B

środa, 30 września 2015

Miniaturka XXIX 'Piotruś Pan'

Byli już razem od czterech lat. Czy była z nim szczęśliwa? Tak. Chyba tak. Czuła, że ją kocha. Dawał jej miłość, szacunek. Dbał o nią, rozpieszczał, ale…. No właśnie, miłość to nie wszystko. Brakowało jej poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. Nigdy nie zaczynał tematu ślubu. Ba, nawet się nie oświadczył. Byli razem, mieszkali razem, ale z jego strony nigdy nie padły żadne deklaracje odnośnie wspólnej przyszłości. Początkowo i ona nie przywiązywała do tego wagi. Cieszyła się z tego, że są razem, ale z biegiem lat zaczęło jej tego brakować. Gdy zaczynała temat ślubu zawsze padała ta sama odpowiedź. ‘Mamy przed sobą całe życie. Przecież jest dobrze tak, jak jest. Do czego nam papier?’. Dla niej nie było dobrze.  Zwykle nie kontynuował rozmowy, szybko zmieniając temat. Przyjęła, że być może jest mężczyzną, który boi się trwałych związków, boi się deklaracji. Gdy rozpoczynała temat dziecka śmiał się, że odezwał się jej instynkt macierzyński. Wciąż powtarzał ‘Jesteśmy jeszcze młodzi. Mamy czas. Po co się spieszyć? Korzystajmy z życia, a na kupki i zupki przyjdzie kiedyś czas’. Mijały miesiące, a w jego mniemaniu ten czas nie nadchodził. A jej zegar biologiczny tykał. Miała dwadzieścia dziewięć lat i powoli miała dość bycia konkubiną i odkładania decyzji o ciąży. Kochała go, ale z coraz większą mocą docierało do niej, że po prostu do siebie nie pasują, że mają inne priorytety. On chciał być wolny, żyć beztrosko. Ona pragnęła rodzinnego ciepła i stabilizacji. On chciał spędzać wakacje na egzotycznej wyspie. Ona marzyła o zabawie z dzieckiem w ogródku. I jedną z ostatnich kropek nad ‘i’ była wiadomość o tym, że ich przyjaciele, którzy pobrali się półtora roku temu, spodziewają się dziecka. Miała wrażenie, że już wszyscy ich znajomi mają poukładane życie. Ona też chciała. Decyzja, którą podjęła nie była łatwa. Tysiące razy analizowała za i przeciw. To nie miała być rozmowa, która postawi go pod ścianą i nie da wyboru. Nie chciała stawiać go w takiej sytuacji i zmuszać do działania wbrew sobie. To miała być rozmowa, która ją od niego uwolni, która pozwoli zacząć nowy etap w życiu. Z krwawiącym sercem, ale może jednak lepszy etap, dający szansę na spełnienie marzeń. Szkoda, że tych marzeń nie mogła spełniać z nim, ale powiadają, że nie można mieć wszystkiego.

Z kieliszkiem wina, na dodanie odwagi, czekała na niego w salonie. Czas jej się dłużył, minuty zdawały się być godzinami. Wreszcie usłyszała dźwięk przekręcanego w zamku klucza.
- Jest… Em – krzyknął z progu najwyraźniej napotykając na swojej drodze spakowaną bagaż – Co ta walizka robi w przedpokoju? – spytał wyraźnie zaskoczony, gdy dostrzegł ją na sofie – Wyjeżdżasz gdzieś? Coś z ojcem, musisz jechać do Rysiowa? – zmarszczył brwi
- Nie. Tata czuje się dobrze – odparła przyglądając się jego twarzy. Targały nią sprzeczne emocje, ale za wszelką cenę starał się utwierdzić w przekonaniu, że decyzja, którą podjęła, jest jedyną słuszną – Usiądź – wymownie spojrzała na stojący naprzeciw niej fotel – chciałam z tobą porozmawiać
- Twój ton zaczyna mnie niepokoić – poluzował krawat i zajął wskazane miejsce – Stało się coś?
- Marek – westchnęła – odchodzę – rzekła patrząc mu prosto w oczy. Tylko ona wiedziała, ile kosztowało ją wypowiedzenie tego krótkiego słowa.
- Słucham? – zaśmiał się nerwowo i pokręcił głową z niedowierzaniem. Szybko na jego twarzy pojawiło się przerażenie
- Musimy się rozstać – powiedziała spokojnym głosem i tym razem nie była już w stanie wytrzymać jego spojrzenia. Spuściła głowę i utkwiła wzrok w resztce cieczy w kolorze słomkowym na dnie kieliszka
- Poznałaś kogoś? – to była pierwsza myśl, która przyszła mu do głowy. Inny mężczyzna.
- Zwariowałeś? – nieco się uniosła, by zaraz szybko skarcić się za to w myślach. Obiecała sobie spokój. Żadnych awantur, żadnego płaczu.
- Przestałaś mnie kochać? – przecząco pokręciła głową - Więc nie rozumiem – i on lekko podniósł głos – Jesteśmy razem do czterech lat, jest nam razem dobrze. Przychodzę z pracy, wita mnie spakowana walizka i ukochana, która komunikuje mi, że odchodzi. Przepraszam cię bardzo, ale mam prawo nie rozumieć! – uderzył zaciśniętą pięścią w obicie fotela.
- Nie pasujemy do siebie – rzekła krótko i zdecydowanie
- Co? – zaśmiał jej się w twarz – Jakie nie pasujemy? Cztery lata – pokazał na palcach – Cztery szczęśliwe lata i nagle niezgodność charakterów? – zakpił – Masz mnie za idiotę? Kim on jest? – upierał się przy swoim pierwszym przypuszczeniu
- Jestem i byłam ci wierna, ale jeśli chcesz mnie obrazić, to brnij dalej – posłała mu spojrzenie pełne żalu – Mamy inne priorytety i razem nie potrafimy być w pełni szczęśliwi. Bo gdy jedno zaspokoi swoje potrzeby, drugie będzie skazane na cierpienie. Ty potrzebujesz wolności i braku zobowiązań. Ja chcę stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa. Chcę być żoną i matką, a ty do tego nie dorosłeś. I obawiam się, że nigdy nie dorośniesz. Marek – westchnęła – najwyraźniej ten typ tak ma, a ja nie zamierzam czekać na coś, co nigdy nie nastąpi, ani tym bardziej zmuszać cię do czegokolwiek. Wiem, że nade wszystko cenisz w związku wolność i ja nie zamierzam teraz przystawiać ci noża do gardła i wymagać deklaracji – niemal przeszywał ją wzrokiem – Uwierz mi, że ta decyzja nie była dla mnie łatwa. Z jej podjęciem zwlekałam kilka miesięcy, ale nie chcę dłużej tak żyć. Wybacz mi, że w ten sposób kończę naszą znajomość – w jej oczach pojawiły się łzy, które próbowała hamować za wszelką cenę – Na początku oboje będziemy cierpieć, ale uwierz mi, że za kilka lat przyznasz, że miałam rację. My razem nie potrafimy być w pełni i prawdziwie szczęśliwi. Ja nie mogę się zgodzić na bycie ‘dziewczyną’ i ‘partnerką’ do końca życia, a ty boisz się ślubu i zobowiązań. Nie chcę do niego doprowadzać siłą, nie chcę ciągnąć cię przed ołtarza za ucho, tak jak Paulina
- To była zupełnie inna sytuacja - pokręcił głową - Pauliny nie kochałem
- Wiem i wiem też, że mnie kochasz. Ale chcemy żyć inaczej. Tak czasami bywa, że z pozoru idealne związki takie nie są 
- Kochanie, proszę cię, nie przekreślaj wszystkiego - rzekł ze łzami w oczach - Weźmiemy ślub. Będziesz miała białą sukienkę, elegancką limuzynę i wystawne przyjęcie w gronie najbliższych. Będziesz miała wszystko, co zechcesz
- Ale oboje dobrze wiemy, że w głębi duszy ty tego nie chcesz. A ja nie chcę, żebyś się dla mnie poświęcał. Tak będzie lepiej. Będzie bolało, ale po jakimś czasie oboje dojdziemy do tego, że to jedyne, słuszne wyjście - klęknęła obok fotela i obejmując go za szyję, oparła swoje czoło o jego - Jesteś miłością mojego życia, ale my po prostu nie potrafimy być razem w pełni szczęśliwi - po twarzach obojga spływały łzy. Siedział nieruchomo, bez słowa. Krótko musnęła jego usta i zostawiając w przedpokoju klucze, wyszła ciągnąc za sobą walizkę.

