B

wtorek, 28 lipca 2015

'Przypomnij mi' V

Pomógł jej wysiąść z auta i ruszył alejką wskazując na stary, dobrze utrzymany budynek, w ogrodzie którego stało kilkanaście stolików
- Twoja ulubiona restauracja. W czwartki zawsze mają świeże mule. Gdy zamówiliśmy je po raz pierwszy, powiedziałaś, że nigdy nie jadłaś lepszych. Jeśli masz ochotę, w drodze powrotnej możemy wstąpić tu na kolację 
- Chętnie – rozglądała się zaciekawiona
- Pierwszy raz przyjechaliśmy tutaj kilka dni po zaręczynach. W jedno z sobotnich popołudni chciałaś wyjść gdzieś na spacer. Stwierdziłem, że Łazienki, czy nadwiślański bulwar to takie oczywiste i zatłoczone miejsca. I przypomniałem sobie o tym parku, o tężniach. Gdy byłem mały czasami zabierała mnie tutaj niania. Wtedy to jeszcze nie wyglądało tak pięknie. Zwykłe wydeptane ścieżki nad kanałkiem wody, trochę zieleni. Kilka lat temu wiele się tu zmieniło. Byłaś zachwycona. Gdy znów nastała wiosna, zrodziła się taka mała tradycja i przynajmniej raz w miesiącu przyjeżdżaliśmy tu na piknik. Rozkładaliśmy się tam – wskazał na rozłożysty dąb nad brzegiem rzeczki – i spędzaliśmy całe popołudnie, które kończyliśmy kolację w knajpie. Nie wyobrażałaś sobie, że moglibyśmy gdzieś indziej świętować naszą rocznicę ślubu. I choć w ubiegłym roku było wyjątkowo pochmurno, to siedzieliśmy tutaj sącząc szampana i zajadając się tortem truskawkowym – opowiadał, przywołując wspomnienia szczęśliwych chwil.
- Szkoda, że teraz nie mamy ze sobą koca – rzekła siadając na równo przystrzyżonym trawniku
- Mamy. Zawsze wożę go w bagażniku. Daj mi trzy minuty – biegiem ruszył w kierunku parkingu. Uśmiechnęła się szeroko. Musiała przyznać, że był cudownym facetem. Troskliwym, opiekuńczym, inteligentnym i bardzo przystojnym. Był facetem, w którym z pewnością mogłaby się zakochać. Po kilku chwilach był przy niej ponownie, rozkładając kraciasty pled
- Tylko nie mamy prowiantu – rzucił zakłopotany – Tym razem trochę się nie przygotowałem –skrzywił się
- Nic nie szkodzi – położyła się. On usiadł obok, opierając się o pień drzewa. Bardzo szybko jej głowa spoczęła na jego udach. Uśmiechnął się do niej. Cieszył się, że za wszelką cenę nie stara się od niego odgrodzić, uciekać przed jego dotykiem, bliskością.
- Opowiedz mi o naszej podróży poślubnej – poprosiła wpatrując się w jego twarz. Zaczął swoją opowieść o ‘dwóch miodowych tygodniach’, jak zwykł je nazywać, które spędzili na Malediwach.

- Halo? – odebrała dzwoniący telefon – Witaj Piotr – na dźwięk imienia jej byłego partnera aż zesztywniał. Podszedł bliżej drzwi dzielących salon i gabinet, by lepiej słyszeć rozmowę, którą prowadziła jego żona – Nie prosiłam go o to…. Dziękuję coraz lepiej…. Nie. Naprawdę z każdym dniem odzyskuję siły, a wypadek staje się jedynie nieprzyjemnym wspomnieniem…. Jeszcze nie, ale liczę, że lada dzień się to zmieni…. Przykro mi, ale to niemożliwe. To, że czuję się lepiej, nie oznacza, że sama poruszam się po mieście. Zresztą nie jestem pewna, czy mam na to ochotę…. Proszę cię daj spokój. Pozostaję pod troskliwą opieką męża i naprawdę niczego więcej mi nie potrzeba…. Jak chcesz. Cześć – zakończyła połączenie, a on czuł zbierającą się w środku wściekłość. Zachowując największą ostrożność, by nie wywołać żadnego dźwięku, najdelikatniej jak potrafił zamknął drzwi i ciężko opadł na skórzany fotel. Chwilę bił się z myślami, by ostatecznie chwycić w dłoń komórkę i wybrać jedną z pozycji w książce telefonicznej.
- Cześć. Wróciliście już? Super. Słuchaj, musisz mi pomóc – rzekł, wyjaśniając dokładnie, o co mu chodzi.

