B

niedziela, 28 lutego 2016

'Teatrzyk' XII

Od dwóch dni poszukiwała w Internecie czegoś pobudzającego wyobraźnię, ale niezbyt wyzywającego. Przez moment chciała nawet poprosić o pomoc Kaśkę, ale stwierdziła, że nie ma ochoty wysłuchiwać jej komentarzy. W środę przed zajęciami postanowiła podjechać do sklepu z bielizną w centrum handlowym. Poszukiwania w sieci nic nie dały. Wciąż nie wiedziała czego chce, więc postanowiła zdać się na porady fachowca. Wyszła z butiku z niewielką, papierową torebką, skrywającą w swym wnętrzu komplet koronkowej bielizny w kolorze grafitowym. Zachodziła w głowę, jak za takie dwa skrawki materiału, które więcej odsłaniały, niż zakrywały, można zapłacić trzysta dwadzieścia złotych. Do tej pory swoją bieliznę kupowała na halach wielkich marketów, nie wydając na nią więcej niż kilkadziesiąt złotych. ‘Oby chociaż podobała się Markowi.’ Wiedziała, że zbliżenia nie może wiecznie odciągać. Nie mogła i nie chciała. Coraz bardziej go pragnęła. Chciała wreszcie poczuć, jak to jest być z mężczyzną. I wiedziała, że Marek jest odpowiednim kandydatem. Zawsze sobie powtarzała, że jak seks, to tylko z miłości. Kochała Dobrzańskiego i wiedziała, że on kocha ją. Gdyby tak nie było, już dawno próbowałby zaciągnąć ją do łóżka, a jeśli by mu się nie udało, szybko znalazłby za nią zastępstwo. Ich wyjazd do Berlina miał być tym przełomowym momentem w ich relacjach.

W czwartkowe popołudnie podjechał po nią na uczelnię. Jej walizkę zabrał od Kaśki wracając z pracy. Wreszcie ją dostrzegł, gdy wychodziła z nowoczesnego gmachu w towarzystwie wysokiego blondyna. Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym mężczyzna nachylił się, całując policzek swojej towarzyszki i gładząc dłonią jej plecy. Mocniej zacisnął ręce na kierownicy. ‘Co to za pajac?’ Zgrabnie wskoczyła do wnętrza jego auta i szybko musnęła jego usta.
- Cześć kochanie. Nie mogę się doczekać tego wyjazdu. Zabrałeś moją walizkę? – pospiesznie zapięła pas i spojrzała na niego. Siedział z zaciętym wyrazem twarzy i kompletnie ignorując jej pytanie odezwał się wreszcie
- Kto to był? – wlepił w nią wyczekujące spojrzenie
- Ale kto? – nie bardzo wiedziała, o co mu chodzi.
- Ten fircyk, z którym wyszłaś
- Aaaaa – machnęła ręką – Darek, kolega z grupy – wyjaśniła
- Wszyscy twoi koledzy żegnają się z tobą tak wylewnie? – mocniej zacisnął szczęki. Na jej twarz wypłynął delikatny uśmiech
- Jesteś zazdrosny? – to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie. Przez dłuższą chwilę milczał, by ostatecznie przyznać jej rację
- Jestem. Jestem cholernie o ciebie zazdrosny. Jesteś cudowną, piękną i inteligentną dziewczyną, koło której kręcą się młode chłopaki. Mam prawo być zazdrosny i czuć zagrożenie.
- Jestem bardzo stała w uczuciach – rzekła patrząc mu prosto w oczy i delikatnie gładząc jego kark – Jedźmy już, bo spóźnimy się na lotnisko

