B

piątek, 28 lutego 2014

'Zapomnij o mnie' XI

O dziewiętnastej usłyszała dzwonek. Sądziła, że to Jasiek postanowił odwiedzić ją po wykładach przed powrotem do Rysiowa. Jakież było jej zdziwienie, gdy przez uchylone drzwi znów zobaczyła Dobrzańskiego.
- Cześć. Wpuścisz mnie? – zapytał z miną zbitego psa. Miała ochotę zatrzasnąć mu je przed nosem. Chyba czytał jej w myślach, bo nie dał jej tej możliwości gwałtownie kładąc rękę na dębowych drzwiach.
- Proszę cię, porozmawiaj ze mną – powiedział i  zabrał prawą dłoń. Pozostawił jej możliwość wyboru. Mimo wszystko nie chciał brutalnie wkraczać w jej przestrzeń życiową. Chwilę biła się z myślami. Ostatecznie zamiast je zamknąć, otworzyła szerzej wpuszczając go do środka.
- Dziękuję – powiedział cicho, stając pośrodku przedpokoju i podniósł do góry trzymane w lewym ręku kwiaty – i przepraszam. Zachowałem się wczoraj, jak kompletny idiota i nic mnie nie usprawiedliwia – wyciągnął w jej kierunku bukiet – no może tylko zazdrość – dodał po chwili, gdy nie było reakcji z jej strony. Wreszcie zdecydowała się bez słowa przyjąć tą kompozycję róż i tulipanów. Pierwszy krok za nim.
- Wejdź do salonu. Nie będziemy rozmawiać w drzwiach. Wstawię kwiaty – zniknęła w kuchni. Podszedł do drzwi prowadzących na taras i wyjrzał przez okno. Miała cudowny widok na Wisłę i Stadion Narodowy. Dobrze się czuł w tym mieszkaniu. Dobrze się czuł, gdy była obok. Po chwili pojawiła się obok niego, podając mu szklankę wody.
- Ta wczorajsza sytuacja wiele między nami skomplikowała i zdaję sobie z tego sprawę, że moje zachowanie mogło cię zirytować. Nie powinienem patrzeć na ciebie przez pryzmat mojego zachowania. Nie byłem w porządku i nie miałem prawa robić ci wyrzutów. Głupio się z tym czuję - chrząknął - Przyjechałem tutaj dzisiaj by porozmawiać z tobą o tym, o czym chciałem wczoraj. O tym, dlaczego przyleciałem do Polski – przysłuchiwała się jego słowom nie okazując żadnej reakcji. Nie ułatwiała mu, ale tego się właśnie spodziewał. Wziął łyk zimnego płynu i kontynuował – Po tym naszym rozstaniu ja nie potrafię normalnie funkcjonować, pracować – podszedł do niej i stanął tuż obok – Ula, ja bez ciebie wariuję. Nie potrafię o tobie zapomnieć. Nie chcę o tobie zapomnieć – wciąż milczała. Powili zaczynał wpadać w panikę. Nie wiedział co jeszcze powiedzieć, zrobić, by zareagowała, by dała mu znak, na czym stoi – Początkowo myślałem, że to wyrzuty sumienia, że tak wyjechałem... nagle, że tak naprawdę nie dałem nam szansy, że się zbyt łatwo poddałem. Całkiem niedawno zrozumiałem, że to jest po prostu miłość. Wariuję z miłości – szepnął tuż nad jej uchem. Zapach jej perfum odurzał go. Tak bardzo tęsknił za tą nutą piżma przez ostatnie tygodnie.
- Mylisz fascynację z miłością – powiedziała niewyraźnie, gardłowym głosem. Słowa, które przed chwilą wypowiedział wywołały w jej wnętrzu prawdziwą burzę. 
- Nie mylę – zaprzeczył gwałtownie, pewnym głosem. Podniósł do góry jej podbródek, by spojrzała mu w oczy – Nie chcę czekać i liczyć na to, że kiedyś będzie łatwiej, prościej. Chcę być z tobą tu i teraz. Kocham cię – szepnął i założył na jej ustach czuły pocałunek. Przez pierwsze sekundy nie reagowała, ale wystarczyła chwila, by ich języki splotły się w szalonym tańcu pełnym tęsknoty.
- Ja ciebie też – szepnęła między kolejnymi muśnięciami warg. Uśmiechnął się do niej najpiękniej, jak potrafił. Straciła grunt pod nogami. Nim zdążyła zareagować zaniósł ją do sypialni.  
- Pragnę ciebie. Tylko ciebie – zamruczał wprost nad jej uchem. Rozbierał ją wzrokiem. Był zachłanny. Całował łapczywie. I znów poznawali erotyczna mapę swoich ciał, ucząc się jej od nowa.

Obudziła się wtulona w jego klatkę piersiową. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jej twarzy. Odsunęła się nieznacznie, kładąc głowę na swojej poduszce. Przez chwilę przypatrywała mu się w skupieniu. Pogrążony we śnie wyglądał tak łagodnie, spokojnie. Dwa dni temu pokazał swoją mocniejszą stronę, gdy zazdrość przysłoniła mu obraz świata. Teraz, gdy wiedziała, że ją kocha, nie miała mu tamtego wybuchu za złe. Pewnie ona widząc inną kobietę w jego ramionach zachowałaby się podobnie. Wplotła palce w jego czarne włosy. Uwielbiała je przeczesywać. Zastanawiała się, jak teraz będzie wyglądać jej życie, ich życie. Wyznał miłość, zapewnił, że nie chce tracić czasu. Jasno dał jej do zrozumienia, że chce związku. Miała nadzieję, że tym razem nie skończy się on szybciej, niż się zaczął. Miała nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Lepiej. Spojrzała na zegarek, który wskazywał siódmą trzydzieści. Jeśli nie chciała kolejny raz spóźnić się do pracy musiała się zbierać. Gdy tylko odkryła kołdrę, poczuła, jak oplata ją swoimi ramionami w pasie i przytula się do jej pleców.
- A dokąd to moja panno? – zapytał jeszcze zaspanym głosem – Chcesz mi uciec? – zaśmiała się radośnie.
- Nie mam zamiaru uciekać – musnęła jego usta, co spowodowało, że leniwie otworzył oczy – Muszę iść do pracy – skrzywiła się
- Ale ja ci nie pozwalam – powiedział tonem naburmuszonego pięciolatka – Nie mam zamiaru wypuścić cię z łóżka przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny – już miała zaprotestować, ale jej nie pozwolił zamykając jej usta pocałunkiem – i nawet nie próbuj ze mną dyskutować. Zadzwonisz do mojego ojca i powiesz, że jesteś chora, kot ci zdechł, albo twojej sąsiadce skończyło się mleko i musisz jej zrobić zakupy. Niemal nie wychodziłaś z firmy przez kilka ostatnich miesięcy, więc nie będzie robił afery o kilka dni urlopu – tłumaczył spokojnie – A ja się muszę tobą nacieszyć – zaczął składać pocałunki na jej ramieniu
- W zasadzie to wzięłam urlop od poniedziałku. Chyba mogę go przyspieszyć – zamyśliła się teatralnie
- No i cudownie! – odparł uradowany
- Ale jutro muszę być na uczelni – zaznaczyła szybko
- No trudno… - skrzywił się – Ale dzisiaj zostajemy tutaj – niemal klasnął w dłonie w przypływie euforii i wciągnął ją pod kołdrę
- Ale i tak nie zostanę w łóżku przez cały dzień – odsunęła go lekko. Spojrzał na nią skonsternowany
- A to niby czemu?
- Bo na przykład muszę coś zjeść. Spaliliśmy trochę kalorii i obawiam się, że za chwilę pół bloku będzie słyszało, jak burczy mi w brzuchu. Także wybacz, ale ja idę do kuchni, ty jak chcesz, możesz tu zostać – ponownie próbowała wstać
- Stop! – krzyknął – Zostajesz tutaj. A jedzenie, będzie za pół godziny – błyskawicznie chwycił do ręki swojego smartfona – To co, naleśniki? - zapytał wpisując coś w przeglądarkę
- Jestem tak głodna, że zjem nawet owsiankę, której nie cierpię od dziecka – zaśmiała się.
- Gotowe – odłożył telefon na nocną szafkę – No to mamy jeszcze pół godziny nim przyjedzie śniadanie – spojrzał na nią wymownie i zaczął łaskotać.
- Jesteś nieznośny! – zaczęła śmiać się w niebogłosy.