Siedziała po kolacji w na sofie w salonie, czytając najnowszą powieść ulubionego autora. Usłyszała kroki schodzącego z góry Marka i jego radosny głos
- Ula, mam dla ciebie niespodziankę – rzekł niosąc w ręku swój biały tablet – Ktoś bardzo chce z tobą porozmawiać – podał jej urządzenie, na ekranie którego dostrzegła twarz swojego przyjaciela
- Maciuś? – zapytała z niedowierzaniem
- No wreszcie Śpiąca Królewno. Już myślałem, że się z Markiem nie doczekamy. Wyspałaś się chyba za wszystkie czasy – zaśmiał się – Jak się czujesz?  - dopytywał
- To ja wam nie będę przeszkadzał. Pogadajcie sobie. Trzymaj się Maciek – rzekł w stronę kamerki i zaszył się w gabinecie
- Jak dobrze jest wreszcie zobaczyć znajomą twarz – rzekła z wyraźną ulgą
- No właśnie Marek mówił, że wróciłaś do pełnej sprawności, ale masz problemy z pamięcią. I wybacz, że kontaktuję się dopiero teraz, ale byłem z Susan i Jankiem na urlopie w Portugalii. O wypadku dowiedziałem się od Marka. Długo nie odpisywałaś na maila i skontaktowałem się z nim.
- Daj spokój. Nie ma o czym mówić. O ile Susan jeszcze pamiętam, to nie bardzo pamiętam, że zostałeś ojcem.
- Jasiek ma już trzy lata. Zresztą byłaś z Markiem u nas na jego chrzcie. Wyślę ci wieczorem zdjęcia z uroczystości i aktualne, to może ci się ten mały urwis przypomni. Rozrabiał już na chrzcie, a z biegiem czasu jest jeszcze gorzej – pokręcił głową ze śmiechem – zaczepiał w samolocie wszystkie stewardesy. Wyłudził nawet od nich pluszowy samolot z logiem linii lotniczych
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwy – stwierdziła, obserwując roześmianą twarz przyjaciela, gdy mówił o rodzinie
- Ty też byłaś, tylko teraz tego nie pamiętasz. Marek to porządny facet. Taki, na którego zasługujesz.
- Bardzo mi ciebie brakuje – przyznała – Zwłaszcza teraz, gdy niewiele pamiętam z życia sprzed wypadku.
- Wszystko wróci do normy. Potrzebujesz tylko trochę czasu. Postaram się częściej do ciebie odzywać.
- Ze wszystkich osób, z którymi wydziałam się ostatnio pamiętam jedynie ciebie i tatę. To niezbyt komfortowa sytuacja, gdy staje przed tobą ktoś, z kim łączyła cię przyjaźń, a teraz jest kompletnie obcym człowiekiem
- Widziałaś się z ojcem? – szczerze się zdziwił
- Tak. Kilka dni temu. Marek po niego pojechał. Cieszę się, że się spotkaliśmy, choć w pewnym momencie mnie wkurzył, zachwalając Piotra w obecności Marka. Jakby nie patrzeć to mój mąż
- Proszę cię nie rozmawiajmy o tym sukinsynu, bo mimo iż minęło już tyle czasu, wciąż mam ochotę obić mu gębę. Z jednej strony dobrze, że straciłaś pamięć, przynajmniej wymażesz tego pana ze swojego życia raz na zawsze.
- No chyba nie do końca. Dzwonił do mnie. Ojciec dał mu mój numer. Chciał się spotkać – ewidentnie dało się wyczuć, że jest zagubiona
- No nieeee – wywrócił oczami – I jeszcze ma tupet. Jak przyjadę do rodziców, to chyba naprawdę złożę mu wizytę. Niech ci raz na zawsze da spokój.
- Maciuś, powiedz mi, dlaczego my się rozstaliśmy? Ojciec wspominał, że to ja go zostawiłam. A w mojej głowie jest czarna dziura – westchnęła – Pamiętam początki naszej znajomości. Wydawał się fajnym facetem, tata go lubił, a później coś się wydarzyło, prawda?
- Zdradził cię – rzekł krótko chcąc zakończyć temat, ale ona wcale nie miała takiego zamiaru.
- Długo byliśmy razem? – dociekała – Opowiedz mi o tym
- Bo ja wiem. Dla mnie zdecydowanie za krótko. Zaręczyliście się po pół roku związku – postanowił wyłożyć karty na stół. Znał ją doskonale. Wiedział, że przez najbliższe dni będzie roztrząsać tę sprawę, jeśli nie pozna prawdy o Sosnowskim. Może nawet będzie się chciała z nim spotkać, a ten dupek znów zamiesza jej w głowie. Marek na to nie zasługiwał – Od początku byłem sceptyczny. Ty początkowo również nie chciałaś się spieszyć. Za to twój ojciec wprost oszalał z radości. Sosnowski naciskał na szybki ślub. Ponoć zakochał się w tobie na zabój. Miesiąc przed ślubem odwiedziłaś go bez zapowiedzi w szpitalu. Nakryłaś go w jednoznacznej sytuacji z pielęgniarką. Uciekłaś stamtąd. On cię nie widział. Wyprowadziłaś się i zostawiłaś list, w którym napisałaś, że wiesz o zdradzie i nie chcesz mieć z nim nic wspólnego. Wyjechałaś na kilka dni. Łgał twojemu ojcu w żywe oczy, a on mu uwierzył. Wmawiał panu Józefowi, że ten twój wyjazd, to efekt przedślubnego stresu. Gdy wróciłaś ojciec miał do ciebie pretensję, że zostawiłaś Sosnowskiego, że coś sobie ubzdurałaś, bo to dobry i zakochany w tobie chłopak – słuchała tych rewelacji z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami – Pokłóciliście się o to. Na dodatek pan Cieplak czuł w stosunku do Sosnowskiego ogromną wdzięczność za przyspieszenie tego pobytu w sanatorium. Miałaś żal do ojca, że stanął po jego stronie, a nie po twojej. Zerwałaś z nim kontakt i znów wyjechałaś na kilka dni. Tam poznałaś Marka i wtedy znów zaczął pojawiać się uśmiech na twojej twarzy dawał ci ogromne szczęście – zakończył, a ona westchnęła ciężko
- Jestem w szoku – pokręciła głową z niedowierzaniem – I pomyśleć, że ojciec w obecności Marka stwierdził, że Piotrek wciąż mnie kocha. Co za brednie! A ojciec nic się nie zmienił – zagryzła wargę – Żałuję, że chciałam się z nim spotkać, że wie gdzie teraz mieszkam, że zna mój numer telefonu. Najwyraźniej nic się nie zmienił i wciąż potencjalny zięć jest ważniejszy od córki. Powinnam była najpierw poznać prawdę, a dopiero zdecydować, czy chcę się z nim widzieć. Żałuję, że nie posłuchałam Marka. Tylko dlaczego on mi tego wszystkiego nie powiedział. Pytałam - pokręciła głową w geście bezradności - Przecież z pewnością zna całą prawdę 
- Może nie chciał, by wyszło na to, że opowiada ci głupoty z zazdrości o byłego i chce cię odciąć od rodziny? - odpowiedział jej pytaniem, które dało jej do myślenia

