B

poniedziałek, 30 stycznia 2017

'Wbrew całemu światu' XX



- Oświadczam ci, że po raz ostatni poszedłem na wywiadówkę do szkoły twojego syna – rzekł od progu lekko wzburzony. Zmarszczyła brwi. Czuła się zdezorientowana. Przecież sam się zadeklarował, że pójdzie. Początek nowego semestru wymuszał konieczność stawiania się w szkole. Damian dwukrotnie przypominał jej o terminie. Zapomniała. Umówiła się z organizatorem targów na negocjacje dotyczące kosztorysu. Chciała spotkanie przełożyć, ale Marek zaproponował, że jeśli napisze mu jakieś upoważnienie do uzyskania wiadomości o postępach w nauce chłopca i możliwości podpisania się w dzienniku, to chętnie pójdzie za nią.
- Stało się coś? – obrzuciła go pytającym spojrzeniem
- Pojawił się po raz kolejny temat zielonej szkoły. Zgodnie z naszą rozmową zadeklarowałem, że Damian chce jechać. Zresztą oni zamienili w końcu te Bieszczady na Trójmiasto. Nie ważne – machnął ręką kierując się w stronę salonu – W każdym razie pani Jagoda, Justyna, czy jak jej tam
- Joanna – wtrąciła
- Właśnie, Joanna – skrzywił się – przez dwadzieścia minut przekonywała mnie bym uczestniczył w tym wyjeździe jako opiekun – jego mimika powoli zaczynała ją bawić – Próbowałem jej ten pomysł wyperswadować twierdząc, że nie jestem jego prawnym opiekunem. Ale to jakbym mówił do ściany. Dopiero się ożywiła, gdy rzuciłem, że nawet nie jesteśmy małżeństwem – tłumaczył zrezygnowany – Jeszcze w dość nietaktowny sposób próbowała wyłudzić ode mnie numer telefonu w celu ustalenia szczegółów wyjazdu – spojrzał na nią z grymasem, na co wybuchła śmiechem – Ciebie to przepraszam bawi? – zapytał zirytowany. On przez blisko pół godziny próbował się uwolnić spod ostrzału pytań i próśb nachalnej trzydziestolatki, na dodatek mało urodziwej, a jego kobieta z tego dramatu miała niezły ubaw.  
- Obiecuję ci, że od tej pory z panią Joanną będą kontaktowała się sama – wciąż się śmiejąc wycisnęła ja jego ustach czułego buziaka.
- Dzięki ci panie! Mam nadzieję, że gdy Maja pójdzie do szkoły będzie miała normalną wychowawczynię.
- Wiesz – zaczęła bawiąc się kołnierzykiem jego koszuli – Pani Joanna jest samotna. Szuka po prostu męża – puściła mu oczko. Była dziś w fantastycznym nastroju. Dla firmy udało jej się wynegocjować dziesięcioprocentowy upust. A i zachowanie Marka powodowało pozytywne emocje. Nie tylko z uwagi na zabawną sytuację, którą opowiadał jej w taki sposób, jakby spotkała go największa krzywda. Przede wszystkim cieszyła się z tego, że jej o tym powiedział, że nie próbował zataić nachalności kobiety w głębi duszy ciesząc się z tego, że jest bardzo atrakcyjny dla kobiet. 
- Świetnie! Tylko, że ja nie jestem zainteresowany. Moje plany małżeńskie tyczą się zupełnie innej kobiety, która nie chce mi powiedzieć ‘tak’ – spojrzał na nią wymownie,  na co ona w zabawnym geście wywróciła oczami i cmoknęła go w policzek kierując się powolnym krokiem w stronę kuchni, Zatrzymały ją jego słowa – Pamiętasz, co ci powiedziałem na początku naszej znajomości? – odwróciła się i spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem - Gdy nie chciałaś się ze mną umówić na kolację powiedziałem ci, że jestem cierpliwy, ale konsekwentnie dążę do celu. Prędzej, czy później założę ci obrączkę na palec, zobaczysz – pogroził jej w zabawnym geście. Bezgłośnie wypowiedziała ‘kocham cię’ i ruszyła przygotować dzieciakom gorące kakao.

