B

czwartek, 25 maja 2017

'Umowa' IX



W sobotę od samego poranka przygotowywała się na wieczorną galę. Za bardzo nawet nie wnikała, co do za impreza. Wystarczyło jej, że Marek od tygodnia ją bardzo przeżywał, a w zasadzie to wspominał jej już o tym wyjściu od miesiąca. Z tych informacji, które jej serwował zapamiętała tyle, że elegancki rout miał się  odbyć w jednym z podwarszawskich hoteli, a oprócz nich mieli się jeszcze zjawić wraz z partnerkami Łukasz, Sebastian i Marcin. Umyła włosy i zajęła się malowaniem paznokci lakierem koloru dojrzałych malin, który idealnie pasował do jej sukni. Kompletnie nie miała ochoty na wizytę w salonie manicure, gdzie popijając herbatkę z porcelanowych filiżanek musiała prowadzić rozmowy o najnowszej linii torebek Prady i życiu prywatnym aktorki, gającej aktualnie w jedenastu polskich serialach.

Gdy elegancka taksówka zatrzymała się pod nowoczesnym hotelem ich auto otoczyli fotoreporterzy. Już teraz rozumiała dlaczego Marek zamawiając pojazd oznajmił dyspozytorce, że ma po nich przyjechać Volvo albo chociaż nowy Passat.
- Wielkie wejście – mruknęła pod nosem, gdy Marek wysiadał jako pierwszy. Prezentowali się razem naprawdę bardzo efektownie – Świetnie – rzuciła w jego stronę, uśmiechając się niewyraźnie do błyskających fleszy – w poniedziałek będziemy bohaterami wszystkich brukowców – Dobrzański jedynie się wyszczerzył w jej kierunku, a później przez kilka minut ochoczo pozował do zdjęć – Dziewczyny w firmie nie dadzą mi spokoju – powiedziała z nutą pretensji, gdy znaleźli się w przestronnym holu – Miało to być wielkie wyjście  twoimi znajomymi, a nie wszystkimi paparuchami w tym mieście – syknęła
- W końcu i tak by się dowiedzieli – wzruszył ramionami
- Super – syknęła – Doprawdy nie wiem, jak takie wyjścia mogą ci sprawiać frajdę – kręciła głową z rezygnacją, obserwując te wszystkie wyfiokowane pary, które licytowały się, kto jedzie na urlop na bardziej egzotyczną wyspę, kto ma droższą sukienkę. Tematem sąsiedniego kółka wzajemnej adoracji było, która stylistka jest droższa, bo przecież im droższa, tym lepsza. Wśród panów dominował temat włoskich kurortów narciarskich. Przecież tylko prawdziwego burżuja stać na luksus połamania sobie nóg na bajecznie drogim sprzęcie we włoskich lub szwajcarskim miasteczku po ulicach którego przechadzali się aktorzy hollywoodzkich filmów. Naprawdę miała ochotę stamtąd uciec. Powstrzymywało ją tylko to, że wychodząc na zewnątrz znów stałaby się łupem dla fotoreporterów i fakt, że za chwilę mieli dołączyć przyjaciela Marka, bądź co bądź całkiem sympatyczni. Miała nadzieję, że w ich towarzystwie ten wieczór nie będzie taki zły.  
- Dobrze żarcie, świetne alkohole, fajna muzyka, mnóstwo ludzi, których znajomość może się w życiu przydać. Same plusy. Generalnie super zabawa za darmo
- Świetnie – chrząknęła i z ulgą dostrzegła, że przez przeszklone drzwi do środka wszedł Łukasz z Aśką. Po serdecznym przywitaniu, przy lampce szampana oczekiwali na resztę towarzystwa.

- No, no. Nieźle. Taka z ciebie cicha woda – rzuciła w jej kierunku Marta, gdy w środowe przedpołudnie przekroczyła próg agencji
- O czym mówisz? – zapytała rozkładając laptopa i potrzebne dokumenty, na biurku, które zajmowała
- Nic się nie chwalisz, że usidliłaś Marka – Aśka szybko do nich dołączyła, czekając na obszerną relację i tłumaczenia koleżanki – Jeszcze pół roku temu rozpamiętywałaś Bartka, a teraz fotka z największym ciachem i to na pierwszej stronie w ‘Życiu stolicy’. Grubo pojechałaś. I taka z ciebie koleżanka, że nawet słówka nam nie pisnęłaś
- Dajcie spokój – roześmiała się – Jakie usidliłam. Jak widzicie nie mam obrączki na palcu, więc o usidleniu nie ma mowy – tłumaczyła się niby to obojętnym tonem
- W pracy się ukrywacie, później pokazuje się z tobą publicznie. Jest coś na rzeczy – Marta przyglądała się koleżance uważnie
- Chciałabym, ale wiecie jaki jest Marek. Zresztą, nie ma co z igieł robić wideł. To świeża sprawa.
- Szkoda, szkoda – mruknęła jedna
- No szkoda, że się nie chcesz podzielić z koleżankami jakimiś pikantnymi szczegółami
- Oj dziewczyny – jęknęła – Dajcie mi pracować – chciała się ich jak najszybciej pozbyć.