- Zarezerwowałem nam hotel w samym centrum Berlina – tłumaczył, gdy znaleźli się już w taksówce – Jak dobrze pójdzie, to z okna powinniśmy widzieć Bramę Brandenburską. Jutro po spotkaniu zabiorę cię na spacer. Zobaczymy katedrę, Bundestag, Pomnik Ofiar Holocaustu, który ponoć jest jedyny w swoim rodzaju przez niezliczoną ilość labiryntów między betonowymi blokami. Mam nadzieję, że pływają jeszcze statki po Sprewie. Czytałem, że podczas kilkudziesięciominutowego rejsu można zobaczyć najważniejsze punkty miasta. Dziś jest już późno – krytycznie spojrzał na zegarek, który wskazywał dwudziestą drugą – więc zjemy w hotelu, ale jutro zabieram cię na currywurst.
- Widzę, że zaplanowałeś sobie ten wyjazd w najdrobniejszych szczegółach – pogładziła jego dłoń
- Chcę, żebyśmy wykorzystali te kilka dni do maksimum i żebyś była zadowolona – posłał jej uroczy uśmiech
 - Sądzę, że ty będziesz zadowolony bardziej – szepnęła. Już miał dopytać, co miała na myśli, ale taksówka zatrzymała się przed wejściem do hotelu. Podał kierowcy dwa banknoty i pomógł wysiąść swojej towarzyszce, odbierając od Niemca walizki.
- Ha! Miałem rację, że będziemy stąd widzieć Bramę Brandenburską – cieszył się, jak dziecko – Jeśli chcesz, to biegnij się odświeżyć. Za kwadrans idziemy na kolację. Umieram z głodu
Zasyceni treściwą kolacją wracali na górę wesoło gawędząc o mało wdzięcznym i dźwięcznym języku niemieckim. Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Dobrzański rzucił się na łóżko podkładając sobie ręce pod głowę
- Miałem dziś paskudny dzień. Najpierw Pshemko do południa doprowadzał mnie do szewskiej pasji tym, że nasza firma nie dysponuje odpowiednim kolorem wieszaków dla jego kreacji – westchnął –Później nasz księgowy zawracał mi głowę jakimiś bzdurnymi fakturami za papier do ksero, który ponoć był o całe złoty osiemdziesiąt droższy od poprzedniego zamówienia. Zwariować można w tej firmie. Mam nadzieję, że ci Niemcy nie będą podobnymi dziwakami, bo mnie chyba szlag trafi. Boże, jaki jestem zmęczony – przetarł oczy i twarz chcąc się nieco rozbudzić – Idź pierwsza pod prysznic
- Hmmm, miałam nadzieję, że pójdziemy razem – mruknęła cicho - a potem… A zresztą nie ważne – Dobrzański jak na komendę zerwał się do pozycji siedzącej - Skoro jesteś zmęczony, to faktycznie powinieneś odpocząć przed jutrzejszym spotkaniem – udawała, że intensywnie czegoś szuka w walizce
- Nie, nie, nie. Co potem? Zaczęłaś, to bardzo ciebie proszę skończ – wolnym krokiem ruszył w jej kierunku. Miał wrażenie, że właśnie spełnia się jedno z jego marzeń
- Miałam nadzieję, że po wspólnym prysznicu będziemy się kochać – lekko zagryzła wargę – Ale skoro musisz odpocząć – wzruszyła ramionami – To trudno. Co się odwlecze… - przyciągnął ją do siebie, zachłannie wpijając się w usta
- Nie mam zamiaru czekać nawet sekundy dłużej – powoli zaczął ściągać z niej bluzkę – Czekałem prawie trzy miesiące. To wystarczająco długo
- Ale przecież  byłeś zmęczony – drażniła się z nim, delikatnie gładząc jego tors, okryty cienkim materiałem koszuli
- W sekundę mnie rozbudziłaś – posłał jej cwaniacki uśmiech – A w zasadzie pobudziłaś – krótko musnął jej usta, biorąc na ręce i kierując się w stronę łazienki. Kolejne elementy ich garderoby lądowały na błękitnych kaflach podłogi. Całował ją zachłannie, badając dłońmi kolejne centymetry jej odsłoniętego ciała. Wreszcie stała przed nim naga, lekko zawstydzona, z zaróżowionymi policzkami. Ściągnął bokserki i pociągnął ją  w stronę kabiny.  Po ich nagich ciałach zaczęła spływać ciepła woda.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem – rzekł szczerze. Niejedna modelka mogłaby jej zazdrościć figury, piersi i kształtnych pośladków. Do tej pory te cuda oglądał jedynie w opakowaniu bawełnianej piżamki. Teraz mógł je gładzić, całować i pieścić. Rozprowadzał po jej skórze waniliowy żel pod prysznic, przy okazji ucząc się jej kształtów. Naśladowała jego ruchy. Raz po raz sięgał do jej ust, miażdżąc jej wargi zachłannymi pocałunkami. Wreszcie spłukał z nich pianę i puchatym ręcznikiem zaczął ususzać ich ciała. Wciąż lekko zakłopotana obserwowała, jak dosłownie pożerał ją wzrokiem. Był bardzo czuły i delikatny. Znów wziął ją na ręce, niosąc w stronę łóżka. Położył ją delikatnie i obrzucił jej ciało zachwyconym spojrzeniem. Wreszcie się doczekał. Jego cierpliwość już za chwilę miała zostać wynagrodzona. Wrócił jeszcze na moment do łazienki, by wrócić z białym ręcznikiem, który podłożył jej pod pośladki. Napotykając jej pytające spojrzenie szybko wyjaśnił
- To na wszelki wypadek – omiótł gorącym oddechem jej usta i nos – Obsługa hotelowa nie musi wiedzieć, że miałem zaszczyt być tym pierwszym. To będzie nasza tajemnica – obcałowywał całe jej ciało, rozpalając ich powoli. Nie zamierzał się spieszyć. Chciał celebrować tę chwilę. Gdy dotarł ustami do jej kobiecości, gwałtownie wciągnęła powietrze, zaciskając dłonie na białym prześcieradle. Zaczęła cicho pojękiwać, a te odgłosy tylko zachęcały go do dalszych pieszczot. Gdy uznał, że oboje są gotowi odsunął się na moment, intensywnie szukając portfela, w którym zawsze nosił prezerwatywę.
- Nie potrzeba. Biorę tabletki – obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem – Reguluję gospodarkę hormonalną – wyjaśniła szybko, by jednocześnie go uspokoić. Posłał jej szeroki uśmiech i znów wrócił do pieszczot jej warg. Językiem badał każdy zakamarek jej ust. Wreszcie poczuła jego twardą męskość między nogami. Już miał się w niej zanurzyć, gdy odepchnęła go lekko
- Poczekaj
- Co się dzieje? – zmarszczył brwi, klnąc w myślach. ‘Jeśli teraz każe mi się wycofać, to chyba strzelę sobie w łeb’
- Boję się – szepnęła
- Czego? – pogłaskał ją kciukiem po policzku
- Że nie sprostam twoim oczekiwaniom – szepnęła. Unikała jego przenikliwego wzroku - Masz pewnie duże doświadczenie, a ja… - chrząknęła zmieszana
- Nie myśl teraz o tym… Nie rób nic na siłę. Jeśli nie jesteś jeszcze gotowa… - rzekł wbrew sobie.
- Jestem. Chcę się z tobą kochać – rzekła pewnie
- Ja też mam tremę – delikatnie uśmiechnął się pod nosem, czym nieco rozładował atmosferę - Nigdy nie byłem z dziewicą, a to duża odpowiedzialność być dla kogoś tym pierwszym. Od tego, co ci teraz dam zależy jaki zbudujesz sobie obraz zbliżenia z mężczyzną. Chciałbym, żeby to był piękny obraz i żebyś ty była szczęśliwa – tymi słowami rozwiał wszelkie jej wątpliwości. Przyciągnęła go bliżej siebie, jednocześnie rozkładając szerzej nogi. Zdecydowanym ruchem wszedł w nią. Zacisnęła usta i powieki, a jej twarz wykrzywiła się w grymasie. Zamarł na kilka chwil, by mogła się do  niego przyzwyczaić.
- To zaraz minie – szepnął uspokajającym głosem i próbując odciągnąć jej uwagę od chwilowego dyskomfortu znów powrócił do całowania jej warg. Po kilku chwilach dała mu znak, że jest gotowa na dalszą podróż ku krainie spełnienia. Zaczął się wolno poruszać. Może był nawet zbyt ostrożny, ale chciał, żeby od teraz czuła tylko rozkosz, a nie ból. Powoli doprowadził ich oboje do szczęśliwego finału. Ciężko dyszała w jego ramionach.
- Od teraz będzie już tylko lepiej i przyjemniej. Obiecuję – szepnął, przytulając ją do siebie. Zasnęła w jego ramionach spełniona i szczęśliwa.

poniedziałek, 22 lutego 2016

'Teatrzyk' XI

- Późno się zrobiło – wymownie spojrzała na zegarek, który wskazywał kilka minut po dwudziestej trzeciej. Pierwszy raz spędzali cały wieczór w jego apartamencie. Była tu już wcześniej dwa lub trzy razy, gdy zabierał ją prosto po pracy i przyjeżdżał się przebrać w nieco mniej formalny strój. Zwykle spędzali czas na mieście. Zabierał ją do restauracji, ale tym razem chciał się popisać swoimi kulinarnymi zdolnościami. Nie chciał mówić tego głośno, ale tak naprawdę potrafił przyrządzić tylko kilka potraw. Niemniej czuł satysfakcję, że zaimponował jej tą zapiekanką, którą chwaliła i zjadła z wielkim apetytem. Po kolacji przenieśli się na kanapę. Z lampkami po brzegi wypełnionymi czerwonym winem oglądali zabawną, amerykańską komedię, a ten piątkowy wieczór minął im zdecydowanie za szybko – Będę się zbierać – odstawiła kieliszek na szklany stolik i chciała wstać, gdy schwycił jej dłoń
- Zostań – poprosił, intensywnie wpatrując się w jej oczy – Piłem i nie mogę cię odwieźć, a sama nie będziesz o tej porze jeździć po mieście taksówkami. Zresztą taksówkarz nie odprowadzi cię na górę, a sama dobrze wiesz, że Praga to niezbyt bezpieczna dzielnica. Nie mogłyście tego mieszkania wynająć w bezpieczniejszej okolicy?
- Nie każdego stać na Mokotów – odgryzła się lekko urażona jego słowami. Wolały wynająć z Kaśką mniejsze mieszkanie w gorszej dzielnicy, niż dzielić lokal z przypadkowo poznanymi osobami na nowobogackim osiedlu. Nie rozumiała tych ludzi, który chełpili się wynajmowaniem apartamentu na strzeżonym osiedlu, a wstydzili się powiedzieć, że mieszkają w nim w pięć osób. One może i mieszkały na obskurnym, starym, praskim osiedlu, za to każda miała niezależny pokój i pewność, że nie zostaną z niezapłaconymi rachunkami przez nieodpowiedzialnego współlokatora lub trudne do zniesienia towarzystwo – Poradzę sobie – wstała kierując się w stronę przedpokoju
- Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało – ruszył jej śladem – Po prostu kocham cię i się martwię – pierwszy raz tak otwarcie i bezpośrednio przyznał się do swoich uczuć
- Kochasz mnie? – dopytywała, jakby nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszała, jakby narząd słuchu miał płatać jej figla
- Tyle lat śmiałem się z miłości, nie wierzyłem w nią – wsadził ręce w kieszenie, przybierając postawę lekko skrępowanego tym, co mówi – by wreszcie jej doświadczyć. A ty, kochasz mnie choć trochę? – musiał się upewnić, chciał to usłyszeć, choć wiedział, czuł, że one też darzy go tym wyjątkowym uczuciem
- Nawet trochę bardziej – przygryzła wargę. Podszedł dwa kroki, by wziąć ją w swoje ramiona i namiętnie pocałować.
- To co, zostaniesz? – powtórzył swoją prośbę robiąc przy tym minę kota ze Shreka
- Marek – westchnęła – ja… nie jestem jeszcze gotowa
- Ja wiem – odparł szybko – Ale wspólna noc wcale nie musi oznaczać, że będziemy się kochać. Przecież nie raz spaliśmy razem. Obiecuję ci, że nie będę wykorzystywał sytuacji
- Ale ja nawet nie mam ze sobą żadnych rzeczy – jęknęła nieporadnie
- No wiem, że ciężko ci będzie zasnąć bez swojej ulubionej piżamki w słoniki – zaśmiał się pod nosem widząc jej karcący wzrok – Ale sądzę, że moja koszulka godnie ją zastąpi – przygarnął ją ramieniem do siebie – Szczoteczka do zębów też się znajdzie. A jadąc do pracy podrzucę cię do domu. Co ty na to?
- Niech ci będzie – w zabawnym geście pokazała mu język, na co on cmoknął ją w czoło.
Tym razem role się odwróciły. To nie on wtulał się w jej plecy, ale ona zasypiała z głową w zagłębieniu jego szyi.
Obudziła się sama, w pustym łóżku. Odgarnęła dłonią grzywkę i siadając niechętnie sięgnęła po stojący na nocnej szafce budzik. Zegar wskazywał w pół do ósmej. Już miała wstawać, gdy drzwi się uchyliły i stanął w nich Dobrzański w białym podkoszulku i błękitnych bokserkach. Posłał jej szeroki uśmiech i zniknął, by po chwili wrócić z tacą.
- Jesteś pierwszą kobietą, dla której zrobiłem śniadanie – podstawił na jej kolanach drewnianą tacę z jajecznicą, pokrojonym w plasterki pomidorem, kilkoma kromkami ciemnego pieczywa i filiżanką kawy. Musnęła jego usta
- Dziękuję ci – upiła trochę kofeinowego płynu – Zjesz ze mną?
- Nie tym razem kochanie – uśmiechnęła się pod nosem na dźwięk ostatniego słowa – Ja już jadłem. Trochę się spieszę. O dziewiątej mam ważne spotkanie. Zanim zjesz ja zdążę się ogolić. Musimy wyjść o ósmej jeśli chcemy, żebym cię odwiózł – pokiwała głową ze zrozumieniem i zajęła się swoją jajecznicą – Jeszcze wiele wspólnych śniadań przed nami – puścił oczko w jej kierunku i zniknął w garderobie szukając odpowiedniego krawata do liliowej koszuli