Dochodziła dwudziesta trzecia, gdy starając się zachowywać jak najciszej, by nie obudzić dzieci, wszedł do domu. O mieszkaniu Uli już od jakiegoś czasu myślał jako prawdziwym domu, gdzie czekała na niego ukochana kobieta, gdzie czuł się dobrze, gdzie czuł się spełniony i potrzebny. Lubił tu wracać. Ale dziś był padnięty i klął pod nosem, że firma i dom są w dwóch różnych częściach miasta. Jego nieruchomość była ledwie osiem minut drogi od Febo&Dobrzański. Od tygodnia wszyscy pracowali na najwyższych obrotach. Pokaz wyznaczony na połowę kwietnia zbliżał się wielkimi krokami. Z przerażeniem wykreślał kolejne cyfry w kalendarzu i zadawał sobie sprawę, jak wiele kwestii musi jeszcze dopiąć. Ula i Sebastian starali się go odciążać, ale to na jego barkach spoczywała odpowiedzialność i chciał dopilnować wszystkiego sam. Również po to, by kolejnym sukcesem kolekcji i firmy zamknąć usta Aleksowi i poniekąd ojcu. Senior nie wyrażał już swojej dezaprobaty dla związku syna z panią dyrektor, ale widział, że uważnie śledzi każde ich posunięcie. Ściągając w przedpokoju buty zauważył, że w salonie świeci się lampka. Najwyraźniej Ula jeszcze nie spała. Przed dwudziestą wysłał jej sms’a, żeby na niego nie czekała. Wyszła dziś z pracy wcześniej tłumacząc, że musi załatwić coś na mieście. Nie dociekał, bo miał wiele innych spraw na głowie. Chciała wrócić koło szesnastej i pomóc mu. Odmówił. Twierdził, że nie ma sensu by ślęczeli nad papierami oboje, że powinna jechać do dzieci. Przyznała mu rację. Doskonale zdawała sobie sprawę, że firma jest ważna, ale pani Halina nie zastąpi jej dzieciom matki.
- Prosiłem, żebyś nie czekała – rzekł stłumionym głosem – Powinnaś wypoczywać. Ostatnio się przepracowujesz, a najbliższy tydzień będzie równie ciężki. Musisz się wysypiać – spojrzał na nią z troską i zmęczony opadł na fotel. Odłożyła czytaną książkę i posłała mu tajemniczy uśmiech.
- Mam dla ciebie prezent – wstała i podeszła kilka kroków, by po chwili przysiąść na podłokietniku skórzanego fotela
- Prezent? – uniósł brwi do góry widząc niewielkie, kartonowe pudełko przewiązane czerwoną wstążką. Szybko spojrzał na zegarek, który oprócz godziny pokazywał również datę. Siódmy kwietnia nic mu nie mówił. Pospiesznie zaczął analizować kalendarz. Symboliczna data początku ich związku, a w zasadzie moment rozpoczęcia ich romansu wypadała zupełnie kiedy indziej - Zapomniałem o jakiejś naszej rocznicy? – spojrzał na nią przepraszająco. ‘Może jakaś miesięcznica?’ zastanawiał się. Roześmiana przecząco pokręciła głową.
- Otwórz – ponagliła. Obrzucając ją zaciekawionym spojrzeniem odwiązał kokardkę i podniósł wieczko. Jego oczom ukazał się mały, biały przedmiot. Obserwowała go z delikatnym uśmiechem, czule gładząc po karku. Silne emocje spowodowały, że zapomniał o zmęczeniu. Drżącą ręką wyjął kawałek plastiku i spojrzał na dwie kreski, które świadczyły o tym, że niebawem zostanie ojcem.
- Naprawdę? – spojrzał w jej dwa błękity. Skinieniem głowy potwierdziła. Uśmiechnął się szeroko wyraźnie wzruszony. Jednym ruchem posadził ją sobie na kolanach i zachłannie wpił się w jej usta – Jestem bardzo, bardzo szczęśliwy – wyszeptał opierając swoje czoło o jej – Ale to tak na pewno, na sto procent? – upewniał się. Nie chciał, by za kilka dni okazało się, że test był felerny, że ona wcale nie jest w ciąży.
- Na pewno – spojrzała w jego oczy, które od kilku minut śmiały się do niej – Test zrobiłam dwa dni temu. Nic nie mówiłam, bo nie chciałam ci robić nadziei. Dziś potwierdził to lekarz. Piąty tydzień.
- Każdego dnia dziękuję losowi, że zaczęłaś pracę w FD, że pojawiłaś się w moim życiu i że już w nim zostaniesz – w jego głosie było tyle czułości i miłości, że aż się wzruszyła
- Zostanę – zapewniła i musnęła ustami czubek jego nosa – Dzień po pokazie mam USG
- Będzie już coś widać? – zaciekawił się
- Taką małą fasolkę – odpowiedziała. Dla niej to żadna nowość. Ta ciąża była trzecią. On będzie się dopiero jej uczył. 
- Kiedy powiemy dzieciakom? 
- Może po badaniu, gdy okaże się, że wszystko jest w porządku? – przytaknął

- Słońce, gratuluję! – Marta aż pisnęła do słuchawki – Mareczek nosi cię na rękach? – trajkotała podekscytowana
 - Nie, bo mu na to nie pozwalam. Jemu się co prawda wydaje, że za chwilę rzucę pracę, że będę leżeć i patrzeć, jak mi rośnie brzuch, ale ja się nie pozwolę ubezwłasnowolnić – żartowała
- Pozwól mu się cieszyć, pozwól mu to przeżywać po swojemu. Dla ciebie to kolejna ciąża. Dla niego wielkie wydarzenie. Debiut – rzekła już całkiem poważnym tonem
- Jest słodki i kochany – szepnęła z uśmiechem – Był wyraźnie poruszony, gdy dałam mu w prezencie test. Wiem, że bardzo marzył o dziecku.
- Mamuśka już wie? – zadała to nurtujące ją pytanie
- Nie i szczerze mówiąc nie rozmawialiśmy o tym, kiedy jej powie. Ja na szczęście nie miałam przyjemności jej ostatnio spotkać. Rzadziej pojawia się w firmie. Rzadziej do niego dzwoni. Wiem, że Marek nie mówi mi wszystkiego, ale widzę, że jego relacje z matką znacznie się ochłodziły
- I całe szczęście – rzekła butnie – Nie będzie się wtrącać jędza jedna!
- Uwielbiam cię ty moja mamuśko chrzestna – zaśmiała się serdecznie
- Naprawdę, mogę? – zapytała mile zaskoczona propozycją przyjaciółki
- No nikogo innego sobie nie wyobrażam. Jakby nie patrzeć już jesteś matką chrzestną naszego związku
- Tylko patrzeć, jak zostanę świadkową – rzekła podekscytowana
- Wyście się zmówili? – rzekła z udawaną pretensją w głosie
- Nie rozumiem…. Już się oświadczył? – dociekała
- Próbował. No można powiedzieć dwa razy
- Słucham?! – niemal krzyknęła – Ale oczywiście znając ciebie zamiast rzucić się mu na szyję i łapać go póki możesz wycofałaś się dwa kroki
- Nie do końca – bąknęła niepewnie
- Wiesz co, ty to jednak głupia jesteś!
- Też cię uwielbiam. Muszę kończyć – spojrzała na zegarek. Za chwilę musiała jechać po Damiana.
- Obiecaj mi coś – poprosiła – Obiecaj, że jak znów zapyta, powiesz ‘tak’
- Zobaczymy, czy zapyta – wzruszyła ramionami niby to obojętnym tonem
- Zapyta! – rzekła pewnie – Pozdrów tego przystojniaka
- Pa