Babcia Brzeska wreszcie dotarła do Warszawy. Jej problemy zdrowotne dzięki wykwalifikowanemu rehabilitantowi dość szybko ustąpiły  i w pełni sił mogła przylecieć do Polski. Nie mogła się doczekać spotkania z wnukiem i jego wybranką, którą miała okazję ujrzeć na jednym z portali plotkarskich. Jeszcze z Berlina ustaliła z córką, że tuż po przylocie spotkają się wszyscy na kolacji z okazji minionych imienin Marka. Babcia na tę okazję przywiozła dla wnuka prezent.  
Dobrzański od samego rana chodził po domu podminowany. Dzień wcześniej w południe zadzwoniła do niego matka z zaproszeniem na niedzielny obiad. Zaproszenie oczywiście było dla dwóch osób. Nadszedł wreszcie moment, gdy Ula i Genia miały się wreszcie spotkać.
- To miło, że twoja rodzina organizuje dla ciebie obiad imieninowy – zaczęła rozmowę, gdy kierowali się w stronę posiadłości Dobrzańskich
- Cudownie – mruknął. Czuł, jak kierownica ślizga mu się w rękach. Dłonie mu się pociły. Nieprzewidywalność Ulki w połączeniu z jego ukochaną babuszką mogły dać mieszankę wybuchową – Zwykle ograniczali się do telefonu. Do tej pory rodzinnie świętowaliśmy tylko urodziny. Ewidentnie to pomysł babki, która już pewnie przebiera nogami
- W zasadzie to nie mam dla ciebie prezentu. Zastanawiałam się wprawdzie, czy nie kupić ci paczki prezerwatyw, ale nie byłam pewna, czy cenisz sobie prezenty praktyczne – rzuciła z przekąsem
- Chętnie przyjmę. Pod warunkiem, że później wspólnie je wykorzystamy – prowokująco spojrzał jej w oczy. Kolejna gierka słowna pomogła mu choć na chwilę oderwać myśli od nieuchronnej konfrontacji z babką.
- Nie brnij w ten temat – rzekła z politowaniem. Na szczęście dalsza dyskusja nie miała szansy się odbyć, bo dojechali na miejsce. Dobrzański wysiadł z auta i otwierając drzwi dziewczynie podał jej dłoń, którą uścisnęła. Gdy tylko otworzył drzwi ujrzeli w przedpokoju starszą kobietę w eleganckiej garsonce. Wszystko wskazywało na to, że przez niewielkie okno tuż obok drzwi cały czas ich obserwowała. Uśmiechnęła się uroczo przyglądając się Uli z wyraźnym zachwytem.
- Dzień dobry – Ula kiwnęła głową. Staruszka wyglądała na sympatyczną. Wyglądem wcale nie przypominała latającej na miotle czarownicy, za którą miał ją brunet. Pierwsze wrażenie było bardzo dobre i śmiała przypuszczać, że Marek po prostu przesadza.
- Witaj dziecko. Miło mi cię wreszcie poznać – Genowefa podeszła bliżej i serdecznie ją uściskała, ku zaskoczeniu Marka. Najwyraźniej tak, jak przypuszczał, wstrzelił się w gust babki idealnie – Maruś, wszystkiego najlepszego – słysząc to zdrobnienie i widząc skrzywioną minę mężczyzny Cieplakówna o mało nie parsknęła śmiechem
- Dziękuję –posłał staruszce wymuszony uśmiech
- Chodźcie do ogrodu, rodzice już czekają – ruszyła przodem, zatrzymując się na chwilę przy sofie, na którym leżało niewielkie pudełko przewiązane wstążką – A tutaj prezent dla mojego wnusia – określenia ‘wnusio’ też nie lubił. W przeszłości stosowała je zawsze do swoich koleżanek, opowiadając im jakim jest cudownym dzieckiem – Niech ci odmierza same szczęśliwe chwile u boku tej ślicznej dziewczyny.
- Dziękuję – z zapałem rozpakował pudełko i z radością stwierdził, że w środku znajduje się elegancki zegarek znanej marki, warty kilkaset euro – Bardzo ładny – chętnie przymierzył
- Słyszałam od Helenki, że jesteś księgową – zagadnęła Ulę, gdy brunet z zainteresowaniem oglądał prezent
- Tak – odparła uprzejmie
- I pracujesz w tej firmie mojego wnuczka – słowa ‘tej firmie’ wypowiedziała z wyraźną niechęcią
- Zgadza się. Dzięki niej się poznaliśmy – czule pogładziła jego kark.
- Całe szczęście, że też tam pracujesz. Możesz trzymać rękę na pulsie – rzekła, jakby Dobrzańskiego wcale nie było obok – A księgowa to taki porządny zawód. Mój drugi mąż był księgowym. Rozliczał ogromne przedsiębiorstwo jeszcze przed stanem wojennym – zaczęła swoją opowieść wolno drepcząc w stronę wyjścia na taras – Ty dziecko jesteś za młoda, żeby pamiętać stan wojenny

Całe popołudnie babcia wesoło gawędziła z Ulą. Była nią ewidentnie oczarowana. Niby był to obiad z okazji imienin Marka, ale wnuk totalnie zszedł na drugi plan. Gdy Cieplakówna wyszła na chwilę do toalety zaczęła się rozpływać, jak to Marek nareszcie dojrzał i znalazł sobie odpowiednią partnerkę. Ładną, inteligentną, a przede wszystkim z klasą. Oczywiście nie omieszkała przy tej okazji wytknąć, że jego poprzednie kobiety klasy i skromności były totalnie pozbawione.