Obserwował ją, jak szykowała się na zajęcia. Była perfekcyjna w każdym calu. Idealnie dobrana garderoba, delikatny makijaż. Przyglądał jej się z błąkającym się na ustach uśmiechem.
- Wiesz – zaczął cicho, powodując tym samym, że na niego spojrzała - Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy się tylko poznaliśmy, to było tylko pożądanie. A teraz nie wyobrażam sobie, żeby któregoś dnia mogło cię przy mnie nie być – łza zakręciła jej się w oku. Nie spodziewała się takich słów z jego strony. Zwłaszcza z jego. Przysiadła na brzegu łóżka, tuż obok niego. Podniósł się lekko, opierając się na lewym przedramieniu – Co ty ze mną robisz, że pragnę budzić się i zasypiać wtulony w twoje ciało – wychrypiał wprost do jej ust. Nim zdążył ją pocałować zdążyła jeszcze szepnąć ‘Kocham cię’.

Pakowała ostatnie papiery do aktówki. Wiedziała, że jeśli nie chce spóźnić się na egzamin powinna wyjść za pięć minut. Marek leniwie przeglądał coś na smartfonie rozłożony na jej kanapie.
- Kiedy lecisz do tej Japonii? – zapytała przypominając sobie ich rozmowę przed rozstaniem
- Nie lecę – odparł spokojnie nie odrywając wzroku od ekranu
- Jak to nie lecisz? – stanęła w pół kroku
- Po prostu – wzruszył ramionami – Zrezygnowałem z tego kontraktu – by skończyć temat wskazał palcem na zegarek – za chwilę się spóźnisz – rzucił i podchodząc do niej krótko musnął jej wargi
- Pewnie już jest taksówka - zaczęła szybciej pakować telefon i klucze do torebki
- Przecież mogłem cię odwieźć. A w zasadzie dlaczego ty nie masz samochodu? - zainteresował się
- Jest w serwisie na przeglądzie. Uciekam.
- idź i nie oblej całego roku – zaśmiał się – ja w tym czasie pojadę do hotelu po swoją walizkę.
- Nie dam się tak łatwo zbyć. Porozmawiamy o tym wyjeździe, jak wrócę – z groźnym wyrazem twarzy podniosła ostrzegawczo wskazujący palec do góry – Prawa strona garderoby jest pusta – uśmiechnęła się uroczo i posłała mu powietrznego buziaka – Paaa
- Miłego dnia – puścił jej oczko.

Roześmiana wyszła z budynku uczelni w towarzystwie Pawła. Opowiadał jej właśnie, jak jeden ze studentów przyłapany na ściąganiu wsadził sobie ściągę do ust, przeżuł ją i połykając stwierdził, że on wcale nie ściągał. Na ławce, po drugiej stronie ulicy dostrzegła postać Marka. Pomachała mu. Wolnym krokiem ruszył w ich kierunku.
- To jest ten twój Marek? – zapytał blondyn obrzucając Dobrzańskiego zaciekawionym spojrzeniem
- Tak – szepnęła rozmarzonym głosem przygryzając lekko dolną wargę. Obserwowała, jak się do nich zbliżał. Koszula w zielono-białą kratę z podwiniętymi rękawami, szare szorty i zielone trampki. I oczywiście nieodłączne okulary Ray Bana. Wyglądał o kilka lat młodziej. Jej towarzysz spojrzał na najpierw na nią, później po raz kolejny na Marka i z serdecznym śmiechem stwierdził
- Zupełnie do siebie nie pasujecie – zaśmiała się pod nosem
- I może w tym tkwi nasz sekret – odparła i już tonęła w ramionach Marka
- Jaki sekret? – zapytał i złożył na jej ustach krótki, acz namiętny pocałunek
- Udanego związku – odpowiedziała z uśmiechem – Poznaj proszę Pawła. Człowieka, bez którego chyba bym nie przeprowadziła dzisiejszego egzaminu z tą rozwydrzoną młodzieżą – uniosła oczy do góry i pokiwała z powątpiewaniem głową, na co panowie się roześmiali
- A to jest Marek…. Mój Marek – dodała po chwili z tajemniczym uśmiechem. Panowie uścisnęli sobie dłonie.
- Bardzo chciałem cię poznać – rzucił Dobrzański obrzucając bacznym spojrzeniem blondyna. Nie wyglądał i nie zachowywał się jak stereotypowy gej, ale też nie dostrzegał w jego oczach zazdrości, gdy całował i obejmował Cieplak. To dało mu pewność, że nie musi się obwiać o relację Pawła z jego kobietą.  
- Ja ciebie też – odparł szczerze – Znamy się z Ulą już ładnych kilka lat i byłem ciekawy jaki jest człowiek, któremu wreszcie udało się skraść jej serce
- Wyobrażałeś sobie pewnie, że będę krawaciarzem ze skórzaną teczką? Biznesmen pełną gębą… - zaśmiał się przygarniając ją do swojego boku
- Mniej więcej – uśmiechnął się serdecznie – Albo chociaż naukowiec w powyciąganym swetrze, ale z habilitacją
- Chyba to prawda, że przeciwieństwa się przyciągają – szepnął i spojrzał na panią dyrektor roziskrzonym wzrokiem
- Uciekam, muszę być w mojej ukochanej korporacji za godzinę
- Szkoda, miałam nadzieję, że pójdziesz z nami na kawę
- Następnym razem – cmoknął ją w policzek i podając Dobrzańskiemu dłoń powiedział – Trzymajcie się.
- To co, kawa? – zapytał Marek wskazując dłonią małą kafejkę po drugiej stronie ulicy
- Mrożona i na wynos. Mam ochotę się przejść
- Wedle życzenia – wtem zadzwoniła jego komórka – Przepraszam – rzucił i spoglądając na wyświetlacz odebrał płynną angielszczyzną
- Mark słucham…. Nie. Nie przyjadę….. Zrezygnowałem. Do Montrealu też nie przylecę…. Rozumiem, ale taka jest moja decyzja…. – Ula przysłuchiwała się tej rozmowie z zaciekawieniem – Powiedzmy, że zmieniły mi się priorytety – spojrzał na Cieplak z miłością – Tobie też miłego dnia – rozłączył się i chowając iPhona do tylnej kieszeni spodni zniknął we wnętrzu kawiarni.
Spacerowali w cieszy ładnych kilka minut. Trzymał ją za rękę, co chwilę na nią spoglądał, a ona miała wrażenie, że czuje się jak zakochana nastolatka. Ona w eleganckiej sukience i beżowych szpilkach i on w sportowym, luźnym stroju. Zupełnie dwa odrębne światy, które jednak udało się połączyć.
- Nie chcę, żebyś rezygnował dla mnie z kariery – powiedziała wreszcie na głos to, co męczyło ją od jakiegoś czasu.
- Proszę cię, nie podchodź do tego w ten sposób
- Marek – westchnęła - owszem, pamiętam jak ci powiedziałam, że się nie przeniosę na stałe do Paryża. I zdania nie zmieniłam. Ale to, że jesteśmy razem do nie powód, żebyś odrzucał wszystkie zawodowe propozycje. Jesteś zbyt uznanym fotografem by teraz zajmować się robieniem zdjęć dzieci w warszawskich przedszkolach, czy nie daj Boże zmieniać profesję.
- Nie zamierzam zmieniać profesji, bo tak naprawdę oprócz robienia zdjęć nic innego nie potrafię – bezradnie rozłożył ręce. Wiedziała, że się wygłupia. Po chwili puścił jej oczko – W Polsce też można złapać ciekawe zlecenia. Już kiedyś Mercedes Benz Poland proponował mi współpracę. Odezwę się do nich. Poza tym postanowiłem, że będę wchodził w kontrakty tylko w Europie i dość krótkie. Jak wyjazdówki, to takie na dwa, trzy dni.
- A co z Japonią? – dociekała. Wiedziała, że jeszcze dwa miesiące temu bardzo mu na tym kontrakcie zależało. Miał być prestiżowy i dobrze płatny.
- Rano się przed tobą otworzyłem i powiedziałem ci, że nie wyobrażam sobie, bym miał się koło ciebie nie budzić. Ula, to są dwa miesiące.
- Postanowiłam przenieść swój urlop. Nie pójdę na niego od poniedziałku, tylko od końca lipca. To wtedy miał być ten wyjazd, prawda? – kiwnął głową – Mam trochę zaległego. Uzbiera się jakieś pięć tygodni. Żaden pokaz się nie zbliża, więc myślę, że Adam da sobie radę sam. Pojadę tam z tobą.
- A co, z kolejnymi trzema? – dopytywał zaczepnie – Będę tęsknić. Bardzo tęsknić – musnął jej wargi
- Jakoś wytrzymasz. To będzie dla nas sprawdzian – doskonale łapał, co ma na myśli. Nie powiedziała tego głośno, ale domyślał się, że to będzie test jego wierności – A jak wrócisz stęskniony, to postaramy się wszystko nadrobić- szepnęła zmysłowo
- Wiesz, że jesteś cudowna? – zapytał. Jej gest wiele dla niego znaczył
- Wiem.
- Muszę zadzwonić do Paula, mojego agenta. Będzie zachwycony. Chyba się polubicie – musnął wargami jej policzek
- Mam taką nadzieję – wtuliła się w jego ramiona.