- Jesteś wreszcie! – Kaśka przywitała ją od progu mało przyjemnym tonem – Czy tak trudno jest wysłać sms’a, albo chociaż odebrać jeden z moich siedemnastu telefonów? – podparła się pod boki – Ale ty oczywiście omdlewając z rozkoszy w ramionach pana Dobrzańskiego kompletnie zapomniałaś o bożym świecie i o tym, że ja mogę się martwić! – mało brakowało, a tupnęłaby nogą
- Strasznie cię przepraszam – Ulka przytuliła koleżankę, chcąc nieco wyciszyć te szalejące w Sarneckiej emocje – Gdy jechaliśmy do Marka wyciszyłam telefon – zaczęła się usprawiedliwiać - a później gdy zdecydowałam się zostać na noc nie pomyślałam, żeby do ciebie zadzwonić. Przypuszczałam, że możesz już spać. Było dość późno. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Następnym razem dam znać. Obiecuję – uniosła dwa palce w górę w geście przyrzeczenia
- Dobra, nie ważne – machnęła ręką. Po wykurzeniu nie było już śladu, za to na usta wypłynął figlarny uśmiech – Opowiadaj lepiej ile miałaś orgazmów – mało brakowało, żeby zaczęła obgryzać paznokcie
- No chyba oszalałaś – prychnęła
- Przyjaciółce nie powiesz? – naburmuszyła się splatając ręce na piersiach
- Nie o to chodzi, po prostu nic nie było. Nie spaliśmy razem, to znaczy spaliśmy, ale nie uprawialiśmy seksu – plątała się
- Żartujesz?
- Nie. Zostałam u niego, bo było już późno, a Marek nie mógł mnie odwieźć bo pił. Dał buziaka na dobranoc, przytulił do siebie i zasnęliśmy. To wszystkie rewelacje ubiegłego wieczoru – nalała sobie soku do szklanki
- Miałaś u swojego boku taaakiego faceta i grzecznie poszłaś spać? – niedowierzała – No sorry, ale ja cię kompletnie nie rozumiem. Nie wiem, na co czekasz – przyglądała jej się wymownie. Ulka pokręciła tylko głową z powątpiewaniem i wywróciła oczami
- Weź zejdź ze mnie i zajmij się swoim bujnym życiem erotycznym – rzuciła z kpiną i zamknęła się w pokoju

Rozpoczął się rok akademicki, z czego Marek nie był zadowolony. Ula, z uwagi na dwa kierunki, miała naprawdę dużo zajęć i spotkania w tygodniu były praktycznie niemożliwe. Dwa razy w tygodniu zaczynała co prawda o dziesiątej, a raz nawet o trzynastej, ale wówczas Marek musiał być w firmie. Gdy on wychodził z pracy, ona bardzo często siedziała na wykładach aż do dziewiętnastej. Przyjeżdżał po nią wtedy, żeby podwieźć do domu i chociaż przez te krótkie pół godziny mogli porozmawiać i się zobaczyć. Za to weekendy były tylko dla nich. Przynajmniej na razie, bo na szczęście październik nie był czasem, gdy na uczelni zaczynały się prezentacje, raporty i kolokwia. Wychodzili gdzieś razem i już tradycją stało się, że Ula zostawała na noc z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę.
W piątkowy wieczór tradycyjnie podjechał pod nowoczesny gmach SGH i niecierpliwie wyczekiwał swojej ukochanej. Nie chciał na nią naciskać, ale coraz trudniej było mu radzić sobie z pragnieniami i miał coraz większą ochotę wprowadzić ich relację na nowy etap. Postanowił, że da jej jeszcze kilka tygodni, jeśli nic się nie zmieni, poruszy ten delikatny temat podczas któregoś ze wspólnych, listopadowych wieczorów.
- Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo. Myślałam, że Nowykowski nie skończy i będzie tak gadał i gadał aż do niedzieli – krótko musnęła jego usta – Jedziemy do ciebie – pokiwał twierdząco głową – Marzę o gorącej kąpieli. Zamówimy pizze? Umieram z głodu. Facet od makroekonomii zabrał nam całą przerwę i nie zdążyłam iść na lunch.
- Przygotowałem kolację – oznajmił wjeżdżając do garażu. Plusem jej studiów na SGH była bliska odległość kampusu od jego osiedla – Kurczak właśnie dochodzi w piekarniku, do tego sałatka z grillowanym bakłażanem
- Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że trafił mi się ideał – zażartowała i przejechała opuszkami palców po jego dłoni spoczywającej na hamulcu ręcznym. Posłał jej uroczy uśmiech.  
- Lecę w czwartek wieczorem na negocjacje do Berlina. Pomyślałem sobie, że może chciałabyś lecieć ze mną – zaczął w windzie – Straciłabyś tylko jeden dzień zajęć, a moglibyśmy zostać do niedzieli, pozwiedzać trochę miasto, co ty na to? – zamyśliła się na chwilę. Nigdy nie opuszczała zajęć. Miała jako jedyna na roku stuprocentową frekwencję. Nawet chora przychodziła na wykłady i seminaria, ale taka okazja mogła się szybko nie powtórzyć.
- Zgoda
- Świetnie – przepuścił ją w drzwiach przodem i zamknął drzwi na klucz – A w następną sobotę zapraszam cię na kolację. Czas najwyższy, żebyś poznała moich rodziców – trochę ją zaskoczyła ta propozycja, ale postanowiła nie dać po sobie tego poznać. Roześmiała się
- No, no. Przy takim tempie, to ty mi się przed Wigilią oświadczysz
- Skąd wiedziałaś, że mam taki zamiar? – udał zaskoczenie. Wiedziała, że żartuje. Głośno się zaśmiała kręcąc głową
- No przecież wiem, że zamierzasz się szybko ożenić, bo masz już trzydzieści pięć lat – odpowiedziała na tę zaczepkę w swoim stylu.