niedziela, 19 lipca 2015

'Przypomnij mi' IV

- Ładnie tu – niepewnym krokiem weszła do holu, a następnie do salonu – Tak ciepło i przytulnie
- Sama urządzałaś – uśmiechnął się ujmująco – Może chcesz wziąć prysznic?
- Tak. Chętnie zmyję z siebie ten szpitalny zapach – wodziła wzrokiem po pomieszczeniu
- No to chodź – wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą chwyciła – Zaprowadzę cię do łazienki i przy okazji oprowadzę po domu. Po lewej jest kuchnia, z holu jest wejście do garażu – wskazał na drewniane drzwi – I do łazienki. Wyjście do ogrodu i gabinet – powoli wszedł z nią na górę. Co prawda mięśnie zostały uruchomione dzięki intensywnym ćwiczeniom, ale wciąż była jeszcze słaba i szybko się męczyła – Tutaj jest pokój gościnny, łazienka, na końcu korytarza pokój jeszcze nie urządzony – miał ochotę powiedzieć dla naszego dziecka, ale nie chciał jej peszyć – A tutaj nasza sypialnia – otworzył drzwi do przestronnego pomieszczenia, na środku którego stało duże, małżeńskie łóżko – wejście do łazienki i obok garderoba. Mogę przygotować ci kąpiel, jeśli masz ochotę – widział, że odkąd tu weszli nieco się spięła
- Nie – odmówiła gwałtownie – prysznic wystarczy
- No dobrze. Pójdę zrobić sobie kawę. Masz na coś ochotę. Herbata owocowa? Lemoniada?
- Zdecydowanie kawa. Marzyłam już o niej w szpitalu, ale w takich placówkach zwykle mają paskudną – kiwnął głową
- A byłbym zapomniał, twój ręcznik jest pomarańczowy. Kosmetyki są w szufladzie po prawej stronie – gdy opuścił pomieszczenie wolnym krokiem skierowała się w stronę komody, ustawionej pod jedną ze ścian. Stało na niej kilka fotografii. Ich wspólne zdjęcia z jakiejś egzotycznej podróży i ze ślubu. Byli na nich szczęśliwi i zakochani. Ona była zakochana. Teraz Marek był dla niej kompletnie obcym człowiekiem. No może nie do końca obcym. W ciągu ostatnich dni wiele rozmawiali, troskliwie się nią opiekował. Ale wciąż był bardziej przyjacielem, niż życiowym partnerem. Podobał się jej jako mężczyzna. Był bardzo przystojny. Ale nie potraciła jeszcze żywić cieplejszych uczuć niż sympatia. Z zaciekawieniem rozejrzała się po garderobie. Dziesiątki eleganckich sukienek i sukni wieczorowych. Zwykle nie kupowała takich ubrań, a zawartość jej szafy ograniczała się do jednej małej czarnej i kilku luźnych, wakacyjnych sukieneczek. Najwyraźniej po ślubie zmieniła swój styl, albo wymagało tego od niej zajmowane stanowisko. Marek w końcu jej wspominał, że przed wypadkiem była dyrektorem finansowym w jego firmie. Gdy po kwadransie wyszła z łazienki przebrana z szare jeansy i zwykły, błękitny t-shirt, w którym zwykle robiła w domu porządki, Dobrzański kończył właśnie składać poszwę na kołdrę w kolorze kości słoniowej.
- Zmieniłem pościel. Będzie ci przyjemniej. Nie chcę cię krępować, dlatego przeniosę się do pokoju gościnnego – na jej twarzy wyraźnie malowała się ulga, choć próbowała ją ukryć. Nie dał się oszukać. Znał ją na wylot.
- Dziękuję – szepnęła – choć tak naprawdę nie miałam odwagi cię o to prosić
- Wiem. Chodź na dół kawa czeka – gdy postawił przed nią porcelanową filiżankę spojrzała na niego zdziwiona
- Piję czarną – podniósł na nią swój wzrok i westchnął niezauważalnie
- Jakieś pół roku temu przekonałem cię do wersji z mlekiem, ale jeśli chcesz zrobię ci nową – podniósł się z krzesła i chciał zabrać naczynie. Chwyciła jednak jego rękę, zatrzymując go
- Nie. Zostaw. Skoro piłam białą, to nie będziemy nic zmieniać. Może to właśnie ten smak pomoże mi wszystko sobie przypomnieć
- Bardzo bym tego chciał – szepnął spuszczając wzrok
- Uwierz mi, ja też. Widzę, jak bardzo się starasz – szybko zmienił temat
- Będę musiał jechać jutro na kilka godzin do firmy. Nie chcę cię zostawiać na cały dzień samej, ale wystarczająco długo radzili sobie beze mnie. Ojciec już nie daje rady wszystkiego dopilnować.
- Jasne. Dam sobie radę.
- Rozmawiałem z Adą. W piątek przylatuje do Warszawy. Chciałaby cię odwiedzić w weekend
- Skoro twierdzisz, że się przyjaźniłyśmy to nie mogę mieć nic przeciwko. Chciałabym spotkać cię z ojcem
- Rozmawiałaś o tym z panią psycholog? – wlepił w nią wzrok
- Tak. Powiedziała, że jeśli tego chcę to powinnam z nim porozmawiać
- Dobrze. Jeśli podasz mi jego adres, pojadę jutro wieczorem i z nim porozmawiam. Przedstawię sprawę i przywiozę go tutaj. Sama słyszałaś, co powiedział rehabilitant. Powinnaś teraz dużo ćwiczyć i się ruszać, a nie tkwić w aucie w korku. Zamówiłem bieżnię. Jutro powinni przywieźć. Ustawimy ją na tarasie.
- Dziękuję
- Nie masz mi za co dziękować – pokręcił głową
- Mam. Mogę na ciebie liczyć, troszczysz się o mnie
- To chyba normalne, gdy się kogoś kocha – odparł i próbując ukryć ból, który towarzyszył tym słowom zerwał się z miejsca i zaczął szukać produktów w lodówce – To na co masz ochotę na obiad?
- Zapiekanka z brokułami? – zapytali niemal równocześnie i roześmiali się
- Moja mama robiła najlepszą na świecie – odparła
- Nauczyłaś mnie robić ją według jej przepisu. Ocenisz, czy moja jest równie dobra – puścił oczko w jej stronę


Podjechał pod niewielki domek na przedmieściach Warszawy. Ostatni raz rzucił okiem na kartkę, którą rano dała mu Ula, upewniając się, że trafił pod właściwy adres. Przy furtce nie znalazł dzwonka, więc pchnął ją i ruszył wąską ścieżką w stronę drzwi. Kilka chwil później stanął w nich starszy mężczyzna
- Pan w jakiej sprawie?
- Marek Dobrzański – wyciągnął dłoń w kierunku Cieplaka – jestem mężem Uli – na we słowa Józef na krótki moment zamarł
- Nie wiedziałem, że moja córka wyszła za mąż – bąknął
- Dwa lata temu – wyjaśnił – Wpuści mnie pan? Chciałbym porozmawiać
Teść starał się być w stosunku do Marka przejmy, ale zachowywał wyraźny dystans. Dobrzański w skrócie opowiedział mu o wypadku, utracie przez Ulę pamięci i chęci spotkania. Z uwagi na późną porę umówili się na kolejny dzień.


- Witaj córeczko – oboje wyraźnie wzruszeni stanęli naprzeciw siebie – bardzo długo czekałem na to spotkanie
- Widocznie miałam jakiś powód do zaprzestania kontaktów z tobą – zmarszczyła nieco brwi – ale nie wracajmy do tego. Cieszę się, że cię widzę – przytuliła się do ojca. Dobrzański z pewnym niepokojem przyglądał się temu spotkaniu
- Zrobię kawę – rzucił i zniknął w kuchni. Cieplaki rozmawiali już dobre półtorej godziny. Wspominali dawne czasy, matkę Uli. Dobrzańska postanowiła, że gdy tylko będzie na siłach, razem z Markiem przyjadą na cmentarz w Wesołej. Opowiadała ojcu o długiej rehabilitacji, sesjach z psychologiem i troskliwiej opiece Marka. Dobrzański przysłuchiwał się wszystkiemu w milczeniu. Zagotowało się w nim dopiero, gdy z ust teścia padło imię Piotr
- Dopytuje się o ciebie. Wciąż utrzymujemy kontakt. Dzwoni raz na jakiś czas. Ostatnio nawet zaprosiłem go na kawę. Był w okolicy i postanowił zapalić znicz na grobie Magdy
- Mam nadzieję, że u niego wszystko w porządku – rzekła, przypominając sobie przystojnego lekarza, którego poznała w szpitalu, tuż przed operacją ojca. Przystojny kardiolog sprawdzał, czy pacjent z wadą serca może być poddany narkozie przed zabiegiem na kolano. Zaprzyjaźnili się, później spotykali poza szpitalem. Wszystko wskazywało na to, że zostaną parą. Na tym jej wspomnienia Sosnowskiego się kończyły.
- Wciąż się nie pogodził z waszym rozstaniem – Cieplak spojrzał na Marka, który w tym momencie zacisnął usta i pięść
- Najwidoczniej do siebie nie pasowaliśmy – odparła, ukradkiem obserwując reakcję męża na wspomnienia jej byłego chłopaka
- Piotr bardzo cię kochał i chyba wciąż kocha
- Ale ja kocham Marka – brunet posłał żonie zaskoczone spojrzenie. Ale w jego wzroku było coś jeszcze. Szczęście i nuta ulgi, że być może zaczęła sobie coś przypominać. Tymi słowami Ula skutecznie zamknęła ojcu usta w kwestii kardiologa. Choć prawda była taka, że w jej głowie kłębiły się setki myśli i pytań. Poruszyli jeszcze kilka nic nieznaczących tematów i Cieplak wrócił do domu zamówioną przez Marka taksówką.