piątek, 21 lutego 2014

'Zapomnij o mnie' X

Usłyszała energiczne pukanie do drzwi. Była lekko zaskoczona, bo z nikim się nie umawiała na popołudnie. Otworzyła i zobaczyła w nich Dobrzańskiego. W pierwszym momencie zaniemówiła. Ale po chwili pierwszy szok zamienił się w radość. Na jego widok jej serce wykonało salto w klatce piersiowej. Uśmiechnęła się szeroko.
- Marek? – wręcz z namaszczeniem wymówiła jego imię. Kompletnie nie spodziewała się, że tego pięknego, słonecznego dnia stanie w jej drzwiach – Przyjechałeś… – szepnęła uradowana. On na jej widok tak szczęśliwy nie był. Stał i z nieodgadnionym wyrazem twarzy przypatrywał się jej w skupieniu.
- Kto to był? – zapytał bezceremonialnie i nim zdążyła zaprosić go do środka wyminął ją i już zmierzał w kierunku salonu. Nie bardzo wiedziała o co mu chodzi. Zamknęła drzwi i posłusznie ruszyła za nim.
- Nie bardzo rozumiem o czym mówisz? – zmarszczyła brwi i przypatrywała się jego sylwetce. Tak bardzo tęskniła za jego spojrzeniem, głosem, a nawet za tymi kraciastymi koszulami i kolorowymi trampkami.
- Pytam – niemal wysyczał przez zaciśnięte zęby – kim był twój towarzysz?!
- Kolega z uczelni – odparła spokojnie. Przyjrzała mu się uważnie. Był wściekły. Nie rozumiała jego zachowania i zaczynało ją powoli irytować
- Ze wszystkimi kolegami żegnasz się tak wylewnie? – dociekał
- Z zadeklarowanymi gejami owszem. Zresztą ja nie rozumiem, po co ci się tłumaczę – westchnęła - Przyjechałeś urządzać mi tutaj scenę zazdrości? – zdenerwował ją. Inaczej wyobrażała sobie ich spotkanie.
- Nie. Przyjechałem do ciebie, ale zastałem pod twoim blokiem dość jednoznaczną sytuację, która miała prawo mnie wkurzyć! – miał nadzieję, że go nie oszukuje, że ten fircyk rzeczywiście był gejem i tylko jej kolegą. Ale nie zmieniało to faktu, że wciąż się w nim gotowało. Gdy widział, jak tamten ją obejmuje, miał ochotę podejść do niego i wybić mu dwie górne jedynki.
- Co ty sobie myślisz, co? – wybuchała – Wyjechałeś z dnia na dzień stawiając mnie praktycznie pod ścianą i nie dając możliwości wyboru! Najpierw się ze mną kochasz, by chwilę później jak gdyby nigdy nic zakomunikować mi, że wracasz sobie do tego pieprzonego Paryża! Zaproponowałam ci wspólne mieszkanie dając ci tym samym do zrozumienia, że jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu, a ty tak po prostu się pakujesz w walizkę i wylatujesz na drugi koniec Europy!
- Sama chciałaś, żebym o tobie zapomniał - wtrącił
- Bo nie miałam innego wyjścia! – wrzasnęła z trudem hamując łzy - Miałam cię błagać na kolanach, żebyś nie wyjeżdżał skoro ty już podjąłeś decyzję!? Nie zostawiłeś mi wyboru! Nawet przez chwilę się nie zastanowiłeś co ja czuję! – krzyknęła. Tej jej wybuch spowodował, że na chwilę przestał myśleć o sobie i swojej urażonej dumie
- Wiem, że masz prawo mieć do mnie żal… - zaczął, ale nie pozwoliła mu skończyć
- Najgorsze jest to, że ja właśnie nie mam prawa mieć do ciebie żalu! Bo myśmy się tak naprawdę na nic nie umawiali! I nic mi nie obiecywałeś – wzięła głęboki oddech i nim dążył się odezwać kontynuowała - Ale ja tobie też nic nie obiecywałam! Zostawiłeś mnie tutaj, wróciłeś do swojego życia, a teraz przyjeżdżasz po miesiącu milczenia i odstawiasz teatrzyk zazdrości! Robisz mi wyrzuty z powodu tego, że przytulał mnie kolega!? Gej! – wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo
- Ciekawe jak ty poczułabyś się na moim miejscu! To wyglądało dość jednoznacznie – rzucił mrużąc w geście zdenerwowania prawe oko
- Ja nie bardzo rozumiem – spojrzała wprost w jego oczy – Ty wymagasz ode mnie wierności? Jak żona strudzonego marynarza powinnam wyglądać, czy szanowny pan Dobrzański kiedykolwiek sobie o mnie przypomni i może łaskawie przyjedzie do Polski?! Oczywiście – wysyczała i podeszła do niego. Ich twarze dzieliły centymetry – ja miałam być wierna! A czy ty byłeś wierny?! – zapytała wlepiając swoje błękitne tęczówki w jego oczy – Byłeś? - ponagliła i wtedy spuścił wzrok. Miała już pewność, że robi wyrzuty jej o coś, co nawet nie miało miejsca, a sam zabawiał się w najlepsze – Tak właśnie myślałam – odparła i odsunęła się kilka kroków – Nie wymagaj od kogoś czegoś, czego sam nie potrafisz zaoferować – podeszła do stolika i nalała sobie szklankę wody – A teraz wyjdź z mojego domu – rzuciła, nawet na niego nie patrząc. Wyszedł. Znów się rozpłakała. Płakała tak, jak wtedy, gdy sześć tygodni temu opuszczał jej mieszkanie, po ich rozstaniu.