Leżeli przytuleni w niedzielny poranek, delektując się swoją bliskością. Gładził opuszkami palców jej ramię. Na szczęście pozbyła się tej okropnej piżamy w różowe słonie i zastąpiła ją bawełnianą piżamką z krótkimi spodenkami i topem w kolorze morskiej zieleni.
- Zamieszkaj ze mną – jego zdecydowany głos przerwał panującą między nimi ciszę. Podniosła głowę z jego torsu i spojrzała na niego zaskoczona – Mam dosyć tych weekendowych schadzek. W tygodniu kompletnie nie mamy dla siebie czasu, prawie się nie widujemy. Ty jesteś na uczelni, ja w pracy, a te dwudziestominutowe spotkania przestają mi wystarczać. Studia rozkręcą ci się na dobre, zaczniesz pisać te swoje referaty, a za chwilę pracę magisterską i dojdzie do tego, że nie będziemy się widywać nawet w weekendy, bo albo będziesz przyklejona do laptopa, albo będziesz zaszywać się w bibliotece. Dlatego najprościej będzie, jak zamieszkamy razem – chciała z nim zamieszkać. Chciała spędzać z nim jak najwięcej czasu. Była przy nim szczęśliwa. Tak, jak chciała być z nim blisko, najbliżej. Dojrzewała do tej decyzji. Jednak przed szybkim ‘tak’ w sprawie przeprowadzki powstrzymywała ją dość istotna kwestia. 
- Ale ja nie mogę tak z dnia na dzień zostawić Kaśki – spojrzała na niego przepraszająco - Ona sama nie da rady utrzymać mieszkania, a znalezienie kogoś odpowiedniego na moje miejsce zajmie trochę czasu. Zdecydowałyśmy się na to dwupokojowe mieszkanie tylko dlatego, że znamy się jeszcze z liceum i wolałyśmy mieszkać w gorszych warunkach we dwie, niż w lepszych z przypadkową osobą. Wiesz, jacy są teraz ludzie, mieszkają, a nie płacą. Nie chciałyśmy kłopotów. Poznałeś ją – uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie, jak Dobrzański kiedyś odprowadził ją na górę, natrafiając przypadkowo na Kaśkę. Sarnecka z rozmarzonym uśmiechem wpatrywała się w niego, jak ciele na malowane wrota. A gdy tylko zamknęły się za nim drzwi stwierdziła ‘ja pieprze, ale facet!’ – wiesz, że jest, podobnie jak ja, z tych spokojniejszych. Nie chcę, żeby w przypływie desperacji, że nie starczy jej na czynsz, sprowadziła do mieszkania jakieś imprezowe towarzystwo, które nie da jej się uczyć. Rozumiesz, prawda? – niechętnie pokiwał głową twierdząco
- Ale obiecaj, że z nią porozmawiasz i zaczniecie szukać kogoś odpowiedniego
- Obiecuję – musnął ustami jej skroń

poniedziałek, 15 lutego 2016

'Teatrzyk' X

Owszem, zgodziła się na kolację, ale dopiero w przyszłym tygodniu. Najbliższe pięć dni miała spędzić z rodzicami i bratem w Rysiowie, bo ten wyjazd zaplanowała już kilka tygodni temu, a bliscy nie mogli doczekać się jej przyjazdu. Nie zamierzała zmieniać swoich planów tylko dlatego, że panicz Dobrzański raczył ponownie zwrócić na nią uwagę. Zresztą potrzebowała tych kilku dni, by przemyśleć swoje uczucia i zastanowić się nad tym, czy intencje Marka są szczere. Nie miała gwarancji, że mówił prawdę. Może znów sobie coś ubzdurał, potrzebował jej do kolejnego planu, a gdy spełni swoją rolę, odstawi ją na boczny tor. Niemniej strach był słabszy od ciekawości, jak to się dalej rozwinie. Póki co, sama przed sobą nie chciała przyznać, że jest w nim zakochana. ‘Pfff, co najwyżej jestem zauroczona! I to tylko i wyłącznie tym kulturalnym, sympatycznym i uwodzącym Markiem’. Zadzwonił do niej raz, z pytaniem jak jej mija czas u rodziny. Nie bardzo miała ochotę na dłuższą rozmowę, gdy wszystkiemu przysłuchiwała się jej matka. Gdy tylko zakończyła rozmowę pani Cieplak zaczęła dopytywać, czy poznała wreszcie jakiegoś wartego uwagi chłopca. ‘Co mam jej powiedzieć? Że ten chłopiec już dawno skończył trzydziestkę? Ba, że ani się obejrzy, a będzie miał czterdziestkę na karku? Z pewnością nie byłaby zadowolona’. Zbyła rodzicielkę stwierdzeniem, że to tylko kolega.

Przyjechał po nią punktualnie o dziewiętnastej. Miała szczęście, że w tym tygodniu Kaśka pracowała na popołudnie, uniknęła niewygodnych pytań i tłumaczeń. Dla niej to była zwykła kolacja, dla blondynki co najmniej wstęp przed zaręczynami. Gdy zeszła na dół, czekał na nią oparty o maskę samochodu. Uśmiechnął się na jej widok i podszedł kilka kroków wręczając mały bukiet stokrotek.

- Ślicznie wyglądasz – szepnął całując ją w policzek. Otworzył drzwi swojego BMW i pomógł jej wsiąść – Przepraszam, jeśli mój ostatni telefon cię zirytował – zaczął włączając się do ruchu

- Po prostu nie lubię prowadzić prywatnych rozmów, gdy przysłuchuje się im moja mama – wyjaśniła, przyglądając się jego profilowi

- Jasne, rozumiem. Następnym razem obiecuję wysyłać sms’y – spojrzał w jej stronę z uśmiechem – Chociaż nie ukrywam, że chciałem cię po prostu usłyszeć

- Taaak? – udała zdziwienie – Jeszcze trochę i pomyślę, że się we mnie zakochałeś – badała go, wiedział o tym doskonale.

- A nie chciałabyś? – podjął tę grę

- Przecież ty nie wierzysz w miłość – zauważyła

- Tylko krowa nie zmienia poglądów. To jak, chciałabyś?

- Zależy który Marek miałby się we mnie zakochać – spojrzała na niego prowokująco – Ten nieporadny życiowo, próbujący odzyskać kobietę, która do niego kompletnie nie pasowała, czy ten, z którym spacerowałam uliczkami Mediolanu i Florencji? Bo u ciebie to się bardzo szybko zmienia. Jest jak na rollercoaster’ze, a ja mam mdłości od szybciej jazdy w górę i w dół.

- Cieszę się, że wylałaś na mnie wtedy tę kawę  

- Naprawdę? Nie szkoda ci koszuli? – rzekła z nutą kpiny

- Daj spokój. Byłem wtedy wściekły. Głupio mi, że tak cię wtedy potraktowałem

- Mam nadzieję, że nie jedziemy do jakiejś snobistycznej knajpy, która serwuje najlepsze w mieście owoce morza – skrzywiła się na samą myśl

- Dlaczego?

- Po pierwsze, jestem uczulona na ryby i wszystko inne, co pływa w zbiornikach wodnych. Od szprotek przez tuńczyka na ośmiornicy kończąc.

- Patrz, spędziliśmy ze sobą cały tydzień, a ja o tym nie wiedziałem…

- Bo byłeś skupiony na obserwowaniu kogoś innego, a nie na tym, co nakładam sobie na talerz – kolejny raz wbija mu szpilę. Miał świadomość, że długo jeszcze będzie pokutował za Klaudię.