sobota, 28 stycznia 2017

'Wbrew całemu światu' XIX



Z końcem stycznia rozpoczynały się w województwie mazowieckim ferie zimowe. Dzieci na tydzień miał zabrać Piotr i razem z nimi spędzić czas u swojej matki. Cieszyły się na tę perspektywę. Nie widziały ojca od Gwiazdki. Miał zobaczyć się z nimi w połowie miesiąc, gdy miał przyjechać do Warszawy na dwudniową konferencję. Sympozjum ostatecznie przeniesiono do Łodzi, skąd pochodziła większość lekarzy. Sosnowski stwierdził, że nie ma sensu zabierać dzieci na weekend, skoro w niedalekiej perspektywie spędzą z nim całe siedem dni. Znów były zawiedzione, a Ula musiała tłumaczyć byłego męża. Postanowiła, że gdy Sosnowski przywiezie dzieci będzie musiała z nim poważnie porozmawiać. Oni na czas nieobecności dzieci postanowili przenieść się do domu Dobrzańskiego. Ula od kilku dni snuła plany wielogodzinnych kąpieli w jego wielkiej wannie. Śmiał się wtedy i zapewniał, że on również nie może się doczekać.

Siedział właśnie w salonie uzupełniając kalendarz spotkań na najbliższy tydzień. Tuż obok niego Maja w wielkim skupieniu kolorowała zieloną kredką choinkę. Była to jedna z ostatnich kartek w jej ‘świątecznych kolorowankach’, które dostała od cioci Marty. Marek z rozczuleniem zerkał na małą, która z wielką precyzją kreśliła kolejne linie. To spokojne piątkowe popołudnie przerwał dzwonek do drzwi
- Czyżby mama czegoś zapomniała? – puścił dziewczynce oko i ruszył w kierunku przedpokoju. Ku jego zaskoczeniu po drugiej stronie nie stała jego ukochana, a jej były mąż. Sosnowski wydawał się równie zaskoczony widokiem bruneta – Proszę – gestem dłoni zaprosił gościa do środka i dyskretnie spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę szesnastą. Kardiolog miał przyjechać po dzieci dopiero za dwie godziny
- Dzień dobry – rzekł lekarz, nawet nie fatygując się, by wyciągnąć do Dobrzańskiego rękę
- Maja, tata przyjechał – zawołał w kierunku salonu i już po chwili córka wpadła w ramiona ojca
- Cześć kochanie – biorąc dziewczynkę na ręce ruszył w kierunku salonu nawet nie zwracając uwagi na Marka – Gdzie Damian? – zapytał córkę
- Nie ma – rozłożyła ręce w charakterystycznym geście i szybko wyswobadzając się z uścisku siedzącego na sofie ojca wróciła do swoich zajęć.
- Damian w piątki ma hiszpański. Ula po niego pojechała. Będą za jakieś pół godziny – wyjaśnił stojący w progu pokoju brunet
- Poczekam jeśli pan pozwoli – spojrzał na chłopaka z wyższością
- Naturalnie. Może kawy? – zaproponował. Sosnowski zmierzył go niezbyt przyjaznym wzorkiem. ‘Najwyraźniej ten gówniarz zadomowił się tu na dobre’.
- Chętnie – uśmiechnął się nieszczerze
- Maja, chcesz soku? – dziewczynka kiwnęła głową i szybko poderwała się z miejsca
- Pójdę z tobą – chwytając Dobrzańskiego za rękę wyszła z nim do kuchni by po chwili wrócić trzymając w dłoni szklankę z sokiem marchwiowo-pomarańczowym. Prezes postawił na niskim, kawowym stoliku białą filiżankę wypełnioną ciemną, parującą cieczą. Podsunął w kierunku lekarza cukiernicę i usiadł na fotelu naprzeciw. Atmosfera nie była zbyt przyjemna. Panowie uważnie mierzyli się wzrokiem w kompletnej ciszy. Marek zastanawiał się jaki mógłby podjąć temat, by rozpocząć kurtuazyjną konwersację. Z pewnego rodzaju opresji wybawił go Piotr, który ignorując go zwrócił się do córki
- Opowiesz mi, co dziś robiłaś? – pogłaskał małą po głowie
- Bawiłam się z Malkiem. Pani Halinka jest chola i nie mogła psyjść – wyjaśniła pospiesznie i chwytając błękitną kredkę i temperówkę w kształcie żółwia bezceremonialnie usadowiła się na kolanach partnera matki
- Zatempelujesz mi? – spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami. W Sosnowskim się zagotowało, że to nie jego poprosiła o pomoc. 
- No pewnie – uśmiechnął się i zerknął na skonsternowanego Piotra – Jak ci idzie?
- Jus końce  – spojrzała wesoło na Marka i chwytając w dłoń zatemperowaną kredkę wróciła na swoje miejsce, poświęcając całą uwagę wykonywanej czynności. Znów zapadła niezręczna cisza. Po chwili usłyszeli otwierane drzwi i szmery dochodzące z przedpokoju. Najwyraźniej Damian nieco wcześniej skończył dziś lekcje. W głębi duszy Dobrzański odetchnął. Jeszcze chwila i by nie wytrzymał tej ciążącej ciszy i nieprzychylnego wzroku Sosnowskiego.
- Jesteśmy – krzyknęła Ula z przedpokoju
- Tata! – ucieszył się Damian witając się z ojcem – Miałeś być dopiero za dwie godziny – zauważył całkiem słusznie. Mama mu przecież mówiła, że ojciec zapowiedział się na osiemnastą