Kolejny raz tego wieczora kieliszek został wypełniony przeźroczystym płynem. 'Ma rację. Boję się ślubu. Boję się zobowiązań na całe życie. Boję się, że po ślubie wszystko się zmieni. Jestem cholernym palantem, który nie potrafi dorosnąć. Który nie potrafi stworzyć rodziny i wziąć za nią odpowiedzialność. Już nawet Sebastian się ogarnął. A ja? Wciąż chcę być wolny, wciąż chcę zostawić sobie otwartą furtkę. Gdybym się nie bał, gdybym nie był tak zapatrzony w siebie, ona wciąż byłaby ze mną, nie odeszłaby. Straciłem ją przez swoją niedojrzałość i fakt, że nie wiem czego chcę od życia. Bo ją kocham, chcę z nią być, ale niekoniecznie chcę ślubować, że aż do śmierci. Swoją drogą ja kompletnie nie rozumiem instytucji małżeństwa. Po co to przysięganie nie wiadomo komu? Jakby bóg miał uchronić nasze małżeństwo przed rozpadem. Sranie w banie. A dziecko? Przecież mogliśmy je mieć bez ślubu. Sądziłem, że mamy jeszcze czas, ale może Ula ma rację. Lat lecą. Przecież z czterdziestką na karku nie będą biegał za rowerkiem. Czy ja w ogóle chciałbym kiedyś usłyszeć słowo 'tato'?' Pił do upadłego, analizując swoje życie.

Od kilku dni snuł się po firmie, jak cień. Czuł się okropnie, jakby stracił nieodwracalnie coś najważniejszego, coś bez czego nie można funkcjonować normalnie. Całe szczęście, że Ula od roku nie pracowała już w FD. Dzięki temu uniknął tłumaczeń i współczujących spojrzeń, bo zapewne jej odejście wiązałoby się z wymówieniem z pracy. Starał się udawać, że wszystko jest w porządku, ale najbliżsi współpracownicy i tak widzieli, że coś nie gra.

- Stary, nie uwierzysz – od progu rzekł lekko zrezygnowany Sebastian – Violka wymyśliła imiona dla naszego syna. Już pomijam fakt, że na ustalenie płci jest jeszcze za wcześnie, ale ona się upiera, że to będzie chłopiec – paplał nie zwracając uwagi na nastrój przyjaciela – Dała mi trzy imiona do wyboru. Jonasz, Bożydar i Wawrzyniec. Co jedno, to gorsze! – grzmiał – Ja z nią nie wytrzymam. Jakby nie mogła wybrać czegoś bardziej na czasie, nie wiem, jakiś Marcin, Łukasz albo chociaż Paweł. Bożydar Olszański, czy ty to w ogóle ogarniasz?

- Wcale – odparł, wciąż wpatrując się w okno

- Stary, co jest? Violka wspominała, że od dwóch dni jesteś jakiś nie do życia. Macie z Ulką ciche dni? – zaśmiał się

- Ula ode mnie odeszła – stwierdził wypranym z emocji głosem. Sebastian ryknął śmiechem

- Dobre! Ale dziś nie Prima Aprilis. Co, pewnie cię przyłapała, jak się oglądasz za jakimiś małolatami? Przejdą jej te dąsy – machnął ręką

- Czy ty nie rozumiesz po polsku? – huknął - Odeszła ode mnie! Spakowała się w walizkę i wyszła z naszego mieszkania – obrzucił przyjaciela wściekłym spojrzeniem

- Tylko mi nie mów, że bzyknąłeś jakąś modelkę! – Olszański nie krył oburzenia. Odkąd ożenił się z Violką, zachowywał się, jak na porządnego męża przystało. Skończył z klubem i romansami. Co więcej, skończył nawet z niegroźnym flirtem.