- Przeżyliśmy – odetchnął z ulgą, gdy wyjechał z posesji
- Nie przesadzaj. Nie było tak źle – mruknęła
- Naprawdę nie umęczyła cię ta jej gadanina?
- Poznałam historię życia jej koleżanek, ich wnuków. Wszyscy pożenieni. Naprawdę była przez ciebie na szarym końcu – roześmiała się – Swoją drogą jakoś się nie chwaliłeś, że miała trzech mężów
- I wszystkich wykończyła. Ostatniego jakieś cztery lata temu. Dobrze, że kolejny nieszczęśnik nie stanął na jej drodze, bo miałby facet przechlapane.
- Oj już nie rób z niej takiego potwora. Jest całkiem sympatyczna
- Ja ci przypominam, że to było wasze pierwsze spotkanie. Zobaczymy, co powiesz za dwa miesiące. Zapewniam cię, że trudno będzie nam się teraz od niej odczepić. Będzie przylatywała non stop, albo co gorsza w ogóle nie będzie wylatywać.
- Będę teraz do ciebie mówić Maruś – oświadczyła ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Doskonale wiedziała, jaka będzie jego reakcja.
- Nawet nie próbuj – wycedził
- Dlaczego? – udała zdziwienie - Mnie się bardzo podoba

wtorek, 23 maja 2017

'Umowa' VIII



Genowefa Brzeska przez kolejne dni pobytu wykonywała różne sztuczki, by doprowadzić do spotkania z Ulą. Podpuszczała nawet Helenę, by zorganizować kolację z okazji imienin Marka, które nota bene wypadały dopiero za miesiąc. Na szczęście kobieta nie dała się w plątać w realizację tego planu twierdząc, że syn z pewnością nie będzie zadowolony. Majętna staruszka niepocieszona wróciła do Berlina, zapowiadając kolejną wizytę.

Dobrzański odetchnął z ulgą. Miał dwa tygodnie spokoju. Uznał, że najwyższy czas, by przeprowadzili się z Ulą do wynajętego mieszkania.  Dobrze w oczach rodziny będzie wyglądało, jeśli pomieszkają razem przed zaręczynami. Utwierdzi to jego rodziców, a zwłaszcza babkę w przekonaniu, że młody Dobrzański wie, co robi, a decyzja o ożenku jest świadoma, przemyślana i podyktowana chęcią stworzenia z ukochaną kobietą trwałego związku. Cieplak z pokorą przyjęła plany rychłej przeprowadzki i akceptując termin podstawienia samochodu, który miał przewieźć jej rzeczy, zaczęła stopniowo wypełniać kartonowe pudła swoimi rzeczami.

Miała dwa wolniejsze dni, więc mogła sobie pozwolić na domowe porządki. Od dwóch dni nocowała na Służewcu. A w zasadzie nie nocowała, a koczowała. Trudno się żyło pośród nierozpakowanych kartonów i chaosu panującego w mieszkaniu. Marek niby przebywał tam od tygodnia, ale sam wypakował ledwie trzy walizki z najpotrzebniejszymi ubraniami i zagospodarował kuchnię w podstawowe przedmioty niezbędne do przygotowania kawy i odgrzania jedzenia, które zamawiał, bądź przywoził z restauracji. Musiała się zagospodarować w miejscu, w którym miała spędzić najbliższy rok. Rozpakowywała kolejne pudła i porządkowała wybraną sypialnię. Postanowiła zająć największy pokój z dużą, trzydrzwiową szafą z lustrzanymi drzwiami. Vis a vis była nieco mniejsza sypialnia Marka, za to z oddzielną garderobą i od strony zachodniej. Zdecydowanie wolała mieć słoneczne poranki, niż duszne wieczory. Wniosła z dołu kolejny karton i niechętnie zabrała się za wyciąganie jego zawartości. Szybko zorientowała się, że karton nie należy do niej, a w jego środku znajdują się nowe ubrania Marka, jeszcze z metkami. Wyciągnęła jeden ze swetrów, który aż raził po oczach wielgachnym napisem ‘Hugo Boss’ na klatce piersiowej. Zerknęła na metkę i pokręciła głową w geście niedowierzania i całkowitej dezaprobaty. W oczy rzuciły się jej jeszcze bokserki innego, znanego projektanta z logiem ‘ck’ na gumce.
- Sweter za osiem stów, gacie za stówę. I’m not rich but I live like a millionaire – zanuciła pod nosem przebój stacji radiowych. Jako księgowa doskonale orientowała się w finansach Dobrzańskiego. Owszem, jego firma przynosiła przyzwoite zyski, ale to nie był powód, by każdego dnia zakładał na siebie ubrania o łącznej wartości kilku tysięcy złotych. Zresztą takie obnoszenie się z bogactwem od zawsze uznawała za tandetne. Najwidoczniej Marek był innego zdania. Wolał mieszkać w stosunkowo małym mieszkaniu na Bemowie i nie martwić się o byt na emeryturze, a za to teraz wydawać wszystkie zarobione pieniądze na egzotyczne wakacje, modne ciuchy i ekskluzywny samochód – Pewnie na tego Kleina i BWM wyrywał te wszystkie laski. Lanser pełną gębą – wywróciła oczami i wkładając sweter do środka podstawiła pudło pod drzwi jego sypialni.