- Zaczęłaś sobie coś przypominać? – usłyszała za sobą jego głos, gdy owinięta szczelnie kocem siedziała wieczorem na tarasie ich domu
- Nie – odparła – dlaczego pytasz?
- Myślałem – zaczął, ale szybko urwał – zresztą nie ważne
- Chodzi ci o to, co powiedziałam o nas ojcu, prawda? – domyśliła się, do czego nawiązuje. Lekko skinął głową – To, że nie potrafię dojść do ładu ze swoimi uczuciami, że tak naprawdę nie wiem, kim byłam przez ostatnie lata, że nie pamiętam naszego wspólnego życia, nie oznacza, że nie byłam z tobą szczęśliwa, że cię nie kochałam. Gdyby tak było przecież bym za ciebie nie wyszła – spojrzała na swoją obrączkę, którą dwa dni temu po raz pierwszy od wypadku założyła na palec - Mieliśmy jakieś miejsce, takie nasze, do którego lubiliśmy wracać?
- Tak - niewyraźny uśmiech pojawił się na jego twarzy, wywołany najwyraźniej wspomnieniami
- Daleko stąd?
- Jakieś dwadzieścia minut jazdy autem - odparł
- Zabierzesz mnie tam jutro? 

niedziela, 12 lipca 2015

'Przypomnij mi' III

- Trudno jest stwierdzić, czy amnezja jest chwilowa, czy trwała – rzekła niska, około czterdziestoletnia blondynka, która chwilę wcześniej zakończyła rozmowę z Ulą – Ważne są rozmowy z bliskimi i poczucie bezpieczeństwa
- Z tym może być problem – zachmurzył się – Mnie nie pamięta, swojej przyjaciółki, naszych znajomych, z którymi się aktualnie przyjaźnimy, również. Pamięta za to swojego ojca i życie sprzed pięciu lat. Praktycznie z nikim z tamtego okresu nie utrzymywała teraz relacji. Dość radykalnie odcięła się od dawnego życia. Jedyną osobą, którą wciąż utrzymuje kontakt od czasów podstawówki jest jej kolega Maciek. Jednak w ostatnich latach to zdecydowanie kontakty okazjonalne, głównie mailowe. Maciek mieszka z żoną w Kanadzie - wyjaśnił
- A wspomniał pan coś o ojcu. Pani Ula też o nim mówiła. Co z nim? – dociekała
- Od kilku lat jest z nim skłócona i nie utrzymują kontaktu.
- Może właśnie to jest ten moment. Może powinni się spotkać, pogodzić
- Nie wiem. Mnie trudno to ocenić. Ula teraz myśli o nim ciepło, pamięta go z dawnych lat. Boję się, że później może mieć do mnie żal, że doprowadziłem do ich spotkania, gdy już sobie przypomni, co było powodem ich konfliktu.
- Zobaczymy, podejmiemy decyzję z późniejszym czasie – zamyśliła się na chwilę - Czyli zostaje nam tylko pan i moja praca z pacjentką. Musi jej pan stopniowo przypominać dawne życie. Ale w dawkach rozsądnych. Takie nagłe przypomnienie życia sprzed wypadku bywa dla pacjentów szokiem i przynosi efekt odwrotny do zamierzonego. Chcemy tego uniknąć. Musimy znaleźć punkt w jej przeszłości, który być może spowoduje, że ta pamięć wróci. Czasem jest to wspomnienie z wyjazdu, wakacji, wspólnie oglądany film, ulubiona potrawa. Miałam kiedyś pacjenta, z którym pracowałam miesiącami i nic, a później poszedł na przyjęcie do sąsiadów, zjadł tort, bardzo podobny do tego, który w dzieciństwie robiła jego babcia. Wspomnienia wróciły. Ja nie twierdzę, że w przypadku pani Uli będzie tak samo, każdy przypadek jest inny, ale warto spróbować. Ja wiem, że to będzie dla pana trudne, będzie trwało długo, ale musicie znów nauczyć się siebie, musicie znów nauczyć się żyć razem.
- A co będzie, jeśli ona sobie nic nie przypomni, a w tym nowym życiu mnie nie pokocha?  - wpatrywał się w twarz swojej rozmówczyni w napięciu
- Nie umiem panu odpowiedzieć na to pytanie – rzekła spuszczając wzrok. Było jej go żal. Widać, że darzył żonę silnym uczuciem.

- Cześć kochanie – rzucił od progu i niewiele myśląc podszedł do łóżka krótko całując jej usta. Patrząc na jej minę szybko sobie uświadomił, że nie powinien ani tak mówić, ani pozwalać sobie na takie gesty – przepraszam, trochę się zagalopowałem – rzekł zmieszany i szybko chciał zmieć temat – Rozmawiałem z twoim rehabilitantem. Robisz duże postępy i jak tak dalej pójdzie pod koniec tygodnia cię stąd wypiszą
- Cieszę się. Mam już dość tego leżenia i tego miejsca również. Marek, opowiesz mi, jak się poznaliśmy? – tym pytaniem, a w zasadzie tą prośbą rozlała w jego sercu przyjemne ciepło. Ściągnął marynarkę i rozsiadł się wygodnie na krześle.
- Był październik. Wyjątkowo ciepły i pogodny. Przyjechałem na jakąś nudną konferencję do niewielkiego hotelu na Kaszubach. Nowoczesny kompleks pośród sosnowego lasu. Nie chciało mi się jechać, ale stwierdziłem, że dwa dni wolnego dobrze mi zrobią. Później bardzo się cieszyłem, że zdecydowałem się na ten wyjazd – rozpoczął swoją opowieść, jednocześnie mając przed oczami wydarzenia z początku tamtej jesieni.  