- Wcześniej wyszedłem ze szpitala. Obiecałem babci, że zdążymy dojechać na kolację
- Cześć – przywitała się z mężem cmoknięciem w policzek
- Witaj. Pięknie wyglądasz - kompletnie ignorując bruneta obrzucił byłą żoną zachwyconym spojrzeniem. Na ten komplement zareagowała szerokim uśmiechem
- Dziękuję. Miłość mi służy – mówiąc to spojrzała na swojego partnera. Piotr najwyraźniej nie spodziewając się takiej odpowiedzi chrząknął nerwowo
- Dzieciaki już spakowane?
- Tak. Walizki czekają w ich pokojach
- No to ubierajcie się – zwrócił się do dzieci – Wyruszamy
- Poczekaj – odezwał się Damian  wybiegając z salonu, by po chwili wrócić ze złotym trofeum - Chciałem ci pokazać puchar, który zdobyłem razem z Markiem. Na tym turnieju, o którym ci mówiłem zajęliśmy pierwsze miejsce w grze w darta – chwalił się. Sosnowski taki zachwycony osiągnięciami nie był. Dobrzański stał w boku lekko zakłopotany. Miał świadomość, że Piotr będzie miał do Uli pretensje o jego relacje z dziećmi. Choć z drugiej strony to nie jego wina, że dzieciaki szukały namiastki ojca właśnie w nim.
- Bardzo ładny – burknął i spiorunował Marka wzrokiem czytając tabliczkę ‘Turniej ‘Ojciec i Syn’’ – Zakładaj buty. Nie chcemy, żeby babcia czekała, prawda?
Po chwili dzieciaki żegnając się z każdym z nich wylewnie ruszyły za ojcem w stronę jego samochodu.
- Przepraszam cię za niego – rzekła Ula wtulając się w jego ramiona  
- Daj spokój. Chyba zaczyna rozmieć, co stracił. Wyjątkową kobietę i fantastyczne dzieciaki. Bardzo się cieszę, że był głupcem – wyszeptał w jej włosy – Ja już spakowałem kilka najważniejszych rzeczy. Resztę mam tam. Sporo ciuchów i kosmetyków jeszcze zostało. Tobie daję godzinę i ruszamy do mnie – szybko musnęła jego usta i ruszyła w kierunku sypialni.

- Rzeczywiście najlepszy seks jest z tym, z kim dobrze nam i bez seksu – przytulił swój spocony policzek do jej brzucha. Zaśmiała się wplatając palce w jego wilgotne włosy.
- Jejku, jakie ty miewasz filozoficzne przemyślenia – spojrzał na nią z udawanym mordem w oczach
- Nabijasz się ze mnie? – odsunął się lekko – popamiętasz mnie – rzekł groźnie i zaczął ją łaskotać. Śmiała się w niebogłosy.
- Poddaje się! – łzy ciekły po jej policzkach – Cofam. Cofam to, co powiedziałam. To wcale nie było filozoficzne
- Na pewno? – zmarszczył brwi zaprzestając tortur
- Kocham pana, panie Dobrzański – czule pocałowała jego policzek pokryty jednodniowym zarostem
- Boże, jak mi się nie chce iść jutro do firmy. Najchętniej zamknąłbym się tutaj z tobą na ten tydzień i kochał do upadłego.
- Stajesz się chyba seksoholikiem – zauważyła rozbawiona
- Nie, po prostu nie mam ochoty na starcie z Aleksem na posiedzeniu zarządu - spoważniał
- Może nie będzie tak źle...
- Będzie gorzej – podparł się na łokciu i spojrzał w jej oczy, wodząc opuszkami palców po jej nagich piersiach – Jakoś ostatnio często zaszywa się w gabinecie, nie straszy pracowników swoją obecnością w bufecie i na korytarzach. A jego wyciszenie świadczy tylko o tym, że coś szykuje
- Nie martw się na zapas. Ludzie się zmieniają – splotła ich palce i zaczęła bawić się jego dłonią
- Ludzie tak, ale nie Aleks. I tak się dziwię, że jeszcze nas nie zaatakował. Plotki o naszym związku z pewnością do niego dotarły, bo od miesiąca jesteśmy numerem jeden. Nie wiem, czy wiesz, ale krążą dwie wersje w zależności od piętra. Seba mi powiedział – odparł lekko rozbawiony idiotyzmem tej sytuacji – Ty uwiodłaś mnie, żebym cię nie zwolnił mimo tego, że nie radzisz sobie na stanowisku – z niedowierzaniem, ale i rezygnacją pokręciła głową – I druga, ja uwiodłem ciebie, żebyś tuszowała moje nietrafione decyzje i próbowała ukryć astronomiczne długi, w jakie firmę wciągnąłem. Sobie będzie Aleksio używał – westchnął
- Przestańmy rozmawiać o firmie – zarządziła czując, że atmosfera robi się coraz mniej przyjemna. Nie było sensu przenosić problemów z pracy do domu.
- Masz rację. Może po zarządzie, jak dzieciaki wrócą wyjedziemy gdzieś na trzy, cztery dni. Znalazłem fajny hotel niedaleko Kielc, żeby nie jechać przez pół Polski. Rzut beretem jest stok, górka dla dzieciaków, będą mogli zjeżdżać na sankach. W środku basen, sala zabaw, SPA. Co ty na to?
- Z tobą i dzieciakami mogę jechać nawet do Pcimia Dolnego
- Wystarczy pod Kielce – roześmiał się i szczelnie okrył ich kołdrą, tuląc ją do snu.