Mieszkali razem od pięciu dni i to wspólne dzielenie przestrzeni wychodziło im całkiem dobrze. Być może dlatego, że się mijali. Marek wraz z ekipą przygotowywali jednocześnie dwie imprezy, trzydzieste urodziny znanej celebrytki i otwarcie nowego salonu jednej z najdroższych marek na polskim rynku. Do domu wracał późno, gdy Ula już się kładła, wstawał, gdy ona albo była już poza domem, albo tonęła w stertach papierów i wyliczeń. W piątkowe popołudnie zabrała się za porządki. Było widać nie tylko ślady bytowania, ale również bałagan, który pozostał po niedawnej przeprowadzce, jak choćby walające się po kątach puste kartony. Marek wrócił do domu wyjątkowo wcześniej. Najwyraźniej sobotnie urodziny były dopięte na ostatni guzik, a ich jutrzejszą realizację miały bezpośrednio nadzorować Daria z Patrycją.
- Co robisz? – zapytał przyglądając się jej z konsternacją, jak ściera parapety w salonie
- Sprzątam? – ten pytający ton aż ociekał ironią, bo co innego mogła robić ze szmatą w ręku
- A dlaczego? – dociekał rozglądając się po pomieszczeniu i zauważając kij od mopa niemal pod swoimi stopami
- A nie zauważyłeś, że jest brudno? – do tej pory miała go za w miarę inteligentnego faceta, ale w tym momencie miała wrażenie, że stoi przed nią laureat nagrody ‘idiota roku’
- Zauważyłem. Dlatego też w poniedziałek przyjdzie tutaj pani Ludmiła. Już z nią rozmawiałem
- Nie sądzisz, że wpuszczanie tutaj obcej kobiety jest ryzykowne? A co będzie, jak się twoi rodzice dowiedzą, że mamy oddzielne sypialnie? Przecież możemy sprzątać sami – fakt, mieszkanie było spore, ale bez przesady.
- Nie dowiedzą się. Nie ma opcji – rozsiadł się na sofie, z pogardą patrząc na wiadro z wodą – Pani Ludmiła sprząta u mnie od lat. Jest bardzo dyskretna i nie będzie dociekać, co się tutaj dzieje. Ja nie sprzątałem i nie mam zamiaru. I ty też nie musisz. Są od tego ludzie, którzy tak zarabiają na życie. My mamy więcej czasu wolnego, oni mają za co opłacić rachunki. Wszyscy są zadowoleni
- Skoro tak – wzruszyła ramionami i już miała wychodzić z pomieszczenia, gdy przypomniała sobie o małym przedmiocie, który schowała w kieszeni sportowej bluzy - Coś ci wypadło – powiedziała kładąc prezerwatywę w niebieskim opakowaniu na kawowym stoliku. Znalazła ją z samego rana w łazience na piętrze, pod szafką umywalkową
- Musiała mi wypaść z jeansów. Dawno ich nie nosiłem
- Jasne – zaśmiała się kpiąco, wywracając oczami. Dała mu tym samym znak, że za grosz mu nie wierzy – Jeśli myślisz, że jestem idiotką, to się grubo mylisz – dodała na odchodne i jak gdyby nigdy nic ruszyła w kierunku kuchni, by przygotować sobie sałatkę na kolacje.

Ponowny przyjazd babci nieco się przesunął w czasie ku wielkiej radości Marka. Kilka dni po urodzinach przyjaciółki zaczęła przygotowywać się do dłuższego pobytu w Polsce. Już nawet zarezerwowała bilet na samolot i pech chciał, że ponownie odezwały się korzonki. Wylot do Warszawy musiał zostać przełożony minimum o cztery tygodnie.

- Możesz mi wytłumaczyć, co ci strzeliło z tym Markiem do głowy? – dopytywał Szymczyk, gdy blond włosa kelnerka postawiła przed nimi filiżanki z parującą kawą
- Nic – wzruszyła ramionami
- Fakt, mieliśmy małą przerwę w kontaktach, ale znamy się od lat i nigdy bym nie przypuszczał, że możesz się związać z kimś takim, jak Dobrzański – kręcił głową z dezaprobatą – Dziewczyno, to nie jest facet dla ciebie
- A kto powiedział, że jest?
- A nie jest?
- Nie – odparła krótko
- Przecież przyszliście razem. Przyprowadził cię na urodziny Łukasza – tłumaczył, jak dziecku - Zawsze na takich kameralnych imprezach w domu pojawiał się sam, ale gdy zdarzało nam się ze dwa razy wychodzić gdzieś potańczyć, to przeróżne dziewczyny wisiały na jego ramionach. Przychodził z jedną, wychodził z dwiema innymi
- Powiem ci, ale tylko dlatego, że znamy się od lat i wierzę, że będziesz trzymał gębę na kłódkę – Maciej zmarszczył brwi, oczekując wyjaśnień – To nie jest naprawdę. Umówiliśmy się, że będę udawać jego dziewczynę
- Co? – zaśmiał się z niedowierzaniem
- Musi się ożenić, żeby dostać duże pieniądze od babci
- Co? – było widać, że go zamurowało – I ty przepraszam bierzesz w tym udział? – pokiwała głową – Przecież to jest jakaś chora akcja!
- To nie ja ją wymyśliłam – próbowała się usprawiedliwiać
- Ale to ty będziesz panną młodą i to ty będziesz rozwódką. Na co ci to wszystko? Naprawdę nie miał innej kandydatki? Mało dziewczyn przewinęło się przez jego łóżko? Ciebie musiał w to wciągać? Przecież to jest jakiś pomysł w kosmosu. Wycofaj się z tego, póki jest jeszcze czas
- Podpisałam już umowę – mruknęła
- Dom wariatów – kręcił głową z rezygnacją – To, że on jest popieprzony wiedziałem od dawna, ale że ty dasz się w to wmanewrować, to w życiu bym nie przypuszczał – obrzucił ją krytycznym spojrzeniem

Przez ostatnie trzy tygodnie relacje Uli i Marka można było określić jako poprawne. Generalnie żyli, jak dwójka współlokatorów. Czasem jadali razem posiłki, robili zakupy, zdarzyło im się nawet iść raz do kina, ale w gruncie rzeczy każde żyło własnym życiem. Ula pracą i sporadycznymi wyjazdami do Rysiowa, Marek firmą, kolejnymi eventami i wypadami z Sebastianem na siłownię i basen.