Minął bramę i budkę ochrony i asfaltową droga ruszył przed siebie. Po kilkuset metrach dostrzegł w oddali niewielki mostek. Podążył w jego kierunku. Na środku stała młoda dziewczyna. Na pierwszy rzut oka niewiele młodsza do niego. Niezbyt wysoka, z kasztanowymi włosami sięgającymi ramion, w białych spodniach i granatowym polo. Była tak pogrążona we własnych myślach, że nawet nie zwróciła uwagi na fakt, że nie jest już sama.
- Kiedy patrzę na płynącą rzekę ogarnia mnie spokój – rzekł cicho, stając tuż obok niej i patrząc się przed siebie – Życie można porównać do płynącej rzeki. A ludzie, to te małe listki niesione przez jej nurt. Zwalniają tempo, zaczepiają się o wystające konary, ale koniec końców płyną dalej. Do celu. Do ostatecznego celu. Do śmierci – spojrzała na właściciela tego wyjątkowego głosu. Spoglądała na jego profil.
- Pan zawsze zaczyna rozmowę od wątku śmierci? – zapytała po krótkiej chwili milczenia
- Nie. Tylko wtedy, gdy młoda dziewczyna stoi samotnie pośrodku mostu – spojrzał prosto w  jej błękitne oczy
- Sądził pan, że zaczepia przyszłego samobójcę? – zapytała poważnym tonem. Nic nie odpowiedział. Wciąż wpatrywał się w jej oczy. Roześmiała się – Zapewniam, że wybrałabym inny most, a przede wszystkim inną rzekę. Tu jest zbyt płytko. Ewidentnie woda sięga pasa – wskazała przed siebie – Zdaje się, że najgłębiej jest tam, przy wiadukcie kolejowym. To nie jest odpowiednia rzeka dla topielców – wyjaśniła rzeczowo
- Pani jest stąd, skoro tak dobrze zna pani to miejsce – bardziej stwierdził, niż zapytał
- Nie. Przyjechałam dwa dni temu, ale zdążyłam już dobrze poznać okolicę. Zresztą te tereny bardzo przypominają mi moje rodzinne, na Mazowszu. Niedaleko domu też miałam taką rzeczkę, taki most. Łudzące podobieństwo. Kiedyś całe dnie spędzałam nad tamtą rzeką. Jak byłam mała, jeździłam tam z rodzicami na rowerach. Uwielbiałam na swoim czerwonym składaku stawać pośrodku podobnego jak ten mostu i obserwować wypoczywających na brzegu ludzi. Dziś są tam tylko krzaki, tak, jak tutaj. Nikt już tam nie zagląda. A jeszcze kilka lat temu były tam piękne, malutkie plaże, z białym piaskiem, odgrodzone od siebie niskimi sosnami. Ludzie z okolicy opalali się co weekend, a dzieci pluskały w wodzie. Później przychodziłam tam ze znajomymi na pikniki, ogniska. Chodziłam tam z przyjaciółką. Potrafiłyśmy iść środkiem rzeki kilka kilometrów. Woda była całkiem ciepła. Tamta rzeka słyszała wiele naszych sekretów. Takich, o których wiemy tylko my. Dziś nie utrzymuję z Renatą kontaktów. Rozpadłyśmy się, poszło o jakieś głupstwo – ciągnęła dalej, a on z uwagą słuchał, nie zadając zbędnych pytań i nie wyrywają jej z tego transu – Od lat nie chodzę tam z rodziną. Kilka lat temu, podczas porodu, zmarła moja mama. Nie udało się uratować ani jej, ani Beatki. Nad ulubioną rzeką byłam w ubiegłym tygodniu. Poszłam tam powspominać czasy beztroskiego dzieciństwa. Teraz jestem tu i zastanawiam się nad ostatnimi latami mojego życia i nad przyszłością. Swoisty rachunek zysków i strat – ucichła. Wpatrywał się w nią w kompletnym milczeniu. Spojrzała na niego jakby nieco speszona swoim wcześniejszym zachowaniem, swoją otwartością – Dlaczego ja w zasadzie o tym panu opowiadam? – bardziej zapytała siebie, niż jego. Ale to on odpowiedział.
- Bo może potrzebuje się pani wygadać – odparł z uprzejmym uśmiechem
- Nie mam w zwyczaju zwierzać się obcym ludziom. Zwykle jestem bardzo ostrożna przy zawieraniu nowych znajomości – westchnęła – Może nawet zbyt ostrożna – dodała pod nosem.
- A ja nie mam w zwyczaju zaczepiać wszystkich napotkanych dziewczyn. A już na pewno nie tych stojących na mostach – zaśmiał się. Spojrzała na niego z ukosa – To może żeby nie było, że rozmawia pani z kimś obcym.. – zaczął, jednocześnie wyciągając do niej dłoń – Marek Dobrzański
- Ula Cieplak – odparła odwzajemniając uścisk – A ty co tu robisz? – spytała od niechcenia
- Przyjechałem dzisiaj na coś w rodzaju mini konferencji do pobliskiego hotelu. Trochę przynudzają, więc postanowiłem przejść się po okolicy – odparł zgodnie z prawdą, co przyjęła jedynie kiwnięciem głowy. Spojrzała na zegarek
- Powinnam już iść – wydawało mu się, że tylko szuka pretekstu, by zakończyć to dziwaczne spotkanie
- Szkoda – odparł – Spotkamy się jeszcze?
- Wątpię – odparła bez przekonania. Ruszyła przed siebie.
- Poczekaj – zawołał za nią -  Gdybyś jednak jeszcze kiedyś miała ochotę się komuś wygadać – wcisnął jej w rękę wizytówkę – to śmiało. Chętnie posłucham. Może nawet będę potrafił coś doradzić – nawet nie spoglądając na kartonik włożyła go do tylnej kieszeni spodni. Nie pomachała. Nie odwróciła się. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Patrzył na nią do momentu aż zniknęła za zakrętem. To było naprawdę dziwne spotkanie. Powolnym krokiem wrócił do hotelu wciąż myśląc o tej dziewczynie. Miała piękną twarz i niezwykłe oczy. Na jego oko miała ze dwa, może trzy kilo nadwagi. Potężnie zbudowane nogi, zbyt małe wcięcie w talii. Chyba jej największym atutem były piersi, które nawet pod ciemnym polo prezentowały się rewelacyjnie.  Nie była zwyczajną dziewczyną, jakich setki spotykał codziennie na ulicach Warszawy. Miała coś w sobie. Może to ta tajemniczość pomieszana ze smutkiem, a może zupełnie coś innego… Szkoda, że się już nie spotkają. Był pewny, że nie zadzwoni.