- Nigdy jej nie zdradziłem! – gdyby jego wzrok mógł zabijać, kadrowy już leżałby martwy – Chce dziecka i małżeństwa, a skoro ja nie mogę jej tego dać, to stwierdziła, że do siebie nie pasujemy.

- Ale przecież ją kochasz, to w czym problem? Byliście razem cztery lata, czas najwyższy to sformalizować.

- Boję się ślubu, ok? Nie chcę go. Po co na własne życzenie komplikować coś, co dobrze funkcjonuje? Przecież nasz związek był szczęśliwy bez tych wszystkich ‘w zdrowiu i w chorobie’ – wzruszył ramionami i nalał sobie szklankę wody

- Ale kobiety lubią mieć pewność. Zresztą, ja na przykład chciałem ślubu. I dobrze się czuję z obrączką na placu. Urosłem w swoich oczach – rozmarzył się nieco Sebastian, przypominając sobie moment swojego sakramentalnego ‘tak’.

- Nie każdy jest stworzony do małżeństwa – odparł wzruszając ramionami

- Ale przecież żyjesz z jedną kobietą, kochasz ją, jesteś jej wierny, to tak, jak w małżeństwie

- No i właśnie nie muszę przed jakimś klechą, który w ciągu miesiąca grzeszy więcej ode mnie, który niby żyje w celibacie, a tak naprawdę nie ma o nim zielonego pojęcia, mam składać deklaracje? Jak byśmy się mieli rozstać, jakbym miał ją zdradzić, to uwierz mi, nie miałoby dla mnie znaczenia, co i przed kim przysięgałem dwa czy dziesięć lat temu

- Nikt ci nie każe brać ślubu kościelnego. Sądzę, że twoje poglądy na kościół Ulka by szanowała i nie zmuszała cię do przysięgania przed ołtarzem. A taka de facto umowa prawna w wielu sytuacjach pomaga i niekiedy jest niezbędna. Bo w szpitalu nikogo nie będzie interesować, że Ulkę kochasz, tylko fakt, że prawnie jesteście dla siebie obcymi ludźmi. Mnie się wydaje, że tutaj nie jest problemem sam ślub, kościelny, czy cywilny, ale to, że ty się po prostu ślubu boisz

- Może tak. Sam już nie wiem. Od kilku dni mam mętlik w głowie- przeczesał dłonią włosy

- Kiedyś wreszcie trzeba się na coś zdecydować – poklepał kumpla po plecach i ruszył do wyjścia – Trzymaj się



Nie widzieli się od trzech tygodni. Miał wrażenie, że jeśli nie usłyszy zaraz jej głosu, to zwariuje. Na ekranie smartfona wystukał dziewięć cyfr i czekał na połączenie. W duchu modlił się, żeby odebrała. Po czwartym sygnale usłyszał, jak wypowiada jego imię

- Cześć – urwał na chwilę czując, jak zasycha mu w gardle – Dzwonię, bo…. Ula, proszę cię, spotkajmy się

- Daj spokój, wiesz, że to nie ma sensu – westchnęła

- Błagam. Jesteś w Rysiowie? Mogę przyjechać?

- Nie, nie ma mnie w Rysiowie i bardzo cię proszę nie denerwuj mojego ojca i nie rób zamieszania. Oboje dobrze wiemy, że rozdrapywanie ran nie ma sensu.

- Chyba po czterech latach jesteśmy sobie winni krótką rozmowę – rzekł ostrzej niż zamierzał. Dłuższą chwilę milczała

- Dobrze, niech ci będzie. Za pół godziny przy wejściu do parku od Niegodzińskiej

- Dzięki

Czekał na nią z dużym bukietem czerwonych róż. Chciał ją pocałować na powitanie, ale odsunęła się. Przyjęła za to kwiaty. Nie przypominała tej Uli, którą widział każdego dnia, przez ostatnie lata. Była przygaszona, ze smutnym wzrokiem

- Gdzie mieszkasz?

- Zatrzymałam się na kilka dni u Alicji, ale to nie potrwa długo. Wczoraj znalazłam fajną kawalerkę – starała się na niego nie patrzeć, by nie potęgować swojego bólu - W przyszłym tygodniu podpisuję umowę

- Jesteś szczęśliwa? – zapytał, gdy pokonywali kolejne metry parkowej alejki

- Chyba niepotrzebnie tu przyszłam – pokręciła głową i miała ochotę odwrócić się na pięcie i uciec. Przewidująco złapał ją za rękę i mocno splótł ich palce

- Odeszłaś ode mnie, żeby być szczęśliwa, a wyglądasz podobnie, jak ja - stwierdził - Ja nie potrafię bez ciebie funkcjonować. Wszystko straciło sens. Dobrze wiesz, że jesteśmy sobie przeznaczeni – nie dał jej dojść  do słowa, kontynuując swój monolog – Ja wiem, że odeszłaś przeze mnie, przez to, że jestem niedojrzały. Masz rację. Jestem niedojrzały i jestem egoistą, ale kocham cię naprawdę. I naprawdę chcę z tobą być. To prawda, że nie chcę ślubu. Ale nie dlatego, że nie kocham cię wystarczająco mocno, albo nie chcę być z tobą na zawsze. Po prostu nie rozumiem instytucji małżeństwa i się go boję. Ale jeśli dla ciebie jest on bardzo ważny, to jestem skłonny go wziąć. Chcę to zrobić, bo cię  kocham i chcę, żebyś była szczęśliwa.