Wściekły dotarł do hotelu. Od razu podszedł do barku i wyciągnął małpkę czystej. Nalał do szklanki i wypił duszkiem. Palący płyn rozlał się po jego gardle. Nie przyniosło to ukojenia. ‘Do cholery, to nie tak miało wyglądać! Jesteś palantem Dobrzański’. W przypływie wściekłości zamachnął się i rzucił szklanką o ścianę, która rozprysła się w drobny mak. Wiedział, że kształt ich dzisiejszej rozmowy to jego wina. Przyjechał tu, by z nią porozmawiać, a nie robić jej jakieś bezsensowne wyrzuty, zwłaszcza, że sam nie był w porządku. Wciąż przed oczami miał obraz jej w ramionach innego. Szlak go trafił. Zamiast załatwić to na spokojnie pozwolił, by emocje, by zazdrość, przesłoniły mu rzeczywistość i obiektywną ocenę sytuacji.

Znów była rozbita po ich spotkaniu. Kompletnie go nie rozumiała. ‘Co on sobie wyobraża?’ Wciąż analizowała ich spotkanie, słowa, które padły. ‘Pieprzony egoista!’ Urządził jej scenę zazdrości z powodu tego, że odwiózł ją kolega. ‘Mierzysz mnie swoją miarą, Mareczku?’ z bólem zaśmiała się pod nosem. Pieprzył się z kolejnymi blondynkami, brunetkami i rudymi na prawo i lewo, a jej robił wyrzuty o przyjacielski uścisk. ‘Pieprzony hipokryta!’ Pobawił się nią, pobawił i zostawił ze złamanym sercem, jak starą, zepsutą zabawkę. ‘Zaborczy palant!’. Kolejne inwektywy leciały pod adresem młodego Dobrzańskiego. Wino nie przynosiło ukojenia. Miała tego serdecznie dość. ‘Po jaką cholerę ja się ładowałam w ten romans?’.

Wyjątkowo nie miała ochoty iść dzisiaj do pracy. Była już dziewiąta, gdy zwlekał się z łóżka. Pierwsze spóźnienie w jej zawodowej karierze. Wczorajszy wieczór był długi i pełen negatywnych emocji. Głowa ją bolała. Najwyraźniej przesadziła z winem. Ogarnęła się dość ślamazarnie i o dziesiątej dwadzieścia dotarła do biura. Zajęła się najważniejszymi sprawami i priorytetową korespondencją. Nic jej się nie chciało. Coraz poważniej rozważała wzięcie urlopu. Wypisała wniosek od poniedziałku i ruszyła do gabinetu Krzysztofa. Wiedziała, że to formalność. Już dawno proponował jej wolne. Wyjedzie, zapomni. Miała nadzieję, że na tym wyjeździe odzyska wreczcie upragniony i trwały spokój.

sobota, 15 lutego 2014

'Zapomnij o mnie' IX

Uciekła w pracę. Tabelki, zestawienia, raporty i prace studentów przynosiły jej ukojenie. Skupiła się również bardziej na swojej rodzinie i przyjaciołach. Częściej odwiedzała swój rodzinny dom i poświęcała czas młodszemu rodzeństwu. Mała Beatka była zachwycona. Zdecydowała się nawet na weekendowy wyjazd z dziewczyną Maćka, Beatą, do SPA w Serocku. Przyjaciel najwyraźniej dostrzegał jej kiepski nastrój i postanowił temu zaradzić organizując jej dwa dni relaksu i zabiegów pielęgnacyjnych. Starała się nie myśleć o Marku i nawet całkiem dobrze jej to wychodziło. Minął miesiąc od ich ostatniego spotkania.

Czerwona sukienka opadła na miękką wykładzinę dywanową w kolorze kawy z mlekiem. Jej ciało otulała teraz jedynie czarna, koronkowa bielizna. Wstrzymał oddech, gdy jego wzrok spoczął na jej pełnych piersiach. Miał ochotę pieścić je do utraty tchu. Zaśmiała się cicho obserwując jego reakcję. Spojrzał w jej oczy. Dostrzegł w nich figlarne iskierki. Chwyciła go za jego ulubioną, błękitną, kraciastą koszulę i gwałtownym ruchem przyciągnęła do siebie. Czyżby chciała dominować? Wiedział, że jej na to nie pozwoli. Zachłannie wpił się w jej usta. Smakowała tak słodko, niczym pierwsze, majowe truskawki. Nim się spostrzegła, uwolnił jej piersi. Miał wprawę. Czarna koronka wylądowała gdzieś w kącie hotelowego pokoju. Czuł, jak uśmiecha się podczas pocałunku. Wplotła palce w jego czarne włosy. To ich zbliżenie pełne było gwałtowności, namiętności, szaleństwa. Bardzo mu się to podobało. Jej drobne palce zaczęły odpinać kolejne guziki koszuli. Dłońmi zaczęła badać skórę pleców. Czyżby chciała zapamiętać każdy centymetr jego ciała? Jej rześkie, cytrusowe perfumy oszałamiały go. Po raz kolejny tego wieczoru zatonął w jej błękitnym spojrzeniu. Oczy mówiły wszystko. Była mu całkowicie poddana. Jej wzrok mówił ‘zrób ze mną co tylko zechcesz’. Z satysfakcją zaśmiał się pod nosem unosząc prawy kącik ust w charakterystycznym geście. Miał nad nią całkowitą kontrolę. Była mu poddana i zamierzał w pełni to wykorzystać. Przycisnął ją mocniej do siebie i napierając na nią spowodował, że opadli na satynową, zimną pościel. Po ich rozgrzanych ciałach przeszedł dreszcz. Przez głowę przebiegło mu, czy to dreszcz podniecenia, czy zwykła różnica temperatur. Choć tak naprawdę w tej chwili nie było to istotne. Obsypywał jej ciało pocałunkami, które można było porównać do ciepłego, letniego deszczu. Oddychała coraz głośniej, szybciej. On też był już wystarczająco pobudzony. Pozbył się ostatnich części ich garderoby. Jej koronkowe majtki wraz z jego bokserkami wylądowały gdzieś pod łóżkiem. Wreszcie miało nastąpić to, na co czekał tak długo. Wszedł w nią. Obudził się, gwałtownie zrywając się do pozycji siedzącej. Oddychał łapczywie. Był spocony. Niechętnie wstał z łóżka i podszedł do lodówki. Nalał sobie szklankę zimnej wody i wypił duszkiem. ‘To jakiś obłęd.’ Czyżby zaczynał fiksować? Już wcześniej kilkakrotnie łapał się na tym, że w nocy szukał jej ciała po drugiej stronie łóżka chcąc się przytulić, wybierał białe wino, którego przez lata nie cierpiał, bo ona takie wolała. Teraz jeszcze ten sen. Cieszył się, że jutro wylatuje na trzy dni do Barcelony. Chociaż niewątpliwie Hiszpania nieodłącznie kojarzyła mu się z Madrytem. Z Fashion Week, z Ulą i z faktem, że to właśnie tam udało mu się ją zdobyć. Kolejne sesje, zlecenia nie przynosiły efektu. Wciąż miał nadzieję, że gdy zajmie się pracą jego umysł przestanie podsyłać mu takie dziwne obrazy z nią w roli głównej. To było trudniejsze niż przypuszczał.
Z samego rana spakował się w niewielką walizkę. Większy bagaż stanowił jego sprzęt. Kilkanaście obiektywów, dwa statywy, lampy, filtry. Trochę tego było. Odetchnął z ulgą, gdy samolot wystartował. Czyżby miał nadzieję, że ucieknie od wspomnień, uczuć? Sam się nad tym zastanawiał. Miał nadzieję, że to stan przejściowy, pewien rodzaj wyrzutów sumienia, że potraktował ją nieco przedmiotowo. Był z nią, sypiał, gdy było mu to wygodne. A później szybko spakował się i wrócił do domu, zupełnie nie licząc się z jej uczuciami. A przecież proponowała mu wspólne mieszkanie. Nie mógł być jej obojętny. Nigdy nie rozmawiali o uczuciach, ale przecież widział, że jej zależy. Nigdy nie powiedziała mu 'kocham', bo i nigdy tego od niego nie usłyszała. ‘Ale czy ja ją rzeczywiście kocham?’. Odgonił od siebie te myśli. Wylądował. Od razu pojechał na miejsce sesji. Piękna pogoda, piękne samochody i piękne kobiety. Migawka wydawała charakterystyczny dźwięk. Robił zdjęcie jedno za drugim. Był w swoim żywiole. Trzeciego dnia odbyła się impreza na koniec sesji. Przedstawiciele motoryzacyjnego koncertu zorganizowali dyskotekę na plaży. Styliści, fryzjerzy, modelki. Wszyscy bawili się w rytm muzyki puszczanej przed DJ'a. Alkohol lał się strumieniami. Dużo bardziej lubił takie kameralne, acz szalone imprezy, niż wystawne bankiety. Dość szybko wylądował w swoim hotelowym pokoju w towarzystwie pięknie opalonej blondynki. Zadziałał instynkt. Wyłączył myślenie. Jego towarzyszka smacznie spała. Nawet nie pamiętał, jak ma na imię. Zresztą przecież było to bez znaczenia. Nie pierwszy raz zdarzała mu się taka przygoda. Ale pierwszy raz czuł się dziwnie. Odczuwał coś na kształt poczucia winy po tym gorącym seksie z nieznajomą. Znów nie spał całą noc. Ilekroć chciał zamknąć oczy widział twarz Uli.