czwartek, 11 maja 2017

'Umowa' VII



- Jedziesz po nią na lotnisko? – dopytywała wyraźnie rozbawiona, gdy taksówką wracali do domów po imprezie u Łukasza
- Zwariowałaś? – niedowierzanie mieszało się z pretensją. Umysł bruneta od momentu przeczytania sms’a pracował na najwyższych obrotach – Tu trzeba mieć dobrą strategię – postanowił podzielić się z nią planem, który od dwóch godzin skrupulatnie kreślił w swojej głowie
- Ty jesteś genialnym strategiem – zakpiła z niego – Aż się boję, jeśli jest tak genialna, jak pomysł ożenku ze mną – wywróciła oczami w zabawnym geście, który najwyraźniej Dobrzańskiemu się nie podobał
- Jak masz lepszy, to śmiało – spojrzał na nią z wyższością
- To nie ja chce zostać dziedziczką fortuny, grając przy okazji babci na nosie. Jak by to powiedzieć – chrząknęła – Nie moja rodzina, nie moja sprawa
- To zaraz będzie twoja rodzina – przypomniał jej. Prowadzili dyskusję kompletnie nie zwracając uwagi, że w pojedźcie oprócz nich jest jeszcze kierowca.  
- I generalnie póki co, największy problem mam z tobą. Rodziców masz bardzo sympatycznych. Już się nie mogę doczekać, aż poznam uroczą staruszkę, przed którą ty się trzęsiesz jak galareta
- Przed nikim się nie trzęsę – wycedził wyraźnie poirytowany – To po pierwsze. A po drugie, to wcale nie zamierzam ci jej przedstawiać w najbliższym czasie – spojrzała na niego zaskoczona. Nie miała pojęcia, co knuje.
- Ojjj, to będzie zawiedziona
- Z pewnością, bo zawsze wtyka nos w nieswoje sprawy. Ale będzie to lepiej wyglądać, niż jak tuż po przylocie będę jej ciebie prezentował. Jeszcze się skapnie, że to ustawka. W gruncie rzeczy jesteśmy razem krótko i wystarczy, że rodzice widzieli, że żyjesz, istniejesz i jesteś przyzwoitą kobietą
- Przyzwoita kobieta – pokiwała głową – Dziękuję ci bardzo. W twoich ustach brzmi to, jak największy komplement – rzekła z nutą kpiny. Postanowił się nie odgryzać, bo wybitnie nie miał dziś ochoty na utarczki słowne. O ile zwykle sprawiało mu to wielką frajdę, bo była bystra i inteligentna, o tym razem za bardzo skupiony był na dopracowaniu planu o nazwie ‘przyjazd babki’. Jednak ona nie dawała za wygraną, dalej go prowokując – Swoją drogą tak się cały czas zastanawiam, czy twój plan jednak wypali. Rodzinka łyknie, że się nagle zacząłeś interesować przyzwoitymi kobietami? – spojrzał na nią z ukosa, by po odezwać się po chwili triumfalnym tonem
- Pomyślą, że dojrzałem – wyszczerzył się – Będą ze mnie dumni. Już są.
- A później znów wielkie rozczarowanie, gdy zaczniesz prowadzać się z tymi nieprzyzwoitymi – teatralnie udała zasmucenie
- Znów zaczynamy? – wywrócił oczami przypominając sobie ich ostatnią wymianę zdań na ten temat – Będziesz teraz przez całą drogę nadawać, jaki to jestem niedojrzały, nieodpowiedzialny, wieczne dziecko bez zmartwień, lekkoduch, łamacz kobiecych serc – zaczął wyliczać na palcach – A ty wspaniałomyślnie będziesz mnie wychowywać i wprowadzać na właściwe tory
- Nie zamierzam wprowadzać cię na właściwe tory, nie jestem twoim psychoanalitykiem. Po prostu staram się zrozumieć mężczyzn. Przynajmniej niektórych. Bo na przykład taki Łukasz i kilku innych twoich kolegów jednak dorosło w odpowiednim czasie i mają trochę inne zapatrywanie na życie
- Monogamia jest wymysłem człowieka i generalnie jest niezdrowa – spojrzała na niego z politowaniem, gdy wygłosił tę tezę – Tak samo, jak nie każdego kręci wicie gniazdka, sadzenie drzewa i zaprzestania stosowania antykoncepcji
- I tak do emerytury – westchnęła
- Nie wiem, czy do emerytury – wzruszył ramionami - Póki co dobrze mi tak, jak jest. Mam rodzinę od święta, przyjaciół na weekendowe spotkania i wyjazdy, a kobiety na te wieczory, gdy mam ochotę na seks. Czego chcieć więcej?
- Może tego, żeby ktoś był zawsze, a nie od czasu do czasu? Tego, żeby nie być samotnym? Przyjaciele skupią się w końcu na swoich rodzinach, dzieciach i nie będą mieć czasu balować z wiecznym singlem. A ty będziesz wracał do pustego domu i jedyne, co ci zostanie, to wyrywać małolaty w klubie na swój gruby portfel.
- Dajmy już z tym spokój – mruknął ugodowo – Ja mam swój sposób na życie, ty swój. Nikt nikogo i tak nie przekona – machnęła ręką w geście rezygnacji.

W poniedziałkowe popołudnie zadzwoniła do niego matka z pytaniem, czy przyjedzie na kolację. Doskonale wiedział, że pomysł wspólnego posiłku nie wyszedł od stęsknionych rodziców, z którymi widział się raptem pięć dni wcześniej, a od Genowefy Brzeskiej. Wykręcił się pracą do późnych godzin wieczornych i zapowiedział się na wtorek.