- Nie ma sensu szczęście jednej osoby, kosztem drugiej – rzekła ze łzami w oczach. Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że się zgadza, że mogą pobrać się choćby jutro. Ale nie mogła…

- To mam inną propozycję. Ja sobie to wszystko bardzo dobrze przemyślałem, przez ostatnie dni…. – chrząknął - Sama mnie nauczyłaś, że związek to sztuka kompromisów. I ja taki kompromis chcę ci zaproponować. Zaręczyny bez ślubu. Nie twierdzę, że tak będzie zawsze, ale w najbliższych latach chyba nie będę jeszcze gotowy na ślub. Może kiedyś. Teraz jednak proponuję zamianę statusu dziewczyny, na narzeczoną. I chcę mieć dziecko. Jeśli nie chcesz już czekać, możemy od zaraz przestać się zabezpieczać – spojrzała na niego zaskoczona – Doszedłem do wniosku, że chciałbym kiedyś usłyszeć słowo ‘tato’ i wiem, że tylko ty możesz być matką moich dzieci. Jestem gotowy, by wziąć na siebie odpowiedzialność za ciebie i dziecko. A przecież czasy się zmieniają. Coraz więcej dzieci pochodzi z nieformalnych związków. Nasz syn, czy córka – słysząc te słowa uroniła kilka łez – nie będą wyjątkiem – wpatrywała się w jego oczy, jakby szukając w nich potwierdzenia słów, które przed chwilą padły. Chciała mieć pewność, że on w stu procentach wie, co jej proponuje – Proszę cię, powiedz coś – rzekł błagalnym tonem 
- Bardzo za tobą tęskniłam – rzuciła mu się na szyję i dała upust emocjom. Płakała w jego ramionach, tuląc się do niego ufnie. Był zdezorientowany. Nie wiedział, czy to zły szczęścia, czy rozpaczy, przed kolejnym pożegnaniem – Naprawdę chcesz dziecka? - w jej głosie mieszała się nadzieja z niedowierzaniem i niepewnością 
- Tak - uśmiechnął się do niej uroczo - Tylko w jakiejś rozsądnej liczbie. Jedno, nooo maksymalnie dwoje. I obiecuję się angażować w te wszystkie kupki, zupki i kolki. Tylko musisz mi obiecać jedno, że wybierzemy jakieś imię na czasie. Nie żadne Stefanie, Honoraty i Bożydary - nie przypuszczał, żeby jego ukochana miała podobne pomysły do Violki, ale wolał się zabezpieczyć. Roześmiała się szczęśliwa.  
- Kocham cię. Tak bardzo cię kocham. I chyba nie potrafiłabym mieć dziecka z kimś innym – uśmiechnął się szczęśliwy.

- Wrócisz ze mną do domu? – potakująco kiwnęła głową. Łapczywie wpił się w jej wargi.

środa, 23 września 2015

Miniaturka XXVIII 'Plotka'

Poczuł, jakby dostał obuchem w łeb. Do tej pory tliły się w nim resztki nadziei, że może jeszcze kiedyś uda mu się ją odzyskać, że minie żal, a ona spojrzy na niego przychylniej. Słowa, które usłyszał kwadrans temu nie pozostawały złudzeń. Ula była w związku z Piotrem. Gdy usłyszał, że doktorzyna jest jej chłopakiem poczuł uścisk w środku, nagle zaczęło brakować mu powietrza. Jakby ktoś zakręcił kurek z tlenem. W pierwszych sekundach miał nadzieję, że to tylko zły sen, koszmar, a on wciąż znajduje się w swoim mieszkaniu. Jednak bardzo szybko przekonał się, że to jednak prawda. Cała firma aż huczała od tych rewelacji. I tym razem niestety nie były to plotki rozsiewane przez Violkę, ale bolesna prawda. Przecież wielokrotnie widział ich razem. Doktorek przywoził, odwoził, przynosił śniadanka, całował. To musiało się tak skończyć. Od początku było widać, że to nie przyjaźń, że to nie taka relacja, jak łączy ją z Szymczykiem, a coś poważniejszego. Stracił ją bezpowrotnie, a wraz z nią szansę na szczęście. Wiedział, że już nigdy nikogo tak bardzo nie zdoła pokochać. Ale oprócz bólu poniekąd czuł również namiastkę szczęście. Najwidoczniej była z doktorkiem szczęśliwa, a jej szczęście było dla Dobrzańskiego najważniejsze. 'Kochać, to czasami pozwolić odejść' powtarzał w myślach, jakby próbując samemu się przekonać do tych słów. Musi dać sobie spokój. Musi przestać robić sobie nadzieje i przestać próbować. 'Przepadło'.