- A po drugie…

- A po drugie, doskonale wiesz, że nie lubię tego nadętego towarzystwa w tego typu miejscach i źle bym się tam czuła. Już nie mówiąc o tym, że zapewne jutro bylibyśmy na okładkach wszystkich plotkarskich gazet. ‘Prezes Dobrzański z nową kochanką!’ – prychnęła

- Nie jesteś moją kochanką

- Ale ich to kompletnie nie interesuje. Ważne, że u twego boku pojawi się nowa buzia. A ja naprawdę nie chcę oglądać swojej twarzy w prasie. Więc jeśli wybrałeś mega wypasiony lokal z gwiazdką Michelin’a to zdecydowanie wolę jechać na Świętokrzyską na kebaba

- Nie będzie kebaba i nie będzie gwiazdek. Sądzę, że spodoba ci się ten lokal. Właśnie dojeżdżamy – wskazał na niewielką willę na obrzeżach miasta – A co do prywatności, to znam twój stosunek do kolorowej prasy i obiecuję ci, że postaram się zapewnić nam maksimum prywatności.

- Ciekawe jak? – pokręciła głową z niedowierzaniem - Jesteś gwiazdą stolicy. Tak łatwo o tobie nie zapomną.  

- Są na to sposoby – odparł tajemniczo i szybko wysiadł, by otworzyć jej drzwi i podać swoje ramię



Kolacja upłynęła im w fantastycznej atmosferze. Było tak, jak we Florencji. Cała jego uwaga skupiona była na niej, a ona widziała totalny zachwyt w jego oczach. Lubił z nią rozmawiać, tonąć w jej oczach i patrzeć, jak je. Te zmysłowe wargi, pokryte bezbarwnym błyszczykiem kusiły, a on miał ogromną ochotę znów ich skosztować. Wiedział jednak, że musi być ostrożny, by jej do siebie nie zniechęcić. Cały wieczór uwodził ją i flirtował, a ona była coraz bardziej zauroczona. Ale najważniejsze, że widziała w jego oczach szczerość. Marek Dobrzański rzeczywiście był nią zainteresowany. Miała wrażenie, że ten wyjazd do Włoch nie poszedł na marne, że on rzeczywiście coś zrozumiał. Dostrzegł, co jest w życiu ważne i wartościowe. Zrozumiał, czego naprawdę chce i z całą pewnością chciał jej, a nie Klaudii.

Chwycił ją za rękę, gdy wychodzili z knajpy.

-Przejdziemy się kawałek? Jest jeszcze wcześnie, a tu niedaleko jest fajny skwerek z podświetloną fontanną

- Chętnie – ruszyli wolnym krokiem przed siebie

- Musisz któregoś dnia wpaść do FD. Pshemko często cię wspomina. Mówi, że jesteś jego muzą – rzekł z wyraźną dumą.

- Oryginalna postać – zaśmiała się pod nosem

- Zaczął nawet projektować dla ciebie suknię – spojrzała na niego zdziwiona – Chce żebyś wystąpiła w niej podczas jesiennego pokazu

- Ale ja się nie wybieram na pokaz – mruknęła pod nosem

- Mam nadzieję, że uda mi się ciebie przekonać – zatrzymał się i stanął z nią twarzą w twarz - Nie wyobrażam sobie, żebym mógł pójść tak z kimś innym – nachylił się i sięgnął jej ust. Kąsał je niespiesznie, by po chwili wpić się w nie zachłannie. Zarzuciła mu ręce na szyję. Czuła się cudownie, gdy ją całował – Jestem przy tobie szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy – przegarnął ją do swego boku i objął w pół, ruszając w dalszą drogę – Nie przeszkadza ci to, że jestem starszy

- Mężczyźni zwykle są mniej dojrzali emocjonalnie – odsunął się od niej lekko obrzucając zaskoczonym spojrzeniem. Po chwili prawy kącik ust powędrował w górę. To była uwaga w jej stylu – Dlatego różnica wieku jest pożądana. Moi rówieśnicy to duże dzieci, którzy zamiast klockami lego bawią się smartfonami i tabletami. Ja potrzebuję poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, a to może dać tylko mężczyzna. Dojrzały mężczyzna, a nie chłopiec. Ty przyspieszoną lekcję dojrzewania odebrałeś całkiem niedawno – spojrzała na niego lekko rozbawiona

- I jestem ci za nią bardzo wdzięczny – musnął ustami jej skroń

- Chociaż moja mama pewnie nie będzie zachwycona, gdy dowie się, że spotykam się z facetem młodszym od niej o dekadę.

- Przekonam ją do siebie swoim urokiem osobistym – uśmiechnął się szelmowsko

- Pfff – wypuściła głośno powietrze, śmiejąc się pod nosem – Czy ty na drugie nie masz przypadkiem Skromny?

- Na drugie mam Antoni, po dziadku



- Gdzie byłaś? – przyjaciółka obrzuciła ją badawczym spojrzeniem. Jej strój, a konkretnie mała czarna, wskazywały, że z pewnością nie była z koleżanką w kinie, ani w bibliotece.

- Na kolacji – wyjaśniła, ściągając buty na niewysokim obcasie

- Z Dobrzańskim – bardziej stwierdziła niż zapytała. Ula kiwnęła jedynie głową, na co Kaśka aż klasnęła w dłonie – Czyli wymienił panią Nowicką na nowy model! No, no, niezła jesteś. Taka cicha woda – rzekła z uznaniem - A podobno wcale ci się nie podoba…. ‘Wolę blondynów’ – próbowała udawać głos Cieplak

- Kobieta zmienną jest – puściła jej oczko i z uśmiechem na ustach zniknęła w swoim pokoju.



Etap randkowania dawał im wiele radości. Marek korzystał z faktu, że do rozpoczęcia roku akademickiego zostało jeszcze pięć tygodni i starał się spędzać z Ulą możliwie dużo czasu, jednak tak, aby jej za bardzo nie osaczać. Wyciągał po pracy na spacery, do kina, na lampkę wina do nadwiślańskich knajpek, a w weekendy na wycieczki rowerowe czy wypady za miasto na łono natury. Spotykali się średnio trzy, cztery razy w tygodniu, za to codziennie rozmawiali przez telefon. W ciągu dnia starał się jej wysyłać chociaż jednego sms’a. Ot tak, z pytaniem jak jej mija dzień, lub po prostu dającego znak, że o niej myśli. Gdy na kolejny tydzień wyjechała do rodziny, pisał, że tęskni za jej głosem, uśmiechem, zapachem. Wszystkie te drobne gesty odbierała z uśmiechem na twarzy i coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że Marek Dobrzański to naprawdę fajny facet. Zmienił się przy niej. Był większym romantykiem i mniejszym pozerem szastającym pieniędzmi. Doskonale wiedział, że jego gruby portfel i kosztowne prezenty tylko ją zirytują, a nie przekonają do niego. Dlatego na jej urodziny, które przypadły pod koniec sierpnia zabrał ją na piknik za miasto, a zamiast ociekającej złotem kolii kupił jej elegancki długopis, który miał jej służyć do robienia dobrych notatek z zajęć. Ula musiała przyznać, że była z nim szczęśliwa. Marek z nią również. Dzięki tej dziewczynie zaczął doceniać każdy dzień i nauczył się cieszyć z drobiazgów. Była w niej niesamowita radość życia. I jeszcze jedno – Marek Dobrzański zrozumiał, jakie to fantastyczne uczucie być zakochanym. Zaczął rozumieć, jakie to fantastyczne uczucie czuć motyle w brzuchu przed kolejnym spotkaniem i jak to jest tęsknić, gdy nie możesz zobaczyć i usłyszeć ukochanej osoby. Marek Dobrzański po raz pierwszy w życiu naprawdę się zakochał, poznając wreszcie, czym jest miłość.
 