Miał serdecznie dość tego obłędu. Nie potrafił normalnie pracować. Psuł sobie renomę i nazwisko. Jego agent był wściekły, bo kolejni kontrahenci mieli zastrzeżenia do jego pracy. Wiedział, że tak długo nie pociągnie. Przekreślić swoją karierę można w pięć sekund, a smród się ciągnie latami. Potrzebował urlopu. Postanowił przed wylotem do Japonii lecieć na tydzień do Polski. Miał nadzieję, że rozmowa z Ulą pomoże mu dojść ze sobą do ładu. ‘Może gdy porozmawiamy przestaną mnie dręczyć jej obrazy? To z pewnością tylko wyrzuty sumienia, że zostawiłem ją z dnia na dzień. Ma od mnie żal, a ja to czuję’ przekonywał sam siebie.
Liczył na to, że nie pojechała na żaden egzotyczny urlop. W gruncie rzeczy z jego obliczeń wynikało, że rok akademicki dobiega końca, ale z drugiej strony znał Ulę na tyle, by wiedzieć, że to pracoholiczka. Nie poinformował o przyjeździe Dobrzańskich. Chciał zadzwonić do matki, gdy będzie już na miejscu. I tak nie zmierzał nocować u rodziców. Chciał sobie zaoszczędzić spotkań z ojcem i prowadzenia bezsensownych dyskusji. Wystarczająco dobrze wiedział, jakie zdanie ma o nim Krzysztof. A i jego ostatnia ucieczka z pewnością nie zostanie przez ojca doceniona. Miał nadzieję, że nie dojdzie do zbyt ostrej wymiany zdań.

Dzień przed wylotem postanowił wysłać jej sms’a. Długo się zastanawiał nad jego treścią i słusznością tego czynu. Przecież może go kompletnie zignorować. Postanowił zaryzykować. Przynajmniej będzie wiedział, czy jest sens tam lecieć, czy będzie chciała z nim rozmawiać. ‘Musimy porozmawiać. Jutro będę w Warszawie. Proszę, spotkaj się ze mną’ wystukał na ekranie najnowszego modelu smartfona. Przyglądał się treści przez ładnych kilka minut. Skasował w sekundę. Wróciła właśnie z pracy, gdy jej komórka zabrzęczała, informując ją o przyjściu sms’a. Nie mogła uwierzyć, gdy na ekranie przeczytała ‘Marek’. Chwilę się wahała, nim ciekawość pomieszana z nadzieją zwyciężyła. ‘Nie potrafię o Tobie zapomnieć’. Bez zastanowienia odpisała ‘Tęsknię. Nawet nie wiesz, jak bardzo’. Nie wiedziała czy dobrze zrobiła odpisując i co ma oznaczać ta wiadomość. Nie odzywał się przez tyle tygodni i raptem ni stąd ni zowąd wysyła jej wiadomość o treści, którą można interpretować jednoznacznie. Odzyskała pozorny spokój i znów zamieszał jej w życiu. Postanowiła ukoić pragnienia i wspomnienia butelką wina.

Następnego dnia wczesnym popołudniem Airbus linii Air France wylądował na warszawskim Okęciu. Prosto z lotniska pojechał do hotelu Polonia Palace. Uwielbiał Śródmieście. Te korki, hałas, tłok, dawały mu namiastkę Nowego Jorku, w którym zaczynał swoją karierę. Wynajęty samochód już na niego czekał. Pojechał prosto na Saską Kępę. Jej auta jeszcze nie było na parkingu. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę szesnastą. Było za wcześnie. Doskonale wiedział, że nie miała zwyczaju zrywać się z pracy wcześniej. Postanowił poczekać w kawiarni vis a vis jej osiedla. Zamówił espresso, które miał nadzieję postawi go na nogi. Zajął strategiczny stolik przy oknie, by móc obserwować podjeżdżające samochody. Dopijał właśnie swoją kawę, gdy po drugiej stronie ulicy zatrzymał się samochód. Wysiadł z niego młody mężczyzna i szybko okrążając samochód otworzył drzwi pasażera. Ku jego zaskoczeniu wysiadła z niego Ula. Po chwili oplótł jej drobną sylwetkę swoimi ramionami i mocno do siebie przytulił. Stali tak przez chwilę. Wypuścił ją ze swoich objęć i skierował się do auta. Nim wsiadł krzyknął coś jeszcze za nią, na co ona zareagowała szerokim uśmiechem. Pomachała mężczyźnie i skierowała się do furtki. Marek siedział wbity w fotel. Miał wrażenie, że zaraz trafi go szlak.