Skończyła swoją prezentację i opuściła konferencyjną posyłając Markowi pocieszający uśmiech. Stojąc na korytarzu widziała, że atmosfera w środku jest gorąca.
- Ja mam pewne wątpliwości co do rzetelności przedstawionego raportu patrząc na twoją zażyłość z panią dyrektor – pogardliwie rzucił plik dokumentów na stół
- Zapewniam cię, że Ula jest profesjonalistką. Ale proszę, jeśli chcesz, możemy zarządzić zewnętrzny audyt. Już to proponowałem ojcu. Nie mamy z Ulą nic do ukrycia – odparł stanowczo
- Raport raportem, ale uważam, że na tych twoich miłosnych podbojach coraz bardziej cierpi wizerunek firmy. Chciałeś dać się wykazać kochance?
- Partnerce – wysyczał przez zaciśnięte zęby, co wywołało złośliwy uśmieszek Aleksa.
 - Na jedne z najważniejszych negocjacji w ostatnim kwartale pojechała osoba, która w firmie pracuje od niedawna, nie wspominając już, że nie ma związku ani z nazwiskiem Febo, ani Dobrzański. Pomijając oczywiście fakt, że z tobą sypia. To trochę komiczne wysyłać obcą osobę do poważnych kontrahentów. 
- Aleks, proszę cię daj spokój – upomniała go Paulina, która nigdy nie wtrącała się w słowne przepychanki Marka i jej brata. Dobrzański obrzucił ją wdzięcznym spojrzeniem. Najwyraźniej i ona miała dość tej szopki.
- Paulinka ma rację. Aleks, wydaje mi się, że przesadzasz. Nie możemy mieć zastrzeżeń do pracy pani Sosnowskiej. Raport jest rzetelny. Firma jest w świetnej kondycji.
- Ja się chce tylko dowiedzieć, co takiego robił prezes, że nie było go w Budapeszcie, kiedy tam być powinien! – podkreślił ostatnie słowo 
- Licz się ze słowami. I trochę szacunku do kobiety. To po pierwsze – warknął – Po drugie wypadły mi ważne sprawy osobiste. Interes firmy nie ucierpiał na mojej nieobecności. Ula przywiozła dokładnie takie warunki i podpisane umowy, jakie zakładaliśmy.
- O następnej twojej absencji bardzo cię proszę poinformuj mnie wcześniej. Pojadę i osobiście wszystkiego dopilnuję
- Wydaje mi się – westchnął teatralnie – że nie będzie takiej potrzeby. Jako prezes ja podejmuję decyzję, kto ma jechać w moim imieniu i zapewniam cię, że nigdy nie będziesz to ty. Dziękuję wszystkim. Posiedzenie uważam za zakończone.
- Pamiętaj, że wyjątkowo uważnie będę przyglądał się pracy twojej i pani Sosnowskiej- rzekł na odchodne Włoch
- Śmiało. Nie krępuj się – teraz to on uśmiechnął się złośliwie i przepuszczając w drzwiach Paulę ruszył w kierunku gabinetu dyrektora finansowego.
Siedziała na kanapie przeglądając dokumenty, gdy wparował do środka jak strzała zatrzaskując drzwi.
- Daję słowo, że go kiedyś uduszę – krzyknął rzucając dokumenty na jej biurko
- Chodź tu do mnie – poprosiła i przesunęła się nieco robiąc mu miejsce. Gdy tylko znalazł się obok mocno go przytuliła. Miała nadzieję, że jej bliskość i znak, że jest, że go wspiera spowoduje, że nieco wyciszy te negatywne emocje.  