środa, 10 lutego 2016

'Teatrzyk' IX

Nie zdążyła nawet przekręcić klucza w zamku, gdy ktoś pociągnął drzwi z drugiej strony i stanęła w nich Kaśka, z szerokim uśmiechem.
- No witamy, witamy – obrzuciła przyjaciółkę zaskoczonym wzrokiem. Miała nadzieję, że blondynka będzie w pracy, dzięki czemu zdąży sobie poukładać wszystko w głowie, nim współlokatorka weźmie ją w krzyżowy ogień pytań.
- Znowu zamieniłaś się z Sylwią? – zapytała wchodząc do domu i posyłając jej niewyraźny uśmiech
- Wzięłam wolne! – oświadczyła dumna z siebie – Oczywiście nie uzyskałam do ciebie informacji, o której przylatujecie, dlatego czekam od rana. Zrobiłam nawet sałatkę z kurczakiem i fetą. Przegryziemy coś, a ty w tym czasie opowiesz mi o swoim cudownym wyjeździe z boskim Markiem Dobrzańskim – rozmarzyła się, na co Ula tylko się skrzywiła
- Wiesz co – zaczęła powoli – Wszystko ci opowiem, ale później. Marzę o tym, żeby się zdrzemnąć ze dwie godziny. Wczoraj był bal – tłumaczyła, widząc podejrzliwe spojrzenie Sarneckiej – późno się położyłam. Wcześnie rano musieliśmy jechać na lotnisko, a później okazało się, że lot jest opóźniony. Oczy same mi się kleją – starała się brzmieć wiarygodnie – Aaaaa, zapomniałabym – sięgnęła do torebki – Mam coś dla ciebie. Włoskie, migdałowe, podobno najlepsze, a wiem, że jesteś łasuchem – puściła przyjaciółce oczko i wręczyła kolorową torebkę – Obudź mnie za dwie godziny
Gdy zamknęły się za nią drzwi pokoju wreszcie mogła odetchnąć. Potrzebowała tej chwili samotności. Niezbyt komfortowo czuła się z tym, że oszukała Kaśkę, ale naprawdę nie miała teraz ochoty na rozmowę. Samolot wcale nie był opóźniony i starała się przekonać samą siebie, że to niewinne kłamstewko nic nie znaczy. Z balu też wrócili stosunkowo wcześnie, bo kwadrans przed pierwszą, ale i tak w nocy nie spała myśląc o ich ostatnim, mediolańskim wieczorze, zwłaszcza, gdy po raz kolejny Marek przytulił się do niej przez sen. A teraz chciała być sama, żeby przemyśleć jego dzisiejsze zachowanie. W samolocie prawie ze sobą nie rozmawiali. Wymienili tylko kilka nic nieznaczących uwag w terminalu, by nie wzbudzać podejrzeń reszty ekipy. Podwiózł ją później pod blok. Całą drogę milczeli, jakby wraz z powrotem do Warszawy stracili wszystkie wspólne tematy. Wręczając jej walizkę cmoknął w policzek i rzucając krótkie ‘dzięki za wyjazd. Trzymaj się’ wsiadł z powrotem do auta odjeżdżając z piskiem opon. Czuła się zawiedziona i trudno było jej to ukryć. ‘Myślałam, że nasze relacje się zmieniły przez ostatnie dni, że…. Zresztą nie ważne’ Wreszcie udało jej się zasnąć.

- No i jaki on jest? – dopytywała Kaśka, gdy siedziały w kuchni jedząc kolację
- Sprawdziła się zasada, że faceci są interesowni, a przystojni faceci są jeszcze bardziej interesowni – wzruszyła ramionami
- Czyli przyznajesz, że jest przystojny – wyszczerzyła się
- Pff, nie łap mnie za słówka. Przez pierwsze dni prowadziliśmy niemal otwartą wojnę – zaśmiała się pod nosem – Później wkroczyliśmy na bardziej pokojowy grunt. Potrafi być nawet miły, szarmancki, uroczy, gdy tego chce – Sarnecka  przyglądała jej się uważnie, by po chwili stwierdzić
- On ci się podoba
- Zwariowałaś? – prychnęła z oburzeniem – Mnie nie bawią takie układy. Byłoby fajnie, a za chwilę rzucalibyśmy w siebie nożami. Mnie taka sinusoida kompletne nie bawi
- Przynajmniej nie miałabyś z nim nudno – spojrzała na nią unosząc brwi w charakterystycznym geście
- Dajże już spokój – rzekła ostrzej niż zamierzała - Ja nie pojechałam tam szukać sobie partnera, tylko pomóc mu odzyskać Klaudię – rzekła z wyraźnie wyczuwalną goryczą – Sprawa od początku była jasna.
- No i jak, pogodzili się? – dopytywała
- Nie wiem – wzruszyła ramionami - W Mediolanie chyba nie, ale teraz pewnie do siebie wrócą. Klaudia wydawała się być nieźle wkurzona, gdy widziała nas razem – pamięcią powróciła do tych namiętnych pocałunków i poczuła dziwne ciepło rozlewające się w środku – A wczoraj podobno rozstała się z tym Włochem, z którym tam przyjechała. Marek latał za nią, jak piesek, pewnie w ciągu kilku dni wylądują w łóżku i będą ciągnąć tę szopkę dalej
- A jaka ona jest? – zaciekawiła się
- Może i jest ładna, za to wybitnie głupia. Ale najwyraźniej Markowi taki model odpowiada. Jest prosta w obsłudze. Zawsze rozkłada przed nim nogi, od czasu do czasu zrobi mu loda, a jak się na niego obrazi, to Mareczek szybko potrafi ją udobruchać drobiazgiem za kilkaset złotych od jubilera. Układ idealny – rzuciła z ironią dopijając herbatę
- Chyba dziwny układ – wywróciła oczami
- Nie wszystkim w życiu potrzebna jest miłość – wzruszyła ramionami – Tak szczerze, to mi go żal, bo on  nie ma pojęcia o prawdziwym życiu i prawdziwych uczuciach. Otacza się luksusem, a tak naprawdę jest bardzo samotny. Żyje w tym swoim idealnym świecie, w którym wszystko można kupić i wszystko jest na pokaz. Mnie też kupił. Wynajął sobie na kilka dni bym zrealizowała jego plan – przypomniała sobie ich poranną rozmowę, po imprezie, na której ją zostawił. Zarzucała mu, że gdy nie była mu potrzeba odsuwał ją jak śmiecia. Teraz zrobił dokładnie tak samo. A przecież miała nadzieję… Przecież sam mówił, że mogliby się zaprzyjaźnić. ‘Chyba oszalałam!’
Dwa dni po powrocie dostała sms’a z banku, informującego o wpływie gotówki na jej rachunek. ‘Pojawiłeś się z moim życiu niespodziewanie i równie szybko z niego zniknąłeś. Szkoda tylko, że tak bardzo w nim zamieszałeś. Żegnaj Marku Dobrzański’ – wykasowała z pamięci telefonu jego numer. Wiedziała, że już nie będzie jej potrzebny. ‘Teraz tylko czekać na hit portali plotkarskich o ich zaręczynach. Para idealna Marek Dobrzański i Klaudia Nowicka’. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Kompletnie nie wiedziała, co się z nią ostatnio dzieje.

- Halo? – przejechała palcem po wirtualnej, zielonej słuchawce i kontynuując obieranie jabłek na szarlotkę, przytrzymywała telefon ramieniem przy uchu
- Cześć – usłyszała jego głos, a nóż i jabłko wypadły jej z rąk. Owoc odbijając się od blatu upadł na podłogę, turlając się w kierunku przedpokoju. Był ostatnią osobą, którą spodziewała się usłyszeć. Od ich powrotu z Mediolanu minęły prawie trzy tygodnie.
- Cześć – szepnęła niepewnie. Karciła się za to w myślach. ‘Gdzie się podziała na silna Ulka?’ pytała samą siebie.
- Jesteś w domu? Chciałbym się spotkać. Mogę podjechać po ciebie za kwadrans – zaproponował – Jestem w pobliżu
- Teraz jestem trochę zajęta
- Jasne – bąknął zbity trochę z pantałyku. Nie ukrywał, że spodziewał się nieco cieplejszego przyjęcia – To może popołudniu? – jej milczenie się przeciągało – Zależy mi
- Ok – westchnęła – O szesnastej w mojej kawiarni
- Dzięki. Do zobaczenia – odłożyła telefon na blat i głośno wypuściła powietrze. Nie miała pojęcia po co chciał się spotkać. Nie wiedziała, czy dobrze robi idąc tam. Nie wiedziała, czego powinna się po nim spodziewać. Miała jedynie nadzieję, że nie będzie chciał jej wciągnąć w kolejną grę. ‘Nawet jak mi zaproponuje pół miliona to się nie zgodzę. Powinnam o nim zapomnieć!’