poniedziałek, 10 lutego 2014

'Zapomnij o mnie' VIII

Półprzytomna weszła do firmy. Kiepsko spała. W zasadzie w ogóle. Wciąż zastanawiała się, dlaczego zareagowała tam emocjonalnie. Przecież od początku wiedziała, że to się tak skończy. Tylko wtedy sądziła, że rozstaną się w przyjacielskiej relacji, każde wróci do swojego życia, a ona do tego romansu będzie wracała z sentymentem. I pewnie by tak było, gdyby go nie pokochała. Tak, pokochała tego bujającego w obłokach fotografa w wytartych jeansach, koszuli w kratę i trampkach za pół tysiąca euro. Popełniła błąd. Włączyła w tę relację uczucia i teraz miała świadomość, że długo będzie za to płacić. Miała świadomość, że szybko musi się wziąć w garść. Tylko praca mogła ją uratować w tym momencie. Powinna się skupić na firmie i zbliżającej się sesji na uczelni. Rozpamiętywanie nic tutaj nie pomoże.
Kwadrans po dziesiątej w firmie pojawił się Krzysztof Dobrzański i od razu skierował się do jej gabinetu.
- Dzień dobry pani Urszulo – rzucił od progu. Widziała, że jest czymś zmartwiony. Wczoraj jego twarz tryskała optymizmem. Dziś po tej euforii nie było już śladu.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się blado – Jak się pan czuje?
- Dziękuję, świetnie – rozsiadł się wygodnie - Bardzo dokładnie przeanalizowałem raport, który mi pani przedstawiła wczoraj. Jestem naprawdę zdumiony, że udało się pani osiągać tak dobre wyniki. Domyślam się, jak dużo wysiłku musiało to panią kosztować. Przez najbliższe kilka dni będę potrzebował jeszcze pani pomocy, aby zorientować się w bieżących sprawach, ale sądzę, że od przyszłego tygodnia może pani wziąć urlop. Przyda się pani porządna dawka odpoczynku.
- Nie jest to konieczne. Wolałabym na razie pracować. Wolne chciałabym wziąć w późniejszym terminie
- Oczywiście, jak pani uważa. Marka nie ma? – bardziej stwierdził niż zapytał. Pokiwała przecząco głową. - Rozumiem, że mój syn nie raczy pojawić się już w firmie
- Z tego, co wiem nie – odpowiedziała unikając wzroku szefa. Dobrzański junior nie był teraz jej ulubionym tematem rozmów.
- Zawsze był nieodpowiedzialnym gówniarzem – mruknął pod nosem, ale usłyszała – No nic – westchnął – Mam nadzieję, że jednak nie przeszkadzał bardzo i wspierał panią
- Tak. Nie mogę mieć do jego pracy zastrzeżeń. Poddał kilka ciekawych pomysłów, które dość szybko wcieliliśmy w życie jeśli chodzi o kwestie artystyczno-estetyczne i PR’owe. Dobrze nam się razem pracowało
- Chociaż tyle. Pójdę już. Miłego dnia.

Miała dość. Z jednej strony chciała pracować by zająć czymś umysł i nie myśleć o Marku. Z drugiej wiedziała, że przydałby się jej urlop i krótki oddech od firmy. Westchnęła ciężko i zabrała się za kolejne zestawienia. Miała nadzieję, że chociaż jutrzejsze wykłady wpłyną dobrze na jej samopoczucie. Uwielbiała te dni, gdy kilka godzin spędzała na SGH. Była dumna z wiedzy jaką posiada i chętnie chciała się nią dzielić z innymi. Lubiła nauczać. Wiedziała, że nie mogłaby być typowym nauczycielem akademickim. Znudziłaby się szybko. Potrzebowała wielu wyzwań. Ale kilkanaście godzin w miesiącu było miłą odskocznią od firmowej rzeczywistości.
Życie wróciło do dawnego rytmu. Rytmu, który miało przed pojawieniem się w jej życiu Marka. Przynajmniej chciała tak myśleć. Praca pomagała jej nie myśleć. Fizyczne zmęczenie powodowało, że po powrocie do domu od razu kładła się spać nie mając czasu na rozmyślania. Krzysztof zadomowił się w firmie na dobre, więc ona mogła bez problemu zająć się wyłącznie swoją działką. Sporządzała właśnie kolejne zestawienie, gdy bez pukania do jej gabinetu weszła Ania.
- O przepraszam – była wyraźnie zakłopotana swoim wtargnięciem – prezes prosił bym przyniosła ci te zestawienia – wyciągnęła w jej kierunku plik zadrukowanych kartek – nie zapukałam, bo byłam przekonana, że cię nie będzie – Ula początkowo posłała jej ciepły uśmiech, by dać jej do zrozumienia, że wcale się nie gniewa, jednak po chwili zmarszczyła brwi i geście zastanowienia
- Niby czemu miałby mnie nie być? – przyjrzała się Banaszyk zaciekawiona
- Słyszałam rozmowę państwa Dobrzańskich z której wynikało, że Marek wylatuje za godzinę. Sądziłam, że będziesz teraz na lotnisku – tłumaczyła się obrzucając raz po raz Ulę niepewnym spojrzeniem. Swoimi słowami dała wyraz, iż wiedziała o ich zażyłości. A przecież tak bardzo się pilnowali, by nikt się nie zorientował.
- Jak widzisz jestem w pracy i nigdzie się nie wybieram. Nie zamierzam odprowadzać szanownego panicza Dobrzańskiego z kwiatami, ani być osobą, której na Okęciu będzie rzucał pożegnalne spojrzenie! – wzburzyła się
- Przepraszam, nie powinnam była się wtrącać – szepnęła cicho i skierowała się w kierunku drzwi
- Ania – zawołała w ostatniej chwili. Asystentka odwróciła się – przepraszam.
- Nic się nie stało – posłała jej ciepły uśmiech – Rozumiem cię – Cieplak spuściła głowę i zaczerpnęła powietrza
- Mam nadzieję, że Violetta nic nie wie… Nie chce, żeby cała firma huczała
- Nie, nie martw się. Nie zorientowała się. Byliście bardzo ostrożni – puściła pani dyrektor oczko - A ja nie zamierzam z nikim na ten temat rozmawiać.
- Dzięki – gdy tylko zamknęły się za Anią drzwi nalała sobie szklankę zimnej wody. Wypiła duszkiem i stanęła przed oknem. ‘A więc jednak wylatujesz…. Przecież sama tego chciałam’. Przecież sama powiedziała mu, żeby o niej zapomniał. Jednak miała nadzieję, że nie odpuści tak łatwo. Doskonale pamiętała, jak próbował się do niej zbliżyć. Wtedy tak łatwo nie rezygnował. ‘Najwyraźniej miałam być kolejną zdobyczą. Trofeum w jego pokaźnej kolekcji’. Usiadła ponownie przed laptopem. Zamknęła arkusz kalkulacyjny i otworzyła jedną z przeglądarek. Wpisała ‘Mark photographer’ i zaczęła przeglądać kolejne artykuły i zdjęcia. Blondynka, brunetka, kolejna blondynka, ruda, jedna, druga. Wiele kobiet przewinęło się u jego boku. ‘Związki są nudne’, ‘nie znoszę zobowiązań’, ‘małżeństwo? Dlaczego mam komuś obiecywać coś na zawsze?’, ‘jestem zwolennikiem nieformalnych związków, a najlepiej otwartych’, ‘życie jest zbyt krótkie, by zbyt długo być z jedną kobietą’, ‘Czy chcę mieć dzieci? No bez szaleństw. Dziecko wszystko ogranicza, a ja chcę korzystać z życia’. Słone krople potoczyły się po jej policzku. Miała dość. Jemu kazała o sobie zapomnieć. Z każdym kolejnym artykułem miała pewność, że to nie będzie dla niego trudne zadanie. Gorzej było z nią. Ona musiała zapomnieć o Marku Dobrzańskim. I to było duże wyzwanie.