Musiał jak najszybciej wyjść z firmy. Miał dosyć trajkotania Violki, jak to Ula i Piotr gruchają sobie, jak dwie sroki i współczującego spojrzenia Sebastiana. Plan na najbliższe godziny miał prosty - zaszyć się w domu i topić smutki w butelce dobrej whisky. Nic innego mu nie pozostało. Szybkim krokiem zmierzał do windy, gdy za plecami usłyszał jej głos. Wołała go. Przeklął w myślach. Tak bardzo chciał wyjść niezauważony. Tak bardzo nie chciał jej spotkać. Wiedział, że nawet najkrótsza, zawodowa rozmowa, wbije w jego serce tysiące sztyletów.
- Marek - zwołała ponownie. Zatrzymał się niechętnie i odwrócił w jej stronę z zaciętym wyrazem twarzy. Trochę się zdziwiła widząc te zaciśnięte usta i wzrok bijący chłodem. W ostatnich tygodniach zachowywał się zupełnie inaczej - Nie widziałeś Daniela? - zadała pierwsze, lepsze pytanie. Głupie pytanie. W gruncie rzeczy sama nie wiedziała, po co go zatrzymuje. Może po prostu chciała choć przez chwilę znów zatonąć w tych wyjątkowych oczach i usłyszeć jego głos
- Nie - fuknął
- Czekam tu na niego i czekam - wpatrywała się w jego szare oczy
- Może jest w socjalnym - burknął i już chciał się odwrócić, gdy ona usilnie kontynuowała rozmowę
- Czekam na ważną wiadomość
- Zwykle tak jest, że jak się na coś czeka, to nic. A później trach i niespodzianka. Bardzo niemiła, można by rzec ścinająca z nóg - mówił szybko, niemal wypluwając słowa z prędkością światła
- A ty o czymś konkretnym? - zapytała zdziwiona jego zachowaniem
- Tak. O Tobie i Piotrze - imię kardiologa niemal wysyczał bezczelnie przeszywając ją wzrokiem- Wiadomość o waszym związku dotarła do mnie dość niespodziewanie. I kompletnie ścięła z nóg - dodał szczerze, już nieco spokojniejszym głosem. Teraz pełnym żalu i bólu - Firma aż huczy o twoim szczęściu.... Gratuluję
- Gratulujesz? - zapytała zdziwiona ledwo hamując łzy. 'Przecież mój związek z Piotrem...'
- Jesteś szczęśliwa. Nie potrafiłabyś być z kimś, kogo nie kochasz - szepnął gorzko - Dbaj o siebie - nie zaważał na to, czy go opieprzy, czy odepchnie, po prostu musnął ustami jej czoło. Oboje wiedzieli, że to pożegnanie. Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę schodów. Już się nie odwrócił, już na nią nie spojrzał. Jeśli by to zrobił, jeśli czekałby na windę tuż obok niej, pewnie nie potrafiłby odejść. Pewnie znów uznałby, że powinien jeszcze raz spróbować. A przecież byłoby to bez sensu.
Resztkami sił hamowała łzy, by nie robić sensacji na środku korytarza. Musiała jak najszybciej znaleźć się w zaciszu swojego gabinetu.
- Nie ma mnie dla nikogo - rzuciła w stronę Violki i zamknęła drzwi na klucz. Wiedziała, że sekretarka nie podaruje sobie i będzie chciała dowiedzieć się, co się stało. Nie myliła się. Nie zdążyła nawet dojść do biurka, gdy ktoś szarpnął za gałkę. Zignorowała pukanie. Ciężko opadła na fotel, a pierwsze słone krople zaczęły rosić jej twarz. Wzrok powędrował na białą kartkę leżącą na zamkniętej klapie laptopa. Energicznie ją rozłożyła i zauważyła podanie Marka o dwa tygodnie urlopu. Uciekł od niej. 'Czy on mnie naprawdę kocha? Przecież nie potrafiłby udawać tego bólu...' Do końca dnia nawet na chwilę nie wyszła ze swojego azylu, który odgradzał ją i jej myśli, od firmowego zgiełku. Jedna krótka rozmowa i nagle pokaz przestał być ważny.

Taksówka warszawskiej korporacji zatrzymała się na ulicy Siennej. Wysiadła z niej i energicznym krokiem ruszyła wprost do drugiej klatki bloku numer jedenaście. Wjechała windą na ostatnie piętro i wcisnęła dzwonek przynależny do mieszkania numer dwadzieścia siedem. Jeden, drugi dzwonek, ale po drugiej stronie nie było słychać kroków właściciela. 'Może go nie ma...' przemknęło jej przez myśl, choć z drugiej strony była niemal pewna, że światło paliło się we wszystkich oknach na ostatnim piętrze. Zadzwoniła raz jeszcze. Wreszcie usłyszała jakąś szamotaninę, a po chwili w drzwiach pojawił się kompletnie pijany Dobrzański
- Uluś? - wybełkotał - Kochanie, jak dobrze, że wpadłaś. Ja tak za tobą tęsknię - ledwo trzymał się na nogach. Próbował złapać równowagę przytrzymując się futryny - Wybacz mi - krzyknął. Cieplak rozejrzała się po klatce spanikowana, czy te odgłosy nie spowodują, że któryś z sąsiadów zaraz się pojawi z awanturą. Próbował klękać, ale była przekonana, że szybciej wyjdzie mu z tego szpagat, a ona nie da rady podnieść go z podłogi.
- Chodź - pchnęła go do środka, jednocześnie podtrzymując za ramię - Jesteś całkowicie zalany.
- Napijemy się razem szampana? Czy wolisz pić z Piterem? - bełkotał
- Tobie na dzisiaj wystarczy. Gdzie masz sypialnię? - zapytała, ściągając po drodze torebkę
- Chyba za dużo wypiłem - pacnął się ręką w czoło - Nie wiem czy będę w stanie cię zadowolić - roześmiała się serdecznie widząc jego zakłopotany wyraz twarzy i pokręciła głową z politowaniem
- Ty jedyne co jesteś w stanie, to iść spać. Jutro porozmawiamy - otworzyła pierwsze lepsze drzwi i trafiła bezbłędnie. Zaprowadziła go do łóżka, pomogła ściągnąć buty i szczelnie opatuliła w kołdrę. Zasnął niemal natychmiast, gdy tylko przyłożył głowę do poduszki. Rozejrzała się po pomieszczeniu, które oświetlone było słabym światłem nocnej lampki. Na szafce obok łóżka w ozdobnej ramce stało ich zdjęcie ze SPA. Uśmiechnęła się pod nosem i ściągając żakiet i szpilki, położyła się po drugiej stronie materaca. Wpatrywała się w jego pogrążoną we śnie twarz i była szczęśliwa.

- Czy to pijackie majaki, czy rzeczywiście tu jesteś? - zapytał szeptem, trzymając się za głowę. Całe szczęście, że nie odsłaniała okien. Chyba by tego nie zniósł
- Jestem. I już zawsze będę. Miałeś rację - czule pogładziła jego policzek - Nie potrafię być z kimś, kogo nie kocham - przycisnął jej dłoń do ust i pocałował jej wnętrze.
- A Piotr? - upewnił się
- Nigdy nic do niego nie czułam oprócz sympatii. A nasz związek to jedna, wielka plotka. Nigdy wprost nie powiedziałam mu, że chcę z nim być - wyjaśniła.

czwartek, 10 września 2015

'Przypomnij mi' X ost.