czwartek, 26 stycznia 2017

'Wbrew całemu światu' XVIII



- Dzień dobry – gorącymi wargami musnął jej kark, gdy kończyła kroić pomidory. Bezceremonialnie przytulił się do jej pleców. Szybko wyswobodziła się z tego uścisku i poprawiła szlafrok.
- Proszę cię – rzekła karcącym tonem
- Wczoraj byłaś milsza – zauważył splatając ręce na wysokości torsu. Podświadomie bał się, że ich wczorajsza rozmowa jest nieaktualna, że ona znów zacznie się wycofywać.
- Wczoraj byliśmy zamknięci w łazience, a dzieciaki smacznie spały. A za momenty wpadną tutaj dwie małe torpedy. Wszystko powoli, stopniowo, w swoim czasie. Nie zniechęć ich do siebie – poprosiła gładząc delikatnie kciukiem jego policzek. Chwycił jej dłoń i złożył na jej wnętrzu krótki pocałunek.
- Masz rację. Chcę porozmawiać dziś z Damianem. Może odwiozę go do szkoły?
- Jeśli tylko się zgodzi – uśmiechnęła się ciepło i spojrzała w stronę korytarza – O wilku mowa. Marek chce cię zawieźć do szkoły. Co ty na to?
- Pojedziemy twoim autem? – spojrzał na Dobrzańskiego, przecierając jeszcze zaspane powieki
- Pewnie
- Super! Kumple będą mi zazdrościć! – rzucił uradowany i ruszył w stronę swojego pokoju – Idę się ubrać
- Obudź siostrę – zawołała za nim. Dobrzański uśmiechnięty puścił w stronę kobiety oczko. Stosunek Damiana do niego wskazywał, że mały nie będzie się buntował przed jego przeprowadzką. Mimo to czuł niepokój. Nigdy nie przeprowadzał takich rozmów.

Zatrzymał auto przed bramą jednej z warszawskich podstawówek. Chłopiec już chciał otwierać drzwi, gdy zatrzymał go głos bruneta
- Poczekaj chwilę, chciałem z tobą porozmawiać – zaczął niepewnym tonem. Odwlekał tę rozmowę do ostatniej chwili. Zresztą droga z osiedla Uli do szkoły do zbyt długich nie należała – Twoja mama jest bardzo dla mnie ważna – chłopiec wlepił swoje spojrzenie w Dobrzańskiego – Zależy mi na jej szczęściu, ale również zależy mi byście ty i twoja siostra byli szczęśliwi. Dlatego też nie chcę robić nic wbrew tobie i Mai. Chciałbym z wami mieszkać, ale jeśli się nie zgodzisz, zrozumiem.
- Możesz mieszkać – odparł po chwili zastanowienia – Lubię cię. Masz fajny samochód i umiesz sklejać modele – Marek miał ochotę się roześmiać, ale wiedział, że nie wypada, więc starał się zachować powagę – Tylko nie chcę, byś zabrał nam mamę tak, jak ciocia Kasia tatę.
- Ty i Maja jesteście dla mamy najważniejsi. Ja i wasza mama będziemy wam poświęcać tyle czasu, ile będziecie potrzebować, obiecuję – zapewnił – A i będąc na miejscu będziemy mogli częściej kleić modele. Dzięki – wyciągnął do małego rękę, którą ten uścisnął – Zmykaj do szkoły. Pani Halina przyjdzie po ciebie z Mają. Zobaczymy się wieczorem
Odetchnął. Wiedział, że po pracy może jechać do domu pakować swoje rzeczy. Zaczynał nowy rozdział w swoim życiu. Stały przed nim wyzwania, którym miał nadzieję podołać. Niemal z dnia na dzień miał się stać ojczymem dwójki dość małych dzieci.

Od pewnego czasu jego stosunki z Sebą znacznie się ochłodziły. Przyjaciel nie potrafił zrozumieć decyzji Dobrzańskiego o związku z panią dyrektor. Olszański wciąż miał w głowie hulanki, łatwe panienki i beztroskie życie. Stabilizacja była dla niego abstrakcją i poniekąd miał żal do kumpla, że nie towarzyszy mu już podczas nocnych imprez. Prezes prowadził teraz stateczne życie. Po pracy grzecznie wracał ze swoją kobietą do domu, poświęcał czas opiece nad dziećmi, a na korty jeździł z ‘dzieciakiem’, jak zwykł określać go Seba. Jednak obaj panowie tęsknili za wspólnymi rozmowami, wygłupami i po prostu swoją obecnością. Olszański powoli zaczynał rozumieć, że nie powinien był tak krytycznie oceniać wyborów kolegi i powinien był uszanować jego decyzję o zmianie życia.
- Cześć – zapukał w jeden ze styczniowych dni do gabinetu prezesa – Mogę na chwilę?
- Jasne – obrzucił przyjaciela uważnym spojrzeniem – Coś nie tak z tymi umowami dla modelek?
- Nie, nie. Ja w bardziej prywatnej sprawie – zaczął tłumaczyć siadając na sofie
- Jeśli chcesz mnie namówić na jakąś – Olszański nie dał mu dokończyć
- Nie. Spokojnie. Nie zamierzam cię wyciągać na wódkę. Ale nie ukrywam, że trochę mi brakuje tych naszych wypadów po pracy. I nie mówię wyłącznie o pannach i procentach – Marek uśmiechnął się pod nosem
- Mnie też – przyznał
- Co powiesz na piwo i mecz jutro? Albo siłownię w sobotę?
- Jutro nie mogę, bo obiecałem już, że obejrzę to spotkanie razem z Damianem. Ale w środę jest Liga Mistrzów i chętnie wpadnę do ciebie. Siłownia jak najbardziej tak. O ósmej? – blondyn kiwnął głową – No to jesteśmy umówieni – klepnął kumpla w ramię
- Marek, chciałem cię przeprosić. Powinienem uszanować twój wybór.
- Było, minęło – Dobrzański wyciągnął dłoń w kierunku przyjaciela.