Taksówka zatrzymała się pod eleganckim apartamentowcem. Wiosna w Paryżu była w tym roku wyjątkowo urokliwa. Skierował się w stronę wejścia ciągnąc za sobą dwie walizki. Miał nadzieję, że reszta jego dobytku bezpiecznie czeka już na niego na górze. Kilka kartonów wysłał wcześniej. Ze skrzynki pocztowej wyciągnął całą stertę różnokolorowych kopert. Dziesiątki zaproszeń na gale, pokazy mody, premiery filmowe i teatralne, urodziny i bankiety. Dziwił się, po co wciąż do niego przysyłają te zaproszenia, skoro pojawiał się na wielkich imprezach sporadycznie. Nie znosił być w blasku fleszy. Uwielbiał stać po drugiej stronie aparatu. Dość szybko przejrzał pocztę. Zostawił sobie pięć kopert, reszta trafiła do kosza. Nalał sobie szklaneczkę whisky i włączył laptopa. W skrzynce mailowej miał kilka wiadomości od swojego agenta. Musiał się zdecydować, którą propozycję przyjmie. W grę wchodziło kilka sesji lokalnych i tygodniowy pobyt na Dominikanie. Gorzej płatny, bo i firma modowa, która chciała zorganizować tam sesję nie była z najwyższej półki, ale zdecydował się. Wiedział, że wyjazd dobrze mu zrobi. Odpisał Paulowi w kilku krótkich słowach, że bierze to zlecenie. Miał wylecieć za pięć dni. Szybko naniósł zmiany w swoim kalendarzu na smartfonie. Już miał zamykać pokrywę komputera, gdy mniej lub bardziej świadomie kliknął folder ze zdjęciami z Madrytu. Na ekranie pojawiło się zdjęcie jego i Uli, które zrobiono im przed wejściem na bankiet. Chwilę przypatrywał się jej twarzy, by po chwili gwałtownym ruchem zamknąć klapę. Dopił drinka i ruszył pod prysznic.

czwartek, 6 lutego 2014

'Zapomnij o mnie' VII

Leżeli przytuleni wśród kobaltowej, zmiętej pościeli. Gładził kciukiem jej nagie ramię. Oboje mieli przymknięte oczy. Napawali się swoim ciepłem, zapachem, obecnością.
- Dobrze mi z tobą – szepnęła, by nie mącić tej spokojnej chwili. Uśmiechnął się pod nosem, ale nic nie odpowiedział. Jemu też było z nią dobrze. Nawet bardzo. Złożył krótki pocałunek na czubku jej głowy. Od kilku minut intensywnie się nad czyś zastanawiał. W końcu postanowił się odezwać. Ubiegła go – Wprowadź się do mnie – wziął głęboki oddech i jakby ignorując jej propozycję rzekł
- Gdy byłem w RPA dzwoniła do mnie matka – poruszyła się nieco nerwowo i odsunęła od niego nieznacznie, by móc bez przeszkód patrzeć w jego oczy – ojciec czuje się coraz lepiej – wstrzymała na chwilę oddech - W przyszłym tygodniu wracają do Polski.
Kiwnęła jedynie głową. Nie potrafiła się cieszyć z tej informacji. Oczywiście, życzyła Krzysztofowi jak najlepiej, ale wiedziała, że jego pełen powrót do zdrowia najprawdopodobniej będzie wiązał się ze zniknięciem Marka z firmy. Odsunęła się od niego i wlepiła wzrok w bliżej nieokreślony punkt na swoim białym suficie. Chciał coś powiedzieć, dodać, ale nie bardzo wiedział, co chciałby jej przekazać w kilku krótkich słowach. Zwinęła się w kłębek na skraju łóżka. Wiedziała, że tej nocy już nie zaśnie. Wszystkie jej myśli będzie zajmował przystojny brunet, z którym dzieliła teraz łóżko. Przysunął się do niej i przytulając do jej pleców szepnął
- Ula, zależy mi na tobie

Całą noc rozmyślała o ich przedziwnej relacji. Jeszcze nigdy nie była w tak pokręconym związku. O ile w ogóle można było to nazwać związkiem. Gdyby ktoś jeszcze dwa, trzy tygodnie temu zapytał co ich naprawdę łączy bez zastanowienia odparłaby, że seks. Ale z czasem wszystko zaczęło się stopniowo zmieniać. Coraz bardziej jej na nim zależało. Początkowa przygoda zaczęła się przeradzać w uczucie. Wtedy, gdy zdecydowała się iść z nim do łóżka nie myślała o przyszłości. Po tamtej nocy wiedziała, że to tylko przelotny romans. Chciała tak do tego podchodzić, wiedziała, że tak będzie łatwiej. Ale z każdym dniem Dobrzański odgrywał coraz ważniejszą rolę w jej życiu. Zastanawiała się czy Marek potrafi być w prawdziwym związku. Nigdy nie sobą nie rozmawiali o przeszłości. O przyszłości także.
Marek tej nocy też miał problemy ze snem. Zmrużył oczy raptem na godzinę, by jeszcze przed północą obudzić się i rozmyślać. Sam nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić. Zależało mu na tej perfekcjonistycznej pani dyrektor. I wiedział, że jej też na nim zależy. Inaczej nie zaproponowałaby wspólnego mieszkania i nie miała by mu za złe, że wyjeżdża do pracy z jej urodziny. Nie powiedziała mu tego wprost, ale czuł to. Po raz kolejny wyrzucał sobie, że zachował się idiotycznie. Zaproponowała mu, żeby się do niej wprowadził, a on wyskoczył z tekstem o powrocie rodziców. Nie ma co, wybrał najodpowiedniejszy moment. Z drugiej strony odkładanie tego w nieskończoność i tak nie miało sensu. Dobrzańscy mieli wrócić lada dzień, a na niego czekały intratne propozycje. Czy był gotowy na trwały i stały związek? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Żył z dnia na dzień. Nie snuł planów na przyszłość. Nie wiedział, gdzie będzie za miesiąc, rok, dwa. Tak naprawdę słowo ‘przyszłość’ tyczyło się wyłącznie jego kariery zawodowej. Wiele razy zastanawiał się, co jeszcze uda mu się osiągnąć, z kim współpracować, jaką nagrodę dostać. Życie prywatne toczyło się własnym rytmem i w zasadzie zależne było od przypadku. Pamiętał doskonale swoją wypowiedź sprzed kilku lat, gdy jeden z francuskich pismaków dopytywał się o jego związki. ‘Nie lubię zobowiązań i chyba nie jestem stworzony do stałych związków’. Ale czy aby na pewno wciąż tak było?