- Ale nie musiałem czekać na twój telefon. Spotkaliśmy się jeszcze raz tego samego dnia po kolacji w hotelowym lobby. Szedłem właśnie na drinka, gdy wracałaś z kolacji. Trochę się musiałem nagimnastykować, ale w końcu dałaś się zaprosić na lampkę wina, by porozmawiać ot tak zwyczajnie, o życiu. Okazało się, że oboje mieszkamy w Warszawie. Świetnie nam się rozmawiało. Następnego dnia miałem wracać do domu. Konferencja dobiegła końca, ale zostałem. Wiedziałem, że ciebie czekają jeszcze cztery dni pobytu. Zaprzyjaźniliśmy się. Jeszcze tam na Kaszubach opowiedziałaś mi historię swojego związku z Piotrem – zauważył, że lekko się ożywiła na dźwięk imienia swojego byłego partnera. Poczuł ukłucie zazdrości, ale postanowił je zignorować
- Rozstaliśmy się przed moim przyjazdem na Kaszuby, tak? – wtrąciła się
- Tak. Odeszłaś od niego – rzekł krótko, bez wdawania się w szczegóły - Ja w rewanżu opowiedziałem ci historię mojego życia. Opowiadałem o zerwanych zaręczynach z córką współwłaścicieli firmy. O zaplanowaniu mojego życia i małżeństwa przez rodziców, którzy w młodości nie pozwalali mi oddychać pełną piersią. Musiałem realizować ich plan. Moje życie było de facto ich życiem. Ale zbuntowałem się i jasno wyznaczyłem granice. Jak będziesz kiedyś chciała to opowiem ci wszystko dokładniej. Stwierdziłem, że małżeństwo z rozsądku to nie jest to, czego szukam. Chciałem się zakochać. I już tam, na Kaszubach wiedziałem, że to ty skradłaś moje serce. Zakochałem się po raz pierwszy w życiu, ale dobrze wiedziałem, że ty szybko nie będziesz gotowa na nowy związek. Wróciliśmy razem do Warszawy. Zgodziłaś się jechać ze mną autem zamiast PKP. Na szczęście nie chciałaś zerwać tej znajomości. Wspólne kolacje, wyjścia, godziny rozmów. Przed Wigilią po raz pierwszy mnie pocałowałaś. Czułem, jakbym pod choinkę dostał gwiazdkę z nieba. W sylwestrową noc wyznałem ci miłość, ale dla ciebie to było za wcześnie. Szanowałem to i cierpliwie czekałem. I w gruncie rzeczy nie musiałem długo czekać. Usłyszałem od ciebie ‘kocham cię’ w Walentynki. Oświadczyłem ci się w pierwszą rocznicę naszego spotkania, a w czerwcu wzięliśmy ślub – słuchała do w skupieniu, nic nie mówiąc – Chyba za dużo tych rewelacji, jak na jeden dzień. Zmęczyłem cię, prawda? – lekko kiwnęła głową
- Muszę to sobie wszystko na spokojnie poukładać. Przemyśleć – spojrzał na nią ze zrozumieniem – Jutro opowiesz mi więcej
- Dobrze. Potrzebujesz czegoś? Przywieźć ci coś?
- Nie dziękuję. Zadbałeś o wszystko, czego mi trzeba – posłał jej blady uśmiech i skierował się w stronę drzwi. Nim wyszedł usłyszał jeszcze  - Dziękuję ci Marek

wtorek, 7 lipca 2015

'Przypomnij mi' II

Wszedł do jej sali. Przyglądała mu się uważnie. Uśmiechnął się niewyraźnie i usiadł na krześle, chwytając jej dłoń w swoją. Zabrała rękę posyłając mu przepraszające spojrzenie. Z jego oczu bił smutek i rozpacz. Była skołowana i nie bardzo wiedziała, jak ma się w stosunku do niego zachowywać. Twierdził, że był jej mężem. Oznacza to, że byli ze sobą blisko, że mieszkali razem, wiedzieli o sobie wszystko, spędzali razem czas, święta i inne rzewne okazje, śmiali się z tych samych dowcipów, a przede wszystkim, że się kochali. Było to dla niej trudne, bo w tym momencie wydawało jej się, jakby tego mężczyznę widziała po raz pierwszy w życiu. Nawet nie wiedziała, jak ma na imię.
- Jakoś nie potrafię oswoić się z myślą, że mam męża – chrząknęła – Przepraszam
- Nie musisz mnie przepraszać. Rozumiem, to znaczy staram się zrozumieć. Głęboko wierzę w to, że to stan przejściowy, że za kilka dni pamięć ci wróci – przełknął ślinę. Nie miał pojęcia, co zrobi gdy jej amnezja będzie trwała długie tygodnie lub miesiące – Jutro ściągnę tu do ciebie psychologa. Może on nam podpowie, co możemy zrobić, żeby przypomnieć ci życie sprzed wypadku. Ja postaram się nie przytłaczać cię swoją obecnością i nie osaczać cię, choć nie ukrywam, będzie to trudne – rzekł z nutą goryczy
- Dziękuję – szepnęła cicho
- Przyjdę jutro. Śpij, powinnaś wypoczywać i się regenerować – uśmiechnął się łagodnie. Miał ochotę ją pocałować, choćby musnąć ustami jej czoło, ale ograniczył pożegnanie do zwykłego ‘do jutra’. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, osunął się po ścianie i rozpłakał, ukrywając twarz w dłoniach. Po szpitalnym korytarzu, ze względu na późną porę nie kręciło się zbyt wiele osób. Zresztą zupełnie się tym nie przejmował. Przeżywał teraz swój osobisty dramat i to było teraz dla niego najważniejsze. Gdy nieco się już uspokoił, wybrał numer przyjaciela
- Cześć. Ula się obudziła – rzekł mało entuzjastycznie – Cieszę się, oczywiście, że się cieszę! – rzekł nieco ostrzej niż zamierzał, a potem zamilkł na dłuższą chwilę – Stary, ona mnie nie poznaje – słone krople znów zaczęły płynąć po jego twarzy – Jestem dla niej kompletnie obcym człowiekiem – dodał z bólem – Nie, nie. Nie mam ochoty. Ale dzięki. Jadę do domu się przespać. Jesteśmy w kontakcie. Na razie