- Witaj synku – w drzwiach stanęła Helena. ‘Czy to jakiś dzień pielgrzymek do mnie?’ pytał sam siebie.
- Cześć mamo – przywitał się z nią i podejrzliwie spojrzał na matkę – Co cię sprowadza?
- Przed świętami rozmawialiśmy o spotkaniu ze czwórkę. Będziemy mieć z tatą wolny weekend, może wpadniesz z panią Sosnowską na obiad w sobotę? – zapytała pozornie uprzejmym tonem. Marek zmarszczył brwi.
- Przecież wiem, że nie lubisz Uli i jej nie akceptujesz, więc po co ta farsa?
- Może gdy ją lepiej poznam… - zaczęła. Sądziła, że syn będzie pozytywnie nastawiony do pomysłu, a dla niej ta kolacja będzie dobrą okazją do udowodnienia tej kobiecie, że nie pasuje do ich rodziny
- Oboje wiemy, że problem nie tkwi w tym, że jej nie znasz. Problemem jest to, że jest starsza i ma dzieci. A to się nie zmieni. Dopóki nie zaakceptujesz faktu, że jesteśmy razem sądzę, że wspólne spotkanie nie ma większego sensu – powiedział zdecydowanie.
- Jak uważasz – prychnęła i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie.

Dochodziła osiemnasta, gdy parkował auto przed blokiem Uli. Był wykończony. Miał spotkanie za spotkaniem. W międzyczasie odbierał telefony i sms’y od znajomych z życzeniami. Dzwoniła też jego matka, ale brzmiała mało przekonująco życząc mu szczęścia. Jego szczęście w jej mniemaniu powinno mieć dwadzieścia lat, IQ na poziomie szympansa, za to rozległe koneksje i długie blond włosy. Nie miał ochoty na kolację z rodzicami. Wolał posiedzieć w domu z Ulą i dzieciakami. Jego dwudzieste siódme urodziny natchnęły go refleksją, że zaczyna mieć zachcianki emeryta. Śmiał się pod nosem, gdy uświadomił sobie, że woli kapcie i lampkę wina w domu, niż imprezę do białego rana w klubie. Wjechał na górę i otworzył kluczem górny zamek.
- Jestem – zawołał z przedpokoju, ściągając zimowy płaszcz. Zdziwił się trochę tą panującą ciszą. Zwykle było słychać od progu dyskusję dzieciaków, bajkę, którą uwielbiała oglądać Maja, albo odgłosy dochodzące z konsoli Damiana. Wszedł do pogrążonego w półmroku salonu i stanął w pół kroku. Elegancko nakryty stół, świece, jego ulubiona sałatka z grillowaną dynią, łosoś, butelka szampana i ona. Ubrana w seksowną, granatową sukienkę z wiązaniem na szyi i krwisto czerwonymi, kusząco rozchylonymi ustami. ‘Jednak pamiętała’ uśmiechnął się w duchu. Cały dzień był przekonany, że zapomniała o jego święcie.
- Wszystkiego najlepszego kochanie – szepnęła zmysłowym głosem i czule pocałowała jego usta – Głodny? – zapytała prowadząc go za rękę do stołu. Pilotem włączyła nastrojową muzykę.
- Mówisz o sobie, czy kolacji? – spojrzał na jej twarz roziskrzonym wzrokiem. Roześmiała się uroczo.
- Wszystko w swoim czasie – szepnęła, zahaczając językiem o poduszeczkę ucha. Poluzował krawat. Zaczynało mu się robić gorąco. Powiesił marynarkę na oparciu krzesła.
- Gdzie dzieci? – zapytał, gdy upił łyk chłodnego trunku
- Udało mi się je przekupić i poszły na noc do pani Haliny – spojrzała na niego figlarnie – Mamy całą noc na świętowanie, ale niestety nie za darmo. Damianowi obiecałam, że zabierzesz go w sobotę na kort, a później na gokarty. Ja z Mają jestem umówiona do centrum zabaw.
- Uczciwa transakcja – zaśmiał się. Co ta kobieta z nim robiła, że nie potrafił zebrać przy niej myśli.
- Twoje zdrowie kochanie – uniosła kieliszek z szampanem. Napawał się jej widokiem. Wyglądała dziś wyjątkowo pociągająco. Miał ochotę zedrzeć z niej tę sukienkę i kochać się z nią choćby na tym stole. Próbował uspokoić szalejące zmysły. ‘Wszystko w swoim czasie’ powtarzał w myślach jej słowa.
- Pyszna kolacja – rzekł z uznaniem, gdy odsunął pusty talerz – Dziękuj- oboje czuli to rosnące między nimi napięcie.
- Możemy zatem przejść do prezentów – ruszyła w stronę komody i wyciągnęła z niej niewielkie, podłużne pudełko w kolorze butelkowej zieleni - Szczęścia i miłości – szepnęła wręczając mu prezent
- Jednym słowem życzysz mi, byś zawsze była obok mnie – zatonął w jej spojrzeniu. Oblała się delikatnym rumieńcem. Byli razem tyle czasu, a ona wciąż reagowała w ten krępujący ją sposób na wszystkie komplementy i wyznania. Otworzył wieczko i spojrzał na jedwabny krawat
- Jest w kolorze twoich oczu – musnęła jego wargi. Odkładając pudełko na stół mocno przyciągnął ją do siebie. Nie chciał już czekać. Zachłannie wpił się w jej usta, a prawą dłoń skierował w kierunku wiązania jej sukienki. Położyła dłonie na jego torsie i delikatnie go odsunęła. Spojrzał na nią przymglonym, zaskoczonym wzrokiem – Nie tak szybko – na te słowa jęknął zawiedziony – Druga część prezentu za pięć minut w sypialni – przygryzła dolną wargę i ruszyła w kierunku korytarza. Odprowadził ją roziskrzonym wzrokiem i haustem wypił zawartość kieliszka. Pozbył się krawata. Rozpiął dwa górne guziki, podwinął rękawy do wysokości łokci i nerwowo przeczesał włosy. Spojrzał na zegarek. Minęło dopiero jakieś siedemdziesiąt sekund. Ściągnął zegarek i położył go na stole. Zdmuchnął świece. Niespokojnym krokiem przemierzył kilka razy długość salonu. Miał dość. Ruszył w kierunku ich sypialni. Całe pomieszczenie oświetlone było kilkudziesięcioma porozstawianymi w różnych miejscach świecami. Na środku łóżka leżała ona jedynie w czarnych, koronkowych stringach i czerwonej kokardzie przewiązanej na wysokości piersi. Przełknął głośno ślinę i patrząc na nią czuł rosnące podniecenie.
- Dobry boże – wychrypiał urzeczony. Aż do tego momentu zastanawiała się, czy się nie wygłupi. Prawie czterdziestoletnia kobieta ze wstążką zamiast stanika. W jej mniemaniu takie zabawy były dla napalonych nastolatków. Jednak teraz obserwując jego reakcję widziała, że jej szalony pomysł był strzałem w dziesiątkę. Dobrzański był zachwycony. Spragniony pieszczot niemal rzucił się na nią.