 - Jesteś miłością mojego życia i każdego dnia dziękuję losowi, że się spotkaliśmy. Ula, wiesz, że zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. I proszę cię o to samo. Pozwól mi być najszczęśliwszym facetem na ziemi. Wyjdź za mnie – usłyszała głos męża. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Była sama. Pokręciła głową, jakby próbując odgonić od siebie myśli. Zastanawiała się, czy zaczyna wariować sądząc, że mąż właśnie teraz jej się oświadcza. Przecież od dawna byli małżeństwem. Mało tego, Dobrzański aktualnie przebywał w biurze. To najwidoczniej kolejne wspomnienia. Dziwiła się jednak, że oprócz głosu, przed oczami nie stają jej obrazy z przeszłości. W głębi duszy jednak czuła ulgę, że zaczyna przypominać sobie wydarzenia z ich wspólnej przeszłości. Była pewna w stu procentach, że głos należy do bruneta. Z delikatnym uśmiechem na ustach wróciła do pakowania walizki na ich wyjazd. Marek nie chciał jej zdradzić dokąd ją zabiera.

Pokonując kolejne kilometry miała wrażenie, że okolica wydaje jej się dziwnie znajoma. Tuż przed zmrokiem zajechali pod nowoczesny hotel w Kołobrzegu. Odebrali od recepcjonistki kartę i wjechali na trzecie piętro. Z hotelowego pokoju roztaczał się widok na sosnowy las.
- Mam wrażenie, że już tu kiedyś byłam – rzekła, gdy przytuleni stali na balkonie. Dobrzański odsunął się gwałtownie, wpatrując się w jej oczy z mieszaniną niedowierzania i ulgi malującymi się na twarz
- Naprawdę? – zmarszczył brwi - Rzeczywiście, byliśmy tu w ubiegłym roku. Kilka dni po twoich urodzinach – wyjaśnił – Pamiętasz coś z tego pobytu?
- Nie – zmieszała się – Po prostu okolica wydaje mi się znajoma – dodała niepewnie, widząc smutek w jego oczach. Pożałowała tych słów. Nie powinna była robić mu nadziei.
Spacerowali oświetloną promenadą, trzymając się za ręce. Musiała przyznać, że była przy nim bardzo szczęśliwa. Nie kłamał, gdy prosząc ją o rękę, mówił, że zrobi dla niej wszystko. Tak w istocie było. Miała wrażenie, że gdyby tylko zechciała, dałby jej gwiazdę z nieba. W zestawieniu z egoistycznym i zapatrzonym w siebie Piotrem, Marek był aniołem, który zstąpił na ziemię, by ją uszczęśliwiać i spełniać jej życzenia. Zakochała się w nim. Zakochała się w nim na nowo. Idąc w milczeniu tuż obok niego, zastanawiała się, jaka była ta wcześniejsza miłość. Czy była szalona, pełna namiętności i pasji, czy taka, jak ta, spokojna, wynikająca z silnej więzi, przyjaźni i przywiązania. Po kilkudziesięciominutowym spacerze stanęli wreszcie na końcu molo, o filary którego rozbijały się fale lodowatej wody Bałtyku. Spojrzała na jego spokojną, zrelaksowaną twarz i zrozumiała, że to właśnie ten moment, gdy wreszcie powinien to usłyszeć
- Kocham cię – rzekła pewnym głosem. Wiedział, słyszał, że to wyznanie jest szczere, pełne przekonania. Wpatrywał się w jej oczy wyraźnie wzruszony tym, co usłyszał.
- Ja też cię kocham skarbie – odparł i krótko musnął jej usta – Bałem się, że już nigdy tego nie usłyszę – przyznał szczerze i mocno przygarnął ją do siebie, pozwalając by wtuliła się w niego jak kotka.
Tej nocy kochali się długo i namiętnie. Marek pierwszy raz od czasu wypadku miał pewność, że Ula nie robi tego z wdzięczności, przyzwyczajenia, czy potrzeby chwili, a z prawdziwej i szczerej miłości.