Gdy zbliżała się do kawiarnianego ogródka dostrzegła go. Siedział zniecierpliwiony, wyraźnie jej wyczekując, w sportowych spodniach i białej koszuli z podwiniętymi rękawami. Gdy tylko ją dostrzegł zerwał się z miejsca
- Cześć – cmoknął ją w policzek – cieszę się, że przyszłaś
- Jeśli Klaudia do ciebie nie wróciła i ściągnąłeś mnie tu tylko po to, żebym oddała ci kasę, to nie licz na to – próbowała tą uwagą nieco rozładować napięcie i dodać sobie pewności siebie, którą w ostatnim czasie utraciła. Patrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem i dłuższą chwilę trwało, zanim dotarł do niego sens wypowiedzianych przez nią słów
- Ale ja już nie chcę, żeby do mnie wróciła – rzekł zdecydowani, tonąc w jej błękitnym spojrzeniu 
- To w takim razie, co ja tutaj robię? – rozsiadła się wygodnie, krzyżując ręce na piersiach. Ta bojowa postawa miała jej pomóc, uchronić przed kolejnym rozczarowaniem
- Długo się zastanawiałem, czy powinienem w ogóle się do ciebie jeszcze odezwać. Poznałaś mnie z najgorszej strony – spuścił na moment głowę, jakby przyznając się do wszystkich swoich grzechów – Jestem od ciebie dużo starszy i kompletnie nie wiem, czy mam u ciebie jakieś szanse – aż ją zatkało z wrażenia – Ale jesteś niesamowitą dziewczyną, dzięki której kompletnie przewartościowałem swoje życie. Wskazałaś mi właściwą drogę. Brakuje mi ciebie, tych twoich uszczypliwych komentarzy – uśmiechnął się pod nosem – poczucia humoru, śmiechu. Ja nie chcę kończyć tej znajomości – chwycił jej dłoń w swoją i splótł ich palce – Zgodzisz się zjeść ze mną jutro kolację? – spojrzał w jej oczy z nadzieją

wtorek, 2 lutego 2016

'Teatrzyk' VIII

- Chciałem cię przeprosić – zaczął rozmowę w ich apartamencie tego niespiesznego poranka – W ostatnich dniach zachowywałem się jak kompletny idiota i kretyn. Miałaś rację – westchnął – przede wszystkim przyjechałem tutaj z tobą i powinienem o tym pamiętać – kiwnęła głową ze zrozumieniem – Zgodzisz się towarzyszyć mi podczas dzisiejszego brunch’u?
- Wybacz, ale nie mam ochoty na kolejne przedstawienie z udziałem tych nowobogackich klaunów. Świat mody to nie jest moje środowisko. Wolę w tym czasie zwiedzić kolejne zakątki Mediolanu, zwłaszcza, że zaraz przyjdzie mi pakować walizki
- Ok, to zabieram się na wycieczkę na północ miasta. Zjemy coś po drodze. Tylko załóż wygodne buty, zamierzam cię przegonić po tym malowniczym mieście – puścił jej oczko – Wracam za pięć minut – zastanawiała się, czy wyszedł, by nie zdążyła zaprotestować, czy rzeczywiście miał coś jeszcze do załatwienia. Jak się okazało, udał się on do pokoju oddzielonego o kilka drzwi z ich apartamentem i wydał Dawidowi polecenie reprezentowania wraz z Pshemko firmy podczas brunch’u.

Musiała przyznać, że świetnie się czuła w jego towarzystwie. Gdy chciał, potrafił być naprawdę miły i czarujący. Tego dnia wyjątkowo się starał, jakby chciał odpokutować swoje winy. Zwiedzieli bardzo wiele zakątków miasta. Najciekawsze były te mało popularne, niezbyt tłumnie odwiedzane przez turystów, te o których nie wspominano w każdym przewodniku. Zjedli w restauracji serwującej najlepsze pasty w mieście. Była zachwycona i miastem i włoską kuchnią. Dopiero będąc w Mediolanie zrozumiała, jak wiele brakowało pizzy i makaronom serwowanym w Polsce jako ‘dania włoskie’. Cały dzień uważnie go słuchała i obserwowała. Choć nie chciała powiedzieć tego głośno, to widziała, że w głębi serca nie jest do końca taki zły. Zarówno jeśli chodzi o podejście do życia, jak i manifestowanie swojej zamożności. Był po prostu pogubiony. Przy niej nie szpanował, nie udawał kogoś kim nie jest. Być może dlatego, iż wiedział, że jej nie da się oszukać, że ona się na te sztuczki nie nabierze i jej tym nie zaimponuje. Jej mógł zaimponować tylko szczerością, otwartością i radością życia. Wrócili po kolacji uśmiechnięci i zrelaksowani. Dla obojga ten dzień był bardzo udany. Pierwszy, bez wzajemnego dogryzania, oceniania się. Pierwszy bez Klaudii. Zasnęli szybko, zmęczeni po tak intensywnym dniu. Pierwszy obudził się Marek i ze zdziwieniem stwierdził, że w nocy instynktownie objął Ulę ramieniem i przytulił się do jej pleców. Zastanawiał się, czy tego nie poczuła, czy po prostu jej to nie przeszkadzało.
Po śniadaniu ona poszła do pokoju, on został na dole z Dawidem. Blondyn musiał mu zdać relację z przebiegu wczorajszych spotkań. Wrócił na górę po dwóch kwadransach.
- Spakuj się, wyjeżdżamy – wydał polecenie
- Mieliśmy zostać do środy – odparła zdziwiona
- Bo do Polski wracamy w środę. Ale dziś jedziemy do Florencji. Samochód już czeka. Wypadły mi tam dwa spotkania. A ty zwiedzisz nowe miasto – uśmiechnął się przyjaźnie – Poza tym nie chcę zostawiać cię tu samej. W końcu przyjechałaś ze mną.
- A Klaudia?
- Czy każda nasza rozmowa musi sprowadzać się do tematu Klaudii? – wyraźnie się zdenerwował – Spakuj się – polecił – Wyjeżdżamy za godzinę. Wracamy jutro przed wieczorem, żeby zdążyć na pożegnalny bal.
Florencja zachwyciła ją od pierwszej sekundy. To przeurocze miasto u stóp Apeninów zachwycało architekturą i miało zupełnie inny klimat, niż Mediolan. Urokliwe uliczki, kamienne mostki. Z zaciekawieniem rozglądała się wkoło, gdy Marek stosując się do poleceń GPS’a kierował się w stronę hotelu. Zdziwiła się, gdy weszli do pokoju dwuosobowego z podwójnym łóżkiem. ‘Przecież tutaj już nie musimy udawać’.
- No co? – zapytał widząc jej minę – Spaliśmy razem przez pięć dni
- Cztery – poprawiła go szybko
- Masz rację, przez cztery – skrzywił się na wspomnienie nocy spędzonej na niewygodnej kanapie – Więc kolejna nie powinna ci już robić różnicy. Nie chrapię, nie rozpycham się na łóżku, nie ściągam z ciebie kołdry – wyliczał na palcach lewej dłoni – Pozwolisz, że pierwszy skorzystam z łazienki. Jem lunch z przedstawicielem tutejszej firmy. Jeśli masz ochotę, możesz do nas dołączyć – mówił pospiesznie wyciągając białą koszulę i garnitur z pokrowca - Obiecuję, że tym razem wszystko przebiegnie bez niemiłych niespodzianek. Jeśli nie chcesz iść ze mną, zamów sobie coś do pokoju, a ja obiecuję zabrać cię na kolację wieczorem. Przy okazji rozejrzymy się po mieście. We Florencji byłem tylko raz, jako mały dzieciak, niewiele pamiętam.