- Maruś – gdy tylko przekroczył próg rodzinnego domu usłyszał zdrobnienie swojego imienia, którego szczerze nie znosił – No jesteś wreszcie – siedząca pośrodku sofy starsza pani odstawiła filiżankę z herbatą i zmierzyła go od góry do dołu uważnym spojrzeniem
- Witaj babciu – uśmiechnął się sztucznie i przywitał się z nią krótkim cmoknięciem w policzek
- Przytyłeś – zaczęła, nim zdążył jeszcze usiąść – I zaczynasz siwieć – zauważyła. Zagotowało się w nim, ale postanowił nie dawać się z nią w dyskusję. Sam parę miesięcy temu zauważył na swoich skroniach pierwsze siwe włosy i z całą pewnością nie był to dla niego powód do dumy. Genia jednak nie mogła sobie darować tej uwagi, nawiązującej do tego, że się starzeje.
- Jak ci minęła podróż? – spytał uprzejmie, siadając w fotelu. Na talerzyk włożył sobie pokaźnych rozmiarów gałązkę winogron, by zatuszować nieco zespół niespokojnych rąk, który ujawniał się w sytuacjach stresowych.
- Na szczęście przyleciałam Lufthansą, więc całkiem przyjemnie. Szkoda, że nie przyjechałeś na wczorajszą kolację – w jej głosie nie pobrzmiewał smutek z nieobecności wnuka. Szybciej można się było w tym tonie doszukać reprymendy.
- Pracowałem do późna. Do domu wróciłem jakoś przed dwudziestą pierwszą. Szykujemy dużą imprezę.
- Morze alkoholu, półnagie kobiety i głośna muzyka – kręciła głową z rezygnacją
- Kulturalny event z okazji jubileuszu kliniki medycyny estetycznej. Zamiast głośnej muzyki będzie kwartet smyczkowy. A półnagimi kobietami nie byłyby zainteresowane klientki tego gabinetu. Popadłyby w jeszcze większe kompleksy – spojrzał na babkę z spojrzeniem typu ‘no i co? Jednak mylisz się co do mnie’.
- Ja naprawdę bym wolała, żebyś ty się zajął czymś przyzwoitym – westchnęła – Mógłbyś pracować z ojcem, na jakimś odpowiedzialnym… - zaczęła swoje wywody, ale nie dał jej skończyć
- Każdy z nas ma swój biznes i tego się trzymajmy. Moja praca jest naprawdę przyzwoita i nie każdy event to pijaństwo i orgie – staruszka aż się wzdrygnęła na myśl, jakie imprezy wnuk organizuje, a co gorsza na jakich bywa
- Całe szczęście, że twoja dziewczyna ma porządny zawód – uśmiechnął się w duchu, że zbyt długo nie czekała, aby przejść do konkretów – Mama wspominała, że jest zdolną księgową
- A właśnie – zręcznie odsunął temat na boczny tor, podsycając tym samym jej zainteresowanie – Gdzie rodzice?
- Ojciec prowadzi telekonferencję w gabinecie, a Helena musiała podjechać na chwilę do galerii, powinna wrócić za pół godziny – pokiwał głową w geście zrozumienia – To…
- A na długo przyjechałaś? – ubiegł ją - Mama nie wspominała, kiedy wracasz do Berlina – nałożył sobie kolejną kiść i szczerze sobie gratulował, że nie zdążył dziś zjeść lunchu, bo inaczej takiej ilości owoców by nie pochłonął
- Nie wiem jeszcze. Stęskniłam się i chcę spędzić trochę czasu z rodziną, ale dłużej niż tydzień tym razem nie będę mogła zostać. W kolejną środę moja przyjaciółka Daniela obchodzi osiemdziesiąte urodziny. Chcę osobiście złożyć jej życzenia
- Naturalnie – mruknął, zastanawiając się, kiedy któreś z rodziców do nich dołączy, bo miał dość tej konwersacji
- To kiedy ją poznam? – przyjrzała mu się badawczo
- Kogo? – udał zdezorientowanie
- Twoją wybrankę – była wyraźnie podeksctowana
- Żadna wybranka. Po prostu dziewczyna – wzruszył ramionami
- Do tej pory dziewczyn nie przedstawiałeś rodzicom – zauważyła
- No i może to był błąd. Ale póki co nie chcę robić dużego zamieszania, żeby nie zapeszyć. Jesteśmy razem raptem kilkanaście tygodni. Na duże rodzinne przyjęcia mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie czas – Genowefa wydawała się niepocieszona i po jej minie Marek wiedział, że już zaczęła się zastanawiać, jak to niby przypadkiem zrobią mu z Heleną nalot, by mogła Ulę poznać – My nawet jeszcze razem nie mieszkamy
- No to na co czekasz? – zapytała z lekką pretensją – Rodzice mówili, że jest wyjątkowa, a takie kobiety długo nie bywają same.
- Rozglądam się za jakimś większym mieszkaniem – rzucił niby to obojętnie – Ale niech wszystko toczy się swoim rytmem.