Obudziła się w środku nocy z potwornym bólem głowy. Wyswobodziła się w ramion męża i odnalazła w przepastnej torebce środki przeciwbólowe. 
Cieszę się, że pojawiłeś się w moim życiu i że pokazałeś mi, jakie potrafi być ono piękne. Kocham cię Marek – po raz kolejny usłyszała głos.
- I obiecuję ci, że będziemy razem już zawsze – wreszcie przed oczami mignął jej jakiś obraz. Ślub? Chyb tak. Marek w eleganckim smokingu i chyba ona w białej, koronkowej sukni. Śmiał się do niej. Śmiały się nie tylko jego usta, ale i oczy. Jego rodzice wyraźnie wzruszeni zajmowali miejsca w pierwszym rzędzie. Sebastian i Ada byli świadkami. Obok Dobrzańskich siedział Maciek z żoną i synkiem
- To najszczęśliwszy dzień w moim życiu rzekła obserwując swoją obrączkę
- W moim też – usłyszała głos męża
W jedno z upalnych popołudni leżeli na kocu w ogrodzie. On wpatrzony był w niebo, ona w ich złączone dłonie.
- Chcę mieć z tobą dziecko – rzekła niespodziewanie przerywając ciszę
- Ja też tego chcę. Czuję, że jestem gotowy, by zostać ojcem – wpatrywał się w nią tymi swoimi szarymi oczami – I proponuję od razu rozpocząć starania – dodał z szelmowskim uśmiechem. Głośno się roześmiała
Po cichu, by go nie zbudzić wyszła na hotelowy balkon. Zaciągnęła się rześkim, morskim powietrzem i odetchnęła z ulgą. Wszystko wracało na swoje tory. Przypomniała sobie moment ich poznania, gdy załamana wyjechała na Kaszuby, by poukładać swoje życie. Wtedy nie przypuszczała, że ten wyjazd przyniesie aż tak wspaniałe rezultaty. Nie sądziła, że tracąc w bolesny sposób jedną miłość, zyska inną, taką prawdziwą, na całe życie. Z prędkością światła zaczęły się w jej głowie pojawiać nowe obrazy. Firma, ich wspólne lunche i słowne przepychanki o najlepsze rozwiązania dla firmy w czasie niedawnego kryzysu. Przypomniała sobie także ich ostatni pobyt. Zaśmiała się cicho, z politowaniem kręcąc głową.
Przeciągnął się rozkosznie i leniwie otwierając oczy spojrzał na nią
- Dzień dobry kochanie
- Dzień dobry. Zapowiada się piękny, słoneczny dzień – spojrzała za okno siadając na skaju łóżka
- Chodź tu jeszcze do mnie na chwilkę – wyciągnął w jej kierunku ramiona, ale nie ruszyła się nawet o milimetr
- Najpierw śniadanie – spojrzała w stronę stoliczka na kółkach, który kwadrans temu podstawiono pod drzwi ich pokoju
- No dobrze – podciągnął się do pozycji siedzącej i przyjrzał się jej uważnie
- Źle spałaś? – zapytał z troską obserwując jej zmęczoną twarz
- Prawie w ogóle. Miałam w nocy o czym myśleć. Ale nie martw się, zdrzemnę się w ciągu dnia. Zamówiłam śniadanie – podała mu tacę – Takie, jak jedliśmy wtedy, prawda? – budowała napięcie, uważnie obserwując jego twarz. Uwielbiała widzieć na niej radość i szczęście
- Tak – obrzucił szybkim spojrzeniem zawartość wszystkich naczyń
- Pudło. Wtedy zamiast konfitury brzoskwiniowej była wiśniowa – rzekła z satysfakcją
- Pamiętasz? – wstrzymał na chwilę oddech. Pokiwała głową, przygryzając lekko wargę z tajemniczym uśmiechem
- Pamiętam nasz wyjazd, nasze zaręczyny, ślub, podróż poślubną, moment poznania – zaczęła wyliczać – Wszystko pamiętam kochanie. Pamiętam każdą chwilę, którą razem spędziliśmy – nawet nie próbował kryć, że ma łzy w oczach. Gdyby nie ta przeklęta taca leżąca na jego kolonach, już od kilku chwil tuliłby ją w swoich ramionach i łapczywie całował usta – I pamiętam panie Dobrzański, dlaczego pan mnie tutaj zabrał w ubiegłym roku – rzekła z nutą udawanej pretensji i prowokacji. Spuścił na moment głowę
- Już cię za to przepraszałem. To przez kryzys w firmie. Gdyby nie problemy z płynnością i konflikt z naszym kontrahentem, nigdy bym nie zapomniał o twoich urodzinach.
- Oj przestań – roześmiała się – Przecież ja celowo się nad tobie znęcam – zabrała mu tacę z kołdry – Kocham cię Marek. I dziękuję za to, że moje życie, dzięki tobie, jest takie piękne – zachłannie wpił się w jej wargi

czwartek, 3 września 2015

'Przypomnij mi' IX

- Jak to miesiąc zwolnienia? – zapytał zdziwiony
- Muszę jeszcze odpocząć cztery tygodnie. Tak ustaliłam z lekarzem – odparła – Jeśli nie możesz tyle na mnie czekać, zrozumiem i gdy będę mogła już wrócić, poszukam innej pracy – poczuł, jakby dostał w twarz
- Przecież doskonale wiesz, że nie o to chodzi! – odparł rozgoryczony – Firma poczeka tyle, ile będzie trzeba. Mam wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego, że coś przede mną ukrywasz – przyszył ją wzrokiem – Wracasz od lekarza, zapewniasz, że wszystko jest dobrze i nagle miesiąc L4. Gdyby było tak świetnie, jak mówisz, mogłabyś już pracować. Co się dzieje? – stanął nad nią z wyczekującą miną
- Naprawdę nie masz powodów do zmartwień. Po prostu po tym wypadku wszystko idzie mi dwa razy wolniej. Zapoznawanie się z dokumentami również. Nie zorientowałam się jeszcze w sytuacji firmy, bo nie bardzo mogę siedzieć całymi dniami nad papierami. Więc tym bardziej nie dam rady wysiedzieć ośmiu godzin nad komputerem i zestawieniami. Szybciej się męczę, bo się jeszcze nie zregenerowałam. Tylko tyle.
- Na pewno?
- Na pewno ty mój troskliwy mężu – splotła dłonie na jego karku i czule pocałowała usta

- Życie nie zawsze bywa sprawiedliwe. I tak naprawdę nic w życiu nie jest ‘na pewno’ i ‘na zawsze’. Czasami nasze ‘na pewno’ bywa tylko iluzją, wytworem naszej wyobraźni. Chcemy mieć bazę, której będziemy się trzymać. Rzeczywistość bywa jednak inna, a poznanie prawdy bolesne. Dosyć brutalnie życie nauczyło mnie, że nie mogę do śmierci wierzyć w dziecięce ideały.
-Ale lepiej zderzyć się z rzeczywistością wcześniej, niż później. Poza tym to, że raz sielanka okazała się iluzją, nie oznacza, że zawsze tak będzie. Wszystko zależy od ludzi, których spotykamy na swojej drodze. Nie każdy jest zły, chce cię oszukać i skrzywdzić.
- Na świecie więcej jest jednak zła, niż dobra, więc generalnie świat jest okrutny.
- Uwielbiasz generalizować
- A ty idealizować
- Staram się po prostu zawsze znaleźć dobre strony w każdej sytuacji. Inaczej już dawno musiałbym popaść w depresję.
Ocknęła się na leżaku w ogrodzie. Zastanawiała się, czy ten dialog, to kolejny raz głosy w jej głowie, czy zwykły sen. A jeśli nie sen, to kim byli jego bohaterowie? Całe szczęście, że jutro miała mieć wreszcie badanie. Powoli zaczynała być przerażona i pisać czarne scenariusze, a jej podenerwowanie coraz trudniej było ukryć przed Markiem, który w ostatnich dniach jakby baczniej ją obserwował. Już wczoraj asekuracyjnie uprzedziła go, że wybiera się na zakupy. Chciał jechać z nią po pracy, ale odmówiła. Zakupy miały być w rzeczywistości tomografią.