Postanowiła, że zostanie. Nie chodziło o to, że mu nie ufała, że bała się, że wykorzysta ją po raz kolejny. Po prostu na wszelki wypadek wolała się nie rozczarować, skoro ich relacja wkroczyła na nowy, nieco bardziej pokojowy etap. To, że Marek miał zachowywać się w porządku, nie oznacza, że nie będzie narażona na jakieś nieprzyjemne aluzje ze strony jego kontrahenta. Odkąd zaczęła ubierać się w stroje przywiezione przez Dobrzańskiego widziała te jednoznaczne spojrzenia mężczyzn.
Wracali do hotelu późną nocą.
- Jak chcesz, to potrafisz być naprawdę fajnym facetem – podsumowała go z uśmiechem. Butelka wina, którą wypili do kolacji wprawiła ją w wyśmienity nastrój. Postanowił tego nie komentować. Pamiętał, jak wspominała, że ma słabą głowę.
- Naprawdę? – udał zaskoczenie – Nigdy nie przypuszczałem, że usłyszę komplement z twoich ust
- Bo ty mnie jeszcze nie znasz – wyszczerzyła się – Jestem bezpośrednia w swoich ocenach i walę prosto z mostu. Niektórzy biorą to za zaletę, inni za wadę
- Ja traktuję to w kategoriach zalety. Lepiej wiedzieć, niż myśleć, że ktoś jest dla ciebie miły bo cię lubi, a koniec końców ma ochotę wsadzić ci nóż w plecy. Nie lubię obłudy – parsknęła śmiechem
- Doprawdy? I człowiek, który obłudą się brzydzi postanowił udawać przez ukochaną, że ma nową dziewczynę
- Proszę cię, nie rozpoczynajmy znów tematu Klaudii. Wiem, jakie masz zdanie na ten temat. I powiem ci, że cieszę się, że je poznałem. Gdzieś widziałem w necie taki obrazek ‘wolę ludzi, którzy głośno przeklinają, niż małych, cichych skurwysynów’. Cieszę się, że wyłożyłaś mi kawę na ławę. A poza tym muszę przyznać, że nigdy w życiu, w tak krótkim czasie nie przeprowadziłem tyle rozmów inteligentnie uszczypliwych. Jesteś bardzo bystra i zawsze wiesz, co powiedzieć.
- Nieźle, nieźle. Odpłacasz komplementem za komplement. Nim dojdziemy do hotelu jeszcze się okaże, że się zaprzyjaźniliśmy – zaśmiała się rozweselona po procentowym trunku
- Bo chyba trochę tak jest, nie uważasz? – spojrzał na jej profil – Nikomu, w ciągu kilku dni nie powiedziałem tyle o sobie, z nikim nie przeprowadziłem tyle szczerych rozmów.
- I co? I teraz tak będziemy się przyjaźnić? Spotykać na swoich urodzinach, jadać razem kolacje i chodzić na kawki?
- Lubię jeść w twoim towarzystwie – oświadczył poważnym tonem i mocno chwycił za rękę, gdy potknęła się na nierównym chodniku. Nie wypuścił jej dłoni aż do samego hotelu.
- A wiesz, że moja współlokatorka jest twoją wielką fanką – pokręciła głową z pobłażaniem, gdy jechali już windą na górę
- Naprawdę? – musiał przyznać, że doprawdy była urocza taka lekko podcięta
- Nawet jej proponowałam, żeby przyjechała tutaj zamiast ciebie – machnęła ręką – znaczy mnie. Żeby przyjechała tutaj za mnie – poprawiła się
- A ja cieszę się, że przyjechałaś tutaj właśnie ty. Zapewne ona nie potrafiłaby w kilku krótkich zdaniach sprowadzić mnie do pionu – otworzył drzwi i puścił przodem.

Kolejny dzień minął im w równie miłej atmosferze. Nawet zdecydowała się mu towarzyszyć podczas ostatniego spotkania z kontrahentem. W zasadzie, to ku jego zdziwieniu, sama się na to spotkanie wprosiła, gdy okazało się, że ów partnerem biznesowym ma być czterdziestoletnia Francuzka, która dziesięć lat temu na stałe osiedliła się we Włoszech, zakładając jedną z najlepszych firm produkującej kapelusze i nakrycia głowy. Tłumaczyła, że ma dość siedzenia w hotelu i chętnie pozna tak przedsiębiorczą kobietę. Wrócili do Mediolanu późnym popołudniem w świetnych nastrojach, z dwoma podpisanymi umowami.
Starannie wykonała wieczorowy makijaż, który świetnie komponował się z granatową, wieczorową suknią. Podpięła włosy w finezyjny kok. Spryskała skórę perfumami, które przywiozła. Niezbyt drogimi, za to o ciekawym zapachu cedru połączonego z trawą cytrynową i nutą magnolii. Marek dumnym krokiem prowadził ją w stronę stolika numer pięć, który zajmowała firma Febo&Dobrzański. Dziś postanowił, że nie zostawi jej nawet na chwilę. Wiedział, że podczas kilku wcześniejszych imprez dał plamę. Chciał jej udowodnić, że w jego towarzystwie też będzie się dobrze bawić i żaden Dawid nie będzie jej potrzebny. Kilku mężczyzn próbowało podchodzić, by poprosić ją do tańca, ale skutecznie ich odstraszał swoim wzrokiem. Sam, za to bardzo chętnie pląsał z nią po parkiecie.
- Zauważyłeś, że Klaudia przyszła bez Fabio – szepnęła mu na ucho, gdy przytuleni, w takt wolnej muzyki kołysali się. Czuła, że wyraźnie się spiął.
- Pshemko mówił, że ponoć się wczoraj rozstali
- Masz teraz drogę wolną – mruknęła. ‘Czyżby w jej głosie pobrzmiewała nuta smutku?’
- Taaaa – westchnął i mocniej przycisnął do siebie, wtulając twarz w jej włosy – Napijemy się szampana? – lekko odsunął ją od siebie, gdy w głośnikach rozbrzmiała nieco bardziej energetyczna piosenka. Kiwnęła głową na znak zgody. Porwał z tacy kelnera dwa kieliszki i poprowadził ją w stronę tarasu. Trzech eleganckich mężczyzn paliło cygara, kilkanaście pozostałych osób, w małych grupach dyskutowało w różnych językach. Najwidoczniej, tak jak oni, zawędrowali tu w poszukiwaniu ciszy i świeżego powietrza. Marek podał jej smukły kieliszek wypełniony gazowaną cieczą  i stuknął szkłem.
- Za ten magiczny wieczór – spojrzał jej w oczy
- Za ostatni wieczór w Mediolanie – uśmiechnęła się do niego delikatnie. Traktował ją dzisiaj wyjątkowo. Czuła, że jest dziś dla niego najważniejsza. Nawet na moment nie spuścił z niej wzroku. Nawet na moment nie spojrzał na Klaudię, mimo iż kręciła się koło nich kilkukrotnie. Przysunął się bliżej i krótko musnął jej usta. Później kolejny, nieco dłuższy pocałunek i następny, bardziej namiętny. Odrywał się na chwilę, obserwując jej twarz, by po chwili znów złączyć ich wargi. Zachowywał się tak, jakby sprawdzał, na ile może sobie pozwolić. A ona pozwała na coraz to bardziej żarliwe tańce warg i języków. Nie zastanawiała się, czy Dobrzański robi to, bo tego chce, czy znów prowadzi jakąś grę. Skupiła się na jego ustach i przyjemności, jaką jej te wargi dawały.
- Dziękuję, że tu ze mną przyjechałaś – szepnął zamykając ją w swoich ramionach. Czuła się dziwnie podekscytowana i chyba szczęśliwa.