Wysunął się z niej delikatnie, gdy uspokoili oddechy po kolejnym tej nocy orgazmie.
- To najcudowniejsze urodziny w moim życiu – szepnął składając na jej piersiach krótkie pocałunki – Chciałbym spędzać w podobny sposób najbliższe dwadzieścia siedem rocznic
- Tylko dwadzieścia siedem? – zaśmiała się przeczesując palcami jest głosy
- Wiesz, obawiam się, że później będziemy musieli nieco zwolnić tempo. Oboje nie damy rady kondycyjnie – spojrzał na nią z miłością. 

Obudziła się wtulona w jego tors. Nie spał już. Czule gładził kciukiem jej niczym nieosłonięte plecy.
- Chciałabym, żeby tak było już zawsze – mruknęła, jeszcze lekko zaspana.
- Może tak być, jeśli zgodzisz się zostać moją żoną – wypalił. W sekundę się obudziła, a jej umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach. Zamarła, lecz po chwili radośnie się roześmiała. Był skonsternowany – Oświadczam ci się jeśli nie zauważyłaś – zaśmiał się chcąc rozluźnić nieco atmosferę
- Nie wygłupiaj się – znów roześmiała się serdecznie – Ale powiem ci, że w sekundę mnie rozbudziłeś – szybko zmieniła temat – Proponuję wspólny prysznic, śniadanko, a później praca czeka prezesie – musnęła jego usta i ruszyła w kierunku łazienki. Przyglądał się jej uważnie – No panie Dobrzański, nie ociągamy się, spragniona kobieta czeka – westchnął i ruszył w jej stronę z uśmiechem.

Było sobotnie popołudnie, gdy siedzieli w salonie sącząc wino przy dźwiękach francuskich piosenek z lat sześćdziesiątych. Ona przeglądała właśnie najnowsze wydanie miesięcznika o modzie, on sprawdzał na tablecie notowania giełdowe, gdy do pokoju wszedł Damian.
- Co tam synku? – zapytała zauważając, że jej syn przysiadł na fotelu nieco zamyślony
- Mam sprawę do Marka – prezes słysząc te słowa odłożył urządzenie i spojrzał na chłopca uważnie
- Śmiało – zachęcił go
- Bo w przyszłą sobotę mamy w szkole turniej – zaczął wyjaśniać – będą różne konkurencje, nagrody. Będą wszyscy moi kumple. Tylko, że to jest turniej ojców i synów. Rozmawiałem z tatą i wiem, że nie będzie mógł przyjechać – Ula uśmiechnęła się do syna pocieszająco. Postawa Piotra wobec dzieci coraz bardziej zaczynała ją irytować. Po raz kolejny zawodził, po raz kolejny nie dotrzymywał obietnic – Iiii pomyślałem, czy nie chciałbyś pójść tam ze mną – spojrzał na Marka z nadzieją
- Będę zaszczycony – odparł z uśmiechem
- Super! – wrócił do swojego pokoju dumnym krokiem. Ula uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, lecz po chwili zmarszczyła brwi
- Chyba zgodziłeś się zbyt pochopnie. Przecież w piątek miałeś lecieć do Budapesztu na cztery dni.
- Pamiętam – odparł – Ale prośba Damiana… Nie mogłem go zawieźć. Widziałaś, jak bardzo mu zależało
- Marek, od tych negocjacji wiele zależy. To duży kontrakt. Nie możemy się teraz wycofać.
- A kto mówi o wycofaniu?  Ty polecisz za mnie. Przygotuję ci stosowne pełnomocnictwa.