sobota, 6 maja 2017

'Umowa' VI



- Pani Dobrzańska ma charakterek. A nie wygląda – śmiał się Olszański wyraźnie rozbawiony opowieścią kolegi. Dobrzański patrzył na niego z politowaniem – Z pewnością nie będziesz się z nią nudził – dodał już poważniejszym tonem, by nie drażnić bruneta
- No właśnie nie wiem… - mruknął – cały czas się zastanawiam, czy to był dobry pomysł, żeby ją w to wciągać. Skoro teraz zaczyna pokazywać pazurki, to aż strach pomyśleć, co będzie dalej. Sam nie wiem, czy bardziej mnie bawi, czy drażni – pokręcił głową z geście powątpiewania
- Od początku iskrzy. To już coś. Kto się czubi, ten – nie dane mu było dokończyć, bo Dobrzański dosłownie spiorunował go wzrokiem
- Idź w cholerę! – syknął – Gdybym miał więcej czasu z pewnością znalazłbym lepszą kandydatkę. Babka doskonale wiedziała, że tym terminem przystawia mi nóż do gardła. No i mamy efekty. Tonący brzytwy się chwyta – mruknął wyraźnie niezadowolony
- Sam mówiłeś, że twoi rodzice byli nią zachwyceni. Zresztą nie przesadzajmy, to naprawdę fajna dziewczyna. Odkąd zaczęła bardziej dbać o siebie muszę przyznać, że jest bardzo interesująca i gdybym nie miał być świadkiem, sam bym się koło niej zakręcił – Dobrzański po raz drugi przywołał go do porządku spojrzeniem – Żartowałem – podniósł ręce w obronnym geście, choć jego wcześniejsze zdanie wcale nie brzmiało, jak żart
- To, że jest ładna nie zmienia faktu, że próbuje mą rządzić i organizować mi życie, a tego nie znoszę
- Chyba oświadczę się Violce – odparł nieoczekiwanie Olszański, czym wprawił w osłupienie bruneta
- Czy ty siebie słyszysz?
- O co ci chodzi? – zapytał zdezorientowany – Jestem po trzydziestce, czas się ustatkować
- W przeciągu dwóch minut zdążyłeś powiedzieć, że gdyby nie ja, umówiłbyś się z Ulką, by chwilę później stwierdzić, że będziesz się żenił i to tylko dlatego, że czas ucieka. Już nie wspominając o tym, że wy się chyba już ze cztery razy rozstawaliście
- Nie tylko dlatego, tak mi się tylko powiedziało – wzruszył ramionami – I nie cztery, tylko dwa – podkreślił – Zauważ, że zawsze wracam do Violki, bo w innych nie potrafię znaleźć tego, co widzę w niej. I tak mam farta, że nikt mi jej nie sprzątnął sprzed nosa.
- No wiesz, trzeba mieć do niej zdrowie – zaśmiał się, przypominając sobie dziewczynę kumpla. Atrakcyjna blondynka, która była aktorką w teatrze dla dzieci, a niekiedy dorabiała jako tancerka na organizowanych przez firmę chłopaków eventach, była znana ze swoich oryginalnych powiedzonek i dość ekstrawaganckiego stylu bycia.
- Jest specyficzna, ale w tym tkwi jej urok. Nogi i cycki ma każda – Marek pokiwał głową ze zrozumieniem, chociaż dla niego akurat atrybuty kobiecości odgrywały pierwszoplanową rolę, a reszta była tylko dodatkiem.

W czwartkowe przedpołudnie, tuż po przyjściu do biura, zajrzał do pokoju, który zazwyczaj zajmowała Ulka, gdy akurat była w firmie. Jak zwykle siedziała pochylona nad dokumentami, uzupełniając kolejne rubryczki arkusza kalkulacyjnego.
- Cześć – przywitał się do progu. Nie bardzo wiedział, czego ma się spodziewać. Od momentu ostrzejszej wymiany zdań po kolacji u jego rodziców skutecznie się unikali, a w zasadzie nie szukali ze sobą kontaktu.
- Cześć – zerknęła na niego przelotnie i przeszła od razu do spraw służbowych – Papiery mi się nie zgadzają. To jest do poprawki – podała mu kilka zadrukowanych kartek – Brakuje mi faktur za paliwo za okres od jedenastego do dwudziestego. Musieliście tankować, bo były w tym czasie trzy imprezy. I zdaje się, że na fakturze za alkohol jest błąd. Ktoś się pomylił o jedno zero – wskazała odpowiednią rubrykę.
- Tutaj jest wszystko ok. Przyjaciel solenizanta jest właścicielem sklepu z ekskluzywnymi alkoholami, więc przywiózł dwa kartony w ramach prezentu. My musieliśmy dokupić jedynie szampana, stąd taka mała kwota. To zaraz poprawię – pobieżnie przejrzał dokumenty, które mu wcisnęła – A faktury Patrycja zaraz ci przyniesie. Teraz ona jest odpowiedzialna za rozliczanie transportu.
- Ok. Chcę to dzisiaj ogarnąć – mówiła, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa
- Jak będziesz wychodzić, to wpadnij do mnie proszę – rzekł będąc już przy drzwiach
- To coś ważnego? – przyjrzała mu się uważnie - Trochę się spieszę. O osiemnastej mam spotkanie z nowym klientem
- Coś dużego? – zainteresował się i cofnął dwa kroki
- Trzy salony kosmetyczne na terenie Warszawy i cztery solaria – wzruszyła ramionami
- Rozwijasz się. Fajnie – wysilił się na uśmiech
- To coś ważnego? Zawodowego, czy prywatnego? – świdrowała go wzrokiem – Załatwmy to teraz
- Wybitnie prywatnego – odparł, ponownie zajmując miejsce przed biurkiem – Mój kolega obchodzi w sobotę trzydzieste piąte urodziny. Organizuje małą domówkę. To będzie dobra okazja, żeby cię poznali. W przyszłym miesiącu będzie spora gala, na której musimy się pojawić. I tak będziemy skupiać na sobie uwagę wszystkich, więc wolałbym uniknąć wieczorku zapoznawczego.
- O której? – zapytała niechętnie. Co prawda miała na weekend zupełnie inne plany, ale jak to mówią służba nie drużba.
- Przyjadę po ciebie za kwadrans dwudziesta – kiwnęła głową dając mu znak, że przyjęła do wiadomości.

