowała przeszczepu. Szukają wśród rodziny. Józef odpada ze względu na chorobę serca. Beatka jest zbyt mała. Najprawdopodobniej będzie to Jasiek, ale jeszcze nie ma wyników wszystkich badań – wyjaśniła – Jeśli nie on, będzie musiała czekać na dawcę niespokrewnionego, zmarłego.
- Cześć – usłyszeli za plecami i jak na komendę odwrócili się w stronę Piotra
- Cześć – odparł Dobrzański wyciągając w stronę kardiologa rękę.
- Co ty tu robisz? – zapytał lekko nieprzyjemnym tonem
- Kilkadziesiąt minut temu siłą wyciągnąłem od Alicji, że Ula tu leży – wyjaśnił. Nie miał ochoty na sprzeczki z lekarzem
- Pójdę do ordynatora. Upewnię się, że stan się nie pogorszył – z gipsem na przedramieniu ruszył korytarzem.
- Może mógłbym coś zrobić, pomóc – zaoferował spoglądając na Milewską smutnym wzrokiem
- Nic nie można zrobić. Trzeba czekać
- Dziękuję – obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem – dziękuję, że mi powiedziałaś.
- Oboje wiemy, że nie dałbyś mi spokoju – odparła z lekkim uśmiechem – Choć Ula z pewnością nie będzie zadowolona – wiedziała, że sprawi mu tym przykrość, ale wielogodzinne rozmowy z Ulą uświadomiły jej, że musi postawić sprawę jasno. Ona bardzo chciała zacząć nowy rozdział w swoim życiu, w którym nie będzie Marka, nie będzie przeszłości i złych wspomnień. On doskonale zdawał sobie sprawę, jak mocno ją skrzywdził. Gdzieś tam, z tyłu głowy tliła się nadzieja, że może kiedyś mogliby być jeszcze razem szczęśliwi, ale z drugiej strony… Ciosy zadane prosto w serce nie goją się tak łatwo. Gdyby tylko wcześniej potrafił zdefiniować swoje uczucia, gdyby potrafił być z nią szczery.
- Za dwa dni powtórzą jeszcze tomografię i spróbują ją wybudzić – rzekł Sosnowski stając z prezesem ramię w ramię przed szybą OIOM’u.
- Pójdę już – szepnął brunet spoglądając na twarz ukochanej po raz ostatni – Pozwolę sobie przyjść na chwilę jutro
- Marek – westchnęła Alicja – ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł
- Na chwilę – jęknął błagalnie – Obiecuję, że gdy upewnię się, że jej stan ulega poprawie i że z tego wyjdzie zniknę. Nie chcę jej ranić – zapewnił i szybkim krokiem skierował się w stronę schodów. Milewska i Sosnowski odprowadzili go wzrokiem.
Nie mógł znaleźć sobie miejsca. Nie mógł zasnąć. Wciąż przed oczami widział ją poturbowaną w szpitalnej pościeli. Wyrzucał sobie, że gdyby nie był taki głupi nie poznałaby Sosnowskiego, nie odeszła z FD, a tym samym nie doszłoby go wypadku. Widział, że sobie nie daruje, gdy ona nie wróci do pełni sprawności. W duchu modlił się by młody Cieplak mógł być dawcą wątroby. Miał świadomość, jak trudno jest w Polsce o organy. Czytał całkiem niedawno duży reportaż na ten temat w jednym z poczytnych tygodników.
- Dzień dobry – przywitał się z Cieplakiem i Sosnowskim, gdy tuż po pracy znalazł się na szpitalnym korytarzu.
- Dzień dobry – rzekł zmartwiony Józef. Wypadek córki odbił się również na jego zdrowiu. Leki uspokajające niewiele potrafiły zdziałać. Stres źle wpływał na jego serce.
- I jak? Bez zmian?
- U Uli bez – odparł chłodno Piotr wciąż wpatrując się w twarz swojej dziewczyny – Nie mamy dawcy
- A Jasiek? – zmarszczył brwi
- O ile następne badania potwierdzą diagnozę lekarzy, Jaś nie może zostać dawcą – głos seniorowi grzązł w gardle – przez przypadek odkryto u niego początki cukrzycy. To go całkowicie wyklucza – w jego oczach stanęły zły – Nie dość, że moja córka walczy o życie, to na dodatek syn ma przewlekłą chorobę. Wcześniej zmarła mi żona. Co jeszcze złego spotka naszą rodzinę? – słona kropla spłynęła po jego policzku. We trzech stali teraz wpatrując się w jeden punkt. Minęły minuty, a być może dziesiątki minut. Każdy z nich pogrążony we własnych myślach
- Ja będę dawcą – odezwał się w końcu Dobrzański, a pozostała dwójka wlepiła w niego zaskoczone spojrzenie – mamy z Ulą taką samą grupę krwi