- Witaj – podszedł do jej łóżka z bukiecikiem kwiatków – Bardzo lubiłaś stokrotki
- Pamiętam – powiedziała z uśmiechem przyglądając się drobnym kwiatkom. Poczuł chłód w sercu uświadamiając sobie, że przecież ona doskonale pamięta co lubiła, a czego nie. Pamięta wszystko, oprócz ich wspólnego życia
- Był już dzisiaj u ciebie lekarz?
- Tak, razem z rehabilitantem. Popołudniu mamy zacząć pierwsze ćwiczenia – wyjaśniła
- To dobrze – chrząknął. Kompletnie nie wiedział, jak ma się w stosunku do niej zachowywać. Z jednej strony obiecał, że nie będzie jej osaczał, ale z drugiej ostatkiem sił się powstrzymywał, żeby jej nie przytulić, pocałować, powiedzieć, jak bardzo za nią tęskni i jak bardzo ją kocha. Dystans, z jakim go traktowała paraliżował go kompletnie.
- Wczoraj zapomniałam zapytać, jak masz na imię – spojrzała na niego niepewnie, jakby wstydząc się tego, że nie wie, jak nazywa się człowiek, który ponoć jest jej mężem
- Marek
- Pewnie to cholernie głupio zabrzmi, ale Ula – wyciągnęła w jego kierunku dłoń, którą uścisnął. Przemknęło mu przez myśl, że to kuriozalna sytuacja – Ula Cieplak – dokończyła w swoim stylu. Zawsze się tak przedstawiała.
- Dobrzańska – poprawił ją. Zmarszczyła brwi – Ula Dobrzańska. Przyjęłaś moje nazwisko – wyjaśnił. Zmieszana spuściła wzrok.  
- Opowiesz mi jak się tu znalazłam? – poprosiła cicho. Zamyślił się na chwilę, gdy przed oczami stanęły mu obrazy tego pieprzonego dnia.
- Była sobota, dwudziestego maja. Przed południem pojechałem na turniej tenisowy. Chciałem żebyś pojechała ze mną, nawet się śmiałem, że przegram, gdy nie będziesz mnie dopingować, ale ciągle powtarzałaś, że i tak wygram, bo jestem najlepszy, a ty w tym czasie dokończysz wyliczenia na najbliższe posiedzenie zarządu.
- Posiedzenie zarządu? – zmarszczyła brwi
- Jesteś dyrektorem finansowym w mojej firmie, to znaczy firmie, którą ponad trzydzieści lat temu założyli moi rodzice wraz z przyjaciółmi. Dom mody Febo&Dobrzański. Jestem jej prezesem – pokiwała głową w geście zrozumienia – Wróciłem coś koło drugiej, może trzeciej.
- Wygrałeś? – wpatrywała się w jego twarz swoimi błękitnymi oczami. Pokiwał twierdząco głową, choć z perspektywy późniejszych wydarzeń w ogóle to zwycięstwo go nie cieszyło. Gdyby wiedział, wcale by tam nie pojechał. Spędziliby ten dzień razem, a później odwiózłby ją na spotkanie z blondynką.
- Dochodziła czwarta, gdy powiedziałaś mi, że wychodzisz, bo umówiłaś się z Adą na zakupy
- Adą? – wtrąciła się dopytując
- Przyjaźnicie się. Jest szefową PR’u w FD. Bardzo się o ciebie martwi. Jestem z nią w stałym kontakcie. Gdy byłaś w śpiączce często cię odwiedzała. Teraz musiała pilnie lecieć do Francji. W ubiegłym tygodniu zmarła jej babcia. Jak tylko wróci do Polski ma tutaj przyjechać – wyjaśnił – Tak więc powiedziałaś, że wychodzisz. Nie ukrywałem, że byłem zawiedziony. Praktycznie cały dzień spędziliśmy oddzielnie i miałem nadzieję, że chociaż popołudnie będzie dla nas. Powiedziałaś, że szybko wrócisz. Umówiliśmy się na siódmą. Zrobiłem kolację i czekałem na ciebie. Ale ty o dziewiętnastej nie przyjechałaś. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale komórka milczała. Miałem złe przeczucia, ale bardzo chciałem wierzyć w to, że bateria ci się rozładowała. Wreszcie mój telefon zadzwonił. Ale nie byłaś to ty a policja. Poinformowali mnie o wypadku. Jakiś gówniarz, który dopiero miesiąc wcześniej zrobił prawo jazdy, wjechał na skrzyżowanie na czerwonym. Uderzył w ciebie, a sam wylądował na latarni. Byłaś poważnie poturbowana. Długo byłaś w śpiączce, ale ja wierzyłem, że wreszcie do mnie wrócisz. Doczekałem się – dodał na koniec z ulgą, choć nie do końca te słowa były prawdą. Owszem, obudziła się, ale nie można było uznać, że wróciła do niego. Nie można wrócić do kogoś, kogo się nie zna, nie pamięta – Chcesz, żebym ci jeszcze o czymś opowiedział? – zapytał z nadzieją, że będzie chciała usłyszeć o nich.
- Mam do ciebie tysiące pytań, ale nie dzisiaj. Głowa mnie boli
- Jasne, rozumiem – odparł z nutą goryczy – Pójdę porozmawiać z lekarzem. Koło trzeciej przyjdzie do ciebie pani psycholog. Wpadnę później.
- Marek? – pierwszy raz zwróciła się do niego po imieniu. Tak bardzo mu tego brakowało. Zatrzymał się w pół kroku i odwrócił do niej z urzekającym uśmiechem
- Tak?
- Nie wiesz, kiedy odwiedzi mnie tata? – zamurowało go. Kompletnie nie wiedział, jak się w tej sytuacji zachować.
- Yyyyy nie odwiedzi cię – próbował wybrnąć ogólnikami
- Jak to? – zdziwiła się – Nie powiedziałeś mu, że miałam wypadek? – naskoczyła na niego
- Nie, bo nawet nie znam jego numeru telefonu. Od trzech lat nie utrzymujecie kontaktu – w jej oczach dostrzegł niedowierzanie. Tak, zdecydowanie Ula mu nie wierzyła. W głowie jej się nie mieściło, jak może nie utrzymywać kontaktu z ojcem. Przecież zawsze była z nim bardzo związana, a te relacje zacieśniły się jeszcze bardziej po śmierci matki.
- Dlaczego? – wypaliła
- Nie wiem, czy akurat ja powinienem ci o tym opowiedzieć. Może sama sobie za chwilę wszystko przypomnisz – westchnął – Poza tym to temat zdecydowanie na dłuższą rozmowę. Innym razem. Wypoczywaj – rzekł i szybko opuścił jej salę.

czwartek, 2 lipca 2015

'Przypomnij mi' I


- Kochanie, wychodzisz gdzieś? – zapytał zaskoczony, gdy pakowała do torebki komórkę i klucze do drzwi
- Umówiłam się z Adą na małe zakupy. Szuka sukienki na jakąś okrągłą rocznicę ślubu teściów. A ja przy okazji może znajdę coś fajnego na przyjęcie u Kaczmarczyków
- Miałem nadzieję, że spędzimy ten wieczór razem – skrzywił się
- Ale oczywiście, że spędzimy. Wracam maksymalnie za dwie i pół godzinki, a ty w tym czasie przygotujesz nam pyszną kolację. Ja zajmę się deserem – kusząco przygryzła wargi i puściła mu oczko
- No dobra – westchnął – Ale do dziewiętnastej przyjedziesz – bardziej stwierdził, niż zapytał. Kiwnęła potakująco głową
- Kocham cię – rzuciła na odchodne i zniknęła za drzwiami.
Minęła dziewiętnasta trzydzieści, a jej samochód wciąż nie pojawił się na podjeździe. Pobiegł do sypialni, by mieć lepszy widok na drogę prowadzącą do ich domu. Próbował się do niej dodzwonić, ale telefon nie odpowiadał. Tłumaczył sobie, że znów zapomniała naładować baterię. Kilkanaście minut po dwudziestej rozdzwoniła się jego komórka.