Była zaskoczona jego znajomymi. Pozytywnie zaskoczona. Jubilat Łukasz okazał się ułożonym, statecznym facetem, który owszem nie stronił od odrobiny szaleństwa od czasu do czasu, ale na co dzień był żonatym właścicielem salonu samochodowego z trójką dzieci. Jak się okazało Marek proponował, że zorganizuje mu urodziny z prawdziwego zdarzenia, ale odmówił twierdząc, że imprezy dla setki osób przestały go kręcić i woli ten czas spędzić z najbliższymi przyjaciółmi. Na przyjęciu było jeszcze trzech kolegów z żonami, Marcin z narzeczoną, dwie koleżanki, z którymi przyjaźnili się od czasów liceum, Agnieszka z mężem Witkiem i Brygida, której mąż od miesiąca przebywał na kontrakcie w Dubaju. Pojawił się również Sebastian w towarzystwie Violetty, którą wreszcie miała okazję poznać.
- A tamten? – ruchem głowy wskazała blondyna z widoczną nadwagą, który siedząc na skraju sofy sączył drinka
- Tomek. Jest lekko wyalienowany. Przez lata był sąsiadem Łukasza. Kumplowaliśmy się z nim jeszcze w szkole, później zaczął pogrążać się w swoim świecie, jak na programistę przystało. Nie wiem po cholerę go zaprosili. Zawsze przychodzi sam, na godzinę, dwie. Wypija parę drinków – opowiadał Dobrzański – czasem z kimś pogoda, ale przeważnie milczy i wraca do domu. Kiedyś to był spoko chłopak, a teraz to dziwny typ – z oddali przyjrzał się koledze, który całą swoją uwagę skupiał na smartfonie.
Uwagę Uli najbardziej skupił jednak dwóch mężczyzn, z którymi Marek rozmawiał wyjątkowo chętnie. Singiel Mateusz i Robert, który przyszedł z rudowłosą Niną, przedstawiając ją jako swoją ‘partnerkę’. Jak się później dowiedziała od Asi, żony jubilata, Robert od trzech lat był rozwodnikiem i na każdą imprezę przychodził z nową dziewczyną. Odkąd tylko przyszedł Cieplakówna czuła, że bacznie ją obserwuje i kompletnie ignorując swoją partnerkę zagaduje Brygidę, momentami z nią flirtując
- Kółko wzajemnej adoracji – mruknęła do szatynki, z którą tego wieczoru nawiązała nić sympatii
- Rzeczywiście najbardziej trzymają się razem. Takie trzy niespokojne dusze – wywróciła oczami
- Raczej łowcy – rzuciła żartobliwym tonem, na co obie parsknęły śmiechem
- Mateo jest jeszcze młody, w przyszłym roku kończy trzydziestkę, może się wreszcie wyszumi – zerknęła na szwagra wzdychając ciężko - Robert to już przypadek beznadziejny, ale miejmy nadzieję, że Marek przy tobie spoważnieje. Widzę, że to coś poważnego.
- Tak? – zapytała zdziwiona – Wiesz ciężko powiedzieć. Jesteśmy razem raptem dwa miesiące. I – nie dane jej było dokończyć, bo pojawili się ostatni goście. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu w towarzystwie jubilata do salonu wszedł Maciek Szymczyk ze swoją żoną Marysią
- Moja spóźnialska siostra – rzuciła Asia w stronę Cieplakówny i ruszyła w kierunku pary.
- Witajcie – podeszła do nich chwilę po ich wylewnym przywitaniu z gospodynią – Miło was widzieć – cmoknęła blondynkę w policzek i zawisła na szyi przyjaciela
- Ulka? – zapytał z niedowierzaniem Szymczyk – A co ty tutaj robisz?
- O to samo mogłabym zapytać was. Nie sądziłam, że dzisiejszy jubilat to wasza rodzina
- Nie było cię na ślubie, to ich nie poznałaś – wytknął jej żartobliwym tonem. Wiedziała, że chłopak od dawna nie ma do niej żalu. Byli przyjaciółmi i sąsiadami od dzieciństwa. Razem w przedszkolu, szkole, na studiach. Później ich drogi nieco się rozluźniły, gdy Szymczyk wyprowadził się pierwszy do Warszawy, a później wraz z narzeczoną wyjechał na kilka lat do Amsterdamu. Kontaktowali się głównie przy okazji urodzin i świąt.
- Kiedy wróciliście? – dopytywała – Przecież miałeś kontrakt.
- W maju. Maryśka chciała, żeby Pawełek chował się w Polsce. Kontrakt miałem na trzy lata. Nie przedłużyłem.
- Po ciąży nie mogłam znaleźć pracy i postanowiliśmy wrócić. Małym zajmuje się moja mama, a ja zaczęłam pracować w salonie Łukasza. Zajmuję się ubezpieczeniami.
- No to fajnie, że jesteście na miejscu w Warszawie. Będzie łatwiej częściej się spotkać – uśmiechnęła się promiennie. Szymczykowie tę propozycję przyjęli z entuzjazmem
- Przepraszam was, przywitam się z resztą – blondynka ruszyła w kierunku Mateusza
- A w ogóle co ty tu robisz? Skąd znasz Łukasza i Aśkę?
- Dopiero ich poznałam. Przyszłam z Markiem
- Dobrzańskim? – Maciej nie krył zaskoczenia – No żartujesz? – parsknął śmiechem
- Nie – pokręciła głową zupełnie poważnie  
- Wy jesteście razem? – kręcił głową z niedowierzaniem
- To długa historia – mruknęła
- Którą koniecznie musisz mi opowiedzieć. To nie jest facet dla ciebie. Zresztą… - nie dokończył, bo zmaterializował się koło nich główny bohater tej rozmowy
- Cześć Maciek – podał rękę mężczyźnie i z nietęgą miną spojrzał na Cieplakównę – Kochanie mogę cię prosić na chwilę – pociągnął ją za rękę w stronę przedpokoju
- Co się stało?
- Dwie godziny temu dostałem sms’a do mamy. Dopiero teraz zerknąłem na telefon – chrząknął wyraźnie niezadowolony – Babka przylatuje w poniedziałek