- Pani Urszulo – zaczął medyk, przeglądając jej wyniki – powiem szczerze, że ja tutaj nic niepokojącego nie widzę. Wszystko jest prawidłowo. Powiem więcej, w tych badaniach nie ma nawet śladu po urazie, który przeszła pani stosunkowo niedawno. Proces regeneracji przebiegł bardzo szybko
- To skąd te silne bóle głowy? – dociekała
- Może być to efekt dużego wysiłku intelektualnego. Chce pani bardzo szybko wrócić do pełnej dyspozycji, pracować jak przed wypadkiem i przypomnieć swoje życie. Ja wiem, że mózg trzeba ćwiczyć, ale czasami chwila beztroski na kanapie i myślenie o niebieskich migdałach też jest potrzebne. Pani za bardzo chce i to najpewniej jest tego efekt. Jak pani przed wypadkiem dużo pracowała, to też czuła się pani zmęczona, a głowa pani pękała, prawda? – kiwnęła potakująco – No właśnie, o to mi właśnie chodzi. Potrzeba pani odrobiny luzu. Może jakiś krótki urlop z mężem, może chwila relaksu w gabinecie urody, a może więcej sportu. Gdy te silne bóle wciąż się będą pojawiać, proszę zażywać tabletki, które pani przepisałem. I pani reakcja musi być szybka, niemal wyprzedzająca. Nie może pani dopuszczać do stanu bardzo silnego bólu. Gdy tylko pojawiają się pierwsze oznaki, proszę wziąć jedną tabletkę. Nie sądzę, by te bóle długo się utrzymywały. Gdyby działo się jeszcze coś niepokojącego, to proszę o kontakt, a jeśli wszystko będzie w normie, to widzimy się przed końcem pani zwolnienia – pożegnała się z nim uściskiem dłoni i ruszyła w stronę galerii handlowej. Wróciła do domu z bluzką z pierwszego, lepszego sklepu, żeby Marek nie snuł podejrzeń. Przy kolacji ponarzekała trochę, jak to sprzedaje się w dzisiejszych czasach ludziom prawdziwe szmaty w sieciówkach, za wygórowane ceny, by nieco wyciszyć jego czujność.

- Przepraszam bardzo, ty go zamierzasz jeszcze bronić?
- Nie bronię go, tylko uważam, że wyciągnęłaś zbyt pochopnie daleko idące wnioski. Zobaczyłaś dwuznaczną sytuację i ją trochę nadinterpretowałaś. Trzeba było tam zostać i wyjaśnić to na miejscu, a nie oskarżać biednego chłopaka o bóg wie co. Wiesz, jak on się martwił? Jaki był zdezorientowany, gdy zniknęłaś?
- Przykro mi, że wierzysz bardziej obcemu człowiekowi, niż własnej córce
- Piotr nie jest obcy. To porządny chłopak, którego znamy od miesięcy i nigdy nie miałaś mu nic do zarzucenia.
- Bo może byłam zaślepiona miłością i zbyt łatwo kupowałam bajeczki, które mi wciskał. Konferencje, sympozja. Nie mam pewności, że nie zdradzał mnie od początku.
- Ula, daj spokój. Zaczynasz wymyślać. Bardzo nam pomógł, nie zapominaj o tym.
- Aha i w twoim mniemaniu z tej wdzięczności mam przymykać oczy na jego skoki w bok. Naprawdę świetnie. Jak chcesz, to sobie sam za niego wyjdź. Mam dość i ciebie i jego.
Zerwała się w nocy do pozycji siedzącej. Oddychała ciężko. Tym razem nie miała wątpliwości, do kogo należą głosy w jej głowie. Z pewnością była to jej rozmowa z ojcem, po odkryciu zdrady Piotra. Marek poruszył się niespokojnie i niechętnie otworzył oczy
- Wszystko w porządku? – wymruczał zaspany
- Tak. Nie mogę spać, bo zasycha mi w gardle. Idę po wodę do kuchni. Śpij – naciągnęła mu kołdrę na plecy i zeszła na dół.
Siedziała ze szklanką wody w salonie pogrążonym w mroku i zastanawiała się, co powinna zrobić. Powiedzieć Markowi o tym, że zaczyna sobie przypominać różne sytuacje, ale ich związku jednak nie, czy wstrzymać się jeszcze jakiś czas. Ostatecznie, rozważając wszystkie za i przeciw, doszła do wniosku, że poczeka jeszcze tydzień, dwa. Wiedziała, że z pewnością bardzo by się ucieszył, ale jednocześnie czuł zawód, że pamięta Piotra, kłótnię z ojcem, a nie ma żadnych wspomnień z okresu ich związku. Znów poczuła silny ból głowy. Z torebki wyjęła nowe opakowanie środków przeciwbólowych i połknęła jedną kapsułkę. Zasnęła na kanapie w salonie.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał, gdy tylko otworzyła oczy. Siedział naprzeciw, już ubrany, z kubkiem kawy.
- Przyszłam się napić. Usiadłam na chwilę, zamyśliła i najwyraźniej zasnęłam – rozcierała sztywny kark. Sofa nie była najwygodniejszym miejscem do spania.
- Daj – podszedł i zaczął masować jej napięte mięśnie – Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu coś przede mną ukrywasz – rzekł, nie przerywając wykonywanej czynności
- Wydaje ci się – chrząknęła – Chciałabym wyjechać gdzieś na kilka dni. Może wyskoczymy gdzieś pod Warszawę na weekend? Ma być chyba ładna pogoda
- Jeśli chcesz, jeszcze dziś coś zarezerwuję.