Cisza. Cisza, którą co chwila przerywał dziwny dźwięk, jakby pikanie. Postanowiła zlokalizować źródło tego dźwięku. Spróbowała podnieść powieki, ale miała wrażenie, że ważą tonę. Podjęła wysiłek jeszcze raz. Powoli, z trudem pokonując kolejne milimetry, aż wreszcie się udało. Rozejrzała się po przestronnym, jasnym pomieszczeniu. Duże okno, błękitne ściany i mężczyzna siedzący na krześle obok jej łóżka. Drzemał. ‘Gdzie ja jestem?’ przemknęło jej przez myśl. Delikatnie się poruszyła, chcąc zmienić pozycję. Plecy ją bolały od leżenia. Zaszeleściła kołdra, budząc mężczyznę. Przetarł zmęczone powieki i utkwił w niej swoje spojrzenie. Na jego twarzy widziała całą paletę uczuć. Od zaskoczenia, niedowierzania, przez radość i ulgę.
- Kochanie, nareszcie – momentalnie znalazł się na skraju łóżka i złączył ich wargi. Nie zareagowała. Odsunął się lekko, by utonąć w jej błękitnym spojrzeniu. Dłonią zaczął gładzić jej włosy – Tak długo czekałem i tak bardzo się bałem. Ale nie martw się, teraz już wszystko będzie dobrze – musnął ustami jej czoło – Jak się czujesz?
- Dobrze – wychrypiała – Plecy mnie trochę bolą – poskarżyła się, próbując odchrząknąć
- Nic dziwnego – roześmiał się z wyraźną ulgą – Leżałaś w jednej pozycji ponad miesiąc.
- Pić mi się chce – jak na zawołanie podstawił jej butelkę wody wrzucając do środka kolorową słomkę. Posłała mu wdzięczne spojrzenie
- Zaraz pójdę po lekarza. Może pozwoli ci siadać. Im szybciej zaczniesz się ruszać, tym lepiej. Nie mogę się doczekać, kiedy zabiorę cię do domu – patrzył na nią z miłością – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo za tobą tęskniłem
- Do domu? – zapytała zdumiona i zdezorientowana - A kim pan jest? – roześmiał się
- Zaczynasz żartować, to dobra oznaka. Wracasz do pełnej sprawności – kciukiem pogładził jej policzek
- Nie znam pana – jej poważny głos wprawił go w konsternację. Uważnie obserwowała jego twarz. Był przerażony.
- Jestem twoim mężem – odparł po krótkiej chwili
- Ale ja nie mam męża – szepnęła
- Masz. Od dwóch lat – oznajmił i pokazał jej złoty krążek na swoim palcu. Automatycznie spojrzała na swoją dłoń, ale podobnego nie znalazł – Zdjęli ci po wypadku, jak tylko przywieźli cię do szpitala.  Twoja czeka na ciebie w naszej sypialni – wyjaśnił - W ubiegłym tygodniu, w środę powinniśmy świętować drugą rocznicę. Kupiłem ci z tej okazji kwiaty – wskazał na stojący na szpitalnej szafce duży bukiet czerwonych róż.  Zmarszczyła brwi starając sobie przypomnieć siedzącego przed nią mężczyznę. Bezskutecznie. Jego twarz wydawała się mu kompletnie obca – Nie martw się – uśmiechnął się ciepło – To pewnie chwilowe. Miałaś poważny uraz głowy. Pójdę po lekarza – po kilku minutach wrócił w towarzystwie niskiego, łysiejącego mężczyzny z białym fartuchu
- Witam pani Urszulo. Andrzej Przybyłowski, jestem pani lekarzem prowadzącym. Boli panią głowa?
- Nie, raczej nie – odpowiedziała cicho
- Zbadamy czucie w kończynach – odkrył kołdrę i przejechał czubkiem długopisu po podeszwach stóp – Świetnie. Teraz proszę ścisnąć moje dłonie – wykonała jego polecenie z  trudem – Tak, mięśnie są słabe. Jeśli będzie się pani czuła na siłach, od jutra zaczniemy rehabilitację. Trzeba panią wzmocnić, by jak najszybciej postawić panią na nogi – uśmiechnął się pokrzepiająco
- Żona mnie nie poznaje – odezwał się stojący przy oknie mężczyzna
- Proszę nas zostawić na chwilę samych – poprosił lekarz – Czy pamięta pani moment wypadku?
- Nie – odparła
- A jak się pani nazywa?
- Urszula Cieplak – odpowiedziała automatycznie
- Świetnie. A kiedy się pani urodziła?
- Piętnastego marca osiemdziesiątego piątego roku.
- A co pani pamięta sprzed wypadku? Jakie jest pani ostatnie wspomnienie?
- Miałam pojechać po ojca do szpitala. Miał operację na kolano – wyjaśniła
- Prawdopodobnie to chwilowa amnezja związana z wypadkiem. Za godzinę zrobimy pani jeszcze tomografię. Proszę się nie martwić. Czasami trzeba trochę czasu, by sobie przypomnieć swoje życie sprzed wypadku. Od jutra rozpoczniemy rehabilitację, żeby panią uruchomić. Będę zalecał również konsultację u psychologa. Przyjdę do pani później – uśmiechnął się i wyszedł. Tuż przed drzwiami prowadzącymi do sali numer trzy, którą zajmowała od kilku tygodni stanął przed medykiem ze strapionym wyrazem twarzy.
- I co?
- Rozmawiałem z panią Urszulą. Rzeczywiście nie pamięta ostatniego okresu ze swojego życia. To się zdarza przy tego typu urazach. Jej ostatnie wspomnienie, to operacja ortopedyczna jej ojca, kiedy to było?
- Nie wiem dokładnie. Nie byliśmy wtedy jeszcze razem. Kiedyś coś wspominała. Jakieś cztery, może pięć lat temu – wzruszył ramionami
- Czyli pani Urszula nie pamięta ostatnich pięciu lat – stwierdził
- I mówi pan o tym tak spokojnie? – zirytował się - Dla kobiety, którą kocham, jestem kompletnie obcym człowiekiem, bo mnie nie pamięta i co pan ma mi do powiedzenia?! – krzyknął wzburzony
- Przykro mi – rzekł obojętnym tonem. Tak, jakby mówił, że bardzo mu przykro, ale śliwki na pobliskim straganie się już skończyły i trzeba będzie przyjść jutro
- Mnie chyba bardziej – syknął – Kiedy wróci jej pamięć?
- Ciężko powiedzieć – zmieszał się – Być może w ciągu kilku dni, być może w ciągu kilku tygodni, być może potrwa to dłużej
- Świetnie! Kapitalny z pana medyk, naprawdę gratuluję! – żachnął się – Od razu chciałem ją zabrać do prywatnej kliniki, ale pan tak gorliwie mnie zapewniał, że wszystko jest w porządku, a ona jest pod dobrą opieką, no to mamy teraz tego efekty! – nawet się nie żegnając szybkim krokiem ruszył w kierunku męskiej łazienki. Miał świadomość, że jeśli nie wsadzi głowy pod zimną wodę, to za chwilę rozerwie tego konowała na strzępy z tej bezsilności.