Było tak zwyczajnie. Tak, jakby tamtego wieczora zupełnie nie było, jakby z obu stron nie padły te konkretne słowa. Grali przed sobą, udawali. Żyli dniem dzisiejszym, wykorzystując go do końca. Wszystko toczyło się swoim rytmem do momentu powrotu Dobrzańskich. Ku ogromnemu szczęściu Heleny, Krzysztof wrócił w świetnej formie. Ktoś, kto nie usłyszał kilka miesięcy temu tych tragicznych wieści, nawet nie mógł mieć pojęcia, że ten sympatyczny, siwy mężczyzna otarł się o śmierć. Senior tryskał energią i dobrym humorem. Prosto z lotniska przyjechał z żoną do firmy. Nie mógł sobie odpuścić tej wizyty. Został powitany przez załogę kwiatami i gromkimi brawami. Miał pewność, że wszyscy dobrze mu życzą i czekają na jego powrót. Marek przywitał się z matką wylewnie. Z ojcem uścisnął sobie przelotnie dłoń. Prezes po wymienieniu uprzejmości z kilkoma pracownikami zaprosił syna wraz z panią dyrektor do sali konferencyjnej. Ula na samym wstępie podała mu kilkustronicowy raport przedstawiający aktualny stan finansów firmy. Krzysztof przejrzał go pobieżnie i nawet bez zbędnego wczytywania widział, że dom mody ma się świetnie.
- Chciałem wam bardzo podziękować. Widzę, że wyniki firmy są lepsze niż przed moją nieobecnością. Czytałem recenzje kolekcji z Fashion Week. Świetnie się spisaliście.
- To Ula się świetnie spisała. Wyniki firmy to wyłącznie zasługa jej ciężkiej pracy – odezwał się milczący dotąd Marek, który spoglądał na ojca z dużym dystansem
- Bardzo dziękuję pani Urszulo – pocałował jej dłoń – zatrudnienie pani w tej firmie było moją najlepszą decyzją. Najwyraźniej sprawdza się pani świetnie nie tylko w roli specjalisty od finansów, ale także lidera załogi i prezesa firmy. Rozmawiałem z Pshemko kilka dni temu przez telefon i wypowiadał się o pani w samych superlatywach, a to nie zdarza mu się często – posłał jej serdeczny uśmiech – Tobie synu też dziękuję. Dziękuję, że przyjechałeś i stanąłeś na czele firmy, która nosi nasze nazwisko – chciał kontynuować, ale Marek mu przerwał
- Możemy darować sobie tę akademię? – zapytał nieco zirytowany
- Oczywiście – rzekł obrzucając syna karcącym spojrzeniem – Mam jednak nadzieję, że te kilka miesięcy, które tu spędziłeś nie poszły na marne. Poznałeś strukturę firmy, jak sądzę pani Ula wprowadziła cię w – po raz kolejny junior wszedł mu w słowo
- Do czego zmierzasz? – splótł ręce na torsie i przyjrzał się ojcu z zainteresowaniem.
- Ja nie wrócę już na długo. Bardzo brakowało mi firmy, ale dłużej jak pół roku nie dam rady pracować na takich obrotach. Skoro się już wprowadziłeś, to nie widzę przeszkód, abyś przejął po mnie stery – Marek zaśmiał się szyderczo
- Ty wciąż nic nie rozumiesz – pokiwał głową w pobłażliwym geście i wyszedł z konferencyjnej trzaskając drzwiami.
- Przepraszam, że była pani tego świadkiem – Krzysztof zwrócił się do siedzącej po drugiej stronie stołu Uli
- Nie się nie stało. Pójdę już – posłała mu niepewny uśmiech i pospiesznie opuściła pomieszczenie.
Prosto z konferencyjnej udała się do gabinetu Marka, ale nie było go tam. Dowiedziała się od Ani, że wyszedł chwilę wcześniej. Chwyciła za komórkę i wybrała jego numer. Odebrał niemal natychmiast, ale nie pozwolił jej dojść do głosu. Rzucił krótkie ‘proszę cię, nie teraz. Przyjadę wieczorem’ i najzwyczajniej w świecie się rozłączył. Miała złe przeczucia. Do końca dnia nie potrafiła skupić się na pracy. Pojechała do domu pół godziny wcześniej. Nigdy jej się to nie zdarzało. Zwykle wychodziła jako ostatnia. On już czekał. Siedział na schodach nieopodal jej drzwi.
- Musimy porozmawiać – rzucił, nim zdążyła otworzyć górny zamek. Teraz miała pewność, co za chwilę usłyszy. Ten niepokój, który odczuwała od południa, za chwilę stanie się uzasadniony. Weszli do środka i od razu skierowali się do salonu. Usiadł na sofie, ona stanęła przed drzwiami balkonowymi wpatrzona w panoramę miasta
- Nie pojawię się już w firmie. Mam nadzieję, że to rozumiesz
- Staram się – szepnęła cicho
- W przyszłym tygodniu wracam do Paryża. Intensywnie pracowałaś przez ostatnie miesiące, myślę że ojciec nie będzie robił trudności i da ci kilka tygodni urlopu. W lipcu lecę na dwa miesiące do Japonii. Może do tego czasu pojedziemy na jakiś egzotyczny urlop, co ty na to? – zapytał, a ona miała ochotę krzyczeć. Najpierw mówi jej o tym, że wyjeżdża na stałe z Polski, by po chwili jak gdyby nigdy nic zaproponować jej urlop.
- Rok akademicki się jeszcze nie skończył – rzuciła od niechcenia
- A no tak, zapomniałem – zamyślił się na chwilę. Podszedł do niej i stanął tuż za nią – No to może przyjedziesz do mnie na weekend, a na urlop pojedziemy później. W końcu Warszawę i Paryż dzielą raptem dwie godziny podróży – pokiwała głową i gwałtownie się odwróciła stając z nim twarzą w twarz
- Ty naprawdę myślisz, że to się uda? – spojrzał na nią pytająco, najwyraźniej nie bardzo wiedząc o co jej chodzi – związek na odległość…
- To jedź ze mną do Francji – zaśmiała się ironicznie
- Jasne – pokręciła głową z niedowierzaniem – Ja zapomniałam, że rozmawiam z artystą. Artystą, który żyje w swoim własnym świecie. Dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Mam jechać na drugi koniec Europy, bo masz taki kaprys. W ogóle nie liczysz się z tym, że ja mam tu pracę, swoich studentów, rodzinę i przyjaciół. Dwa miesiące w Japonii, pół roku na drugim końcu świata – pokiwała przecząco głową – ekonomistka i artysta. Dwa zupełnie odrębne światy.
- Może warto spróbować choćby dla kilku miesięcy – rzucił, ale po chwili pożałował tych słów. Miał świadomość, jak to zabrzmiało
- Mam przekreślić całe swoje dotychczasowe życie dla kilku miesięcy? No tak, przecież ty nie jesteś stworzony do stałych związków – odeszła kilka kroków i otwierając drzwi balkonowe wyszła na taras. Marek miał świadomość, że czytała tamten wywiad sprzed kilku lat.
- Posłuchaj…- zaczął, ale nie pozwoliła mu dokończyć
- Decydując się na ten dziwny układ miałam świadomość, że to dla ciebie tylko przygoda. Byłeś moją piękną przygodą Marku Dobrzański, ale każda przygoda ma to do siebie, że kiedyś się kończy – widział w jej oczach ból. Nawet nie próbowała go ukryć.
- Po co kończyć coś, co jeszcze może trwać? – zapytał i przybliżył swoje wargi do jej ust. Pozwoliła mu na krótki pocałunek i opierając swoje czoło o jego szepnęła niemal wprost w jego usta
- Zapomnij o mnie – szybkim krokiem weszła do mieszkania zatrzaskując się w łazience. Jasno dała mu do zrozumienia, że powinien już pójść. Nie chciała, by widział jej łzy.
- Masz rację, tak będzie lepiej. Prościej – szepnął do siebie i opuścił jej mieszkanie.